5187
Szczegóły |
Tytuł |
5187 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5187 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5187 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5187 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Evaldas Liutkevicius
Jedna z niesko�czono�ci
W mroku przez wyci�cie celownika Marius widzia� niewyra�n�
sylwet� grila. Wczepiaj�c si� trzema szczup�ymi �apami w
okruchy ska�, gril zr�cznie wspina� si� w g�r� kamiennym
zboczem.
Lufa karabinu �ledz�ca trop zwierz�cia powoli zakre�li�a
szeroki �uk i na mgnienie oka zatrzyma�a si�. Wyskoczy� z niej
j�zyk ognia i echo strza�u potoczy�o si� w�wozem.
Kula za�wista�a, plasn�a o ska��, posypa�y si� od�amki.
Zebrawszy si�y gril olbrzymim skokiem dopad� szczytu
stoku, przetoczy� si� przez skalny gzyms i b�ysn�wszy
zielonymi oczyma, znikn�� w ciemno�ciach. Marius zgrzytn��
tylko z�bami. Zarzuci� karabin na rami� i chrz�kn�wszy
pu�ci� si� tropem grila.
Po polowaniu, kt�re trwa�o ca�y dzie�, zmordowany marszem
pod w�ciekle pal�cym s�o�cem Elana, Marius ledwie trzyma�
si� na nogach. Teraz za� nadchodzi�a wieczorna pora mgie�,
ci�kie buty coraz cz�ciej ze�lizgiwa�y si� z mokrych
kamieni i Marius co chwila ryzykowa� skr�ceniem karku.
Oszlifowane wiatrem, zetla�e i porowate ze staro�ci ska�y
Elana nawet w ci�gu dnia nie dawa�y bezpiecznego oparcia.
Marius stara� si� nie patrze� w d�. Pot ciek� mu po
twarzy, piersi, plecach. Wilgotny kombinezon przywiera� do
cia�a, kr�puj�c ruchy.
Nieustannie wyciera� oczy zalane s�onym potem.
Serce w�ciekle bi�o w piersiach. Chwilami wydawa�o mu si�,
�e g�uche echo t�tna wype�nia w�w�z. Na marsz dooko�a nie
mia� czasu. Przez godzin�, kt�r� zmarnowa�by obchodz�c ��te
Kolumny, gril m�g� skry� si� B�g wie gdzie, a wtedy - szukaj
wiatru w polu. Nie pomo�e nawet bioindykator. Za� straci�
tak� zdobycz po czternastogodzinnym po�cigu - o tym Marius
nie chcia� nawet my�le�.
Otar i Dom od��czyli prawie na pocz�tku polowania. W
puszczy jeszcze trzymali si� razem, ale w kamiennym w�wozie
od razu zostali w tyle. B�d� tu nie wcze�niej ni� za dwie
godziny.
Marius mimowolnie si� u�miechn��: czeg� innego m�g�
oczekiwa�. Nie spos�b ��todziobom-sta�ystom wytrzyma�
diabelskiego wy�cigu pod niemi�osiernie piecz�cym Korsarzem.
To zadanie dla wytrenowanego cia�a, cia�a profesjonalisty,
kt�ry wyr�nia si� b�yskawiczn� reakcj�, zwierz�cym w�chem
oraz intuicj�.
My�l o tym podzia�a�a na Mariusa jak najlepszy doping.
Znalaz� w sobie si�y do dalszej ryzykownej wspinaczki.
Dotar� do szczytu i nagle stan�� pora�ony podejrzeniem: a
mo�e gril wyczekuje za gzymsem, gotowy zepchn�� przeciwnika
w d�, jak tylko Marius wysunie g�ow�? Ale odrzuci� t�
g�upi� my�l. Gril nie ma ani si�y, ani niezb�dnego sprytu, by
pr�bowa� podobnych sztuczek.
Przetoczy� si� przez gzyms i zastyg�, by chwil� odpocz��.
Bioindykator na kolbie karabinu zamruga� rubinowym okiem
- odnalaz� �lady grila. Ale Marius nawet nie spojrza� na
skal� aktywno�ci - zainteresowa�o go co innego. Mimo �e
by�o do�� ciemno, od razu pozna� to miejsce. Wcze�niej
widzia� je tylko na mapie oraz na ta�mie - sfilmowane z
szybowca z wysoko�ci stu metr�w.
Czarny Kanion...
Gor�czkowo stara� si� przypomnie� sobie szczeg�y.
D�ugo�� - siedem kilometr�w. I �adnej drogi w bok.
Je�eli gril poszed� kanionem? �ciany
siedemdziesi�ciometrowej wysoko�ci s� r�wne jak st�. Tu nie
ma punkt�w zaczepienia nawet dla �ap grila.
Je�eli on ucieka Czarnym Kanionem?
Marius obejrza� si�.
Z miejsca, w kt�rym sta�, by�y dwie drogi: jedn� z nich
przed chwil� przyby�. Druga - to Czarny Kanion.
Nozdrza Mariusa rozszerzy�y si�, serce zacz�o bi�
mocniej.
Teraz nie ucieknie.
Do za�o�enia okular�w na podczerwieni wystarczy�o kilka
sekund. Marius zobaczy� upiornie b�yszcz�cy �wiat.
Powierzchnia Elana, roz�arzona s�o�cem pal�cym przez ca�y
dzie�, nie zd��y�a ostygn��. Widoczno�� przez okulary by�a
wspania�a.
Poprawi� pas karabinu i ruszy� naprz�d. Czarny Kanion
powita� go cisz�.
Szed� �wawo, ale nie �piesz�c si�: gril jest co prawda
niez�ym alpinist�, lecz na r�wnym terenie to Marius ma
zdecydowan� przewag�. Cz�owiek dogoni grila wcze�niej, nim
zwierz� pokona po�ow� drogi do wyj�cia z kanionu.
Lufa karabinu rytmicznie uderza�a o biodro Mariusa.
Jedynie ten d�wi�k oraz g�uche echo krok�w m�ci�o cisz�.
Po raz pierwszy od pocz�tku polowania, od chwili, kiedy
odnalaz� �lady grila, Marius pozwoli� sobie na chwil�
odpr�enia. Na swobodn� gr� my�li i marze�.
Teraz nie ucieknie.
Sygna� bioindykatora przywr�ci� Mariusa rzeczywisto�ci.
Rzuci� okiem na skal� aktywno�ci - strza�ka dr�a�a tu� przy
czerwonej linii.
Marius zdj�� z ramienia karabin. Teraz nie ucieknie.
Dwunasty przytuli� si� do g�adkiej kamiennej �ciany. Poczu�
przyjemny ch��d, orze�wiaj�cy �miertelnie zm�czone cia�o.
Dwunogi morderca jest bardzo blisko. Dwunasty czuje go
wszystkimi kom�rkami swego cia�a.
A wok� tylko kamie�. R�wny kamie�. Nie ma o co zaczepi�
�ap... I��. I�� naprz�d. Si�... brak si�.
"Nie ma uniwersalnego cia�a - uczyli Starsi. -
Uniwersalny jest tylko umys�. Tylko na nim mo�na polega� w
ka�dej sytuacji".
Fale my�li dwunogiego ch�oszcz� go niczym jadowite bicze.
Od ka�dego nowego impulsu przez cia�o Dwunastego przechodz�
skurcze. Coraz silniejsze impulsy dotykaj� coraz bole�niej.
Przyniesiony czarnymi falami pulsuj�cy b�l rozprzestrzenia
si� jak trucizna po ca�ym ciele.
Dwunasty zamkn�� oczy. Skoncentrowa� uwag� na kolorze
fal. Tylko ciemne tony. Zaledwie kilka razy b�ysn�y zielone
i niebieskie fale, lecz by�y zimne. I tak samo bolesne.
To ju� wszystko. Koniec.
Dwunasty przeczo�ga� si� jeszcze dziesi�� metr�w i
bezsilnie przywar� do zimnej �ciany. Wszystko na nic.
Dwunogi go dogoni.
Dwunasty mo�e si� jeszcze porusza�, przed�u�y� swoj�
egzystencj� o kilka minut. Przed�u�y� egzystencj�...
I strach.
Impulsy my�li zn�w sta�y si� silniejsze, chaos obcej
�wiadomo�ci p�omienn� fal� zala� m�zg.
Ale dlaczego? Dlaczego?
On jeszcze tak ma�o widzia�. Prze�y� zaledwie trzydzie�ci
cia�. I to wcale nie najd�u�szych egzystencji.
Ot Dziewi�tnasty albo Dwudziesty Czwarty prze�yli wi�cej
ni� po sto cia�, a nie s� wcale najstarszymi z fan�w.
Dlaczego on ma umiera�?
Fan�w zosta�o tak ma�o... I liczba ich wci�� si�
zmniejsza. Chocia� byli ostro�ni - wci�� gin�li i
gin�li. I nie zawsze znajdowali obok cia�o nadaj�ce si� do
zamiany. Wtedy - koniec. �mier�.
Dop�ki nie by�o dwunogich, fany trzyma�y si�. A teraz...
Przyszli dwunodzy i siej� wok� �mier�.
Mo�na by�oby ich zabi�. Zniszczy�. Wszystkich.
Ale Starsi nie pozwalaj�. Umys� - �wi�to�� nad
�wi�to�ciami. Starsi ucz�: iskry umys�u w czarnej przepa�ci
Kosmosu s� tak samo rzadkie jak zielone kwiaty na pustyni.
Zniszczy� umys�u nie wolno nikomu. Nikomu.
Dwunodzy s� naprawd� rozumni. Ale dlaczego zabijaj�
fan�w? Je�eli Starsi maj� racj� - nikt nie ma prawa zgasi�
iskry umys�u. Taka jest Wieczysta Ustawa. Dlaczego dwunodzy
jej nie przestrzegaj�?
Starsi m�wi�: dwunodzy choruj� na straszn� chorob� -
niewiedz� polegaj�c� na tym, �e wydaje si� im, �e wiedz�
wszystko. Fany znaj� t� chorob�. I rozumiej�, �e nie mo�na
wyzdrowie� od razu. Trzeba przechorowa�. Tylko wtedy poznasz
prawd�. Kiedy� dwunodzy zrozumiej�...
Ale dlaczego teraz musz� gin�� fany? Nie wolno dotyka�
dwunogiego. Nie wolno mu szkodzi�. Nawet w samoobronie.
Nikomu nie wolno ulec pokusie zniszczenia umys�u.
A dwunodzy morduj�.
"Morduj� tylko zwierz�ta" - m�wi� Starsi.
Dwunodzy s� rozumni...
Nie!!! Ten chaos przeciwie�stw zabije szybciej ni�
b�yskawice dwunogich...
Impulsy obcej �wiadomo�ci zacz�y k�u� cia�o Dwunastego z
wi�ksz� si��. Dwunogi by� tu� obok.
Marius patrzy� na grila, przyci�ni�tego do czarnej �ciany,
na jego wytrzeszczone oczy. W �wiecie stworzonym przez
okulary na podczerwieni gril przypomina� �wiec�c� puchow�
pi�k�, z kt�rej stercza�y trzy blade, d�ugie wyrostki -
�apy. Pi�kny egzemplarz. Za p� godziny przyb�d� tu Dom z
Otarem, naprowadzeni bioindykatorem. B�d� si� mogli cieszy�
zdobycz�. Pu�ci� �lin�.
Marius podni�s� karabin.
Echo strza�u tysi�cami b�belk�w d�wi�ku prysn�o na czarne
ska�y Elana.
�ycie Dwunastego gas�o powoli. Czu�, jak psychoenergia
opuszcza cia�o, rozp�ywa si� i topnieje w przestrzeni.
Odruchowo pr�bowa� jeszcze bada� otoczenie, chocia� wiedzia�
- daremnie. Receptory nie znajdowa�y w promieniu stu metr�w
najmniejszej cz�stki organicznej materii, a tym bardziej
odpowiedniego organizmu. A �wiadomo�� gas�a.
To znaczy koniec. �mier�?
Dlaczego Dwunasty oszukuje siebie? Przecie� jest
odpowiednie cia�o. Tutaj, obok. Dwunogi!
Nie, nie!... Odebra� cia�o - znaczy zniszczy� jego
�wiadomo��. Zniszczy� jego umys�. Gniew Starszych b�dzie
straszny. I wyrok mo�e by� straszniejszy ni� �mier�...
Dwunasty przypomnia� sobie star� legend� o Si�dmym, kt�ry
zmieni� cia�o bez niezb�dnej potrzeby! A potem, uciekaj�c od
Starszych, pocz�� zmienia� cia�a jak nawiedzony. Wtedy
jeszcze planeta t�tni�a �yciem, tote� Starszym ci�ko by�o
z�apa� Si�dmego. A jednak wpad�.
My�l�c o strasznym losie Si�dmego Dwunasty na chwil�
zapomnia�, �e sam jest ju� prawie martwy...
Nagle zala�a go straszna ch�� �ycia. Bolesna, ostra,
niezwyci�ona.
Dlaczego oszukuje sam siebie? Przecie� pod�wiadomie
wiedzia�, �e to zrobi. Wiedzia� ju� wtedy, gdy dwunogi
zacz�� go tropi�.
Nie by�o czasu na my�lenie. �ycie ledwie si� tli�o.
Dwunasty zebra� si�y i mocny impuls �wiadomo�ci fana
eksplodowa� w m�zgu cz�owieka.
Pojedynek trwa� tylko chwil�.
�wiadomo�� cz�owieka broni�a si� zaciekle. Takiego oporu
Dwunasty jeszcze nigdy nie zazna�. Lecz pojedynek nie by�
dla niego czym� nowym.
Jeszcze sekunda i tego, kt�ry nazywa� si� Marius
Tarvydas, ju� nie by�o.
Dwunasty zrobi� kilka krok�w, sprawdzaj�c swoje nowe
wcielenie. Cia�o dwunogiego nieoczekiwanie spodoba�o mu si�.
Stuleciami trenowana sztuka adaptacji zrobi�a swoje: po
pi�ciu minutach ruchy Dwunastego niczym si� nie r�ni�y od
ruch�w cz�owieka.
Dwunasty stara� si� nie patrze� na okrwawione zw�oki,
kt�re jeszcze tak niedawno by�y jego cia�em. Pi�tnasty
kiedy� powiedzia�, �e do tego mo�na przywykn��, ale nie
wcze�niej ni� po trzydziestu zmianach.
Nagle spostrzeg�, �e trzyma w r�ku bro� dwunogiego. Palce
same si� rozwar�y, karabin upad� na ziemi�. Dwunasty patrzy�
na�, staraj�c si� przezwyci�y� nerwowy dreszcz. Kilka minut
temu... Zamkn�� oczy.
Nagle, nie pojmuj�c, dlaczego tak robi, schyli� si� i
podni�s� karabin. R�ce wyczu�y ci�ar metalu.
Oto ona, straszna bro� dwunogiego, rzucaj�ca
�mierciono�ne b�yskawice.
Nie�wiadomie powtarzaj�c jego ruchy, Dwunasty spr�bowa�
sobie przypomnie�, co robi� dwunogi.
Pad� strza�.
Dwunasty odruchowo odskoczy� na bok, lecz nie wypu�ci�
karabinu z r�k.
Co� przeszkadza�o mu skupi� my�li.
Bioimpulsy. Wyczu� to ju� wcze�niej, lecz g�owa by�a
zaj�ta czym� innym i nie zwr�ci� na to uwagi.
Kalejdoskop fal mruga� szybciej i szybciej, wypychaj�c
inne odczucia.
Nagle fala zimnego strachu zala�a Dwunastego. Kom�rki
cia�a wyczu�y dobrze znany biorytm, kt�rego on nie pomyli z
�adnym innym a� do �mierci.
Dwunodzy.
Na chwil� zapomnia�, �e ma nowe cia�o. Cia�o dwunogiego.
Zn�w poczu�, �e jest prze�ladowany. Obj�� go strach
�mierci.
I nagle wszystko - strach, nienawi��, pragnienie �ycia -
zla�o si� w szale�stwo kolor�w i wybuch�o niczym gwiazda
obj�wszy m�zg fal� ognia.
T�cza impuls�w �wiadomo�ci stopniowo gas�a, zmieniaj�c
si� w czarn� pulsacj�, kt�ra, podobna nag�ej nocy, wstawa�a z
tajemniczych g��bin �wiadomo�ci i rozprzestrzenia�a si�
ciemnym potopem, obejmuj�c ca�o�� Dwunastego.
�wiadomo�� fana nada�a rozkaz i mi�nie cz�owieczego
cia�a pos�usznie skurczy�y si�, przyst�puj�c do jego
wykonania.
R�ce, kt�re jeszcze niedawno nale�a�y do zawodowego
my�liwego, Mariusa Tarvydasa, mocniej �cisn�y karabin.
Otar pierwszy zobaczy� Mariusa, stoj�cego przy martwym
grilu.
- My�la�em, �e on mimo wszystko uciek�! -
krzykn�� jeszcze z daleka.
- M�j Bo�e, jak zdo�ali�cie wej�� na t� �cian�? Nie
wierzy�em w�asnym oczom, kiedy bioindykator pokaza�
kierunek. My z przyjacielem nawet posprzeczali�my si�!
Prawda, Dom? - Otar stukn�� dryblasa w rami�.
Dom nic nie odpowiedzia�, tylko nie odrywaj�c oczu,
patrzy� na Mariusa. Sz�stym zmys�em poczu� nagle, co zdarzy
si� za chwil� i skoczy� w bok. Lecz w Czarnym Kanionie nie
by�o �adnej kryj�wki. Kula wesz�a prosto w serce, Dom upad�
nawet nie krzykn�wszy, uderzaj�c twarz� o fioletowy piasek
Elana.
Otar szeroko rozwartymi oczami �ledzi� luf� karabinu, z
kt�rej wyskoczy�a cienka niteczka dymu. I tak upad� - ze
zdziwieniem w oczach i kul� mi�dzy nimi. Le�a� i patrzy�
wytrzeszczonymi oczami w niebo Elana, zdziwiony mnogo�ci�
gwiazd. Na chwil� przed �mierci� zrozumia�, jaki
bezgraniczny jest wszech�wiat.
Na czarnym ekranie centralnego pulpitu migota�y bia�e iskry
gwiazd. Jedna z nich, w �rodku ekranu, by�a troch� wi�ksza
ni� pozosta�e.
Obj�ci mi�kkimi amortyzatorami przeci��e� w g��bokich
krzes�ach pilot�w naprzeciw pulpitu siedzieli trzej
m�czy�ni. Cel podr�y osi�gn� za 72 godziny.
Trzy pary oczu patrzy�y na gwiazd� w �rodku ekranu.
- A co by�o p�niej? - przem�wi� nawigator. - P�niej?
Egzobiolog oderwa� wzrok od ekranu i potar� palcami
g�ow�.
- Znale�li�my ich po dw�ch dniach. Otara, Doma i grila...
Marszruta patrolowego szybowca przecina�a tego dnia Czarny
Kanion.
- A ten... w ciele Mariusa... - w g�osie nawigatora
brzmia�a nieskrywana ciekawo��.
- Sam przyszed� do nas po trzech dniach. To by� pierwszy
nasz kontakt z fanami. Przyszed� prosz�c, by go zabi�...
Czemu tak si� zdziwili�cie? - zapyta� egzobiolog patrz�c na
wytrzeszczone oczy nawigatora. Ten by� tak przej�ty, �e
zapomnia� o swoim pulpicie. - Taka by�a decyzja Starszych
fan�w. I jego w�asna tak�e... �wiadomo��, umys� dla fan�w...
�wi�ta rzecz. Fan raczej zgodzi si� umrze� ni� zaszkodzi�
rozumnej istocie. Zetkn�li si� z lud�mi - no i zdarzy�o si�
co� podobnego do biblijnego "Je�eli uderz� ci� w jeden
policzek, nadstaw drugi...". Fakt, �e fan zamordowa� tych
dw�ch... nie, trzech ludzi, zupe�nie nie przeczy tej srogiej
zasadzie. Wyskoczy�a po prostu psychiczna anomalia. M�wi�c
ziemskimi terminami: nerwy, szok, "zbrodnia w afekcie".
Chocia� zwyczajnie nikt nie mo�e zmusi� fana do z�amania
Prawa Wiek�w. Wystarczy�o, �e przyszed� do siebie i...
os�dzi� si� sam.
- Nigdy nie zrozumiem tego! - powiedzia� martwym g�osem
nawigator. - Zosta�o ich zaledwie siedemdziesi�ciu. I po
tym, co ludzie zrobili na Elanie... Kiedy ta historia na
Ziemi wci�� by�a sensacj� dnia, przez stereowizj� cz�sto
pokazywano centrum kosmicznego Polowania. Tam jest sala
Elana! Wsz�dzie futra. �ciany, meble... Pomy�le� tylko, �e
kt�rykolwiek z nich m�g�by... Przecie� oni, fany, musz�
nienawidzi� nas... Zniszczy� jak... Nie, nigdy si� nie
zrozumiemy.
- Tak, ich kanony my�lenia s� nam bardzo obce - zamrucza�
egzobiolog. - Ci�ko b�dzie nam obcowa� ze sob�. Bardzo
ci�ko... Ale to ju� nie moja dziedzina...
Nawigator wyczekuj�co spojrza� na egzopsychologa, kt�ry
zamy�lony patrzy� na ekran i, jak si� wydawa�o, zupe�nie nie
s�ucha� rozmowy.
- Co ja mog� powiedzie�? - g�os egzopsychologa zabrzmia�
g�ucho pod kopu�� centrum nawigacji. - Struktura ich
my�lenia jest bliska naszej, oczywi�cie w kosmicznym sensie.
Lecz je�eli przeciwstawimy ludzi oraz fan�w cywilizacji
kryszta��w Akwana, to znaczy drodze i celom zupe�nie dla nas
niezrozumia�ym i kt�re chyba nigdy nie stan� si� dla nas
jasne, wtedy biosfery Ziemi i Elana, hm, oka�� si� ga��ziami
w�a�ciwie tego samego drzewa...
- No nie, tego ju� za wiele - b�kn�� egzobiolog.
- Ale� ta, tak - g�os egzopsychologa zabrzmia� g�ucho.
- Jedno jest pewne: z podobnymi zjawiskami dotychczas si�
nie zetkn�li�my, a po zetkni�ciu zn�w przekonujemy si�, �e
nie dojrzeli�my do podobnych spotka�... Wida�, �e
dysproporcja mi�dzy rozwojem psychiki oraz techniki nie jest
tylko efektownym wymys�em naszych moralist�w...
Zamilk� na chwil�.
- Nigdy nie b�dziemy wiedzie�, jak si� to wszystko
zacz�o. Czy to by�a jaka� "genetyczna katastrofa", czy
z�o�ona mutacja. Tak czy owak to musia�o si� zdarzy�
niewyobra�alnie dawno temu, je�eli dane o pocz�tku nie
pozosta�y nawet w ogromnych arsena�ach pami�ci fan�w.
Niekt�rzy my�l�, �e by� taki moment w ewolucji, gdy fany
ju� nie mog�y rozmna�a� si� biologicznie. Albo nie chcia�y,
my�l�c, �e odnalaz�y inn�, bardziej przysz�o�ciow� drog�.
Przyszed� moment, kiedy nowe fany ju� nie rodzi�y si�.
Przekazywano tylko sam� informacj�, �wiadomo��, osobowo��,
zapis wewn�trznego "ja" ka�dego fana, niewa�ne, jak to
nazwiemy... Ta informacja mog�a by� przekazywana do ka�dego
biologicznie dostatecznie skomplikowanego przedstawiciela
fauny Elana. Fany tak opanowa�y t� metod�, �e straci�y
swe prawdziwe cia�a w tym egotelepsychotransplantacyjnym
wirze. My�la�y, �e odnalaz�y drog� w "z�oty wiek". Wtedy
by�y ich miliardy. Techniczny kierunek cywilizacji zosta�
zupe�nie zapoznany. Biocywilizacja, ca�kowita symbioza z
biosfer�... I wtedy przysz�a pora wielkich nieszcz��.
Liczba fan�w zacz�a katastroficznie male�. A droga do
biologicznej regeneracji rasy by�a ju� dawno zapomniana.
Zosta�a jedyna szansa - strzec tego, co pozosta�o. Jaka to
by�a droga, wiedz� tylko fany. Po ostatniej geologicznej
zmianie planety, kt�r� nazywaj� por� D�ugiej Suszy, by�o ich
jeszcze kilkaset tysi�cy. Ile jest teraz - wiecie sami...
Egzopsycholog zamilk�.
- A co si� sta�o z fanem Mariusem? - przerwa� cisz�
nawigator.
- To by�o najstraszniejsze z tego, co prze�y�em
kiedykolwiek - odezwa� si� egzobiolog. - Kiedy pojawi� si� w
bazie i kontakt z fanami zosta� nawi�zany, nikt nawet nie
pomy�la�, a�eby go zabi�. Wr�ci� do swoich ju� nie m�g�.
Starsi nie zmieniaj� decyzji. Zosta� wi�c w bazie i sp�dzi�
tam pi�� strasznych dni. Ba� si� ludzi, chocia� stara� si�
tego nie pokazywa�. A ludzie bali si� jego. Nawet ci,
specjalnie przygotowywani do takich kontakt�w. Nic dziwnego
- oni mogliby spokojnie obcowa� z rozumn� o�miornic� czy
my�l�cym paj�kiem wielko�ci s�onia, ale to... Tym bardziej
�e z Mariusem wi�kszo�� pracownik�w bazy zna�a si� ponad
rok... Czwartego dnia Dwunastemu zdarzy�o si� to, co, m�wi�c
o cz�owieku, nazwaliby�my "ostr� schizofreni�"... Ale co to
by�a za schizofrenia! Je�eli chocia� troch� znacie faun�
Elana, mo�ecie wyobrazi� sobie, co czu�em, gdy w ruchach
ludzkiego cia�a nagle poznawa�em to grila, to kwakka, to
jeszcze z dziesi�� bioform b�d�cych kiedy� cia�ami fana. Nie
wiedzieli�my, co robi�. Kiedy wreszcie w strz�py rozbi�
meteopawilon i powa�nie rani� dw�ch laborant�w, kto� nie
wytrzyma� nerwowo...
W sterowni zapanowa�a cisza, kt�r� m�ci�o tylko
terkotanie aparatury steru.
- Straszna jest nie sama katastrofa Elana - cicho
przem�wi� egzopsycholog. - Straszne jest to, �e my, ledwie
zrobiwszy pierwszy pewny krok w kosmos, pope�nili�my tak
straszny b��d, kt�ry w �adnym wypadku nie powinien si�
powt�rzy�. Nie wolno tak post�powa�. A my dopiero
postawili�my nog� na progu galaktyki i nie wiemy, jaki
b�dzie nast�pny krok...
Trzej ludzie milcz�c patrzyli na ekran przy pulpicie, na
kt�rym powi�ksza� si� Korsarz - gwiazda, dooko�a kt�rej
kr�ci si� Elan. Male�ka planeta. Drobina w bezgranicznej
galaktyce. Atom w bezdennym wszech�wiecie. Jedna z
niesko�czono�ci.
Prze�o�y�a Erika Straukiene
EVALDAS LIUTKEVICIUS
Urodzony w 1957 roku w Mariampolu. Absolwent wydzia�u prawa
Uniwersytetu Wile�skiego, pracuje obecnie jako prokurator.
Debiutowa� w 1982 roku w litewskim magazynie "Nauka i
technika" prezentowanym dzi� tekstem "Jedna z
niesko�czono�ci". Zaj�ty prac� zawodow� nie pisze wiele,
opublikowa� dot�d tylko trzy opowiadania; Jean Pierre Moumon
przet�umaczy� je na francuski i pomie�ci� w swoim
"Antaresie". Liutkevicius lubi fantasy (m.in. naszego A.
Sapkowskiego), sam pisze fantastyk� wychodz�c� od dobrych
ameryka�skich wzorc�w SF z lat pi��dziesi�tych. Mimo to jego
licz�ce 9 lat opowiadanie kojarzy si� wcale nie po
ameryka�sku i zgo�a wsp�cze�nie.
"Jedn� z niesko�czono�ci" z j�zyka litewskiego na polski
prze�o�y�a dzia�aczka Kowie�skiego Klubu Mi�o�nik�w
Fantastyki, E r i k a S t r a u k i e n e, debiutuj�c tym
samym na naszych �amach jako t�umaczka. Jesieni� 1989 roku
przebywa�a z wizyt� na Nordconie i go�ci�a tak�e w
"Fantastyce".