5100
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5100 |
Rozszerzenie: |
5100 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5100 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5100 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5100 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI
BR�HL
TOM PIERWSZY
Wir sind alle Schauspieler,
es kommt nur darauf an,
gut seine Rolle zu spielen.
H. Graf v. Br�hl1
I
Pi�knym wieczorem jesiennym, o s�o�ca zachodzie, ostatnie tr�bki, zwo�uj�ce
my�liwych,
odzywa�y si� w lesie, z jode� i buk�w starych z�o�onym. Szerokim go�ci�cem,
przerzynaj�cym puszcz� odwieczn�, ci�gn�y wielkiego dworu �owieckie oddzia�y,
po bokach
ludzie z oszczepami i sieciami; konni w zielonych sukniach ze z�otymi galonami i
kapeluszach z pi�rami czarnymi; �rodkiem strojne towarzystwo i wozy ze
zwierzyn�,
zielonymi ga��ziami umajon�. �owy musia�y p�j�� bardzo szcz�liwie, gdy�
my�liwcy byli w
weso�ym usposobieniu i na wozach stercza�y rogi jeleni, zwiesza�y si� �by dzik�w
z k�ami
zakrwawionymi.
Przodem wida� by�o orszak pa�ski, �wietne stroje, pi�kne konie i kilka amazonek
z
r�owymi twarzyczkami. Wszystko to przybrane by�o jak na uroczysto�� i gal�2, bo
�owy
najmilsz� stanowi�y zabaw� panuj�cego na�wczas mniej wi�cej szcz�liwie Saksonii
i Polsce
Augusta II.
Sam kr�l wi�d� �owy, a u boku jego jecha� najmilszy syn pierworodny. umi�owany
na�wczas Saksonii nast�pca, na kt�rym spoczywa�y nadzieje narodu. Kr�l mimo
wieku
wygl�da� jeszcze wspaniale i rze�ko, na koniu siedzia� rycersko, a syn, r�wnie
przystojny, z
�agodniejsz� nieco twarz�, niemal m�odszym bratem si� przy nim wydawa�. Mnogi i
�wietny
bardzo dw�r otacza� dw�ch pan�w. Zd��a� na noc do niedalekiego Hubertsburg3,
gdzie syn
ojca mia� przyjmowa�, bo my�liwski zameczek ten do niego nale�a�. W Hubertsburgu
czeka�a
na nich kr�lewiczowa J�zefa, synowa kr�lewska, cesarskiego Habsburg�w domu c�ra,
niedawno m�odemu Fryderykowi po�lubiona.
Dw�r kr�lewski by� tak liczny, �e mu si� na zamku trudno by�o pomie�ci�.
Zawczasu wi�c
rozbito nie opodal namioty w gaju i tam mia�a noc sp�dzi� znaczniejsza cz��
pa�skiego orszaku.
Nakryte ju� by�y sto�y do wieczerzy i w chwili gdy kr�l wje�d�a� na zamek,
rozpusz-
1 W i r s i n d a l l e S c h a u s p i e l e r, e s k o m m t n u r d a r a u f
a n, g u t s e i n e R o l l e
s p i e l e n n (niem.) � jeste�my wszyscy aktorami, chodzi tylko o to, aby rol�
swoj� dobrze odegra�.
2 G a l a - tu: biesiada, uczta.
3 H u b e r s t s b u r g - zamek my�liwski kr�l�w saskich w pobli�u Lipska.
czone my�listwo pocz�o sobie szuka� wyznaczonych stanowisk. Mrok pada�
zaczyna�; pod
namiotami gwarno ju� by�o i weso�o; odg�osy m�odzie�czych �miech�w, kt�re
przytomno��
kr�la i starszych hamowa�a, rozlega�y si� teraz swobodniej. Po znu�eniu
ca�odziennym
chwytano za stoj�ce flasze, cho� marsza�ek nie da� jeszcze zna� do sto�u.
Namioty dla dworu,
ocienione drzewami, o�wieca�y si� zapalonymi latarniami; tu� obok przy
improwizowanych
��obach ustawiano r��ce konie, kt�rych g�osy niekiedy wywo�ywa�y gro�ne kl�twy
masztalerzy.
Nie znane sobie rumaki poczyna�y znajomo�� od k�sania i kwiku, klaskanie z bat�w
pok�j
przywraca�o. Dalej jeszcze psiarnie kr�la dawa�y zna� o sobie szczekaniem i
warczeniem.
Nak�adano sfory; i tu te� dozorcy mieli do czynienia, aby wrzaw� u�mierza�. Ale
pod namiotami
nie by�o nikogo, co by m�odzie�y �miechy i �piewy, i k��tnie �mia� powag� sw�
zahamowa�.
Sprzeczano si� jeszcze o najpi�kniejsz� twarz, o najlepszy strza�, o
najpochlebniejsze
jego kr�lewskiej mo�ci s�owo.
Kr�lewicz tego dnia by� bohaterem: po�o�y� ze sztu�ca, kul� w sam �eb trafiwszy,
ody�ca,
kt�ry wprost szed� na niego. Unoszono si� nad przytomno�ci� umys�u niezmiern� i
flegm�, z
jak� celowa� d�ugo i wypali�. Gdy my�liwcy przypadli na strza� chy�o, a�eby
rozjuszon� besti�
dobi� kordelasami, le�a�a ju�, brocz�c krwi� ziemi�. Kr�l August poca�owa� syna,
kt�ry
r�k� ojca a pana z uszanowaniem ustami dotkn�� i pozosta� po zwyci�stwie tak
zimnym i spokojnym,
jak by� przedtem. Jedyn� dobrego humoru oznak� by�o, i� na uboczu potem fajk�
sobie poda� kaza� i dym puszcza� daleko wi�kszymi k��bami ni� zwykle.
Wchodzi�a w�wczas w u�ywanie powszechne ro�lina zwana tabacco, kt�r� i Stanis�aw
Leszczy�ski pali� lubi�, pali� j� zapami�tale August Mocny, a nami�tnie syn
jego, Fryderyk.
Szczeg�lniej przy m�skich ucztach i piwie nie obesz�o si� bez fajek. Podawano je
na dworze
pruskim u kr�la, czy kto chcia�, czy nie chcia�, a je�li komu dym zawadzi� ko�o
serca, �miano
si� ze� do rozpuku.
Nale�a�o do dobrego hulaszczego tonu fajk� ssa� od rana do wieczora. Brzydzi�y
si� ni�
niewiasty, lecz ich wstr�t nie odstr�cza� �wczesnych pan�w od przyjemnego
upojenia, jakie
owe tobacco przynosi�o z sob�.
Bardzo m�odym tylko zakazywano wczesnego nawyknienia do tego trunku, kt�ry z
kartami i winem razem uchodzi� za niebezpiecznego uwodziciela.
Pod namiotami te� fajek wida� nie by�o. Znu�eni je�d�cy, pozsiadawszy z koni,
gdzie
kt�ry m�g�, popadali na ziemi�, na kobiercach, na k�odach i �awach. W zamku
wida� by�o
zapalaj�ce si� �wiat�a rz�siste i d�wi�k muzyki dochodzi� do gaju, w kt�rym
roz�o�ony by�
dw�r, s�u�ba i czelad� pa�ska. Nazajutrz miano polowa� w innym dziale las�w i
wcze�nie
rozporz�dzono, by wszyscy byli gotowi. Nieco opodal od pozbieranych w gromadki
starszych
pan�w, na drodze wiod�cej do zamku, jakby z ch�ci� dostania si� do niego,
przechadza� si�
pi�kny dwudziestoletni m�odzieniec.
Po sukni �atwo by�o w nim pozna� pazia przywi�zanego do osoby kr�la jegomo�ci.
Zr�czna bardzo, pi�knej budowy, gi�tka, wy�amana, nieco niewie�ciego wdzi�ku
posta�
musia�a na� najoboj�tniejsze zwr�ci� oko. Suknie na nim le�a�y, jakby si� w nich
urodzi�,
peruczka, jakby w niej przyszed� na �wiat, ufryzowany, nie potarga�a si� nawet w
czasie
�ow�w, a spod niej wygl�da�a twarzyczka niby z mejse�skiej4 porcelany, bia�a,
r�owa,
niemal dziecinnej i dziewiczej pi�kno�ci, z u�mieszkiem w pogotowiu na
zawo�anie, z
oczyma bystrymi, ale stoj�cymi na pana rozkazach. Mog�y one w ka�dej chwili
pogasn�� i
zamilkn�� lub rozp�omieni� i wypowiedzie� nawet to mo�e, czego w duszy nie by�o.
�liczny �w m�odzieniec poci�ga� jak zagadka. Kochali go niemal wszyscy, nie
wyjmuj�c
kr�la, a mimo to nie by�o grzeczniejszego, us�u�niejszego, potulniejszego
stworzenia na
dworze. Nie stara� si� popisywa� z niczym nigdy, nikogo nie chcia� nigdy za�mi�,
a mimo to,
4 M e j s e � s k a - wyrabiana w Mi�ni (Meissen) w Saksonii nad �ab�, gdzie
by�a najstarsza w Europie fabryka
porcelany, za�o�ona w r. 1710.
wezwany do jakiejkolwiek roboty, wywi�zywa� si� z niej ze zr�czno�ci�,
�atwo�ci�,
pr�dko�ci� i roztropno�ci� nadzwyczajn�.
By�a to uboga szlachetka z Turyngii rodem, ostatni i najm�odszy z czterech braci
Br�hl�w
z Gangloffs-Sommern5. Ojciec jego na dworze malutkim w Weissenfels by� jakim�
mniejszym jeszcze radc�; pozbywszy pono ojczystego od�u�onego maj�tku, nie mia�
co
zrobi� z tym synem, zawczasu go wi�c odda�, aby si� dworskiej trzyma� klamki,
ksi�nie
wdowie Fryderyce El�biecie, mieszkaj�cej najcz�ciej w Lipsku. Na �wczesne
jarmarki do
tego miasta zje�d�a�y si� dwory ksi���ce; lubi� je nade wszystko August Mocny i
m�wi�, �e
na jednym z nich m�ody pa� ze swoj� miluchn�, u�miechni�t� twarzyczk� wpad� mu w
oko.
Ksi�na go ch�tnie kr�lowi jegomo�ci ust�pi�a.
dworu nigdy w �yciu nie widzia�, a mo�e i nie �ni�, od pierwszego dnia wrodzonym
instynktem wpad� na dobry tor i tak sw� s�u�b� zrozumia�, �e starszych od siebie
kr�lewskich
pazi�w gorliwo�ci� i zr�czno�ci� prze�cign��. Kr�l mu si� wdzi�cznie u�miecha�;
bawi�a go
pokora ch�opaka, kt�ry w oczy patrza�, my�li zgadywa�, nie skrzywi� si� nigdy, a
przed
s�onecznym majestatem kr�la Herkulesa i Apollina6 pada� na twarz z uwielbieniem.
Zazdro�cili mu s�u��cy z nim razem, lecz kr�tko przejedna� ich dobroci�,
�agodno�ci�,
skromno�ci� i ch�tnym do us�ugi sercem. Nie obawiano si� wcale, aby takie
niebo��tko
pokorne mog�o zaj�� wysoko. Ubogie te� to by�o, a rodzina Br�hl�w, cho� stara
szlachecka,
tak podupad�a na�wczas, �e o niej spokrewnieni zapomnieli. Nie mia� wi�c innego
protektora
nad t� swoj� wdzi�czn�, mi��, u�miechnion� twarzyczk�.
Ale do malowania by� te� �adny. Kobiety, starsze zw�aszcza, patrza�y na�
wdzi�cz�cymi
si� oczyma, on swoje na�wczas spuszcza� zmieszany. Nigdy s��wko z�o�liwe, �w
dowcip
paziowski, kt�ry za cech� m�odzie�y dworskiej uchodzi�, nie wyrwa�o si� z ust
jego. Br�hl
by� z uwielbieniem dla pana, dla dostojnych dygnitarz�w, dla pa�, dla sobie
r�wnych i dla
ca�ej s�u�by, i dla kamerlokaj�w kr�lewskich, kt�rym szczeg�lne poszanowanie
okazywa�,
jak gdyby ju� na�wczas zna� t� wielk� tajemnic�, �e przez najmniejszych
dokonywa�y si�
najwi�ksze rzeczy i �e lokaje obalili cichutko ministr�w, a ministrom trudno
by�o ruszy�
lokaj�w; wszystko to szcz�liwie obdarzonemu m�odzie�cowi dyktowa� instynkt,
jakim go
uposa�y�a matka � natura.
I w tej chwili, gdy Henryczek (pieszczotliwie go tak zwykle nazywano)
przechadza� si�
samotny po �cie�ce do zamku od namiot�w wiod�cej, rzek�by�, �e to czyni�, a�eby
nikomu
nie zawadza�, a wszystkim na oku b�d�c, sta� do us�ug w pogotowiu.
Tego rodzaju ludziom szcz�cie dziwnie s�u�y. Gdy tak bez celu si� przechadza�,
z zamku
wybieg� m�ody, r�wnie pi�kny ch�opak, prawie r�wie�nik co do lat, ale sukni� i
powierzchowno�ci� r�ny od skromnego Br�hla.
Zna� by�o po nim, �e siebie pewny, ju� niewiele mia� do �yczenia. S�usznego
wzrostu,
m�ny, zr�czny, z oczyma czarnymi. bystro patrz�cymi na �wiat, z postaw� pa�sk�,
Osobliwsza rzecz , �e ch�opak, co takiego pa�skiego, wspania�ego a pe�nego
etykiety
m�odzieniec szed� �ywo , jedn� r�k� za�o�ywszy za szerok� kamizel�, wyszywan�
bogato,
drug� pod po�y sukni my�liwskiej, galonowanej przepysznie. Peruka, jak� mia� na
�owach,
starczy�a mu za kapelusz. Rysy jego twarzy, por�wnane z miluchn� Br�hla, jakby
malowan�
przez w�oskiego mistrza XVII wieku, mia�y zupe�nie r�ny charakter. Pierwszy
wi�cej by�
stworzony na dworaka, drugi na �o�nierza.
K�aniali mu si� wszyscy po drodze i witali go uprzejmie, by� to bowiem od lat
dziecinnych
towarzysz i przyjaciel kr�lewicza, najulubie�szy jego �ow�w wsp�lnik, ma�ych
tajemnic
5 B r � h l � zob. Pos�owie.
6 Aluzja do postaci z mitologii staro�ytnej, kt�r� sw� niezwyk�� si�� fizyczn�
oraz zami�owaniem do sztuk pi�knych
przypomnia� August II Mocny.
powiernik, hrabia Aleksander Su�kowski7 (syn niemaj�tnego te� polskiego
szlachcica), kt�ry
paziem by� wzi�ty niegdy� na dw�r Fryderyka, a teraz domem i �owami zarz�dza�.
Ju� to
samo znaczy�o wiele, �e mu kr�lewicz powierzy�, co mia� najmilszego w �wiecie,
bo
polowanie dla� stanowi�o nie zabaw� i rozrywk�, ale ca�e zaj�cie i najwa�niejsz�
prac�.
Su�kowskiego szanowano i obawiano si� razem, bo cho� August II wygl�da� przy
swym
zdrowiu i sile na nie�miertelnego, pr�dzej lub p�niej b�stwo to musia�o
sko�czy� jak
najprostszy �miertelnik. Z nowym s�o�cem wschodz�cym i ta gwiazda na horyzont
saski
wnij�� musia�a i przy�wieca� jej swym blaskiem.
Na widok zbli�aj�cego si� Su�kowskiego skromny pa� kr�lewski ust�pi� z drogi,
przybra�
posta� baranka, zgi�� si� nieco, u�miechn�� wdzi�cznie i zdawa� si� tak�
okazywa� rado��,
jakby mu najpi�kniejsza z bogi� dworu Augusta si� ukaza�a. Su�kowski przyj�� ten
u�miech i
nieme, pe�ne poszanowania powitanie z powag�, ale z �askawo�ci� razem. Z dala
r�k�, wyj�t�
zza kamizeli, potrz�s� i nieco g�ow� uchyli�, zwolni� kroku, zbli�y� si� i
odwracaj�c do
Br�hla, rzek� weso�o:
� Jak si� masz, Henryku! C� tak samotnie rozmy�lasz? Szcz�liwy, mo�esz
odpoczywa�,
a ja tu za wszystko odpowiedzialny i nie wiem, od czego pocz��, �eby o niczym
nie
zapomnie�.
� Gdyby� hrabia kaza� mi sobie pom�c?
� A! Nie, dzi�kuj� ci; trzeba obowi�zki swe spe�ni�! Dla takiego go�cia jak nasz
pan
mi�o�ciwy wszelki trud mi�y. � Westchn�� z lekka. � C�? Polowanie si� uda�o;
ja, jak wiesz,
nie mog�em by� na nim, �owczego wys�a�em z ekwipa�ami, w zamku tyle by�o
przygotowa�...
� Tak! Polowanie si� wybornie uda�o. Najja�niejszy Pan by� w humorze, w jakim go
od
dawna nie widziano.
Su�kowski do ucha Br�hlowi si� pochyli�:
� Kt� tam teraz w alkowie panuje? h�?
� Doprawdy, nie wiem. Mamy pono bezkr�lewie.
� A! a! To nie mo�e by�! � za�mia� si� Su�kowski. � Dieskau? nie...
� A! Nie, to s� dawno pogrzebione rzeczy... ja nie wiem.
� Jak�eby� ty, pa� kr�lewski, nie wiedzia�?
Br�hl spojrza� na� z u�miechem.
� Kiedy wszyscy wiedz�, paziowie wiedzie� nie powinni...
My�my jak tureccy muets8 g�usi i niemi.
� A! Rozumiem � odpar� Su�kowski � ale mi�dzy nami...
Br�hl zbli�y� si� do ucha hrabiego i rzuci� w nie s��wko dyskretne, ciche jak
szelest listka
spadaj�cego z drzewa jesieni�.
� Intermezzo9 � rzek� Su�kowski. � Zdaje si�, �e teraz po tylu wielkich
dramatach, z
kt�rych ka�dy tyle naszego drogiego pana kosztowa� bole�ci, pieni�dzy i troski,
ju� na
intermezzach poprzestaniemy.
Su�kowskiemu pod namioty, do kt�rych zdawa� si� kierowa�, wida� ju� nie by�o
pilno ani
na zamek z powrotem. Wzi�wszy Br�hla pod r�k�, co pazia uszcz�liwi�o widocznie,
zamy�lony, pocz�� z nim przechadzk�.
7 Aleksander J�zef S u � k o w s k i (1695-1762) �pochodzi� z wielkopolskiej
rodziny szlacheckiej; uwa�any
bywa� jednak za syna naturalnego kr�la Augusta II. By� towarzyszem m�odo�ci i
ulubie�cem kr�lewicza, p�niejszego
kr�la Augusta III. Hojnie obdarowany przez monarch�w, naby� w r. 1733 od kr�la
Stanis�awa Leszczy�skiego
dobra Leszno i Rydzyn� i uzyska� od cesarza tytu� hrabiowski. Po wst�pieniu na
tron Augusta III by�
jego pierwszym ministrem. Usuni�ty z dworu na skutek intryg Br�hla, osiad� w
Rydzynie, utrzymywa� jednak
sta�e kontakty z dworem cesarskim w Wiedniu. W roku 1752 naby� ksi�stwo bielskie
na �l�sku Cieszy�skim i
uzyska� od cesarza godno�� ksi�cia Rzeszy Niemieckiej.
8 M u e t (fr.) � niemy; tu: niemowa.
9 I n t e r m e z z o (w�.) � kr�tki utw�r dramatyczny wystawiony pomi�dzy
aktami wi�kszych sztuk; tu przeno�nie:
kr�tkie urozmaicenie.
� Mam chwil� wytchnienia � odezwa� si�. � Mi�o mi jej u�y� w waszym
towarzystwie,
chocia� my obaj jeste�my pom�czeni, tak �e i rozmowa by� mo�e trudem.
� O, ja nic a nic! � odpar� Br�hl. � A wierz mi, hrabio, dla was chodzi�bym noc
ca�� i nie
czu�bym si� znu�ony. Od pierwszej chwili, gdym mia� szcz�cie zbli�y� si� do
was, uczu�em
razem najwy�szy szacunek i je�li mi si� godzi to powiedzie�, naj�ywsz�,
najg��bsz� przyja��.
Przyzna� si� mam? Ale prawdziwie, �em si� po tej dro�ynie wybra� przechadza� z
jakim�
przeczuciem, z nadziej�, �e was cho� z dala zobacz� i pozdrowi�, a tu mi�
spotyka szcz�cie
takie.
Su�kowski spojrza� na uradowan�, rozja�nion� twarz i �cisn�� podan� r�k�.
� Wierzcie� mi � odezwa� si� � i� nie trafili�cie na niewdzi�cznika: na dworze
przyja��
taka bezinteresowna jest rzadka, a wzi�wszy si� za r�ce we dw�ch daleko zaj��
mo�na.
Oczy ich si� spotka�y, Br�hl skin�� g�ow�.
� Wy jeste�cie przy kr�lu i w �askach.
� O, o! � odpar� Br�hl. � Nie pochlebiam sobie!
� Ja wam zar�czam! S�ysza�em to z ust w�asnych Najja�niejszego Pana, chwali�
wasz�
us�u�no�� i rozum. Wy jeste�cie w �askach lub na drodze do nich... to od was
zale�y.
Br�hl nader skromnie z�o�y� r�ce.
� Nie pochlebiam sobie.
� Ja wam m�wi� � powt�rzy� Su�kowski � ja mam serce Fryderyka, mog� si�
pochwali�
tym, �e mnie przyjacielem nazywa. S�dz�, �e nie obszed�by si� beze mnie,
� Wy to co innego � przerwa� Br�hl �ywo. � Mieli�cie to szcz�cie towarzyszy� od
najm�odszych lat kr�lewiczowi, mieli�cie czas pozyska� jego serce, a kt� by si�
nie
przywi�za� do was zbli�ywszy! Co do mnie, obcy tu niemal jestem. Winienem �asce
ksi�nej,
�e mnie przy boku Jego Kr�lewskiej Mo�ci umie�ci�a; staram si� wdzi�czno�� moj�
okaza�,
ale na �liskiej posadzce dworu jak�e to utrzyma� si� trudno! Im wi�cej
gorliwo�ci dla pana
oka��, kt�rego czcz� i kocham, tym na wi�ksz� zazdro�� zarabiam. Ka�dy u�miech
pa�ski
op�aca si� wejrzeniem jadu pe�nym. Gdy cz�owiek m�g�by by� najszcz�liwszym,
musi dr�e�.
Su�kowski s�ucha� roztargniony.
� Tak, to prawda � rzek� cicho � lecz wy macie wiele za sob� i obawia� si� nie
macie
powodu. Uwa�a�em na was, metod� przyj�li�cie przedziwn�: jeste�cie skromni i
macie
cierpliwo��. Na dworze dosy� jest usta� w miejscu, to si� posunie mimo woli, a
kto si� nazbyt
rzuca, ten naj�atwiej pada.
� A! Czerpi� najdro�sze rady z ust waszych! � wykrzykn�� Br�hl. � Co za
szcz�cie mie�
takiego przewodnika!
Su�kowski zdawa� si� za dobr� monet� bra� ten wykrzyknik przyjaciela i z
niedostrze�on�
dum� u�miechn�� si�: pochlebia�o mu uznanie tego, o czym by� w g��bi duszy
najmocniej
przekonany.
� Nie l�kaj si�, Br�hl � doda�. � Id� �mia�o, a rachuj na mnie!
Wyrazy te zda�y si� w naj�ywsze zachwycenie wprawia� m�odego Henryka; z�o�y�
r�ce
jak do modlitwy, twarz jego b�ys�a rado�ci�, spojrza� na Su�kowskiego i zdawa�
si� tylko
waha�, czy mu si� do n�g nie ma rzuci�. Wspania�omy�lny hrabia z protekcjonaln�
dobroci�
u�cisn�� go.
W tej chwili na zamku zabrzmia�y tr�by: by� to jaki� znak zrozumia�y wida� dla
m�odego
faworyta, kt�ry tylko r�k� dawszy znak towarzyszowi, �e po�piesza� musi, rzuci�
si� krokiem
�ywym ku zamkowi.
Br�hl pozosta� sam, waha� si� troch�, co pocz�� z sob�. Kr�l go od s�u�by
wieczornej
uwolni� i pozwoli� mu spocz�� tego wieczoru, mia� wi�c swobod� zupe�n�. Pod
namiotami
rozpoczyna�a si� wieczerza dla dworu. Chcia� zrazu p�j�� i razem z innymi si�
zabawi�,
potem z dala popatrzywszy w bok si� skierowa� i zadumany, �cie�yn� w g��b lasu
id�c�,
poszed� wolnym krokiem. Chcia� by� mo�e sam na sam z my�lami, cho� wiek jego i
twarzyczka o g��bokie rozmy�lania pos�dzi� go nie dozwala�y. Pr�dzej by na
�wczesnym
dworze, pe�nym mi�ostek i intryg kobiecych, o jak�� serdeczn� chorob�
podejrzewa� si�
godzi�o. Ale na spokojnej wielce twarzy nie wida� by�o troski sercowej, kt�ra
si� maluje na
niej �atwymi do poznania symptomatami10. Br�hl nie wzdycha�, patrza� ch�odno,
brew mia�
namarszczon�, usta zaci�te, pr�dzej rachowa� co� i kombinowa�, ni� z uczuciem.
walczy�.
Zadumany tak g��boko, pomin�� namioty, konie, psiarnie, roz�o�one ogniska ludzi
sp�dzonych dla �ow�w, kt�rzy si� z toreb dobytym chlebem z sol� posilali, gdy
obok piek�y
si� dla pan�w jelenie i warzy�y korzenne polewki. Oko�o dw�chset do ob�awy
sp�dzonych
Wend�w11 gwarzy�o cicho w j�zyku niezrozumia�ym, nie �miej�c nawet g�o�niej si�
roz�mia�. Z namiot�w dolatywa�y ich weso�e okrzyki, spogl�dali i im tam szumiano
g�o�niej,
tym oni starali si� ciszej sprawowa�. �owczych kilku czuwa�o nad t� gawiedzi�,
kt�ra sobie
chleb sw�j z dom�w przynie�� musia�a, bo o niej jednej na zamku nie pami�tano.
Dla ps�w
gotowano w kotle straw�, o nich nikt si� nie k�opota�. Pr�dko te� sko�czyli
wieczerz� o
chlebie i wodzie. Wi�ksza cz�� ju� si� pod drzewami na trawie k�ad�a, aby do
rana snem si�
pokrzepi�. Br�hl ledwie na nich okiem rzuciwszy poszed� dalej.
Wiecz�r by� pi�kny, spokojny, ciep�y, jasny i gdyby nie opadaj�ce li�cie ��te
starych
buk�w, wiosn� by przypomina�. W powietrzu wo� las�w zdrowa, zapach uwi�d�ej
zieleni,
wyziewy jedlin unosi�y si� lekkim wietrzykiem, kt�ry ledwie ga��zki porusza�.
Za gajem, w kt�rym obozowano, panowa�a ju� cisza, samotno��, pustynia, gwar tu
zaledwie dolatywa�, drzewa zas�ania�y zamek, mo�na si� by�o s�dzi� daleko od
ludzi.
Br�hl podni�s� g�ow� i wolniej odetchn��; twarz, kt�rej uk�ada� nie potrzebowa�
dla ludzi,
jakby na wolno�� puszczona, przybra�a wyraz nowy; lekki, sardoniczny12 u�miech
przebieg�
po niej i dzieci�cy �w, dobroduszny, �agodny wdzi�k straci�a. Jedn� r�k� podpar�
si� w bok,
drug� do ust przy�o�y�, zaduma�. S�dzi� si� tu zupe�nie sam, lecz jakie� by�o
jego zdumienie i
niemal przestrach, gdy o kilka krok�w, pod ogromnym bukiem starym, spostrzeg�
dwie
postacie jakie�, nieznane, dziwne, podejrzane. Mimo woli si� cofn�� krok i
pocz�� pilniej
przypatrywa�. W istocie o kilkadziesi�t tylko krok�w od kr�lewskiego obozu
wygl�da�o
dziwnie, podejrzanie nawet tych dw�ch ludzi, siedz�cych pod drzewem. Obok nich
wida�
by�o le��ce kije podr�ne i dwie torebki, z ramion tylko co zdj�te.
Mrok wieczorny nie dawa� dobrze rozezna� twarzy ani ubior�w; lecz Br�hl domy�li�
si�
raczej, ni� zobaczy�, skromnie, po podr�nemu przybranych dw�ch m�odych jak on
sam
ichmo�ci�w.
Wpatrzywszy si� pilniej, dostrzeg� twarzy nieco, kt�re zda�y mu si�
szlachetniejszych
rys�w ni� w�drownej, rzemie�lniczej czeladzi, za kt�r� zrazu ich wzi�� mia�
ochot�. Po cichu
toczy�a si� rozmowa, ale dos�ysze� jej nie m�g�.
Lecz c� tu, pod bokiem kr�la, ci podr�ni na ustroniu robi� mogli? Ciekawo��,
obawa,
nieufno�� nie dozwoli�y mu odej��. Zamy�li� si�, czyby nie nale�a�o da� zna� do
namiot�w.
Wi�cej potem instynktem ni� rachub� wiedziony, przy�pieszy� kroku i stan�� tak,
�e go
siedz�cy na ziemi zobaczy� mogli. Ukazanie si� jego musia�o nieco zdziwi�
spoczywaj�cych,
gdy� jeden z nich wsta� spiesznie i przypatruj�c si� przyby�emu chcia� jakby
spyta�, co tu robi
i czego od nich chcie� mo�e.
Br�hl nie czeka� tego pytania, podszed� kilka krok�w i odezwa� si� tonem dosy�
surowym:
� Co tu waszmo�� robicie?
� Odpoczywamy � odezwa� si� siedz�cy na ziemi. � Czy zakazanym jest tu spoczynek
podr�nym? � G�os brzmia� �agodnie, a j�zyk zapowiada� wykszta�conego cz�owieka.
� O kilkadziesi�t krok�w dw�r Najja�niejszego Pana i sam kr�l.
10 S y m p t o m a t (z gr.) � objaw.
11 W e n d o w i e - tu: �u�yccy potomkowie dawnych S�owian po�abskich,
zamieszkali w okolicy Drezna, Budziszyna
i Chociebuza.
12 S a r d o n i c z n y (z �ac.) � gorzki, szyderczy, drwi�cy.
� Czyby�my mieli zawadza�? � doda� znowu siedz�cy, wcale nie zdaj�c si�
strwo�onym.
� Ale waszmo�� sami sobie najszkodliwsi by� mo�ecie � odpar� Br�hl �ywo. � Lada
kto z
�owczych mo�e was tu odkry� i pos�dzi� o jakie z�e zamiary.
�miechem �agodnym odpowiedzia� na to spoczywaj�cy na ziemi i wsta�, a wyszed�szy
z
cienia drzew ukaza� si� Br�hlowi jako pi�knej i szlachetnej postawy m�odzian z
d�ugimi
w�osami, na ramiona spadaj�cymi. Po jego stroju pozna� w nim by�o �atwo studenta
jednego z
niemieckich uniwersytet�w. Nie mia� on �adnych oznak na sobie, ale prosta
suknia, d�ugie
buty, z kieszeni wygl�daj�ca ksi��ka, czapeczka, jak� nosili studiosi13,
dostatecznie go
cechowa�a.
� Co waszmo�ciowe tu robicie? � powt�rzy� Br�hl.
� Wyszli�my na w�dr�wk�, aby Bogu odda� cze�� w naturze, aby odetchn��
powietrzem
las�w, cisz� ich uko�ysa� dusz� do modlitwy � pocz�� powoli m�odzieniec. � Noc
zaskoczy�a
nas tutaj. O kr�lu, o dworze nie wiedzieliby�my nawet, gdyby nas tu nie dosz�a
wrzawa
�owiecka.
I wyrazy, i spos�b, w jaki je wymawia� stoj�cy przed nim, uderzy�y Br�hla.
Cz�owiek to
by� z innego jakiego� �wiata.
� Pozwolisz pan � doda� spokojnie student � i� jako zapewne w�adz� tu jak��
maj�cemu,
zamelduj� osobisto�� moj�. Jestem Miko�aj Ludwik hrabia i pan na Zinzendorfie14
i
Pottendorfie, a w tej chwili studiosus, szukaj�cy �r�d�a m�dro�ci i �wiat�a,
zb��kany na
manowcach �wiata w�drowiec.
Sk�oni� si�.
Us�yszawszy nazwisko, Br�hl popatrzy� uwa�niej. �wiat�o wieczora i lekki blask
ksi�yca
wschodz�cego opromieni�y pi�kn� twarz m�wi�cego.
Stali przez chwil� niemi, jak gdyby obaj nie wiedzieli, jakim do siebie m�wi�
j�zykiem.
� Ja jestem Henryk Br�hl, pa� do osoby Jego Kr�lewskiej Mo�ci przywi�zany.
Sk�oni� si�
lekko.
Zinzendorf zmierzy� go oczyma.
� A! Bardzo mi was �al! � westchn��.
� Jak to �al? Dlaczego? � zapyta� zdumiony pa�.
� Dlatego, �e dworactwo to niewola, �e paziostwo to s�u�ba i chocia� szanuj�
pana
naszego, milej mi sercem i dusz� po�wi�ca� si� czci i s�u�bie Pana na
niebiosach, Pana nad
pany, a mi�o�ci� zatapia� w Jezusie Chrystusie Zbawicielu. W�a�nie pan znalaz�
tu nas na
cichej modlitwie, gdy�my my�lami usi�owali zjednoczy� si� z Panem naszym, kt�ry
nas krwi�
sw� odkupi�.
Br�hl tak by� zdumiony, �e krok odst�pi�, jakby si� ob��kanego ul�k� w
m�odzie�cu, kt�ry
z wielk� s�odycz�, ale bardzo patetycznie wym�wi� te wyrazy.
� Wiem � doda� Zinzendorf spokojnie � i� si� to wyda� wam musi, wam, co macie w
uszach jeszcze szczebiotanie i �miechy dworskie, dziwnym i nieprzyzwoitym mo�e;
ale
ilekro� my�l� pobo�n� uda si� zako�ata� do serca chrze�cijanina u�pionego, jak�e
tego nie
dope�ni�?
Br�hl sta� niemy.
Zinzendorf zbli�y� si� do�.
13 S t u d i o s u s (�ac.) � ucz�cy si�; student uniwersytetu.
14 Miko�aj Ludwik Z i n z e n d o r f (1700-1760) � za�o�yciel gminy religijnej
braci morawskich, zwanych
inaczej herrnhutami. Osiedli� on w swoich maj�tkach Herrnhut i Berthelsdorf w
�u�ycach G�rnych ewangelik�w
niemieckich z Moraw, kt�rzy byli w styczno�ci z bra�mi czeskimi. Gmina ta by�a
jedn� z niemieckich sekt
protestanckich. Szerzej m�wi Kraszewski o niej w VII rozdziale I tomu Br�hla,
gdzie jezuita Guarini opowiada
swemu zwierzchnikowi szczeg�owo o zasadach i zwyczajach tego nowego wyznania i
obmy�la z nim sposoby
jego wyst�pienia.
� To godzina modlitwy... s�uchaj pan, lasy szumi� ch�r wieczorny: Chwa�a Panu na
wysoko�ciach! Strumie� szemrze pacierze, ksi�yc wszed� przy�wieca� nabo�e�stwu
natury,
a serca nasze nie mia�yby si� po��czy� ze Zbawicielem w tej uroczystej chwili?
Os�upia�y pa� s�ucha� i nie zdawa� si� rozumie�.
� Widzisz pan przed sob� dziwaka � doda� Zinzendorf � lecz czy� �wiatowych
dziwak�w
ma�o spotykasz i przebaczasz im, a nie mia�by� pob�a�y� z gor�cego ducha
p�yn�cemu
zachwyceniu?
� Prawdziwie � szepn�� Br�hl � ja sam jestem pobo�ny, lecz...
� Lecz zapewne chowacie pobo�no�� wasz� na dnie serca, l�kaj�c si�, by j� r�ka,
s�owo
profan�w nie tkn�o? Ja j� wywieszam jako chor�giew, bom got�w broni� jej �yciem
i krwi�
moj�. Bracie w Chrystusie � rzek�, jeszcze wi�cej zbli�aj�c si� do Br�hla
Zinzendorf � je�li ci
zaci�y�o �ycie w ukropie i wirze tego dworu, bo inaczej sobie nie t�umacz�
wieczornej
waszej przechadzki samotnej, si�d� tu spocz�� z nami, razem si� pom�dlmy. Ja
czuj� w sobie
pragnienie modlitwy, a we dw�ch, we trzech spot�gowana bratersko, mo�e dolecie�
do tronu
Tego, kt�ry dla nas, robak�w, da� krew swoj�. Bracie!
Br�hl, jakby si� zl�k�, a�eby go nie zatrzymano, cofn�� si� nieco.
� Zwyk�em si� modli� sam � rzek� � a tam powo�uj� mnie obowi�zki, wi�c darujecie
mi.
Wskaza� r�k� w stron�, od kt�rej gwar ich dochodzi�.
Zinzendorf sta�.
� �al mi was! � zawo�a�. � Gdyby�my tu pod tym drzewem zanucili pie�� wieczorn�:
�B�g
nasza twierdza, B�g nadzieja nasza...�15
� Na�wczas � dorzuci� pa� � pos�ysza�by to w. �owczy lub kt�ry z podkomorzych
kr�la i
nie zamkn�liby nas do kordegardy16, bo tu jej nie ma, aleby odprowadzili do
Drezna pod
Frauenkirche i osadzili na odwachu.
To m�wi�c, ruszy� ramionami, sk�oni� si� lekko i chcia� i��, ale Zinzendorf
zast�pi� mu
drog�.
� Czy istotnie wzbroniono si� tu znajdowa�? � zapyta�.
� Mo�e to was poda� w podejrzenie i na nieprzyjemno�ci narazi�. �ycz� si�
oddali�. Za
Hubertsburgiem jest wie� i gospoda, kt�ra da wygodniejszy nocleg ni� pie�
bukowy.
� Kt�r�dy� i�� mamy, aby nie wnij�� w drog� Najja�niejszemu Panu? � zapyta�
Zinzendorf. Br�hl wskaza� drog� i ju� odchodzi�.
� Wymin�� go�ciniec b�dzie dosy� trudno, panie hrabio; lecz je�li wam s�u�y�
mog�
wyprowadzaj�c pod moj� opiek� na drog�: s�u��.
Zinzendorf i milcz�cy jego towarzysz pobrali pr�dko w�ze�ki swe i kije i
po�pieszyli za
Br�hlem, kt�ry wcale si� nie zdawa� rad temu spotkaniu. Zinzendorf mia� czas
nieco och�on��
z ekstazy, w jakiej go Br�hl, niespodziewanie si� zjawiaj�c, zasta�. Wida� by�o
w nim
cz�owieka wy�szego towarzystwa i przyzwoitego w obej�ciu. Ostyg�szy zupe�nie,
przeprosi�
nawet za to, �e si� tak dziwacznie odezwa�.
� Nie dziwuj si� pan � rzek� zimno. � Nazywamy si� wszyscy chrze�cijanami i
synami
Bo�ymi, a w istocie poganami jeste�my mimo obietnic na chrzcie uczynionych.
Obowi�zkiem
wi�c ka�dego nawraca� i aposto�owa�, ja sobie z tego czyni� �ycia zadanie. C�
po nauce w
s�owach, gdy jej nie ma w czynach? Katolicy, protestanci, reformowani, wszyscy,
wszyscy
�ywotem poganami jeste�my. Bog�w nie czcimy, bo o�tarz�w ich nie ma, ale im
sk�adamy
ofiary. Kilku ksi�y sprzecza si� i piwa na si� o dogmata; a Zbawiciel na krzy�u
krwi�
op�ywa, kt�ra w ziemi� wsi�ka nadaremnie, bo ni� ludzie zbawionymi by� nie chc�.
Westchn��. W tej chwili, gdy ko�czy� uroczyste wyrazy, ukaza� si� ob�z i
buchn�a ze�
wrzawa od kufli, kt�re spe�niano z ha�asem. Zinzendorf z przera�eniem spojrza�.
15 Jest to pocz�tek pie�ni Lutra: E i n� f e s t e B u r g i s t u n s e r G o t
t, E i n� g u t e W e h r u n d
W a f f e.
16 K o r d e g a r d a (z fr.) � izba �o�nierska na odwachu.
� Nie s�� to bachanalia?17 Tylko co nie s�ysz� evoe18 � zawo�a�. � Id�my
pr�dzej, przybity
si� czuj� do ziemi i upokorzony.
Br�hl, przodem id�cy, nie odpowiedzia� nic. Tak wymin�li ob�z; id�c bokiem
wskaza� im
bliski go�ciniec, a sam, jakby co pr�dzej si� chcia� uwolni� od towarzystwa
tego, skoczy�
�ywo ku o�wieconemu namiotowi.
Jeszcze w uszach brzmia�y mu dziwaczne wyrazy Zinzendorfa, gdy widok osobliwy
oczom si� jego w namiocie przedstawi�. Wprawdzie w owych czasach i na tym dworze
nie
by� on tak bezprzyk�adnym, aby mia� zdumiewa�, wszak�e ma�o kto okazywa� si�
publicznie
w takim stanie, w jakim Br�hl zasta� pana radc� wojennego Pauli.
Radca le�a� w �rodku namiotu na ziemi, ogromny g�sior pr�ny, rozbity obok
niego, obie
r�ce rozkrzy�owane, twarz karmazynowa, suknie porozpinane, podarte, a wielki
pies go�czy,
zna� faworyt pa�ski, siedz�c nad nim liza� mu oblicze i skowycza�...
Stoj�cy wko�o �mieli si� do rozpuku.
Radca wojenny Pauli, kt�ry obowi�zany by� zawsze znajdowa� si� pod r�k� kr�la
dla
mnogich korespondencji, kt�re po trze�wemu i po pijanemu nawet z kancelaryjn�
wpraw�
bardzo zr�cznie redagowa�, nie po raz pierwszy tak nieszcz�liwie zwyci�onym
zosta� od
g�siorka. Trafia�o mu si� cz�sto w mi�kkim �o�u i pod �aw�, i przy �cianie
spoczywa� po
libacjach, ale tak skandalicznie jak dzi� na po�miewisko by� wydanym...
przechodzi�o miar�.
Br�hl, zaledwie to spostrzeg�, rzuci� si� ku nieszcz�liwemu i zaj�� si�
d�wiganiem go z
ziemi. Drudzy opami�tawszy si� dopomogli i z niema�ym wysi�kiem uda�o si� pana
radc�
usun�� sprzed ocz�w, sk�adaj�c go na pos�anie z siana, kt�re by�o przygotowane w
k�cie. W
chwili gdy go we trzech ruszono z ziemi, obudzi� si� Pauli, powl�k� oczyma po
bli�szych
twarzach i wybe�kota�:
� Dzi�kuj� ci, Br�hl... ja wszystko wiem, rozumiem, pijany nie jestem... tak,
md�o�ci. Ty
jeste� wcale dobry ch�opiec: dzi�kuj� ci, Br�hl.
To m�wi�c, powieki przymkn��, westchn�� ci�ko, mrukn��:
� Ot, to s�u�ba!! � i usn��.
II
Na zamku kr�lewskim paziowie przyboczni Augusta II mieli wyznaczone pokoje, w
kt�rych oczekuj�c rozkaz�w na s�u�bie czuwali. Konie dla nich, na przypadek,
gdyby kt�ry
mia� by� wys�any, zawsze sta�y w pogotowiu. Mieniali si� u drzwi i w
przedpokojach,
towarzyszyli najja�niejszemu panu, a cz�sto gdy si� inni, starsi pod r�k� nie
znale�li, z
rozmaitymi pismami i rozkazami wyprawiani bywali. Gorliwie bardzo utrapion� t�
s�u�b�
pe�ni� m�ody Br�hl, sprawia� j� z kolei za siebie, a nawet ch�tnie za drugich,
tak �e kr�l,
cz�sto go maj�c na oczach, przyzwyczaja� si� do twarzy i us�ugi.
� A ty tu znowu, Br�hl? � zapytywa� z u�miechem.
� Na rozkazy Waszej Kr�lewskiej Mo�ci.
� Nie przykrzy ci si�?
� Najszcz�liwszym jestem, b�d�c dopuszczonym do ogl�dania oblicza pa�skiego.
I k�ania� si� m�ody ch�opak, a kr�l jegomo�� po ramieniu go klepa�.
Nigdy odpowiedzi nie by� d�u�nym, nigdy nic dla� trudnym ani niepodobnym nie
by�o; w
skok bieg� i sprawia�, co kazano, niezw�ocznie. Dnia tego przychodzi�y kresy19 i
odprawia�
17 B a c h a n a l i a (�ac.) � �wi�to u staro�ytnych Grek�w i Rzymian na cze��
bo�ka wina Bachusa � Dionizosa;
tu w przeno�ni: pijatyka, rozpustna hulanka.
18 E v o e (gr.) � radosny okrzyk podczas bachanalii.
miano odpowiedzi; oczekiwano na nie od rana. Cz�sto si� na�wczas poczty
op�nia�y, bo lub
ko� pad� albo rzeka wyla�a, lub pocztylion zachorza�, nie by�o wi�c czasu
oznaczonego �ci�le.
Od rana radca wojenny Pauli, kt�ry kr�lowi depesze redagowa�, czeka� na kresy i
rozkazy.
Zrazu bardzo cierpliwie.
Radca, kt�rego nieszcz�liwy wypadek w Huberstburgu widzieli�my, przespa� si�
potem,
obmy� i wsta� nie czuj�c nic wi�cej nad doskwieraj�ce pragnienie. Wiedzia� on,
�e matka
natura podst�pem go za�ywa�a, aby do napicia si� wody nak�oni�, ale wodzie
poprzysi�g� by�
od dawna wstr�t i pogard� i mawia� zwyk�, �e Pan B�g stworzy� j� dla g�si, nie
dla ludzi. Nie
da� si� wi�c z�udzi� pragnieniem i zala� robaka winem. Zaraz mu si� lepiej i
ra�niej zrobi�o, a
wkr�tce potem przesz�a choroba owa i zosta�o po niej tylko m�tne wspomnienie.
Zapami�ta� wszak�e radca, �e Br�hl go ratowa� w owej dobie nieszcz�liwej i
z�o�y� na
pos�aniu, a zawi�za�a si� od tego czasu przyja�� czu�a pomi�dzy starym Pauli, a
m�odym
paziem. Br�hl, kt�ry nie gardzi� niczyj� �ask�, przywi�za� si� do radcy.
Cz�owiek to by�
niem�ody ju�, okrutnie s�u�b� ci�k� oko�o dzbana zm�czony, przy tym
niepomiernie oty�y,
co mu ruchy utrudnia�o; nogi nie bardzo ju� s�u�y� chcia�y, a po obiedzie, gdy
tylko m�g�,
natychmiast, bodaj stoj�c, drzema� by� got�w. Twarz Paulego by�a rumiana,
wpadaj�ca w
fioletow�, rysy rozlane, podbr�dek zawiesisty. R�ce, nogi i on wszystek wydawa�
si� jak
nabrz�k�y.
Wszak�e gdy si� wystroi� do dworu, pozapina�, wyprostowa� i przybra� urz�dow�
posta�,
mo�na go by�o wzi�� za powa�nego bardzo cz�owieka. Do kr�la tak by� nawyk�, a
kr�l do
niego, �e z jednego s�owa, bo z wejrzenia Augusta, wysnuwa� ca�y list, my�l
odgad�, form�
trafi� i nigdy sprostowywa� jej nie potrzebowywa� kr�l jegomo��. Dlatego Paulego
lubi�
bardzo i potrzebowa� go zawsze, a chcia� mie� pod r�k�; dlatego radcy
wspania�omy�lnie
przebacza�, je�li si� nawet zapi�, zala� i w chwili wa�nej nie m�g� d�wign��.
Na�wczas trzech
pokojowc�w budzi� go musia�o, a radca nie otwieraj�c ocz�w, przewracany po
��ku,
odpowiada�: ,,Zaraz! Natychmiast! Oto jestem! W ten moment!� Ale nie wsta�, a�
mu
wyszumia�o, co przebra�.
Gdy otrze�wia�, my� si� zimn� wod�, podawano mu dla rozja�nienia my�li kieliszek
czego
mocnego i szed� do kr�la. Podobne rzeczy trafia�y si� w�wczas nie jemu jednemu;
upija� si�
przyjaciel kr�lewski Flemming20, ba, i innych wielu. �miano si� z tego, cho�
s�ab� mie�
g�ow� za srom wielki uchodzi�o.
Tego dnia, gdy w�a�nie na kresy, jake�my m�wili, czekano, radca Pauli siedzia� w
marsza�kowskiej sali i ziewa�. Dobra� sobie wygodne krzes�o szerokie, nogi
wyci�gn��, r�ce
na �o��dku spi��, g�ow� nieco spu�ci�, wygodnie j� na fundamentach roz�o�ystych
podbr�dk�w umie�ciwszy, i duma�. O �nie mowy by� nie mog�o, bo kt� mo�e zasn��
na
czczo i nie przygotowany wiatykiem stosownym na podr� z Morfeuszem21 po krajach
marze�?
Obrazy pozawieszane w salce dawno mu by�y znane, nie m�g� si� wi�c im
przypatrywa�.
Ziewa� niekiedy, a ziewa� tak okropnie, �e mu w szcz�kach trzaska�o. By� to
widok serca
rozdzieraj�cy. Radca taki powa�ny, zas�u�ony, zmuszony ziewa� na czczo.
Zegar ukazywa� zrazu dziesi�t�, potem jedenast�, a radca siedzia�, poziewa� i
strz�sa� si�,
bo po nim dreszcze czczo�ci przebiega�y. By� w tej chwili najnieszcz�liwszym z
ludzi. W tej
samej sali kr�cili si� paziowie, podkomorzowie, szambelanowie, osoby na
pos�uchanie
oczekuj�ce lub powracaj�ce od kr�la. Nikt nie �mia� spoczynku przerywa� panu
radcy.
O jedenastej wszed� m�ody Br�hl, kt�ry na sw� godzin� s�u�by czeka�. Pi�knym by�
jak
cherubin w swoim stroju paziowskim, z wielk� elegancj� w�o�onym. Twarz mu si�
jak
zwykle �mia�a dobroduszno�ci� i grzeczno�ci� nadskakuj�c�; nikt nad niego ni�
mia�
19 K r e s y - tu: wiadomo�ci otrzymywane poczt� wojskow�.
20 Jakub Henryk F l e m m i n g (1667-1728) � saski marsza�ek polny i minister.
21 M o r f e u s z - grecki b�g snu, brat boga �mierci, Tanatosa.
kszta�tniejszej stopy, pi�kniejszej nogi, �wie�szych koronek przy mankietach,
lepiej le��cego
fraka i wytworniej ufryzowanej peruczki. Oczy mu si� �mia�y, biegaj�c po
twarzach i po
�cianach. Czarodziej prawdziwy, ujmowa� u�miechem, s�owem i ruchem, ca��
postaw�.
Zoczywszy go, radca, nie wstaj�c, wyci�gn�� do� r�k�.
Br�hl podbieg� chy�o.
� Jak�em szcz�liwy! � zawo�a�.
I sk�oni� si� z pokor�.
� Chyba ty mnie uratujesz, Br�hl! Wystaw sobie, jestem na czczo! Kiedy przyjd�
kresy?
Pa� spojrza� na zegar i ramionami ruszy�.
� Chi lo sa22 � odpar� tym j�zykiem, kt�ry obok francuskiego by� niemal dworu
mow�, bo
si� ju� w�wczas powoli w�oska kolonia zwi�ksza�a w Dre�nie.
� Jedenasta! A ja na czczo! Natura dopomina si� praw swoich! Przyjdzie z g�odu
umiera�!
To m�wi�c, radca ziewn��, wstrz�sn�� si� ca�y: � Brr! � i strzepn��.
Br�hl sta� niby zamy�lony, pochyli� si� wygi�ty ca�y do ucha Paulemu:
Radco, est modus in rebus!23 Dlaczego zasiedli�cie jakby na publicznej drodze?
Obok jest
pok�j, z kt�rego drzwi wychodz� na korytarz wiod�cy do kuchen i kredens�w24, tam
by
wy�mienicie, nim co b�dzie, mo�na co� kaza� poda� z kuchni i co� z piwnicy.
Oczy si� roz�mia�y poczciwemu radcy, ruszy� si� zaraz, ale nie�atwo mu by�o
powsta�.
Obu r�kami musia� si� zeprze� na por�czach, �okcie podnie�� do g�ry i st�kaj�c
ca�� sw�
ci�k� figur� d�wign�� nareszcie.
� Zbawco m�j! � zawo�a�. � Ratuj�e mnie nieszcz�liwego! Br�hl skin�� i wsun�li
si� we
drzwi poboczne do gabinetu o jednym oknie. Tu � o cudo! � jakby si� spodziewano
Paulego,
czarodziejska jaka� si�a st� ju� wcze�nie przygotowa�a. Sta�o przed nim krzes�o
szerokie,
wygodne, jakby do tuszy Paulego zrobione; na bia�ym jak �nieg obrusie zastawione
porcelanowe, bia�e z sinym nakrycie, male�ka wa�ka, male�ki p�misek z pokryw� i
spory
g�siorek z�oc�cego si� wina.
Radca, zobaczywszy to, r�k� zrobi� ruch w powietrzu i jakby si� obawiaj�c, aby
go kto nie
uprzedzi�, nie pytaj�c, co rychlej zaj�� miejsce, serwet� pod brod� za�o�y�,
r�k� si�gn�� do
wa�ki i dopiero przypomniawszy sobie Br�hla, odwr�ci� si�.
� A wy?
Pa� g�ow� potrz�s�: � To dla was, kochany panie radco!
� Niech ci p�ac� bogowie! � zawo�a� w uniesieniu Pauli. � Niech ci Wenus da
najpi�kniejsz� z dziewcz�t drezde�skich; niech ci Higieja25 da �o��dek trawi�cy
kamienie;
niech ci Bachus da wiekuiste pragnienie i �rodki zaspokajania go w�grzynem;
niech ci...
Ale jedzenie nie da�o mu doko�czy�, pogr��y� si� w nim ca�y. Br�hl sta�, jedn�
r�k� o
stolik oparty, w postawie wdzi�cznej, przypatruj�c si� radcy z u�miechem. Pauli
nala� sobie
pierwsz� wina szklank�. Spodziewa� si� on lekkiego, powszedniego w�grzynka,
jakim dw�r
raczono; lecz gdy do ust wzi�� i poci�gn��, twarz mu si� rozja�ni�a,
rozpromieni�a, oczy
zab�ys�y, a wypiwszy i opad�szy na por�cze w b�ogim uspokojeniu pog�adzi� si� po
piersiach
tylko. Anielski u�miech usta mu przelecia�.
� Boski nap�j! Cudotw�rco m�j, sk�d�e� go wzi��? Ja go znam, to wino kr�lewskie,
to
tokaj; pow�chaj, posmakuj: ambrozja, nektar26!
� Niech�e radca zaszczyci go sw� �ask� i g�siorkowi nie daje wysycha� lub p�j��
na usta
profan�w, kt�rzy go, nie smakuj�c, przez gard�a przelej�.
22 C h i l o s a? (w�.) � kto to wie?
23 E s t m o d u s i n r e b u s (�ac.) � tu: na wszystko jest spos�b (aforyzm
Horacjusza).
24 K r e d e n s - tu: izba, gdzie jest szafa z przyborami sto�owymi.
25 H i g i e j a - grecka bogini zdrowia, c�rka Eskulapa.
26 A m b r o z j a i n e k t a r - pokarm i nap�j bog�w w mitologii greckiej;
tu: wyborny, bardzo smaczny.
� A by�oby to istn� profanacj�! � zawo�a� radca nalewaj�c drugi kielich,
r�wnaj�cy si�
dobrej szklanicy. � Za zdrowie wasze, za powodzenie wasze! Br�hl... b�d� ci
wdzi�czen do
�mierci: ocali�e� mi �ycie. Jeszcze p� godziny, a trupa by st�d wynie�li na
Friedrichstadt27.
Czu�em, jak �ycie uchodzi�o ze mnie.
� Bardzo si� ciesz� � rzek� Br�hl � �e mog�em tak ma�ym kosztem pami�ci troch�
przys�u�y� si� panu radcy, ale prosz� pi�!
Pauli wychyli� drugi kielich, j�zykiem o podniebienie plasn��, r�k� pocz�� w
powietrzu
jakby lot ptaka na�ladowa� i rzek�:
� O, co za wino, co za wino! To jest tego rodzaju nap�j, �e ka�dy nast�pny
kieliszek coraz
lepiej smakuje. Jest ono jak dobry przyjaciel, kt�rego im bli�ej poznajemy, im w
�ci�lejszy z
nim wchodzimy zwi�zek, tym si� wi�cej przywi�zujemy do niego. Ale Br�hl, kochany
Br�hl.
je�li nadejd� depesze, je�li Najja�niejszy Pan zawo�a, je�li b�dzie trzeba
koncypowa� list do
Berlina lub do Warszawy albo do Wiednia...
Odwr�ci� g�ow� z pytaniem, ale trzeci kieliszek nalewa�.
� Panie radco, taki jeden g�siorek dla pana? C� to jest? To tylko
ekshilaracja28 niewinna,
to stimulans29, to... nic.
� Masz s�uszno��, Br�hl; nie takie si� ju� rzeczy o nasze g�owy obija�y �
za�mia� si� radca.
� Najgorsza rzecz miesza� trunki. Kt� mo�e wiedzie�, w jakich one s� z sob�
stosunkach?
Trafi si� nieprzejednany wr�g, na przyk�ad austriackie wino z francuskim:
zaczynaj� i�� na
udry w �o��dku i g�owie, a cz�owiek pokutuje. Ale gdy si� pije jedno uczciwe,
rozumne,
dojrza�e wino, nie ma niebezpiecze�stwa: gospodaruje sobie w cz�owieku spokojnie
i nic
z�ego nie uczyni.
To m�wi�c radca jad� mi�so przypieczone i oblane sosem zawiesistym, a coraz
tokajem
popija� i u�miecha� si�. Br�hl sta�, patrzy�, a gdy kielich si� wypr�nia�,
wzi�� na si�
podczaszostwo i dolewa� pilno.
Na ostatek z talerzy by�o jak zmieciono, chleb znik�, zosta�o tylko p� g�siorka
wina.
Pauli wzdycha�, patrz�c, i mrucza�:
� A depesze?
� Lecz czy� pan si� mo�e l�ka�?
� Masz s�uszno��; gdybym si� l�ka�, by�bym tch�rzem, a nie ma nic
nikczemniejszego w
�wiecie nad to stworzenie. Nalewaj: za twe zdrowie! Dojdziesz wysoko! W g�owie
mi si�
ja�niej robi! Zdaje si�, �e s�o�ce wysz�o zza chmur, bo teraz mi dopiero
weselszym si�
wszystko wydaje. Czuj� si� w werwie do stylizowania i utn� co� porz�dnego. E,
gdyby mi
dzi� co solonego kr�l pisa� da�!! E, e, to bym dopiero przyprawi�!
Br�hl ci�gle nalewa�. Radca patrza� na g�siorek, kt�ry u do�u by� szerszy i
jeszcze na czas
jaki� starczy� obiecywa�.
� Nie mam si� czego l�ka� � przem�wi� Pauli jakby dla uspokojenia samego siebie.
� Nie
wiem, czy wy to pami�tacie: Raz, pomn�, dzie� by� upalny. Najja�niejszy Pan
pos�a� mnie do
tej nieszcz�liwej bogini, kt�ra si� zwa�a Cosel30; tam mnie utraktowano
zdradzieckim
sektem31 szumi�cym. Smaczny by�, jak oto ten tokaj, ale pe�en zdrady. Wyszed�szy
w ulic�,
poczu�em wirowanie doko�a. O, �le, a trzeba by�o i�� pisa� depesze! Dw�ch
dworzan poda�o
mi r�ce, zda�o mi si�, �e lec�, �e mam skrzyd�a; posadzili mnie u sto�u, musieli
mi pi�ro
umoczone da� w r�k�, papier po�o�y� przede mn�: kr�l powiedzia� s��w kilka i
depesza
27 F r i e d r i c h s t a d t - dzielnica Drezna.
28 E k s h i l a r a c j a (z �ac.) � rozweselenie.
29 S t i m u l a n s (�ac.) � podnieta.
30 Anna Konstancja z domu Brockdorf (1680-1763), �ona ministra sakso�skiego
Hoyma, zosta�a kochank� Augusta
II, kt�ry nada� jej tytu� hrabiny Cosel. Po utracie �aski kr�lewskiej zosta�a
uwi�ziona w twierdzy Stolpen,
sk�d zwolni� j� August III po �mierci ojca. Kraszewski opisa� zmienne losy jej
�ycia w powie�ci pt.: Hrabina
Cosel.
31 S e k t (niem.) � wytrawne, musuj�ce wino, rodzaj szampana niemieckiego.
urodzi�a si�, jak mi m�wiono, cudowna! Ale nazajutrz i po dzi� dzie�, zabij, nie
wiem, com
pisa�. Dosy�, �e by�o dobrze i kr�l, �miej�c si�, na pami�tk� tego aktu da� mi
pier�cie� z
Z g�siorka la�o si�, a la�o do kielicha, z kielicha przelewa�o do gard�a. Radca
g�adzi� si� po
� Psia s�u�ba � odezwa� si� cicho � ale wino, jakiego by cz�owiek nie pow�cha�
gdzie
G�siorek przy opowiadaniach i westchnieniach doszed� do ko�ca. Ostatni kieliszek
by�
� Tyranie! � krzykn�� radca. � Co czynisz! Natura wydzieli�a te cz�ci nie
dlatego, aby je
szafirem.
piersiach i u�miecha�.
indziej.
nieco m�tny, Br�hl chcia� go usun��.
wylano, lecz by ukry� na dnie prawd� winn�: eliksir32, sama tre�� i cz�ci
po�ywne.
Gdy Pauli si�gn�� po kielich, Br�hl spod sto�u doby� drugiego g�siorka. Na widok
jego
radca chcia� wsta�, lecz rado�� go przyku�a do krzes�a.
� Co to jest? � krzykn��. � Co ja widz�?
� Nic, nic � rzek� pa� po cichu. � Jest to drugi tom dzie�a, zawieraj�cy
konkluzj�33 jego i
kwintesencj�34. Nieszcz�ciem � m�wi� pa� weso�o � staraj�c si� o dzie�o
kompletne dla pana
radcy, kt�ry lubisz literatur�...
Pauli obie r�ce skrzy�owa� na piersiach i g�ow� sk�oni�.
� Kt� by takiej literatury nie lubi�! � westchn��.
� Staraj�c si� o dzie�o kompletne � ko�czy� ch�opak � nie mog�em dosta� obu
tom�w
jednego wydania. Ten tom drugi � rzek�, podnosz�c z wolna flaszk� omszon� � jest
starszej,
pierwotnej edycji: editio princeps35 .
� Ach! � podsuwaj�c kielich, zawo�a� Pauli. � Tego gotyku szacownego nalej mi
jedn�
stronic�: nadu�ywa� szanownej staro�ytno�ci nie trzeba.
� Ale co po nim, gdy zwietrzeje i duch wiek�w z niego uleci!
� Prawda! Stokro� prawda! Ale depesze, depesze! � zawo�a� Pauli ruszaj�c
ramionami.
� Depesze dzi� nie przyjd�, drogi popsute.
� A! Gdyby si� tam mosty po�ama�y! � westchn�� Pauli. Nalano kieliszek, Pauli
pi�.
� To wino tylko sam kr�l pije, gdy si� czuje niezdr�w � szepn�� Br�hl.
� Panaceum universale!36 . �adne usta kobiety s�odsze by� nie mog�.
� O, o! � przerwa� m�odzieniec.
� Dla wa�ci � m�wi� radca � to co innego, dla mnie one straci�y ju� s�odycz
wszelk�; ale
wino! Wino to nektar, kt�ry do zgonu nie mo�e postrada� uroku swego. Gdyby nie
te
depesze!
� A c�? Depesze! Czy� jeszcze...
� Prawda! Kat je bierz!
Radca dopija�, ale tak jako� szybko po sobie nast�puj�ce libacje widocznie go
rozmarza�
poczyna�y. Oci�a�, w fotelu siad�, u�miecha� si�, oczy mru�y�.
� Teraz male�ka drzemka i...
� Ale butelk� doko�czy� potrzeba! � nalega� pa�.
� Zapewne, to obowi�zek uczciwego cz�owieka, nie porywa� si� lub dokona� dzie�a;
prawda? � rzek� radca. � Co rzecz� sumienia jest, winno sumiennie by�
dope�nione.
Dolawszy kieliszek ostatni, Br�hl wysun�� zza okna fajk� i worek z tytoniem.
� Radco, a fajka?
32 E l i k s i r (z arab.) � tu: p�yn o cudownych w�asno�ciach.
33 K o n k l u z j a (z �ac.) � wniosek; tu: zako�czenie opowiadania.
34 K w i n t e s e n c j a (z �ac.) � g��wna tre�� rzeczy.
35 E d i t i o p r i n c e p s (�ac.) � lekarstwo na wszelkie choroby.
36 P a n a c e u m u n i v e r s a l e (�ac.) � lekarstwo na wszelkie choroby.
� Aniele m�j! � zawo�a� Pauli, otwieraj�c oczy. � I o tym pami�ta�e�! Ale nu�
mnie to ziele
upoi gorzej jeszcze? Co m�wisz?
� Otrze�wi! � przerwa� pa�, podaj�c fajk�...
� Jak si� tu oprze� pokusie! Daj! Daj! Co si� ma sta�, niech si� stanie. Mo�e
pocztylion
kark skr�ci i depesze nie nadejd�. Nie �ycz� mu z�ego, lecz gdyby go
nadwichn��...
Pocz�li si� �mia�.
Radca chciwie dym ci�gn��.
� Diable mocne tabacco.
� Kr�lewskie � rzek� pa�.
� Ale bo i kr�l mocniejszy ode mnie, h�?
Widocznie tytoniem upojony, ju� mrucza� tylko stary; poci�gn�� jeszcze par�
razy: fajka
mu z r�k wysun�a si� na ziemi�, g�ow� na piersi spu�ci� i pocz��, w lewo j�
pochyliwszy,
chrapa� okrutnie. Przez p�otwarte usta dobywa� si� d�wi�k dziwny i niemi�y.
Br�hl popatrza�, u�miechn�� si�, cicho na palcach podszed� ku drzwiom i wysun��
w
korytarz; tu chwil� postawszy, pobieg� do przedpokoju kr�la.
M�ody, strojny, wielkiego tonu ch�opak, w paziowskim tak�e ubraniu, z pa�sk�
mink�,
zatrzyma� go wchodz�cego.
By� to Antoni hrabia Moszy�ski. Twarzyczka jego bia�a, w�osy czarne, rysy nie
pi�kne, ale
wyraziste, oczy b�yszcz�ce ogniem wielkim, a nade wszystko postawa
arystokratyczna i
wymuszone nieco maniery odznacza�y go mi�dzy innymi paziami do osoby kr�la
przywi�zanymi. Razem z Su�kowskim by� d�ugo przy kr�lewiczu, czasowo teraz
dosta� si� do
Augusta II, kt�ry, jak m�wiono, lubi� jego zr�czno��, �ywo�� i bystre poj�cie.
Prorokowano
mu na�wczas �wietn� przysz�o��.
� Br�hl � zapyta� � gdzie� ty by�? Pa� si� nieco zawaha� z odpowiedzi�.
� W marsza�kowskiej sali.
� Na ciebie s�u�ba przypada.
� Wiem, alem si� nie op�ni�. Spojrza� na zegar stoj�cy w k�cie.
� Ju� my�la�em � doda�, �miej�c si� i z nogi na nog� przechylaj�c, Moszy�ski �
�e mi
ciebie zast�powa� przyjdzie.
Przez twarz Br�hla przelecia� jakby cie�, ale natychmiast si� wyja�ni�a.
� Panie hrabio � rzek� �agodnie � wam, faworytom pana, wolno chybi� godzin� i
da� si�
zast�pi�; mnie, wys�uguj�cemu si� i biednemu, by�oby to niedarowanym.
Sk�oni� si� bardzo nisko.
� Zast�powa�em nieraz drugich, ale mnie nikt.
� Chcesz powiedzie�, �e ci� nikt zast�pi� nie jest w stanie � podchwyci�
Moszy�ski.
� O, panie hrabio, godzi� si� tak ze mnie biednego prostaczka �artowa�? Ja si�
tego ucz�,
w czym panowie jeste�cie mistrzami!
Sk�oni� si� znowu.
Moszy�ski poda� mu r�k�.
Z wami � rzek� � wojowa� na s��wka niebezpiecznie, wola�bym na szpady.
Br�hl skromn� przybra� postaw�.
� W niczym sobie �adnej nie przyznaj� wy�szo�ci � doda� cicho.
� No, szcz�liwej s�