5418
Szczegóły |
Tytuł |
5418 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5418 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5418 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5418 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANTHONY QUINN
GRZECH PIERWORODNY
AUTOBIOGRAFIA
(PRZE�O�Y�A ZOFIA KIERSZYS)
SCAN-DAL
Mamie,
kt�ra wybaczy�a mi dzie�,
kiedy si� urodzi�em
Mieszka�em w Nowym Jorku otoczony bogactwem, rodzin� i chwa��. Trzy moje filmy
wy�wietlano naraz na Times S�uare i jednocze�nie wyst�powa�em w sztuce
teatralnej.
Wsz�dzie, gdzie wzrokiem si�gn�� na Broadwayu, widnia�o w blasku neon�w moje
nazwisko.
Kilka uroczych pa� z jakiego� klubu dramatycznego zorganizowa�o bankiet na moj�
cze��. �eby mi by�o jeszcze milej, zaprosi�y wiele wybitnych osobisto�ci z
r�nych dziedzin.
Kiedy poproszono mnie o zabranie g�osu, spr�bowa�em im podzi�kowa�. I raptem
zaniem�wi�em. Rozejrza�em si� po morzu tych twarzy przede mn�, �yczliwych i
wyczekuj�cych. Po chwili us�ysza�em w�asne mamrotanie, �e jestem bankrutem
�yciowym.
Wci�� jeszcze pami�tam, z jakim zgorszeniem i przera�eniem powitano moje s�owa.
Wszyscy
przecie� chcieli ode mnie lekkiej, pe�nej wdzi�ku gadki, a ja tu im o�wiadczam,
�e sukces nie
znaczy dla mnie nic.
Sko�czy�em m�wi� i moi gospodarze poklaskali mi grzecznie, ale sprawi�em im
przykro��. Pope�ni�em straszne faux pas, wykorzystuj�c ich forum jako
konfesjona�.
Potem, kiedy wychodzi�em, zatrzyma� mnie pewien m�ody aktor. My�la�em, �e
spo�r�d wszystkich ludzi w�a�nie on zrozumie. Ale by� w�ciek�y.
- G�wniarz! W �yciu nie wstydzi�em si� tak za nikogo jak dzisiaj za ciebie. A�
mnie
mdli�o od twojej fa�szywej pokory. Je�eli tobie si� nie powiod�o, to ju� nie
wiem komu!
Ten nieborak kiedy� zagra� g��wn� rol� w filmie, ale jego kariera na tym
utkn�a.
Usi�owa� wspina� si� znowu i by�o mu ci�ko. Przypuszczam, �e por�wnywa� si� ze
mn� i
ubolewa�, �e to nie on ma t� pozornie godn� zawi�ci pozycj�, do jakiej ja
doszed�em.
Zostawi� mnie samego na ulicy i odmaszerowa� rozgniewany.
Ruszy�em do mojego domu, na rogu Siedemdziesi�tej i Park Avenue. Maj�tek
zap�aci�em za ten dom pi�ciopi�trowy, w kt�rym na ka�dym pi�trze mia�em pi�kne
stylowe
meble, obrazy, rze�by i cenne ksi��ki. Ale my�l o posiadaniu tylu wspania�ych
rzeczy wcale
mnie nie pociesza�a. W�drowa�em Pi�t� Alej� z uczuciem, �e te wynios�e budynki
przewracaj� si� na mnie. Przeszed�em na drug� stron� do Central Parku. Zacz��em
biec. Z
ka�dym krokiem pop�och we mnie wzrasta�. My�la�em, �e p�uca mi pop�kaj�.
Wyczerpany,
rzuci�em si� na poros�y traw� kopiec powy�ej zbiornika.
Chcia�em krzycze�, ale krta� mia�em zaci�ni�t�. Nigdy dot�d nie czu�em tak
bezbrze�nego smutku, a przecie� nie mog�em wycisn�� z oczu ani jednej �zy. Na
kolanach
zawo�a�em do Boga o pomoc. Odpowiedzi nie by�o. Czeka�em z oczami zamkni�tymi.
Czeka�em, ale B�g najwidoczniej by� czym� zaj�ty gdzie indziej.
Kiedy otworzy�em oczy, wsz�dzie wok� mnie migota�y �wiat�a �r�dmie�cia.
I w�a�nie wtedy zobaczy�em �ch�opca�. Sta� pod drzewem. Podnios�em si�, z
wysi�kiem ruszy�em ku niemu. Odwr�ci� si� i uciek�.
- Ty draniu ma�y, zmusi�e� mnie do tego! Niech ja ci� tylko dostan� w swoje
r�ce... -
Ale ju� znikn��.
W tamten wiecz�r przyszed�em do teatru okropnie zachrypni�ty, mog�em m�wi� tylko
szeptem. Zadzwonili�my po lekarza. Przyjecha� natychmiast i obejrza� mi gard�o.
Nie
stwierdzi� �adnej dolegliwo�ci.
- Wi�c dlaczego ja tak chrypi�, do diab�a?!
- Nie wiem - odpowiedzia�. - Albo ma pan na strunach g�osowych jak�� naro�l,
kt�rej
nie mog� zobaczy�, albo te� jakie� k�amstwo ugrz�z�o panu w krtani.
K�amstwo ugrz�z�o mi w krtani!!!
K�ama�em ju� tysi�ce razy! Dlaczego w�a�nie tym k�amstwem tak si� zad�awi�em?
Jako� zdo�a�em gra� w tamten wiecz�r. Usi�owa�em widzie� prawd�, pe�n� prawd�
mojego �ycia, chocia� publiczno�� s�ysza�a tylko ochryp�y be�kot Quinna na
scenie.
Publiczno�� nie wiedzia�a, z jak wielkim to mi przychodzi�o trudem.
Dotychczas chmury .nadci�ga�y, coraz gro�niejsze - teraz ta burza rozp�ta�a si�
nade
mn�. By�em sam w g�uszy, schroni� si� nie mia�em gdzie.
Jak� korzy�� daje cz�owiekowi ca�a jego praca na tym padole?
Widzia�em, �e ja dopracowa�em si� tylko pr�no�ci i udr�czenia ducha.
Dlaczego nie mog� znale�� spokoju w�r�d nocy?
Teraz, kiedy powinienem cieszy� si� latem mojego �ycia, dlaczego nie mam przed
sob� �adnego celu?
Ton��em.
Zagubiony.
- Ch�opcze, pom� mi! - krzycza�em. - Pom� mi, bo obaj utoniemy!
1
Ten gabinet wygl�da� jak milion podobnych gabinet�w urz�dzonych wed�ug szablonu.
Na biurku schludnie le�a�y zwyk�e bli�niacze pi�ra, kt�rymi pisa� jest
niemo�liwo�ci�, i
bibularz z imitacji sk�ry. Sta� okr�towy mosi�ny zegar i kalendarz obrotowy.
Wylewny du�y cz�owiek za biurkiem mia� na sobie ubranie doskonale skrojone z
tweedu znanego ze �wietnych reklam. Jedynym szczeg�em indywidualnym by� jego
u�miech. Siedz�c naprzeciw niego, usi�owa�em okre�li� ten u�miech, ale bez
skutku. Nic
istotnego nie zosta�o powiedziane i odk�d wszed�em do jego gabinetu,
wymieniali�my tylko
uprzejme �arciki. Ostatecznie zapyta�em, czy mam si� po�o�y� na kozetce.
- Dlaczego? - doktor u�miechn�� si�. - Jest pan zm�czony?
- Nie - odpowiedzia�em. - Tylko my�la�em, �e...
- Nie wygl�da mi pan na bardzo chorego, panie Quinn. Posied�my i porozmawiajmy.
Zgo�a nie tak ja to sobie przedtem wyobra�a�em.
- Par� dni temu widzia�em pana w jakim� w�oskim filmie. Ta ostatnia scena, kiedy
pan
p�acze na pla�y, by�a wzruszaj�ca jak diabli.
G�wno! P�ac� temu skurwysynowi pi��dziesi�t dolar�w za godzin�, a on okazuje si�
jeszcze jednym moim wielbicielem.
- Niewiele wiem o kinematografii - ci�gn�� doktor. - Pan jest pierwszym aktorem,
kt�rego poznaj� jako pacjenta, prosz� mi wi�c wybaczy�, je�eli zadaj� g�upie
pytania. Ale w
tej ostatniej scenie to by�y �zy prawdziwe czy wywo�ane w�chaniem cebuli albo
czym� takim?
Pi�tna�cie minut kosztownej godziny ju� min�o, a my�my rozmawiali o kinie!
- Nie, panie doktorze. By�y prawdziwe.
- To znaczy, �e pan naprawd� p�aka�?
Tu ci� mam, pomy�la�em.
- Owszem, naprawd�.
- W jaki spos�b aktor p�acze? To znaczy, musia� pan rozpami�tywa� jakie� bolesne
prze�ycia, �eby wywo�a� prawdziwe �zy?
Rany boskie!
- Musia� pan wnika� w siebie? - pyta�.
O to si� nie k�opocz, pomy�la�em, wystarczy b�lu w moim �yciu, �eby by�o z czego
czerpa� �zy.
- Chyba. - Wzruszy�em ramionami.
- A wi�c my�la� pan o czym� w tamtej chwili na pla�y?
- Tak.
- O czym?
- No, przede wszystkim o tym biednym draniu, kt�rego gra�em. �y� nieokrzesanie,
bez
sensu. Nigdy przedtem nie zazna� mi�o�ci. Kiedy w ko�cu mi�o�� znalaz�, nie
wiedzia�, co z
tym
robi�... potrafi� j� tylko zniszczy�. Tam na pla�y odczu� ogrom przestrzeni.
Wieczno��, wobec
kt�rej mia� stan�� samotnie. Prawdopodobnie po raz pierwszy w �yciu rzeczywi�cie
zobaczy�
gwiazdy, a to, co one dla niego przedstawia�y, by�o wieczno�ci� osamotnienia.
Ilekro� przypomina�em sobie t� scen�, d�awi�o mnie w gardle.
- Czu� si� pan bardzo bliski tej postaci?
- Musz� czu� si� bliski wszystkim postaciom, kt�re gram. Nie zawsze mi si� to
udaje.
Nagle poj��em, �e doktor jest nie tylko kinomanem.
- Czy pan wierzy w mi�o��, panie Quinn?
To pytanie oszo�omi�o mnie. Chcia�em wsta� i wyj��. Ca�a ta my�l o
psychoanalizie
by�a przykra i k�opotliwa. Wydawa�o mi si�, �e jestem w zamkni�ciu, �e mam
klaustrofobi�.
Jeszcze nie nabra�em pewno�ci, czy polubi� tego cz�owieka. Zanadto by� rumiany,
kwitn�cy
zdrowiem. Prawdopodobnie ko�tun.
- Wierzy pan w mi�o��?
Ot� w tym w�a�nie s�k.
Dlatego w�a�nie siedzia�em tam jak idiota.
Gdyby on zapyta�: �Czy pan wierzy w Boga?�, m�g�bym wygrzeba� co� z mojego
worka argument�w teologicznych, powo�a� si� na lektur� i do�wiadczenia osobiste.
Tyle razy
ju� ten temat obrabia�em, �e m�g�bym pu�ci� si� po takim torze z przeszkodami.
Ale �Czy
pan wierzy w mi�o�� - to by�o wielkie pytanie. Najwi�ksze.
Pomy��a�em: Tak...
Kocham pierwsze dni wiosny, kiedy nowe li�cie si� pokazuj�.
Kocham s�o�ce i morze.
Kocham �miech dzieci�cy.
Kocham szelest drzew.
Kocham ostry zapach ziemi po deszczu.
Kocham niepokalany pierwszy �nieg.
Kocham muzyk� meksyka�sk�.
Kocham Pucciniego.
Kocham nauk�.
Kocham mocny sen noc�.
Kocham odkrycia.
Kocham zapach kadzid�a w ko�ciele.
Kocham Thomasa Wolfe'a.
Kocham Rouaulta.
Kocham Micha�a Anio�a.
Kocham moje dzieci.
Oczywi�cie wierz� w mi�o��, g�oszon� przez Jezusa pe�nego dobroci i przez
Gandhiego. Ale czy by�em kiedykolwiek zdolny do mi�o�ci bez zastrze�e�? Na pewno
kocham moje dzieci, a przecie� narzucam prawa nawet im. Z kobietami zawodz� na
ca�ej
linii. Stawiam im warunki niewzruszone i archaiczne - rezultat wychowania
religijnego i
dziedzictwa. India�ska krew we mnie jest zbyt silna, �ebym pozwala� na
jakiekolwiek
krzykliwe nowoczesne koncepcje. O �adnej ust�pliwo�ci wobec kobiet mowy by� nie
mo�e.
�Dok�d ty p�jdziesz, tam ja p�jd�, gdzie ty zamieszkasz, ja zamieszkam, twoi
ludzie
b�d� moimi lud�mi i tw�j B�g moim Bogiem�.
Doktor tymczasem czeka� cierpliwie.
- Mi�o��, w jak� wierz� - odpowiedzia�em w ko�cu - jest za bardzo skomplikowana
na
to, bym odpowiedzia� tylko s�owem �tak� albo �nie�. Ale chwilowo odpowiem �tak�,
rzeczywi�cie wierz� w mi�o��.
- W takim razie niech pan si� nie martwi. Wszystko b�dzie doskonale. - Spr�bowa�
za�artowa�. - Cz�owiek, kt�ry wierzy w mi�o��, nie mo�e by� ci�ko chory.
G�upawym u�miechem skwitowa�em ten g�upawy �art.
- Kiedy zadzwoni� pan do mnie przedwczoraj, musz� przyzna�, �e by�em zaskoczony
-
m�wi� dalej. - Widzieli�my z �on� mn�stwo pana film�w. Odrobi�em ma�� lekcj� o
panu
przed dzisiejsz� wizyt�.
Po�o�y� na biurku teczk�. Mia� w niej plik wycink�w prasowych. Przejrza� je i
znalaz�
ten, kt�rego szuka�.
- Prosz�. Tutaj jest, �e pan si� urodzi� w Meksyku w czasie rewolucji.
- Tak. Dwudziestego pierwszego kwietnia, rok tysi�c dziewi��set pi�tnasty.
- I pisz� tu, �e pa�scy rodzice walczyli po stronie Pancha Villi. Zgadza si�?
- Tak, chyba tak.
- Dlaczego pan m�wi: chyba?
- To by� okres dosy� pomieszany... Przepraszam. Tak, rzeczywi�cie walczyli po
stronie
Pancha Villi.
Doktor pokiwa� g�ow�.
- Obawiam si�, �e o rewolucji meksyka�skiej wiem tylko tyle, ile widzia�em w
filmie
�Viva Villa� z Wallacem Beery. Czy Villa by� w�a�nie taki?
- S�dz�, �e Beery gra� wspaniale, ale raczej nie uchwyci� tego st�onego ognia w
Villi.
- Co pan przez to rozumie?
Wtedy opowiedzia�em mu anegdot�, kt�r� s�ysza�em od ojca, jak Villa wjecha� na
szczyt
wzg�rza i zobaczy� Pacyfik po raz pierwszy. Wpatrywa� si� w ogrom oceanu przez
kilka
minut bez s�owa. Potem pow�ci�gn�� konia i zacz�� zje�d�a� ze wzg�rza z
powrotem. Jego
porucznik jad�cy za nim, powiedzia�: �To dopiero widok, co, Jefe?�
�Za ma�y, �eby ugasi� moje pragnienie� - odpowiedzia� Pancho przez rami�.
- To dopiero wypowied� - ucieszy� si� doktor. - Kiedy ojciec panu o tym
opowiada�?
- By�em wtedy dzieckiem.
- I to pozosta�o panu w pami�ci przez te wszystkie lata.
- Tak.
- Uwa�a pan, �e ocean jest za ma�y, �eby ugasi� pana pragnienie, panie Quinn?
- Tak.
Je�eli doktor mia� jakiekolwiek w�tpliwo�ci co do mojej choroby, czu�em, �e
rozproszy�em je t� odpowiedzi�.
Do diab�a z nim. Niech zarobi na swoje pieni�dze, pomy�la�em.
On jednak z min� dobrego pokerzysty dalej przegl�da� wycinki prasowe.
- Tu pisz�, �e ojciec pana by� Irlandczykiem, poszukiwaczem przyg�d, a pa�ska
matka
by�a azteck� ksi�niczk�.
Musia�em roze�mia� si� w g�os.
Podni�s� oczy.
- Z czego pan si� �mieje? To nie jest prawda?
- M�j ojciec by� po cz�ci Irlandczykiem, to prawda. Ale �mia�em si� z tej
bzdury o
azteckiej ksi�niczce.
- Uznali�my oboje z �on�, �e to bardzo romantyczne, kiedy�my to czytali.
- W�a�nie o to chyba chodzi�o dzia�owi reklamy Paramount. Oni tam uznali za nie
do��
romantyczny fakt, �e moja matka to zwyk�a Meksykanka.
- Dlaczego?
- Co, do diab�a, doktorze? Przecie� mieszka pan w Los Angeles. Nie wie pan,
jakie
zdanie ma wi�kszo�� ludzi o Meksykanach?
- Nie wiem. Mieszkam tutaj zaledwie od dw�ch lat, Tony. Czy mog� m�wi� panu po
imieniu?
Pytanie o Meksykan�w zirytowa�o mnie. Facet ju� mi zacz�� wygl�da� na za�artego
Teksa�czyka.
- Oczywi�cie. Je�eli ja b�d� m�g� po imieniu m�wi� panu.
Rykn�� �miechem.
- Bardzo prosz�... i nie tylko moim imieniem b�dziesz mnie nazywa�, zanim ze
sob�
sko�czymy.
- No, by� Meksykaninem w po�udniowej Kalifornii to niezupe�nie �sezamie otw�rz
si�.
Przez lata cale w lokalach nocnych i restauracjach wywieszano napisy:
�Meksykanom wst�p
wzbroniony�. Uwa�ano, �e wszyscy Meksykanie s� leniwi, zat�uszczeni, jak nie
fircykowaci,
to Pachuco, i kradn�, i pal� marihuan�.
- Czy ty pali�e� kiedy marihuan�, Tony?
- Nie. Nigdy.
Zanotowa� co� na kartce. Zastanawia�em si�, co on takiego pisze, do diab�a.
Naprzeciwko w innym biurowcu widzia�em przez okno gabinet dentysty. Grubas w
bia�ym kitlu zagl�da� w rozdziawione usta podstarza�ej pani.
- Jaka by�a twoja matka w m�odo�ci?
Patrzy�em, jak dentysta bierze si� do dzie�a.
Doktor zobaczy�, �e patrz� w okno, wsta� i spu�ci� �aluzj�. By�em rad, �e nie
musz�
widzie� tego borowania.
- Zapyta�em ci�, Tony, jaka by�a twoja matka w m�odo�ci.
Rozpaczliwie pr�bowa�em pu�ci� jego pytanie mimo uszu. U�miecha� si� ze
zrozumieniem.
Rany boskie! Jaka by�a moja matka? Czy w og�le by�a kiedykolwiek m�oda?
Je�eli zaczn� m�wi� temu skurwysynowi prawd�, on pewnie powie, �e mam kompleks
Edypa. To zbyt proste. Nie trzeba by� psychiatr�, �eby tak to zobaczy�. Co mu
odpowiedzie�?
�e moja matka gotowa�a najlepsz� chili con carne na �wiecie? Czy mo�e o tym
g�odzie, o
tych cierpieniach? Powiedzie� prawd�?
Owszem, ona by�a m�oda kiedy� tam w Juarez. Oboje byli�my bardzo m�odzi, kiedy
�yli�my sobie we dwoje. Rzeczywi�cie nie potrzebowali�my do szcz�cia nikogo.
Mieli�my
siebie nawzajem. Mo�e tam w�a�nie zacz�� si� ten k�opot. Tylko, �e to znowu zbyt
proste.
Sprawa bezsprzecznie skomplikowa�a si�, odk�d on wr�ci�.
Mia�em trzy lata a wiedzia�em, �e natrafi�em na godnego przeciwnika. Wiedzia�em,
�e
przegram z ojcem. By� stanowczo, do diab�a, za du�y, �ebym m�g� z nim
wsp�zawodniczy�,
wi�c przesta�em kocha� si� w matce i zakocha�em si� w nim. Ale on zaj�� moje
miejsce i
mo�e w�a�nie dlatego ju� przez ca�e �ycie usi�owa�em by� taki jak on.
Jaka by�a moja matka? Zaledwie par� dni przedtem zapyta�em j� o to. Bo nie
w�tpi�em,
�e rozwi�zanie mojego problemu kryje si� gdzie� w przesz�o�ci.
- Mamo, pami�tam, jak chodzi�em po dachu jakiej� chaty z ceg�y suszonej w
s�o�cu... W
El Paso czy mo�e w Juarez? Pami�tam jak�� chat� i drabin� i jak mama na dole
wo�a�a do
mnie, �ebym by� ostro�ny i nie rusza� si�. Potem kto� przyszed�, mia� wej�� po
drabinie i
zabra� mnie z dachu. Pami�tam, �e prawie cieszy� mnie maminy l�k i gniew.
Czu�em, �e
mama naprawd� mnie kocha. Im wi�cej by�o krzyku tam na dole, tym bardziej by�em
zadowolony. I w ko�cu ten cz�owiek wszed� na dach i zni�s� mnie i mama chwyci�a
mnie w
obj�cia i ca�owa�a, jak gdybym wr�ci� z tamtego �wiata. Kiedy to by�o, mamo?
- Nie mo�esz, synu, w �adnym razie tego pami�ta�. Najwidoczniej opowiada�am ci o
tym.
- Nie, mamo. Pami�tam bardzo dobrze. Kiedy to by�o?
- Mia�e� wtedy mo�e z p�tora roku.
- Pami�tam to. Wszystko jakby by�o wczoraj. Prawie m�g�bym dotkn�� jeszcze teraz
tej
drabiny.
- Dlaczego chcesz wraca� do przesz�o�ci, synu?
- Czy to nie by�o mniej wi�cej w tym czasie, kiedy mama pracowa�a u takiej
blondynki?
Pami�tam, jak mama pra�a i gotowa�a u niej, a ja bawi�em si� w jej ogrodzie.
- I co z ni�, synu?
- Chcia�a mnie adoptowa� czy co�?
- Ale� mia�e� wtedy p�tora roku zaledwie. Jakim cudem ty...
- Mamo, ja pami�tam.
- I co? M�wisz, �e s�ysza�e�, jak my�my rozmawia�y?
- Tak. S�ysza�em, jak ona proponowa�a mamie jakie� pieni�dze za mnie.
Powiedzia�a, �e
chce mnie adoptowa� i posy�a� do szko�y. A mama jej odpowiedzia�a: �Zastanowi�
si� nad
tym...�
- Och, nie, synu. Nie b�dziesz mi m�wi�, �e naprawd� my�la�e�, �e ja bym ci�
odda�a za
pieni�dze czy za darmo. To by�a dla mnie zniewaga, ale nie mog�am tej kobiecie
powiedzie�:
�Za kogo pani mnie bierze?� Mo�e zreszt� masz racj�. Mo�e powinnam trzepn�c j�
po twarzy
czy zwymy�la�, ale by�am zak�opotana. Ostatecznie pracowa�am u niej. I wydawa�a
si�
bardzo inteligentn� pani� i kiedy ju� zacz�a o tym rozmawia�, powiedzia�a:
�Ostatecznie,
Nellie, to uroczy smyk, a ja nie mam dzieci i m�j m�� te� bardzo go kocha�. Nam
by�o bardzo
ci�ko, jak wiesz, i czasami nie mia�am co da� ci je��. Przykro mi by�o patrze�,
jak chodzisz
g�odny, i my�la�am, �e mo�e trafia si� dla ciebie jaka� cudowna sposobno��. Och,
to byli
bardzo bogaci i przyzwoici Amerykanie, a ja rzeczywi�cie chcia�am, �eby�
dorasta� w
Ameryce. Ci�gle ba�am si�, �e mnie ode�l� z powrotem do Meksyku. Nie my�la�am o
sobie,
Tony. My�la�am o tobie. Zastanawia�am si�, czy nie jestem samolubna, skoro ci�
zatrzymuj�.
Tak, rzeczywi�cie powiedzia�am jej, �e zastanowi� si� nad tym. Trapi�o mnie to:
czy nie
jestem samolubna, skoro zatrzymuj� tego ma�ego? By�e� bardzo inteligentnym,
pi�knym
dzieckiem. Wszyscy ci� kochali i ja wci�� sobie powtarza�am: mo�e oni maj�
racj�, mo�e ja
nie zas�uguj� na takiego syna. By�e� bardzo podobny do waszego ojca. I my�la�am,
�e mo�e
nie b�d� mog�a zapewni� ci jutra, mo�e sko�czysz jako jeszcze jeden Meksykanin,
kt�rego
bior� tylko do zrywania owoc�w, je�eli zostaniesz przy mnie. Rzeczywi�cie
biedzi�am si�
nad tym. Biedzi�am si� przez d�ugi czas. Co noc zasypia�am z p�aczem na my�l o
oddaniu
ciebie. Ale musz� wyzna�, �e my�la�am o tym rzeczywi�cie, synu. No, czy to co�
z�ego?
- Nie, mamo, to nic z�ego, teraz, kiedy mi to mama t�umaczy. Ale ja wtedy chyba
nie
rozumia�em. Ostatecznie by�em dzieckiem i sam fakt, �e mama bra�a pod uwag�
oddanie
mnie... To znaczy teraz, kiedy mi to mama t�umaczy, oczywi�cie. M�wi mama, �e to
by�oby
dla mojego dobra, ale zdaje mi si�, �e musia�o mnie to bardzo zabole�, mamo.
Chyba
my�la�em wtedy, �e mama sprzeda mnie tym ludziom.
- O m�j Bo�e, nie mog�e� tak my�le�. Nie wchodzi�y w gr� �adne pieni�dze, Tony.
Ta
blondynka tylko m�wi�a, �e chcia�aby ci� wychowywa�. I �e zabra�aby ci� do
Kansas City
czy do innego takiego miasta, i �e da�aby ci wszystko na �wiecie, i �e jej m��
nie jest m�ody, i
kiedy umrze, zostawi ca�y maj�tek tobie. Oczywi�cie nie wolno by mi by�o ciebie
widzie� ju�
nigdy wi�cej. Zastanawia�am si�, czy nie pozbawiam ci� dobrej sposobno�ci, ale
nawet mi
przez g�ow� nie przemkn�y �adne pieni�dze. O Bo�e! Ty� nie m�g� tak my�le�
przez te
wszystkie lata.
- Nie wiem, czy my�la�em o transakcji pieni�nej, mamo, ale chyba my�la�em, �e
je�eli
mama bodaj rozwa�a spraw� oddania mnie, to mamie nie dosy� na mnie zale�y.
- Tony, by�e� moim pierwszym dzieckiem. By�e� jedyn� istot�, jak� mia�am na tym
�wiecie. Tw�j ojciec odjecha� gdzie� daleko, nie widzia�am go prawie od roku.
Matka
wyrzuci�a mnie z domu. Nie mia�am nikogo na �wiecie opr�cz ciebie. Jak mog�e�
cho�by
my�le�, �e istnia�o dla mnie na tym �wiecie cokolwiek innego? Przeszli�my razem
ju� tyle...
Odbyli�my podr� z Chihuahua do Juarez. Oczywi�cie ty by�e� wtedy niemowl�ciem,
ale
p�niej, kiedy zacz��e� chodzi�, mieli�my wiele uciechy. Lubi�am by� z tob�
wsz�dzie i
zabiera�am ci�, dok�d tylko sz�am, czasami nawet traci�am prac�, bo nie chcieli,
�ebym ci�
przyprowadza�a, my�leli,
�e przy tobie b�d� gorzej robi�a moj� robot�, wi�c odchodzi�am z takich dom�w.
Pracowa�am
tylko tam, gdzie zgadzali si� na ciebie, bo za nic bym si� nie rozsta�a z tob�
bodaj na sekund�.
Jak mo�esz my�le�, �e ja ciebie nie kocha�am?
- W ka�dym razie, mamo, w�a�nie wtedy zacz�y si� te w�tpliwo�ci.
- To niem�dre. Nie chc� nawet s�ucha� takiego gadania, Tony. Naprawd� nie mo�esz
my�le�, �e ja ciebie nie kocha�am.
- Czy przysz�o ci kiedykolwiek na my�l, Tony - m�wi� doktor - �e twoja matka
rzeczywi�cie uwa�a�a, �e wyrz�dza ci krzywd� nie rezygnuj�c z ciebie na rzecz
tych pa�stwa?
Ostatecznie mia�a ci�kie �ycie. By�a m�odziutk� dziewczyn�, prawda? I w obcym
kraju
wlok�a ci� ze sob�, nie mia�a czym ci� nakarmi� czasami. Wi�c kiedy ta kobieta
wyrazi�a
ch�� adoptowania ciebie, musia�o twojej matce przemkn�� przez g�ow�, �e a nu� to
mog�oby
by� najlepsze wyj�cie. Teraz, w retrospekcji, czy nie mo�esz zrozumie� jej
punktu widzenia?
Ten cz�owiek �widrowa� tam, gdzie bola�o.
- Cze��, S�oniu - us�ysza�em czyj� gruby g�os.
Mieszka�em z matk� w�wczas nad smrodliwym kana�em, w sza�asie skleconym z
wyrzuconych skrzynek i kawa�k�w blachy.
Deszcz pada� przez ca�� t� noc, dach przecieka�, wi�c spali�my przy piecyku
otuleni
kocem tak, �eby nie zmokn��.
Teraz by� poranek i s�o�ce wreszcie za�wieci�o zza chmur. Matka powiedzia�a, �e
mog�
wyj�� i pobawi� si� na dworze, je�eli chc�.
- Vayase a jugar- powiedzia�a.
Zawsze zwraca�a si� do mnie w tej grzecznej formie, jak gdyby m�wi�a do
prze�o�onego.
Dopiero po latach, kiedy ju� by�em doros�ym m�czyzn�, zacz�a m�wi� mi tu.
Wzi��em moj� jedyn� zabawk� - czerwony �eliwny tramwaj - i wyszed�em.
W ka�u�ach w�r�d rudej gliny odbija�y si� sun�ce chmury. Z lewej strony
widzia�em
ogromne zbiorniki gazu, kt�re l�ni�y w s�o�cu.
Kiedy ci�gn��em sw�j tramwaj w zgubny dla takich tramwaj�w kurs po ka�u�y, nagle
zobaczy�em du�y cie�. Odwr�ci�em si� i zobaczy�em par� but�w. Wydawa�o mi si�,
�e
podnosz� oczy, podnosz� i podnosz� wiecznie, zanim si�gn��em wzrokiem do
kontur�w
ramion na tle nieba i rozszala�ych chmur i do tej twarzy, o kt�rej wiedzia�em,
�e to jest twarz
mojego ojca.
- Nigdy przedtem ojca nie widzia�e�? - zapyta� doktor.
- Nie tak, �ebym go pami�ta�. Matka m�wi, �e poprzednio widzia�em go, kiedy
mia�em
osiem miesi�cy. Szuka�a go wtedy i przesz�a ze mn� na r�ku przez ca�� p�nocn�
pustyni�
Chihuahua. W ko�cu ich spotka�a: ojca i jego matk� w restauracji na jakim�
dworcu, gdzie
jedli �niadanie. Ale pami�tam dopiero to spotkanie w dwa lata p�niej.
- Cze��, S�oniu.. - .
- Cze��, tata - odpowiedzia�em.
- Gdzie matka?
Wzi�� mnie za r�k� i zaprowadzi�em go do tego sza�asu po drugiej stronie ulicy.
- Czy wiesz, gdzie my�my ciebie znale�li, S�oniu? � m�wi� ojciec. - W chlewie.
Prawda,
Nellie? Znale�li�my go mi�dzy �winiami i zlitowali�my si� nad tob� i zabrali�my
ci� do
domu, prawda, Nellie?
Chyba w jego przekonaniu trzyletni ch�opiec nie m�g�by powa�nie my�le�, �e jest
dzieckiem niczyim, obcym znajd�, i �e ta jasnow�osa dziewczyna, kt�r� uwa�a� za
matk�, to
wcale nie jest jego matka, a ten wielki olbrzym to wcale nie jest jego ojciec.
Tamtej nocy, kiedy owini�ty kocem le�a�em na pod�odze przy piecyku, s�ysza�em
ich.
Zastanawia�em si�, czy tak chichocz� dlatego, �e wy�miewaj� si� ze mnie.
Zastanawia�em si�,
czy to rzeczywi�cie moi rodzice. Szlocha�em w ciemno�ciach.
Nazajutrz rano obudzi�em si� z gor�czk�. �Ojciec� poszed� z jednym z s�siad�w
szuka�
pracy. �Matka� gotowa�a dla mnie kaszk�. Nie chcia�em je��. Odpycha�em �y�k�. A�
t�
kaszk� zachlapa�em jej sukienk�..
- Co ci jest, synku? Co ci jest?
Nagle to buchn�o ze mnie.
- Ty nie jeste� moj� matk�, a on nie jest moim ojcem. On powiedzia�, �e
znale�li�cie
mnie w chlewie.
Obj�a mnie i przytuli�a mocno.
- To ci� tak strapi�o, synku? Dlatego jeste� chory? To by� g�upi �art
twojego ojca. G�upi
�art, synku.
Zacz�a ca�owa� mnie jak zawsze. Ca�owa�a, dop�ki nie usn��em znowu.
Na p� we �nie s�ysza�em, jak ojciec wchodzi do sza�asu i jak matka szepcze:
- Wiesz, dlaczego dzieciak jest chory? To przez ten tw�j g�upi �art, �e
znale�li�my go w
chlewie. On wszystko sobie bierze do serca. Nie mo�na m�wi� takich rzeczy przy
nim.
Olbrzym podszed� i stan�� nade mn�, le��cym na kocu. U�miechn��em si� s�abo w
nadziei, �e mnie uspokoi. Parskn�� �miechem.
- Czy dlatego chorujesz? Dlatego, �e ja tak m�wi�em?
Czeka�em, �eby wzi�� mnie na r�ce, ale �mia� si� coraz g�o�niej i w ko�cu rzek�:
- Ja nie �artowa�em: naprawd� znale�li�my ci� w chlewie.
Matka rozgniewana rzuci�a si� na niego z pi�ciami.
- Nie m�w takich rzeczy. Daj mu spok�j. Nie wierz tacie, synku. To tylko
niedobry �art
Wtedy zakipia� w�ciek�o�ci�.
- Ty go nie trzymaj pod kloszem - powiedzia�. - Chc� �artowa� z moim synem.
On nie
mo�e bra� sobie wszystkiego do serca tak, �ebym ja nie m�g� z nim po�artowa�.
Do�� dziwne, ale te s�owa - chocia� wypowiedziane w gniewie - zupe�nie mi
wystarczy�y. Nazwa� mnie swoim synem. Ja jestem synem mojego ojca. Tamto by�o
rzeczywi�cie �artem.
Pi�tno i blizny znikn�y, kiedy podrasta�em. Wiedzia�em patrz�c w lustro, �e
zosta�em
stworzony na podobie�stwo ojca. Tamto by�o �artem.
Doktor bazgra� co� na kartce.
- Ciekawe, dlaczego on tak powiedzia�?
Zacz��em ojca broni�.
- Biedaczysko, mia� swoje w�asne problemy. Pracowa� przedtem w Pensylwanii w
jakiej�
hucie. Kawa�ek stali wpad� mu do lewego oka. �renica szarza�a. Wiedzia� od
lekarza, �e
przestanie widzie� na to oko. Tyle jeszcze mia� do zobaczenia. B�g �wiadkiem,
dwoje oczu
mu by�o za ma�o, a tu czeka�a utrata jednego.
- W gruncie rzeczy kocha�e� go, prawda?
- Tak. My�l�, �e uczucie do niego i do moich dzieci jest najbli�sze tego, co ja
nazywam
mi�o�ci�.
Zobaczy�em, jak doktor spogl�da na zegar stoj�cy na biurku. Godzina przeznaczona
dla
mnie si� sko�czy�a. To spojrzenie mia�o p�niej doprowadza� mnie do sza�u.
Po pewnym czasie nauczy�em si� na tych posiedzeniach nie porusza� wa�nych
temat�w
zbyt p�no. Nawet w po�owie jakiego� emocjonalnego odkrycia doktor odk�ada� sw�
brunatn�
teczk� i wiedzia�em, �e ju� przesta� s�ucha�.
Id�c do windy tamtego pierwszego dnia, min��em si� z m�od� przystojn�
dziewczyn�.
Przed drzwiami gabinetu doktora zacz�a grzeba� w torebce.
Czego ona, do diab�a, szuka�a? Na co odpowied� spodziewa�a si� znale��?
Nie my�la�em, �e jednak przyjd� do tego doktora znowu nast�pnego dnia.
2
Wysiad�em z samochodu i rozejrza�em si�. Poni�ej jezioro migota�o w s�o�cu
raczej
takie samo jak w�wczas, kiedy by�em dzieckiem w��cz�cym si� po okolicy. Prawie
jedynym
dowodem zmian w �yciu by� m�j �Lincoln Continental� ze sk�rzan� tapicerk�
wykonan� na
zam�wienie i ze specjalnym urz�dzeniem stereofonicznym.
Po�rodku alejki przed domem matki odwr�ci�em si� i zobaczy�em �ch�opca�. Sta�,
zagapiony w samoch�d. Pomy�la�em: Teraz widzisz, ty skurwysynu, �e mi si�
powiod�o!
Obszed� naoko�o ten po�yskliwy czarny samoch�d, ale bez wra�enia.
Kicha� na ciebie, pomy�la�em. Nigdy ci si� nic nie podoba, draniu.
Sta� tam i patrzy�, jak id� do frontowych drzwi domu. Kiedy matka mi otworzy�a,
obejrza�em si� znowu. Jeszcze sta� z tym ur�gliwym u�miechem, kt�rego ju�
zacz��em
strasznie si� ba�.
Pochyli�em si� i poca�owa�em matk�.
- Hijito! - U�y�a zdrobnienia. Dla niej zawsze b�d� ma�ym ch�opcem.
Wszed�em do saloniku. Obraz przedstawiaj�cy Indianina na bia�ym koniu nadal
wisia�
na �cianie. Indianin nie zmieni� wyrazu twarzy od lat trzydziestu. Rzeczywi�cie
dojecha� do
ko�ca szlaku. Jedn� z niewielu nowych rzeczy w tym pokoju by� m�j portret p�dzla
mojego
przyjaciela, Johna Deckera. Da�em ten portret matce w kt�rym� roku na Gwiazdk�.
Innym
dodatkiem by� telewizor. Poza tym raczej wszystko wygl�da�o tak jak dawniej.
Czas tutaj
pomimo lat, kt�re min�y, pozostawa� w miejscu, nie inaczej ni� to jezioro u
st�p wzg�rza.
Matka poda�a kaw�. W domu panowa�a cisza. Byli�my sami, tylko my dwoje, opr�cz
tych wszystkich duch�w.
- Dlaczego chodzisz do doktora, synu? Co mog� ci przynie��... te jego pytania?
- Prawd�, mamo. Co� mnie dr�czy i musz� to zbada�. � Ju� �ywi�em pewne
podejrzenie.
- Co takiego chcesz wywlec z przesz�o�ci? - zapyta�a. � Czy cierpienie i g��d
maj� ci
ukaza� t� prawd�? Twoje pierwsze s�owa by�y: �Jestem g�odny�. Matka pragnie da�
swojemu
pierworodnemu gwiazdy z nieba i ksi�yc. Ja nie mog�am da� ci nic, tylko suszone
placki
kukurydziane. �ycie karmi nas rzeczywisto�ci�. Ja karmi�am ci� marzeniami. Czy
to by�o �le?
W�a�nie to, synu?
- Nie, mamo. Mama tu nic nie winna. Po prostu �ycie mi si� nie uk�ada tak, jak
bym
chcia�. Wi�c usi�uj� si� dowiedzie�; dlaczego.
- Co� ci dolega, synu?
- Tylko to, �e nie jestem szcz�liwy, mamo.
- Ale ty tak� ju� masz natur�. Tw�j ojciec nie by� szcz�liwy. Jego krewniacy
nie byli
szcz�liwi. Oczywi�cie oni od czasu do czasu upijali si� i chodzili do
nierz�dnych kobiet i
wtedy wydawa�o im si�, �e s� szcz�liwi. Zreszt� kto powiedzia�, �e dostajemy
si� na ten
�wiat po to, �eby zaznawa� szcz�cia?
Odpowiedzia�em �artem.
- Telewizja.
Nie roze�mia�a si�.
- Powa�nie, synu, jeste� bogaty, masz cudowne dzieci. Powodzi ci si�... pewnie,
�e
powiniene� by� szcz�liwy.
- Ale nie jestem! - wrzasn��em nieomal.
Wsta�em i wyjrza�em przez okno.
- Synu, co ten doktor robi z tob�? Hipnotyzuje ci�, czy co?
By�o mi przykro, �e tak wybuchn��em. Obj��em matk� ramieniem.
- Nie. Nie hipnotyzuje.
- Daje ci jakie� lekarstwo?
- Nie.
- Wi�c co tam si� dzieje w tym jego gabinecie?
- Po prostu rozmawiamy.
- I za to p�acisz mu tyle pieni�dzy?
- Tak.
- Nie mo�esz porozmawia� z jakim� ksi�dzem, z kim�, kto jest bli�ej Boga? I to
kosztuje o wiele mniej.
Wr�ci�em do swojej fili�anki z kaw�. Ba�em si� zrani� t� dobroduszn�, urocz�
kobiet�. Ale ona musia�a poprowadzi� mnie w przesz�o��. Musieli�my cofn�� si� w
przesz�o�� razem.
Zacz�a opowiada�:
- Twoi pradziadkowie z mojej strony byli Indianami. Juan Pallares i Pilar
Cano.
Ci Pallaresowie mieli siedmioro dzieci: synowie to byli Pedro, Hipolito, Paulino
i Braulio.
C�rki: Guadelupa, Petra i Maria.
Nie zdo�a�em powstrzyma� u�miechu.
- Mamo, prosz�, darujmy sobie tych antenat�w.
- Tych co?
- Ja chc� wiedzie� o mamie i o mnie, o facie, o babci i o Stelli.
- Nie chcesz wiedzie� o moich wujach i ciotkach?
- Chc�, mamo, ale to innym razem.
- Dobrze. Moi dziadkowie mieli trzy c�rki: Guadelup�, Petr� i Mari�. W�a�nie
Maria
to by�a moja matka, twoja babcia. Kiedy uko�czy�a siedem lat, dali j� do s�u�by
u pewnej
pani, z rodziny Oaxaca, kt�ra posiada�a kopalnie i du�o ziemi w okolicach
Chihuahua. Ta
pani mia�a bratanka i ten bratanek naturalnie przyje�d�a� w odwiedziny bardzo
cz�sto. I, z
woli Boga, moja matka w wieku czternastu lat zasz�a z tym ch�opcem w ci���.
- Zrzucamy win� za nasz� niedol� na s�o�ce, ksi�yc, wszystkie gwiazdy
niebios...
podziwu godny to wybieg, gdy wol� cz�owiek ma woln�...
- Co?
- Ja cytuj�, mamo.
- Nie s�uchasz tego, co opowiadam?
- Przepraszam. Ju� s�ucham pilnie.
- Pierwsze b�le porodowe zacz�y si� za kamieniem m�y�skim, kiedy me��a
kukurydz�. Ta pani Oaxaca, ledwie si� dowiedzia�a, �e ona rodzi, okaza�a wiele
dobroci i
pomog�a dziecku przyj�� na �wiat. Tym dzieckiem by�am ja.
Matka wsta�a i dola�a sobie kawy.
- Och, Tony, dlaczego ja musz� m�wi� ci to wszystko? Co ci z tego przyjdzie?
- Nic z�ego przecie� w mamy opowiadaniu nie ma. Chc� tylko zrozumie�,, jak by�o.
- Nie brzydzi ciebie to, �e urodzi�am si� przy piecu kuchennym?
- Nie, mamo.
- Wola�abym ci powiedzie�, jak rodzi�am si� na wielkim �o�u z baldachimem,
otoczona przez �liczne piel�gniarki, ca�e w bieli. I �e m�j ojciec od razu tam
wzi�� mnie na
r�ce i u�miecha� si� do mnie.
- Lepsza jest ta prawdziwa historia, mamo. W�a�nie takie bujanie w r�owych
ob�okach wpakowa�o mnie w zaburzenia psychiczne. Chc� zobaczy� przesz�o��,
dotyka� jej,
poczu� jej
zapach.
- Wydaje ci si�, �e ten smr�d by� pi�kny?
- To przecie� nale�y do �ycia. Kwiat nie mo�e istnie� bez nawozu.
- Ale przyrzeknij mi, �e mnie nie znienawidzisz, kiedy ju� wszystko ci opowiem.
- Przyrzekam.
- Ta pani Oaxaca, oczywi�cie, zapyta�a Mari�, kto jest ojcem, i moja matka
musia�a
wyzna�, �e to Jose, bratanek tej pani.
Rodzice Josego, kiedy dowiedzieli si� o tym, wys�ali go do Stan�w Zjednoczonych,
�eby kszta�ci� si� na mechanika.
Parskn��em �miechem, tak ubawi�a mnie ta niedorzeczno��. Chcia�em zapyta�,
dlaczego nie na ogrodnika albo na rolnika, ale uzna�em, �e lepiej matce nie
przeszkadza�,
niech opowiada dalej po swojemu.
- Z drugiej strony Pallaresowie przyjechali, zabrali Mari� od tych Oaxaca i dali
j� do
s�u�by u innych pa�stwa.
- Gdzie nie by�o �adnych bratank�w, mam nadziej�.
- Nie b�d� taki k��liwy, synu. Moja biedna matka dosy� si� nacierpia�a wstydu,
kiedy
w�asna rodzina si� jej wypar�a. Ulitowa� si� nad ni� tylko jeden m�j wuj,
ksi�dz, i zawi�z� nas
w Sierras, aby�my zamieszka�y u Indian Taraumares. Czasami my�l�, �e tamte
siedem lat to
by�y najszcz�liwsze lata w moim �yciu. Przez ca�y dzie� ludzie tam polowali i
�owili ryby.
Rozmawiali tylko wtedy, kiedy musieli. I nikt si� nie uwa�a� za lepszego od
innych,
je�eli zabrak�o mi�sa, jedli�my wszyscy fasol� ze wsp�lnego garnka.
Mnie, poniewa� by�am blondynk� i mia�am zielone oczy, ca�a ta wioska traktowa�a
jako co� specjalnego. Rzeczywi�cie czu�am si� kochana przez wszystkich.
Gdyby nie to, �e zarazi�am si� osp�, mo�e by�my mieszkali tam do ko�ca �ycia.
Potem nigdy nie widzia�am mojej matki szcz�liwej, odk�d wuj przyjecha� i zabra�
nas z
powrotem do Chihuahua. Ju� zadomowi�a si� w�r�d Indian, wi�c by�o jej trudno �y�
w
du�ym mie�cie. Poza tym wuj wkr�tce potem umar� i zosta�y�my bez �adnej opieki.
Zawsze mieszka�y�my na przedmie�ciu, bo matka czu�a si� tam bardziej swojsko. To
jej przypomina�o �ycie w g�rach. Czasami m�wi�a o powrocie do Indian, ale nigdy
do nich
nie wr�ci�y�my. Wszystko wydawa�o nam si� zupe�nie inne ni� w Sierras. M�wi�y�my
india�skim narzeczem i ludzi miejskich to �mieszy�o. W tamtych czasach na Indian
patrzyli z
g�ry. Meksykanie przewa�nie m�wili z dum� o swojej krwi india�skiej, ale w g��bi
ducha
chcieli ty� Hiszpanami. Dopiero zmieni�a to rewolucja.
- Czy w�a�nie wtedy rewolucja wybuch�a?
- Nie, p�niej. Och, ludzie narzekali, ale obalenie Diaza by�o nie do
pomy�lenia. On
rz�dzi� krajem tak d�ugo, �e wszyscy zacz�li zgadza� si� na niego, jak gdyby
nale�a� do
rodziny. By� jak bogaty wuj. Ale je�eli si� my�la�o o ojcu dla kraju, to tylko o
Benicie
Juarezie. Bo Benito Juarez by� jak jeden z nas.
- Jakim cudem uda�o si� mamie i babci utrzyma� si� przy �yciu?
- Jedyne, co matka umia�a robi�, to pra� i prasowa�. Ja chodzi�am od drzwi do
drzwi i
pyta�am, czy jest co� do prania. Najbardziej lubi�am pomaga� matce w pracy u
ludzi. Lubi�am
by� mi�dzy lud�mi.
Kiedy mia�am czterna�cie czy pi�tna�cie lat, pracowa�y�my u pewnej pani, kt�ra
mia�a
na imi� Conchita. Ona nauczy�a mnie czyta� w ten spos�b, �e kaza�a mi haftowa�
litery na
pow�oczce poduszki. Z pocz�tku matka bardzo si� niepokoi�a t� nauk� Wpaja�a mi,
�e ksi��ki
to jest z�o. Ale po jakim� czasie, kiedy mog�am jej g�o�no czyta� �Kopciuszka�,
przebaczy�a
mi. Kopciuszek by� jej ulubion� ba�ni�.
Nie potrafi� ci powiedzie�, ile szcz�cia mi dawa�o po latach to �e nauczy�am
si�
czyta�. Ksi��ki sta�y si� moimi najbli�szyn przyjaci�mi i dzi�ki nim nie
wpada�am w zupe�n�
rozpacz. Tylk pod tym wzgl�dem mia�am z waszym ojcem co� wsp�lnego - oboje
kochali�my
ksi��ki. Ty� odziedziczy� mi�o�� do ksi��ek po nas: M�j Bo�e! Nazbiera�e� ich
tak du�o.
Wszystkie je przeczyta�e�!
- Wi�kszo��, mamo.
- Tak, ja kocham ksi��ki, ale najbardziej kocham ludzi. Z ksi��ek czerpie si�
wiedz�,
ale od ludzi nabywa si� m�dro��. Zawsze przyjemnie mi s�ucha�, jak ludzie si�
�miej�.
Gdybym by�a m�czyzn�, postara�abym si� dosta� do jakiego� cyrku i zosta�abym
klownem.
Lubisz klown�w, synu?
- �al mi ich, bo wiem, jak wiele musz� cierpie�, �eby roz�miesza� innych.
- Dlaczego ty zawsze we wszystkim widzisz z�� stron�? Dlaczgo nie my�lisz tylko
o
�miechu, kt�ry oni wywo�uj�?
- Dlatego, �e nie mo�e by� dobrej strony, je�eli nie ma z�ej.
- To za g��bokie dla mnie. Ja po prostu lubi� radosn� stron� wszystkiego. Matka
zwykle m�wi�a, �e je�eli kiedy� jej zgin�, b�dzie wiedzia�a, gdzie mnie znale��.
Rozejrzy si�
za pierwsz� lepsz� gromad� �miej�cych si� ludzi i na pewno to ja b�d� sta�a tam
po�rodku i
robi�a z siebie wariatk�.
No, ale tak czy inaczej ta pani, ta Conchita, mia�a kuzyna imieniem Victorio i
on
zakocha� si� we mnie...
Mimo woli okaza�em zaniepokojenie.
- Nie chcesz s�ucha� o tym, �e podoba�am si� innym ch�opcom, nie tylko waszemu
ojcu?
- Nie chc�. To mnie irytuje.
- Ale, kochanie, to przecie� normalne.
- Mamo, gdybym ja by� normalny, przecie� bym mamy nie zmusza� teraz, �eby mi
mama opowiedzia�a wszystko, i nie musia�bym chodzi� do lekarza. Jestem
zwolennikiem
zasady: jeden m�czyzna dla jednej kobiety i na odwr�t. Ale poniewa� tej zasady
nikt na
�wiecie nie stosuje, a ju� najmniej ja sam, nie znam uczucia mi�o�ci... a chc�
je zna�.
- Ale mi�o�� istnieje naprawd�, nie jest ba�ni�, synu.
- Mamo niech mi mama tylko opowie t� histori� i pozwoli, �e wyci�gn� z niej
swoje
w�asne wnioski.
- Na czym to ja stan�am?
- Na tym ch�opcu imieniem Victorio, ale to mo�e mama opu�ci�. Interesuje mnie
rewolucja.
- Jeste� taki jak wasz ojciec. Dla niego rewolucja by�a romantyczna. My�la�, �e
rewolucja stworzy raj na ziemi. Dla mnie to by� tylko zapach prochu i j�ki
rannych. Nic
romantycznego. Byli�my biedni i walczyli�my tylko o swoje brzuchy. Prawili o
braterstwie i
powiewali flagami dopiero p�niej ci, kt�rzy mieli korzy�ci z naszego
cierpienia.
Ko�o roku tysi�c dziewi��set dziesi�tego ludzie zacz�li m�wi� o obaleniu Diaza.
Wyskoczy�y nagle takie nazwiska jak Orozco, Pancho Villa i Francisco Madero.
Nikt nie
wiedzia�, kto to w�a�ciwie jest Madero, ale uwa�ali�my, �e je�eli on nie ba� si�
sprzeciwi�
Diazowi, to musi by� bardzo macho.
M�wi�o si�, �e Madero jest na p�nocy w Juarez i �e nie zgadza si� na wyniki
jakich�
wybor�w. Nie wiem, czy mia� racj�, czy nie mia�, bo nikt z nas nigdy nie
g�osowa�. G�osowali
tylko wielcy ziemianie albo ludzie na wa�nych stanowiskach. Takie by�o �ycie i
my�my si�
na to zgadzali.
Wiem, �e mniej wi�cej w tym czasie mn�stwo �o�nierzy federalnych przyje�d�a�o do
Chihuahua. W mie�cie hucza�o od plotek i zamieszania.
S�yszeli�my, �e Pancho Villa z jak�� ma�� band� zaatakowa� poci�g pe�ny
�o�nierzy
Federales, kt�rych wys�ano na p�noc, �eby aresztowali Madera. Pancho Villa
pokona� ich i
od razu zosta� bohaterem. Widzieli�my, jak wszystko w mie�cie si� zmienia Nagle
ka�dy czu�
si� odwa�ny. Wszystkie urazy, t�umione prze d�ugie lata, teraz znalaz�y uj�cie.
Zbudzi�a si�
nadzieja, �e b�dzji lepiej. Mo�e to nie B�g zrz�dzi�, �e niekt�rzy maj� umiera�
z g�odu, kiedy
inni �yj� w dostatku. Mo�e ten, kto sadzi sa�at� powinien tak�e j� je��.
Wielu m�czyzn wyjecha�o i przy��czy�o si� do Pancha Villi. ju� by�a sprawa
macho
zrobi� tak.
Moja matka, zawsze ze swoich osobistych powod�w bardzo zawzi�ta na bogatych,
powiedzia�a: �Teraz on im poka�e. On ich usadzi tam, gdzie ich miejsce�.
Czekali�my, �eby zmieni�o si� na lepsze. Chyba ka�dy wierzy� w to, �e bogactwa
b�d�
rozdzielone pomi�dzy wszystkich. Ale nic si� nie dzia�o, tyle �e panowa�o coraz
wi�ksze
podniecenie.
M�wi�o si�, �e Orozco i Villa nie s� ze sob� w dobrych stosunkach. To ludzi
zbija�o z
tropu, bo dla nich rewolucja by�a jedna. Ale najwidoczniej wewn�trz tej jednej
rewolucji
zacz�a, wybucha� druga. Ja mog� tylko powiedzie�, �e muzyka sta�a si� bardziej
skoczna.
By�o jako� wi�cej �piewu. Ka�da strona mia�a swoje piosenki; i trzeba przyzna�,
�e �adniejsze
mieli ci po stronie Pancha Villi. :
Potem zacz�li�my s�ysze� nowe nazwisko - Zapata. On pochodzi� ze stanu Morelos.
Ludzie m�wili o nim dobrze i przez jaki� czas my�leli, �e mo�e zostanie
przyw�dc�. Tylko co
b�dzie, kiedy on i Pancho Villa si� spotkaj�? Mo�e si� znienawidz� i wtedy
b�dziemy musieli
walczy� z Emilianem Zapata? W roku tysi�c dziewi��set trzynastym, kiedy ju� ten
nieborak
Madero zosta� skrytob�jczo zamordowany, Villa i Zapata ostatecznie spotkali si�
w Mexico
City. Ku zdumieniu wszystkich polubili si�. �aden z nich nie umia� czyta�, wi�c
te� �aden nie
czu� si� m�drzejszy czy g�upszy od drugiego.
Ale wszystko znowu si� zmieni�o. Teraz s�yszeli�my, �e jest jaki� nowy wr�g,
Victoriano Huerta. Zrobi� si� jeszcze gorszy zam�t. Tym w�a�nie by�a ta
rewolucja -
zam�tem.
Jeden z braci mojego ojca, David, pok�ada� w rewolucji du�� wiar�. Chocia�
rodzina
Oaxaca utraci�a wi�kszo�� kopal� i ziemi, by� sprawiedliwy i kocha� nar�d.
Przyst�pi� do
Pancha Villi.
W obozie Villi pewnego dnia kto� przedstawi� go Pancho i powiedzia�:
- Wodzu, on jest z tych bogatych zwolennik�w rewolucji. To m�ody Oaxaca. -
My�la�,
�e oddaje Davidowi przys�ug�.
Pancho splun�� na ziemi� i powiedzia�:
- Ja nie ufam tym skurwysynom. Zastrzelcie go.
Zastrzelili Davida od razu.
Moja matka mn�stwo wycierpia�a przez Oaxac�w, ale ja nie mog�am napawa� si� ich
niedol�. W oczach Boga tamten cz�owiek by� moim ojcem. Ubolewa�am, �e
przeznaczenie
zgotowa�o mu tak� zmian�. Wtedy ju� uciek� do Stan�w i w ich domu by�o pe�no ,
�rewolucjonist�w�'.
Mia�am nieca�e pi�tna�cie lat, kiedy dowiedzia�am si�, �e jacy� przyjezdni
wprowadzili si� do jednego z lepszych barrios niedaleko katedry. Posz�am tam
zapyta�, czy
nie maj� czego� do prania. Bo s�ysza�am, �e s� zamo�ni. Oni nazywali si� Quinn.
Kiedy zastuka�am do drzwi, otworzy�a mi bardzo przystojna kobieta. Zaraz
pozna�am,
�e to jest wielka dama, tak by�a �adnie ubrana i tak si� nosi�a. Za ni� sta�
wysoki przystojny
ch�opiec. Mia� chyba siedemna�cie lat. By� du�o wy�szy od swojej matki.
- Tak? - zapyta�a ta kobieta.
- Nie potrzebuje pani odda� rzeczy do prania? - zapyta�am.
- Nie, s�u��ca pierze nam wszystko - odpowiedzia�a i chcia�a zamkn�� drzwi.
- Ja prasuj� koszule jak �adna. Prosz�, mo�e da�aby mi pani par� na pr�b�?
- Nie, dzi�kuj�. Nasza s�u��ca prasuje zupe�nie dobrze jak na nasze wymagania.
Ten m�ody ch�opiec zapyta�:
- A mo�e mama da jej do uprania par� moich koszul?
Ale ona wyra�nie nie chcia�a, �eby ch�opiec si� wtr�ca�, i zamkn�a drzwi.
S�ysza�am
ich sprzeczk�, kiedy odchodzi�am.
W par� dni p�niej przesz�am ko�o ich domu i ten m�ody wyszed� stamt�d i ruszy�
za
mn�. Udawa�am, �e w og�le go nie widz�. W ko�cu dogoni� mnie przed piekarni�.
- S�uchaj. Przykro mi, �e matka tak ci� odprawi�a.
- W porz�dku - powiedzia�am.
- Czy naprawd� dobrze prasujesz koszule?
- Tak m�wi�.
- Spr�buj� jeszcze j� przekona�, �eby tobie dawa�a nasze pranie.
- Nie, dzi�kuj�. Mog� pyta� o prac�, ale b�aga� o prac� nie b�d�. -I odesz�am.
Potem widywa�am go, jak sta� to tu, to tam, na rogu ulicy. Rzuca� si� w oczy,
by� taki
wysoki. Ale jako� wcale nie mia� towarzystwa. Zawsze sta� sam.
Dowiedzia�am si� od s�siadek, �e oni s� z Parral. I �e dona Sabina, matka tego
ch�opca, jest wdow� po maszyni�cie kolejowym, kt�ry si� nazywa� Frank Quinn i
poni�s�
�mier� w katastrofie poci�g�w trzy czy cztery lata temu. B�g tylko raczy
wiedzie�, sk�d
s�siadki bior� tyle tych informacji, ale tak to ju� bywa z s�siadkami. One nawet
wiedzia�y, �e
dona Sabina ma po m�u sporo pieni�dzy i w dodatku ta sp�ka kolejowa wyp�aca
jej co
miesi�c rent�. M�wi�y, �e pan Quinn by� bardzo urodziwym blondynem i �e
pochodzi� z
Irlandii. Syn wda� si� wida� w ojca, bo wygl�da� zupe�nie inaczej ni� my
wszyscy. Nie mia� w
sobie nic india�skiego.
Pewnego dnia ten ch�opiec, Francisco, podszed� do mnie. To by�a sobota po
po�udniu.
Powiedzia�:
- Id� do wojska i chc�, �eby� ty by�a moj� soldadera.
Oczywi�cie ogarn�o mnie zdumienie. No, bo taka bezczelno��...
- Dlaczego? - zapyta�am.
- Dlatego, �e jestem za rewolucj� i za Panchem Vill�.
- Nie - powiedzia�am. - Dlaczego chcesz, �ebym w�a�nie ja by�a twoj� soldadera?
Prawie mnie nie znasz.
- Widuj� ci� tutaj i podobasz mi si� i hmm... - Patrzy� gdzie� w dal, jak gdybym
sprawi�a mu przykro�� tym, �e ��dam wyja�nie�. - W ka�dym razie ju� si�
zdecydowa�em i
skoro id� walczy�, chcia�bym, �eby� by�a przy mnie. I koniec.
Dziwna rzecz, ale tak to powiedzia�, jakby m�wi� o wiele wi�cej... i by� bardzo
urodziwy.
- Zastanowi� si� - powiedzia�am.
I odesz�am.
Tamtej nocy wci�� i wci�� my�la�am tylko o nim. �e jest jaki� samotny, dziki i
dziwny. W par� dni p�niej, kiedy wychodzi�am z piekarni, patrz�, a on stoi, jak
gdyby ci�gle
jeszcze czeka� na moj� odpowied�.
- No? - zapyta�.
- Po prostu nie mog� si� tak zdecydowa�: musimy porozmawia� - powiedzia�am.
Chcia�am, �eby mi wyja�ni�, dlaczego wybra� mnie. Chcia�am us�ysze� co� o
mi�o�ci.
- S�uchaj - powiedzia�, jak gdyby odgad� moje my�li. � Nie spodziewaj si�
pi�knych
przem�wie� ode mnie. Nie cierpi� wyg�asza� przem�wie�.
Waha�am si� d�ugo. Chcia�am uciec przed nim, ale czu�am si� jak zwi�zana. Nie
mog�abym zrobi� ani kroku, cho�bym nawet chcia�a.
- Jutro odje�d�a poci�g do Villi na po�udnie. Ja pojad�. Podobno ma odjecha� o
�wicie.
I odszed�.
Tamtej nocy spakowa�am troch� moich rzeczy w tobo�ek.
O �wicie wysz�am z domu.
Na dworcu by�o pe�no m�odzie�y. Panowa� nastr�j prawie �wi�teczny, taki jak
by�my
wszyscy jechali na piknik, a nie na wojn�.
Rozgl�da�am si�, gdzie jest Francisco. W ko�cu zobaczy�am go w tym jego du�ym
sombrero i z bandoleros na piersi. G�rowa� wzrostem nad innymi. Podbieg�am do
niego.
Mia�am nadziej�, �e kiedy mnie zobaczy, przecie� zmi�knie i powie mi wreszcie
co� mi�ego,
co� romantycznego. Ale tylko zapyta�:
- Wi�c si� zdecydowa�a�?
C� mog�am odpowiedzie�?
- Tak - powiedzia�am. - Chc� walczy� za rewolucj�.
U�miechn�� si�, jak gdyby to by�a nie najgorsza wym�wka.
- Dobrze, chod�.
Poprowadzi� mnie do jednego z wagon�w towarowych, kt�re mia�y zawie�� nas na
po�udnie do Durango. Sz�am za nim tak, jakbym od dawna sz�a za nim wsz�dzie.
Nawet nie
trzymali�my si� za r�ce.
Kiedy poci�g sapa� i turkota� i jechali�my przez te br�zowe okolice, wszyscy w
wagonie �piewali piosenki. Ch�opcy siedzieli gromadkami przy tych, kt�rzy grali
na gitarach.
Dziewczyny siedzia�y woko�o, czy�ci�y karabiny albo szy�y. Francisco i ja
siedzieli�my pod
przedni� �cian� wagonu. Dzi�ki temu mniej na nas wia�o przez otwarte �aluzje w
oknach.
Nie rozmawiali�my du�o. On przewa�nie patrzy� na te p�dz�ce widoki.
Ko�o po�udnia poci�g zatrzyma� si� w�r�d pustkowia. Wszystkim nam kazano
wysi���. I powiedziano kobietom, �eby da�y je�� swoim m�czyznom. Wszystkie
zaraz
pobieg�y�my nazbiera� wysch�ej mesquite na rozpalenie ognisk. Matka, chwa�a
Bogu, nau-
czy�a mnie gotowa�, wi�c nie narobi�am sobie wstydu.
Francisco powiedzia�, �e moje tacos s� bardzo smaczne. Nawet zaprosi� dw�ch,
kt�rzy
nie mieli ze sob� kobiet. Winszowali mu, �e jego kobieta tak �wietnie gotuje, a
on tylko kiwa�
g�ow�.
Potem zn�w jechali�my dalej na po�udnie. S�o�ce zachodzi�o za g�ry i by�o coraz
zimniej. Wszyscy zacz�li si� otula� swoimi rebozos i serapes. Kilku zapali�o
lampy naftowe.
Kto� w wagonie �piewa� cicho, wi�kszo�� pok�ad�a si� spa�.
Przysz�o mi na my�l, �e wkr�tce te� b�d� musia�a si� po�o�y� i zasn�� przy tym
ch�opcu, kt�rego prawie nie zna�am, przy tym ch�opcu, kt�ry nie m�wi� mi nic
�adnego i
mi�ego, tylko po prostu by� ze mn�, jakby to by�o zupe�nie zrozumia�e.
Zobaczy�, �e trz�s� si� z zimna.
- No, w�a� pod ten koc.
Powiedzia�am:
- Przecie� nie mog� spa� z tob�.
- Wariatka. Nie tkn� ciebie. W�a� pod koc. Jest zimno.
Potrz�sn�am g�ow�. Roze�mia� si�.
- My�lisz, �e ludzie mog� ze sob� sypia� tylko wtedy, kiedy s� ma��e�stwem?
- Oczywi�cie - odrzek�am, chocia� wiedzia�am, �e to nieprawda.
Na drugim ko�cu wagonu by� jaki� ksi�dz. Francisco zawo�a� go:
- Prosz� ksi�dza, niech ksi�dz tu przyjdzie. Ta dziewczyna i ja chcemy si�
pobra�.
To by� ksi�dz bardzo m�ody. Chyba nigdy przedtem nikomu nie dawa� �lubu.
- No, ja nie wiem... - powiedzia�.
Francisco si� zirytowa�.
- Prosz� ksi�dza, jeste�my na wojnie i lada chwila mo�emy razem z poci�giem
wylecie� w powietrze. Ta dziewczyna i ja chcemy si� pobra�, zanim umrzemy.
Po �lubie, takim pro�ciutkim, pierwsze s�owa Francisca by�y:
- W porz�dku, w�a� pod koc.
W par� dni p�niej dojechali�my do Durango, wysiedli�my z poci�gu i rozbili�my
ob�z.
Nazajutrz przyszed� jaki� sier�ant i kaza� wszystkim m�czyznom wzi�� karabiny i
i��
za nim. Francisco te� zabra� sw�j ekwipunek i wszyscy oni odeszli na wzg�rze,
sk�d
dolatywa�a strzelanina.
My, kobiety, tylko sta�y�my tam i patrzy�y�my, jak nasi ch�opcy maszeruj� w
ogie�
pierwszej bitwy. Niejeden z nich odwraca� si� i macha� r�k� do swojej. Francisco
tego nie
zrobi�.
Dla mnie groz� tej wojny by�o czekanie. Czeka�y�my tam wtedy przez ca�� noc i
tylko
s�ucha�y�my strzelaniny. Raptem przy�apa�am si� na tym, �e kl�cz� i modl� si�:
Bo�e niech
on wr�ci ze swojej pierwszej bitwy szcz�liwie.
Nazajutrz o �wicie przyjecha� konno jaki� �o�nierz i powiedzia�, �eby�my zabra�y
koce
i posz�y ugotowa� posi�ek dla naszych m�czyzn.
Ze szczytu wzg�rza zobaczy�am, co to by�a za bitwa. Wsz�dzie na r�wninie le�a�y
zw�oki. Wielu nie �y�o, ale niekt�rzy byli tylko ranni. I wielu po prostu spa�o
ze zm�czenia.
S�ysza�am wrzaski kobiet, kt�re widzia�y, �e ich ch�opcy polegli albo s� ranni.
W ko�cu us�ysza�am jego g�os:
- Manuela!
Siedzia� tam za g�azem. Pierwszy raz wtedy zawo�a� mnie po imieniu.
Kiedy podesz�am, zobaczy�am w jego oczach jaki� nowy wyraz.
- Manuela, to by�o wspania�e. Jeszcze lepsze, ni� my�la�em. - Ba�em si�, �e b�d�
mia�
stracha, ale zacz�li�my strzela� i w og�le przesta�em si� ba�. - Nie powiedzia�,
�e cieszy si�,
�e jest zn�w ze mn�.
Ukl�k�am przy nim i ugotowa�am mu �niadanie. Prawie nie m�g� je��, taki by�
podniecony tym, co prze�ywa� w nocy.
Zrozumia�am du�o tamtego dnia. Zrozumia�am, �e on si� r�ni od wszystkich. Dla
nich on by� gringo, bo naz