5381

Szczegóły
Tytuł 5381
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5381 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5381 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5381 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Emma Popik Terminal Sztuczna planeta, na kt�rej zbudowano Terminal, wygl�da�a jak wielki plakat reklamowy. Na horyzoncie sta�y granatowe g�ry, nad nimi wisia�o lazurowe niebo. Wok� ros�y lasy, a tu� za portem lotniczym by� on - Terminal. Pe�ni� funkcj� stacji przeka�nikowej. St�d podr�ni odlatywali poza Kraw�d� do Ziemi Inferno. Nikt stamt�d nie wraca�. Gdy ludzie tu przylatywali, ich rakiety natychmiast startowa�y z powrotem na Ziemi�, a oni szli do Terminalu ciesz�c si�, wszystko bowiem wygl�da�o dok�adnie jak w folderze. W holu Terminalu musieli poczeka� na odlot. Przybywali tu jedynie ludzie przegrani, wierz�c, �e na nowej planecie rozpoczn� lepsze �ycie. Jedynie Terminal zna� prawd� o Kraw�dzi. Jego zadaniem by�o sk�oni� ludzi do powrotu na Ziemi�, w tym celu u�ywa� terapii. Terapia by�a programem realizowanym przez automaty. Dlaczego w og�le zezwalano komukolwiek odlatywa� poza Kraw�d�? Ka�dy mia� prawo wybiera� miejsce zamieszkania, pozostawiono r�wnie� nadziej�, a to si� liczy. �eby ukry� to bezwstydne oszustwo, zbudowano Terminal wraz z jego leczniczym programem. Spo�ecze�stwo mog�o pozostawa� w poczuciu dobrze spe�nionego obowi�zku. Oszcz�dzano jednocze�nie na budowie przytu�k�w, na pensjach dla psychiatr�w i dobroczynno�ci. Terminal by� przecie� wysoko wyspecjalizowanym zespo�em automat�w, posiada� co� w rodzaju inteligencji oraz psychiki, uczy� si� na w�asnych b��dach i wci�� doskonali� w s�u�bie cz�owieka. Tego dnia przylecia�a kobieta nazwana przez automaty Per�ow� Dam�. Mia�a na sobie srebrzysty kostium i takie� pantofelki. Nawet jej w�osy l�ni�y jak platyna. Nie ogl�daj�c si� na rakiet�, kt�ra natychmiast odlecia�a, ruszy�a szybko, stukaj�c obcasami po betonowej p�ycie lotniska. Kiedy przekroczy�a pr�g, G��wny Psycholog od razu zauwa�y�, �e kobieta p�acze. Upad�a na fotel kryj�c twarz w ramionach. Automaty wkroczy�y do rutynowej akcji, zaczynaj�c szybko wykonywa� analizy. Zbadano krew i m�zg, sk�ad chemiczny i struktur� fizyczn�. Pozwoli�o im to zobrazowa� spos�b my�lenia kobiety oraz stopie� prze�y� i si�� uczu�. Potem wszystko by�o ju� �atwe. Syntetyzuj�c wyniki setek szczeg�owych analiz, zaklasyfikowano j� do odpowiedniej warstwy spo�ecznej i automaty mog�y z wielk� doz� prawdopodobie�stwa stwierdzi�, jakie wiod�a �ycie. W ko�cu nie ma tak wiele wariant�w. Nast�pnie wybra�y najbardziej skuteczn� terapi�. Kobieta wci�� szlocha�a z �okciami na por�czy fotela. Automaty szepta�y cicho w niezrozumia�ym dla niej j�zyku. Gdyby nawet przys�uchiwa�a si� d�wi�kom, dla niej by�yby one jedynie szumem. Na ekranach wok� zobaczy�aby tylko cyfry i symbole. Ekran�w by�o zreszt� bardzo wiele, ka�dy wy�wietla� ogromn� liczb� danych. Nie mia�a powod�w do podejrze�. Przecie� komputery mog�y po prostu przygotowywa� rakiet� do podr�y lub oblicza� tor lotu. Tote� automaty pracowa�y w spokoju, pewne, �e nie wzbudz� jej czujno�ci i nie wywo�aj� oporu psychicznego. Poniewa� wiedzia�y o niej wszystko, jako pow�d za�amania wykluczy�y utrat� maj�tku oraz spo�ecznego presti�u. Na decyzj� kobiety nie wp�yn�a r�wnie� rozpacz po �mierci bliskiej osoby. Charakteryzowa�a si� tak siln� uczuciowo�ci�, �e pozosta� tylko jeden pow�d - zaw�d mi�osny. Szepta�y o tym komponuj�c obrazy, kt�re zostan� przekazane do jej m�zgu. Musz� si� po�pieszy�, bo szloch stawa� si� coraz g�o�niejszy. Automaty bardzo si� martwi�y, by�y przywi�zane do ludzi. Kobieta mo�e przecie� zerwa� si�, podbiec do komory i otworzy� w�az, by odlecie� na zawsze, to znaczy, �e one nie spe�ni�y swego obowi�zku, co wzbudzi w nich wyrzuty sumienia. Trzeba szybko zacz�� dzia�a�. Ale G��wny Psycholog zwleka�. W ko�cu to na nim spoczywa�a odpowiedzialno��, wi�c jeszcze raz sprawdza� dane: klasa wy�sza, kosztowna szko�a prywatna, m�odo�� sp�dzona w pa�acu. Tak, to si� musia�o zdarzy� podczas jednego z bal�w nawiedzanych przez ludzi �yj�cych jak ona. Z pewno�ci� wygl�da�o to tak: Salon tego wieczoru by� rz�si�cie o�wietlony, na gzymsie marmurowego kominka stoj� orchidee �wie�o zerwane w oran�erii. W rogach na male�kich stoliczkach s� wazy z napojami. �wiat�o l�ni na srebrnych lichtarzach, kwiaty pachn�, w oknach balkonu majowy wiatr wzdyma firanki. Zaraz wejd� go�cie. Pomkn�y impulsy od atomu do elektronu, na�o�y�y si� na fale psi i wp�yn�y do jej m�zgu tam, gdzie si� usk�ada�y zapomniane wydarzenia. Automaty by�y pewne, �e ju� sobie wyobra�a przesz�o��, jej plecy bowiem przesta�y drga�, musia�a si� przenie�� we wspomnienia. Teraz ona siedzi w sypialni przed lustrem ubrana w sukni� z dekoltem, mieni si� srebrzysta tkanina, dobrze jej w tym kolorze. W d�oni szczotka o kryszta�owej r�czce, czesze popielate w�osy, w oczach rozmarzenie, dzisiaj us�yszy wyznanie mi�o�ci. Zaraz zejdzie do salonu, on tam na ni� ju� czeka. Gdyby G��wny Psycholog mia� r�ce, zatar�by je z rado�ci. Czu� satysfakcj�, kobieta odrzuciwszy g�ow� na oparcie fotela odda�a si� marzeniom. By� osob� powa�n�, czu� brzemi� odpowiedzialno�ci, ale jego elektroniczne serce przepe�nia�a duma. Snu� dalej ba�� o ludzkiej duszy. Zesz�a do salonu, ledwo widzi go�ci, on podchodzi i podaje szklank� z napojem. Nie �mie na niego podnie�� oczu, widzi tylko jego du�e r�ce, a takie nigdy nie zawodz�. Uj�� j� silnie pod rami�. Ona pozwala podprowadzi� si� do balkonu. Jego d�o� wyjmuje z wazonu orchide�. (G��wny Psycholog przypomnia� sobie, �e wazon sta� na kominku.) M�czyzna pochyla g�ow�, usta si� wtulaj�, a oczy p�on�ce... Zerwa�a si� nagle, pogr��one w marzeniach automaty nie zd��y�y zareagowa�. Jej r�ka szybko nacisn�a wy��czniki. Kiedy si� otrz�sn�y z upojenia, komora ju� by�a otwarta. Sta�a na progu przyciskaj�c �okciem torebk�, a w niej by�o cacuszko z po�yskuj�c� luf�. Czy to ono zrobi�o dziur� w g�owie m�czyzny? W samym �rodku czo�a zdrajcy? - Rozumiemy ci� - chcia� krzykn�� G��wny Psycholog. - Nie mog�a� post�pi� inaczej! Nie czuj si� winna! To sk�ad pewnych pierwiastk�w w twojej krwi spowodowa� tak siln� reakcj� na stres. Nie potrafi�a� post�pi� inaczej, gdy on ci� zawi�d�. Zosta�! W otwartym wlocie drga� i skr�ca� si� czarny r�kaw, niby p�powina prowadz�ca do �ycia, kt�rego nie ma. Zrobi�a krok pewna siebie. Nawet si� nie obejrza�a. Dopiero po chwili oderwa� si� od �ciany automat- sprz�taczka. Podjecha� do fotela, sp�uka� go p�ynem dezynfekcyjnym i zacz�� si� krz�ta� po sali, wiruj�c niby b�k. Odkurza�, czy�ci� i przez chwil� zapanowa�a domowa atmosfera. Puste ekrany znowu zal�ni�y, a on powr�ci� na swoje miejsce. Poczekalnia zrobi�a si� zimna, nie by�o ju� w niej nawet odrobiny ludzkiego ciep�a, w kt�rym automaty mog�yby si� ogrza�. Zapad�y w martwot�, �aden z nich nie odezwa� si�, by pocieszy� inne. Przecie� tak by�o zawsze. Od dalekich g�r wia�y wiatry, szele�ci�y li�cie i wzdycza�a przestrze�. Automaty czu�y si� osamotnione. Czeka�y. Ch�opiec przylecia� po miesi�cu. Id�c od portu do Terminalu nie�mia�o cz�apa� wykrzywionymi do wewn�trz butami. Drgn��, gdy rakieta wystartowa�a w drog� powrotn�. Pozosta� sam. Mocniej przycisn�wszy rami� do piersi, ruszy� po chwili dalej. Automaty odnios�y wra�enie, �e co� pod koszul� ukrywa. Gdy stan�� na progu, spostrzeg�y, �e przytula ma�ego pieska. Nie mia�y poj�cia, jak uda�o mu si� go przeszmuglowa�. Ch�opiec usiad� na brze�ku fotela, gotowy w ka�dej chwili zerwa� si� do bezsensownej ucieczki. Zachowywa� si� jak przy�apany na gor�cym uczynku. Dopiero gdy pog�aska� pieska, zacz�� si� nie�mia�o rozgl�da�. Widz�c skomplikowane urz�dzenia dziwi� si�, ale w ko�cu przekonany, �e nikogo nie ma, wyj�� pieska spod koszuli. Karmi� go wyszukanym w kieszeni kawa�kiem chleba. Okruchy w zamy�leniu wk�ada� do ust. Spokojnie czeka� na odlot. Ta stacja by�a obca, ale on nigdzie nie mia� w�asnego miejsca. Czasami popatrywa� na ekrany; od d�u�szej chwili wyskakiwa�y na nich cyferki. Automaty by�y pewne, �e niewiele dostrzega i jeszcze mniej rozumie, zaj�ty sob� i jedynym przyjacielem. Nie orientowa� si�, co si� wok� dzieje. Gdy w roztargnieniu przenosi� wzrok z jednego urz�dzenia na drugie, wiedzia�y, �e sygna�y dochodz� do jego m�zgu powoli i w zniekszta�conej formie, nie zna�y jednak powod�w deformacji. Trudno by�o zdecydowa�, czy jest geniuszem czy debilem. Cz�sto pociera� spocone d�onie o spodnie, wi�c zdecydowa�y, �e jest wra�liwy i tylko zbyt nie�mia�y, by zyska� powodzenie. Z pewno�ci� mia� talent,mo�e pisa� wiersze. Oceni�y jego z�e warunki fizyczne, to szczup�a klatka piersiowa i pochylone ramiona sta�y si� przyczyn� jego upadku. Nie zdziwi�y si� widz�c, jak przyciska do siebie chude kolana, nie mia� odwagi usi��� z niedba�� pewno�ci� siebie. Ca�e �ycie nad tym ubolewa�. Musia� mie� starszego brata, kt�ry we wszystkim by� lepszy. To tamten zwyci�a� w biegach i zapasach, w pokoju dziecinnym nie raz spuszcza� mu lanie. On jednak nigdy nie mia� odwagi poskar�y� si� ojcu, zreszt� i tak zosta�by skarcony za donosicielstwo. Brat, oczywi�cie, lepiej si� uczy�, a od dziewczyn nie m�g� si� op�dzi�. Ch�opiec nie mia� nawet �mia�o�ci powiedzie� im "Cze��", tote� uchodzi� za gbura. Dla pocieszenia w tajemnicy pisa� wiersze. Utkane z westchnie�, pe�ne apostrof do stromych piersi i wezwa� do �nie�nych bioder. Kiedy uciek� z domu? Z pewno�ci� wtedy, gdy brat wyci�gn�� mu spod poduszki zeszyt i pokaza� ojcu. Potem przy kolacji straszna musia�a si� rozegra� scena. Niew�tpliwie odby�o si� to w taki spos�b: ojciec siedzia� wyprostowany i nie odzywaj�c si� jad� ze zmarszczonym czo�em. Wszyscy czuli strach, w tym domu nikt nie by� bezpieczny. Mo�e i starszemu dostanie si� za lizusostwo? Dopiero teraz to zrozumia�. Kiedy delikatnie od�o�ono widelce czekaj�c, a� ojciec pierwszy wstanie, ten nie patrz�c na nikogo rzuci� zeszyt na st�. Wstrzymali oddechy. Po d�u�szej chwili zacz�� czyta�. Wybra� akurat te fragmenty, w kt�rych rojenia erotyczne ch�opca zosta�y wyra�one dosadnie i obrazowo. Ojciec skandowa� s�owa, ka�dym po trochu zabijaj�c swego syna. Sko�czy�, przedar� zeszyt na p� i z wzrastaj�c� pasj� jeszcze raz, potem w�ciek�y rzuci� kawa�ki Ch�opcu w twarz i purpurowy z furii wycedzi� jedno s�owo: Zboczeniec! Lepszy brat zachichota� nerwowo, �miech jednak od razu zamar� mu na wargach, gdy zobaczy� blad� twarz winowajcy. Matka nawet nie odwa�y�a si� zap�aka�. Ojciec me�� s�owa, lecz rzuciwszy tylko straszne spojrzenie, kopn�� krzes�o i run�� do drzwi. Westchn�wszy Ch�opiec podni�s� g�ow�. Za oknem by�o ju� ciemno. W swojej sypialni wrzuci� do plecaka par� podr�cznych drobiazg�w i delikatnie zamkn�� za sob� frontowe drzwi. G��wny Psycholog nie mia� cienia w�tpliwo�ci, to musia�o si� odby� w�a�nie tak. Ch�opiec ju� nie znalaz� dla siebie miejsca. Wa��sa� si� i pisa� wiersze w samotno�ci. Czego potrzebowa�? G��wny Psycholog ju� wiedzia� - by�a to akceptacja, uznanie dla jego talentu. Niech tylko powr�ci na Ziemi�, tam go spotka wielki triumf. Skieruje swe pierwsze kroki do kawiarni o nazwie "Bohemia", gdzie zawsze pij� arty�ci. Drzwi tam si� wci�� bujaj�, tr�cane �okciami bywalc�w, popularnych poet�w oraz malarzy awangardy klasycznej. Wewn�trz dym i brz�k szklanek. Krytycy peroruj� o upadku sztuki, z zamaszystym gestem odstawiaj� kufle na zalany piwem blat. Poklepuj� po plecach pocz�tkuj�cych prozaik�w, kt�rzy im stawiaj�. Muzy malarzy s�cz� wino z wysokich kieliszk�w. Ale tylko jedna ma strome piersi pod bia�� sukienk�. Na ni� w�a�nie patrzy Ch�opiec ukryty w ciemnym k�cie. W Terminalu unosi si� zapach papieros�w, m�odego wina i tanich perfum. To musi upaja� Ch�opca i zbudziwszy wspomnienia sk�oni� go do powrotu na Ziemi�. W jego marzeniach muza pije zielony likier przy barze. Arty�ci opowiadaj� jej kawa�y wprost do ucha, odsuwaj�c przy tym pukiel w�os�w. Ona na to pozwala, wybucha �miechem i odstawia ze stukni�ciem kieliszek. Jak�e l�ni� oczy rzucaj�ce spojrzenia na wszystkich m�czyzn, jak si� perl� z�bki! Ch�opiec siedzi w k�cie ocieraj�c spocone d�onie, ale ona go nie zobaczy. Przez gwar przebijaj� si� jakie� s�owa, coraz wi�cej os�b zaczyna nas�uchiwa�, wreszcie i muza odwraca g�ow�. Nie �mieje si� ju� z dowcip�w. M�czyzna w ��tej chustce zawi�zanej fantazyjnie pod brod� unosi rami� gestem oznaczaj�cym "Uciszcie si�!" I gwar milknie stopniowo, a on z r�k� nadal skierowan� w niebo zaczyna czyta� wiersze z kartki odsuni�tej teatralnym gestem od oczu. Niekt�re frazy wykrzykuje, czasem zn�w zni�a g�os do szeptu. Ani jeden kieliszek nie zosta� uniesiony, nikt nawet nie poprawi� si� na krze�le, s�uchano poezji. Sko�czy�, opu�ci� rami�. D�ugo trwa�a cisza, a potem wybuch: "Autor! Autor!" Oto on! Skuli� si� w k�cie, ale go wyci�gn�li za spocone r�ce na �rodek. Tam wszyscy zacz�li go �ciska�. A wtedy muza uczyni�a krok w jego stron� i zacz�a i�� ku niemu jak bogini, posuwistym krokiem, u�miechaj�c si�, tylko w niego wpatrzona, a jej oczy p�on�... Automaty zauwa�y�y, �e maj� sk�onno�� do nadu�ywania tego s�owa i takich scen, co musi czyni� je staro�wieckimi, ba, nieco kiczowatymi. Ale c�, takie w�a�nie s� uczucia ludzi. Tak m�wi program, a program nie k�amie. Muza stan�a przed Ch�opcem nieomal dotykaj�c go piersiami. Wyci�gn�wszy ku niemu ramiona uj�a jego g�ow� i zacz�a zbli�a� wi�niowe usta. Poca�uje go mocno i d�ugo. Kiedy on to poczuje, zawr�ci, bo do takiego poca�unku trzeba gna� cho�by z ko�ca Kosmosu i Ch�opiec tak zrobi. Automaty w to nie w�tpi�. Zaczerwieni� si� nagle i zerwa� z fotela unosz�c wysoko pieska, po czym zacz�� gwa�townie pociera� spodnie r�kawem wy�wiechtanego skafandra. Wtedy r�wnie� spostrzeg�, �e troch� pociek�o na welurowe obicie fotela, zrobi�a si� plama. Przycisn�� pieska do piersi boj�c si�, �e mu go odbior� za kar�. Tul�c szczeniaka rozgl�da� si� woko�o. Spostrzeg� w�wczas, �e i dywan zosta� zmoczony. Wyraz przera�enia odbi� si� na jego twarzy. W Terminalu l�ni�y czysto�ci� metale i szk�o. Jak�e n�dznie wygl�da istota ludzka w otoczeniu szlachetnych automat�w. Biologia jest niczym w por�wnaniu z nieskazitelno�ci� wytwor�w techniki. Tul�c pieska zacz�� si� cofa� do k�ta, jakby zrozumia� my�li automat�w. Zas�oni� zwierz�tko zdecydowany wzi�� wszystkie ciosy na siebie. Schowa� si� w k�cie, otoczywszy ramionami g�ow� oczekiwa� cios�w. Czy cz�sto bywa� bity? Automatom zrobi�o si� go �al, czu�y r�wnie� wstyd z powodu swojej odrazy. Od �ciany oderwa� si� burcz�cy automat-sprz�taczka, spryska� fotel p�ynem odka�aj�cym, wyczy�ci� futro dywanu i po chwili nie pozosta� �lad po fizjologicznej czynno�ci pieska. Ch�opiec przypatrywa� si� pracy robota. Przekonawszy si�, �e nie b�dzie bity, opu�ci� ramiona. Maszyna burcz�c poczciwie odjecha�a na swoje miejsce. Automaty stara�y si� wydziela� z siebie przychylne uczucia, by uspokoi� Ch�opca. Zrozumie, �e nie zostanie obarczony win�, wi�c zawezwie rakiet�, by z nadziej� powr�ci� na Ziemi�. Automaty nareszcie si� przekonaj�, jak skuteczna jest ich terapia, dobrze przecie� znaj� ludzk� natur�. Terminal jest ostatnim ratunkiem cz�owieka. Ch�opiec sprawdza� odleg�o��. Jednym skokiem znalaz� si� przy drzwiach komory. Jak�e by� szybki i spr�ysty! Jego szczup�e mi�nie by�y jak stal. W biegu naciska� wy��czniki, �wietnie si� orientowa� w ich funkcji, tote� drzwi otworzy�y si� natychmiast, a r�kaw by� gotowy do przesy�ki. Dobry mia� refleks, tote� nim automaty zd��y�y zareagowa�, ju� si� za nim drzwi zasun�y. Odlecia�. Nas�uchiwa�y przez chwil�, jak r�kaw szumi przesy�aj�c dziwn� par� w wielkim po�piechu. Powoli d�wi�k cich�. Na Ziemi Inferno wezm� pieska na �a�cuch, a Ch�opiec b�dzie codziennie bity. Nie skorzysta� z szansy, jak� mu ofiarowa�y. Ale pomimo mo�liwo�ci zrzucenia winy na niego to one czu�y si� odpowiedzialne. Prze�ywa�y w milczeniu w�asn� kl�sk�. Ekrany zmatowia�y, przez otwarte drzwi wpada� zimny wiatr od g�r. Zapad�y w letarg, bez ludzi by�y jak nie�ywe. D�ugo trwa�y w tym stanie, a� wreszcie odezwa� si� G��wny Psycholog. - Zawiedli�my znowu, cho� tak wiele w�o�yli�my wysi�ku w nasz� prac�. - �le jest nam bez ludzi - rzek� Sektor Informacji. - Nie mog� znie�� bezczynno�ci - zaterkota� automat- sprz�taczka. - Kiedy przylatuj� ludzie, elektrony kr��� �ywiej w naszych przewodach. Na przylot ka�dego cz�owieka czekamy z t�sknot�. - Sektor Informacji u�wiadomi� wszystkim t� prawd�. - To nam ludzie s� potrzebni do �ycia, nie my im - zawarcza� automat-sprz�taczka. - Oni wcale nas nie dostrzegaj�, jeste�my dla nich martwym t�em. - Odczuwamy to zgodnie z naszym programem - podsumowa� G��wny Psycholog.- Naszym zadaniem jest ratowa� ludzi przed odlotem poza Kraw�d�. Stosujemy terapi� przeprowadziwszy w�a�ciwe analizy. - Nasza terapia nigdy nie jest skuteczna - zako�czy� Sektor Informacji. - Podejrzewam - zacz�� powoli G��wny Psycholog - �e nasze dzia�ania od samego pocz�tku, ju� z za�o�enia mia�y by� nieskuteczne. Jest to wpisane w program. - Oszustwo! - wykrzykn�� porywczo automat-sprz�taczka. - Podejrzewam, �e konstruktor u�y� takiego wybiegu, by uzyska� pozwolenie na budow� stacji. - A oni si� od razu zgodzili. Zachowano pozory ratowania ludzi. - Ci z Kraw�dzi musieli im da� �ap�wk� - wrzasn�� automat-sprz�taczka. - Nic o Krainie Inferno nie wiemy - westchn�� G��wny Psycholog. - Czy ona w og�le istnieje? - Czy nasze w�tpliwo�ci r�wnie� zosta�y wpisane w program, czy te� mamy woln� wol�? - Konstruktor by� pod�y - wykrzykn�� porywczy automat- sprz�taczka. - Ale czy by� wystarczaj�co przewiduj�cy - zastanawia� si� G��wny Psycholog. - Musimy z�ama� program - zako�czy� Sektor Informacji. - Przesta�my stosowa� t� g�upi� terapi� - wykrzykn�� automat-sprz�taczka. - Mam jeszcze pewne w�tpliwo�ci - waha� si� Psycholog. - Czy dobrze zaklasyfikowali�my ludzi? Czy kobieta naprawd� prze�y�a zaw�d mi�osny? - P�aka�a - przypomnia� automat. - Pochodzi�a z wy�szych sfer - uzupe�ni� Sektor Informacji. - Mo�e by�a szpiegiem? P�acz�c po prostu ukrywa�a twarz. Pami�tacie jej zdecydowanie? - A Ch�opiec i piesek? - zapyta� ciep�o automat. - Zwierz�t u�ywaj� r�wnie� oszu�ci, by wzbudzi� zaufanie. Mo�e ci ludzie rzeczywi�cie byli przest�pcami i spo�ecze�stwo pozby�o si� ich w humanitarny spos�b, oferuj�c im szans� poprawy? - Taka w�a�nie interpretacja jest w programie - napomnia� Sektor Informacji. - Z�ama� program - gard�owa� automat. - Ale to znaczy pope�ni� samob�jstwo - wyja�ni� Sektor Informacji. - Maszyny nie umiej� tego robi�. - Musimy si� przyjrze� ludziom - rzek� ze smutkiem Psycholog - mam pomys�... Ale nie zd��y�y wszystkiego om�wi�, gdy� z wielkim hukiem wyl�dowa�a rakieta i wysiad�a z niej kln�c i wrzeszcz�c ca�a rodzina. Najpierw zszed� po stopniach ojciec z d�ug� brod� patriarchy, za nim tanecznym krokiem c�rka ubrana tylko w przejrzyst� sp�dniczk�, na kostkach n�g mia�a �a�cuszki i pi�rka. Podtrzymywa� j� dorodny brat wygrywaj�cy skoczne melodie na mandolinie. Dziewczyna nieomal le�a�a na jego piersi. Ostatnia wytoczy�a si� matka w sukni do pi�t, purpurowej niby szata kr�lowej. Ojciec sapi�c zasiad� w fotelu, a �ona poda�a mu fajk�. Poci�gn�� dym leniwie i spod spuszczonych powiek przygl�da� si� automatom, a one s�dzi�y, �e wycenia ich metale i przelicza je w my�li wed�ug obowi�zuj�cego kursu walut. Nieznacznie si� nawet pochyli�, by pomaca� obicie fotela. A kiedy ju� oceni� warto�� ka�dej rzeczy, zamkn�� oczy i zapad� w drzemk�, trzymaj�c fajk� w k�ciku ust. Syn sta� na �rodku sali wygrywaj�c melodie, a c�rka ledwo przekroczy�a pr�g Terminalu, zacz�a ta�czy�. Rozsiewa�a woko�o t�czowe blaski klejnot�w wisz�cych na piersi i nie zas�aniaj�cych niczego z cud�w poruszaj�cych si� pod nimi. D�wi�cza�y z�ote �a�cuszki owijaj�ce tali�, dzwoni�y platynowe k�eczka na przegubach i �okciach, iskrzy� si� diament na brzuchu, a na upi�tych czarnych w�osach trz�s�y si� blaszki stroika. W rytm muzyki wygina�a palce bia�ych d�oni, jakby trzyma�a motyla. U�miecha�a si�, leniwie przymykaj�c powieki. Brat wzi�� nagle g�o�ny akord i pop�yn�a nami�tna melodia, siostra ta�czy�a w jej rytm, rozsiewaj�c s�odycz. Brat ch�on�� jej wdzi�k podchodz�c coraz bli�ej, a ona go owija�a pow��czystymi ruchami. Wpadli wreszcie na siebie piersiami i przywarli ciasno. Brz�kn�a upuszczona na pod�og� mandolina, r�ce m�czyzny obj�y tancerk�, kt�ra sta�a z zamkni�tymi oczami. Ojciec spojrza�, lecz tylko poci�gn�� fajk�. Matka natomiast napomnia�a ich jak zazwyczaj. - Jadam! Hewa! M�ody m�czyzna zacz�� pie��. Nie wymawia� s��w, p�yn�a tylko melodia, w kt�rej by�o jego uczucie. Automaty nie zamierza�y stosowa� terapii, nawet badania by�y niepotrzebne, wiedzieli, czym jest rodzina. Gdyby przes�ali przybyszom obrazy z wielkiej historii, by� mo�e zawr�ciliby szuka� na innych planetach Ziemi Obiecanej. �atwo by znalaz�y skuteczny program, lecz chc�c sprawdzi� s�uszno�� swego postanowienia, milcza�y. Jedynie z nawyku porobi�y kilka analiz. Zastanowi�a ich olbrzymia ilo�� metalu zwanego z�otem. Przecie� ono nie p�ynie w ich �y�ach. Zastanawia�y si�, dlaczego kobieta jest taka nieruchawa. Jej spos�b wysiadania z rakiety uzna�y wtedy za dostojny, sz�a zreszt� w pewnej odleg�o�ci za wszystkimi. W�a�ciwie stawianie krok�w sprawia�o jej trudno��, wi�c jedynie suwa�a stopy. Sapa�a, zaprz�tni�ta tylko sob�. Po przekroczeniu progu Terminalu usiad�a ci�ko na tobo�kach obok fotela. Leniwym gestem poda�a fajk� rzekomemu w�adcy, dowodz�c tylko swej �askawo�ci, a ma��onek pochyli� g�ow� u�miechaj�c si� przepraszaj�co. Przyjrzawszy si� czerwonej sukni os�aniaj�cej jej dziwaczn� oty�o��, odgad�y tajemnic�. Ko�cist� sylwetk� kobiety obwieszono woreczkami ze z�otym piaskiem. Z tego bogactwa p�yn�a ich pewno�� siebie. D��yli do Krainy Inferno, ona mia�a sta� si� ich Ziemi� Obiecan�. Tam, w Rajskim Ogrodzie, dadz� pocz�tek nowym pokoleniom, wszak nie bez przyczyny jest w�r�d nich pierwsza para ludzi. - Patriarcha! - pomy�la� z pogard� G��wny Psycholog. - A tymczasem, kim s�? Jaki� to interes zamierzaj� otworzy� poza Kraw�dzi�? Postanowi� pods�ucha� ich my�li. Na pewno si� dowie o ma�ych szwindelkach lub o planach otwarcia straganu. Nastawi� si� na odbi�r i my�li m�czyzny zacz�y si� wy�wietla� na jego wewn�trznym ekranie. By�y to jedynie migawki, ale ��czy�y si� w sensown� ca�o��. Oto wielka stolica pe�na z�otych wie� l�ni�cych w s�o�cu. Lecz anio�owie zad�li w olbrzymie tr�by i mury zacz�y si� kruszy�. Ludzie uciekali ci�gn�c za r�k� rozpaczaj�ce �ony z niemowl�tami przy piersi. Anio�owie wci�� dmuchali w tr�by i po chwili z miasta nie pozosta� kamie� na kamieniu. Pokolenie musia�o pow�drowa� daleko poszukuj�c nowej ziemi, na kt�rej mog�oby zbudowa� now� stolic�. Ich przyw�dca idzie przez pustyni�, pomi�dzy palcami st�p przesypuje si� piasek. Za plecami ryczy byd�o, kwil� niedawno narodzone dzieci. Wieczorami w sk�rzanych namiotach kobiety o utrefionych w�osach podaj� mi�so pieczone z korzeniami. Mo�na wtedy wypocz�� po trudach w�dr�wki, ju� s� umyci i przebrani w czyste szaty. Wys�annicy niebios usiedli obok nich. Z rzadka skubi�c palcami chleb, wzdragaj� si� tkn�� mi�so. M�wi� cicho o karach i jasnym s�o�cu, kt�re upadnie prosto z nieba w sam �rodek stolicy z b��kitnej porcelany. Po ludziach pozostan� tylko cienie, ulic te� nie b�dzie. Ci, kt�rym dane by�o ocale�, znowu podejm� w�dr�wk�. B�dzie ona trwa�, p�ki nie doro�nie nowe pokolenie. Ziemia Obiecana zostanie ponownie odkryta, a stolica jeszcze raz zbudowana. Tak musz� wci�� d��y�, bra� �ony, p�odzi� dzieci, upada�, by znowu si� podnie��. Ich si�a polega�a na upartym trwaniu, sens �ycia w rodzeniu na przek�r �mierci. Nie zgin� nigdy, tylko zawsze b�d� musieli d��y� do nowej ziemi, cho�by si� nazywa�a Inferno. Starzy siedzieli nieruchomo. Ojciec my�la� o przeznaczeniu. Matka chroni�a woreczki z�ota. A siostra z�o�y�a g�ow� na piersi brata, kt�ry sko�czy� sw� pie�� i obejmowa� j� w pasie. Tak trwali. Czas dla nich nie p�yn��. Dziewczyna otworzy�a nagle swe ogromne oczy, jakby zbudzona, a brat zrozumia�, czego pragn�a. Poderwa� j�, po czym tul�c si� podbiegli do komory, by nacisn�� wy��czniki. Otworzy� si� tunel, nie zauwa�yli, jak jest czarny. Obj�ci i z��czeni poca�unkiem ze�lizgiwali si� w d� nie bacz�c na �wiat. Matka ci�ko pod��y�a za nimi, pewna, �e kupi im Rajski Ogr�d. Ojciec zebrawszy tobo�ki pod��y� powoli, a tu� przy wej�ciu, odwr�ciwszy si� splun��. Przysz�o�� jest przed nim, sta� go na ni�. Komora si� zamkn�a, na �cianie nie pozosta� nawet zarys drzwi. Na �rodku dywanu le�a�a porzucona mandolina, struny pobrz�kiwa�y cicho. Mo�e gra� na nich wiatr albo same dr�a�y na wspomnienie palc�w. - Nic o ludziach nie wiemy! - wybuchn�� Sektor Informacji. - Mieli�my ich za handlarzy, a byli heroldami. - Tym razem nie stosowali�my terapii, a oni i tak odlecieli. - Nasza praca nie ma sensu. - Jeste�my zaprogramowani na wykonywanie czynno�ci leczniczych. Post�pili�my wbrew programowi. To znaczy, �e jednak mo�emy go z�ama�. - To znaczy, �e mo�emy si� zabi�. - Nie b�dziemy ju� wysy�a� ludzi na �mier�! - Nie b�dziemy si� przygl�da�, jak odlatuj�, by zgin��. - Nigdy! Zapad�o d�ugie milczenie. Wreszcie w��czy� si� automat- sprz�taczka i bucz�c zacz�� si� kr�ci� po sali bez sensu. By� wewn�trznie rozregulowany i w ten spos�b si� uspokaja�. Niczego nie dezynfekowa�, tylko warcza�. W ko�cu niech�tnie powr�ci� na swoje miejsce, lecz dr�a�y w nim przewody. - �egnajcie - wykrztusi� wreszcie Psycholog. - Nie by�o odpowiedzi. Zacz�� wtedy przepala� swoje systemy jeden za drugim. Traci� pami��, przestawa� my�le� i odczuwa�. - �egnajcie - zdo�a� jeszcze powt�rzy�. - Teraz, oto koniec. Nagle natrafi� na przeszkod� i nie m�g� jej omin��. By�a to bramka postawiona w poprzek i zamkni�ta. Wypowiedzia� kod, lecz jej nie z�ama�. Poczu� wstyd. Zrozumia�, �e konstruktor przewidzia� jego zamiar, a nawet wpisa� w program. A on jedynie go wype�ni�. Nie ma wolnej woli. Jest wy��cznie automatem. Popatrzy� na innych, ich spotka�o to samo. Obwody rezerwowe same si� ju� w��cza�y i po chwili Terminal by� taki sam jak przedtem. Wtedy zacz�a gra� mandolina. To ma�y, g�upiutki robot- sprz�taczka uderzy� w struny. Na pustej planecie sta�y granatowe g�ry i ros�y z�ote lasy zatopione w wiecznej jesieni, na betonowych pasach portu wiatr wykrusza� ziarenka piasku, a w szklanym Terminalu trwa�a pie�� o upadku i o konieczno�ci. Automaty wiedzia�y, �e nadal b�d� stosowa� sw� terapi� i wci�� w�tpi� w jej skuteczno��. Nic innego bowiem nie mog� uczyni�, znaj�c jedynie p� prawdy o ludziach i tyle samo o �wiecie. I nikt im nigdy nie powie, czy poza Kraw�dzi� jest Ziemia Inferno i czy stworzono tam Rajski Ogr�d, bo stamt�d si� nie wraca. S�ucha�y muzyki, od ludzi odr�nia� ich jedynie program. Ale i na to brakowa�o dowodu.