5438

Szczegóły
Tytuł 5438
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5438 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5438 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5438 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mike Resnick Bacon z komputera Przyci�gaj�c j� do siebie, dysza� ci�ko z nie spe�nionych ��dz; przesun�� r�k� z jej ma�ych po�ladk�w w g�r� ku �ebrom i dalej... Symulowany komputerowo obraz Sir Francisa Bacona przesta� czyta� i skrzywi� si� na ekranie monitora. - To jest okropne - oznajmi� stanowczo. - Naprawd�? - zapyta� Marvin Piltch, gapi�c si� w komputer z nieszcz�liw� min�. Bacon przytakn��. - Jeszcze gorsze od ostatniego kawa�ka. Marvin westchn��. - Tego si� obawia�em. - I to odwo�anie si� do cyca - kontynuowa� Bacon. - Co to w�a�ciwie jest ten cyc? - Damska pier�. - Zgodnie z moim zaprogramowanym s�ownikiem musi to by� szalenie chamska pier�, skoro otrzyma�a tak� nazw�. - C� - powiedzia� Marvin, wzruszaj�c ponownie ramionami - je�li dobrze si� zastanowi�, to chyba tak jest... - To bez sensu - ci�gn�� dalej Bacon. - Jak nazwiesz �okie�? Czy masz dla niego odpowiednio g�upi� nazw�? - Nie - przyzna� Marvin. - Aha - powiedzia� Bacon. - A wi�c uwa�asz, �e �okie� jest lepszy od piersi. Marvin ponownie wzruszy� ramionami. - Musz� przyzna�, �e nie jest to temat, kt�remu ostatnio po�wi�ca�em wiele uwagi. - Wiem. Faktem jest, �e je�li po�wi�ci�e� jakiemukolwiek tematowi cho� odrobin� uwagi, to z pewno�ci� nie ma to odbicia w tym, co piszesz. - A jednak sporo si� zastanawia�em nad pewn� spraw�. - Och - zdziwi� si� Bacon unosz�c brew. - Jak��? Marvin u�miechn�� si�. - My�la�em o tobie. - By�em pewien, �e rozmowa potoczy si� w�a�nie w tym kierunku - powiedzia� Bacon z sarkazmem w g�osie. - A wi�c domy�lasz si�, o co chc� ci� prosi�? - Naturalnie. Marvin pochyli� si� i bacznie wpatrywa� w komputerowy wizerunek Bacona. - Zrobisz to? - Czy najwi�kszy pisarz, jakiego wyda�a ludzko��, napisze za ciebie t� twoj� �a�osn� powie��? - drwi� Bacon. - Z ca�� pewno�ci� nie. - Ale pisa�e� dla Szekspira - zaprotestowa� Marvin. - Dlatego kaza�em memu komputerowi symulowa� w�a�nie ciebie. - Marvin, pisz swoje zaprogramowanie i daj mi �wi�ty spok�j. - To si� nazywa oprogramowanie... - Wszystko jedno. Dla mnie to oczywiste, �e jeste� stworzony do pracy z komputerami. Twoja nieznajomo�� �wiata idzie w parze jedynie z twoj� nieznajomo�ci� j�zyka angielskiego. - Dlatego jeste� mi potrzebny. - Nie. - Ale ja mam kontrakt. - Nie. - I zap�ac� kar� za ka�dy dzie� zw�oki. - To oddaj powie�� w terminie. - Je�li zostanie odrzucona przez wydawc�, musz� odda� zaliczk�. - A co to ma ze mn� wsp�lnego? - Je�li b�d� zmuszony odda� zaliczk�, to b�d� musia� zastawi� komputer, by zdoby� fors�. - �wietnie - powiedzia� Bacon. - Dzi�ki temu wkr�tce b�d� rozmawia� z kim�, kogo powa�nie interesuje wymiana pogl�d�w, a nie jedynie kradzie� cudzych pomys��w. - Ja niczego nie ukrad�em - odparowa� Marvin. - M�wi� to z przykro�ci�, ale w swym nijakim �yciu nie wymy�li�e�, Marvin, nic oryginalnego - z grymasem skwitowa� Bacon. - Szekspir wiedzia� chocia�, �e chce pisa� dramaty. - I ty mu pomog�e�. - Pomog�em? - powt�rzy� Bacon z w�ciek�o�ci� w g�osie. - Jak my�lisz, kto napisa� te wszystkie sztuki? Jego komputerowy wizerunek z trudem odzyskiwa� kontrol� nad sob�. - Ten cz�owiek by� g�upcem, kompletnym i sko�czonym g�upcem! Do dnia �mierci nie potrafi� zrozumie�, dlaczego nie chcia�em napisa� Henryka IX! A mimo to, nawet teraz, tyle wiek�w p�niej, ten dure� zbiera plony za m o j � prac�, m�j talent, m�j geniusz. A ty masz odwag� prosi� mnie, bym ponownie pisa� na czyj� rachunek? - Nie wiedzia�em, �e tyle w tobie goryczy - powiedzia� Marvin. - Czy masz poj�cie, �e ten kretyn chcia� osadzi� Trojlusa i Kresyd� w Rzymie? - M�wiono mi, �e Rzym to pi�kne miasto - o�wiadczy� Marvin. - Taaa... - wymamrota� Bacon. - Wy��cz mnie. - Z�o�y�em ci� do kupy i zostaniesz tu tak d�ugo, dop�ki nie pomo�esz mi wydosta� si� z tarapat�w. Za dwa tygodnie mija termin oddania powie�ci. - M�wiono mi, �e Rzym to pi�kne miasto - z sarkazmem powt�rzy� Bacon. - Mo�e tam uda ci si� ukry� przed wierzycielami. - Wi�c nie chcesz mi pom�c - j�kn�� Marvin. - A ty stanowczo odmawiasz wy��czenia mnie? - Przykro mi - powiedzia� Marvin. - Ale w rzeczy samej, odmawiam. Bacon westchn�� z rezygnacj� w g�osie. - Wiem, �e tego po�a�uj�, ale chcia�bym zapyta�, jak to si� sta�o, �e takie zero literackie jak ty otrzyma�o zam�wienie na powie��? - Kuzyn mojej by�ej �ony jest wydawc�. Dosta�em to zam�wienie jeszcze przed rozwodem. - Ka�dy, kto kupuje od ciebie nie napisan� powie��, zas�uguje na to, co dostanie - powiedzia� Bacon. - Co zgodnie z moj� fachow� opini� oznacza, �e nie dostanie nic. - Ale ja nie mog� zwr�ci� zaliczki - skamla� Marvin. - Ju� j� wyda�em. - Tragedia godna Szekspira - powiedzia� drwi�co Bacon. - Czego chcesz? - Ciszy i spokoju. - Czego chcesz za napisanie tej powie�ci? - Odejd� i daj mi �wi�ty spok�j. - Nie mog�. Pr�cz ciebie nie mam do kogo si� z tym zwr�ci�. - Trzeba by�o zastanowi� si� przed podj�ciem takiego zadania. Nie ka�dy artysta potrafi osi�gn�� wymagane minimum przy pisaniu... jak si� ma nazywa� to twoje opus magnum? - "Panny na godziny". Bacon u�miechn�� si� szeroko. - Mi�ej zabawy. - B�agam ci� - wykrzykn�� z rozpacz� Marvin. - Odmawiam. - Podaj cen�. - Jaki w mym obecnym stanie mog� mie� u�ytek z pieni�dzy? - zapyta� Bacon. - To co by� chcia�? - By� zostawi� mnie w spokoju. Wy��cz komputer. - Nie mog�. Zaproponuj co� innego. Bacon przygl�da� mu si� przez d�u�sz� chwil�, przymru�y� oczy i w zadumie pociera� policzek swymi w�skimi palcami. - Je�li si� zgodz� napisa� za ciebie t� ksi��k�, za��dam w zamian przys�ugi... - ��daj, czego zechcesz - zgodzi� si� Marvin. - Zamierzam napisa� autobiografi�, kt�ra raz i na zawsze wyja�ni spraw� autorstwa sztuk Szekspira. Zobowi��esz si� dopilnowa�, by wydano j� i rozpropagowano na ca�ym �wiecie tak, by w ka�dym nast�pnym wydaniu dzie� Szekspira widnia�o moje nazwisko jako nazwisko prawdziwego autora. - To mo�e ci�gn�� si� latami. - Mam ponad czterysta lat - odpar� Bacon. - Mog� sobie pozwoli� na kilkadziesi�t lat zw�oki. - Ale ja nie mog� - zaprotestowa� Marvin. - W takim razie mi�o by�o ci� pozna�. Wychodz�c z pokoju nie zapomnij zgasi� �wiat�a. - Nie zadowolisz si� eleganckim popiersiem w miejscowym muzeum sztuki? - Do widzenia, Marvin. - A co powiesz na plakaty holograficzne? Mam przyjaciela, kt�ry je robi. Bacon popatrzy� na niego i nawet nie odpowiedzia�. - No dobrze, dobrze - z g��bokim westchnieniem zgodzi� si� Marvin. - Umowa stoi. - Nie mog� zmusi� ci� do dotrzymania jej warunk�w - odrzek� Bacon - ale, jak mi B�g mi�y, je�li z�amiesz dane mi s�owo, b�d� ci� straszy� dniami i nocami do ko�ca twego �ycia. - Mo�esz by� spokojny. - W porz�dku - odpowiedzia� Bacon. - Potrzebne mi s� pewne informacje, zanim zabior� si� do pisania. - To tylko powie�� erotyczna... - Nie b�dzie ni�, gdy j� sko�cz�. Marvin wzruszy� ramionami. - Dobra, pytaj. Je�li nie b�d� mia� materia��w, zdob�d� je. - Zacznijmy od informacji podstawowej... - To znaczy? - Co to takiego te "panny na godziny"? Bacon napisa� powie�� w dziewi�� dni. Marvin zmieni� jedena�cie s��w, kt�rych nie rozumia�. I tylko ich dotyczy�y poprawki, kt�re oszo�omiony redaktor nani�s� w wydawnictwie przed wys�aniem powie�ci do sk�adu. Nast�pnie Marvin zdecydowa� si� na miesi�c wakacji przed rozpocz�ciem poszukiwa� nowych sposob�w zarobienia na �ycie i sp�acenia wierzycieli. Jak si� okaza�o, musia� czeka� na to zaledwie dziewi�tna�cie dni. - To hit! - Piosenki s� hitami. Ksi��ki s� bestsellerami - poprawi� go Bacon. - Niewa�na nazwa, wa�ne, �e jeste�my bogaci! - tu Marvin zrobi� kr�tk� przerw�. - A tak mi�dzy nami m�wi�c, to sk�d u licha znasz takie s�owo jak bestseller? W twoich czasach nie by�o nic takiego. - Jestem tu zamkni�ty dniami i nocami z kup� procesor�w tekst�w - odpowiedzia� Bacon. - Nie maj�c nic lepszego do roboty studiuj� s�owniki. - Ach - powiedzia� Marvin. - A wracaj�c do tematu, pisz� o nas w "New York Timesie". Nazwali powie�� pastiszem el�bieta�skiego dzie�a erotycznego i dodaj�, �e to bardziej zjadliwe ni� "Kandyd". - Ju� od pierwszej strony - odrzek� Bacon z wy�szo�ci�. - I nie by�o w tym nic z pastiszu. Co jeszcze? - spyta� po chwili. - Pisz�, �e jestem geniuszem i �e w dziedzinie erotyki dokona�em czego�, z czym jeszcze nie mieli�my do czynienia. Tych kilku krytyk�w, kt�rzy nie napomykaj� przy okazji o Szekspirze - obraz Bacona drgn�� - por�wnuje mnie do Woltera. - Zdecydowanie drugorz�dny talent - prychn�� Bacon. - No, ale czeg� mo�na si� spodziewa� po krytykach. - Jeste�my na pierwszym miejscu listy bestseller�w, a w ci�gu dw�ch tygodni ukaza�o si� sze�� kolejnych wyda�. - Tylko sze��? - zdziwi� si� Bacon. - Przeceni�em inteligencj� ameryka�skiego czytelnika. - Czy�by? - odpali� Marvin. - Prawie trzy miliony ludzi wybuli�o fors�, by przeczyta� debiut literacki Marvina Piltcha... - nagle z niepokojem przeni�s� ci�ar cia�a z nogi na nog� - oczywi�cie napisan� przy niewielkiej pomocy sir Francisa Bacona. - Przy niewielkiej pomocy - zawy� Bacon. - Ty egocentryczny, egoistyczny... - Nie zapominaj o swoim ci�nieniu - wtr�ci� Marvin. - Ja nie musz� o nim pami�ta�, ty imbecylu - w�cieka� si� Bacon. - Jestem komputerow� symulacj�... - zatrzyma� si� dla nabrania swego elektronicznego tchu. - Co za niewdzi�czno��! Nawet Szekspir dopiero po pi�ciu czy sze�ciu sztukach zacz�� przypisywa� sobie ich autorstwo. - Przepraszam. - Wypada�oby, do cholery! - Przepraszam. - Pokornie - za��da� Bacon. - Pokornie - zgodzi� si� Marvin. - Tak lepiej. - Nadal jeste�my przyjaci�mi? - Nigdy nimi nie byli�my... - Ale przynajmniej nie stali�my si� wrogami? - Chyba nie - odpar� Bacon. - To dobrze - odrzek� Marvin - bo czeka nas dalsza praca. - To mnie czeka praca. - W�a�nie to mia�em na my�li. - Przecie� nie b�dzie mi potrzebna jakakolwiek pomoc przy pisaniu autobiografii. Marvin ponownie przest�pi� z nogi na nog�. - Uuu... - S�ucham? - Obawiam si�, �e b�dziesz musia� odstawi� na razie pisanie autobiografii. - Odstawi�? - Od�o�y�. - Angielski jest j�zykiem elastycznym, ale nie oznacza to, �e nie posiada pewnych okre�lonych granic - rzek� Bacon. - Spr�buj ich nie przekracza�. - Chc� powiedzie�, �e jeste�my winni wydawnictwu jeszcze jedn� powie��. - O czym ty m�wisz? - Kontrakt mia� dodatkow� klauzul�. Kuzyn mojej �ony postanowi� wymusi� na mnie jej wype�nienie. - Nonsens. Nie mo�e ci� zmusi� do napisania kolejnej ksi��ki. - C� - odpowiedzia� niepewnie Marvin - to niekoniecznie sprawa wymuszenia... - Wyja�nij, o co ci chodzi - za��da� ch�odno Bacon. - Zaoferowa� mi zaliczk� w wysoko�ci miliona dolar�w, 15 % honorarium autorskiego, 60 % od wszelkich praw dodatkowych i... - Przyj��e� zap�at� za kolejn� powie��? Marvin przytakn��. - C�, mam nadziej�, �e napisanie jej b�dzie dla ciebie fraszk�. - Ja... pomy�la�em sobie, �e mogliby�my ponownie wsp�pracowa�... - Nie wsp�pracowali�my przy pierwszej ksi��ce. - Wiesz, o co mi chodzi... - Wiem doskonale - powiedzia� Bacon ze wstr�tem. - Chcesz, bym napisa� "Skautki w sk�rach". - Wspania�y tytu� - zauwa�y� Marvin z podziwem - ale nie to mia�em na my�li. - Cokolwiek by to by�o, nie interesuje mnie. - Daj spok�j - przerwa� mu Marvin. - Umowa to umowa. - O czym ty m�wisz? - zaoponowa� Bacon. - Ja wywi�za�em si� ze swojej cz�ci umowy. Napisa�em powie��. - Mia�e� mi pom�c wywi�za� si� z kontraktu - kontynuowa� Marvin. - Kontrakt wymaga kolejnej ksi��ki. - Nic o tym nie wspomina�e� - zaprotestowa� Bacon. - Prosi�e� mnie o jedn� powie��. Zrobi�em to - i to znakomicie, najlepiej jak potrafi�em. Moje zobowi�zanie w stosunku do ciebie wygas�o. - Obawia�em si�, �e b�dziesz si� czepia� s��w - rzek� Marvin. - A ja by�em pewien, �e nie dotrzymasz obietnicy. Wygl�da na to, �e ka�dy dosta� to, na co liczy� - odpali� Bacon. - C� - powiedzia� Marvin, wzdychaj�c z rezygnacj� - to chyba i tak by�oby ponad twoje mo�liwo�ci. - Niby co? - Ta ksi��ka, kt�r� mam napisa�. - Nie obra�aj mnie. Je�li "Panny na godziny" udowodni�y cokolwiek, to z pewno�ci� fakt, �e nie ma takiej formy, kt�rej nie sprosta�by m�j talent i to jeszcze j� uszlachetniaj�c. - Tak, ale ta ksi��ka to ma by� science fiction. - Science fiction? - Powie�� fantastyczna. Wszech�wiat potraktowany zupe�nie odmiennie... - C� to takiego? - Wszech�wiat, w kt�rym historia potoczy�a si� innym torem - wyja�ni� Marvin. - Mo�e to by� o �wiecie, w kt�rym Niemcy wygra�y II wojn� �wiatow�, lub o tym, �e Atlantyda nie zaton�a, albo �e Jezus nie zosta� ukrzy�owany lub te�, �e Szekspir napisa� wszystkie twoje dzie�a. - �e ta ropucha pisa�a moje dzie�a? - powt�rzy� z niedowierzaniem Bacon. - Tego ju� za wiele. Nagle zacz�� si� uwa�nie przygl�da� Marvinowi. - Czy to w�a�nie mia�o by� tematem ksi��ki? - Nie. - Jeste� pewien? - Jak najbardziej. Bacon przygl�da� mu si� z niedowierzaniem. - Co w takim razie jest tematem twojej powie�ci? - Wiesz, s�ysza�em, jak o tym wspomnia�e� i by�a to pierwsza rzecz, jaka mi przysz�a do g�owy... - C� takiego? - �ycie Henryka IX... - To nie m�j pomys�, g�upcze - warkn�� Bacon. - To pomys� tego idioty, Szekspira. - Skoro czujesz, �e temu nie podo�asz?... - Nie chodzi o to, czy podo�am, ale o to, �e nie chc�. Bacon przez moment pozostawa� w ca�kowitym bezruchu z oczyma utkwionymi w odleg�y punkt, kt�ry tylko on m�g� dojrze�. - A to z tego powodu, �e musia�bym wykre�li� z kart historii kr�low� El�biet�. - Po chwili, parskn�wszy doda�: - I tak nigdy jej nie lubi�em. Przez d�u�szy czas wydawa� si� zagubiony w my�lach. - M�g�bym si� z tym upora� szybciej ni� z poprzedni� ksi��k�, bo obraca�bym si� we w�asnym m i l i e u... - Zrobisz to? - Nie. - C� to dla ciebie tych kilkana�cie lat w t� czy w tamt� - dopingowa� go Marvin. - Pami�tasz, czym jest tydzie� mi�dzy przyjaci�mi? - Nie jeste�my przyjaci�mi. - W takim razie wsp�pracownikami. - Wsp�pracownikami? - odpali� Bacon. - Czy s�dzisz, �e pozwol� ci napisa� cho� jedno s�owo o Henryku IX, ty niedouczony antropoidzie... Powie�� rozesz�a si� na ca�ym �wiecie w 17 milionach egzemplarzy. Zrealizowano te� przeb�j filmowy z Burtem Reynoldsem w roli Henryka IX i Bubbles Vancouver jako Betty Jean Plantagenet (t� rol� dopisano specjalnie dla filmu). Wracaj�c do ksi��ki, to zdoby�a ona nagrody Hugo i Pulitzera, a nawet presti�ow� nagrod� Harolda Robbinsa. - Pos�uchaj tylko - entuzjazmowa� si� Marvin, czytaj�c recenzj� wpatrzony w ekran. - Nowojorski "Review of Books" pisze, �e to jakby sam wielki bard wzi�� pi�ro do r�ki... - My�la�em, �e czas nauczy czego� krytyk�w - wymamrota� Bacon - ale chyba nikt poza mn� nie dostrzega ich ignorancji. - A "Publisher's Weekly" donosi, �e jest tu kilka akapit�w, kt�rych sam Szekspir m�g�by pozazdro�ci� - kontynuowa� Marvin. - Znowu ten Szekspir - prychn�� Bacon. - Ten przyg�up pozazdro�ci�by nawet zwi�z�ego zapytania o drog� do toalety. - Nie bierz sobie tego tak do serca. - Min�y cztery wieki, a nadal przypisuje si� mu zas�ugi za moj� prac�. Jakby� na to zareagowa�? Marvin wzruszy� ramionami. - Nie wiem. Czemu nie napiszesz czego�, co nie b�dzie przypomina�o Szekspira? - �adne dobrze zbudowane zdanie nie przypomina Szekspira! - No to napisz co�, co nie b�dzie w twoim w�asnym stylu. - Ju� nigdy niczego nie napisz�, dzi�kuj� bardzo. - Skoro uwa�asz, �e nie potrafisz ukry� swego stylu... - Oczywi�cie, �e potrafi� - oburzy� si� Bacon. - Marvin zaprzeczy� ruchem g�owy. - W�tpi�. Napisa�e� powie�� erotyczn� i powie�� fantastyczn�, a krytycy nadal por�wnuj� ci� do Szekspira. - To g�upcy. - To twoi czytelnicy - poprawi� go Marvin - i nie potrafisz ukry� si� przed nimi. - To w�a�nie dostaje mi si� przede wszystkim za pisanie za kogo�. Gdybym pisa� tragedie pod w�asnym nazwiskiem... - Ale nie pisa�e�. - A no nie pisa�em - westchn�� Bacon. - A teraz - ostro�nie kontynuowa� Marvin - je�li nie uda ci si� uwiarygodni� stworzonej przez ciebie nowej literackiej persony, wszystko, co napiszesz, b�dzie zawsze przypisywane wp�ywom Szekspira... - To nie do zniesienia. - Przypuszcza�em, �e tak to mo�esz odczuwa� - powiedzia� Marvin. - A wi�c podpisa�em kolejny kontrakt... - Koniec z fantazj� i erotyk� - zapali� si� Bacon. - To musi by� co� ca�kowicie odmiennego. - Czarny krymina� - podsun�� Marvin. - Nie wydaje mi si�, bym czyta� co� takiego... - Przed p�j�ciem do ��ka nastawi� scanner na Hammetta, Caina i Chandlera. - Czy to trzech przyk�adowych przedstawicieli tego gatunku? - Nie. To trzech doskona�ych pisarzy powie�ci detektywistycznych. "Bul-bul" otrzyma�o nagrody Edgara, Shamusa, a nawet tak po��dan� Memorial Trophy Jacqueline Suzanne (to za wk�ad w kultur� ameryka�sk�). Sprzedano dwadzie�cia jeden milion�w egzemplarzy ksi��ki, zrobiono film, serial telewizyjny, opracowano gr� komputerow� i salonow�, otwarto te� sie� specjalnych kuchni pod tak� nazw�. - Niemal doskona�e po��czenie wspania�ej tragedii szekspirowskiej z twardym dramatem chandlerowskim - czyta� Marvin, trzymaj�c w r�ku "New York Timesa". - Znowu? - krzykn�� Bacon. - Czy ju� nigdy nie pozb�d� si� tego w�cibskiego durnia? - Zaczynasz mi dzia�a� na nerwy - powiedzia� Marvin. - Jestem najlepiej sprzedawanym autorem ostatniej dekady, no mo�e z wyj�tkiem Fritza Hauera, a ty potrafisz jedynie narzeka�. - Czyta�em ksi��ki Fritza Hauera - odparowa� Bacon. - To byle co, zwyk�e �miecie. Jak mog� je por�wnywa� z tym, co ja napisa�em?! - To czemu si� nie rozlu�nisz i nie zaczniesz si� cieszy�, zamiast w k�ko gada� tylko o Szekspirze? - narzeka� Marvin. - Czy ty nic nie rozumiesz? To ja powinienem by� czczony, a nie on! To moje dzie�a ciesz� si� popularno�ci� na ca�ym �wiecie, ale cenione jest jego nazwisko, nie moje. Czy nie rozumiesz, co to oznacza dla wra�liwej, artystycznej duszy? - Samo "Bul-bul" osi�gn�o tylko w zesz�ym miesi�cu pi�ciokrotnie wi�kszy nak�ad ni� wszystkie jego dzie�a ��cznie. Czy to nic dla ciebie nie znaczy? - Nie, je�li ka�de s�owo, ka�de wyra�enie stworzone przeze mnie, przypisywane jest jego wp�ywowi - odpowiedzia� Bacon. - Zaczynasz mnie wkurza� - zdenerwowa� si� Marvin. - Zawsze mo�esz mnie wy��czy� i zacz�� pisa� w�asne dzie�a - odrzek� Bacon, u�miechaj�c si� z�o�liwie. - Nie przeci�gaj struny, przyjacielu. Bo pewnego pi�knego dnia mo�e doj�� i do tego. - B�d� ci tylko wdzi�czny. Powr�c� do tej cudownej pr�ni, w kt�rej nigdy nie wspomina si� nazwiska Szekspira. - Nie tak pr�dko - odpowiedzia� Marvin. - W�a�nie podpisa�em kontrakt na tasiemcow� sag� a la Michener. - Czy to rodzaj krymina�u? Marvin zaprzeczy�. - Nie. Wybierasz sobie jakie� miasto czy kraj i na trzystu stronach spisujesz jego histori�, a potem opowiadasz o pi�ciu lub sze�ciu pokoleniach wybranej przez ciebie rodziny. Ten gatunek jest bardzo popularny. - Mam - krzykn�� Bacon. - Opisz� w�asn� rodzin� i wtedy ca�y �wiat dowie si�, kim naprawd� by� Szekspir. - Wierzy�em, �e to do ciebie przem�wi - odrzek� Marvin z chytrym u�mieszkiem. "Bard i jego Duch" by� jedynym artystycznym fiaskiem Marvina, cho� trzy pierwsze wydania sprzedano jeszcze przed oficjalnym ukazaniem si� ksi��ki na rynku. - Zbyt naci�gane - pisa� "Washington Post". - Ju� "Henryka IX" czyta�o si� z niedowierzaniem - dodawa� "Saturday Review" - ale gdy pan Piltch wymaga od nas, by�my poszli tropem jego absurdalnego pomys�u, �e to Sir Francis Bacon pisa� wszystkie sztuki Szekspira... - Nieprawdziwe - napisa� "New York Times" w swej najkr�tszej recenzji. Bacon nie potrafi� ukry� zawodu. Jedynym tematem jego rozm�w by�a pogarda dla Szekspira i wkr�tce osi�gn�� taki stan, �e Marvin ch�tnie zaanga�owa�by dla niego psychiatr�, gdyby tylko zna� jakiego� specjalist� od leczenia monomaniakalnych symulacji komputerowych. Wtedy nadszed� ten nieuchronny dzie�, kiedy to Marvin dla podtrzymania swej s�abn�cej s�awy zgodzi� si� wyst�pi� w telewizji razem ze swym jedynym powa�nym rywalem literackim, Fritzem Hauerem, kt�ry tak�e wspi�� si� na szczyty list bestseller�w. Czeka� na wej�cie do studia, gdy wszed� tam m�ody m�czyzna w grubych szk�ach, �le skrojonym br�zowym garniturze, z jedn� bia�� skarpetk� wystaj�c� z buta seryjnej produkcji. Przygl�da� si� Marvinowi przez chwil�, a nast�pnie podszed�, pytaj�c z wahaniem: - Marvin Piltch? - Tak, to ja. - Wydawa�o mi si�, �e rozpoznaj� t� hawajsk� koszul�, w kt�rej widzia�em pana na ok�adce "Newsweeka" z zesz�ego miesi�ca. Bardzo gustowna. M�ody cz�owiek wyci�gn�� r�k�. - Jestem Fritz Hauer. - Mi�o mi pana pozna� - powiedzia� Marvin. - Mog� si� przysi���? - Ale� prosz� bardzo. Hauer usiad�, nie przestaj�c przypatrywa� si� Marvinowi. - Czy co� nie tak? - zapyta� Marvin. - Nie. Jestem jedynie ciekawy... - Czego? Hauer rzuci� szybkie spojrzenie w kierunku drzwi, by si� upewni�, �e s� zamkni�te. - C�, bez pytanie nie ma odpowiedzi. Wi�c tak mi�dzy nami m�wi�c, kto jest pana duchem? - Moim czym? - zdziwi� si� Marvin. - Pa�skim duchem. - Nie wiem, o czym pan m�wi. - Daj spok�j, Marvin - powiedzia� Hauer konfidencjonalnie. - Jeste� moim jedynym rywalem na scenie literackiej. Przejrza�em ci� na wylot. Wiem o tobie wszystko, o twoim �yciu, rodzinie, wykszta�ceniu, tradycjach kulturalnych. Nie piszesz tych klasyk�w podobnie zreszt� jak ja. Jeste�my specami od komputer�w, a nie pisarzami... - M�w za siebie - broni� si� Marvin. - W porz�dku - powiedzia� Hauer - zaufanie musi by� obustronne. Milcza� przez chwil�. - Wiesz, �e m�wi�, i� mam dowcip Rabelais'go nawet, gdy pisz� westerny - Hauer u�miechn�� si� szeroko - a to dlatego, �e w swoim pudle mam w�a�nie jego. - Naprawd�? Hauer przytakn��. - Kim jest tw�j? Czy to Szekspir? - Czy tak to odczytujesz? - A kto by tam bawi� si� w czytanie powie�ci? Tak pisz� recenzenci. - Faktycznie to Francis Bacon - przyzna� Marvin. - Zreszt� to on napisa� wszystkie sztuki Szekspira. - A wi�c pisze dla ciebie go�� z do�wiadczeniem - odrzek� Hauer. - Stary, chcia�bym, �eby i m�j by� taki. Jest bardzo nieszcz�liwy z powodu swej sytuacji. Marvin spojrza� z zainteresowaniem. - Tak. Ci�gle uskar�a si� na Prawa dla Symulacji Komputerowych i koniecznie chce wpisywa� sceny orgii do historyjek o kowbojach. - Francis pisze dok�adnie to, co mu ka�� - powiedzia� Marvin. - Zazdroszcz� ci - odpar� Hauer. - Nie ma czego. Trudno z nim wytrzyma�. Za ka�dym razem, gdy krytycy por�wnuj� go do Szekspira, wpada w furi�. - A mog�oby si� wydawa�, �e po tylu latach pisania na murzyna powinien si� do tego przyzwyczai� - powiedzia� Hauer. - Jest coraz gorzej - odpar� Marvin. - B�d� z tob� szczery, my�l� o wycofaniu si�. Nie wiem, ile jeszcze powie�ci uda mi si� z niego wycisn��. - Czy kto� s�ysza� o pisarzu, kt�ry nie chce pisa�? - Och, on chce pisa�, ale ma obsesj� Szekspira. Musz� odwo�ywa� si� do jego pr�no�ci, by zmusi� go do czegokolwiek. - Rozumiem - wsp�czu� mu Hauer. - Ale mimo wszystko... Widzisz, go��, kt�ry chce pisa� cokolwiek poza orgiami... To musi by� cudowne. - Zgodzi�bym si� na orgie, gdyby tylko by� sympatyczniejszy. - Komu to potrzebne. Zamknij go w pokoju i pozw�l pracowa�. Do licha, Rabelais traci tyle czasu na opowiadanie �wi�skich kawa��w, �e nie dotrzyma�em dw�ch ostatnich termin�w. - Ale czy jest sympatyczny? - Jest mi�y... - odpowiedzia� Hauer - tylko leniwy. Wiesz - doda� po chwili - zupe�nie jakby mia� co� wi�cej do roboty poza siedzeniem w tej cholernej skrzynce. Marvin przygl�da� si� bacznie Hauerowi, kt�ry odwzajemnia� jego spojrzenie. - Czy my�lisz o tym, o czym ja my�l�? - zapyta� w ko�cu. - Wymiana? - zasugerowa� Hauer z u�miechem. - Czemu nie? Nikt nie musi o tym wiedzie�. - Tam do licha. Umowa stoi. - �wietnie - powiedzia� Marvin �miej�c si�. - Niech mi teraz zarzuc�, �e pisz� w stylu el�bieta�skim. - Cze��, Frankie - powiedzia� Hauer. - Witaj w swym nowym domu. Bacon zmierzy� go podejrzliwie wzrokiem. - Wszystko w porz�dku - rzek� Hauer. - Marvin opowiedzia� mi o tobie i na pewno si� dogadamy. - Jako� trudno mi w to uwierzy�. - No to mo�e spojrza�by� na to - Hauer zbli�y� kartk� papieru przed ekran komputera - i przyj�� to jako gest dobrej woli z mej strony. - Co to takiego? - Kontrakt na powie�� o zawodowym futbolu. - Nie znam si� na tym ani troch�. - Podobnie jak Szekspir. - Ja jestem Szekspirem, ty g�upcze! - Chodzi mi o to, �e skoro futbol jest ci ca�kowicie obcy, a dostarczone ci materia�y b�d� sformu�owane w j�zyku dwudziestego wieku, powinno ci si� uda� uciec przed cieniem Szekspira - to jest przed w�asnym cieniem - raz a dobrze i sta� si� prawdziwie oryginalnym geniuszem literackim. - Co� jest w tej nieco pokr�tnej logice - Bacon zamy�li� si�. - A wi�c napiszesz powie��? - Rozwa�� t� mo�liwo��. - Przynios�e� recenzje? - zapyta� Bacon. - Tak. - Tym razem nie por�wnuj� mnie z Szekspirem? - Nie. - Nareszcie. Nie mog� si� doczeka�. Chc� to us�ysze�. - Jeste� pewien? - Oczywi�cie, �e tak - odpowiedzia� Bacon. - Czeka�em na uznanie czterysta lat. - W porz�dku - rzek� Hauer. - Zacznij od "New York Reviews of Books". - "Masakra w Green Bay", ostatnia powie�� Fritza Hauera, ma wspania�y pocz�tek, ale wkr�tce staje si� niewolnicz� imitacj� naszego znakomitego, niezr�wnanego Marvina Piltcha. - Cooo? - Ale chocia� nie przyr�wnuj� ci� do Szekspira... - Zamknij si�! - Czy chcesz us�ysze� pozosta�e recenzje, czy te� masz ju� do��? - Chc�. Przeczytaj mi nast�pn�. - "Masakra w Green Bay" przyci�ki ho�d Fritza Hauera dla tw�rczo�ci Marvina Piltcha... - To niemo�liwe - zawo�a� Bacon. Hauer przygl�da� si� wizerunkowi Bacona z odrobin� wsp�czucia, potem jednak otrz�sn�� si�. - Do licha, to tylko duch - powiedzia� id�c w kierunku drzwi. Ostatni �a�osny krzyk Bacona wydawa� si� brzmie� w zakurzonym pokoju d�ugo po tym, jak Hauer wyszed�, by podpisa� u swego wydawcy kolejny kontrakt.