5209

Szczegóły
Tytuł 5209
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5209 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5209 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5209 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SIERGIEJ �UKIANIENKO s�uga S�udzy, b�d�cie poddani z wszelk� boja�ni� panom, nie tylko dobrym i �agodnym, ale i przykrym. Albowiem to jest rzecz mi�a Bogu. PIERWSZY LIST �W. PIOTRA APOSTO�A Ja, Ejlar Waas, m�wi�, stoj�c na swojej ziemi. A to znaczy, �e ka�de moje s�owo jest prawd�. Moje niebo nad g�ow�, m�j piasek pod nogami, moi s�udzy na murach zamku. Przyszli�cie bez pozwolenia i wasi s�udzy trzymaj� w r�kach stal. Nie musz� odpowiada� na pytania - tobie, Krij Guusie, przyjacielu ojca, ani tobie, Randzie Waat, m�odszy bracie ojca, i m�j wujku. Tym, kt�rzy id� za wami, z d�ugimi jak u niewolnik�w imionami i pustymi jak ich zamki chor�gwiami, nie powiedzia�abym ani s�owa. Ale ty, Krij, wyci�gn��e� mnie z �ona matki, przyjmuj�c na siebie wyb�r �ycia i �mierci. A ty, Rand, walczy�e� rami� w rami� z moim ojcem na Z�otych Wydmach i w Mie�cie Martwych. Wiecie, �e by� dobrym panem, a ja przyk�adn� c�rk�. I je�li ojciec le�y w grobowcu, zabity moj� r�k�, tylko wam dane jest pozna� prawd�. M�j ojciec pope�ni� b��d i cie� jego b��du pad� na ca�y r�d. A wszystko zacz�o si� pi�� dni temu, gdy wraca�am do zamku z wiosennego polowania. Ko�skie kopyta mi�kko st�pa�y po w�skiej gliniastej �cie�ce - jedynej, kt�ra wiod�a z P�nocnych G�r do zamku Waas. Ejlar, c�rka pana pod�ug krwi i prawa, drzema�a, �ciskaj�c wodze uwite z ko�skiej grzywy. Czeldar, zimny wiatr p�nocy, ch�osta� jej p�obna�one cia�o. Biegn�cy przodem niewolnicy byli ubrani w ciep�e futrzane p�aszcze, pod kt�rymi ledwo mo�na by�o si� domy�li� napi�tych kusz. Ejlar spojrza�a na nich z pogard�, na chwil� budz�c si� z drzemki. Niewolnik mo�e czu� zimno i b�l, mo�e by� s�aby. Jest niewolnikiem. G�aaman, maj�cy prawo pyta�, dogna� konia Ejlar przed ostatnim zakr�tem. Ci�ko oddycha� i rytualne pok�ony w �aden spos�b nie zgadza�y si� z rytmem ruchu. Ejlar przytrzyma�a konia. - Ejlar Waas, c�rko pana pod�ug krwi i prawa� - zacz�� G�aaman. Lekkim skinieniem Ejlar pozwoli�a mu odrzuci� reszt� tytu�u. - Ummilis, s�ysz�cy to, co nies�yszalne, pozna� g�os Randa Waasa, naszego pana. On prosi ci�, by� si� pospieszy�a, Ejlar Waas. Ma dla ciebie wielk� nowin�. G�aaman zamilk� i tylko jego spojrzenie - m�ode, otwarcie �apczywe, dalej �lizga�o si� po ciele Ejlar. Nie zwr�ci�a na to uwagi. Niewolnik mo�e po��da� swoj� pani�. Mo�e j� nawet kocha�. To nie ma znaczenia. - Co jeszcze powiedzia� Ummilis? - Nic, Ejlar. S�owa pana nie by�y przeznaczone dla naszych uszu. On czeka na ciebie i prosi, by� si� pospieszy�a. Ejlar obrzuci�a wzrokiem czekaj�cy j� podjazd. Pi�� mil wzd�u� iglastego lasu, zamieszkanego przez nocne potwory. S�o�ce ju� zachodzi�o, ju� tylko brze�ek pomara�czowego dysku widnia� pomi�dzy szczytami. Trzeba rozbi� ob�z - stra�nicy w zewn�trznym kr�gu, chorzy i ranni w wewn�trznym, Ejlar, trofea, niewolnicy z prawem g�osu - w centrum. Tak si� nale�a�o. - G�aaman! Powiedz stra�nikom, �e p�jd� tak szybko, jak chodz� najszybsi spo�r�d nich. Powiedz im, �eby zabijali potwory na �cie�ce. Powiedz s�abym, �e oni p�jd� za nami - ich ochron� b�dzie �wi�tynia. - Co zrobi� z trofeum, Ejlar? Dziewczyna obejrza�a si�. Siedmiometrowe, l�ni�ce cia�o b�otnego w�a nie�li bezimienni niewolnicy. Ju� i tak zostali w tyle na trzy setki krok�w i nie mogli i�� szybciej. - Niech znajd� rozpadlin�, w kt�rej b�dzie mo�na schowa� w�a. Niech ob�o�� go kamieniami i pilnuj� do rana. B�dzie z nimi �wi�tynia. Powiedz im, �e dostan� imiona. Ejlar uderzy�a kolczast� bransolet� konia tam, gdzie do�wiadczeni niewolnicy usun�li zbroj� z �usek. Ko� poszed� k�usem i kusznicy przyspieszyli kroku. Jeden z nich, rozchyliwszy p�aszcz, wystrzeli� w kierunku lasu. Ciemny bezkszta�tny k��bek spad� z ga��zi i potoczy� si� po drodze, wyrzucaj�c wok� bezradne sieci macek. Ejlar znowu pop�dzi�a konia. Zbli�a�a si� noc. Zamek Waas wygl�da� raczej na cz�� ska�y ni� na ludzkie siedlisko. Zbudowano go wiele wiek�w temu i w �a�cuchu dni zatar�o si� wszystko: imi� budowniczego, je�li je mia�, imi� pierwszego gospodarza, je�li nie nale�a� do rodu Waas. Zwodzony most powoli opuszcza� si� nad g��bok� fos�, wype�nion� czarn�, g�st�, ciamkaj�c� ciecz�. Ejlar zeskoczy�a z konia, rzuci�a wodze koniuchom, kt�rzy podbiegli. Odwr�ci�a si�, ogl�daj�c resztki oddzia�u: Honuusk, dow�dca stra�y, G�aaman, Ummilis i kilkunastu innych, kt�rych imiona nie mia�y znaczenia. - Ciep�ej wody i mydlanego soku - zaordynowa�a w przestrze�. - Szybciej! Nie mog� i�� do ojca w takim stanie. Kt�ra� z dziewcz�t s�u�ebnych pomog�a jej zdj�� my�liwski pas i kusznicz� ta�m�. Druga, jeszcze bardzo m�odziutka, pospiesznie rozsznurowywa�a wysokie sk�rzane buty. G�aaman, kt�remu m�odszy brat przyni�s� czysty p�aszcz, rzuci� go na kamienne p�yty wewn�trznego podw�rca zamku. Ejlar sta�a na szorstkim we�nianym p�aszczu, cierpliwie czekaj�c, a� s�u��ce natr� j� pieni�cym si� sokiem i obmyj� ciep�� wod�. Po czym, skin�wszy G�aamanowi na znak, �e jego us�uga zosta�a zauwa�ona, za�o�y�a cienk� tunik� i posz�a w stron� drzwi wiod�cych do ojcowskiej wie�y. Honuusk, w wymazanej r�nokolorow� krwi� zbroi, szed� za ni�, jakby istnia�o na �wiecie niebezpiecze�stwo, kt�re mog�oby zagra�a� Ejlar Waas w jej w�asnym zamku. Stra�nik przy drzwiach odsun�� si� na bok, robi�c przej�cie. Ejlar poci�gn�a na siebie ci�kie drzwi z kamiennego drzewa i zatrzyma�a si�. W wie�y pachnia�o obcym wiatrem. Gin�� tu lodowaty dech Czeldara, ledwo uchwytn� nut� dolatywa� bagienny zapach zamku Guusa, mo�na by�o si� tylko domy�li� bladego �ladu r�norodno�ci traw Szelda. Spiralne schody sz�y do g�ry, o�wietlone nielicznymi smolnymi pochodniami, ale nawet ich p�omienie drga�y i przygasa�y, czuj�c oddech obcego �wiata. - Honuusk! - rozkaza�a cicho Ejlar, pewna, �e ten nie przegapi ani jednego s�owa. - Je�li do �witu ja albo ojciec nie zejdziemy na d� - zniszczysz wie��. Wszyscy, kt�rzy zechc� p�j�� za nami - po�o�� si� na stos� Zacz�a powoli wchodzi� po stopniach. R�ka co chwila szuka�a kuszy zostawionej przy drzwiach. Strach przeszkadza� my�le�. Ojciec wreszcie znalaz� inny �wiat, kosztuj�cy �ycie dwudziestu niewolnik�w� Schody sko�czy�y si�. Ejlar posta�a chwil� przed ostatnimi drzwiami - szarymi, wielokrotnie stopionymi. Tutaj nie by�o ju� drzewa i stali, przed szale�stwem obcych �wiat�w chroni�o z�oto i o��w. R�d Waas by� wystarczaj�co znamienity i pot�ny, �eby pozwoli� sobie na o��w. Oczekiwanie okaza�o si� gorsze od samego strachu i Ejlar zacz�a pospiesznie zdejmowa� zabezpieczenia. Zasuwy ze stali i o�owiu, z�ote kliny w szczelinach drzwi, zatrut� paj�czyn� wok� klamki� Przekr�ci�a klamk� i drzwi otworzy�y si�. W okr�g�ej sali z �ukowym sklepieniem nie by�o zwyk�ego zestawu przybor�w w�adcy-uczonego. Nie by�o szklanych kolb z m�tnymi cieczami, wydobytymi z cia� m�odych s�ug, nie by�o marmurowych sto��w z tymi cia�ami. Rand Waas by� m�ody i nie martwi� si� o eliksir nie�miertelno�ci. W okr�g�ych oknach o najcie�szych szybach nie by�o sto�k�w rur do patrzenia. Rand Waas nie by� ciekaw, co robi� s�siedzi, i nawet gdy nad g�rami p�yn�y Zwierciadlane Ob�oki, nie wypatrywa� w nich niewyra�nych odbi� cudzych domen. Co za� si� tyczy gwiazd - gor�cych i zimnych - Rand Waas zbyt dobrze zna� bezpo�rednie drogi do nich. Drog� otwiera�a srebrna obr�cz - umocowany na mocnych bursztynowych podstawkach owal, stoj�cy po�rodku sali. W obr�czy p�ywa� t�czowy dymek. W�a�nie st�d p�yn�� lekki wiatr nios�cy zapach obcego �wiata. Ejlar poci�gn�a nosem. Spalenizna, dym� I setki nieznajomych zapach�w, nie zwyczajnie martwych, lecz tak�e nie b�d�cych nigdy �ywymi. Ojca w komnacie nie by�o. Przeszed� przez owal. Ejlar obesz�a obr�cz. To samo: t�czowa mgie�ka, porywy obcego wiatru. Westchn�a i posz�a wzd�u� �cian, ogl�daj�c malownicze freski. Zbyt rzadko bywa�a w wie�y ojca, �eby nie skorzysta� z takiego momentu. Oto pierwszy. Najwyra�niejszy - oszcz�dzi� go p�omie�, kt�ry niegdy� wyrwa� si� ze srebrnego owalu. Zamek Waas, wygl�daj�cy nie tak staro jak teraz. Dw�ch je�d�c�w, dw�ch braci, wyje�d�aj�cych z bramy: Rand Waat i Rand Waas. D�ugi szereg s�ug za nimi. Drugi fresk. Ojciec i Waat walcz� rami� przy ramieniu na Z�otych Wydmach. Szare cienie koczownik�w za�cielaj� ��ty piasek wok�. Trzeci fresk. Bracia w Mie�cie Martwych, w mie�cie, w kt�rym nikt nie �y� i �y� nie b�dzie. Bardzo ma�o s�ug z nimi. Czwarty. Na niego mo�na patrze� ca�ymi godzinami, poniewa� to fresk przedstawiaj�cy �wi�tyni�, a tylko nielicznym dane by�o ogarn�� i przekaza� jej wielko��. �wi�tynia jest ogromna, zajmuje p� nieba. Z�o�ona z czarnych i lustrzanych kwadrat�w kula wisi nad ziemi�, opieraj�c si� na cienkiej kamiennej r�ce. To r�ka Boga, kt�ry ocali� �wiat przed spadni�ciem w wieczny p�omie� Awuk. Pi�ty fresk. Bracia stoj� w sali, kt�ra jest tak ogromna, �e pomie�ci�by si� w niej ca�y zamek Waas. �wi�tynia uzna�a ich za godnych i teraz mo�e spe�ni� ka�d� ich pro�b�. Ejlar u�miechn�a si�. Zna�a pro�b� swojego wuja - czarodziejski mur, kt�ry odgrodzi�by jego zamek od wrog�w. �wi�tynia spe�ni�a obietnic� - i Rand Waat na zawsze pozby� si� l�ku o swoje �ycie. I naznaczono go pi�tnem tch�rza - albowiem pro�ba by�a haniebna. Nie ma lepszej ochrony ni� m�stwo, nie ma lepszej broni ni� waleczno�� Ojciec zrezygnowa� i z ochrony, i z broni. Patrz�c przed siebie - bowiem bracia nie spotkali nikogo w �wi�tyni, a g�os bog�w p�yn�� ze �cian nieludzkiej bia�o�ci - opowiedzia� swoj� histori�. By� starszym w rodzie i wed�ug prawa w�ada� zamkiem. Umia� pos�ugiwa� si� broni� i nikt nie �mia� porwa� jego s�ug czy rzuci� wyzwania rodowi Waas. Nie chcia� przelewa� krwi wolnych, zabieraj�c sobie ich niewolnik�w. Ale zanim umrze, chcia� przyda� chwa�y swojemu rodowi. Poprosi� �wi�tyni� o drzwi, wiod�ce do innych �wiat�w - tam, gdzie jest niebezpiecze�stwo i s�awa, i nowi niewolnicy dla rodu Waas. I �wi�tynia spe�ni�a obietnic�. Da�a ojcu srebrn� obr�cz, kt�ra sta�a si� jego przekle�stwem. Dary bog�w ci�kie s� dla ludzi. Pierwszy zrozumia� to Rand Waat. Czarna chmura - czarodziejski mur - pojawia�a si� na jego ��danie wok� rodowego zamku. I ani jeden wr�g, pieszy czy konny, kusznik czy miotaj�cy ogie�, nie m�g� pokona� czarnego muru. Ale mija�o kilka dni - i w zamku robi�o si� duszno. Wi�d�o listowie na drzewach, trwoga ogarnia�a ludzi. Bojowe psy chodzi�y z wysoko zadartymi g�owami, jakby b�aga�y, �eby podci�� im gard�a i umiera�y. Trzeba by�o zdejmowa� zakl�cie - i walczy� z wrogiem, kt�rego si� nie umniejsza�y ciemno�� i morowe powietrze. Tylko raz czarna zas�ona uratowa�a zamek Waat - gdy chmara jadowitej szara�czy przelatywa�a nad g�rami, Waat ukry� pod czarnym ko�pakiem wszystkich swoich niewolnik�w. Srebrna obr�cz Randa Waasa by�a drzwiami do innych �wiat�w. Przez dwie doby odpoczywa�a wystawiona na s�o�ce, a potem mog�a otworzy� drog� do nieznanych �wiat�w. Tylko �e nikt, opr�cz bog�w kpiarzy, nie wiedzia�, dok�d mo�e zaprowadzi� czarodziejski szlak. Zazwyczaj okazywa�o si�, �e po drugiej stronie jest lodowa droga. Po wej�ciu na ni� ludzie konali w m�kach. Obr�cz z hukiem wysysa�a powietrze z wie�y, a rzeczy, uniesione przez wiatr, ju� nie wraca�y. Niewolnik�w, kt�rzy sprawdzali te drogi, trzeba by�o przywi�zywa� d�ugim sznurem. Czasem za obr�cz� pojawia� si� dziwny pejza�. Mog�y tam p�on�� bia�e albo ��te s�o�ca, po lasach lub stepach chodzi�y nieznane zwierz�ta. Powietrze w takim �wiecie nadawa�o si� do oddychania albo zabija�o, lecz nie od razu. Pewnego razu z obr�czy uderzy� p�omie�, kt�ry przebi� mur wie�y i stopi� o�owiane drzwi. P�omie� zgas� - obr�cz sama zamkn�a ognist� drog�. Ale ani razu Randowi Waasowi nie uda�o si� znale�� �wiata godnego wolnego cz�owieka. Ejlar sta�a za obr�cz�, pr�buj�c odgadn��, czego oczekuje od niej ojciec. Pomocy? Ostro�no�ci? Cierpliwo�ci? Nawet Ummilis nie zdo�a� poj�� my�li ojca, gdy ten przeszed� przez obr�cz� Rozleg�o si� chrypienie. Zupe�nie blisko - tu� za t�czow� mgie�k�� Zas�ona zafalowa�a, op�ywaj�c pot�ne cia�o. Rand Waas, pochylony, przekroczy� obr�cz, nios�c na ramieniu m�odzie�ca w dziwnej odzie�y. Na r�kach ojca by�a krew - nie wiadomo, czy w�asna, czy cudza. Na widok Ejlar wyszczerzy� z�by z zadowolenia i rzuci� m�odzie�ca na pod�og�. - �wiat - powiedzia� ochryple. - �wiat niewolnik�w. - Straci�am po�ow� s�ug, spiesz�c na twoje wezwanie - odpowiedzia�a Ejlar. - Dobrych s�ug. Ojciec w milczeniu odwr�ci� si� do obr�czy. Na srebrze pob�yskiwa�y w malutkich zag��bieniach r�nokolorowe kamienie. - Zapami�taj wz�r - rozkaza� kr�tko. - Bogowie �wi�tyni zakpili ze mnie, ale znalaz�em �wiat, kt�ry b�dzie nasz. Wyj�� umieszczony najwy�ej kamie�, przezroczysty jak g�rski kryszta�, skrz�cy si� jak brylant, �liski jak kulka rt�ci. Migocz�ca mgie�ka pociemnia�a i zgas�a. Teraz przez obr�cz wida� by�o tylko przeciwleg�� �cian�. - Ten �wiat mo�e sta� si� naszym - powiedzia�a Ejlar i z ciekawo�ci� dotkn�a bos� stop� nieruchome cia�o. - Je�li tylko jeszcze nie ma w�adcy. Rand Waas schowa� pod sk�rzanym pancerzem kamie�-klucz. I powiedzia�: - Wydaje mi si� - je�li nie oszala�em - �e to �wiat samych niewolnik�w. B�dziesz musia�a to sprawdzi�, c�rko. Ja, Ejlar Waas, stoj� na ziemi, kt�ra jest moja pod�ug prawa. Jestem c�rk� mojego ojca i jego pomy�ka spada na mnie. Moja r�ka zatrzyma�a jego �ycie, ale kierowa�a ni� wola mego ojca. Albowiem on wiedzia� - nie ma przebaczenia, gdy naruszone zosta�y podstawy porz�dku. Nie mnie je powtarza�, bracie ojca, Randzie Waat i przyjacielu ojca, Krij Guusie. Ale powt�rz� - dla ziemi, kt�r� b�d� w�ada�, dla s�ug, kt�rymi b�d� prawi�, dla stali, kt�r� ponios� w walce. Od stworzenia ziemi - i a� do wyga�ni�cia s�o�ca. Od narodzin cz�owieka i a� po jego pogrzebowy stos. Na p�noc i na po�udnie, na wsch�d i na zach�d. Jedno prawo �ycia dane jest wszystkim. S� wolni i s� niewolnicy, s� panowie i s� s�ugi. Wolny mo�e by� tch�rzem i �ajdakiem. Mo�e by� �a�osny i �mieszny, a twarz jego ohydna. Nie to czyni go panem niewolnik�w. Niewolnik mo�e by� �mia�y i szlachetny. Mo�e by� dumny i waleczny, a twarz jego pi�kna. Nie to czyni go s�ug� wolnych. Prawda jest na zewn�trz, nie wewn�trz. Prawda przychodzi tylko przez drugiego cz�owieka. Nie ma gorszego czynu ni� uczyni� s�ug� panem. Pr�cz jednego - uczyni� wolnego niewolnikiem. M�j ojciec zapomnia� o tej prawdzie - i dlatego stoj� przed wami na swojej ziemi. I moi niewolnicy na murach zamku gotowi s� za mnie umrze�. Ummilis, s�ysz�cy to, co nies�yszalne, przywi�d� m�odzie�ca do Ejlar na trzeci dzie� nauki. Staruszek szed� wolniej ni� zazwyczaj, mimo �e dw�ch bezimiennych podtrzymywa�o go pod r�ce. M�odzieniec szed� za nimi, bez ochrony, ale z ko�nierzem-jaszczurk� na szyi. Rubinowe oczka jaszczurki przez ca�y czas obserwowa�y Ummilisa - mia� prawo wydawania rozkaz�w. Dopiero gdy jaszczurka zobaczy�a Ejlar, przemie�ci�a nieruchome spojrzenie na woln�. - Odda�em mu wszystko, co mia�em - powiedzia� cicho Ummilis. - Rozumie j�zyk, mo�e m�wi� i wie, gdzie jest. Ejlar skin�a g�ow� - nie w�tpi�a w mo�liwo�ci Ummilisa. Ale dobra praca wymaga�a nagrody: - Mo�esz skr�ci� swoje imi�, Ummili. Jeste� zadowolony? Staruszek skin�� g�ow�. Ale s�owa Ejlar niemal nie zrobi�y na nim wra�enia. - Obawiam si�, �e nie uciesz� si� tak, jak powinienem, pani. M�j rozum ga�nie - zbyt du�o odda�� i zbyt du�o wzi��. - Dobrze s�u�y�e� rodowi Waas - odpowiedzia�a �agodnie Ejlar. - Mo�esz spokojnie umrze�, starcze. Ummili skin�� g�ow�. - A teraz odpowiedz mi na ostatnie pytanie, Ummili. Kim jest jego pan? - Nie wiem. Ejlar spos�pnia�a. - Jest a� tak g�upi? Warto by�o po�wi�ci� mu trzy doby? - Pani� - w g�osie Ummili miesza� si� szacunek i strach. - Podlega� wielu ludziom w swoim �wiecie. Bardzo wielu. Ale nie uwa�a si� za niewolnika. Ejlar drgn�a. Popatrzy�a na m�odzie�ca - ten by� nieruchomy, tylko czasem zerka� na jaszczurk�, gotow� w ka�dej chwili rozszarpa� mu gard�o. - Chcesz powiedzie� - g�os Ejlar drgn�� - �e jest wolny? - Nie, pani. Podlega� wielu. Nie mia� s�ug. Ale uwa�a si� za wolnego cz�owieka. Przez chwil� Ejlar zastanawia�a si�. Potem kiwn�a g�ow� - i jaszczurka-ko�nierz przeskoczy�a na szyj� Ummili. M�odzieniec potar� pozostawion� przez ni� krwaw� szram�. - Dobrze s�u�y�e�, Ummili - powiedzia�a �agodnie dziewczyna. - Po�egnaj si� z przyjaci�mi. Wiesz, co m�wi�, a czego nie. Potem rozka� jaszczurce wykona� to, co do niej nale�y. Staruszek sk�oni� si�. - Chod�my - Ejlar skin�a na m�odzie�ca. - Pospacerujemy po sadzie� i porozmawiamy. Ja, Ejlar Waas, przysi�gam i przysi�ga moja jest szczera, bowiem stoj� na swojej ziemi. Nie by�o we mnie wiary w obcego. On by� niewolnikiem - bo podda� si� ojcu �ywy. By� niewolnikiem - bo poddawa� si� dziwnym prawom nieznanych mu ludzi. By� niewolnikiem - przecie� nikt nie s�ucha� jego rozkaz�w. Ale pami�ta�am o podstawach porz�dku - i przebudzi� si� we mnie strach. Ojciec nie m�g� si� pomyli� - a wi�c ja powinnam zdemaskowa� niewolnika. A potem� Dla niewolnika, ukrywaj�cego swoj� istot�, jest wiele rodzaj�w �mierci. Tylko jednego nie ma w�r�d nich - szybkiego. Nienawidzi�am obcego - i przysi�g�am sobie wyjawi� jego istot� jeszcze przed zachodem s�o�ca. Ja, Ejlar, tak my�la�am. Sad zamku Waas� Niewielu wolnych widzia�o jego pi�kno, a co si� tyczy niewolnik�w - jak� warto�� ma ich zdanie? Niewolnik mo�e oceni� pi�kno, mo�e je stworzy�, mo�e sta� si� jego cz�ci�. Ale tylko wolny zdolny jest zobaczy� pi�kno takim, jakim jest ono naprawd�. Ejlar Waas i obcy z innego �wiata szli po przezroczystych dr�kach z kamiennej wody, ciep�ej i mi�kkiej w dotyku. Min�li polan� p�on�cych kwiat�w, wybuchaj�cych r�nobarwnym b�yskiem, gdy siada�y na nich ogniste pszczo�y. Zatrzymali si� na drewnianym mostku, przerzuconym przez Liliowy strumie� - i d�ugo tam stali, wdychaj�c s�odki aromat, rodz�cy w duszy rado�� i dotkliwy niepok�j o przysz�o��. Weszli na Muzykalne Wzg�rze i czarno-bia�e kamienie pod ich nogami wydzwania�y smutn� melodi�, kt�ra rodzi�a si� tylko raz i nie mog�a si� powt�rzy�. I tam, na szczycie wzg�rza, usiedli na szmaragdowej trawie, kt�ra b�yskawicznie splot�a si� w mi�kkie, ozdobione bia�ymi kwiatami fotele. - Jak ci� zwa�? - zapyta�a Ejlar, mimo �e zna�a odpowied�. - Aleksander. - To imi� niewolnika - odpowiedzia�a Ejlar. I poczu�a uraz�, �e sprawdzenie okaza�o si� tak proste. - Niewolnicy nie maj� imion w og�le, tak mi m�wiono. - Imion nie maj� ni�si niewolnicy, nie ma takiej potrzeby. Ci, kt�rzy mog� by� przydatni cho�by w najmniejszy spos�b, nosz� imiona - zbyt d�ugie dla wolnego cz�owieka. - W naszych �wiatach rz�dz� r�ne prawa. Zreszt� czasem nazywaj� mnie inaczej - Sasza. - Nie chcesz przyzna� tego, co oczywiste, niewolniku - odpowiedzia�a Ejlar. - Powiedz, przecie� w swoim �wiecie podlega�e� innym? - Tak, ale tylko tym, kt�rym zgodzi�em si� podlega�. Nikt z nich nie nazwa�by mnie niewolnikiem. I w ka�dej chwili mog�em zaj�� wy�sz� pozycj� ni� oni i zacz�� wydawa� rozkazy. Popatrzy� na Ejlar i w jego oczach wi�cej by�o ciekawo�ci ni� strachu. - Gdy m�j ojciec zabra� ci� z twojego �wiata, nie pr�bowa�e� si� przeciwstawia�. To post�pek niewolnika. - To czyn m�drego cz�owieka. Tw�j ojciec by� silniejszy ode mnie, wyszed� z powietrza, jakby nie istnia� dla niego problem odleg�o�ci. Nie zna�em granic jego si�y, nie chcia�em ryzykowa�. Poza tym interesowa�o mnie, co si� dzieje. Ejlar drgn�a - tak m�g� odpowiedzie� r�wnie� cz�owiek wolny. Ale przecie� przed ni� siedzia� niewolnik! - Chcesz powiedzie�, �e w twoim �wiecie ludzie s� jednocze�nie niewolnikami i wolnymi? - zapyta�a. - To niemo�liwe. Aleksander skin�� g�ow�. - Nie mo�na nie by� troch� zniewolonym. My o tym wiemy. - Je�li nie mo�ecie by� wolni, staniecie si� niewolnikami. M�j ojciec zawojuje wasz �wiat. Aleksander u�miechn�� si�. - To b�dzie raczej trudno zrobi�. Nie znasz pot�gi naszego �wiata. Jego z�ej si�y� Ejlar nie odpowiedzia�a. Pami�ta�a obrazy, pokazane jej przez m�zg Ummilisa, kt�ry wykrad� je z pami�ci obcego. Stalowe maszyny, pe�zn�ce po ziemi i pluj�ce ogniem. Stalowe ptaki, lec�ce ponad ob�okami i zalewaj�ce ziemi� trucizn�. Stalowe statki, nios�ce oddzia�y wyszkolonych niewolnik�w. Ale Aleksander r�wnie� nie zna� si�y jej �wiata. Nie wiedzia�, co kryje si� za pi�knem sad�w i kamiennymi drzwiami podziemi. Czarne motyle, tak male�kie, �e trudno je zobaczy�, sk�adaj�ce na stali tysi�ce �ar�ocznych larw. Po tygodniu spad�yby na ziemi� stalowe ptaki, uton�yby, obracaj�c si� w truch�o, stalowe statki, rozwali�yby si� pancerne maszyny-czo�gi. A potem przysz�aby kolej na ptaki-gornof, ohydne nocne stworzenia, napadaj�ce tylko na kobiety i dzieci, pluj�ce w oczy i wypalaj�ce m�zgi trucizn�. A potem niewolnicy bez imion po�kn�liby �liskie r�nokolorowe larwy sabira i poszli w b�j z pozosta�ymi wrogami. I z ka�dego zabitego, rozr�banego cia�a niewolnika wyr�s�by nowy wojownik, p�cz�owiek-p�sabir, wampir, pragn�cy tylko jednego - zabija� i wk�ada� w cia�o �liskie larwy. Ejlar spojrza�a na obcego. I poczu�a co� w rodzaju �alu. Niewolnika mo�na �a�owa� - od tego nie stanie si� on wolny. - Opowiedz mi o swoim �wiecie - rozkaza�a. - Nie to, co m�wi�e� Ummilisowi - o w�adcach-s�ugach i o wolnych niewolnikach. M�w o sobie: o tym, jak �y�e� i czego chcia�e�. M�w prawd� - wyczuj� k�amstwo. I obcy z d�ugim imieniem niewolnika zacz�� opowiada�. Ja, Ejlar Waas, stoj� przed wami - lud�mi wolnymi, r�wnymi mnie. I m�wi� o tym, o czym nie chcia�abym opowiada�. Ale jest prawo i ono wymaga odpowiedzi. Wolnego mo�na zabi� - i on umrze wolny. Zab�jca mo�e zosta� ukarany, a mo�e zosta� u�askawiony, bez wzgl�du na to, czy jest s�ug�, czy panem. Ale wolnego nie mo�na uczyni� niewolnikiem. I winny musi umrze� - bez wzgl�du na to, czy jest s�ug�, czy panem. I od stworzenia ziemi ludzie patrzyli na siebie, pr�buj�c poj��, kto jest wolny, a kto jest niewolnikiem. By�o tak a� do czasu, gdy przysz�a prawda. Prawda nie nale�y do cz�owieka - widz� j� tylko inni ludzie. Prawda znajduje tego, kto mo�e j� zobaczy�. To ona zmusi�a mnie do rozmowy z obcym, nosz�cym imi� niewolnika. Rozmawiali�my do wieczora, gdy nad g�rami pop�yn�y zwierciadlane ob�oki, i do p�nocy, gdy gwiazdy, kt�rych nie zna�, zap�on�y nad nami, i do rana, gdy pomara�czowy �wit obudzi� ptaki w sadzie. Zrozumia�am, co si� sta�o. Wiedzia�am, co powinnam zrobi�. Ale strach przed pomy�k� targa� mn� i zapyta�am go� Sizer, ciep�y wiatr poranka, ko�ysa� kwiatami w sadzie zamku Waas. Ejlar trzyma�a r�k� na pasie-�mii, gotowej o�y� i zabi� wroga. - Aleksandrze, m�wi�e� o dziewczynie, kt�r� kochasz. Ale ona jest daleko. Powiedz, czy m�g�by� zosta� ze mn�? By� wolnym cz�owiekiem, nie niewolnikiem. W�ada� razem ze mn�. M�g�by� mnie pokocha�? Obcy drgn��, nie spodziewa� si� takiego pytania. Popatrzy� na Ejlar w pomara�czowym �wietle poranka - �wietle jasno�ci i �ycia. I odpowiedzia�: - Nie mog� zosta�. Jestem kochany i czekaj� na mnie. Rozumiesz? Ejlar jeszcze mocniej zacisn�a d�o� na pasie (�mija drgn�a, budz�c si� z wieloletniego snu). - S�dzisz, �e nie jestem godna twojej mi�o�ci? I wtedy Aleksander krzykn��, jakby ba� si�, �e nie zdo�a powiedzie� tych s��w cicho: - Zrozum�e wreszcie! Boj� si� pokocha� ci�! Boj� si� zosta� w twoim �wiecie, nawet jako wolny cz�owiek, nawet jako kr�l! Jest �wiat, w kt�rym czekaj� na mnie i mnie kochaj�! Nie r�b ze mnie niewolnika swojej mi�o�ci! - Jestem �adna? - Ejlar nie dawa�a za wygran�. - Tak� - I m�g�by� mnie pokocha�? - Tak - odpowiedzia� obcy i odwr�ci� si�. Ejlar wsta�a z trawiastego krzes�a i rzuci�a pasek-�mij� w Liliowy strumie�, kt�ry �ar�ocznie po�kn�� zdobycz. Potem popatrzy�a uwa�nie na obcego. - Ty te� jeste� �adny� I ja bym mog�a� Chod�my. Ja, Ejlar Waas, stoj� na swojej ziemi, a wi�c moje s�owa s� prawd�. Zrozumia�am, �e m�j ojciec pomyli� si� i przysz�o�� ju� nie mog�a by� inna. Zaprowadzi�am obcego o imieniu niewolnika do wie�y ojca i zostawi�am obok srebrnej obr�czy, zimnej i martwej. Potem posz�am podziemnym przej�ciem do sypialni ojca. Czeka� na mnie - mo�liwe, �e Ummilis uprzedzi� go przed �mierci�, czasem widzia� przysz�o�� A mo�e ojciec zrozumia� sam. Siedzia� na ��ku, w kt�rego k�cie kulili si� ch�opiec i dziewczynka, kt�rzy ogrzewali go tej nocy. Miecz rodu Waas by� w r�kach ojca. Przestraszy�am si�. Ale prawda by�a ze mn�. Podesz�am do ojcowskiego �o�a i ukl�k�am przed nim. - Ojcze, pomyli�e� si� - powiedzia�am, czuj�c, jak d�awi mnie smutek. - Wybacz, �e poj�am tw�j b��d. Rand Waas uj�� miecz za ostrze i krew pociek�a z jego palc�w. Nikt nie o�mieli�by si� wzi�� miecza wielkich Mistrz�w za ostrze� - Jeste� pewna, c�rko? - zapyta�, podaj�c mi miecz. - Wierzysz sobie i swoim uczuciom? Przypomnia�am sobie, jak obcy le�a� na pod�odze wie�y pod migotaniem srebrnej obr�czy. Przypomnia�am sobie, jak chodzi� po pa�acu razem z Ummilisem, gdy uczy� si� naszego j�zyka - jego oczy by�y jasne jak oczy dziecka, a sk�ra poszarza�a jak sk�ra starca. Przypomnia�am sobie, jak rozciera� r�k� �lad po jaszczurce- ko�nierzu� I jak odprowadza� wzrokiem Ummilisa. Znowu przesz�am si� razem z nim po ciep�ych �cie�kach parku i do woli naoddycha�am si� liliow� mg��. I s�ucha�am opowie�ci o jego �yciu, gdzie wszystko by�o na swoim miejscu - narodziny i mi�o��, dojrza�o�� i �mier�. To jeszcze o niczym nie �wiadczy�o; niewolnik rodzi si� w takich samych b�lach i �yje tymi samymi cierpieniami i rado�ciami, co cz�owiek wolny. Ale potem przypomnia�am sobie jego u�miech i ciemne oczy, kt�re patrzy�y na mnie nieprzerwanie w ciszy nocnego sadu. I lekki dotyk r�k - ciep�y, �ywy, kt�ry nie umia� wyda� si� przypadkowym. - Tak, ojcze - odpowiedzia�am. - Jestem pewna. Zrobi�e� niewolnika z cz�owieka wolnego. R�koje�� miecza leg�a w moich r�kach. Ojciec skin�� g�ow� i powiedzia�: - Uderz. Uderzy�am ojca - lekko, leciutko, zaledwie wskazuj�c drog� uchodz�cemu �yciu. On jednak uj�� r�koje�� i, wyrywaj�c miecz z moich r�k, wbi� go do ko�ca. - Niechaj moja pomy�ka umrze razem ze mn� - wychrypia�. - Niechaj nie padnie na r�d Waas� Krwawa piana chlusn�a z jego ust - znak, �e �wi�tynia us�ysza�a i spe�ni�a jego ostatni� wol�. Przywo�a�am ch�opca i zabi�am go nad trupem ojca - przyda mu si� pi�kny i silny towarzysz na drodze �mierci. Dziewczynce kaza�am przyj�� do mnie za miesi�c. By�a jeszcze dzieckiem, ale wszystko si� mo�e zdarzy� i w jej ciele kry� si� mog�o nowe �ycie, pokrewne mi. W p�aszczu ojca odszuka�am kamie�-klucz i wesz�am na wie��. Aleksander czeka� przy srebrnej obr�czy. Kwiecisty wz�r kamieni by� z�o�ony tak jak poprzednio. Gdy w�o�y�am kamie�, t�czowy dymek za�mi� obr�cz. - Odejd�! - powiedzia�am. - Odejd� na zawsze - jak najszybciej! Bo inaczej zmusz� ci�, �eby� zosta�! Podszed� do mnie i dotkn�� swoimi ustami moich ust. Powiedzia� i us�ysza�am w jego g�osie prawdziwy smutek: - �egnaj, Ejlar. Jeszcze po�a�uj� tego, �e odchodz�. Ale czekaj� na mnie. Wszed� w t�czow� mgie�k�, odwr�ci� si� i krzykn��: - �egnaj! Niemal zakocha�em si� w tobie, Ejlar z rodu Waas! - �egnaj! - nazwa�am go imieniem wolnego cz�owieka: - Sasza� Gdy w srebrnej obr�czy zgas�y ostatnie cienie, podnios�am miecz i przemieni�am podarunek bog�w w pogi�te srebrne pasy, przysypane kawa�kami r�nokolorowych kamieni. Potem wysz�am na balkon g��wnej wie�y i kaza�am stra�nikom zebra� wszystkie s�ugi. Gdy milcz�cy t�um zebra� si� na ma�ym kwadratowym podw�rcu, powiedzia�am im, �e Rand Waas pomyli� si�. Powiedzia�am, �e idzie ju� drog� �mierci i ci, kt�rzy chc�, mog� si� do niego przy��czy�. Kilka kobiet i dw�ch stra�nik�w wyst�pi�o i przebi�o si� mieczami. I tylko G�aaman, maj�cy prawo pyta�, wykorzysta� je nie w por�. Krzykn��: - Pani! Obcy nie by� wolny, by� takim samym niewolnikiem, jak i my! Pan Rand Waas umar� na pr�no� Skin�am Honuuskowi i dow�dca stra�y podrzuci� kusz�. G�aaman upad� ze strza�� w piersi, a ja poprosi�am bog�w, �eby m�g� dogoni� ojca na drodze �mierci. Tacy niewolnicy czasem bywaj� przydatni. Tak zacz�� si� wczorajszy dzie�, r�wni mnie Krij Guusie i Randzie Waat. Jak min��, tego nie musicie wiedzie�. Zrobi�am dla ojca wszystko, co mog�am, by jego droga �mierci nie by�a trudna. A dzisiejszy dzie� zacz�� mi si� smutno - albowiem dowiedzia�am si�, �e idziecie do mojego zamku z oddzia�ami niewolnik�w. Ale uznaj� wasze prawo zadawania pyta� i dam wam wiedz� odpowiedzi. M�j ojciec pomyli� si�, uznaj�c obcego z innego �wiata za niewolnika. Nosi� imi� niewolnika i nie zawsze post�powa�, jak godzi si� wolnemu cz�owiekowi. Ale nie to jest wa�ne. Prawda jest na zewn�trz, a nie wewn�trz, i przychodzi tylko przez innego cz�owieka. Siedzia�am razem z obcym pod �wiat�em nieznanych mu gwiazd, s�ucha�am jego opowie�ci, czu�am jego oddech. Pokocha�am go, a wi�c m�j ojciec pomyli� si�. Bowiem niewolnika nie mo�na pokocha�. Mo�na go szanowa� b�d� lubi�, nienawidzi� lub ba� si�. Mo�na zaw�adn�� jego cia�em - albo odda� mu swoje. Ale tylko wolnego cz�owieka mo�na kocha�. Od stworzenia �wiata i do wyga�ni�cia s�o�ca.