5192

Szczegóły
Tytuł 5192
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5192 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5192 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5192 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

H.P. Lovecraft Dagon Strach! Na og� ludzie woleliby w og�le si� z nim nie styka�, podobnie jak z b�lem czy rozpacz�. Jednak�e czasem okoliczno�ci, warunki w jakich cz�owiek �yje, nawarstwiaj�ce si� problemy, czy wreszcie stres, wymagaj� niejakiego odreagowania, w pewnym sensie prze�ycia namiastki tych uczu�. Nazywa si� to katharsis - roz�adowanie napi�cia pod wp�ywem... sztuki. Bywa, �e pewnym kryterium oceny takiej sztuki jest to w jakim stopniu potrafi ona wzruszy� czy przerazi�. Mo�e to znamienne, ale obecnie, w zalewie informacji o najr�niejszych okrucie�stwach - o to drugie -jest, jak si� wydaje, trudniej. Strach! S� jednak tw�rcy, kt�rzy wywo�uj� go do dzi�, a jednym z nich jest pisarz sprzed p� wieku: Howard Phillips Lovecraft. Nie s�dz�, �eby jego tw�rczo�� by�a ponadczasowa, ale na pewno d�ugowieczna. Potrafi on styka� czytelnik�w z niezwyk�ymi, mrocznymi mocami czy te� potworami; robi to stopniowo, w spos�b subtelny. Napi�cie narasta w miar� odkrywania okre�lonych aspekt�w jestestwa owych mrocznych pot�g... Wa�ne, �e t�em dla jego utwor�w jest pewna mitologia. Mitologia CthuIhu. Nie nada� jej mo�e wyra�nych kszta�t�w, nie przeprowadzi� genezy, nie opisa� powstania wszech�wiata ani walki o niego, nie uczyni� tego co w wielu mitologiach jest podstaw�, fundamentem. Prawd� jest, �e owa mitologia nie zawsze trzyma si� kupy, ale przecie� nie tworzy� jej setki lat, nie mia� mo�liwo�ci korygowania jej pod wp�ywem ca�ych pokole� innych ludzi. Tak, na przyk�ad, by�o z mitologi� greck�, tworzon� wieki, notabene przez bardzo wiele os�b, niemal�e z r�nych epok. Mimo tego �wiat, kt�ry wykreowa� jest, na sw�j spos�b, fascynuj�cy. Jest to �wiat mroczny, tajemniczy i w zasadzie niesko�czony. �wiat mi�dzy innymi, a mo�e przede wszystkim. Bog�w. W mitologii Cthulhu nie ma wyra�nie zarysowanej hierarchii, cho� wiadomo, �e najwa�niejsi s� Bogowie Zewn�trzni, w szczeg�lno�ci Azathoth - ich w�adca, zwany Besti� Nuklearnego Chaosu. Istnieje on od pocz�tku wszech�wiata, �yje poza normaln� czasoprzestrzeni� w samym Centrum Niesko�czono�ci. Tam jego amorficzne cia�o wije si� bezustannie, w otoczeniu innych Bog�w, w rytm d�wi�ku wydobywaj�cego si� z niesamowitego fletu. Azathoth jest pot�ny, aczkolwiek �lepy i g�upi, przez to nieobliczalny. Cz�owiek o zdrowych zmys�ach nie b�dzie si� stara� nawet wym�wi� jego imienia, a co dopiero przywo�a�. Zdarza si� jednak niekt�rym zrobi� to przez przypadek, w rezultacie, nie�wiadomie, powoduj� nieszcz�cie i groz�. Innym, prawie r�wnie pot�nym Bogiem Zewn�trznym jest Yog-Sothoth. Jego pot�ga nie polega na sile, w dos�ownym tego s�owa znaczeniu, ale na wiedzy i co za tym idzie - w�adzy. Yog-Sothoth czyli Jedno�� we Wszechrzeczy i Wszechrzecz w Jedno�ci w�a�ciwie egzystuje na wszystkich p�aszczyznach, jest zawsze i wsz�dzie, przebywa pomi�dzy wymiarami, dysponuje wiedz� o przesz�o�ci, tera�niejszo�ci i przysz�o�ci, wie co by�o, co jest i co b�dzie. Przede wszystkim za� jest Bram� i Kluczem. Zdarza si�, �e do nas dociera poprzez rytua�y i zakl�cia. Trzecim wa�nym Bogiem jest kapry�ny Nyarlathotep, w pewnym sensie prawa r�ka Azathotha. Jest on Wielkim Pos�a�cem i dusz� wszystkich Bog�w, a zarazem jedynym z tych trzech, kt�rego mo�na spotka� w ludzkiej postaci. Nyarlathotep, jak gdyby, lubuje si� w szpiegowaniu.Jest straszny i gro�ny; w sumie kontakt z nim ko�czy si� na og� dla cz�owieka �mierci� b�d� czym� jeszcze gorszym... Oczywi�cie nie wszyscy Bogowie Zewn�trzni �yj� ze sob� w zgodzie. Dla przyk�adu Nodens - Pan Wielkiej Otch�ani, wyst�puj�cy cz�sto pod postaci� starca, pomaga ludziom �ciganym przez Nyarlathotepa czy te� przedstawicieli Wielkich Przedwiecznych. Nodens, widywany na rydwanie utworzonym z ogromnej, morskiej muszli, znany jest z tego �e nie atakuje nigdy fizycznie swoich wrog�w i dla ludzi jest niemal "przyjacielski". R�wnie� w miar� neutralnymi Bogami Zewn�trznymi s�: Bast - Bogini Kot�w, uosobienie sympatii, zami�owania Lovecrafta do tych zwierzaczk�w, kt�re, swoj� drog�, by�o niemal tak wielkie jak Thomasa Eliota (ten to na pewno mia�, w tym wzgl�dzie, bzika), oraz Hypnos - Pan Sn�w. Mypnos ukazuje si� jako m�ody, przystojny m�czyzna o kr�conych w�osach i u�miechni�tym obliczu. W rzeczywisto�ci jednak jego wygl�d jest przera�aj�cy, jak "najgorsza ze zm�r nocnych". Jego natura zwi�zana jest ze snem; z granic� pomi�dzy �wiatem Przebudzenia, a Krain� Sn�w. Ci, kt�rzy �ni�, podr�uj� w�a�nie przez jego dominium. U Lovecrafta Bogowie s� podzieleni w�a�ciwie na dwie grupy: Bog�w Zewn�trznych, o kt�rych wspomnia�em wy�ej i Wielkich Przedwiecznych, takich jak Cthulhu, od kt�rego imienia nazw� wzi�a mitologia. Wielcy Przed-wieczni �yli na Ziemi przed wiekami, zanim jeszcze pojawili si� ludzie. Zd��yli zetkn�� si� z tajemnicz� Star� Ras� i stoczy� z nimi wojn� o w�adz� nad planet�. Teraz w wi�kszo�ci s� martwi i spoczywaj� g��boko pod dnem oceanu, w R'lyeh - wielkim mie�cie Cyklop�w. Mo�na ich jednak o�ywi� i wed�ug legendy nadejdzie czas, kiedy gwiazdy osi�gn� "w�a�ciw� pozycj� w cyklu wieczno�ci". Wtedy R'lyeh wynurzy si�, a Bogowie przebudz�. "Cz�owiek rz�dzi teraz tam, gdzie niegdy� rz�dzi�y One; wkr�tce One b�d� rz�dzi� tam, gdzie rz�dzi teraz cz�owiek". Wielcy Przedwieczni nie maj� cia�a ani krwi, chocia� posiadaj� kszta�t. S� zbudowani z czego� innego ni� materia. Lovecraft uparcie nadawa� im wygl�d o�miornicopodobnych, jaszczuropodobnych, rybiopodobnych, ropuchopodobnych istot albo te� wszystkich na raz. nie inaczej jest z najs�ynniejszym i najpot�niejszym z nich, z Cthulhu. Ma on, co prawda, pewne antropoidalne kszta�ty, ale one raczej tylko podkre�laj� obco�� ca�ej reszty. Cthulhu ma g�ow� o�miornicy, skrzyd�a nietoperza, cia�o pokryte �uskami i niesamowite szpony, wsz�dzie gdzie da�o si� je wcisn��. Poza tym jest ogromnych rozmiar�w. B�g ten ma moc porozumiewania si� z lud�mi za pomoc� snu, a raczej koszmaru. Posiada wiele s�ug w�r�d S�u�ebnych Ras i ludzi. Tak jak i pozostali, jest martwy tylko w pewnym sensie. Raczej nale�a�oby powiedzie�, �e jest u�piony. Jego kult na Ziemi jest do�� nie�le zorganizowany i rozsiany po ca�ym �wiecie. G��wne uroczysto�ci przypadaj� w przeddzie� l maja i Wszystkich �wi�tych, czyli 30 IV i 31 X. Wtedy to wyznawcy podtrzymuj� kult ohydnymi obrz�dami, kt�re na og� ko�cz� si� z�o�eniem ofiary z ludzi. Innym znanym Wielkim Przedwiecznym jest Tsathog-gua. Przyby� z czarnego, pozbawionego �wiat�a N'kal i wygl�da jak skrzy�owanie ropuchy z nied�wiedziem. Wbrew posturze nale�y do �agodniejszych, leniwszych Bog�w. Jednak w przeciwie�stwie do takiego autentycznie gro�nego Ghatanothoi ma bardzo wielu wyznawc�w. Z tej grupy wypada�oby jeszcze wymieni� Hastura, jednego z pot�niejszych Wielkich i Yiga - Ojca W�y. Wi�kszo�� z nich ma s�ugi w postaci przedstawicieli S�u�ebnych Ras. Na przyk�ad Cthulhu s�u�y, mi�dzy innymi, rzadko spotykana para: Dagon i Hydra, kt�ra nale�y do Istot z G��bin, z tym �e i Dagon, i Hydra s� nieco przero�ni�ci i obecnie maj� ju� jakie� miliony lat. Zwyk�e Stwory G��binowe wygl�daj� podobnie, ale s�, rzecz jasna, mniejsze. Gromadz� si� na ceremoniach ku czci Cthulhu i co bardzo wa�ne, mog� w jaki� spos�b krzy�owa� si� z lud�mi. Takie hybrydy zamieszkuj�, na og�, przybrze�ne wioski i na pocz�tku wygl�daj� jak istoty ludzkie. Z biegiem czasu dokonuje si� jednak przemiana, kt�ra uwie�czona jest wypraw� takiego delikwenta w g��biny... do domu. Istota z G��bin, je�eli si� jej nie zabije, jest nie�miertelna. Ostatni� grup� wyst�puj�c� w mitologii Cthulhu s� tak zwane Rasy Niezale�ne i tutaj bodaj najwi�ksz� rol� odgrywaj� b�d� odgrywa�y niejakie Mi-Go. Pojawili si� najpierw na Shaggai, nast�pnie na Yuggoth - dziewi�tej planecie naszego uk�adu s�onecznego (czyli wypada na Pluton). Zbudowali tam pot�ne miasta z czerwonego kamienia. By� to �wiat tarasowato wzniesionych wie�, czarnych, smolistych rzek i grzybiastych ogrod�w. W skr�cie Mi-Go wygl�da jak wielki krab ze stercz�cymi, mi�sistymi mackami. Na grzbiecie posiada ogromne skrzyd�a, a w kolorze jest r�owawy. Rasa ta jest ca�kiem nie�le zaawansowana technicznie, je�eli mo�na to tak nazwa�. W przestrzeni kosmicznej, wprawdzie, poruszaj� si� za pomoc� swych mocnych skrzyde�, a nie wahad�owc�w, ale dobrym przyk�adem na to, �e jak�� tam technik� posiadaj�, jest tzw. B�yszcz�cy Trapezohedron, czyli Okno Wszystkich Czas�w i Przestrzeni, dzi�ki kt�remu mo�na ogl�da� wszystkie �wiaty. Prawda, �e jak gdyby wchodzi nieco w kompetencje Yog-Sothotha? Mi-Go to straszliwe stwory zamieszkuj�ce obecnie r�wnie� o�nie�one szczyty Himalaj�w, przez co cz�sto identyfikowane s� z Yeti. Do Ras Niezale�nych zaliczaj� si� tak�e Shoggothy, pozosta�o�� Starej Rasy w tym sensie, �e przez ni� Shoggothy zosta�y stworzone. Prawdopodobnie Starych Istot ma co� wsp�lnego r�wnie� z pojawieniem si� ludzi. W ka�dym razie Shoggothy nie mog� nie wygl�da� strasznie. Maj� ogromne cielska, wygl�daj�ce jak oblepiona �luzem czarna kie�basa z wielkim, szczodrze uz�bionym pyskiem. Ciekawostk� jest to, �e niekt�re gatunki charakteryzuj� si� sprytem i inteligencj�. W mitologii Cthulhu istniej� pewne niedopowiedziane w�tki, jak ten dotycz�cy Starych Istot. Sam Cthulhu jest podobno ich kuzynem i to od nich w przysz�o�ci mo�e oczekiwa� pomocy. Dawne Istoty istniej� pomi�dzy znanymi nam przestrzeniami i s� bezwymiarowe i niewidzialne. Nie mog� przybra� cia�a bez ludzkiej krwi... Jest jeszcze kwestia Araba Abdula Alhazreda. Pozna� on wszystkie tajemnice Bog�w i pewnie od tego oszala�. Zdo�a� je jednak spisa� w ksi�dze zatytu�owanej "Necronomicon". Cho� Lovecraft w swojej mitologii jest niekonsekwentny, nie przeszkodzi�o mu to zosta� jednym z najbardziej popularnych pisarzy powie�ci grozy. W Stanach Zjednoczonych do dzi� istniej� ca�e kluby zrzeszaj�ce mi�o�nik�w jego tw�rczo�ci; jaki� czas temu pojawi�a si� gra fabularna "Zew Cthulhu" z realiami zaczerpni�tymi prosto z owej mitologii. Lovercraftowski �wiat rozbudowuje si� r�wnie� do dzi�, czego przyk�adem s� powie�ci Lumleya i Mastertona, ale najwa�niejszy w tym wzgl�dzie okres nast�pi� jeszcze za �ycia Lovecrafta. Wtedy to korespondencyjnie zainicjowa� on kontakty z wieloma innymi pisarzami. Z biegiem czasu zaprzyja�ni� si� z takimi autorami jak Robert Bloch, Henry Kuttner, C.L. Moore czy Clark Ashton Smith. Zaowocowa�o to napisaniem przez nich paru utwor�w osadzonych twardo w �wiecie Lovecrafta. Najwa�niejszym jednak z owych pisarzy by� niejaki August Derleth. Tak bardzo zafascynowa� si� mitologi� Cthulhu, �e niemal ca�a jego p�niejsza dzia�alno�� by�a z ni� zwi�zana. Wraz z Donaldem Wandreidem za�o�y� wydawnictwo Arkham Mouse, kt�re, mo�na tak powiedzie�, specjalizowa�o si� w Lovecrafcie i mitologii Cthulhu, o kt�rej coraz cz�ciej pisali inni. W ka�dym razie przyczyni� si� Derleth do jej spopularyzowania. Do najwa�niejszych utwor�w samego Derletha zalicza si� dzi�: "The Dweller in Darkness", "The Lurker at the Threshold", napisany wesp� z Markiem Schorerem "The Lair of the Star-Spawn" czy wreszcie napisany z Lovecraftem "The Gable Window". Wypada�oby te� wspomnie� tytu�y innych tw�rc�w, takie jak "The Render of the Yeils" - Cambella, "Out of the Eons" - Healda, "Ubbo-Sathla" - Smi-tha, "The Salem horror" - Kuttnera czy te� opisuj�c� Yiga - Ojca W�y "The Curse of Yig" - Bishopa. Lovecraft zostawi� wi�c po sobie nie tylko sw�j dorobek, nied�ugo b�dzie czas, aby si� z nim zapozna�, a ocena tej tw�rczo�ci nale�e� b�dzie ju� do pa�stwa. Jednak nie ulega dla mnie w�tpliwo�ci, �e Howard Phillips Lovecraft pozostanie zawsze niepowtarzalny. Czym jest strach? Mo�e w�a�nie jego o to zapytacie... Piotr Jaskanis Dagon (Dagon) Pisz� te s�owa pod bardzo silnym naciskiem psychicznym, jako �e przed p�noc� ju� nie b�d� istnia�. Bez grosza przy duszy i z ko�cz�cym si� zapasem narkotyk�w, kt�re czyni�y moje �ycie l�ejszym, nie jestem w stanie znosi� d�u�ej tych cierpie�; rzuc� si� z okna mego staro�wieckiego domu na w�sk�, ci�gn�c� si� w dole ulic�. Nie s�d�cie, i� poprzez swe uzale�nienie od morfiny sta�em si� s�abeuszem czy degeneratem. By� mo�e czytaj�c te pospiesznie skre�lone s�owa, domy�licie si�, cho� nie b�dziecie mieli pe�nego obrazu, dlaczego pragn� zapomnienia b�d� �mierci. Zdarzy�o si� to w jednym z najbardziej otwartych i najmniej ucz�szczanych obszar�w Pacyfiku, kiedy okr�t, na kt�rym by�em nadzorc� �adunku, pad� ofiar� niemieckiego r�jdera. By� to zaledwie pocz�tek wielkiej wojny, a si�y morskie Hun�w dopiero w p�niejszym okresie osi�gn�y poziom bezlitosnej, brutalnej degradacji, tak �e okr�t handlowy by� dla nich s�usznym celem, nas za�, czyli jego za�og�, traktowano zgodnie z prawami nale�nymi je�com wojennym. Prawd� powiedziawszy, mieli�my tak� swobod�, i� w pi�� dni po schwytaniu zdo�a�em uciec samotnie �odzi�, z zapasem wody i prowiantu na do�� d�ugi okres czasu. Kiedy znalaz�em si� wreszcie wolny na szerokim oceanie, stwierdzi�em i� nie wiem gdzie si� w�a�ciwie znajduj�. Jako �e nigdy nie by�em wprawnym nawigatorem, mog�em jedynie dzi�ki po�o�eniu s�o�ca i gwiazd ustali�, �e znalaz�em si� gdzie� na po�udnie od r�wnika. Nie zna�em d�ugo�ci geograficznej, a w zasi�gu wzroku nie by�o �adnej wyspy czy linii brzegowej. Pogoda dopisywa�a i przez niezliczone dni dryfowa�em bez celu w pra��cych promieniach s�o�ca, czekaj�c b�d� na przep�ywaj�cy okr�t, b�d� na zbli�enie si� do jakichkolwiek, byle tylko zamieszka�ych brzeg�w. Na mej drodze nie pojawi� si� jednak ani statek, ani brzeg i, samotnemu, pod bezkresnym b��kitnym niebem, zacz�a mi doskwiera� dojmuj�ca rozpacz. Zmiana nast�pi�a podczas snu. Szczeg��w nigdy si� nie dowiem - gdy� spa�em twardo, chocia� dr�czy�y mnie koszmary. Kiedy w ko�cu si� obudzi�em, by�em na wp� zagrzebany w grz�skim, czarnym, piekielnym b�ocku, kt�rego po�acie, jak okiem si�gn��, rozci�ga�y si� wok� mnie -w oddali za� dostrzeg�em moj� ��d�, kt�r� fale r�wnie� wyrzuci�y na brzeg. Cho� mo�na by si� spodziewa�, i� pierwszym moim odczuciem powinno by� zdumienie spowodowane tak dziwn� i nieoczekiwan� zmian� krajobrazu; w rzeczywisto�ci jednak, by�em bardziej przera�ony, ani�eli zdumiony - albowiem w powietrzu i martwej ziemi by�o co� z�owieszczego, co - niczym lodowaty dreszcz - przeszywa�o mnie do szpiku ko�ci. Okolic� za�ciela�y gnij�ce truch�a rozk�adaj�cych si� ryb i innych, mniej rozpoznawalnych istot, wystaj�cych z ohydnego b�ocka pokrywaj�cego bezbrze�n� r�wnin�. By� mo�e nie powinienem si� �udzi�, i� uda mi si� s�owami wyrazi� niewiarygodn� wr�cz zgroz� czaj�c� si� po�r�d absolutnej ciszy i rozleg�ej pustki, jaka mnie otacza�a. S�o�ce pra�y�o niemi�osiernie, a bezlitosne niebo nad moj� g�ow� wydawa�o si� niemal czarne, jakby odbija�y si� w nim atramentowe moczary pod mymi stopami. Kiedy wczo�ga�em si� do wyrzuconej na brzeg �odzi, u�wiadomi�em sobie, �e tylko jedna teoria mog�a wyja�ni� moje obecne po�o�enie. Wskutek jakiej� niewiarygodnej aktywno�ci wulkanu cz�� oceanicznego dna musia�a zosta� wypchni�ta na powierzchni�, ods�aniaj�c obszary, kt�re przez niezliczone miliony lat spoczywa�y ukryte w niezg��bionej morskiej otch�ani. Po�a� nowego l�du pode mn� by�a tak rozleg�a, �e pomimo i� wyt�a�em s�uch, nie zdo�a�em wychwyci� najs�abszego nawet odg�osu fal bij�cych o brzeg. Nie zauwa�y�em te� morskiego ptactwa, �eruj�cego w�r�d szcz�tk�w martwych istot. Siedzia�em przez kilka godzin pogr��ony w rozmy�laniach w mojej �odzi, kt�ra, przewr�cona na bok, oferowa�a nieco cienia, w miar� jak s�o�ce przesuwa�o si� po niebosk�onie. Pod wiecz�r gleba utraci�a nieco swej lepko�ci i zacz�a obsycha�; stwierdzi�em, i� niebawem mo�na b�dzie po niej chodzi�. Przespa�em jeszcze ca�� noc, a nast�pnego dnia przygotowa�em sobie plecak zawieraj�cy zapas wody i prowiantu, aby wybra� si� na poszukiwanie zaginionego brzegu morza i mo�liwo�ci ratunku. Gleba by�a ju� dostatecznie sucha, abym z �atwo�ci� m�g� po niej st�pa�. Od�r ryb przyprawia� o md�o�ci, ale moje my�li zaprz�ta�y pos�pniejsze i bardziej niepokoj�ce rzeczy, tote� szybko wyruszy�em ku nieznanemu celowi. Pod��a�em dziarsko przez ca�y dzie� zmierzaj�c ku zachodowi, wiedziony przez odleg�y pag�rek, stanowi�cy najwy�szy punkt na tym odra�aj�cym pustkowiu. Noc sp�dzi�em pod go�ym niebem, a nast�pnego dnia ruszy�em w dalsz� drog� ku pag�rkowi, cho� mia�em wra�enie, �e mimo tak d�ugiego marszu, nie zbli�y�em si� do niego zanadto. Pod koniec czwartego dnia dotar�em do podn�a pag�rka, kt�ry okaza� si� wy�szy ni� przypuszcza�em, gdy widzia�em go z oddali. Poni�ej rozci�ga�a si� g��boka kotlina. Zbyt zm�czony, aby wspi�� si� na szczyt, usn��em w jego cieniu. Nie wiem dlaczego tej nocy mia�em tak szalone i dzikie sny, kiedy jednak blady sierp ksi�yca wzeszed� nad r�wnin� na wschodzie, obudzi�em si� zlany zimnym potem i przepe�niony pe�nym determinacji postanowieniem, i� nie zmru�� ju� wi�cej oka. nie zni�s�bym po raz wt�ry wizji, kt�rych dane mi by�o do�wiadczy�, i w blasku ksi�yca zrozumia�em, jak nieroztropn� rzecz� by�o w�drowanie za dnia. Marsz w pra��cych promieniach s�o�ca kosztowa� mnie zdecydowanie zbyt wiele energii. Teraz poczu�em w sobie do�� si�, by podj�� wspinaczk�, kt�r� przerwa�em o zachodzie s�o�ca. Wzi�wszy plecak ruszy�em ku skrajowi wzg�rza. Stwierdzi�em, �e nieprzerwana monotonia p�askiej r�wniny by�a dla mnie �r�d�em nieokre�lonej grozy; s�dz� jednak, i� przera�enie me wzros�o znacznie, kiedy znalaz�em si� na szczycie wzniesienia i spojrza�em w d� na drug� stron�, w g��b niezmierzonej czelu�ci w�wozu, kt�rej nie zdo�a� jeszcze roz�wietli� s�aby blask wisz�cego nisko na niebie ksi�yca. Mia�em wra�enie jakbym znajdowa� si� na kraw�dzi �wiata i zagl�da� ponad ni� w bezdenny chaos wiecznej nocy. To niezwyk�e, ale z ogarniaj�cym me serce uczuciem przera�enia miesza�y si� osobliwe reminiscencje Raju Utraconego i upiornej wspinaczki Szatana poprzez nieodgadnione Krainy Mroku. Kiedy ksi�yc wspi�� si� wy�ej, zacz��em dostrzega�, i� zbocza doliny nie by�y wcale tak strome, jak to sobie wyobra�a�em. Skalne wyst�py i p�ki zapewnia�y przy schodzeniu wygodne oparcia dla st�p i r�k, a kilkaset st�p ni�ej zbocze traci�o ostr� spadzisto�� i stawa�o si� �agodniejsze. Pchany impulsem, kt�rego nie potrafi� sprecyzowa�, zgramoli�em si� po skalnej �cianie w d� i stan��em na rozleg�ym sp�achciu kamienistego zbocza, wpatruj�c si� w stygijskie ciemno�ci, kt�rych nie przenika�, najdrobniejszy nawet promie� �wiat�a. Natychmiast uwag� m� przyku� ogromny, osobliwy obiekt widniej�cy na przeciwleg�ym zboczu, kt�re pi�o si� stromo mniej wi�cej o sto jard�w przede mn�; obiekt �w po�yskiwa� bia�awo w przybieraj�cym na sile blasku niedawno wzesz�ego ksi�yca. Niebawem upewni�em si�, �e by� to ogromny kamienny blok, aczkolwiek dr�czy�o mnie dziwne i niewyt�umaczalne wra�enie, i� ani jego kszta�t, ani miejsce nie by�y dzie�em Natury. Po bli�szym zbadaniu ogarn�y mnie odczucia, kt�rych nie jestem w stanie opisa�; pomimo jego ogromu i umiejscowienia w otch�ani ziej�cej na dnie morza powsta�ej w czasach kiedy �wiat by� m�ody, dziwny �w obiekt by� doskonale wyprofilowanym Monolitem, kt�rego masywny kszta�t zdawa� si� by� dzie�em i najprawdopodobniej r�wnie� obiektem kultu �yj�cych i my�l�cych istot. Oszo�omiony, przera�ony, ale i nie pozbawiony typowego dla naukowca podniecenia, przyjrza�em si� uwa�niej memu znalezisku. Ksi�yc, obecnie stoj�cy niemal w zenicie, rzuca� silny i dziwny blask na otaczaj�ce w�w�z skalne �ciany, za� w jego srebrnym �wietle dostrzeg�em, i� dno czelu�ci zalane by�o wod�, a nap�ywaj�ce z dw�ch stron fale nieomal obmywa me stopy, kiedy tak sta�em na �agodnej skalnej pochy�o�ci. Po drugiej stronie w�wozu mroczne fale rozbija�y si� o podstaw� cyklopowego Monolitu, na kt�rego powierzchni mog�em teraz dostrzec zar�wno inskrypcje, jak i toporne, prymitywne p�askorze�by. Pismo nale�a�o do rodzaju hieroglificznego, kt�rego kompletnie nie zna�em, ale w przeciwie�stwie do innych jakie widywa�em w ksi��kach,sk�ada�o si� w ogromnym stopniu z konwencjonalnych symboli przedstawiaj�cych zwierz�ta morskie, takie jak: ryby, w�gorze, o�miornice, skorupiaki, mi�czaki, wieloryby itp. Kilka symboli bez w�tpienia ukazywa� mia�o istoty morskie nieznane nowoczesnemu �wiatu, a kt�rych szcz�tki zauwa�y�em na wypi�trzonej z dna oceanu r�wninie. Najbardziej zafascynowa�y mnie p�askorze�by zdobi�ce ogromny Monolit. By�y doskonale uwidocznione w blasku ksi�yca, a ich tematyka mog�aby wzbudzi� zazdro�� samego Gustawa Dore'a. S�dz�, i� mia�y obrazowa� ludzi, cho� przedstawione by�y jako istoty b�d� baraszkuj�ce, niczym ryby w wodzie, wewn�trz jakiej� ogromnej, morskiej groty b�d� sk�adaj�ce cze�� jakiej� monolitycznej �wi�tyni, kt�ra r�wnie� zdawa�a si� znajdowa� w morskiej g��binie. O ich twarzach i kszta�tach nie odwa�� si� opowiedzie� szczeg�owo - samo bowiem wspomnienie sprawia, i� trac� �wiadomo��. Wykraczaj�ce poza mo�liwo�ci wyobra�ni Poe'go czy Bulwera, mia�y one, og�lnie rzecz bior�c, ludzki kszta�t, pomimo b�on rozci�gaj�cych si� mi�dzy palcami r�k i st�p, szokuj�co szerokich i obwis�ych warg, szklistych wy�upiastych oczu i innych jeszcze mniej przyjemnych szczeg��w, o kt�rych mo�na by wspomnie�. Co zatrwa�aj�ce, istoty te zdawa�y si� by� wyrze�bione nieproporcjonalnie w stosunku do otaczaj�cego je t�a. Jeden ze stwor�w uwieczniony zosta� w trakcie zabijania wieloryba, wale� jednak by� nieco tylko wi�kszy od niego. Moj� uwag� szczeg�lnie zwraca�a ich groteskowo�� i dziwne rozmiary; dopiero po d�u�szej chwili namys�u stwierdzi�em, i� musieli to by� wyimaginowani bogowie jakiego� prymitywnego rybackiego, b�d� �eglarskiego plemienia, szczepu, kt�rego ostatni potomek dokona� �ywota na ca�e ery przed przyj�ciem na �wiat Cz�owieka z Pilt-down czy Neandertalczyka. Oszo�omiony, mog�c w tak nieoczekiwany, b�d� co b�d�, spos�b spojrze� w przesz�o��, wykraczaj�c� poza wyobra�enia naj�mielszego antropologa, sta�em rozmy�laj�c, a ksi�yc rzuca� dziwne refleksy na roztaczaj�cy si� przede mn� krajobraz. l nagle To zobaczy�em. Jej pojawienie si� oznajmi�o jedynie kilka �agodnych kr�g�w na powierzchni wody, po czym Istota wy�oni�a si� majestatycznie z mrocznych odm�t�w. Ogromne, niczym Polifem i odra�aj�ce istne monstrum z najgorszego nocnego koszmaru podp�yn�o �wawo do Monolitu, obj�o go gigantycznymi, pokrytymi �usk� ramionami, pochyli�o ohydny �eb, po czym wyda�o kilka miarowych d�wi�k�w. Wydaje mi si�, �e w�a�nie wtedy straci�em zmys�y. Z mej szale�czej wspinaczki po zboczu i �cianie klifu, a potem delirycznego powrotu do uwi�zionej w mule �odzi pami�tam raczej niewiele. Wydaje mi si�, �e sporo �piewa�em, a gdy ju� nie mog�em, zanosi�em si� dziwnym �miechem. Jak przez mg�� przypominam sobie, �e kiedy dotar�em do �odzi, rozp�ta�a si� wielka burza. S�ysza�em dochodz�ce odg�osy grom�w i inne d�wi�ki rozlegaj�ce si� jedynie w�wczas, gdy natura ma naprawd� paskudny nastr�j. Kiedy wy�oni�em si� z mrok�w niepami�ci okaza�o si�, i� znajduj� si� w szpitalu w Santa Fe; sprowadzi� mnie tam kapitan ameryka�skiego okr�tu, kt�ry napotka� moj� ��dk� na �rodku oceanu. Pogr��ony w delirium sporo majaczy�em, cho� nikt praktycznie nie zwraca� uwagi na to, co m�wi�em. Moi wybawcy nie wiedzieli nic o wypi�trzeniu wielkiej po�aci dna morskiego na Pacyfiku, ja za� nie uwa�a�em za stosowne, by opowiada� im o Istocie, w kt�r� najprawdopodobniej by nie uwierzyli. *** Po wyj�ciu ze szpitala z�o�y�em wizyt� pewnemu nader znanemu etnologowi i zaskoczy�em go zadaj�c dziwne pytania zwi�zane z prastar� filisty�sk� legend� o Dago-nie - Bogu-Rybie. Kiedy jednak okaza�o si�, i� pogl�dy jego s� beznadziejnie konwencjonalne i �e reprezentuje on wi�kszo�� - zaprzesta�em moich docieka�. Teraz za�, zw�aszcza kiedy na niebie �wieci blady sierp ksi�yca, zdarza mi si� widzie� ow� upiorn� Istot�. Pr�bowa�em morfiny - narkotyk dawa� mi jednak tylko kr�tkotrwa�e zapomnienie i uczyni� swym bezwolnym niewolnikiem. Zamierzam to wreszcie sko�czy�, uczyni� to teraz, kiedy spisa�em wszystko, gwoli wiadomo�ci lub pogardliwego rozbawienia moich rodak�w. Cz�sto zapytuj� sam siebie, czy to wszystko nie by�o li tylko czyst� iluzj�, fatamorgan�, majakiem wywo�anym gor�czk�, kiedy trawiony pora�eniem s�onecznym i delirium le�a�em na dnie ma�ej ��deczki po mojej ucieczce z pok�adu niemieckiego okr�tu wojennego. Zadaj� sobie raz po raz te pytania, a w odpowiedzi widz� przed oczyma �w upiorny, odra�aj�cy kszta�t. Nie potrafi� my�le� o otwartym morzu, nie czuj�c na plecach lodowatych ciarek wywo�anych �wiadomo�ci�, �e w�a�nie w tej chwili bezimienne, nienazwane istoty mog� wpe�za� i wczo�giwa� si� na pokryty szlamem podest oddaj�c cze�� prastarym, kamiennym bo�kom i rze�bi�c swe ohydne podobizny na podwodnych obeliskach z nad�artego przez wod� granitu. �ni� o dniu, kiedy mog� wynurzy� si� z otch�ani spienionych fal, aby zatopi� swe cuchn�ce szpony w niedobitkach zdziesi�tkowanej przez wojn� ludzko�ci - o dniu, kiedy l�dy pogr��� si� w g��binach a mroczne dno ocean�w wzniesie si� po�r�d uniwersalnego pandemonium. Koniec jest bliski. S�ysz� ha�as u drzwi, jakby napiera�o na nie jakie� ogromne, �liskie cielsko. Ale TO mnie nie znajdzie. Bo�e, TA R�KA ! Okno ! Okno ! Hypnos (Hypnos) "Co si� tyczy snu, owej z�owieszczej przygody wszystkich naszych nocy, mo�emy powiedzie�, �e ludzie k�ad� si� na odpoczynek ze �mia�o�ci�, kt�ra by�aby niezrozumia�a, gdyby�my nie wiedzieli, i� jest ona rezultatem nie�wiadomo�ci niebezpiecze�stwa" Niech lito�ciwi bogowie, je�eli takowi istniej�, strzeg� mnie w tych godzinach, kiedy ani si�a woli, ani narkotyk wymy�lony przez sprytnych ludzi nie jest w stanie powstrzyma� mnie przed wpadni�ciem w otch�a� snu. �mier� jest mi�osierna, bowiem nie ma z niej powrotu, ten jednak, kt�ry powraca do nas po�r�d mrok�w nocy, wycie�czony, ale Wiedz�cy, nigdy nie zazna spokoju ni zapomnienia. Jakim�e by�em g�upcem, �e z tak niewyt�umaczalnym zapa�em rzuci�em si�, by zg��bia� tajemnice, kt�rych nie powinien pozna� �aden �miertelnik - i g�upcem lub bogiem by� m�j jedyny przyjaciel, kt�ry wprowadzi� mnie w �w �wiat i uda� si� tam przede mn�, a na koniec pozna� koszmar i zgroz�, kt�rej by� mo�e r�wnie� i mnie dane b�dzie jeszcze do�wiadczy�! Spotkali�my si� - o ile sobie przypominam - na dworcu kolejowym, w samym sercu t�umu gapi�w. Le�a� nieprzytomny, a dziwne konwulsje sprawi�y, �e jego smuk�e, odziane w czer� cia�o w osobliwy spos�b zesztywnia�o. S�dz�, �e m�g� mie� w�wczas oko�o czterdziestu lat, gdy� twarz jego pokrywa�y g��bokie bruzdy zmarszczek; mia� ziemist� cer� i zapad�e policzki, ale owalne oblicze tego m�czyzny wydawa�o si� niezwykle pi�kne, w jego g�stych faluj�cych w�osach i ma�ej, pe�nej br�dce - ongi� kruczoczarnej - dostrzec mo�na by�o wyra�ne pasemka siwizny. Jego czo�o by�o bia�e niczym marmur i tak wysokie i szerokie, �e nieomal boskie. Z gorliwo�ci� rze�biarza powiedzia�em sobie: cz�owiek ten by� niczym pos�g fauna z antycznej Hellady, wykopany z ruin �wi�tyni i w jaki� niepoj�ty spos�b o�ywiony w naszym dusznym stuleciu tylko po to, by poczu� ch��d i nap�r niezliczonych, niszcz�cych lat. A kiedy otworzy� swe ogromne, zapadni�te, pa�aj�ce dziko czarne oczy zrozumia�em, i� b�dzie odt�d moim przyjacielem; jedynym przyjacielem tego, kt�ry nigdy ich nie posiada� - wiedzia�em bowiem, i� te oczy musia�y ogl�da� chwa��, jak i zgroz� krain wykraczaj�cych poza normaln� �wiadomo�� i rzeczywisto��; krain o kt�rych marzy�em, lecz kt�rych poszukiwa�em na pr�no. Kiedy wi�c odgoni�em t�um gapi�w, powiedzia�em nieznajomemu, �e musi p�j�� do mego domu, aby sta� si� moim nauczycielem i przyw�dc� w zg��bianiu nie odkrytych dot�d tajemnic. Uczyni� to bez s�owa. P�niej okaza�o si�, �e jego g�os by� sam� muzyk� -muzyk� g��bokich wiol i krystalicznych sfer. Rozmawiali�my cz�sto nocami i za dnia; rze�bi�em jego popiersia i miniaturowe wizerunki g��w z ko�ci s�oniowej, aby uwieczni� rozmaite grymasy i nastroje. O naszych zainteresowaniach nie spos�b m�wi� - nie maj� one bowiem nic wsp�lnego ze �wiatem innych �miertelnik�w. Dotyczy�y pot�nego i o wiele bardziej przera�aj�cego wszech�wiata niewyt�umaczalnych istnie� i pod�wiadomo�ci; wszech�wiata znajduj�cego si� g��biej ni� materia, czas i przestrze�, a kt�rego obecno�� podejrzewamy jedynie w niekt�rych fragmentach naszych sn�w - tych rzadkich sn�w poza snami, nie przydarzaj�cych si� pragmatykom, ale raz czy dwa na ca�e �ycie ludziom obdarzonym nadzwyczajn� wyobra�ni�. Naukowcy jedynie podejrzewaj� ich istnienie, cho� w wi�kszo�ci je ignoruj�. M�drcy interpretowali takie sny, a bogowie si� �miali. Jeden z m�czyzn o orientalnych oczach stwierdzi�, �e zar�wno czas i przestrze� s� wzgl�dne; ludzie us�yszawszy to r�wnie� si� �miali. Jednak nawet ten m�czyzna nie zrobi� nic wi�cej, jak tylko snu� przypuszczenia. Ja i przypuszcza�em, i stara�em si� zrobi� co� wi�cej, m�j przyjaciel za� pr�bowa� -i nawet odni�s� cz�ciowy sukces. Razem za� i przy pomocy egzotycznych narkotyk�w do�wiadczyli�my w pracowni, umiejscowionej w starej wie�y w hrabstwie Kent, wiele przer�nych i zakazanych sn�w. Spo�r�d agonii i cierpie�, jakich doznawali�my w p�niejszych dniach, najgorszym by�a niemo�no�� ich artykulacji. Tego czego si� dowiedzia�em i widzia�em podczas wielogodzinnych bezbo�nych bada�, nie spos�b opowiedzie� - z braku symboli, odniesie� czy por�wna� w jakimkolwiek j�zyku. M�wi� tak, poniewa� w naszych odkryciach - od pierwszego po ostatnie - dzieli�em si� jedynie natur� odczu�; odczu� nie zwi�zanych z wra�eniami, Kt�re zdolny jest odbiera� system nerwowy normalnych ludzi. nasze do�wiadczenia mo�na by najkr�cej przyr�wna� do nurkowania albo latania - gdy� podczas ka�dego z kolejnych "eksperyment�w" jaka� cz�� naszych umys��w odrywa�a si� dziarsko od wszystkiego co realne i tera�niejsze, �migaj�c w eterze po�r�d szokuj�cych, mrocznych, napawaj�cych zgroz�, nawiedzonych przestrzeni, a od czasu do czasu r�wnie� przedzieraj�c si� przez pewne dobrze oznaczone i typowe dla nas przeszkody, kt�re mo�na by opisa� jedynie jako lepkie, kleiste, blu�niercze k��by opar�w. Podczas tych czarnych, bezcielesnych lot�w czasem byli�my sami a czasami razem - wtedy m�j przyjaciel zawsze znajdowa� si� daleko w przedzie; wyczuwa�em jego obecno��, pomimo braku kszta�tu fizycznego, a dzi�ki swoistemu malarskiemu wspomnieniu, widzia�em jego twarz sk�pan� w z�otym blasku, przera�aj�c� w dziwnym pi�knie; owe nietypowo m�ode policzki, pa�aj�ce oczy, olimpijskie czo�o i szpakowate w�osy, i brod�. Nie liczyli�my up�ywu czasu, gdy� poj�cie to sta�o si� dla nas z�udzeniem. Wiem jedynie, �e musia�o si� z tym wi�za� co� doprawdy osobliwego, gdy� koniec ko�c�w zacz�li�my si� zastanawia�, dlaczego si� nie starzejemy. Wasze rozmowy by�y blu�niercze: zawsze upiornie ambitne - �aden b�g czy demon nie m�g�by nawet marzy� o odkryciach i podbojach, kt�re planowali�my szeptem. Przeszywa mnie dreszcz, kiedy o nich m�wi� i nie �miem zag��bia� si� w szczeg�y - cho� musz� przyzna�, i� pewnego razu m�j przyjaciel napisa� na kartce �yczenie, kt�rego nie o�mieli� si� wypowiedzie� na g�os, a po przeczytaniu kt�rego natychmiast spali�em �w �wistek, wpatruj�c si� z przera�eniem w okno i widniej�ce za nim rozgwie�d�one niebo. Przypuszczam, �e opracowa� on plany dotycz�ce w�adania widoczn� cz�ci� wszech�wiata, i nie tylko; plany by Ziemia i gwiazdy porusza�y si� na jego komend� i by w jego r�kach spoczywa�y losy wszystkich �yj�cych istot. Przyznaj�, przysi�gam, �e nie podziela�em jego wybuja�ych aspiracji, albowiem nie czuj� si� do�� silny, by podj�� ryzyko zapuszczenia si� w g��b niewypowiedzianych sfer, gdzie tylko kto� dostatecznie odwa�ny i bezwzgl�dny m�g�by osi�gn�� sukces. *** Pewnej nocy wiatry z nieznanych przestrzeni zepchn�y nas bezlito�nie w bezdenn� otch�a�, gdzie nie istnia�o zupe�nie nic, nawet my�li. Atakowa�o nas wra�enie niemo�liwe do przekazania czy opisania, najgorsze ze wszystkich, przyprawiaj�ce niemal o ob��d: wra�enie Niesko�czono�ci. Przedzierali�my si�, jak burza przez lepkie zapory, a� w ko�cu poczu�em, �e dotarli�my do odleglejszych krain ni� te, kt�re przemierzali�my do tej pory. M�j przyjaciel wysforowa� si� znacznie do przodu, gdy p�yn�li�my po�r�d tego przera�aj�cego oceanu dziewiczego eteru i widzia�em grymas z�owieszczego u�miechu maluj�cego si� na jego p�ynnej, �wiec�cej i zbyt m�odej "twarzy ze wspomnie�". Nagle ta twarz sta�a si� zamglona i b�yskawicznie znikn�a. A zaraz potem natrafi�em prze� sob� na przeszkod�, kt�rej nie by�em w stanie pokona�. By�a taka jak inne a jednak niesko�czenie g�ciejsza; lepka, gliniasta masa, je�eli tego typu por�wnania mo�na u�y� w �wiecie, gdzie wszystko jest niematerialne. Czu�em, �e zosta�em zatrzymany przez barier�, kt�r� m�j przyjaciel i przyw�dca zdo�a� pokona�. Ponownie podj��em pr�b� przedarcia si�, ale w tej samej chwili sen narkotyczny dobieg� ko�ca; otworzy�em moje fizyczne oczy, by dostrzec wok� siebie �ciany starej pracowni, a w przeciwleg�ym rogu pomieszczenia blade i wci�� jeszcze nieprzytomne cia�o mego nauczyciela. W z�otawo-zielonym ksi�ycowym blasku jego marmurowe rysy wydawa�y si� dziwnie wychudzone i ob��dnie wr�cz pi�kne. Nagle drgn��... i niech lito�ciwe niebiosa pozbawi� mnie wzroku i s�uchu, gdybym raz jeszcze mia� do�wiadczy� podobnego prze�ycia. Nie potrafi� wam wyja�ni� jak brzmia� jego wrzask ani jakie czelu�cie najdalszych piekie� odbija�y si� przez sekund� w jego czarnych przepe�nionych przera�eniem oczach. Powiem tylko, �e zemdla�em i dopiero m�j przyjaciel, kiedy ju� sam doszed� do siebie, ocuci� mnie, spragniony czyjego� towarzystwa -kogo�, kto pom�g�by mu przezwyci�y� wspomnienia okropnych koszmar�w i dojmuj�cej samotno�ci. To by� koniec naszych ochotniczych poszukiwa� i w�dr�wek po jaskiniach sn�w. Przera�ony, na skraju ob��du, przyjaciel m�j ostrzeg� mnie, �e ju� nigdy nie wolno nam zawita� do tej krainy, nie odwa�y� si� opowiedzie� mi o tym co widzia�; stwierdzi� jednak, i� musimy spa� mo�liwie jak najmniej, nawet gdyby�my musieli utrzymywa� si� w stanie czuwania przy pomocy narkotyk�w. O tym, �e mia� racj� przekona�em si� ju� wkr�tce, gdy zapadaj�c w drzemk�, za ka�dym razem, ogarnia� mnie niesamowity, potworny, rozdzieraj�cy strach. Po ka�dym kr�tkim i nieuniknionym okresie snu wydawa�em si� starszy, podczas gdy przyjaciel m�j starza� si� w niemal szokuj�cym tempie. To potworne, kiedy, niemal na twoich oczach, komu� robi� si� zmarszczki na twarzy a w�osy przypr�sza siwizna. Masz styl �ycia diametralnie si� zmieni�. M�j przyjaciel -jego prawdziwe imi� czy nazwisko nigdy nie przesz�o mi przez usta - dawniej odludek zacz�� l�ka� si� samotno�ci. Moc� nie chcia� zostawa� sam, nie uspokaja�a go te� obecno�� kilku os�b. Ulg� sprawia�y jedynie huczne i t�umne biesiady - z tego te� powodu ju� wkr�tce znali�my prawie wszystkich birbant�w i hulak�w z ca�ej okolicy. Nasz wygl�d i wiek zdawa� si� wzbudza� powszechn� �mieszno��, co do g��bi mnie wzburza�o, ale m�j przyjaciel wola� to ni� samotno��. Ba� si� przede wszystkim przebywania samemu poza domem, kiedy na niebie �wieci�y gwiazdy, a gdy bywa�o to nieuniknione, trwo�liwie popatrywa� w g�r�, jakby l�ka� si� jakiej� upiornej istoty czaj�cej si� gdzie� wysoko, w�r�d atramentowych niebios. Nie zawsze spogl�da� w to samo miejsce na niebosk�onie - wydawa�o si�, i� w r�nych okresach znajduje si� ono gdzie indziej. W wiosenne wieczory punkt ten znajdowa� si� nisko na p�n. wschodzie. Latem, nieomal dok�adnie pionowo nad jego g�ow�. Jesieni� na p�n. zachodzie. Zim� na wschodzie, ale tylko wczesnym rankiem. Najmniej obawia� si� wieczor�w w samym �rodku zimy. Dopiero po dw�ch latach zdo�a�em skojarzy� jego l�k z czym� konkretnym - wcze�niej nie zdawa�em sobie sprawy, i� poszukiwa� jakiego� okre�lonego punktu, kt�rego pozycja o r�nych porach roku odpowiada�a stronom �wiata. Punkt �w wyznaczony by�, naj�ci�lej rzecz bior�c, przez konstelacj� Corony Borealis. *** Obecnie mieli�my pracowni� w Londynie, i cho� nigdy si� nie rozstawali�my, nie rozmawiali�my te� o dniach, gdy obaj usi�owali�my zg��bi� tajemnice nierealnego �wiata. Postarzeli�my si� i os�abili od narkotyk�w, hulaszczego trybu �ycia i trwania w ci�g�ym stresie; rzedn�ce w�osy i broda mego przyjaciela sta�y si� �nie�nobia�e. Nasze uwolnienie od d�ugiego snu by�o zadziwiaj�ce - rzadko bowiem zdarza�o si� nam zmru�y� oczy na d�u�ej ni� godzin� czy dwie i przenie�� si� do krain, w kt�rych czyha�o na nas przera�aj�ce, cho� niejasne zagro�enie. *** Nadszed� stycze�, pe�en mgie� i deszcz�w a wraz z nim k�opoty pieni�ne. Coraz trudniej by�o kupi� narkotyki. Sprzeda�em wszystkie swoje rze�by i popiersia z ko�ci s�oniowej i dalej nie mia�em za co naby� nowych surowc�w. Gdyby nawet mi si� to uda�o i tak nie mia�bym w sobie do�� si�y, by cokolwiek z nich wyrze�bi�. Cierpieli�my straszliwe katusze i pewnej nocy przyjaciel m�j zapad� w g��boki sen, z kt�rego nie by�em w stanie go obudzi�. Pami�tam ca�� sceneri�, jakby to sta�o si� dzisiaj -opustosza�a pracownia na poddaszu; deszcz bij�cy o szyby; tykanie naszego jedynego zegara �ciennego; szalone tykanie naszych zegark�w le��cych na kom�dce, skrzypienie jakiej� obluzowanej okiennicy w odleg�ej cz�ci domu; odg�osy miasta st�umione przez mg�� i przestrze�; i najgorsze ze wszystkiego: ci�ki, regularny, z�owieszczy oddech mego przyjaciela le��cego na tapczanie - rytmiczny oddech zdaj�cy si� odmierza� chwile nadnaturalnego strachu i cierpie� jego ducha, kt�ry w�drowa� teraz w zakazanych, niewyobra�alnych i upiornie odleg�ych �wiatach. Napi�cie towarzysz�ce memu czuwaniu sta�o si� nie do zniesienia, a przez m�j bliski ob��du umys� przep�ywa� rw�cy potok trywialnych wra�e� i dozna�. Us�ysza�em, jak gdzie� zegar wybija godzin� - nasz tego nie robi� i moja pos�pna wyobra�nia odnalaz�a w tym d�wi�ku punkt zwrotny do nowych rozmy�la�. Zegary - czas - przestrze� - niesko�czono��, po czym przemkn�wszy przez dach, deszcz i mg�� skupia� si� na niebosk�onie, gdzie na p�n. wschodzie wznosi�a si� Corona Borealis. Nagle moje wyczulone, nas�uchuj�ce uszy wychwyci�y nowy d�wi�k, odr�niaj�cy si� spo�r�d chaosu innych wzmocnionych narkotykami odg�os�w - niskie, przera�liwe, natarczywe zawodzenie dochodz�ce z bardzo daleka - monotonne, z�owieszcze drwi�ce wo�anie z p�n. wschodu. Nie ono jednak pozbawi�o mnie zmys��w i nape�ni�o me serce trwog�, kt�rej nie wyzb�d� si� ju� do ko�ca �ycia; nie ono wywo�ywa�o r�wnie� krzyki czy gwa�towne konwulsje, kt�re sk�oni�y ostatecznie mieszka�c�w i policj� do wywa�enia drzwi. Nie sprawi�o tego to, co us�ysza�em, ale to co zobaczy�em - nagle bowiem w tym mrocznym, zamkni�tym pokoju, z oknami przys�oni�tymi zas�onami, z p�n. wschodu nap�yn�� strumie� przera�aj�cego czerwono-z�otego �wiat�a. S�up ten nie emanowa� blasku, kt�ry rozproszy�by ciemno�ci, ale sp�ywa� na g�ow� mego �pi�cego przyjaciela, wywo�uj�c upiorny duplikat dziwnie fosforyzuj�cego i m�odzie�czego "oblicza ze wspomnie�", jakie pami�tam z sennych podr�y w nieznanych krainach poza czas i przestrze� - oblicze z czas�w zanim m�j druh przedosta� si� poza barier� do owych sekretnych i blu�nierczych nocnych koszmar�w. l kiedy tak patrzy�em, ujrza�em jak unosi g�ow�, w jego czarnych, zapadni�tych oczach maluje si� dojmuj�ca zgroza a cienkie, spierzchni�te wargi rozchylaj� si� do krzyku, zbyt przera�aj�cego jednak, aby m�g� wydoby� go z piersi. Na tej p�ynnej, odm�odzonej twarzy unosz�cej si� w powietrzu, roztaczaj�cej upiorny, widmowy blask, odzwierciedla�o si� wi�cej d�awi�cego, czystego, mro��cego krew w �y�ach strachu, ni� kiedykolwiek z woli niebios, czy piekie�, dane mi by�o ujrze�. Po�r�d jednostajnego, odleg�ego d�wi�ku, kt�ry stale przybiera� na sile nie us�ysza�em �adnego g�osu, ale kiedy pod��y�em wzrokiem wzd�u� s�upa �wiat�a za ob��dnym spojrzeniem "twarzy ze wspomnie�", przez kr�tk� chwil�, dostrzeg�em to samo, co ona: �r�d�o owego �wiat�a i �r�d�o przera�liwego d�wi�ku. W tym samym momencie rozdzwoni�o mi si� w uszach i run��em jak d�ugi, pora�ony atakiem epilepsji, kt�ry w�a�nie sprowadzi� do pracowni lokator�w i policj�. Nawet gdybym si� stara�, nie zdo�a�bym opowiedzie� wam co w�wczas ujrza�em -nie zdradzi wam tego r�wnie� spokojne �mierci� oblicze mego przyjaciela, cho� z ca�� pewno�ci� musia�o widzie� wi�cej ode mnie. Zawsze jednak b�d� mia� si� na baczno�ci przed drwi�cym i nienasyconym Hypnosem - W�adc� Sn�w, nocnym niebem i szalonymi ambicjami ch�ci posiadania wiedzy zakazanej. Nie wiem co si� dok�adnie wydarzy�o, gdy� dziwna i upiorna si�a sprawi�a, i� umys� m�j przes�oni�a mglista zas�ona niepami�ci. Inni r�wnie� zostali dotkni�ci tak bliskim ob��dowi darem zapomnienia. Twierdzili, i� nigdy nie mia�em przyjaciela, i �e jedynie sztuka, filozofia oraz ob��d wype�nia�y ca�e moje tragiczne �ycie. Lokatorzy i policja owej nocy usi�owali mnie uspokoi�, lekarz da� mi jakie� lekarstwa, ale �aden z nich nie dostrzeg� koszmaru jaki si� tu wydarzy�. Nie przej�li si� tragicznym losem mego towarzysza, ale to co znale�li na tapczanie w pracowni wywo�a�o z ich strony wielki podziw, cho� wzbudzi� we mnie obrzydzenie i gorycz, i kt�ry przysporzy� mi s�awy. Ogarni�ty rozpacz� przesiaduj� ca�ymi godzinami - �ysy, siwobrody, podkurczony, sparali�owany, oszo�omiony narkotykami i za�amany - adoruj�c i modl�c si� do znalezionego przez nich przedmiotu. Zaprzeczaj�, �e sprzeda�em ostatni� z moich prac i z ekstaz� wskazuj� skamienia��, zimn�, milcz�c� "rzecz", kt�r� pozostawi� po sobie migocz�cy s�up �wiat�a. To wszystko, co pozosta�o po moim przyjacielu: boska g�owa z prastarego greckiego marmuru, m�oda ponadczasow� m�odo�ci�, o pi�knym, brodatym obliczu i pe�nych, zastyg�ych w u�miechu wargach, olimpijskim czole i g�stych faluj�cych w�osach ozdobionych makami. M�wi�, �e to upiorne "oblicze" ze wspomnie� jest odzwierciedleniem mego w�asnego, kiedy mia�em dwadzie�cia pi�� lat, tyle tylko, �e na jej marmurowej podstawie widniej� wyryte attyckie litery uk�adaj�ce si� w jedno, jedyne s�owo - HYPNOS. Arthur Jermyn (Arthur Jermyn) 1 �ycie jest okropne i tajemnicze, nadzwyczaj rzadko mamy okazj� ujrze� cienie prawdy skrywane za zas�on� r�norodnych z�udze� i iluzji - a kiedy to ju� nast�pi, �ycie wydaje si� nam po tysi�ckro� straszniejsze. Nauka, kt�ra i tak ju� srodze daje si� wszystkim we znaki kolejnymi, coraz bardziej szokuj�cymi rewelacjami, mo�e si� sta� ostatecznym eksterminatorem poszczeg�lnych ludzkich gatunk�w - naturalnie je�eli rzeczywi�cie stanowimy odr�bne gatunki. Umys�y �miertelnik�w nie s� w stanie wytrzyma� brzemienia niewyobra�alnej zgrozy, jaka mo�e si� czai� w prawdzie, i kt�ra kiedy� mo�e wychyn�� na beztroski, nie spodziewaj�cy si� niczego �wiat. Gdyby�my wiedzieli czym jeste�my, post�piliby�my tak samo jak Arthur Jermyn. Arthur Jermyn za�, pewnej nocy, obla� si� od st�p do g��w naft� i podpali�. Nikt nie z�o�y� jego zw�glonych szcz�tk�w do urny ani nie wystawi� mu pomnika. Znaleziono bowiem pewne dokumenty oraz obiekt zamkni�ty w skrzyni, kt�re sprawi�y, i� ludzie za wszelk� cen� pragn�li o nim zapomnie�. Niekt�rzy nawet, ci co go znali, zaprzeczaj� jakoby kiedykolwiek istnia�. Arthur Jermyn wyszed� na moczary i spali� si� �ywcem po tym, jak ujrza� �w obiekt kt�ry w wielkiej skrzyni przys�ano mu z Afryki. *** Zapewne wielu nie chcia�oby �y�, gdyby mia�o rysy twarzy podobne do oblicza m�odego Jermyna, by� on jednak poet�, uczonym i nie zwraca� na ten fakt wi�kszej uwagi. Nauk� mia� we krwi, bowiem jego pra-pra-pradziad, sir Wade Jermyn by� jednym z pierwszych badaczy regionu Konga i autorem wielu cenionych prac na temat tamtejszych plemion, fauny, flory i relikt�w przesz�o�ci. Niew�tpliwie stary sir Wade by� zapale�cem, przy czym jego zapa� graniczy� nieomal z ob��dem; jego dziwaczne dywagacje na temat prehistorycznej bia�ej cywilizacji kongijskiej wzbudzi�y wiele kontrowersji i kpin, kiedy opublikowa� je w ksi��ce zatytu�owanej: "Obserwacje na temat niekt�rych cz�ci Afryki". W 1765 roku �w nieustraszony odkrywca zosta� umieszczony w zak�adzie dla ob��kanych w Huntingdon. Szale�stwo tkwi�o we wszystkich Jermynach, ludzie za� cieszyli si�, bowiem nie by�o ich wielu. R�d wymiera� - Arthur by� ostatnim jego przedstawicielem. Gdyby by�o inaczej, nie wiadomo, co m�g�by uczyni� Arthur, kiedy otrzyma� PRZESY�K�. Jermynowie nigdy nie wygl�dali najlepiej, czego� im brakowa�o, ale Arthur bez w�tpienia prezentowa� si� najgorzej. Ogl�daj�c stare portrety rodu Jermynow wida� wyra�nie, i� przed narodzeniem sir Wade'a jego przodkowie mieli dostojne, szlachetne i ca�kiem przystojne oblicza. Najwyra�niej szale�stwo zacz�o si� od sir Wade'a, kt�rego przera�aj�ce, dzikie opowie�ci o Afryce by�y ongi� dla jego przyjaci� powodem do rado�ci i zgrozy. Wida� to by�o w jego zbiorze trofe�w i okaz�w, innych od tych, kt�rymi m�g�by poszczyci� si� normalny mi�o�nik afryka�skiej kultury; przechowywanych w duchu orientalnym, w jakim - co nale�y doda� - Wad� wychowywa� r�wnie� swoj� �on�. By�a ona, jak twierdzi�, c�rk� portugalskiego handlarza, kt�rego spotka� w Afryce, i nie lubi�a angielskiego stylu �ycia. Zar�wno ona i ich syn, kt�ry przyszed� na �wiat w Afryce, wr�cili z nim z drugiej i najd�u�szej z jego podr�y, po czym wyjechali wsp�lnie, ale bez syna, na trzeci� i ostatni�, nikt nigdy nie widzia� jej z bliska, nawet s�u��cy, zachowanie jej bowiem by�o nader gwa�towne i osobliwe. Podczas swego kr�tkiego pobytu w Jermyn House zajmowa�a odleg�e skrzyd�o, gdzie przebywa�a jedynie w towarzystwie swego m�a. Sir Wad� przejawia� dziwn� trosk� wzgl�dem swojej rodziny - kiedy bowiem powr�ci� do Afryki nie pozwala� opiekowa� si� swym synem nikomu, pr�cz odra�aj�cej murzynki z Gwinei. Po �mierci lady Jermyn, osobi�cie zaj�� si� wychowaniem ch�opca. Jednak to opowie�ci sir Wade'a, zw�aszcza te snute "po kielichu", by�y g��wnym powodem uznania go przez przyjaci� za niespe�na rozumu. W wieku racjonalno�ci, jakim by�o osiemnaste stulecie, nie by�o rzecz� roztropn� dla uczonego m�wi� o szalonych obrazach i dziwnych scenach zaobserwowanych w ksi�ycowe noce w kongijskim buszu; o gigantycznych murach i kolumnach zapomnianego miasta, obr�conych w gruzy i poro�ni�tych winoro�l� budowlach oraz o wilgotnych, milcz�cych, kamiennych stopniach wiod�cych w bezkresn�, mroczn� czelu�� grobowych skarbc�w i niezmierzonych katakumb. Przede wszystkim za�, nierozs�dnym by�o bredzi� o �ywych istotach, kt�re nawiedza�y pono� owe miejsca, o stworzeniach na po�y z d�ungli, na po�y za� z plugawych, bezbo�nych, pradawnych miast - bajecznych istotach, kt�re nawet Plutarch opisywa�by z wyra�nym sceptycyzmem; o stworach, kt�re mia�y pojawi� si�, kiedy wielkie ma�py zaludni�y wymieraj�ce miasta z ich murami, kolumnami, grobowcami i dziwnymi p�askorze�bami. Mimo to, po powrocie do domu sir Wade opowiada� o tym wszystkim ze wstrz�saj�cym, mro��cym krew w �y�ach zapa�em. Snu� swoje historie przewa�nie po wypiciu trzeciego "g��bszego" w Knights Head; che�pi� si� opowie�ciami o tym, co odnalaz� w d�ungli i o tym, jak mieszka� w�r�d przera�aj�cych, jemu tylko znanych ruin. Koniec ko�c�w jego historie o �yj�cych istotach sprawi�y, i� trafi� do zak�adu dla ob��kanych w Muntingdon. Nie odczuwa� jednak g��bszego �alu z powodu zamkni�cia, gdy� jego umys� pracowa� w nader osobliwy spos�b. Odk�d jego syn przesta� by� dzieckiem, sir Wade coraz mniej lubi� przebywa� w domu, a w ko�cu mog�o si� wydawa�, i� si� obawia� w�asnego syna. Jego g��wn� siedzib� sta�a si� Knights Head, a kiedy zamkni�to go w zak�adzie, przyj�� ten fakt z wdzi�czno�ci�, jakby oferowano mu tu schronienie. W trzy lata p�niej umar�. Syn Wade'a Jermyna, Philip, by� nader niezwyk�� osob�. Pomimo silnego fizycznego podobie�stwa do swego ojca r�ni� si� od niego zachowaniem, tak �e powszechnie starano si� go unika�. Pomimo �e nie odziedziczy� po ojcu szale�stwa, jak obawiali si� niekt�rzy, by� to najkr�cej m�wi�c sko�czony kretyn, przejawiaj�cy sk�onno�ci do kr�tkotrwa�ych atak�w niekontrolowanej w�ciek�o�ci. Z wygl�du niepozorny, by� niewiarygodnie silny i zr�czny. W dwana�cie lat po odziedziczeniu tytu�u o�eni� si� z c�rk� swego gajowego -jak powiadano Cygank� - ale jeszcze nim przyszed� na �wiat jego syn, zaokr�towa� si� jako marynarz na pok�ad statku, przypiecz�towuj�c tym czynem og�lne rozgoryczenie i odraz� wywo�an� zar�wno jego fatalnymi nawykami jak i mezaliansem. Po zako�czeniu wojny ameryka�skiej podj�� prac� na okr�cie marynarki handlowej p�ywaj�cym na szlakach afryka�skich, zyskuj�c sobie popularno�� dzi�ki niezwyk�ej sile i umiej�tno�ciom wspinaczki, ale koniec ko�c�w, kt�rej� nocy, nie wiedzie� czemu, znikn��. Statek kotwiczy� w�wczas u wybrze�y Konga. Powszechnie przyjmowane dziwactwa rodu Jermyn�w powr�ci�y wraz z osob� syna sir Philipa, kt�rego losy pod��y�y jeszcze dziwniejszym i fatalnym torem. Wysoki i do�� przystojny, z odrobin� tajemniczego wschodniego wdzi�ku, pomimo pewnych drobnych anomalii w proporcjach, Robert Jermyn by� urodzonym naukowcem i badaczem. To on jako pierwszy podda� badaniom naukowym ogromny zbi�r relikt�w, kt�re jego szalony dziadek przywi�z� z Afryki i swymi odkryciami rozs�awi� szeroko w dzie