5418

Szczegóły
Tytuł 5418
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5418 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5418 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5418 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANTHONY QUINN GRZECH PIERWORODNY AUTOBIOGRAFIA (PRZE�O�Y�A ZOFIA KIERSZYS) SCAN-DAL Mamie, kt�ra wybaczy�a mi dzie�, kiedy si� urodzi�em Mieszka�em w Nowym Jorku otoczony bogactwem, rodzin� i chwa��. Trzy moje filmy wy�wietlano naraz na Times S�uare i jednocze�nie wyst�powa�em w sztuce teatralnej. Wsz�dzie, gdzie wzrokiem si�gn�� na Broadwayu, widnia�o w blasku neon�w moje nazwisko. Kilka uroczych pa� z jakiego� klubu dramatycznego zorganizowa�o bankiet na moj� cze��. �eby mi by�o jeszcze milej, zaprosi�y wiele wybitnych osobisto�ci z r�nych dziedzin. Kiedy poproszono mnie o zabranie g�osu, spr�bowa�em im podzi�kowa�. I raptem zaniem�wi�em. Rozejrza�em si� po morzu tych twarzy przede mn�, �yczliwych i wyczekuj�cych. Po chwili us�ysza�em w�asne mamrotanie, �e jestem bankrutem �yciowym. Wci�� jeszcze pami�tam, z jakim zgorszeniem i przera�eniem powitano moje s�owa. Wszyscy przecie� chcieli ode mnie lekkiej, pe�nej wdzi�ku gadki, a ja tu im o�wiadczam, �e sukces nie znaczy dla mnie nic. Sko�czy�em m�wi� i moi gospodarze poklaskali mi grzecznie, ale sprawi�em im przykro��. Pope�ni�em straszne faux pas, wykorzystuj�c ich forum jako konfesjona�. Potem, kiedy wychodzi�em, zatrzyma� mnie pewien m�ody aktor. My�la�em, �e spo�r�d wszystkich ludzi w�a�nie on zrozumie. Ale by� w�ciek�y. - G�wniarz! W �yciu nie wstydzi�em si� tak za nikogo jak dzisiaj za ciebie. A� mnie mdli�o od twojej fa�szywej pokory. Je�eli tobie si� nie powiod�o, to ju� nie wiem komu! Ten nieborak kiedy� zagra� g��wn� rol� w filmie, ale jego kariera na tym utkn�a. Usi�owa� wspina� si� znowu i by�o mu ci�ko. Przypuszczam, �e por�wnywa� si� ze mn� i ubolewa�, �e to nie on ma t� pozornie godn� zawi�ci pozycj�, do jakiej ja doszed�em. Zostawi� mnie samego na ulicy i odmaszerowa� rozgniewany. Ruszy�em do mojego domu, na rogu Siedemdziesi�tej i Park Avenue. Maj�tek zap�aci�em za ten dom pi�ciopi�trowy, w kt�rym na ka�dym pi�trze mia�em pi�kne stylowe meble, obrazy, rze�by i cenne ksi��ki. Ale my�l o posiadaniu tylu wspania�ych rzeczy wcale mnie nie pociesza�a. W�drowa�em Pi�t� Alej� z uczuciem, �e te wynios�e budynki przewracaj� si� na mnie. Przeszed�em na drug� stron� do Central Parku. Zacz��em biec. Z ka�dym krokiem pop�och we mnie wzrasta�. My�la�em, �e p�uca mi pop�kaj�. Wyczerpany, rzuci�em si� na poros�y traw� kopiec powy�ej zbiornika. Chcia�em krzycze�, ale krta� mia�em zaci�ni�t�. Nigdy dot�d nie czu�em tak bezbrze�nego smutku, a przecie� nie mog�em wycisn�� z oczu ani jednej �zy. Na kolanach zawo�a�em do Boga o pomoc. Odpowiedzi nie by�o. Czeka�em z oczami zamkni�tymi. Czeka�em, ale B�g najwidoczniej by� czym� zaj�ty gdzie indziej. Kiedy otworzy�em oczy, wsz�dzie wok� mnie migota�y �wiat�a �r�dmie�cia. I w�a�nie wtedy zobaczy�em �ch�opca�. Sta� pod drzewem. Podnios�em si�, z wysi�kiem ruszy�em ku niemu. Odwr�ci� si� i uciek�. - Ty draniu ma�y, zmusi�e� mnie do tego! Niech ja ci� tylko dostan� w swoje r�ce... - Ale ju� znikn��. W tamten wiecz�r przyszed�em do teatru okropnie zachrypni�ty, mog�em m�wi� tylko szeptem. Zadzwonili�my po lekarza. Przyjecha� natychmiast i obejrza� mi gard�o. Nie stwierdzi� �adnej dolegliwo�ci. - Wi�c dlaczego ja tak chrypi�, do diab�a?! - Nie wiem - odpowiedzia�. - Albo ma pan na strunach g�osowych jak�� naro�l, kt�rej nie mog� zobaczy�, albo te� jakie� k�amstwo ugrz�z�o panu w krtani. K�amstwo ugrz�z�o mi w krtani!!! K�ama�em ju� tysi�ce razy! Dlaczego w�a�nie tym k�amstwem tak si� zad�awi�em? Jako� zdo�a�em gra� w tamten wiecz�r. Usi�owa�em widzie� prawd�, pe�n� prawd� mojego �ycia, chocia� publiczno�� s�ysza�a tylko ochryp�y be�kot Quinna na scenie. Publiczno�� nie wiedzia�a, z jak wielkim to mi przychodzi�o trudem. Dotychczas chmury .nadci�ga�y, coraz gro�niejsze - teraz ta burza rozp�ta�a si� nade mn�. By�em sam w g�uszy, schroni� si� nie mia�em gdzie. Jak� korzy�� daje cz�owiekowi ca�a jego praca na tym padole? Widzia�em, �e ja dopracowa�em si� tylko pr�no�ci i udr�czenia ducha. Dlaczego nie mog� znale�� spokoju w�r�d nocy? Teraz, kiedy powinienem cieszy� si� latem mojego �ycia, dlaczego nie mam przed sob� �adnego celu? Ton��em. Zagubiony. - Ch�opcze, pom� mi! - krzycza�em. - Pom� mi, bo obaj utoniemy! 1 Ten gabinet wygl�da� jak milion podobnych gabinet�w urz�dzonych wed�ug szablonu. Na biurku schludnie le�a�y zwyk�e bli�niacze pi�ra, kt�rymi pisa� jest niemo�liwo�ci�, i bibularz z imitacji sk�ry. Sta� okr�towy mosi�ny zegar i kalendarz obrotowy. Wylewny du�y cz�owiek za biurkiem mia� na sobie ubranie doskonale skrojone z tweedu znanego ze �wietnych reklam. Jedynym szczeg�em indywidualnym by� jego u�miech. Siedz�c naprzeciw niego, usi�owa�em okre�li� ten u�miech, ale bez skutku. Nic istotnego nie zosta�o powiedziane i odk�d wszed�em do jego gabinetu, wymieniali�my tylko uprzejme �arciki. Ostatecznie zapyta�em, czy mam si� po�o�y� na kozetce. - Dlaczego? - doktor u�miechn�� si�. - Jest pan zm�czony? - Nie - odpowiedzia�em. - Tylko my�la�em, �e... - Nie wygl�da mi pan na bardzo chorego, panie Quinn. Posied�my i porozmawiajmy. Zgo�a nie tak ja to sobie przedtem wyobra�a�em. - Par� dni temu widzia�em pana w jakim� w�oskim filmie. Ta ostatnia scena, kiedy pan p�acze na pla�y, by�a wzruszaj�ca jak diabli. G�wno! P�ac� temu skurwysynowi pi��dziesi�t dolar�w za godzin�, a on okazuje si� jeszcze jednym moim wielbicielem. - Niewiele wiem o kinematografii - ci�gn�� doktor. - Pan jest pierwszym aktorem, kt�rego poznaj� jako pacjenta, prosz� mi wi�c wybaczy�, je�eli zadaj� g�upie pytania. Ale w tej ostatniej scenie to by�y �zy prawdziwe czy wywo�ane w�chaniem cebuli albo czym� takim? Pi�tna�cie minut kosztownej godziny ju� min�o, a my�my rozmawiali o kinie! - Nie, panie doktorze. By�y prawdziwe. - To znaczy, �e pan naprawd� p�aka�? Tu ci� mam, pomy�la�em. - Owszem, naprawd�. - W jaki spos�b aktor p�acze? To znaczy, musia� pan rozpami�tywa� jakie� bolesne prze�ycia, �eby wywo�a� prawdziwe �zy? Rany boskie! - Musia� pan wnika� w siebie? - pyta�. O to si� nie k�opocz, pomy�la�em, wystarczy b�lu w moim �yciu, �eby by�o z czego czerpa� �zy. - Chyba. - Wzruszy�em ramionami. - A wi�c my�la� pan o czym� w tamtej chwili na pla�y? - Tak. - O czym? - No, przede wszystkim o tym biednym draniu, kt�rego gra�em. �y� nieokrzesanie, bez sensu. Nigdy przedtem nie zazna� mi�o�ci. Kiedy w ko�cu mi�o�� znalaz�, nie wiedzia�, co z tym robi�... potrafi� j� tylko zniszczy�. Tam na pla�y odczu� ogrom przestrzeni. Wieczno��, wobec kt�rej mia� stan�� samotnie. Prawdopodobnie po raz pierwszy w �yciu rzeczywi�cie zobaczy� gwiazdy, a to, co one dla niego przedstawia�y, by�o wieczno�ci� osamotnienia. Ilekro� przypomina�em sobie t� scen�, d�awi�o mnie w gardle. - Czu� si� pan bardzo bliski tej postaci? - Musz� czu� si� bliski wszystkim postaciom, kt�re gram. Nie zawsze mi si� to udaje. Nagle poj��em, �e doktor jest nie tylko kinomanem. - Czy pan wierzy w mi�o��, panie Quinn? To pytanie oszo�omi�o mnie. Chcia�em wsta� i wyj��. Ca�a ta my�l o psychoanalizie by�a przykra i k�opotliwa. Wydawa�o mi si�, �e jestem w zamkni�ciu, �e mam klaustrofobi�. Jeszcze nie nabra�em pewno�ci, czy polubi� tego cz�owieka. Zanadto by� rumiany, kwitn�cy zdrowiem. Prawdopodobnie ko�tun. - Wierzy pan w mi�o��? Ot� w tym w�a�nie s�k. Dlatego w�a�nie siedzia�em tam jak idiota. Gdyby on zapyta�: �Czy pan wierzy w Boga?�, m�g�bym wygrzeba� co� z mojego worka argument�w teologicznych, powo�a� si� na lektur� i do�wiadczenia osobiste. Tyle razy ju� ten temat obrabia�em, �e m�g�bym pu�ci� si� po takim torze z przeszkodami. Ale �Czy pan wierzy w mi�o�� - to by�o wielkie pytanie. Najwi�ksze. Pomy��a�em: Tak... Kocham pierwsze dni wiosny, kiedy nowe li�cie si� pokazuj�. Kocham s�o�ce i morze. Kocham �miech dzieci�cy. Kocham szelest drzew. Kocham ostry zapach ziemi po deszczu. Kocham niepokalany pierwszy �nieg. Kocham muzyk� meksyka�sk�. Kocham Pucciniego. Kocham nauk�. Kocham mocny sen noc�. Kocham odkrycia. Kocham zapach kadzid�a w ko�ciele. Kocham Thomasa Wolfe'a. Kocham Rouaulta. Kocham Micha�a Anio�a. Kocham moje dzieci. Oczywi�cie wierz� w mi�o��, g�oszon� przez Jezusa pe�nego dobroci i przez Gandhiego. Ale czy by�em kiedykolwiek zdolny do mi�o�ci bez zastrze�e�? Na pewno kocham moje dzieci, a przecie� narzucam prawa nawet im. Z kobietami zawodz� na ca�ej linii. Stawiam im warunki niewzruszone i archaiczne - rezultat wychowania religijnego i dziedzictwa. India�ska krew we mnie jest zbyt silna, �ebym pozwala� na jakiekolwiek krzykliwe nowoczesne koncepcje. O �adnej ust�pliwo�ci wobec kobiet mowy by� nie mo�e. �Dok�d ty p�jdziesz, tam ja p�jd�, gdzie ty zamieszkasz, ja zamieszkam, twoi ludzie b�d� moimi lud�mi i tw�j B�g moim Bogiem�. Doktor tymczasem czeka� cierpliwie. - Mi�o��, w jak� wierz� - odpowiedzia�em w ko�cu - jest za bardzo skomplikowana na to, bym odpowiedzia� tylko s�owem �tak� albo �nie�. Ale chwilowo odpowiem �tak�, rzeczywi�cie wierz� w mi�o��. - W takim razie niech pan si� nie martwi. Wszystko b�dzie doskonale. - Spr�bowa� za�artowa�. - Cz�owiek, kt�ry wierzy w mi�o��, nie mo�e by� ci�ko chory. G�upawym u�miechem skwitowa�em ten g�upawy �art. - Kiedy zadzwoni� pan do mnie przedwczoraj, musz� przyzna�, �e by�em zaskoczony - m�wi� dalej. - Widzieli�my z �on� mn�stwo pana film�w. Odrobi�em ma�� lekcj� o panu przed dzisiejsz� wizyt�. Po�o�y� na biurku teczk�. Mia� w niej plik wycink�w prasowych. Przejrza� je i znalaz� ten, kt�rego szuka�. - Prosz�. Tutaj jest, �e pan si� urodzi� w Meksyku w czasie rewolucji. - Tak. Dwudziestego pierwszego kwietnia, rok tysi�c dziewi��set pi�tnasty. - I pisz� tu, �e pa�scy rodzice walczyli po stronie Pancha Villi. Zgadza si�? - Tak, chyba tak. - Dlaczego pan m�wi: chyba? - To by� okres dosy� pomieszany... Przepraszam. Tak, rzeczywi�cie walczyli po stronie Pancha Villi. Doktor pokiwa� g�ow�. - Obawiam si�, �e o rewolucji meksyka�skiej wiem tylko tyle, ile widzia�em w filmie �Viva Villa� z Wallacem Beery. Czy Villa by� w�a�nie taki? - S�dz�, �e Beery gra� wspaniale, ale raczej nie uchwyci� tego st�onego ognia w Villi. - Co pan przez to rozumie? Wtedy opowiedzia�em mu anegdot�, kt�r� s�ysza�em od ojca, jak Villa wjecha� na szczyt wzg�rza i zobaczy� Pacyfik po raz pierwszy. Wpatrywa� si� w ogrom oceanu przez kilka minut bez s�owa. Potem pow�ci�gn�� konia i zacz�� zje�d�a� ze wzg�rza z powrotem. Jego porucznik jad�cy za nim, powiedzia�: �To dopiero widok, co, Jefe?� �Za ma�y, �eby ugasi� moje pragnienie� - odpowiedzia� Pancho przez rami�. - To dopiero wypowied� - ucieszy� si� doktor. - Kiedy ojciec panu o tym opowiada�? - By�em wtedy dzieckiem. - I to pozosta�o panu w pami�ci przez te wszystkie lata. - Tak. - Uwa�a pan, �e ocean jest za ma�y, �eby ugasi� pana pragnienie, panie Quinn? - Tak. Je�eli doktor mia� jakiekolwiek w�tpliwo�ci co do mojej choroby, czu�em, �e rozproszy�em je t� odpowiedzi�. Do diab�a z nim. Niech zarobi na swoje pieni�dze, pomy�la�em. On jednak z min� dobrego pokerzysty dalej przegl�da� wycinki prasowe. - Tu pisz�, �e ojciec pana by� Irlandczykiem, poszukiwaczem przyg�d, a pa�ska matka by�a azteck� ksi�niczk�. Musia�em roze�mia� si� w g�os. Podni�s� oczy. - Z czego pan si� �mieje? To nie jest prawda? - M�j ojciec by� po cz�ci Irlandczykiem, to prawda. Ale �mia�em si� z tej bzdury o azteckiej ksi�niczce. - Uznali�my oboje z �on�, �e to bardzo romantyczne, kiedy�my to czytali. - W�a�nie o to chyba chodzi�o dzia�owi reklamy Paramount. Oni tam uznali za nie do�� romantyczny fakt, �e moja matka to zwyk�a Meksykanka. - Dlaczego? - Co, do diab�a, doktorze? Przecie� mieszka pan w Los Angeles. Nie wie pan, jakie zdanie ma wi�kszo�� ludzi o Meksykanach? - Nie wiem. Mieszkam tutaj zaledwie od dw�ch lat, Tony. Czy mog� m�wi� panu po imieniu? Pytanie o Meksykan�w zirytowa�o mnie. Facet ju� mi zacz�� wygl�da� na za�artego Teksa�czyka. - Oczywi�cie. Je�eli ja b�d� m�g� po imieniu m�wi� panu. Rykn�� �miechem. - Bardzo prosz�... i nie tylko moim imieniem b�dziesz mnie nazywa�, zanim ze sob� sko�czymy. - No, by� Meksykaninem w po�udniowej Kalifornii to niezupe�nie �sezamie otw�rz si�. Przez lata cale w lokalach nocnych i restauracjach wywieszano napisy: �Meksykanom wst�p wzbroniony�. Uwa�ano, �e wszyscy Meksykanie s� leniwi, zat�uszczeni, jak nie fircykowaci, to Pachuco, i kradn�, i pal� marihuan�. - Czy ty pali�e� kiedy marihuan�, Tony? - Nie. Nigdy. Zanotowa� co� na kartce. Zastanawia�em si�, co on takiego pisze, do diab�a. Naprzeciwko w innym biurowcu widzia�em przez okno gabinet dentysty. Grubas w bia�ym kitlu zagl�da� w rozdziawione usta podstarza�ej pani. - Jaka by�a twoja matka w m�odo�ci? Patrzy�em, jak dentysta bierze si� do dzie�a. Doktor zobaczy�, �e patrz� w okno, wsta� i spu�ci� �aluzj�. By�em rad, �e nie musz� widzie� tego borowania. - Zapyta�em ci�, Tony, jaka by�a twoja matka w m�odo�ci. Rozpaczliwie pr�bowa�em pu�ci� jego pytanie mimo uszu. U�miecha� si� ze zrozumieniem. Rany boskie! Jaka by�a moja matka? Czy w og�le by�a kiedykolwiek m�oda? Je�eli zaczn� m�wi� temu skurwysynowi prawd�, on pewnie powie, �e mam kompleks Edypa. To zbyt proste. Nie trzeba by� psychiatr�, �eby tak to zobaczy�. Co mu odpowiedzie�? �e moja matka gotowa�a najlepsz� chili con carne na �wiecie? Czy mo�e o tym g�odzie, o tych cierpieniach? Powiedzie� prawd�? Owszem, ona by�a m�oda kiedy� tam w Juarez. Oboje byli�my bardzo m�odzi, kiedy �yli�my sobie we dwoje. Rzeczywi�cie nie potrzebowali�my do szcz�cia nikogo. Mieli�my siebie nawzajem. Mo�e tam w�a�nie zacz�� si� ten k�opot. Tylko, �e to znowu zbyt proste. Sprawa bezsprzecznie skomplikowa�a si�, odk�d on wr�ci�. Mia�em trzy lata a wiedzia�em, �e natrafi�em na godnego przeciwnika. Wiedzia�em, �e przegram z ojcem. By� stanowczo, do diab�a, za du�y, �ebym m�g� z nim wsp�zawodniczy�, wi�c przesta�em kocha� si� w matce i zakocha�em si� w nim. Ale on zaj�� moje miejsce i mo�e w�a�nie dlatego ju� przez ca�e �ycie usi�owa�em by� taki jak on. Jaka by�a moja matka? Zaledwie par� dni przedtem zapyta�em j� o to. Bo nie w�tpi�em, �e rozwi�zanie mojego problemu kryje si� gdzie� w przesz�o�ci. - Mamo, pami�tam, jak chodzi�em po dachu jakiej� chaty z ceg�y suszonej w s�o�cu... W El Paso czy mo�e w Juarez? Pami�tam jak�� chat� i drabin� i jak mama na dole wo�a�a do mnie, �ebym by� ostro�ny i nie rusza� si�. Potem kto� przyszed�, mia� wej�� po drabinie i zabra� mnie z dachu. Pami�tam, �e prawie cieszy� mnie maminy l�k i gniew. Czu�em, �e mama naprawd� mnie kocha. Im wi�cej by�o krzyku tam na dole, tym bardziej by�em zadowolony. I w ko�cu ten cz�owiek wszed� na dach i zni�s� mnie i mama chwyci�a mnie w obj�cia i ca�owa�a, jak gdybym wr�ci� z tamtego �wiata. Kiedy to by�o, mamo? - Nie mo�esz, synu, w �adnym razie tego pami�ta�. Najwidoczniej opowiada�am ci o tym. - Nie, mamo. Pami�tam bardzo dobrze. Kiedy to by�o? - Mia�e� wtedy mo�e z p�tora roku. - Pami�tam to. Wszystko jakby by�o wczoraj. Prawie m�g�bym dotkn�� jeszcze teraz tej drabiny. - Dlaczego chcesz wraca� do przesz�o�ci, synu? - Czy to nie by�o mniej wi�cej w tym czasie, kiedy mama pracowa�a u takiej blondynki? Pami�tam, jak mama pra�a i gotowa�a u niej, a ja bawi�em si� w jej ogrodzie. - I co z ni�, synu? - Chcia�a mnie adoptowa� czy co�? - Ale� mia�e� wtedy p�tora roku zaledwie. Jakim cudem ty... - Mamo, ja pami�tam. - I co? M�wisz, �e s�ysza�e�, jak my�my rozmawia�y? - Tak. S�ysza�em, jak ona proponowa�a mamie jakie� pieni�dze za mnie. Powiedzia�a, �e chce mnie adoptowa� i posy�a� do szko�y. A mama jej odpowiedzia�a: �Zastanowi� si� nad tym...� - Och, nie, synu. Nie b�dziesz mi m�wi�, �e naprawd� my�la�e�, �e ja bym ci� odda�a za pieni�dze czy za darmo. To by�a dla mnie zniewaga, ale nie mog�am tej kobiecie powiedzie�: �Za kogo pani mnie bierze?� Mo�e zreszt� masz racj�. Mo�e powinnam trzepn�c j� po twarzy czy zwymy�la�, ale by�am zak�opotana. Ostatecznie pracowa�am u niej. I wydawa�a si� bardzo inteligentn� pani� i kiedy ju� zacz�a o tym rozmawia�, powiedzia�a: �Ostatecznie, Nellie, to uroczy smyk, a ja nie mam dzieci i m�j m�� te� bardzo go kocha�. Nam by�o bardzo ci�ko, jak wiesz, i czasami nie mia�am co da� ci je��. Przykro mi by�o patrze�, jak chodzisz g�odny, i my�la�am, �e mo�e trafia si� dla ciebie jaka� cudowna sposobno��. Och, to byli bardzo bogaci i przyzwoici Amerykanie, a ja rzeczywi�cie chcia�am, �eby� dorasta� w Ameryce. Ci�gle ba�am si�, �e mnie ode�l� z powrotem do Meksyku. Nie my�la�am o sobie, Tony. My�la�am o tobie. Zastanawia�am si�, czy nie jestem samolubna, skoro ci� zatrzymuj�. Tak, rzeczywi�cie powiedzia�am jej, �e zastanowi� si� nad tym. Trapi�o mnie to: czy nie jestem samolubna, skoro zatrzymuj� tego ma�ego? By�e� bardzo inteligentnym, pi�knym dzieckiem. Wszyscy ci� kochali i ja wci�� sobie powtarza�am: mo�e oni maj� racj�, mo�e ja nie zas�uguj� na takiego syna. By�e� bardzo podobny do waszego ojca. I my�la�am, �e mo�e nie b�d� mog�a zapewni� ci jutra, mo�e sko�czysz jako jeszcze jeden Meksykanin, kt�rego bior� tylko do zrywania owoc�w, je�eli zostaniesz przy mnie. Rzeczywi�cie biedzi�am si� nad tym. Biedzi�am si� przez d�ugi czas. Co noc zasypia�am z p�aczem na my�l o oddaniu ciebie. Ale musz� wyzna�, �e my�la�am o tym rzeczywi�cie, synu. No, czy to co� z�ego? - Nie, mamo, to nic z�ego, teraz, kiedy mi to mama t�umaczy. Ale ja wtedy chyba nie rozumia�em. Ostatecznie by�em dzieckiem i sam fakt, �e mama bra�a pod uwag� oddanie mnie... To znaczy teraz, kiedy mi to mama t�umaczy, oczywi�cie. M�wi mama, �e to by�oby dla mojego dobra, ale zdaje mi si�, �e musia�o mnie to bardzo zabole�, mamo. Chyba my�la�em wtedy, �e mama sprzeda mnie tym ludziom. - O m�j Bo�e, nie mog�e� tak my�le�. Nie wchodzi�y w gr� �adne pieni�dze, Tony. Ta blondynka tylko m�wi�a, �e chcia�aby ci� wychowywa�. I �e zabra�aby ci� do Kansas City czy do innego takiego miasta, i �e da�aby ci wszystko na �wiecie, i �e jej m�� nie jest m�ody, i kiedy umrze, zostawi ca�y maj�tek tobie. Oczywi�cie nie wolno by mi by�o ciebie widzie� ju� nigdy wi�cej. Zastanawia�am si�, czy nie pozbawiam ci� dobrej sposobno�ci, ale nawet mi przez g�ow� nie przemkn�y �adne pieni�dze. O Bo�e! Ty� nie m�g� tak my�le� przez te wszystkie lata. - Nie wiem, czy my�la�em o transakcji pieni�nej, mamo, ale chyba my�la�em, �e je�eli mama bodaj rozwa�a spraw� oddania mnie, to mamie nie dosy� na mnie zale�y. - Tony, by�e� moim pierwszym dzieckiem. By�e� jedyn� istot�, jak� mia�am na tym �wiecie. Tw�j ojciec odjecha� gdzie� daleko, nie widzia�am go prawie od roku. Matka wyrzuci�a mnie z domu. Nie mia�am nikogo na �wiecie opr�cz ciebie. Jak mog�e� cho�by my�le�, �e istnia�o dla mnie na tym �wiecie cokolwiek innego? Przeszli�my razem ju� tyle... Odbyli�my podr� z Chihuahua do Juarez. Oczywi�cie ty by�e� wtedy niemowl�ciem, ale p�niej, kiedy zacz��e� chodzi�, mieli�my wiele uciechy. Lubi�am by� z tob� wsz�dzie i zabiera�am ci�, dok�d tylko sz�am, czasami nawet traci�am prac�, bo nie chcieli, �ebym ci� przyprowadza�a, my�leli, �e przy tobie b�d� gorzej robi�a moj� robot�, wi�c odchodzi�am z takich dom�w. Pracowa�am tylko tam, gdzie zgadzali si� na ciebie, bo za nic bym si� nie rozsta�a z tob� bodaj na sekund�. Jak mo�esz my�le�, �e ja ciebie nie kocha�am? - W ka�dym razie, mamo, w�a�nie wtedy zacz�y si� te w�tpliwo�ci. - To niem�dre. Nie chc� nawet s�ucha� takiego gadania, Tony. Naprawd� nie mo�esz my�le�, �e ja ciebie nie kocha�am. - Czy przysz�o ci kiedykolwiek na my�l, Tony - m�wi� doktor - �e twoja matka rzeczywi�cie uwa�a�a, �e wyrz�dza ci krzywd� nie rezygnuj�c z ciebie na rzecz tych pa�stwa? Ostatecznie mia�a ci�kie �ycie. By�a m�odziutk� dziewczyn�, prawda? I w obcym kraju wlok�a ci� ze sob�, nie mia�a czym ci� nakarmi� czasami. Wi�c kiedy ta kobieta wyrazi�a ch�� adoptowania ciebie, musia�o twojej matce przemkn�� przez g�ow�, �e a nu� to mog�oby by� najlepsze wyj�cie. Teraz, w retrospekcji, czy nie mo�esz zrozumie� jej punktu widzenia? Ten cz�owiek �widrowa� tam, gdzie bola�o. - Cze��, S�oniu - us�ysza�em czyj� gruby g�os. Mieszka�em z matk� w�wczas nad smrodliwym kana�em, w sza�asie skleconym z wyrzuconych skrzynek i kawa�k�w blachy. Deszcz pada� przez ca�� t� noc, dach przecieka�, wi�c spali�my przy piecyku otuleni kocem tak, �eby nie zmokn��. Teraz by� poranek i s�o�ce wreszcie za�wieci�o zza chmur. Matka powiedzia�a, �e mog� wyj�� i pobawi� si� na dworze, je�eli chc�. - Vayase a jugar- powiedzia�a. Zawsze zwraca�a si� do mnie w tej grzecznej formie, jak gdyby m�wi�a do prze�o�onego. Dopiero po latach, kiedy ju� by�em doros�ym m�czyzn�, zacz�a m�wi� mi tu. Wzi��em moj� jedyn� zabawk� - czerwony �eliwny tramwaj - i wyszed�em. W ka�u�ach w�r�d rudej gliny odbija�y si� sun�ce chmury. Z lewej strony widzia�em ogromne zbiorniki gazu, kt�re l�ni�y w s�o�cu. Kiedy ci�gn��em sw�j tramwaj w zgubny dla takich tramwaj�w kurs po ka�u�y, nagle zobaczy�em du�y cie�. Odwr�ci�em si� i zobaczy�em par� but�w. Wydawa�o mi si�, �e podnosz� oczy, podnosz� i podnosz� wiecznie, zanim si�gn��em wzrokiem do kontur�w ramion na tle nieba i rozszala�ych chmur i do tej twarzy, o kt�rej wiedzia�em, �e to jest twarz mojego ojca. - Nigdy przedtem ojca nie widzia�e�? - zapyta� doktor. - Nie tak, �ebym go pami�ta�. Matka m�wi, �e poprzednio widzia�em go, kiedy mia�em osiem miesi�cy. Szuka�a go wtedy i przesz�a ze mn� na r�ku przez ca�� p�nocn� pustyni� Chihuahua. W ko�cu ich spotka�a: ojca i jego matk� w restauracji na jakim� dworcu, gdzie jedli �niadanie. Ale pami�tam dopiero to spotkanie w dwa lata p�niej. - Cze��, S�oniu.. - . - Cze��, tata - odpowiedzia�em. - Gdzie matka? Wzi�� mnie za r�k� i zaprowadzi�em go do tego sza�asu po drugiej stronie ulicy. - Czy wiesz, gdzie my�my ciebie znale�li, S�oniu? � m�wi� ojciec. - W chlewie. Prawda, Nellie? Znale�li�my go mi�dzy �winiami i zlitowali�my si� nad tob� i zabrali�my ci� do domu, prawda, Nellie? Chyba w jego przekonaniu trzyletni ch�opiec nie m�g�by powa�nie my�le�, �e jest dzieckiem niczyim, obcym znajd�, i �e ta jasnow�osa dziewczyna, kt�r� uwa�a� za matk�, to wcale nie jest jego matka, a ten wielki olbrzym to wcale nie jest jego ojciec. Tamtej nocy, kiedy owini�ty kocem le�a�em na pod�odze przy piecyku, s�ysza�em ich. Zastanawia�em si�, czy tak chichocz� dlatego, �e wy�miewaj� si� ze mnie. Zastanawia�em si�, czy to rzeczywi�cie moi rodzice. Szlocha�em w ciemno�ciach. Nazajutrz rano obudzi�em si� z gor�czk�. �Ojciec� poszed� z jednym z s�siad�w szuka� pracy. �Matka� gotowa�a dla mnie kaszk�. Nie chcia�em je��. Odpycha�em �y�k�. A� t� kaszk� zachlapa�em jej sukienk�.. - Co ci jest, synku? Co ci jest? Nagle to buchn�o ze mnie. - Ty nie jeste� moj� matk�, a on nie jest moim ojcem. On powiedzia�, �e znale�li�cie mnie w chlewie. Obj�a mnie i przytuli�a mocno. - To ci� tak strapi�o, synku? Dlatego jeste� chory? To by� g�upi �art twojego ojca. G�upi �art, synku. Zacz�a ca�owa� mnie jak zawsze. Ca�owa�a, dop�ki nie usn��em znowu. Na p� we �nie s�ysza�em, jak ojciec wchodzi do sza�asu i jak matka szepcze: - Wiesz, dlaczego dzieciak jest chory? To przez ten tw�j g�upi �art, �e znale�li�my go w chlewie. On wszystko sobie bierze do serca. Nie mo�na m�wi� takich rzeczy przy nim. Olbrzym podszed� i stan�� nade mn�, le��cym na kocu. U�miechn��em si� s�abo w nadziei, �e mnie uspokoi. Parskn�� �miechem. - Czy dlatego chorujesz? Dlatego, �e ja tak m�wi�em? Czeka�em, �eby wzi�� mnie na r�ce, ale �mia� si� coraz g�o�niej i w ko�cu rzek�: - Ja nie �artowa�em: naprawd� znale�li�my ci� w chlewie. Matka rozgniewana rzuci�a si� na niego z pi�ciami. - Nie m�w takich rzeczy. Daj mu spok�j. Nie wierz tacie, synku. To tylko niedobry �art Wtedy zakipia� w�ciek�o�ci�. - Ty go nie trzymaj pod kloszem - powiedzia�. - Chc� �artowa� z moim synem. On nie mo�e bra� sobie wszystkiego do serca tak, �ebym ja nie m�g� z nim po�artowa�. Do�� dziwne, ale te s�owa - chocia� wypowiedziane w gniewie - zupe�nie mi wystarczy�y. Nazwa� mnie swoim synem. Ja jestem synem mojego ojca. Tamto by�o rzeczywi�cie �artem. Pi�tno i blizny znikn�y, kiedy podrasta�em. Wiedzia�em patrz�c w lustro, �e zosta�em stworzony na podobie�stwo ojca. Tamto by�o �artem. Doktor bazgra� co� na kartce. - Ciekawe, dlaczego on tak powiedzia�? Zacz��em ojca broni�. - Biedaczysko, mia� swoje w�asne problemy. Pracowa� przedtem w Pensylwanii w jakiej� hucie. Kawa�ek stali wpad� mu do lewego oka. �renica szarza�a. Wiedzia� od lekarza, �e przestanie widzie� na to oko. Tyle jeszcze mia� do zobaczenia. B�g �wiadkiem, dwoje oczu mu by�o za ma�o, a tu czeka�a utrata jednego. - W gruncie rzeczy kocha�e� go, prawda? - Tak. My�l�, �e uczucie do niego i do moich dzieci jest najbli�sze tego, co ja nazywam mi�o�ci�. Zobaczy�em, jak doktor spogl�da na zegar stoj�cy na biurku. Godzina przeznaczona dla mnie si� sko�czy�a. To spojrzenie mia�o p�niej doprowadza� mnie do sza�u. Po pewnym czasie nauczy�em si� na tych posiedzeniach nie porusza� wa�nych temat�w zbyt p�no. Nawet w po�owie jakiego� emocjonalnego odkrycia doktor odk�ada� sw� brunatn� teczk� i wiedzia�em, �e ju� przesta� s�ucha�. Id�c do windy tamtego pierwszego dnia, min��em si� z m�od� przystojn� dziewczyn�. Przed drzwiami gabinetu doktora zacz�a grzeba� w torebce. Czego ona, do diab�a, szuka�a? Na co odpowied� spodziewa�a si� znale��? Nie my�la�em, �e jednak przyjd� do tego doktora znowu nast�pnego dnia. 2 Wysiad�em z samochodu i rozejrza�em si�. Poni�ej jezioro migota�o w s�o�cu raczej takie samo jak w�wczas, kiedy by�em dzieckiem w��cz�cym si� po okolicy. Prawie jedynym dowodem zmian w �yciu by� m�j �Lincoln Continental� ze sk�rzan� tapicerk� wykonan� na zam�wienie i ze specjalnym urz�dzeniem stereofonicznym. Po�rodku alejki przed domem matki odwr�ci�em si� i zobaczy�em �ch�opca�. Sta�, zagapiony w samoch�d. Pomy�la�em: Teraz widzisz, ty skurwysynu, �e mi si� powiod�o! Obszed� naoko�o ten po�yskliwy czarny samoch�d, ale bez wra�enia. Kicha� na ciebie, pomy�la�em. Nigdy ci si� nic nie podoba, draniu. Sta� tam i patrzy�, jak id� do frontowych drzwi domu. Kiedy matka mi otworzy�a, obejrza�em si� znowu. Jeszcze sta� z tym ur�gliwym u�miechem, kt�rego ju� zacz��em strasznie si� ba�. Pochyli�em si� i poca�owa�em matk�. - Hijito! - U�y�a zdrobnienia. Dla niej zawsze b�d� ma�ym ch�opcem. Wszed�em do saloniku. Obraz przedstawiaj�cy Indianina na bia�ym koniu nadal wisia� na �cianie. Indianin nie zmieni� wyrazu twarzy od lat trzydziestu. Rzeczywi�cie dojecha� do ko�ca szlaku. Jedn� z niewielu nowych rzeczy w tym pokoju by� m�j portret p�dzla mojego przyjaciela, Johna Deckera. Da�em ten portret matce w kt�rym� roku na Gwiazdk�. Innym dodatkiem by� telewizor. Poza tym raczej wszystko wygl�da�o tak jak dawniej. Czas tutaj pomimo lat, kt�re min�y, pozostawa� w miejscu, nie inaczej ni� to jezioro u st�p wzg�rza. Matka poda�a kaw�. W domu panowa�a cisza. Byli�my sami, tylko my dwoje, opr�cz tych wszystkich duch�w. - Dlaczego chodzisz do doktora, synu? Co mog� ci przynie��... te jego pytania? - Prawd�, mamo. Co� mnie dr�czy i musz� to zbada�. � Ju� �ywi�em pewne podejrzenie. - Co takiego chcesz wywlec z przesz�o�ci? - zapyta�a. � Czy cierpienie i g��d maj� ci ukaza� t� prawd�? Twoje pierwsze s�owa by�y: �Jestem g�odny�. Matka pragnie da� swojemu pierworodnemu gwiazdy z nieba i ksi�yc. Ja nie mog�am da� ci nic, tylko suszone placki kukurydziane. �ycie karmi nas rzeczywisto�ci�. Ja karmi�am ci� marzeniami. Czy to by�o �le? W�a�nie to, synu? - Nie, mamo. Mama tu nic nie winna. Po prostu �ycie mi si� nie uk�ada tak, jak bym chcia�. Wi�c usi�uj� si� dowiedzie�; dlaczego. - Co� ci dolega, synu? - Tylko to, �e nie jestem szcz�liwy, mamo. - Ale ty tak� ju� masz natur�. Tw�j ojciec nie by� szcz�liwy. Jego krewniacy nie byli szcz�liwi. Oczywi�cie oni od czasu do czasu upijali si� i chodzili do nierz�dnych kobiet i wtedy wydawa�o im si�, �e s� szcz�liwi. Zreszt� kto powiedzia�, �e dostajemy si� na ten �wiat po to, �eby zaznawa� szcz�cia? Odpowiedzia�em �artem. - Telewizja. Nie roze�mia�a si�. - Powa�nie, synu, jeste� bogaty, masz cudowne dzieci. Powodzi ci si�... pewnie, �e powiniene� by� szcz�liwy. - Ale nie jestem! - wrzasn��em nieomal. Wsta�em i wyjrza�em przez okno. - Synu, co ten doktor robi z tob�? Hipnotyzuje ci�, czy co? By�o mi przykro, �e tak wybuchn��em. Obj��em matk� ramieniem. - Nie. Nie hipnotyzuje. - Daje ci jakie� lekarstwo? - Nie. - Wi�c co tam si� dzieje w tym jego gabinecie? - Po prostu rozmawiamy. - I za to p�acisz mu tyle pieni�dzy? - Tak. - Nie mo�esz porozmawia� z jakim� ksi�dzem, z kim�, kto jest bli�ej Boga? I to kosztuje o wiele mniej. Wr�ci�em do swojej fili�anki z kaw�. Ba�em si� zrani� t� dobroduszn�, urocz� kobiet�. Ale ona musia�a poprowadzi� mnie w przesz�o��. Musieli�my cofn�� si� w przesz�o�� razem. Zacz�a opowiada�: - Twoi pradziadkowie z mojej strony byli Indianami. Juan Pallares i Pilar Cano. Ci Pallaresowie mieli siedmioro dzieci: synowie to byli Pedro, Hipolito, Paulino i Braulio. C�rki: Guadelupa, Petra i Maria. Nie zdo�a�em powstrzyma� u�miechu. - Mamo, prosz�, darujmy sobie tych antenat�w. - Tych co? - Ja chc� wiedzie� o mamie i o mnie, o facie, o babci i o Stelli. - Nie chcesz wiedzie� o moich wujach i ciotkach? - Chc�, mamo, ale to innym razem. - Dobrze. Moi dziadkowie mieli trzy c�rki: Guadelup�, Petr� i Mari�. W�a�nie Maria to by�a moja matka, twoja babcia. Kiedy uko�czy�a siedem lat, dali j� do s�u�by u pewnej pani, z rodziny Oaxaca, kt�ra posiada�a kopalnie i du�o ziemi w okolicach Chihuahua. Ta pani mia�a bratanka i ten bratanek naturalnie przyje�d�a� w odwiedziny bardzo cz�sto. I, z woli Boga, moja matka w wieku czternastu lat zasz�a z tym ch�opcem w ci���. - Zrzucamy win� za nasz� niedol� na s�o�ce, ksi�yc, wszystkie gwiazdy niebios... podziwu godny to wybieg, gdy wol� cz�owiek ma woln�... - Co? - Ja cytuj�, mamo. - Nie s�uchasz tego, co opowiadam? - Przepraszam. Ju� s�ucham pilnie. - Pierwsze b�le porodowe zacz�y si� za kamieniem m�y�skim, kiedy me��a kukurydz�. Ta pani Oaxaca, ledwie si� dowiedzia�a, �e ona rodzi, okaza�a wiele dobroci i pomog�a dziecku przyj�� na �wiat. Tym dzieckiem by�am ja. Matka wsta�a i dola�a sobie kawy. - Och, Tony, dlaczego ja musz� m�wi� ci to wszystko? Co ci z tego przyjdzie? - Nic z�ego przecie� w mamy opowiadaniu nie ma. Chc� tylko zrozumie�,, jak by�o. - Nie brzydzi ciebie to, �e urodzi�am si� przy piecu kuchennym? - Nie, mamo. - Wola�abym ci powiedzie�, jak rodzi�am si� na wielkim �o�u z baldachimem, otoczona przez �liczne piel�gniarki, ca�e w bieli. I �e m�j ojciec od razu tam wzi�� mnie na r�ce i u�miecha� si� do mnie. - Lepsza jest ta prawdziwa historia, mamo. W�a�nie takie bujanie w r�owych ob�okach wpakowa�o mnie w zaburzenia psychiczne. Chc� zobaczy� przesz�o��, dotyka� jej, poczu� jej zapach. - Wydaje ci si�, �e ten smr�d by� pi�kny? - To przecie� nale�y do �ycia. Kwiat nie mo�e istnie� bez nawozu. - Ale przyrzeknij mi, �e mnie nie znienawidzisz, kiedy ju� wszystko ci opowiem. - Przyrzekam. - Ta pani Oaxaca, oczywi�cie, zapyta�a Mari�, kto jest ojcem, i moja matka musia�a wyzna�, �e to Jose, bratanek tej pani. Rodzice Josego, kiedy dowiedzieli si� o tym, wys�ali go do Stan�w Zjednoczonych, �eby kszta�ci� si� na mechanika. Parskn��em �miechem, tak ubawi�a mnie ta niedorzeczno��. Chcia�em zapyta�, dlaczego nie na ogrodnika albo na rolnika, ale uzna�em, �e lepiej matce nie przeszkadza�, niech opowiada dalej po swojemu. - Z drugiej strony Pallaresowie przyjechali, zabrali Mari� od tych Oaxaca i dali j� do s�u�by u innych pa�stwa. - Gdzie nie by�o �adnych bratank�w, mam nadziej�. - Nie b�d� taki k��liwy, synu. Moja biedna matka dosy� si� nacierpia�a wstydu, kiedy w�asna rodzina si� jej wypar�a. Ulitowa� si� nad ni� tylko jeden m�j wuj, ksi�dz, i zawi�z� nas w Sierras, aby�my zamieszka�y u Indian Taraumares. Czasami my�l�, �e tamte siedem lat to by�y najszcz�liwsze lata w moim �yciu. Przez ca�y dzie� ludzie tam polowali i �owili ryby. Rozmawiali tylko wtedy, kiedy musieli. I nikt si� nie uwa�a� za lepszego od innych, je�eli zabrak�o mi�sa, jedli�my wszyscy fasol� ze wsp�lnego garnka. Mnie, poniewa� by�am blondynk� i mia�am zielone oczy, ca�a ta wioska traktowa�a jako co� specjalnego. Rzeczywi�cie czu�am si� kochana przez wszystkich. Gdyby nie to, �e zarazi�am si� osp�, mo�e by�my mieszkali tam do ko�ca �ycia. Potem nigdy nie widzia�am mojej matki szcz�liwej, odk�d wuj przyjecha� i zabra� nas z powrotem do Chihuahua. Ju� zadomowi�a si� w�r�d Indian, wi�c by�o jej trudno �y� w du�ym mie�cie. Poza tym wuj wkr�tce potem umar� i zosta�y�my bez �adnej opieki. Zawsze mieszka�y�my na przedmie�ciu, bo matka czu�a si� tam bardziej swojsko. To jej przypomina�o �ycie w g�rach. Czasami m�wi�a o powrocie do Indian, ale nigdy do nich nie wr�ci�y�my. Wszystko wydawa�o nam si� zupe�nie inne ni� w Sierras. M�wi�y�my india�skim narzeczem i ludzi miejskich to �mieszy�o. W tamtych czasach na Indian patrzyli z g�ry. Meksykanie przewa�nie m�wili z dum� o swojej krwi india�skiej, ale w g��bi ducha chcieli ty� Hiszpanami. Dopiero zmieni�a to rewolucja. - Czy w�a�nie wtedy rewolucja wybuch�a? - Nie, p�niej. Och, ludzie narzekali, ale obalenie Diaza by�o nie do pomy�lenia. On rz�dzi� krajem tak d�ugo, �e wszyscy zacz�li zgadza� si� na niego, jak gdyby nale�a� do rodziny. By� jak bogaty wuj. Ale je�eli si� my�la�o o ojcu dla kraju, to tylko o Benicie Juarezie. Bo Benito Juarez by� jak jeden z nas. - Jakim cudem uda�o si� mamie i babci utrzyma� si� przy �yciu? - Jedyne, co matka umia�a robi�, to pra� i prasowa�. Ja chodzi�am od drzwi do drzwi i pyta�am, czy jest co� do prania. Najbardziej lubi�am pomaga� matce w pracy u ludzi. Lubi�am by� mi�dzy lud�mi. Kiedy mia�am czterna�cie czy pi�tna�cie lat, pracowa�y�my u pewnej pani, kt�ra mia�a na imi� Conchita. Ona nauczy�a mnie czyta� w ten spos�b, �e kaza�a mi haftowa� litery na pow�oczce poduszki. Z pocz�tku matka bardzo si� niepokoi�a t� nauk� Wpaja�a mi, �e ksi��ki to jest z�o. Ale po jakim� czasie, kiedy mog�am jej g�o�no czyta� �Kopciuszka�, przebaczy�a mi. Kopciuszek by� jej ulubion� ba�ni�. Nie potrafi� ci powiedzie�, ile szcz�cia mi dawa�o po latach to �e nauczy�am si� czyta�. Ksi��ki sta�y si� moimi najbli�szyn przyjaci�mi i dzi�ki nim nie wpada�am w zupe�n� rozpacz. Tylk pod tym wzgl�dem mia�am z waszym ojcem co� wsp�lnego - oboje kochali�my ksi��ki. Ty� odziedziczy� mi�o�� do ksi��ek po nas: M�j Bo�e! Nazbiera�e� ich tak du�o. Wszystkie je przeczyta�e�! - Wi�kszo��, mamo. - Tak, ja kocham ksi��ki, ale najbardziej kocham ludzi. Z ksi��ek czerpie si� wiedz�, ale od ludzi nabywa si� m�dro��. Zawsze przyjemnie mi s�ucha�, jak ludzie si� �miej�. Gdybym by�a m�czyzn�, postara�abym si� dosta� do jakiego� cyrku i zosta�abym klownem. Lubisz klown�w, synu? - �al mi ich, bo wiem, jak wiele musz� cierpie�, �eby roz�miesza� innych. - Dlaczego ty zawsze we wszystkim widzisz z�� stron�? Dlaczgo nie my�lisz tylko o �miechu, kt�ry oni wywo�uj�? - Dlatego, �e nie mo�e by� dobrej strony, je�eli nie ma z�ej. - To za g��bokie dla mnie. Ja po prostu lubi� radosn� stron� wszystkiego. Matka zwykle m�wi�a, �e je�eli kiedy� jej zgin�, b�dzie wiedzia�a, gdzie mnie znale��. Rozejrzy si� za pierwsz� lepsz� gromad� �miej�cych si� ludzi i na pewno to ja b�d� sta�a tam po�rodku i robi�a z siebie wariatk�. No, ale tak czy inaczej ta pani, ta Conchita, mia�a kuzyna imieniem Victorio i on zakocha� si� we mnie... Mimo woli okaza�em zaniepokojenie. - Nie chcesz s�ucha� o tym, �e podoba�am si� innym ch�opcom, nie tylko waszemu ojcu? - Nie chc�. To mnie irytuje. - Ale, kochanie, to przecie� normalne. - Mamo, gdybym ja by� normalny, przecie� bym mamy nie zmusza� teraz, �eby mi mama opowiedzia�a wszystko, i nie musia�bym chodzi� do lekarza. Jestem zwolennikiem zasady: jeden m�czyzna dla jednej kobiety i na odwr�t. Ale poniewa� tej zasady nikt na �wiecie nie stosuje, a ju� najmniej ja sam, nie znam uczucia mi�o�ci... a chc� je zna�. - Ale mi�o�� istnieje naprawd�, nie jest ba�ni�, synu. - Mamo niech mi mama tylko opowie t� histori� i pozwoli, �e wyci�gn� z niej swoje w�asne wnioski. - Na czym to ja stan�am? - Na tym ch�opcu imieniem Victorio, ale to mo�e mama opu�ci�. Interesuje mnie rewolucja. - Jeste� taki jak wasz ojciec. Dla niego rewolucja by�a romantyczna. My�la�, �e rewolucja stworzy raj na ziemi. Dla mnie to by� tylko zapach prochu i j�ki rannych. Nic romantycznego. Byli�my biedni i walczyli�my tylko o swoje brzuchy. Prawili o braterstwie i powiewali flagami dopiero p�niej ci, kt�rzy mieli korzy�ci z naszego cierpienia. Ko�o roku tysi�c dziewi��set dziesi�tego ludzie zacz�li m�wi� o obaleniu Diaza. Wyskoczy�y nagle takie nazwiska jak Orozco, Pancho Villa i Francisco Madero. Nikt nie wiedzia�, kto to w�a�ciwie jest Madero, ale uwa�ali�my, �e je�eli on nie ba� si� sprzeciwi� Diazowi, to musi by� bardzo macho. M�wi�o si�, �e Madero jest na p�nocy w Juarez i �e nie zgadza si� na wyniki jakich� wybor�w. Nie wiem, czy mia� racj�, czy nie mia�, bo nikt z nas nigdy nie g�osowa�. G�osowali tylko wielcy ziemianie albo ludzie na wa�nych stanowiskach. Takie by�o �ycie i my�my si� na to zgadzali. Wiem, �e mniej wi�cej w tym czasie mn�stwo �o�nierzy federalnych przyje�d�a�o do Chihuahua. W mie�cie hucza�o od plotek i zamieszania. S�yszeli�my, �e Pancho Villa z jak�� ma�� band� zaatakowa� poci�g pe�ny �o�nierzy Federales, kt�rych wys�ano na p�noc, �eby aresztowali Madera. Pancho Villa pokona� ich i od razu zosta� bohaterem. Widzieli�my, jak wszystko w mie�cie si� zmienia Nagle ka�dy czu� si� odwa�ny. Wszystkie urazy, t�umione prze d�ugie lata, teraz znalaz�y uj�cie. Zbudzi�a si� nadzieja, �e b�dzji lepiej. Mo�e to nie B�g zrz�dzi�, �e niekt�rzy maj� umiera� z g�odu, kiedy inni �yj� w dostatku. Mo�e ten, kto sadzi sa�at� powinien tak�e j� je��. Wielu m�czyzn wyjecha�o i przy��czy�o si� do Pancha Villi. ju� by�a sprawa macho zrobi� tak. Moja matka, zawsze ze swoich osobistych powod�w bardzo zawzi�ta na bogatych, powiedzia�a: �Teraz on im poka�e. On ich usadzi tam, gdzie ich miejsce�. Czekali�my, �eby zmieni�o si� na lepsze. Chyba ka�dy wierzy� w to, �e bogactwa b�d� rozdzielone pomi�dzy wszystkich. Ale nic si� nie dzia�o, tyle �e panowa�o coraz wi�ksze podniecenie. M�wi�o si�, �e Orozco i Villa nie s� ze sob� w dobrych stosunkach. To ludzi zbija�o z tropu, bo dla nich rewolucja by�a jedna. Ale najwidoczniej wewn�trz tej jednej rewolucji zacz�a, wybucha� druga. Ja mog� tylko powiedzie�, �e muzyka sta�a si� bardziej skoczna. By�o jako� wi�cej �piewu. Ka�da strona mia�a swoje piosenki; i trzeba przyzna�, �e �adniejsze mieli ci po stronie Pancha Villi. : Potem zacz�li�my s�ysze� nowe nazwisko - Zapata. On pochodzi� ze stanu Morelos. Ludzie m�wili o nim dobrze i przez jaki� czas my�leli, �e mo�e zostanie przyw�dc�. Tylko co b�dzie, kiedy on i Pancho Villa si� spotkaj�? Mo�e si� znienawidz� i wtedy b�dziemy musieli walczy� z Emilianem Zapata? W roku tysi�c dziewi��set trzynastym, kiedy ju� ten nieborak Madero zosta� skrytob�jczo zamordowany, Villa i Zapata ostatecznie spotkali si� w Mexico City. Ku zdumieniu wszystkich polubili si�. �aden z nich nie umia� czyta�, wi�c te� �aden nie czu� si� m�drzejszy czy g�upszy od drugiego. Ale wszystko znowu si� zmieni�o. Teraz s�yszeli�my, �e jest jaki� nowy wr�g, Victoriano Huerta. Zrobi� si� jeszcze gorszy zam�t. Tym w�a�nie by�a ta rewolucja - zam�tem. Jeden z braci mojego ojca, David, pok�ada� w rewolucji du�� wiar�. Chocia� rodzina Oaxaca utraci�a wi�kszo�� kopal� i ziemi, by� sprawiedliwy i kocha� nar�d. Przyst�pi� do Pancha Villi. W obozie Villi pewnego dnia kto� przedstawi� go Pancho i powiedzia�: - Wodzu, on jest z tych bogatych zwolennik�w rewolucji. To m�ody Oaxaca. - My�la�, �e oddaje Davidowi przys�ug�. Pancho splun�� na ziemi� i powiedzia�: - Ja nie ufam tym skurwysynom. Zastrzelcie go. Zastrzelili Davida od razu. Moja matka mn�stwo wycierpia�a przez Oaxac�w, ale ja nie mog�am napawa� si� ich niedol�. W oczach Boga tamten cz�owiek by� moim ojcem. Ubolewa�am, �e przeznaczenie zgotowa�o mu tak� zmian�. Wtedy ju� uciek� do Stan�w i w ich domu by�o pe�no , �rewolucjonist�w�'. Mia�am nieca�e pi�tna�cie lat, kiedy dowiedzia�am si�, �e jacy� przyjezdni wprowadzili si� do jednego z lepszych barrios niedaleko katedry. Posz�am tam zapyta�, czy nie maj� czego� do prania. Bo s�ysza�am, �e s� zamo�ni. Oni nazywali si� Quinn. Kiedy zastuka�am do drzwi, otworzy�a mi bardzo przystojna kobieta. Zaraz pozna�am, �e to jest wielka dama, tak by�a �adnie ubrana i tak si� nosi�a. Za ni� sta� wysoki przystojny ch�opiec. Mia� chyba siedemna�cie lat. By� du�o wy�szy od swojej matki. - Tak? - zapyta�a ta kobieta. - Nie potrzebuje pani odda� rzeczy do prania? - zapyta�am. - Nie, s�u��ca pierze nam wszystko - odpowiedzia�a i chcia�a zamkn�� drzwi. - Ja prasuj� koszule jak �adna. Prosz�, mo�e da�aby mi pani par� na pr�b�? - Nie, dzi�kuj�. Nasza s�u��ca prasuje zupe�nie dobrze jak na nasze wymagania. Ten m�ody ch�opiec zapyta�: - A mo�e mama da jej do uprania par� moich koszul? Ale ona wyra�nie nie chcia�a, �eby ch�opiec si� wtr�ca�, i zamkn�a drzwi. S�ysza�am ich sprzeczk�, kiedy odchodzi�am. W par� dni p�niej przesz�am ko�o ich domu i ten m�ody wyszed� stamt�d i ruszy� za mn�. Udawa�am, �e w og�le go nie widz�. W ko�cu dogoni� mnie przed piekarni�. - S�uchaj. Przykro mi, �e matka tak ci� odprawi�a. - W porz�dku - powiedzia�am. - Czy naprawd� dobrze prasujesz koszule? - Tak m�wi�. - Spr�buj� jeszcze j� przekona�, �eby tobie dawa�a nasze pranie. - Nie, dzi�kuj�. Mog� pyta� o prac�, ale b�aga� o prac� nie b�d�. -I odesz�am. Potem widywa�am go, jak sta� to tu, to tam, na rogu ulicy. Rzuca� si� w oczy, by� taki wysoki. Ale jako� wcale nie mia� towarzystwa. Zawsze sta� sam. Dowiedzia�am si� od s�siadek, �e oni s� z Parral. I �e dona Sabina, matka tego ch�opca, jest wdow� po maszyni�cie kolejowym, kt�ry si� nazywa� Frank Quinn i poni�s� �mier� w katastrofie poci�g�w trzy czy cztery lata temu. B�g tylko raczy wiedzie�, sk�d s�siadki bior� tyle tych informacji, ale tak to ju� bywa z s�siadkami. One nawet wiedzia�y, �e dona Sabina ma po m�u sporo pieni�dzy i w dodatku ta sp�ka kolejowa wyp�aca jej co miesi�c rent�. M�wi�y, �e pan Quinn by� bardzo urodziwym blondynem i �e pochodzi� z Irlandii. Syn wda� si� wida� w ojca, bo wygl�da� zupe�nie inaczej ni� my wszyscy. Nie mia� w sobie nic india�skiego. Pewnego dnia ten ch�opiec, Francisco, podszed� do mnie. To by�a sobota po po�udniu. Powiedzia�: - Id� do wojska i chc�, �eby� ty by�a moj� soldadera. Oczywi�cie ogarn�o mnie zdumienie. No, bo taka bezczelno��... - Dlaczego? - zapyta�am. - Dlatego, �e jestem za rewolucj� i za Panchem Vill�. - Nie - powiedzia�am. - Dlaczego chcesz, �ebym w�a�nie ja by�a twoj� soldadera? Prawie mnie nie znasz. - Widuj� ci� tutaj i podobasz mi si� i hmm... - Patrzy� gdzie� w dal, jak gdybym sprawi�a mu przykro�� tym, �e ��dam wyja�nie�. - W ka�dym razie ju� si� zdecydowa�em i skoro id� walczy�, chcia�bym, �eby� by�a przy mnie. I koniec. Dziwna rzecz, ale tak to powiedzia�, jakby m�wi� o wiele wi�cej... i by� bardzo urodziwy. - Zastanowi� si� - powiedzia�am. I odesz�am. Tamtej nocy wci�� i wci�� my�la�am tylko o nim. �e jest jaki� samotny, dziki i dziwny. W par� dni p�niej, kiedy wychodzi�am z piekarni, patrz�, a on stoi, jak gdyby ci�gle jeszcze czeka� na moj� odpowied�. - No? - zapyta�. - Po prostu nie mog� si� tak zdecydowa�: musimy porozmawia� - powiedzia�am. Chcia�am, �eby mi wyja�ni�, dlaczego wybra� mnie. Chcia�am us�ysze� co� o mi�o�ci. - S�uchaj - powiedzia�, jak gdyby odgad� moje my�li. � Nie spodziewaj si� pi�knych przem�wie� ode mnie. Nie cierpi� wyg�asza� przem�wie�. Waha�am si� d�ugo. Chcia�am uciec przed nim, ale czu�am si� jak zwi�zana. Nie mog�abym zrobi� ani kroku, cho�bym nawet chcia�a. - Jutro odje�d�a poci�g do Villi na po�udnie. Ja pojad�. Podobno ma odjecha� o �wicie. I odszed�. Tamtej nocy spakowa�am troch� moich rzeczy w tobo�ek. O �wicie wysz�am z domu. Na dworcu by�o pe�no m�odzie�y. Panowa� nastr�j prawie �wi�teczny, taki jak by�my wszyscy jechali na piknik, a nie na wojn�. Rozgl�da�am si�, gdzie jest Francisco. W ko�cu zobaczy�am go w tym jego du�ym sombrero i z bandoleros na piersi. G�rowa� wzrostem nad innymi. Podbieg�am do niego. Mia�am nadziej�, �e kiedy mnie zobaczy, przecie� zmi�knie i powie mi wreszcie co� mi�ego, co� romantycznego. Ale tylko zapyta�: - Wi�c si� zdecydowa�a�? C� mog�am odpowiedzie�? - Tak - powiedzia�am. - Chc� walczy� za rewolucj�. U�miechn�� si�, jak gdyby to by�a nie najgorsza wym�wka. - Dobrze, chod�. Poprowadzi� mnie do jednego z wagon�w towarowych, kt�re mia�y zawie�� nas na po�udnie do Durango. Sz�am za nim tak, jakbym od dawna sz�a za nim wsz�dzie. Nawet nie trzymali�my si� za r�ce. Kiedy poci�g sapa� i turkota� i jechali�my przez te br�zowe okolice, wszyscy w wagonie �piewali piosenki. Ch�opcy siedzieli gromadkami przy tych, kt�rzy grali na gitarach. Dziewczyny siedzia�y woko�o, czy�ci�y karabiny albo szy�y. Francisco i ja siedzieli�my pod przedni� �cian� wagonu. Dzi�ki temu mniej na nas wia�o przez otwarte �aluzje w oknach. Nie rozmawiali�my du�o. On przewa�nie patrzy� na te p�dz�ce widoki. Ko�o po�udnia poci�g zatrzyma� si� w�r�d pustkowia. Wszystkim nam kazano wysi���. I powiedziano kobietom, �eby da�y je�� swoim m�czyznom. Wszystkie zaraz pobieg�y�my nazbiera� wysch�ej mesquite na rozpalenie ognisk. Matka, chwa�a Bogu, nau- czy�a mnie gotowa�, wi�c nie narobi�am sobie wstydu. Francisco powiedzia�, �e moje tacos s� bardzo smaczne. Nawet zaprosi� dw�ch, kt�rzy nie mieli ze sob� kobiet. Winszowali mu, �e jego kobieta tak �wietnie gotuje, a on tylko kiwa� g�ow�. Potem zn�w jechali�my dalej na po�udnie. S�o�ce zachodzi�o za g�ry i by�o coraz zimniej. Wszyscy zacz�li si� otula� swoimi rebozos i serapes. Kilku zapali�o lampy naftowe. Kto� w wagonie �piewa� cicho, wi�kszo�� pok�ad�a si� spa�. Przysz�o mi na my�l, �e wkr�tce te� b�d� musia�a si� po�o�y� i zasn�� przy tym ch�opcu, kt�rego prawie nie zna�am, przy tym ch�opcu, kt�ry nie m�wi� mi nic �adnego i mi�ego, tylko po prostu by� ze mn�, jakby to by�o zupe�nie zrozumia�e. Zobaczy�, �e trz�s� si� z zimna. - No, w�a� pod ten koc. Powiedzia�am: - Przecie� nie mog� spa� z tob�. - Wariatka. Nie tkn� ciebie. W�a� pod koc. Jest zimno. Potrz�sn�am g�ow�. Roze�mia� si�. - My�lisz, �e ludzie mog� ze sob� sypia� tylko wtedy, kiedy s� ma��e�stwem? - Oczywi�cie - odrzek�am, chocia� wiedzia�am, �e to nieprawda. Na drugim ko�cu wagonu by� jaki� ksi�dz. Francisco zawo�a� go: - Prosz� ksi�dza, niech ksi�dz tu przyjdzie. Ta dziewczyna i ja chcemy si� pobra�. To by� ksi�dz bardzo m�ody. Chyba nigdy przedtem nikomu nie dawa� �lubu. - No, ja nie wiem... - powiedzia�. Francisco si� zirytowa�. - Prosz� ksi�dza, jeste�my na wojnie i lada chwila mo�emy razem z poci�giem wylecie� w powietrze. Ta dziewczyna i ja chcemy si� pobra�, zanim umrzemy. Po �lubie, takim pro�ciutkim, pierwsze s�owa Francisca by�y: - W porz�dku, w�a� pod koc. W par� dni p�niej dojechali�my do Durango, wysiedli�my z poci�gu i rozbili�my ob�z. Nazajutrz przyszed� jaki� sier�ant i kaza� wszystkim m�czyznom wzi�� karabiny i i�� za nim. Francisco te� zabra� sw�j ekwipunek i wszyscy oni odeszli na wzg�rze, sk�d dolatywa�a strzelanina. My, kobiety, tylko sta�y�my tam i patrzy�y�my, jak nasi ch�opcy maszeruj� w ogie� pierwszej bitwy. Niejeden z nich odwraca� si� i macha� r�k� do swojej. Francisco tego nie zrobi�. Dla mnie groz� tej wojny by�o czekanie. Czeka�y�my tam wtedy przez ca�� noc i tylko s�ucha�y�my strzelaniny. Raptem przy�apa�am si� na tym, �e kl�cz� i modl� si�: Bo�e niech on wr�ci ze swojej pierwszej bitwy szcz�liwie. Nazajutrz o �wicie przyjecha� konno jaki� �o�nierz i powiedzia�, �eby�my zabra�y koce i posz�y ugotowa� posi�ek dla naszych m�czyzn. Ze szczytu wzg�rza zobaczy�am, co to by�a za bitwa. Wsz�dzie na r�wninie le�a�y zw�oki. Wielu nie �y�o, ale niekt�rzy byli tylko ranni. I wielu po prostu spa�o ze zm�czenia. S�ysza�am wrzaski kobiet, kt�re widzia�y, �e ich ch�opcy polegli albo s� ranni. W ko�cu us�ysza�am jego g�os: - Manuela! Siedzia� tam za g�azem. Pierwszy raz wtedy zawo�a� mnie po imieniu. Kiedy podesz�am, zobaczy�am w jego oczach jaki� nowy wyraz. - Manuela, to by�o wspania�e. Jeszcze lepsze, ni� my�la�em. - Ba�em si�, �e b�d� mia� stracha, ale zacz�li�my strzela� i w og�le przesta�em si� ba�. - Nie powiedzia�, �e cieszy si�, �e jest zn�w ze mn�. Ukl�k�am przy nim i ugotowa�am mu �niadanie. Prawie nie m�g� je��, taki by� podniecony tym, co prze�ywa� w nocy. Zrozumia�am du�o tamtego dnia. Zrozumia�am, �e on si� r�ni od wszystkich. Dla nich on by� gringo, bo naz