5087
Szczegóły |
Tytuł |
5087 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5087 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5087 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5087 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Konopnicka
ZA KRAT�
I
Kiedym przed pi�tnastu laty zwiedza�a warszawskie wi�zienia, gmach przy ulicy
Z�otej nie by� jeszcze wyko�czony, a oddzia� karny dla kobiet mie�ci� si� razem
z takim�e m�skim oddzia�em w tak zwanym "Pawiaku", kt�ry wszak�e aresztanci i
aresztantki z nie znanego mi powodu powszechnie nazywali "Serbi�". Pawiak, vel
Serbia, jest to pos�pny ��ty dom, z wieloma nale��cymi do niego budynkami,
opasany murem; front jego wychodzi na ulic� Dzieln�, ty�y za� na ulic� Pawi�, od
kt�rej i owa og�lniejsza nazwa jest wzi�t�. U furty tego gmachu stan�am po raz
pierwszy w dzie� jesienny, d�d�ysty, w towarzystwie jednej z moich znajomych,
kt�ra, uzyskawszy odpowiednie pozwolenie w�adzy, dawniej ju� zacz�a odwiedza�
wi�ni�w i cieszy�a si� nieograniczonym ich zaufaniem.
Trzy czy cztery schodki, do furty wiod�ce, zaledwie pomie�ci� mog�y kobiety,
kt�re si� na nich cisn�y z w�ze�kami, tobo�kami, garnuszkami, czekaj�c na tak
zwane "widzenie". Kumoszki z miasta, �atwiej zaznajamiaj�ce si� z sob�,
prowadzi�y nader o�ywion� gaw�dk�, przerywan� g�o�nymi wyrzekaniami; baby ze wsi
przyby�e, odziane w chustki lub fartuchy na g�ow�, duma�y, podpar�szy brod� na
r�kach, wzdychaj�ce, zawstydzone jakby...
Widzenie udziela si� urz�downie raz tylko na tydzie�, w niedziel�; wszak�e stan
zdrowia uwi�zionych lub odleg�o�� zamieszkania przybywaj�cej w innym dniu
rodziny wi�nia uwzgl�dnia si� do�� szeroko i dlatego te� nie ma dnia, �eby
schodki owe przez baby obl�onymi nie by�y.
Poza furt� niewielka sie�, tak�e najcz�ciej interesant�w czekaj�cych pe�na; tu
w bocznej �cianie znajduje si� okienko komunikuj�ce z kancelari� pana inspektora
i u�atwiaj�ce kontrol� przyby�ych. Z sieni tej par� stopni prowadzi na d�ugi
korytarz, z kt�rego szereg drzwi wiedzie do kancelarii, do sali widze�, do
niekt�rych warsztat�w, wreszcie do mieszkania inspektora. Wprost wej�cia prawie,
schody na pi�tra, z kt�rych pierwsze obejmowa�o pod�wczas oddzia� kobiecy. W
oddziale by�o przesz�o sto kobiet, mieszcz�cych si� w dziewi�ciu czy dziesi�ciu
tak zwanych "kamerach", kt�rych ka�da ma oddzielne wej�cie z obiegaj�cego pi�tro
korytarza. Klucz zgrzytn�� kilka razy, dozorca otworzy� drzwi wszystkie, a
kamery ukaza�y mi jednostajne swoje wn�trza.
Pierwsze wra�enie jest do�� niespodziane. Wi�zienia przywykli�my uwa�a� jako co�
bardzo ponurego i ciemnego: nie zdziwi�abym si� te� wcale, gdyby �ciany by�y
odrapane i brudne, okienka ma�e i nie daj�ce �wiat�a, a bar��g ze s�omy i dzban
wody dope�nia� tego urz�dzenia. Jasno�� wi�c kamer, ich czysto��, ich obszar
uderza czym� nieoczekiwanym. S� to w istocie do�� du�e, prostok�tne izby z
czysto wybielonymi �cianami i r�wnie czysto utrzyman� pod�og�. Dwa zwyczajnej
wielko�ci, do�� rzadko zakratowane okna, wychodz� na podw�rko wi�zienne i daj�
�wiat�o bardzo dostateczne; w jednym k�cie piec kaflowy, w drugim posk�adane
jeden na drugim i pokryte siwymi derami sienniki, doko�a �cian �awy, w po�rodku
rodzaj warsztatu do wyplatania krzese� s�u��cego - oto wszystko. Pomimo wszak�e
tego schludnego pozoru, a nawet otwieranego ukradkiem lufcika, powietrze jest
tak tu, jak i na korytarzach specjalne, �e tak powiem, wi�zienne, ci�kie,
duszne, jakby przesi�k�o zastarza�ymi miazmatami, tak �e si� trzeba uczy� nim
oddycha� i dopiero z czasem nawykn�� do niego mo�na. Pod �cianami na �awach,
przy warsztacie, kilkana�cie starszych i m�odszych kobiet; dwie czy trzy karmi�
��te jak wosk i obrzmia�e na twarzyczkach dzieci. Siwa, gruba sp�dnica
wi�zienna i taki� kaftan - na kilku uwi�zionych tylko. Reszta odziana w suknie
w�asne, kt�rych utrzymanie w ca�o�ci lub zast�pienie nowymi jest, jak si�
przekona�am z czasem, przedmiotem najwi�kszych wysi�k�w aresztantek. Widzia�am
takie, kt�re miesi�cami ca�ymi nie dojada�y, odk�adaj�c grosze za chleb na jak��
chustk� lub kaftan; widzia�am fartuchy wycerowane jak siatka paj�cza, widzia�am
sp�dnice, kt�re uj�te ig�� w jednym miejscu, roz�azi�y si� w drugim, a przecie�
milsze by�y w�a�cicielkom swoim od wi�ziennej odzie�y, w kt�rej grubym woj�oku
robactwo zagnie�d�a si� z nies�ychan� �atwo�ci� i jest prawie nie do wyt�pienia.
Izba, w kt�rej zatrzyma�am si� pod�wczas najd�u�ej i do kt�rej najcz�ciej
zachodzi�am potem, w ci�gu cotygodniowych, przez rok blisko trwaj�cych
odwiedzin, zaj�t� by�a przez bardzo interesuj�ce typy. Przede wszystkim
kr�lowa�y tu dwie siostry, Helena i Waleria War., kt�re pochodzi�y z rodziny
specjalnie z�odziejskiej, czyli z tak zwanej "z�odziejskiej szlachty". Waleria
chorowita, blada, wysoka, z d�ugim wronim nosem i ma�ymi oczkami, z jakim�
fa�szywym i brzydkim spojrzeniem, by�a przedmiotem nami�tnego przywi�zania
m�odszej Heleny, kt�ra mia�a w �niadawej twarzy i niebieskich oczach wyraz
odwagi, szczero�ci, determinacji i jakiej� dziwnej pogody. Obie siostry ju� nie
bardzo m�ode, nie po raz te� pierwszy odsiadywa�y kar� swoj� w Serbii. Helena
by�a ju� tu co� z czwartym powrotem, Waleria wpierw jeszcze zapozna�a si� z
wi�zienn� izb�. Tym razem ona to dosta�a, jak tu m�wi�, wyrok; ale Helena
przyzna�a si� do uczestnictwa dobrowolnie, �eby siedzie� z ni� razem.
Przywi�zanie to wszak�e nie przeszkadza�o im bynajmniej l�y� si� ostatnimi
wyrazami, a nawet drapa� przy ka�dej sposobno�ci i dopiero wtedy, kiedy je kto
rozbroi� chcia�, obie rzuca�y si� na rozjemc�, stwierdzaj�c tym sposobem swoj�
siostrzan� mi�o��. Nie wiem, co si� dzia�o z reszt� rodziny War., ale widywa�am
tam ich matk�, staruszk� siedmdziesi�cioletni� mo�e, kt�ra je nawiedza�a,
b�ogos�awi�a i chlubi�a si� nimi tak, jakby to by�y najszlachetniejsze istoty w
najw�a�ciwszym dla siebie po�o�eniu b�d�ce i przynosz�ce jej najwi�ksz�
pociech�; one te� nawzajem odp�aca�y jej nadzwyczajn� czu�o�ci� i przywi�zaniem.
Obie siostry u�ywa�y pomi�dzy kole�ankami wielkiego powa�ania.
O Waleni mawiano z rodzajem naiwnego podziwu, �e "na wolno�ci mia�a zawsze dobre
zarobki", o Helenie wiedziano, �e jest rezolutna, �e w potrzebie za ca�y oddzia�
si� zastawi i nawet samego "wielmo�nego" si� nie zl�knie. "Wielmo�nym", tak
wprost, bez dodania tytu�u lub wyrazu pan, nazywa�y aresztantki inspektora
swego. "Wielmo�ny idzie", "wielmo�ny kaza�", "powiem przed wielmo�nym", oto
wyra�enie, kt�re mi si� z pocz�tku zdawa�o do�� dzikim, ale do kt�rego
przywyk�am w ko�cu tak, �e mnie razi� przesta�o.
Lecz by� jeszcze inny pow�d przewagi si�str War. Oto nale�a�y one do
zastarza�ych recydywistek, a s�dy, wyroki, pobyty, dozory, wi�zienia wreszcie,
by�y dla nich niemal normalnymi warunkami �ycia. Etyka za� Serbii polega�a na
tym, �e o ile dostaj�ce si� tam po raz pierwszy klientki lekcewa�one by�y i
pogardzane niemal, o tyle wytrawne i wielokrotnie karane u�ywa�y powagi i
szacunku. "Frajerki" zamiata�y i oczyszcza�y izb�, szorowa�y pod�ogi i nierzadko
ca�owa�y w r�k� "panie", kt�re traktowa�y je protekcjonalnie i z akcentem pewnej
wy�szo�ci. Zdarza�o mi si� nawet nieraz s�ysze�, jak zirytowany stra�nik wo�a�
na jak�� krn�brn� nowicjuszk�: "ty frajerko!", okazuj�c jawnie wzgard� swoj�,
jako w�adza, dla tych upo�ledzonych istot.
Dwie charakterystyczne cechy zauwa�y�am w mieszkankach Serbii: wielkie
zdziczenie i wielk� naiwno��. O lada co, o s�owo, o gest, o spojrzenie - wybucha
tam w�ciek�o�� zwierz�ca niemal. Z�orzeczenia, kl�twy, b�jki s� wtedy na
porz�dku dziennym, tak pomi�dzy zamkni�tymi w jednej izbie, jak i pomi�dzy
izbami solidaryzuj�cymi si� z sob�. Drzwi, kt�rych zamek izb� od izby dzieli z
wewn�trz, wytrzyma� musz� w�wczas kopania, uderzenia pi�ci, drapanie
paznokciami, kt�rym to wybuchom dopiero nadchodz�cy stra�nik tam� k�adzie.
Co do naiwno�ci, t� spotka� mo�na w starych nawet i wytrawnych z�odziejkach.
Pami�tam, by�a tam jedna, Jasielska, kt�ra odsiadywa�a wyrok za kradzie� rzeczy
s�u��cych do kobiecego ubrania. Ot� opowiada�a mi ona, w jaki spos�b tutaj
popad�a. Jakie� damy, sprowadziwszy si� do Warszawy, rozpakowa�y swoje kufry w
�wie�o naj�tym mieszkaniu, a �e szaf jeszcze nie by�o, wi�c rzeczy roz�o�one
zosta�y na krzes�ach, sto�ach itd. Le�a�o to tak dzie� czy dwa, to jest dosy�
d�ugo, aby zwr�ci� uwag� z�odziei. Jako� znajoma Jasielskiej i znajomej tej
znajomy zajechali doro�k� przed dom, w czasie kiedy damy wysz�y, i wys�ali
Jasielsk� na po��w.
- Wchodz� ja - prosz� pani - a tu tyle �liczno�ci, �e nie wiedzie�, na co wpierw
patrze�. Bior� j a wsypk� jedwabn�, co te� tam le�a�a, i pcham w ni�, co si�
mie�ci; nios� raz na d� - nic, nios� drugi raz - nic, nios� trzeci raz, a� tu
mnie str� pyta: co to pani tak spaceruje po tych schodach? A ja m�wi�: To te
panie, co przyjecha�y, sprzedaj� niepotrzebne rzeczy, wi�c ja kupuj�. I dobrze.
A by� tam kapelusz aksamitny z pi�rem. Ledwo�my do domu wr�cili i rzeczy dobyli,
a ta niegodziwa m�wi: kapelusz m�j. A ja m�wi�: nieprawda, bo m�j. Tak oni zaraz
na mnie we dwoje; pobili mnie, pokaleczyli, wypchn�li i p� rubla za mn� jak za
psem cisn�li. A� tu nied�ugo robi si� gwa�t na mie�cie; lokaja wzi�li, str�a
wzi�li. Jak zacz�li szuka�, jak zacz�li trz���, tak znale�li rzeczy u paserki na
Pradze. Od jednego do drugiego, wszystko si� wyda�o. Zabrali ich dwoje, zabrali
i mnie. Tak potem, jak przysz�a ta sprawa, prowadz� mnie do s�du. Patrz� ja, a�
tu rzeczy precz porozk�adane, a w s�dzie pani i panna takie �liczne, jak te
anio�y z nieba, a� p�acz�, tak prosz� za mn�. Panie s�dzio, panie dobry! patrz
pan, jaka ona m�oda! poprawi si� jeszcze, wypu��cie j�, mo�e g�odna by�a, mo�e z
biedy... My ju� i tak mamy, co nasze, odpu��cie jej, chocia� jej tylko! Tak ju�
te panie prosz�, tak si� modl�, a� mi si� serce kraje! A s�dzia nie i nie.
A� tu zn�w starsza m�wi: "Panie s�dzio! Tam w biurku u mnie le�a�o trzydzie�ci
tysi�cy rubli, a przecie� ich nie wzi�a". - Jak ja to us�ysz�, prosz� pani,
jakby we mnie piorun trz�s�! To ty, g�upia, my�l� sobie, za ga�gany chwyta�a�, a
nie zajrza�a�, co by�o w biurku. My�la�am, �e trupem padn�...
Ot� to taka mieszanina naiwnej skruchy i chciwo�ci z�odziejskiej jest
charakterystycznym ich rysem.
�adna z uwi�zionych nie wyra�a si� inaczej o sobie, jak tylko �e "popad�a" w
nieszcz�cie. Zupe�nie jakby nie czu�y ani udzia�u woli w swoich czynach, ani
te� moralnej za nie odpowiedzialno�ci.
Wyj�tkiem �wietnym pod ka�dym wzgl�dem by�a ma�orosjanka, Kazarynowa, przez
d�ugi czas "niania" w jakim� zamo�nym domu, a potem za kradzie� brylant�w w
jubilerskim sklepie na siedm lat wi�zienia skazana.
Cicha, spokojna, zawsze niezmiernie schludnie w czarnej sukni i bia�ym czepeczku
wygl�daj�ca, nie podnosi�a prawie oczu od szybko robionej cienkiej po�czoszki.
Pi�� lat ju� siedzia�a tak w tym samym miejscu, pod oknem w rogu �awy, schylaj�c
swoj� bardzo mi�� i blad� twarz nad robot�. Kiedy inne narzeka�y, wypiera�y si�,
przeklina�y, ona zawsze z niezmienn� s�odycz� mawia�a: "�le si� zrobi�o, trzeba
znosi�, co B�g da�". To by�a filozofia, kt�ra jej dawa�a dziwn� pogod� i
otacza�a k�cik jej spokojem, wtedy nawet, kiedy ca�a izba wrza�a jak�� burd�.
Ale nie tylko uczucie nienawi�ci by�o tam silnie napi�te; to� samo dzia�o si� z
uczuciem mi�o�ci. Ka�da aresztantka, czy starsza czy m�odsza, mia�a swego
wielbiciela; nawet zupe�nie stare kobiety nie by�y wy��czonymi od pocisk�w
Amora. Zdaje si� nawet, �e by� to jeden z powod�w, kt�ry, obok szczup�o�ci
pomieszczenia, sk�oni� w�adze do otworzenia karnego oddzia�u dla kobiet w
osobnym gmachu i na innej zgo�a ulicy.
Mi�o�� w Serbii zawi�zywa�a si� jak wsz�dzie nie wiedzie� z czego. Przy
wi�zieniu by� ogr�dek, do kt�rego wypuszczano aresztantki w po�udnie, na ogr�dek
wychodzi�y okna z m�skiego oddzia�u, i tutaj to prawdopodobnie, podczas tych
po�udniowych przechadzek, pierwszym po�rednikiem bywa� zmys�, "kt�ry kocha�
przymusza". A� dot�d rzecz zwyk�a. Ale objawy tej mi�o�ci mia�y odr�bny sw�j i
godny uwagi charakter.
Kiedy wi�zie� upatrzy� sobie bogdank�, posy�a� jej, mniejsza o to jak� drog�,
nowe trzewiki. By�y to jakby o�wiadczyny afektu. Je�li afekt by� podzielany,
bogdanka przesy�a�a par� skarpetek przez siebie zrobionych, jako odpowied�
uczuciom zakochanego przychyln�. Ale by� to dopiero wst�p niejako, preludium
mi�o�ci. Trzeba by�o bogdance pokaza�, �e si� jest dzielnym ch�opem, kt�ry
wszelkiej przygodzie dotrwa i dostoi. W tym celu zakochany szuka� zaczepki z
pierwszym lepszym towarzyszem, a czasem i bez zaczepki dawa� mu pi�ci� w kark
lub mi�dzy oczy; ha�as sprowadza� stra�nika, zakochany rzuca� si� na niego jak
lew, rwa� na nim ubranie, walczy� i dopiero si�� wi�ksz� pokonany, szed� na dwa
tygodnie do ciemnej. Ciemna -jest to kom�rka sklepiona w piwnicach, bez pod�ogi,
i z okienkiem tak ma�ym, �e dnia prawie nie dopuszcza, a takie w niej zimno
niezno�ne, nawet latem, �e kiedym raz odwiedza�a zamkni�t� tam penitentk�, kt�ra
kole�ance swojej zrobi�a dziur� w g�owie szyd�em przy wyplataniu krzese�, to ju�
po p�godzinie febra mnie trz�s�a. Tapczan przy tym bez siennika, obostrzenie
postu - oto ciemna.
Zakochany nasz jednak idzie tam na dwa tygodnie jak na bal: g�owa do g�ry,
spojrzenie wyzywaj�ce. Nie prosi o ulg�, nie prosi o skr�cenie terminu, cho�by
nawet wiedzia�, �e mu to udzielonym b�dzie. Przez ca�y ten czas wybranka jego
serca chodzi z dumnie podniesionym czo�em, nastr�cza si� stra�nikom ze swymi
aroganckimi minami, z najwy�sz� wzgard� spogl�da na tak zwane "plastry", to jest
na trwo�liwe i uleg�e kole�anki swoje, samemu nawet ,,wielmo�nemu" �mia�o w oczy
patrzy. Up�ywa wreszcie termin ciemnej, a zakochany bohater staje si� na
pierwszej przechadzce w ogr�dku przedmiotem powszechnej owacji.
Ale i kobieta chce okaza�, �e wcale nie ust�puje wybranemu co do wielko�ci serca
i odwagi. Nie czekaj�c tedy, daje w twarz kt�rejkolwiek z towarzyszek, rzuca si�
na rozbrajaj�cego je stra�nika i naturalnie idzie tak�e do ciemnej, odby� swoj�
kolej, harda, nieugi�ta, nie prosz�ca o nic, i m�nie wytrzymuje swoje dwa
tygodnie. Po takim eksperymencie nast�puje pomi�dzy tym dwojgiem jakby jaki�
sakramentalny zwi�zek serc, kt�ry rzadko kiedy zrywanym bywa, a otoczony jest
szacunkiem towarzyszy i towarzyszek. Pierwszym, kt�ry ten rodzaj mistycznego
�lubu dusz wprowadzi� w u�ycie w Serbii, by� J�ziek Kamieniarz, kochanek Heleny
War. za jej m�odych lat jeszcze. Byliby si� oni nawet na dobre pobrali, tylko
tak im jako� zawsze wypada�o, �e albo jedno, albo drugie siedzia�o w wi�zieniu,
albo wreszcie oboje razem. Poszed� raz nawet J�ziek Kamieniarz na Sybir, a
chocia� w tym czasie Helena nie na�ladowa�a Penelopy zbyt �ci�le, za z�e jej
tego nie mia� i z dobrym sercem do niej powr�ci�, bo wiedzia�, �e ona o nim
tylko my�li, tak jak i on o niej.
II
Nigdy nie zapomn� ranka sp�dzonego w wi�zieniu 25 grudnia 1882 roku. Oddzia�
karny nie mia� przedtem kaplicy. Aresztantki chodzi�y wprawdzie niekiedy s�ucha�
mszy w oddziale �ledczym przy ul. D�ugiej, ale poniewa� na nabo�e�stwo takie
trzeba by�o pod stra�� przez ulice i��, wymawia�y si� od tego jak mog�y, tak �e
niejedna ca�ymi latami we wsp�lnej modlitwie udzia�u nie bra�a. Ot� kilka os�b
dobrej woli postanowi�o urz�dzi� o�tarz wi�zienny w samej Serbii, a poniewa�
miejsca na kaplic� nie by�o, ustawiono go na korytarzu, wprost schod�w,
wiod�cych do izb kobiecego oddzia�u. Jeden z m�odych naszych malarzy, p. St. R.,
odznaczony z�otym medalem ucze� petersburskiej szko�y sztuk pi�knych, wymalowa�
Madonn� �askaw�, kt�ra wszystkim do serca przypad�a. By�a to dziewicza posta� w
bia�ej szacie, wyci�gaj�ca r�ce do cisn�cych si� u st�p jej n�dzarzy.
Formalno�ci natury duchownej i �wieckiej zaj�y bardzo du�o czasu. Schodzi�y
komisje, maj�ce oceni�, czy miejsce na o�tarz w�a�ciwie jest obrane, zwlekano
wydanie mensy, przypatrywano si�, mitr�ono po naszemu na wszelki spos�b, a�
wreszcie wszystko by�o sko�czone, za�atwione i pierwsza msza odby� si� mia�a w
dzie� Bo�ego Narodzenia. Kiedym wesz�a, korytarz by� ju� pe�ny. Dwa okienka,
znajduj�ce si� na dw�ch jego przeciwleg�ych kra�cach, o�wietla�y z jednej strony
zbit� mas� pogolonych g��w m�skich i wi�ziennych siermi�g, z drugiej zast�p
kl�cz�cych kobiet.
Z boku umieszczono melodykon, na kt�rym, zast�puj�c organist�, gra� sam
,,wielmo�ny", a przed o�tarzem sta� trz�s�cy si�, zgarbiony ksi�dz siwy, kt�ry
g�ow� chwia� tak, �e mu s�owa na zapadni�tych ustach rwa�y si� i gin�y w
recitativach �a�osnych, bardziej do j�k�w podobnych ni�eli do �piewu.
Tu� zaraz na prawo, z niezm�con� w twarzy pogod�, kl�cza�a na czele kobiet
Helena War., kt�ra si� w ci�gu dni kilku wyuczy�a ministrantury i dono�nym,
czystym �piewem podtrzymywa�a, owszem, zag�usza�a niemal g�os jakiego� wyrostka
do mszy s�u��cego, a nawet ten ochryp�y dzwonek, kt�ry mu w r�ku ko�ata�.
Wszyscy byli dziwnie wzruszeni. Na wielu apatycznych twarzach zna� by�o jaki�
niepok�j; wiele kobiet przylgn�o piersiami i obliczem do ziemi, za�amane r�ce
trzymaj�c przed sob� na pod�odze; inne, wpatrzone w obraz, zdawa�y si� by� pod
wp�ywem niespodziewanego uroku. Nie brak�o i takich wprawdzie, kt�re kl�cz�c
zrazu, posiada�y potem na pi�tach i albo o mur oparte drzema�y, albo te�
bezmy�lnie wodzi�y doko�a oczyma; og� wszak�e, a i o m�czyznach tu m�wi�, by�
poruszony, niespokojny, wstrz��ni�ty. Po takiej to mszy, w�r�d tego tragicznego
t�umu zabrzmia�a nagle z kilku setek piersi stara, wszystkim znana kol�da: "B�g
si� rodzi, moc truchleje..." Zdawa�o si�, i� pie�� przelewa si� wierzchem przez
te wszystkie serca. �piew grzmia� jak wo�anie otch�ani, niepowstrzymany,
nami�tny, wysilony bole�nie...
Ale przy trzeciej ju� strofie zacz�o g�os�w ubywa�, potem si� tu, to tam
odezwa�o st�umione �kanie, a� wreszcie buchn�� taki p�acz, taki j�k, �e sam
"wielmo�ny" takt zgubi� w przygrywce, jakby mu r�ce zadr�a�y, a stary, siwy
ksi�dz, co przed o�tarzem kl�cza�, podni�s� w g�r� trz�s�ce si� d�onie, a g�ow�
schyli� nisko, jakby mia� objawienie tej niezagas�ej mimo wszystko iskry
cz�owiecze�stwa, kt�ra pod tymi guniami wi�ziennymi tli przysypana popio�em
d�ugoletniej poniewierki, a rozdmuchni�ta nagle powiewem uczucia wybucha
niepowstrzymanie.
Odt�d niedziele by�y mniej pos�pnymi w Serbii. M�odsze z uwi�zionych jedna przez
drug� wyuczy�y si� r�nych pie�ni; po mszy bywa�a nauka, niekiedy bardzo
niedo��nie, przyzna� trzeba, wypowiedziana; melodykon tak�e stanowi� pewne
urozmaicenie; a wszystko to dawa�o na reszt� dnia przedmiot rozmowy cho�
cokolwiek spokojniejszej, koj�cej te rozdra�nione umys�y wzgl�dn� pogod�.
Uwi�zione nazywa�y zwykle towarzyszk� moj� "pani hrabina", co w ich przekonaniu
i najwy�szym zaszczytem by�o, i najlepiej malowa� mia�o ich uczucie wdzi�czno�ci
dla osoby, kt�ra by�a prawdziwie ich opieku�czym anio�em.
O mnie za�, kt�ra im tyle dobrego zrobi� nie mog�am, m�wi�y po prostu "nasza
pani" i lgn�y do mnie do�� �atwo.
Nie wszystkie jednak. Od dawna ju� uwa�a�am, �e jedna z aresztantek, niem�oda, z
wiejska ubieraj�ca si� kobieta, trzyma si� zawsze w pewnym oddaleniu, stoj�c lub
siedz�c skulona pod piecem. Widzia�am wszak�e, i� od czasu do czasu zwraca g�ow�
i s�ucha, co m�wi� z innymi.
By�a to Szymczakowa, znana z procesu o liczne dzieciob�jstwa, wsp�lniczka
Szyfersowej, kt�ra wcze�niej jako� umia�a si� uwolni� z wi�zienia. Ca�y oddzia�
mia� Szymczakow� w pogardzie; a inspektor nie wiedzia�, gdzie i jak j�
pomie�ci�, bo �adna z aresztantek przy jej tapczanie siennika swego po�o�y� nie
chcia�a. Utrzymywa�y, �e po nocach nie sypia, �e st�ka, zrywa si�, �e przez sen
gada. Powoli te� ona sama usun�a si� od wszystkich, a zaci�gn�wszy tapczan sw�j
pod piec, trawi�a w tym k�cie dni ca�e, siedz�c skulona i �ataj�c wory.
By�a to ohydna baba. T�ga, barczysta, do�� s�uszna, twarz mia�a ospowat� jakby,
z kt�rej dawna czerwono�� przesz�a w jaki� ��toceglasty, brudny odcie�; ko�ci
twarzy tej by�y nadmiernie wystaj�ce, szcz�ki ogromne. Pod niskim, zachmurzonym
czo�em oczy ma�e, ponure, czasem jakby martwe, to zn�w lataj�ce, niespokojne,
przestraszone jakie�. By�a to jedyna z aresztantek, kt�ra przez ten rok ca�y nie
przem�wi�a do mnie ani s�owa.
Ja te� nie szuka�am zbli�enia. Powiem nawet, �e czu�am do niej jaki� wstr�t,
jak�� odraz�. A nie tylko ja. Towarzyszka moja, pomimo wielkiej swojej s�odyczy
i dobroci, tak�e nie zbli�a�a si� do Szymczakowej nigdy, odpychana jakby obaw�
jak��. Tak up�yn�o par� miesi�cy.
P�ki jeszcze wi�ziennego o�tarza nie by�o, niedzielne ranki przechodzi�y zwykle
w ten spos�b, �e opowiada�am aresztantkom co� stosownego dla nich albo z
Ewangelii, albo z dawnych dziej�w, a ju� z tego wywi�zywa�y si� potem d�ugie
rozmowy, w kt�rych i starsze, i m�odsze ch�tny bra�y udzia�, siedz�c oko�o mnie
na �awach, na pod�odze, skupione, cisn�ce si�, zadumane nieraz. Uwa�a�am, �e
najch�tniej m�wi� o dzieci�stwie swoim i o m�odych latach. Zdawa�oby si�, �e te
sponiewierane istoty mimo woli wracaj� my�l� do chwil, w kt�rych jeszcze
wyst�pnymi nie by�y. M�wi�am tedy z nimi o ich rodzinie, o rodzinnym miejscu,
przypomina�am im wie�, las, pole, �niwa, szk�k�. Nieraz te� s�ucha�am
opowiada�, kt�re si� zaczyna�y od k�amstw i wykr�t�w, a ko�czy�y nierzadko we
�zach i w prostocie s�owa.
Wi�ksza cz�� aresztantek lubi m�wi� du�o i m�wi wcale g�adko; niekt�re z nich
okazuj� wielk� ch�tk� do ksi��ki i wszelkich opowie�ci s�uchaj� chciwie.
Dopytuj� si� te� gorliwie bardzo o to, co si� dzieje "na �wiecie", a nawet
politykuj�. Co prawda, polityka ta obraca si� zwykle w sferze przewidywa�
nadzwyczajnych jakich� wydarze� i p�yn�cych z nich manifest�w, kt�re by skr�ci�y
termin ich kary.
Jest zwykle "w kamerze" jedna lub dwie polityczni takie, kt�re kombinuj� wypadki
europejskie w spos�b najpocieszniejszy, podczas kiedy inne s�uchaj� ich z
otwartymi z podziwu ustami, a wszystkie te kombinacje zawsze wypadaj� w ten
spos�b, �e czy tak, czy owak, manifest musi przyj�� i wyroki zmniejszone b�d�.
Zdarzy�o si� raz, �e przynios�am z sob� Zachwycenie Lenartowicza i czyta�am
g�o�no. Zesz�a si� kobiet pe�na izba i s�ucha�y z wielkim zaj�ciem, kt�re si�
objawia�o g�o�nymi westchnieniami. A� kiedy przysz�o miejsce o owych nie
chrzczonych dzieci�tkach, kt�re si� po otch�aniach tu�aj�, nie mog�c zazna�
spokoju, ruszy�a si� ku og�lnemu zdziwieniu Szymczakowa spod pieca i ci�kim
krokiem, jakby j� kto po niewoli ci�gn��, przysz�a usi��� tu� przy moich nogach.
Pad�a raczej ni� usiad�a i wielk� swoj� g�ow�, zwi�zan� w czerwon� chustk�,
po�o�y�a mi na kolanach.
Musz� wyzna�, �e wzdrygn�am si� mimo woli. G�os mi si� targn��, gor�co uderzy�o
do twarzy. Przemog�am si� przecie� i, nie przerywaj�c czytania, po�o�y�am r�k�
na tej wielkiej, ci�kiej g�owie. Wkr�tce uczu�am, jak si� ten kolos, oparty o
mnie, zacz�� spazmatycznie wstrz�sa�, a kiedy po kwadransie jakim� czytanie si�
sko�czy�o, podnios�a si� Szymczakowa ci�ko, siekn�a tak, jakby wielki ci�ar
d�wiga�a, i powlok�a si� pod piec na zwyk�e miejsce swoje. A ja wtedy
zobaczy�am, �e mam sukni� od �ez jej mokr�.
Odt�d cz�sto tak przychodzi�a si��� na pod�odze przy mnie, i ja te� nieraz
jeszcze k�ad�am r�k� na tej potwornej g�owie, i nieraz czu�am, jak si� te
szerokie piersi wstrz�saj� u moich kolan jakim� wewn�trznym p�aczem, ale ani ja,
ani ona nie przem�wi�y�my nigdy do siebie.
Najm�odszymi z uwi�zionych by�y w�wczas: Leosia, szesnastoletnia mo�e
dziewczyna, kt�ra wszak�e przesz�a ju� ca�� szko�� ulicznego zepsucia, tudzie�
Ma�ka, maj�ca mo�e lat ze czterna�cie, kt�ra od rodzic�w uczciwych, pracy
rzemie�lniczej oddanych, uciek�a, aby kra��, jak ptak ucieka, aby lata�. Weso�a,
sprytna, �miej�ca si� szarymi oczyma i zielonkaw�, chud� bardzo twarz�, od
szajki do szajki z�odziejskiej w�drowa�a tak, jak od terminu do terminu. Dla
jednych krad�a pieni�dze, dla drugich odciska�a zamki, co kto chcia�. Kochanka
te� mia�a ju�, niewiele starszego od siebie. We dwoje biegali kra�� tak, jak
inne dzieci w ich wieku biegaj� goni� motyle. W �adnej z najzatwardzialszych
z�odziejek nie widzia�am tyle czelno�ci, ile w tej zgubionej Ma�ce. Graniczy�o
to niemal z niewinno�ci�, takie by�o jakie� dziwnie naturalne, przyrodzone
jakby. Co si� z ni� sta�o - nie wiem, ale jest mi smutno, ile razy o niej my�l�.
W ostatniej "kamerze" siedzia�y tak zwane "pierzarki". By�y to stare baby,
zaj�te specjalnie darciem pierza i k��c�ce si� z sob� od rana do nocy. G��wn�
ich s�abo�ci� by�o to, i� og�lnie chcia�y uchodzi� za bardzo szanowne osoby. Ani
jedna nie siedzia�a tam z w�asnej winy. Bro� Bo�e! Wszystkie by�y czyste jak
szk�o. Tylko - ot, takie to ju� nieszcz�cie, �e cz�owiek zawsze ,,popa��" w co�
musi. Skutkiem tego w�a�nie ustawicznego dowodzenia swojej niewinno�ci, zrobi�y
si� baby owe tak dra�liwe, �e za najmniejszym gryz�cym s��wkiem, jakiego sobie
przecie� od czasu do czasu odm�wi� nie mog�y, robi�o si� u pierzarek istne
piek�o. Stra�nicy te�, a nawet sam ,,wielmo�ny", mieli z nimi niema�o roboty i
wszyscy, przyzna� to trzeba, bab tych nie cierpieli.
By�a tam pomi�dzy nimi jedna - nazwiska jej przypomnie� ju� sobie nie mog� -
kt�ra mia�a r�� w nodze, odnawiaj�c� si� ci�gle, i kt�ra, z ma�ymi przerwami,
siedzia�a w wi�zieniu od lat bardzo dawnych. Kiedy j� wypuszczano po raz
ostatni, obejrza�a si� na prawo, obejrza�a si� na lewo, a potem prosto posz�a do
�wi�tokrzyskiego ko�cio�a i �ci�gn�a obrus z o�tarza.
- Nie z biedy, prosz� pani! Niech mnie tak B�g da zdrowie, jak mia�am jeszcze
ca�e cztery z�ote w kieszeni!
- I c� wam z tego przysz�o? - pyta�am baby.
- A ot co? - baba na to. - Musieli mnie wzi��. A co ja inszego b�d� na �wiecie
robi�a? Ni ja m�a, ni ja dziecka, cz�owiek sam jeden, jak ten palec... A to ju�
dwadzie�cia siedm lat tu siedz�. I cz�owiek przywyk�, i cz�owieka znaj�, i k�t
ma sw�j, i poszanowanie...
O ma�o �em si� nie roze�mia�a, s�ysz�c o tym "poszanowaniu".
Straw� dostaj� aresztantki sporz�dzon� do�� czysto i wzgl�dnie wystarczaj�c�.
Groch, kasza, kapusta - na przemian, w po�udnie; dwa funty chleba dziennie, rano
jaka� zupa, te� z kasz�, s�owem, mog� nie by� g�odne.
Trzy razy na tydzie� dostaj� w krupniku tak zwane "sztuczki". Sztuczki owe s�
niewielkie, a nawet do�� ma�e kawa�ki mi�sa, przy kt�rych rozdawaniu ka�dej z
aresztantek zdaje si�, �e druga dostaje wi�kszy. Powstaj� st�d spory i zatargi
niesko�czone. Ju� to w og�le przy jedzeniu panuj� tam harmider niezno�ny.
Obiad przynosz� w cebrzyku, kt�ry ustawia si� w korytarzu przede drzwiami;
stra�nik pilnuje porz�dku, aresztantki podaj� jedna przez drug� swoje cynowe
miseczki, a dwie uprzywilejowane nalewaj� warz�chwiami straw�. Pami�tam, raz
przyniesiono kasz� ze skwarkami z sad�a. A� tu gwa�t. Najpierw krzyk, k��tnia,
odgr�ki, a potem patrz�, pi��dziesi�cioletnia mo�e baba p�acze jak ma�e
dziecko, chlipi�c, zanosz�c si� i kln�c w przerwach na czym �wiat stoi. Posz�o
jej o skwarki, na kt�rych jakoby pokrzywdzon� by�a.
Wtedy Helena War.. do k��tni tym razem nie nale��ca, zbiera z wynios�ym gestem
sad�o z w�asnej kaszy, rzuca je �y�k� na misk� p�acz�cej, reszt� za� swego
obiadu, z pe�nym wzgardy rozmachem, wylewa z miski pod piec. Po czym wszystkie
�y�ki zatrzymuj� si� w po�owie drogi do ust, wszystkie oczy patrz� na ni� z
uwielbieniem, a Helena staje si� bohaterk� chwili.
III
Dzie� w wi�zieniu wcze�nie si� zaczyna. Kiedy stra�nik o czwartej z rana izby w
Serbii otworzy�, aresztantki powinny by�y by� pomyte, poczesane i odziane. Wtedy
wypuszczano je do ogr�dka. "Pod numerem", jak si� tu m�wi, zostawa�a tylko
"porz�dkowa". Porz�dkowa jest jakby prze�o�on� izby, odpowiada za jej �ad i
czysto��. Ona za�cie�a sienniki, ona utrzymuje w porz�dku niezb�dne naczynia,
pos�uguj�c si� pomocnicami wybranymi najcz�ciej z ,,frajerek". Dostaje za to
czterdzie�ci groszy tygodniowo z kancelarii, a od ka�dej aresztantki "spod
numeru" dwa grosze tygodniowo.
Porz�dkowa bywa zwykle dobierana z do�wiadczonych starszych kobiet, co to si� i
ze stra�nikiem wyk��ci� umiej� i w izbie rygor utrzyma� potrafi�.
Maj�c grosz cz�sty, mleko sobie kupuje na �niadanie albo przyrz�dza kaw�: w
post�powaniu swoim bywa przyzwoita, a pewne powa�anie otacza j� widocznie.
Wr�ciwszy z ogr�dka, aresztantki zabieraj� si� do roboty. Zr�czniejsze szyj�,
dziergaj�, robi� po�czoch�, chustki szyde�kowe; wi�kszo�� wyplata krzes�a.
Wy�wiczone aresztantki ucz� mniej zdolne. Majstrowa z fabryki odbiera co tydzie�
robot�, pr�buj�c przy tym d�wi�ku palcem. Dobrze wyplecione krzes�o "ma dzwon",
nie doci�gni�te daje ton g�uchy, a robotnica odbiera nagan�. Robotnica, kt�ra z
funta trzciny wyrabia sze�� krzese�, dostaje od ka�dego krzes�a dziesi�� groszy.
Ta, kt�ra sze�ciu wyple�� nie mo�e, dostaje dwa i p� grosza. .0 tych jest
podejrzenie, �e marnuj� trzcin�. Wiele tu zale�y od zr�czno�ci, ale nie mniej od
gatunku trzciny. Dobre robotnice wyplataj� po pi�tna�cie, dwana�cie krzese�
dziennie; �rednie po o�m do dziesi�ciu, najgorsze ko�cz� na sze�ciu, a nawet na
czterech.
Najzr�czniejsz� za owych czas�w by�a Pekinowa, �yd�wka. Wyplata�a ona po
o�mna�cie krzese� dziennie.
Niekt�re stare baby wcale si� wyplatania nauczy� nie mog� i op�akuj� rzewnymi
�zami ka�de poci�gni�cie trzciny, kt�ra im si� w grubych r�kach rwie, skr�ca i
jest przedmiotem srogich przekle�stw. Takie, kt�re nawet czterech krzese�
wyple�� nie mog� dziennie, id� do �atania wor�w, siennik�w i do darcia pierza.
Pierzarki dostaj� dziesi�� groszy od funta zdartego pierza. Zarobek ich jest
n�dzny, jakkolwiek wiele z nich nabywa nies�ychanej wprawy i porusza palcami z
szybko�ci� maszyny.
Zarobek tygodniowy aresztantki rozdziela si� na dwie po�owy. Jedna idzie "na
wydzia�", druga "do ksi��ki". Po�owa zarobku, wpisana do ksi��ki, stanowi
fundusz zak�adowy, kt�ry aresztantka odbiera wychodz�c z wi�zienia. Za pieni�dze
id�ce "na wydzia�" mo�e aresztantka dosta� czego zechce: myd�o, nici, ig�y,
kaw�, herbat�, mas�o, w�dlin�, chleb bia�y, tabak�, a nawet w�dk�.
Tylko �e w�dka zostaje w kancelarii, aresztantka za� nie dostaje jej na raz
wi�cej, jak jeden kieliszek. Za godzin� mo�e znowu przyj�� i wypi� kieliszek
drugi; ale ani dw�ch naraz, ani flaszki "pod numer" nie dostanie. Mo�e tak�e
aresztantka przyprowadzi� z sob� do kancelarii na w�dk� te, kt�re chce
pocz�stowa�, i ka�da z zaproszonych wypija tylko po kieliszku. Naturalnie, �e
zapasy pochodz�ce z wydzia�u nie s� nigdy "pod numerem" zupe�nie pewne; a
k��tnie o zjedzone mas�o, rozsypan� tabak�, zaginion� kie�bas�, zabran� ig�� -
s� na porz�dku dziennym.
Oko�o �smej przynosz� aresztantkom �niadanie i rozdaj� chleb; w po�udnie obiad,
po obiedzie przechadzka w ogr�dku, z czego w ch�odniejszej porze korzystaj� te
tylko, kt�re maj� ciep�e chustki, a potem ju� robota do nocy. W dni zimowe
zapala si� o zmierzchu lampa wisz�ca nad warsztatowym sto�em; wi�ksze izby maj�
po dwie takie lampy. Pilniejsze robotnice pracuj� zwykle do�� d�ugo z w�asnej
ochoty; je�li robota jest nagl�ca, wszystkie pracuj� d�u�ej. Nareszcie k�ad� si�
spa�. W nocy stra�nik po dwakro� izby otwiera. Pierwszy raz o dwunastej dla
wpuszczenia �wie�ego powietrza; drugi raz oko�o drugiej, kiedy idzie liczy�
�pi�ce pod numerem aresztantki.
Niedziela tym si� od dni powszednich wyr�nia pod wzgl�dem administracyjnym w
Serbii, �e z rana otwieraj�cy drzwi stra�nik przynosi pod numery czyste koszule,
a wracaj�c t� sam� drog�, zabiera brudne, przy drzwiach porzucone.
Pranie odbywa si� w wielkiej kuchni, gdzie na ogromnych trzonach gotuje si�
strawa w kot�ach osobnych dla chrze�cijan, osobnych dla �yd�w, pod odpowiednim
ka�demu z tych wyzna� nadzorem. Zapuszczenie tak zwanej "trefnej" warz�chwi w
kocio� �ydowski karane jest ciemn�.
W drugim ko�cu tej kuchni stoj� balie, a przy nich - pracze. M�czy�ni bowiem
pior� tu wszystk� bielizn�, i swoj�, i kobiet, a do roboty tej wybierani s�
zwykle spomi�dzy aresztant�w przybysze ze wsi. Zwyczaj ten datuje si� tu od
bardzo dawna, a powsta� zapewne z potrzeby unikni�cia okazji wsp�lnego
przebywania kobiet i m�czyzn w kuchni.
Pranie to pozostawia bardzo wiele do �yczenia. Koszula wychodz�ca z r�k pracza
jest zaledwie przebielona, przetarta z grubszego. Reszta si� przymaglowywa, i
dobrze. Nie wszystkie jednak aresztantki chc� nosi� takie wsp�lne ca�emu
oddzia�owi, a nie doprane koszule. Ot� te wykwintnisie dostaj� z kancelarii po
dwie nowe skarbowe koszule i same je sobie pod numerem pior�.
R�ne metody prania zalecane bywaj� gospodyniom naszym, ale ta, kt�ra si�
praktykuje w Serbii, jest ca�kiem oryginalna. Do cebrzyka, w kt�rym si�
aresztantki umywaj�, a kt�ry utrzymywany jest bardzo czysto przez "porz�dkow�",
k�ad� si� koszule przeznaczone do prania i nalewaj� wod�. Pior�ca wyciera mokr�
szmat� kawa�ek pod�ogi, ustawia cebrzyk, kl�ka przed nim, i wykr�ciwszy lekko
ka�d� sztuk�, rozk�adaj� przed sob� na pod�odze, mydli i zwija. Potem kolejno
pierze je, a raczej �ciera, zawsze na pod�odze, kt�r� to manipulacj�
powt�rzywszy raz jeszcze, p�ucze w cebrzyku, wykr�ca, suszy i na maglownicy
magluje. Przy ca�ym praniu takim na kl�czkach odbytym, ani pod�ogi nie zaleje,
ani �cian nie zachlasta, ani nawet fartucha bardzo nie zamacza.
Prania podejmuje si� zwykle porz�dkowa za op�at� dwu groszy od koszuli, do czego
daje w�asne swoje myd�o.
Jak widzimy, jest to spos�b najpierwotniejszy i pozosta�by zapewne takim, gdyby
nie - mi�o��. Mi�o�� wszak�e, kt�ra w Serbii jest matk� wynalazk�w, wprowadzi�a
pewne ulepszenia i w praniu tak�e. Aresztantka dba�a o elegancj� mi�ego, nie
poprzestaje na wypraniu na pod�odze jego koszuli, kt�r� jakim sposobem dostaje
"pod numer", jest dla mnie tajemnic�. Ona koszul� t� krochmali i prasuje tak�e;
ale do tego trzeba ju� zbiegu szcz�liwych konstelacji. Trzeba mianowicie, �eby
dnia tego wypada�y kartofle z barszczem. Kiedy ta po��dana okoliczno�� zejdzie
si� z praniem, pior�ca wyjmuje z miski kartofel, op�ukuje go czysto i
rozpostar�szy pi�knie gors koszuli, naciera go kartoflem raz ko�o razu,
strzepuje potem, suszy i magluje. Po wymaglowaniu rozk�ada koszul� raz jeszcze,
a wzi�wszy czysto wymyt� drewnian� �y�k� do r�ki prasuje ni� gors, naciskaj�c
palcem wg��bienie tak, i� po niejakim czasie �y�ka staje si� gor�ca, jak
rozpalone �elazo, a koszula wyprasowana w ten spos�b, je�li tylko czysto dopran�
by�a, wygl�da jakby wysz�a spod r�ki specjalistki z jakiej� chemicznej pralni.
W sobot� �a�nia. Do �a�ni aresztantki nie ucz�szczaj� zbyt ch�tnie. Z niech�ci
tej zrodzi� si� nawet przepis, �e kto nie by� w �a�ni, ten je�� nie dostaje.
Pomimo to wszystko, och�d�stwo w Serbii pozostawia�o w�wczas du�o do �yczenia.
Chore aresztantki mieszcz� si� "na g�rze", w szpitalu kobiecego oddzia�u,
z�o�onym z trzech izb, z kt�rych ka�da zaopatrzona jest w sze�� ��ek i dwie.
trzy ko�yski. Aresztantk�, kt�ra "pod numerem" zas�abnie, prowadz� lub przenosz�
natychmiast, cho�by w nocy, na g�r�, gdzie zaraz ma sobie udzielon� odpowiedni�
pomoc, je�li jej po�o�enie tego wymaga, a z rana przychodzi lekarz wi�zienny.
Chore dostaj� z rana kwaterk� mleka i bu�k�; na obiad ros� z ry�em lub klejek z
j�czmiennej kaszy i kawa�ek ciel�ciny, wieczorem herbat�. Na dzieci chore taka�
sama porcja wydzielana bywa. Zdarza si�, i� s�u��ca za mamk� kobieta, kt�rej
dziecko przy obj�ciu obowi�zku umieszczonym zosta�o u Dzieci�tka Jezus, dostaje
si� do wi�zienia na d�u�szy wyrok, to jest na rok, na dwa lata. Wolno jej
w�wczas za��da� oddania swego dziecka, kt�re jej do wi�zienia przynosz�, a ona
karmi je i odchowuje sama. Na dziecko, cho�by to niczego wi�cej nad pier� matki
nie potrzebowa�o, daj� kobiecie karmi�cej kwaterk� mleka i p�l funta bia�ego
chleba .dziennie, a opr�cz tego drug� porcj� zwyk�ej dziennej strawy, za kt�r�,
je�li jej nie zu�ywa, dostaje dwa grosze. Do dw�ch lat wieku tylko dzieci
oddawane s� uwi�zionej matce, starszych zabiera� z sob� ani trzyma� przy sobie
"pod numerem" nie wolno. Wyradza to czasem dziwne sytuacje. W ratuszu znajdowa�a
si� raz dziewczynka siedmioletnia mo�e, z kt�r� nie wiedziano po prostu co
zrobi�- Ojciec gdzie� wyw�drowa�, czy zgol� znany nie by�, matk� wzi�to do
wi�zienia, a dziecko do ratusza.
Kiedym posz�a dowiedzie� si� o jej losie, przechadza�a si� w najlepszym humorze
pomi�dzy zbieranin� uliczn� najgorszego gatunku, s�u��c im za cel dowcip�w i
koncept�w r�nych. Pierwsz� my�l� moj�, pierwszym poruszeniem by�o wzi�� za r�k�
to dziecko i wyprowadzi� je. Ale tego zrobi� nie mo�na. Nie ma na to przepisu.
- Gdzie�e� ty spa�a? - pytam ma�ej.
- A ot tu, na ziemi - odpowiada otwieraj�c szeroko oczy, zadziwiona tym, i� kto�
w tak prostej rzeczy ma w�tpliwo�ci jakie i przypuszcza, �e gdzie indziej
jeszcze ni� na ziemi - spa� mo�na, l zaraz zacz�a mi opowiada�, �e jej czego�
da� nie chcieli. "Ale narobi�am im takiego gwa�tu..."
�miertelno�� by�a pod�wczas w Serbii do�� znaczna, lubo nie tak wielka, jak w
arsenale, gdzie tyfus przylgn�� niemal do mur�w i zabiera� liczne ofiary.
Tote� te z kobiet, kt�re dosta�y d�ugie wyroki, przenoszone bywa�y do Serbii, a
odsiaduj�ce kr�tk�, kilkomiesi�czn� kar�, pomieszczano w arsenale.
Najni�szym stopniem kary jest odsiedzenie samego wyroku, po czym aresztowana
wypuszczona jest na wolno�� bezwzgl�dn�. Drugim stopniem - odsiedzenie wyroku i
,,pobyt". Trzecim i najwy�szym: zes�anie.
Kategoria druga jest stosowana najobszerniej i poci�ga za sob� skutki
najfatalniejsze. Do niej to jest przywi�zany tak zwany "pobyt", kt�rego istot�
jest prawo orzekaj�ce, i� wypuszczonemu z�odziejowi nie wolno przebywa� ani w
samej Warszawie, ani w miejscowo�ci bli�szej nad wiorst czterdzie�ci w jej
promieniu.
Je�eli sprawowanie si� aresztantki nale��cej do tej kategorii jest bez zarzutu,
w�wczas dostaje przy wyj�ciu z wi�zienia tak zwany "rozpis", z kt�rym idzie
sama, bez stra�nika, na miejsce pobytu i tam melduje si� w kancelarii, gdzie z
niej spisuj� protok� i pozostawiaj� w�asnemu przemys�owi.
Je�li na taki dow�d zaufania zas�u�y� sobie w wi�zieniu nie umia�a, w�wczas
prowadzi j� stra�nik etapem, zdaj�c w�adzy od gminy do gminy, po czym tak samo
j� "opisuj�" w kancelarii i puszczaj� wolno, aby sobie poszuka�a roboty. Je�li
to lato. rzecz nie jest lak trudna. Mieszczanie maj� zwykle ogrody, pola, przy
kt�rych roboty nie brak; dwie zatem zdrowe r�ce zawsze tu s� po��dane i mog�
zapracowa� dziennie na �y�k� strawy, a noc kr�tk� przep�dza si� w bru�dzie, pod
p�otem, na polu. Lecz zim� - rzecz inna. Zim� roboty przenosz� si� pod dach i
ograniczaj� do domowych zaj��: s� one wprawdzie cz�sto tego rodzaju, �e pomoc
owych zdrowych r�k przyda�aby si� i przy nich, ale kto do domu zechce wzi��
z�odziejk�, kt�r� stra�nik przyprowadzi� "w pobyt", kt�r� "opisano" w
kancelarii? Naturalnie nikt.
"Pobytowa" wie o tym dobrze i dlatego korzysta z pierwszej sposobno�ci, aby
uciec na powr�t do Warszawy, gdzie z biedy chwyta si� z�odziejstwa, gdy� jawnej,
legalnie wykonywanej roboty nigdzie nie dostanie.
IV
Temu, kto bli�ej pozna� Serbi�, jej tradycje, jej charakterystyk�, wewn�trzne
urz�dzenia, obyczaj i wzgl�dn�, troch� republika�sk� swobod�, wi�zienie
istniej�ce przy ulicy Z�otej wyda si� z konieczno�ci bezbarwnym, ma�o
zajmuj�cym, powiem nawet - banalnym nieco.
Tam by� �wiat ca�y sam w sobie, dziwny, oryginalny, zaciekawiaj�cy w najwy�szym
stopniu; tu dom karny, biuro, zamkni�cie na ludzi i rzeczy.
Tam praktykowa� si� ca�y system indywidualnego sprytu z jednej strony a
r�norodnej pob�a�liwo�ci z drugiej; tu karno�� wykonywa si� ch�odna,
jednostajna, powa�na, raz na zawsze do wszystkich jednakowo zastosowana. Tam
widnia� wsz�dzie - w z�ym i w dobrym - cz�owiek, tu widnieje - prawo.
Sam ju� gmach nie ma w architekturze swojej nic wi�ziennego. Jest to wielka, na
kra�cu prawie ulicy wzniesiona kamienica, tym si� chyba r�ni�ca od innych, �e
stoi przed ni� budka, a �o�nierz z karabinem odbywa przed jej frontem
niesko�czon� w�dr�wk�.
Gmach nie posiada �adnego specjalnego nazwania, co samo ju� dowodzi, �e mu i
wewn�trz, i zewn�trz brak tej wybitnej charakterystyki, kt�ra stwarza imi� w
jednej chwili - i na zawsze. Jest to ,,Oddzia� kobiecy wi�zienia karnego przy
ulicy Z�otej", a urz�dowy stempel tego tytu�u silnie odciska si� tu na wszystkim
i wszystkich. Drzwi g��wne otwieraj� si� cicho, przyzwoicie, jak ka�da
przeci�tna brama, bez tych zgrzyt�w i pisk�w, z jakimi podnosi�y si� i zapada�y
rygle i zamki w Serbii; od�wierny troch� szablonowy, m�g�by by� r�wnie dobrze
wo�nym w jakiej� finansowej instytucji. Jak�e mu daleko do starego Jakuba z
Serbii, kt�ry nosi� niebiesk�, bawe�nian� chustk� na szyi, ca�y by� osypany
tabak�, mru�y� oczy i u�miecha� si�, drepcz�c z wyci�gni�tym przed siebie
wielkim kluczem, wi�zienie uwa�a� za najrozkoszniejsze miejsce pobytu, a siebie
za kogo� bardzo zbli�onego do �wi�tego Piotra w tym raju!
Z bramy wida� podw�rze obszerne, obudowane doko�a oficynami, na prawo wej�cie do
kancelarii. Schody i korytarze woskowane i zas�ane suknem, powietrza du�o, i to
dobrego powietrza.
Kancelaria obszerna, jasna, niezmiernie prosta, uboga niemal, opatrzona tylko w
najniezb�dniejsze sprz�ty; �ciany puryta�sko bia�e i nagie. Jedyn� ozdob� tego
przybytku jest wielka uprzejmo�� p. nadzorcy i jego twarz pe�na s�odyczy i
ludzko�ci. Zaledwie zd��y�am usi��� na jednym z trzech krzese�, stanowi�cych
wraz ze sto�em ca�e umeblowanie kancelarii owej, kiedy si� drzwi otwar�y i
wesz�a m�oda panna, brz�kaj�c ci�kimi kluczami. Jest to stra�nik wi�zie�
pierwszego pi�tra. Zawsze ja marzy�am o takim kobiecym dozorze nad uwi�zionymi
kobietami; a jednak - mam�e wyzna� - dozna�am, zobaczywszy ow� pann�, pewnego
rozczarowania. Jak to, wi�c ju� ci� tu nie spotkam, ty wyprostowany, surowy na
poz�r argusie, kt�ry� w swojej filozoficznej wy�szo�ci uwa�a� wi�zienie za
mena�eri�, a siebie za poskromiciela dzikich zwierz�t? Wi�c ju� ci� tu nie
zobacz�, Katonie "od numer�w", kt�rego niez�omnie g�adki, nie maj�cy ani jednego
lekkomy�lnego zagi�cia mundur pokrywa� jednak pier� przyst�pn� wielu bardzo
ludzkim uczuciom...
Ale ju�e�my weszli na schody i tu nas opu�ci�a jasno�� niebieska, a przed nami
rozci�ga� si� korytarz zupe�nie ciemny. Korytarz ten, niezmiernie w�ski i d�ugi,
ma z lewej i z prawej strony szereg przeciwleg�ych sobie drzwi, w kt�re wpierw
nosem tr�ci� musisz, nim je zobaczysz, a kt�re, gdy si� otworz�, sprawiaj�
gwa�towny, gro��cy parali�em przeci�g.
Poza tym wszystko tu jest w porz�dku. Izby jasne, okna ca�y dzie� otwarte,
czyste bielone �ciany, kt�rym biegn�ce doko�a lamperie czarne nadaj� co�
�a�obnego, pod�oga l�ni�ca, jakby poci�gni�ta woskiem. W�a�ciwie przecie� jest
ona tylko wypolerowana denkami od butelek i skorupami st�uczonych szklanek,
kt�r� to manipulacj� wykonywaj� aresztantki z wielk� zr�czno�ci� i wpraw�. W
ka�dej izbie mie�ci si� kilkana�cie tapczan�w. S� to ��ka �elazne, w�skie, na
dzie� sk�adane do po�owy i zast�puj�ce w�wczas miejsce �awy dla zaj�tych pod
numerem kobiet. ��ko takie naci�gni�te jest silnie grub�, p��cienn� p�acht�, na
ni� idzie stary, z wybrakowanych ko�der pochodz�cy, kawa� dery, we dwoje
z�o�ony, pod g�ow� w�ska poduszka, na�o�ona gar�ci� s�omy, na to za� wszystko
gruby woj�ok, s�u��cy do okrywania si�.
Wszystkie kobiety zostaj�ce "pod numerem" przez dzie� ca�y szyj� wi�zienn�
bielizn� i garderob�. S� to po wi�kszej cz�ci do�� stare ju� baby, kt�re innej,
delikatniejszej roboty nauczy� si� nie mog�; najstarsze i najniedo��niejsze
prz�d�.
O szyciu tym wiele by si� powiedzie� da�o, i niejedna z was, czytelniczki, nie
widzia�a przez ca�e �ycie takich obr�bk�w i stebn�wek, jakie si� tu praktykuj� w
najlepszej wierze. Trzyma si� to jednak kupy, jak to m�wi�, a kilkana�cie
robotnic, na jakie sto mo�e, szyje wcale nie�le.
Dziwi� si� nie ma czego. Palce grube, przy z�odziejskim procederze od ig�y
odwyk�e, cz�sto od d�ugoletniego pija�stwa dr��ce, zginaj� si� sztywno jak
ko�ki; i to, co robi�, do�� na nie.
Pilna szwaczka oddaje w ci�gu dw�ch dni pi�� koszul, czasem nawet wyka�cza trzy
dziennie; inne szyj� po dwie i mniej jeszcze.
Bielizna i garderoba uszyta pod numerami idzie do magazynu, kt�ry zaopatruje
wszystkie wi�zienia w kraju. Magazyn ten jest to spora o dw�ch oknach sala,
obstawiona szafiastymi p�kami, kt�re, zamiast drzwi, maj� firanki p��cienne, na
p�kach, a� pod sufit, stosy koszul m�skich, kobiecych, r�cznik�w, p�acht,
fartuch�w, kaftan�w i sp�dnic. Sp�dnice i kaftany letnie szyte s� z drelichu w
paski siwe i czarne, kt�ry to drelich, jak r�wnie� i ca�y zapas zu�ywanego tu
p��tna, produkuj� warsztaty arsena�u. Odzie� zimow� stanowi kaftan i sp�dnica z
siwego sukna. Chorzy u�ywaj� z tego� sukna krajanych kapot, podszytych nieco za
stan mi�kkim, lnianym p��tnem. Wiele z przedmiot�w, znajduj�cych si� w magazynie
tym, figurowa�o w Rzymie na kongresie wi�ziennym, i trzeba wyzna�, �e roboty
naszych wi�ziennych warsztat�w i wyroby Osad Rolnych trzyma�y jedno z pierwszych
miejsc na tej wystawie.
Teraz dopiero spotrzeg�am, co tutaj nadaje wszystkim uwi�zionym jak�� wsp�ln�,
pos�pn� cech�. Jest to obowi�zuj�ca wszystkie zar�wno odzie� wi�zienna. W
Serbii, mimo istniej�cych przepis�w, ka�da ubiera�a si�, jak mog�a i chcia�a.
Ostatnie n�dzarki ledwo nosi�y wi�zienne czepce i kabaty. By�y tam grzywki,
pretensje, jedwabne chusteczki, jasne suknie, zalotne kaftaniki i fartuchy.
Recydywistkom gro�ono wprawdzie siwym kubrakiem, ale nikt jako� bardzo �ci�le do
wykonywania tej gro�by si� nie bra�.
W tym pstrym i kolorowym t�umie ujawnia�y si� r�ne indywidualne cechy
uwi�zionych; pr�no��, wzgl�dny dobrobyt, ch�� odznaczenia si�, r�nego rodzaju
pretensje znajdowa�y tu sw�j wyraz. Na Z�otej wi�zienny drelich zatar� wszystkie
te r�nice; kaftan pasiasty wisi jednostajnie na wszystkich grzbietach. P�ytkie
trzewiki obuwaj� wszystkie stopy, a bia�e czepki okrywaj� wszystkie g�owy.
Reforma ta tu w�a�ciwie da�a si� przeprowadzi� najg�adziej; w obr�bie bowiem
wi�zienia nic nie podsyca ��dzy podobania si�, kt�ra by�a w Serbii nader silnym
czynnikiem wielu spraw. Tutaj �adne okno nie otwiera si�, kiedy aresztantki s�
na przechadzce, a nawet klucze od numer�w ma nie stra�nik, ale m�oda panna,
kt�ra b�d� co b�d� bardziej jeszcze nieugi�ta jest od niego.
- A to karcer - rzek� uprzejmie pan nadzorca, kiedy�my si� znale�li w ko�cu
korytarza.
Otworzy� drzwi i ciemno��, w jakiej znajdowali�my si� poprzednio, nagle zg�st�a.
Puszczono dopiero nieco �wiat�a z "numeru" i wtedy zobaczy�am izdebk�, kt�rej
szczup�o�� odgadywa� si� dawa�a po st�ch�ym powietrzu raczej, gdy� �ciany gin�y
w mroku. W g��bi tej izdebki poruszy�o si� co� za naszym wej�ciem. By�a to
aresztantka odsiaduj�ca ciemn�.
Dowiedziawszy si�, �e skazana jest tylko na trzy dni (nie bierzcie prosz� tego
tylko za ironi�), o�mieli�am si� prosi� pana dozorcy o uwolnienie jej. Gdy
wysz�a na pr�g, ja i ona zadziwi�y�my si� g�o�no, by�a to bowiem ta sama
Pud�oska, kt�r� ju� w Serbii odwiedza�am w ciemnej. Sta�a zrazu chwilk�, jakby
uderzona jak�� my�l�, potem spr�bowa�a si� u�miechn��, wreszcie zacz�a p�aka� i
powlok�a si� do swojej roboty. Od czasu, jakem j� pozna�a, nie wychodzi prawie z
wi�zienia, przenosz�c si� kolejno spod "numeru" w "pobyt" i z "pobytu" pod
"numer"
Na tym samym pi�trze jest warsztat klejenia pude�ek. Warsztat ten zatrudnia
przesz�o dwadzie�cia kobiet m�odszych i starszych, a obstalunk�w dostarcza
fabryka zapa�ek Bie�kowskiego. Robota idzie szybko i sk�adnie, a magazyn oboczny
posiada znaczne zapasy ju� zapakowanych i schn�cych dopiero pude�ek. Robotnica
bierze od tysi�ca sztuk czterdzie�ci groszy. Po�owa tego idzie "na wydzia�", a
po�owa do ksi��ki -jak w Serbii.
Na pierwszym pi�trze mie�ci si� pracownia rob�t d�etowych. Jest to obszerna izba
o dw�ch d�ugich sto�ach, przy kt�rych pracuje dwadzie�cia dwie kobiety pod okiem
ucz�cej je specjalistki. Przed ka�d� robotnic� rozpostarty arkusz bibu�y, a na
nim kupki drobniejszego i grubszego d�etu, drut, nici. Z tej to pracowni
wylatuj� te czarne, b�yszcz�ce motyle, kt�rymi pi�kne panie lubi� przystraja�
kapelusiki swoje; tu si� wyka�czaj� klamry, fantazyjne siatki d�etowe, pi�rka
itd. Po dwumiesi�cznym terminie bezp�atnej pracy, kt�ry zarazem jest terminem
nauki, robotnice wynagradzane s� w miar� uzdolnienia od dziesi�ciu do dwudziestu
kopiejek dziennie.
Weszli�my na drugie pi�tro, gdzie nas spostrzeg�a druga z dozorczy�, i
poprowadzi�a do prz�dzalni.
Z trzydzie�ci chyba kobiet jest w niej zaznajomionych prz�dzeniem na wrzecionach
lnu i konopi oraz kr�ceniem nici. Wszystkie ju� starsze wiekiem, pomi�dzy nimi
dwie wie�niaczki.
O kilka drzwi dalej szwalnia, kt�r� trzyma na siebie prywatna przedsi�biorczym,
a zarazem nauczycielka szycia bielizny i haftu.
Na pierwszy rzut oka spostrzeg�am tu Waleri� War. Postarza�a, z��k�a, z
przewi�zanym chustk� czo�em, mia�a nos jeszcze d�u�szy ni� dawniej i jeszcze
ostrzej �widruj�ce oczy. Podesz�am do niej prosto. Przyj�a to ca�kiem
oboj�tnie.
- Gdzie Helena? - zapyta�am z cicha.
- Na wolno�ci...
- C�, pracuje?
- I... nie. Pracowa�, to ona nie pracuje, my ju� tam nie do tego.
- Co� przecie robi?
- At, zarabia trudem.
Wiedzia�am ju�, co to za zarobki, wi�c bli�ej si� nie rozpytywa�am.
W szwalni tej robotnicom wolno si� ubiera� w kaftaniki bia�e, przez wzgl�d na
delikatniejsz� ich robot�, kt�ra musi by� wykonywana czysto. Przesz�o
trzydzie�ci pracuje ich tam w jednej obszernej izbie. Hafty nie s� �wietne, ale
znaczenie bieli