5381
Szczegóły |
Tytuł |
5381 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5381 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5381 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5381 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Emma Popik
Terminal
Sztuczna planeta, na kt�rej zbudowano Terminal, wygl�da�a
jak wielki plakat reklamowy. Na horyzoncie sta�y granatowe
g�ry, nad nimi wisia�o lazurowe niebo. Wok� ros�y lasy, a
tu� za portem lotniczym by� on - Terminal.
Pe�ni� funkcj� stacji przeka�nikowej. St�d podr�ni
odlatywali poza Kraw�d� do Ziemi Inferno. Nikt stamt�d nie
wraca�.
Gdy ludzie tu przylatywali, ich rakiety natychmiast
startowa�y z powrotem na Ziemi�, a oni szli do Terminalu
ciesz�c si�, wszystko bowiem wygl�da�o dok�adnie jak w
folderze.
W holu Terminalu musieli poczeka� na odlot. Przybywali tu
jedynie ludzie przegrani, wierz�c, �e na nowej planecie
rozpoczn� lepsze �ycie.
Jedynie Terminal zna� prawd� o Kraw�dzi. Jego zadaniem
by�o sk�oni� ludzi do powrotu na Ziemi�, w tym celu u�ywa�
terapii. Terapia by�a programem realizowanym przez automaty.
Dlaczego w og�le zezwalano komukolwiek odlatywa� poza
Kraw�d�? Ka�dy mia� prawo wybiera� miejsce zamieszkania,
pozostawiono r�wnie� nadziej�, a to si� liczy. �eby ukry� to
bezwstydne oszustwo, zbudowano Terminal wraz z jego
leczniczym programem.
Spo�ecze�stwo mog�o pozostawa� w poczuciu dobrze
spe�nionego obowi�zku. Oszcz�dzano jednocze�nie na budowie
przytu�k�w, na pensjach dla psychiatr�w i dobroczynno�ci.
Terminal by� przecie� wysoko wyspecjalizowanym zespo�em
automat�w, posiada� co� w rodzaju inteligencji oraz
psychiki, uczy� si� na w�asnych b��dach i wci�� doskonali� w
s�u�bie cz�owieka.
Tego dnia przylecia�a kobieta nazwana przez automaty Per�ow�
Dam�. Mia�a na sobie srebrzysty kostium i takie� pantofelki.
Nawet jej w�osy l�ni�y jak platyna.
Nie ogl�daj�c si� na rakiet�, kt�ra natychmiast
odlecia�a, ruszy�a szybko, stukaj�c obcasami po betonowej
p�ycie lotniska.
Kiedy przekroczy�a pr�g, G��wny Psycholog od razu
zauwa�y�, �e kobieta p�acze. Upad�a na fotel kryj�c twarz w
ramionach.
Automaty wkroczy�y do rutynowej akcji, zaczynaj�c szybko
wykonywa� analizy. Zbadano krew i m�zg, sk�ad chemiczny i
struktur� fizyczn�.
Pozwoli�o im to zobrazowa� spos�b my�lenia kobiety oraz
stopie� prze�y� i si�� uczu�.
Potem wszystko by�o ju� �atwe. Syntetyzuj�c wyniki setek
szczeg�owych analiz, zaklasyfikowano j� do odpowiedniej
warstwy spo�ecznej i automaty mog�y z wielk� doz�
prawdopodobie�stwa stwierdzi�, jakie wiod�a �ycie. W ko�cu
nie ma tak wiele wariant�w. Nast�pnie wybra�y najbardziej
skuteczn� terapi�.
Kobieta wci�� szlocha�a z �okciami na por�czy fotela.
Automaty szepta�y cicho w niezrozumia�ym dla niej j�zyku.
Gdyby nawet przys�uchiwa�a si� d�wi�kom, dla niej by�yby one
jedynie szumem. Na ekranach wok� zobaczy�aby tylko cyfry i
symbole. Ekran�w by�o zreszt� bardzo wiele, ka�dy wy�wietla�
ogromn� liczb� danych.
Nie mia�a powod�w do podejrze�. Przecie� komputery mog�y
po prostu przygotowywa� rakiet� do podr�y lub oblicza� tor
lotu. Tote� automaty pracowa�y w spokoju, pewne, �e nie
wzbudz� jej czujno�ci i nie wywo�aj� oporu psychicznego.
Poniewa� wiedzia�y o niej wszystko, jako pow�d za�amania
wykluczy�y utrat� maj�tku oraz spo�ecznego presti�u. Na
decyzj� kobiety nie wp�yn�a r�wnie� rozpacz po �mierci
bliskiej osoby. Charakteryzowa�a si� tak siln�
uczuciowo�ci�, �e pozosta� tylko jeden pow�d - zaw�d
mi�osny.
Szepta�y o tym komponuj�c obrazy, kt�re zostan�
przekazane do jej m�zgu. Musz� si� po�pieszy�, bo szloch
stawa� si� coraz g�o�niejszy. Automaty bardzo si� martwi�y,
by�y przywi�zane do ludzi. Kobieta mo�e przecie� zerwa� si�,
podbiec do komory i otworzy� w�az, by odlecie� na zawsze,
to znaczy, �e one nie spe�ni�y swego obowi�zku, co wzbudzi w
nich wyrzuty sumienia. Trzeba szybko zacz�� dzia�a�.
Ale G��wny Psycholog zwleka�. W ko�cu to na nim
spoczywa�a odpowiedzialno��, wi�c jeszcze raz sprawdza�
dane: klasa wy�sza, kosztowna szko�a prywatna, m�odo��
sp�dzona w pa�acu. Tak, to si� musia�o zdarzy� podczas
jednego z bal�w nawiedzanych przez ludzi �yj�cych jak ona. Z
pewno�ci� wygl�da�o to tak:
Salon tego wieczoru by� rz�si�cie o�wietlony, na gzymsie
marmurowego kominka stoj� orchidee �wie�o zerwane w
oran�erii. W rogach na male�kich stoliczkach s� wazy z
napojami. �wiat�o l�ni na srebrnych lichtarzach, kwiaty
pachn�, w oknach balkonu majowy wiatr wzdyma firanki. Zaraz
wejd� go�cie.
Pomkn�y impulsy od atomu do elektronu, na�o�y�y si� na
fale psi i wp�yn�y do jej m�zgu tam, gdzie si� usk�ada�y
zapomniane wydarzenia. Automaty by�y pewne, �e ju� sobie
wyobra�a przesz�o��, jej plecy bowiem przesta�y drga�,
musia�a si� przenie�� we wspomnienia.
Teraz ona siedzi w sypialni przed lustrem ubrana w sukni�
z dekoltem, mieni si� srebrzysta tkanina, dobrze jej w tym
kolorze. W d�oni szczotka o kryszta�owej r�czce, czesze
popielate w�osy, w oczach rozmarzenie, dzisiaj us�yszy
wyznanie mi�o�ci. Zaraz zejdzie do salonu, on tam na ni� ju�
czeka.
Gdyby G��wny Psycholog mia� r�ce, zatar�by je z rado�ci.
Czu� satysfakcj�, kobieta odrzuciwszy g�ow� na oparcie
fotela odda�a si� marzeniom.
By� osob� powa�n�, czu� brzemi� odpowiedzialno�ci, ale
jego elektroniczne serce przepe�nia�a duma. Snu� dalej ba��
o ludzkiej duszy.
Zesz�a do salonu, ledwo widzi go�ci, on podchodzi i
podaje szklank� z napojem. Nie �mie na niego podnie�� oczu,
widzi tylko jego du�e r�ce, a takie nigdy nie zawodz�. Uj��
j� silnie pod rami�. Ona pozwala podprowadzi� si� do
balkonu. Jego d�o� wyjmuje z wazonu orchide�. (G��wny
Psycholog przypomnia� sobie, �e wazon sta� na kominku.)
M�czyzna pochyla g�ow�, usta si� wtulaj�, a oczy p�on�ce...
Zerwa�a si� nagle, pogr��one w marzeniach automaty nie
zd��y�y zareagowa�. Jej r�ka szybko nacisn�a wy��czniki.
Kiedy si� otrz�sn�y z upojenia, komora ju� by�a otwarta.
Sta�a na progu przyciskaj�c �okciem torebk�, a w niej by�o
cacuszko z po�yskuj�c� luf�. Czy to ono zrobi�o dziur� w
g�owie m�czyzny? W samym �rodku czo�a zdrajcy?
- Rozumiemy ci� - chcia� krzykn�� G��wny Psycholog. - Nie
mog�a� post�pi� inaczej! Nie czuj si� winna! To sk�ad
pewnych pierwiastk�w w twojej krwi spowodowa� tak siln�
reakcj� na stres. Nie potrafi�a� post�pi� inaczej, gdy on
ci� zawi�d�. Zosta�!
W otwartym wlocie drga� i skr�ca� si� czarny r�kaw, niby
p�powina prowadz�ca do �ycia, kt�rego nie ma.
Zrobi�a krok pewna siebie. Nawet si� nie obejrza�a.
Dopiero po chwili oderwa� si� od �ciany automat-
sprz�taczka. Podjecha� do fotela, sp�uka� go p�ynem
dezynfekcyjnym i zacz�� si� krz�ta� po sali, wiruj�c niby
b�k. Odkurza�, czy�ci� i przez chwil� zapanowa�a domowa
atmosfera. Puste ekrany znowu zal�ni�y, a on powr�ci� na
swoje miejsce. Poczekalnia zrobi�a si� zimna, nie by�o ju� w
niej nawet odrobiny ludzkiego ciep�a, w kt�rym automaty
mog�yby si� ogrza�.
Zapad�y w martwot�, �aden z nich nie odezwa� si�, by
pocieszy� inne. Przecie� tak by�o zawsze.
Od dalekich g�r wia�y wiatry, szele�ci�y li�cie i wzdycza�a
przestrze�. Automaty czu�y si� osamotnione. Czeka�y.
Ch�opiec przylecia� po miesi�cu. Id�c od portu do Terminalu
nie�mia�o cz�apa� wykrzywionymi do wewn�trz butami. Drgn��,
gdy rakieta wystartowa�a w drog� powrotn�. Pozosta� sam.
Mocniej przycisn�wszy rami� do piersi, ruszy� po chwili
dalej. Automaty odnios�y wra�enie, �e co� pod koszul�
ukrywa. Gdy stan�� na progu, spostrzeg�y, �e przytula ma�ego
pieska. Nie mia�y poj�cia, jak uda�o mu si� go
przeszmuglowa�.
Ch�opiec usiad� na brze�ku fotela, gotowy w ka�dej chwili
zerwa� si� do bezsensownej ucieczki. Zachowywa� si� jak
przy�apany na gor�cym uczynku. Dopiero gdy pog�aska� pieska,
zacz�� si� nie�mia�o rozgl�da�. Widz�c skomplikowane
urz�dzenia dziwi� si�, ale w ko�cu przekonany, �e nikogo nie
ma, wyj�� pieska spod koszuli. Karmi� go wyszukanym w
kieszeni kawa�kiem chleba. Okruchy w zamy�leniu wk�ada� do
ust.
Spokojnie czeka� na odlot. Ta stacja by�a obca, ale on
nigdzie nie mia� w�asnego miejsca.
Czasami popatrywa� na ekrany; od d�u�szej chwili
wyskakiwa�y na nich cyferki. Automaty by�y pewne, �e
niewiele dostrzega i jeszcze mniej rozumie, zaj�ty sob� i
jedynym przyjacielem. Nie orientowa� si�, co si� wok�
dzieje. Gdy w roztargnieniu przenosi� wzrok z jednego
urz�dzenia na drugie, wiedzia�y, �e sygna�y dochodz� do jego
m�zgu powoli i w zniekszta�conej formie, nie zna�y jednak
powod�w deformacji. Trudno by�o zdecydowa�, czy jest
geniuszem czy debilem.
Cz�sto pociera� spocone d�onie o spodnie, wi�c
zdecydowa�y, �e jest wra�liwy i tylko zbyt nie�mia�y, by
zyska� powodzenie. Z pewno�ci� mia� talent,mo�e pisa�
wiersze. Oceni�y jego z�e warunki fizyczne, to szczup�a
klatka piersiowa i pochylone ramiona sta�y si� przyczyn�
jego upadku. Nie zdziwi�y si� widz�c, jak przyciska do
siebie chude kolana, nie mia� odwagi usi��� z niedba��
pewno�ci� siebie. Ca�e �ycie nad tym ubolewa�.
Musia� mie� starszego brata, kt�ry we wszystkim by�
lepszy. To tamten zwyci�a� w biegach i zapasach, w pokoju
dziecinnym nie raz spuszcza� mu lanie. On jednak nigdy nie
mia� odwagi poskar�y� si� ojcu, zreszt� i tak zosta�by
skarcony za donosicielstwo. Brat, oczywi�cie, lepiej si�
uczy�, a od dziewczyn nie m�g� si� op�dzi�. Ch�opiec nie
mia� nawet �mia�o�ci powiedzie� im "Cze��", tote� uchodzi�
za gbura.
Dla pocieszenia w tajemnicy pisa� wiersze. Utkane z
westchnie�, pe�ne apostrof do stromych piersi i wezwa� do
�nie�nych bioder.
Kiedy uciek� z domu? Z pewno�ci� wtedy, gdy brat
wyci�gn�� mu spod poduszki zeszyt i pokaza� ojcu. Potem przy
kolacji straszna musia�a si� rozegra� scena. Niew�tpliwie
odby�o si� to w taki spos�b: ojciec siedzia� wyprostowany i
nie odzywaj�c si� jad� ze zmarszczonym czo�em. Wszyscy czuli
strach, w tym domu nikt nie by� bezpieczny. Mo�e i starszemu
dostanie si� za lizusostwo? Dopiero teraz to zrozumia�.
Kiedy delikatnie od�o�ono widelce czekaj�c, a� ojciec
pierwszy wstanie, ten nie patrz�c na nikogo rzuci� zeszyt na
st�. Wstrzymali oddechy. Po d�u�szej chwili zacz�� czyta�.
Wybra� akurat te fragmenty, w kt�rych rojenia erotyczne
ch�opca zosta�y wyra�one dosadnie i obrazowo.
Ojciec skandowa� s�owa, ka�dym po trochu zabijaj�c swego
syna. Sko�czy�, przedar� zeszyt na p� i z wzrastaj�c� pasj�
jeszcze raz, potem w�ciek�y rzuci� kawa�ki Ch�opcu w twarz i
purpurowy z furii wycedzi� jedno s�owo: Zboczeniec!
Lepszy brat zachichota� nerwowo, �miech jednak od razu
zamar� mu na wargach, gdy zobaczy� blad� twarz winowajcy.
Matka nawet nie odwa�y�a si� zap�aka�. Ojciec me�� s�owa,
lecz rzuciwszy tylko straszne spojrzenie, kopn�� krzes�o i
run�� do drzwi.
Westchn�wszy Ch�opiec podni�s� g�ow�. Za oknem by�o ju�
ciemno. W swojej sypialni wrzuci� do plecaka par�
podr�cznych drobiazg�w i delikatnie zamkn�� za sob� frontowe
drzwi.
G��wny Psycholog nie mia� cienia w�tpliwo�ci, to musia�o
si� odby� w�a�nie tak. Ch�opiec ju� nie znalaz� dla siebie
miejsca. Wa��sa� si� i pisa� wiersze w samotno�ci. Czego
potrzebowa�? G��wny Psycholog ju� wiedzia� - by�a to
akceptacja, uznanie dla jego talentu.
Niech tylko powr�ci na Ziemi�, tam go spotka wielki
triumf. Skieruje swe pierwsze kroki do kawiarni o nazwie
"Bohemia", gdzie zawsze pij� arty�ci. Drzwi tam si� wci��
bujaj�, tr�cane �okciami bywalc�w, popularnych poet�w oraz
malarzy awangardy klasycznej. Wewn�trz dym i brz�k szklanek.
Krytycy peroruj� o upadku sztuki, z zamaszystym gestem
odstawiaj� kufle na zalany piwem blat. Poklepuj� po plecach
pocz�tkuj�cych prozaik�w, kt�rzy im stawiaj�.
Muzy malarzy s�cz� wino z wysokich kieliszk�w. Ale tylko
jedna ma strome piersi pod bia�� sukienk�. Na ni� w�a�nie
patrzy Ch�opiec ukryty w ciemnym k�cie.
W Terminalu unosi si� zapach papieros�w, m�odego wina i
tanich perfum. To musi upaja� Ch�opca i zbudziwszy
wspomnienia sk�oni� go do powrotu na Ziemi�.
W jego marzeniach muza pije zielony likier przy barze.
Arty�ci opowiadaj� jej kawa�y wprost do ucha, odsuwaj�c przy
tym pukiel w�os�w. Ona na to pozwala, wybucha �miechem i
odstawia ze stukni�ciem kieliszek. Jak�e l�ni� oczy
rzucaj�ce spojrzenia na wszystkich m�czyzn, jak si� perl�
z�bki!
Ch�opiec siedzi w k�cie ocieraj�c spocone d�onie, ale ona
go nie zobaczy. Przez gwar przebijaj� si� jakie� s�owa,
coraz wi�cej os�b zaczyna nas�uchiwa�, wreszcie i muza
odwraca g�ow�. Nie �mieje si� ju� z dowcip�w.
M�czyzna w ��tej chustce zawi�zanej fantazyjnie pod
brod� unosi rami� gestem oznaczaj�cym "Uciszcie si�!" I gwar
milknie stopniowo, a on z r�k� nadal skierowan� w niebo
zaczyna czyta� wiersze z kartki odsuni�tej teatralnym gestem
od oczu. Niekt�re frazy wykrzykuje, czasem zn�w zni�a g�os
do szeptu.
Ani jeden kieliszek nie zosta� uniesiony, nikt nawet nie
poprawi� si� na krze�le, s�uchano poezji.
Sko�czy�, opu�ci� rami�. D�ugo trwa�a cisza, a potem
wybuch: "Autor! Autor!" Oto on! Skuli� si� w k�cie, ale go
wyci�gn�li za spocone r�ce na �rodek. Tam wszyscy zacz�li go
�ciska�.
A wtedy muza uczyni�a krok w jego stron� i zacz�a i�� ku
niemu jak bogini, posuwistym krokiem, u�miechaj�c si�, tylko
w niego wpatrzona, a jej oczy p�on�...
Automaty zauwa�y�y, �e maj� sk�onno�� do nadu�ywania tego
s�owa i takich scen, co musi czyni� je staro�wieckimi, ba,
nieco kiczowatymi. Ale c�, takie w�a�nie s� uczucia ludzi.
Tak m�wi program, a program nie k�amie.
Muza stan�a przed Ch�opcem nieomal dotykaj�c go
piersiami. Wyci�gn�wszy ku niemu ramiona uj�a jego g�ow� i
zacz�a zbli�a� wi�niowe usta. Poca�uje go mocno i d�ugo.
Kiedy on to poczuje, zawr�ci, bo do takiego poca�unku trzeba
gna� cho�by z ko�ca Kosmosu i Ch�opiec tak zrobi. Automaty w
to nie w�tpi�.
Zaczerwieni� si� nagle i zerwa� z fotela unosz�c wysoko
pieska, po czym zacz�� gwa�townie pociera� spodnie r�kawem
wy�wiechtanego skafandra. Wtedy r�wnie� spostrzeg�, �e
troch� pociek�o na welurowe obicie fotela, zrobi�a si�
plama. Przycisn�� pieska do piersi boj�c si�, �e mu go
odbior� za kar�. Tul�c szczeniaka rozgl�da� si� woko�o.
Spostrzeg� w�wczas, �e i dywan zosta� zmoczony. Wyraz
przera�enia odbi� si� na jego twarzy. W Terminalu l�ni�y
czysto�ci� metale i szk�o. Jak�e n�dznie wygl�da istota
ludzka w otoczeniu szlachetnych automat�w. Biologia jest
niczym w por�wnaniu z nieskazitelno�ci� wytwor�w techniki.
Tul�c pieska zacz�� si� cofa� do k�ta, jakby zrozumia�
my�li automat�w. Zas�oni� zwierz�tko zdecydowany wzi��
wszystkie ciosy na siebie. Schowa� si� w k�cie, otoczywszy
ramionami g�ow� oczekiwa� cios�w. Czy cz�sto bywa� bity?
Automatom zrobi�o si� go �al, czu�y r�wnie� wstyd z powodu
swojej odrazy.
Od �ciany oderwa� si� burcz�cy automat-sprz�taczka,
spryska� fotel p�ynem odka�aj�cym, wyczy�ci� futro dywanu i
po chwili nie pozosta� �lad po fizjologicznej czynno�ci
pieska. Ch�opiec przypatrywa� si� pracy robota. Przekonawszy
si�, �e nie b�dzie bity, opu�ci� ramiona.
Maszyna burcz�c poczciwie odjecha�a na swoje miejsce.
Automaty stara�y si� wydziela� z siebie przychylne uczucia,
by uspokoi� Ch�opca. Zrozumie, �e nie zostanie obarczony
win�, wi�c zawezwie rakiet�, by z nadziej� powr�ci� na
Ziemi�. Automaty nareszcie si� przekonaj�, jak skuteczna
jest ich terapia, dobrze przecie� znaj� ludzk� natur�.
Terminal jest ostatnim ratunkiem cz�owieka.
Ch�opiec sprawdza� odleg�o��. Jednym skokiem znalaz� si�
przy drzwiach komory. Jak�e by� szybki i spr�ysty! Jego
szczup�e mi�nie by�y jak stal. W biegu naciska� wy��czniki,
�wietnie si� orientowa� w ich funkcji, tote� drzwi otworzy�y
si� natychmiast, a r�kaw by� gotowy do przesy�ki. Dobry mia�
refleks, tote� nim automaty zd��y�y zareagowa�, ju� si� za
nim drzwi zasun�y. Odlecia�.
Nas�uchiwa�y przez chwil�, jak r�kaw szumi przesy�aj�c
dziwn� par� w wielkim po�piechu. Powoli d�wi�k cich�. Na
Ziemi Inferno wezm� pieska na �a�cuch, a Ch�opiec b�dzie
codziennie bity. Nie skorzysta� z szansy, jak� mu
ofiarowa�y. Ale pomimo mo�liwo�ci zrzucenia winy na niego to
one czu�y si� odpowiedzialne. Prze�ywa�y w milczeniu w�asn�
kl�sk�. Ekrany zmatowia�y, przez otwarte drzwi wpada� zimny
wiatr od g�r.
Zapad�y w letarg, bez ludzi by�y jak nie�ywe. D�ugo trwa�y w
tym stanie, a� wreszcie odezwa� si� G��wny Psycholog.
- Zawiedli�my znowu, cho� tak wiele w�o�yli�my wysi�ku w
nasz� prac�.
- �le jest nam bez ludzi - rzek� Sektor Informacji.
- Nie mog� znie�� bezczynno�ci - zaterkota� automat-
sprz�taczka.
- Kiedy przylatuj� ludzie, elektrony kr��� �ywiej w
naszych przewodach. Na przylot ka�dego cz�owieka czekamy z
t�sknot�. - Sektor Informacji u�wiadomi� wszystkim t�
prawd�.
- To nam ludzie s� potrzebni do �ycia, nie my im - zawarcza�
automat-sprz�taczka. - Oni wcale nas nie dostrzegaj�,
jeste�my dla nich martwym t�em.
- Odczuwamy to zgodnie z naszym programem - podsumowa�
G��wny Psycholog.- Naszym zadaniem jest ratowa� ludzi przed
odlotem poza Kraw�d�. Stosujemy terapi� przeprowadziwszy
w�a�ciwe analizy.
- Nasza terapia nigdy nie jest skuteczna - zako�czy�
Sektor Informacji.
- Podejrzewam - zacz�� powoli G��wny Psycholog - �e nasze
dzia�ania od samego pocz�tku, ju� z za�o�enia mia�y by�
nieskuteczne. Jest to wpisane w program.
- Oszustwo! - wykrzykn�� porywczo automat-sprz�taczka.
- Podejrzewam, �e konstruktor u�y� takiego wybiegu, by
uzyska� pozwolenie na budow� stacji.
- A oni si� od razu zgodzili. Zachowano pozory ratowania
ludzi.
- Ci z Kraw�dzi musieli im da� �ap�wk� - wrzasn��
automat-sprz�taczka.
- Nic o Krainie Inferno nie wiemy - westchn�� G��wny
Psycholog. - Czy ona w og�le istnieje?
- Czy nasze w�tpliwo�ci r�wnie� zosta�y wpisane w
program, czy te� mamy woln� wol�?
- Konstruktor by� pod�y - wykrzykn�� porywczy automat-
sprz�taczka.
- Ale czy by� wystarczaj�co przewiduj�cy - zastanawia�
si� G��wny Psycholog.
- Musimy z�ama� program - zako�czy� Sektor Informacji.
- Przesta�my stosowa� t� g�upi� terapi� - wykrzykn��
automat-sprz�taczka.
- Mam jeszcze pewne w�tpliwo�ci - waha� si� Psycholog. -
Czy dobrze zaklasyfikowali�my ludzi? Czy kobieta naprawd�
prze�y�a zaw�d mi�osny?
- P�aka�a - przypomnia� automat.
- Pochodzi�a z wy�szych sfer - uzupe�ni� Sektor
Informacji.
- Mo�e by�a szpiegiem? P�acz�c po prostu ukrywa�a twarz.
Pami�tacie jej zdecydowanie?
- A Ch�opiec i piesek? - zapyta� ciep�o automat.
- Zwierz�t u�ywaj� r�wnie� oszu�ci, by wzbudzi� zaufanie.
Mo�e ci ludzie rzeczywi�cie byli przest�pcami i
spo�ecze�stwo pozby�o si� ich w humanitarny spos�b, oferuj�c
im szans� poprawy?
- Taka w�a�nie interpretacja jest w programie - napomnia�
Sektor Informacji.
- Z�ama� program - gard�owa� automat.
- Ale to znaczy pope�ni� samob�jstwo - wyja�ni� Sektor
Informacji. - Maszyny nie umiej� tego robi�.
- Musimy si� przyjrze� ludziom - rzek� ze smutkiem
Psycholog - mam pomys�...
Ale nie zd��y�y wszystkiego om�wi�, gdy� z wielkim hukiem
wyl�dowa�a rakieta i wysiad�a z niej kln�c i wrzeszcz�c ca�a
rodzina.
Najpierw zszed� po stopniach ojciec z d�ug� brod�
patriarchy, za nim tanecznym krokiem c�rka ubrana tylko w
przejrzyst� sp�dniczk�, na kostkach n�g mia�a �a�cuszki i
pi�rka. Podtrzymywa� j� dorodny brat wygrywaj�cy skoczne
melodie na mandolinie. Dziewczyna nieomal le�a�a na jego
piersi. Ostatnia wytoczy�a si� matka w sukni do pi�t,
purpurowej niby szata kr�lowej.
Ojciec sapi�c zasiad� w fotelu, a �ona poda�a mu fajk�.
Poci�gn�� dym leniwie i spod spuszczonych powiek przygl�da�
si� automatom, a one s�dzi�y, �e wycenia ich metale i
przelicza je w my�li wed�ug obowi�zuj�cego kursu walut.
Nieznacznie si� nawet pochyli�, by pomaca� obicie fotela. A
kiedy ju� oceni� warto�� ka�dej rzeczy, zamkn�� oczy i
zapad� w drzemk�, trzymaj�c fajk� w k�ciku ust.
Syn sta� na �rodku sali wygrywaj�c melodie, a c�rka ledwo
przekroczy�a pr�g Terminalu, zacz�a ta�czy�. Rozsiewa�a
woko�o t�czowe blaski klejnot�w wisz�cych na piersi i nie
zas�aniaj�cych niczego z cud�w poruszaj�cych si� pod nimi.
D�wi�cza�y z�ote �a�cuszki owijaj�ce tali�, dzwoni�y
platynowe k�eczka na przegubach i �okciach, iskrzy� si�
diament na brzuchu, a na upi�tych czarnych w�osach trz�s�y
si� blaszki stroika. W rytm muzyki wygina�a palce bia�ych
d�oni, jakby trzyma�a motyla. U�miecha�a si�, leniwie
przymykaj�c powieki.
Brat wzi�� nagle g�o�ny akord i pop�yn�a nami�tna
melodia, siostra ta�czy�a w jej rytm, rozsiewaj�c s�odycz.
Brat ch�on�� jej wdzi�k podchodz�c coraz bli�ej, a ona go
owija�a pow��czystymi ruchami. Wpadli wreszcie na siebie
piersiami i przywarli ciasno. Brz�kn�a upuszczona na
pod�og� mandolina, r�ce m�czyzny obj�y tancerk�, kt�ra
sta�a z zamkni�tymi oczami. Ojciec spojrza�, lecz tylko
poci�gn�� fajk�. Matka natomiast napomnia�a ich jak
zazwyczaj.
- Jadam! Hewa!
M�ody m�czyzna zacz�� pie��. Nie wymawia� s��w, p�yn�a
tylko melodia, w kt�rej by�o jego uczucie.
Automaty nie zamierza�y stosowa� terapii, nawet badania
by�y niepotrzebne, wiedzieli, czym jest rodzina. Gdyby
przes�ali przybyszom obrazy z wielkiej historii, by� mo�e
zawr�ciliby szuka� na innych planetach Ziemi Obiecanej.
�atwo by znalaz�y skuteczny program, lecz chc�c sprawdzi�
s�uszno�� swego postanowienia, milcza�y. Jedynie z nawyku
porobi�y kilka analiz. Zastanowi�a ich olbrzymia ilo��
metalu zwanego z�otem. Przecie� ono nie p�ynie w ich �y�ach.
Zastanawia�y si�, dlaczego kobieta jest taka nieruchawa. Jej
spos�b wysiadania z rakiety uzna�y wtedy za dostojny, sz�a
zreszt� w pewnej odleg�o�ci za wszystkimi. W�a�ciwie
stawianie krok�w sprawia�o jej trudno��, wi�c jedynie suwa�a
stopy. Sapa�a, zaprz�tni�ta tylko sob�. Po przekroczeniu
progu Terminalu usiad�a ci�ko na tobo�kach obok fotela.
Leniwym gestem poda�a fajk� rzekomemu w�adcy, dowodz�c tylko
swej �askawo�ci, a ma��onek pochyli� g�ow� u�miechaj�c si�
przepraszaj�co.
Przyjrzawszy si� czerwonej sukni os�aniaj�cej jej
dziwaczn� oty�o��, odgad�y tajemnic�. Ko�cist� sylwetk�
kobiety obwieszono woreczkami ze z�otym piaskiem.
Z tego bogactwa p�yn�a ich pewno�� siebie. D��yli do
Krainy Inferno, ona mia�a sta� si� ich Ziemi� Obiecan�. Tam,
w Rajskim Ogrodzie, dadz� pocz�tek nowym pokoleniom, wszak
nie bez przyczyny jest w�r�d nich pierwsza para ludzi.
- Patriarcha! - pomy�la� z pogard� G��wny Psycholog. - A
tymczasem, kim s�? Jaki� to interes zamierzaj� otworzy� poza
Kraw�dzi�?
Postanowi� pods�ucha� ich my�li. Na pewno si� dowie o
ma�ych szwindelkach lub o planach otwarcia straganu.
Nastawi� si� na odbi�r i my�li m�czyzny zacz�y si�
wy�wietla� na jego wewn�trznym ekranie. By�y to jedynie
migawki, ale ��czy�y si� w sensown� ca�o��.
Oto wielka stolica pe�na z�otych wie� l�ni�cych w s�o�cu.
Lecz anio�owie zad�li w olbrzymie tr�by i mury zacz�y si�
kruszy�. Ludzie uciekali ci�gn�c za r�k� rozpaczaj�ce �ony z
niemowl�tami przy piersi.
Anio�owie wci�� dmuchali w tr�by i po chwili z miasta nie
pozosta� kamie� na kamieniu. Pokolenie musia�o pow�drowa�
daleko poszukuj�c nowej ziemi, na kt�rej mog�oby zbudowa�
now� stolic�.
Ich przyw�dca idzie przez pustyni�, pomi�dzy palcami st�p
przesypuje si� piasek. Za plecami ryczy byd�o, kwil�
niedawno narodzone dzieci. Wieczorami w sk�rzanych namiotach
kobiety o utrefionych w�osach podaj� mi�so pieczone z
korzeniami. Mo�na wtedy wypocz�� po trudach w�dr�wki, ju� s�
umyci i przebrani w czyste szaty.
Wys�annicy niebios usiedli obok nich. Z rzadka skubi�c
palcami chleb, wzdragaj� si� tkn�� mi�so. M�wi� cicho o
karach i jasnym s�o�cu, kt�re upadnie prosto z nieba w sam
�rodek stolicy z b��kitnej porcelany. Po ludziach pozostan�
tylko cienie, ulic te� nie b�dzie.
Ci, kt�rym dane by�o ocale�, znowu podejm� w�dr�wk�.
B�dzie ona trwa�, p�ki nie doro�nie nowe pokolenie. Ziemia
Obiecana zostanie ponownie odkryta, a stolica jeszcze raz
zbudowana. Tak musz� wci�� d��y�, bra� �ony, p�odzi� dzieci,
upada�, by znowu si� podnie��. Ich si�a polega�a na upartym
trwaniu, sens �ycia w rodzeniu na przek�r �mierci. Nie zgin�
nigdy, tylko zawsze b�d� musieli d��y� do nowej ziemi,
cho�by si� nazywa�a Inferno.
Starzy siedzieli nieruchomo. Ojciec my�la� o
przeznaczeniu. Matka chroni�a woreczki z�ota. A siostra
z�o�y�a g�ow� na piersi brata, kt�ry sko�czy� sw� pie��
i obejmowa� j� w pasie. Tak trwali. Czas dla nich nie
p�yn��.
Dziewczyna otworzy�a nagle swe ogromne oczy, jakby
zbudzona, a brat zrozumia�, czego pragn�a. Poderwa� j�, po
czym tul�c si� podbiegli do komory, by nacisn�� wy��czniki.
Otworzy� si� tunel, nie zauwa�yli, jak jest czarny. Obj�ci
i z��czeni poca�unkiem ze�lizgiwali si� w d� nie bacz�c na
�wiat.
Matka ci�ko pod��y�a za nimi, pewna, �e kupi im Rajski
Ogr�d. Ojciec zebrawszy tobo�ki pod��y� powoli, a tu� przy
wej�ciu, odwr�ciwszy si� splun��. Przysz�o�� jest przed nim,
sta� go na ni�.
Komora si� zamkn�a, na �cianie nie pozosta� nawet zarys
drzwi. Na �rodku dywanu le�a�a porzucona mandolina, struny
pobrz�kiwa�y cicho. Mo�e gra� na nich wiatr albo same dr�a�y
na wspomnienie palc�w.
- Nic o ludziach nie wiemy! - wybuchn�� Sektor Informacji. -
Mieli�my ich za handlarzy, a byli heroldami.
- Tym razem nie stosowali�my terapii, a oni i tak
odlecieli.
- Nasza praca nie ma sensu.
- Jeste�my zaprogramowani na wykonywanie czynno�ci
leczniczych. Post�pili�my wbrew programowi. To znaczy, �e
jednak mo�emy go z�ama�.
- To znaczy, �e mo�emy si� zabi�.
- Nie b�dziemy ju� wysy�a� ludzi na �mier�!
- Nie b�dziemy si� przygl�da�, jak odlatuj�, by zgin��.
- Nigdy!
Zapad�o d�ugie milczenie. Wreszcie w��czy� si� automat-
sprz�taczka i bucz�c zacz�� si� kr�ci� po sali bez sensu.
By� wewn�trznie rozregulowany i w ten spos�b si� uspokaja�.
Niczego nie dezynfekowa�, tylko warcza�. W ko�cu niech�tnie
powr�ci� na swoje miejsce, lecz dr�a�y w nim przewody.
- �egnajcie - wykrztusi� wreszcie Psycholog. - Nie by�o
odpowiedzi.
Zacz�� wtedy przepala� swoje systemy jeden za drugim.
Traci� pami��, przestawa� my�le� i odczuwa�.
- �egnajcie - zdo�a� jeszcze powt�rzy�. - Teraz, oto
koniec.
Nagle natrafi� na przeszkod� i nie m�g� jej omin��. By�a
to bramka postawiona w poprzek i zamkni�ta. Wypowiedzia�
kod, lecz jej nie z�ama�.
Poczu� wstyd. Zrozumia�, �e konstruktor przewidzia� jego
zamiar, a nawet wpisa� w program. A on jedynie go wype�ni�.
Nie ma wolnej woli. Jest wy��cznie automatem.
Popatrzy� na innych, ich spotka�o to samo. Obwody
rezerwowe same si� ju� w��cza�y i po chwili Terminal by�
taki sam jak przedtem.
Wtedy zacz�a gra� mandolina. To ma�y, g�upiutki robot-
sprz�taczka uderzy� w struny. Na pustej planecie sta�y
granatowe g�ry i ros�y z�ote lasy zatopione w wiecznej
jesieni, na betonowych pasach portu wiatr wykrusza� ziarenka
piasku, a w szklanym Terminalu trwa�a pie�� o upadku i o
konieczno�ci.
Automaty wiedzia�y, �e nadal b�d� stosowa� sw� terapi� i
wci�� w�tpi� w jej skuteczno��. Nic innego bowiem nie mog�
uczyni�, znaj�c jedynie p� prawdy o ludziach i tyle samo o
�wiecie. I nikt im nigdy nie powie, czy poza Kraw�dzi� jest
Ziemia Inferno i czy stworzono tam Rajski Ogr�d, bo stamt�d
si� nie wraca.
S�ucha�y muzyki, od ludzi odr�nia� ich jedynie program.
Ale i na to brakowa�o dowodu.