532

Szczegóły
Tytuł 532
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

532 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 532 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

532 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Sapkowski KRANIEC �WIATA I Jaskier zszed� ostro�nie ze schodk�w karczmy, nios�c dwie ociekaj�ce pian� st�gwie. Kln�c pod nosem, przecisn�� si� przez grupk� t�ocz�cych si� wok� ciekawskich dzieciak�w. Przeszed� skosem przez podw�rze, omijaj�c krowie placki. Dooko�a wystawionego na majdan sto�u, przy kt�rym wied�min rozmawia� ze starost�, zebra�o si� ju� kilkunastu osadnik�w. Poeta postawi� kufle, usiad�. Z miejsca zorientowa� si�, �e w czasie jego kr�tkiej nieobecno�ci rozmowa nie posun�a si� do przodu nawet o pi�d�. - Jestem wied�minem, panie starosto - powt�rzy� po raz nie wiadomo kt�ry Geralt, ocieraj�c usta z piwnej piany. - Niczym nie handluj�. Nie zajmuj� si� zaci�giem do wojska i nie umiem leczy� nosacizny. Jestem wied�minem. - Taka profesja - wyja�ni� po raz nie wiadomo kt�ry Jaskier. - Wied�min, rozumiecie? Strzygi zabija i upiory. Wszelkie plugastwo t�pi. Zawodowo, za pieni�dze. Pojmujecie, starosto? - Aha! - czo�o starosty zorane g��bokimi bruzdami ci�kiego my�lenia wyg�adzi�o si�. - Wied�min! Trzeba by�o tak od razu! - No w�a�nie - potwierdzi� Geralt. - Od razu zatem zapytam: znajdzie si� tu w okolicy jaka� robota dla mnie? - Aaaa - starosta znowu zacz�� my�le�, w spos�b zauwa�alny. - Robota? Niby te... No... �ywio�aki? Pytacie, s� li tu �ywio�aki? 172 Andrzej Sapkowski Wied�min u�miechn�� si� i kiwn�� g�ow�, tr�c knykciem sw�dz�c� od kurzu powiek�. - S� - doszed� do wniosku starosta po d�u�szej chwili. - Sp�jrzcie tylko tam, widzicie te g�ry? Tam elfy mieszkaj�, tam jest ichnie kr�lestwo. Pa�ace ichnie, powiadam wam, ca�e s� ze szczerego z�ota. Oho, panie! Elfy, powiadam wam. Zgroza. Kto tam p�jdzie, ten ju� nie wraca. - Tak s�dzi�em - rzek� Geralt ch�odno. - W�a�nie dlatego wcale si� tam nie wybieram. Jaskier zarechota� bezczelnie. Starosta, zgodnie z oczekiwaniami Geralta, my�la� d�ugo. - Aha - rzek� wreszcie. - Ano, tak. Ale s� tu i inne �ywio�aki. Z elfiej krainy wida� lez� do nas. O, panie, jest ich a jest. Zliczy� trudno. A najgorsza to Mora b�dzie, dobrze m�wi�, ludkowie? "Ludkowie" o�ywili si�, obiegli st� ze wszystkich stron. - Mora! - rzek� jeden. - Tak, tak, prawie starosta gada. Blada dziewica, ona� po cha�upach chodzi o brzasku, a dzieciaki od tego mr�! - I chochliki - doda� drugi, �o�dak z miejscowej stra�nicy. - Koniom grzywy pl�cz� po stajniach! - I nietopyrze! Nietopyrze tu s�! - I wi�y! Przez nie cz�eka krosta obsypuje! Nast�pne kilka minut up�yn�o na intensywnym wyliczaniu potwor�w naprzykrzaj�cych si� okolicznym w�o�cianom swymi niecnymi uczynkami lub sam� tylko egzystencj�. Geralt i Jaskier dowiedzieli si� o biedakach i ma-munach, przez kt�re uczciwy ch�op nie mo�e trafi� do dom w pijanym widzie, o latawicy, co lata i krowom mleko spija, o biegaj�cej po lesie g�owie na paj�czych nogach, o chobo�dach nosz�cych kra�ne czapeczki i o gro�nym szczupaku, kt�ry wyrywa bielizn� z r�k pior�cych bab, a tylko patrze�, jak we�mie si� za same baby. Nie oby�o si� jak zwykle bez tego, by nie poinformowano ich, �e stara Naradkowa lata noc� na o�ogu, a w dzie� p�ody sp�dza, �e m�ynarz fa�szuje m�k� prochem z �o��dzi, a niejaki Duda, m�wi�c o kr�lewskim w�odarzu, nazwa� tego� z�odziejem i swo�ocz�. Geralt wys�ucha� spokojnie, kiwaj�c g�ow� w udanym KRANIEC �WIATA 173 skupieniu, zada� kilka pyta� dotycz�cych g��wnie dr�g i topografii terenu, po czym wsta� i skin�� na Jaskra. - No, to bywajcie, dobrzy ludzie - powiedzia�. - Rych�o wr�c�, wtedy zobaczymy, co da si� zrobi�. Odjechali w milczeniu wzd�u� cha�up i p�ot�w, odprowadzani przez jazgocz�ce psy i wrzeszcz�ce dzieci. - Geralt - odezwa� si� Jaskier, staj�c w strzemionach zrywaj�c dorodne jab�ko z ga��zi wystaj�cej poza ogrodzenie sadu. - Ca�� drog� narzeka�e�, �e coraz to trudniej przychodzi ci znale�� zaj�cie. A z tego, co przed chwil� s�ysza�em, wynika, �e b�dziesz tu pracowa� do zimy, i to bez wytchnienia. Ty zarobi�by� troch� grosza, ja mia�bym pi�kne tematy do ballad. Dlaczego wi�c, wyt�umacz mi, idziemy dalej? - Nie zarobi�bym tu ani szel�ga, Jaskier. - Dlaczego? - Dlatego, �e w tym, co oni m�wili, nie by�o s�owa prawdy. - Co prosz�? - �aden ze stwor�w, o kt�rych m�wili, nie istnieje. - �artujesz chyba! - Jaskier wyplu� pestk� i rzuci� ogryzkiem w �aciatego kundla, szczeg�lnie zawzi�tego na p�ciny koni. - Nie, to niemo�liwe. Przygl�da�em si� tym ludziom, a ja si� na ludziach znam. Oni nie k�amali. - Nie - zgodzi� si� wied�min. - Nie k�amali. G��boko wierzyli we wszystko. Co nie zmienia faktu. Poeta milcza� czas jaki�. - �aden z tych potwor�w... �aden? To by� nie mo�e. Co� z tego, co wymienili, musi tu by�. Chocia� jedno! Przyzn�j. - Przyznaj�. Jedno tu jest z pewno�ci�. - Ha! Co? - Nietopyrze. Wyjechali za ostatnie p�oty, na go�ciniec w�r�d zagon�w ��tych od rzepaku i faluj�cych na wietrze �an�w bo�a. Drog�, w przeciwnym kierunku, ci�gn�y wy�adowane wozy. Bard prze�o�y� nog� przez ��k siod�a, opar� utnie o kolano i wybrzd�kiwa� na strunach t�skne melodie, od czasu do czasu machaj�c r�k� ku chichocz�cym, 174 Andrzej Sapkowski podkasanym dziewojom, w�druj�cym poboczami z grabiami na krzepkich ramionach. - Geralt - powiedzia� nagle. - Przecie� potwory s�. Mo�e nie jest ich tyle co niegdy�, mo�e nie czaj� si� za ka�dym drzewem w lesie, ale przecie� s�. Istniej�. Czemu wi�c przypisa�, �e ludzie dodatkowo wymy�laj� takie, kt�re nie istniej�? Ma�o tego, wierz� w to, co wymy�laj�? H�? Geralcie z Rivii, s�ynny wied�minie? Nie zastanawia�e� si� nad przyczyn�? - Zastanawia�em, s�ynny poeto. I znam t� przyczyn�. - Ciekawym. - Ludzie - Geralt odwr�ci� g�ow� - lubi� wymy�la� potwory i potworno�ci. Sami sobie wydaj� si� wtedy mniej potworni. Gdy pij� na um�r, oszukuj�, kradn�, lej� �on� lejcami, morz� g�odem babk� staruszk�, t�uk� siekier� schwytanego w pa�ci lisa lub szpikuj� strza�ami ostatniego pozosta�ego na �wiecie jednoro�ca, lubi� my�le�, �e jednak potworniejsza od nich jest Mora wchodz�ca do chat o brzasku. Wtedy jako� l�ej im si� robi na sercu. I �atwiej im �y�. - Zapami�ta�em - powiedzia� Jaskier po chwili milczenia. - Dobior� rymy i u�o�� o tym ballad�. - U��. Ale nie licz na wielki poklask. Jechali wolno, ale wkr�tce stracili z oczu ostatnie cha�upy osady. Niebawem pokonali lini� zalesionych wzg�rz. - Ha - Jaskier wstrzyma� konia, rozejrza� si�. - Sp�jrz, Geralt. Czy� tu nie pi�knie? Idylla, niech mnie diabli. Oko si� raduje! Teren za wzg�rzami opada� �agodnie w kierunku r�wnych, p�askich p�l poci�tych mozaik� r�nokolorowych upraw. Po�rodku, okr�g�e i regularne jak listek koniczyny, szkli�y si� plosa trzech jezior okolonych ciemnymi pasami olchowych zaro�li. Horyzont wytycza�a zamglona, sina linia g�r wznosz�cych si� nad czarn�, bezkszta�tn� po�aci� boru. - Jedziemy, Jaskier. Go�ciniec wi�d� prosto ku jeziorom wzd�u� grobli i ukrytych w olszynach staw�w pe�nych rozkwakanych kaczek krzy��wek, cyranek, czapli i perkoz�w. Bogactwo KRANIEC �WIATA 175 pierzastego zwierza dziwi�o przy widocznych wsz�dzie �ladach dzia�alno�ci cz�owieka - groble by�y zadbane, ob�o�one faszyn�, przepusty wzmocnione kamieniami i balami. Mnichy przy stawach, wcale nie przegni�e, weso�o ciurka�y wod�. W nadjeziornych trzcinach wida� by�o cz�na i pomosty, a z plos stercza�y dr�gi zastawionych sieci i wi�cierzy. Jaskier obejrza� si� nagle. - Kto� jedzie za nami - powiedzia� podniecony. - Na wozie! - Nies�ychane - zadrwi� wied�min, nie ogl�daj�c si�. - Na wozie? A ja my�la�em, �e tutejsi je�d�� na nietopyrzach. - Wiesz, co ci powiem? - warkn�� trubadur. - Im bli�ej kra�ca �wiata, tym bardziej wyostrza ci si� dowcip. Strach pomy�le�, do czego to dojdzie! Jechali niespiesznie, a �e zaprz�ony w dw�jk� srokatych koni w�z by� pusty, dogoni� ich wi�c szybko. - Tppprrrr! - powo��cy m�czyzna wstrzyma� konie tu� za nimi. Nosi� ko�uch na go�� sk�r� i mia� w�osy a� po brwi. - Bog�w chwal�, mi�o�ciwi! - I my - odrzek� Jaskier, bieg�y w obyczaju - ich chwalimy. - Je�li chcemy - mrukn�� wied�min. - Zw� si� Pokrzywka - oznajmi� wo�nica. - Przygl�da�em si� wam, jake�cie ze starost� z G�rnej Posady gadali. Wiem, �e�cie wied�min. Geralt pu�ci� wodze, pozwoli� klaczy poprycha� na przydro�ne pokrzywy. - S�ysza�em - ci�gn�� m�czyzna w ko�uchu - jak wam starosta baj�dy prawili. Miarkowa�em wasz� min� i nie dziwno mi by�o. Dawnom takich bredni i ��y nie s�ychiwa�. Jaskier za�mia� si�. Geralt patrzy� na ch�opa ba�/mile., nic nie m�wi�c. Ch�op, zwany Pokrzywk�, chrz�kn��. - Nie chcieliby�cie si� naj�� do prawdziwej, porz�dnej roboty, panie wied�min? - spyta�. - Mia�bym co� dla was. - C� takiego? Pokrzywka nie spu�ci� oczu. 176 Andrzej Sapkowski - O interesach na go�ci�cu �le si� gada. Jed�my do mnie, do Dolnej Posady. Tam pogadamy. Przecie i tak tamt�dy wam droga. - Sk�d ta pewno��? - St�d, �e tu nie masz innej drogi, a wasze konie w tamte stron� pyskiem, nie chwostem obr�cone. Jaskier za�mia� si� ponownie. - Co na to powiesz, Geralt? - Nic - rzek� wied�min. - Na go�ci�cu �le si� gada. W drog� tedy, mo�ci Pokrzywka. - Troczcie konie do drabki i siednijcie na w�z - zaproponowa� ch�op. - Wygodniej b�dzie. Po co rzy� na kulbace m�czy�? - �wi�ta prawda. Wdrapali si� na w�z. Wied�min z rozkosz� wyci�gn�� si� na s�omie. Jaskier, boj�c si� wida� pobrudzi� sw�j elegancki zielony kubrak, usiad� na desce. Pokrzywka cmokn�� na konie, wehiku� zaturkota� po, umocnionej balami grobli. Przejechali przez most na zaro�ni�tym gr��elami i rz�s� kanale, min�li pas skoszonych ��k. Dalej, jak okiem si�gn��, ci�gn�y si� uprawne pola. - Wierzy� si� nie chce, �e to kraniec �wiata, koniec cywilizacji - powiedzia� Jaskier. - Rzu� tylko okiem, Geralt. �yto jak z�oto, a w tej kukurydzy schowa�by si� ch�op na koniu. Albo ta rzepa, zobacz, jaka ogromniasta. - Znasz si� na rolnictwie? - My, poeci, musimy zna� si� na wszystkim - rzek� wynio�le Jaskier. - W przeciwnym razie kompromitowaliby�my si�, pisz�c. Uczy� si� trzeba, m�j drogi, uczy�. Od rolnictwa zale�y los �wiata, dobrze wi�c zna� si� na rolnictwie. Rolnictwo karmi, ubiera, chroni od ch�odu, dostarcza rozrywki i wspomaga sztuk�. - Z t� rozrywk� i sztuk� troch� przesadzi�e�. - A gorza�k� z czego si� p�dzi? - Rozumiem. - Ma�o rozumiesz. Ucz si�. Sp�jrz, te fioletowe kwiatki. To �ubin. - Po prawdzie, to jest wyka - wtr�ci� Pokrzywka. - KRANIEC �WIATA 177 �ubinu�cie nie widzieli, czy jak? Ale w jednym utrafili�cie, panie. Rodzi si� tu wszystko na pot�g� i ro�nie, a� mi�o. Dlatego i m�wi�: Dolina Kwiat�w. Dlatego si� tu nasi dziadowie posiedlili, elf�w st�d wprz�d wy�en�wszy. - Dolina Kwiat�w, czyli Dol Blathanna - Jaskier tr�ci� �okciem wyci�gni�tego na s�omie wied�mina. - Uwa�asz? Elf�w wy�en�wszy, ale dawnej elfiej nazwy nie uznawszy za konieczne zmieniawszy. Brak fantazji. A jak �yje si� tu wam z elfami, gospodarzu? Macie ich przecie� w g�rach za miedz�. - Nie mieszamy si� jedni do drugich. Oni sobie, my sobie. - Najlepsze wyj�cie - rzek� poeta. - Prawda, Geralt? Wied�min nie odpowiedzia�. II - Dzi�ki za pocz�stunek - Geralt obliza� ko�cian� �y�k� i w�o�y� j� do pustej miski. - Dzi�ki stokrotne, gospodarze. A teraz, je�li pozwolicie, przejdziemy do rzeczy. - Ano, mo�na - zgodzi� si� Pokrzywka. - Co, Dhun? Dhun, starszy Dolnej Posady, ogromny m�czyzna o ponurym wejrzeniu, skin�� na dziewki, te pospiesznie zebra�y ze sto�u naczynia i opu�ci�y �wietlic� ku wyra�nemu �alowi Jaskra, kt�ry od pocz�tku biesiady szczerzy� do nich z�by i zmusza� do chichot�w niewybrednymi �artami. - S�ucham tedy - rzek� Geralt, patrz�c w okno, zza kt�rego dobiega� stuk siekier i odg�os pi�owania. Na podw�rzu wrza�a jaka� robota przy drewnie, ostry �ywiczny zapach dociera� a� do izby. - M�wcie, w czym si� tu wam mog� przyda�. Pokrzywka spojrza� na Dhuna. Starszy osady kiwn�� g�ow�, odchrz�kn��. - Ano, to jest tak - powiedzia�. - Jest tu takie jedno pole... Geralt kopn�� pod sto�em Jaskra, kt�ry ju� szykowa� si� do z�o�liwego komentarza. - Pole - kontynuowa� Dhun. - Dobrze m�wi�, Pokrzywka? Le�a�o to pole d�ugi czas od�ogiem, ale zaoralim je i 178 Andrzej Sapkowski teraz sadzimy tam�j konopie, chmiel i len. Kawa� pola, powiadam wam. A� po sam b�r si�ga... - I co? - nie wytrzyma� poeta. - Co jest na tym polu? - Ano - Dhun uni�s� g�ow�, podrapa� si� za uchem. - Ano, grasuje tam diabo�. - Co? - parskn�� Jaskier. - Co takiego? - Przecie m�wi�. Diabo�. - Jaki diabo�? - A jaki ma by�? Diabo� i tyle. - Diab��w nie ma! - Nie wtr�caj si�, Jaskier - rzek� Geralt spokojnym g�osem. - A wy m�wcie dalej, mo�ci Dhun. - Przecie m�wi�: diabo�. - To ju� wiem. - Geralt, gdy chcia�, potrafi� by� nies�ychanie cierpliwy. - Powiedzcie, jak wygl�da, sk�d si� wzi��, w czym wam przeszkadza. Po kolei, je�li �aska. - Ano - Dhun uni�s� s�kat� d�o� i j�� wylicza�, po kolei odginaj�c palce, z wielkim trudem. - Po kolei, jako �ywo, m�dry z was cz�ek. Ano, tak. Wygl�da to on, panie, jak diabo�, wypisz wymaluj diabo�. Sk�d si� wzi��? Ano znik�d. B�c, trzask, prask i patrzym: diabo�. A przeszkadza� to on nam po prawdzie nie zanadto przeszkadza. Bywa nawet, �e pomaga. - Pomaga? - zarechota� Jaskier, usi�uj�c wyci�gn�� much� z piwa. - Diabe�? - Nie wtr�caj si�, Jaskier. M�wcie dalej, panie Dhun. W jaki to spos�b pomaga wam ten, jak powiadacie... - Diabo� - powt�rzy� z naciskiem kmie�. - Ano, pomaga tak: grunt u�y�nia, gleb� wzrusza, krety t�pi, ptaki p�oszy, rzepy i burak�w dogl�da. A i liszk�, co si� w kapu�cie l�gnie, zjada. Ale kapust� tako� po prawdzie zjada. Nic, ino by �ar�. Jak to diabo�. Jaskier znowu zarechota�, po czym pstrykn�� palcami i strzeli� zmoczon� w piwie much� w kota �pi�cego przy palenisku. Kot otworzy� jedno oko i spojrza� na barda z wyrzutem. - Wszelako� - rzek� spokojnie wied�min - gotowi�cie mi zap�aci�, by pozby� si� tego diab�a, czy tak? Innymi s�owy, nie chcecie go w okolicy? KRANIEC �WIATA 179 - A kt�by - Dhun spojrza� na niego ponuro - chcia� diabo�a na ojcowi�nie? Nasza to ziemia z dziada-pradziada, z kr�lewskiego nadania i nic diabo�owi do niej. Plu� nam na jego pomoc, co to, sami r�k nie mamy? A to, panie wied�min, nie diabo�, a z�o�liwe bydl� i w g�owie ma, z przeproszeniem, nasrane tak, �e wytrzyma� ci�ko. Nie wiedzie� rano, co mu wieczorem do �ba strzeli. A to, panie, w studni� napaskudzi, a to za dziewk� goni, straszy, grozi, �e dupczy� b�dzie. Kradnie, panie, chudob� i spy��. Niszczy a psuje, naprzykrza si�, na grobli ryje, do�y kopie jak pi�mowiec albo bober jaki, woda z jednego stawu ze szcz�tem uciek�a i karpie posn�y. We stogu lulk� pali�, kurwi syn, z dymem pu�ci� wszystko siano... - Rozumiem - przerwa� Geralt. - Wi�c jednak przeszkadza. - Nie - pokr�ci� g�ow� Dhun. - Nie przeszkadza. Psoci jeno, ot co. Jaskier odwr�ci� si� do okna, t�umi�c �miech. Wied�min milcza�. - A, co tu gada� - odezwa� si� milcz�cy do tej pory Pokrzywka. - Wy�cie s� wied�min, nie? To zr�bcie z tym diab�em porz�dek. Szukali�cie roboty w G�rnej Posadzie, sam s�ysza�em. To i macie robot�. Zap�acimy wam, ile trza. Ale zwa�cie, nie chcemy, aby�cie diab�a ubili. Co to, to nie. Wied�min uni�s� g�ow� i u�miechn�� si� paskudnie. - Interesuj�ce - powiedzia�. - Rzek�bym, niecodzienne. - Co? - zmarszczy� si� Dhun. - Niecodzienny warunek. Sk�d tyle mi�osierdzia? - Nie Iza ubija� - Dhun zmarszczy� si� jeszcze bardziej - bo w tej Dolinie... - Nie Iza i ju� - przerwa� Pokrzywka. - Z�apcie go tylko, panie, albo wygo�cie za si�dm� g�r�. A przy zap�acie nie ukrzywdzimy was. Wied�min milcza�, nie przestaj�c si� u�miecha�. - Przybijecie ugod�? - spyta� Dhun. - Najpierw chcia�bym mu si� przyjrze�, temu waszemu diab�u. Kmiecie popatrzyli po sobie. 180 Andrzej Sapkowski - Wasze prawo - powiedzia� Pokrzywka, po czym wsta�. - I wasza wola. Diabo� nocami hula po ca�ej okolicy, ale we dnie siedzi gdzie� w konopiach. Albo w�r�d starych wierzb na bagnisku. Tam se go mo�ecie ogl�dn��. Nie b�dziemy was nagli�. Chcecie wypocz��, wypoczywajcie jak d�ugo wola. Wygody ni jad�a wam nie posk�pimy, wedle prawa go�ciny. Bywajcie. - Geralt - Jaskier zerwa� si� z zydla, wyjrza� na podw�rko, na oddalaj�cych si� od chaty kmieci�w. - Przestaj� zgo�a rozumie�. Nie min�� dzie� od chwili, gdy rozmawiali�my o wyimaginowanych potworach, a ty nagle anga�ujesz si� do �owienia diab��w. A o tym, �e w�a�nie diab�y to wymys�y, �e to stworzenia mityczne, wie przecie� ka�dy, wyj�wszy wida� ciemnych kmiotk�w. Co ma oznacza� tw�j niespodziewany zapa�? Zak�adam, znaj�c ci� troch�, �e nie zni�y�e� si� do za�atwienia nam tym sposobem noclegu, wiktu i opierunku? - Rzeczywi�cie - skrzywi� si� Geralt. - Wygl�da na to, �e mnie ju� troch� znasz, �piewaku. - W takim razie nie rozumiem. - Co tu jest do rozumienia? - Diab��w nie ma! - wrzasn�� poeta, definitywnie wybijaj�c kota ze snu. - Nie ma! Diab�y nie istniej�, do diab�a! - Prawda - u�miechn�� si� Geralt. - Ale ja, Jaskier, nigdy nie mog�em oprze� si� pokusie popatrzenia na co�, co nie istnieje. III - Jedno jest pewne - mrukn�� wied�min obrzuciwszy wzrokiem roztaczaj�c� si� przed nimi spl�tan� konopian� d�ungl�. - G�upi ten diabe� nie jest. - Z czego to wnosisz? - zaciekawi� si� Jaskier. - Z faktu, �e siedzi w nieprzebytym g�szczu? Byle zaj�c ma na to do�� rozumu. - Chodzi o specjalne w�a�ciwo�ci konopi. Tak ogromne pole emituje siln� aur� antymagiczn�. Wi�kszo�� zakl�� by�aby tu bezu�yteczna. A tam, sp�jrz, widzisz te tyczki? KRANIEC �WIATA 181 To chmiel. Polleny z szyszek chmielu maj� podobne dzia�anie. Za�o�� si�, �e to nie przypadek. �ajdak wyczuwa aur� i wie, �e jest tu bezpieczny. Jaskier odkaszln��, poprawi� spodnie. - Ciekawym - powiedzia�, drapi�c si� w czo�o pod kapelusikiem - jak te� si� do tego zabierzesz, Geralt. Nigdy ci� jeszcze nie widzia�em przy pracy. Zak�adam, �e wiesz co nieco o chwytaniu diab��w. Staram si� przypomnie� sobie niekt�re staro�ytne ballady. By�a taka jedna, o diable i babie, nieprzyzwoita, ale zabawna. Baba, uwa�asz... - Daruj mi bab�, Jaskier. - Jak chcesz. Chcia�em by� pomocny, nic wi�cej. A staro�ytnych przy�piewek nie nale�y lekcewa�y�, tkwi w nich nagromadzona przez pokolenia m�dro��. Jest ballada o parobku imieniem Yolop, kt�ry... - Przesta� gada�. Czas zabra� si� do roboty. Zapracowa� na wikt i opierunek. - Co chcesz zrobi�? - Pomyszkuj� troch� w konopiach. - Oryginalne - parskn�� trubadur. - Cho� niewyrafinowane. - A ty, jak by� si� do tego zabra�? - Inteligentnie - nad�� si� Jaskier. - Sprytnie. Z nagonk�, dla przyk�adu. Wyp�dzi�bym diab�a z chaszczy, a w czystym polu dogna�bym go konno, wzi�� na arkan. Co o tym s�dzisz? - Wcale ciekawa koncepcja. Kto wie, mo�e i do zastosowania, je�li zechcia�by� uczestniczy�, bo do takiej operacji trzeba co najmniej dw�ch. Ale na razie jeszcze nie polujemy. Na razie chc� si� zorientowa�, co to takiego jest, �w diabe�. Dlatego musz� poszpera� w konopiach. - Hej! - bard dopiero teraz zauwa�y�. - Nie wzi��e� miecza! - A po co? Te� znam ballady o diab�ach. Ani baba, ani parobek imieniem Yolop nie u�ywali mieczy. - Hmm... - Jaskier rozejrza� si�. - Musimy pcha� si� w sam �rodek tej g�stwiny? - Ty nie musisz. Mo�esz wraca� do wsi i czeka� tam na mnie. 182 Andrzej Sapkowski - O, nie - zaprotestowa� poeta. - Mam straci� tak� okazj�? Te� chc� zobaczy� diab�a, przekona� si�, czy rzeczywi�cie jest taki straszny, jak go maluj�. Pyta�em, czy koniecznie musimy przedziera� si� poprzez konopie, skoro tam jest �cie�ka. - Faktycznie - Geralt przys�oni� oczy d�oni�. - Jest �cie�ka. Skorzystajmy z niej. - A je�li to diabla �cie�ka? - Tym lepiej. Nie nachodzimy si� zbytnio. - Wiesz, Geralt - papla� bard, krocz�c za wied�minem w�sk�, nier�wn� �cie�ynk� w�r�d konopi. - Zawsze my�la�em, �e "diabe�" to tylko taka metafora, wymy�lona, �eby by�o jak kl��. "Diabli nadali", "niech to diabli", "do diab�a". My tak m�wimy we wsp�lnym. Nizio�ki, gdy widz� nadje�d�aj�cych go�ci, m�wi�: "Znowu kogo� diabli nios�". Krasnoludy kln�: "Dtiwel hoael", gdy im si� co� nie uda, a kiepski towar nazywaj�: "Dliweisheyss". A w Starszej Mowie jest takie powiedzonko: "A d'yaebl aep ar-se", co znaczy... - Wiem, co to znaczy. Przesta� ple��, Jaskier. Jaskier zamilk�, zdj�� ozdobiony czaplim pi�rkiem kapelusik, powachlowa� si� nim i wytar� spocone czo�o. W g�stwinie panowa�o ci�kie, wilgotne, duszne gor�co, pot�gowane jeszcze wisz�cym w powietrzu zapachem kwitn�cych traw i chwast�w. �cie�ka zakr�ca�a lekko, a tu� za zakr�tem ko�czy�a si� niedu��, wydeptan� w zielsku polank�. - Sp�jrz, Jaskier. W samym centrum polanki le�a� du�y, p�aski kamie�, na nim sta�o kilka glinianych miseczek. Mi�dzy miseczkami rzuca�a si� w oczy wypalona prawie do ko�ca �ojowa �wieczka. Geralt widzia� przyklejone do plack�w roztopionego t�uszczu ziarna kukurydzy i bobu, jak r�wnie� inne, nierozpoznawalne pestki i nasionka. - Tak przypuszcza�em - mrukn��. - Sk�adaj� mu ofiary. - W samej rzeczy - rzek� poeta, wskazuj�c na �wieczk�. - I pal� diab�u ogarek. Ale karmi� go, jak widz�, ziarenkami, niby jakiego� czy�yka. Zaraza, co za cholerny chlew. Wszystko tu a� lepi si� od miodu i dziegciu. Co... KRANIEC �WIATA 183 Dalsze s�owa barda zag�uszy�o gro�ne i dono�ne beczenie. W konopiach co� zaszu�ci�o i zatupa�o, po czym z g�stwiny wy�oni� si� najdziwniejszy stw�r, jakiego Geraltowi zdarzy�o si� ogl�da�. Stworzenie mia�o nieco powy�ej s��nia wzrostu, wy�upiaste oczy, kozie rogi i brod�. R�wnie� usta, ruchliwe, podzielone i mi�kkie, przywodzi�y na my�l �uj�c� koz�. Dolna cz�� cia�a stwora pokryta by�a d�ugim, g�stym ciemnorudym w�osem a� po rozwidlone racice. Dziwol�g wyposa�ony by� te� w d�ugi, zako�czony p�dzlastym kutasem ogon, kt�rym energicznie zamiata�. - Uk! Uk! - szczekn�� potw�r, przebieraj�c racicami. -Czego tu? Precz, precz, bo na rogi wezm�, uk, uk! - Kopn�� ci� kto� kiedy� w rzy�, kozio�ku? - nie wytrzyma� Jaskier. - Uk! Uk! Beeeeee! - zabecza� ko�lor�g. Trudno by�o oceni�, czy by�o to potwierdzenie, zaprzeczenie czy te� beczenie dla samej jeno sztuki. - Zamilcz, Jaskier - warkn�� wied�min. - Ani s�owa. - Blebleblebeeeeee! - zagulgota� w�ciekle stw�r, przy czym warga rozesz�a si� szeroko, ukazuj�c ��te ko�skie z�by. - Uk! Uk! Uk! Bleubeeeubleuuubeeeee! - Jak najbardziej - kiwn�� g�ow� Jaskier. - Katarynka i dzwoneczek s� twoje. Gdy b�dziesz szed� do domu, mo�esz je zabra�. - Przesta�, do cholery - sykn�� Geralt. - Psujesz wszystko. Zachowaj dla siebie g�upie �arty... - �arty!!! - rykn�� dono�nie ko�lor�g i podskoczy�. - �arty, beee, beeee! Nowi �artownisie przyszli, co? Przynie�li kulki �elazne? Ja wam dam kulki �elazne, �ajdakowie wy, uk, uk, uk! �art�w si� wam zachcia�o, beeee? Macie �arty! Macie wasze kulki! Macie! Stw�r podskoczy� i machn�� gwa�townie r�k�. Jaskier zawy� i usiad� na �cie�ce, trzymaj�c si� za czo�o. Stw�r zabecza�, zamachn�� si� ponownie. Ko�o ucha Geralta co� �wisn�o. - Macie wasze kulki! Beeee! Calowej �rednicy �elazna kulka r�bn�a wied�mina w rami�, nast�pna trafi�a Jaskra w kolano. Poeta zakl�� 184 Andrzej Sapkowski szpetnie i rzuci� si� do ucieczki. Geralt nie czekaj�c skoczy� za nim, a kulki �wiszcza�y mu nad g�ow�. - Uk! Uk! Beeee! - wrzasn�� ko�lor�g, podskakuj�c. -Ja wam dam kulki! �artownisie zasrani! Kulka za�wiszcza�a w powietrzu. Jaskier zakl�� jeszcze szpetniej, chwytaj�c si� za potylic�. Geralt rzuci� si� w bok, pomi�dzy konopie, ale nie unikn�� pocisku, kt�ry trafi� go w �opatk�. Trzeba by�o przyzna�, diabe� rzuca� zatrwa�aj�co celnie i wydawa� si� mie� nieprzebrany zapas kulek. Wied�min, klucz�c w�r�d g�stwiny, us�ysza� jeszcze triumfalne beczenie zwyci�skiego diab�a, a zaraz potem �wist kolejnej kulki, blu�nierstwo i tupot n�g Jaskra zmykaj�cego �cie�k�. A potem zapad�a cisza. IV - No wiesz, Geralt - Jaskier przy�o�y� do czo�a sch�odzon� w wiadrze podkow�. - Tego si� nie spodziewa�em. Taka rogata pokraka z kozi� brod�, taki cap kosmaty, a pogoni� ci� jak jakiego� ch�ystka. A ja oberwa�em w �eb. Zobacz, jakiego mam guza! - Pokazujesz mi go po raz sz�sty. Nie wygl�da ciekawiej ani�eli za pierwszym. - Mi�y jeste�. A my�la�em, �e b�d� przy tobie bezpieczny! - Nie prosi�em, by� �azi� za mn� w konopie. Prosi�em natomiast, by� trzyma� za z�bami tw�j niewyparzony j�zyk. Nie pos�ucha�e�, teraz cierp. W milczeniu, je�li �aska, bo w�a�nie nadchodz�. Do �wietlicy weszli Pokrzywka i zwalisty Dhun. Za nimi drepta�a siwiute�ka i pokr�cona jak precel babule�ka prowadzona przez jasnow�osego i przera�liwie chudego podlotka. - Mo�ci Dhun, mo�ci Pokrzywka - zacz�� wied�min bez wst�p�w. - Zanim wyruszy�em, pyta�em, czy pr�bowali�cie ju� sami co� przedsi�wzi�� wzgl�dem tego waszego diab�a. Powiedzieli�cie, �e nie robili�cie niczego. Mam powody przypuszcza�, �e by�o inaczej. Czekam na wyja�nienia. KRANIEC �WIATA 185 Osadnicy pomruczeli mi�dzy sob�, po czym Dhun pokas�a� w pi�� i post�pi� krok. - Prawi�cie, panie. Wybaczenia prosim. Ze�gali�my, bo wstyd nas �ar�. Chcieli�my sami diabo�a przechytrzy�, sprawi�, by poszed� sobie od nas precz... - Jakim sposobem? - U nas w Dolinie - rzek� wolno Dhun - ju� dawniej objawia�y si� straszyd�a. Smoki lataj�ce, wijuny ziemne, burda�aki, upiry, paj�ki ogromniaste i �mije r�ne. A my zaw�dy sposobu na plugastwo wszelkie w naszej ksi�dze szukali. - W jakiej ksi�dze? - Poka�cie ksi�g�, babko. Ksi�g�, m�wi�. Ksi�g�! Krew mnie zaleje zaraz! G�ucha, by pie�! Lilie, rzeknij babce, �eby ksi�g� pokaza�a! Jasnow�osa dziewczyna wyszarpn�a wielk� ksi�g� ze szponiastych palc�w staruszki i poda�a j� wied�minowi. - W ksi�dze tej - ci�gn�� Dhun - kt�r� w rodzie naszym mamy od niepami�tnych czas�w, s� sposoby na wszystkie potwory, czary i cudactwa, jakie na �wiecie by�y, s� albo b�d�. Geralt obr�ci� w d�oniach ci�kie, grube, obros�e t�ustym kurzem tomisko. Dziewczyna wci�� sta�a przed nim, mn�c d�o�mi fartuszek. By�a starsza, ni� pocz�tkowo przypuszcza� - zmyli�a go jej filigranowa posta�, tak r�na od krzepkiej postury innych dziewcz�t z osady, zapewne jej r�wie�niczek. Po�o�y� ksi�g� na stole i odwr�ci� ci�k� drewnian� ok�adk�. - Rzu� na to okiem, Jaskier. - Pierwsze Runy - oceni� bard, zagl�daj�c mu przez rami�, z podkow� ci�gle przy�o�on� do czo�a. - Najstarsze pismo u�ywane do czasu wprowadzenia nowoczesnego alfabetu. Oparte jeszcze na runach elfich i krasnoludzkich ideogramach. Zabawna sk�adnia, ale tak w�wczas m�wiono. Ciekawe ryciny i iluminacje. Niecz�sto widzi si� co� takiego, Geralt, a je�eli ju�, to w bibliotekach �wi�tynnych, nie po wsiach na kra�cu �wiata. Na wszystkich bog�w, sk�d to macie, w�o�cianie kochani? Chyba nie chce- 186 Andrzej Sapkowski ci� nam wm�wi�, �e umiecie to czyta�? Babko? Umiesz czyta� Pierwsze Runy? Umiesz czyta� jakiekolwiek runy? - Czegoooo? Jasnow�osa dziewczyna zbli�y�a si� do babki i szepn�a jej co� wprost do ucha. - Czyta�? - starowinka pokaza�a w u�miechu bezz�bne dzi�s�a. - Ja? Nie, z�ociutki. Tej sztuki nie posiad�a �em. - Obja�nijcie mi - rzek� Geralt zimno, odwracaj�c si� do Dhuna i Pokrzywki - jakim sposobem korzystacie z ksi�gi, nie umiej�c czyta� run�w? - Najstarsza babka zaw�dy wie, co w ksi�dze stoi -rzek� ponuro Dhun. - A tego, co wie, uczy jak� m�od�, gdy ju� jej pora do ziemi. Sami baczycie, �e naszej babce ju� pora. Babka tedy przygarn�a Lilie i uczy j�. Ale p�ki co, babka najlepiej wie. - Stara wied�ma i m�oda wied�ma - mrukn�� Jaskier. - Je�li dobrze rozumiem - powiedzia� Geralt z niedowierzaniem - babka zna ca�� ksi�g� na pami��? Czy tak? Babciu? - Ca�� nie, gdzie�by tam - odrzek�a' babka, znowu za po�rednictwem Lilie - jeno to, co podle obrazka stoi. - Aha - Geralt otworzy� ksi�g� na chybi� trafi�. Widniej�cy na naddartej stronicy obrazek przedstawia� c�tko-wan� �wini� z rogami w kszta�cie liry. - Pochwalcie si� zatem, babciu. Co tu jest napisane? Babka zamlaska�a, przyjrza�a si� rycinie, po czym zamkn�a oczy. - Tur rogaty albo taurus - wyrecytowa�a. - Przez nieuk�w ziubrem zwany b��dnie. Rogi ma i bodzie niemi... - Do��. Bardzo dobrze, zaiste - wied�min przewr�ci� kilka lepi�cych si� stron. - A tu? - Pochmurniki a p�anetniki rozmaite s�. Te deszcz lej�, tamte wiater siej�, owamte pioruny miotaj�. Chceszli urodzaj od nich uchroni�, we�mij n� �elazny, nowy, �ajna mysiego �uty trzy, czapli siwej smalcu... - Dobrze, brawo. Hmm... A tu? Co to jest? Rycina przedstawia�a rozczochrane straszyd�o na koniu, z ogromnymi �lepiami i jeszcze wi�kszymi z�bami. W l KRANIEC �WIATA 187 prawej r�ce straszyd�o dzier�y�o poka�ny miecz, w lewej w�r pieni�dzy. - Wied�mak - zamamla�a babka. - Przez niekt�rych wied�minem zwany. Wzywa� go niebezpiecznie barzo, w�dy trzeba, bo gdy przeciw potworu a plugastwu niczym nie uradzi, wied�mak uradzi. Baczy� aby trzeba... - Wystarczy - mrukn�� Geralt. - Wystarczy, babciu. Dzi�kuj�. - Nie, nie - zaprotestowa� Jaskier ze z�o�liwym u�miechem. - Jak tam dalej idzie? Wielce ciekawa to ksi�ga! M�wcie, babciu, m�wcie. - Eee... Baczy� aby trzeba, coby wied�maka nie dotyka�, bo od tego oparszywie� mo�na. A dziewki przed nim kry�, bo wied�mak chutliwy jest ponad miar� wszelk�... - Zgadza si�, wypisz wymaluj - za�mia� si� poeta, a Lilie, jak wyda�o si� Geraltowi, u�miechn�a si� ledwie zauwa�alnie. - ...chocia wied�mak wielce chciwy a na z�oto �asy -namrota�a babka, mru��c oczy - nie da� onemu wi�cej ak: za utopca srebrny grosz abo p�torak. Za koto�aka: srebrne grosze dwa. Za w�pierza: srebrne grosze cztery... - To by�y czasy - mrukn�� wied�min. - Dzi�kuj�, babko. A teraz poka�cie nam, gdzie tu o diable mowa i c� to .si�ga o diab�ach powiada. Tym razem wi�cej rad bym s�ysze�, bom ciekaw, jakiego to sposobu na niego u�yli�cie. - Uwa�aj, Geralt - zachichota� Jaskier. - Zaczynasz spada� w ten �argon. To zara�liwa maniera. Babka, z trudem opanowuj�c dr�enie r�ki, przewr�ci�a kilka stronic. Wied�min i poeta schylili si� nad sto�em. W samej rzeczy, na rycinie figurowa� miotacz kulek, rogaty, �ochaty, ogoniasty i z�o�liwie u�miechni�ty. - Diabo� - wyrecytowa�a babka. - Tako� zwany rokita bo silvan. Przeciw chudobie a domowej gadzinie szkodnik wielki i uprzykrzony. Chceszli go z opola wygoni�, tako uczy�... - No, no - zamrucza� Jaskier. - We�mij orzech�w jedn� przygar�� - ci�gn�a babka, wodz�c palcem po pergaminie. - We�mij zasi� kulek �ela- 188 Andrzej Sapkowski znych przygar�� drug�. Miodu �agiewk�, dziegciu drug�. Myd�a szarego fask�, twarogu drug�. K�dy diabo� siedzi, p�jd� nocn� por�. A je�� pocznij orzechy. Wraz diabo�, kt�ren �akomy jest, przybie�y i spyta, smaczne li. Wonczas daj onemu kulki �elazne... - A �eby was cholera - mrukn�� Jaskier. - A �eby was pokr�ci�o... - Cicho - rzek� Geralt. - No, babciu. Dalej. - ...z�b�w nad�amawszy, diabo�, baczywszy, jak mi�d jesz, tako� miodu zapragnie. Daj onemu dziegciu, a sam twar�g jedz. Pos�yszysz niebawem, jak diabo�owi we wn�trzu burczy a kurczy, ale poz�r daj, jakoby to nic. A zechce diabo� twarogu, daj onemu myd�a. Po mydle zasi� diabo� nie zdzier�y... - Doszli�cie do myd�a? - przerwa� Geralt z kamienn� twarz�, odwracaj�c si� w stron� Dhuna i Pokrzywki. - A gdzie tam - st�kn�� Pokrzywka. - Aby do kulek. Och, panie, da� on nam bobu, gdy kulk� ugryzn��... - A kto wam kaza� - rozsierdzi� si� Jaskier - dawa� mu tyle kulek? Stoi w ksi�dze, �eby jeno przygar��. A wy jemu w�r onych kulek dali! Wy jemu amunicji na dwa roki bez ma�a przysporzyli, durni wy! - Uwa�aj - u�miechn�� si� wied�min. - Wpadasz w �argon. To zara�liwe. - Dzi�kuj�. Geralt raptownie uni�s� g�ow�, spojrza� w oczy stoj�cej obok babki dziewczyny. Lilie nie spu�ci�a wzroku. Oczy mia�a jasne i w�ciekle niebieskie. - Dlaczego sk�adacie diab�u ofiary w postaci ziarna? -spyta� ostro. - Przecie� wida�, �e to typowy ro�lino�erca. Lilie nie odpowiedzia�a. � - Zada�em ci pytanie, dziewczyno. Nie b�j si�, od rozmowy ze mn� nie parszywieje si�. - Nie pytajcie jej o nic, panie - odezwa� si� Pokrzywka z wyra�nym zak�opotaniem w g�osie. - Lilie... Ona... Dziwna jest. Nie odpowie wam, nie przymuszajcie jej. Geralt nadal patrzy� w oczy Lilie, a Lilie nadal nie spuszcza�a wzroku. Poczu� dreszcz biegn�cy po plecach, wpe�zaj�cy na kark. KRANIEC �WIATA 189 - Dlaczego nie poszli�cie na diab�a z k�onicami i wid�ami? - uni�s� g�os. - Dlaczego nie zastawili�cie na niego pa�ci? Gdyby�cie tylko zechcieli, jego kozi �eb by�by ju� zatkni�ty na kiju jako straszyd�o na wrony. Mnie uprzedzili�cie, bym go nie pr�bowa� zabi�. Dlaczego? Ty im tego zabroni�a�, prawda, Lilie? Dhun wsta� z �awy. G�ow� niemal si�ga� powa�y. - Wyjd�, dziewko - warkn��. - Zabierz babk� i wyjd� st�d. - Kto to jest, mo�ci Dhun? - podj�� wied�min, gdy za babk� i Lilie zamkn�y si� drzwi. - Kim jest ta dziewczyna? Dlaczego cieszy si� u was wi�kszym szacunkiem ni� ta cholerna ksi�ga? - Nie wasza rzecz - Dhun spojrza� na niego, a w spojrzeniu tym nie by�o przyja�ni. - M�dre niewiasty u siebie w miastach prze�ladujcie, u siebie stosy podpalajcie. U nas tego nie by�o i nie b�dzie. - Nie zrozumieli�cie mnie - rzek� wied�min zimno. - Bom si� i nie stara� - warkn�� Dhun. - Zauwa�y�em to - wycedzi� Geralt, te� nie sil�c si� na serdeczno��. - Ale jedn� podstawow� rzecz raczcie zrozumie�, mo�ci Dhun. Nadal nie wi��e nas �adna umowa, nadal nie zobowi�za�em si� wobec was do niczego. Nie macie podstaw do mniemania, �e kupili�cie sobie wied�mina, kt�ry za srebrny grosz albo p�torak zrobi to, czego wy zrobi� nie umiecie. Albo nie chcecie. Albo nie wolno wam. Ot� nie, mo�ci Dhun. Nie kupili�cie sobie jeszcze wied�mina i nie my�l�, �eby wam si� to uda�o. Nie przy waszej niech�ci do rozumienia. Dhun milcza�, mierz�c Geralta ponurym wejrzeniem. Pokrzywka zachrz�ka�, powierci� si� na �awie, szuraj�c �apciami po klepisku, potem nagle wyprostowa� si�. -Panie wied�min - powiedzia�. - Nie sierd�cie si�. Powiemy wam, co i jak. Dhun? Starszy osady kiwn�� przyzwalaj�co, usiad�. - Jake�my tu jechali - zacz�� Pokrzywka - baczyli�cie, jak tu wszystko ro�nie, jakie si� tu zbiory udaj�. Takie si� tu nieraz uhoduje, o jakie gdzie indziej trudno albo i w og�le nie u�wiadczysz. Tak tedy u nas sadzonki a 190 Andrzej Sapkowski siewne ziarno wa�na rzecz, my i danin� tym p�acim, i sprzedajem, i mieniamy si�... - Co to ma wsp�lnego z diab�em? - Ma. Diabo� dawniej aby naprzykrza� si� i g�upie figle p�ata�, a� tu zacz�� ziarno wykrada� na pot�g�. Z pocz�tku zacz�li�my mu nosi� po troszku na kamie� w konopiach, my�lelim, na�re si� i da pok�j. Nic z tego: krad� dalej, a� trzeszcza�o. A jake�my przed nim zapasy kry� pocz�li po sklepach i szopach na trzy spusty zamknionych, to on w�ciek� si�, panie, rycza�, becza�, "uk-uk" wo�a�, a kiedy on "uk-uk", tedy lepiej nogi za pas. Grozi�, �e... - ...dupczy� b�dzie - wtr�ci� Jaskier z rubasznym u�miechem. - To te� - przytakn�� Pokrzywka. - A i o czerwonym kurze napomkn��. D�ugo by gada�, nie m�g� kra��, to za��da� daniny. Kaza� sobie ziarno i inne dobro nosi� worami ca�ymi. Wtedy prawie �e�my si� ze�lili i zamiarowali�my mu ogoniast� rzy� przetrzepa�. Ale... Kmie� chrz�kn��, spu�ci� g�ow�. - Nie trza kr�ci� - odezwa� si� nagle Dhun. - �le�my wied�mina ocenili. Gadaj wszystko, Pokrzywka. - Babka zabroni�a diab�a bi� - powiedzia� szybko Pokrzywka - ale� przecie wiemy, �e to Lilie, bo babka... Babka tylko to gada, co jej Lilie ka�e. A my... Wiecie sami, panie wied�min. My si� s�uchamy. - Zauwa�y�em - Geralt skrzywi� usta w u�miechu. -Babka potrafi tylko trz��� brod� i mi�dli� tekst, kt�rego sama nie rozumie. A na dziewczyn� gapicie si� jak na pos�g bogini, z otwartymi g�bami, unikacie jej oczu, ale pr�bujecie zgadywa� jej �yczenia. A jej �yczenia to dla was rozkazy. Kto to jest, ta wasza Lilie? - Przecie odgadli�cie, panie. Wieszczka. No, M�dra, znaczy. Ale nie m�wcie o tym nikomu. Prosimy was. Gdyby tak do w�odarza dosz�o, albo, nie dajcie bogowie, do namiestnika... - Nie obawiajcie si� - rzek� powa�nie Geralt. - Wiem, w czym rzecz, i nie zdradz� was. Trafiaj�ce si� po wsiach dziwne kobiety i dziewcz�ta, KRANIEC �WIATA 191 nazywane wieszczkami lub M�drymi, nie cieszy�y si� zbytni� sympati� wielmo��w, kt�rzy zbierali daniny i ci�gn�li zyski z rolnictwa. Rolnicy zawsze zasi�gali rady wieszczek, w ka�dej nieledwie sprawie. Wierzyli im �lepo i bezgranicznie. Podejmowane za� na gruncie takich porad decyzje by�y cz�sto absolutnie sprzeczne z polityk� pan�w i w�adyk�w. Geralt s�ysza� o przypadkach wr�cz radykalnych i niezrozumia�ych - o wybijaniu ca�ych stad zarodowych, zaprzestaniu siewu lub zbioru, a nawet o migracjach ca�ych wsi. W�adcy t�pili wi�c "zabobon", cz�sto nie przebieraj�c w �rodkach. Tote� kmiecie bardzo szybko nauczyli si� ukrywa� M�dre. Ale s�ucha� ich rad nie przestali. Bo jedno, jak dowodzi�o do�wiadczenie, nie ulega�o w�tpliwo�ci - na d�u�sz� met� zawsze okazywa�o si�, �e M�dre mia�y s�uszno��. - Lilie nie zwoli�a nam diabo�a ubi� - ci�gn�� Pokrzywka. - Kaza�a zrobi� tak, jak ksi�ga ka�e. Jak wiecie, nie wysz�o. By�y ju� k�opoty z w�odarzem. Gdy�my mniej ni� zwykle ziarna w danin� oddali, g�b� by rozwar�, krzycza�, pomstowa�. O diable to�my mu nawet nie pisn�li, bo w�odarz srogi jest i na �artach zna si� okrutnie ma�o. I wtedy wy�cie si� napatoczyli. Pytalim Lilie, czy mo�na was... naj��... - I co? - Rzek�a przez babk�, �e wpierw musi na was spojrze�. - I spojrza�a. - Spojrza�a. I uzna�a was, wiemy to, umiemy pozna�, co Lilie uznaje, a czego nie. - Nie powiedzia�a do mnie ani s�owa. - Do nikogo, pr�cz babki, nigdy s�owa nie powiedzia�a. Ale gdyby was nie uzna�a, do �wietlicy nie wesz�aby za nic. - Hm... - zastanowi� si� Geralt. - To ciekawe. Wieszczka, kt�ra zamiast wieszczy�, milczy. Sk�d ona wzi�a si� u was? - Nie wiemy, panie wied�min - mrukn�� Dhun. - Ale z babk�, jak to pami�taj� starsi, tako� by�o. Zapoprzednia babka te� przygarn�a dziewk� ma�om�wn�, tak�, co si� zjawi�a nie wiedzie� sk�d. A ta dziewka, to teraz w�a�nie nasza babka. Dziad m�j mawiali, �e babka si� odra- 192 Andrzej Sapkowski dza tym sposobem. I�cie niby miesi�c na niebie odradza si� i coraz to nowa jest. Nie �miejcie si�... - Nie �miej� si� - pokr�ci� g�ow� Geralt. - Za wiele widzia�em, by �mieszy�y mnie takie rzeczy. Nie my�l� te� w�cibia� nosa w wasze sprawy, mo�ci Dhun. Pytania moje zmierzaj� do ustalenia zwi�zku mi�dzy Lilie a diab�em. Sami ju� chyba zrozumieli�cie, �e taki zwi�zek istnieje. Je�eli wi�c zale�y wam na waszej wieszczce, to wzgl�dem diab�a mog� wam poda� jeden jedyny spos�b: musicie go polubi�. - Wiecie, panie - rzek� Pokrzywka - to nie tylko o diabo�a idzie. Lilie niczego nie pozwala krzywdzi�. �adnego stworu. - Oczywi�cie - wtr�ci� Jaskier. - Wiejskie wieszczki wywodz� si� z tego samego pnia co druidzi. A taki druid, gdy giez ssie z niego krew, to mu jeszcze �yczy smacznego. - Utrafili�cie - u�miechn�� si� lekko Pokrzywka. - Utrafili�cie w sedno. To� samo by�o u nas z dzikami, co warzywniki ry�y. I co? Wygl�dnijcie oknem: warzywniki jak malowanie. Spos�b si� znalaz�, Lilie nawet nie wie jaki. Czego oczy nie widz�, tego sercu nie �al. Pojmujecie? - Pojmuj� - mrukn�� Geralt. - A jak�e. Ale nic z tego. Lilie czy nie, wasz diabe� to silvan. Niezwykle rzadkie, ale rozumne stworzenie. Nie zabij� go, m�j kodeks tego zabrania. - Je�li on rozumny - odezwa� si� Dhun - to przem�wcie mu do rozumu. - W samej rzeczy - podchwyci� Pokrzywka. - Je�li diabo� ma rozum, znaczy kradnie ziarno wedle rozumu. To wy, panie wied�min, dowiedzcie si�, o co jemu chodzi. Przecie� on tego ziarna nie �re, w�dy nie tyle. To po co mu ziarno? Na z�o�� nam czyni, czy jak? Czego on chce? Dowiedzcie si� i wyp�d�cie go z okolicy jakim� wied�mi�skim sposobem. Zrobicie to? - Spr�buj� - zdecydowa� si� Geralt. - Ale... - Ale co? - Wasza ksi�ga, drodzy moi, jest przestarza�a. Rozumiecie, do czego zmierzam? - Tak po prawdzie - burkn�� Dhun - to nie bardzo. KRANIEC �WIATA 193 - Wyt�umacz� wam. Ot�, mo�ci Dhun, mo�ci Pokrzywko, je�li liczyli�cie, �e moja pomoc b�dzie was kosztowa-i srebrny grosz albo p�torak, to�cie si� cholernie pomylili. -Hej! Z g�stwiny dobieg� szelest, gniewne "uk-uk" i potrzaskiwanie tyczek. - Hej! - powt�rzy� wied�min, przezornie ukryty. - Po-i� no si�, rokita. - Sam jeste� rokita. - Wi�c jak? Diabe�? - Sam jeste� diabe� - ko�lor�g wystawi� g�ow� z konopi szczerz�c z�by. - Czego chcesz? - Pogada�. - Kpisz, czy jak? My�lisz, �e nie wiem, kto� ty taki? Ch�opi wynaj�li ci�, by� mnie st�d wyrzuci�, co? - Zgadza si� - przyzna� Geralt oboj�tnie. - I o tym w�a�nie chcia�em pogaw�dzi�. A nu� si� dogadamy? - Tu ci� boli - zabecza� diabe�. - Chcia�by� wykpi� si� lim kosztem, co? Bez wysi�ku? Nie ze mn� takie numery, beee! �ycie, cz�owieku, to wsp�zawodnictwo. Wygrywa lepszy. Chcesz ze mn� wygra�, udowodnij, �e jeste� lepszy. Zamiast dogadywania si�, zawody. Zwyci�zca podyktuje warunki. Proponuj� wy�cig, st�d do starej wierzby grobli. - Nie wiem, gdzie jest grobla ani gdzie jest stara wierzba. - Gdyby� wiedzia�, tobym nie proponowa� wy�cigu. Lubi� zawody, ale nie lubi� przegrywa�. - Zauwa�y�em. Nie, nie b�dziemy si� �ciga�. Gor�co dzisiaj. - Szkoda. Mo�e wi�c zmierzymy si� w inny spos�b? -diabe� wyszczerzy� ��te z�by i podni�s� z ziemi spory polny kamie�. - Czy znasz gr� w "Kto g�o�niej huknie?" Ja hukam pierwszy. Zamknij oczy. - Mam inn� propozycj�. - Zamieniam si� w s�uch. 194 Andrzej Sapkowski - Wyniesiesz si� st�d bez zawod�w, wy�cig�w i hukania. Sam, bez przymusu. - Wsad� tak� propozycj� a d'yeabl aep arse - diabe� wykaza� znajomo�� Starszej Mowy. - Nie wynios� si� st�d. Mnie si� tu podoba. - Ale za bardzo tu narozrabia�e�. Przesadzi�e� z �artami. - Duweisheyss ci do moich �art�w. - Silvan, jak si� okaza�o, zna� r�wnie� krasnoludzki. - A twoja propozycja te� warta jest tyle co Duweisheyss. Nigdzie si� nie wynios�. Chyba �e mnie pokonasz w jakiej� grze. Da� ci szans�? Zabawimy si� w zagadki, je�li nie lubisz gier si�owych. Zaraz zadam ci zagadk�, je�li j� odgadniesz, wygra�e�, a ja si� wynosz�. Je�li ci si� nie uda, ja zostaj�, a ty si� wynosisz. Wyt� pomy�lunek, bo zagadka nie jest �atwa. Zanim Geralt zd��y� zaprotestowa�, diabe� zabecza�, potupa� racicami, smagn�� ziemi� ogonem i wyrecytowa�: R�owe listeczki, petniutkie str�czeczki, Ro�nie w mi�kkiej glinie nie opodal rzeczki, Na d�ugiej �odydze nakrapiany kwiat, Nie pokazuj kotu, boby zaraz zjad�. - No, co to jest? Zgadnij. - Poj�cia nie mam - przyzna� oboj�tnie wied�min, nawet nie usi�uj�c si� zastanawia�. - Mo�e pn�cy groszek? - �le. Przegra�e�. - A jak brzmi prawid�owe rozwi�zanie? Co ma... hm... nakrapiane str�czeczki? - Kapusta. - S�uchaj - warkn�� Geralt. - Zaczynasz dzia�a� mi na nerwy. - Uprzedza�em - zarechota� diabe� - �e zagadka nie jest �atwa. Trudno. Wygra�em, zostaj�. A ty odchodzisz. �egnam pana ozi�ble. - Jeszcze chwila - wied�min skrycie w�o�y� r�k� do kieszeni. - A moja zagadka? Mam chyba prawo do rewan�u? - Nie - zaprotestowa� diabe�. - Niby z jakiej racji? Przecie� m�g�bym nie odgadn��. Masz mnie za g�upka? - Nie - pokr�ci� g�ow� Geralt. - Mam ci� za z�o�liwe- KRANIEC �WIATA 195 go, aroganckiego b�cwa�a. Zaraz zabawimy si� w ca�kiem now�, nie znan� ci gr�. - Ha! Wi�c jednak! Co to za gra? - Gra nazywa si� - rzek� wied�min wolno - "Nie r�b drugiemu, co tobie niemi�o". Nie musisz zamyka� oczu. Geralt zgarbi� si� w b�yskawicznym zamachu, calowa �elazna kulka �wisn�a ostro w powietrzu i z trzaskiem wyr�n�a diab�a prosto mi�dzy rogi. Stw�r run�� na wznak jak trafiony gromem. Geralt d�ugim szczupakiem rzuci� si� mi�dzy tyki i chwyci� go za kosmat� nog�. Silvan zabecza� i wierzgn��, wied�min ukry� g�ow� za ramieniem, ale i tak zadzwoni�o mu w uszach, bo diabe�, mimo nikczemnej postury, kopa� z si�� z�o�liwego mu�a. Spr�bo-I wa� ucapi� wierzgaj�c� racic�, ale nie zdo�a�. Ko�lor�g zatrzepota�, zam��ci� po ziemi r�kami i kopn�� go ponownie, prosto w czo�o. Wied�min zakl�� czuj�c, jak noga diab�a wymyka mu si� z palc�w. Obaj, roz��czywszy si�, potoczyli si� w r�ne strony, z trzaskiem przewracaj�c tyczki i pl�cz�c si� w konopianych pn�czach. Diabe� zerwa� si� pierwszy i zaszar�owa�, opuszczaj�c rogaty �eb. Ale Geralt te� ju� sta� pewnie na nogach i bez wysi�ku unikn�� ataku, chwyci� stwora za r�g, szarpn�� mocno, zwali� na ziemi� i przygni�t� kolanami. Diabe� zabecza� i plun�� mu prosto w oczy, i to w taki spos�b, jakiego nie powstydzi�by si� wielb��d dotkni�ty �linotokiem. Wied�min odruchowo cofn�� si�, nie puszczaj�c jednak diablich rog�w. Silvan, pr�buj�c miota� g�ow�, wierzgn�� obydwoma kopytami naraz i-co dziwniejsze - obydwoma trafi�. Geralt zakl�� brzydko, ale nie zwolni� chwytu. Poderwa� diab�a z ziemi, przypar� do trzeszcz�cych tyczek i z ca�ej si�y kopn�� w kosmate kolano, po czym schyli� si� i naplu� mu prosto do ucha. Diabe� zawy� i zak�apa� t�pymi z�bami. - Nie r�b drugiemu... - wydysza� wied�min - ...co tobie niemi�o! Gramy dalej? - Bleblebleeeeee!!! - diabe� bulgota�, wy� i plu� zaciekle, ale Geralt krzepko dzier�y� go za rogi i dusi� �eb ku lotowi, dzi�ki czemu pluni�cia trafia�y we w�asne diable racice, dr�ce ziemi�, wzbijaj�ce chmury kurzu i zielska. 196 Andrzej Sapkowski Nast�pne kilka minut up�yn�o na intensywnej szamotaninie, wymianie obelg i kopniak�w. Geralt, o ile w og�le m�g� si� z czego� radowa�, to wy��cznie z faktu, �e nikt go nie widzi, scena bowiem przedstawia�a si� i�cie krety�sko. Impet kolejnego kopniaka rozerwa� obu walcz�cych i cisn�� nimi w przeciwne strony, w g�szcz konopi. Diabe� ponownie wyprzedzi� wied�mina - zerwa� si� i rzuci� do ucieczki, zauwa�alnie kusztykaj�c. Geralt, dysz�c i ocieraj�c twarz, rzuci� si� w po�cig. Przedarli si� przez konopie, wpadli w chmiel. Wied�min us�ysza� t�tent galopuj�cego konia. Odg�os, kt�rego oczekiwa�. - Tutaj, Jaskier! Tutaj! - wrzasn��. - W chmielu! Nagle zobaczy� pier� wierzchowca tu� przed sob�, a w nast�pnej chwili zosta� najechany. Odbi� si� od konia jak od ska�y i run�� na wznak, od uderzenia o ziemi� pociemnia�o mu w oczach. Pomimo to zdo�a� odturla� si� w bok, za chmielowe tyki, unikaj�c kopyt. Zerwa� si� zwinnie, ale w tym momencie najecha� go drugi je�dziec, ponownie obalaj�c. A potem nagle kto� zwali� si� na niego, przygwo�dzi� do ziemi. A potem by� b�ysk i przenikliwy b�l w potylicy. I ciemno��. VI Na ustach mia� piasek. Gdy chcia� go wyplu�, zorientowa� si�, �e le�y twarz� do ziemi. Gdy chcia� si� poruszy�, zorientowa� si�, �e jest zwi�zany. Uni�s� lekko g�ow�. S�ysza� g�osy. Le�a� na le�nej �ci�ce, tu� obok pnia sosny. O jakie� dwadzie�cia krok�w sta�o kilka rozkulbaczonych koni. Widzia� je zza pierzastych paproci, niedok�adnie, ale jeden z tych koni by� bez w�tpienia kasztank� Jaskra. - Trzy worki kukurydzy - us�ysza�. - Dobrze, Torque. Bardzo dobrze. Spisa�e� si�. - To jeszcze nie wszystko - powiedzia� bekliwy g�os, mog�cy by� wy��cznie g�osem diab�a silvana. - Sp�jrz na KRANIEC �WIATA 197 to, Galarr. Niby fasola, ale zupe�nie bia�a. I jaka wielka! A to, to si� nazywa rzepak. Oni z tego robi� olej. Geralt mocno zacisn�� powieki i ponownie otworzy� oczy. Nie, to nie by� sen. Diabe� i Galarr, kimkolwiek by�, pos�ugiwali si� Starsz� Mow�, j�zykiem elf�w. Ale s�owa "kukurydza", "fasola" i "rzepak" u�yte by�y we wsp�lnym. - A to? Co to jest? - spyta� ten nazywany Galarrem. - Siemi� lniane. Len, pojmujesz? Koszule si� robi z lnu. To jest du�o ta�sze ni� jedwab i bardziej odporne. Spos�b obr�bki jest, jak mi si� zdaje, do�� skomplikowany, ale wybadam, co i jak. - Byle si� tylko przyj�� ten tw�j len, byle nie zmarnia� nam jak rzepa - poskar�y� si� Galarr, nadal pos�uguj�c si� cudacznym volapukiem. - Postaraj si� o nowe sadzonki rzepy, Torque. - Nie ma strachu - j�kn�� diabe�. - Tu z tym nie ma problemu, tu wszystko ro�nie jak cholera. Dostarcz� wam, nie b�j si�. - I jeszcze jedno - powiedzia� Galarr. - Dowiedz si� wreszcie, na czym polega ta ich tr�jpol�wka. Wied�min ostro�nie uni�s� g�ow� i spr�bowa� si� obr�ci�. - Geralt... - us�ysza� szept. - Ockn��e� si�?- Jaskier... - odszepn��. - Gdzie my... Co z nami... Jaskier tylko st�kn�� z cicha. Geralt mia� do��. Zakl��, wypr�y� si� i przewr�ci� na bok. Na �rodku polany sta� diabe�, nosz�cy, jak to ju� wiedzia�, d�wi�czne imi� Torque. By� zaj�ty �adowaniem na konie work�w, sak�w i juk�w. W czynno�ci tej pomaga� mu szczup�y, wysoki m�czyzna mog�cy by� wy��cznie Galarrem. Ten, us�yszawszy ruch wied�mina, odwr�ci� si�. Jego w�osy by�y czarne z wyra�nym odcieniem granatu. Mia� ostre rysy twarzy i wielkie, b�yszcz�ce oczy. I szpiczaste zako�czone uszy. Galarr by� elfem. Elfem z g�r. Czystej krwi Aen Sei-dhe, przedstawicielem Starszego Ludu. Galarr nie by� jedynym elfem w zasi�gu wzroku. Na skraju polany siedzia�o ich jeszcze sze�ciu. Jeden zaj�ty by� wybebeszaniem juk�w Jaskra, drugi brzd�ka� na lutni trubadura. Pozostali, zebrani dooko�a rozwi�zanego 198 - Andrzej Sapkowaki worka, zajmowali si� �apczywym po�eraniem rzepy i surowej marchwi. - Vanadain, Toruviel - powiedzia� Galarr, wskazuj�c je�c�w ruchem g�owy. - Vedrai! Enn'le! Torque podskoczy� i zabecza�. - Nie, Galarr! Nie! Filavandrel zabroni�! Zapomnia�e�? - Nie, nie zapomnia�em. - Galarr przerzuci� dwa zwi�zane worki przez grzbiet konia. - Ale trzeba sprawdzi�, czy nie rozlu�nili p�t. - Czego chcecie od nas? - j�kn�� trubadur, podczas gdy kt�ry� z elf�w, przygni�t�szy go do ziemi kolanem, sprawdza� w�z�y. - Dlaczego nas wi�zicie? O co wam chodzi? Jestem Jaskier, poe... Geralt us�ysza� odg�os uderzenia. Obr�ci� si�, wykr�ci� g�ow�. Stoj�ca nad Jaskrem elfka mia�a czarne oczy i krucze w�osy, bujnie opadaj�ce na ramiona, tylko na skroniach zaplecione w dwa cieniutkie warkoczyki. Nosi�a kr�tki sk�rzany kabacik na lu�nej koszuli z zielonej satyny i obcis�e we�niane legginsy wpuszczone w je�dzieckie buty. Biodra mia�a owini�te kolorow� chust� si�gaj�c� po�owy ud. - Que glosse? - spyta�a, patrz�c na wied�mina i bawi�c si� r�koje�ci� d�ugiego sztyletu u pasa. - Que l'en pavienn, ell'ea? - Nell'ea -