5187

Szczegóły
Tytuł 5187
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5187 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5187 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5187 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Evaldas Liutkevicius Jedna z niesko�czono�ci W mroku przez wyci�cie celownika Marius widzia� niewyra�n� sylwet� grila. Wczepiaj�c si� trzema szczup�ymi �apami w okruchy ska�, gril zr�cznie wspina� si� w g�r� kamiennym zboczem. Lufa karabinu �ledz�ca trop zwierz�cia powoli zakre�li�a szeroki �uk i na mgnienie oka zatrzyma�a si�. Wyskoczy� z niej j�zyk ognia i echo strza�u potoczy�o si� w�wozem. Kula za�wista�a, plasn�a o ska��, posypa�y si� od�amki. Zebrawszy si�y gril olbrzymim skokiem dopad� szczytu stoku, przetoczy� si� przez skalny gzyms i b�ysn�wszy zielonymi oczyma, znikn�� w ciemno�ciach. Marius zgrzytn�� tylko z�bami. Zarzuci� karabin na rami� i chrz�kn�wszy pu�ci� si� tropem grila. Po polowaniu, kt�re trwa�o ca�y dzie�, zmordowany marszem pod w�ciekle pal�cym s�o�cem Elana, Marius ledwie trzyma� si� na nogach. Teraz za� nadchodzi�a wieczorna pora mgie�, ci�kie buty coraz cz�ciej ze�lizgiwa�y si� z mokrych kamieni i Marius co chwila ryzykowa� skr�ceniem karku. Oszlifowane wiatrem, zetla�e i porowate ze staro�ci ska�y Elana nawet w ci�gu dnia nie dawa�y bezpiecznego oparcia. Marius stara� si� nie patrze� w d�. Pot ciek� mu po twarzy, piersi, plecach. Wilgotny kombinezon przywiera� do cia�a, kr�puj�c ruchy. Nieustannie wyciera� oczy zalane s�onym potem. Serce w�ciekle bi�o w piersiach. Chwilami wydawa�o mu si�, �e g�uche echo t�tna wype�nia w�w�z. Na marsz dooko�a nie mia� czasu. Przez godzin�, kt�r� zmarnowa�by obchodz�c ��te Kolumny, gril m�g� skry� si� B�g wie gdzie, a wtedy - szukaj wiatru w polu. Nie pomo�e nawet bioindykator. Za� straci� tak� zdobycz po czternastogodzinnym po�cigu - o tym Marius nie chcia� nawet my�le�. Otar i Dom od��czyli prawie na pocz�tku polowania. W puszczy jeszcze trzymali si� razem, ale w kamiennym w�wozie od razu zostali w tyle. B�d� tu nie wcze�niej ni� za dwie godziny. Marius mimowolnie si� u�miechn��: czeg� innego m�g� oczekiwa�. Nie spos�b ��todziobom-sta�ystom wytrzyma� diabelskiego wy�cigu pod niemi�osiernie piecz�cym Korsarzem. To zadanie dla wytrenowanego cia�a, cia�a profesjonalisty, kt�ry wyr�nia si� b�yskawiczn� reakcj�, zwierz�cym w�chem oraz intuicj�. My�l o tym podzia�a�a na Mariusa jak najlepszy doping. Znalaz� w sobie si�y do dalszej ryzykownej wspinaczki. Dotar� do szczytu i nagle stan�� pora�ony podejrzeniem: a mo�e gril wyczekuje za gzymsem, gotowy zepchn�� przeciwnika w d�, jak tylko Marius wysunie g�ow�? Ale odrzuci� t� g�upi� my�l. Gril nie ma ani si�y, ani niezb�dnego sprytu, by pr�bowa� podobnych sztuczek. Przetoczy� si� przez gzyms i zastyg�, by chwil� odpocz��. Bioindykator na kolbie karabinu zamruga� rubinowym okiem - odnalaz� �lady grila. Ale Marius nawet nie spojrza� na skal� aktywno�ci - zainteresowa�o go co innego. Mimo �e by�o do�� ciemno, od razu pozna� to miejsce. Wcze�niej widzia� je tylko na mapie oraz na ta�mie - sfilmowane z szybowca z wysoko�ci stu metr�w. Czarny Kanion... Gor�czkowo stara� si� przypomnie� sobie szczeg�y. D�ugo�� - siedem kilometr�w. I �adnej drogi w bok. Je�eli gril poszed� kanionem? �ciany siedemdziesi�ciometrowej wysoko�ci s� r�wne jak st�. Tu nie ma punkt�w zaczepienia nawet dla �ap grila. Je�eli on ucieka Czarnym Kanionem? Marius obejrza� si�. Z miejsca, w kt�rym sta�, by�y dwie drogi: jedn� z nich przed chwil� przyby�. Druga - to Czarny Kanion. Nozdrza Mariusa rozszerzy�y si�, serce zacz�o bi� mocniej. Teraz nie ucieknie. Do za�o�enia okular�w na podczerwieni wystarczy�o kilka sekund. Marius zobaczy� upiornie b�yszcz�cy �wiat. Powierzchnia Elana, roz�arzona s�o�cem pal�cym przez ca�y dzie�, nie zd��y�a ostygn��. Widoczno�� przez okulary by�a wspania�a. Poprawi� pas karabinu i ruszy� naprz�d. Czarny Kanion powita� go cisz�. Szed� �wawo, ale nie �piesz�c si�: gril jest co prawda niez�ym alpinist�, lecz na r�wnym terenie to Marius ma zdecydowan� przewag�. Cz�owiek dogoni grila wcze�niej, nim zwierz� pokona po�ow� drogi do wyj�cia z kanionu. Lufa karabinu rytmicznie uderza�a o biodro Mariusa. Jedynie ten d�wi�k oraz g�uche echo krok�w m�ci�o cisz�. Po raz pierwszy od pocz�tku polowania, od chwili, kiedy odnalaz� �lady grila, Marius pozwoli� sobie na chwil� odpr�enia. Na swobodn� gr� my�li i marze�. Teraz nie ucieknie. Sygna� bioindykatora przywr�ci� Mariusa rzeczywisto�ci. Rzuci� okiem na skal� aktywno�ci - strza�ka dr�a�a tu� przy czerwonej linii. Marius zdj�� z ramienia karabin. Teraz nie ucieknie. Dwunasty przytuli� si� do g�adkiej kamiennej �ciany. Poczu� przyjemny ch��d, orze�wiaj�cy �miertelnie zm�czone cia�o. Dwunogi morderca jest bardzo blisko. Dwunasty czuje go wszystkimi kom�rkami swego cia�a. A wok� tylko kamie�. R�wny kamie�. Nie ma o co zaczepi� �ap... I��. I�� naprz�d. Si�... brak si�. "Nie ma uniwersalnego cia�a - uczyli Starsi. - Uniwersalny jest tylko umys�. Tylko na nim mo�na polega� w ka�dej sytuacji". Fale my�li dwunogiego ch�oszcz� go niczym jadowite bicze. Od ka�dego nowego impulsu przez cia�o Dwunastego przechodz� skurcze. Coraz silniejsze impulsy dotykaj� coraz bole�niej. Przyniesiony czarnymi falami pulsuj�cy b�l rozprzestrzenia si� jak trucizna po ca�ym ciele. Dwunasty zamkn�� oczy. Skoncentrowa� uwag� na kolorze fal. Tylko ciemne tony. Zaledwie kilka razy b�ysn�y zielone i niebieskie fale, lecz by�y zimne. I tak samo bolesne. To ju� wszystko. Koniec. Dwunasty przeczo�ga� si� jeszcze dziesi�� metr�w i bezsilnie przywar� do zimnej �ciany. Wszystko na nic. Dwunogi go dogoni. Dwunasty mo�e si� jeszcze porusza�, przed�u�y� swoj� egzystencj� o kilka minut. Przed�u�y� egzystencj�... I strach. Impulsy my�li zn�w sta�y si� silniejsze, chaos obcej �wiadomo�ci p�omienn� fal� zala� m�zg. Ale dlaczego? Dlaczego? On jeszcze tak ma�o widzia�. Prze�y� zaledwie trzydzie�ci cia�. I to wcale nie najd�u�szych egzystencji. Ot Dziewi�tnasty albo Dwudziesty Czwarty prze�yli wi�cej ni� po sto cia�, a nie s� wcale najstarszymi z fan�w. Dlaczego on ma umiera�? Fan�w zosta�o tak ma�o... I liczba ich wci�� si� zmniejsza. Chocia� byli ostro�ni - wci�� gin�li i gin�li. I nie zawsze znajdowali obok cia�o nadaj�ce si� do zamiany. Wtedy - koniec. �mier�. Dop�ki nie by�o dwunogich, fany trzyma�y si�. A teraz... Przyszli dwunodzy i siej� wok� �mier�. Mo�na by�oby ich zabi�. Zniszczy�. Wszystkich. Ale Starsi nie pozwalaj�. Umys� - �wi�to�� nad �wi�to�ciami. Starsi ucz�: iskry umys�u w czarnej przepa�ci Kosmosu s� tak samo rzadkie jak zielone kwiaty na pustyni. Zniszczy� umys�u nie wolno nikomu. Nikomu. Dwunodzy s� naprawd� rozumni. Ale dlaczego zabijaj� fan�w? Je�eli Starsi maj� racj� - nikt nie ma prawa zgasi� iskry umys�u. Taka jest Wieczysta Ustawa. Dlaczego dwunodzy jej nie przestrzegaj�? Starsi m�wi�: dwunodzy choruj� na straszn� chorob� - niewiedz� polegaj�c� na tym, �e wydaje si� im, �e wiedz� wszystko. Fany znaj� t� chorob�. I rozumiej�, �e nie mo�na wyzdrowie� od razu. Trzeba przechorowa�. Tylko wtedy poznasz prawd�. Kiedy� dwunodzy zrozumiej�... Ale dlaczego teraz musz� gin�� fany? Nie wolno dotyka� dwunogiego. Nie wolno mu szkodzi�. Nawet w samoobronie. Nikomu nie wolno ulec pokusie zniszczenia umys�u. A dwunodzy morduj�. "Morduj� tylko zwierz�ta" - m�wi� Starsi. Dwunodzy s� rozumni... Nie!!! Ten chaos przeciwie�stw zabije szybciej ni� b�yskawice dwunogich... Impulsy obcej �wiadomo�ci zacz�y k�u� cia�o Dwunastego z wi�ksz� si��. Dwunogi by� tu� obok. Marius patrzy� na grila, przyci�ni�tego do czarnej �ciany, na jego wytrzeszczone oczy. W �wiecie stworzonym przez okulary na podczerwieni gril przypomina� �wiec�c� puchow� pi�k�, z kt�rej stercza�y trzy blade, d�ugie wyrostki - �apy. Pi�kny egzemplarz. Za p� godziny przyb�d� tu Dom z Otarem, naprowadzeni bioindykatorem. B�d� si� mogli cieszy� zdobycz�. Pu�ci� �lin�. Marius podni�s� karabin. Echo strza�u tysi�cami b�belk�w d�wi�ku prysn�o na czarne ska�y Elana. �ycie Dwunastego gas�o powoli. Czu�, jak psychoenergia opuszcza cia�o, rozp�ywa si� i topnieje w przestrzeni. Odruchowo pr�bowa� jeszcze bada� otoczenie, chocia� wiedzia� - daremnie. Receptory nie znajdowa�y w promieniu stu metr�w najmniejszej cz�stki organicznej materii, a tym bardziej odpowiedniego organizmu. A �wiadomo�� gas�a. To znaczy koniec. �mier�? Dlaczego Dwunasty oszukuje siebie? Przecie� jest odpowiednie cia�o. Tutaj, obok. Dwunogi! Nie, nie!... Odebra� cia�o - znaczy zniszczy� jego �wiadomo��. Zniszczy� jego umys�. Gniew Starszych b�dzie straszny. I wyrok mo�e by� straszniejszy ni� �mier�... Dwunasty przypomnia� sobie star� legend� o Si�dmym, kt�ry zmieni� cia�o bez niezb�dnej potrzeby! A potem, uciekaj�c od Starszych, pocz�� zmienia� cia�a jak nawiedzony. Wtedy jeszcze planeta t�tni�a �yciem, tote� Starszym ci�ko by�o z�apa� Si�dmego. A jednak wpad�. My�l�c o strasznym losie Si�dmego Dwunasty na chwil� zapomnia�, �e sam jest ju� prawie martwy... Nagle zala�a go straszna ch�� �ycia. Bolesna, ostra, niezwyci�ona. Dlaczego oszukuje sam siebie? Przecie� pod�wiadomie wiedzia�, �e to zrobi. Wiedzia� ju� wtedy, gdy dwunogi zacz�� go tropi�. Nie by�o czasu na my�lenie. �ycie ledwie si� tli�o. Dwunasty zebra� si�y i mocny impuls �wiadomo�ci fana eksplodowa� w m�zgu cz�owieka. Pojedynek trwa� tylko chwil�. �wiadomo�� cz�owieka broni�a si� zaciekle. Takiego oporu Dwunasty jeszcze nigdy nie zazna�. Lecz pojedynek nie by� dla niego czym� nowym. Jeszcze sekunda i tego, kt�ry nazywa� si� Marius Tarvydas, ju� nie by�o. Dwunasty zrobi� kilka krok�w, sprawdzaj�c swoje nowe wcielenie. Cia�o dwunogiego nieoczekiwanie spodoba�o mu si�. Stuleciami trenowana sztuka adaptacji zrobi�a swoje: po pi�ciu minutach ruchy Dwunastego niczym si� nie r�ni�y od ruch�w cz�owieka. Dwunasty stara� si� nie patrze� na okrwawione zw�oki, kt�re jeszcze tak niedawno by�y jego cia�em. Pi�tnasty kiedy� powiedzia�, �e do tego mo�na przywykn��, ale nie wcze�niej ni� po trzydziestu zmianach. Nagle spostrzeg�, �e trzyma w r�ku bro� dwunogiego. Palce same si� rozwar�y, karabin upad� na ziemi�. Dwunasty patrzy� na�, staraj�c si� przezwyci�y� nerwowy dreszcz. Kilka minut temu... Zamkn�� oczy. Nagle, nie pojmuj�c, dlaczego tak robi, schyli� si� i podni�s� karabin. R�ce wyczu�y ci�ar metalu. Oto ona, straszna bro� dwunogiego, rzucaj�ca �mierciono�ne b�yskawice. Nie�wiadomie powtarzaj�c jego ruchy, Dwunasty spr�bowa� sobie przypomnie�, co robi� dwunogi. Pad� strza�. Dwunasty odruchowo odskoczy� na bok, lecz nie wypu�ci� karabinu z r�k. Co� przeszkadza�o mu skupi� my�li. Bioimpulsy. Wyczu� to ju� wcze�niej, lecz g�owa by�a zaj�ta czym� innym i nie zwr�ci� na to uwagi. Kalejdoskop fal mruga� szybciej i szybciej, wypychaj�c inne odczucia. Nagle fala zimnego strachu zala�a Dwunastego. Kom�rki cia�a wyczu�y dobrze znany biorytm, kt�rego on nie pomyli z �adnym innym a� do �mierci. Dwunodzy. Na chwil� zapomnia�, �e ma nowe cia�o. Cia�o dwunogiego. Zn�w poczu�, �e jest prze�ladowany. Obj�� go strach �mierci. I nagle wszystko - strach, nienawi��, pragnienie �ycia - zla�o si� w szale�stwo kolor�w i wybuch�o niczym gwiazda obj�wszy m�zg fal� ognia. T�cza impuls�w �wiadomo�ci stopniowo gas�a, zmieniaj�c si� w czarn� pulsacj�, kt�ra, podobna nag�ej nocy, wstawa�a z tajemniczych g��bin �wiadomo�ci i rozprzestrzenia�a si� ciemnym potopem, obejmuj�c ca�o�� Dwunastego. �wiadomo�� fana nada�a rozkaz i mi�nie cz�owieczego cia�a pos�usznie skurczy�y si�, przyst�puj�c do jego wykonania. R�ce, kt�re jeszcze niedawno nale�a�y do zawodowego my�liwego, Mariusa Tarvydasa, mocniej �cisn�y karabin. Otar pierwszy zobaczy� Mariusa, stoj�cego przy martwym grilu. - My�la�em, �e on mimo wszystko uciek�! - krzykn�� jeszcze z daleka. - M�j Bo�e, jak zdo�ali�cie wej�� na t� �cian�? Nie wierzy�em w�asnym oczom, kiedy bioindykator pokaza� kierunek. My z przyjacielem nawet posprzeczali�my si�! Prawda, Dom? - Otar stukn�� dryblasa w rami�. Dom nic nie odpowiedzia�, tylko nie odrywaj�c oczu, patrzy� na Mariusa. Sz�stym zmys�em poczu� nagle, co zdarzy si� za chwil� i skoczy� w bok. Lecz w Czarnym Kanionie nie by�o �adnej kryj�wki. Kula wesz�a prosto w serce, Dom upad� nawet nie krzykn�wszy, uderzaj�c twarz� o fioletowy piasek Elana. Otar szeroko rozwartymi oczami �ledzi� luf� karabinu, z kt�rej wyskoczy�a cienka niteczka dymu. I tak upad� - ze zdziwieniem w oczach i kul� mi�dzy nimi. Le�a� i patrzy� wytrzeszczonymi oczami w niebo Elana, zdziwiony mnogo�ci� gwiazd. Na chwil� przed �mierci� zrozumia�, jaki bezgraniczny jest wszech�wiat. Na czarnym ekranie centralnego pulpitu migota�y bia�e iskry gwiazd. Jedna z nich, w �rodku ekranu, by�a troch� wi�ksza ni� pozosta�e. Obj�ci mi�kkimi amortyzatorami przeci��e� w g��bokich krzes�ach pilot�w naprzeciw pulpitu siedzieli trzej m�czy�ni. Cel podr�y osi�gn� za 72 godziny. Trzy pary oczu patrzy�y na gwiazd� w �rodku ekranu. - A co by�o p�niej? - przem�wi� nawigator. - P�niej? Egzobiolog oderwa� wzrok od ekranu i potar� palcami g�ow�. - Znale�li�my ich po dw�ch dniach. Otara, Doma i grila... Marszruta patrolowego szybowca przecina�a tego dnia Czarny Kanion. - A ten... w ciele Mariusa... - w g�osie nawigatora brzmia�a nieskrywana ciekawo��. - Sam przyszed� do nas po trzech dniach. To by� pierwszy nasz kontakt z fanami. Przyszed� prosz�c, by go zabi�... Czemu tak si� zdziwili�cie? - zapyta� egzobiolog patrz�c na wytrzeszczone oczy nawigatora. Ten by� tak przej�ty, �e zapomnia� o swoim pulpicie. - Taka by�a decyzja Starszych fan�w. I jego w�asna tak�e... �wiadomo��, umys� dla fan�w... �wi�ta rzecz. Fan raczej zgodzi si� umrze� ni� zaszkodzi� rozumnej istocie. Zetkn�li si� z lud�mi - no i zdarzy�o si� co� podobnego do biblijnego "Je�eli uderz� ci� w jeden policzek, nadstaw drugi...". Fakt, �e fan zamordowa� tych dw�ch... nie, trzech ludzi, zupe�nie nie przeczy tej srogiej zasadzie. Wyskoczy�a po prostu psychiczna anomalia. M�wi�c ziemskimi terminami: nerwy, szok, "zbrodnia w afekcie". Chocia� zwyczajnie nikt nie mo�e zmusi� fana do z�amania Prawa Wiek�w. Wystarczy�o, �e przyszed� do siebie i... os�dzi� si� sam. - Nigdy nie zrozumiem tego! - powiedzia� martwym g�osem nawigator. - Zosta�o ich zaledwie siedemdziesi�ciu. I po tym, co ludzie zrobili na Elanie... Kiedy ta historia na Ziemi wci�� by�a sensacj� dnia, przez stereowizj� cz�sto pokazywano centrum kosmicznego Polowania. Tam jest sala Elana! Wsz�dzie futra. �ciany, meble... Pomy�le� tylko, �e kt�rykolwiek z nich m�g�by... Przecie� oni, fany, musz� nienawidzi� nas... Zniszczy� jak... Nie, nigdy si� nie zrozumiemy. - Tak, ich kanony my�lenia s� nam bardzo obce - zamrucza� egzobiolog. - Ci�ko b�dzie nam obcowa� ze sob�. Bardzo ci�ko... Ale to ju� nie moja dziedzina... Nawigator wyczekuj�co spojrza� na egzopsychologa, kt�ry zamy�lony patrzy� na ekran i, jak si� wydawa�o, zupe�nie nie s�ucha� rozmowy. - Co ja mog� powiedzie�? - g�os egzopsychologa zabrzmia� g�ucho pod kopu�� centrum nawigacji. - Struktura ich my�lenia jest bliska naszej, oczywi�cie w kosmicznym sensie. Lecz je�eli przeciwstawimy ludzi oraz fan�w cywilizacji kryszta��w Akwana, to znaczy drodze i celom zupe�nie dla nas niezrozumia�ym i kt�re chyba nigdy nie stan� si� dla nas jasne, wtedy biosfery Ziemi i Elana, hm, oka�� si� ga��ziami w�a�ciwie tego samego drzewa... - No nie, tego ju� za wiele - b�kn�� egzobiolog. - Ale� ta, tak - g�os egzopsychologa zabrzmia� g�ucho. - Jedno jest pewne: z podobnymi zjawiskami dotychczas si� nie zetkn�li�my, a po zetkni�ciu zn�w przekonujemy si�, �e nie dojrzeli�my do podobnych spotka�... Wida�, �e dysproporcja mi�dzy rozwojem psychiki oraz techniki nie jest tylko efektownym wymys�em naszych moralist�w... Zamilk� na chwil�. - Nigdy nie b�dziemy wiedzie�, jak si� to wszystko zacz�o. Czy to by�a jaka� "genetyczna katastrofa", czy z�o�ona mutacja. Tak czy owak to musia�o si� zdarzy� niewyobra�alnie dawno temu, je�eli dane o pocz�tku nie pozosta�y nawet w ogromnych arsena�ach pami�ci fan�w. Niekt�rzy my�l�, �e by� taki moment w ewolucji, gdy fany ju� nie mog�y rozmna�a� si� biologicznie. Albo nie chcia�y, my�l�c, �e odnalaz�y inn�, bardziej przysz�o�ciow� drog�. Przyszed� moment, kiedy nowe fany ju� nie rodzi�y si�. Przekazywano tylko sam� informacj�, �wiadomo��, osobowo��, zapis wewn�trznego "ja" ka�dego fana, niewa�ne, jak to nazwiemy... Ta informacja mog�a by� przekazywana do ka�dego biologicznie dostatecznie skomplikowanego przedstawiciela fauny Elana. Fany tak opanowa�y t� metod�, �e straci�y swe prawdziwe cia�a w tym egotelepsychotransplantacyjnym wirze. My�la�y, �e odnalaz�y drog� w "z�oty wiek". Wtedy by�y ich miliardy. Techniczny kierunek cywilizacji zosta� zupe�nie zapoznany. Biocywilizacja, ca�kowita symbioza z biosfer�... I wtedy przysz�a pora wielkich nieszcz��. Liczba fan�w zacz�a katastroficznie male�. A droga do biologicznej regeneracji rasy by�a ju� dawno zapomniana. Zosta�a jedyna szansa - strzec tego, co pozosta�o. Jaka to by�a droga, wiedz� tylko fany. Po ostatniej geologicznej zmianie planety, kt�r� nazywaj� por� D�ugiej Suszy, by�o ich jeszcze kilkaset tysi�cy. Ile jest teraz - wiecie sami... Egzopsycholog zamilk�. - A co si� sta�o z fanem Mariusem? - przerwa� cisz� nawigator. - To by�o najstraszniejsze z tego, co prze�y�em kiedykolwiek - odezwa� si� egzobiolog. - Kiedy pojawi� si� w bazie i kontakt z fanami zosta� nawi�zany, nikt nawet nie pomy�la�, a�eby go zabi�. Wr�ci� do swoich ju� nie m�g�. Starsi nie zmieniaj� decyzji. Zosta� wi�c w bazie i sp�dzi� tam pi�� strasznych dni. Ba� si� ludzi, chocia� stara� si� tego nie pokazywa�. A ludzie bali si� jego. Nawet ci, specjalnie przygotowywani do takich kontakt�w. Nic dziwnego - oni mogliby spokojnie obcowa� z rozumn� o�miornic� czy my�l�cym paj�kiem wielko�ci s�onia, ale to... Tym bardziej �e z Mariusem wi�kszo�� pracownik�w bazy zna�a si� ponad rok... Czwartego dnia Dwunastemu zdarzy�o si� to, co, m�wi�c o cz�owieku, nazwaliby�my "ostr� schizofreni�"... Ale co to by�a za schizofrenia! Je�eli chocia� troch� znacie faun� Elana, mo�ecie wyobrazi� sobie, co czu�em, gdy w ruchach ludzkiego cia�a nagle poznawa�em to grila, to kwakka, to jeszcze z dziesi�� bioform b�d�cych kiedy� cia�ami fana. Nie wiedzieli�my, co robi�. Kiedy wreszcie w strz�py rozbi� meteopawilon i powa�nie rani� dw�ch laborant�w, kto� nie wytrzyma� nerwowo... W sterowni zapanowa�a cisza, kt�r� m�ci�o tylko terkotanie aparatury steru. - Straszna jest nie sama katastrofa Elana - cicho przem�wi� egzopsycholog. - Straszne jest to, �e my, ledwie zrobiwszy pierwszy pewny krok w kosmos, pope�nili�my tak straszny b��d, kt�ry w �adnym wypadku nie powinien si� powt�rzy�. Nie wolno tak post�powa�. A my dopiero postawili�my nog� na progu galaktyki i nie wiemy, jaki b�dzie nast�pny krok... Trzej ludzie milcz�c patrzyli na ekran przy pulpicie, na kt�rym powi�ksza� si� Korsarz - gwiazda, dooko�a kt�rej kr�ci si� Elan. Male�ka planeta. Drobina w bezgranicznej galaktyce. Atom w bezdennym wszech�wiecie. Jedna z niesko�czono�ci. Prze�o�y�a Erika Straukiene EVALDAS LIUTKEVICIUS Urodzony w 1957 roku w Mariampolu. Absolwent wydzia�u prawa Uniwersytetu Wile�skiego, pracuje obecnie jako prokurator. Debiutowa� w 1982 roku w litewskim magazynie "Nauka i technika" prezentowanym dzi� tekstem "Jedna z niesko�czono�ci". Zaj�ty prac� zawodow� nie pisze wiele, opublikowa� dot�d tylko trzy opowiadania; Jean Pierre Moumon przet�umaczy� je na francuski i pomie�ci� w swoim "Antaresie". Liutkevicius lubi fantasy (m.in. naszego A. Sapkowskiego), sam pisze fantastyk� wychodz�c� od dobrych ameryka�skich wzorc�w SF z lat pi��dziesi�tych. Mimo to jego licz�ce 9 lat opowiadanie kojarzy si� wcale nie po ameryka�sku i zgo�a wsp�cze�nie. "Jedn� z niesko�czono�ci" z j�zyka litewskiego na polski prze�o�y�a dzia�aczka Kowie�skiego Klubu Mi�o�nik�w Fantastyki, E r i k a S t r a u k i e n e, debiutuj�c tym samym na naszych �amach jako t�umaczka. Jesieni� 1989 roku przebywa�a z wizyt� na Nordconie i go�ci�a tak�e w "Fantastyce".