5173

Szczegóły
Tytuł 5173
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5173 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5173 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5173 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW LEM SUPLEMENT Z TOMU DZIENNIKI GWIAZDOWE PODRӯ OSIEMNASTA Wyprawa, o jakiej chc� pisa�, w skutkach i skali by�a najwi�kszym dzie�em mego �ycia. Pojmuj� te� dobrze, �e ma�o kto da moim s�owom wiar�. Jednakowo�, cho� wygl�da to na paradoks, w�a�nie niedowiarstwo Czytelnik�w u�atwia mi zadanie. Nie mog� bowiem twierdzi�, jakobym zrobi� to, co zamierzy�em, doskonale. Prawd� m�wi�c, rzecz wysz�a raczej kiepsko. Jakkolwiek za� to nie ja naknoci�em, lecz pewni zawistnicy oraz ignoranci, co starali si� pokrzy�owa� moje plany, nie jest mi od tego l�ej na duszy. Tak wi�c � wyprawa, jak� podj��em, mia�a za cel stworzenie Wszech�wiata. I to nie jakiego� nowego, osobnego, kt�rego dotychczas nie by�o. Bynajmniej. Chodzi�o o ten Wszech�wiat w�a�nie, w kt�rym �yjemy. O�wiadczenie z pozoru bezsensowne, wariackie wr�cz, jak bowiem mo�na stworzy� to, co ju� istnieje, i do tego jeszcze tak d�ugo i bezapelacyjnie jak Kosmos? Czy�by sz�o, got�w pomy�le� Czytelnik, o ekstrawaganck� hipotez�, twierdz�c�, �e dotychczas nie by�o opr�cz Ziemi nic i �e wszystkie Galaktyki, S�o�ca, Chmury i Drogi Mleczne by�y tylko rodzajem fatamorgany? Ale i tak nie jest wcale. Ja bowiem doprawdy stworzy�em wszystko, absolutnie Wszystko � a wi�c r�wnie� i Ziemi�, i reszt� s�onecznego systemu, i Metagalaktyk�, co by�oby, zapewne, niejakim powodem do chluby, gdyby nie to, �e ten m�j wytw�r ma tyle mankament�w. Cz�ciowo odnosz� si� one do budulca, przede wszystkim jednak do materii o�ywionej z cz�owiekiem na czele. Z nim ��cz� si� moje najwi�ksze zgryzoty. Zapewne ci, kt�rych wymieni� z nazwiska, wmieszali mi si� w rzecz i popsuli j�, �adn� miar� jednak nie uwa�am si� przez to za bezwinnego. Trzeba by�o staranniej wszystko zaplanowa�, dopatrzy�, uwzgl�dni�. Zw�aszcza �e o �adnych naprawach i udoskonaleniach nie ma ju� mowy. Od dwudziestego pa�dziernika zesz�ego roku wszystkie, ale to wszystkie b��dy konstrukcyjne Universum i wypaczenia natury ludzkiej id� na m�j rachunek. Od �wiadomo�ci tej nie ma ucieczki. Zacz�o si� to trzy lata temu, gdy dzi�ki profesorowi Tarantodze pozna�em pewnego fizyka s�owia�skiego pochodzenia z Bombaju. Bawi� tam jako tak zwany Visiting Profesor. Uczony �w, Solon Razg�az, od trzydziestu kilku lat zajmowa� si� kosmogoni�, czyli t� ga��zi� astronomii, kt�ra bada pochodzenie i okoliczno�ci powstania Wszech�wiata. Zg��biwszy przedmiot, doszed� do matematycznie �cis�ego wniosku, kt�ry jego samego kompletnie oszo�omi�. Jak wiadomo, teorie kosmogenezy dziel� si� na dwa od�amy. Jeden grupuje te, co uznaj� Wszech�wiat za trwaj�cy wiecznie, czyli wyzbyty pocz�tku. Drugi obejmuje teorie, pod�ug kt�rych Wszech�wiat powsta� kiedy�, i to sposobem wybuchowym, dzi�ki eksplozji praatomu. Oba te stanowiska natrafia�y zawsze na ogromne trudno�ci. Co do pierwszego, nauka posiada rosn�c� liczb� dowod�w na to, �e Kosmos widzialny liczy sobie kilkana�cie miliard�w lat bytu. Je�li co� odznacza si� okre�lonym wiekiem, to nic prostszego, jak rachub� wstecz doj�� do momentu, w kt�rym si� ten wiek od zera rozpoczyna�. Ale przecie� Kosmos Wieczny takiego �zera�, to jest Pocz�tku, mie� nie mo�e. Pod naciskiem nowych wiadomo�ci wi�kszo�� uczonych opowiada si� wi�c teraz za Wszech�wiatem, kt�ry powsta� by� jakie� pi�tna�cie czy osiemna�cie miliard�w lat temu. Zrazu by� pewien tw�r, zwany Ylemem, Praatomem czy jeszcze inaczej , kt�ry eksplodowa�, i z niego zrodzi�y si� materia wraz z energi�, chmury gwiazd, wiruj�ce galaktyki, ciemne i jasne mg�awice, p�ywaj�ce w rozrzedzonym gazie pe�nym promieniowania. Wszystko to daje si� bardzo dok�adnie i �adnie wyrachowa�, byle tylko nie przysz�o nikomu do g�owy postawi� pytania: �A sk�d si� w�a�ciwie wzi�� ten jaki� Praatom?� Gdy� na to pytanie nie ma odpowiedzi. Istniej� pewne wykr�ty, owszem, ale �aden uczciwy astronom nie jest z nich zadowolony. Profesor Razg�az, nim si� wzi�� do kosmogonii, studiowa� d�ugo fizyk� teoretyczn�, a zw�aszcza zjawiska tak zwanych cz�stek elementarnych. Gdy Razg�az przerzuci� swe zainteresowania na nowy temat, rych�o wyrysowa� mu si� taki obraz: Kosmos najniew�tpliwiej mia� Pocz�tek. Najwyra�niej w �wiecie powsta� z jednego Praatomu 18,5 miliarda lat temu. Zarazem jednak Praatomu, z jakiego by� si� wyl�g�, by� nie mog�o. No, bo kt� by go pod�o�y� na pustym miejscu? Na samym pocz�tku nie by�o nic. Gdyby by�o co�, toby owo co� zaraz zacz�o si�, jasna sprawa, rozwija� i ca�y Kosmos powsta�by du�o wcze�niej, a bior�c dok�adnie rzecz � niesko�czenie wcze�niej! Niby dlaczego ten jaki� pierwotny Praatom mia� sobie trwa� i trwa�, i trwa� w martwocie i bezruchu przez niewiadome eony, ani si� ruszaj�c, i co, dlaboga, w jednej chwili mia�o nim szarpn�� i targn��, �eby si� w co� tak olbrzymiego rozpr�y� i rozlecia�, jak Universum ca�e? Zapoznawszy si� z teori� S. Razg�aza, nie ustawa�em w rozpytywaniu go o okoliczno�ci odkrycia. Problemy takie zawsze mnie pasjonowa�y, a ju� trudno chyba o rewelacj� wi�ksz� ani�eli t� � kosmogonicznej hipotezy Razg�azowej! Profesor, kt�ry jest cz�owiekiem cichym i nies�ychanie skromnym, wyjawi� mi, �e si� po prostu zachowywa� my�l� w spos�b nieprzyzwoity ze stanowiska ortodoksyjnej astronomii. Wszyscy astronomowie wiedz� doskonale, �e to atomowe ziarnko, z kt�rego mia� Kosmos wyr��, jest niebywa�ym k�opotem. Co wi�c z nim robi�? Ano � schodz� mu z drogi. Wymijaj� t� kwesti�, bo taka jest niewygodna. Razg�az, na odwr�t, jej w�a�nie odwa�y� si� po�wi�ci� ca�y sw�j wysi�ek. W miar� jak budowa� modele, otoczony gromad� najszybszych celer�w�komputer�w, coraz wyra�niej widzia�, �e tu jest jaki� niezwyk�y pies pogrzebany. Mia� zrazu nadziej�, �e sprzeczno�� uda mu si� z czasem pomniejszy�, a mo�e nawet usun��. Tymczasem ona w�a�nie ros�a. Wszystkie fakty przemawia�y bowiem za tym, �e Kosmos doprawdy powsta� z jednego atomu, ale jednocze�nie i za tym, �e �adnego takiego atomu nie mog�o by�. Tu si� naprasza�a rzecz oczywista, hipoteza Pana Boga, lecz t� Razg�az od�o�y� na bok jako ostateczno��. Pami�tam u�miech, z jakim m�wi� mi: �Nie nale�y spycha� wszystkiego na Pana Boga. A ju� astrofizyk na pewno nie powinien by� takim spychaczem�� Rozmy�laj�c przez d�ugie miesi�ce nad tym dylematem, Razg�az wspomnia� swoje studia dawniejsze. Spytajcie, je�li mi nie zawierzycie, byle znajomego fizyka, a powie wam, �e pewne zjawiska w najmniejszej skali zachodz� sposobem jakby kredytowym. Mezony, te cz�steczki elementarne, naruszaj� czasem prawa zachowania, lecz czyni� to tak nies�ychanie szybko, �e go nie naruszaj� prawie. To, co zakazane prawami fizyki, czyni� b�yskawicznie, jak gdyby nigdy nic, i zaraz potem znowu poddaj� si� tym prawom. Ot� na jednej ze swoich porannych przechadzek po ogrodzie uniwersyteckim Razg�az zada� sobie pytanie: a co, je�liby Kosmos w skali najwi�kszej zrobi� to samo? Je�eli mezony mog� tak si� zachowywa� w u�amku sekundy tak drobnym, �e ca�a sekunda jest przy nim wieczno�ci�. Kosmos, ze wzgl�du na swe rozmiary, musia�by si� w �w zakazany spos�b zachowywa� odpowiednio d�u�ej. Na przyk�ad przez pi�tna�cie miliard�w lat� Powsta� tedy, jakkolwiek powsta� nie m�g�, bo nie mia� z czego. Kosmos jest zabronion� fluktuacj�. Stanowi on wybryk chwilowy, momentalne odst�pstwo od w�a�ciwego zachowania, tyle �e ta chwila i ten moment maj� rozmiary monumentalne. Wszech�wiat jest takim samym odst�pstwem od praw fizyki, jakim bywa w najmniejszej skali mezon! Ogarni�ty przeczuciem, �e znalaz� si� na tropie tajemnicy, profesor uda� si� natychmiast do pracowni i podj�� sprawdzaj�ce obliczenia, kt�re krok po kroku dowiod�y jego racji. Lecz nim jeszcze zd��y� je zako�czy�, za�wita�o mu przeczucie, �e rozwi�zanie zagadki kosmogonii to naj straszniejsze zagro�enie, jakie mo�na sobie pomy�le�. Kosmos istnieje bowiem na kredyt. Jest on ze wszystkimi gwiazdozbiorami i galaktykami jednym potwornym zad�u�eniem, jest jakby listem zastawnym, jest obligiem, kt�ry musi w ko�cu zosta� sp�acony. Wszech�wiat to nielegalna po�yczka, to d�ug materialno�� energetyczny, jego pozorne �Ma� w istocie przedstawia go�e �Winien�. Tak wi�c Kosmos, b�d�c Wyskokiem Bezprawnym, pry�nie jednego pi�knego dnia niczym ba�ka mydlana. Jako anomalia, zapadnie si� z powrotem w ten sam Niebyt, z kt�rego wychyn��. Dopiero ten moment b�dzie przywr�ceniem Porz�dku Rzeczy! To, �e on jest taki du�y i �e tyle zd��y�o si� ju� w nim sta�, wynika po prostu st�d, �e idzie o Wybryk w Najwi�kszej z mo�liwych Skali. Razg�az wzi�� si� niezw�ocznie do obliczania, kiedy przyjdzie ten fatalny kres, to znaczy, kiedy materia, s�o�ce, gwiazdy, planety, a wi�c i my z Ziemi�, przepadniemy w nico�ci jak zdmuchni�ci. Przekona� si� wszak�e, �e tego przewidzie� nie mo�na. Oczywi�cie nie mo�na, skoro chodzi o wybryk, to jest odst�pstwo od porz�dku praw! Groza bij�ca z tego odkrycia sp�dzi�a mu sen z oczu. Po d�u�szej walce wewn�trznej, zamiast og�osi� swe prace kosmogoniczne, zaznajomi� z nimi wielu najznakomitszych astrofizyk�w. Uczeni ci uznali poprawno�� jego teorii i wyp�ywaj�cych z niej wniosk�w. Zarazem jednak wyrazili w rozmowach prywatnych pogl�d, �e og�oszenie stanu rzeczy wtr�ci�oby nasz �wiat w duchowy chaos i w przera�enie, kt�rych skutki mog� cywilizacj� zrujnowa�. Kt� b�dzie jeszcze chcia� cokolwiek robi�, niechby ruszy� ma�ym palcem, z wiedz�, �e w ka�dej sekundzie wszystko mo�e sczezn�� razem z nim samym? Sprawa stan�a w martwym punkcie. Razg�az, ten najwi�kszy odkrywca historii nie tylko ludzkiej, podziela� opini� swych uczonych koleg�w. Cho� z ci�kim sercem, postanowi� teorii swojej nie publikowa�. Zamiast tego wzi�� si� do poszukiwania, w ca�ym arsenale fizyki, �rodk�w, kt�re by niejako wspar�y Kosmos, wzmocni�y i podtrzyma�y jego kredytowy byt. Lecz wszystkie jego wysi�ki spe�z�y na niczym. Nie mo�na bowiem sp�aci� kosmicznego zad�u�enia, bez wzgl�du na to, co by si� robi�o obecnie, skoro ono tkwi nie wewn�trz Universum, lecz u jego Pocz�tk�w � Tam, gdzie Wszech�wiat zosta� najpot�niejszym, a zarazem najbardziej bezbronnym � D�u�nikiem Nico�ci. W�a�nie w owym czasie pozna�em profesora i sp�dza�em d�ugie tygodnie na rozmowach, w kt�rych zrazu wtajemnicza� mnie w sedno swojego odkrycia, potem za� by� mi patnerem poszukiwa� ratunku. Ach, my�la�em wracaj�c do hotelu z rozognion� g�ow� i zrozpaczonym sercem, gdyby� to mo�na by�o cho� na u�amek sekundy znale�� si� Tam � 20 miliard�w lat temu � przecie� wystarczy�oby umie�ci� w pr�ni jeden jedyny atom i z niego, jak z ziarna zasadzonego, m�g�by si� wyl�gn�� Kosmos, ju� w spos�b ca�kowicie legalny, zgodny z prawami fizyki, z zasad� zachowania materii i energii � lecz jak si� Tam dosta�?! Profesor, gdy opowiedzia�em mu o tym pomy�le, melancholijnie si� u�miechn�� i wyt�umaczy� mi, �e ze zwyk�ego atomu nie m�g�by powsta� Wszech�wiat, poniewa� zar�d� Kosmosu musia�aby w sobie zawrze� ca�� energi� tych wszystkich przekszta�ce� i dzia�a�, kt�re rozd�y si� do metagalaktycznych otch�ani. Poj�wszy m�j b��d, dalej jednak z uporem rozwa�a�em spraw�, a� jednego popo�udnia, gdy naciera�em olejkiem nogi spuchni�te od uk�sze� komar�w, wspomnieniem zaw�drowa�em do dawnych lat, kiedy lec�c przez kulist� Gromad� Ps�w Go�czych dla braku lepszego zaj�cia czyta�em fizyk� teoretyczn�. W szczeg�lno�ci za� czyta�em pod�wczas tom po�wi�cony elementarnym cz�steczkom i przypomnia�em sobie hipotez� Feynmana, �e istniej� cz�steczki, kt�re si� poruszaj� �pod w�os� strumienia czasu. Kiedy si� tak porusza elektron, my dostrzegamy go wtedy jako cz�stk� o naboju dodatnim (pozytron). Powiedzia�em sobie, z nogami w miednicy, a co, gdyby tak wzi�� jeden elektron i rozp�dzi� go, rozp�dzi� tak, a� zacznie gna� wstecz w czasie coraz szybciej i szybciej � czyby si� nie da�o nada� mu tak ogromnego impulsu, �eby wylecia� poza pocz�tek czasu kosmicznego, w to miejsce kalendarza, w kt�rym jeszcze nic nie by�o � czyby z tego pozytronu rozp�dzonego nie m�g� powsta� Wszech�wiat?! Jakem sta�, boso, z ociekaj�cymi wod� nogami, pobieg�em do profesora. Natychmiast poj�� wielko�� mej idei i bez jednego zb�dnego s�owa wzi�� si� do rachunk�w. Jako� wysz�o z nich, �e ta rzecz jest mo�liwa. Poruszaj�cy si� bowiem pod pr�d czasu elektron, jak wyjawia�a rachuba, b�dzie nabiera� coraz wi�kszych energii, a gdy wyleci poza Pocz�tek Wszech�wiata, moc nagromadzona w nim rozsadzi go i eksploduj�c ta cz�stka b�dzie dysponowa�a dok�adnie takim zapasem, �e si� dzi�ki niej wyr�wna d�ug. Wszech�wiat zostanie tedy uratowany od krachu, poniewa� ju� nie b�dzie d�u�ej bytowa� na kredyt! Teraz trzeba ju� by�o jedynie my�le� o praktycznej stronie przedsi�wzi�cia, kt�re mia�o �wiat zalegalizowa�, a wi�c po prostu stworzy�! Jako cz�owiek kryszta�owego charakteru, S. Razg�az niejednokrotnie podkre�la� w rozmowach z prof. Tarantog�, a te� ze swymi asystentami i wsp�pracownikami, �e koncepcja Kreacji Universum jest moj� zas�ug� i �e to mnie w istocie, a nie jemu, przys�uguje miano zar�wno Stw�rcy, jak i Zbawiciela �wiata. Wspominam o tym nie aby si� che�pi�, lecz raczej, by ch�tk� pysznienia si� poskromi� � poniewa� wszystkie pochwa�y, wyrazy uznania najwy�szego zachwytu, jakich si� pod�wczas w Bombaju nas�ucha�em do syta, zawr�ci�y mi, obawiam si�, odrobin� w g�owie, wskutek czego nie dopilnowa�em prac, jak nale�a�o. Spocz��em, niestety, na laurach, s�dz�c w swej naiwno�ci, �e najwa�niejsze ju� zosta�o zrobione � my�l� � a teraz przychodzi cz�� czysto wykonawcza, kt�r� si� inni mog� zajmowa�. Fatalny b��d! Razem z prof. Razg�azem ustalali�my prze� ca�e lato i znaczn� cz�� jesieni parametry, to jest cechy i w�asno�ci, co si� mia�y wyklu� z elektronu � kosmicznego ziarna. Mo�e bardziej w�a�ciwie nale�a�oby go nazwa� sprawczym �adunkiem; strona techniczna bowiem stworzenia �wiata wygl�da�a tak, �e za dzia�obitni�, bior�c� na cel Pocz�tek Czasu, wzi�li�my olbrzymi synchrofazotron uniwersytetu, odpowiednio przerobiony. Ca�a jego moc, skupiona we w�a�ciwy spos�b, koncentruj�c si� na jednej jedynej cz�stce � w�a�nie owym elektronie sprawczym � mia�a si� wyzwoli� dwudziestego pa�dziernika; profesor Razg�az upiera� si� przy tym, �e to ja, jako autor tej idei, musz� odda� jedyny, �wiatosprawczy wystrza� z Chronoarmaty. Poniewa� za� nadarza�a si� tak nies�ychana i jedyna w historii okazja, nasz� machin�, nasz miotacz mia� opu�ci� nie byle jaki, pierwszy z brzegu elektron, lecz cz�stka odpowiednio przerobiona, przekrojona, przefasonowana tak, a�eby powsta� z niej Kosmos wielostronnie porz�dniejszy, znacznie bardziej solidny ni� ten, co aktualnie istnieje � a ju� osobn� uwag� po�wi�cili�my po�redniemu i p�nemu skutkowi Kosmokreacji, jakim mia�a wszak by� Ludzko��! Zapewne � w jednym elektronie zaprogramowa�, do jednego elektronu powk�ada� tak� niesamowit� mas� sterowniczych i nadzorczych informacji � to nie jest rzecz �atwa. Wyznaj� te�, zgodnie z prawd�, �e bynajmniej nie sam wszystko robi�em. Podzia� pracy mi�dzy mn� a prof. Raz�g�azem wygl�da� tak, �e ja koncypowa�em udoskonalenia i usprawnienia, on za� t�umaczy� je na �cis�y j�zyk parametr�w fizyki, teorii pr�ni, teorii elektron�w, pozytron�w i innych licznych tron�w; zaprowadzi�o si� te� co� w rodzaju wyl�gami czy hodowli, w kt�rej nale�ycie izolowane spoczywa�y pr�bne cz�stki, spomi�dzy kt�rych mieli�my wybra� dopiero t� najlepiej udan�, t�, z kt�rej mia�, jak rzek�em, 20 pa�dziernika Wszech�wiat si� narodzi�! Czego te� dobrego, a wr�cz doskona�ego nie projektowa�em w owych gor�cych dniach! Wiele� to nocy zarywa�em, �l�cz�c nad stertami ksi�g fizycznych, etycznych, zoologicznych, �eby zebra�, �cisn�� w jedno, skoncentrowa� najcenniejsze informacje, kt�rymi profesor potem od �witu elektron kosmiczn� zar�d� kszta�towa�! Sz�o, mi�dzy innymi, o to, �eby Kosmos rozwija� si� harmonijnie, a nie jak dot�d, �eby nim tak nie rzuca�y wybuchy Supernowych, �eby si� energia kwasar�w i pulsar�w tak bezmy�lnie nie marnowa�a, �eby gwiazdy nie strzela�y i nie filowa�y jak ogarki, co maj� knoty zawi�g�e, �eby mniejsze odleg�o�ci mi�dzyplanetarne u�atwia�y podr�owanie z miejsca na miejsce, a tym samym czyni�y z kosmonautyki lepsze narz�dzie kontakt�w i jednoczenia si� istot rozumnych. Na wo�owej sk�rze by nie spisa� dalszych usprawnie�, jakie zd��y�em zaplanowa� w kr�tkim stosunkowo czasie. By�y one zreszt� rzecz� niekoniecznie najwa�niejsz�, bo chyba nie wymaga z mej strony d�ugich wywod�w to, �em si� na ludzko�ci skoncentrowa�. Aby j� z kolei polepszy�, zmieni�em zasad� naturalnej ewolucji. Jak wiadomo, ewolucja to albo masowe za�eranie si� silniejszych s�abszymi, czyli zoocyd, albo zmowa s�abszych, co si� bior� do silniejszych od �rodka, czyli paso�ytnictwo. Moralnie w porz�dku s� tylko ro�liny zielone, poniewa� �yj� na w�asny rachunek ze s�onecznego konta. Obmy�li�em tedy chlorofilizacj� wszystkiego, co �ywe, a w szczeg�lno�ci ustali�em � cz�owieka ulistnionego. Poniewa� tym samym opustoszy�em brzuch, przenios�em tam odpowiednio powi�kszony uk�ad nerwowy, oczywi�cie nie robi�c tego wszystkiego bezpo�rednio, bo� mia�em do dyspozycji zaledwie jeden elektron. Ustanowi�em po prostu, porozumiawszy si� z profesorem, jako fundamentalne prawo ewolucji, co mia�a zaj�� w Nowym Niezad�u�onym Kosmosie, regu�� przyzwoitego post�powania ka�dego �ycia wzgl�dem wszystkich innych. Obmy�li�em te� o wiele bardziej estetyczne cia�o, subtelniej sz� p�ciowo�� i wiele innych usprawnie�, kt�rych nawet nie b�d� wylicza�, bo mi si� serce krwawi przy wspominaniu tych plan�w. Do�� na tym, �e w ostatnich dniach wrze�nia mieli�my ju� gotowe Dzia�o �wiatostw�rcze i jego elektronowy nab�j. Trzeba by�o jeszcze pewnych bardzo skomplikowanych oblicze�, kt�rymi zaj�� si� profesor z asystentami, poniewa� naprowadzanie na cel w czasie (a raczej tu�, tu� poza czasem) przedstawia�o operacj� wymagaj�c� najwy�szej precyzji. Czy nie powinienem by� siedzie� na miejscu, bacz�c na wszystko jak uwi�zany, przez wzgl�d na niesamowit� odpowiedzialno��, jaka na mnie spoczywa�a? C�, kiedy zapragn��em odpoczynku� i wyjecha�em do ma�ej miejscowo�ci k�pielowej. Wstyd powiedzie�, lecz wyznam jednak: komary da�y mi si� mocno we znaki, spuch�em i przez to marzy�em wr�cz o ch�odnych morskich k�pielach. I przez te przekl�te komary w�a�nie� ale nie mam prawa zwala� na nic i na nikogo w�asnej przewiny. Przed samym wyjazdem dosz�o mi�dzy mn� a jednym ze wsp�pracownik�w profesora do tar�. W�a�ciwie nie by� to nawet wsp�pracownik Razg�aza, lecz zwyczajny laborant, tyle �e jego rodak, niejaki Alojzy Kupa. Osobnik �w, kt�rego zadaniem by�a piecza nad przyrz�dami laboratoryjnymi, ni z tego, ni z owego za��da�, aby na list� Stw�rc�w �wiata on te� zosta� wci�gni�ty, bo, m�wi�, gdyby nie on, toby kriotron nie dzia�a� jak nale�y, a gdyby kriotron nie dzia�a�, toby si� elektron nie zachowa� w�a�ciwie� itd. Wy�mia�em go oczywi�cie, on za� niby to zrezygnowa� z bezzasadnych uroszcze�, w istocie jednak j�� knu� w sekrecie w�asne plany. Sam nic sensownego zrobi� nie m�g�, lecz zm�wi� si� z dwoma przygodnymi znajomkami, kt�rzy kr�cili si� ko�o bombajskiego Instytutu Bada� J�drowych licz�c na to, �e znajd� tam ciep�� posadk�. Byli to Niemiec Ast A. Roth oraz p� Anglik, p� Holender Boels E. Bubb. Jak wykaza�o przeprowadzone poniewczasie �ledztwo, A. Kupa wpu�ci� ich noc� do laboratorium, a reszty dokona�a opiesza�o�� m�odszego asystenta prof. Razg�aza, niejakiego magistra Serpentine�a. Pozostawi� on na biurku klucze od kasy pancernej, co u�atwi�o intruzom zadanie. Serpentine t�umaczy� si� potem chorob�, przedstawia� �wiadectwa lekarskie, lecz ca�y Instytut wiedzia�, �e ten niedowarzony m�okos mia� afer� mi�osn� z pewn� m�atk�, niejak� Ew� A., i wprost pe�zaj�c u jej st�p przy konkurach straci� z oczu obowi�zki s�u�bowe. Kupa zaprowadzi� wsp�lnik�w do sali z aparatur� kriotronow�, wyj�li z niej pojemnik Dewara, z niego za� futera� mieszcz�cy bezcenny nab�j i dokonali swych niecnych �poprawek� parametrycznych, kt�rych skutki ka�dy mo�e ogl�da� do woli, je�li si� tylko rozejrzy po tym koszmarnym �wiecie, w jakim �yjemy. T�umaczyli si� p�niej na wy�cigi, twierdz�c, �e mieli �jak najlepsze intencje� i liczyli te� na s�aw� (!!), zw�aszcza poniewa� by�o ich trzech. Te� mi Tr�jca! Jak musieli zezna� pod naciskiem dowod�w i w ogniu krzy�owych pyta�, podzielili si� prac�. Ast A. Roth, ongi� student Getyngi (ale sam Heisenberg wyrzuci� go z asystentury za wk�adanie zdj�� pornograficznych do spektrografu Astona), �zaj�� si� fizyczn� stron� Stworzenia i uczciwie j� spapra�. To przez niego tak zwane s�abe oddzia�ywania nie zgadzaj� si� z silnymi i nawala symetria praw zachowania. Ka�dy fizyk w lot chwyci te moje s�owa. Ten�e Roth, pope�niwszy b��d w zwyk�ym dodawaniu, doprowadzi� do tego, �e nab�j elektronu, gdy si� go obecnie oblicza, uzyskuje wielko�� niesko�czon�. Przez tego ba�wana nie mo�na te� odnale�� nigdzie kwark�w, jakkolwiek z teorii wynika, �e powinny by�! Nieuk, zapomnia� zrobi� poprawk� w formule dyspersji! R�wnie� i to, �e interferuj�ce elektrony w �ywe oczy zaprzeczaj� logice, jest jego �zas�ug��. I pomy�le�, �e dylemat, nad kt�rym Heisenberg �ama� sobie g�ow� przez ca�e �ycie, sprokurowa� mu jego najgorszy i najg�upszy ucze�! Zreszt� dopu�ci� si� on wyst�pku jeszcze znacznie ci�szego. M�j plan Stworzenia przewidywa� reakcje j�drowe, bo wszak bez nich nie by�oby promienistej energii gwiazd, lecz skasowa�em pierwiastki grupy uranowej, �eby ludzko�� nie mog�a wyprodukowa� bomb atomowych w po�owie XX wieku, to jest przedwcze�nie. Mia�a ow�adn�� energi� nuklearn� tylko jako syntez� j�der wodorowych w hel, a poniewa� to jest trudniejsze, odkrycia nie mo�na si� by�o spodziewa� przed wiekiem XXI. A. Roth wprowadzi� jednak uranidy na powr�t do projektu. Niestety nie da�o mu si� udowodni�, �e dzia�a� powodowany przez agent�w pewnego imperialnego wywiadu, co ��czy�o si� z planami militarnej supremacji� ale w�a�ciwie i tak nale�a�by mu si� proces z oskar�enia o ludob�jstwo, bo gdyby nie on, nie zbombardowano by japo�skich miast w II wojnie �wiatowej. Drugi �specjalista� z tej dobranej tr�jki, E. Bubb, uko�czy� kiedy� studia lekarskie, lecz odebrano mu prawo praktyki za liczne wykroczenia. Ten �zaj�� si� stron� biologiczn� i odpowiednio j� �udoskonali��. Co do mnie, rozumowa�em nast�puj�co: �wiat jest, jaki jest, a ludzko�� zachowuje si�, jak si� zachowuje, poniewa� wszystko to powsta�o sposobem przypadkowym, wi�c byle jakim, z okazji naruszenia praw fundamentalnych. Wystarczy zastanowi� si� chwil�, aby doj�� do wniosku, �e przy takich warunkach mog�o by� nawet jeszcze gorzej! Decydowa�a przecie� loteria � skoro �Stw�rc�� by� fluktuacyjny kaprys nico�ci, kt�ra potwornie i koszmarnie zad�u�y�a si�, rozdymaj�c bez sensu i planu Metagalaktyczn� ba�k�! Uzna�em wprawdzie, �e pewne cechy Kosmosu mo�na pozostawi�, przy w�a�ciwych retuszach i korekturach, tote� dopracowa�em sumiennie, co nale�a�o. Lecz co si� Cz�owieka tyczy, a, tutaj by�em ju� skrajnie radykalny. Zastan� paskud� przekre�li�em od jednego zamachu. Wspomniana wy�ej li�ciasto��, zast�puj�ca ow�osienie cia�a, s�u�y�aby urzeczywistnieniu nowej etyki �ycia, lecz panu Bubbowi wa�niejsze wyda�y si� w�osy, poniewa�, uwa�acie, �by�o mu ich szkoda�. Ze to mo�na takie �adne plerezy, bokobrody i inne sier�ciane zakr�tasy z nich uk�ada�. Tu � nowa solidarystyczno� humanistyczna moralno��, a tam � walory, daj�ce si� mierzy� tylko fryzjerskim kanonem! Zapewniam was, �eby�cie si� nie poznali, gdyby nie p. Boels E. Bubb, kt�ry na powr�t wkopiowa� w elektron z kasety wszystkie szkaradzie�stwa, jakie dostrzegacie u siebie i u innych. Co si� tyczy wreszcie laboranta Kupy, ten nie umia� wprawdzie sam nic zrobi�, domaga� si� jednak od kompan�w, �eby uwiecznili jego udzia� w stworzeniu �wiata; chcia� tedy � a� mn� trz�sie, kiedy to pisz� � by nazwisko jego widnia�o w ka�dej stronie firmamentu, gdy jednak Roth wyt�umaczy� mu, �e wskutek swych ruch�w gwiazdy nie mog� si� trwale uk�ada� w monogramy czy litery, Kupa za��da�, �eby przynajmniej zosta�y zgrupowane du�ymi rojowiskami, to jest, kupami. To te� uczyniono. Dwudziestego pa�dziernika, k�ad�c palec na klawiszach pulpitu sterowniczego, nie mia�em naturalnie poj�cia, co w�a�ciwie stwarzam. Okaza�o si� to dopiero po paru dniach, gdy�my sprawdzali obliczenia i wykryli na ta�mach tre�� utrwalon� przez plugaw� Tr�jc� w naszym pozytronie. Profesor by� za�amany. Co do mnie, wyznam, �e nie wiedzia�em, czy mam sobie, czy komu� innemu w �eb paln��. W ko�cu rozwaga jednak wzi�a g�r� nad gniewem i rozpacz�, skoro wiedzia�em, �e niczego ju� nie da si� odmieni�. Nie uczestniczy�em nawet w przes�uchiwaniu �otr�w, kt�rzy zohydzili �wiat przeze mnie stworzony. Profesor Tarantoga powiedzia� mi jakie� p� roku p�niej, �e trzech intruz�w odegra�o w kreacji rol�, jak� wiary przypisuj� szatanowi. Wzruszy�em na to ramionami. Jaki� tam szatan z trzech os��w. Zreszt� i tak ja ponosz� najwi�ksz� win�, poniewa� zaniedba�em si� i zeszed�em z posterunku. Gdybym chcia� szuka� usprawiedliwie�, powiedzia�bym, �e winien jest te� bombajski farmaceuta, kt�ry zamiast uczciwego repellanta komar�w sprzeda� mi olejek przyci�gaj�cy je niczym mi�d � pszczo�y. Ale id�c tym trybem, mo�na B�g wie kogo w nast�pnej kolejno�ci oskar�a� o Ska�enie Natury Bytu. Nie zamierzam si� tak broni�: odpowiadam za �wiat, jaki jest, i za wszystkie przywary ludzkie, poniewa� le�a�o w mej mocy zrobi� jedno i drugie lepiej. PODRӯ DWUDZIESTA Zacz�o si� to w niespe�na dob� po moim powrocie z Hyjad, gromady kulistej, tak g�stej od gwiazd, �e cywilizacje gniot� si� w niej jak kasza w garnku. Nie rozpakowa�em jeszcze i po�owy walizek z przywiezionymi okazami, a ju� mi r�ce opada�y. Zamierza�em zrazu znie�� ca�y baga� do piwnicy i zaj�� si� nim p�niej, kiedy odsapn�, bo droga powrotna okropnie mi si� d�u�y�a i niczego tak nie pragn��em, jak usi��� na moim rze�bionym fotelu w gabinecie przed kominkiem, wyci�gn�� nogi, r�ce wetkn�� w kieszenie wy�wiechtanej bon�urki i powiedzie� sobie, �e opr�cz wybiegni�cia mleka, postawionego na ogniu, nic mi nie zagra�a. Bo te� po czterech latach takiej jazdy mo�na mie� do�� Kosmosu, przynajmniej na jaki� czas. Podejd� sobie, my�la�em, do okna, a za nim nie czarna bezdnia, nie protuberancje skwiercz�ce, lecz ulica, ogr�dki, krzaczki, piesek za�atwia si� pod drzewkiem z tak� oboj�tno�ci� wobec problem�w Drogi Mlecznej, a� rado�� bierze. Ale, jak to zwykle bywa z marzeniami, nic z tego nie wysz�o. Zauwa�ywszy, �e ju� pierwsza paczka, wyci�gni�ta z rakiety, ma wgnieciony bok, pe�en niepokoju o bezcenne okazy, kt�rych moc nagromadzi�em, zaraz wzi��em si� do rozpakowywania. Myrdangi zachowa�y si� nie�le, ale kalusznice pod spodem pomi�ty si�, po prostu nie mog�em tego tak zostawi�, i w par� godzin odbi�em wieka najwi�kszych skrzy�, pootwiera�em kufry, gr�sy pok�ad�em nad kaloryferem, �eby podesch�y, bo przemoczy�a je na wskro� herbata z termosu, a ju� zatrz�s�em si� na widok pchak�w. Mia�y zosta� ozdob� mojej kolekcji, po drodze jeszcze obmy�la�em dla nich poczesne miejsca, bo� to rzadko�� nad rzadko�ciami � te produkty militaryzacji z Regulusa (jest to cywilizacja powo�ana w ca�o�ci pod bro�, i ani jednego cywila tam nie u�wiadczysz). Wypychanie to nie �adne �hobby� Regula�czyk�w, jak pisze Tottenham, lecz co� po�redniego mi�dzy praktyk� religijn� a sportem. Tottenham po prostu nie poj��, z jakich pozycji tam wypychaj�. Wypychanie stanowi na Regulusie czynno�� symboliczn�; tote� pe�ne zdumienia uwagi, wraz z retorycznymi pytaniami, s� u Tottenhama tylko wyrazem zupe�nej ignorancji. Czym� innym jest wypychanie ma��e�skie, czym innym � szkolne, wycieczkowe, mi�osne itp. Ale nie mog� teraz wdawa� si� w t� spraw�. Do�� na tym, �e d�wigaj�c regula�skie trofea z parteru na pi�tro, nadwer�y�em sobie dysk, wi�c chocia� zosta�o jeszcze huk roboty, powiedzia�em sobie, �e tak� partyzantk� wiele nie zdzia�am. Pozawiesza�em jeszcze tylko matulki na sznurze do bielizny w piwnicy i zeszed�em do kuchni, by przyrz�dzi� kolacj�. Teraz ju� tylko sjesta, sielanka, dolce far niente � rzek�em twardo. Co prawda ocean wspomnie� dalej wype�nia� mnie, natarczywy jak martwa fala po ustaniu burzy. Rozt�ukuj�c jaja spojrza�em na b��kitny p�omyk kuchenki gazowej � niby nic, lecz ca�kiem podobnie wygl�da�a Nowa Perseusza. Popatrzy�em na firank� � bia��, jak p�at azbestu, kt�rym okrywa�em stos atomowy, kiedy� Do�� tego! �rzek�em sobie. Lepiej rozwa�y�, co milsze � jajecznica, czy jaja sadzone? Zdecydowa�em si� w�a�nie na oczka, kiedy dom zadygota�. Jajka, jeszcze nie �ci�te, chlupn�y na pod�og�, a jednocze�nie, wp�zwr�cony ku schodom, us�ysza�em przeci�g�y rumor, jakby lawiny. Rzuci�em patelni� i pogna�em na g�r�. Czy�by dach run��? Meteor?� Nie mo�e by�! To si� nie zdarza! Jedynym pokojem, kt�rego nie zawali�em pakunkami, by�a moja pracownia, i stamt�d w�a�nie ni�s� si� hurkot. Pierwsz� rzecz�, jak� zobaczy�em, by�a g�ra ksi��ek u st�p przechylonej biblioteki. Spod grubych tomisk Encyklopedii kosmicznej wyczo�giwa� si� ty�em, na kolanach, jaki� cz�owiek, t�amsz�c zwalone ksi��ki, jakby mu jeszcze nie do�� by�o uczynionej rujnacji i chcia� je dodatkowo podepta�. Nim si� odezwa�em, wyrwa� spod siebie jaki� d�ugi, metalowy dr�g, ci�gn�c go za r�koje��, przypominaj�c� kierownic� roweru bez k�; kaszln��em, lecz intruz, wci�� na czworakach, nie zwr�ci� na to najmniejszej uwagi. Zakaszla�em g�o�niej, a ju� wtedy jego sylwetka wyda�a mi si� dziwnie znajoma, lecz dopiero gdy powsta�, pozna�em go. To by�em ja. Zupe�nie jakbym patrza� w lustro. Zreszt� kiedy� prze�y�em ju� ca�� seri� takich spotka�, co prawda w g�stwie wir�w grawitacyjnych, nie w spokojnym mieszkaniu! Rzuci� na mnie roztargnionym okiem i pochyli� si� nad swym przyrz�dem; zar�wno to, �e si� tak szarog�si�, jak to zw�aszcza, �e nie raczy� si� odezwa�, wytr�ci�o mnie na koniec z r�wnowagi. � Co to wszystko znaczy! � nie podnosz� jeszcze g�osu. � Zaraz ci wyja�ni� czekaj� � bormocze. Wsta�, ci�gnie t� rur� ku lampie, przekrzywia aba�ur, �eby mie� lepsze �wiat�o, poprawia papierek, podtrzymuj�cy wysi�gnik � wie, bestia, �e aba�ur opada, wi�c to ani chybi ja naprawd� � i dotyka palcem jakich� pokr�te�, najwyra�niej niespokojny. � Wypada�oby si� cho� wyt�umaczy�! � nie ukrywam ju� wzbieraj�cej pasji. U�miecha si�. Odstawia sw�j aparat, to jest opiera go o �cian�. Siada na moim fotelu, wyci�ga drug� szuflad�, wyjmuje z niej moj� ulubion� fajk� i nieomylnie si�ga po kapciuch z tytoniem. Tego mi ju� nadto. � Bezwstydniku!! � m�wi�. Okr�g�ym gestem r�ki prosi mnie siada�. Mimo woli oceniaj�c wzrokiem wyrz�dzone szkody � z�ama�y si� ok�adki dwu ci�kich atlas�w nieba! � przysuwam sobie krzes�o i zaczynam kr�ci� m�ynka palcami. Dam mu pi�� minut na usprawiedliwienie i przeprosiny, a je�li nie b�d� usatysfakcjonowany, to si� inaczej porachujemy. � Nonsens! � odzywa si� m�j nieproszony go��. � Zachowuj �e si� jak cz�owiek inteligentny! Jak�e si� chcesz ze mn� rachowa�? Przecie� ka�dy m�j tera�niejszy siniec b�dzie potem twoim! Milcz�, a co� mi �wita. W samej rzeczy, je�li on to ja i wydarzy�a mi si� (ale jakim sposobem, u diab�a?) p�tla czasowa (lecz dlaczego w�a�nie ja musz� mie� takie przygody?!), mo�e ro�ci� sobie niejakie prawa do mojej fajki i nawet mieszkania. Ale po co by�o zwala� bibliotek�? � To nieumy�lnie � rzecze przez k��by wonnego dymu, patrz�c w koniec bucika, wcale eleganckiego. Hu�ta nog� za�o�on� na nog�. � Chronocykl zarzuci� mi przy hamowaniu. Zamiast w �sm� trzydzie�ci, wlecia�em w �sm� trzydzie�ci i z jedn� setn� sekundy. Gdyby lepiej ustawili celownik, znalaz�bym si� na samym �rodku pokoju. � Jak to? (Nic nie rozumiem). Po pierwsze: czy jeste� telepat�? Jak mo�esz odpowiada� na pytania, kt�re sobie tylko my�l�? A po wt�re: je�eli rzeczywi�cie jeste� mn� i przyby�e� w czasie, to co on ma do miejsca? Dlaczego poniszczy�e� ksi��ki?!! � Gdyby� troch� pomy�la�, sam by� zrozumia� wszystko. Jestem p�niejszy od ciebie, wi�c musz� pami�ta� wszystko, co sobie my�la�em, tj. my�la�e�, bo� jestem tob�, tylko z przysz�o�ci. A co do czasu i miejsca, to si� przecie� Ziemia kr�ci! Po�lizn��em si� o jedn� setn� sekundy, mo�e nawet nieco mniej, i przez to mgnienie zd��y�a si� razem z domem przesun�� o te cztery metry. M�wi�em Rosenbeisserowi, �e lepiej b�dzie l�dowa� w ogr�dku, ale nam�wi� mnie na ten wariant celowania. � Dobrze. Powiedzmy, �e jest, jak m�wisz. Ale co to wszystko razem znaczy? � Pewno, �e ci powiem. B�dzie jednak lepiej przyrz�dzi� kolacj�, bo to d�u�sza historia i nadzwyczajnej wagi. Przyby�em do ciebie jako pose� w misji historycznej. Od s�owa do s�owa, przekona� mnie. Zeszli�my na d�, przygotowa�o si� t� kolacj�, tyle �e otworzy�em sardynki (w lod�wce zosta�o zaledwie par� jaj). Potem zostali�my ju� w kuchni, bo nie chcia�em sobie psu� humoru ogl�daniem biblioteki. Nie pali� si� do mycia naczy�, ale przem�wi�em mu do sumienia, wi�c zgodzi� si� wyciera�. Siedli�my potem przy stole, spojrza� mi powa�nie w oczy i rzek�: � Przybywam z roku 2661, aby przed�o�y� ci propozycj�, jakiej �aden cz�owiek nigdy jeszcze nie s�ysza� i �aden nie us�yszy. Rada Naukowa Instytutu Temporystyki pragnie, �ebym ja, to jest, �eby� ty zosta� Naczelnym Dyrektorem Programu TEOHIPHIP. Skr�t ten oznacza: �Telechroniczna Optymalizacja Historii Powszechnej Hyperputerem�. Jestem dog��bnie przekonany, �e obejmiesz to zaszczytne stanowisko, bo oznacza niezwyk�� odpowiedzialno�� przed lud�mi i histori�, a jestem, tj. jeste� cz�owiekiem dzielnym i pe�nym prawo�ci. � Pierwej jednak chcia�bym us�ysze� co� bardziej konkretnego � a ju� zw�aszcza nie pojmuj�, dlaczego nie przyby� do mnie po prostu jaki� delegat tego instytutu, tylko ty, to jest ja? Sk�d si� tam wzi��e�, to jest wzi��em? � To ci wyt�umacz� na ko�cu i osobno. Co si� tyczy sprawy g��wnej, pami�tasz naturalnie owego biedaka Molterisa, kt�ry wynalaz� r�czn� maszynk� do w�drowania w czasie i chc�c j� zademonstrowa�, zgin�� mamie, bo si� na �mier� postarza� tu� po starcie? Skin��em g�ow�. � Takich pr�b b�dzie wi�cej. Ka�da nowa technika poci�ga za sob� w fazie wst�pnej ofiary. Molteris wynalaz� jednoosobowy czaso�azik bez �adnych zabezpiecze�. Zrobi� to samo, co �w ch�op �redniowieczny, kt�ry wlaz� ze skrzyd�ami na wie�� cerkiewn� i zabi� si� na miejscu. W XXIII wieku powsta�y, to jest, z twego stanowiska powstan� chronotraki, czasowce i tempobile, lecz prawdziwa rewolucja chronomocyjna nast�pi dopiero trzysta lat p�niej dzi�ki ludziom, kt�rych nie b�d� wymienia� � poznasz ich osobi�cie. W�drowanie w czasie na ma�y dystans to jedno, a wyprawy w g��b milionoleci to zn�w inna sprawa. Proporcje s� mniej wi�cej takie, jak mi�dzy spacerem za miasto a kosmonautyk�. Przybywam z Epoki Chronotrakcji, Chronomocji i Telechronii. O podr�owaniu w czasie wypisano g�ry banialuk�w,takjak poprzednio o astronautyce � �e jaki� wynalazca, dzi�ki jakiemu� bogaczowi, w jakim� ustroniu buduje od razu rakiet�, kt�r� obaj, a jeszcze w towarzystwie znajomych pa�, lec� na drugi koniec Galaktyki. Technologia Chronomocyjna, jak Kosmonautyczna, wymaga olbrzymiego przemys�u, kolosalnych inwestycji, planowania� ale z tym te� sam si� zapoznasz na miejscu, tj. w swoim czasie. Mniejsza teraz o stron� techniczn�. Chodzi o g��wny cel tej roboty; nie wk�ada si� w ni� tyle po to, �eby kto� m�g� straszy� faraon�w albo zbi� w�asnego prapradziadka. Wyregulowa�o si� ustr�j, uregulowany jest klimat Ziemi, w XXVII wieku, z kt�rego przybywam, jest tak dobrze, �e lepiej nie mo�e by�, ale nie mamy wci�� spokoju ze wzgl�du na histori�. Wiesz, jak ona wygl�da; najwy�szy czas z tym sko�czy�! � Czekaj�e � w g�owie mi szumia�o. � Historia si� wam nie podoba? Wi�c co z tego? Przecie� taka, jaka by�a, musi zosta�, nie? � Nie ple� g�upstw. Na porz�dku dnia stoi w�a�nie TEOHIPHIP, czyli Telechroniczna Optymalizacja Historii Powszechnej Hyperputerem. M�wi�em ci ju�. Dzieje powszechne wyreguluje si�, oczy�ci, naprawi, wyr�wna i udoskonali, zgodnie z zasadami humanitaryzmu, racjonalizmu i og�lnej estetyczno�ci; rozumiesz chyba, �e maj�c tak� masarni� i jatk� w rodowodzie, wstyd pcha� si� pomi�dzy wysokie kosmiczne cywilizacje! � Regulacja Historii?� � powt�rzy�em os�upia�y. � Tak. Je�li zajdzie potrzeba, zrobi si� poprawki nawet przed powstaniem cz�owieka, �eby powsta� lepszy. Zgromadzono ju� �rodki i fundusze, wci�� jednak wakuje stanowisko Naczelnego Dyrektora Projektu. Wszystkich odstrasza ryzyko po��czone z t� funkcj�. � Nie ma ch�tnych? � moje zdumienie jeszcze wzros�o. � To nie ta przesz�o��, w kt�rej ka�dy osio� chcia� �wiatem rz�dzi�. Bez odpowiednich kwalifikacji nikt si� nie pali do trudnego zadania. Tak wi�c stanowisko jest nie obsadzone, a rzecz nagli! � Kiedy ja si� na tym nie znam. I dlaczego w�a�nie ja? � B�dziesz dysponowa� ca�ymi sztabami fachowc�w. Strona techniczna to nie twoja dziedzina; jest wiele r�nych plan�w dzia�ania, wiele projekt�w, metod, konieczne s� pe�ne rozwagi, odpowiedzialne decyzje. Ja, to znaczy ty masz je podj��. Nasz Hyperputer przebada� psychosondowaniem wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek �yli, i uzna�, �e ja, czyli ty � jest to jedyna nadzieja Projektu. Po dobrej chwili odezwa�em si�: � Sprawa, widz�, powa�na. By� mo�e, przyjm� to stanowisko, a mo�e go i nie przyjm�. Dzieje powszechne, ba! To wymaga namys�u. Ale jak to si� sta�o, �e ja, to znaczy ty w�a�nie si� u mnie zjawi�e�? Co do mnie, nie rusza�em si� nigdzie w czasie. Dopiero wczoraj wr�ci�em z Hyjad. � Jasne! � przerwa� mi. � Przecie� jeste� wcze�niejszy! Gdy przyjmiesz propozycj�, oddam ci m�j chronocykl, i udasz si� gdzie, tj. kiedy nale�y. � To nie jest odpowied� na moje pytanie. Powiedz mi, sk�d si� wzi��e� w XXVII wieku? � Uda�em si� tam odpowiednim wehiku�em czasu, rzecz jasna. A potem, stamt�d, przyby�em do twojego teraz i tutaj. � Ale je�eli ja si� nigdzie nie udawa�em �adnym wehiku�em czasu, to i ty, kt�ry jeste� m n � � � Nie ple�. Jestem p�niejszy od ciebie, wi�c nie mo�esz jeszcze wiedzie�, co takiego tobie si� zdarzy, �e wyruszysz w dwudziesty si�dmy wiek. � Ej, co� kr�cisz! � mrukn��em. � Je�eli zaakceptuj� t� propozycj�, dostan� si� od razu w dwudziesty si�dmy wiek. Czy nie tak? B�d� tam dyrektorowa� tym Teohiphipem i tak dalej. Ale sk�d t y si� tam wzi�� � W ten spos�b mo�emy przegada� ca�� noc! Nie przelewaj z pustego w pr�ne. Zreszt�, wiesz co? Popro� Rosenbeissera, niech ci to wyt�umaczy. Ostatecznie to on jest fachowcem� czasownikiem, nie ja. Zreszt� ta sprawa, chocia� trudna do uchwycenia, jak zawsze bywa z p�tl� czasow�, jest niczym w zestawieniu z moj�, to jest twoj� misj�. Przecie� to Misja Dziejowa! Wi�c jak? Godzisz si�? Chronocykl jest sprawny. Nic mu si� nie sta�o, sprawdzi�em. � Co tam chronocykl. Nie mog� tak od razu. � Powiniene�! To tw�j obowi�zek! Musisz! � O ho ho! Tylko nie tak do mnie. Nic �musisz!� Wiesz, jak tego nie lubi�. Mog�, je�li zechc�, gdy uznam, �e sytuacja tego wymaga. Kto to jest ten Rosenbeisser. � Dyrektor naukowy INT�u. B�dzie twoim pierwszym podw�adnym. � INT�u. � Instytutu Temporystycznego. � A co si� stanie, je�li si� nie zgodz�? � Nie mo�esz si� nie zgodzi� nie zrobisz tego� znaczy�oby to, �e� stch�rzy�� Na wargach b��ka� mu si� jakby pow�ci�gany u�mieszek przy tych s�owach. To mnie nastroi�o podejrzliwie. � Prosz�. A to czemu? � Poniewa�� e, co ci b�d� t�umaczy�. To si� wi��e ze struktur� samego czasu. � Nie opowiadaj bzdur. Je�eli si� nie zgodz�, to nie rusz� si� st�d donik�d, wi�c ani mi jaki� Rosenbeisser niczego nie wyja�ni, ani �adnej historii nie b�d� regulowa�. M�wi�em tak, po cz�ci, �eby zyska� na czasie, gdy� nie decyduje si� o podobnych problemach na jednej nodze, ale te�, jakkolwiek nie domy�la�em si� wcale, czemu on, to jest ja, do mnie przyby�, czu�em niejasno, �e w tym tkwi jaka� inna finta, jaki� kruczek. � Dam odpowied� do czterdziestu o�miu godzin! � rzek�em. Pocz�� napiera�, �ebym si� zdecydowa� od razu, lecz im bardziej nastawa!, tym mniej mi si� to podoba�o. Wreszcie j��em nawet pow�tpiewa� w jego identyczno�� ze mn�. M�g� to w ko�cu by� jaki� ucharakteryzowany nas�aniec! Ledwom to pomy�la�, wzi��em go na spytki. Trzeba by�o wynale�� kwesti� sekretn�, kt�rej poza mn� nie zna� nikt. � Dlaczego numeracja podr�y w moich Dziennikach gwiazdowych ma luki? � rzuci�em mu znienacka pytanie. � A cha! cha! � za�mia� si� � to ju� we mnie nie wierzysz? Dlatego, kochanku, poniewa� jedne wyprawy odbywa�y si� w przestrzeni, a inne w czasie, wi�c nie mo�e by� nawet i pierwszej; zawsze przecie� mo�na si� cofn�� wstecz tam, gdzie �adnej nie by�o i pojecha� gdzie�, w�wczas ta, co by�a pierwsza, stanie si� drug�, i tak bez ko�ca! To si� zgadza�o. Lecz sprawa by�a jednak wiadoma paru osobom, co prawda moim zaufanym znajomym z zespo�u tichologicznego profesora Tarantogi; za��da�em tedy dowodu to�samo�ci. Papiery mia� w porz�dku, lecz to o niczym jeszcze nie �wiadczy�o; mo�na je wszak sfa�szowa�. Podwa�y� moje pow�tpiewanie tym, �e umia� za�piewa� wszystko, co wtedy tylko �piewam, kiedy lec� daleko, sam jak palec; zauwa�y�em jednak, �e w refrenie �Meteoryty, meteoryty!� � paskudnie fa�szowa�. Powiedzia�em mu to; obrazi� si� i rzek�, i� to ja zawsze fa�szuj�, nie on; rozmowa, dot�d prowadzona do�� spokojnie, zamieni�a si� w sprzeczk�, potem w gwa�town� k��tni�, a� tak mnie roze�li�, �e kaza�em mu si� zabiera� do diab�a. By�o to powiedziane w z�o�ci, wcale nie my�la�em tego, lecz bez jednego s�owa wsta�, poszed� na g�r�, wyrychtowa� sw�j chronocykl, siad� na� jak na rower, co� tam poruszy� i w mgnieniu oka rozwia� si� w mg��, a w�a�ciwie w dymek jak z papierosa. Po minucie i tego ju� nie by�o � zosta� tylko stos porozrzucanych na wszystkie strony ksi��ek. Sta�em sam, z do�� g�upi� min�, bom si� tego nie spodziewa�, ale gdy podj�� przygotowania do odjazdu, nie chcia�em ju� ust�pi�. Porozmy�lawszy, zeszed�em znowu do kuchni, bo przegadali�my bez ma�a trzy godziny, i znowu poczu�em g��d. Mia�em jeszcze par� jajek w lod�wce, a te� skrawek boczku, ale gdy zapali�em gaz i sadzi�em oczka, rozleg� si� z pi�tra wielki rumor. Tak mnie zaskoczy�, �e zmarnowa�em jajecznic�: wyla�a si� razem ze skwarkami prosto w p�omienie kuchenki, a ja, kln�c na czym �wiat stoi, pogna�em bior�c po trzy stopnie na g�r�. Na p�kach nie by�o ju� ani jednej ksi��ki; ich ostatek tworzy� wielk� kup�, spod kt�rej gramoli� si�, ci�gn�c spod siebie chronocykl, bo przygni�t� go cia�em, padaj�c. � Co to ma znaczy�! � krzykn��em w�ciek�y. � Zaraz ci wyja�ni� czekaj� � mamrota�, wlok�c chronocykl ku lampie. Obejrza� go, skupiony, nie racz�c si� nawet usprawiedliwia� z tego kolejnego naj�cia. Mia�em tego doprawdy do��. � Wypada�oby si� cho� wyt�umaczy�!! � wrzasn��em w pasji. U�miechn�� si�. Odstawi� chronocykl, to jest opar� go o �cian�, poszuka� fajki, nabi� j� z mego kapciucha, zapali�, zak�adaj�c nog� na nog�, a� mnie ponios�o. � Bezwstydniku!! � krzykn��em. Jakkolwiek nie ruszy�em si� z miejsca, powzi��em solenny zamiar zbicia go na kwa�ne jab�ko. �arty jakie� b�dzie sobie stroi�, ze mnie, w moim domu! � Nonsens � odezwa� si� flegmatycznie. Nie poczuwa� si� najwyra�niej do winy. A przecie� do reszty pozwala� mi wszystkie ksi��ki na pod�og�! � To nieumy�lnie � rzek�, wypuszczaj�c dym z ust. � Chronocykl zn�w mi si� po�lizn��� � Ale dlaczego wr�ci�e�? � Musia�em. � Jak to? � Znajdujemy si�, m�j drogi, w kole czasowym � rzek� spokojnie. � B�d� ci� teraz od nowa namawia�, �eby� zgodzi� si� zosta� dyrektorem. Je�eli odm�wisz, odjad� sobie, niebawem wr�c� i wszystko zacznie si� od pocz�tku� � Nie mo�e by�! Jeste�my w zamkni�tym obiegu czasu? � Ot� w�a�nie. � Nieprawda! Gdyby tak by�o, wszystko, co m�wimy i robimy, musia�oby si� idealnie, jota w jot�, powtarza�, a to, co ja m�wi� teraz, i to, co ty m�wisz, ju� nie jest zupe�nie takie samo jak za pierwszym razem!! � R�ne duby smalone plot� ludzie o podr�ach w czasie � rzek� � a te, kt�re� wymieni�, nale�� do najbardziej nonsensownych. W ko�owym czasie wszystko musi przebiega� podobnie, lecz wcale nie tak samo, poniewa� zamkni�cie czasu, analogicznie jak zamkni�cie przestrzenne, nie pozbawia wszelkiej swobody, a tylko bardzo mocno j� ogranicza! Je�eli przyjmiesz propozycj�, udasz si� w rok 2661, i tym samym ko�o zamieni si� w p�tl� otwart�. Ale je�li odm�wisz i zn�w mnie wygonisz, wr�c� i wiesz, co b�dzie! � A wi�c nie ma innego wyj�cia!!? � zakipia�em. � O, co� mi od razu podszepn�o, �e si� w tym wszystkim ukrywa jakie� oszuka�stwo! Zabieraj mi si� st�d! �ebym ci� wi�cej na oczy nie widzia�!! � Nie m�w g�upstw � odpar� ch�odno. � To, co si� dzieje, zale�y teraz wy��cznie od ciebie, bo nie ode mnie, a m�wi�c �ci�lej, ludzie Rosenbeissera zamkn�li za nami obu, to jest zatrzasn�li p�tl�, i b�dziemy si� w niej ko�atali, a� zostaniesz dyrektorem! � �adna mi �propozycja�! � krzykn��em. � A co b�dzie, je�li ci porachuj� wszystkie gnaty? � To tylko, �e sam je b�dziesz potem opatrywa� we w�a�ciwym czasie. Nie musisz przyj�� propozycji, w tym sensie, �e mo�emy si� tak bawi�, p�ki �ycia starczy� � Te� co�! Mog� ci� zamkn�� w piwnicy i p�j�� sobie, gdzie mi si� spodoba! � To raczej ja ciebie tam zamkn�, bo jestem silniejszy! � O? � �eby� wiedzia�. By�em na wikcie w roku 2661, a jest on o wiele po�ywniej szy ni� teraz, tote� nie wytrzymasz ze mn� ani minuty. � To si� zobaczy� � mrukn��em gro�nie, wstaj�c z krzes�a. Nawet si� nie ruszy�. � Znam �d�urd�udo� � zauwa�y� flegmatycznie. � Co to jest? � Rodzaj udoskonalonego d�udo z roku dwutysi�cznego sze��set sze��dziesi�tego pierwszego. Unieszkodliwi� ci� w jednej chwili. By�em w�ciek�y, lecz d�ugoletnie do�wiadczenia �yciowe nauczy�y mnie opanowywa� nawet skrajn� pasj�. Tote�, rozm�wiwszy si� z nim, to jest z sob�, doszed�em do wniosku, �e doprawdy nie mam innego wyj�cia. Zreszt� dziejowa misja, czekaj�ca w przysz�o�ci, odpowiada�a zar�wno mym pogl�dom, jak mej naturze. Oburza� mnie tylko zadany przymus, uzna�em jednak, �e porachowa� si� trzeba nie z nim, narz�dziem, lecz z jego mocodawcami. Pokaza� mi, jak kierowa� chronocyklem, da� par� praktycznych wskaz�wek, zaj��em wi�c miejsce na siode�ku i chcia�em mu jeszcze powiedzie�, by posprz�ta� po sobie i wezwa� stolarza dla naprawy p�ek bibliotecznych, ale i tego nie zd��y�em zrobi�, bo nacisn�� starter. On, �wiat�o lamp, ca�y pok�j, wszystko sczez�o jak zdmuchni�te. Maszyna pode mn�, ten metalowy dr�g z rozszerzaj�cym si� lejkowato wylotem, roztrz�s�a si�, chwilami skaka�a tak mocno, �e �ciska�em co si� r�koje�ci, by nie wypa�� z siod�a, niczego nie widzia�em, a tylko mia�em wra�enie, jakby mnie kto� po twarzy i ciele tar� drucianymi szczotkami; gdy mi si� wyda�o, �e p�d w czasie wzrasta nad miar�, ci�gn��em za hamulec, a wtedy z czarnego kot�owiska wy�ania�y si� niewyra�ne kszta�ty. By�y to jakie� olbrzymie budowle, raz baniaste, raz wysmuk�e, przez kt�re przelatywa�em na wylot jak wiatr przez parkan. Ka�dy taki najazd zdawa� si� grozi� zderzeniem z murami, wi�c przymyka�em odruchowo oczy i zn�w zwi�ksza�em szybko��, to jest tempo. Par� razy maszyn� rzuci�o tak, �e g�owa mi skaka�a, a z�by dzwoni�y. W jakiej� chwili poczu�em trudn� do nazwania zmian�, zdawa�o mi si�, �e jestem w o�rodku g�stym jak syrop, kleistym i zastygaj�cym; przemkn�o mi, �e przedzieram si� przez jak�� przegrod�, kt�ra mo�e w ko�cu sta� si� mi grobem i uwi�ziony w betonie zastygn� razem z chronocyklem jak dziwaczny owad w bursztynie. Lecz zn�w targn�o do przodu, chronocykl zadygota�, a ja upad�em na co� elastycznego, co podda�o si� i zako�ysa�o. Maszyna wypad�a spode mnie, w oczy buchn�� bia�y blask, musia�em je zamkn��, o�lepiony. Gdy je otwar�em, ogarn�� mnie gwar g�os�w. Le�a�em po�rodku wielkiej tarczy z pianoplastyku, pomalowanej w koncentryczne ko�a niczym cel na strzelnicy; przewr�cony chronocykl spoczywa� o krok, a wok� sta�o kilkudziesi�ciu ludzi w b�yszcz�cych kombinezonach. Ma�y, �ysawy blondyn wst�pi� na materac tarczy, pom�g� mi wsta� i kilkakrotnie potrz�sn�� moj� r�k� ze s�owami: � Witam pana jak najserdeczniej! Rosenbeisser. � Tichy � odpowiedzia�em automatycznie. Rozejrza�em si�. Stali�my w hali wielkiej jak miasto, bez okien, nakrytej wysoko stropem o barwie nieba; jedna za drug� rozpo�ciera�y si� rz�dem takie same tarcze, jak ta, na kt�rej wyl�dowa�em, niekt�re puste, przy innych pracowano; nie skrywam, �e mia�em przygotowanych par� k��liwych uwag pod adresem Rosenbeissera i innych tw�rc�w temporalne�go saka, kt�rym wyci�gn�li mnie z domu, lecz zmilcza�em, bo przysz�o