5426
Szczegóły |
Tytuł |
5426 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5426 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5426 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5426 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RaVmf
Ident
Szed�em na gie�d�, wyda� �wie�o zarobion� kas� na jakie� duperele. Jak zawsze. W
domu a� roi�o si� od bezu�ytecznych, acz ciekawych gadget�w. Tych przydatnych
by�o sporo mniej, bo zazwyczaj nie by�y ju� takie ciekawe.
S�o�ce ostro dawa�o popali�. Na niebie ani jednej chmurki. Deszcz nie spad� od
kilkudziesi�ciu dni. S�ysza�em ostatnio, �e podobno jeszcze nie tak dawno temu
jesieni� pada�o codziennie. Tak, jasne.
Jimmy siedzia� tam, gdzie zawsze: trzy budy na prawo od wej�cia do hali,
niedaleko nielubianego sprzedawcy ci�gutek. Podszed�em do kumpla, przywitali�my
si� standardowo, pi�� o pi��. Kiedy� witano si�, �ciskaj�c sobie nawzajem
d�onie u nasady kciuka. Niekt�rzy staruszkowie nadal tak robi�. Dziwne.
- Hej, Jimmy, jak leci? - zagadn��em. Jak zawsze.
- Cool, man. Wci�� tak samo. - Wtr�ca� w swe wypowiedzi sporo ameryka�skich
zwrot�w. Jak zreszt� coraz wi�ksza cz�� ludu. On jednak robi� w jeszcze
wi�kszym stopniu. Dziadek Jimmy'ego pochodzi� ze Stan�w, przyjecha� do Polski,
by lepiej zarobi�. Zabawne: zar�wno dziadek Jimmy'ego, jak i ojciec byli
sprzedawcami na tej samej gie�dzie. Pierwszy sprzedawa� dresy, drugi - cedeki i
emdeki. M�j kumpel zaj�� si� oprogramowaniem i tym podobnymi. - Co nowego? Jak
matka?
- Trzyma si�, jako�. Ale wiesz, trudno jej teraz. - Jimmy ze zrozumieniem
pokiwa� g�ow�. Taa... Tego w�a�nie mi trzeba, �aski czarnego sprzedawcy szmelcu.
Zmieni�em temat na bardziej mnie interesuj�cy. - Co� nowego na sk�adzie?
- Hell, no! - odrzek� z nieukrywan� z�o�ci�. - Przywo�� mi sam shit ostatnio.
�adnego topa, �adnego cuda, tylko sam shit! A z dobrych rzeczy, to tylko same
old onesy. - Pogrzeba� chwil� w baga�niku auta, wyj�� jakie� pude�ko. - O tu, na
przyk�ad, debe�ciakowy czytnik...
- Dobra, dobra, Jimmy, nie ze mn� ta gadka - rzek�em szybko, bo kumpel zacz��
traktowa� mnie jak pierwszego lepszego frajera. - Wiem co to, kupi�em ju�
wcze�niej. To g�wno, a nie �aden debe�ciak.
- No tak, sorry - powiedzia�, troch� chyba zawstydzony. Od�o�y� pud�o na
miejsce. - Fuck, Pawe�, ledwo trzymam hold ona z tym shitem, kt�ry mi providuj�
z fucking Stan�w.
- Co? - zapyta�em. Czasem trudno by�o zrozumie� sens jego wypowiedzi, Jimmy
robi� z j�zyk�w niez�ego przek�ada�ca.
- Ledwo dzier��! Fucking Ameryka�ce sraj� na uczciwy polski rynek. To czym mam
handlowa�? Samym polskim shitem? Jest jeszcze gorszy, ni� ten, co mam w aucie -
zatoczy� r�k� szeroki �uk, wskazuj�c stos rzeczy, zape�niaj�cy baga�nik jego
Forda. Wi�kszo�� tego towaru naby�em ju� wcze�niej, a reszt� uzna�em za niewart�
uwagi.
- Przykro mi - powiedzia�em szczerze. - Ale nic nie poradz�. - Jimmy uczyni�
gest g�ow�, maj�cy pewnie znaczy� tyle, co "Ba!". - To jak, nic nowego?
- Nie. - Chcia�em si� po�egna� i spr�bowa� gdzie indziej, gdy kumpel rzek� do
mnie: - S�uchaj, Pawe�. Sam prowadz� uczciwy interes, bez �adnych cheat�w. Towar
mam legalny. A gonner�w nie lubi�. - Gonnerzy to ludzie, handluj�cy na czarnym
rynku, g��wnie nielegalnym oprogramowaniem lub sprz�tem ze Stan�w. Kiedy�
nazywano takich ludzi piratami. - Wi�cej, gardz� nimi.
- No i? - zniecierpliwi�em si�.
- Raz zrobi� wyj�tek. Widzisz tego typa, tam pod filarem?
Powiod�em spojrzeniem za wzrokiem Jimmy'ego. Oparty o �cian� sta� jaki� facet, w
br�zowym p�aszczu. Pali� papierosa i wydawa� si� ca�kowicie poch�oni�ty
obserwowaniem sprzedawcy ci�gutek.
- Gonner? - domy�li�em si�. Jimmy potwierdzi� skinieniem.
- Podobno ma nowiutki sprz�t ze Stan�w, fresh top. Absolutny new. A must, m�wi�.
- Po minie kumpla �atwo mog�em zgadn��, �e ma te informacje z pierwszej r�ki.
Nie zachwala�by cudzego badziewia. A zw�aszcza gonnerskiego badziewia. - U mnie
sam shit, mo�e u niego spr�bujesz?
- Dzi�ki, Jimmy. Nie s�dzi�em...
- To nie s�d�. Spytaj o Identa GP. - Podzi�kowa�em ponownie i ruszy�em, lecz po
chwili us�ysza�em jeszcze: - Nic innego od niego nie kupuj! - U�miechn��em si�.
No tak. To typowy Jimmy. Podobnie reagowa�, gdy dowiadywa� si�, �e id� do innego
sprzedawcy. Zawsze miesza� z b�otem cudzy towar. Dlatego ju� dawno przesta�em mu
m�wi� o zakupach na innych stoiskach.
�wawym krokiem zbli�a�em si� do m�czyzny w p�aszczu. W�a�nie, gor�co jak w
saunie, a on paraduje w p�aszczu. Musia� nale�e� do wi�kszego zrzeszenia
gonner�w. Na tyle du�ego, by nie musie� martwi� si� o stra�.
Nie zwraca� na mnie uwagi, dop�ki nie stan��em przy nim i nie zapyta�em:
- Tu dostan� Identa GP?
M�czyzna spojrza� na mnie. Na jego czole widnia�y �lady cz�stego u�ywania
Virtuala, lekko ob��dny wzrok to potwierdza�. Skin�� g�ow�, po czym bez s�owa
skierowa� si� w stron� jednego ze stoisk. Ruszy�em za nim.
Doszli�my do niewielkiej budki, okupywanej przez go�cia o podobnych objawach
przebywania w wirtualnej, co tajemniczy m�czyzna w p�aszczu. Obaj skin�li sobie
g�owami, po czym gonner przecisn�� si� na zaplecze. A ja za nim.
Wci�� z papierosem w g�bie otworzy� jedno z pude�, wywali� stamt�d jakie�
szparga�y, po czym wyci�gn�� mniejsze pude�ko. Oderwa� papierowy uchwyt,
poci�gn�� za �ciank�, ukazuj�c mi zawarto��.
Gadget wygl�da� jak wy��czony notebook. Sam ekran.
- To to? - zapyta�em, lekko zdziwiony niezbyt oryginalnym wygl�dem przyrz�du.
- That's Ident GP - rzek� facet lekko chrapliwym g�osem. - GP's newest
invention.
- Dobra, dobra, daruj sobie. Chc� wiedzie�, co to robi? - Zauwa�y�em jego
zak�opotan� min�. Kolejny ignorant, handluj�cy w Polsce, a nie znaj�cy naszego
j�zyka. - What does it do? - powt�rzy�em po ameryka�sku z naciskiem, lekko
poirytowany.
- Check it yourself - odpowiedzia� zagadkowo, po czym zasili� przyrz�d alkalami
i w��czy� ledwo widocznym przyciskiem, ukrytym z boku. Wysun�a si� malutka
platforma z trzema oznaczonymi cyframi miejscami. Z drugiej za� strony wyros�y
dwa kr�tkie czujniki. M�czyzna nakierowa� przyrz�d wypustkami na mnie.
- Ooo, nie! - pokr�ci�em g�ow�, czuj�c, co si� �wi�ci. Obr�ci�em przyrz�d w jego
d�oniach o sto osiemdziesi�t stopni. - Teraz demonstruj.
Facet widocznie bez problemu za�apa�, albowiem bez sprzeciwu wcisn�� jedynk�. Z
Identa wydoby� si� cichy, piskliwy d�wi�k, czujniki lekko si� zako�ysa�y, a ju�
po chwili na ekranie wyskoczy�y litery. Gonner poda� mi cacko. Wzi��em i
przeczyta�em.
NAME: Thomas Harrison
SEX: Male
AGE: 42
BIRTH DATE: 15.4.2111
WEIGHT: 170
HEIGHT:5'10"
IQ: 101
NATION: USA
BLOD TYPE: A
Przez chwil� nie mog�em oderwa� wzroku od mocno kontrastuj�cych z jasnym t�em
s��w. Wreszcie podnios�em wzrok. Gonner wydawa� si� bardzo zadowolony.
- To jaki� �art? - zapyta�em. Facet troch� si� zmiesza�, obdarzy� mnie
zdziwionym spojrzeniem, po czym, kiwaj�c g�ow�, wskaza� palcem ekran.
- Widz�, t�pa pa�o! - pozwoli�em sobie na inwektyw�, jako �e i tak mnie nie
rozumia�. - Is this a joke?
- No, of course not! - zapewni�, czyni�c r�kami obronny gest. - Look, here's my
name - wskaza� pierwsz� linijk� wy�wietlanego tekstu. Ju� otwiera� usta, by
kontynuowa�, ale przerwa�em mu.
- Dobra, cwaniaczku, te dane mo�na by�o wprowadzi� wcze�niej - powiedzia�em.
Pomy�la�em jednak, �e taki przekr�t by�by bezsensowny, przecie� chyba nikt nie
da�by si� z�apa� na taki numer, ale inne rozwi�zanie nie przychodzi�o mi do
g�owy. Widz�c bezradne oblicze gonnera, prze�o�y�em mu swoje s�owa na
ameryka�ski.
- Check it on yourself, then - odrzek� powa�nie, �rodkowym znaczkiem czyszcz�c
obraz.
Wiedzia�em, �e nic mi nie grozi, mimo to jako� niech�tnie skierowa�em dwa
niewielkie czujniki na swoj� pier�. Gonner podni�s� lekko przyrz�d, aby wypustki
wystawa�y z Identa w kierunku mego czo�a.
- It's better this way - wyja�ni�.
Kciukiem wcisn��em jedynk�. Z przyrz�du ponownie wydoby� si� piskliwy d�wi�k.
Poczu�em lekkie mrowienie nad brwiami. Po dw�ch sekundach czujniki przesta�y
dygota�, a ekran zape�ni� si� nowym zestawem danych.
NAME: Pawel Nowakowski
SEX: Male
AGE: 21
BIRTH DATE: 24.10.2132
WEIGHT: 156
HEIGHT:5'8"
IQ: 107
NATION: Poland
BLOD TYPE: A
- Kurwa ma�! - wysapa�em z uznaniem. Gonner najwyra�niej zrozumia�, bo
u�miechn�� si� promiennie.
Wszystko si� zgadza�o! Moje imi�, nazwisko, data urodzenia. Grupa krwi, iloraz
inteligencji! Sk�d oni to wiedz�? Co prawda, w imieniu brakowa�o polskiej
litery, ale maj�c do czynienia z ameryka�sk� produkcj�, nie nale�a�o si� tym
przejmowa� - ich ignorancja by�a wr�cz przys�owiowa...
- To osobiste dane. Czy to nie nielegalne? - powiedzia�em, po czym potrz�sn��em
g�ow� i od razu przet�umaczy�em.
- Wanna buy it or not? - odrzek� tylko. Znaczy nielegalne. Prawa osobiste by�y
chronione, a Ident GP je narusza�. Za posiadanie czego� takiego mog�em zdrowo
bekn��. Ale przecie� nie zamierza�em obnosi� si� z tym po ulicach, a z
przyjaci�mi mog�a by� niez�a zabawa. Poza tym, mia�em w domu sporo gadget�w,
mog�cych skutecznie zakamuflowa� to cudo.
- How much? - zapyta�em, niech�tnie oddaj�c przyrz�d.
- Two thousand.
- One - odrzek�em wr�cz machinalnie. Na gie�dzie zawsze mo�na by�o sporo
wytargowa�.
Doszed�em do tysi�ca czterystu, da�em tysi�c sto, bo tylko tyle mia�em, a gonner
widocznie nie mia� zbyt wielu klient�w, bo przyj�� bez przesadnego wahania.
Mo�liwe, �e potencjalnych kupc�w odstrasza�a niebotyczna cena. Ponad tysi�c
papier�w za kolejny ciekawy, ale bezu�yteczny gadget.
Facet w p�aszczu wr�czy� mi ju� zapakowanego Identa. Zapyta�em go jeszcze, na
jak d�ugo starczaj� alkale i do czego s�u�y trzeci znak. Odpowied� na pierwsze
pytanie w pe�ni mnie zadowoli�a. Odpowiadaj�c na drugie, gonner powt�rzy� to,
czym argumentowa� podwy�szenie ceny podczas targowania si�. Wierz�c jego s�owom,
mo�na by�o s�dzi�, i� wkr�tce otrzymaj� ze Stan�w dodatki do skanera, jak go w
my�lach nazwa�em, pozwalaj�ce rozszerzy� mo�liwo�ci przyrz�du. Spis funkcji mia�
by� uaktywniany w�a�nie trzecim przyciskiem. Ponadto lada dzie� mia� nadej��
chip, ��cz�cy Identa z SV Glassem. W to akurat w�tpi�em. Wed�ug mnie, �w chip
m�g� nadej�� najwcze�niej z reszt� obiecanego oporz�dzenia. Chocia�, sk�d mog�em
wiedzie�?
Zadowolony z zakupu, przecisn��em si� przez ciasn� wn�k�, przez kt�r� tu
wszed�em, i ruszy�em w stron� domu. Do Jimmy'ego ju� nie wst�powa�em. Nie by�em
pewny, czy kumpel wiedzia�, o jaki dok�adnie sprz�t chodzi�o, a zobaczywszy
skaner od razu domy�li�by si�, �e to nielegalne. Gonnera sprzedaj�cego towar po
ni�szych cenach lub nie importowany do Polski m�g� jako� strawi�, ale
opylaj�cego sprz�t �ami�cy prawo - nigdy. Nie Jimmy.
Wracaj�c do domu, zastanawia�em si� nad kompatybilno�ci� z innymi gadgetami. W
tym obowi�zkowo z SVG. Skoro Ident GP by� sprzedawany tylko na czarnym rynku,
nie m�g� by� po��czony z oryginalnym przyrz�dem, nawet tej samej firmy. A SVG
nie by�o produkowane przez General Products. Na szcz�cie mia�em w domu
specjalny programik, pozwalaj�cy obej�� tego typu zabezpieczenia. Poza tym
chcia�em u�y� te� niewielkiego urz�dzenia kamufluj�cego, aby Ident nie rzuca�
si� zbytnio w oczy. Na razie wpad�em tylko na takie po��czenia.
Zbli�aj�c si� do mieszkania, mimowolnie znowu zacz��em analizowa� nieweso��
sytuacj� rodzinn�. Matka siedzia�a zamkni�ta w czterech �cianach ju� od
tygodnia, czyli dok�adnie od czasu odej�cia ojca, kt�ry zreszt� odszed�
najpewniej z powodu jej dziwnego zachowania. Tu nie mog�em si� z nim nie
zgodzi�. Przez ostatnie trzy tygodnie kompletno�ci naszej rodziny, matka
zmarkotnia�a, sta�a si� pasywna. Nieczu�a. Unika�a tak mnie, jak ojca. Na
wszelkie pr�by rozmowy czy jakiegokolwiek kontaktu odpowiada�a milczeniem.
Zaniedbywa�a domowe obowi�zki, rzuci�a dobrze p�atn� prac�. Ojciec mia� do��.
Kaza� jej wzi�� si� w gar��, zagrozi� odej�ciem. Zignorowa�a go. Wi�c odszed�.
Nie wiem, na jak d�ugo, mo�e na zawsze, ale chyba raczej nie. W ka�dym razie ja
zosta�em, chcia�em pom�c matce, znale�� przyczyn� jej zmiany. Min�� dopiero
tydzie�, wi�c pieni�dzy jeszcze starcza�o, ponadto w�a�nie dzisiaj ojciec
przela� na nasze konto troch� got�wki. Ojca nie widzia�em, od kiedy odszed�, o
ile wiem, nie pr�bowa� si� z nami... ze mn� skontaktowa�. Mo�e i on potrzebowa�
chwili spokoju?
Szed�em, rozmy�laj�c. Przytomnie nie rozpakowywa�em pud�a przed wej�ciem do
mieszkania. Otworzy�em drzwi od bloku prywatnym kodem i ju� po chwili siedzia�em
w swoim pokoju, trzymaj�c na kolanach �wie�o nabyte cude�ko.
Uruchomi�em je jeszcze raz. Na ekranie pojawi� si� ten sam zestaw danych. Troch�
nie podoba�a mi si� lekko chaotyczna kolejno�� informacji, ale nie by� to zbyt
wielki problem. Zn�w potrz�sn��em g�ow� z niedowierzaniem. Sk�d to bierze te
dane? Trzeba by�o zapyta� gonnera... Chocia� nie, on tylko rozprowadza�, pewnie
o istocie dzia�ania wiedzia� tyle, co ja.
Dobra, p�e� i wiek, wag� i wzrost mog�em spokojnie zaakceptowa�. To da�o si�
stwierdzi� po ogl�dnym badaniu (Ha!, zw�aszcza to pierwsze!). Imi�,
narodowo��... No, nie wiem. Ale iloraz inteligencji? Przyznaj�, to jedna z
ciekawszych informacji, z kt�r� mog�a by� niez�a zabawa, ale sk�d skaner zna�
moje IQ?
Chwyci�em z biurka SV Glassa, za�o�y�em i skontaktowa�em si� z Wdzi�cznym.
Siedzia� z ekip� tam, gdzie zazwyczaj si� spotykali�my. Nie my�l�c d�ugo,
poszed�em do kuchni, zjad�em jak�� zup� z torebki. Ostatnio tylko to jad�em,
same syntetyki. Mo�na by w ko�cu kupi� jakie� owoce, cokolwiek. Normalne �arcie.
Zjad�szy niezbyt syc�cy posi�ek, spakowa�em Identa z powrotem do pud�a i
wyszed�em. Uzna�em, �e modyfikacje mog� zaczeka�, najpierw chcia�em podzieli�
si� nowym zakupem z przyjaci�mi. Poza tym Tomek m�g� mi pom�c w zrozumieniu
dzia�ania skanera; nie na darmo kolega nosi� przydomek �ebski.
Wychodz�c, zapuka�em jeszcze do pokoju matki. Jak zwykle nie odpowiedzia�a.
S�ycha� by�o tylko lekkie szuranie st�p po wyk�adzinie. Pewnie matka zn�w siedzi
w wirtualnej. Zar�wno sytuacja rodzinna, jak i nagminne stosowanie Virtuala
ot�pia�o j�. Kiedy wreszcie jej przejdzie? Najgorsze, �e nie potrafi�em jej
pom�c.
Po dziesi�ciominutowym spacerze doszed�em do placyku. By� to kwadratowy kawa�ek
ods�oni�tego terenu, mieszcz�cy si� w�r�d blok�w mieszkalnych. Na niewielkiej,
przylegaj�cej do niego po�aci trawy ros�o kilka drzew. Na �rodku asfaltowego
terenu znajdowa�a si� piaskownica, aktualnie okupywana przez ma�ego ch�opca i
jego matk�.
Na jednej z ustawionych po bokach placyku drewnianych �awek zauwa�y�em wi�ksz�
cz�� naszej paczki. Tomek siedzia� z g�ow� zwieszon� za oparcie, z papierosem w
g�bie. Wdzi�czny przytula� si� do Ka�ki. Eli �ywo gestykulowa�a, t�umacz�c co�
Tomkowi. Ona pierwsza mnie spostrzeg�a i pomacha�a. Odmacha�em.
Postanowi�em, �e wezm� j� na pierwszy ogie�. Ju� podchodz�c, wyj��em skaner z
pude�ka. Wci�� nie afiszowa�em si� z nim, trzyma�em go na opakowaniu.
Przybi�em z Wdzi�cznym, kt�ry zaszczyci� mnie tylko przelotnym spojrzeniem, po
czym wr�ci� do wype�niania ust Ka�ki swym j�zykiem. Z Tomkiem tak�e przywita�em
si� poprzez fist-to-fist, cmokn��em Eli w policzek. Dziewczyna kontynuowa�a sw�j
wyw�d.
- ... wtedy w�a�nie BTNH nabrali swego prawdziwego brzmienia, czy nawet ich
teksty uleg�y do�� sporej zmianie. Wiesz, smutniejsze i tego... Bo w sumie, jak
tu wci�� fun itepe, skoro jeden z nich zarabia kulk�...
Tomek konsekwentnie kiwa� g�ow�. Nie s�dzi�em, �eby zwraca� uwag� na to, o czym
m�wi�a. Ja w sumie co� tam s�ysza�em z jej gadania o Bone Thugs n Harmony, ale
skupia�em si� na Idencie. Koledzy jako� nie zwr�cili uwagi na niesione przeze
mnie pud�o. Tym lepiej. Dyskretnie nakierowa�em Identa na Eli i uruchomi�em. Po
trzech sekundach mimowolnie parskn��em �miechem.
- Co? Co jest? - zaciekawi�a si� Eli. Tomek podni�s� g�ow�, nawet Wdzi�czny i
Ka�ka przestali si� ca�owa�. Wszyscy patrzyli na mnie. - Co tam trzymasz? -
wci�� wypytywa�a Eli.
- Nie s�uchaj jej, Tomek. G�upoty gada. - I zn�w parskn��em. Pokaza�em im ekran
Identa.
NAME: Elzbieta Kazimierczak
SEX: Female
AGE: 21
BIRTH DATE: 27.2.2132
WEIGHT: 132
HEIGHT:5'6"
IQ: 92
NATION: Poland
BLOD TYPE: B
Ca�a czw�rka wpad�a w zdumienie. Eli wygl�da�a do�� niewyra�nie, lekko si�
zaczerwieni�a.
- Ty, sk�d to masz? - zapyta� Tomek, bior�c skaner do r�ki.
- Kupi�em dzi� w�a�nie, od gonnera. Niez�e, co?
- Jest b��d w wyrazie blood - rzek� Wdzi�czny, ca�kowicie trac�c zainteresowanie
Ka�k� na rzecz zaprezentowanego w�a�nie urz�dzenia.
- Wiem - sk�ama�em. Nie zauwa�y�em wcze�niej tej liter�wki.
- Dziewi��dziesi�t dwa... - zacz�� z u�mieszkiem Wdzi�czny. - No �adnie, Eli.
Eli jeszcze bardziej sp�sowia�a. Spojrza�a na mnie z wyrzutem.
- Sk�d to wiesz, draniu! - krzykn�a.
- To nie ja! - broni�em si�. - Sam nie wiem, sk�d to bierze te informacje.
Spostrzeg�em, �e Tomek po kr�tkich ogl�dzinach uruchomi� Identa na sobie. Po
uzyskaniu wynik�w cmokn�� z niedowierzaniem.
- No nie? - rzek�em, niezwykle dumny z siebie. Pr�bowa�em zapu�ci� �urawia przez
rami� obserwuj�cej ekran Ka�ki, lecz nie zd��y�em niczego zobaczy�, gdy� �ebski
wy��czy� cacko.
- Mog�? - zapyta�, na�laduj�c woln� d�oni� wykr�canie �rubki. Skin��em
przyzwalaj�co. Tomek wyj�� stoola i zacz�� dok�adniejsze ogl�dziny przedmiotu,
pr�buj�c znale�� dogodne miejsce do rozpocz�cia rozdzielania.
- Hej! - krzykn�� wzburzony Wdzi�czny. - Nie da�e� nam si� pobawi�!
- Spoko - odpar� �ebski. - Nie pali si�, wait a moment.
- W�a�nie, spoko, Wdzi�czny - doda�em.
- Spieprzaj - us�ysza�em w odpowiedzi. U�miechn��em si� promiennie, jak zawsze,
gdy uda�o mi si� wkurzy� Wdzi�cznego. Nie lubi� swojego przezwiska. A przecie�
sam je wymy�li�. Kiedy�, gdy by� troch� grubszy, nazywali�my go pieszczotliwie
"pulpecikiem". W ko�cu mia� do�� i powiedzia�: "Nie m�wcie tak do mnie, b�d�
wdzi�czny." Wi�c zosta� Wdzi�czny.
�ebski kontynuowa� szperanie we wn�trzno�ciach mojego urz�dzenia. Cz�sto dawa�em
Tomkowi rzeczy do zbadania od �rodka. Na podstawie tych bada� niejednokrotnie
t�umaczy� mi zasad� dzia�ania takiego gadgetu.
Wdzi�czny wyci�gn�� paczk� papieros�w, wsadzi� sobie jednego do ust, pocz�stowa�
Ka�k�.
- Chcesz? - zapyta�, podsuwaj�c mi pude�ko pod nos.
- Nie, dzi�ki. Pal� tylko beznikotynowe - odrzek�em z u�miechem. Cz�sto
powtarzali�my t� scenk�. Dowcip pochodzi� bodaj�e z jakiej� starej reklamy, ale
nie pami�ta�em dok�adnie.
- I co? - zagai� Tomek, wykr�caj�c z cichym szumem stoola jedn� z bindek. -
Pyta�e� tego gonnera o podstaw� dzia�ania tego...?
- Identa GP - doko�czy�em. - Nie, go�ciu zna� si� na tym chyba gorzej ode mnie.
Jak to uruchamiali�my, czuli�cie jakie� mrowienie nad brwiami? - skierowa�em
pytanie do Eli i Tomka. Oboje skin�li g�owami. Eli wci�� si� nie odzywa�a.
Obrazi�a si�? Przecie� to tylko zabawa. - Nie wiem, z p�ci� i wiekiem sprawa nie
ma si� tak tajemniczo, jak z innymi rzeczami. Na przyk�ad, sk�d to - wskaza�em
skaner - zna nasze imiona i nazwiska?
- Chuj wie - odpar� przytomnie Wdzi�czny, wypuszczaj�c dym z nosa. Tomek by�
bardziej rzeczowy.
- Pewnie skanuje m�zg, a w�a�ciwie obszar odpowiedzialny za... Jak to okre�li�?
Za t� rzecz, kt�ra jest dla nas najwa�niejsza, czyli nasze miano. - Rozejrza�
si�, sprawdzaj�c, czy rozumiemy. - �apiecie? T� informacj� mamy zakodowan� w
m�zgu, a �w Ident przetwarza j� na ekran. Dlatego czuli�my mrowienie w okolicy
czo�a.
- Serio? - nie by�em przekonany. - Te� troch� nad tym my�la�em. My�l� raczej, �e
Ident jest pod��czony do jakiej� wielkiej bazy danych, z kt�rej �ci�ga dane
osobowe poprzez, nie wiem, por�wnanie DNA?
- Nie s�dz� - Tomek pokr�ci� g�ow�. - Nie wida� standardowych zako�cze�,
wskazuj�cych na to rozwi�zanie. - Odkr�ci� ostatni� bindk� i rozdzieli� m�j
skaner. Dwie po��wki oddali�y si� nieznacznie od siebie, wci�� po��czone
elastycznymi korytkami. Na zewn�trz, z owych korytek, lekko stercza�y bindki.
�ebski przyjrza� si� krytycznie wn�trzu urz�dzenia. - Wow! Ma chip EON! Znaczy,
albo wy�wietli wszystko poprawnie, albo informacj�, �e co� si� schrzani�o -
wyja�ni� pospiesznie, najpewniej maj�c na my�li Identa. Ogl�da� p�yt� g��wn� z
r�nych stron. - Ciekawe bebechy. A skoro ju� przy tym, mon ami, to to nie jest
produkt firmy GP.
- Nie? - zdziwi�em si�.
- Positive. Nie ma szans, znam ich urz�dzenia. To jest inne.
- S�uchaj go - powiedzia� Wdzi�czny, obejmuj�c Ka�k�. - M�drze gada, ma sto
dwadzie�cia trzy.
- Sto dwadzie�cia trzy?! - wykrzykn��em w tym samym czasie, co Eli.
Popatrzyli�my z uznaniem na koleg�. - No, mistrzu, - kontynuowa�em ju� sam -
uk�ony, uk�ony.
- W�a�nie, a sk�d to - Eli po�o�y�a szczeg�lny nacisk na ostatnie s�owo - zna
nasze IQ?
- Pewnie na tej samej zasadzie, co z nazwiskiem. - Tomek wyj�� z kieszeni SV
Glassa, przestawi� modu� na szk�o powi�kszaj�ce i zacz�� bada� przez powsta��
przerw� wn�trzno�ci Identa na pewno nie GP. - Przecie� ka�de z nas zdawa�o w
dzieci�stwie test na IQ, nie? A potem powtarza�o go co trzy lata. Ta informacja
te� jest zakorzeniona w naszych galaretach, dumnie nazywanych m�zgami. -
Charkn��, splun�� na bok i kontynuowa�. -Grupa krwi to piece of cake. O t�
spraw� nie trudno. Przeleci skanerkiem po jakiejkolwiek cz�ci cia�a i voila.
Najbardziej interesuje mnie, sk�d to zna narodowo��. Przecie� ta akurat
informacja nie jest a� tak bardzo zakorzeniona w pami�ciowych partiach naszych
m�zg�w, zw�aszcza przy aktualnym stanie globalizacji. Sk�d to wie, kt�re
dok�adnie cz�ci skanowa�? Ta w�a�nie rzecz, narodowo��, potwierdza�aby twoj�
teori�, Pawe�, ale jestem pewny, �e nie ma po��czenia z �adn� baz� danych
- Dobra, wierz�, panie sto dwadzie�cia trzy. - Z pewnej odleg�o�ci rzuci�em
okiem na badane aktualnie, skomplikowane wn�trze skanera. Oczywi�cie, nic mi to
nie da�o.
- No, jak tam, masz co�? - niecierpliwi� si� Wdzi�czny. - Chcia�bym pobawi� si�
cude�kiem Paw�a.
Zamierza�em co� powiedzie�, gdy poczu�em lekkie drganie w kieszeni. Kto� ��czy�
si� ze mn� poprzez SV. Wyj��em szk�a i za�o�y�em, uruchomi�em modu� phone,
wetkn�wszy s�uchawk� do ucha. Dzwoni� Jimmy.
- Sweet Jesus, Pawe�, spieprzaj!!! - us�ysza�em pe�en strachu podniesiony g�os
przyjaciela. - Dorwali... dorwali tego gonnera! Goni� mnie!!! Fuck, Pawe�,
spierdalaj stamt�d, gdziekolwiek jeste�!!! Dorw� ci�!!!
- J... Jimmy? O co chodzi? - nie rozumia�em. By�em w szoku. S�ysza�em jego
przyspieszony oddech, odg�os szybkich krok�w. Biegu.
- Get the fuck out of...!! - co� hukn�o w s�uchawce. Potem jeszcze dwa razy.
�omot, jakby co� ci�kiego upad�o na ziemi�. Zbli�aj�ce si� kroki, wiele ich.
Cich�y kolejno przy SV Glassie Jimmy'ego. Kilka hukni��. I ci�g�y sygna�.
Po��czenie si� urwa�o.
- Co si� sta�o? - us�ysza�em zatroskany g�os Eli. Natrafi�em na jej r�wnie
zaniepokojone spojrzenie. Reszta przyjaci� r�wnie� mi si� przygl�da�a.
Obla� mnie zimny pot. By�em niemal�e pewny, �e Jimmy nie �yje. Te hukni�cia
musia�y oznacza� strza�y. Wyklucza�em g�upi �art. Jimmy nie posun�� by si� do
czego� takiego nigdy w �yciu.
"Dorwali tego gonnera", przypomnia�em sobie s�owa czarnosk�rego kolegi. Czy�by
chodzi�o o Identa?
W tym momencie ujrza�em pi�tk� m�czyzn, wybiegaj�cych zza budynku. Mieli
szczelnie zakrywaj�ce g�owy he�my, podobne do dawnych motocyklowych, granatowe
mundury i pancerze, czarne p�aszcze. Trzymali pot�ne, lecz na tle obszernych
pancerzy sprawiaj�ce wra�enie niewielkich, karabiny maszynowe.
Zabawne, o czym my�li si� w chwili grozy. I o czym zd��y si� pomy�le�. Ja w
ci�gu nieca�ej sekundy zd��y�em u�wiadomi� sobie, �e nigdy wcze�niej nie
widzia�em karabin�w tego typu, �e te cholerstwa musz� by� strasznie ci�kie,
wi�c dziwne jest, �e �o�nierze nie trzymaj� pistolet�w maszynowych, a tak�e, �e
zarobienie kulki z takiej broni musi by� niemi�e, i �e u�ycie jej przeciwko
naszym politykom znacznie poprawi�oby sytuacj� w kraju. Tyle r�nych my�li
wype�ni�o moj� g�ow�, a nie by�o w�r�d nich najodpowiedniejszego chyba w tym
momencie zdziwienia. To przysz�o ju� po chwili, w znacznie pot�niejszej skali,
ni� bym sobie �yczy�.
Czas zwolni� sw�j bieg.
Wszystko odby�o si� przed moimi oczyma. Jak przedstawienie. Prowadz�cy obejrza�
si� na swych ludzi i machn�� woln� r�k�. Nie zwalniaj�c biegu, pi�tka �o�nierzy
przy�o�y�a bro� do he�m�w i zacz�a strzela�. Dooko�a zapanowa� chaos.
Tu� obok moich st�p przesz�a pod�u�na fala ma�ych, p�kaj�cych dziur w asfalcie.
W piaskownicy ch�opiec i jego matka zacz�li si� gwa�townie trz��� w�r�d
wzburzonych tuman�w piachu i fontanny krwi.
Na ciele Tomka, od brzucha a� po g�ow�, pojawi� si� rz�d wytryskuj�cych
czerwonych plam. Kolega zabiera� w�a�nie badany przyrz�d sprzed oczu, aby
zobaczy� �r�d�o ha�asu, gdy dosta� seri�. Wypuszczony Ident zatoczy� �uk w
powietrzu i wpad� do odruchowo wyci�gni�tej przeze mnie d�oni.
Eli, stoj�ca z boku �awki, odwr�ci�a si� w prawo. Jej d�ugie w�osy zafalowa�y.
Skoczy�a za drewniane oparcie, nie daj�ce jednak wielkiej ochrony.
Wdzi�czny podrywa� si�, ci�gn�c skamienia�� ze strachu Ka�k�, gdy dwie czy trzy
serie przyszpili�y go do �awki. Wi�kszo�� pocisk�w przesz�a na wylot i dotar�a
do naszej kole�anki, utkwiwszy w jej ciele lub przebiwszy si� dalej. Wdzi�czny
wpad� na Ka�k�, przygniataj�c j� do oparcia. Dwa martwe cia�a podrygiwa�y w takt
odg�osu strza��w.
Wszystko to ton�o w deszczu lataj�cych kawa�k�w strzaskanego drewna lub grudek
ziemi, pomieszanych z po�amanymi �d�b�ami suchej trawy.
- Nieee!!! - rykn��em najg�o�niej, jak mog�em. Zrobi�em krok na �awk�, drugi na
oparcie, przekozio�kowa�em za prowizoryczn� os�on�. Fruwaj�ce wsz�dzie drewno
rani�o sk�r� i ogranicza�o widoczno��.
Chwyci�em za r�k� skulon� na ziemi Eli i poci�gn��em za sob�. Zacz��em biec
najszybciej, jak mog�em.
Czas odzyska� sw�j naturalny rytm.
Przebiegli�my mi�dzy blokami, �cigani przez pi�tk� umundurowanych morderc�w.
Skr�ci�em w prawo i, nadal ci�gn�c Eli, skierowa�em si� w stron� splotu
niewielkich uliczek. Tam mogli�my ich zgubi�.
Nie mijali�my wielu ludzi, ci jednak, kt�rzy mieli nieszcz�cie znale�� si� w
tym czasie na drodze pi�ciu egzekutor�w, ko�czyli swe �ywoty b�yskawicznie. Od
r�ki. Nie zastanawia�em si� nad tym. Jedyne, o czym my�la�em, to jak zgubi�
po�cig. Poza tym przelatuj�ce tu� obok g�owy pociski nie sprzyja�y logicznemu
my�leniu.
Po chwili, kt�ra d�u�y�a si� niemi�osiernie, dotarli�my do poprzecznej ulicy. Z
lewej strony znajdowa�o si� skrzy�owanie, kt�re mia�em zamiar wykorzysta�.
Ku mojej rozpaczy w�a�nie stamt�d, zza jakiego� budynku, wybieg�a czw�rka
�o�nierzy, w strojach identycznych z tymi nale��cymi do naszych prze�ladowc�w.
Momentalnie otworzyli ogie�.
Czas ponownie zwolni� sw�j bieg.
K�tem oka spostrzeg�em samoch�d, wy�aniaj�cy si� zza mych plec�w. Seria z
karabinu przesz�a po jego masce. Auto z piskiem opon zacz�o hamowa�, wpad�o w
po�lizg. Nieuchronnie zbli�a�o si� w nasz� stron�.
�o�nierze ani na sekund� nie przerywali ostrza�u. Chodnik po mojej prawej zosta�
rozci�ty lini� zniszczonego asfaltu, �ciana budynku wzbogaci�a si� o pod�u�n�
wyrw�. W powietrzu zaroi�o si� od pocisk�w i kawa�k�w betonu.
Eli, ci�ko dysz�c, podnios�a g�ow�. Spojrza�a na mnie. Przez u�amek sekundy w
jej zalanych �zami oczach spostrzeg�em zm�czenie, b�l, rozpacz... I jeszcze co�.
Co�, co zawsze tam by�o, lecz czego wcze�niej nie zauwa�a�em.
Ostatnia, czwarta seria, zabra�a mi Eli, kt�r� wci�� trzyma�em za r�k�.
Dziewczyna odlecia�a na dwa metry, pozostawiaj�c za sob� wst�g� krwi.
Samoch�d min�� mnie dos�ownie o centymetry i rozbi� si� na rogu budynku,
cz�ciowo os�aniaj�c moj� osob� przed czw�rk� �o�nierzy. Z lewej strony
wychyn�a pi�tka morderc�w. Odwr�ci�em si�...
Czas zn�w zacz�� p�yn�� normalnie.
Bieg�em tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy w �yciu. Obejrzawszy si�,
stwierdzi�em, i� nie daj� za wygran�. Mimo wygl�daj�cych na ci�kie mundur�w i
karabin�w, nie odstawali na tyle, na ile liczy�em.
Omal si� nie przewr�ci�em, wpadaj�c na jakiego� staruszka. Przez kr�tka chwil�
widzia�em jego twarz. W osadzonych na niej przekrwionych oczach rysowa�a si�
determinacja. Rzuci�em si� do dalszego biegu, lecz co� uderzy�o mnie w gole�.
Padaj�c, ujrza�em, i� by�a to laska starszego m�czyzny. Przeturla�em si� i
powsta�em do dalszej ucieczki. Niestety, na skutek nieprzewidywalnej interwencji
staruszka, napastnicy znacznie si� przybli�yli.
- Nowakowski, stop!! - us�ysza�em za sob�, jakby z jakiego� megafonu.
Wypowiadaj�cy te s�owa bardzo kaleczy� moje polskie nazwisko, lecz nie
dos�ysza�em ameryka�skiego akcentu. Nie potrafi�em zdefiniowa� pochodzenia
m�wi�cego.
Jasne, stop! Wci�� mia�em przed oczyma martwych przyjaci�. Nie zamierza�em
sko�czy� jak oni.
Zdziwi� mnie chwilowy brak ostrza�u. Obejrza�em si� po raz kolejny. �o�nierze
wymijali w�a�nie agresywnego staruszka. Wymijali! Nie zabijali! Dopiero
znalaz�szy si� przed nim, wznowili ostrza�.
Czemu w stosunku do staruszka zachowali si� zupe�nie inaczej, ni� do reszty
spotykanych na swej drodze ludzi? I dlaczego dziadek chcia� mnie zatrzyma�?
Na zakr�cie odbi�em w prawo. Po tym manewrze szybko przebieg�em na drug� stron�
ulicy i, wci�� niewidoczny dla prze�ladowc�w, czmychn��em w w�ski zau�ek.
Liczy�em na dwie rzeczy: �e przynajmniej na chwil� zgubi� �o�nierzy, i �e zau�ek
nie jest �lepy.
Nie by� �lepy, zakr�ca� po oko�o dwudziestu metrach. Zgubi� morderc�w by� mo�e
tak�e by mi si� uda�o, gdyby nie stoj�ca na ulicy staruszka, kt�ra wskaza�a
palcem drog� mojej ucieczki. O dziwo, �o�nierze j� tak�e oszcz�dzili, w
przeciwie�stwie do stoj�cego nieopodal pijaka, kt�rego podziurawili niczym sito.
Nie zwalnia�em biegu. �ciana starego budynku za moimi plecami zosta�a przeorana
gradem kul. Tu� za zakr�tem znajdowa�y si� drewniane, �le utrzymane drzwi, a
troszk� dalej zau�ek ponownie zakr�ca� w lewo; najprawdopodobniej otacza� on
budynek, maj�c pocz�tek i koniec przy tej samej ulicy.
Wyczu�em okazj�.
Z impetem wbi�em si� w drzwi, kt�re dziwnie �atwo ust�pi�y. Znalaz�szy si� w
�rodku, zamkn��em je szybko. W sporej hali unosi� si� zapach st�chlizny,
alkoholu i ekskrement�w. Le�a�o tu ze stu �ebrak�w, w r�nym wieku i o r�nej
p�ci. Wszyscy gapili si� na mnie, najcz�ciej p�przytomnym, nieobecnym
wzrokiem. Nie zamierza�em d�ugo pozowa�.
W�ski �wietlik w suficie nie dawa� zbyt wiele �wiat�a, lecz zdo�a�em spostrzec
zarys drzwi na przeciwleg�ej �cianie. Wznowi�em bieg w ich kierunku.
Przeskakiwa�em nad le��cymi cia�ami, omija�em inne. Wzbudza�em westchnienia,
z�orzeczenia, wygra�ania r�kami. Brn��em najszybciej jak mog�em, nie tylko z
uwagi na w�asne �ycie, lecz tak�e na le��cych tu ludzi. W�tpi�em, czy wpadaj�cy
do �rodka �o�nierze oka�� si� dla nich r�wnie �askawi, co dla tamtej donosz�cej
staruszki.
Dopad�em drzwi dok�adnie w chwili, gdy umundurowani mordercy otworzyli te z
drugiego ko�ca hali. Poci�gn��em klamk� i wybieg�em na zewn�trz. Ze �rodka
dobieg�y mnie odg�osy serii z karabin�w i dziesi�tki okrzyk�w, pe�nych b�lu i
przera�enia.
Bieg�em, z ledwo�ci� powstrzymuj�c wymioty. Mocniej zacisn��em pi�ci z gniewu.
Dopiero w tym momencie u�wiadomi�em sobie, �e w prawej d�oni wci�� �ciskam
Identa. Gadget by� mokry od mojego potu.
Powstrzyma�em ch�� wyrzucenia go jak najdalej. Takie rozwi�zanie w obecnej
chwili nic by mi nie da�o. Poza tym, m�g� si� jeszcze przyda�. Chocia�by na
posterunku stra�y.
Zgubi�em pogo�. Dotar�em do starego osiedla, granicz�cego z moim. Wsz�dzie wok�
widzia�em przysadziste, szare bloki. Od dawna ju� takich nie budowali.
Wycie�czony, ledwo dysz�c, usiad�em pod �cian� jakiego� budynku. W uszach wci��
dudni�y mi przera�liwe wrzaski mordowanych ludzi.
Ze zgroz� przyjrza�em si� Identowi, wed�ug s��w Tomka, nie GP. Czy mo�liwe, by
ten przyrz�d by� przyczyn� tych wszystkich morderstw? Czy �o�nierze tego w�a�nie
szukali? Skanera? Cholera! A co, gdybym odrzuci� go jeszcze na placyku, przy
�awce? Mo�e zaprzestaliby po�cigu? Mo�e Eli wci�� by �y�a?
Nie. Musz� my�le� racjonalnie. Ci... egzekutorzy usuwali na swej drodze
wszystkich ludzi, kt�rych napotkali. Opr�cz dw�jki staruszk�w. Zapewne pozbywali
si� �wiadk�w swych morderczych dzia�a�. W takim wypadku ja i Eli na pewno tak�e
zostaliby�my straceni. Nie mog�em jej uratowa�. Nie mog�em nikogo uratowa�. Sk�d
mog�em wiedzie�? Sk�d?!
By� mo�e egzekutorzy byli jakim� oddzia�em rz�dowym, chroni�cym prawa osobiste
obywateli? Nie, odpada. Mo�e i zabijaliby wszystkich zwi�zanych z Identem, ale
nie zwyk�ych ludzi, przypadkowo znajduj�cych si� w pobli�u.
I dlaczego oszcz�dzili dziadka i babci�? Przecie� w�r�d �ebrak�w, kt�rych t�pili
r�wno, jak s�ysza�em, by�o wielu osobnik�w w podesz�ym wieku. A mo�e tych akurat
nie zabijali? Mo�e starsi obywatele mieli u nich jaki� immunitet? Nie, to bez
sensu. Poza tym, w �aden spos�b nie przybli�a mnie do niczego konstruktywnego.
Zastanowi�em si�, sk�d jeden z �o�nierzy zna� moje nazwisko. W przyp�ywie
wisielczego humoru pomy�la�em, �e mo�e przeskanowa� mnie Identem. Nie, pewnie
wydoby� je z Jimmy'ego. Nie, to te� niemo�liwe! Przecie� by�em �wiadkiem jego
zab�jstwa. Nie powiedzia� im nic przed �mierci�. Chyba �e... Chyba �e nie
zgin��! Z�apali go i wyci�gn�li z niego informacje... Te� bez sensu. Pi�tka
morderc�w pojawi�a si� tu� po zako�czeniu mojej transmisji z Jimmym. Raczej nie
by�o mo�liwe, �eby dorwali przyjaciela za rogiem budynku, os�aniaj�cego placyk
od ulicy. Wi�c sk�d? Od gonnera? Czy�by zapami�ta� moje nazwisko z ekranu
Identa, gdy testowa� urz�dzenie na sobie? Nie bardzo. Na takim tle idea, �e
�o�nierz u�y� skanera, nie wydawa�a si� taka g�upia.
Ale, ale. Mia�em powa�niejsze zmartwienia na g�owie, ni� analizowanie
tajemniczej wiedzy �o�nierza. Nurtowa�o mnie do�� wa�ne pytanie: Co nale�a�o
teraz zrobi�? Najsensowniejszym rozwi�zaniem by�oby uda� si� na komisariat. A
co, je�li �o�nierze przewidzieli taki ruch i czekali tam na mnie? Lecz gdzie
indziej mog�em si� uda�? Nie mia�em �adnych znajomo�ci, kt�re by�yby pomocne w
zaistnia�ej sytuacji. By� mo�e Jimmy, gdyby �y�...
Nie by�em pewny, czy zgin��, cho� wszystko na to wskazywa�o. I tak nale�a�o
zak�ada�. �o�nierze usuwali wszystkie osoby, w jaki� spos�b zwi�zane z Identem
lub w�a�nie z tymi osobami. Do takiego wniosku doszed�em. Nic innego nie
przychodzi�o mi do g�owy.
Nag�a my�l nawiedzi�a mnie, jeszcze bardziej przyspieszaj�c bicie serca. Matka!
Grozi�o jej niebezpiecze�stwo! Skoro �o�nierze znali moje nazwisko, znali te�
adres zamieszkania!
Zerwa�em si� na r�wne nogi i pogna�em czym pr�dzej do domu.
Zwolni�em dopiero, wbiegaj�c na moje osiedle. Musia�em mie� si� na baczno�ci,
jako �e wrogowie... �o�nierze mogli by� wsz�dzie. R�wnie dobrze mogli czeka� w
mieszkaniu, ale musia�em zaryzykowa�. Gdybym tylko zna� numer do ojca!
Wszystko wok� wygl�da�o ca�kowicie normalnie. Nic nie wskazywa�o na to, �e
przesz�a t�dy jaka� grupka umundurowanych m�czyzn pod broni�. Min��em s�siada,
kt�ry przyja�nie skin�� mi g�ow�. Nie odpowiedzia�em na ten gest. Szybkim
krokiem zmierza�em do klatki schodowej. Wszed�em po schodach, wystuka�em
personalny kod, wsun��em si� mi�dzy uchylone drzwi. Wbieg�em na pierwsze pi�tro.
Po ponownym wpisaniu kodu znalaz�em si� w mieszkaniu.
Tu tak�e wszystko wygl�da�o normalnie. Z jednym wyj�tkiem. Matka nie siedzia�a
jak zwykle w swoim pokoju, lecz sta�a w kuchni i gapi�a si� na �cian�. To dobre
okre�lenie. Gapi�a si�. Zamkn��em drzwi i podszed�em do niej. Cieszy�em si�, �e
nic jej nie jest, lecz nale�a�o jak najszybciej opu�ci� mieszkanie i uda� si� na
komisariat. Spodziewa�em si� trudno�ci w uargumentowaniu takiego zachowania,
lecz nie by�o czasu do stracenia. W najgorszym wypadku zamierza�em wyci�gn��
matk� z domu si��.
Gdy wszed�em do kuchni, odwr�ci�a si�. Zrobi�a to tak nagle, �e a� podskoczy�em,
a skaner nieomal wysun�� mi si� z r�ki. Jej wzrok pad� w�a�nie na to urz�dzenie.
Nie mia�em zamiaru t�umaczy� teraz matce, co trzymam w d�oni. Odezwa�em si�
szybko:
- Mamo, s�uchaj, nie ma czasu! Musimy jak najszybciej st�d odej��!
Nie zabrzmia�o to chyba zbyt przekonywuj�co, gdy� matka wci�� bez ruchu
wpatrywa�a si� w Identa.
- Nie ma czasu! - powt�rzy�em, ju� g�o�niej. By�em zdenerwowany, b�d� co b�d�.
By�em te� �wiadom, niestety, �e im bardziej b�d� okazywa� emocje, tym trudniej
przyjdzie mi przekona� j� do czegokolwiek. Dlatego postara�em si� opanowa�. -
Gonili mnie �o�nierze. Strzelali do mnie. Zabili moich przyjaci�. Je�li zaraz
si� nie wyniesiemy, nas te� zabij� - wymieni�em tak spokojnie, jak tylko w
obecnej sytuacji potrafi�em. Wypowiadanie tych s��w przychodzi�o mi z wielkim
trudem. Pami�� o poleg�ych przyjacio�ach by�a wci�� �ywa.
- A nie pomy�la�e�, �e lepiej by�o podda� si� keeperom?
Matka podnios�a g�ow�. Nasze spojrzenia spotka�y si�. O ile zdziwi�o mnie to
pytanie, sugeruj�ce przecie� wybranie pewnej �mierci, zdumia� mnie jej ton,
pozbawiony zwyk�ego akcentu, a bogaty w jaki� nowy, obcy, o tyle jej oczy
sprawi�y, �e zupe�nie os�upia�em. By�y czerwone. Nie od zbyt d�ugiego
przebywanie w wirtualnej, lecz... ca�e. Ca�e czerwone. Nie widzia�em �renicy czy
t�cz�wki, ca�e ga�ki by�y koloru krwi.
Stan��em jak wryty. Ocuci� mnie cichy pisk i dr�enie Identa; najwyra�niej
musia�em niechc�cy zacisn�� palec na przycisku w��czaj�cym. Czujniki skierowane
by�y na matk�. Mimowolnie spojrza�em na wyniki analizy.
NAME: N/A
SEX: none
AGE: 437275257022176176362548923456
BIRTH DATE: N/A
WEIGHT: 2
HEIGHT: N/A
IQ: 247
NATION: none
BLOD TYPE: none
Zbarania�em. O dziwo, moje pierwsze my�li nie dotyczy�y otrzymanych danych, lecz
g�osu matki. U�wiadomi�em sobie dok�adnie w tej chwili, i� taki sam akcent
wychwyci�em wcze�niej w jedynych s�owach, wypowiedzianych przez �o�nierzy.
Podnios�em wzrok. Ostatni� rzecz�, jak� widzia�em, by�a lec�ca w moim kierunku
matczyna pi��.
* * *
Spotkali si� na rozleg�ej, praktycznie bezgranicznej pustyni. Jak zawsze.
Wybrali takie otoczenie w�a�ciwie bez wyra�nego powodu... Chocia� nie, by�
pow�d. Brak ludzi. Brak sztywnych bot�w, wype�niaj�cych wirtualn� rzeczywisto��
irytuj�cym, sztucznym ruchem. W ciszy, w bezruchu mo�na si� by�o skupi�.
Kobieta i m�czyzna stali naprzeciwko siebie niemal�e na baczno��. W tej
rzeczywisto�ci by�a to normalna postawa.
- Problem zosta� zlikwidowany - odezwa�a si� kobieta bezbarwnym g�osem.
Bezbarwno�� nie wynika�a z ogranicze� programu. Virtual szczyci� si� �wietn�
modulacj� i doskona�� imitacj� prawdziwego g�osu. Niemniej d�wi�ki wylatuj�ce z
ust kobiety odznacza�y si� zupe�nym brakiem emocji. Tak samo by�o w przypadku
m�czyzny.
- Ca�kowicie?
- Tak.
- Dobrze.
- Odwo�aj swoich ludzi. Narobili ju� dosy� szk�d.
- Nie nazywaj ich tak. Poza tym to by�o konieczne. Zagro�enie by�o bardzo du�e.
Ale teraz, oczywi�cie, odwo�am ich. W�a�ciwie ju� to zrobi�em.
- Czy ca�kowicie zlikwidowali�cie problem?
- Tak. Osoby, mog�ce zagrozi� naszej sprawie, zosta�y zlikwidowane. Wszystkie
kopie przedmiotu, kt�ry sta� si� powodem interwencji, zosta�y znalezione i
zniszczone.
- Dobrze. A czy sytuacja zosta�a opanowana u �r�d�a?
- Prawie. Nasze grupy likwiduj� kolejne punkty produkcji Ident�w, jednak
odnalezienie i zniszczenie pojedynczych urz�dze�, a tak�e zlikwidowanie ich
w�a�cicieli i wszystkich os�b, mog�cych mie� styczno�� z urz�dzeniem, jest
czasoch�onne. Ale wszystko idzie p�ynnie. Jak dotychczas Identy nie zdo�a�y
sprawi� powa�nych k�opot�w.
- Dobrze. Rozumiem, �e produkcja Ident�w zosta�a permanentnie wstrzymana.
- Tak.
- Rozumiem te�, �e pilnujecie, by sytuacja, podobna do zaistnia�ej, nie
powt�rzy�a si�.
- Tak. Nasza uwaga na tym punkcie zosta�a znacznie zwi�kszona. Wszelkie �rodki
ostro�no�ci zosta�y podj�te.
- Mam nadziej�, �e wi�cej interwencji naszych oddzia��w nie b�dzie koniecznych.
S� one bardzo widoczne, nawet w�r�d mn�stwa zwyk�ych rozboj�w.
- Sytuacja jest bardzo korzystna dla wszelkich zdecydowanych krok�w. Nie mo�na z
naszych interwencji wywnioskowa� niczego konkretnego.
- Zapewne masz racj�. Nale�y jednak mie� si� na baczno�ci i kontrolowa� ka�dy
ruch. Nie sta� nas na zb�dne ryzyko.
- Oczywi�cie.
- Ko�cz�. Upewnij si�, �e sprawa zostanie zamkni�ta zgodnie z regulaminem.
- Tak. Dzie� Przej�cia jest bliski.
- Dzie� Przej�cia jest bliski.
Dwie postacie, jedna po drugiej, znikn�y.