5173
Szczegóły |
Tytuł |
5173 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5173 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5173 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5173 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STANIS�AW LEM
SUPLEMENT
Z TOMU DZIENNIKI GWIAZDOWE
PODRӯ OSIEMNASTA
Wyprawa, o jakiej chc� pisa�, w skutkach i skali by�a najwi�kszym dzie�em mego
�ycia.
Pojmuj� te� dobrze, �e ma�o kto da moim s�owom wiar�. Jednakowo�, cho� wygl�da
to na
paradoks, w�a�nie niedowiarstwo Czytelnik�w u�atwia mi zadanie. Nie mog� bowiem
twierdzi�, jakobym zrobi� to, co zamierzy�em, doskonale. Prawd� m�wi�c, rzecz
wysz�a
raczej kiepsko. Jakkolwiek za� to nie ja naknoci�em, lecz pewni zawistnicy oraz
ignoranci, co
starali si� pokrzy�owa� moje plany, nie jest mi od tego l�ej na duszy.
Tak wi�c � wyprawa, jak� podj��em, mia�a za cel stworzenie Wszech�wiata. I to
nie
jakiego� nowego, osobnego, kt�rego dotychczas nie by�o. Bynajmniej. Chodzi�o o
ten
Wszech�wiat w�a�nie, w kt�rym �yjemy. O�wiadczenie z pozoru bezsensowne,
wariackie
wr�cz, jak bowiem mo�na stworzy� to, co ju� istnieje, i do tego jeszcze tak
d�ugo i
bezapelacyjnie jak Kosmos? Czy�by sz�o, got�w pomy�le� Czytelnik, o
ekstrawaganck�
hipotez�, twierdz�c�, �e dotychczas nie by�o opr�cz Ziemi nic i �e wszystkie
Galaktyki,
S�o�ca, Chmury i Drogi Mleczne by�y tylko rodzajem fatamorgany? Ale i tak nie
jest wcale.
Ja bowiem doprawdy stworzy�em wszystko, absolutnie Wszystko � a wi�c r�wnie� i
Ziemi�,
i reszt� s�onecznego systemu, i Metagalaktyk�, co by�oby, zapewne, niejakim
powodem do
chluby, gdyby nie to, �e ten m�j wytw�r ma tyle mankament�w.
Cz�ciowo odnosz� si� one do budulca, przede wszystkim jednak do materii
o�ywionej z
cz�owiekiem na czele. Z nim ��cz� si� moje najwi�ksze zgryzoty. Zapewne ci,
kt�rych
wymieni� z nazwiska, wmieszali mi si� w rzecz i popsuli j�, �adn� miar� jednak
nie uwa�am
si� przez to za bezwinnego. Trzeba by�o staranniej wszystko zaplanowa�,
dopatrzy�,
uwzgl�dni�. Zw�aszcza �e o �adnych naprawach i udoskonaleniach nie ma ju� mowy.
Od
dwudziestego pa�dziernika zesz�ego roku wszystkie, ale to wszystkie b��dy
konstrukcyjne
Universum i wypaczenia natury ludzkiej id� na m�j rachunek. Od �wiadomo�ci tej
nie ma
ucieczki.
Zacz�o si� to trzy lata temu, gdy dzi�ki profesorowi Tarantodze pozna�em
pewnego fizyka
s�owia�skiego pochodzenia z Bombaju. Bawi� tam jako tak zwany Visiting Profesor.
Uczony
�w, Solon Razg�az, od trzydziestu kilku lat zajmowa� si� kosmogoni�, czyli t�
ga��zi�
astronomii, kt�ra bada pochodzenie i okoliczno�ci powstania Wszech�wiata.
Zg��biwszy przedmiot, doszed� do matematycznie �cis�ego wniosku, kt�ry jego
samego
kompletnie oszo�omi�. Jak wiadomo, teorie kosmogenezy dziel� si� na dwa od�amy.
Jeden
grupuje te, co uznaj� Wszech�wiat za trwaj�cy wiecznie, czyli wyzbyty pocz�tku.
Drugi
obejmuje teorie, pod�ug kt�rych Wszech�wiat powsta� kiedy�, i to sposobem
wybuchowym,
dzi�ki eksplozji praatomu. Oba te stanowiska natrafia�y zawsze na ogromne
trudno�ci. Co do
pierwszego, nauka posiada rosn�c� liczb� dowod�w na to, �e Kosmos widzialny
liczy sobie
kilkana�cie miliard�w lat bytu. Je�li co� odznacza si� okre�lonym wiekiem, to
nic prostszego,
jak rachub� wstecz doj�� do momentu, w kt�rym si� ten wiek od zera rozpoczyna�.
Ale
przecie� Kosmos Wieczny takiego �zera�, to jest Pocz�tku, mie� nie mo�e. Pod
naciskiem
nowych wiadomo�ci wi�kszo�� uczonych opowiada si� wi�c teraz za Wszech�wiatem,
kt�ry
powsta� by� jakie� pi�tna�cie czy osiemna�cie miliard�w lat temu. Zrazu by�
pewien tw�r,
zwany Ylemem, Praatomem czy jeszcze inaczej , kt�ry eksplodowa�, i z niego
zrodzi�y si�
materia wraz z energi�, chmury gwiazd, wiruj�ce galaktyki, ciemne i jasne
mg�awice,
p�ywaj�ce w rozrzedzonym gazie pe�nym promieniowania. Wszystko to daje si�
bardzo
dok�adnie i �adnie wyrachowa�, byle tylko nie przysz�o nikomu do g�owy postawi�
pytania:
�A sk�d si� w�a�ciwie wzi�� ten jaki� Praatom?� Gdy� na to pytanie nie ma
odpowiedzi.
Istniej� pewne wykr�ty, owszem, ale �aden uczciwy astronom nie jest z nich
zadowolony.
Profesor Razg�az, nim si� wzi�� do kosmogonii, studiowa� d�ugo fizyk�
teoretyczn�, a
zw�aszcza zjawiska tak zwanych cz�stek elementarnych. Gdy Razg�az przerzuci� swe
zainteresowania na nowy temat, rych�o wyrysowa� mu si� taki obraz: Kosmos
najniew�tpliwiej mia� Pocz�tek. Najwyra�niej w �wiecie powsta� z jednego
Praatomu 18,5
miliarda lat temu. Zarazem jednak Praatomu, z jakiego by� si� wyl�g�, by� nie
mog�o. No, bo
kt� by go pod�o�y� na pustym miejscu? Na samym pocz�tku nie by�o nic. Gdyby
by�o co�,
toby owo co� zaraz zacz�o si�, jasna sprawa, rozwija� i ca�y Kosmos powsta�by
du�o
wcze�niej, a bior�c dok�adnie rzecz � niesko�czenie wcze�niej! Niby dlaczego ten
jaki�
pierwotny Praatom mia� sobie trwa� i trwa�, i trwa� w martwocie i bezruchu przez
niewiadome eony, ani si� ruszaj�c, i co, dlaboga, w jednej chwili mia�o nim
szarpn�� i
targn��, �eby si� w co� tak olbrzymiego rozpr�y� i rozlecia�, jak Universum
ca�e?
Zapoznawszy si� z teori� S. Razg�aza, nie ustawa�em w rozpytywaniu go o
okoliczno�ci
odkrycia. Problemy takie zawsze mnie pasjonowa�y, a ju� trudno chyba o rewelacj�
wi�ksz�
ani�eli t� � kosmogonicznej hipotezy Razg�azowej! Profesor, kt�ry jest
cz�owiekiem cichym
i nies�ychanie skromnym, wyjawi� mi, �e si� po prostu zachowywa� my�l� w spos�b
nieprzyzwoity ze stanowiska ortodoksyjnej astronomii. Wszyscy astronomowie
wiedz�
doskonale, �e to atomowe ziarnko, z kt�rego mia� Kosmos wyr��, jest niebywa�ym
k�opotem. Co wi�c z nim robi�? Ano � schodz� mu z drogi. Wymijaj� t� kwesti�, bo
taka
jest niewygodna. Razg�az, na odwr�t, jej w�a�nie odwa�y� si� po�wi�ci� ca�y sw�j
wysi�ek. W
miar� jak budowa� modele, otoczony gromad� najszybszych celer�w�komputer�w,
coraz
wyra�niej widzia�, �e tu jest jaki� niezwyk�y pies pogrzebany. Mia� zrazu
nadziej�, �e
sprzeczno�� uda mu si� z czasem pomniejszy�, a mo�e nawet usun��.
Tymczasem ona w�a�nie ros�a. Wszystkie fakty przemawia�y bowiem za tym, �e
Kosmos
doprawdy powsta� z jednego atomu, ale jednocze�nie i za tym, �e �adnego takiego
atomu nie
mog�o by�. Tu si� naprasza�a rzecz oczywista, hipoteza Pana Boga, lecz t�
Razg�az od�o�y� na
bok jako ostateczno��. Pami�tam u�miech, z jakim m�wi� mi: �Nie nale�y spycha�
wszystkiego na Pana Boga. A ju� astrofizyk na pewno nie powinien by� takim
spychaczem�� Rozmy�laj�c przez d�ugie miesi�ce nad tym dylematem, Razg�az
wspomnia�
swoje studia dawniejsze. Spytajcie, je�li mi nie zawierzycie, byle znajomego
fizyka, a powie
wam, �e pewne zjawiska w najmniejszej skali zachodz� sposobem jakby kredytowym.
Mezony, te cz�steczki elementarne, naruszaj� czasem prawa zachowania, lecz
czyni� to tak
nies�ychanie szybko, �e go nie naruszaj� prawie. To, co zakazane prawami fizyki,
czyni�
b�yskawicznie, jak gdyby nigdy nic, i zaraz potem znowu poddaj� si� tym prawom.
Ot� na
jednej ze swoich porannych przechadzek po ogrodzie uniwersyteckim Razg�az zada�
sobie
pytanie: a co, je�liby Kosmos w skali najwi�kszej zrobi� to samo? Je�eli mezony
mog� tak si�
zachowywa� w u�amku sekundy tak drobnym, �e ca�a sekunda jest przy nim
wieczno�ci�.
Kosmos, ze wzgl�du na swe rozmiary, musia�by si� w �w zakazany spos�b zachowywa�
odpowiednio d�u�ej. Na przyk�ad przez pi�tna�cie miliard�w lat�
Powsta� tedy, jakkolwiek powsta� nie m�g�, bo nie mia� z czego. Kosmos jest
zabronion�
fluktuacj�. Stanowi on wybryk chwilowy, momentalne odst�pstwo od w�a�ciwego
zachowania, tyle �e ta chwila i ten moment maj� rozmiary monumentalne.
Wszech�wiat jest
takim samym odst�pstwem od praw fizyki, jakim bywa w najmniejszej skali mezon!
Ogarni�ty przeczuciem, �e znalaz� si� na tropie tajemnicy, profesor uda� si�
natychmiast do
pracowni i podj�� sprawdzaj�ce obliczenia, kt�re krok po kroku dowiod�y jego
racji. Lecz nim
jeszcze zd��y� je zako�czy�, za�wita�o mu przeczucie, �e rozwi�zanie zagadki
kosmogonii to
naj straszniejsze zagro�enie, jakie mo�na sobie pomy�le�.
Kosmos istnieje bowiem na kredyt. Jest on ze wszystkimi gwiazdozbiorami i
galaktykami
jednym potwornym zad�u�eniem, jest jakby listem zastawnym, jest obligiem, kt�ry
musi w
ko�cu zosta� sp�acony. Wszech�wiat to nielegalna po�yczka, to d�ug materialno��
energetyczny, jego pozorne �Ma� w istocie przedstawia go�e �Winien�. Tak wi�c
Kosmos,
b�d�c Wyskokiem Bezprawnym, pry�nie jednego pi�knego dnia niczym ba�ka mydlana.
Jako
anomalia, zapadnie si� z powrotem w ten sam Niebyt, z kt�rego wychyn��. Dopiero
ten
moment b�dzie przywr�ceniem Porz�dku Rzeczy!
To, �e on jest taki du�y i �e tyle zd��y�o si� ju� w nim sta�, wynika po prostu
st�d, �e idzie
o Wybryk w Najwi�kszej z mo�liwych Skali. Razg�az wzi�� si� niezw�ocznie do
obliczania,
kiedy przyjdzie ten fatalny kres, to znaczy, kiedy materia, s�o�ce, gwiazdy,
planety, a wi�c i
my z Ziemi�, przepadniemy w nico�ci jak zdmuchni�ci. Przekona� si� wszak�e, �e
tego
przewidzie� nie mo�na. Oczywi�cie nie mo�na, skoro chodzi o wybryk, to jest
odst�pstwo od
porz�dku praw! Groza bij�ca z tego odkrycia sp�dzi�a mu sen z oczu. Po d�u�szej
walce
wewn�trznej, zamiast og�osi� swe prace kosmogoniczne, zaznajomi� z nimi wielu
najznakomitszych astrofizyk�w. Uczeni ci uznali poprawno�� jego teorii i
wyp�ywaj�cych z
niej wniosk�w. Zarazem jednak wyrazili w rozmowach prywatnych pogl�d, �e
og�oszenie
stanu rzeczy wtr�ci�oby nasz �wiat w duchowy chaos i w przera�enie, kt�rych
skutki mog�
cywilizacj� zrujnowa�. Kt� b�dzie jeszcze chcia� cokolwiek robi�, niechby
ruszy� ma�ym
palcem, z wiedz�, �e w ka�dej sekundzie wszystko mo�e sczezn�� razem z nim
samym?
Sprawa stan�a w martwym punkcie. Razg�az, ten najwi�kszy odkrywca historii nie
tylko
ludzkiej, podziela� opini� swych uczonych koleg�w. Cho� z ci�kim sercem,
postanowi� teorii
swojej nie publikowa�. Zamiast tego wzi�� si� do poszukiwania, w ca�ym arsenale
fizyki,
�rodk�w, kt�re by niejako wspar�y Kosmos, wzmocni�y i podtrzyma�y jego kredytowy
byt.
Lecz wszystkie jego wysi�ki spe�z�y na niczym. Nie mo�na bowiem sp�aci�
kosmicznego
zad�u�enia, bez wzgl�du na to, co by si� robi�o obecnie, skoro ono tkwi nie
wewn�trz
Universum, lecz u jego Pocz�tk�w � Tam, gdzie Wszech�wiat zosta�
najpot�niejszym, a
zarazem najbardziej bezbronnym � D�u�nikiem Nico�ci.
W�a�nie w owym czasie pozna�em profesora i sp�dza�em d�ugie tygodnie na
rozmowach,
w kt�rych zrazu wtajemnicza� mnie w sedno swojego odkrycia, potem za� by� mi
patnerem
poszukiwa� ratunku.
Ach, my�la�em wracaj�c do hotelu z rozognion� g�ow� i zrozpaczonym sercem,
gdyby� to
mo�na by�o cho� na u�amek sekundy znale�� si� Tam � 20 miliard�w lat temu �
przecie�
wystarczy�oby umie�ci� w pr�ni jeden jedyny atom i z niego, jak z ziarna
zasadzonego,
m�g�by si� wyl�gn�� Kosmos, ju� w spos�b ca�kowicie legalny, zgodny z prawami
fizyki, z
zasad� zachowania materii i energii � lecz jak si� Tam dosta�?!
Profesor, gdy opowiedzia�em mu o tym pomy�le, melancholijnie si� u�miechn�� i
wyt�umaczy� mi, �e ze zwyk�ego atomu nie m�g�by powsta� Wszech�wiat, poniewa�
zar�d�
Kosmosu musia�aby w sobie zawrze� ca�� energi� tych wszystkich przekszta�ce� i
dzia�a�,
kt�re rozd�y si� do metagalaktycznych otch�ani. Poj�wszy m�j b��d, dalej jednak
z uporem
rozwa�a�em spraw�, a� jednego popo�udnia, gdy naciera�em olejkiem nogi
spuchni�te od
uk�sze� komar�w, wspomnieniem zaw�drowa�em do dawnych lat, kiedy lec�c przez
kulist�
Gromad� Ps�w Go�czych dla braku lepszego zaj�cia czyta�em fizyk� teoretyczn�. W
szczeg�lno�ci za� czyta�em pod�wczas tom po�wi�cony elementarnym cz�steczkom i
przypomnia�em sobie hipotez� Feynmana, �e istniej� cz�steczki, kt�re si�
poruszaj� �pod
w�os� strumienia czasu. Kiedy si� tak porusza elektron, my dostrzegamy go wtedy
jako
cz�stk� o naboju dodatnim (pozytron). Powiedzia�em sobie, z nogami w miednicy, a
co,
gdyby tak wzi�� jeden elektron i rozp�dzi� go, rozp�dzi� tak, a� zacznie gna�
wstecz w czasie
coraz szybciej i szybciej � czyby si� nie da�o nada� mu tak ogromnego impulsu,
�eby
wylecia� poza pocz�tek czasu kosmicznego, w to miejsce kalendarza, w kt�rym
jeszcze nic
nie by�o � czyby z tego pozytronu rozp�dzonego nie m�g� powsta� Wszech�wiat?!
Jakem sta�, boso, z ociekaj�cymi wod� nogami, pobieg�em do profesora.
Natychmiast poj��
wielko�� mej idei i bez jednego zb�dnego s�owa wzi�� si� do rachunk�w. Jako�
wysz�o z nich,
�e ta rzecz jest mo�liwa. Poruszaj�cy si� bowiem pod pr�d czasu elektron, jak
wyjawia�a
rachuba, b�dzie nabiera� coraz wi�kszych energii, a gdy wyleci poza Pocz�tek
Wszech�wiata,
moc nagromadzona w nim rozsadzi go i eksploduj�c ta cz�stka b�dzie dysponowa�a
dok�adnie
takim zapasem, �e si� dzi�ki niej wyr�wna d�ug. Wszech�wiat zostanie tedy
uratowany od
krachu, poniewa� ju� nie b�dzie d�u�ej bytowa� na kredyt!
Teraz trzeba ju� by�o jedynie my�le� o praktycznej stronie przedsi�wzi�cia,
kt�re mia�o
�wiat zalegalizowa�, a wi�c po prostu stworzy�! Jako cz�owiek kryszta�owego
charakteru, S.
Razg�az niejednokrotnie podkre�la� w rozmowach z prof. Tarantog�, a te� ze swymi
asystentami i wsp�pracownikami, �e koncepcja Kreacji Universum jest moj�
zas�ug� i �e to
mnie w istocie, a nie jemu, przys�uguje miano zar�wno Stw�rcy, jak i Zbawiciela
�wiata.
Wspominam o tym nie aby si� che�pi�, lecz raczej, by ch�tk� pysznienia si�
poskromi� �
poniewa� wszystkie pochwa�y, wyrazy uznania najwy�szego zachwytu, jakich si�
pod�wczas
w Bombaju nas�ucha�em do syta, zawr�ci�y mi, obawiam si�, odrobin� w g�owie,
wskutek
czego nie dopilnowa�em prac, jak nale�a�o. Spocz��em, niestety, na laurach,
s�dz�c w swej
naiwno�ci, �e najwa�niejsze ju� zosta�o zrobione � my�l� � a teraz przychodzi
cz�� czysto
wykonawcza, kt�r� si� inni mog� zajmowa�.
Fatalny b��d! Razem z prof. Razg�azem ustalali�my prze� ca�e lato i znaczn�
cz�� jesieni
parametry, to jest cechy i w�asno�ci, co si� mia�y wyklu� z elektronu �
kosmicznego ziarna.
Mo�e bardziej w�a�ciwie nale�a�oby go nazwa� sprawczym �adunkiem; strona
techniczna
bowiem stworzenia �wiata wygl�da�a tak, �e za dzia�obitni�, bior�c� na cel
Pocz�tek Czasu,
wzi�li�my olbrzymi synchrofazotron uniwersytetu, odpowiednio przerobiony. Ca�a
jego moc,
skupiona we w�a�ciwy spos�b, koncentruj�c si� na jednej jedynej cz�stce �
w�a�nie owym
elektronie sprawczym � mia�a si� wyzwoli� dwudziestego pa�dziernika; profesor
Razg�az
upiera� si� przy tym, �e to ja, jako autor tej idei, musz� odda� jedyny,
�wiatosprawczy
wystrza� z Chronoarmaty. Poniewa� za� nadarza�a si� tak nies�ychana i jedyna w
historii
okazja, nasz� machin�, nasz miotacz mia� opu�ci� nie byle jaki, pierwszy z
brzegu elektron,
lecz cz�stka odpowiednio przerobiona, przekrojona, przefasonowana tak, a�eby
powsta� z niej
Kosmos wielostronnie porz�dniejszy, znacznie bardziej solidny ni� ten, co
aktualnie istnieje
� a ju� osobn� uwag� po�wi�cili�my po�redniemu i p�nemu skutkowi Kosmokreacji,
jakim
mia�a wszak by� Ludzko��!
Zapewne � w jednym elektronie zaprogramowa�, do jednego elektronu powk�ada� tak�
niesamowit� mas� sterowniczych i nadzorczych informacji � to nie jest rzecz
�atwa.
Wyznaj� te�, zgodnie z prawd�, �e bynajmniej nie sam wszystko robi�em. Podzia�
pracy
mi�dzy mn� a prof. Raz�g�azem wygl�da� tak, �e ja koncypowa�em udoskonalenia i
usprawnienia, on za� t�umaczy� je na �cis�y j�zyk parametr�w fizyki, teorii
pr�ni, teorii
elektron�w, pozytron�w i innych licznych tron�w; zaprowadzi�o si� te� co� w
rodzaju
wyl�gami czy hodowli, w kt�rej nale�ycie izolowane spoczywa�y pr�bne cz�stki,
spomi�dzy
kt�rych mieli�my wybra� dopiero t� najlepiej udan�, t�, z kt�rej mia�, jak
rzek�em, 20
pa�dziernika Wszech�wiat si� narodzi�!
Czego te� dobrego, a wr�cz doskona�ego nie projektowa�em w owych gor�cych
dniach!
Wiele� to nocy zarywa�em, �l�cz�c nad stertami ksi�g fizycznych, etycznych,
zoologicznych,
�eby zebra�, �cisn�� w jedno, skoncentrowa� najcenniejsze informacje, kt�rymi
profesor
potem od �witu elektron kosmiczn� zar�d� kszta�towa�! Sz�o, mi�dzy innymi, o to,
�eby
Kosmos rozwija� si� harmonijnie, a nie jak dot�d, �eby nim tak nie rzuca�y
wybuchy
Supernowych, �eby si� energia kwasar�w i pulsar�w tak bezmy�lnie nie marnowa�a,
�eby
gwiazdy nie strzela�y i nie filowa�y jak ogarki, co maj� knoty zawi�g�e, �eby
mniejsze
odleg�o�ci mi�dzyplanetarne u�atwia�y podr�owanie z miejsca na miejsce, a tym
samym
czyni�y z kosmonautyki lepsze narz�dzie kontakt�w i jednoczenia si� istot
rozumnych. Na
wo�owej sk�rze by nie spisa� dalszych usprawnie�, jakie zd��y�em zaplanowa� w
kr�tkim
stosunkowo czasie. By�y one zreszt� rzecz� niekoniecznie najwa�niejsz�, bo chyba
nie
wymaga z mej strony d�ugich wywod�w to, �em si� na ludzko�ci skoncentrowa�. Aby
j� z
kolei polepszy�, zmieni�em zasad� naturalnej ewolucji.
Jak wiadomo, ewolucja to albo masowe za�eranie si� silniejszych s�abszymi, czyli
zoocyd, albo zmowa s�abszych, co si� bior� do silniejszych od �rodka, czyli
paso�ytnictwo.
Moralnie w porz�dku s� tylko ro�liny zielone, poniewa� �yj� na w�asny rachunek
ze
s�onecznego konta. Obmy�li�em tedy chlorofilizacj� wszystkiego, co �ywe, a w
szczeg�lno�ci
ustali�em � cz�owieka ulistnionego. Poniewa� tym samym opustoszy�em brzuch,
przenios�em tam odpowiednio powi�kszony uk�ad nerwowy, oczywi�cie nie robi�c
tego
wszystkiego bezpo�rednio, bo� mia�em do dyspozycji zaledwie jeden elektron.
Ustanowi�em
po prostu, porozumiawszy si� z profesorem, jako fundamentalne prawo ewolucji, co
mia�a
zaj�� w Nowym Niezad�u�onym Kosmosie, regu�� przyzwoitego post�powania ka�dego
�ycia
wzgl�dem wszystkich innych. Obmy�li�em te� o wiele bardziej estetyczne cia�o,
subtelniej sz�
p�ciowo�� i wiele innych usprawnie�, kt�rych nawet nie b�d� wylicza�, bo mi si�
serce
krwawi przy wspominaniu tych plan�w. Do�� na tym, �e w ostatnich dniach wrze�nia
mieli�my ju� gotowe Dzia�o �wiatostw�rcze i jego elektronowy nab�j. Trzeba by�o
jeszcze
pewnych bardzo skomplikowanych oblicze�, kt�rymi zaj�� si� profesor z
asystentami,
poniewa� naprowadzanie na cel w czasie (a raczej tu�, tu� poza czasem)
przedstawia�o
operacj� wymagaj�c� najwy�szej precyzji.
Czy nie powinienem by� siedzie� na miejscu, bacz�c na wszystko jak uwi�zany,
przez
wzgl�d na niesamowit� odpowiedzialno��, jaka na mnie spoczywa�a? C�, kiedy
zapragn��em
odpoczynku� i wyjecha�em do ma�ej miejscowo�ci k�pielowej. Wstyd powiedzie�,
lecz
wyznam jednak: komary da�y mi si� mocno we znaki, spuch�em i przez to marzy�em
wr�cz o
ch�odnych morskich k�pielach. I przez te przekl�te komary w�a�nie� ale nie mam
prawa
zwala� na nic i na nikogo w�asnej przewiny. Przed samym wyjazdem dosz�o mi�dzy
mn� a
jednym ze wsp�pracownik�w profesora do tar�. W�a�ciwie nie by� to nawet
wsp�pracownik
Razg�aza, lecz zwyczajny laborant, tyle �e jego rodak, niejaki Alojzy Kupa.
Osobnik �w,
kt�rego zadaniem by�a piecza nad przyrz�dami laboratoryjnymi, ni z tego, ni z
owego
za��da�, aby na list� Stw�rc�w �wiata on te� zosta� wci�gni�ty, bo, m�wi�, gdyby
nie on, toby
kriotron nie dzia�a� jak nale�y, a gdyby kriotron nie dzia�a�, toby si� elektron
nie zachowa�
w�a�ciwie� itd. Wy�mia�em go oczywi�cie, on za� niby to zrezygnowa� z
bezzasadnych
uroszcze�, w istocie jednak j�� knu� w sekrecie w�asne plany. Sam nic sensownego
zrobi� nie
m�g�, lecz zm�wi� si� z dwoma przygodnymi znajomkami, kt�rzy kr�cili si� ko�o
bombajskiego Instytutu Bada� J�drowych licz�c na to, �e znajd� tam ciep��
posadk�. Byli to
Niemiec Ast A. Roth oraz p� Anglik, p� Holender Boels E. Bubb.
Jak wykaza�o przeprowadzone poniewczasie �ledztwo, A. Kupa wpu�ci� ich noc� do
laboratorium, a reszty dokona�a opiesza�o�� m�odszego asystenta prof. Razg�aza,
niejakiego
magistra Serpentine�a. Pozostawi� on na biurku klucze od kasy pancernej, co
u�atwi�o
intruzom zadanie. Serpentine t�umaczy� si� potem chorob�, przedstawia�
�wiadectwa
lekarskie, lecz ca�y Instytut wiedzia�, �e ten niedowarzony m�okos mia� afer�
mi�osn� z pewn�
m�atk�, niejak� Ew� A., i wprost pe�zaj�c u jej st�p przy konkurach straci� z
oczu obowi�zki
s�u�bowe. Kupa zaprowadzi� wsp�lnik�w do sali z aparatur� kriotronow�, wyj�li z
niej
pojemnik Dewara, z niego za� futera� mieszcz�cy bezcenny nab�j i dokonali swych
niecnych
�poprawek� parametrycznych, kt�rych skutki ka�dy mo�e ogl�da� do woli, je�li si�
tylko
rozejrzy po tym koszmarnym �wiecie, w jakim �yjemy. T�umaczyli si� p�niej na
wy�cigi,
twierdz�c, �e mieli �jak najlepsze intencje� i liczyli te� na s�aw� (!!),
zw�aszcza poniewa�
by�o ich trzech.
Te� mi Tr�jca! Jak musieli zezna� pod naciskiem dowod�w i w ogniu krzy�owych
pyta�, podzielili si� prac�. Ast A. Roth, ongi� student Getyngi (ale sam
Heisenberg wyrzuci�
go z asystentury za wk�adanie zdj�� pornograficznych do spektrografu Astona),
�zaj�� si�
fizyczn� stron� Stworzenia i uczciwie j� spapra�. To przez niego tak zwane s�abe
oddzia�ywania nie zgadzaj� si� z silnymi i nawala symetria praw zachowania.
Ka�dy fizyk w
lot chwyci te moje s�owa. Ten�e Roth, pope�niwszy b��d w zwyk�ym dodawaniu,
doprowadzi�
do tego, �e nab�j elektronu, gdy si� go obecnie oblicza, uzyskuje wielko��
niesko�czon�.
Przez tego ba�wana nie mo�na te� odnale�� nigdzie kwark�w, jakkolwiek z teorii
wynika, �e
powinny by�! Nieuk, zapomnia� zrobi� poprawk� w formule dyspersji! R�wnie� i to,
�e
interferuj�ce elektrony w �ywe oczy zaprzeczaj� logice, jest jego �zas�ug��. I
pomy�le�, �e
dylemat, nad kt�rym Heisenberg �ama� sobie g�ow� przez ca�e �ycie, sprokurowa�
mu jego
najgorszy i najg�upszy ucze�!
Zreszt� dopu�ci� si� on wyst�pku jeszcze znacznie ci�szego. M�j plan Stworzenia
przewidywa� reakcje j�drowe, bo wszak bez nich nie by�oby promienistej energii
gwiazd, lecz
skasowa�em pierwiastki grupy uranowej, �eby ludzko�� nie mog�a wyprodukowa� bomb
atomowych w po�owie XX wieku, to jest przedwcze�nie. Mia�a ow�adn�� energi�
nuklearn�
tylko jako syntez� j�der wodorowych w hel, a poniewa� to jest trudniejsze,
odkrycia nie
mo�na si� by�o spodziewa� przed wiekiem XXI. A. Roth wprowadzi� jednak uranidy
na
powr�t do projektu. Niestety nie da�o mu si� udowodni�, �e dzia�a� powodowany
przez
agent�w pewnego imperialnego wywiadu, co ��czy�o si� z planami militarnej
supremacji�
ale w�a�ciwie i tak nale�a�by mu si� proces z oskar�enia o ludob�jstwo, bo gdyby
nie on, nie
zbombardowano by japo�skich miast w II wojnie �wiatowej.
Drugi �specjalista� z tej dobranej tr�jki, E. Bubb, uko�czy� kiedy� studia
lekarskie, lecz
odebrano mu prawo praktyki za liczne wykroczenia. Ten �zaj�� si� stron�
biologiczn� i
odpowiednio j� �udoskonali��. Co do mnie, rozumowa�em nast�puj�co: �wiat jest,
jaki jest, a
ludzko�� zachowuje si�, jak si� zachowuje, poniewa� wszystko to powsta�o
sposobem
przypadkowym, wi�c byle jakim, z okazji naruszenia praw fundamentalnych.
Wystarczy
zastanowi� si� chwil�, aby doj�� do wniosku, �e przy takich warunkach mog�o by�
nawet
jeszcze gorzej! Decydowa�a przecie� loteria � skoro �Stw�rc�� by� fluktuacyjny
kaprys
nico�ci, kt�ra potwornie i koszmarnie zad�u�y�a si�, rozdymaj�c bez sensu i
planu
Metagalaktyczn� ba�k�!
Uzna�em wprawdzie, �e pewne cechy Kosmosu mo�na pozostawi�, przy w�a�ciwych
retuszach i korekturach, tote� dopracowa�em sumiennie, co nale�a�o. Lecz co si�
Cz�owieka
tyczy, a, tutaj by�em ju� skrajnie radykalny. Zastan� paskud� przekre�li�em od
jednego
zamachu. Wspomniana wy�ej li�ciasto��, zast�puj�ca ow�osienie cia�a, s�u�y�aby
urzeczywistnieniu nowej etyki �ycia, lecz panu Bubbowi wa�niejsze wyda�y si�
w�osy,
poniewa�, uwa�acie, �by�o mu ich szkoda�. Ze to mo�na takie �adne plerezy,
bokobrody i
inne sier�ciane zakr�tasy z nich uk�ada�. Tu � nowa solidarystyczno�
humanistyczna
moralno��, a tam � walory, daj�ce si� mierzy� tylko fryzjerskim kanonem!
Zapewniam was,
�eby�cie si� nie poznali, gdyby nie p. Boels E. Bubb, kt�ry na powr�t wkopiowa�
w elektron z
kasety wszystkie szkaradzie�stwa, jakie dostrzegacie u siebie i u innych.
Co si� tyczy wreszcie laboranta Kupy, ten nie umia� wprawdzie sam nic zrobi�,
domaga�
si� jednak od kompan�w, �eby uwiecznili jego udzia� w stworzeniu �wiata;
chcia� tedy � a� mn� trz�sie, kiedy to pisz� � by nazwisko jego widnia�o w
ka�dej
stronie firmamentu, gdy jednak Roth wyt�umaczy� mu, �e wskutek swych ruch�w
gwiazdy
nie mog� si� trwale uk�ada� w monogramy czy litery, Kupa za��da�, �eby
przynajmniej
zosta�y zgrupowane du�ymi rojowiskami, to jest, kupami. To te� uczyniono.
Dwudziestego pa�dziernika, k�ad�c palec na klawiszach pulpitu sterowniczego, nie
mia�em
naturalnie poj�cia, co w�a�ciwie stwarzam. Okaza�o si� to dopiero po paru
dniach, gdy�my
sprawdzali obliczenia i wykryli na ta�mach tre�� utrwalon� przez plugaw� Tr�jc�
w
naszym pozytronie. Profesor by� za�amany. Co do mnie, wyznam, �e nie wiedzia�em,
czy
mam sobie, czy komu� innemu w �eb paln��. W ko�cu rozwaga jednak wzi�a g�r� nad
gniewem i rozpacz�, skoro wiedzia�em, �e niczego ju� nie da si� odmieni�. Nie
uczestniczy�em nawet w przes�uchiwaniu �otr�w, kt�rzy zohydzili �wiat przeze
mnie
stworzony. Profesor Tarantoga powiedzia� mi jakie� p� roku p�niej, �e trzech
intruz�w
odegra�o w kreacji rol�, jak� wiary przypisuj� szatanowi. Wzruszy�em na to
ramionami. Jaki�
tam szatan z trzech os��w. Zreszt� i tak ja ponosz� najwi�ksz� win�, poniewa�
zaniedba�em
si� i zeszed�em z posterunku. Gdybym chcia� szuka� usprawiedliwie�,
powiedzia�bym, �e
winien jest te� bombajski farmaceuta, kt�ry zamiast uczciwego repellanta komar�w
sprzeda�
mi olejek przyci�gaj�cy je niczym mi�d � pszczo�y. Ale id�c tym trybem, mo�na
B�g wie
kogo w nast�pnej kolejno�ci oskar�a� o Ska�enie Natury Bytu. Nie zamierzam si�
tak broni�:
odpowiadam za �wiat, jaki jest, i za wszystkie przywary ludzkie, poniewa� le�a�o
w mej mocy
zrobi� jedno i drugie lepiej.
PODRӯ DWUDZIESTA
Zacz�o si� to w niespe�na dob� po moim powrocie z Hyjad, gromady kulistej, tak
g�stej
od gwiazd, �e cywilizacje gniot� si� w niej jak kasza w garnku. Nie rozpakowa�em
jeszcze i
po�owy walizek z przywiezionymi okazami, a ju� mi r�ce opada�y. Zamierza�em
zrazu znie��
ca�y baga� do piwnicy i zaj�� si� nim p�niej, kiedy odsapn�, bo droga powrotna
okropnie mi
si� d�u�y�a i niczego tak nie pragn��em, jak usi��� na moim rze�bionym fotelu w
gabinecie
przed kominkiem, wyci�gn�� nogi, r�ce wetkn�� w kieszenie wy�wiechtanej bon�urki
i
powiedzie� sobie, �e opr�cz wybiegni�cia mleka, postawionego na ogniu, nic mi
nie zagra�a.
Bo te� po czterech latach takiej jazdy mo�na mie� do�� Kosmosu, przynajmniej na
jaki� czas.
Podejd� sobie, my�la�em, do okna, a za nim nie czarna bezdnia, nie protuberancje
skwiercz�ce, lecz ulica, ogr�dki, krzaczki, piesek za�atwia si� pod drzewkiem z
tak�
oboj�tno�ci� wobec problem�w Drogi Mlecznej, a� rado�� bierze.
Ale, jak to zwykle bywa z marzeniami, nic z tego nie wysz�o. Zauwa�ywszy, �e ju�
pierwsza paczka, wyci�gni�ta z rakiety, ma wgnieciony bok, pe�en niepokoju o
bezcenne
okazy, kt�rych moc nagromadzi�em, zaraz wzi��em si� do rozpakowywania. Myrdangi
zachowa�y si� nie�le, ale kalusznice pod spodem pomi�ty si�, po prostu nie
mog�em tego tak
zostawi�, i w par� godzin odbi�em wieka najwi�kszych skrzy�, pootwiera�em kufry,
gr�sy
pok�ad�em nad kaloryferem, �eby podesch�y, bo przemoczy�a je na wskro� herbata z
termosu,
a ju� zatrz�s�em si� na widok pchak�w. Mia�y zosta� ozdob� mojej kolekcji, po
drodze
jeszcze obmy�la�em dla nich poczesne miejsca, bo� to rzadko�� nad rzadko�ciami �
te
produkty militaryzacji z Regulusa (jest to cywilizacja powo�ana w ca�o�ci pod
bro�, i ani
jednego cywila tam nie u�wiadczysz). Wypychanie to nie �adne �hobby�
Regula�czyk�w, jak
pisze Tottenham, lecz co� po�redniego mi�dzy praktyk� religijn� a sportem.
Tottenham po
prostu nie poj��, z jakich pozycji tam wypychaj�. Wypychanie stanowi na
Regulusie czynno��
symboliczn�; tote� pe�ne zdumienia uwagi, wraz z retorycznymi pytaniami, s� u
Tottenhama
tylko wyrazem zupe�nej ignorancji. Czym� innym jest wypychanie ma��e�skie, czym
innym
� szkolne, wycieczkowe, mi�osne itp. Ale nie mog� teraz wdawa� si� w t� spraw�.
Do�� na
tym, �e d�wigaj�c regula�skie trofea z parteru na pi�tro, nadwer�y�em sobie
dysk, wi�c
chocia� zosta�o jeszcze huk roboty, powiedzia�em sobie, �e tak� partyzantk�
wiele nie
zdzia�am. Pozawiesza�em jeszcze tylko matulki na sznurze do bielizny w piwnicy i
zeszed�em
do kuchni, by przyrz�dzi� kolacj�. Teraz ju� tylko sjesta, sielanka, dolce far
niente � rzek�em
twardo. Co prawda ocean wspomnie� dalej wype�nia� mnie, natarczywy jak martwa
fala po
ustaniu burzy. Rozt�ukuj�c jaja spojrza�em na b��kitny p�omyk kuchenki gazowej �
niby nic,
lecz ca�kiem podobnie wygl�da�a Nowa Perseusza. Popatrzy�em na firank� � bia��,
jak p�at
azbestu, kt�rym okrywa�em stos atomowy, kiedy� Do�� tego! �rzek�em sobie. Lepiej
rozwa�y�, co milsze � jajecznica, czy jaja sadzone? Zdecydowa�em si� w�a�nie na
oczka,
kiedy dom zadygota�. Jajka, jeszcze nie �ci�te, chlupn�y na pod�og�, a
jednocze�nie,
wp�zwr�cony ku schodom, us�ysza�em przeci�g�y rumor, jakby lawiny. Rzuci�em
patelni� i
pogna�em na g�r�. Czy�by dach run��? Meteor?� Nie mo�e by�! To si� nie zdarza!
Jedynym pokojem, kt�rego nie zawali�em pakunkami, by�a moja pracownia, i stamt�d
w�a�nie ni�s� si� hurkot. Pierwsz� rzecz�, jak� zobaczy�em, by�a g�ra ksi��ek u
st�p
przechylonej biblioteki. Spod grubych tomisk Encyklopedii kosmicznej wyczo�giwa�
si�
ty�em, na kolanach, jaki� cz�owiek, t�amsz�c zwalone ksi��ki, jakby mu jeszcze
nie do�� by�o
uczynionej rujnacji i chcia� je dodatkowo podepta�. Nim si� odezwa�em, wyrwa�
spod siebie
jaki� d�ugi, metalowy dr�g, ci�gn�c go za r�koje��, przypominaj�c� kierownic�
roweru bez
k�; kaszln��em, lecz intruz, wci�� na czworakach, nie zwr�ci� na to
najmniejszej uwagi.
Zakaszla�em g�o�niej, a ju� wtedy jego sylwetka wyda�a mi si� dziwnie znajoma,
lecz dopiero
gdy powsta�, pozna�em go. To by�em ja. Zupe�nie jakbym patrza� w lustro. Zreszt�
kiedy�
prze�y�em ju� ca�� seri� takich spotka�, co prawda w g�stwie wir�w
grawitacyjnych, nie w
spokojnym mieszkaniu!
Rzuci� na mnie roztargnionym okiem i pochyli� si� nad swym przyrz�dem; zar�wno
to, �e
si� tak szarog�si�, jak to zw�aszcza, �e nie raczy� si� odezwa�, wytr�ci�o mnie
na koniec z
r�wnowagi.
� Co to wszystko znaczy! � nie podnosz� jeszcze g�osu.
� Zaraz ci wyja�ni� czekaj� � bormocze. Wsta�, ci�gnie t� rur� ku lampie,
przekrzywia aba�ur, �eby mie� lepsze �wiat�o, poprawia papierek, podtrzymuj�cy
wysi�gnik
� wie, bestia, �e aba�ur opada, wi�c to ani chybi ja naprawd� � i dotyka palcem
jakich�
pokr�te�, najwyra�niej niespokojny.
� Wypada�oby si� cho� wyt�umaczy�! � nie ukrywam ju� wzbieraj�cej pasji.
U�miecha
si�. Odstawia sw�j aparat, to jest opiera go o �cian�. Siada na moim fotelu,
wyci�ga drug�
szuflad�, wyjmuje z niej moj� ulubion� fajk� i nieomylnie si�ga po kapciuch z
tytoniem. Tego
mi ju� nadto.
� Bezwstydniku!! � m�wi�.
Okr�g�ym gestem r�ki prosi mnie siada�. Mimo woli oceniaj�c wzrokiem wyrz�dzone
szkody � z�ama�y si� ok�adki dwu ci�kich atlas�w nieba! � przysuwam sobie
krzes�o i
zaczynam kr�ci� m�ynka palcami. Dam mu pi�� minut na usprawiedliwienie i
przeprosiny, a
je�li nie b�d� usatysfakcjonowany, to si� inaczej porachujemy.
� Nonsens! � odzywa si� m�j nieproszony go��. � Zachowuj �e si� jak cz�owiek
inteligentny! Jak�e si� chcesz ze mn� rachowa�? Przecie� ka�dy m�j tera�niejszy
siniec
b�dzie potem twoim!
Milcz�, a co� mi �wita. W samej rzeczy, je�li on to ja i wydarzy�a mi si� (ale
jakim
sposobem, u diab�a?) p�tla czasowa (lecz dlaczego w�a�nie ja musz� mie� takie
przygody?!),
mo�e ro�ci� sobie niejakie prawa do mojej fajki i nawet mieszkania. Ale po co
by�o zwala�
bibliotek�?
� To nieumy�lnie � rzecze przez k��by wonnego dymu, patrz�c w koniec bucika,
wcale
eleganckiego. Hu�ta nog� za�o�on� na nog�. � Chronocykl zarzuci� mi przy
hamowaniu.
Zamiast w �sm� trzydzie�ci, wlecia�em w �sm� trzydzie�ci i z jedn� setn�
sekundy. Gdyby
lepiej ustawili celownik, znalaz�bym si� na samym �rodku pokoju.
� Jak to? (Nic nie rozumiem). Po pierwsze: czy jeste� telepat�? Jak mo�esz
odpowiada�
na pytania, kt�re sobie tylko my�l�? A po wt�re: je�eli rzeczywi�cie jeste� mn�
i przyby�e� w
czasie, to co on ma do miejsca? Dlaczego poniszczy�e� ksi��ki?!!
� Gdyby� troch� pomy�la�, sam by� zrozumia� wszystko. Jestem p�niejszy od
ciebie,
wi�c musz� pami�ta� wszystko, co sobie my�la�em, tj. my�la�e�, bo� jestem tob�,
tylko z
przysz�o�ci. A co do czasu i miejsca, to si� przecie� Ziemia kr�ci! Po�lizn��em
si� o jedn�
setn� sekundy, mo�e nawet nieco mniej, i przez to mgnienie zd��y�a si� razem z
domem
przesun�� o te cztery metry. M�wi�em Rosenbeisserowi, �e lepiej b�dzie l�dowa� w
ogr�dku,
ale nam�wi� mnie na ten wariant celowania.
� Dobrze. Powiedzmy, �e jest, jak m�wisz. Ale co to wszystko razem znaczy?
� Pewno, �e ci powiem. B�dzie jednak lepiej przyrz�dzi� kolacj�, bo to d�u�sza
historia i
nadzwyczajnej wagi. Przyby�em do ciebie jako pose� w misji historycznej.
Od s�owa do s�owa, przekona� mnie. Zeszli�my na d�, przygotowa�o si� t�
kolacj�, tyle �e
otworzy�em sardynki (w lod�wce zosta�o zaledwie par� jaj). Potem zostali�my ju�
w kuchni,
bo nie chcia�em sobie psu� humoru ogl�daniem biblioteki. Nie pali� si� do mycia
naczy�, ale
przem�wi�em mu do sumienia, wi�c zgodzi� si� wyciera�. Siedli�my potem przy
stole,
spojrza� mi powa�nie w oczy i rzek�:
� Przybywam z roku 2661, aby przed�o�y� ci propozycj�, jakiej �aden cz�owiek
nigdy
jeszcze nie s�ysza� i �aden nie us�yszy. Rada Naukowa Instytutu Temporystyki
pragnie,
�ebym ja, to jest, �eby� ty zosta� Naczelnym Dyrektorem Programu TEOHIPHIP.
Skr�t ten
oznacza: �Telechroniczna Optymalizacja Historii Powszechnej Hyperputerem�.
Jestem
dog��bnie przekonany, �e obejmiesz to zaszczytne stanowisko, bo oznacza
niezwyk��
odpowiedzialno�� przed lud�mi i histori�, a jestem, tj. jeste� cz�owiekiem
dzielnym i pe�nym
prawo�ci.
� Pierwej jednak chcia�bym us�ysze� co� bardziej konkretnego � a ju� zw�aszcza
nie
pojmuj�, dlaczego nie przyby� do mnie po prostu jaki� delegat tego instytutu,
tylko ty, to jest
ja? Sk�d si� tam wzi��e�, to jest wzi��em?
� To ci wyt�umacz� na ko�cu i osobno. Co si� tyczy sprawy g��wnej, pami�tasz
naturalnie owego biedaka Molterisa, kt�ry wynalaz� r�czn� maszynk� do w�drowania
w
czasie i chc�c j� zademonstrowa�, zgin�� mamie, bo si� na �mier� postarza� tu�
po starcie?
Skin��em g�ow�.
� Takich pr�b b�dzie wi�cej. Ka�da nowa technika poci�ga za sob� w fazie
wst�pnej
ofiary. Molteris wynalaz� jednoosobowy czaso�azik bez �adnych zabezpiecze�.
Zrobi� to
samo, co �w ch�op �redniowieczny, kt�ry wlaz� ze skrzyd�ami na wie�� cerkiewn� i
zabi� si�
na miejscu. W XXIII wieku powsta�y, to jest, z twego stanowiska powstan�
chronotraki,
czasowce i tempobile, lecz prawdziwa rewolucja chronomocyjna nast�pi dopiero
trzysta lat
p�niej dzi�ki ludziom, kt�rych nie b�d� wymienia� � poznasz ich osobi�cie.
W�drowanie w
czasie na ma�y dystans to jedno, a wyprawy w g��b milionoleci to zn�w inna
sprawa.
Proporcje s� mniej wi�cej takie, jak mi�dzy spacerem za miasto a kosmonautyk�.
Przybywam
z Epoki Chronotrakcji, Chronomocji i Telechronii. O podr�owaniu w czasie
wypisano g�ry
banialuk�w,takjak poprzednio o astronautyce � �e jaki� wynalazca, dzi�ki
jakiemu�
bogaczowi, w jakim� ustroniu buduje od razu rakiet�, kt�r� obaj, a jeszcze w
towarzystwie
znajomych pa�, lec� na drugi koniec Galaktyki. Technologia Chronomocyjna, jak
Kosmonautyczna, wymaga olbrzymiego przemys�u, kolosalnych inwestycji,
planowania� ale
z tym te� sam si� zapoznasz na miejscu, tj. w swoim czasie. Mniejsza teraz o
stron�
techniczn�. Chodzi o g��wny cel tej roboty; nie wk�ada si� w ni� tyle po to,
�eby kto� m�g�
straszy� faraon�w albo zbi� w�asnego prapradziadka. Wyregulowa�o si� ustr�j,
uregulowany
jest klimat Ziemi, w XXVII wieku, z kt�rego przybywam, jest tak dobrze, �e
lepiej nie mo�e
by�, ale nie mamy wci�� spokoju ze wzgl�du na histori�. Wiesz, jak ona wygl�da;
najwy�szy
czas z tym sko�czy�!
� Czekaj�e � w g�owie mi szumia�o. � Historia si� wam nie podoba? Wi�c co z
tego?
Przecie� taka, jaka by�a, musi zosta�, nie?
� Nie ple� g�upstw. Na porz�dku dnia stoi w�a�nie TEOHIPHIP, czyli
Telechroniczna
Optymalizacja Historii Powszechnej Hyperputerem. M�wi�em ci ju�. Dzieje
powszechne
wyreguluje si�, oczy�ci, naprawi, wyr�wna i udoskonali, zgodnie z zasadami
humanitaryzmu,
racjonalizmu i og�lnej estetyczno�ci; rozumiesz chyba, �e maj�c tak� masarni� i
jatk� w
rodowodzie, wstyd pcha� si� pomi�dzy wysokie kosmiczne cywilizacje!
� Regulacja Historii?� � powt�rzy�em os�upia�y.
� Tak. Je�li zajdzie potrzeba, zrobi si� poprawki nawet przed powstaniem
cz�owieka,
�eby powsta� lepszy. Zgromadzono ju� �rodki i fundusze, wci�� jednak wakuje
stanowisko
Naczelnego Dyrektora Projektu. Wszystkich odstrasza ryzyko po��czone z t�
funkcj�.
� Nie ma ch�tnych? � moje zdumienie jeszcze wzros�o.
� To nie ta przesz�o��, w kt�rej ka�dy osio� chcia� �wiatem rz�dzi�. Bez
odpowiednich
kwalifikacji nikt si� nie pali do trudnego zadania. Tak wi�c stanowisko jest nie
obsadzone, a
rzecz nagli!
� Kiedy ja si� na tym nie znam. I dlaczego w�a�nie ja?
� B�dziesz dysponowa� ca�ymi sztabami fachowc�w. Strona techniczna to nie twoja
dziedzina; jest wiele r�nych plan�w dzia�ania, wiele projekt�w, metod,
konieczne s� pe�ne
rozwagi, odpowiedzialne decyzje. Ja, to znaczy ty masz je podj��. Nasz
Hyperputer przebada�
psychosondowaniem wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek �yli, i uzna�, �e ja,
czyli ty � jest
to jedyna nadzieja Projektu.
Po dobrej chwili odezwa�em si�:
� Sprawa, widz�, powa�na. By� mo�e, przyjm� to stanowisko, a mo�e go i nie
przyjm�.
Dzieje powszechne, ba! To wymaga namys�u. Ale jak to si� sta�o, �e ja, to znaczy
ty w�a�nie
si� u mnie zjawi�e�? Co do mnie, nie rusza�em si� nigdzie w czasie. Dopiero
wczoraj
wr�ci�em z Hyjad.
� Jasne! � przerwa� mi. � Przecie� jeste� wcze�niejszy! Gdy przyjmiesz
propozycj�,
oddam ci m�j chronocykl, i udasz si� gdzie, tj. kiedy nale�y.
� To nie jest odpowied� na moje pytanie. Powiedz mi, sk�d si� wzi��e� w XXVII
wieku?
� Uda�em si� tam odpowiednim wehiku�em czasu, rzecz jasna. A potem, stamt�d,
przyby�em do twojego teraz i tutaj.
� Ale je�eli ja si� nigdzie nie udawa�em �adnym wehiku�em czasu, to i ty, kt�ry
jeste� m
n � �
� Nie ple�. Jestem p�niejszy od ciebie, wi�c nie mo�esz jeszcze wiedzie�, co
takiego
tobie si� zdarzy, �e wyruszysz w dwudziesty si�dmy wiek.
� Ej, co� kr�cisz! � mrukn��em. � Je�eli zaakceptuj� t� propozycj�, dostan� si�
od razu
w dwudziesty si�dmy wiek. Czy nie tak? B�d� tam dyrektorowa� tym Teohiphipem i
tak
dalej. Ale sk�d t y si� tam wzi��
� W ten spos�b mo�emy przegada� ca�� noc! Nie przelewaj z pustego w pr�ne.
Zreszt�,
wiesz co? Popro� Rosenbeissera, niech ci to wyt�umaczy. Ostatecznie to on jest
fachowcem�
czasownikiem, nie ja. Zreszt� ta sprawa, chocia� trudna do uchwycenia, jak
zawsze bywa z
p�tl� czasow�, jest niczym w zestawieniu z moj�, to jest twoj� misj�. Przecie�
to Misja
Dziejowa! Wi�c jak? Godzisz si�? Chronocykl jest sprawny. Nic mu si� nie sta�o,
sprawdzi�em.
� Co tam chronocykl. Nie mog� tak od razu.
� Powiniene�! To tw�j obowi�zek! Musisz!
� O ho ho! Tylko nie tak do mnie. Nic �musisz!� Wiesz, jak tego nie lubi�. Mog�,
je�li
zechc�, gdy uznam, �e sytuacja tego wymaga. Kto to jest ten Rosenbeisser.
� Dyrektor naukowy INT�u. B�dzie twoim pierwszym podw�adnym.
� INT�u.
� Instytutu Temporystycznego.
� A co si� stanie, je�li si� nie zgodz�?
� Nie mo�esz si� nie zgodzi� nie zrobisz tego� znaczy�oby to, �e� stch�rzy��
Na wargach b��ka� mu si� jakby pow�ci�gany u�mieszek przy tych s�owach. To mnie
nastroi�o podejrzliwie.
� Prosz�. A to czemu?
� Poniewa�� e, co ci b�d� t�umaczy�. To si� wi��e ze struktur� samego czasu.
� Nie opowiadaj bzdur. Je�eli si� nie zgodz�, to nie rusz� si� st�d donik�d,
wi�c ani mi
jaki� Rosenbeisser niczego nie wyja�ni, ani �adnej historii nie b�d� regulowa�.
M�wi�em tak, po cz�ci, �eby zyska� na czasie, gdy� nie decyduje si� o podobnych
problemach na jednej nodze, ale te�, jakkolwiek nie domy�la�em si� wcale, czemu
on, to jest
ja, do mnie przyby�, czu�em niejasno, �e w tym tkwi jaka� inna finta, jaki�
kruczek.
� Dam odpowied� do czterdziestu o�miu godzin! � rzek�em.
Pocz�� napiera�, �ebym si� zdecydowa� od razu, lecz im bardziej nastawa!, tym
mniej mi
si� to podoba�o. Wreszcie j��em nawet pow�tpiewa� w jego identyczno�� ze mn�.
M�g� to w
ko�cu by� jaki� ucharakteryzowany nas�aniec! Ledwom to pomy�la�, wzi��em go na
spytki.
Trzeba by�o wynale�� kwesti� sekretn�, kt�rej poza mn� nie zna� nikt.
� Dlaczego numeracja podr�y w moich Dziennikach gwiazdowych ma luki? � rzuci�em
mu znienacka pytanie.
� A cha! cha! � za�mia� si� � to ju� we mnie nie wierzysz? Dlatego, kochanku,
poniewa� jedne wyprawy odbywa�y si� w przestrzeni, a inne w czasie, wi�c nie
mo�e by�
nawet i pierwszej; zawsze przecie� mo�na si� cofn�� wstecz tam, gdzie �adnej nie
by�o i
pojecha� gdzie�, w�wczas ta, co by�a pierwsza, stanie si� drug�, i tak bez
ko�ca!
To si� zgadza�o. Lecz sprawa by�a jednak wiadoma paru osobom, co prawda moim
zaufanym znajomym z zespo�u tichologicznego profesora Tarantogi; za��da�em tedy
dowodu
to�samo�ci. Papiery mia� w porz�dku, lecz to o niczym jeszcze nie �wiadczy�o;
mo�na je
wszak sfa�szowa�. Podwa�y� moje pow�tpiewanie tym, �e umia� za�piewa� wszystko,
co
wtedy tylko �piewam, kiedy lec� daleko, sam jak palec; zauwa�y�em jednak, �e w
refrenie
�Meteoryty, meteoryty!� � paskudnie fa�szowa�. Powiedzia�em mu to; obrazi� si� i
rzek�, i�
to ja zawsze fa�szuj�, nie on; rozmowa, dot�d prowadzona do�� spokojnie,
zamieni�a si� w
sprzeczk�, potem w gwa�town� k��tni�, a� tak mnie roze�li�, �e kaza�em mu si�
zabiera� do
diab�a. By�o to powiedziane w z�o�ci, wcale nie my�la�em tego, lecz bez jednego
s�owa wsta�,
poszed� na g�r�, wyrychtowa� sw�j chronocykl, siad� na� jak na rower, co� tam
poruszy� i w
mgnieniu oka rozwia� si� w mg��, a w�a�ciwie w dymek jak z papierosa. Po minucie
i tego ju�
nie by�o � zosta� tylko stos porozrzucanych na wszystkie strony ksi��ek. Sta�em
sam, z do��
g�upi� min�, bom si� tego nie spodziewa�, ale gdy podj�� przygotowania do
odjazdu, nie
chcia�em ju� ust�pi�. Porozmy�lawszy, zeszed�em znowu do kuchni, bo
przegadali�my bez
ma�a trzy godziny, i znowu poczu�em g��d. Mia�em jeszcze par� jajek w lod�wce, a
te�
skrawek boczku, ale gdy zapali�em gaz i sadzi�em oczka, rozleg� si� z pi�tra
wielki rumor.
Tak mnie zaskoczy�, �e zmarnowa�em jajecznic�: wyla�a si� razem ze skwarkami
prosto w
p�omienie kuchenki, a ja, kln�c na czym �wiat stoi, pogna�em bior�c po trzy
stopnie na g�r�.
Na p�kach nie by�o ju� ani jednej ksi��ki; ich ostatek tworzy� wielk� kup�,
spod kt�rej
gramoli� si�, ci�gn�c spod siebie chronocykl, bo przygni�t� go cia�em, padaj�c.
� Co to ma znaczy�! � krzykn��em w�ciek�y.
� Zaraz ci wyja�ni� czekaj� � mamrota�, wlok�c chronocykl ku lampie. Obejrza�
go,
skupiony, nie racz�c si� nawet usprawiedliwia� z tego kolejnego naj�cia. Mia�em
tego
doprawdy do��.
� Wypada�oby si� cho� wyt�umaczy�!! � wrzasn��em w pasji.
U�miechn�� si�. Odstawi� chronocykl, to jest opar� go o �cian�, poszuka� fajki,
nabi� j� z
mego kapciucha, zapali�, zak�adaj�c nog� na nog�, a� mnie ponios�o.
� Bezwstydniku!! � krzykn��em. Jakkolwiek nie ruszy�em si� z miejsca, powzi��em
solenny zamiar zbicia go na kwa�ne jab�ko. �arty jakie� b�dzie sobie stroi�, ze
mnie, w moim
domu!
� Nonsens � odezwa� si� flegmatycznie. Nie poczuwa� si� najwyra�niej do winy. A
przecie� do reszty pozwala� mi wszystkie ksi��ki na pod�og�!
� To nieumy�lnie � rzek�, wypuszczaj�c dym z ust. � Chronocykl zn�w mi si�
po�lizn���
� Ale dlaczego wr�ci�e�?
� Musia�em.
� Jak to?
� Znajdujemy si�, m�j drogi, w kole czasowym � rzek� spokojnie. � B�d� ci� teraz
od
nowa namawia�, �eby� zgodzi� si� zosta� dyrektorem. Je�eli odm�wisz, odjad�
sobie,
niebawem wr�c� i wszystko zacznie si� od pocz�tku�
� Nie mo�e by�! Jeste�my w zamkni�tym obiegu czasu?
� Ot� w�a�nie.
� Nieprawda! Gdyby tak by�o, wszystko, co m�wimy i robimy, musia�oby si�
idealnie,
jota w jot�, powtarza�, a to, co ja m�wi� teraz, i to, co ty m�wisz, ju� nie
jest zupe�nie takie
samo jak za pierwszym razem!!
� R�ne duby smalone plot� ludzie o podr�ach w czasie � rzek� � a te, kt�re�
wymieni�, nale�� do najbardziej nonsensownych. W ko�owym czasie wszystko musi
przebiega� podobnie, lecz wcale nie tak samo, poniewa� zamkni�cie czasu,
analogicznie jak
zamkni�cie przestrzenne, nie pozbawia wszelkiej swobody, a tylko bardzo mocno j�
ogranicza! Je�eli przyjmiesz propozycj�, udasz si� w rok 2661, i tym samym ko�o
zamieni si�
w p�tl� otwart�. Ale je�li odm�wisz i zn�w mnie wygonisz, wr�c� i wiesz, co
b�dzie!
� A wi�c nie ma innego wyj�cia!!? � zakipia�em. � O, co� mi od razu podszepn�o,
�e
si� w tym wszystkim ukrywa jakie� oszuka�stwo! Zabieraj mi si� st�d! �ebym ci�
wi�cej na
oczy nie widzia�!!
� Nie m�w g�upstw � odpar� ch�odno. � To, co si� dzieje, zale�y teraz wy��cznie
od
ciebie, bo nie ode mnie, a m�wi�c �ci�lej, ludzie Rosenbeissera zamkn�li za nami
obu, to jest
zatrzasn�li p�tl�, i b�dziemy si� w niej ko�atali, a� zostaniesz dyrektorem!
� �adna mi �propozycja�! � krzykn��em. � A co b�dzie, je�li ci porachuj�
wszystkie
gnaty?
� To tylko, �e sam je b�dziesz potem opatrywa� we w�a�ciwym czasie. Nie musisz
przyj�� propozycji, w tym sensie, �e mo�emy si� tak bawi�, p�ki �ycia starczy�
� Te� co�! Mog� ci� zamkn�� w piwnicy i p�j�� sobie, gdzie mi si� spodoba!
� To raczej ja ciebie tam zamkn�, bo jestem silniejszy!
� O?
� �eby� wiedzia�. By�em na wikcie w roku 2661, a jest on o wiele po�ywniej szy
ni�
teraz, tote� nie wytrzymasz ze mn� ani minuty.
� To si� zobaczy� � mrukn��em gro�nie, wstaj�c z krzes�a. Nawet si� nie ruszy�.
� Znam �d�urd�udo� � zauwa�y� flegmatycznie.
� Co to jest?
� Rodzaj udoskonalonego d�udo z roku dwutysi�cznego sze��set sze��dziesi�tego
pierwszego. Unieszkodliwi� ci� w jednej chwili.
By�em w�ciek�y, lecz d�ugoletnie do�wiadczenia �yciowe nauczy�y mnie opanowywa�
nawet skrajn� pasj�. Tote�, rozm�wiwszy si� z nim, to jest z sob�, doszed�em do
wniosku, �e
doprawdy nie mam innego wyj�cia. Zreszt� dziejowa misja, czekaj�ca w
przysz�o�ci,
odpowiada�a zar�wno mym pogl�dom, jak mej naturze. Oburza� mnie tylko zadany
przymus,
uzna�em jednak, �e porachowa� si� trzeba nie z nim, narz�dziem, lecz z jego
mocodawcami.
Pokaza� mi, jak kierowa� chronocyklem, da� par� praktycznych wskaz�wek, zaj��em
wi�c
miejsce na siode�ku i chcia�em mu jeszcze powiedzie�, by posprz�ta� po sobie i
wezwa�
stolarza dla naprawy p�ek bibliotecznych, ale i tego nie zd��y�em zrobi�, bo
nacisn�� starter.
On, �wiat�o lamp, ca�y pok�j, wszystko sczez�o jak zdmuchni�te. Maszyna pode
mn�, ten
metalowy dr�g z rozszerzaj�cym si� lejkowato wylotem, roztrz�s�a si�, chwilami
skaka�a tak
mocno, �e �ciska�em co si� r�koje�ci, by nie wypa�� z siod�a, niczego nie
widzia�em, a tylko
mia�em wra�enie, jakby mnie kto� po twarzy i ciele tar� drucianymi szczotkami;
gdy mi si�
wyda�o, �e p�d w czasie wzrasta nad miar�, ci�gn��em za hamulec, a wtedy z
czarnego
kot�owiska wy�ania�y si� niewyra�ne kszta�ty.
By�y to jakie� olbrzymie budowle, raz baniaste, raz wysmuk�e, przez kt�re
przelatywa�em
na wylot jak wiatr przez parkan. Ka�dy taki najazd zdawa� si� grozi� zderzeniem
z murami,
wi�c przymyka�em odruchowo oczy i zn�w zwi�ksza�em szybko��, to jest tempo. Par�
razy
maszyn� rzuci�o tak, �e g�owa mi skaka�a, a z�by dzwoni�y. W jakiej� chwili
poczu�em trudn�
do nazwania zmian�, zdawa�o mi si�, �e jestem w o�rodku g�stym jak syrop,
kleistym i
zastygaj�cym; przemkn�o mi, �e przedzieram si� przez jak�� przegrod�, kt�ra
mo�e w ko�cu
sta� si� mi grobem i uwi�ziony w betonie zastygn� razem z chronocyklem jak
dziwaczny
owad w bursztynie. Lecz zn�w targn�o do przodu, chronocykl zadygota�, a ja
upad�em na co�
elastycznego, co podda�o si� i zako�ysa�o. Maszyna wypad�a spode mnie, w oczy
buchn��
bia�y blask, musia�em je zamkn��, o�lepiony.
Gdy je otwar�em, ogarn�� mnie gwar g�os�w. Le�a�em po�rodku wielkiej tarczy z
pianoplastyku, pomalowanej w koncentryczne ko�a niczym cel na strzelnicy;
przewr�cony
chronocykl spoczywa� o krok, a wok� sta�o kilkudziesi�ciu ludzi w b�yszcz�cych
kombinezonach. Ma�y, �ysawy blondyn wst�pi� na materac tarczy, pom�g� mi wsta� i
kilkakrotnie potrz�sn�� moj� r�k� ze s�owami:
� Witam pana jak najserdeczniej! Rosenbeisser.
� Tichy � odpowiedzia�em automatycznie. Rozejrza�em si�. Stali�my w hali
wielkiej jak
miasto, bez okien, nakrytej wysoko stropem o barwie nieba; jedna za drug�
rozpo�ciera�y si�
rz�dem takie same tarcze, jak ta, na kt�rej wyl�dowa�em, niekt�re puste, przy
innych
pracowano; nie skrywam, �e mia�em przygotowanych par� k��liwych uwag pod adresem
Rosenbeissera i innych tw�rc�w temporalne�go saka, kt�rym wyci�gn�li mnie z
domu, lecz
zmilcza�em, bo przysz�o