5288
Szczegóły |
Tytuł |
5288 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5288 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5288 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5288 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jan My�liborski
Mg�a
Zapada� wczesny, listopadowy zmrok. W�ska �cie�ka pi�a si� stromo pod g�r�, buty
�lizga�y mi si� na rozmi�k�ej glinie i wilgotnych li�ciach, mokre ga��zie krzak�w czepia�y si� plecaka i kurtki. By�em
zm�czony, w�ciek�y i sp�niony. Wyjecha�em z Poznania p�niej ni� planowa�em, a fatalne warunki na drodze
przed�u�y�y podr�. W schronisku w R. mia�a� czeka� na mnie ty albo wiadomo�� od ciebie. Je�li jednak tam by�a�, to
mog�a� sobie ju� B�g wie co my�le�, szczeg�lnie, �e w trakcie naszej ostatniej rozmowy telefonicznej zd��yli�my
zamieni� tylko kilka s��w i w dodatku nieco podniesionymi g�osami.
Mg�a i g�stniej�cy mrok wprowadzi�y mnie w melancholijno-wspomnieniowy nastr�j. My�la�em o tobie, ale dopad�y
mnie r�wnie� obrazy z dalekiej przesz�o�ci, porwa�y jakie� od lat zapomniane emocje. Mg�a, g�ry i jesienny las
wyzwoli�y skomplikowany proces skojarzeniowy, na ko�cu kt�rego znalaz�a si� osoba stanowi�ca kiedy� dla mnie
�r�d�o najdzikszej ekscytacji, a kt�r� dawno temu wygna�em w odleg�e zak�tki pami�ci. Mia�a na imi� Ewa, by�a moj�
wariack� osiemnastoletni� mi�o�ci�, mi�o�ci�, kt�ra przerasta�a mnie swoj� intensywno�ci� i z kt�r� nie mog�em sobie
wtedy da� rady. Szarpali�my si� z t� mi�o�ci� rozpaczliwie przez ponad rok, zanim uda�o nam si� w ko�cu od siebie
oderwa�. Zosta�y jednak rany, bardzo bola�o. Rozstali�my si� tak bardzo radykalnie, �e obecnie nawet nie mia�em
poj�cia co si� z Ew� dzieje, gdzie mieszka, co robi, czy ma m�a, dzieci. Przypomina�a mi si� tylko w jakich� nag�ych
przeb�yskach, niespodziewanych skojarzeniach, czasem jako deja vu w sytuacjach najintymniejszych. Przysz�o mi
nagle do g�owy pytanie, jak mog�oby wygl�da� nasze �ycie, gdyby�my si� jednak nie rozstali albo chocia� spotkali
wtedy ponownie po kilku latach, zanim zdo�ali�my pouk�ada� sobie sprawy inaczej. Czy byliby�my szcz�liwi ? Czy
nie wypali�aby si� w nas ta wariacka nami�tno��, czy nadal prze�ywaliby�my uniesienia, kt�re by�y wtedy
wszechogarniaj�ce w stopniu z niczym niepor�wnywalnym. Jak to sprawdzi�? Czy w og�le ma sens stawianie takiego
pytania ?
By� mo�e te melancholijne rozmy�lania spowodowa�y, �e pope�ni�em b��d - skr�ci�em za wcze�nie w lewo, w drog�,
kt�ra w g�stniej�cej mgle wyda�a mi si� by� drog� prowadz�c� do R. Po paru minutach zorientowa�em si�, �e zmyli�em
szlak i wtedy ja, stary g�ral, pope�ni�em drugi b��d - zamiast wr�ci� do znanej �cie�ki, skr�ci�em w kolejn� nieznan�
drog�, kt�r� dojrza�em w�r�d bukowych zaro�li, tym razem po prawej stronie. Zn�w wyda�o mi si�, �e powinna
wyprowadzi� mnie na drog� do R. Mrok g�stnia�, mg�a k��bi�a si�, wype�niaj�c wszystkie zag��bienia terenu i
stwarzaj�c wra�enie, �e w ka�dym prze�wicie mi�dzy drzewami otwiera si� wej�cie do nieogarnionego labiryntu. Nie
potrzebowa�em zbyt wiele czasu, aby uprzytomni� sobie, �e dokumentnie nie wiem gdzie jestem i mog� jedynie i��
przed siebie, trzymaj�c si� �ci�le drogi, na kt�rej jestem. Pocieszaj�ce by�o jedynie, �e droga sprawia�a wra�enie do��
solidnej jak na ten rejon i w zwi�zku z tym musia�a mnie w ko�cu doprowadzi� do jakiej� miejscowo�ci, w kt�rej
znajd� telefon albo z�api� sygna� sieci kom�rkowej. Mog�em sobie doskonale wyobrazi�, co mo�esz mie� do
powiedzenia w tej sprawie ju� w tej chwili, i co powiesz mi, je�li nie dotr� do ciebie jeszcze przez nast�pne dwie
godziny.
Mog�em sobie te� wyobrazi� zapach twoich w�os�w rozsypanych na poduszce, zdyszany szept, dotyk mi�kkich d�oni
na karku. Min�o ju� pi�� dni od kiedy by�a� taka, ale wspomnienie towarzyszy�o mi przez ca�y czas. Wspomnienia i
skojarzenia dotycz�ce ciebie by�y zaszyte we mnie g��boko. �aden n� chirurgiczny nie odnalaz�by precyzyjnie tego
miejsca. Mo�na by je usun�� tylko metod� bardzo brutalnej amputacji, razem z jakim� ogromnym kawa�em mojej
�wiadomo�ci.
Po prawej stronie, z tumanu sk��bionej mg�y wy�oni�y si� nagle �wiat�a drewnianego, pi�trowego budynku w tyrolskim
stylu, jakie czasem spotyka�o si� w tej okolicy. Budynek sta� bezpo�rednio przy drodze, nie by�o przed nim �adnego
ogr�dka ani p�otu. Nad drzwiami ko�ysa�a si� zapalona latarnia z ��tym pe�gaj�cym p�omykiem, o�wietlaj�cym
s�abym blaskiem tarcz� umieszczonego r�wnie� nad drzwiami zegara. Na tarczy namalowanych by�o mn�stwo
dziwnych, kolorowych symboli.
Pchn��em stare okute drzwi, zaskrzypia�y przeci�gle. Wszed�em do �rodka. Owion�� mnie zapach starego drewna. W
ciemnym korytarzu trudno by�o cokolwiek zobaczy�, ale po chwili wzrok przyzwyczai� si� i z p�mroku wy�oni� si�
wysoki stoj�cy zegar, p�kata szafa, jakie� krzes�a. Zrobi�em jeden krok do przodu, zegar nagle zachrobota�, co� w nim
okropnie trzasn�o, zacz�� wybija� godzin�. Po ka�dym uderzeniu zatrzymywa� si�, jakby nie by� pewien, czy ma
ochot� dzwoni� dalej. W ko�cu korytarza otworzy�y si� drzwi i ukaza�a si� w nich masywna m�ska sylwetka.
M�czyzna zastyg� w bezruchu, mo�na by�o si� tylko domy�li�, �e mi si� przygl�da. Ja te� trwa�em w bezruchu. Nie
wiem czemu, ale nagle i nieoczekiwanie przypomnia�em sobie ciebie nag�, z rozpalon� twarz� i nieprzytomnymi
oczami, kurczowo zaciskaj�c� palce na brzegu ��ka.
M�czyzna wyci�gn�� przed siebie r�k�, zala�o mnie �wiat�o latarki, kt�r� trzyma� w d�oni.
- Czego ? - zapyta� chrapliwym g�osem.
- Dobry wiecz�r - powiedzia�em i podszed�em bli�ej. - Zgubi�em drog�, szukam schroniska w R. Mo�e mi pan pom�c ?
M�czyzna bez s�owa odsun�� si� z przej�cia i wszed�em do sporej sali. Na �rodku sta�y ustawione w podkow� sto�y,
nad nimi lampy umieszczone w spl�tanych jelenich rogach, naprzeciw drzwi du�y kominek obramowany ozdobnymi
marmurowymi p�ytami. Jedyne o�wietlenie stanowi� pal�cy si� na kominku ogie�. Trzasn�y zamykane drzwi.
- A wi�c czego pan chce ? - ponowi� pytanie m�czyzna.
- Musz� trafi� do R. - powiedzia�em. - Koniecznie.
Popatrzy� na mnie zn�w nie�yczliwie i powiedzia�:
- Na pewno pan nie trafi w tej mgle, je�li pan nie zna drogi.
- Ale musz� tam si� dosta�, �ona na mnie czeka - zawo�a�em, troch� mo�e zbyt gwa�townie.
- Nie trafi pan - powt�rzy� z uporem. - Przenocuje pan tutaj, mamy pokoje go�cinne. Ta pani te� u nas �pi.
Wskaza� na st� przy kominku i siedz�c� tam osob�. Mo�e to kwestia o�wietlenia, ale nie zauwa�y�em tego sto�u, kiedy
wchodzili�my do sali. Odwr�ci�a� si� do mnie i powiedzia�a�:
- Cze��.
Nie zachowa�em spokoju. Wykona�em jakie� ruchy r�kami i nerwowo si� uk�oni�em.
- Co, co ty tu robisz ? -wykrztusi�em z siebie w ko�cu.
- A ty ? - odparowa�a� z w�a�ciwym tobie refleksem. - Mia�e� by� w R.
Gospodarz sta� z boku z opuszczonymi r�kami.
- Poda� co� do jedzenia ? - spyta�.
Teraz, kiedy przesta�a wisie� nade mn� perspektywa nocnego b��dzenia we mgle, poczu�em przemo�ny g��d.
- Tak, prosz� mi co� poda� - powiedzia�em i usiad�em naprzeciw ciebie. Nakry�em d�oni� twoj� d�o�, by�a ch�odna,
jaka� taka inna.
- Wyt�umacz mi teraz, prosz�, jak si� tu znalaz�a� i gdzie my w og�le jeste�my - za��da�em.
- Wiesz, o to samo ciebie mog� zapyta� - powt�rzy�a� z dziwnym uporem.
- Czekaj, ja b��dz� po nocy, aby trafi� do R., bo sobie wyobra�am, �e szalejesz z niepokoju, a ty sobie spokojnie
siedzisz na jakim� zadupiu.
- Zostawi�am ci wiadomo�� w R., gdyby� tam by�, wszystko by� wiedzia�.
Trudno nam si� jako� rozmawia�o, jakby�my si� w og�le nie chcieli dogada�. Mia�a� pod oczami dziwne cienie, jakie�
sztywne ruchy.
- Czy co� ci jest ? - spyta�em.
- Nie, a o co ci chodzi - zn�w ten nieobecny wzrok, zaznaczony wyra�nie dystans.
Skrzypn�y drzwi i w sali pojawi� si� gospodarz. Postawi� przede mn� tac�, po czym skierowa� si� do stoj�cego w
ciemnym naro�niku sali zegara, otworzy� drzwiczki i zacz�� manipulowa� przy wskaz�wkach. Zegar wydawa� okropne
chroboty, jakby usi�owa� wyrazi� sw�j protest przeciw takiemu traktowaniu.
Rzuci�em si� na jedzenie. Ku mojemu zaskoczeniu, kolacja przyniesiona przez mrukliwego i niech�tnego gospodarza
by�a obfita i smaczna. Paruj�ca, pachn�ca jajecznica, kromki ciemnego chleba ob�o�onego w�dlin� i ��tym serem,
kilka kawa�k�w grubego, dro�d�owego placka z kruszonk�, szklany dzbanek z mocn�, gor�c� herbat�. Jajecznica by�a
przepyszna, z kawa�kami dobrze spieczonego boczku i cebulk�. Jad�em w milczeniu i �apczywie. By�o ciebie jakby
coraz mniej, ale zaj�ty jedzeniem nie zwraca�em na to uwagi.
Wreszcie sko�czy�em, starannie wytar�em usta serwetk�, rozpar�em si� wygodnie na du�ym krze�le. P�on�cy na
kominku ogie� rzuca� r�owy blask na sal�, by�a� w tym blasku jaka� przezroczysta, twoje oczy straci�y zielony kolor.
Nagle zegar w k�cie sali zacz�� bi�, wydaj�c przy tym chrobotliwe d�wi�ki, po chwili przy��czy� si� do niego zegar z
korytarza. Gdzie� z g�ry rozleg�y si� d�wi�ki kurant�w.
- Powariowali tu z tymi zegarami - powiedzia�em wpatruj�c si� w mrok sali.
Nie odpowiedzia�a�, kiedy zwr�ci�em si� zn�w do ciebie, stwierdzi�em, �e znikn�a�, a przy stole pozosta� po tobie
tylko jaki� mglisty cie�.
Zacz��em rozgl�da� si� za tob�, nie s�ysza�em, aby� gdzie� wychodzi�a, ale mog�em nie s�ysze�, s�uch jest najbardziej
zawodnym z moich zmys��w. Wyjrza�em na ciemny korytarz, nie by�o ciebie tam tak�e, przeszed�em do drzwi
wyj�ciowych, otworzy�em je i wyjrza�em na zewn�trz. Na dworze mg�a bardzo zg�stnia�a od czasu mojego tu
przybycia, ledwo dawa�o si� dostrzec lamp� nad drzwiami. S�ycha� by�o jakie� dziwne d�wi�ki, jakie� skrzypienia,
szurania, jakby odg�osy ci�kich st�pni��. Cofn��em si� do �rodka i zamkn��em drzwi.
Zegary wci�� bi�y, a u wej�cia do sali kominkowej sta� gospodarz z za�o�onymi na piersiach r�kami. W s�abym �wietle
padaj�cym z wn�trza sali wydawa� si� jeszcze bardziej ros�y. W tym momencie zadzwoni� m�j telefon kom�rkowy.
Wyci�gn��em go z kieszeni i przy�o�y�em do ucha. Us�ysza�em tw�j g�os, bardzo jaki� daleki, nikn�cy.
- Ja�ku - m�wi�a� - pos�uchaj...
- Sk�d ty dzwonisz ? - krzykn��em. Ale nic ju� nie by�o s�ycha�.
Odtr�caj�c na bok gospodarza, wpad�em do �rodka, sala by�a pusta. Zakr�ci�o mi si� nagle w g�owie, nie mog�em
opanowa� s�abo�ci, opad�em na najbli�sze krzes�o. Wszystko wirowa�o mi przed oczami, sto�y, kominek, ros�a
sylwetka w drzwiach, jacy� ludzie jakby znajomi. S�ysza�em narastaj�ce, coraz g�o�niejsze i wszechogarniaj�ce bicie
zegar�w.
Nie wiem jak d�ugo to trwa�o. Ockn��em si� z czo�em wspartym na zaplecionych r�kach. W zaci�ni�tych kurczowo
palcach trzyma�em telefon kom�rkowy. U�wiadomi�em sobie, �e czuj� dotkni�cie d�oni, �agodnie g�adz�cej mnie po
w�osach. Podnios�em oczy i zn�w zakr�ci�o mi si� w g�owie. Ujrza�em Ew�, ubran� w kraciast� koszul�, z w�osami
zaplecionymi w warkoczyki, patrz�c� na mnie fio�kowymi oczami i u�miechaj�c� si� tym swoim u�miechem czu�ym, a
jednocze�nie kpi�cym i jakby lekko zaczepnym.
- Witaj - powiedzia�a�. - Bardzo dawno si� nie widzieli�my. Czeka�am na ciebie.
Us�ysze� takie s�owa po tylu latach... Odkr�ci� nagle w g�owie wszystkie zasz�o�ci, przelecie� po pami�ci gigantyczn�
gumk� i znale�� si� nagle w tamtym punkcie, tu� przed rozstaniem, kiedy tak w�a�nie wygl�da�a�, zmys�owa, ze
�wietlistymi fio�kowo-niebieskimi oczami, taka, dla kt�rej mo�na rzuci� ca�y �wiat i tylko strach, pod�y strach przed
tym powstrzyma�.
Uda�o mi si� jednak przyj�� twoje pojawienie w miar� spokojnie, chocia� by�o ono ze wszech miar nieprawdopodobne.
Atmosfera tego domu sprzyja�a dziwnym manifestacjom.
Dotkn��em twojej r�ki. By�a ciep�a, j�drna, jej dotkni�cie przywo�a�o wspomnienie czasu, gdy samo pog�askanie
twojego ciep�ego przedramienia wywo�ywa�o odczucia tak bardzo erotyczne, �e chyba �adne z p�niejszych dozna� nie
by�o w stanie im dor�wna�.
- Witaj - powiedzia�em po prostu. - Bardzo dawno si� nie widzieli�my. Czeka�em na ciebie.
Wstali�my oboje od sto�u, uj�li�my si� za r�ce i ruszyli�my w stron� korytarza.
U wyj�cia oczywi�cie natkn�li�my si� na naszego gospodarza.
- Wynajmie pan nam pok�j ? - zapyta�em.
- Przecie� pani ma ju� pok�j wynaj�ty, zaraz obok tej drugiej pani - zdziwi� si�. �cisn�a� mocniej moj� d�o� i
poci�gn�a� mnie za sob�.
Pok�j by� na pierwszym pi�trze - ma�y, ciep�y, o�wietlony naftow� lamp� stoj�c� na stole, z szerokim, za�cielonym
��kiem pod �cian�. Poci�gn�a� mnie za sob� w pachn�c� czysto�ci� po�ciel.
Poczu�em zapach twoich w�os�w rozsypanych na poduszce, zdyszany szept, dotyk mi�kkich d�oni na karku. Min�o ju�
dwadzie�cia lat od kiedy widzia�em ci� tak�, ale wspomnienie towarzyszy�o mi przez ca�y czas. Wspomnienia i
skojarzenia zwi�zane z tob� by�y zaszyte we mnie tak g��boko, �e �aden n� chirurgiczny nie odnalaz�by precyzyjnie
tego miejsca. Mo�na by je by�o usun�� tylko metod� bardzo brutalnej amputacji, razem z jakim� ogromnym kawa�em
mojej �wiadomo�ci.
W ko�cu zasn�li�my, obj�ci, przytuleni do siebie jak dwoje zagubionych dzieci.
Obudzi�o mnie uczucie przenikliwego zimna. Si�gn��em po ko�dr�, ale nie mog�em jej w �aden spos�b namaca�.
Czu�em tylko szorstki, nieprzyjemny w dotyku materac. By�o zupe�nie ciemno, s�ycha� by�o jakie� stuki, szurania.
Natrafi�em r�k� na koszul� i naci�gn��em j� na siebie. By�a zimna i nieprzyjemnie wilgotna. Trz�s�c si� z zimna
maca�em dalej, lokalizuj�c kolejne cz�ci garderoby. Wzrok powoli przyzwyczaja� mi si� do ciemno�ci, zacz��em
dostrzega� �ciany, ma�e okno, zarys sto�u pod oknem. Przytomnia�em, stopniowo przypomina�em sobie szczeg�y
wieczoru, w ko�cu przypomnia�em sobie r�wnie�, gdzie jestem. Przypomnia�em sobie, ale nic nie rozumia�em, nic si�
nie zgadza�o z moimi wspomnieniami. Przede wszystkim by�em sam, sam w zimnym, obskurnym pomieszczeniu,
gdzie� znikn�a� ty i ciep�y, przytulny pokoik. Wsta�em, podszed�em do drzwi i otworzy�em je szeroko. Korytarz by�
kompletnie ciemny, wyra�niej s�yszalne sta�y si� nieprzyjemne stuki i szurania. Ostro�nie st�pa�em, wyci�gaj�c przed
siebie r�ce i wodz�c nimi po �cianach. Po chwili natrafi�em stop� na stopnie. Schody trzeszcza�y potwornie przy
ka�dym st�pni�ciu, jakby mia�y si� za moment zarwa�. Jako� dosta�em si� jednak na d�. Znalaz�em si� na d�ugim
korytarzu, gdzie wieczorem po raz pierwszy zetkn��em si� z mrukliwym gospodarzem. Skr�ci�em w lewo, tam bowiem
wed�ug moich oblicze� powinna znajdowa� si� sala kominkowa. Rzeczywi�cie natrafi�em na drzwi, wystarczy�o je
pchn��, aby si� otworzy�y. Wywr�ci�em si� jak d�ugi wkraczaj�c do �rodka. Nic mi si� na szcz�cie nie sta�o, a
macaj�c wok� siebie stwierdzi�em, �e potkn��em si� o jaki� sporych rozmiar�w tob�, kt�ry po dok�adniejszym
zbadaniu okaza� si� by� moim plecakiem. Szybko zlokalizowa�em w nim latark�.
Snop �wiat�a wydoby� z mroku du��, pust� sal�. Pust� - pr�cz niewielkiego sto�u na samym ko�cu. Kiedy tam
podszed�em, stwierdzi�em, �e zniszczony st� przes�ania spor� wn�k� w �cianie, kt�r� m�g�bym uzna� za kominek,
przy kt�rym grza�em si� wieczorem, gdyby nie to, �e nie by�o �ladu po marmurowych p�ytach.
O�wietli�em st�. Le�a� na nim ma�y, czarny przedmiot - m�j telefon kom�rkowy. Wci�� w��czony, z migaj�c�
czerwon� lampk�. Wyci�gn��em po niego r�k�, ale za plecami us�ysza�em jaki� szelest, obr�ci�em si� i ujrza�em
kobiec� sylwetk� przemykaj�c� w stron� drzwi. Rzuci�em si� w tamt� stron�, ale zd��y�a ju� znale�� si� na korytarzu,
ruszy�em tam za ni�, ale te� zd��y�a stamt�d znikn��. W korytarzu pozosta� tylko subtelny zapach perfum, wydawa�o
mi si�, �e je rozpoznaj�. Zgasi�em latark�. W ciemno�ci wida� by�o delikatny blask s�cz�cy si� z uchylonych drzwi
wej�ciowych. Wybieg�em na dw�r.
Noc by�a czysta, klarowna. Nie by�o nawet �ladu mg�y. Du�y, okr�g�y ksi�yc zalewa� srebrnym blaskiem dom i las.
Ostre powietrze wdzieraj�ce mi si� do p�uc u�wiadomi�o mi, �e na dworze jest par� stopni mrozu. Ziemia pokryta by�a
szronem, na li�ciach osadzi�y si� g�sto bia�e igie�ki. Chwil� sta�em, zauroczony tym widokiem, a kiedy odwr�ci�em si�,
aby wej�� do �rodka, zobaczy�em jak stoicie obie w otwartych drzwiach, ubrane w zwiewne koszule, u�miechni�te,
obj�te, dotykaj�c si� policzkami. Run��em w stron� drzwi, ale przelecia�em na przestrza� przez wasze cia�a, upadaj�c
twarz� na pod�og�. Us�ysza�em radosny chichot, podnios�em g�ow� i ujrza�em jak trzymaj�c si� za r�ce, odchodzicie w
ksi�ycow� noc, lekkim, rozta�czonym krokiem, nie ogl�daj�c si� do ty�u. Nie pr�bowa�em was ju� goni�.
Wr�ci�em do sali. Pozbiera�em wszystkie moje rzeczy, migaj�ca lampka telefonu wskazywa�a na czekaj�c�
wiadomo��, kt�rej jednak nie mog�em odebra� z uwagi na zbyt s�aby sygna�. Zarzuci�em plecak na ramiona i
wyszed�em na dw�r. Przychodz�c tu schronisko mia�em po prawej, a wi�c skierowa�em si� znowu w prawo, aby
zachowa� obrany kierunek marszu. Raz tylko obejrza�em si� za siebie, aby zachowa� w pami�ci kszta�t opuszczonego
domu w tyrolskim stylu.
Niebo zaczyna�o si� r�owi�, gdy znalaz�em si� w op�otkach R. Droga by�a prosta i �atwa, nie wiem czemu
niesamowity gospodarz upiera� si� tak zawzi�cie, �e nie trafi�. Zadzwoni� telefon, odezwa�a si� poczta g�osowa.
Us�ysza�em tw�j g�os: "Ja�ku, nie denerwuj si�, ja jestem niestety w Poznaniu, mia�am ma�y wypadek, ale nie denerwuj
si� prosz�, nic mi si� nie sta�o w�a�ciwie, ale nie mog�am przyjecha�, nie chcieli mnie pu�ci� ze szpitala, bo musz�
jeszcze jakie� badania zrobi� ..." M�wi�a� co� jeszcze, ale chyba ju� nie s�ucha�em tak dok�adnie.
Troch� r�nych rzeczy musia�o si� jeszcze wydarzy�, zanim wczesnym popo�udniem znalaz�em si� z powrotem w
Poznaniu. Nie b�d� opisywa�, jak dosta�em si� do swojego samochodu i drogi przebytej w wariackim tempie. Istotne
jest, �e oko�o drugiej po po�udniu wysiad�em z windy na trzecim pi�trze szpitala i skierowa�em si� do pokoju 313.
Wygl�da�a� zupe�nie dobrze, chyba istotnie nie sta�o ci si� nic powa�nego.
- Wiesz, tak faktycznie to ona potr�ci�a mnie na pasach - powiedzia�a�, kiedy mieli�my ju� za sob� powitania i
czu�o�ci. - Nie wiem jak to si� sta�o, ja po prostu wesz�am na te pasy i nagle poczu�am uderzenie i upad�am. Musia�am
chyba na moment straci� przytomno��, nie wiem jak znalaz�am si� na �awce, a ta kobieta wyciera�a mi chusteczk�
twarz. By�a taka przera�ona, �e nie chcia�am wzywa� policji. Zawioz�a mnie zreszt� tutaj do szpitala, wesz�a razem ze
mn� na g�r� i narobi�a tak strasznego rabanu, �e si� mn� zaj�li od razu. - Potem do�� d�ugo i szczeg�owo, jak masz w
zwyczaju, opisa�a� wszystkie badania lekarskie, w wyniku kt�rych postanowiono zatrzyma� ci� na obserwacj�. - A ta
kobieta ca�y czas czeka�a. Po wszystkich badaniach przysz�a tu do sali i zacz�y�my wreszcie rozmawia�. Ona pyta�a,
czy chc� wnie�� skarg�. Ja jej powiedzia�am, �e absolutnie nie mam zamiaru robi� �adnych problem�w, ale
wymieni�y�my adresy. By�a tak strasznie zdenerwowana, �e nagle zemdla�a. Wzi�a do r�ki moj� wizyt�wk�,
popatrza�a na ni�, zrobi�a si� strasznie blada i osun�a si� z krzes�a. Do�� d�ugo jej nie mogli docuci�. P�niej przysz�a
jeszcze raz do mnie, aby si� po�egna�. "Dziwny zbieg okoliczno�ci" - powiedzia�a wychodz�c. - "Kiedy� zna�am kogo�
o tym nazwisku". Popatrz - poda�a� mi wizyt�wk� - M�wi ci to co� ?
Podszed�em do okna, za kt�rym zalega�a g�stniej�ca mg�a. Nie spojrza�em na wizyt�wk�. Bezwiednie zacz��em kre�li�
litery na spotnia�ej szybie...