53
Szczegóły |
Tytuł |
53 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
53 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 53 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
53 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
"Treny" Jana Kochanowskiego
spis tre�ci
analiza tren�w str. 2
wst�p str. 4
Tren i str. 5
Tren ii str. 6
Tren III str. 7
Tren IV str. 8
Tren V str. 9
Tren VI str.10
Tren VII str. 11
Tren VIII str. 12
Tren IX str. 13
Tren X str. 14
Tren XI str. 15
Tren XII str. 16
Tren XIII str. 17
Tren XIV str. 18
Tren XV str. 19
Tren XVI str. 20
Tren XVII str. 21
Tren XVIII str. 23
Tren XIX str. 24
"Orszuli Kochanowskiej, wdzi�cznej, ucieszonej, niepospolitej
dziecinie, kt�ra cn�t wszelkich i dzielno�ci panie�skich pocz�tki
wielkie pokazawszy, nagle, nieodpowiednie, w niedosz�ym wieku
swoim, z wielkim a niezno�nym rodzic�w swych �alem zgas�a - Jan
Kochanowski, niefortunny ojciec, swojej najmilszej dziewce z
�zami napisa�. Nie masz Ci�, Orszulko moja!"
"Treny" to poemat epicedialny, czyli �ale po�miertne. W�r�d
gatunk�w funeralnych ("funus" - pogrzeb) poetyka antyczna
zdecydowanie odr�nia�a epitafium od epicedium. Pierwsze
okre�la�a jako kr�tki utw�r �a�obny w typie powa�nego epigramatu,
na tyle jednak zwi�z�y, by zmie�ci� si� na kamiennym nagrobku.
Epicedium za� mia�o charakter bardziej indywidualny zar�wno w
sferze autorski-podmiotowej jak i przedmiotowo-tematycznej. Winno
jednak stanowi� ca�o��, na kt�r� sk�adaj� si�: ( pochwa�a, (
okazanie straty, ( �al, ( pocieszenie, ( napomnienie. W tej
konwencji tworzy� Kochanowski, ale i polemizowa� z ni�. Owa
polemika jest uczynienie bohaterk� gatunku pisanego stylem
wysokim nie postaci stoj�cej wysoko w hierarchii spo�ecznej, lecz
ma�ego dziecka. Tematyka cyklu
"Treny" s� dramatyczn� relacj� o duchowych i filozoficznych
perypetiach cz�owieka i artysty renesansowego i w ten spos�b
staj� si� poetyckim traktatem moralno-filozoficznym. R�wnie
wa�nym, jak Orszulka, bohaterem "Tren�w" jest sam poeta.
Wyst�puje on tu w dw�ch rolach: ( bolej�cego ojca i (
prze�ywaj�cego kryzys �wiatopogl�dowy filozofa, kt�ry dostrzeg�,
�e dotychczasowe zasady (stoicyzm, epikureizm) rozsypuj� si� w
bezpo�rednim zetkni�ciu z osobist� tragedi�. Na ca�o�� sk�ada si�
19 utwor�w, kt�re poprzedza motto, dwuwiersz z "Odysei" Homera:
"Takie s� umys�y ludzkie, jakim �wiat�em sam ojciec Jowisz
o�wi�ci� urodzajne ziemie"1 (postawienie pod znakiem zapytania
stoickiej zasady, �e trzeba pozosta� niewzruszonym zar�wno w
obliczu szcz�cia jak i kl�ski). I - tren inwokacyjny.
Przedstawienie sytuacji: �mier� c�rki, jej okrucie�stwo
(s�owiczek po�arty przez smoka), �al ("wszytki p�acze, wszytki
�zy Heraklitowe/ I lamenty..."). Dylemat ojca: "Nie wiem co l�ej:
czy w smutku jawnie �a�owa�/ Czyli si� z przyrodzeniem gwa�tem
mocowa�?". II - tren wst�pny. Poeta wyja�nia okoliczno�ci
powstania cyklu: narodzi� si� z g��bokiego uczucia; zapowiada
temat - �al za Orszulk� i skargi na okrucie�stwo �mierci. III -
otwiera dzie�o, rozwija w�tek "P�akania nad grobem wdzi�cznej
dziewczyny". IV - otwiera w�tek �mierci. Skarga na "srogo��
ci�kiej Prozerpiny"; przywo�anie mitu o Niobe, kt�ra "patrz�c
na martwe cia�o swoich najmilejszych dziatek - skamienia�a". V -
w�tek liryczny; homeryckie por�wnanie: �mier� Urszulki
przyr�wnana do uschni�cia drzewka oliwnego, przypadkiem
podci�tego przez ogrodnika. Podkre�lenie delikatno�ci, w�t�o�ci
dziecka. Apostrofa ko�cowa do "z�ej Persefony". VI - �al nad
utrat� "dziedziczki lutni", ma�� poetk� ( apostrofa "Ucieszna
moja �piewaczko! Safo s�owie�ska!"); zdrobnienia i epitety
("ucieszne gardzio�ko", "wdzi�czna szczebiotka") skontrastowane
ze srogo�ci� �mierci. Przypomnienie ostatnich chwil �ycia i
ostatnich, poetyckich, s��w przed zgonem. VII - arcydzie�o
poetyckie. Pozosta�e po c�reczce ubiory przywodz� poecie w�a�ciwe
ich przeznaczenie w zestawieniu z ich obecna bezu�yteczno�ci�.
Pot�guje to uczucie �alu. Szczeg�lnie mocno uwydatnia si�
rozbie�no�� mi�dzy �ywionym przez rodzic�w nadziejami co do
przysz�o�ci c�rki a rzeczywisto�ci�. Rysy obyczajowe (wyprawa,
szczeg�y stroju), zdrobnienia, spieszczenia, wykrzykniki,
peryfraza ("sen �elazny, twardy, nieprzespany"). Tren bardzo
bezpo�redni i szczery. VIII - kontrast pomi�dzy dawn� �ywo�ci�
domu a obecn� pustk�: "Wielkie� mi uczyni�a pustki w domu moim",
"Pe�no nas, a jakoby nikogo nie by�o:/ Jedn� maluczk� dusz� tak
wiele uby�o. IX - tren refleksyjny poddaje w w�tpliwo�� warto��
M�dro�ci, kt�ra winna uzbroi� cz�owieka na wszystkie przeciwno�ci
losu. Stanowi polemik� z tezami filozofii stoickiej. X - uczucie
�alu dochodzi do szczytu i zmienia si� w rozpacz. Poecie brak
si�y do rozpami�tywania przymiot�w dziecka, pozostaje rozpaczliwa
�wiadomo��, �e Urszulki nie ma i nie wiadomo, nawet, co si� z ni�
dzieje. Ca�y wiersz sk�ada si� z szeregu zda� pytaj�cych,
w�a�ciwie retorycznych. Pytania te oddaj� rozterk� duchow� poety,
za�amanie jego dotychczasowych przekona� i wierze�. Poszukuje
c�rki w niebie chrze�cija�skim i poga�skim, mitologicznym, a
nawet w ba�niowych krainach. Rozpacz doprowadza go nawet do
zw�tpienia w nie�miertelno�� ludzkiej duszy. XI - kiedy run�a
wiara w skuteczno�� cnoty, dobroci, a nawet pobo�no�ci. Zbli�enie
do granic blu�nierstwa: "Kogo kiedy pobo�no�� jego ratowa�a?".
Zw�tpienie w sprawiedliwo�� bosk�, rozpad filozoficznych i
religijnych idea��w. XII - bolesne rozpami�tywanie zmar�ej jako
idea�u dziecka: "Och�do�ne, pos�uszne, karne, nie pieszczone, /
�piewa�, m�wi� rymowa� jako co uczone". Informacja o wieku
("wi�cej nad trzydzie�ci miesi�cy nie mia�a"), por�wnanie dziecka
do k�osu, kt�ry upad� "�niw nie doczekawszy" (symbolika). XIII -
kolejny wybuch bole�ci: "Moja wdzi�czna Orszulo, bodaj ty mnie
by�a/ Albo nie umiera�a lub si� nie rodzi�a!". Przywo�anie
sytuacji po�o�enia kamienia nagrobnego, tekst inskrypcji
nagrobnej. XIV - motyw mitologicznej w�dr�wki Orfeusza do Hadesu
(cierpi�cy ojciec id�cy do podziemi, by uprosi� Plutona o oddanie
zmar�ej). XV - apostrofa do lutni (symbol natchnienia
poetyckiego) i do Erato (muzy poezji lirycznej); odwo�anie do
mitu o Niobe. XVI - ostateczna rozprawa z filozofi� stoick� i z
Cyceronem (filozofia musi zamilkn�� w zetkni�ciu z �yciem i
cierpieniem), jedynym lekarstwem pozostaje czas. XVII i XVIII -
maj� charakter psalmiczny, modlitewny. Pierwszy to lamentacja,
b�l trwa i jest trudny do zniesienia. Rozum nie jest w stanie
odczyta� boskich zamys��w. Drugi - stanowi swoiste wyznanie
wiary: cz�owiek jest grzeszny i tylko w mi�osierdziu bo�ym ("U�yj
dzi� Panie nade mn� lito�ci") upatruje lito�ci. XIX - tren
ostatni w kt�rym poeta otrzymuje pocieszenie (konsolacja) z ust
zmar�ej matki, objawiaj�cej mu si� we �nie z Urszulk� na r�ku.
Wyja�nia ona synowi, i� dziecko dzi�ki swej �mierci unikn�o
nami�tno�ci i cierpie� �ycia, zyska�o wieczny duchowy spok�j.
1 s� to s�owa Odyseusza z XVIII ks., prze�o�one przez Cycerona
w "O przeznaczeniu" i powt�rzone przez �w. Augustyna w
fundamentalnym dla chrze�cija�skiej filozofii dziele "O pa�stwie
Bo�ym".
JAN KOCHANOWSKI
Tales sunt hominum mentes, quali pater ipse Juppiter auctiferas
lustravit lumine terras.
ORSZULKI KOCHANOWSKIEJ, WDZI�CZNEJ, UCIESZONEJ, NIEPOSPOLITEJ
DZIECINIE KT�RA, CN�T WSZYSTKICH I DZIELNO�CI PANIE�SKICH
POCZ�TKI WIELKIE POKAZAWSZY, NAGLE, NIEODPOWIEDNIE, W NIEDOSZ�YM
WIEKU SWOIM, Z WIELKIM A NIEZNO�NYM RODZIC�W SWYCH �ALEM ZGAS�A -
JAN KOCHANOWSKI, NIEFORTUNNY OJCIEC. SWOJEJ NAMILSZEJ DZIEWCE
Z �ZAMI NAPISA�. NIE MASZ CI�, ORSZULKO MOJA!
TREN I
Wszytki p�acze, wszytki �zy Heraklitowe
I lamenty, i skargi Symonidowe,
Wszytki troski na �wiecie, wszytki wzdychania
I �ale, i frasunki, i r�k �amania,
Wszytki a wszytki za raz w dom si� m�j no�cie,
A mnie p�aka� mej wdzi�cznej dziewki pomo�cie,
Z kt�r� mi� niebo�na �mier� rozdzieli�a
I wszytkich moich pociech nagle zbawi�a.
Tak wi�c smok, upatrzywszy gniazdko kryjome,
S�owiczki liche zbiera, a swe �akome
Gard�o pasie; tymczasem matka szczebiece
Uboga, a na zb�jc� coraz si� miece,
Pr�no! bo i na sam� okrutnik zmierza,
A ta nieboga ledwe umyka pierza.
"Pr�zno p�aka�" - podobno drudzy rzeczecie.
C�, prze B�g �ywy, nie jest pr�zno na �wiecie ?
Wszytko pr�zno! Macamy gdzie mi�kcej w rzeczy,
A ono wsz�dy ci�nie ! B��d - wiek cz�owieczy !
Nie wiem, co l�ej: czy w smutku jawnie �a�owa�,
Czyli si� z przyrodzeniem gwa�tem mocowa�?
TREN II
Jeslim kiedy nad dzie�mi pi�rko mia� zabawi�,
A k' woli temu wieku lekkie rymy stawi�,
Bodaj�ebych by� raczej kolebk� ko�ysa�
I z drugimi niewa�ne mamkom pie�ni pisa�,
Kt�rymi by dziecinki noworodne spi�y
I swoich wychowa�c�w lamenty t�li�y!
Takie fraszki mnie zbiera� po�yteczniej by�o
Ni�li, w co mi� nieszcz�cie moje dzi� wprawi�o,
P�aka� nad g�uchym grobem mej wdzi�cznej dziewczyny
I skar�y� si� na srogo�� ci�kiej Prozerpiny.
Alem u�y� w obojgu jednakiej wolno�ci
Nie m�g�: owom omin��, jako w dordza�o�ci
Dowcipu co� ranego; na to mi� przygoda
Gwa�tem wbi�a i moja nienagrodna szkoda.
Ani mi teraz �acno dowiada� si� o tym,
Jaka mi� z p�aczu mego czeka cze�� na potym.
Nie chcia�em �ywym �piewa�, dzi� umar�ym musz�,
A cudzej �mierci p�acz�c, sam swe ko�ci susz�.
Pr�zno to! Jakie szcz�cie ludzi naszladuje,
Tak w nas albo dobr� my�l, albo z�� sprawuje.
O prawo krzywdy pe�ne ! O znikomych cieni
Sroga, nieub�agana, nieu�yta ksieni!
Tak li moja Orszula, jeszcze �y� na �wiecie
Nie umiawszy, musia�a w ranym umrze� lecie?
I nie napatrzawszy si� jasno�ci s�onecznej
Posz�a nieboga widzie� kraj�w nocy wiecznej!
A bodaj ani by�a �wiata ogl�da�a !
Co bowiem wi�cej, jeno r�d a �mier� pozna�a?
A miasto pociech, kt�re winna z czasem by�a
Rodzicom swym, w ci�kim je smutku zostawi�a.
TREN III
Wzgardzi�a� mn�, dziedziczko moja ucieszona!
Zda�a� si� ojca twego barziej uszczuplona
Ojczyzna, ni�liby� ty przesta� na niej mia�a.
To prawda, �eby by�a nigdy nie zr�wna�a
Z ranym rozumem twoim, z pi�knymi przymioty,
Z kt�rych si� ju� znaczy�y twoje przysz�e cnoty.
O s�owa! o zabawo! o wdzi�czne uk�ony!
Jako�em ja dzi� po was wielce zasmucony!
A ty, pociecho moja, ju� mi si� nie wr�cisz
Na wieki ani mojej tesknice okr�cisz!
Nie lza, nie lza, jedno si� za tob� gotowa�
A stopeczkami twymi ciebie naszladowa�.
Tam ci� uj�rz�, da Pan B�g, a ty wi�c drogimi
Rzu� si� ojcu do szyje r�czynkami swymi!
TREN IV
Zgwa�ci�a�, niepobo�na �mierci, oczy moje,
�em widzia� umieraj�c mi�e dzieci� swoje!
Widzia�em, kiedy� trz�s�a owoc niedordza�y,
A rodzicom nieszcz�snym serca si� kraja�y.
Nigdy� by ona by�a bez wielkiej �a�o�ci
Mojej umrze� nie mog�a, nigdy bez ci�ko�ci
I serdecznego bolu, w kt�rymkolwiek lecie
Mnie by smutnego by�a odbieg�a na �wiecie;
Alem ja ju� z jej �mierci nigdy �a�o�ciwszy,
Nigdy smutniejszy nie m�g� by� ani teskliwszy.
A ona, by by� B�g chcia�, d�u�szym wiekiem swoim
Si�a pociech przymno�y� mog�a oczom moim.
A przynamniej tymczasem mog�em by� odprawi�
Wiek sw�j i Persefonie ostatniej si� stawi�,
Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej �a�o�ci,
Kt�rej r�wnia nie widz� w tej tu �miertelno�ci.
Nie dziwuj� Niobie, �e na martwe cia�a
Swoich namilszyk dziatek patrz�c skamienia�a.
TREN V
Jako oliwka ma�a pod wysokim sadem
Idzie z ziemie ku g�rze macierzy�skim �ladem,
Jeszcze ani ga��zek, ani listk�w rodz�c,
Sama tylko dopiro szczup�ym pr�tkiem wschodz�c
T� jesli, ostre ciernie lub rodne pokrzywy
Uprz�taj�c, sadownik podci�� ukwapliwy,
Mdleje zaraz, a zbywszy si�y przyrodzonej,
Upada przed nogami matki ulubionej -
Takci si� mej namilszej Orszuli dosta�o.
Przed oczyma rodzic�w swoich rost�c, ma�o
Od ziemie si� co wzni�swszy, duchem zara�liwym
Srogiej �mierci otchniona, rodzicom troskliwym
U n�g martwa upad�a. O z�a Persefono,
Mog�a�e� tak wielu �zam da� up�yn�� p�ono?
TREN VI
Ucieszna moja �piewaczko! Safo s�owie�ska!
Na kt�r� nie tylko moja cz�stka ziemie�ska,
Ale i lutnia dziedzicznym prawem spa�� mia�a!
T� nadziej� ju� po sobie okazowa�a,
Nowe piosnki sobie tworz�c, nie zamykaj�c
Ustek nigdy, ale ca�y dzie� prze�piewaj�c,
Jako wi�c lichy s�owiczek w krzaku zielonym
Ca�� noc prze�piewa gard�kiem swym ucieszonym.
Pr�dko� mi nazbyt umilk�a! Nagle ci� sroga
�mier� sp�oszy�a, moja wdzi�czna szczebiotko droga!
Nie nasyci�a� mych uszu swymi piosnkami,
I t� troch� teraz p�ac� sowicie �zami.
A ty� ani umieraj�c �piewa� przesta�a,
Lecz matk�, uca�owawszy, take� �egna�a:
"Ju� ja tobie, moja matko, s�u�y� nie bgd�
Ani za twym wdzi�cznym sto�em miejsca zasi�d�;
Przyjdzie mi klucze po�o�y�, samej precz jecha�,
Domu rodzic�w swych mi�ych wiecznie zaniecha�."
To i czego �al ojcowski nie da serdeczny
Przypomina� wi�cej, by� jej g�os ostateczny.
A matce, s�ysz�c �egnanie tak �a�o�ciwe,
Dobre serce, �e od �alu zosta�o �ywe.
TREN VII
Nieszcz�sne och�d�stwo, �a�osne ubiory
Mojej namilszej cory!
Po co me smutne oczy za sob� ci�gniecie,
�alu mi przydajecie?
Ju� ona cz�oneczk�w swych wami nie odzieje -
Nie masz, nie masz nadzieje!
Uj�� j� sen �elazny, twardy, nieprzespany...
Ju� letniczek pisany
I uploteczki wniwecz, i paski z�ocone,
Matczyne dary p�one.
Nie do takiej �o�nice, moja dziewko droga,
Mia�a ci� ma� uboga
Doprowadzi�! Nie tak�� da� obiecowa�a
Wypraw�, jak�� da�a!
Giez�eczko� tylko da�a a lich� tkaneczk�;
Ojciec ziemie bre�eczk�
W g��wki w�o�y�. - Niestety�, i posag, i ona
W jednej skrzynce zamkniona!
TREN VIII
Wielkie� mi uczyni�a pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim!
Pe�no nas, a jakoby nikogo nie by�o:
Jedn� maluczk� dusz� tak wiele uby�o.
Ty� za wszytki m�wi�a, za wszytki spiewa�a,
Wszytki� w domu k�ciki zaw�dy pobiega�a.
Nie dopu�ci�a� nigdy matce si� frasowa�
Ani ojcu my�leniem zbytnim g�owy psowa�,
To tego, to owego wdzi�cznie ob�apiaj�c
I onym swym uciesznym �miechem zabawiaj�c.
Teraz wszytko umilk�o, szczere pustki w domu,
Nie masz zabawki, nie masz roz�mia� si� nikomu.
Z ka�dego k�ta �a�o�� cz�owieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje.
TREN IX
Kupi� by ci�, M�dro�ci, za drogie pieni�dze!
Kt�ra, jesli prawdziwie mieni� wszytki ��dze,
Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzeni�,
A cz�owieka tylko nie w anio�a odmieni�,
Kt�ry nie wie, co bole��, frasunku nie czuje,
Z�ym przygodom nie podleg�, strachom nie ho�duje.
Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za fraszk� sobie,
Jednak� my�l tak w szcz�ciu, jako i w �a�obie
Zaw�dy niesiesz. Ty �mierci namniej si� nie boisz,
Bezpieczna, nieodmienna, niepo�yta stoisz.
Ty bogactwa nie z�otem, nie skarby wielkimi,
Ale dosytem mierzysz i przyrodzonymi
Potrzebami. Ty okiem swym nieuchronionym
N�dznika upatrujesz pod dachem z�oconym,
A ubo�szym nie zaj�rzysz szcz�liwego mienia,
Kto by jedno chcia� s�ucha� twego upomnienia.
Nieszcz�liwy ja cz�owiek, kt�rym lata swoje
Na tym strawi�, �ebych by� uj�rza� progi twoje!
Terazem nagle z stopni�w ostatnich zrzucony
I mi�dzy insze, jeden z wiela, policzony.
TREN X
Orszulo moja wdzi�czna, gdzie� mi si� podzia�a?
W kt�r� stron�, w kt�r�� si� krain� uda�a ?
Czy� ty nad wszytki nieba wysoko wniesiona
I tam w liczb� anio�k�w ma�ych policzona?
Czyli� do raju wzi�ta? Czyli� na szcz�liwe
Wyspy zaprowadzona? Czy ci� przez teskliwe
Charon jeziora wiezie i napawa zdrojem
Niepomnym, �e ty nie wiesz nic o p�aczu mojem?
Czy, cz�owieka zrzuciwszy i my�li dziewicze,
Wzi�a� na si� postaw� i pi�rka s�owicze?
Czyli si� w czy�cu czy�cisz, jesli z strony cia�a
Jakakolwiek zmazeczka na tobie zosta�a?
Czy� po �mierci tam posz�a, k�dy� pierwej by�a,
Ni�e� si� na m� ci�k� �a�o�� urodzi�a?
Gdzie�kolwiek jest, je�1i� jest, lituj mej �a�o�ci,
A nie mo�esz li w onej dawnej swej ca�o�ci,
Pociesz mi�, jako mo�esz, a staw ' si� przede mn�
Lubo snem, lubo cieniem, lub mar� nikczemn�!
TREN XI
Fraszka cnota! - powiedzia� Brutus pora�ony...
Fraszka, kto si� przypatrzy, fraszka z ka�dej strony!
Kogo kiedy pobo�no�� jego ratowa�a?
Kogo dobro� przypadku z�ego uchowa�a?
Nieznajomy wr�g jaki� miesza ludzkie rzeczy
Nie maj�c ani dobrych, ani z�ych na pieczy.
K�dy jego duch wienie, �aden nie ul�e;
Praw-li, krzyw-li, bez braku ka�dego dosi�e.
A my rozumy swoje przedsi� uda� chcemy:
Hardzi miedzy prostaki, �e nic nie umiemy
Wspinamy si� do nieba, bo�e tajemnice
Upatruj�c; ale wzrok �miertelnej �rzenice
T�py na to! Sny lekkie, sny ploche nas bawi�,
Kt�re si� nam podobno nigdy nie wyjawi�...
�a�o�ci! co mi czynisz? Owa ju� oboje
Mam straci�: i pociech�, i baczenie swoje?
TREN XII
�aden ojciec podobno barziej nie mi�owa�
Dzieci�cia, �aden barziej nad mi� nie �a�owa�.
A te� ledwe si� kiedy dzieci� urodzi�o,
Co by �aski rodzic�w swych tak godne by�o.
Och�do�ne, pos�uszne, karne, niepieszczone,
�piewa�, m�wi�, rymowa� jako co uczone;
Ka�dego uk�on trafi�, wyrazi� postaw�,
Obyczaje panie�skie umie� i zabaw�;
Roztropne, obyczajne, ludzkie, nierzewniwe,
Dobrowolne, uk�adne, skromne i wstydliwe.
Nigdy ona po ranu karmie nie wspomnia�a,
A� pierwej Bogu swoje modlitwy odda�a.
Nie posz�a spa�, a� pierwej matk� pozdrowi�a
I zdrowie rodzic�w swych Bogu poruczy�a.
Zaw�dy przeciwko ojcu wszytki przeby� progi,
Zaw�dy si� uradowa� i przywita� z drogi,
Ka�dej roboty pom�c, do ka�dej pos�ugi
Uprzedzi� by�o wszytki rodzic�w swych s�ugi.
A to w tak ma�ym wieku sobie poczyna�a,
�e wi�ccj nad trzydzie�ci miesi�cy nie mia�a.
Tak wiele cn�t jej m�odo�� i takich dzielno�ci
Nie mog�a znie��; upad�a od swej�e bujno�ci,
�niwa nie doczekawszy! K�osie m�j jedyny,
Jeszcze� mi si� by� nie zsta�, a ja, twej godziny
Nie czekaj�c, znowu ci� w smutn� ziemi� siej�!
Ale pospo�u z tob� grzeb� i nadziej�:
Bo ju� nigdy nie wznidziesz ani przed mojema
Wiekom wiecznie zakwitniesz smutnymi oczema.
TREN XIII
Moja wdzi�czna Orszulo, bodaj ty mnie by�a
Albo nie umiera�a lub si� nie rodzi�a!
Ma�e pociechy p�ac� wielkim �alem swoim
Za tym nieodpowiednym po�egnaniem twoim.
Omyli�a� mi� jako nocny sen znikomy,
Kt�ry wielko�ci� z�ota cieszy zmys� �akomy,
Potem nagle uciecze, a temu na jawi
Z onych skarb�w jeno ch�� a ��dz� zostawi.
Take� ty mnie, Orszulo droga, uczyni�a:
Wielkie� nadzieje w moim sercu roznieci�a,
Potyme� mi�, smutnego, nagle odbie�a�a
I wszytki moje z sob� pociechy zabra�a.
Wzi�a� mi, zgo�a m�wi�c, dusze po�owic�;
Ostatek przy mnie zosta� na wieczn� tesknic�.
Tu mi kamie�, murarze, ciosany po��cie;
A na nim t� nieszez�sn� pami�tk� wydr�cie:
"Orszula Kochanowska tu le�y, kochanie
Ojcowe olbo raczej p�acz i narzekanie.
Opake� to, niebaczna �mierci, udzia�a�a:
Nie ja� onej, ale mnie ona plaka� mia�a."
TREN XIV
Gdzie te wrota nieszcz�sne, kt�rymi przed laty
Puszcza� si� w ziemi� Orfeus szukaj�c swej straty?
�ebych ja te� t�� �cie�k� swej namilszej c�ry
Poszed� szuka� i on br�d m�g� przeby�, przez kt�ry
Srogi jaki� przewo�nik wozi blade cienie.
I w lasy nieweso�e cyprysowe �enie.
A ty mi� nie zostawaj, wdzi�czna lutni moja,
Ale ze mn� pospo�u p�d� a� do pokoja
Surowego Plutona! Owa go to �zami
To tymi �a�osnymi zmi�kczywa pie�niami
�e mi moj� namilsz� dziewk� jeszcze wr�ci,
A ten nieu�mierzony we mnie �al ukr�ci.
Zgin�� ci mu nie mo�e, tu� si� wszytkim zosta�,
Niech si� tylko niedosz�ej jagodzie da dosta�.
Gdzie by te� tak kamienne ten b�g serce nosi�,
�eby tam smutny cz�owiek ju� nic nie uprosi�!
C� temu rzec? Wi�c tam�e ju� za jedn� drog�
Zosta�, a z dusz� za raz zewlec trosk� srog�.
TREN XV
Erato z�otow�osa i ty, wdzi�czna lutni,
Sk�d pociech� w swych troskach bior� ludzie smutni!
Uspok�jcie na chwil� strapion� my�l moj�,
P�ki jeszeze kamienny w polu s�up nie stoj�,
Lej�c ledwie nie krwawy p�acz przez marmur �ywy,
�alu ci�kiego pami�� i znak nieszcz�liwy.
Myl� si�? czyli, patrz�c na ludzkie przygody,
Skromniej cz�owiek uwa�a i swe w�asne szkody?
Nieszczesna matko (jesli przyczyta� mo�emy
Nieszcz�ciu, co prze g�upi sw�j rozum cierpiemy),
Gdzie teraz twych siedm' syn�w i dziewek tak wiele?
Gdzie pociecha? gdzie rado�� i twoje wesele?
Widz� czterna�cie mogi�, a ty nieszcz�liwa
I podobno tak d�ugo nad wol� sw� �ywa,
Ob�apiasz zimne groby, w kt�rych - ach, niebogo -
Sk�ad�a� dziateczki swoje zagubione srogo!
Takie wi�c kwiaty le�� kosa podsieczone
Albo deszczem gwa�townym na ziemi� z�o�one.
W kt�r� nadziej� �ywiesz? Czego czekasz wi�cej?
Czemu �mierci� �a�o�ci nie zbywasz co pr�cej ?
A wasze pr�dkie strza�y albo �uk co czyni
Niepochybny, o Febe i m�ciwa bogini?
Albo z gniewu, bo winna, albo wi�c z lito�ci
Dokonajcie, prze Boga, jej biednej staro�ci!
Nowa pomsta, nowa ka�� hard� my�l potka�a:
Dziatek p�acz�c Niobe sama skamienia�a
I stoi na Sypilu marmor nieprzetrwany,
Jednak i pod kamieniem �ywi� skryte rany.
Jej bowiem �zy serdeczne ska�� przenikaj�
I prze�roczystym z g�ry strumieniem spadaj�,
Sk�d �wierz i ptastwo pije; a ta w wiecznym p�cie
Tkwi w rogu ska�y wiatrom szalonym na wstr�cie.
Ten gr�b nie jest na martwym, ten martwy nie w grobie,
Ale sam�e jest martwym, sam�e grobem sobie.
TREN XVI
Nieszez�ciu k'woli a swojej �a�o�ci,
Kt�ra mi� prawie przejmuje do ko�ci,
Lutni� i wdzi�czny rym porzuci� musz�,
Ledwe nie dusz�.
�yw-em? Czy mi� sen ob�udny frasuje?
Kt�ry ko�cianym oknem wylatuje,
A ludzkie my�li tym i owym bawi,
Co b��d na jawi.
O b��dzie ludzki ! O szalone dumy !
Jako to �acno pisa� si� z rozumy,
Kiedy po woli �wiat mamy, a g�owa
Cz�owieku zdrowa.
W dostatku b�d�c, ub�stwo chwalemy,
W rozkoszy - �a�o�� lekce szacujemy,
A p�ki we�ny sk�pej prz�dce zstaje,
�mier� nam za jaje.
Lecz kiedy n�dza albo �al przypadnie,
Ali �y� nie tak, jako m�wi�, snadnie,
A �mier� dopiero wtenczas nam nale�y,
Gdy ju� k'nam bie�y.
Przecz z p�aczem idziesz, Arpinie wymowny,
Z mi�ej ojczyzny? Wszak nie Rzym budowny,
Ale �wiat wszytek miastem jest m�dremu
Widzeniu twemu.
Czemu tak barzo c�rki swej �a�ujesz?
Wszak si� ty tylko sromoty wiarujesz;
Insze wszelakie u ciebie przygody
Ledwe nie gody!
�mier� - m�wisz - straszna tylko niezbo�nemu
Przecz�e si� tobie umrze�, cnotliwemu,
Nie chcia�o, kiedy� prze dotkliw� mow�
Mia� poda� g�ow�?
Wywiod�e� wszytkim, nie wywiod�e� sobie;
�acniej rzec, widz�, ni� czyni� i tobie,
Pi�ro anielskie, dusz� to� w przygodzie,
Co i mnie bodzie.
Cz�owiek nie kamie�, a jako si� stawi
Fortuna, takich my�li nas nabawi.
Przekl�te szcz�cie! Czy� sna� gorzej duszy,
Kto rany ruszy?
Czasie, po��dnej ojcze niepami�ci!
W co ani rozum, ani trafi� �wi�ci,
Zg�j smutne serce, a ten �al surowy
Wybij mi z g�owy !
TREN XVII
Pa�ska r�ka mi� dotkn�a,
Wszytk� mi rado�� odj�a:
Ledwie w sobie czuj� dusz�
I t� podobno da� musz�.
Lubo wstaj�c gore ja�nie,
Lubo padn�c s�o�ce ga�nie,
Mnie jednako serce boli,
A nigdy si� nie utoli.
Oczu nigdy nie osusz� -
I tak wiecznie p�aka� musz�!
Musz� p�aka�! - O m�j Bo�e,
Kto si� przed Tob� skry� mo�e?
Pr�zno morzem nie p�ywamy,
Pr�zno w bitwach nie bywamy:
Ugodzi nieszcz�cie wsz�dzie,
Cho� podobie�stwa nie b�dzie.
Wiod�em sw�j �ywot tak skromnie,
�e ledwe kto wiedzia� o mnie,
A zazdro�� i z�e przygody
Nie mia�y mi w co da� szkody
Lecz Pan, kt�ry gdzie tkn��, widzi,
A z przestrogi ludzkiej szydzi,
Zada� mi raz tym znaczniejszy,
Czym-em ju� by� bezpieczniejszy.
A rozum, kt�ry w swobodzie
Umia� m�wi� o przygodzie,
Dzi� ledwe sam wie o sobie:
Tak mi� podpar� w mej chorobie.
Czasem by si� chcia� poprawi�,
A mnie ci�kiej troski zbawi�,
Ale gdy si�dzie na wadze,
�alu ruszy� nie ma w�adze.
Pr�zne to ludzkie wywody,
�eby szkod� nie zwa� szkody;
A kto si� w nieszcz�ciu �mieje,
Ja bych tak rzek�, �e szaleje.
Kto za� na p�acz lekko�� wk�ada,
S�ysz� dobrze, co powiada;
Lecz si� tym �al nie hamuje,
Owszem, wi�tszy przyst�puje.
Bo, maj�c zranion� dusz�,
Rad i nierad p�aka� musz�,
Co sna� nie cze��, to ku szkodzie
I zel�ywo�� serce bodzie.
Lekarstwo to, prze B�g �ywy,
Ci�kie na umys� troskliwy!
Kto przyjaciel zdrowia mego,
Wynajdzi co wolniejszego!
A ja zatym �zy niech lej�,
Bom straci� wszytk� nadziej�,
By mi� rozum mia� ratowa�;
B�g sam mocen to hamowa�.
TREN XVIII
My, niepos�uszne, Panie, dzieci Twoje,
W szcz�liwe czasy swoje
Rzadko Ci� wspominamy,
Tylko rozkoszy zwyk�ych u�ywamy.
Nie baczym, �e to z Twej �aski nam p�ynie,
A tak�e pr�dko minie,
Kiedy po nas wdzi�czno�ci
Nie uznasz, Panie, za Twe �yczliwo�ci.
Miej nas na wodzy, niech nas nie rozpycha
Doczesna rozkosz licha!
Niechaj na Ci� pomniemy
Przynajmniej w ka�ni, gdy w �asce nie chcemy!
Ale ojcowskim nas karz obyczajem,
Bo� przed Twym gniewem stajem
Tak, jako �nieg niszczeje,
Kiedy mu s�o�ce niebieskie dogrzeje.
Zgubisz nas pr�dko, wiekuisty Panie,
Je�li nad nami stanie
Twa ci�ka boska r�ka:
Sama nie�aska jest nam sroga m�ka.
Ale od wieku Twoja luto�� s�ynie,
A pierwej �wiat zaginie,
Ni� Ty wzgardzisz pokornym,
Chocia by� d�ugo przeciw Tobie spornym.
Wielkie przed Tob� s� wyst�py moje,
Lecz mi�osierdzie Twoje
Przewyssza wszytki z�o�ci.
U�yj dzi�, Panie, nade mn� lito�ci!
TREN XIX - ALBO SEN
�a�o�� moja d�ugo w noc oczu mi nie da�a
Zamkn�� i zemdlonego upokoi� cia�a;
Ledwie mi� na godzin� przed �witaniem swymi
Sen leniwy ob�api� skrzyd�y czrnawymi.
Natenczas mi si� matka w�asnie ukaza�a,
A na r�ku Orszul� moj� wdzi�czn� mia�a,
Jaka wi�c po paciorek do mnie przychodzi�a,
Skoro z swego pos�ania rano si� ruszy�a.
Giez�eczko bia�e na niej, w�oski pokr�cone,
Twarz rumiana, a oczy ku �miechu sk�onione.
Patrz�, co dalej b�dzie, a� matka tak rzecze:
"�pisz, Janie'? czy ci� �a�o�� twoja zwyk�a piecze?"
Zatym-em ci�ko westchn�� i tak mi si� zda�o,
�em si� ockn��. - A ona, pomilczawszy ma�o,
Znowu m�wi� pocz�a: "Tw�j nieutolony
P�acz, synu m�j, przywi�d� mi� w te tu wasze strony
Z krain barzo dalekich, a �zy gorzkie twoje
Przesz�y a� i umar�ych tajemne pokoje.
Przynios�am ci na r�ku wdzi�czn� dziewk� twoj�,
Aby� j� m�g� ogl�da� jeszcze, a t� swoj�
Serdeczn� �a�o�� uj��, kt�ra tak ujmuje
Si� twoich i tak zdrowie nieznacznie twe psuje,
Jako ogie� suchy knot obraca w perzyny,
Darmo nie upuszczaj�c namniejszej godziny.
Czyli nas ju� umar�e macie za stracone
I kt�rym ju� na wieki s�o�ce jest zgaszone?
A my, owszem, �ywiemy �ywot tym wa�niejszy,
Czym nad to grube cia�o duch jest szlachetniejszy.
Ziemia w ziemi� si� wraca, a duch, z nieba dany,
Mia�by zgin�� ani na miejsca swe wezwany?
O to si� ty nie frasuj, a wierz niew�tpliwie,
�e twoja namilejsza Orszuleczka �ywie.
A tu wi�c takim ci si� kszta�tem ukaza�a,
Jakoby si� �miertelnym oczom pozna� da�a.
Ale mi�dzy anio�y i duchy wiecznymi
Jako wdzi�czna jutrzenka �wieci, a za swymi
Rodzicami si� modli, jako to umia�a
Z wami b�d�c, cho� jeszcze s��w nie domawia�a.
Jesli�e� te� st�d ro�cie �a�o��, �e jej lata
Pierwej s� przy�omione, ni�li tego �wiata
Rozkoszy za�y� mog�a? O biedne i p�one
Rozkoszy wasze, kt�re tak s� usadzone,
�e w nich wi�cej frasunk�w i �a�o�ci wi�cej !
Czego ty dozna� mo�esz sam z siebie napr�cej !
Ucieszy�e� si� kiedy z dziewki swej tak wiele,
�eby pociecha twoja i ono wesele
Mog�o por�wna� z twoim dzisiejszym k�opotem?
Nie rzeczesz tego, widz�! Tak�e trzymaj o tem,
Jako� dozna�, ani si� frasuj, �e tak rana
Twojej ze wszech namilszej dziewce �mier� zes�ana!
Nie od rozkoszy� posz�a; posz�a� od trudno�ci,
Od pracej, od frasunk�w, od z�ez, od �a�o�ci,
Czego �wiat ma tak wiele, �e by te� co by�o
W tym doczesnym �ywocie cz�owiecze�stwu mi�o,
Musi smak sw�j utraci� prze wielko�� przysady,
A przynamniej prze boja�� nieuchronnej zdrady.
Czeg� p�aczesz, prze Boga? Czeg� nie za�y�a?
�e sobie swym posagiem pana nie kupi�a?
�e przegr�ek i cudzych fuk�w nie s�ucha�a?
�e bole�ci w rodzeniu dziatek nie uzna�a?
Ani umie powiedzie�, czego jej troskliwa
Matka dosz�a: co z wi�tszym utrapieniem bywa,
Czy je rodzi�, czy je grze��? - Takie� pospolicie
Przysmaki wasze, czym wy sobie �wiat s�odzicie! -
W niebie szczere rozkoszy, a do tego wieczne,
Od wszelakiej przekazy wolne i bezpieczne;
Tu troski nie panuj� tu pracej nie znaj�,
Tu nieszcz�cie, tu miejsca przygody nie maj�
Tu choroby nie najdzie, tu nie masz staro�ci,
Tu �mier�, �zami karmiona, nie ma ju� wolno�ci.
�yjem wiek nieprze�yty, wiecznej u�ywamy
Dobrej my�li, przyczyny wszytkich rzeczy znamy.
S�o�ce nam zaw�dy �wieci, dzie� nigdy nie schodzi
Ani za sob� nocy niewidomej wodzi.
Tw�rc� wszech rzeczy widziem w Jego majestacie,
Czego wy, w ciele b�d�c, pr�zno upatrzacie.
Tu w czas obr�� swe my�li, a chowaj si� na te
Nieodmienne, synu m�j, rozkoszy bogate!
Dozna�e�, co �wiat umie i jego kochanie;
Lepiej na czym wa�niejszym zasad� swe staranie!
Dziewka twoja dobry los, mo�esz wierzy�, wzi�a,
A w�a�nie w swoich rzeczach sobie tak pocz�a,
Jako gdy kto, na morze nowo si� pu�ciwszy,
A tam niebezpiecze�stwo wielkie obaczywszy,
Woli nazad do brzegu. Drudzy, co podali
�agle wiatrom, na �lepe ska�y powpadali;
Ten mrozem zwyci�ony, ten od g�odu zgin��,
Rzadki, co by do brzegu na desce przyp�yn��.
�mierci znikn�� nie mog�a, by te� dobrze by�a
On� dawn� Sybill� wiekiem swym prze�y�a.
To, co mia�o by� potym, uprzedzi� wola�a;
Tym�e mniej tego �wiata niewczas�w dozna�a,
Drugie po swych namilszych rodzicach zostaj�
I ci�kiego siroctwa, n�dzne, doznawaj�.
Wypchn� drug� za m�a leda jako z domu,
A maj�tno�� zostanie, sam to B�g wie komu.
Bior� drugie i gwa�tem, a bior� i swoi,
Ale i w hordach cz�� si� wielka ich zostoi,
Gdzie w niewoli poga�skiej i w s�u�bie sromotnej
�zy swe pij� czekaj�c �mierci wszytkokrotnej.
Tego twej wdzi�cznej dziewce ba� si� ju� nie trzeba,
Kt�ra w swych m�odych leciech wzi�ta jest do nieba
�adnych frasunk�w tego �wiata nie doznawszy
Ani grzechem dusze swej drogiej pomazawszy.
Jej tedy rzeczy, synu - nie masz w�tpliwo�ci -
Dobrze posz�y, ani st�d u�ywaj �a�o�ci !
Swoje szkody tak szacuj i omy�ki swoje,
Aby� nie przepami�ta�, �e baczenie twoje
I stateczno�� jest dro�sza! W t� b�d� przedsi� panem,
Jako si� kolwiek czujesz w pociechy obranem.
Cz�owiek urodziwszy si� zasiad� w prawie takim,
�e ma by� jako celem przygodom wszelakim;
Z tego trudno si� zdziera�! Pocznimy, co chcemy,
Je�li po dobrej woli nie p�jdziem, musiemy,
A co wszystkich jednako ci�nie, nie wiem, czemu
Tobie ma by�, synu m�j, naci�ej jednemu.
�miertelna jako i ty twoja dziewka by�a:
P�ki jej zamierzony kres by�, p�ty �y�a.
Kr�tko wprawdzie! ale w tym cz�owiek nic nie w�ada,
A wyrzec te�, co lepiej, nie�acno przypada.
Skryte s� Pa�skie s�dy; co si� Jemu zda�o,
Nalepiej, �eby si� te� i nam podoba�o.
�zy w tej mierze niep�atne; gdy raz dusza cia�a
Odbie�y, pr�zno czeka�, by si� wr�ci� mia�a.
Ale cz�owiek nie zda si� praw szcz�ciu w tej mierze,
�e szkody pospolicie tylko przed si� bierze,
A tego baczy� nie chce ani mie� w pami�ci,
Co mu te� czasem padnie wedle jego ch�ci.
Ta� jest w�adza Fortuny, m�j namilszy synie,
�c nie tak uskar�a� si�, kiedy nam co zginie
Jako dzi�kowa� trzeba, �e w�dam co zosta�o,
Bo to wszytko nieszcz�cie w r�ku swoich mia�o.
A tak i ty, folguj�c prawu powszechnemu,
Zagr�d� drog� do serca upadkowi swemu
A w to patrzaj, co usz�o r�ku z�ej przygody;
Zyskiem cz�owiek zwa� musi, w czym nie popad� szkody
Na koniec, w co si� on koszt i ona utrata,
W co si� praca i twoje obr�ci�y lata,
Kt�re� ty niemal wszytkie strawi� nad ksi�gami,
Ma�o si� bawi�c �wiata tego zabawami?
Teraz by owoc zbiera� swojego szczepienia
I ratowa� w zachwianiu md�ego przyrodzenia!
Cieszy�e� przedtym insze w takiej�e przygodzie:
I b�dziesz w cudzej czulszy ni�li w swojej szkodzie?
Teraz, mistrzu, sam si� lecz! Czas dokt�r ka�demu,
Ale kto pospolitym torem gardzi, temu
Tak p�znego lekarstwa czeka� nie przystoi!
Rozumem ma uprzedzi�, co insze czas goi.
A czas co ma za fortel? Dawniejsze �wie�ymi
Przypadkami wybija, czasem weselszymi
Czasem te� z tej�e miary; co cz�owiek z baczeniem
Pierwej, ni� przyjdzie, widzi i takim my�leniem
Przysz�ych rzeczy nie wci�ga, przysz�ych upatruje
I serce na oboj� fortun� gotuje.
Tego si�, synu, trzymaj, a ludzkie przygody
Ludzkie no�; jeden jest Pan smutku i nagrody."
Tu znikn�a. - Jam si� te� ockn��. - Aczciem prawie
Niepewien, jeslim przez sen s�ucha� czy na jawie.
EPITAFIUM HANNIE KOCHANOWSKIEJ
I ty�, Hanno, za siostr� pr�dko pospieszy�a
I przed czasem podziemne kraje nawiedzi�a,
Aby ociec nieszcz�sny za raz od�a�owa�
Wszytkiego, a na trwalsze rozkoszy si� chowa�.