5233
Szczegóły |
Tytuł |
5233 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5233 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5233 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5233 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANNE McCAFFREY
KILLASHANDRA
TOM II TRYLOGII
Rozdzia� I
Zimy na Ballybranie by�y zazwyczaj �agodne, tote� furia pierwszych wiosennych
burz
przetaczaj�cych si� po niebie zawsze wszystkich zaskakiwa�a. Pierwsza nawa�nica
w nowym
roku gna�a w�a�nie na zach�d przez Pasma Mikeleya, p�dz�c przed sob� niczym
drobiny py�u
uciekaj�ce sanie �piewak�w kryszta�u. Ci opieszali poszukiwacze zbyt d�ugo
zwlekali z
powrotem i teraz po�piesznie zd��ali ku bezpiecznemu schronieniu Kompleksu Cechu
Heptyckiego, z trudem utrzymuj�c na kursie swoje narowi�ce si� wehiku�y.
Wewn�trz os�oni�tego przed uderzeniami wichru pot�nymi grodziami gigantycznego
hangaru panowa� zorganizowany chaos. �piewacy kryszta�u wyskakiwali z pojazd�w
og�uszeni wyciem huraganu, wyczerpani po niespokojnej je�dzie. Personel,
najwyra�niej
posiadaj�cy oczy r�wnie� z ty�u g�owy, cudem unika� wypadk�w, koncentruj�c si�
na swoim
g��wnym zadaniu: przeprowadzaniu sa� z pod�ogi hangaru ku stojakom magazynowym i
zwalnianiu miejsca dla l�duj�cych bez �adnego porz�dku nowych pojazd�w. Kiedy
dwoje sa�
zderzy�o si� ze sob�, d�wi�k syreny alarmowej przebi� si� nawet przez gwizd
wichury. Jedne
tr�ci�y o przegrod� i r�bn�y dziobem w plastonow� posadzk�, drugie za� odbi�y
si� od ziemi
niczym kaczka puszczona na wodzie i znieruchomia�y z hukiem pod przeciwleg��
�cian�.
Terkocz�cy traktor podjecha� do wywr�conego wehiku�u i odci�gn�� go ledwie na
sekundy
przed tym, jak kolejne sanie pojawi�y si� nad przegrod�.
Pojazd omal nie run�� w d� jak jego poprzednik, w ostatniej chwili zdo�a�
jednak
wyprostowa� dzi�b i przemierzywszy �lizgiem ca�� d�ugo�� hangaru, zatrzyma� si�
na
centymetry przed rz�dem robotnik�w nios�cych do sortowni cenne pudla kryszta�u.
Ma�o
brakowa�o, a dosz�oby do wypadku, ale na ca�y incydent nie zwr�cili uwagi nawet
ci, kt�rzy
ledwie unikn�li obra�e�.
Z sa� wy�oni�a si� Killashandra Ree. To, �e jej pojazd stan�� tak blisko
sortowni,
wzi�a za dobry omen. Chwyci�a za rami� najbli�szego robotnika i stanowczo
skierowa�a go
ku lukowi towarowemu. Otworzy�a luk. Nie zdoby�a zbyt wiele kryszta�u, tote�
ka�dy
kawa�ek, jaki uda�o jej si� wyci��, przedstawia� dla niej wielk� warto��. Je�li
nie zarobi�a
wystarczaj�cej ilo�ci kredyt�w, �eby tym razem wydosta� si� z planety...
Zgrzytn�a z�bami i
ruszy�a spiesznie w stron� sortowni.
Kiedy m�czyzna, kt�rego zwerbowa�a do pomocy, przepisowo postawi� karton na
ko�cu rz�du oznaczonych pojemnik�w, jej cierpliwo�� si� wyczerpa�a. - Nie, nie
tam! -
wrzasn�a. - Ca�y dzie� minie, zanim zostan� posortowane. Tutaj.
Odczeka�a, a� robotnik postawi jej pud�o we wskazanym miejscu, a potem do�o�y�a
to, kt�re sama trzyma�a. Nast�pnie wr�ci�a do sa� po reszt� �adunku, zabrawszy
po drodze
jeszcze dw�ch wolnych robotnik�w. Dopiero kiedy wydobyli kolejne osiem pude�,
pozwoli�a
sobie na kr�tk� przerw�, bo s�ania�a si� z wyczerpania. Od dw�ch dni pracowa�a
bez przerwy.
Musia�a wyci�� tyle kryszta�u, by m�c opu�ci� Ballybran. Kryszta� pulsowa� w jej
krwi i
ko�ciach, nie dawa� zasn�� w nocy, nie dawa� odpocz�� w dzie�, niezale�nie od
tego, jak
bardzo zm�czy�a swoje cia�o. Ulg� przynosi�a jedynie k�piel w opalizuj�cym
p�ynie. Ale w
wannie nie mo�na ci�� kryszta�u! Musia�a wydosta� si� z planety, �eby z�agodzi�
dra�ni�cy
szum.
Przez ponad p�tora roku, od czasu gdy burze Przej�cia zniszczy�y star� dzia�k�
Keborgena, Killashandra niestrudzenie poszukiwa�a nowego z�o�a. Wykazywa�a do��
realizmu, by zdawa� sobie spraw�, �e szans� na znalezienie �y�y r�wnie wa�nej i
cennej jak
czarny kryszta� Keborgena s� bardzo niewielkie. Mimo to mia�a wszelkie podstawy
by
oczekiwa�, �e natknie si� wreszcie na z�o�e jakiego� u�ytecznego i stosunkowo
warto�ciowego kryszta�u w Pasmach Ballybranu. Jednak z ka�d� bezowocn� wypraw� w
Pasma zapasy kredyt�w, jakie nagromadzi�a dzi�ki wyci�ciu kryszta�u Keborgena i
instalacji
czarnego kryszta�u na planecie Trundomoux, topnia�y, po�erane przez rachunki,
jakimi Cech
Heptycki obci��a� �piewak�w kryszta�u za najdrobniejsze nawet us�ugi.
Jesieni�, kiedy wszyscy, kt�rych zna�a - Rimbol, Jezerey, Mistra - wyjechali z
Ballybranu, ona pracowa�a dalej, ale nie mog�a znale�� warto�ciowego z�o�a w
�adnym
kolorze. Podczas �agodnej zimy uparcie polowa�a w Pasmach, wraca�a do Kompleksu
tylko
po to, by uzupe�ni� zapasy prowiantu i obmy� zm�czone kryszta�em cia�o w
opalizuj�cym
p�ynie.
- Naprawd� powinna� odpocz�� przez tydzie� czy dwa w bazie na Shanganagh -
powiedzia� Lanzecki podczas kt�rej� z jej kr�tkich wizyt.
- I co by to da�o? - warkn�a, bo taka by�a zm�czona. - Wci�� czu�abym kryszta�
i
musia�abym patrze� na Ballybran.
Lanzecki przyjrza� si� jej uwa�nie.
- Pewnie teraz mi nie uwierzysz, Killashandro - zacz��, a potem zrobi� kr�tk�
pauz�,
by upewni� si�, �e s�ucha - ale wiem, �e jeszcze znajdziesz czarny kryszta�. Na
razie Cech
pilnie potrzebuje ka�dego odcienia. Nawet r�owego, kt�rym tak pogardzasz. -
Jego czarne
oczy zal�ni�y, a kiedy odezwa� si� znowu, w g�osie pojawi�a si� ponura nuta. -
Nie w�tpi�, �e
ze smutkiem przyjmiesz wiadomo��, i� burze Przej�cia zniszczy�y r�wnie� dzia�k�
Moksoona.
Killashandra wpatrywa�a si� w niego przez moment, a potem opu�ci�a j� powaga i
za�mia�a si� g�o�no.
- Och, jestem niepocieszona!
- Spodziewa�em si� tego. - Jego wargi drgn�y od powstrzymywanej weso�o�ci.
Wyci�gn�� korek z wanny. - Znajdziesz nowy kryszta�, Killa.
To spokojne i pewne stwierdzenie podtrzymywa�o jej upadaj�ce morale podczas
nast�pnej wyprawy. Zreszt� Lanzecki si� nie myli�. W trzecim tygodniu
poszukiwa�, gdy nie
tkn�a z�� r�owego i b��kitnego kryszta�u, odkry�a bia�y. A tak naprawd� to
ma�o
brakowa�o, by �y�a zupe�nie umkn�a jej uwagi. Gdyby nie dodawa�a sobie otuchy
�piewaniem, ska�a pod jej stopami nie wpad�aby w rezonans i Killashandra nie
spostrzeg�aby
delikatnych zarys�w bia�ego kryszta�u. Mo�e to ona za d�ugo nie mia�a szcz�cia,
ale bia�y
zachowywa� si� zwodniczo: najpierw pogorszy�a si� jego jako��, a potem w pewnym
momencie �y�a zupe�nie znikn�a z pola widzenia i dopiero kilkaset metr�w dalej
wy�oni�y si�
jej poszarpane fragmenty. Ca�ymi tygodniami oczyszcza�a z�o�e, przekopuj�c si�
przez p�
g�ry, a� dotar�a do u�ytecznego surowca. Tylko fakt, �e bia�y kryszta� mia� tak
szerokie
zastosowanie i przynosi� zyski, dodawa� jej si�.
Ostrzegana o nadchodz�cych burzach przez �yj�cy w jej ciele ballybra�ski
zarodnik,
Killashandra ci�a w szale�czym tempie, a� ochryp�a do tego stopnia, �e nie
mog�a ju�
dostroi� pi�y d�wi�kowej do kryszta�u. Dopiero wtedy zdecydowa�a si� odpocz��.
Potem
pracowa�a dalej, a� podmuchy pierwszych wichr�w zacz�y wydobywa� niebezpieczny
d�wi�k kryszta�u z Pasm. Wtedy lekkomy�lnie wybra�a najkr�tsz� drog� powrotn� do
Kompleksu. Liczy�a na to, �e jest ostatnim �piewakiem ko�cz�cym poszukiwania.
Przesadzi�a, bo gdy tylko jej sanie prze�lizgn�y si� nad przegrodami, grodzie
hangaru
zatrzasn�y si�, by obroni� pomieszczenie przed szalej�c� nawa�nic�. Za swoj�
niefrasobliwo�� mog�a spodziewa� si� reprymendy od oficera dy�urnego. A zapewne
tak�e od
Cechmistrza za zlekcewa�enie prognoz pogody.
Wzi�a kilka g��bokich wdech�w, zbieraj�c energi� przed wykonaniem ostatniego
kroku koniecznego do opuszczenia Ballybranu. Potem chwyci�a karton le��cy na
samej g�rze,
wesz�a do pomieszczenia sortowniczego i po�o�y�a pud�o na stole Enthora. Stary
sortowacz
odwr�ci� si� gwa�townie.
- Killashandra! Przestraszy�a� mnie. - Oczy Enthora mrugn�y, ukazuj�c ogromne
�renice, kt�re by�y efektem adaptacji do ballybra�skiego symbionta. Sortowacz
si�gn��
gorliwie po karton z kryszta�em. - Znowu znalaz�a� czarn� �y��?
Na twarzy starca pojawi� si� grymas rozczarowania, kiedy jego palce nie
natrafi�y na
wibracje typowe dla bezcennego, niezwykle rzadkiego czarnego kryszta�u.
- Niestety. - W g�osie Killashandry pobrzmiewa�o zm�czenie przemieszane z
obrzydzeniem. - Ale mam nadziej�, �e przynios�am ci co�, czego nie trzeba si�
wstydzi�.
Wspar�a si� o brzeg sto�u z obawy, �e nogi mog� odm�wi� jej pos�usze�stwa, i
patrzy�a, jak Enthor wypakowuje bloki kryszta�u z plastikowych kokon�w.
- Rzeczywi�cie! - zawo�a� sortowacz z aprobat�. Wyj�� pierwszy kawa�ek bia�ego
kryszta�u i po�o�y� go z nale�n� mu rewerencj� na swoim stole roboczym. - No
tak! -
Przyjrza� si� kryszta�owi powi�kszonymi �renicami. - Nieskazitelny. Bia�y bywa
tak cz�sto
m�tny. Je�li si� myl�...
- To by dopiero by�o - mrukn�a Killashandra �ami�cym si� g�osem.
- ...to nigdy na temat kryszta�u. - Enthor zerkn�� na ni� spode �ba, mrugaj�c
oczami,
by powr�ci�y do normalnego stanu. Killashandra zastanawia�a si� czasem, jak
�renice Enthora
postrzegaj� z bliska ludzkie cia�o i ko�ci. - Wydaje si�, moja droga
Killashandro, �e wyczu�a�
popyt.
- Naprawd�? - poderwa�a si�. - Popyt na bia�y kryszta�?
Enthor wyci�gn�� kolejne smuk�e bia�e kawa�ki.
- Tak, szczeg�lnie, je�li masz dopasowane grupy. Pocz�tek jest obiecuj�cy. Co
jeszcze
wyci�a�?
Podeszli zgodnie ku stojakom i zdj�li nast�pne dwa pud�a.
- Czterdzie�ci cztery...
- Uszeregowane pod wzgl�dem wielko�ci?
- Tak.
Podniecenie Enthora wzbudzi�o w Killashandrze nadziej�.
- Czterdzie�ci cztery, od p� centymetra...
- Liczysz w centymetrach?
- Co p� centymetra.
Enthor spojrza� na ni� z takim entuzjazmem, jakby przynios�a mu czarny kryszta�.
- Masz doskona�y instynkt, Killa, bo przecie� nie mog�a� wiedzie� o zam�wieniu
Ofterian.
- Grupa organowa?
Enthor da� znak, by Killashandra pomog�a mu rozmie�ci� kryszta�y na blacie
sto�u.
- Tak. Ca�y manua� uleg� zniszczeniu. - Enthor nagrodzi� j� kolejnym promiennym
spojrzeniem. - Gdzie s� pozosta�e? Szybko. Przynie� mi je. Je�li cho� jeden jest
przydymiony...
Killashandra wybieg�a przez wahad�owe drzwi, by wykona� polecenie. Kiedy ca�y
zestaw le�a� na stole, musia�a trzyma� si� blatu, �eby nie upa��. Teraz dopiero
mia�a dreszcze.
- Ani jednego m�tnego, Killa.
Enthor poklepa� j� po ramieniu i si�gn�� po sw�j malutki m�oteczek. Ws�uchiwa�
si� w
brzmienie czystych nut, jakie delikatne uderzenia wydobywa�y z ka�dego kawa�ka.
- Ile, Enthor? Ile?
Killashandra opiera�a si� o st�, z trudem zachowuj�c �wiadomo��.
- Obawiam si�, �e nie tyle, ile dosta�aby� za czarny. - Enthor wstuka� dane do
swojego
komputera. Przygryz� doln� warg� czekaj�c, a� wynik uka�e si� na ekranie. - Ale
dziesi��
tysi�cy pi��dziesi�t cztery kredyty to r�wnie� sumka nie do pogardzenia.
Uni�s� brwi, czekaj�c na okrzyk zadowolenia.
- Tylko dziesi�� tysi�cy...
Kolana ugina�y si� pod ni�, mi�niami �ydek targn�y skurcze. Zacisn�a d�onie
na
kraw�dzi sto�u.
- To przecie� wystarczy na opuszczenie planety.
- Ale nie na tak d�ugo ani tak daleko, jak bym chcia�a. Ciemnia�o jej przed
oczami.
Oderwa�a r�k� od sto�u, �eby przetrze� powieki.
- Czy Ofteria to wystarczaj�co daleko? - dobieg� j� suchy, rozbawiony g�os z
ty�u.
- Lanzecki... - zacz�a odwraca� si� ku Cechmistrzowi, ale obr�t zamieni� si� w
wir,
prowadz�cy w d�, ku ciemno�ci, kt�rej nie mo�na ju� by�o unikn��.
- Wraca jej przytomno��, Lanzecki - us�ysza�a Killashandra.
Nie potrafi�a poj�� znaczenia tych s��w. Zdanie i g�os odbija�y jej si� echem w
g�owie,
jakby wypowiedziano je w d�ugim tunelu. Gdy tylko zosta�y powt�rzone, nadesz�o
zrozumienie.
Glos nale�a� do Antony, g��wnego oficera medycznego Cechu Heptyckiego.
Potem wr�ci� zmys� dotyku, ograniczony jednak tylko do uczucia ucisku czego� pod
brod� i wok� ramion. Reszta cia�a pozbawiona by�a dozna�. Killashandra drgn�a
konwulsyjnie i poczu�a lepki op�r opalizuj�cego p�ynu. By�a zanurzona - to
t�umaczy�o
podp�rk� pod brod� i pasy wok� ramion.
Otworzy�a oczy. Bez zdziwienia przyj�a fakt, �e znajduje si� w komorze w izbie
chorych. Obok sta�o kilka innych kom�r. Dwie, s�dz�c po g�owach wystaj�cych
ponad
kraw�d�, by�y zaj�te.
- A wi�c wr�ci�a� do nas, Killashandro.
- Od jak dawna trzymasz mnie w tym akwarium, Antono?
Antona spojrza�a na ekran terminalu umieszczonego przy komorze.
- Trzydzie�ci dwie godziny i dziewi�tna�cie k�pieli. - Pogrozi�a Killashandrze
palcem.
- Nie nadwer�aj si� w ten spos�b, Killa. Wyczerpujesz zasoby swojego symbionta.
Mo�esz
wywo�a� reakcje zwyrodnieniowe. I to w�a�nie wtedy, kiedy b�dziesz potrzebowa�a
ochrony.
Pami�taj o tym! - Nieweso�y u�miech wykrzywi� klasyczne rysy. - Je�li mo�esz.
C�, umie��
to przynajmniej w swoim banku danych, kiedy ju� wr�cisz do siebie - doda�a z
westchnieniem, my�l�c o kapry�nej pami�ci �piewak�w.
- Kiedy b�d� mog�a wsta�? - Killashandra zacz�a wierci� si� w komorze, badaj�c
reakcje mi�ni i ca�ego cia�a.
Antona wzruszy�a ramionami, wystukuj�c kod na terminalu.
- Och, kiedy tylko chcesz. Odczyt pulsu i ci�nienia w normie. Samopoczucie?
- Dobre.
Antona nacisn�a guzik; podpora pod brod� i pas wok� ramion rozlu�ni�y u�cisk.
Killashandra chwyci�a za kraw�d� komory, a Antona poda�a jej lu�n� tunik�.
- Czy musz� ci m�wi�, �e powinna� teraz du�o je��?
Killashandra u�miechn�a si� nie�mia�o.
- Nie. M�j �o��dek wie, �e si� obudzi�am, i ju� burczy mi w brzuchu.
- Straci�a� prawie dwa kilogramy. Pami�tasz, kiedy ostatnio jad�a�? - W g�osie i
oczach Antony pojawi�a si� troska. - Niepotrzebnie pytam, prawda?
- Nie mam najmniejszego poj�cia - odpar�a Killashandra weso�o i wyskoczy�a z
komory, a opalizuj�cy p�yn sp�yn�� z jej cia�a. Pod jego wp�ywem sk�ra sta�a si�
g�adka i
mi�kka. W�o�y�a tunik�. Antona wyci�gn�a d�o�, by pom�c Killashandrze zej�� w
d� po
pi�ciu schodkach.
- Czy odczuwasz teraz jaki� rezonans? - Antona do�y�a d�onie na ma�ym terminalu
komory. Killashandra nas�uchiwa�a przez chwil� szumu w uszach.
- Prawie w og�le! - zawo�a�a.
Odetchn�a g��boko, czuj�c wielk� ulg�.
- Lanzecki powiedzia�, �e naci�a� wystarczaj�co du�o, by opu�ci� planet�.
Killashandra zmarszczy�a brwi.
- Powiedzia� jeszcze co�. Ale zapomnia�am co. - By�o to co� wa�nego, tyle
wiedzia�a
na pewno.
- Powie ci to zapewne jeszcze raz we w�a�ciwym czasie. Id� do swojej kabiny i
dobrze
si� najedz. - Antona �cisn�a rami� Killashandry, po czym odwr�ci�a si�, by
zbada�
pozosta�ych pacjent�w.
Wracaj�c z lecznicy ukrytej g��boko w trzewiach Kompleksu Cechu, Killashandra
zastanawia�a si� nad swoj� utrat� pami�ci. Przekonywano j�, �e wi�kszo��
�piewak�w mia�a
zapewnione kilka dekad nie zak��conej pracy umys�u, zanim pojawi� si� k�opoty z
pami�ci�.
Ale nie by�o regu�y. I tak mia�a szcz�cie, �e dzi�ki Przej�ciu Mikeleya zdo�a�a
si� w pe�ni
zaadaptowa� do ballybra�skiego zarodnika, co by�o konieczne dla wszystkich ludzi
mieszkaj�cych na Ballybranie. Ten rodzaj Przej�cia mia� wiele zalet, do kt�rych
nale�a�o
mi�dzy innymi unikni�cie dolegliwo�ci Gor�czki Przej�cia, a tak�e, podobno,
uzyskanie
trwalszej pami�ci. By� mo�e w tym wypadku amnezj� trzeba by�o po�o�y� na karb
wyczerpania.
Drzwi windy si� otworzy�y, ukazuj�c korytarz g��wnego poziomu �piewak�w. W
pobli�u nie spostrzeg�a �adnego z jej towarzyszy. Nawa�nica ucich�a.
Killashandra zatrzyma�a
si� przy kantynie, by zerkn�� do �rodka, zauwa�y�a jednak tylko jedn� osob�.
Owijaj�c si�
szczelniej tunik�, po�pieszy�a korytarzem do niebieskiej strefy i dalej do
swojego pokoju.
Na samym pocz�tku sprawdzi�a stan konta i poczu�a jak supe�, kt�ry �ciska� jej
�o��dek, rozlu�nia si�, gdy suma dwunastu tysi�cy siedmiuset dziewi��dziesi�ciu
kredyt�w
pojawi�a si� na ekranie. Wpatrywa�a si� w cyfry przez d�ug� chwil�, a potem
wystuka�a
nurtuj�ce j� pytanie: jak daleko od Ballybranu pozwoli mi to wyjecha�?
Na ekranie rozb�ys�y nazwy czterech system�w. Zaburcza�o jej w brzuchu. Z
irytacj�
zmieni�a pozycj� i za��da�a szczeg�owych danych na temat urok�w ka�dego z nich.
Odpowiedzi nie by�y zachwycaj�ce. We wszystkich systemach planety typu
terra�skiego
pe�ni�y funkcje rolnicze lub przemys�owe i mog�y, w najlepszym wypadku, zapewni�
jedynie
bardzo konserwatywne rozrywki. Z komentarzy, kt�re dotar�y do uszu Killashandry
wynika�o, �e autochtoni, ze wzgl�du na blisko�� Ballybranu, napatrzyli si�
wystarczaj�co na
jego mieszka�c�w i byli zazwyczaj albo niezwykle �asi na kredyty, albo w
najwy�szym
stopniu nieuprzejmi.
- Jedyn� zalet� tych planet - powiedzia�a sobie Killashandra z niesmakiem - jest
to, �e
jeszcze na nich nie by�am.
Wcze�niej my�la�a ju�, by swoje od dawna nale�ne wakacje sp�dzi� na Maximie,
planecie rozrywkowej w systemie Barderi. Z tego, co s�ysza�a, w wysublimowanych
o�rodkach i domach uciech na Maximie by�oby bardzo �atwo zapomnie� o
kryszta�owym
rezonansie. Na razie jednak nie mia�a wystarczaj�cej ilo�ci kredyt�w, by spe�ni�
swoj�
zachciank�.
Rozdra�niona, splot�a nerwowo d�onie. Stwierdzi�a, �e grube odciski wywo�ane
wibracjami pi�y znacznie zmi�k�y podczas d�ugiej k�pieli w opalizuj�cym p�ynie
Antony.
Rozliczne zadrapania i ma�e skaleczenia - efekt uboczny pracy �piewaka - zagoi�y
si� w
cienkie, bia�e blizny. C�, w tej kwestii symbiont sprawowa� si� bez zarzutu. A
bia�y kryszta�
zapewni jej jaki� rodzaj wakacji poza planet�.
Bia�y kryszta�! Enthor wspomina� co� o zniszczonym manuale! Ofterianie u�ywali w
swoich sensorycznych organach bia�ych ballybra�skich kryszta��w, a ona naci�a
czterdzie�ci
cztery sztuki od p� centymetra w g�r� w p�-centymetrowych odst�pach.
Lanzecki zada� jej wtedy pytanie: �Czy Ofteria to wystarczaj�co daleko?�
S�owa, g��boki g�os Cechmistrza, wr�ci�y do niej w jednej chwili.
U�miechn�a si� szeroko, uradowana, �e sobie to przypomnia�a, i odwr�ci�a si� do
terminalu, by wystuka� kod Lanzeckiego.
- ...Killa? - Lanzecki sta� przed swoim terminalem. Uni�s� brwi ze zdziwieniem.
- Nie
u�y�a� selektora z jedzeniem.
- Och, zaprogramowa�e� sw�j komputer, �eby to sprawdza�, tak? - odpar�a z
rozbawieniem.
Przypomnia�a sobie ich mi�osne spotkania przed jej pierwsz� wypraw� w Pasma. Po
tym, jak wr�ci�a z Systemu Trundomoux, mieli tylko kilka dni dla siebie. Potem
Lanzeckiego
wezwa�y obowi�zki, a ona musia�a raz jeszcze wyruszy� w Pasma. Od tamtego czasu
wraca�a
do Kompleksu tylko po to, by uzupe�ni� zapasy jedzenia lub przeczeka� burz�. Ich
spotkania
sta�y si� z konieczno�ci bardzo kr�tkie. Dobrze by�o wiedzie�, �e Lanzecki
chcia� zna�
moment jej powrotu.
- To idealny spos�b nawi�zania kontaktu. Po trzydziestu dw�ch godzinach w
komorze
powinna� mie� wilczy apetyt. Do��cz� do ciebie, je�li pozwolisz... - Kiedy
skin�a g�ow� na
zgod�, wystuka� kr�tk� wiadomo�� na klawiaturze i odsun�� do ty�u krzes�o,
u�miechaj�c si�
do Killashandry. - Te� jestem g�odny.
Kolejnym dowodem nie zak��conej pracy jej pami�ci by�o to, �e Killashandra nie
mia�a k�opot�w z przypomnieniem sobie kulinarnych gust�w Lanzeckiego. Z
u�miechem
zam�wi�a yarra�skie piwo. Chocia� kiszki gra�y jej marsza, nie jad�a od tak
dawna, �e
postanowi�a kierowa� si� upodobaniami Cechmistrza.
Wk�ada�a przez g�ow� sukni� w jaskrawe pr��ki, kiedy rozleg� si� d�wi�k gongu
przy
drzwiach.
- Wej��! - zawo�a�a.
W tym samym momencie z otworu selektora wy�oni�o si� jej zam�wienie. Zapach
potraw sprawi�, �e �lina jeszcze gwa�towniej nap�yn�a jej do ust.
Nie trac�c czasu, si�gn�a po talerze i u�miechn�a si� do Lanzeckiego, kt�ry
w�a�nie
si� pojawi�.
- Komisarz poprosi� mnie o przekazanie kilku starannie dobranych s��w skargi na
temat nag�ej mody na yarra�skie piwo - powiedzia�, stawiaj�c dzbanek i szklanki
na stole.
Usiad�, po czym nape�ni� naczynia. - Za tw�j powr�t do zdrowia!
Uni�s� szklank� w toa�cie, ale wyra�nie da� Killashandrze do zrozumienia, �e jej
stan
jest wynikiem nierozwa�nego dzia�ania.
- Antona ju� mnie zbeszta�a, ale musia�am wyci�� wystarczaj�c� ilo��
warto�ciowego
kryszta�u, �eby wreszcie wydosta� si� z planety.
- Z tym bia�ym, kt�ry znalaz�a�, z pewno�ci� ci si� to uda.
- Czy przypadkiem nie m�wi�e� czego� o Ofterii, kiedy traci�am przytomno��?
Lanzecki poci�gn�� �yk yarra�skiego piwa, a potem odpowiedzia�:
- Ca�kiem mo�liwe.
Na�o�y� sobie szczodr� porcj� sma�onej fasoli z Malvy.
- Czy Ofterianie nie u�ywaj� przypadkiem bia�ego kryszta�u w swoich
multisensorycznych organach?
- U�ywaj�.
Lanzecki postanowi� by� lakoniczny. C�, mog�a okaza� up�r.
- Enthor powiedzia�, �e ca�y manua� zosta� zniszczony. - Lanzecki potwierdzi�
skinieniem g�owy, wi�c Killashandra ci�gn�a dalej: - A ty zapyta�e� mnie, czy
Ofteria b�dzie
wystarczaj�co daleko?
- Doprawdy?
- Wiesz, �e tak. - Postanowi�a zachowa� cierpliwo��. - Ty nigdy o niczym nie
zapominasz. A wniosek, jaki wyci�gn�am z twojej tajemniczej uwagi by� taki, �e
kto�, to
znaczy ja - wskaza�a na siebie palcem - b�dzie musia� tam pojecha�. Czy mam
racj�?
Przygl�da� si� jej spokojnie z nieprzeniknion� twarz�.
- Nie tak dawno temu da�a� mi do zrozumienia, �e nie masz ochoty na �adne
zadania
poza planet�...
- To by�o przed tym, jak utkwi�am na tej cholernej planecie... - Spostrzeg�a
b�ysk
przebieg�o�ci w jego oczach. - A wi�c to prawda! Instalacj� musi przeprowadzi�
�piewak
kryszta�u!
- To by� szokuj�cy wypadek - powiedzia� Lanzecki cicho, dok�adaj�c sobie
malva�skiej fasoli. - Artyst�, kt�ry zniszczy� organy, zabi�y lec�ce od�amki.
By� jedyn� osob�
na Ofterii, kt�ra mog�a dokona� powa�nej naprawy. Jak to cz�sto bywa w przypadku
delikatnego i kosztownego sprz�tu, naprawa organ�w jest kwesti� najwy�szej wagi.
To
najwi�ksze na Ofterii organy i s� niezast�pione w czasie tamtejszego
presti�owego Festiwalu
Letniego. Otrzymali�my zam�wienie zar�wno na technika, jak i na kryszta�.
Zamilk�, bo gryz� kruch�, bia�� fasol�. Killashandra zdawa�a sobie spraw�, �e
Lanzecki j� podpuszcza. Nie odzywa�a si�.
- Chocia� na li�cie kandydat�w znajduje si� r�wnie� twoje nazwisko...
- W tym przypadku nie mo�e chodzi� o kryszta� - powiedzia�a, kiedy Lanzecki z
rozmys�em zawiesi� g�os. Obserwowa�a jego twarz, czekaj�c na reakcj�. - Bia�y
kryszta� jest
aktywny, odbija d�wi�k...
- Mi�dzy innymi - mrukn��, kiedy przerwa�a.
- Je�li nie jest to kwestia kryszta�u, to musi chodzi� o Ofterian, mam racj�?
- Killashandro, to zadanie nie zosta�o jeszcze nikomu przydzielone.
- Przydzielone? Podoba mi si� to s�owo. Ale czy na pewno? Nie radzi�abym ci
wci�ga� mnie ponownie w tak� afer�, jak tamta instalacja na Trundomoux.
Z�apa� palec, kt�rym z oburzeniem w niego celowa�a, i ponad zastawionym sto�em
przyci�gn�� do ust jej d�o�. Znajoma pieszczota obudzi�a znajome wra�enia
g��boko w
l�d�wiach, wi�c by zneutralizowa� jej efekt, pr�bowa�a wywo�a� w sobie gniew na
jego
metody.
Dok�adnie w tej samej chwili rozleg�o si� brz�czenie komunikatora. Z lekkim
rozdra�nieniem Lanzecki podni�s� do ucha nar�czny aparat, by odebra� wezwanie.
- Mia�em poinformowa� ci�, kiedy nadejd� raporty z plac�wek przeprowadzaj�cych
wst�pne testy. - Urz�dzenie przekaza�o metalicznie zniekszta�cony g�os Traga.
- Jacy� interesuj�cy kandydaci?
Chocia� Lanzecki zada� to pytanie tonem oboj�tnym, nawet znudzonym, dziwnie
skupiony wyraz jego twarzy zaalarmowa� Killashandr�. Uda�a, �e nie przerywa
jedzenia i
przez grzeczno�� nie s�ucha rozmowy, jednak jej uwagi nie umkn�a nawet jedna
sylaba
odpowiedzi Traga.
- Czterech agronom�w, endokrynolog z Thety, dw�ch ksenobiolog�w, fizyk -
specjalista od spraw atmosfery, trzech by�ych robotnik�w przestrzennych. -
Killashandra
zauwa�y�a lekkie rozszerzenie oczu Lanzeckiego, kt�re odczyta�a jako wyraz
zadowolenia. - I
ca�a reszta, kt�ra nie otrzyma�a rekomendacji od testuj�cych.
- Dzi�ki, Trag.
Lanzecki skin�� g�ow� w stron� Killashandry, by da� znak, �e rozmowa zosta�a
zako�czona, po czym zaj�� si� talerzem malva�skiej fasoli.
- O co chodzi w tym zadaniu na Ofterii? Kiepskie wynagrodzenie?
- Wr�cz przeciwnie, honorarium za t� instalacj� wynosi dwadzie�cia tysi�cy
kredyt�w.
- I do tego opu�ci�abym Ballybran.
Killashandra z po��daniem my�la�a o swobodzie, jak� da�aby jej taka suma.
- Nie uzyska�a� jeszcze tego zlecenia, Killa. Doceniam twoj� gotowo��, ale s�
pewne
kwestie, kt�re zar�wno Cech jak i konkretna osoba musi wzi�� pod uwag�. Nie
dzia�aj
pochopnie. - Lanzecki m�wi� szczerze. Nie spuszcza� wzroku z Killashandry, a
pe�na powagi
zmarszczka nad brwiami podkre�la�a jego ostrzegawczy ton. - Podr� do systemu
ofteria�skiego trwa d�ugo. By�aby� z dala od Ballybranu przez ponad rok...
- Tym lepiej...
- M�wisz to teraz, kiedy jeste� pe�na kryszta�owego rezonansu. Ale nie
zapomnia�a�
chyba jeszcze Carrika.
Na te s�owa przelecia�y jej przez g�ow� wspomnienia pierwszego �piewaka
kryszta�u,
jakiego pozna�a: Carrik �miej�cy si� podczas k�pieli w morzu na Fuerte, potem
Carrik
targany gor�czk� roz��ki, wreszcie bezw�adne cia�o cz�owieka zaatakowanego przez
fal�
d�wi�kow�.
- Nie w�tpi�, �e w swoim czasie i ty to odczujesz - rzek� Lanzecki. - Wszyscy
�piewacy, jakich zna�em, pr�bowali pozna� granice wytrzyma�o�ci symbionta i
samych
siebie. G��wn� wad� zadania na Ofterii jest to, �e stracisz wszelki rezonans ze
swoimi
obecnymi z�o�ami.
- Tak jakby by�o tam cokolwiek naprawd� warto�ciowego - prychn�a z obrzydzeniem
Killashandra. - R�owy nikogo nie interesuje, a b��kitny wyczerpa� si� po dw�ch
dniach
ci�cia. Nawet bia�a �y�a rwie si� i uskakuje. Wyci�am ju� najlepszy surowiec z
dost�pnego
z�o�a. Przy moim szcz�ciu gigawicher zrobi� pewnie kompletn� kasz� z dzia�ki.
Stanowczo
nie zamierzam sp�dza� nast�pnych trzech tygodni na poszukiwaniach z �opat� i
wiaderkiem.
Podkre�lam: nie zamierzam. Nie dla bia�ego kryszta�u. Dlaczego dzia� badawczy
nie mo�e
zaprojektowa� skutecznej przeno�nej koparki?
Lanzecki przekrzywi� lekko g�ow�.
- Dzia� badawczy stwierdza z naciskiem, �e ka�da z dziewi�ciu skutecznych,
przeno�nych i trwa�ych - znacz�ca pauza - koparek, sprawdzonych ju� w warunkach
roboczych, powinna wykonywa� zadanie, do kt�rego zosta�a zaprojektowana... ale
nie w
r�kach �piewaka kryszta�u. W opinii dzia�u badawczego jedyne urz�dzenia, z
kt�rymi mo�e
sobie poradzi� �piewak ze wzgl�du na swe techniczne umiej�tno�ci, to jego pi�a i
jego sanie, a
w tej kwestii in�ynier lot�w poda� ci ju� odpowiedni paragraf i podpunkt. Zgadza
si�? Co
prawda Rybak ma odmienne zdanie.
Killashandra przygl�da�a si� Lanzeckiemu przez kilka chwil, a potem przypomnia�a
sobie, �e powinna pogry�� to, co ma w ustach.
- Mniej wi�cej - odpar�a ze z�o�liwym u�mieszkiem. - Nie pr�buj zmienia� tematu.
- Nie zmieniam. Chc� tylko zwr�ci� twoj� uwag� na nieprzyjemne strony zadania,
kt�re b�dzie mi�dzy innymi wymaga�o d�ugiego pobytu poza Ballybranem. A za to, w
ko�cowym rozrachunku, zap�ata mo�e okaza� si� niewsp�miernie niska. - Wyraz
jego
twarzy zmieni� si� nieco. - Nie chcia�bym by� z tob� w konflikcie na stopie
zawodowej.
Wp�yn�oby to �le na moje �ycie prywatne.
Pochwyci� jej spojrzenie ciemnymi oczami. Si�gn�� po jej d�onie, u�miechn�� si�
k�cikiem ust, co tak lubi�a. Nie siedzia�a ju� przy stole z Mistrzem Cechu, ale
z Lanzeckim-
m�czyzn�. Ta zmiana sprawi�a jej przyjemno��. Wiele razy podczas bezsennych
nocy w
Pasmach Mikeleya z czu�o�ci� przypomina�a sobie ich mi�osne spotkania. Teraz,
siedz�c
naprzeciw urokliwego Lanzeckiego odkry�a, �e jej apetyt na co� wi�cej ni� tylko
na jedzenie
powr�ci� z ca�� si��.
Odpowiedzia�a mu u�miechem, a potem oboje wstali od ma�ego stolika i przeszli do
sypialni.
Rozdzia� II
Killashandra odsun�a si� od klawiatury komputera i zrobi�a tak wielki rozkrok,
jak
pozwala�o jej na to cia�o. Ca�y ranek sp�dzi�a na lekturze has�a �Ofteria� w
�Encyklopedii
galaktycznej�.
Musia�a przedrze� si� przez wst�pne raporty badawcze i oceny przydatno�ci
planety
do kolonizacji oraz przez g�rnolotne sformu�owania w rodzaju: �...by za�o�y�
przycz�ek
Ludzko�ci w ca�kowitej harmonii z ekologiczn� r�wnowag� wybranej planety, by
zapewni�
tym samym rozw�j Stworze� w ich czystej, nie zmienionej formie...�. Czeka�a, a�
w tym
dzbanie ofteria�skiego miodu pojawi si� mucha.
Geologicznie rzecz bior�c, Ofteria by�a star� planet�. Niemal okr�g�a orbita, po
kt�rej
kr��y�a wok� starzej�cego si� s�o�ca, dawa�a jej umiarkowany klimat. Pory roku
nie r�ni�y
si� zbytnio od siebie, gdy� odchylenie od osi obrotu by�o nieznaczne, za� oba
bieguny
pokrywa�y niewielkie lodowce. Ofteria by�a przesadnie dumna ze swojej
samowystarczalno�ci w �wiecie, w kt�rym wiele planet tak pot�nie zad�u�y�o si�
wobec
satelit�w handlowych, �e musia�o niemal p�aci� za atmosfer�, kt�rej u�ywa�o do
oddychania.
Ofterianie importowali bardzo niewiele... poza turystami pragn�cymi �zazna�
�agodniejszych
przyjemno�ci starej Ziemi w absolutnie naturalnym otoczeniu�.
Killashandra, pr�buj�ca czyta� mi�dzy wierszami, zatrzyma�a si�, by wyci�gn��
wnioski z tego, czego si� dowiedzia�a. Chocia� jej do�wiadczenia ogranicza�y si�
do dw�ch
planet - Fuerte, jej planety rodzinnej, i Ballybranu - wiedzia�a do�� o
zwyczajach ludzi, by
wyczu� ponury idealizm wspomagaj�cy zapewne ofteria�sk� propagand�. Wystuka�a
pytanie
i zmarszczy�a brwi, kiedy uzyska�a negatywn� odpowied�: nie, ojcowie-za�o�yciele
Ofterii
nie byli kaznodziejami, na Ofterii nie dzia�a� te� ko�ci� pa�stwowy. Dla cel�w
czysto
zarobkowych skolonizowano tyle samo �wiat�w, co z powod�w dyktowanych przez
idealizm
�wiecki czy religijny. Zasady kieruj�cej za�o�ycielami nie mo�na by�o jeszcze
uwa�a� za
kryterium determinuj�ce powstanie zwyci�skiej kultury. Zbyt wiele innych
czynnik�w gra�o
tutaj rol�.
Z tekstu wynika�o jednak jasno, �e Ofteria jest planet� doskonale zorganizowan�
i,
przy jej sporych zasobach finansowych, �wietnie zarz�dzan�. �Encyklopedia�
ko�czy�a
stwierdzeniem, �e Ofteri� z pewno�ci� warto odwiedzi� podczas dorocznego
Festiwalu
Letniego. Killashandra wyczu�a cie� ironii w tej md�ej rekomendacji. Chocia�.
wola�aby
zakosztowa� egzotycznych i wysublimowanych rozrywek, dost�pnych dla tych z
odpowiednio du�ym kontem, czu�a, �e b�dzie w stanie pogodzi� si� z �naturalnymi�
inklinacjami Ofterii w zamian za poka�ne wynagrodzenie i d�ugie wakacje z dala
od
Ballybranu.
Zastanawia�a j� ozi�b�a reakcja Lanzeckiego, gdy wyrazi�a gotowo�� wyjazdu na
Ofteri�. Czy ba� si�, �e zostanie oskar�ony o to, �e j� faworyzuje? Kto mia�by
pami�ta�, �e
opu�ci�a planet� podczas okrutnych burz Przej�cia, a tym bardziej, w kt�rym
kierunku si�
uda�a? Zosta�a wr�cz porwana przez Traga, wsadzona na prom ksi�ycowy i bez
cienia
informacji na temat kaprys�w mieszka�c�w Trundomoux dostarczona na t� surow�,
autokratycznie rz�dzon� planet�, by przeprowadzi� niezwykle skomplikowan�
operacj�
instalacji wartych miliony czarnych kryszta��w komunikacyjnych dla bandy
sceptycznie
nastawionych i przywyk�ych do ekstremalnych warunk�w pionier�w. A i zap�ata nie
okaza�a
si� rewelacyjna. Skoro Trag by� jedynym cz�owiekiem obok Lanzeckiego, kt�ry zna�
ca��
spraw�, czy nale�a�o przypuszcza�, �e to on zg�osi� sprzeciw? Jako oficer
administracyjny
m�g� to zrobi�, jednak Killashandra nie s�dzi�a, by Trag potrafi� czy zdo�a�
wp�yn�� na opini�
Cechmistrza.
Nagle przysz�a jej do g�owy kolejna dzika hipoteza. A mo�e w szeregach Cechu
Heptyckiego znajdowali si� jacy� Ofterianie, kt�rym Lanzecki m�g�by zleci�
wykonanie
zadania?... Nie, �aden cz�onek Cechu nie pochodzi� z Ofterii.
Dzi�ki dziesi�ciu latom nauki w Centrum Muzycznym na Fuerte Killashandrze
nieobce by�y tajniki ofteria�skich organ�w sensorycznych. �Encyklopedia�
dodawa�a, �e
wszyscy mieszka�cy Ofterii szalej� na punkcie muzyki i nieustannie konkuruj� o
szans�
zagrania na tym instrumencie. Killashandra uzna�a za niezwykle dziwne, �e w
takich
warunkach Ofteria nie wyda�a �adnego kandydata obdarzonego s�uchem absolutnym,
co jest
koniecznym warunkiem wst�pnym wymaganym przez Cech Heptycki. A przecie� przy
wsp�zawodnictwie na skal� planetarn� musia�o by� tysi�ce rozczarowanych.
Killashandra
u�miechn�a si� kwa�no. Cz�� na pewno musia�a szuka� mo�liwo�ci na innych
planetach.
Jej ciekawo�� wzros�a. Sprawdzi�a inne Cechy. Ofterianie nie pracowali w
S�u�bach
Kosmicznych ani w galaktycznych przedsi�biorstwach handlowych. Rejestr
Dyplomatyczny
nie zawiera� te� adresu �adnej ambasady, konsulatu czy poselstwa Ofterii. Potem
odkry�a
przyczyn�. Planeta by�a niemal�e samowystarczalna, a Ofterianie nigdy jej nie
opuszczali.
Nie potrzebowali ani s�u�b kosmicznych, ani ambasad, ani przedsi�biorstw
handlowych.
Wszystkie oficjalne zapytania nale�a�o kierowa� do Biura Handlu Zagranicznego na
Ofterii.
Killashandra ze zdumieniem zmarszczy�a brwi. Planeta tak idealna, tak kochana
przez
swoich obywateli, �e nikt nie ma ochoty opuszcza� jej powierzchni? Trudno w to
uwierzy�.
Ponownie wywo�a�a has�o z encyklopedii, szukaj�c przepis�w naturalizacyjnych.
C�, tak,
obywatelstwo przyznawano ch�tnie wszystkim zainteresowanym, ale nie mo�na si� go
by�o
zrzec. Zajrza�a do kodeksu karnego i odkry�a, �e w odr�nieniu od wielu innych
�wiat�w
Ofteria nie deportuje kryminalist�w: recydywist�w umieszczano w centrum
poprawczym.
Killashandra zadr�a�a. A wi�c nawet idealna Ofteria musia�a ucieka� si� do
zamykania
niepos�usznych.
Poznawszy histori� i geografi� Ofterii na tyle, �eby zaspokoi� podstawow�
ciekawo��,
Killashandra zacz�a analizowa� procedur� wymiany zniszczonego manua�u.
Instalacja nie
przedstawia�a wi�kszych problem�w, jako �e system obejm by� podobny do tego,
kt�rego
u�ywano przy czarnym krysztale komunikacyjnym. Dostrojenie zapowiada�o si� na
nieco
bardziej skomplikowan� robot� ze wzgl�du na szerokie pasmo pracy ofteria�skich
organ�w.
Instrument przypomina� wczesne organy piszcza�kowe u�ywane kiedy� na Ziemi,
posiada�
cztery manua�y i terminal z setkami przycisk�w, tyle �e artysta graj�cy na
organach
ofteria�skich pos�ugiwa� si� partytur� zawieraj�c� wskaz�wki w�chowe, dotykowe,
wizualne
i auralne. Kryszta�owy manua� po��czony by� z multipleksowym demodulatorem,
koderem
synapsalnym i systemami transdukcyjnymi. Tak przynamniej m�wi�a encyklopedia,
ale do
opisu nie do��czono �adnego schematu. Killashandra nie pami�ta�a te�, by
widzia�a
jakikolwiek schemat podczas swoich studi�w na Fuerte.
Pe�ni po�wi�cenia ofteria�scy arty�ci sp�dzali ca�e dziesi�ciolecia, aran�uj�c
muzyk�
przeznaczon� do odbi�r wieloma zmys�ami. Wprawny ofteria�ski organista m�g� by�
zar�wno psychologiem i politykiem, jak muzykiem, a wykonanie jakiejkolwiek
kompozycji
przy pe�nym wykorzystaniu organ�w mia�o tak daleko si�gaj�ce konsekwencje, �e
wyst�py i
organi�ci podlegali przepisom reguluj�cym ich status prawny i artystyczny.
Maj�c to na uwadze Killashandra zastanawia�a si�, w jaki spos�b manua� m�g� ulec
zniszczeniu... na dodatek zabijaj�c wyst�puj�cego artyst�, szczeg�lnie, �e ten
by� jedyn�
osob� na planecie zdoln� go naprawi�. Czy na rajskim jab�ku Ofterii nie istnia�a
przypadkiem
jaka� plamka zgnilizny? To zadanie mog�o okaza� si� interesuj�ce. Killashandra
przysun�a
si� do konsolety i poprosi�a o kontakt wizualny z oficerem podr�nym. Bajorn by�
wysokim,
chudym m�czyzn� o szczup�ej twarzy i cienkim, spiczasto zako�czonym nosie. Mia�
nienaturalnie d�ugie, cienkie palce, lecz wiele zyskiwa� dzi�ki radosnemu
u�miechowi i
potrzebie sprawiania przyjemno�ci nawet najbardziej wymagaj�cemu podr�nikowi.
Bajorn
by� na przyjaznej stopie z kapitanami wszystkich frachtowc�w i prom�w
kosmicznych, jakie
kiedykolwiek wyl�dowa�y lub zbli�y�y si� do bazy ksi�ycowej Shanganagh.
- Czy trudno jest dosta� si� na Ofteri�, Bajornie?
- Teraz to d�uga podr�. Jest po sezonie i �adne jednostki liniowe nie lataj� na
tej
trasie. Letni Festiwal odb�dzie si� dopiero za sze�� galaktycznych miesi�cy.
Teraz
musia�aby� si� cztery razy przesiada�. Na Rappahoe, Kunjabie, Melorice i �wiecie
Bernarda... wszystkie rejsy na frachtowcach, dopiero potem wsiad�aby� na
w�a�ciwy
liniowiec.
- Widz�, �e masz aktualne informacje.
Bajorn u�miechn�� si� szeroko, jego cienkie wargi niemal utkn�y uszu.
- Nie powinna� si� dziwi�. Jeste� pi�t� osob�, kt�ra pyta o ten system. Co si�
dzieje?
Nie wiedzia�em, �e Ofterianie zacz�li dostarcza� rozrywki lubiane przez
�piewak�w.
- Kim s� pozosta�e cztery osoby?
- C�, �adne przepisy nie zabraniaj� mi... - Bajorn umilk� dyskretnie - a
poniewa� oni
wszyscy te� mnie o to pytali, nie widz� powodu, dla kt�rego mia�aby� nie
wiedzie�. Ty -
wyprostowywa� kolejne palce - Borella Seal, Concera, Gobbain Tekla i Rimbol.
- Dzi�kuj� ci, Bajornie, to naprawd� uprzejmie z twojej strony.
- To samo powiedzia� Rimbol. - Twarz Bajorna skrzywi�a si� �a�o�nie. - Staram
si�
spe�nia� wszystkie pro�by cz�onk�w Cechu, ale jest mi tak smutno, kiedy moje
wysi�ki s�
krytykowane lub pomniejszane. Nic nie poradz�, je�li �piewacy trac� pami��... i
resztki
zwyk�ej grzeczno�ci.
- Bajornie, zaprogramuj� na mojej osobistej ta�mie wieczn� uprzejmo�� w stosunku
do ciebie.
- By�bym wdzi�czny. Tylko zr�b to teraz, Killashandro, zanim zapomnisz, dobrze?
Obiecawszy to solennie, Killashandra wy��czy�a si�. Lanzecki powiedzia�, �e
istnieje
lista. Czy by�o na niej tylko pi�� nazwisk? Borell� Seal i Concer� zna�a. Nie
mia�aby nic
przeciwko zabraniu im zadania sprzed nosa, ale Gobbain Tekla by� kompletn�
niewiadom�.
Rimbol ci�� skutecznie od d�u�szego czasu, i to ciemniejsze odcienie, tak jak
przepowiedzia�
Lanzecki. Dlaczego mia�oby mu zale�e� na takim zleceniu? Tak wi�c cztery osoby
by�y na
tyle zainteresowane, �e skontaktowa�y si� z Bajornem. Czy kto� jeszcze?
Poprosi�a o list� �piewak�w bez przydzia�u przebywaj�cych na Ballybranie. Lista
okaza�a si� nieprzyjemnie d�uga. Przy niekt�rych nazwiskach, mi�dzy innymi przy
jej
w�asnym, miga�a litera B - Bezczynny. Mo�e post�pi�a nierozs�dnie, ale wymaza�a
te osoby,
lecz wci�� pozosta�o trzydzie�cioro siedmioro potencjalnych rywali. Kr�ci�a si�
leniwie na
obrotowym krze�le, zastanawiaj�c si�, co stanowi decyduj�ce kryterium aby
otrzyma�
zadanie na Ofterii. Lanzecki nie zdradzi� tego szczeg�u podczas ich rozmowy. Z
tego, czego
dowiedzia�a si� o samej planecie i wymogach instalacji, wynika�o, �e zadanie
m�g� wykona�
ka�dy �piewak. Co zatem mia�o przewa�y� na korzy�� jednego z nich?
Killashandra raz jeszcze przyjrza�a si� li�cie swoich znanych rywali: Borella i
Concera
ci�y kryszta� od dawna, Gobbain Tekla, kiedy znalaz�a jego pozycj� w g��wnym
spisie,
okaza� si� stosunkowo nowym nabytkiem; Rimbol, tak jak Killashandra, by� jeszcze
zupe�nie
zielony. Przyjrzawszy si� bli�ej, odkry�a, �e ka�dy z tej czw�rki by� zwolnionym
lub
niedosz�ym muzykiem. By� mo�e to stanowi�o konieczny wym�g. To rozs�dne, by
�piewak
naprawiaj�cy organy zna� si� na instrumentach. Powt�rzy�a pytanie, tym razem
odnosz�c je
do wszystkich trzydziestu siedmiu bezrobotnych �piewak�w. Dziewi�tnastu odebra�o
wykszta�cenie muzyczne.
Lanzecki najwyra�niej nie mia� ochoty przydziela� jej tego zadania, nie powinna
go
jednak za to wini�. Doskonale zdawa�a sobie spraw� z pomocy, jakiej jej
udzieli�. Nie mia�a
jednak prawa oczekiwa� przys�ugi za przys�ug� tylko dlatego, �e Cechmistrz
zdecydowa� si�
dzieli� z ni� �o�e. Postanowi�a, �e nie narazi na szwank ich zwi�zku i nie
poruszy ponownie
sprawy wyjazdu na Ofteri�. By� mo�e Lanzecki odradza� jej ubieganie si� o to
zlecenie dla jej
w�asnego dobra. Musia�a o tym pami�ta�. Wakacje na jednym z czterech system�w,
do
kt�rych stan konta pozwoli�by jej dotrze�, mog�yby wcale nie okaza� si�
rewelacj�. Takie
jednak mia�a szcz�cie. Tyle �e odpocz�aby kryszta�u, a to liczy�o si�
najbardziej.
Znowu poczu�a g��d i przypomnia�a sobie, �e od �niadania up�yn�o par� godzin.
Podczas lunchu zdecyduje, dok�d si� wybra�. Kiedy od�wie�ona i wypocz�ta powr�ci
na
Ballybran, znajdzie now� �y�� czarnego kryszta�u i zarobi do��, by odwiedzi�
planet� Maxim.
Zanim zdo�a�a zaplanowa� szczeg�y wakacji, zadzwoni�a Antona z lecznicy.
- Jad�a� ju�, Killa?
- Czy to zaproszenie, czy zawodowa ciekawo��? W�a�nie sko�czy�am niezwykle
obfity lunch.
Antona westchn�a.
- Odpowiada�oby mi twoje towarzystwo. Nie mam tu w tej chwili zbyt wiele do
roboty. Na szcz�cie.
- Je�li chodzi ci tylko o towarzystwo...
Antona u�miechn�a si� z niek�aman� rado�ci�.
- Tak. Nie lubi� je�� sama. Mog�aby� najpierw do mnie wpa��? Wci�� jeste�
okre�lona jako �bezczynna�, nale�y to zmieni�.
Gdy Killashandra schodzi�a na poziom leczniczy, najpierw zmartwi�a si�, �e pod
pro�b� Antony kryje si� co� wi�cej ni� tylko rutynowe badanie, ale potem sama
siebie za to
zgani�a. Wcale nie musia�o chodzi� o jej przydatno�� do pracy na Ofterii. Nie
nale�a�o zreszt�
przyznawa� si�, �e w og�le s�ysza�a o takim zadaniu. Z drugiej strony Antona
mog�aby
powiedzie� jej du�o wi�cej na temat urok�w pobliskich �wiat�w.
Badanie trwa�o kr�tko i zaraz potem obie kobiety ruszy�y do kantyny znajduj�cej
si�
na g��wnym pi�trze �piewak�w w Kompleksie Cechu.
- Tak tu pusto - powiedzia�a z przygn�bieniem Antona, rozgl�daj�c si� po
pogr��onej
w p�mroku sali.
- Czu�am si� tu jeszcze gorzej, kiedy wszyscy pozostali �wi�towali uwie�czone
sukcesem poszukiwania - odpar�a Killashandra ponuro.
- Tak, tak, rozumiem to. Och, do diab�a! - Antona szybko skierowa�a Killashandr�
ku
mroczniejszemu zak�tkowi. - Borella, Concera i ten prostak Gobbain - mrukn�a,
oddalaj�c
si� po�piesznie.
- Nie lubisz ich? - Killashandra by�a zaskoczona.
Antona wzruszy�a ramionami.
- Przyja�nie nawi�zuje si� dzi�ki wsp�lnym prze�yciom i wymianie pogl�d�w. Oni
nic nie pami�taj� i dlatego nie maj� si� czym dzieli�. Ani tym bardziej o czym
rozmawia�. -
Nagle, bez ostrze�enia, chwyci�a Killashandr� za rami� i obr�ci�a j� w swoj�
stron�. - Oddaj
sobie przys�ug�, Killashandro. Umie�� w osobistym banku danych wszystko, czego
do�wiadczy�a� dot�d w swoim �yciu, ka�dy szczeg�, jaki pami�tasz z wypraw po
kryszta�,
ka�d� rozmow�, jak� odby�a�, ka�dy �art, jaki s�ysza�a�. - Killashnndra uda�a
zaskoczenie, a
Antona �cisn�a j� bole�nie. - Co robi�a�, co m�wi�a�, co czu�a� - ognisty wzrok
Antony
zagrozi� prywatno�ci Killashandry - jak kocha�a�. Dzi�ki temu, kiedy tw�j umys�
stanie si�
r�wnie pusty jak ich umys�y, b�dziesz mog�a od�wie�y� sobie pami�� i postara�
si�
odbudowa� sam� siebie! - Jej spojrzenie sta�o si� nagle niewypowiedzianie
smutne. - Och,
Killa. B�d� inna! Zr�b to, o co prosz�! Teraz! Zanim b�dzie za p�no!
Potem, odzyskuj�c swoje zwyk�e opanowanie, pu�ci�a rami� Killashandry i energia
zacz�a wraca� do jej smuk�ego cia�a.
- Zapewniam ci� - doda�a, robi�c ostatnie kilka krok�w w stron� strefy wydawania
posi�k�w - �e kiedy twoje b�yskotliwe riposty i dowcipy stan� si� r�wnie banalne
z�o�liwe jak
tamtych - wskaza�a kciukiem na milcz�c� tr�jk� - poszukam sobie innego
towarzystwa do
lunchu. A teraz - oznajmi�a, zbli�aj�c d�onie do klawiatury - co zamawiasz?
- Yarra�skie piwo - powiedzia�a Killashandra, wci�� lekko oszo�omiona
nieoczekiwanym wybuchem Antony. By�a to pierwsza rzecz, jaka przysz�a jej do
g�owy.
Antona unios�a brwi w wyrazie pe�nego szyderstwa zdziwienia i szybko wystuka�a
zam�wienie.
Po chwili odebra�y tace i usiad�y przy najbli�szym stoliku. Gdy Antona �apczywie
przyst�pi�a do konsumpcji, Killashandra popijaj�c piwo zastanawia�a si� nad tym,
co
us�ysza�a. Jak dot�d nie mia�a okazji doceni� opinii cz�onkini Cechu, kt�rej z
racji
wykonywanej pracy nie grozi�a utrata pami�ci. Mimo to uparcie stara�a si�
zapomnie� pewne
momenty swojego �ycia. Na przyk�ad pora�ki.
- C�, nie b�dziesz musia�a d�ugo czeka� na �wie�� dostaw� pe�nych chaosu
umys��w
- powiedzia�a wreszcie, ocieraj�c pian� z g�rnej wargi i odsuwaj�c na p�niej
rozwa�ania na
temat niepokoj�cej rady Antony.
- Nowa klasa? Sk�d uzyska�a� t� zastrze�on� informacj�? Przecie� dopiero co
wysz�a�
z komory leczniczej. C� i tak nie b�dzie ci wolno z nimi rozmawia�.
- Dlaczego?
Antona wzruszy�a ramionami i spr�bowa�a swojej delikatnie przysma�onej potrawy.
- Nie masz �adnych ran do pokazania. Widzisz, to jest wa�na cz�� procesu
przyjmowania nowych cz�onk�w - widoczny, niew�tpliwy dow�d szybkiej regeneracji
kom�rek, jak� ciesz� si� mieszka�cy Ballybranu.
- Nie do odparcia!
Antona rzuci�a Killashandrze ostre spojrzenie.
- Och, ale� nie narzekam, Antono. Cech mo�e by� dumny ze swojego zr�cznego
systemu werbunkowego.
Antona spojrza�a podejrzliwie i od�o�y�a widelec.
- Killashandro Ree, Federacja Planet Rozumnych nie pozwala Cechowi Heptyckiemu
na �werbowanie� wolnych obywateli do tak niebezpiecznego zawodu. Tylko
ochotnicy...
- Tylko ochotnicy pojawiaj� si� sami, a wielu z nich ma tak po��dane
umiej�tno�ci... -
Urwa�a pod naporem pe�nego w�ciek�o�ci wzroku Antony.
- A c� ciebie to obchodzi, Killashandro Ree? Ty odnios�a� wielkie korzy�ci
dzi�ki...
procesowi selekcyjnemu
- Pomimo mojego nieoczekiwanego w��czenia.
- Par� przypadkowych os�b zawsze przeci�nie si� przez oka sieci, bez wzgl�du na
to,
jak bardzo jeste�my staranni - powiedzia�a Antona s�odziutko, z b�yskiem w oku.
- Nie denerwuj si�, Antono. Nie jest to temat, kt�ry omawia�abym z kimkolwiek
innym.
- Szczeg�lnie z Lanzeckim.
- Nie s�dz�, bym mia�a tak� mo�liwo�� - odpar�a Killashandra, zastanawiaj�c si�,
czy
Antona wie o istnieniu ich zwi�zku. A mo�e jej rada, by pami�ta� wszystkie
mi�o�ci i
uczucia, by�a tylko zwyk�ym ostrze�eniem przed zapominaniem do�wiadcze�? Czy po
up�ywie dziesi�cioleci Killashandra b�dzie chcia�a pami�ta�, �e przez kr�tki
czas mia�a
romans z Lanzeckim? - Dorad� mi, Antono, na kt�rym z pobliskich �wiat�w powinnam
sp�dzi� wakacje?
Antona skrzywi�a si�.
- R�wnie dobrze mog�aby� wybra� nazw� na o�lep, tak niewielkie s� mi�dzy nimi
r�nice. Ich jedyn� zalet� stanowi to, �e z racji swojego oddalenia od
Ballybranu pozwol�
odpocz�� twoim nerwom.
Dok�adnie w tym samym momencie rozleg� si� radosny glos.
- Killa! Antona! Jak to dobrze zobaczy� kogo� znajomego! - zawo�a� Rimbol,
wy�aniaj�c si� z ciemno�ci. U�miechn�� si� rado�nie na widok dzbanka z piwem. -
Czy mog�
si� przysi���?
- Ale� oczywi�cie - odpar�a Antona z wdzi�kiem.
- Co ci si� sta�o? - zapyta�a Killashandra. Policzek i czo�o Rimbola pokryte
by�y siatk�
�wie�ych blizn.
- Sanie potr�ci�y przegrod� i trzasn�y dziobem w pod�og� hangaru.
- Doprawdy?
- Nie wiedzia�a�, �e to ja? - Twarz Rimbola wykrzywi� udawany smutek. - Ze
sposobu, w jaki Malaine mnie zbeszta�a, mo�na by pomy�le�, �e tym wypadkiem
narazi�em
na niebezpiecze�stwo p� tuzina �piewak�w.
- Czy sanie dozna�y r�wnie powa�nych obra�e� jak twoja twarz?
Rimbol potrz�sn�� z �alem g�ow�.
- Saniom z�ama� si� dzi�b, a ja si� tylko pokaleczy�em. Naprawa potrwa d�u�ej,
ni�
potrzeba czasu na zagojenie mojej nogi. S�uchaj, Killa, czy s�ysza�a� mo�e o
robocie na
Ofterii?
- Sprawa zniszczonego manua�u? Po czym� takim sta� by ci� by�o na
przeprowadzenie
tylu napraw, ile by� chcia�.
- Och, nie interesuje mnie to - odpar� Rimbol z lekcewa��cym machni�ciem d�oni.
- Dlaczeg� to?
Rimbol poci�gn�� d�ugi �yk piwa.
- C�, z�o�e, kt�re eksploatuj�, by�o jak dot�d bardzo hojne. Ofteria znajduje
si� o
szmat drogi st�d i ostrzegano mnie, �e podczas nieobecno�ci m�g�bym straci�
konieczny do
poszukiwa� rezonans.
- A poniewa� zapami�ta�e�, �e nie wyci�am nic wartego zapakowania...
- Nie. - Rimbol uni�s� d�o� w ge�cie protestu przeciwko suchemu oskar�eniu
Killashandry. - To znaczy tak, wiem, �e nie mia�a� ostatnio szcz�cia...
- Jak s�dzisz, kto wyci�� bia�y kryszta� potrzebny do zast�pienia zniszczonego
manua�u na Ofterii?
- Ty? - Twarz Rimbola poja�nia�a. - A zatem te� nie musisz tam jecha�. - Uni�s�
szklank�. - Kiedy zamierzasz opu�ci� planet�?
- Nie podj�am jeszcze decyzji... - Killashandra dostrzeg�a, �e Antona ko�czy
resztki
swojej potrawy.
- Radz� ci wybra� si� na Maxima w systemie Barderi - powiedzia� z entuzjazmem
Rimbol, pochylaj�c si� nad sto�em. - S�ysza�em, �e to co� naprawd� wyj�tkowego.
Pojad� tam
kiedy�, ale i tak chcia�bym wiedzie�, co o nim my�lisz. Nie wierz� raportom
nawet w
po�owie. Do ciebie mam zaufanie.
- Zapami�tam to - mrukn�a Killashandra, spogl�daj�c z ukosa na Anton�. Potem,
zauwa�ywszy spojrzenie Rimbola, zapyta�a g�adko: - Co ci��e� ostatnio?
- Zielone - odpar� Rimbol ze spor� satysfakcj�. Skrzy�owa� palce. - Je�li tylko
gigawichry nie wyrz�dz� wi�kszych szk�d, a jest na to szansa, gdy� �y�a znajduje
si� w
os�oni�tym miejscu, by� mo�e spotkamy si� na Maximie. Widzisz... - i zacz��
szczeg�owo
przedstawia� swoje plany.
Gdy Rimbol perorowa� z w�a�ciw� sobie swad�, Killashandra zastanawia�a si�, czy
kryszta� st�pi dobry humor Scarty�czyka, a tak�e jego pami��. Czy Antona udzieli
Rimbolowi tej samej rady? Z pewno�ci� ka�dy z nowo pozyskanych �piewak�w
kryszta�u
mia� jak�� unikaln� zdolno��, kt�r� nale�a�o piel�gnowa� i chroni� przez ca�e
�ycie. Ilu
ostrzeg�a Antona podczas swojej wieloletniej pracy w Cechu i ilu jej ostrze�enie
pu�ci�o
mimo uszu?
- ...I tak wr�ci�em z czterdziestoma zielonymi - zako�czy� Rimbol lekko
che�pliwym
tonem.
- Doskona�a robota! - zawo�a�a Killashandra z nale�nym entuzjazmem. - Nie mia�e�
problem�w z uwolnieniem kryszta��w?
- Z pocz�tku mia�em - przyzna� Rimbol szczerze. - Ale potem przypomnia�em sobie,
co powiedzia�a�, Killa, o tym, �eby pakowa� zaraz po ci�ciu. N