539

Szczegóły
Tytuł 539
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

539 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 539 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

539 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Edward Redli�ski KONOPIELKA Obwolut�, ok�adk�, kart� tytu�ow� projektowa� Wojciech Freudenreich Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza Warszawa 1975 Co innego wstawa� latem, co innego zimo. S�onko to zawsze wstaje r�wno, zaraz po kogutach, i to zima czy lato, tyle �e latem pokazuje sie od razu, latem du�o roboty, a zimo, jesienio wyleguje sie: nie wschodzi na niebo, bo po co? Le�y sobie pod spodem, wygrzewa sie po ciemku, czochra sie, ca�kiem jak w chatach gospodarze. Jesienio gospodarze wstajo d�ugo, po trochu, posmakowa� lubio. Jakby taki by�, co by widzia� przez �ciany i przez ciemno, to on by mo�e i widzia� co gospodarze robio jak koguty w sieniach od�piewa j o im trzecie pobudk�. Przeckn�wszy sie oczow nie odmykajo, le�o, le�o sobie pod pierzynami jak bochenki w piecach, jak w gniazdach jajka pod kurami, ka�dy rozgrzany, rozpalony, baba jemu do plec�w przylip�a, dycha w szyje a� parzy, w nogach ciep�o, w �okciach ciep�o, pod pachami ciep�o, aj dobrze, �aden nie ruszy sie, nie drygnie, �eb tego swojego przytuliska, ciepli- 5 ska Bro� Bo�e nie zruszy�, le�y, pole�y, jeszcze trochu, troszku, aj nie chce sie z gniazda ciep�ego wy�azi�. Ale to �e tam dzie� s�onko sie ockn�o i czas wstawa�, �widruje to, poszturchuje. Taki, co by widzia� przez �ciany i ciemno, zobaczy�by naraz we wszystkich chatach nogi, jak raptem myk, wy�a�o spod pierzynow i bose szukajo pod�ogi, macajo. A ju� i g�owy, plecy d�wigajo sie, prostuje i niewiadome kiedy na wszystkich ��kach siedzo m�szczyzny w gaciach i koszulach, oczy dalej maj o zapluszczone. Nie odpluszczajo, bo chco sobie poziewa�: poziewa� i poprzeci�ga� sie na siedz�co, uch, co to za si�y nat�aj o tak od �rodka, �e g�owy poodrzuca�o a� na �opatki, r�ce rozkrzy�owa�o, brzuchi, plecy w dugi wygi�o! Siedzo w pomorce, wygi�te, napr�one, aj dobrze im, dobrze! Naraz spr�yny puszczajo: mi�kno ch�opy, zwijajo sie, bezw�adniejo, r�ce zsuwajo sie im. mi�dzy kolana, siedzo mi�tkie, bezw�adne, jak nie�ywe, jakby ich nie by�o, ile czasu tak siedzo? Nie wiadomo, nikt nie wie, nima komu wiedzie�. Siedzo. Siedzo Jurczaki, Bartoszki, Mazury, Kole�niki, Litwiny, Orele, Prymaki, Dunaje, Kozaki, czterdzie�cie gospodarzy na czterdzie�ci ��kach, oni w swoich chatach najwa�niejsze, wstajo piersze: siedzo sobie, s�edzo. A teraz przyda�by sie taki, coby s�ysza� przez wszystkie d�wi, �ciany: taki pos�ysza�by rap- 6 tem we wszystkich chatach uchanie, sapanie, pufanie, marmotanie: to zimno wzdrygn�o ich poruszy�o, zaczynaj o gospodarze �m� rozgania�, tuman, co g�owy mroczy, odprawiajo drapanie, postukiwanie, szorowanie paznokciami w kostk�, �ydk� o �ydk�, kolanem o kolano, czochranie sie pod pachami, po �ebrach, w pachwinach, pod kolanami. Brodo o koszule chr�szczo, jednym ku�akiem krzy�y rozciera j o drugim oczy, a wyginajo sie przy tym jak baby w po�ogu, a st�kajo, a g�by wykrzywiajo. I dobrze, ludkowie, oj jak dobrze! W uchu powierci� jeszcze, smarkno� na pod�og�, kachno� na szcz�cie i zegnawszy sie r�ko ci�ko jeszcze, zaspano, na s�owie Amen oczy odpluszczy�. Odpluszczysz i latem widzisz brzezinke za rzeko i s�onko: jak z trawy wstaje, prostuje sie na cztery �apy, przednie zadziera, wyci�ga i po brzozach w g�re, czerwone lezie. A ptastwo w krzyk, �e dzie� sie zaczo�! A c� jesienio, ech, jesienio odpluszczysz sie i ciemno, g�ucho, za oknem czarno, w chacie jeszcze czarniej. Na ��ku pierzyna ledwo bieleje, cho� w bia�ej poszwie ona, a g�ow� �onki na poduszce nie tyle wida�, co s�ycha�, dychanie s�ycha�. Przy drugim szczytku, w nogach, dychajo dzieci. Ko�yski, co wisi mi�dzy ��kiem a pieco, jakby nie by�o ani widu, ani s�ychu, trzeba a� nachyli� sie nad g��wk�, wtedy doleci po�wistywanie przez chrapki, dychanie drobne, kociacze. Dycha, �yje, nie umar- 7 �o. A na przypiecy chrr, uchch, chrr, uchch szum taki, jakby traczy belk� pi�owali, pi�a je�dzi�a to wte to wefte. Ale to nie traczy, kt� by traczowa� na piecy, tatko to, tato pod ko�uch�em dosypiajo nocy. Za �ciano s�ycha� drugie wstawanie: trzeszczenie ��ka, pokaszliwanie, marmotanie, kto� zbiera sie, szykuje tak samo jak ja: to Micha�, brat, s�ycha� bo �ciana cienka, z deskow, deskami tatowa chata mi�dzy dwoch synow na po��wki przedzielona. Ot i poma�u sie wsta�o. Oczy patrzo, niby widzo, ale �lepe, tylko na pami�� wiedzo dzie ko�yska, piec, ceberek, dzie d�wi: id� p�lepo, odmykam p�omackiem, zawias zapiszcza�, kury przestraszyli sie w sieniach, szuraj o na drabinie, grechoczo. Wychodze za pr�g, na kamie�. I teraz jakby taki by�, coby s�ysza� naraz ze wszystkich podw�rzow, to on by pos�ysza� teraz w wiosce jeden wielki szum i pomy�la�by: co to? Czy grad nadci�ga i wiater wlecia� do wioski? Czy deszcz zaszura� raptem po li�ciach? A mo�e to wr�bli wielko plago wlecieli w ogrody i szepoczo w trawie? Nie, to nie wiater, nie deszcz, nie wr�bli. Taki, co s�ysza� ten szum, jakby on, jeszcze do tego m�g widzie� przez �ciany i ciemno, taki zobaczy�by na progach i kamieniach czterdziestu gospodarzy: Jurczakow, Bartoszkow, Mazur�w, Kole�nikow, Litwin�w, Orelow, Prymakow, Dunaj�w, Kozak�w, czterdziestu ch�opa by zo 8 baczy�, jak stojo boso w gaciach i koszulach i szezo szparko, stromo w koprzywy pod p�otem: tamtego dnia, prawda, koprzywy ju� nie by�o, struchla�a, bia�y mroz le�a� na ziemi, powietrze zimne by�o, syrowe, ciemno�� bura, nawi�ni�ta, od razu wiadomo co z pogodo: bedzie pada�o, zimny deszcz a mo�e i szad�, e, my�le sobie, nie pojade dzisiaj do brzeziny, a na co mnie mokn�� na takim zi�bie, pogoda w sam raz na stodo��, do cepa. Czasu przesz�o nie wi�cej jak p�acht� wysia� i bra�! bach! paf! s�ycha� d�wi w wiosce: to m�szczyzny ko�czo szczanie, wracajo z nadwora. I ja ko�cz�, bo zimno, brr, zi�bu nasz�o pod koszule, pr�dzej do chaty! Nawet kury jeszcze nie wychodze, siedzo w sieniach, jeszcze im na dworze za ciemno, za straszno. Wci�gam nogawicy i walonki, na koszule palcik i ko�uszek, na g�ow� czapk�. I teraz zachciewa sie mnie zimnej wody. Kubek z go�dzia zdymuje, zaczerpam ze skopka, pije, ca�y du�y kubek wlewam, lubie nas�uchiwa� jak zimno rozchodzi sie po brzuchu. Rozesz�o sie i ju� ja ca�kiem przeckni�ty, mogby i�� do m�o�by. Ale jeszcze w stodole za ciemno, posiedz� p�ki nie wywidnieje. Na sto�ku przed pieco siadam, wyjmuje z kieszenia papierek z�o�ony w o�mioro, naddzieram r�bek, z drugiego kieszenia biore szczypk� machorki, skr�cam o�liniwszy brze�ek, �eb trzyma�o sie, nu i mam papierosa. Teraz szukam w popiele w�gielka. A jak�e, wi�kszy 9 mniejszy, zawsze sie jaki� �arzy od wczoraj. Przypalam, zaci�gam sie i siedze sobie po ciemku. O czym ja my�le tak przed popielnikiem? Ha, prawd� powiedziawszy to ja wtedy nie za bardzo my�le. My�le niemy�le. Ot, roi sie co� pod czapko: �e u �winiow d�wi zlatuje, trzeba b�dzie przybi� zawias. Czy Grzegorycha odda�a ju� naft�, co po�ycza�a na pogrzeb, czy nie odda�a. Ile jeszcze do ocielenia sie Raby, prawie miesi�c? Co za czerwona ptaszka �wiergota�a wczoraj na sokorze, nigdy ja takiej ptaszki nie widzia�. A sokor, jak on choroba pogrubia�, ale� wyros: jak z czubka na wiosk� patrzy�, jaka� ona male�ka! A bagno szerokie, bez ko�ca, morze. Ojezu, co zemno, lec�, zlecia� ja z sokora i lec� nad chatami jak bo�ko! Aha, to �ni sie, ni to �pi� ni nie�pie: nad wiosko lec�, ale i w chacie siedze, na sto�ku. W chacie? Prawd� powiedziawszy, wcale ja tej chaty nie widze: dycha kto� po ciemku, ale kto, co? To� nie chodzo, nie odzywajo sie. A mo�e ja w stodole? mo�e w jamie? w boru? Ciemno, czy to wiadomo co jest, czego nima? Nu a ja sam: jest ja czy nie? Chiba jest, tak, czuje �e co� jest: tam dzie g�owa jako� widniej, jakby k�dziel biela�a w ciemnie. Ale nogow, plecow, r�cow nie czuje. Nie czuje, nimam p�ki sie nie rusz�. A rusz� sie, bo w ko�cu co� wzdrygnie mno: czy to r�ka sie obsunie, czy g�owa raptem oklapnie, porusz� sie i ju� czuje: o r�ka, o nogi, o g�o- 10 wa! O, ja! I s�ysze sapanie, i wiem: te tatowe, te Handzine, te dzieciow. A papieros zgasno�, nie wiadomo dawno czy tylko co, d�ugo ja my�la� niemy�la�, �ni�o sie nie �ni�o, czy nie d�ugo. Co dalej? Znowu� rozdmuchuje popi� pod p�yto, dodmuchuje sie iskry, przypalam. Na dworze brza�nieje, trochu widniej, nu, mo�no budzi�. Szturcham �onke: wstawaj Handzia! Ona st�knie i nic, �pi jak spa�a. Jeszcze raz szturcham: Wstawaj Handzia, dnieje! Ona ziewa, r�ce przeci�ga, oczow nie odpluszcza, przeci�gn�wszy sie siada� zaczyna, pierzyn� podci�ga na cycki, zimno, za noc piecy wystygli. I siedzi tak p�spawszy. Ja ze sto�ka po chacie patrze: ju� wida� ko�ysk�, ko�uchi na murku, ��ko, Handzie na ��ku. Siedzi i siedzi niedoprzykryta pierzyno, cycki r�kami zakrywa od zimna, oczy wytrzeszczywszy nie�ywe, szklanne, niby zbudzona a wygrzeba� sie z nocy nie mo�e, jeszcze nogi, brzuch nieprzeckni�te. Marmocze co�, g�ba sie jej rusza jak krowie co przez sen traw� �uje. A� g�owo strz�cha, odmyka oczy i m�wi co jej sie �ni�o: We �nie ja dzieci bi�a, czy to go�ci bedo? Wy�a�, m�wie, nie b�dziesz go�ciowa�a pod pierzyno. Ona st�ka i r�ke po kaftany, serdaki wyci�ga. Na przypiecy zaruszali sie ko�uchi, za�wieci�o �ycho, zgas�o: tatko na�o�yli czapk� na g�ow�. 11 I oni wstaje. Pi�ty �wierzbie, co to za wr�ba, pytajo, jak r�ce �wierzbie, co� sie podw�dzi, ale co pi�ty? Bo �picie w walonkach, na to Handzia, zdymajcie na noc, nie b�dzie �wierzbia�o. A tatko badaj o �wierzbiny: �ci�gn�li walonki i rozsiadszy sie w ko�uchach, trach pazurami, trach, drapie sie po �ydkach i pi�tach. Handzia obuwszy sie, skopek bierze, zbudzona a nie-dobudzona idzie doi�, ale jak idzie? Krok, dwa i stanie: postoi, poziewa, wzdrygnie sie, znowu� idzie, po drodze sto�ki przewraca, w szmatach sie pl�cze, ma�o co widzi. Posz�a, doi�, p�ki z mlekiem nie wr�ci sie, posiedzie� mo�no, poroi� pod czapko. Siedze przed pieco, �pi� nie �pi�, my�le nie my�le, aj dobrze. Dzie� sie sam zaczyna, wszystko idzie jak trzeba, jak wczoraj, jak kiedy�, jak by�o na pocz�tku teraz i zawsze i na wieki wiek�w amen. A� tu: A� tu s�ycha� kroki i wo�anie z nadwora: Raba ocieli�a sie, chod� Kaziuk, pr�dzej! Ocieli�a sie? Jak�e ona ocieli� sie mog�a, kiedy adwent tylko co zaczo� sie, byd�owa�a przed Wojciecha, jej czas przed samymi �wi�tami. Co ty pleciesz kobieto, m�wie, Rabie brakuje prawie miesi�c! Brakuje nie brakuje, ale cielak jest, upiera sie ona. A tato po�pieszajo: le�, le� Kaziuk, musi jaki� niedonosek! A mo�e Nie Daj Bo�e zrzuci�a! 12 Lec� na gumno du�ymi krokami, zagl�dam do chlewa, prawdziwie: co� czarnego w s�omie le�y, ale pod p�otem co odgradza krow� od koby�y, jako� tak �e, widze, obydwie i krowa i koby�a jego oblizuje! A c� u czorta za dziwo? Mo�e to �rebi�, m�wie z proga. Jakie �rebi�, na. to �onka, to� koby�a nie by�a �rebna! Ale czy �ywe? pytam sie i wchodze. Biore ma�e r�kami pod brzuch, wynosze do prcga, na widniej. Chwa�a Bogu, ciele, jakie� ma�e, marne, ale �ywe, ha, ocieli�a sie Raba sama, bez niczyjej pomocy! Bywa. Trzeba nie�� do chaty, m�wi Handzia, to� ono, chudzinka, skapieje tu z g�odu, ch�odu! Trzeba, m�wie, bierz w chfartuch, nie�, powycieraj, ja do stodo�y skocz� po s�om� na po�ciel. Ale co sie nie robi! Bierze Handzia cielaka w chfartuch, od proga idzie, a tu do d�wiow napieraj o i Raba i Siwka! 2e Raba ryczy, to rozumiem, ona krowa. Ale czeg� Siwka r�y, gwa�tuje, to� ona koby�a! D�wi zamykam, s�ysze ryczenie i r�enie! C� u czorta! Przygl�dam sie kobyle: ona �bem kiwa, na mnie napiera, r�y, o choroba, a jaki ty masz w tym interes? Czemu ty cielaka oblizywa�a, s�ysza� kto, �eb �ywina cudzy p��d oblizywa�a? Zamykam d�wi, snopek biore. A tu ju� Handzia zaniosszy ciele, wr�ci�a sie doi� Me�ke. 13 Zacznij od Raby, radz�, zobaczym czy mleko do�pia�o, czy niedonoszone. Handzia przysiada, skopek kolanami �ciska, g�ow� wpiera w pachwin�, doi. Raba, cichnie, nas�uchuje ciurkania w skopku. Zaraz Handzia palcem pr�buje smaku: dobre, z siaro, jak trzeba. Nu to Chwa�a Bogu, m�wie, tylko �eb ciele wy�y�o. Szymona Ku�tyka zawo�aj, radzi ona, najlepiej na tych sprawach znaj o sie Szymon. Zanosze s�om�, ale ju� tato po�o�yli cielaczka do ��ka, pod pierzyn� mi�dzy dzieci, dzieci jak b�ki cielaka obsiedli, g�b� jemu rozdziawiajo, zagl�dajo, za ogon ci�gajo, nadaremno dziadko ich proszo, straszo. Na s�om� nie k�ad�, rad�o mnie, s�oma zmarzni�ta, zimna, na razie roz�ciel niech ona zagrzeje sie. S�om� w k�tku roz�cieliwszy do Ku�tykow lec�. Baranice Szymon na�o�yli, fajk� zgasili i za mno zaraz pod��aj o. A Ku�tykiem przezywa sie ich od zgi�tej nogi: jedne nog� majo od ma�ego, po wrzodzie, skurczone na zawsze w kolanie, przyro�ni�te pi�to do pu�d�pka, a zdrowa noga wyprostowana do przodu. I chodzo tak, d�po przy ziemi, jedne nog� wprz�d rzucawszy, jakby co krok pr�bowali wsta� z przysiadu i nie mogli. Te wygod� majo, �e r�kami podpiera� sie mogo, a na drodze, w polu gadajo ze stoj�cymi na siedz�co, siedzo sobie pu�d�pkiem na obcasie jak na pie�ku, tyle �e do rozpork�w gadajo, 14 bo g�owa nisko. Ale niechno d�wigno sie na tym zdrowym no�ysku, gruszk� urwa�, w g�b� da�, niechno stano na jednej nodze z tym ku�tykiem podkulonym jak bocianisko, o, dopiero� wida�, jaki du�y mia� by� z nich m�szczyzna. Powiedziawszy pochwalony, zagl�dajo Szymon do ��ka, pierzyn� odchyliwszy. Najpierw mordk� palcami odmykajo, w z�by patrzo, od razu og�uszajo: Bi� kto� Rab� i temu zrzuci�a. Kto bi�? Ja na to, �e nikt cielnej krowy nie bije! Ale gorsze dziwo, m�wie: Siwka przez p�ot oblizywa�a te ciele jak swoje, a jak sie zabiera�o, r�a�a za nim jak matka! O! Szymona przestraszy�o. Usiedli Szymon na progu i dumaj o: Koby�a? Hm, koby�a. Co ma koby�a do cielaka. A pami�tacie Wron�, co pod wierzbo zamarz? Ja pami�tam, co opowiadali stare: U Wrony, co pod wierzbo zamarz, k�aczka zrodzi�a kiedy� czarnego barana! E tam, mo�e zrodzi�a, mo�e nie, m�wie, ja tam tego barana nie widzia�. Tu ju� i tatko za Szymonem sie uj�li: Ale byli takie, co widzieli, ostrzegajo tatko, widzieli, bo im noco droge przyst�powa�, iskry sypa�' I dzie on teraz? A rozsypa� sie. Ale czy mog�a k�aczka barana urodzi�? Zaperzyli sie Szymon: A to ty nie wiesz, �e czort lubi noco na koniu poje�dzi�? 15 Wiem, wiem to, bo wszystkim wiadomo, �e lubi: nieraz zaszedszy rano do chlewa widzia�o sie, jaki ko� um�czony: ca�y mokry, boki bia�e, a na mordzie i mi� nogami szumowina a� syczy! Ale co z tego? A to, t��maczo Szymon, �e u Wrony czort je�dzi� w osobie czarnego barana, za barana przybrany. Je�dzi�, je�dzi�, ma�o by�o hadowi je�d�enia na klaczce, na koniec wzio� i wyrucha�. A z czerciego nasienia c� uro�nie, jak nie czerci�tko? I uros�o, w osobie czarnego baranka, i straszy�o na drogach! Ale, co wy stryku, nie straszcie, m�wie do Ku�tyka, chibo� nie wierzycie, �e i moje ciele straszy� b�dzie? Raba do byczka by�a wodzona, jak trzeba, zreszto nie s�ycha�, �eb czort za czarnego byczka sie przybiera�. Nie, nie, ja nic takiego nie m�wie, spokoje Szymon, ale radz� na taki siaki przypadek odczyni�, bo jest od czego: raz �e ono czarne, dwa �e wczesne, trzy �e koby�a liza�a! To mo�e i koby�� odczyni�? pytaj o sie tato. A Szymon g�owo kiwajo: Koby�� wyprowad�cie z chlewa, aby zadnimi nogami za pr�g i wepchnijcie nazad, chwostem do przodu. Tak samo i Rab�. A ciele ja odczynie odrazu. I Szymon drapacz sp�d piecy chlebowej bioro i nad cielem sie wyprostowawszy, prze�egnali cielaka drapaczem po sk�rze od g�owy do ogona. W tym czasie Handzia ze skopkiem wchodzi. I mleko odczy�cie, rad�o Szymon, przeced� 16 cie przez �wi�cony wianek, najlepiej z krzy�owego ziela. Handzia cedzi mleko przez wianek, jak Szymon kazali, my sie patrzym, czy jaki fokus nie wyskoczy ze skopka, ale nic, mleko leje sie jak trzeba. Ale s�ycha�, �e krowa bardzo ryczy W chlewie, a koby�a r�y! I niewiadome, z -g�odu czy za cielakiem. Idziem z Ku�tykiem i tatkiem na gumno, �ywino sie zaj��. Zawi�za� ja Rabie postronek na rogi, wywi�d� z chlewa aby za pr�g i wepchn�� ty�em, a nie�atwo by�o wepchn��: zapiera�a sie, przysiada�a, �eb wykr�ca�a. To samo z Siwko: r�a�a, post�kiwa�a, uk�si� za r�ce pr�bowa�a. Ale cho� odczynione, dalej to samo: r�o, myczo jak przedtem. A� jak ja im w ��oby da�, ucichli, siano g�by pozatyka�o. A Handzia wiadra niesie, do koryta przed chlewem ciasta nalewa i �wi�skie d�wi odmyka: wyskakuje prosiaki, dwa ma�e jak koty, trzeci p� psa, na Wielkanoc pod n� p�jdzie. Jedzo, przepychajo sie, z ryj�w im sie ciasto chlapie, kury sprytnie poddziobujo to spodspodu. I rozgl�dam sie po gumnie: wszystko jak trzeba, �wini jak trzeba, koby�a nie r�y, krowa nie ryczy, Daj Bo�e, �eb ciele wy�y�o i wyros�o mnie na �adne ja�oszke. B�g wam Zap�a�, dzi�kuje dla Szymona, bo ku�tykajo ju� do domu, a i my z tatkiem do chaty idziem, tatko bose, wysoko nogi podnosze, jak gestor na lodzie, bo bia�y mroz le�y na gumnie. 2 - Konopielka 17 A tu najmniejsze w ko�ysce rozkrzycza�o sie, tato za sznurek bioro, ko�ysze, ale nic, nie pomaga, wiszczy jak wiszcza�o. Handzia podstawia sto�ek i z policy, z najwy�szej deski, kubek z m�czko cukrowe zdymuje. Zdj�ta i zaraz na nas popatrzy�a, to na mnie patrzy, to na tatka: kt�ry jad, Jezu, nic przed wami nie uchowa�, nu, kt�ry m�czk� wyjad? A widzi �e ja pilnie s�om� w k�cie roz�cielam, ty�em sie odkr�cam do niej. Ty Kaziuk? Nie nie, m�wie, cho� prawda, wzi�� ja, wzi�o sie trochu wczoraj pod wiecz�r na pos�odzenie chleba. Ale co mam gi�� sie przed babo. A �ga� nie chce. Nu to nic nie gadam. Ona patrzy srogo na tata: Wy? Kr�co g�owo, �e nie oni, a oczami pod�og� zamiatajo, wida� te� do kubka sie dorwali. Ale kiedy ? Jak mnie Handzia do krowy wywo�a�a? Takie bystre? Rozsierdzi�a sie: Nie wy? Nie ty? To kto? Oni? Dzieci powyskakiwali z ��ka, wiedzo, �e w kubku m�czka jest, stojo pod marko bose, w koszulach, �ebki pozadzierali, zapatrzone w kubek jak psiaki w cedzi�ko. Nie gadaj tyle, ucinam ja kazanie jej na sto�ku: dzieci go�e, �niadanie nienastawione, a ona tu gorzkie �ale odprawia! Usypa�a Handzia m�czki w bia�e szmatk�, obci�gn�a, g��wk� nitko obwi�za�a, o�lini�a �eb przesi�k�o, posmokta�a dla pr�by i wtyka ma�ej do mordki. Poczu�o s�odkie, smokta zapluszczywszy oczki, cichnie. Ale na dwie trzy chwilki: Ziutek, najstarszy zaras pod ko�ysk� wlazszy ciszkiem, wyrywa ma�ej soske, chowa sie pod ��ko i sam smokcze. Oddaj, krzyczy Handzia, oddaj m�wie! Wy�a� spod ��ka, bo ci� tam Marmytka po ciemku za�achocze, wy�a�! A� polanom od matki dostawszy, wyrzuca soske: Handzia jo obciera, znowu� ma�ej wtyka, ma�a cichnie, za to Ziutek roz�alony, ryczy a� szyby dzwonio, nie wiadomo czemu przy��czajo sie m�odsze dzieci, zaraz te� przy��czajo sie dzieci Micha�owe za �ciano, do tego jeszcze ciele zaj�cza�o, huk, wisk w chacie jak na odpu�cie, od tego wizgu komin sie zatkno�, dym wraca sie nazad, ciemno, smr�d, nie do zniesienia. A daj�e im tej m�czki, mo�e �cichno, krzycz� do Handzi. I prawdziwie, tylko stan�a pod polico, po kubek r�ce wyci�gn�a, pisklaki ucichli jak nieme i gapio sie w matk�. A ona najsampierw daje im po glonie chleba, a kiedy stan�li wko�o sto�ka, sypie po�rodku kupk� bia�ego, a smurgle na wyprzedki nu� j�zykami �lini� chleb, wtyka� w m�czk� i oblizywa�, obgryza�! Tatko nie wytrzymuje tego dobrego: I mnie daj, proszo, wida� oskoma ich przemog�a, r�ke wyci�gajo. Tak? A powiecie, kto Z kubka podbiera�, naciska Handzia, nie powiecie? Ukroi�a skibk�, trzyma im pod nosem: powiecie? Tato chleb �apio, z�apa� nie mogo, ona zabiera. Ja bra�, przyznajo sie, daj! A ona: to pamietajcie, �eb wi�cej nie brali! I dopiero�, o�liniwszy skibk� z wierzchu, posypuje m�czko i daje im do r�ki. A tu ju� siara w saganku sie przygrza�a dla cielaczka. Siadam na s�omie i wzi�wszy g�odomorka za �eb pod pach�, g�b� jemu rozdziawiwszy, wlewam te mleko siar�: z pocz�tku ciele dusi sie, zatyka, wypluwa, kaszl�, g�ow� wykr�cywa, a� �apie spos�b na dychanie nosem i pije samo, oczy wywraca ze smaku. Za ten czas Handzia wrzuca do saganka kiszonej kapusty i skwarke, do dwoch wi�kszych sagan�w nasypuje kartoflow �winiom i bierze sie za ma�e. Pohu�tawszy w r�kach, siada na ��ku cycki da�. I tak sobie poimy, ja cielaka, ona dzieciaka, a rozsmakowali sie, �e obydwum w g�bach pieni sie ze szcz�cia, dzieciak nawet popurkuje. W sieniach rozkrzycza�a sie kura, Handzia nas�uchuje, zadowolona, �e jajko b�dzie, �okciem cycke przyciska, niech ma�e pr�dzej pije. Podkarmiwszy, k�adzie pisklaka do ko�yski, kaftan obci�ga i idzie do sieni, jajka wybra� z kosza. Przynosi, ale tylko jedne: dzie drugie, pyta sie, wczoraj szczupa�a ja wieczorem, dwa naszczupa�a. Co z drugim? Tchor chiba nie ukrad, m�wie, kury krzyczelib, s�ycha� by by�o. Znaczy �e ta druga kura jeszcze nie znios�a, abo znios�a dzie dziko. Mo�e w ��obie? Ko�cz� poi�, cielak prawie ca�y saganek wydundzi�, oczy zapluszczajo sie jemu z syto�ci, g�owa w s�om� leci. A niech �pi sobie, biore 20 pierzyn�, przykryje, niech rozgrzeje sie sierotka. I bydlaczka opatuliwszy id� szuka� jajka. Przeszuka� ja i ��oby i pod ��obami, chlew krowiaczy i ko�ski. W stodole k�ty sprawdzi�. Grochowiny pod oczapo obmaca�. W chlewach s�om� na resztach przeszuka�. Stodo�� obszed wko�o. Wi�ry i trocienie ko�o chrostu przetrz�sno�. Pod ga��zi zagl�dno�. W �opuch! pod gruszkami, pognite, �mieciate zajrza�, czy tam dzikiej jamki nie wysiedzia�a, jajka nie schowa�a. I nic, ni widu, ni s�ychu, nima zguby nigdzie. Ot zaraza, ale chitra, m�wie do Handzi, ale� schowa�a. I kt�rna to? S�ysze, �e nie�ne byli ta z bia�o szyja i bezogoniata, ale kt�rna znios�a, kt�rna nie znios�a, tego Handzia nie pami�ta. Zdaje sie kokudaka�a ta bez ogona, m�wi na koniec, bo by�o kot, kot, kodak! Kot, kot, kodak! A tak kokudakcze ta bez ogona. A co ty, ta bez ogona inaczej, przeciwie sie, ona kro, kro, krak! Kro, kro, krak! Znaczy, �e ta z bia�o szyjo znios�a, to ona kokudakcze kot, kot, kodak! Kot, kot, kodak! A poka�no jajko, od kt�rej ono. Patrzym: spiczaste, ma�e, takie niesie ta z bia�o szyjo. Nu to ju� pewne: zgubi�a jajko bezogoniata, �az�ga, �az�gowa� ona lubi, choroba kusa, wywlok�a dzie� jajko! Handzia: zaraz, zaraz, a mo�e jeszcze nie znios�a? Trzeba jo znale�c 21 wyszczupa�, a nu� jeszcze jajko niezgubione? Szukamy bezogoniatej. W sieniach jej nima. Po gumnie kury chodzo, si�demka, kogut �smy, ale jej, kusej, nima! Pietuch popatrzy� na mnie gniewnie, roz�oszczony, �e sie przygl�dam: zagregota�, czerwona podgarlina rozmajta�a sie jemu i raptem caps bia�e za czubek, przydusi�, wypietuszy�, zeskoczy� i popatruje sie na gospodarza okiem, to tym, to tamtym, chwata r�nie, szyje jak ko� wygina, pr�y. A na pewno had wie, dzie tamta jest, kusa, wie had, ale czy powie? Gada� z nim nie moge, ale nogo da� moge: zachodze jego, zachodze, pieluch odst�puje, ale hardo, po troszku, tyle co ja podejd�. A grzebieni poczerwienieli, a z�y, a gregocze jakby szczeka�. O�esz ty! machno� ja nogo, ale na pusto: kogut lopotno� skrzydliskami i odskoczy� i rozgregota� sie m�ciwie, obra�alski, psiakrew. Za stodo�� wychodze: pusto, ani kury, ani jajka. Tylko jaki� ryjek wysunoi sie z norki, mo�e pilch, szczurek abo myszka, co� niedu�ego: oczki b�ysn�li i schowa�o sie. Przydepta� ja nor� pi�to, co ma psiamenda pole ry�, i wracam na gumno. A mo�e lis abo jastrzomb zabra� jo, bezogoniate pytam sie Handzi, a wode z studni bra�a. Nie, nie porwa�, niedawno dzioba�a owies w sieniach. A mo�e znios�a sie u Micha��w? P�jd� zobacz�. Obchodze chate wko�o i patrze po Micha�owym podw�rzu, czy bezogoniata nie przywendrowa�a. Nie wida�. A mo�e w sieniach? Sieni Micha�owe przybudowane z deskow. Zagl�dam: kury dziobio kartofli w korytku, bezogoniatej nima mi�dzy nimi. Ha, mo�e w koszu siedzi? A kto tam po naszych sieniach �azi! s�ycha� z chaty i Michaliha, bratowa, wyglonda. Ja m�wie, �e kury szukam tej bez ogona, nie przywendrowaia do was? Michalicha pod�og� zamiata�a. Do nas? Prostuje sie i pod boki sie bierze: A co to ja ud waszych kur�w pasienia? A mo�e jeszcze powiesz �e ja wasze kur� przywabia�a, co? �e chcia�a ukra��? Nie, nie bratowo, ja tylko jajka szukam, zgin�o. Nu widzicie! On z�odziejk� ze mnie robi, ja im jajko ukrad�a?. I Michalicha z miot�o nast�puje: Szkoda �e Micha�a ni ma, syczy, oj da�by tobie, dziable kostropaty! Wiem s�ycha� stukanie w �cian� i g�os przez deski: Chod� Kaziuk, jest kura, chod�! Michalicha nast�puje z miot�o, zaraz chlapnie mnie po glowie, ja r�ke podnosze dla os�ony i raptem hyc do sieniow: d�wi przyciskam i przez d�wi, przez dziurk� do zamyczki sycz� do �rodka: Michalicha, nogo spycha, Michalicha, nogo spycha! Nie wiadomo co to znaczy, ale wiadomo �e jo z�o�ci: wali ona ku�akami w d�wi, ech, jak bardzo chcia�aby mnie miot�o zdzia�y�! To ja jeszcze: Michalicha, nogo spycha, Michalicha nogo spycha! I wyskakuje' z sieniow i pr�tko wko�o chaty na swoje przylatuje. Ale� mamy bratowe, m�wie do Handzi, sama z�o��, istna kuna! A sk�d kura wylaz�a? A wylaz�a spod ga��ziow, co nawo�one na chrost do pieca: idzie sobie od ga��ziow pod stodo��, do kur�w i koguta, ale na nas sie ogl�da, odst�puje ciszkiem, boczkiem, oj chytra, chytra, wie �e my wiemy, �e zbroi�a. Patrze za kuro, patrze i ju� wiem: tak, znios�a sie ty zarazo w ga�enziach! Ale Handzia radzi nie szuka� w ga��ziach, tylko najpierw kur� z�apa� i wyszczupa�, bo a nu� nie znios�a? Dobra, bedziem �apa�: zachodzim kure z obydw�ch bok�w i gonim w k�tek miedzy chlewem a stodo�o. Stan�a w samym rogu i sie patrzy, my po kroczku, po p�, po palcu, coraz bli�ej, bli�ej. Raptem ona smyk mi�dzy moimi nogami! Ja r�kami grabno�, tylko b�ota w pazury zagarno�, a kura, �eb jo skleszczy�o, hadzinie, odlatuje trochu i przygl�da sie, co b�dzie dalej. Znowu� naganiamy: bezogoniata w k�tku przystaje i znowu� sie patrzy. A z tako chitro�cio, �e chiba prawda, co m�wio, �e Pan Jezus przez kur� ukrzy�owany: w Wielki Pi�tek cygan ukrad �ydom go�dzi i schowa� w piachu i nie mieli czym przybija�. Jego do drzewa. Ale� kura przy�azi i draps, draps wygrzebuje, ha- 24 dzina, te go�dzi! Za ten grzech podbiera sie kurom jajka. Nachodzim z Handzio czujnie na te zaraz� bezogoniate, suniem noga za nogo, cicho jak po szkle, r�ce wszerz roz�o�one. Raptem ona znowu�, jak nie smyrgnie do�em! Ale tym razem. �le trafi�a, mi�dzy nogi Handzine: Handzia przysiada, po babsku w sp�dnicach kolanami �ciska i cap j o pod skrzyd�a i siup palec w d�pe! Nima jajka, og�asza, zatracone! Jak nie z�apie ja kuryce za pierze, jak nie machn� o �cian�, o stodo��! Powietrze sie za-pierzy�o, a wrzasku! Jakby wrzeszcz� mordowali. Czego z�o�ci� sie, spokoi Handzia, nie trzeba, zaraz w ga��ziach znajdziem te jajko. Stan�li my nad ga��ziami: odchilamy, zagl�damy z tej, z tamtej, sp�dspodu, jajka nie wida�. Tato wyszli z chaty, patrzo sie na syna, synowe. A mo�e to wy jajko wypili, pyta sie Handzia, przyznajcie sie, co szuka� na pusto? Tatka ponios�o: A odpierdul�esie ty ode mnie! Kto mleko spije, m�czki nade�re, s�oniny li�nie, zaras �e ja! A co to do cien�kiej choroby, czy to ja psiakrew honoru ni mam? Nie gospodarz ja? To� moje to wszystko p�ki ja �yje, zechce psiakrew, to was jak sobaki pogonie, moja chata, moja ziemia, moje kury! Wykl�li sie, ucichli. A ja widze, �e nima innego sposobu, jak prze�o�y� wszystkie ga��zi na nowe miejsce. Trudno, dawaj wiechi nosi�, czujnie, �eb jajka nie zrzuci�, nie rozbi�: ga�� 25 po ga�enzi, a� do samego dna. Ju� i ostatnia spodnia ga�� i nic, jajka nima. Ale jeszcze li�ci du�o le�y, naobijali sie, �mieciow le�y do p� kolan: mo�e w li�ciach te nieszcz�sne jajko? Nu� palcami listowie rozgarnia�, po garstce, po szczypce, my�la�by kto, �e ig�y w sianie szukajo. A kura stoi niedaleko i patrzy, ale jak patrzy! Jakby z nas szyderowa�a! Ale ja nic, cierpi� po cichu, kamienia nie rzucam: przeszczupujem �mieci, li�ci rozgarniamy. Wtem j�k s�ysze s�aby: Ojezu! I co widze: Handzia stoi jak nie�ywa z r�kami nad g�owo, w s�up soli przemieniona i jak sol bia�a. A jedna noga podkurczona! Czemu podkurczona? Mo�e we� jo w pi�t� kolno�? Nie, nie w� jo kolno�: od razu wida� co. Zagotowa�o sie we mnie! Podskocz� i lu! bab� z jednej strony w g�b�, lu! z drugiej, ca�o gar�cie po mordzie, a� przysiad�a w kuczki, g�ow� w r�ce chowa. Rozdziawo ty, krzycz� w sprawiedliwym gniewie, gapo ty, robota tobie sama w r�kach gnije! Lugo ty zgni�a, gnido wszawa, jajko, Ojezu, jajko rozdusi�! I lu! jo na dok�adk� z g�ry, w chustk�, i lu! jeszcze raz, po plecach zaraze, i jeszcze raz a� zaj�cza�a. Za co ty mnie bijesz, skomli, r�kami zakrywa sie. Czego ty ryczysz, durna, krzycz�, i lu jo znowu� po r�kach, bo uch, nie lubie, psiakrew, nie lubie jak baby p�aczo. A tatko schilili sie, wygrzebali �uszczyne. Zdmuchn�li listka, rozerwali plewke i wypili, co zosta�o sie w skorupce. Oczy zapluszczyli ze smaku, tylko szyja im gra i je�dzi, spijajo! Wam te� by, choroba, przy�oi�, m�wie i r�kami macham, no bo cholera zlizuje ��tko j�zorem, zlizuje sobie, a ty choroba stoisz, chcia�oby sie i tak, i siak, ale nic nie wychodzi, ni wte, ni wefte, tylko psiakrew �bem w piec walno��, walno�� i wali�, wali�, O je�u! A tu jeszcze, jak na z�o��, dziad z torbami wchodzi na podw�rze, �egna sie, pacierzy zaczyna! To ju� mnie do reszty rozsierdzi�o: Jak tupne nogo, jak zamachn� sie r�ko: A p�dziesz dziadzie, Muszka, we� go, we�! a dziad nie czeka, r�kami torby ogarno� i du du du! ucieka jak podsmalany, podryguje, kulacho sie op�dza, cho� suka z budy tylko wygl�dne�a nawet nie zaszczeka�a. Ach ty zdechlino, ty �ugo zgni�a, ponios�o mnie i bach nogo w bud�, a� zaskamla�a, skamli� to cholero umiesz, a postraszy� cudzego nie? W dziur� nog� wsadzam i nogo w budzie �omocze, a ona, szkacina, cabas! za nogawk�, a� do krwi! O�esz, swoiocz ty, tak ty swojego pana szanujesz? Za �a�cuch jo wyci�gam, podnosze jedno r�ko za �a�cuch, drugo �up! ku�akiem po ko�ciach, po �bie, a �eb ty zarazo po wodzie chodzi�a, i pi� prosi�a, a masz! �eb ty �cie�ki do domu �ugo nie poznawa�a, a masz, �eb ty �mierci nie doczeka�a, psiamendo! Noge, Dzi�ki Bogu, rozpru�a niedu�o, tylko no- 25 gawice rozwali�a za kolano. Ale co tam nogawka, ju� stara, Handzia jo po�ata: gad�w szkoda, nowe, nie�atane jeszcze. Stoj� na gumnie, stoj�, dycham i co s�ysze? Krowa ryczy, ryczy na ca�e wiosk�. A� mnie o�lepi�o ze z�o�ci, Omatkoboska, to i ta szkacina przeciw gospodarzowi? A czeg� ty ryczysz cholero, rodzisz jakie� czerci�ta i jeszcze rozg�aszasz? �apie ja bicz z ko�ka, do chlewa lec�: w drzwiach staje i z proga jo �wik! �wik! po oczach, po mordzie, �eb nie rycza�a, po bokach, psiakrew, po nogach, po zadnich p�cinach, tam mocno boli, po kumpiakach j o, ciach ciach, krowa na �ciany skacze, na ploty wiesza sie, st�ka, j�czy, poj�kuje, a st�kaj, poj�kuj, ale nie rycz, swo�ocz! Czuje, �e ul�y�o mnie trochu, z�o�� jakby przechodzi. Ju� r�ce nie dr�o, w g�owie nie huczy. Zamykam d�wi, bicz wieszam, id� do chaty. Ju� trochu przesz�o. Dawaj je��, m�wie i widze, ona oczy ma podczerwienione, na mnie ani spojrzy, ej, wej, obra�liwa, by�o zaco. Ale nalewa misk� kapusty, do drugiej miski wysypuje kartofli z sagana, nieob�upione. Siadamy wko�o sto�ka, dzieci, dziadko, ja, �upim kartofli ka�dy sobie, fior�ce, w palcy parzo, i jemy z kapusto. Dobra rzecz kapusta z �upionymi kartoflami, tymbar-dziej jak kapusta okraszona: du�a skwarka w niej p�ywa, dla mnie ona przeznaczona, ja 28 tu gospodarz, musze mie� si�� do m�o�by. Ale, widze, niezabardzo pami�ta sie o tym: dzieci p�dgarniajo sobie �y�kami, ganiajo po misce, a i tatko coraz jo szturno w swoje stron�, a oczy im chodzo za s�oninko jak uwi�zane. Ka�dy niby nic, niby niechc�cy, a ustawia skwarke do wzi�cia. Wtem Ziutek najstarszy, chap jo w �y�k� i do g�by niesie, ju� rozdziawionej! Co? Jak nie wytn� smurgla �yszko w czerep! Skwarka jemu wylatuje i pac w kapusie. Uspokoili sie, nie probujo wi�cej, omija jo skwarke. Ale ja nie rezykuje d�u�ej: biore mi�so w r�ke, jem. Tato nie mogo wytrzyma�, �e kto� tak sobie je s�onin� z kartofle, pomlaskuje i palcy oblizuje. Ty niedobrze Kaziuk zrobi� dziada przeganiawszy, m�wio, dziada przegna� ci�ki grzech! Czy ty nie wiesz, kto to kiedy� chodzi� po ziemi za dziada przebrany? Handzia zacierk� poda�a: jem zacierk�, klaski �ykam, ale o tym dziadu zapomnie� nie moge. Prawda, opowiadajo, �e kiedy� �wi�te chodzili za dziad�w przebrane, nawet sam Pamb�g z Pi�trem wendrowali po wioskach niby zebrawszy: chodzili i porz�dki boskie ustano-wiali, jak �y�, pracowa�, modli� sie, �eb by�o po bo�emu. Rybaka, jak dziada nie uszanowa�, Pamb�g, on to by� za dziada przebrany, w bobra przemieni�! �arty �artami, ale �eby i mnie za moje tupanie w jakiego tupacza nie przemieni�o! 29 Mo�e posia� za tym dziadem Ziutka z paro jajkow, m�wie do �onki. Abo zawo�a� niech zajdzie na zacierke,co? Le�, Ziutek! Ziutek polecia�, a my z tatkiem dawaj nad tym dziadem duma�. Prawdziwie, nigdy jeszcze taki nie �ebra� u nas. Wszystkich dziad�w zna�o sie jak rodzin�, ka�dy zachodzi� na bagno co roku dwa, trzy razy, ka�dy o swojej porze: Ja�ko bez r�ki ko�o Zielonych �wi�tk�w i przed Popielcem, garbata Anielka po �niwach i przed Nowym Rokiem, Ki�awy Wiktor w Przemienienie i na Gromnice, Niemko, najsilniejszy, ze trzy razy wioski oblecia�, do nas zagl�da� na Pietrapaw�a, przed kopaniem i na Trzykr�li. Ale �aden w roztopy i jesienio i�� przez b�ota nie mia� si�y ni odwagi, wybierali abo zim�, abo czekali a� lody wody sp�yno. A ten, jak on przez wody, b�oto przeszed? Na skrzyd�ach? A� tu wida� g�owy za oknem: ido Dunaj przezwisko so�tys, Domin rajko, durny Filip, za nimi Szymon ku�tykajo. A dok�d ta procesja i czego? Pr�g mijajo, na gumno walo! Wypadam za nimi bez czapki: Wy czego! krzycz� i zachodze im droge, nie puszczani: Czego! Dunaj mnie spychajo: Dobra, dobra, nie czeguj cz�owieku! Niech b�dzie pochwalony Jezus Hrystus, o, od tego zaczynajmo. Przyszli my zobaczy� twoje �ywine i tego cielaka! Ale� ludzi, co wam, bronie sie, krowa jak trzeba, cielak jak trzeba tylko trochu niedonosek. Tak? A czemu Siwka twoja r�y za nim? Za nim? Kto wam powiedzia�, �e za cielakiem r�y? Ot, r�y sobie, co to, wasze koni nigdy nie r�o? Co wy Szymon ponaopowiadali po wiosce? Stropili sie Dunaj moimi s�owami, drapio sie pod czapko, po ludziach patrzo. Nu dobra, m�wio na koniec, tylko tego niedonoska nam poka�esz. I ca�o procesjo ido do sieni, weszli, pierzyn� odkrywajo, przygl�dajo sie cielakowi, Dunaj kr�co g�owo: Nogi co� za cienkie! D�ugie jak u �rebaka, dodaje Filip, pastuch. I palcem naciska ciele w brzuch, ono obudzone zapiszcza�o. S�yszeli? poderwali sie Szymon Ku�tyk: Zar�a�o! Zapiszcza�o, ludzi, bronie ja swojej �ywiny. Ale Szymon trach palec wierco ma�emu w brzuch, znowu� zapiszcza�o, jeszcze g�o�niej, i prawdziwie, bardziej to r�enie ni� meczenie! Nie m�czcie biedaczka, prosi Handzia i pierzyno zakrywa ma�e. Ale m�szczyzny patrzo sie po sobie. Ono co� z konia ma, og�asza jo Dunaj, twoja Siwka r�y za nim nie bez przyczyny! Ludzi, to wr�y co� niedobrego! A jak by�o na pa�wisku, pytajo sie pastucha: Nie trzyma�a sie Raba z koniami? A mo�e ty na nio ogiera puszcza�, co? Mo�e sam �winia w�az, przyci�li Domin, rajko. 31 E, Raba jemu za stara, on ja�oszki lubi, przygaduje Szymon, a Filip zaczerwieni� sie, czerwony sie robi jak malwa, cho� i bez wstydu czerwony zawsze, t�usty. Lubie czy nie lubie, odcina sie, nie ja jeden lubie, a mo�e wyliczy� kto? I po nas m�szczyznach patrzy nachalnie, oczy spuszczamy, durnemu nie wierzy�, we�mie i naopowiada co widzia� i czego nie widzia�, nie rozumie, �e bywaj o sprawy, o jakich sie nie gada, cho� ka�dy wie, co bywa, jak �onka za d�ugo niezdatna. No no, ty stul mord�, ucisza j o Dunaj durnia. A ja t��macze m�szczyznam, �e Raba byd�owa�a jak trzeba i wodzona by�a jak trzeba, jeszcze przed wyrajem do Antochowego byczka, ludkowie, czego wy chcecie ode mnie, od mojej krowy i tego cielaka! Czemu on r�y nie meczy? upierajo sie Dunaj. A mo�e Raba zada�a sie ze z�otym koniem, co pod chwojko le�y, zaczyna swoje Filip. Ale Dunaj uciszajo ostro: �cichniesz brechunie, czy ci� z chaty wygna�? Cichnie. Za to Szymon Ku�tyk t��maczo, �e mo�e Raba zapatrzy�a sie na pa�wisku w kt�rego� konia, to� krowy na wygonie paso sie razem z koniami. Zapatrzy�a sie i z tego to pomieszanie! A to i krowa zapatrzy� sie mo�e, dziwi sie Handzia. A czemu nie, to� krowy m�dre, prawie jak ludzi, na to Szymon: Czy w wigiije nie gadajo ludzkim g�osem? Zapatrzy�a sie, kiwajo m�szczyzny g�owami, 32 zapatrzy�a sie! Widze, l�ej sie ludziom zrobi�o, �e sprawa zwyczajna, nic strasznego nima. I zaczynajo wspomina�, kto jak zapatrzy� sie, w co: zapatrzy�a sie Prymakowa Jad�ka w dzikie �winie jak rano ry�a w sadku, zapomnia�a potem splun�� i dzieciak dziki ro�nie, ucieka do boru nocowa�. Litwinicha w wode zapatrzy�a sie i ch�opiec utopi� sie w pi�tym roku. Najm�odsza Kozaczanka �ysa ro�nie, bo matka, jak jo nosi�a, tak zachwyci�a sie miesi�cem, �e jo �ozo bi� musieli, �eby przysz�a do rozumu. A najgorzej zapatrzy� sie w pierszej po�owie! P� biedy, jak sie baba spostrze�e i oduroczy: za siebie splunie abo na paznogie� popatrzy. Ale jak zapomni? Prze-lezie pod �erdko, dzieciak b�dzie �lepawy, uleje z wiadra wody do studni, urodzi sie ch�opiec z takim dzyndzlem, �e dziewczyny bojo sie i�� zam�� za takiego, dasz niechc�cy babie ku�akiem po plecach, j�katego urodzi. Co wy na to, pytajo sie so�tys Domina, kt�ry rajkiem bywszy, znaj o sie na weselach chrzcinach, po�ogach. Mo�e krowa zapatrzy� sie? Krowa krowo, ot, mo�e i zapatrzy�a sie, kto wie czy nie w Micha�owego konia, on czarny. Ale co b�dzie jak ty, Handzia zapatrzysz sie w Micha�a, �artuje Domin, a wszystkie w �miech i na mnie patrzo, oho, Domin umiejo przygada�, biedny kogo na j�zyk wezmo. Ale te� p� wioski tym j�zykiem wyraili. Po�mieli sie ludzi i zgroza przesz�a. Cielak 3 - Konopielka 33 zasno�, Dunaj nawet po �bie jego pog�askali. Ale� odkr�cajo sie od ma�ego i mniej wi�cej m�wio tak: Jest i druga sprawa, kto wie czy nie gorsza:! Filip nam tu opowiada�, �e u Grzegorychi by� wczoraj Grzegor, nieboszczko! S�ucham i czuje, jak ka�dy w�os mnie drotem wstaje, Obo�e, nieboszczko do wdowy przychodzi? By�, by�! krzyczy Filip: S�ycha� by�o, jak m��ci�, ciszkiem m��ci�, ale m��ci�, he he he! �mieje sie durny durnawo, durnemu, m�wio, i na pogrzebie �mieszne. Ty Kaziuk po s�siedzku z Grzegorycho, pytajo sie mnie Dunaj, ty wiesz: s�ycha� by�o noco m��cenie u Grzegorychi czy nie? Tak, co� tam stuka�o, jak my spa� szli, m�wie, ja my�la�, �e Grzegorycha co� w stodole robi�a, a to m�wicie Grzegor? Nieboszczko? | Straszno sie robi: Jezu, pod moim bokiem nieboszczyki dokazuje! A skoczne Handzia po Grzegoryche, proszo Dunaj. Posz�a, czekamy, trochu czasu przesz�o, przychodze obydwie. Siadajcie, zapraszajo Dunaj wdow�, siada, w ziemie patrzy, czeka. Dunaj odkachneli i m�wio od razu: Podobno by� u was wczoraj wasz nieboszczko, Grzegorycha, ludzi widzieli. Podobno �yto nawet m��ci�, prawda to? 34 Ona bia�a jak �ciana: Co wam, ludzi, nieboszczko, Grzegor? Nie straszcie! M��ci�, ludzi widzieli, s�yszeli! Ja m��ci�a, m�wi Grzegorycha. A Filip: Nieprawda, ��ecie, wy stali z boku i patrzyli, a on m��ci�! Grzegorycha oczy spu�ci�a, w ziemie patrzy, z�bami �ypy przygryza, r�ce jej dr�o. A kobieta rostu m�skiego, oczy wstydliwe, poliki czerwone, a cycki, a d�psko, a nogi takie nabite, jakby ca�y czas co� sie w nich gotowa�o, mrowi�o! Tylko co owdowia�a, dwie niedzieli temu, Grzegor siano wozi� ze stogu, dziewi�tucha jego uk�si�a i umar, dziewi�tego dnia umar, nieszcz�sny bo nima od dziewi�tuchy ratunku. Prawd� powiedziawszy nie nazywa� sie Grzegor, a jako� inaczej: przezwisko wzi�� po pierwszym m�u, pierwszym Grzegoru, a dla odr�nienia nazywa�o sie jego Grzegor drugi abo bia�y, bo w�osy i brwi mia� bia�e, oczy czerwone: garki lutowa� po wioskach, a przywendrowa� na bagno akurat jak Grzegorycha pierszego pochowa�a. To i przygarn�a biedna wdowa biednego �az�ge. A pierszy Grzegor umar m�odo: analaz sobie Grzegoryche dzie� a� za Juchnowcem, bez posagu, za to take, �e m�szczyznom oczy na wierzch wypiera�o. A cieszy� sie nio tyle, �e im nocy nie starcza�o: z dnia noc robili, szmatami okna zawieszali. Cieszy� sie tak Grzegor ze trzy lata i umar, na suchoty biedaczek. A ona, dwoch m�ow odprawiwszy z tego 35 �wiata, osta�a bez dzieciow jak panna, a i wygl�d ma panny, nie baby, o, niejeden kawaler szedby do niej z rajkami, jakby ludzi nie gadali, �e pewno bezdzietna. Temu to Domin przygadali: To nie powiesz, Grzegorycha, co za m�ocarz tobie klepisko wczoraj noco ubija�? A Dunaj: Ja nie chce, �eb wy Grzegorycha m�wili wszystko. Powiedzcie nam jedno: duch to by� czy nie duch, to dla nas najwa�niejsze. Ona z�bami sie przygryza, kolanem w kolano sie postukuje, wida� jak sie w niej gotuje, bo czerwona, dr�y. Ale w ziemie patrzy. Nie chce gada�. W ko�cu przyznaje sie: duch! Grzegor? Grzegor. Straszne, co powiedzia�a, patrzo ludzi na Grzegoryche, czy prawd� gada: mo�e straszy? Ale nie, g�ow� podnosi, nam �mia�o w oczy patrzy. Nu dobra, badaj o dalej Dunaj: Pom��ci�, pom��ci�, a co potem? Do chaty zaszed� Zaszed� I co? Tu Filip sie rozrechota�: A co mia�, hehehe, robi� z �onko w nocy? Wypietuszy� i poszed! A ty, pierdunie, nie bresz tyle, hukn�li so�tys, twoja sprawa byd�o pilnowa� na pa�wisku, a nie w cudze okna zagl�da�. Ale wszystkie zaczynamy cmoka�, g�owami kr�ci�, �e co� tu pomieszane: czy nieboszczko mo�e do wdowy chodzi� �yto m��ci�? C� to .za dusza co zamiast straszy� pomaga? Skiela 36 ten duch przychodzi: z piek�a, z czy�ca? Bo chiba� nie z nieba! Za kar� czy z �aski? Tego nie wiem, t��maczy sie Grzegorycha, on nic gada� nie chce sk�d, za czy j o �asko, ile razy jeszcze przydzie. Tatko rozciekawili sie bardzo: Ej, Grzegorycha, a spr�buj ty wypyta� jego, czy on tam moich ojca matki w czy�cu nie widzia�? Ciekawe, odpokutowali ju� czy cierp�o? A wybadaj ty jego jako�, podejd� po babsku: wypytaj, co z Litwinowym Ce�kiem, co z Orelowym Kaziukiem, co z Wrono co pod wierzbo zamarz: dzie oni, w niebie czy jeszcze w ogniu sie m�czo? Grzegorycha wzbrania sie, �e Grzegor ich nie zna, to� na bagno przywendrowa�, jak tamtych ju� dawno nie by�o. A dopyta� sie nie da rady, w czy�cu rozmawia� nie mo�no, g�b� sie odmyka tylko abo modli� sie, abo j�czy� od ognia, smo�y, obc�g�w. Ju� ty lepiej o nic jego nie wypytuj, rad�o Szymon Ku�tyk, nie zadawaj sie ty Helka z nieczysto si�o. I Bro� Bo�e nie dopuszczaj do siebie: Jeszcze sie jakie diablenta porodzo, pilnuj sie kobieto! A durny Filip klepie sie po kolanach, miny stroi, r�kawami �miech zatyka. Szymon rad�o co ma Grzegorycha zrobi�, �eb odczepi� sie od nieboszczka: Ty nie czekawszy, cho�by i tej nocy, we� ko�ek osinowy, zaciesaj, zaostrz na ig�� i w ��ku, jak on tobie za�nie i rozdziawi sie, wsad� ko�ek w g�b� i obuchiem raz dwa przebij na wylot! I zobaczysz, 37 rozsypie sie w proch, zginie, wi�cej nie przydzie. A jeszcze lepiej zrobi� to w mogile, czerep przebi�. Zr�bcie, Grzegorycha, radz� wam z szczerego serca, zr�bcie bo b�dzie nieszcz�cie: dobry, dobry, m��ci, pomaga, a kt�rej� nocy we�mie i zadusi! Ona zgadza sie, dobrze, stryku, zrobi� jak radzicie, zaraz naszykuje palik, osinowy, zaostrz�, �eby wieczorem by� pod r�ko, w razie on by przyszed. Ale jest i trzecia sprawa, zaczynajo tatko z przypiecy: niezwyczajny dziad do wioski przywendrowa� �ebra�, widzieli wy? Jak on przeszed takie wody, b�ota? Na skrzyd�ach? Z nim by trzeba pogada�. Grzegorycha wsta�a, m�wi, �e w piecy niezgaszone, idzie do domu, Dunaj proszo, �eby dziada do nas zawo�a�a, jakby zobaczy�a dzie na drodze. Dziwne, �e Ziutek, dawno wys�any, nie wraca�, czy znale�� dziada nie mo�e, czy sam sie zagubi�. Nie min�o du�o wiele ju� i tarabani sie dziadzisko: w progu torby ogarnia, �egna sie, pacierzy marmocze. Handzia czympr�dzej sto�ek jemu podsuwa, misk� z zacierko na kolana stawia. A my bystro patrzym, co on za jeden. Nieznajomy. Ale jakby trochu sk�d� znajomy, twarz te dzie� sie widywa�o. Ale dzie? Stary niestary, w�osy czarne, mi�dzy nimi pasemka siwe, twarz pomarszczona, jakby ci�ko cierpia�, du�o my�la�. Przygarbiony ale pleczysty, gruby. 38 Misk� kolanami �cisno�, suchara z torby wyjo�, poca�owa�, w zacierce namoczy�, i chr�st, chr�st, gryzie, wida� z�by ma �elazne, suchar trzeszczy jak szk�o. Drugo r�ko �y�k� nosi, a cho� zacierka gor�ca, on nie dmucha: je ca�ymi �y�kami i nie furczy. Z daleka wy, dziadku, pytaj o sie Dunaj, z jakiej strony idziecie? On nic, jad i je, oho, wa�ny, jak je nie gada. Nu to czekamy, a� zje. Zjad, misk� wyter sucharem, suchara obliza� j�zykiem, schowa� do torby. Prze�egna� sie, torby poprawi�, dopiero oczy podnosi: Ze �wiata id�, powiada, a �wiat du�y. A jak wy dziadku przeszli przez wody, b�ota? Z Bosko Pomoco, og�asza, noga za nogo, pomale�ku. A kiedy wy przyszli? Dzisiaj? A mo�e wczoraj? Dzisiaj, m�wi dziad, tylko co ja przyszed, jeszcze nogi bolo. O, a tu, widze, ciel�tko ma�e na �wiat przysz�o! A ro�nij�e, ro�nij Panu Bogu na chwa��, b�ogos�awi r�ko i �egna. Ostrzega j o Dunaj dziada, �e nie wiadomo, na czyje chwa�� ono ro�nie: to wyrodek jaki�, nie meczy, ale r�y! Ciele r�y? krzykno� dziad, r�y nie beczy? E, chyba wy �artujecie ludzi ze cz�owieka podr�nego? To oni jeden przez drugiego nu� jemu to�kowa�, �e ciele, ciele, ale r�y jak �rebi�, miesi�c niedonoszone, koby�a oblizywa�a jego jak matka i r�y za nim jak matka, powiedzcie dziad- 39 ku, co to, cud czy kara, �aska czy nieszcz�cie, rozt��maczcie: cieszy� sie czy p�aka�? Dziad brod� r�ko podper na kolanie i tak sie zaduma�, �e prawie s�ycha� by�o jak my�li. Poduma� i powiada, �e dobrze to nie jest, jak porz�dek �wiata sie rozlatuje, cieszy� sie nie ma z czego, ech Bo�e, Bo�e! Ale co jego tak przestraszy�o, dziada, �e a� g�ow� r�kami �ciska, st�ka? A to, moi ludkowie, s�yszym, �e ju� nigdzie spokoju nima, nawet u was, widze diabe� penietruje. Diabe�? Od porz�dku, ludkowie, jest Pamb�g, on pilnuje, �eby wszystko sz�o, by�o jak by�o. A diabe� chce zmienia�, powiada: ulepsza�. S�yszycie? Ulepsza�! Ju� jemu ma�o, �e krowa cieli sie, dzie tam: on chce, �eby sie �rebi�a! O, do czego idzie! Krowy bedo sie �rebili, koby�y cielili, owieczki prosili! Ch�op z ch�opem spa� b�dzie, baba z babo, wilki lata�, bociany p�ywa�, s�o�ce wzejdzie na zachodzie, zajdzie na wschodzie! Chiba� wiecie, �e co: noc jest taka chwilka, kiedy Pamb�g musi odpocz��? Zamyka oczy i �pi, chwilk�, ale �pi. A natenczas wszystko co �ywe ustaje: rzeki stajo i m�yny nie obracajo sie! Ptaszki martwiejo na te chwilk� i wiszo w powietrzu! Drzewa nie rosno! Zaj�c zastyga w p� skoku, a wilk za nim stoi z rozdziawiono mordo! Wszystko ustaje, bo nic nie ma si�y i wagi. 40 I wtedy diabe� robi co chce: jednym palcem przewraca, przestawia, podmienia! I Pamb�g nic na to? pytamy. Nie zmiecie z�ej mocy? W tym bieda, s�yszym, �e stary Pamb�g coraz. starejszy, coraz cz�ciej odpoczywa. A diabe� nachalniej e z roku na rok. Kiedy� Pan Jezus na ziemie zst�pi�, ludziom na pomoc, i diabe� uspokoi� sie trochu, ale �e dawno bylo, znowu� sie rozdokazywa�. Wy wiecie, ludkowie, co sie teraz na �wiecie wyprawia? M�owie �ony rzucajo, matki dzieci! Z ludziow myd�o sie robi! �yto kosami �no: bywajo ca�e wioski, �e sierpa nie zobaczysz! �yto kosami, pytamy sie dziada, nie wierzym: ca�e wioski �no kosami? Dunaj m�wio prosto w oczy: wy co� pl�czecie, dziadku. Prawda, widzia�o sie za rzeko takich, co kosami �yto poniewierajo, ale to jeden, dwoch, nu trzech takich ancychrystow w wiosce. Ale nie gadajcie, �e wszystkie! Dziad bo�y sie, �e ca�e wioski wyrzeka j o sie sierpa, my m�wim, �e to mo�e dzie za niemiecko granico, bo chiba� nie w naszych stronach, a on bo�y sie, �e i tutaj, zaraz za rzeko wi�cej ju� takich co �no kosami ni� sierpami. A w miastach, co w miastach sie wyprawia! W dzie� �pio, w nocy pracuje, w pi�tki nie poszczo, niedzielow nie �wi�tuje! Sodomagomora! Opowiada, a krowa znowu� muu! muu! ryczy i ryczy, ochryp�a, nie ryczy ju� ale charczy! 41 Jak na nieszcz�cie. Ale chiba� do nas tu na bagno zaraza nie dojdzie, pytamy sie dziada, my tu bezpieczne? On powiada, �e przyszed z Sura�a, sura�aki du�o gadajo o bagnie: �e ma by� osuszone! Co? Osuszone? Jak to osuszone, pytamy sie, jak�e bagno mo�e by� osuszone? Bagno? Pierwszy Filip zaczo� �mia� sie, a za nim Ku�tyk, Domin, ja, tato: Ha, ha, ha, osuszone bagno, ha ha ha, bagno osuszone! Czym? Wiadrami? Szmatami? Mo�e ogie� rozpalo? A mo�e, ha ha ha, mo�e piaskiem b�oto zasypie! Oj, dziadku, dziadku, wy musi z nas �mieszki stroicie! Mo�no g�re przenie��? Rzeke zawr�ci�? Tak samo z bagnem: jak�e bagno osuszy�! Jak, tego nie wiem, on na to, ale wiem, �e w�jt gada� o tym w Sura�u. I powiem wam wi�cej, m�wi dziad cicho, na d�wi sie ogl�dawszy, do nas sie nachyliwszy: oni dzi� abo jutro przyjad� do was na zebranie! Bedo was kusi�, namawia�, obiecywa�! Przyjado? pytamy. Na zebranie? Kusi�? Do czego kusi�? Tego dobrze nie wiem, odpowiada, ale wiem, �e bedo! Nie podoba im sie, �e jest wioska, co �yje jeszcze po dawnemu, po bo�emu! A czym niby oni przyjad�? Maszyno! Ucichli my, patrzym sie na dziada, na siebie, straszno czego�. Ot i ju� wiadomo, co za plaga 42 wisi nad wiosko, m�wio Dunaj i pac cielaka po g�owie: Wiemy ju�, co ty nam wywr�y�, wyrodku! Ale Domin spokoje nas i dziada pocieszajo, i �e nima czego boi� sie: bagno by�o i b�dzie, �yli my tu po swojemu i bedziem �yli. A ciele nic do tego nima, ca�kiem �adny cislaczek, tyle �e niedonoszony, ale podchowa sie w chacie i b�dzie z niego kr�wka �e hej! A tatko pytaj o, czy ono czasem wojny nie wr�y? Bo ju� dawno armatow nie by�o s�ycha�. Nie idzie jaka wojna? E, wojny teraz jedna za drugo, jak nie tu, to tam, dziad na to, strasznie dzi� ludzi zaczepne, bijo sie i bijo. A mniej wi�cej o co? Tego za bardzo nie wiadomo. Krew sie w ludziach burzy, je�d�o, wyje�d�ajo, przyje�d�ajo, nieznajomych du�o, oszuka�stwo, z�odziejstwo, nienawi��, Pamb�g z tym nie daje rady. Nu tak, kiwamy g�owami na dziadowe gadanie, stary ju� Pamb�g, ile� lat mo�e mie�, ile tysi�cy! Cz�owiek sta do�yje i ju� do niczego, pr�chno, a on od pocz�tku czuwa! A gospodarstwo jego to nie kawa�ek ��ki, piachu, ko�, krowa, o, jego gumno d�ugie, szerokie, za rok, za dziesi�� lat nogami nie obejdziesz. I sprawiedliwie