5439
Szczegóły |
Tytuł |
5439 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5439 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5439 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5439 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Mike Resnick
Barnaba na wybiegu
Barnaba siedzi w klatce czekaj�c, by Sally przysz�a
wreszcie do laboratorium i da�a mu uk�adank�, t� sam�, nad
kt�r� pracowa� wczoraj. Dzisiaj ju� nie rozczaruje Sally.
My�la� o tej uk�adance ca�� noc. My�lenie jest frajd�.
Dzisiaj u�o�y j� poprawnie, a Sally u�miechnie si� i powie
mu, �e jest bardzo m�dry. Barnaba po�o�y si� na plecach, a
Sally podrapie go po brzuszku i powie: "C� za poj�tny
m�odzieniec z ciebie, Barnabo!" Na to Barnaba zrobi
pocieszn� min� i fiknie kozio�ka.
Barnaba to ja.
Po wyj�ciu Sally czuj� si� samotny. Kiedy jest czarno,
przychodzi Bud i czy�ci klatk�, ale nigdy si� nie odzywa.
Czasem zapomina i zostawia zapalone �wiat�o. Wtedy pr�buj�
rozmawia� z Rogerem i jego rodzin�, ale oni s� tylko
kr�likami i nie rozumiej� znak�w. C�, nie s�dz�, �eby byli
bardzo m�drzy. Ka�dego wieczora, kiedy Bud wchodzi, siadam i
u�miecham si� do niego. Za ka�dym razem pokazuj� na migi
"Cze��", ale on nie reaguje. Czasami my�l�, �e nie jest wiele
m�drzejszy od Rogera. Poklepuje mnie tylko po g�owie.
Czasami, po sko�czonej pracy, zostawia w��czony film.
Moimi ulubie�cami s� Fred i Barney. Wszystko jest tam
takie pomys�owe i szybkie. Ci�gle prosz� Sally, �eby
przyprowadzi�a Dina, bo chcia�bym si� z nim pobawi�, ale nie
robi tego. Lubi� Barneya, poniewa� nie jest taki wielki i
ha�a�liwy jak Fred, a ja te� nie jestem du�y ani ha�a�liwy.
No i nazywam si� Barnaba, a to brzmi podobnie jak Barney.
Czasami, kiedy jest czarno i jestem zupe�nie sam, wyobra�am
sobie, �e jestem Barneyem i wcale nie sypiam w klatce.
Tego dnia by�o bia�o na dworze i Sally nawet mia�a bia�e
na sobie, kiedy wesz�a do laboratorium, ale ca�kowicie
zamieni�o si� w wod�.
Dzisiaj mieli�my now� zabawk�. Wygl�da jak taki przedmiot
z biurka Doktora, z mn�stwem rzeczy, kt�re przypominaj�
p�askie winogrona. Sally powiedzia�a, �e poka�e mi co�, a ja
mam dotkn�� tego winogrona, na kt�rym jest taki sam obrazek.
Pokaza�a mi but, pi�k�, jajko i gwiazdk�, i kwadrat.
Przy jajku i kwadracie pomyli�em si�, ale jutro si�
poprawi�. Z ka�dym dniem my�l� wi�cej. Jak m�wi Sally,
jestem bardzo poj�tnym m�odzie�cem.
Sp�dzili�my wiele dni z now� zabawk� i teraz, za jej
pomoc�, po prostu dotykaj�c w�a�ciwego winogrona, mog�
rozmawia� z Sally.
Sally wchodzi do laboratorium i m�wi "Jak si� masz
Barnabo?", a ja dotykam winogron i m�wi� "Barnaba ma si� dobrze",
albo "Barnaba jest g�odny."
Tak naprawd� chc� powiedzie� "Barnaba jest samotny", ale
dla "samotny" nie ma winogrona.
Dzisiaj dotykam winogron, kt�re m�wi� "Barnaba chce
wyj��".
- Z klatki? - pyta Sally.
- Na zewn�trz - pokazuj�. - Na zewn�trz, do bia�ego.
- Nie podoba�oby ci si� tam.
- Nie podoba mi si� czarne, kiedy jestem sam - pokazuj�.
- Spodoba mi si� bia�e.
- Jest bardzo zimno, a ty nie jeste� do tego
przyzwyczajony - t�umaczy Sally.
- Bia�e jest bardzo pi�kne - m�wi�. - Barnaba chce wyj��.
- Ostatnim razem, kiedy ci� wypu�ci�am, wytarmosi�e�
Rogera - przypomina mi.
- Chcia�em tylko go dotkn�� - m�wi�.
- Sam nie wiesz, jaki jeste� silny. Roger jest tylko
kr�likiem, a ty go urazi�e�.
- Tym razem b�d� delikatny - obiecuj�.
- My�la�am, �e nie lubisz Rogera - m�wi Sally.
- Nie lubi� Rogera - m�wi� ja. - Lubi� dotyka�.
Si�ga r�k� do klatki, �askocze mnie w brzuszek, drapie po
plecach i robi mi si� przyjemnie, ale wtedy ona przestaje.
- Czas na lekcj� - oznajmia.
- Je�li zrobi� wszystko dobrze, czy mog�aby� przynie�� mi
co� do dotykania? - prosz�.
- A co takiego? - pyta.
My�l� przez chwil�.
- Drug� Barnab� - m�wi�.
Robi si� smutna i nie odpowiada.
Kt�rego� dnia przynosi ksi��k� z obrazkami. W�cham j� i
pr�buj�, jak smakuje. Na koniec zgaduj�, �e chce, abym ksi��k�
obejrza�.
S� w niej wszystkie rodzaje zwierz�t. Znajduj� jedno
podobne do Rogera, ale ono jest br�zowe, a Roger bia�y. I
jest tam kotek podobny do tego, kt�rego widuj� za oknem. I
pies, jak ten co czasami przychodzi z Doktorem do
laboratorium. Ale nie ma Dina.
Dalej widz� obrazek przedstawiaj�cy ch�opca. Jego w�osy
s� kr�tsze ni� w�osy Sally i nie takie siwe jak Doktora
ani ��te jak Buda. U�miecha si�, a ja wiem, �e musi mie�
du�o rzeczy do dotykania.
Kiedy Sally wraca nast�pnego rana, mam mn�stwo pyta� na
temat obrazk�w. Lecz zanim zd��� j� zapyta�, ona pyta mnie.
- Co to jest? - m�wi, podnosz�c w g�r� jaki� obrazek.
- Roger - zgaduj�.
- Nie - m�wi. - Roger to imi�. Jak si� nazywa takie
zwierz�?
Pr�buj� sobie przypomnie�.
- Kr�lik - m�wi� w ko�cu.
- Bardzo dobrze, Barnabo - chwali mnie Sally. - A co to
jest?
- Kotek - odpowiadam.
Przeszli�my tak ca�� ksi��k�.
- Gdzie jest Barnaba? - pytam.
- Barnaba jest ma�p� - wyja�nia Sally. - W tej ksi��ce
nie ma obrazka ma�pki.
Zastanawiam si�, czy s� jeszcze inne Barnaby na �wiecie i
czy te� s� takie samotne.
- Czy ja mam tat� i mam�? - pytam p�niej.
- Oczywi�cie, �e masz - m�wi Sally. - Wszystko ma tat� i
mam�.
- Gdzie oni s�? - chc� wiedzie�.
- Tw�j tata nie �yje - m�wi Sally. - A mama jest w zoo,
daleko st�d.
- Barnaba chce zobaczy� mam� - m�wi�.
- Lepiej nie, Barnabo.
- Dlaczego?
- Nie pozna�aby ci�. Zapomnia�a ju� ciebie, tak samo jak
ty zapomnia�e� j�.
- Gdybym j� zobaczy�, powiedzia�bym "Jestem Barnaba", a
wtedy ona rozpozna�aby mnie.
Sally kr�ci g�ow�.
- Nie zrozumia�aby. Ty jeste� wyj�tkowy, a ona nie. Nie
umie porozumiewa� si� na migi ani pos�ugiwa� komputerem.
- Czy ona ma jakie� inne Barnaby? - pytam.
- Nie wiem - zastanawia si� Sally. - Pewnie tak.
- Jak ona do nich m�wi?
- Nie m�wi.
My�l� nad tym bardzo d�ugo.
W ko�cu wiem.
- Ale dotyka ich.
- Tak, dotyka ich - potwierdza Sally.
- Musz� by� bardzo szcz�liwe - m�wi� ja.
Dzisiaj dowiem si� czego� wi�cej o byciu Barnab�.
- Dzie� dobry - m�wi Sally wchodz�c do laboratorium. - Jak
si� masz dzisiaj, Barnabo?
- Co to jest zoo? - pytam.
- Zoo to takie miejsce, gdzie mieszkaj� zwierz�ta -
wyja�nia Sally.
- Czy mog� zobaczy� zoo przez okno?
- Nie. Jest bardzo daleko.
D�ugo obmy�lam nast�pne pytanie.
- Czy Barnaby s� zwierz�tami?
- Tak.
- Czy Sally'e s� zwierz�tami?
- W pewnym sensie, tak.
- Czy mama Sally mieszka w zoo?
Sally �mieje si�.
- Nie - odpowiada.
- Czy mieszka w klatce?
- Nie - m�wi Sally.
My�l� przez chwil�.
- Mama Sally nie �yje - wnioskuj�.
- �yje.
Wpadam w gniew, poniewa� nie umiem zapyta�, czym mama Sally
r�ni si� od mamy Barnaby, a im bardziej pr�buj�, tym gorzej
mi to wychodzi i Sally mnie nie rozumie. Na koniec zaczynam
wali� pi�ci� w pod�og�. Roger i ca�a jego rodzina a�
podskakuj�, a Doktor otwiera drzwi. Sally daje mi ma��
zabawk�, kt�ra popiskuje, kiedy j� uderzam, i po nied�ugim
czasie zapominam, �e jestem w�ciek�y i zaczynam si� bawi�.
Sally m�wi co� Doktorowi, a on u�miecha si� i wychodzi.
- Czy chcesz zapyta� o co�, zanim zaczniemy lekcj�? - pyta.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego Barnaba jest ma�p�, a Sally cz�owiekiem?
- Poniewa� takimi stworzy� nas B�g - m�wi.
- Kim jest B�g? - pytam.
Pr�buje odpowiedzie�, ale znowu nie rozumiem.
Kiedy ju� jest czarno i Bud posprz�ta� moj� klatk�, i
jestem zupe�nie sam, z wyj�tkiem Rogera i jego rodziny,
siadam i my�l� o Bogu. My�lenie mo�e by� bardzo zajmuj�ce.
Skoro stworzy� Sally i stworzy� mnie, dlaczego nie zrobi�
mnie tak m�drym jak Sally? Dlaczego ona umie m�wi� i
wykonywa� r�ne rzeczy r�kami, a ja nie?
To jest bardzo skomplikowane. Postanawiam, �e musz�
spotka� si� z Bogiem i zapyta� go, dlaczego robi takie rzeczy i
dlaczego zapomnia�, �e nawet Barnaby lubi� by� dotykane.
Jak tylko Sally wchodzi do laboratorium pytam j�:
- Gdzie mieszka B�g?
- W niebie.
- Czy niebo jest daleko?
- Tak.
- Dalej ni� zoo?
- Du�o dalej.
- Czy B�g przychodzi czasem do laboratorium?
�mieje si�.
- Nie. Dlaczego?
- Mam du�o pyta�, kt�re chcia�bym mu zada�.
- Mo�e ja b�d� umia�a odpowiedzie� na niekt�re z nich -
m�wi.
- Dlaczego jestem sam?
- Poniewa� jeste� wyj�tkowy - m�wi Sally.
- Gdybym nie by� wyj�tkowy, czy by�bym z innymi Barnabami?
- Tak.
- Nigdy nie urazi�em Boga - stwierdzam. - Dlaczego uczyni�
mnie wyj�tkowym?
Nast�pnego dnia rano prosz�, �eby opowiedzia�a mi o innych
Barnabach.
- Barnaba to tylko imi� - wyja�nia Sally. - S� jeszcze
inne ma�py, ale nie wiem, czy kt�ra� z nich nosi takie imi�.
- Co to jest imi�?
- Imi� to co�, co odr�nia ci� od wszystkiego innego.
- Gdybym mia� na imi� Fred albo Dino, czy m�g�bym by�
taki jak wszyscy? - pytam.
- Nie - m�wi Sally. - Ty jeste� wyj�tkowy. Jeste� Bonobo
Barnaba. Jeste� bardzo s�awny.
- Co to jest s�awny?
- Wielu ludzi wie, kim jeste�.
- Co to s� Ludzie?
- M�czy�ni i kobiety.
- Czy s� jeszcze jacy� pr�cz ciebie, Doktora i Buda?
- Tak.
Wtedy przychodzi czas na lekcje, ale robi� je bardzo �le,
poniewa� ci�gle my�l� o �wiecie, kt�ry mie�ci w sobie wi�cej
ludzi ni� Sally, Doktor i Bud. Jestem tak zaj�ty
zastanawianiem si�, kto te� wypuszcza ich z klatek, kiedy
ust�puje ciemno��, �e zupe�nie zapominam o Bogu i nie my�l�
o nim wi�cej przez wiele dni.
S�ysz�, jak Sally rozmawia z Doktorem, ale nie rozumiem, co
m�wi�.
Doktor w k�ko powtarza, �e nie ma wi�cej zabawy w �rody,
a Sally na to, �e Barnaba jest wyj�tkowy, a potem oboje
m�wi� mn�stwo rzeczy, kt�rych nie rozumiem.
Kiedy maj� ju� dosy� i Doktor wychodzi, pytam Sally
dlaczego nie mo�emy bawi� si� w �rody?
- W �rody? - powtarza. - Co masz na my�li?
- Doktor m�wi, �e sko�czy�y si� �rody.
Przygl�da mi si� d�ugo.
- Zrozumia�e� co powiedzia�?
- Dlaczego nie mamy �rody? - powtarzam.
- �rodk�w - m�wi. - To s�owo to �rodki. Oznacza co innego.
- A wi�c Barnaba i Sally nadal b�d� si� bawi�? - powtarzam
pytanie.
- Ale� oczywi�cie.
K�ad� si� na plecach i daj� jej znak "Po�askocz mnie".
Si�ga do klatki i �askocze mnie, ale widz�, �e ma wod� w
oczach. Istoty ludzkie, kiedy s� smutne, zbieraj� wod� w
oczach. Udaj�, �e gryz� j� w r�k�, po czym biegam w k�ko po
klatce, tak jak to robi�em, kiedy by�em malutki, ale tym
razem to jej nie roz�miesza.
S�ysz� g�osy dochodz�ce zza drzwi. To znowu Doktor i
Sally.
- Nie mo�emy przecie� wsadzi� go do zoo - m�wi Doktor. -
Je�eli zacznie rozmawia� na migi ze zwiedzaj�cymi, po
miesi�cu milion ludzi b�dzie si� domaga�o dla niego
wolno�ci, a co b�dzie wtedy? Co si� z nim stanie? Wyobra�asz
sobie tego biedaka w cyrku?
- Nie mo�emy zniszczy� go tylko dlatego, �e jest zbyt
rozumny - m�wi Sally.
- Kto go we�mie? Ty? - m�wi Doktor. - Ma teraz dopiero
osiem miesi�cy. Co si� stanie, kiedy dojrzeje seksualnie, gdy
stanie si� gburowatym, doros�ym samcem? To ju� nied�ugo.
Rozedrze ci� na strz�py w okamgnieniu.
- Nie zrobi tego - nie Barnaba.
- Czy w�a�ciciel mieszkania pozwoli ci go trzyma�? Czy
masz ochot� po�wi�ci� dwadzie�cia lat, by si� nim opiekowa�?
- Mogliby�my postara� si� o odnowienie dotacji ju�
najbli�szej jesieni - m�wi Sally.
- B�d� realistk� - m�wi Doktor. - Min� lata, je�li w
og�le. Co najmniej p� tuzina laboratori�w w kraju powiela
ten sam program, a niekt�rzy s� ju� du�o dalej. Moja droga,
Barnaba nie jest jedyn� ma�p�, kt�ra nauczy�a si� u�ywa�
przedimk�w i przymiotnik�w. Jest jeszcze jeden
dwudziestopi�cioletni goryl i trzy inne kilkunastoletnie
szympansy Bonobo. Nie ma �adnego powodu, dla kt�rego kto�
mia�by przywr�ci� nasze finansowanie.
- Ale on jest inny - nalega Sally. - On stawia
abstrakcyjne pytania.
- Wiem, wiem...zapyta� ci� kiedy�, kim jest B�g. Ale ja
przes�ucha�em ta�m� i to ty wspomnia�a� o Bogu pierwsza.
Je�eli wymienisz nazwisko Michaela Jordana, a on zapyta, kto
to jest, nie znaczy to, �e zainteresowa� si� koszyk�wk�.
- Czy mog� chocia� porozmawia� z komisj�? Pokaza� im
kasety wideo z nagraniami?
- Wiedz�, jak wygl�da szympans - m�wi Doktor.
- Ale nie wiedz�, jak on my�li - m�wi Sally. - Mo�e to
przekona ich...
- Tu nie chodzi o przekonanie ich - m�wi Doktor. -
Fundusze wysch�y. Wszystkie programy kulej� w dzisiejszych
czasach.
- Prosz�...
- Zgoda - m�wi Doktor. - Zwo�am zebranie. Ale to i tak nic
nie pomo�e.
S�ysz� to wszystko, ale niczego nie rozumiem. Dzisiaj,
zanim zrobi�o si� bia�o, �ni�em o miejscu wype�nionym
Barnabami i teraz siedz� w k�cie, z zamkni�tymi oczami,
pr�buj�c zapami�ta� ten obraz, zanim zniknie.
Nadal prowadzimy lekcje ka�dego dnia, ale wiem, �e
Sally jest smutna i zastanawiam si�, czym j� zmartwi�em.
Tego ranka Sally otwiera drzwi mojej klatki i, nic nie
m�wi�c, d�ugo tuli mnie do siebie.
- Musz� z tob� porozmawia� Barnabo - m�wi i widz�, �e w
jej oczach znowu si� zbiera woda.
Dotykam winogron, kt�re m�wi� "Barnaba lubi rozmawia�".
- To wa�ne - m�wi. - Jutro opu�cisz laboratorium.
- Czy wyjd� na zewn�trz? - pytam.
- Pojedziesz bardzo daleko st�d.
- Do zoo?
- Dalej.
Nagle przypomina mi si� B�g.
- Czy pojad� do nieba?
U�miecha si�, pomimo �e w jej oczach jest coraz wi�cej
wody.
- Nie a� tak daleko - m�wi. - Jedziesz tam, gdzie nie ma
laboratori�w ani klatek. B�dziesz wolny, Barnabo.
- Czy tam s� inne Barnaby?
- Tak - m�wi. - Tam s� inne Barnaby.
- Doktor si� myli� - m�wi�. - Barnaba i Sally b�d� jeszcze
si� bawi�.
- Nie mog� pojecha� z tob� - m�wi.
- Dlaczego?
- Musz� zosta� tutaj. To jest m�j dom.
- Je�li b�dziesz grzeczna, mo�e B�g wypu�ci ci� z twojej
klatki - m�wi�.
Wydaje �mieszny d�wi�k i przytula mnie jeszcze raz.
Wsadzaj� mnie do mniejszej klatki, w kt�rej nie ma
�wiat�a. Przez dwa dni w�cham paskudne rzeczy. Wi�kszo�� mojej
wody si� rozlewa, a g�o�ny ha�as rani uszy. Czasem Ludzie
rozmawiaj�, a raz jaki� m�czyzna, kt�ry nie jest Budem
ani Doktorem, daje mi jedzenie i dolewa wody. Robi to przez
ma�� dziurk� w g�rnej cz�ci klatki.
Dotykam jego r�ki, �eby mu pokaza�, �e nie jestem z�y. Z
krzykiem zabiera r�k�.
Ca�y czas pokazuj� na migi "Barnaba jest samotny", ale
jest ciemno i nikt tego nie widzi.
Nie podoba mi si� nowy �wiat.
Trzeciego dnia rano przesuwaj� moj� klatk�, a potem znowu
j� przesuwaj�. Na koniec unosz� j� i przenosz�, a kiedy
stawiaj� j� gdzie�, czuj� wiele zapach�w, kt�rych nigdy
wcze�niej nie zna�em.
Otwieraj� drzwi i wychodz� na traw�. S�o�ce �wieci
bardzo mocno, wi�c mru�� oczy i przygl�dam si� Ludziom,
kt�rzy nie s� ani Sally, ani Doktorem, ani Budem.
- Jeste� w domu, ch�opcze - odzywa si� jeden z nich.
Rozgl�dam si� woko�o. �wiat jest du�o wi�kszy ni�
laboratorium i jestem przestraszony.
- No dalej, kolego - m�wi drugi. - Obw�chaj wszystko. Czuj
si� jak w domu.
Obw�chuj� wszystko. Nie czuj� si� jak w domu.
Sp�dzam wiele dni na �wiecie. Poznaj� wszystkie drzewa i
krzewy i wielki p�ot woko�o. Karmi� mnie owocami, li��mi i
kor�. Nie jestem do nich przyzwyczajony i przez jaki� czas
choruj�, ale potem mi si� poprawia.
S�ysz� wiele ha�as�w spoza �wiata - wycie i warczenie i
wrzaski. Ale nie s�ysz� ani nie czuj� Barnab.
Pewnego dnia Ludzie wk�adaj� mnie znowu do klatki i
jestem sam bardzo d�ugo, a potem otwieraj� klatk� i ju� nie
jestem na �wiecie, tylko w miejscu, gdzie jest tak du�o
drzew, �e prawie nie wida� nieba.
- W porz�dku, kole� - m�wi Osoba. - Szuraj do lasu i ju�
ci� nie ma.
Wykonuje r�kami ruch, ale jest to znak, kt�rego nie
rozpoznaj�.
Pokazuj� mu na migi "Barnaba si� boi".
Osoba g�adzi mnie po g�owie. Od czasu gdy opu�ci�em
laboratorium, pierwszy raz kto� mnie dotkn��.
- �yj szcz�liwie - m�wi. - I zr�b mn�stwo ma�ych
Barnabi�tek.
Potem wdrapuje si� do swojej klatki, a ta oddala si� ode
mnie. Pr�buj� i�� za ni�, ale jest o wiele za szybka i
wkr�tce znika mi z oczu.
Spogl�dam znowu na las i s�ysz� dziwne d�wi�ki, a wiatr
przynosi s�odki zapach owoc�w.
Nie ma nikogo woko�o, ale robi� znak "Barnaba jest wolny".
Barnaba jest wolny.
Barnaba jest samotny.
Barnaba jest przera�ony.
Ucz� si� znajdowa� wod� i wspina� na drzewa. Widz� ma�e
Barnaby z ogonkami, jak paplaj� co� do mnie, ale nie umiej�
dawa� znak�w, i widz� wielkie koty z c�tkami, wydaj�
przera�liwe d�wi�ki, wi�c kryj� si� przed nimi.
�a�uj�, �e nie mog� si� skry� w mojej klatce, gdzie zawsze
by�em bezpieczny.
Dzisiaj, kiedy czarne odchodzi, budz� si� i id� do
wodopoju i znajduj� drug� Barnab�.
- Cze�� - daj� znak. - Ja te� jestem Barnab�.
Ta druga Barnaba warczy na mnie.
- Czy mieszkasz w laboratorium? - pytam. - Gdzie masz
swoj� klatk�?
Ta druga Barnaba podbiega do mnie i zaczyna mnie k�sa�.
Wydaj� wrzask i turlam si� po ziemi.
- Co ja zrobi�em? - pytam.
Ta druga Barnaba znowu do mnie biegnie, wi�c skrzecz� i
wspinam si� na czubek drzewa. Siada przy pniu i wpatruje si�
we mnie ca�y dzie�, a� powraca czarne. Robi si� strasznie
zimno, a potem wilgotno, i dr�� ca�� noc �a�uj�c, �e nie ma
ze mn� Sally.
Rano Barnaby nie ma i mog� zej�� na ziemi�. Obw�chuj�
miejsce, gdzie siedzia�a, potem id� za jej zapachem, poniewa�
nie wiem, co innego mam zrobi�. W ko�cu docieram do miejsca,
gdzie znajduj� si� Barnaby w tak wielkiej liczbie, �e nie
wydaje si� to mo�liwe. Wtedy przypominam sobie, �e Sally
nauczy�a mnie liczy�, wi�c licz�. Jest ich dwadzie�cia
trzy.
Jedna spostrzega mnie i podnosi wrzask, i zanim zdo�am
zrobi� jakikolwiek znak, wszystkie rzucaj� si� do ataku, a ja
uciekam. �cigaj� mnie bardzo d�ugo, lecz w ko�cu przestaj�,
i znowu jestem sam.
Jestem sam przez wiele dni. Nie chodz� do Barnab,
poniewa� gdyby mog�y, zrobi�yby mi krzywd�. Zupe�nie nie
wiem, czym je tak rozw�cieczam, tote� nie wiem, jak m�g�bym
przesta� to robi�.
Nauczy�em si� wietrzy� nadchodz�ce wielkie koty, kiedy s�
jeszcze daleko, i wspina� na drzewa, �eby mnie nie z�apa�y, i
nauczy�em si� kry� przed psami, kt�re �miej� si� tak, jak to
robi Sally, kiedy fikam kozio�ki, ale jestem bardzo samotny
i t�skni� za rozmow�, i zapominam ju� niekt�re znaki, kt�re
zna�em.
Zesz�ej nocy �ni� mi si� Fred i Wilma, i Barney, i Dino, a
kiedy si� obudzi�em, moje w�asne oczy zbiera�y wod�.
Rano s�ysz� d�wi�ki. Nie te, kt�re robi� wielkie koty
albo psy, ale nieznane, ci�kie. Id� zobaczy�, kto je wydaje.
W ma�ej przecince le�nej widz� czworo Ludzi - dw�ch
m�czyzn i dwie kobiety - przywie�li ze sob� ma�e, br�zowe
klatki. Nie takie dobre jak moja dawna klatka, poniewa� nie
mo�na tu ani zajrze� do �rodka, ani wyjrze� na zewn�trz.
Jeden z m�czyzn rozpali� ognisko i siedz� na krzes�ach
woko�o. Chc� zbli�y� si� do nich, ale dosta�em ju� nauczk�
od Barnab, wi�c czekam, dop�ki jeden z m�czyzn mnie nie
zobaczy.
Skoro nie podnosi krzyku ani nie �ciga mnie, daj� mu znak.
- Jestem Barnaba.
- Co on ma w r�kach? - pyta jedna z kobiet.
- Nic - odpowiada m�czyzna.
- Barnaba chce si� zaprzyja�ni� - pokazuj� na migi.
Jedna z kobiet unosi co� i przystawia do twarzy, i nagle
rozlega si� wielkie paf! Jest tak jaskrawe, �e przestaj�
widzie�. Przecieram oczy i post�puj� do przodu.
- Nie pozw�l mu zanadto si� zbli�y� - odzywa si� drugi
m�czyzna. - Trudno powiedzie�, jakie choroby mo�e roznosi�.
- Czy b�dziecie rozmawia� z Barnab�? - pytam.
Pierwszy m�czyzna podnosi jaki� g�az i ciska we mnie.
- A kysz! - krzyczy. - Id� sobie!
Rzuca drugi raz, a ja biegn� z powrotem do lasu.
Kiedy jest czarno i siedz� wok� ognia, podkradam si�
najbli�ej, jak tylko si� da i s�ucham d�wi�ku ich g�os�w, i
udaj�, �e znowu jestem w laboratorium.
Rano rzucaj� we mnie kamieniami, a� odchodz�.
I pewnego dnia rzucaj� we mnie kamieniami, id� do
wodopoju, wracam i odkrywam, �e pojechali sobie. Nie byli
bardzo dobrymi przyjaci�mi, ale innych nie mia�em.
Co b�d� robi� teraz?
Wreszcie, po wielu dniach, znajduj� pojedyncz� Barnab� i
to jest samica. Ma straszliwe blizny od innych Barnab i na
m�j widok obna�a k�y i gro�nie warczy. Siadam nieruchomo i
mam nadziej�, �e nie odejdzie.
Po d�u�szym czasie podchodzi bli�ej do mnie. Boj� si�
poruszy�, poniewa� nie chc� jej przestraszy� ani rozz�o�ci�.
Ignoruj� j�, odwracam wzrok i wpatruj� si� w drzewa.
Wreszcie wyci�ga r�k�, zdejmuje jakiego� owada z mojego
ramienia i wk�ada go do ust, i po nied�ugiej chwili siedzi
ju� ko�o mnie zajadaj�c kwiatki i li�cie, kt�re spad�y na
ziemi�.
W ko�cu, gdy jestem przekonany, �e nie ucieknie, pokazuj�
jej znak " Jestem Barnaba".
Chwyta moje d�onie jakby my�la�a, �e bawi� si� owocem lub
owadem, po czym obna�a z�by widz�c, �e niczego w nich nie
trzymam.
Nie jest nic a nic m�drzejsza od Rogera, ale przynajmniej
nie ucieka ode mnie.
Nazw� j� Sally.
Sally boi si� innych Barnab, wi�c mieszkamy na skraju
lasu, dok�d prawie nigdy nie przychodz�. Sally dotyka mnie i
to jest bardzo przyjemne, ale okazuje si�, �e t�skni� za
rozmow� i my�leniem, teraz nawet bardziej.
Codziennie pr�buj� nauczy� j� pokazywa� na migi, ale nie
potrafi ich zapami�ta�. Mamy trzy ma�e Barnaby, po ka�dym
deszczowym sezonie przybywa jedna, ale nie s� m�drzejsze ni�
Sally, a poza tym zapomnia�em ju� wi�kszo�� znak�w.
Coraz wi�cej Ludzi w br�zowych klatkach przyje�d�a do
lasu. Moja rodzina boi si� ich, lecz ja ponad wszystko kocham
rozmawia� i s�ucha�, i my�le�. Zawsze noc� chodz� z wizyt� do
ich obozu, nas�uchuj� g�os�w w ciemno�ci i pr�buj�
zrozumie� s�owa. Udaj�, �e znowu jestem w laboratorium,
chocia� z coraz wi�kszym trudem przypominam sobie, jak
wygl�da.
Za ka�dym razem, gdy przyje�d�aj� nowi Ludzie, pokazuj�
si� i m�wi� "Jestem Barnaba", ale nikt nigdy nie odpowiada.
Kiedy wreszcie kto� mi odpowie, b�d� wiedzia�, �e to B�g.
By�o tyle rzeczy, o kt�re chcia�em Go kiedy� zapyta�, ale
wi�kszo�� ju� zapomnia�em. Powiem Mu, �eby by� dobry dla
Sally i pozosta�ych dwojga Ludzi w laboratorium -
zapomnia�em ich imion - poniewa� to, co mnie si�
przydarzy�o, nie jest ich win�.
Nie b�d� go pyta�, dlaczego tak bardzo mnie nienawidzi,
�e uczyni� mnie wyj�tkowym lub dlaczego Ludzie i Barnaby
zawsze mnie przeganiaj�. Powiem po prostu "Porozmawiaj,
prosz�, z Barnab�", a nast�pnie poprosz�, �eby�my zrobili
lekcj�.
Niegdy�, kiedy by�em b�yskotliwym m�odzie�cem, chcia�em
przedyskutowa� z nim wiele rzeczy. Ale teraz, skoro
opu�ci�em �wiat, to zupe�nie wystarczy.