5436

Szczegóły
Tytuł 5436
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5436 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5436 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5436 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eryk Remiezowicz [Wied�min] : Dwie bitwy Brouver Hoog wydawa� wielk� uczt�. Powodem by�o to, co starosta Mahakamu nazwa� powrotem. Krasnoludy z ca�ego �wiata opu�ci�y miasta i kry�y si� przed wojn� w bezpiecznym Mahakamie. Brouver og�osi�, �e chce powita� braci godnie. W najwi�kszych komnatach krasnoludzkiego matecznika rozstawiano sto�y. Pomimo trudno�ci z zaopatrzeniem, mahakamskie krasnoludy wyci�gn�y ze spi�arni wszystko, co mia�y najlepszego. Uczta przebiega�a zgodnie z najstarszymi i naj�wi�tszymi krasnoludzkimi obyczajami, kt�re nakazywa�y �re� i pi� bez opami�tania, i komentowa� smakowito�� oraz obfito�� potraw dono�nymi bekni�ciami.. Zakazane by�o jedynie �piewanie po trze�wemu i sikanie pod �ciany. To ostatnie mia�o s�u�y� utrzymaniu zdrowej atmosfery. Zoltan Chivay mia� ju� zdrowo w czubie. By� w ko�cu prawdziwym krasnoludem, oddanym tradycjom swego ludu. Powoli zaczyna�o mu si� dwoi� przed oczami. Pe�gaj�ce i rozmyte �wiat�o pochodni w po��czeniu z paroma litrami piwa zaczyna�o robi� swoje. D�ugo musia� si� zastanawia�, co nie zgadza si� w postaci stoj�cej obok mahakamskiego starosty. Dopiero po chwili doszed� do tego, �e na oto na krasnoludzkiej uczcie znalaz� si� cz�owiek! Zamierza� wybe�kota� jaki� stosowny komentarz, ale Brouver Hoog ubieg� go . - Oto jest graf Kobus de Ruyter, wojownik znakomity i szlachcic uczciwy - wrzasn�� starosta przekrzykuj�c gwar. Pot�ne p�uca i stalowe struny g�osowe by�y jedn� z podstawowych kwalifikacji do urz�du starosty Mahakamu. - Przyszed� si� nam pok�oni� i wyrazy szacunku z�o�y�! - wywrzeszcza� Hoog. Towarzystwo odwrzeszcza�o z powrotem swoje wyrazy szacunku. Znaczna cz�� krasnolud�w wplot�a w nie jednak barwne opisy problem�w seksualnych grafa, wynikaj�cych z pot�nego wzrostu i wystaj�cego brzucha. C�, to r�wnie� by� wyraz szeroko poj�tego krasnoludzkiego szacunku. - Nie tylko jednak w tym celu przyby� do nas szacowny graf! Domy�lacie si� krasnoludzcy bracia, czemu do nas przyjecha�? W odpowiedzi ca�a sala zgodnie rykn�a: - Nasze baby przyjecha� ogl�da� zbere�nik! Pad�y dalsze opisy i propozycje dotycz�ce ludzkich technik ��kowych. - Nie zgadli�cie bracia - odpowiedzia� rze�ko Hoog. - Nie po baby i nie po pieni�dze on tu przyjecha�. Nie chce nawet naszych zbroi i miecz�w, cho� jego �o�nierze w pordzewia�ych garnkach biegaj�! W wielkiej wojennej potrzebie s� nasi przyjaciele z Redanii. Pytam wi�c: kto zg�asza si� na ochotnika, aby Czarnych odeprze� i za Jarug� wyrzuci�? Nie by�o braw. Brouver si� o�miesza�. Czemu mia�yby ich obchodzi� ludzkie sprawy? Mahakam by� niezdobyty. Nie tylko dlatego, �e le�a� w g�rach. R�wnie� dlatego, �e obie armie walczy�y mahakamsk� broni�. - Serce mi �amiecie - Hoog uderzy� w tony liryczne. - Przecie to wasze domy i warsztaty b�dzie wr�g niszczy�! To waszych ludzkich przyjaci� tam b�d� mordowa�! I wy mo�ecie tak tu siedzie�? Zoltan wiedzia�, czyje warsztaty b�d� niszczone. Zacz�� trze�wie� w b�yskawicznym tempie. Nagle zauwa�y� czujne i trze�we spojrzenia siedz�cych zausznik�w Brooga. Przypomnia� sobie wszystkich, kt�rym opowiada� dowcipy o wiecznie sklejonych barszczem w�sach starosty. Rozejrza� si� dooko�a. Nagle zauwa�y�, �e pod �cianami stoi par� posterunk�w stra�y. Trze�wych jak �winie i uzbrojonych po z�by. Broog ci�gn�� dalej: - Dennis Cranmer! Lata ca�e pracowa�e� w Ellander! Chcesz si� teraz od tego odwr�ci�? Wstyd by�by to wielki dla ca�ej krasnoludzkiej rasy. Sta� obok mnie i przysi�gnij wierno�� i pos�usze�stwo wobec kr�la Foltesta! Dennis wsta�. Te� ju� wytrze�wia�. Na tyle, �eby wiedzie�, �e nie ma innego wyj�cia. Hoog rycza� dalej: - Sheldon Skaggs! Kupcy zabijali si� o to, �eby� ich karawan strzeg�. Takich wojownik�w na pewno b�dzie trzeba! Zoltan nie zdziwi� si�, kiedy us�ysza� swoje nazwisko. Wiedzia�, �e to samo dzieje si� teraz w ca�ym Mahakamie. Wiedzia� te�, �e wszystkie krasnoludy p�jd�, tak jak on. �e duma nie pozwoli im przyzna� si� do tego, �e nikt ich tutaj nie chce.. * * * I dlatego to nie miejsce dla ciebie, pomy�la� Dennis Cranmer. Nie dla ciebie, Jarre. Bo ja mam wci�� jeszcze niesp�acone d�ugi u Nenneke. Dlatego chcia�bym, by� wr�ci� ca�o z tej wojny. A Ochotniczy Huf Mahakamski, z�o�ony z krasnolud�w, z osobnik�w obcej i gorszej rasy, kt�rych nie chc� nawet ich w�a�ni wsp�bratymcy, b�d� zawsze posy�a� z najwredniejszymi zadaniami, na najgorsze odcinki. * * * Tylko siedem czarodziejek znajdowa�o si� w siedzibie lo�y. Zam�t powsta�y po rozpocz�ciu wojny wytworzy� wiele niebezpiecze�stw i szans, wobec kt�rych czarodziejki nie mog�y pozosta� oboj�tne. I tak na przyk�ad Sabrina Glevissig pilnowa�a sytuacji w Kaedwen, a Fringilla bawi�a w Toussaint. W Montecalvo by�a ju� Assire van Anahid, kt�ra niedawno wr�ci�a z Nilfgaardu. Ko�czy�a w�a�nie swoj� przemow�: - Takim to sposobem diuk de Wett pozbawi� Emhyra mo�liwo�ci szybkiego podboju P�nocy. - Emhyr przekombinowa� - stwierdzi�a Sheala. - Wymy�li�, �e wysy�aj�c de Wetta i aep Dahy'ego na wojn�, utnie g�ow� opozycji wewn�trznej. - Ale dzi�ki pani Assire i g�upocie ksi�cia Joachima- Filippa sk�oni�a g�ow� w kierunku eleganckiej czarodziejki - grupa armii "Verden" da�a naszym w�adcom czas na mobilizacj�. Nieobecna chwilowo pani Glevissig stara si� w�a�nie utrudnia� dzia�ania armii nilfgardzkiej w Kaedwen i twierdzi, �e da sobie z tym rad�. Pozosta� nam tylko jeden problem. * * * Menno Coehoorn rozpocz�� narad� tradycyjnie od stosu wyzwisk pod adresem rodziny de Wett, ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem ksi�cia Joachima. Od kilku tygodni pr�bowa� wpasowa� resztki armii Verden w struktury swoich wojsk. Sz�o to wyj�tkowo opornie. �o�nierze de Wetta byli zdemoralizowani i chcieli jedynie wr�ci� do domu. - Mam jednak dobr� nowin�, panowie - marsza�ek u�miechn�� si� wrednie. - Cesarz zapewni� mnie we w�asnor�cznie napisanym li�cie, �e nied�ugo ksi�cia de Wett b�dzie mo�na ogl�da� jedynie na portretach. Cytuj�: "Zrobimy mu uczciwy proces, a potem powiesimy". S�dz� r�wnie�, �e �o�nierzy de Wetta doprowadzili�my do stanu, w kt�rym mo�emy pozwoli� im i�� za nami bez obawy, �e uciekn�. - Generale Braibant - Menno zgasi� u�miech i wr�ci� do zwyk�ego sobie ch�odnego i skoncentrowanego opanowania. - Pa�ska Czwarta Konna ma uspokoi� Verden. W tym czasie reszta Grupa Armii �rodek podejdzie pod Mayen�. - Armia Verden zdo�a�a straci� wi�kszo�� sprz�tu obl�niczego i nie jeste�my chwilowo w stanie zdobywa� naraz Mayeny i Mariboru - ci�gn�� marsza�ek dalej. - Zdecydowa�em si� na Mayen�. Maribor jest za blisko Mahakamu, a te przekl�te kar�y s� nam wrogie. Maj�c Mayen� b�dziemy mogli odci�� kurdupli i zabra� si� za Maribor. Tam te� przezimujemy. - Verden to ci�ki teren - powiedzia� Brabaint. - W lasach pe�no tam kup ch�opskich. Je�eli jeszcze Natalis zostawi� tam troch� regularnej piechoty, to wieki tam sp�dz�. - Pomy�la�em o tym - odpar� marsza�ek Coehoorn. - Dostanie pan wsparcie, prawdziwych mistrz�w walki w lasach. * * * " Z�� s�aw� okry�y si� elfy w tej wojnie. Coehoorn spu�ci� ich na mieszka�c�w Verden niczym psy na bezbronne owce. Czym�e zajad�o�� i m�stwo ch�opskie, czym�e do�wiadczenie i wyszkolenie p�nocnej piechoty, kiedy walczy� przysz�o z wrogiem, kt�remu drzewa i zwierz�ta pomagaj�, i kt�ry si�� nieczyst� i trucizn� wojuje. Wielu zgin�o, wod� ze studni pij�c. Inni znowu w �rodku nocy ostrzem no�a zostali zbudzeni. Nie znali pi�kni �o�nierze lito�ci ni szacunku. Jak byd�o im si� zdawali�my. Wielu tam si� okrucie�stwem wyr�ni�o, ale jedno imi� powtarzali wszyscy" * * * - Isengrim Faoiltiarna! - Brabaint mia� g�os niczym dzwon i lubi� si� nim popisywa�. Tak by�o i teraz. Elf z trudem powstrzyma� si� przed zakryciem uszu. Ludzkie porykiwanie zawsze rani�o jego uszy. - W uznaniu pa�skich zas�ug w czasie walk w Verden, cesarz wspania�omy�lnie darowuje wam wcze�niejsze przewiny. Zostajecie r�wnie� podniesieni do stopnia pu�kownika. Gratuluj� - Brabaint u�cisn�� r�k� Faoiltiarny, podaj�c mu jednocze�nie patent. Nie patrzy� jednak �wie�o upieczonemu pu�kownikowi w oczy. Mia� go za morderc�, nie za �o�nierza. - Wasi towarzysze poprosili mnie, pu�kowniku Faoiltiarna, o to, �ebym wam powierzy� dow�dztwo nad brygad� "Vrihedd". Jestem sk�onny to zrobi�. Je�li si� zgadzacie, powtarzajcie s�owa przysi�gi: Ja, Isengrim Faoiltiarna... - Ja, Isengrim Faoiltiarna... - elf o ma�y w�os nie ziewn��. Ludzkie rytua�y by�y bezsensowne, a w dodatku nudne. - �lubuj� wobec wszystkich tu obecnych... - �lubuj� wobec wszystkich tu obecnych... - Wierno�� cesarzowi i bezwarunkowe spe�nianie wszystkich rozkaz�w moich prze�o�onych... - Wierno�� cesarzowi i bezwarunkowe spe�nianie wszystkich rozkaz�w moich prze�o�onych... "�eby� ty wiedzia�, gdzie ja mam cesarza do sp�ki z moimi prze�o�onymi, Dhoine" pomy�la� Faoiltiarna. - Oraz pos�usze�stwo wobec praw Nilfgaardu. - Oraz pos�usze�stwo wobec praw Nilfgaardu. - Tak mi dopom� Wielkie S�o�ce. Elf zawaha� si�. To by�o blu�nierstwo. Mo�e to i lepiej. Dzi�ki temu m�g� si� zawsze wykr�ci� z przysi�gi. - Tak mi dopom� Wielkie S�o�ce. - Og�aszam niniejszym, �e pu�kownik Faoiltiarna jest komendantem brygady Vrihedd! - Brabant dar� si� tak, �e s�ysza�a go chyba ca�a armia. - Zg�osi si� pan do mnie za p� godziny, pu�kowniku. Jest par� papier�w do podpisania. Na razie daj� panu czas, niech koledzy panu pogratuluj�. Brabaint odwr�ci� si� na pi�cie i poszed� do swojego namiotu. Ludzcy oficerowie podchodzili do elfa mamrocz�c par� zdawkowych uprzejmo�ci i odchodzili tak szybko, jak im tylko grzeczno�� pozwala�a. Faoiltiarna nie dba� o to. Na ca�ym �wiecie liczy�y si� jedynie elfy. * * * - Cholerne, umalowane, nieludzkie bydlaki! - Filippa ciska�a si� po ca�ym pokoju, potrz�saj�c trzymanym w r�ce li�cie. - Wyr�n�li wszystkich naszych w Verden! Jakim cudem, Dijkstra, powiedz mi, jakim cudem? Dijkstra milcza�. Wiedzia�, �e spieprzy� spraw�. Cuda cudami, a Czwarta Konna sz�a przez Verden jak po sznurku. Nie wpadli w ani z jedn� z przemy�lnych zasadzek, nie dali si� ani razu zaskoczy�. W tej batalii Vattier de Rideaux zwyci�y�. - Sigismund, nie powinnam tego robi�, a musz� - Filippa patrzy�a Dijkstrze w twarz zadzieraj�c g�ow�, ale mia� wra�enie, �e jest dok�adnie na odwr�t. - Przyprowad� mi jakich� zdrajc�w. Na pewno zostawi�e� sobie kilku, �eby m�c doj�� do grubych ryb. Przes�ucham ich po swojemu. Nie mo�emy pozwoli� na to, �eby Nilfgaardczycy przejechali si� po wojskach Foltesta tak jak w Verden. Przygotuj mi d�wi�koszczelny pok�j. Opr�cz tego potrzebuj� jeszcze du�o gor�cej wody i jeszcze wi�cej bia�ych szmat. Znajd� tez paru ludzi, kt�rzy b�d� spisywa� zeznania. - Sam to zrobi� - powiedzia� Dijkstra. Je�li przy Folte�cie by� jaki� wysoko postawiony szpieg, to lepiej, �eby wiedzia�o o tym jak najmniej ludzi. Wychodz�c modli� si� do nieznanego mu bli�ej boga, �eby widoki z przes�uchania da�y si� szybko zapomnie�. - Przygotuj kuriera dla Foltesta! - zawo�a�a za nim Filippa. - Ma by� najlepszy! * * * - Wpu�ci�! - kr�l Foltest machn�� zapraszaj�co r�k�. Do namiotu wszed� jednooki, szczup�y �o�nierz. - Porucznik O�drzych - przedstawi� si� nowo przyby�y. - Z listem od pana Dijkstry, do r�k samego kr�la Foltesta. Kurier wyj�� pier�cie�, poda� go wartownikowi, kt�ry nast�pnie przekaza� pier�cie� kr�lowi. Foltest obejrza� klejnot, po czym popatrzy� wyczekuj�co na pos�a�ca. O�drzych odwzajemni� spojrzenie, po czym spokojnie doda�: - Emhyr to ciota co w majtki sika, lecz nas nie pokona elfi sodomita. - W porz�dku - Foltest rozlu�ni� si�. - Zostaje Natalis i �reniawita. Reszta idzie na spacer. Nasz plebejski przyjaciel znowu dostarcza skarby. Wszyscy obecni opu�cili komnat�. Natalis popatrzy� na kr�la pytaj�co: - Sikaj�ca w majtki ciota? - Takie mamy z Dijkstr� has�o. U�ywamy wers�w z najpopularniejszej piosenki propagandowej. W zale�no�ci od dnia, stopnia wa�no�ci wiadomo�ci i wygl�du pos�a�ca, u�ywamy r�nych werset�w. - I jak wa�na jest ta wiadomo��? - spyta� Natalis z rozbawieniem. - Najwa�niejsza jaka mo�e by�. Wiemy, kto sprzeda� nas w Verden. Dajcie mi ten list, panie O�drzych. Foltest wzi�� list. Obejrza� dok�adnie piecz��, z�ama� j�, a nast�pnie zacz�� czyta�. Prawie natychmiast rzuci� list na st� i st�umionym g�osem powiedzia� do Natalisa: - Ty czytaj. - "Uprzejmie informuj�, �e genera� Susanin przekazuje plany naszych dzia�a� do sztabu generalnego Nilfgaardu". To nie mo�e by�! - Natalis waln�� listem o st� tak samo, jak poprzednio Foltest. - Przecie� Susanin... - Tak, wiem, wychowywa� si� ze mn� razem. Jeden z niewielu, kt�rzy pozostali. Ale jego rodzinne ziemie to teraz Nilfgaard - Foltest odwr�ci� si� do O�drzycha. - To tej wiadomo�ci dotyczy�o has�o? - Tak jest. Foltest odwr�ci� si�: - Naw�j, przyprowad� mi genera�a Susanina. Nie wydam wyroku wy��cznie na podstawie tego listu. Najpierw chc� z nim porozmawia�. Cz�owiek do zada� specjalnych kr�la Foltesta obr�ci� si� i wyszed�. Nie by�o go kilka minut. Wr�ci�, zdj�� czarny kaptur i powiedzia�: - Genera� Susanin rzuci� si� w�a�nie na miecz. - Jednak zdradzi� - Foltest przyj�� to dziwnie spokojnie. Najwyra�niej by� przekonany do zdrady genera�a. - W ko�cu, nigdy nie by� Reda�czykiem. Jego ojciec przys�a� go do nas jako gwarancj� lojalno�ci. Ale wkr�tce hrabstwo Ruthenii zagarn�� Nilfgaard. C�, dobrze, �e sam rozwi�za� ten problem. Natalis mia� swoje w�tpliwo�ci, co do tego, kto rozwi�za� ten problem. Ale wola� milcze� dla dobra sprawy. Mieli odbija� twierdze, a nie k��ci� si� ze sob�. * * * Oberszter Schories obchodzi� dooko�a Mayen�, szukaj�c s�abych punkt�w w umocnieniach. Dooko�a niego maszerowa�a sapi�c reszta sztabowc�w. Przed ka�dym obl�eniem obchodzi� twierdz� pieszo. "Trzeba poczu� ziemi�, na kt�rej stoj� mury. Oceni� ska��, zobaczy� wszystkie wie�e w�asnymi oczyma. Z grzbietu konia to wszystko wydaje si� du�o �atwiejsze" - mawia� zawsze. W�a�nie sko�czyli obchodzi� po�udniow� cz�� muru, dla kt�rej Ina tworzy�a naturaln� fos�. Schories ostatni raz obejrza� mury szukaj�c swoich w�asnych pomy�ek. Nast�pnie postanowi� sprawdzi� swoich oficer�w. - No, panowie. Co s�dzicie o szturmie na ten odcinek muru? Poruczniku Blunk, pan pierwszy. �ysiej�cy ju�, pomimo m�odego wieku Blunk nie zastanawia� si�: - Puszczam saper�w os�oni�tych tarczami.... - Idiotyczny pomys�! Niech pan sobie wyobrazi, �e krzywi� si� i prycham z pogard�, bo nie mam ochoty na wykonywanie tych gest�w - podsumowa� Schories. - Ma pan za du�o ludzi, czy sprz�tu? Mo�e i jednego i drugiego? Nie wspomn� ju� o tym, jak �le wp�ywa na wojsko nieudany szturm z wielkimi stratami. Nast�pny! Kapitan Tuexen! - Trzeba w jaki� spos�b pozby� si� fosy. Mo�e wykopa� kana� i poprowadzi� In� inn� drog�? - C�, pan przynajmniej nie wygubi mi wojska. Natomiast obl�enie b�dzie u pana trwa�o lata. Dobra, ostatnia szansa moi oficerowie. Geissen! Geissen, si�dmy syn nic nie znacz�cego barona z Maecht by� chudy, kr�tkowzroczny i ciut ofermowaty. Opr�cz tego nieustannie drapa� si� po g�owie. Wezwany przed wszystkimi, zn�w zacz�� to robi�, �ci�gaj�c na siebie drwi�ce spojrzenia. - Je�li pan my�li, �e wyskrobie pan w ten spos�b jak�� cenn� my�l, to musz� pana rozczarowa�, ale to nie funkcjonuje. - warkn�� Schories. Geissen poskroba� si� jeszcze par� razy, przechyli� g�ow�, po czym spokojnie i g�o�no powiedzia�: - Tu si� nie da sensownie przeprowadzi� szturmu. Trzeba obejrze� reszt� obwarowa�. Oberszter popatrzy� na swojego porucznika z zainteresowaniem. - Hm, mo�e jednak to drapanie pomaga. Bardzo dobry pomys�. Uczcie si� panowie od waszego kolegi. Obawiam si�, �e musimy szuka� dalej. Z tego co wiem, Mayenn� musimy zdoby� szybko. Podobno Nordlingowie si� ruszaj�. - Dlaczego nie mo�emy u�y� czarodziej�w, tak jak w Cintrze? - spyta� o�mielony swoim sukcesem Geissen. - To jest bardzo dobre pytanie, na kt�re niestety nie znam �adnej pe�nej odpowiedzi - odpowiedzia� Schories. - Ma to co� wsp�lnego z awersj� naszego cesarza do magik�w. Chyba uzna�, �e jeste�my do�� silni, by poradzi� sobie bez nich. "Tylko, �e to nie cesarz b�dzie musia� pi�� si� na te mury pod gradem strza� i kamieni" doda� Schories w duchu. Nie wypowiedzia� tego jednak g�o�no. Na pewno kt�ry� z oficer�w by doni�s�. Chcia� szybko sko�czy� t� wojn� i wr�ci� do budowy most�w i dr�g. * * * - Nie s�dz�, �eby ta wojna sko�czy�a si� szybko - powiedzia�a Assire van Anahid. - Coehoorn postanowi� zdoby� Mayenn� oraz Maribor i poczeka� do wiosny. Przez zim� chce jedynie wysy�a� podjazdy. Ma nadziej�, �e zag�odzi P�noc i na wiosn� dostanie wszystkich bez walki. - B�d� si� przepycha� i wyk��ca� jak bachory w piaskownicy, niszcz�c kraj i marnotrawi�c ludzi - stwierdzi�a Sheala. - Nie ma sposobu na odebranie im zabawek? - A gdyby tak da� im bitw�? - spyta�a Filippa. - Bitw� wielk� i straszn�, okrutn� i krwaw�. Niech armie cesarza i wojska kr�l�w sp�yn� krwi�, a potem my zmusimy ich do zawarcia pokoju. - Ale bitw� musieli by wygra� kr�lowie P�nocy - Sheala czu�a si� w swoim �ywiole. Nieoczekiwanie dla samej siebie odkry�a, �e lubi polityk�. - Je�eli wygra Nilfgaard, to zatrzymaj� si� na Pontarze albo dalej. A to nie wsp�gra z naszymi planami. Assire u�miechn�a si�. - Nie chc� by� pos�dzana o nacjonalizm, ale mo�ecie mi powiedzie� jak to zrobi�? Je�eli Foltest ruszy si� spod Mariboru, to na r�wninach Sodden nilfgaardzka jazda rozniesie go na kopytach. Je�eli si� nie ruszy, to za miesi�c pod Mariborem stanie naprzeciwko Grupy Armii �rodek. O�miel� si� przy tym zwr�ci� uwag�, �e wojska nilfgaardzkie b�d� wtedy trzykrotnie liczniejsze. Foltest musia�by by� niez�ym cudotw�rc�. Filippa pochyli�a si� do przodu i popatrzy�a na Assire. Przeci�gn�a si� leniwie i powoli: - My, nie Foltest. My. Dawno ju� nie bra�am udzia�u w bitwie. * * * Foltest zastanawia� si� nad swoimi snami. Od kilku dni mia� wizj� wielkiego zwyci�stwa nad Nilfgaardem. Widzia� siebie na wzg�rzu, a jego oficerowie rzucali mu pod nogi czarne nilfgaardzkie chor�gwie. Nie, �eby by� przes�dny. Kt� wierzy w sny? Ale by�o co� pi�knego w tej wizji. Z rozmy�la� wyrwa� go g�os jego nowego szefa sztabu. - Czarni szturmuj� obecnie Mayen� i obawiam si�, �e idzie im nie�le. Zdobyli zewn�trzne obwarowania. Hrabia Szejn musia� wycofa� si� do �redniego Zamku. Nasi ludzie twierdz�, �e wytrzyma tam jeszcze co najwy�ej dziesi�� dni. Potem b�dzie musia� wycofa� si� do Zamku Wysokiego. A potem... no c�, nie b�dzie si� gdzie wycofa�. - Nie mo�emy sobie pozwoli� na utrat� Mayeny - Natalis siedzia� z g�ow� w d�oniach. - Ale rozbi� obl�enia te� nie damy rady. Kruty ne werty ! Natalis w chwilach zdenerwowania wraca� do swojego rodzinnego dialektu. - A dlaczego w�a�ciwie nie damy rady? - spyta� Foltest. Co� w nim p�k�o. Mia� do�� siedzenia, czekania, ci�g�ego narzekania na szczup�o�� swoich si�. - Do jasnej cholery, je�eli b�dziemy tu siedzie�, to mo�emy co najwy�ej wyzdycha� ze smrodu! Mamy pod swoj� komend� wszystkie si�y, jakie da�o si� wyskroba� z naszych kr�lestw! Je�eli nie uda si� nam odbi� Mayeny teraz, to nie uda nam si� nigdy. Panowie, nie wiem jak wy, ale ja uwa�am, �e trzeba zabra� wszystkich �o�nierzy i ruszy� na po�udnie. Umrze� mo�na tylko raz. Zawrza�o. M�odsi oficerowie zacz�li g�o�no wiwatowa� na cze�� Foltesta i domaga� si� natychmiastowego wymarszu. Starsi byli bardziej sceptyczni. Natalis patrzy� na kr�la z nieukrywanym zdziwieniem. Wszystkich uciszy� jednak straszliwy bas wojewody Bronibora: - Dobrze gadasz, Foltest! - Bronibor z niech�ci� odnosi� si� do wszystkich tytu��w, co wybaczano mu jednak, maj�c na wzgl�dzie jego wiek i wielkie zas�ugi. Ci�ko wymaga� szacunku od kogo�, kto widzia�, jak ci zmieniaj� pieluszki.- Moje ofermy ju� si� wi�cej nie naucz�! Zbieramy wszystko co jest i idziemy r�n�� nilfgaardzkich owcojebc�w! Niech �yje kr�l! - Niech �yje kr�l! - pot�ny wrzask rozdar� nocn� cisz�. * * * Menno Coehoorn czu� si� ju� zm�czony. Ma�o snu, ci�g�e siedzenie na koniu, pod�e �arcie. Ze zdumieniem odkrywa� w sobie t�sknot� za ciep�ym ��kiem, najlepiej wyposa�onym w ciep�� s�u��c�. "Starzej� si�" - u�wiadomi� sobie. "To ju� ostatni raz jestem w polu. Przyjdzie mi nied�ugo w spokoju cieszy� si� owocami zwyci�stw. Sko�czy� tylko t� wojn�. Z�ama� i zniszczy� Nordling�w raz na zawsze." Narada trwa�a dalej. W�a�nie wypowiada� si� przem�drza�y i zarozumia�y porucznik Eriac de Renne, zwany powszechnie "Cepem", ze wzgl�du na widniej�ce w jego herbie trzy kosy. Wywiesi� wielk� map� P�nocy, a obok postawi� tablic�, na kt�rej szkicowa� kred� mo�liwe ruchy nieprzyjaciela. - Tak wi�c, jak to jasno pokaza�em, wystarczy nam tu siedzie� i czeka�. Ca�y teren na p�noc od Mayenny to jedna wielka cudownie g�adka r�wnina. Niech tylko na ni� wyjd�, a my ju� im damy bobu - de Renne promieniowa� zadowoleniem z samego siebie. Coehoorn wsta�. Popatrzy� na porucznika Si�dmej Daerla�skiej i powiedzia�: - Wszystko to �adnie i pi�knie. Strateg i taktyk z pana znakomity. Ale jednego mi tu brakuje. M�ody oficer przybra� pytaj�cy wyraz twarzy. - Jaj. Tak my�l� handlarze, nie �o�nierze. Unika� walki m�g�bym, gdybym mia� mniej wojsk. Ale mam pod sob� najwi�ksz� i najlepsz� armi�, jak� kiedykolwiek wystawi�o nasze cesarstwo. Nie b�d� si� chowa� i nie b�d� czeka�. Wyjd� naprzeciw i ich zmia�d��. Brabaint i de Mellis-Stoke - Czwarta Konna i konnica Trzeciej p�jdzie ze mn�. Piechota Trzeciej, Druga i oddzia�y z Verden zostaj� pod komend� Schoriesa �eby doko�czy� obl�enia. Zmusimy Nordling�w do decyduj�cej bitwy i wbijemy ich w piach! Niech �yje cesarz! * * * - Drogie kole�anki, wszystko toczy si� powoli, tak jak zaplanowa�y�my. Foltest zebra� si� i ruszy�. Tak samo marsza�ek Coehoorn. Pchn�y�my obie armie ku zderzeniu i nie mo�na ju� tego zatrzyma� - Filippa przesta�a si� na moment przechadza� po komnacie. - Pozwol� sobie niniejszym wyrazi� wdzi�czno�� i podziw wobec pa� Metz i Van Anahid za zgrabne, dyskretne i efektowne dzia�anie. Obie czarodziejki kiwn�y dyskretnie g�owami. Keira u�miechn�a si� i doda�a: - Ka�dy m�czyzna marzy o wygraniu jakiej� wielkiej bitwy. Wystarczy�o znale�� to pragnienie i odpowiednio rozpali�. Posz�o �atwiej, ni� si� spodziewa�am. - Nie czas jednak spoczywa� na laurach - Filippa sprowadzi�a dyskusj� na sprawy bie��ce. - Obawiam si�, �e b�dziemy musia�y osobi�cie dopilnowa� przebiegu bitwy. Musimy tam by� i pokierowa� wydarzeniami. P�noc musi wygra�, ale nie mo�e to p�j�� zbyt �atwo. Ja jad�. Kto jeszcze? - Ja nie - powiedzia�a Assire. - Nie chc� patrze� na �mier� moich krewnych i przyjaci�. Nie oceniajcie mnie �le panie, ale po prostu nie jestem siebie pewna. Jestem czarodziejk�, ale r�wnie� kobiet�. - Ja r�wnie� zrezygnuj� - powiedzia�a Ida. - Wszystkie moje umiej�tno�ci s�u�� dok�adnie przeciwnym celom. Nie b�d� bra�a udzia�u w zabijaniu, niezale�nie od powodu. - Niedobrze - twarz Filippy wykrzywi� grymas. - W takim razie mo�e dla odmiany us�ysz� co� optymistycznego? Kto jedzie? Francesca? Keira? Margarita? Sheala? Prawie wszystkie wywo�ane skin�y g�owami. Wyj�tkiem by�a Sheala: - Nie ma mnie od dawna w Kovirze. Nie wiem, czy to si� �le nie odbije na planach Lo�y. Zastanawiam si�, czy nie powinnam wr�ci�. "A poza tym nie chcesz brudzi� sobie r�k. Jako badaczka jeste� ponad takie sprawy" - pomy�la�a Filippa. - Ja te� ch�tnie pojad� - zg�osi�a si� Triss. - Nie, Triss, ty zostaniesz tu - powiedzia�a Filippa. - B�dziesz utrzymywa�a z nami kontakt i w razie potrzeby wyci�gniesz nas stamt�d. - Dlaczego ja? - Triss waha�a si� mi�dzy w�ciek�o�ci� a rozpacz�. - Jestem dyplomowan� czarodziejk�... - ... specjalistk� od komunikacji i teleportacji - wesz�a jej w s�owo Filippa. - Triss, dziecko, po wszystkim �adna z nas nie b�dzie najprawdopodobniej w stanie ruszy� r�k�. B�dziemy chcia�y jedynie wr�ci� do jakiego� bezpiecznego miejsca i wypocz��. I ty nam to zapewnisz. Uwierz mi, masz r�wnie odpowiedzialne zadanie jak my i najlepiej si� do niego nadajesz. "A poza tym, Triss, nie chc� ryzykowa�, �e w najwa�niejszym momencie zaczniesz p�aka� i rzyga� ze strachu. Ka�dy ma jakie� granice odporno�ci, a twoje zbyt �atwo przekroczy�" - doda�a Filippa w my�lach. * * * One - odezwa�a si� Triss - wszystkiego mi odm�wi�y. W wojnie, na kt�r� uciek� Jarre, mnie odmawia si� nawet mo�liwo�ci, by stan�� na Wzg�rzu. * * * Dojecha�y pod Brenn�. Filippa przyjrza�a si� swoim towarzyszkom. Margarita - tej by�a najpewniejsza. Skupiona i skoncentrowana, pewna swoich racji, zrobi wszystko i nie ugnie si� w najgorszych momentach. Keira - dzika wojowniczka. B�dzie dobrze, p�ki krew b�dzie p�on�� jej w �y�ach. Ale jak si� zachowa, gdy przyjdzie na ni� zm�czenie? I Francesca. Patrz�ca na obie armie z drwi�cym u�miechem. "Co ona tu widzi?" - pyta�a si� Filippa samej siebie. "Dwa wielkie stada byd�a, kt�re zaraz zacznie si� nawzajem tratowa�? Ale na pewno nam pomo�e. I to wystarczy." Keira powiod�a je na niewielkie wzg�rze. Powiod�a r�k� dooko�a, pokazuj�c zalety stanowiska. - To b�dzie idealne miejsce, drogie panie. Jeste�my na niewielkim wzniesieniu za zas�on� z krzak�w. Jeste�my w stanie obserwowa� ca�e pole bitwy, b�d�c przy tym niewidzialne. - Jak si� nazywa ta wioska? - spyta�a Francesca pokazuj�c przed siebie. - Chyba Brenna - odpar�a Keira. - No, zaraz si� tu rzeczywi�cie zacznie pali� - stwierdzi�a Francesca nieprzyjemnym tonem. Filippa wyci�gn�a lunet� i rozejrza�a si� dok�adnie po polu walki. Oceni�a szyk kr�lewskiej armii, a nast�pnie zacz�a si� przygl�da� szeregom cesarskich. Stali. Ca�y czas stali. - Francesca, wzi�a� od pani Assire matryc� Coehoorna? - Owszem, a co? - Skoncentruj si� na nim. Nie rozumiem dlaczego jeszcze stoj�. Ju� dawno powinni polecie� rado�nie do boju. * * * - Poruczniku de Renne! Je�eli jeszcze raz us�ysz� o czekaniu na posi�ki czy te� o wywabianiu Nordling�w z pozycji obronnych, to pomimo pa�skich koneksji ka�� pana zwi�za� i odwie�� pod Mayen�! To ju� zakrawa na tch�rzostwo! Ma pan zameldowa� si� teraz w swojej brygadzie! I lepiej b�dzie dla pana, �eby pan dzi� dobrze walczy�! Menno popatrzy� na swoich dow�dc�w. Na wszystkich twarzach widnia�o jedno i to samo pytanie. - Nic nie m�wicie, ale pytacie, kiedy rozka�� poczyna�, prawda? Ju� m�wi�. Atak rozpoczniemy gdy tylko wr�c� patrole. Nim uderzymy, musz� wiedzie� co jest za tymi wzg�rzami na p�nocy. * * * - Cwana bestia, ten nasz marsza�ek. Gdzie te patrole? - spyta�a Keira. Filippa pokaza�a r�ka i poda�a jej bez s�owa lunet�. Gorzko �a�owa�a teraz, �e nie pomy�la�a o wzi�ciu wi�kszej ich ilo�ci. �adna z nich nie mia�a nigdy wcze�niej kontaktu z dow�dcami patroli, wobec czego czar mog�y rzuca� wy��cznie widz�c rysy twarzy oficera. Luneta by�a jedna i oficer m�g� by� tylko jeden. Wszystkie to rozumia�y. - Kt�ry ma najwi�ksze szanse na odkrycie Blenckerta? - spyta�a Margarita. - Chyba ten drugi od lewej, na siwku - powiedzia�a Keira nie odrywaj�c oka od lunety. - Dobrze Keira, bierz si� za niego - warkn�a Filippa. - Najlepsza jeste� w te klocki. * * * Lamarr Flaut ba� si�. * * * - Dobra robota Keira - pochwali�a Margarita. - Masz do tego talent, dziewczyno. Teraz musimy zabra� si� za morale naszych ch�opc�w. Robimy czworok�t. Keira nadaje kierunek, ja tworz� podstaw�. Wszystkie czarodziejki usiad�y. Keira patrzy�a przed siebie na pole bitwy, zwr�cona plecami do Margarity. Ta trzyma�a w lewej d�oni praw� d�o� Franceski, a w prawej lew� d�o� Filippy. Dwie czarodziejki siedz�ce na bokach czworok�ta po�o�y�y wolne d�onie na ramionach Keiry. - Gotowe - Margarita m�wi�a jak zwykle, spokojnie i z opanowaniem. Filippa zazdro�ci�a jej. Sama mia�a ochot� krzycze�. - Zaczynajmy w imi� Matki. * * * Pod ciosami halabard, berdysz�w i bojowych cep�w za�amali si� pancerni pierwszej linii. Kawalerzy�ci dywizji Alba zacz�li umiera�. * * * - Za�ama� si� szyk ko�o Z�otego Stawu! -st�kn�a Keira. Margarita poczu�a wzbieraj�c� w m�odej czarodziejce panik�. - Nie poddawaj si� Keira, walcz, mo�e jeszcze wytrzymaj�! - Umys� rektorki Aretuzy pracowa� jak szalony. - Zostaw krasnolud�w, na nich magia dzia�a s�abo! Odwr�� czar i skieruj go na Nilfgaard! Ja na moment zatrzymam w sobie ca�� energi�! Ju�! Margarita odchyli�a g�ow�, z nosa i przygryzionych warg pociek�a krew. Keira wrzasn�a triumfalnie. Brzmia�o to jak wilcze wycie, ale odnios�o skutek. Przez czworok�t pop�yn�a znowu moc. * * * Ten czworobok idzie, r�wny, zwarty, paw� przy paw�y. Idzie i pcha przed sob� elitarn� dywizj� "Ard Feainn". * * * Redania! Redania nadci�ga! - rykn�� de Ruyter. * * * - Zmniejsz nacisk, Keira. Francesca, Filippa, odetnijcie troch� mocy. Bitwa si� jeszcze nie sko�czy�a. I jedni i drudzy maj� jeszcze odwody - Margerita pozwoli�a sobie na chwilk� rozlu�nienia. Zmniejszony przep�yw mocy dzia�a� cudownie koj�co.- Zamiast si� rozej��, rzuc� si� pewnie na siebie jeszcze raz. Zaczynam ci� rozumie�, Filippa. M�czy�ni s� nie do wytrzymania. * * * - Nauzicaa i Si�dma, przyszed� wasz czas! Panie de Wyngalt - marsza�ek odwr�ci� si�. - Idziemy do szar�y razem z Si�dm� Daerla�sk�. "W ko�cu. Rozstrzygn� t� bitw� w�asnymi r�kami" - pomy�la� marsza�ek Coehoorn. Rozpiera�a go rado��, jakiej ju� dawno nie doznawa�. * * * - A nie m�wi�am! Keira widzisz tych pikinier�w? - wszystkie czarodziejki zacz�y oddycha� g��biej, szykuj�c si� na nast�pn� rund� walki z przepe�niaj�c� je moc�. - Widz� - Keira garbi�a si�. Na plecach mia�a obfite plamy potu. �adna z czarodziejek nie widzia�a wyrazu jej twarzy, ale Margarita s�ysza�a w jej glosie zawzi�to�� i nienawi��. To by�a dobra wr�ba. - Kieruj si� na nich. Dziewcz�ta, teraz zwi�kszamy delikatnie nacisk . Najsilniej uderzamy podczas zderzenia obu linii, a potem dajemy z siebie wszystko. I niech si� dzieje co chce. * * * - Sta� twardo! - rykn�li jednym g�osem pikinierzy. - Sta� jak mur! Zwiera� szyk! * * * Keira rozwi�za�a czworok�t. - Kr�lewscy ju� ich opasali. Nie maj� dok�d spierdala�. Dajcie znak Triss, niech otworzy ten cholerny teleport. Musz� si� umy�. Popatrzy�a na poplamion� potem jedwabn� bluzk�. - I przebra�- doda�a. Margarita otworzy�a wisz�cy na szyi wisiorek i wyszepta�a z ulg� pro�b� Keiry. Po chwili pojawi� si� przed nimi l�ni�cy kr�g teleportu. Przesz�y przez niego powoli, jedna po drugiej. P�niej wyk�pane i w czystych szatach usiad�y do kolacji. By� to posi�ek raczej symboliczny, bo �adna nie mia�a ochoty je��. Siedzia�y jedynie w g��bokich fotelach i pozwala�y odej�� zm�czeniu tak g��bokiemu, �e nie m�g� go uleczy� �aden sen. - Najgorsze, �e nikt o tym si� nie dowie - powiedzia�a Filippa cicho. Opiera�a ramiona i g�ow� na stole, patrz�c bezmy�lnie w st�. - Najwi�ksze arcydzie�o kolektywnej sztuki magicznej od stu dwunastu lat i tak si� marnuje. - Stu dwunastu? - Francesca u�miechn�a si�. - Dzi�ki Filippa, ale zatrzymanie i ugaszenie Wielkiej Po�ogi nie zm�czy�o mnie tak. No, ale by�am wtedy naprawd� m�odsza. I by�o nas wi�cej. Rzeczywi�cie szkoda. Triss popatrzy�a ze zdziwieniem: - Nikt si� nie dowie? Przecie� mamy szans� zrehabilitowa� si� za Thanedd! - Jedyne, co us�yszymy, to �e by�y�my cztery a nie czterdzie�ci i cztery, i czemu tylu dobrych �o�nierzy zgin�o, i daliby sobie rad� sami, i po choler� si� wtr�camy - Filippa wylewa�a z siebie uczucia. - Ma�a, nie b�d� naiwna. Triss chcia�a odpowiedzie�. W tym momencie rozleg�o si� pukanie do drzwi. Filippa podnios�a g�ow�, Keira, najwyra�niej wytrz��ni�ta z p�ytkiego snu, potrz�sn�a g�ow�. - Do cholery, by�o zakazane nam przeszkadza� - rozpocz�a Margarita belferskim tonem. Nie sko�czy�a. Przez drzwi wpad�a jak bomba Sabrina Glevissig. Podskoczy�a i poca�owa�a najbli�ej siedz�c� Keir� w policzek, po czym zacz�a ta�czy� dziko po komnacie. - Diuk aep Dahy ma przesrane, dziewczyny. Dos�ownie i w przeno�ni - wykrztusi�a z siebie chichocz�c nieustannie. Czarodziejki zdoby�y si� na zm�czone u�miechy. Dobry humor Sabriny by� zara�liwy. - Ty i te twoje g�upie dowcipy - Margarita patrzy�a na Sabrin� z nieukrywan� sympati�. - Raz ju� za to musia�a� my� pod�ogi w Aretuzie. Tym razem chyba ci jednak daruj�. Naprawd� nie mam ju� si�y. * * * "I tak oto pot�ga Nilfgaardu leg�a w pyle i prochu na brenne�skich polach." .