5233

Szczegóły
Tytuł 5233
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5233 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5233 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5233 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANNE McCAFFREY KILLASHANDRA TOM II TRYLOGII Rozdzia� I Zimy na Ballybranie by�y zazwyczaj �agodne, tote� furia pierwszych wiosennych burz przetaczaj�cych si� po niebie zawsze wszystkich zaskakiwa�a. Pierwsza nawa�nica w nowym roku gna�a w�a�nie na zach�d przez Pasma Mikeleya, p�dz�c przed sob� niczym drobiny py�u uciekaj�ce sanie �piewak�w kryszta�u. Ci opieszali poszukiwacze zbyt d�ugo zwlekali z powrotem i teraz po�piesznie zd��ali ku bezpiecznemu schronieniu Kompleksu Cechu Heptyckiego, z trudem utrzymuj�c na kursie swoje narowi�ce si� wehiku�y. Wewn�trz os�oni�tego przed uderzeniami wichru pot�nymi grodziami gigantycznego hangaru panowa� zorganizowany chaos. �piewacy kryszta�u wyskakiwali z pojazd�w og�uszeni wyciem huraganu, wyczerpani po niespokojnej je�dzie. Personel, najwyra�niej posiadaj�cy oczy r�wnie� z ty�u g�owy, cudem unika� wypadk�w, koncentruj�c si� na swoim g��wnym zadaniu: przeprowadzaniu sa� z pod�ogi hangaru ku stojakom magazynowym i zwalnianiu miejsca dla l�duj�cych bez �adnego porz�dku nowych pojazd�w. Kiedy dwoje sa� zderzy�o si� ze sob�, d�wi�k syreny alarmowej przebi� si� nawet przez gwizd wichury. Jedne tr�ci�y o przegrod� i r�bn�y dziobem w plastonow� posadzk�, drugie za� odbi�y si� od ziemi niczym kaczka puszczona na wodzie i znieruchomia�y z hukiem pod przeciwleg�� �cian�. Terkocz�cy traktor podjecha� do wywr�conego wehiku�u i odci�gn�� go ledwie na sekundy przed tym, jak kolejne sanie pojawi�y si� nad przegrod�. Pojazd omal nie run�� w d� jak jego poprzednik, w ostatniej chwili zdo�a� jednak wyprostowa� dzi�b i przemierzywszy �lizgiem ca�� d�ugo�� hangaru, zatrzyma� si� na centymetry przed rz�dem robotnik�w nios�cych do sortowni cenne pudla kryszta�u. Ma�o brakowa�o, a dosz�oby do wypadku, ale na ca�y incydent nie zwr�cili uwagi nawet ci, kt�rzy ledwie unikn�li obra�e�. Z sa� wy�oni�a si� Killashandra Ree. To, �e jej pojazd stan�� tak blisko sortowni, wzi�a za dobry omen. Chwyci�a za rami� najbli�szego robotnika i stanowczo skierowa�a go ku lukowi towarowemu. Otworzy�a luk. Nie zdoby�a zbyt wiele kryszta�u, tote� ka�dy kawa�ek, jaki uda�o jej si� wyci��, przedstawia� dla niej wielk� warto��. Je�li nie zarobi�a wystarczaj�cej ilo�ci kredyt�w, �eby tym razem wydosta� si� z planety... Zgrzytn�a z�bami i ruszy�a spiesznie w stron� sortowni. Kiedy m�czyzna, kt�rego zwerbowa�a do pomocy, przepisowo postawi� karton na ko�cu rz�du oznaczonych pojemnik�w, jej cierpliwo�� si� wyczerpa�a. - Nie, nie tam! - wrzasn�a. - Ca�y dzie� minie, zanim zostan� posortowane. Tutaj. Odczeka�a, a� robotnik postawi jej pud�o we wskazanym miejscu, a potem do�o�y�a to, kt�re sama trzyma�a. Nast�pnie wr�ci�a do sa� po reszt� �adunku, zabrawszy po drodze jeszcze dw�ch wolnych robotnik�w. Dopiero kiedy wydobyli kolejne osiem pude�, pozwoli�a sobie na kr�tk� przerw�, bo s�ania�a si� z wyczerpania. Od dw�ch dni pracowa�a bez przerwy. Musia�a wyci�� tyle kryszta�u, by m�c opu�ci� Ballybran. Kryszta� pulsowa� w jej krwi i ko�ciach, nie dawa� zasn�� w nocy, nie dawa� odpocz�� w dzie�, niezale�nie od tego, jak bardzo zm�czy�a swoje cia�o. Ulg� przynosi�a jedynie k�piel w opalizuj�cym p�ynie. Ale w wannie nie mo�na ci�� kryszta�u! Musia�a wydosta� si� z planety, �eby z�agodzi� dra�ni�cy szum. Przez ponad p�tora roku, od czasu gdy burze Przej�cia zniszczy�y star� dzia�k� Keborgena, Killashandra niestrudzenie poszukiwa�a nowego z�o�a. Wykazywa�a do�� realizmu, by zdawa� sobie spraw�, �e szans� na znalezienie �y�y r�wnie wa�nej i cennej jak czarny kryszta� Keborgena s� bardzo niewielkie. Mimo to mia�a wszelkie podstawy by oczekiwa�, �e natknie si� wreszcie na z�o�e jakiego� u�ytecznego i stosunkowo warto�ciowego kryszta�u w Pasmach Ballybranu. Jednak z ka�d� bezowocn� wypraw� w Pasma zapasy kredyt�w, jakie nagromadzi�a dzi�ki wyci�ciu kryszta�u Keborgena i instalacji czarnego kryszta�u na planecie Trundomoux, topnia�y, po�erane przez rachunki, jakimi Cech Heptycki obci��a� �piewak�w kryszta�u za najdrobniejsze nawet us�ugi. Jesieni�, kiedy wszyscy, kt�rych zna�a - Rimbol, Jezerey, Mistra - wyjechali z Ballybranu, ona pracowa�a dalej, ale nie mog�a znale�� warto�ciowego z�o�a w �adnym kolorze. Podczas �agodnej zimy uparcie polowa�a w Pasmach, wraca�a do Kompleksu tylko po to, by uzupe�ni� zapasy prowiantu i obmy� zm�czone kryszta�em cia�o w opalizuj�cym p�ynie. - Naprawd� powinna� odpocz�� przez tydzie� czy dwa w bazie na Shanganagh - powiedzia� Lanzecki podczas kt�rej� z jej kr�tkich wizyt. - I co by to da�o? - warkn�a, bo taka by�a zm�czona. - Wci�� czu�abym kryszta� i musia�abym patrze� na Ballybran. Lanzecki przyjrza� si� jej uwa�nie. - Pewnie teraz mi nie uwierzysz, Killashandro - zacz��, a potem zrobi� kr�tk� pauz�, by upewni� si�, �e s�ucha - ale wiem, �e jeszcze znajdziesz czarny kryszta�. Na razie Cech pilnie potrzebuje ka�dego odcienia. Nawet r�owego, kt�rym tak pogardzasz. - Jego czarne oczy zal�ni�y, a kiedy odezwa� si� znowu, w g�osie pojawi�a si� ponura nuta. - Nie w�tpi�, �e ze smutkiem przyjmiesz wiadomo��, i� burze Przej�cia zniszczy�y r�wnie� dzia�k� Moksoona. Killashandra wpatrywa�a si� w niego przez moment, a potem opu�ci�a j� powaga i za�mia�a si� g�o�no. - Och, jestem niepocieszona! - Spodziewa�em si� tego. - Jego wargi drgn�y od powstrzymywanej weso�o�ci. Wyci�gn�� korek z wanny. - Znajdziesz nowy kryszta�, Killa. To spokojne i pewne stwierdzenie podtrzymywa�o jej upadaj�ce morale podczas nast�pnej wyprawy. Zreszt� Lanzecki si� nie myli�. W trzecim tygodniu poszukiwa�, gdy nie tkn�a z�� r�owego i b��kitnego kryszta�u, odkry�a bia�y. A tak naprawd� to ma�o brakowa�o, by �y�a zupe�nie umkn�a jej uwagi. Gdyby nie dodawa�a sobie otuchy �piewaniem, ska�a pod jej stopami nie wpad�aby w rezonans i Killashandra nie spostrzeg�aby delikatnych zarys�w bia�ego kryszta�u. Mo�e to ona za d�ugo nie mia�a szcz�cia, ale bia�y zachowywa� si� zwodniczo: najpierw pogorszy�a si� jego jako��, a potem w pewnym momencie �y�a zupe�nie znikn�a z pola widzenia i dopiero kilkaset metr�w dalej wy�oni�y si� jej poszarpane fragmenty. Ca�ymi tygodniami oczyszcza�a z�o�e, przekopuj�c si� przez p� g�ry, a� dotar�a do u�ytecznego surowca. Tylko fakt, �e bia�y kryszta� mia� tak szerokie zastosowanie i przynosi� zyski, dodawa� jej si�. Ostrzegana o nadchodz�cych burzach przez �yj�cy w jej ciele ballybra�ski zarodnik, Killashandra ci�a w szale�czym tempie, a� ochryp�a do tego stopnia, �e nie mog�a ju� dostroi� pi�y d�wi�kowej do kryszta�u. Dopiero wtedy zdecydowa�a si� odpocz��. Potem pracowa�a dalej, a� podmuchy pierwszych wichr�w zacz�y wydobywa� niebezpieczny d�wi�k kryszta�u z Pasm. Wtedy lekkomy�lnie wybra�a najkr�tsz� drog� powrotn� do Kompleksu. Liczy�a na to, �e jest ostatnim �piewakiem ko�cz�cym poszukiwania. Przesadzi�a, bo gdy tylko jej sanie prze�lizgn�y si� nad przegrodami, grodzie hangaru zatrzasn�y si�, by obroni� pomieszczenie przed szalej�c� nawa�nic�. Za swoj� niefrasobliwo�� mog�a spodziewa� si� reprymendy od oficera dy�urnego. A zapewne tak�e od Cechmistrza za zlekcewa�enie prognoz pogody. Wzi�a kilka g��bokich wdech�w, zbieraj�c energi� przed wykonaniem ostatniego kroku koniecznego do opuszczenia Ballybranu. Potem chwyci�a karton le��cy na samej g�rze, wesz�a do pomieszczenia sortowniczego i po�o�y�a pud�o na stole Enthora. Stary sortowacz odwr�ci� si� gwa�townie. - Killashandra! Przestraszy�a� mnie. - Oczy Enthora mrugn�y, ukazuj�c ogromne �renice, kt�re by�y efektem adaptacji do ballybra�skiego symbionta. Sortowacz si�gn�� gorliwie po karton z kryszta�em. - Znowu znalaz�a� czarn� �y��? Na twarzy starca pojawi� si� grymas rozczarowania, kiedy jego palce nie natrafi�y na wibracje typowe dla bezcennego, niezwykle rzadkiego czarnego kryszta�u. - Niestety. - W g�osie Killashandry pobrzmiewa�o zm�czenie przemieszane z obrzydzeniem. - Ale mam nadziej�, �e przynios�am ci co�, czego nie trzeba si� wstydzi�. Wspar�a si� o brzeg sto�u z obawy, �e nogi mog� odm�wi� jej pos�usze�stwa, i patrzy�a, jak Enthor wypakowuje bloki kryszta�u z plastikowych kokon�w. - Rzeczywi�cie! - zawo�a� sortowacz z aprobat�. Wyj�� pierwszy kawa�ek bia�ego kryszta�u i po�o�y� go z nale�n� mu rewerencj� na swoim stole roboczym. - No tak! - Przyjrza� si� kryszta�owi powi�kszonymi �renicami. - Nieskazitelny. Bia�y bywa tak cz�sto m�tny. Je�li si� myl�... - To by dopiero by�o - mrukn�a Killashandra �ami�cym si� g�osem. - ...to nigdy na temat kryszta�u. - Enthor zerkn�� na ni� spode �ba, mrugaj�c oczami, by powr�ci�y do normalnego stanu. Killashandra zastanawia�a si� czasem, jak �renice Enthora postrzegaj� z bliska ludzkie cia�o i ko�ci. - Wydaje si�, moja droga Killashandro, �e wyczu�a� popyt. - Naprawd�? - poderwa�a si�. - Popyt na bia�y kryszta�? Enthor wyci�gn�� kolejne smuk�e bia�e kawa�ki. - Tak, szczeg�lnie, je�li masz dopasowane grupy. Pocz�tek jest obiecuj�cy. Co jeszcze wyci�a�? Podeszli zgodnie ku stojakom i zdj�li nast�pne dwa pud�a. - Czterdzie�ci cztery... - Uszeregowane pod wzgl�dem wielko�ci? - Tak. Podniecenie Enthora wzbudzi�o w Killashandrze nadziej�. - Czterdzie�ci cztery, od p� centymetra... - Liczysz w centymetrach? - Co p� centymetra. Enthor spojrza� na ni� z takim entuzjazmem, jakby przynios�a mu czarny kryszta�. - Masz doskona�y instynkt, Killa, bo przecie� nie mog�a� wiedzie� o zam�wieniu Ofterian. - Grupa organowa? Enthor da� znak, by Killashandra pomog�a mu rozmie�ci� kryszta�y na blacie sto�u. - Tak. Ca�y manua� uleg� zniszczeniu. - Enthor nagrodzi� j� kolejnym promiennym spojrzeniem. - Gdzie s� pozosta�e? Szybko. Przynie� mi je. Je�li cho� jeden jest przydymiony... Killashandra wybieg�a przez wahad�owe drzwi, by wykona� polecenie. Kiedy ca�y zestaw le�a� na stole, musia�a trzyma� si� blatu, �eby nie upa��. Teraz dopiero mia�a dreszcze. - Ani jednego m�tnego, Killa. Enthor poklepa� j� po ramieniu i si�gn�� po sw�j malutki m�oteczek. Ws�uchiwa� si� w brzmienie czystych nut, jakie delikatne uderzenia wydobywa�y z ka�dego kawa�ka. - Ile, Enthor? Ile? Killashandra opiera�a si� o st�, z trudem zachowuj�c �wiadomo��. - Obawiam si�, �e nie tyle, ile dosta�aby� za czarny. - Enthor wstuka� dane do swojego komputera. Przygryz� doln� warg� czekaj�c, a� wynik uka�e si� na ekranie. - Ale dziesi�� tysi�cy pi��dziesi�t cztery kredyty to r�wnie� sumka nie do pogardzenia. Uni�s� brwi, czekaj�c na okrzyk zadowolenia. - Tylko dziesi�� tysi�cy... Kolana ugina�y si� pod ni�, mi�niami �ydek targn�y skurcze. Zacisn�a d�onie na kraw�dzi sto�u. - To przecie� wystarczy na opuszczenie planety. - Ale nie na tak d�ugo ani tak daleko, jak bym chcia�a. Ciemnia�o jej przed oczami. Oderwa�a r�k� od sto�u, �eby przetrze� powieki. - Czy Ofteria to wystarczaj�co daleko? - dobieg� j� suchy, rozbawiony g�os z ty�u. - Lanzecki... - zacz�a odwraca� si� ku Cechmistrzowi, ale obr�t zamieni� si� w wir, prowadz�cy w d�, ku ciemno�ci, kt�rej nie mo�na ju� by�o unikn��. - Wraca jej przytomno��, Lanzecki - us�ysza�a Killashandra. Nie potrafi�a poj�� znaczenia tych s��w. Zdanie i g�os odbija�y jej si� echem w g�owie, jakby wypowiedziano je w d�ugim tunelu. Gdy tylko zosta�y powt�rzone, nadesz�o zrozumienie. Glos nale�a� do Antony, g��wnego oficera medycznego Cechu Heptyckiego. Potem wr�ci� zmys� dotyku, ograniczony jednak tylko do uczucia ucisku czego� pod brod� i wok� ramion. Reszta cia�a pozbawiona by�a dozna�. Killashandra drgn�a konwulsyjnie i poczu�a lepki op�r opalizuj�cego p�ynu. By�a zanurzona - to t�umaczy�o podp�rk� pod brod� i pasy wok� ramion. Otworzy�a oczy. Bez zdziwienia przyj�a fakt, �e znajduje si� w komorze w izbie chorych. Obok sta�o kilka innych kom�r. Dwie, s�dz�c po g�owach wystaj�cych ponad kraw�d�, by�y zaj�te. - A wi�c wr�ci�a� do nas, Killashandro. - Od jak dawna trzymasz mnie w tym akwarium, Antono? Antona spojrza�a na ekran terminalu umieszczonego przy komorze. - Trzydzie�ci dwie godziny i dziewi�tna�cie k�pieli. - Pogrozi�a Killashandrze palcem. - Nie nadwer�aj si� w ten spos�b, Killa. Wyczerpujesz zasoby swojego symbionta. Mo�esz wywo�a� reakcje zwyrodnieniowe. I to w�a�nie wtedy, kiedy b�dziesz potrzebowa�a ochrony. Pami�taj o tym! - Nieweso�y u�miech wykrzywi� klasyczne rysy. - Je�li mo�esz. C�, umie�� to przynajmniej w swoim banku danych, kiedy ju� wr�cisz do siebie - doda�a z westchnieniem, my�l�c o kapry�nej pami�ci �piewak�w. - Kiedy b�d� mog�a wsta�? - Killashandra zacz�a wierci� si� w komorze, badaj�c reakcje mi�ni i ca�ego cia�a. Antona wzruszy�a ramionami, wystukuj�c kod na terminalu. - Och, kiedy tylko chcesz. Odczyt pulsu i ci�nienia w normie. Samopoczucie? - Dobre. Antona nacisn�a guzik; podpora pod brod� i pas wok� ramion rozlu�ni�y u�cisk. Killashandra chwyci�a za kraw�d� komory, a Antona poda�a jej lu�n� tunik�. - Czy musz� ci m�wi�, �e powinna� teraz du�o je��? Killashandra u�miechn�a si� nie�mia�o. - Nie. M�j �o��dek wie, �e si� obudzi�am, i ju� burczy mi w brzuchu. - Straci�a� prawie dwa kilogramy. Pami�tasz, kiedy ostatnio jad�a�? - W g�osie i oczach Antony pojawi�a si� troska. - Niepotrzebnie pytam, prawda? - Nie mam najmniejszego poj�cia - odpar�a Killashandra weso�o i wyskoczy�a z komory, a opalizuj�cy p�yn sp�yn�� z jej cia�a. Pod jego wp�ywem sk�ra sta�a si� g�adka i mi�kka. W�o�y�a tunik�. Antona wyci�gn�a d�o�, by pom�c Killashandrze zej�� w d� po pi�ciu schodkach. - Czy odczuwasz teraz jaki� rezonans? - Antona do�y�a d�onie na ma�ym terminalu komory. Killashandra nas�uchiwa�a przez chwil� szumu w uszach. - Prawie w og�le! - zawo�a�a. Odetchn�a g��boko, czuj�c wielk� ulg�. - Lanzecki powiedzia�, �e naci�a� wystarczaj�co du�o, by opu�ci� planet�. Killashandra zmarszczy�a brwi. - Powiedzia� jeszcze co�. Ale zapomnia�am co. - By�o to co� wa�nego, tyle wiedzia�a na pewno. - Powie ci to zapewne jeszcze raz we w�a�ciwym czasie. Id� do swojej kabiny i dobrze si� najedz. - Antona �cisn�a rami� Killashandry, po czym odwr�ci�a si�, by zbada� pozosta�ych pacjent�w. Wracaj�c z lecznicy ukrytej g��boko w trzewiach Kompleksu Cechu, Killashandra zastanawia�a si� nad swoj� utrat� pami�ci. Przekonywano j�, �e wi�kszo�� �piewak�w mia�a zapewnione kilka dekad nie zak��conej pracy umys�u, zanim pojawi� si� k�opoty z pami�ci�. Ale nie by�o regu�y. I tak mia�a szcz�cie, �e dzi�ki Przej�ciu Mikeleya zdo�a�a si� w pe�ni zaadaptowa� do ballybra�skiego zarodnika, co by�o konieczne dla wszystkich ludzi mieszkaj�cych na Ballybranie. Ten rodzaj Przej�cia mia� wiele zalet, do kt�rych nale�a�o mi�dzy innymi unikni�cie dolegliwo�ci Gor�czki Przej�cia, a tak�e, podobno, uzyskanie trwalszej pami�ci. By� mo�e w tym wypadku amnezj� trzeba by�o po�o�y� na karb wyczerpania. Drzwi windy si� otworzy�y, ukazuj�c korytarz g��wnego poziomu �piewak�w. W pobli�u nie spostrzeg�a �adnego z jej towarzyszy. Nawa�nica ucich�a. Killashandra zatrzyma�a si� przy kantynie, by zerkn�� do �rodka, zauwa�y�a jednak tylko jedn� osob�. Owijaj�c si� szczelniej tunik�, po�pieszy�a korytarzem do niebieskiej strefy i dalej do swojego pokoju. Na samym pocz�tku sprawdzi�a stan konta i poczu�a jak supe�, kt�ry �ciska� jej �o��dek, rozlu�nia si�, gdy suma dwunastu tysi�cy siedmiuset dziewi��dziesi�ciu kredyt�w pojawi�a si� na ekranie. Wpatrywa�a si� w cyfry przez d�ug� chwil�, a potem wystuka�a nurtuj�ce j� pytanie: jak daleko od Ballybranu pozwoli mi to wyjecha�? Na ekranie rozb�ys�y nazwy czterech system�w. Zaburcza�o jej w brzuchu. Z irytacj� zmieni�a pozycj� i za��da�a szczeg�owych danych na temat urok�w ka�dego z nich. Odpowiedzi nie by�y zachwycaj�ce. We wszystkich systemach planety typu terra�skiego pe�ni�y funkcje rolnicze lub przemys�owe i mog�y, w najlepszym wypadku, zapewni� jedynie bardzo konserwatywne rozrywki. Z komentarzy, kt�re dotar�y do uszu Killashandry wynika�o, �e autochtoni, ze wzgl�du na blisko�� Ballybranu, napatrzyli si� wystarczaj�co na jego mieszka�c�w i byli zazwyczaj albo niezwykle �asi na kredyty, albo w najwy�szym stopniu nieuprzejmi. - Jedyn� zalet� tych planet - powiedzia�a sobie Killashandra z niesmakiem - jest to, �e jeszcze na nich nie by�am. Wcze�niej my�la�a ju�, by swoje od dawna nale�ne wakacje sp�dzi� na Maximie, planecie rozrywkowej w systemie Barderi. Z tego, co s�ysza�a, w wysublimowanych o�rodkach i domach uciech na Maximie by�oby bardzo �atwo zapomnie� o kryszta�owym rezonansie. Na razie jednak nie mia�a wystarczaj�cej ilo�ci kredyt�w, by spe�ni� swoj� zachciank�. Rozdra�niona, splot�a nerwowo d�onie. Stwierdzi�a, �e grube odciski wywo�ane wibracjami pi�y znacznie zmi�k�y podczas d�ugiej k�pieli w opalizuj�cym p�ynie Antony. Rozliczne zadrapania i ma�e skaleczenia - efekt uboczny pracy �piewaka - zagoi�y si� w cienkie, bia�e blizny. C�, w tej kwestii symbiont sprawowa� si� bez zarzutu. A bia�y kryszta� zapewni jej jaki� rodzaj wakacji poza planet�. Bia�y kryszta�! Enthor wspomina� co� o zniszczonym manuale! Ofterianie u�ywali w swoich sensorycznych organach bia�ych ballybra�skich kryszta��w, a ona naci�a czterdzie�ci cztery sztuki od p� centymetra w g�r� w p�-centymetrowych odst�pach. Lanzecki zada� jej wtedy pytanie: �Czy Ofteria to wystarczaj�co daleko?� S�owa, g��boki g�os Cechmistrza, wr�ci�y do niej w jednej chwili. U�miechn�a si� szeroko, uradowana, �e sobie to przypomnia�a, i odwr�ci�a si� do terminalu, by wystuka� kod Lanzeckiego. - ...Killa? - Lanzecki sta� przed swoim terminalem. Uni�s� brwi ze zdziwieniem. - Nie u�y�a� selektora z jedzeniem. - Och, zaprogramowa�e� sw�j komputer, �eby to sprawdza�, tak? - odpar�a z rozbawieniem. Przypomnia�a sobie ich mi�osne spotkania przed jej pierwsz� wypraw� w Pasma. Po tym, jak wr�ci�a z Systemu Trundomoux, mieli tylko kilka dni dla siebie. Potem Lanzeckiego wezwa�y obowi�zki, a ona musia�a raz jeszcze wyruszy� w Pasma. Od tamtego czasu wraca�a do Kompleksu tylko po to, by uzupe�ni� zapasy jedzenia lub przeczeka� burz�. Ich spotkania sta�y si� z konieczno�ci bardzo kr�tkie. Dobrze by�o wiedzie�, �e Lanzecki chcia� zna� moment jej powrotu. - To idealny spos�b nawi�zania kontaktu. Po trzydziestu dw�ch godzinach w komorze powinna� mie� wilczy apetyt. Do��cz� do ciebie, je�li pozwolisz... - Kiedy skin�a g�ow� na zgod�, wystuka� kr�tk� wiadomo�� na klawiaturze i odsun�� do ty�u krzes�o, u�miechaj�c si� do Killashandry. - Te� jestem g�odny. Kolejnym dowodem nie zak��conej pracy jej pami�ci by�o to, �e Killashandra nie mia�a k�opot�w z przypomnieniem sobie kulinarnych gust�w Lanzeckiego. Z u�miechem zam�wi�a yarra�skie piwo. Chocia� kiszki gra�y jej marsza, nie jad�a od tak dawna, �e postanowi�a kierowa� si� upodobaniami Cechmistrza. Wk�ada�a przez g�ow� sukni� w jaskrawe pr��ki, kiedy rozleg� si� d�wi�k gongu przy drzwiach. - Wej��! - zawo�a�a. W tym samym momencie z otworu selektora wy�oni�o si� jej zam�wienie. Zapach potraw sprawi�, �e �lina jeszcze gwa�towniej nap�yn�a jej do ust. Nie trac�c czasu, si�gn�a po talerze i u�miechn�a si� do Lanzeckiego, kt�ry w�a�nie si� pojawi�. - Komisarz poprosi� mnie o przekazanie kilku starannie dobranych s��w skargi na temat nag�ej mody na yarra�skie piwo - powiedzia�, stawiaj�c dzbanek i szklanki na stole. Usiad�, po czym nape�ni� naczynia. - Za tw�j powr�t do zdrowia! Uni�s� szklank� w toa�cie, ale wyra�nie da� Killashandrze do zrozumienia, �e jej stan jest wynikiem nierozwa�nego dzia�ania. - Antona ju� mnie zbeszta�a, ale musia�am wyci�� wystarczaj�c� ilo�� warto�ciowego kryszta�u, �eby wreszcie wydosta� si� z planety. - Z tym bia�ym, kt�ry znalaz�a�, z pewno�ci� ci si� to uda. - Czy przypadkiem nie m�wi�e� czego� o Ofterii, kiedy traci�am przytomno��? Lanzecki poci�gn�� �yk yarra�skiego piwa, a potem odpowiedzia�: - Ca�kiem mo�liwe. Na�o�y� sobie szczodr� porcj� sma�onej fasoli z Malvy. - Czy Ofterianie nie u�ywaj� przypadkiem bia�ego kryszta�u w swoich multisensorycznych organach? - U�ywaj�. Lanzecki postanowi� by� lakoniczny. C�, mog�a okaza� up�r. - Enthor powiedzia�, �e ca�y manua� zosta� zniszczony. - Lanzecki potwierdzi� skinieniem g�owy, wi�c Killashandra ci�gn�a dalej: - A ty zapyta�e� mnie, czy Ofteria b�dzie wystarczaj�co daleko? - Doprawdy? - Wiesz, �e tak. - Postanowi�a zachowa� cierpliwo��. - Ty nigdy o niczym nie zapominasz. A wniosek, jaki wyci�gn�am z twojej tajemniczej uwagi by� taki, �e kto�, to znaczy ja - wskaza�a na siebie palcem - b�dzie musia� tam pojecha�. Czy mam racj�? Przygl�da� si� jej spokojnie z nieprzeniknion� twarz�. - Nie tak dawno temu da�a� mi do zrozumienia, �e nie masz ochoty na �adne zadania poza planet�... - To by�o przed tym, jak utkwi�am na tej cholernej planecie... - Spostrzeg�a b�ysk przebieg�o�ci w jego oczach. - A wi�c to prawda! Instalacj� musi przeprowadzi� �piewak kryszta�u! - To by� szokuj�cy wypadek - powiedzia� Lanzecki cicho, dok�adaj�c sobie malva�skiej fasoli. - Artyst�, kt�ry zniszczy� organy, zabi�y lec�ce od�amki. By� jedyn� osob� na Ofterii, kt�ra mog�a dokona� powa�nej naprawy. Jak to cz�sto bywa w przypadku delikatnego i kosztownego sprz�tu, naprawa organ�w jest kwesti� najwy�szej wagi. To najwi�ksze na Ofterii organy i s� niezast�pione w czasie tamtejszego presti�owego Festiwalu Letniego. Otrzymali�my zam�wienie zar�wno na technika, jak i na kryszta�. Zamilk�, bo gryz� kruch�, bia�� fasol�. Killashandra zdawa�a sobie spraw�, �e Lanzecki j� podpuszcza. Nie odzywa�a si�. - Chocia� na li�cie kandydat�w znajduje si� r�wnie� twoje nazwisko... - W tym przypadku nie mo�e chodzi� o kryszta� - powiedzia�a, kiedy Lanzecki z rozmys�em zawiesi� g�os. Obserwowa�a jego twarz, czekaj�c na reakcj�. - Bia�y kryszta� jest aktywny, odbija d�wi�k... - Mi�dzy innymi - mrukn��, kiedy przerwa�a. - Je�li nie jest to kwestia kryszta�u, to musi chodzi� o Ofterian, mam racj�? - Killashandro, to zadanie nie zosta�o jeszcze nikomu przydzielone. - Przydzielone? Podoba mi si� to s�owo. Ale czy na pewno? Nie radzi�abym ci wci�ga� mnie ponownie w tak� afer�, jak tamta instalacja na Trundomoux. Z�apa� palec, kt�rym z oburzeniem w niego celowa�a, i ponad zastawionym sto�em przyci�gn�� do ust jej d�o�. Znajoma pieszczota obudzi�a znajome wra�enia g��boko w l�d�wiach, wi�c by zneutralizowa� jej efekt, pr�bowa�a wywo�a� w sobie gniew na jego metody. Dok�adnie w tej samej chwili rozleg�o si� brz�czenie komunikatora. Z lekkim rozdra�nieniem Lanzecki podni�s� do ucha nar�czny aparat, by odebra� wezwanie. - Mia�em poinformowa� ci�, kiedy nadejd� raporty z plac�wek przeprowadzaj�cych wst�pne testy. - Urz�dzenie przekaza�o metalicznie zniekszta�cony g�os Traga. - Jacy� interesuj�cy kandydaci? Chocia� Lanzecki zada� to pytanie tonem oboj�tnym, nawet znudzonym, dziwnie skupiony wyraz jego twarzy zaalarmowa� Killashandr�. Uda�a, �e nie przerywa jedzenia i przez grzeczno�� nie s�ucha rozmowy, jednak jej uwagi nie umkn�a nawet jedna sylaba odpowiedzi Traga. - Czterech agronom�w, endokrynolog z Thety, dw�ch ksenobiolog�w, fizyk - specjalista od spraw atmosfery, trzech by�ych robotnik�w przestrzennych. - Killashandra zauwa�y�a lekkie rozszerzenie oczu Lanzeckiego, kt�re odczyta�a jako wyraz zadowolenia. - I ca�a reszta, kt�ra nie otrzyma�a rekomendacji od testuj�cych. - Dzi�ki, Trag. Lanzecki skin�� g�ow� w stron� Killashandry, by da� znak, �e rozmowa zosta�a zako�czona, po czym zaj�� si� talerzem malva�skiej fasoli. - O co chodzi w tym zadaniu na Ofterii? Kiepskie wynagrodzenie? - Wr�cz przeciwnie, honorarium za t� instalacj� wynosi dwadzie�cia tysi�cy kredyt�w. - I do tego opu�ci�abym Ballybran. Killashandra z po��daniem my�la�a o swobodzie, jak� da�aby jej taka suma. - Nie uzyska�a� jeszcze tego zlecenia, Killa. Doceniam twoj� gotowo��, ale s� pewne kwestie, kt�re zar�wno Cech jak i konkretna osoba musi wzi�� pod uwag�. Nie dzia�aj pochopnie. - Lanzecki m�wi� szczerze. Nie spuszcza� wzroku z Killashandry, a pe�na powagi zmarszczka nad brwiami podkre�la�a jego ostrzegawczy ton. - Podr� do systemu ofteria�skiego trwa d�ugo. By�aby� z dala od Ballybranu przez ponad rok... - Tym lepiej... - M�wisz to teraz, kiedy jeste� pe�na kryszta�owego rezonansu. Ale nie zapomnia�a� chyba jeszcze Carrika. Na te s�owa przelecia�y jej przez g�ow� wspomnienia pierwszego �piewaka kryszta�u, jakiego pozna�a: Carrik �miej�cy si� podczas k�pieli w morzu na Fuerte, potem Carrik targany gor�czk� roz��ki, wreszcie bezw�adne cia�o cz�owieka zaatakowanego przez fal� d�wi�kow�. - Nie w�tpi�, �e w swoim czasie i ty to odczujesz - rzek� Lanzecki. - Wszyscy �piewacy, jakich zna�em, pr�bowali pozna� granice wytrzyma�o�ci symbionta i samych siebie. G��wn� wad� zadania na Ofterii jest to, �e stracisz wszelki rezonans ze swoimi obecnymi z�o�ami. - Tak jakby by�o tam cokolwiek naprawd� warto�ciowego - prychn�a z obrzydzeniem Killashandra. - R�owy nikogo nie interesuje, a b��kitny wyczerpa� si� po dw�ch dniach ci�cia. Nawet bia�a �y�a rwie si� i uskakuje. Wyci�am ju� najlepszy surowiec z dost�pnego z�o�a. Przy moim szcz�ciu gigawicher zrobi� pewnie kompletn� kasz� z dzia�ki. Stanowczo nie zamierzam sp�dza� nast�pnych trzech tygodni na poszukiwaniach z �opat� i wiaderkiem. Podkre�lam: nie zamierzam. Nie dla bia�ego kryszta�u. Dlaczego dzia� badawczy nie mo�e zaprojektowa� skutecznej przeno�nej koparki? Lanzecki przekrzywi� lekko g�ow�. - Dzia� badawczy stwierdza z naciskiem, �e ka�da z dziewi�ciu skutecznych, przeno�nych i trwa�ych - znacz�ca pauza - koparek, sprawdzonych ju� w warunkach roboczych, powinna wykonywa� zadanie, do kt�rego zosta�a zaprojektowana... ale nie w r�kach �piewaka kryszta�u. W opinii dzia�u badawczego jedyne urz�dzenia, z kt�rymi mo�e sobie poradzi� �piewak ze wzgl�du na swe techniczne umiej�tno�ci, to jego pi�a i jego sanie, a w tej kwestii in�ynier lot�w poda� ci ju� odpowiedni paragraf i podpunkt. Zgadza si�? Co prawda Rybak ma odmienne zdanie. Killashandra przygl�da�a si� Lanzeckiemu przez kilka chwil, a potem przypomnia�a sobie, �e powinna pogry�� to, co ma w ustach. - Mniej wi�cej - odpar�a ze z�o�liwym u�mieszkiem. - Nie pr�buj zmienia� tematu. - Nie zmieniam. Chc� tylko zwr�ci� twoj� uwag� na nieprzyjemne strony zadania, kt�re b�dzie mi�dzy innymi wymaga�o d�ugiego pobytu poza Ballybranem. A za to, w ko�cowym rozrachunku, zap�ata mo�e okaza� si� niewsp�miernie niska. - Wyraz jego twarzy zmieni� si� nieco. - Nie chcia�bym by� z tob� w konflikcie na stopie zawodowej. Wp�yn�oby to �le na moje �ycie prywatne. Pochwyci� jej spojrzenie ciemnymi oczami. Si�gn�� po jej d�onie, u�miechn�� si� k�cikiem ust, co tak lubi�a. Nie siedzia�a ju� przy stole z Mistrzem Cechu, ale z Lanzeckim- m�czyzn�. Ta zmiana sprawi�a jej przyjemno��. Wiele razy podczas bezsennych nocy w Pasmach Mikeleya z czu�o�ci� przypomina�a sobie ich mi�osne spotkania. Teraz, siedz�c naprzeciw urokliwego Lanzeckiego odkry�a, �e jej apetyt na co� wi�cej ni� tylko na jedzenie powr�ci� z ca�� si��. Odpowiedzia�a mu u�miechem, a potem oboje wstali od ma�ego stolika i przeszli do sypialni. Rozdzia� II Killashandra odsun�a si� od klawiatury komputera i zrobi�a tak wielki rozkrok, jak pozwala�o jej na to cia�o. Ca�y ranek sp�dzi�a na lekturze has�a �Ofteria� w �Encyklopedii galaktycznej�. Musia�a przedrze� si� przez wst�pne raporty badawcze i oceny przydatno�ci planety do kolonizacji oraz przez g�rnolotne sformu�owania w rodzaju: �...by za�o�y� przycz�ek Ludzko�ci w ca�kowitej harmonii z ekologiczn� r�wnowag� wybranej planety, by zapewni� tym samym rozw�j Stworze� w ich czystej, nie zmienionej formie...�. Czeka�a, a� w tym dzbanie ofteria�skiego miodu pojawi si� mucha. Geologicznie rzecz bior�c, Ofteria by�a star� planet�. Niemal okr�g�a orbita, po kt�rej kr��y�a wok� starzej�cego si� s�o�ca, dawa�a jej umiarkowany klimat. Pory roku nie r�ni�y si� zbytnio od siebie, gdy� odchylenie od osi obrotu by�o nieznaczne, za� oba bieguny pokrywa�y niewielkie lodowce. Ofteria by�a przesadnie dumna ze swojej samowystarczalno�ci w �wiecie, w kt�rym wiele planet tak pot�nie zad�u�y�o si� wobec satelit�w handlowych, �e musia�o niemal p�aci� za atmosfer�, kt�rej u�ywa�o do oddychania. Ofterianie importowali bardzo niewiele... poza turystami pragn�cymi �zazna� �agodniejszych przyjemno�ci starej Ziemi w absolutnie naturalnym otoczeniu�. Killashandra, pr�buj�ca czyta� mi�dzy wierszami, zatrzyma�a si�, by wyci�gn�� wnioski z tego, czego si� dowiedzia�a. Chocia� jej do�wiadczenia ogranicza�y si� do dw�ch planet - Fuerte, jej planety rodzinnej, i Ballybranu - wiedzia�a do�� o zwyczajach ludzi, by wyczu� ponury idealizm wspomagaj�cy zapewne ofteria�sk� propagand�. Wystuka�a pytanie i zmarszczy�a brwi, kiedy uzyska�a negatywn� odpowied�: nie, ojcowie-za�o�yciele Ofterii nie byli kaznodziejami, na Ofterii nie dzia�a� te� ko�ci� pa�stwowy. Dla cel�w czysto zarobkowych skolonizowano tyle samo �wiat�w, co z powod�w dyktowanych przez idealizm �wiecki czy religijny. Zasady kieruj�cej za�o�ycielami nie mo�na by�o jeszcze uwa�a� za kryterium determinuj�ce powstanie zwyci�skiej kultury. Zbyt wiele innych czynnik�w gra�o tutaj rol�. Z tekstu wynika�o jednak jasno, �e Ofteria jest planet� doskonale zorganizowan� i, przy jej sporych zasobach finansowych, �wietnie zarz�dzan�. �Encyklopedia� ko�czy�a stwierdzeniem, �e Ofteri� z pewno�ci� warto odwiedzi� podczas dorocznego Festiwalu Letniego. Killashandra wyczu�a cie� ironii w tej md�ej rekomendacji. Chocia�. wola�aby zakosztowa� egzotycznych i wysublimowanych rozrywek, dost�pnych dla tych z odpowiednio du�ym kontem, czu�a, �e b�dzie w stanie pogodzi� si� z �naturalnymi� inklinacjami Ofterii w zamian za poka�ne wynagrodzenie i d�ugie wakacje z dala od Ballybranu. Zastanawia�a j� ozi�b�a reakcja Lanzeckiego, gdy wyrazi�a gotowo�� wyjazdu na Ofteri�. Czy ba� si�, �e zostanie oskar�ony o to, �e j� faworyzuje? Kto mia�by pami�ta�, �e opu�ci�a planet� podczas okrutnych burz Przej�cia, a tym bardziej, w kt�rym kierunku si� uda�a? Zosta�a wr�cz porwana przez Traga, wsadzona na prom ksi�ycowy i bez cienia informacji na temat kaprys�w mieszka�c�w Trundomoux dostarczona na t� surow�, autokratycznie rz�dzon� planet�, by przeprowadzi� niezwykle skomplikowan� operacj� instalacji wartych miliony czarnych kryszta��w komunikacyjnych dla bandy sceptycznie nastawionych i przywyk�ych do ekstremalnych warunk�w pionier�w. A i zap�ata nie okaza�a si� rewelacyjna. Skoro Trag by� jedynym cz�owiekiem obok Lanzeckiego, kt�ry zna� ca�� spraw�, czy nale�a�o przypuszcza�, �e to on zg�osi� sprzeciw? Jako oficer administracyjny m�g� to zrobi�, jednak Killashandra nie s�dzi�a, by Trag potrafi� czy zdo�a� wp�yn�� na opini� Cechmistrza. Nagle przysz�a jej do g�owy kolejna dzika hipoteza. A mo�e w szeregach Cechu Heptyckiego znajdowali si� jacy� Ofterianie, kt�rym Lanzecki m�g�by zleci� wykonanie zadania?... Nie, �aden cz�onek Cechu nie pochodzi� z Ofterii. Dzi�ki dziesi�ciu latom nauki w Centrum Muzycznym na Fuerte Killashandrze nieobce by�y tajniki ofteria�skich organ�w sensorycznych. �Encyklopedia� dodawa�a, �e wszyscy mieszka�cy Ofterii szalej� na punkcie muzyki i nieustannie konkuruj� o szans� zagrania na tym instrumencie. Killashandra uzna�a za niezwykle dziwne, �e w takich warunkach Ofteria nie wyda�a �adnego kandydata obdarzonego s�uchem absolutnym, co jest koniecznym warunkiem wst�pnym wymaganym przez Cech Heptycki. A przecie� przy wsp�zawodnictwie na skal� planetarn� musia�o by� tysi�ce rozczarowanych. Killashandra u�miechn�a si� kwa�no. Cz�� na pewno musia�a szuka� mo�liwo�ci na innych planetach. Jej ciekawo�� wzros�a. Sprawdzi�a inne Cechy. Ofterianie nie pracowali w S�u�bach Kosmicznych ani w galaktycznych przedsi�biorstwach handlowych. Rejestr Dyplomatyczny nie zawiera� te� adresu �adnej ambasady, konsulatu czy poselstwa Ofterii. Potem odkry�a przyczyn�. Planeta by�a niemal�e samowystarczalna, a Ofterianie nigdy jej nie opuszczali. Nie potrzebowali ani s�u�b kosmicznych, ani ambasad, ani przedsi�biorstw handlowych. Wszystkie oficjalne zapytania nale�a�o kierowa� do Biura Handlu Zagranicznego na Ofterii. Killashandra ze zdumieniem zmarszczy�a brwi. Planeta tak idealna, tak kochana przez swoich obywateli, �e nikt nie ma ochoty opuszcza� jej powierzchni? Trudno w to uwierzy�. Ponownie wywo�a�a has�o z encyklopedii, szukaj�c przepis�w naturalizacyjnych. C�, tak, obywatelstwo przyznawano ch�tnie wszystkim zainteresowanym, ale nie mo�na si� go by�o zrzec. Zajrza�a do kodeksu karnego i odkry�a, �e w odr�nieniu od wielu innych �wiat�w Ofteria nie deportuje kryminalist�w: recydywist�w umieszczano w centrum poprawczym. Killashandra zadr�a�a. A wi�c nawet idealna Ofteria musia�a ucieka� si� do zamykania niepos�usznych. Poznawszy histori� i geografi� Ofterii na tyle, �eby zaspokoi� podstawow� ciekawo��, Killashandra zacz�a analizowa� procedur� wymiany zniszczonego manua�u. Instalacja nie przedstawia�a wi�kszych problem�w, jako �e system obejm by� podobny do tego, kt�rego u�ywano przy czarnym krysztale komunikacyjnym. Dostrojenie zapowiada�o si� na nieco bardziej skomplikowan� robot� ze wzgl�du na szerokie pasmo pracy ofteria�skich organ�w. Instrument przypomina� wczesne organy piszcza�kowe u�ywane kiedy� na Ziemi, posiada� cztery manua�y i terminal z setkami przycisk�w, tyle �e artysta graj�cy na organach ofteria�skich pos�ugiwa� si� partytur� zawieraj�c� wskaz�wki w�chowe, dotykowe, wizualne i auralne. Kryszta�owy manua� po��czony by� z multipleksowym demodulatorem, koderem synapsalnym i systemami transdukcyjnymi. Tak przynamniej m�wi�a encyklopedia, ale do opisu nie do��czono �adnego schematu. Killashandra nie pami�ta�a te�, by widzia�a jakikolwiek schemat podczas swoich studi�w na Fuerte. Pe�ni po�wi�cenia ofteria�scy arty�ci sp�dzali ca�e dziesi�ciolecia, aran�uj�c muzyk� przeznaczon� do odbi�r wieloma zmys�ami. Wprawny ofteria�ski organista m�g� by� zar�wno psychologiem i politykiem, jak muzykiem, a wykonanie jakiejkolwiek kompozycji przy pe�nym wykorzystaniu organ�w mia�o tak daleko si�gaj�ce konsekwencje, �e wyst�py i organi�ci podlegali przepisom reguluj�cym ich status prawny i artystyczny. Maj�c to na uwadze Killashandra zastanawia�a si�, w jaki spos�b manua� m�g� ulec zniszczeniu... na dodatek zabijaj�c wyst�puj�cego artyst�, szczeg�lnie, �e ten by� jedyn� osob� na planecie zdoln� go naprawi�. Czy na rajskim jab�ku Ofterii nie istnia�a przypadkiem jaka� plamka zgnilizny? To zadanie mog�o okaza� si� interesuj�ce. Killashandra przysun�a si� do konsolety i poprosi�a o kontakt wizualny z oficerem podr�nym. Bajorn by� wysokim, chudym m�czyzn� o szczup�ej twarzy i cienkim, spiczasto zako�czonym nosie. Mia� nienaturalnie d�ugie, cienkie palce, lecz wiele zyskiwa� dzi�ki radosnemu u�miechowi i potrzebie sprawiania przyjemno�ci nawet najbardziej wymagaj�cemu podr�nikowi. Bajorn by� na przyjaznej stopie z kapitanami wszystkich frachtowc�w i prom�w kosmicznych, jakie kiedykolwiek wyl�dowa�y lub zbli�y�y si� do bazy ksi�ycowej Shanganagh. - Czy trudno jest dosta� si� na Ofteri�, Bajornie? - Teraz to d�uga podr�. Jest po sezonie i �adne jednostki liniowe nie lataj� na tej trasie. Letni Festiwal odb�dzie si� dopiero za sze�� galaktycznych miesi�cy. Teraz musia�aby� si� cztery razy przesiada�. Na Rappahoe, Kunjabie, Melorice i �wiecie Bernarda... wszystkie rejsy na frachtowcach, dopiero potem wsiad�aby� na w�a�ciwy liniowiec. - Widz�, �e masz aktualne informacje. Bajorn u�miechn�� si� szeroko, jego cienkie wargi niemal utkn�y uszu. - Nie powinna� si� dziwi�. Jeste� pi�t� osob�, kt�ra pyta o ten system. Co si� dzieje? Nie wiedzia�em, �e Ofterianie zacz�li dostarcza� rozrywki lubiane przez �piewak�w. - Kim s� pozosta�e cztery osoby? - C�, �adne przepisy nie zabraniaj� mi... - Bajorn umilk� dyskretnie - a poniewa� oni wszyscy te� mnie o to pytali, nie widz� powodu, dla kt�rego mia�aby� nie wiedzie�. Ty - wyprostowywa� kolejne palce - Borella Seal, Concera, Gobbain Tekla i Rimbol. - Dzi�kuj� ci, Bajornie, to naprawd� uprzejmie z twojej strony. - To samo powiedzia� Rimbol. - Twarz Bajorna skrzywi�a si� �a�o�nie. - Staram si� spe�nia� wszystkie pro�by cz�onk�w Cechu, ale jest mi tak smutno, kiedy moje wysi�ki s� krytykowane lub pomniejszane. Nic nie poradz�, je�li �piewacy trac� pami��... i resztki zwyk�ej grzeczno�ci. - Bajornie, zaprogramuj� na mojej osobistej ta�mie wieczn� uprzejmo�� w stosunku do ciebie. - By�bym wdzi�czny. Tylko zr�b to teraz, Killashandro, zanim zapomnisz, dobrze? Obiecawszy to solennie, Killashandra wy��czy�a si�. Lanzecki powiedzia�, �e istnieje lista. Czy by�o na niej tylko pi�� nazwisk? Borell� Seal i Concer� zna�a. Nie mia�aby nic przeciwko zabraniu im zadania sprzed nosa, ale Gobbain Tekla by� kompletn� niewiadom�. Rimbol ci�� skutecznie od d�u�szego czasu, i to ciemniejsze odcienie, tak jak przepowiedzia� Lanzecki. Dlaczego mia�oby mu zale�e� na takim zleceniu? Tak wi�c cztery osoby by�y na tyle zainteresowane, �e skontaktowa�y si� z Bajornem. Czy kto� jeszcze? Poprosi�a o list� �piewak�w bez przydzia�u przebywaj�cych na Ballybranie. Lista okaza�a si� nieprzyjemnie d�uga. Przy niekt�rych nazwiskach, mi�dzy innymi przy jej w�asnym, miga�a litera B - Bezczynny. Mo�e post�pi�a nierozs�dnie, ale wymaza�a te osoby, lecz wci�� pozosta�o trzydzie�cioro siedmioro potencjalnych rywali. Kr�ci�a si� leniwie na obrotowym krze�le, zastanawiaj�c si�, co stanowi decyduj�ce kryterium aby otrzyma� zadanie na Ofterii. Lanzecki nie zdradzi� tego szczeg�u podczas ich rozmowy. Z tego, czego dowiedzia�a si� o samej planecie i wymogach instalacji, wynika�o, �e zadanie m�g� wykona� ka�dy �piewak. Co zatem mia�o przewa�y� na korzy�� jednego z nich? Killashandra raz jeszcze przyjrza�a si� li�cie swoich znanych rywali: Borella i Concera ci�y kryszta� od dawna, Gobbain Tekla, kiedy znalaz�a jego pozycj� w g��wnym spisie, okaza� si� stosunkowo nowym nabytkiem; Rimbol, tak jak Killashandra, by� jeszcze zupe�nie zielony. Przyjrzawszy si� bli�ej, odkry�a, �e ka�dy z tej czw�rki by� zwolnionym lub niedosz�ym muzykiem. By� mo�e to stanowi�o konieczny wym�g. To rozs�dne, by �piewak naprawiaj�cy organy zna� si� na instrumentach. Powt�rzy�a pytanie, tym razem odnosz�c je do wszystkich trzydziestu siedmiu bezrobotnych �piewak�w. Dziewi�tnastu odebra�o wykszta�cenie muzyczne. Lanzecki najwyra�niej nie mia� ochoty przydziela� jej tego zadania, nie powinna go jednak za to wini�. Doskonale zdawa�a sobie spraw� z pomocy, jakiej jej udzieli�. Nie mia�a jednak prawa oczekiwa� przys�ugi za przys�ug� tylko dlatego, �e Cechmistrz zdecydowa� si� dzieli� z ni� �o�e. Postanowi�a, �e nie narazi na szwank ich zwi�zku i nie poruszy ponownie sprawy wyjazdu na Ofteri�. By� mo�e Lanzecki odradza� jej ubieganie si� o to zlecenie dla jej w�asnego dobra. Musia�a o tym pami�ta�. Wakacje na jednym z czterech system�w, do kt�rych stan konta pozwoli�by jej dotrze�, mog�yby wcale nie okaza� si� rewelacj�. Takie jednak mia�a szcz�cie. Tyle �e odpocz�aby kryszta�u, a to liczy�o si� najbardziej. Znowu poczu�a g��d i przypomnia�a sobie, �e od �niadania up�yn�o par� godzin. Podczas lunchu zdecyduje, dok�d si� wybra�. Kiedy od�wie�ona i wypocz�ta powr�ci na Ballybran, znajdzie now� �y�� czarnego kryszta�u i zarobi do��, by odwiedzi� planet� Maxim. Zanim zdo�a�a zaplanowa� szczeg�y wakacji, zadzwoni�a Antona z lecznicy. - Jad�a� ju�, Killa? - Czy to zaproszenie, czy zawodowa ciekawo��? W�a�nie sko�czy�am niezwykle obfity lunch. Antona westchn�a. - Odpowiada�oby mi twoje towarzystwo. Nie mam tu w tej chwili zbyt wiele do roboty. Na szcz�cie. - Je�li chodzi ci tylko o towarzystwo... Antona u�miechn�a si� z niek�aman� rado�ci�. - Tak. Nie lubi� je�� sama. Mog�aby� najpierw do mnie wpa��? Wci�� jeste� okre�lona jako �bezczynna�, nale�y to zmieni�. Gdy Killashandra schodzi�a na poziom leczniczy, najpierw zmartwi�a si�, �e pod pro�b� Antony kryje si� co� wi�cej ni� tylko rutynowe badanie, ale potem sama siebie za to zgani�a. Wcale nie musia�o chodzi� o jej przydatno�� do pracy na Ofterii. Nie nale�a�o zreszt� przyznawa� si�, �e w og�le s�ysza�a o takim zadaniu. Z drugiej strony Antona mog�aby powiedzie� jej du�o wi�cej na temat urok�w pobliskich �wiat�w. Badanie trwa�o kr�tko i zaraz potem obie kobiety ruszy�y do kantyny znajduj�cej si� na g��wnym pi�trze �piewak�w w Kompleksie Cechu. - Tak tu pusto - powiedzia�a z przygn�bieniem Antona, rozgl�daj�c si� po pogr��onej w p�mroku sali. - Czu�am si� tu jeszcze gorzej, kiedy wszyscy pozostali �wi�towali uwie�czone sukcesem poszukiwania - odpar�a Killashandra ponuro. - Tak, tak, rozumiem to. Och, do diab�a! - Antona szybko skierowa�a Killashandr� ku mroczniejszemu zak�tkowi. - Borella, Concera i ten prostak Gobbain - mrukn�a, oddalaj�c si� po�piesznie. - Nie lubisz ich? - Killashandra by�a zaskoczona. Antona wzruszy�a ramionami. - Przyja�nie nawi�zuje si� dzi�ki wsp�lnym prze�yciom i wymianie pogl�d�w. Oni nic nie pami�taj� i dlatego nie maj� si� czym dzieli�. Ani tym bardziej o czym rozmawia�. - Nagle, bez ostrze�enia, chwyci�a Killashandr� za rami� i obr�ci�a j� w swoj� stron�. - Oddaj sobie przys�ug�, Killashandro. Umie�� w osobistym banku danych wszystko, czego do�wiadczy�a� dot�d w swoim �yciu, ka�dy szczeg�, jaki pami�tasz z wypraw po kryszta�, ka�d� rozmow�, jak� odby�a�, ka�dy �art, jaki s�ysza�a�. - Killashnndra uda�a zaskoczenie, a Antona �cisn�a j� bole�nie. - Co robi�a�, co m�wi�a�, co czu�a� - ognisty wzrok Antony zagrozi� prywatno�ci Killashandry - jak kocha�a�. Dzi�ki temu, kiedy tw�j umys� stanie si� r�wnie pusty jak ich umys�y, b�dziesz mog�a od�wie�y� sobie pami�� i postara� si� odbudowa� sam� siebie! - Jej spojrzenie sta�o si� nagle niewypowiedzianie smutne. - Och, Killa. B�d� inna! Zr�b to, o co prosz�! Teraz! Zanim b�dzie za p�no! Potem, odzyskuj�c swoje zwyk�e opanowanie, pu�ci�a rami� Killashandry i energia zacz�a wraca� do jej smuk�ego cia�a. - Zapewniam ci� - doda�a, robi�c ostatnie kilka krok�w w stron� strefy wydawania posi�k�w - �e kiedy twoje b�yskotliwe riposty i dowcipy stan� si� r�wnie banalne z�o�liwe jak tamtych - wskaza�a kciukiem na milcz�c� tr�jk� - poszukam sobie innego towarzystwa do lunchu. A teraz - oznajmi�a, zbli�aj�c d�onie do klawiatury - co zamawiasz? - Yarra�skie piwo - powiedzia�a Killashandra, wci�� lekko oszo�omiona nieoczekiwanym wybuchem Antony. By�a to pierwsza rzecz, jaka przysz�a jej do g�owy. Antona unios�a brwi w wyrazie pe�nego szyderstwa zdziwienia i szybko wystuka�a zam�wienie. Po chwili odebra�y tace i usiad�y przy najbli�szym stoliku. Gdy Antona �apczywie przyst�pi�a do konsumpcji, Killashandra popijaj�c piwo zastanawia�a si� nad tym, co us�ysza�a. Jak dot�d nie mia�a okazji doceni� opinii cz�onkini Cechu, kt�rej z racji wykonywanej pracy nie grozi�a utrata pami�ci. Mimo to uparcie stara�a si� zapomnie� pewne momenty swojego �ycia. Na przyk�ad pora�ki. - C�, nie b�dziesz musia�a d�ugo czeka� na �wie�� dostaw� pe�nych chaosu umys��w - powiedzia�a wreszcie, ocieraj�c pian� z g�rnej wargi i odsuwaj�c na p�niej rozwa�ania na temat niepokoj�cej rady Antony. - Nowa klasa? Sk�d uzyska�a� t� zastrze�on� informacj�? Przecie� dopiero co wysz�a� z komory leczniczej. C� i tak nie b�dzie ci wolno z nimi rozmawia�. - Dlaczego? Antona wzruszy�a ramionami i spr�bowa�a swojej delikatnie przysma�onej potrawy. - Nie masz �adnych ran do pokazania. Widzisz, to jest wa�na cz�� procesu przyjmowania nowych cz�onk�w - widoczny, niew�tpliwy dow�d szybkiej regeneracji kom�rek, jak� ciesz� si� mieszka�cy Ballybranu. - Nie do odparcia! Antona rzuci�a Killashandrze ostre spojrzenie. - Och, ale� nie narzekam, Antono. Cech mo�e by� dumny ze swojego zr�cznego systemu werbunkowego. Antona spojrza�a podejrzliwie i od�o�y�a widelec. - Killashandro Ree, Federacja Planet Rozumnych nie pozwala Cechowi Heptyckiemu na �werbowanie� wolnych obywateli do tak niebezpiecznego zawodu. Tylko ochotnicy... - Tylko ochotnicy pojawiaj� si� sami, a wielu z nich ma tak po��dane umiej�tno�ci... - Urwa�a pod naporem pe�nego w�ciek�o�ci wzroku Antony. - A c� ciebie to obchodzi, Killashandro Ree? Ty odnios�a� wielkie korzy�ci dzi�ki... procesowi selekcyjnemu - Pomimo mojego nieoczekiwanego w��czenia. - Par� przypadkowych os�b zawsze przeci�nie si� przez oka sieci, bez wzgl�du na to, jak bardzo jeste�my staranni - powiedzia�a Antona s�odziutko, z b�yskiem w oku. - Nie denerwuj si�, Antono. Nie jest to temat, kt�ry omawia�abym z kimkolwiek innym. - Szczeg�lnie z Lanzeckim. - Nie s�dz�, bym mia�a tak� mo�liwo�� - odpar�a Killashandra, zastanawiaj�c si�, czy Antona wie o istnieniu ich zwi�zku. A mo�e jej rada, by pami�ta� wszystkie mi�o�ci i uczucia, by�a tylko zwyk�ym ostrze�eniem przed zapominaniem do�wiadcze�? Czy po up�ywie dziesi�cioleci Killashandra b�dzie chcia�a pami�ta�, �e przez kr�tki czas mia�a romans z Lanzeckim? - Dorad� mi, Antono, na kt�rym z pobliskich �wiat�w powinnam sp�dzi� wakacje? Antona skrzywi�a si�. - R�wnie dobrze mog�aby� wybra� nazw� na o�lep, tak niewielkie s� mi�dzy nimi r�nice. Ich jedyn� zalet� stanowi to, �e z racji swojego oddalenia od Ballybranu pozwol� odpocz�� twoim nerwom. Dok�adnie w tym samym momencie rozleg� si� radosny glos. - Killa! Antona! Jak to dobrze zobaczy� kogo� znajomego! - zawo�a� Rimbol, wy�aniaj�c si� z ciemno�ci. U�miechn�� si� rado�nie na widok dzbanka z piwem. - Czy mog� si� przysi���? - Ale� oczywi�cie - odpar�a Antona z wdzi�kiem. - Co ci si� sta�o? - zapyta�a Killashandra. Policzek i czo�o Rimbola pokryte by�y siatk� �wie�ych blizn. - Sanie potr�ci�y przegrod� i trzasn�y dziobem w pod�og� hangaru. - Doprawdy? - Nie wiedzia�a�, �e to ja? - Twarz Rimbola wykrzywi� udawany smutek. - Ze sposobu, w jaki Malaine mnie zbeszta�a, mo�na by pomy�le�, �e tym wypadkiem narazi�em na niebezpiecze�stwo p� tuzina �piewak�w. - Czy sanie dozna�y r�wnie powa�nych obra�e� jak twoja twarz? Rimbol potrz�sn�� z �alem g�ow�. - Saniom z�ama� si� dzi�b, a ja si� tylko pokaleczy�em. Naprawa potrwa d�u�ej, ni� potrzeba czasu na zagojenie mojej nogi. S�uchaj, Killa, czy s�ysza�a� mo�e o robocie na Ofterii? - Sprawa zniszczonego manua�u? Po czym� takim sta� by ci� by�o na przeprowadzenie tylu napraw, ile by� chcia�. - Och, nie interesuje mnie to - odpar� Rimbol z lekcewa��cym machni�ciem d�oni. - Dlaczeg� to? Rimbol poci�gn�� d�ugi �yk piwa. - C�, z�o�e, kt�re eksploatuj�, by�o jak dot�d bardzo hojne. Ofteria znajduje si� o szmat drogi st�d i ostrzegano mnie, �e podczas nieobecno�ci m�g�bym straci� konieczny do poszukiwa� rezonans. - A poniewa� zapami�ta�e�, �e nie wyci�am nic wartego zapakowania... - Nie. - Rimbol uni�s� d�o� w ge�cie protestu przeciwko suchemu oskar�eniu Killashandry. - To znaczy tak, wiem, �e nie mia�a� ostatnio szcz�cia... - Jak s�dzisz, kto wyci�� bia�y kryszta� potrzebny do zast�pienia zniszczonego manua�u na Ofterii? - Ty? - Twarz Rimbola poja�nia�a. - A zatem te� nie musisz tam jecha�. - Uni�s� szklank�. - Kiedy zamierzasz opu�ci� planet�? - Nie podj�am jeszcze decyzji... - Killashandra dostrzeg�a, �e Antona ko�czy resztki swojej potrawy. - Radz� ci wybra� si� na Maxima w systemie Barderi - powiedzia� z entuzjazmem Rimbol, pochylaj�c si� nad sto�em. - S�ysza�em, �e to co� naprawd� wyj�tkowego. Pojad� tam kiedy�, ale i tak chcia�bym wiedzie�, co o nim my�lisz. Nie wierz� raportom nawet w po�owie. Do ciebie mam zaufanie. - Zapami�tam to - mrukn�a Killashandra, spogl�daj�c z ukosa na Anton�. Potem, zauwa�ywszy spojrzenie Rimbola, zapyta�a g�adko: - Co ci��e� ostatnio? - Zielone - odpar� Rimbol ze spor� satysfakcj�. Skrzy�owa� palce. - Je�li tylko gigawichry nie wyrz�dz� wi�kszych szk�d, a jest na to szansa, gdy� �y�a znajduje si� w os�oni�tym miejscu, by� mo�e spotkamy si� na Maximie. Widzisz... - i zacz�� szczeg�owo przedstawia� swoje plany. Gdy Rimbol perorowa� z w�a�ciw� sobie swad�, Killashandra zastanawia�a si�, czy kryszta� st�pi dobry humor Scarty�czyka, a tak�e jego pami��. Czy Antona udzieli Rimbolowi tej samej rady? Z pewno�ci� ka�dy z nowo pozyskanych �piewak�w kryszta�u mia� jak�� unikaln� zdolno��, kt�r� nale�a�o piel�gnowa� i chroni� przez ca�e �ycie. Ilu ostrzeg�a Antona podczas swojej wieloletniej pracy w Cechu i ilu jej ostrze�enie pu�ci�o mimo uszu? - ...I tak wr�ci�em z czterdziestoma zielonymi - zako�czy� Rimbol lekko che�pliwym tonem. - Doskona�a robota! - zawo�a�a Killashandra z nale�nym entuzjazmem. - Nie mia�e� problem�w z uwolnieniem kryszta��w? - Z pocz�tku mia�em - przyzna� Rimbol szczerze. - Ale potem przypomnia�em sobie, co powiedzia�a�, Killa, o tym, �eby pakowa� zaraz po ci�ciu. N