5085
Szczegóły |
Tytuł |
5085 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5085 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5085 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5085 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Konopnicka
O KRASNOLUDKACH I O SIEROTCE MARYSI 3 Tower Press 2000 COPYRIGHT BY TOWER PRESS, GDA�SK 2000 Najpi�kniejsza ksi��ka Zdarzy�o si� to dawno, bo jakie� siedemdziesi�t kilka lat temu. Do ksi�garni wydawniczej Micha�a Arcta w Warszawie wchodzi pani w �rednim wieku, ciemno, skromnie ubrana. Jest niewysoka, drobna, w binoklach na oczach. B�d�cy w�a�nie w sklepie w�a�ciciel firmy �ywo do niej podbiega, wita si�. � Czy mo�e pani po�wi�ci� mi chwil� czasu? Przed paru dniami wr�ci�em z zagranicy. Naby�em tam pi�kne, kolorowe obrazki. Bardzo bym pragn��, aby pani je obejrza�a. � I owszem, z ch�ci�. Drobna pani ogl�da obrazki. Pe�no na nich krasnoludk�w. Tu jaki� paraduje z wielk� ksi�g� pod pach� i g�sim pi�rem za uchem. Tu gramol� si� ca�ym t�umem na w�z. A tu dziewczynka pilnuje paru g�sek. . . � Czy si� one pani podobaj�? ? � Tak, , tak. Bardzo mi�e. � A wi�c mo�e by pani � nie�mia�o proponuje � zechcia�a wybra� sobie jaki� z nich i napisa� do tych obrazk�w jak�� historyjk� dla dzieci. Ciemno ubrana pani na chwilk� zamy�li�a si�. � No, , dobrze. Owa pani by�a to Maria Konopnicka. A napisana przez ni� do kolorowych obrazk�w historyjka to le��ce przed Wami przepi�kne, wzruszaj�ce opowiadanie � O krasnoludkach i o sierotce Marysi � . W opowiadaniu tym, jak s�o�ce w kropelce rosy, odbija si� ca�y ol�niewaj�cy talent poetycki Konopnickiej i odbija si� jej wielkie serce. Nie ma tu ludzi bogatych, wiod�cych beztroskie �ycie. G��wn� postaci� opowie�ci jest ubo�uchna sierotka Marysia zatroskana o swe siedem g�sek. I gromada krasnali � ubo��t. Male�kie ubo��ta, kt�re wedle legendy �yj� w wie�niaczych chatach, po zapieckach, po mysich norkach, po szparkach pod popielnikiem, mog� sta� si� olbrzymami. Wtedy gdy us�ysz� nazw� rzeczy najwi�kszej. I oto w tym opowiadaniu biedne male�stwa, chc�c zyska� si�� w chwili niebezpiecze�stwa, wymawiaj� s�owa oznaczaj�ce rzecz najwi�ksz�. � G�ra! ! � wo�a jeden z nich. . � M�dro��! ! Si�a! � wykrzykuje drugi. . Ale ich usi�owania s� nadaremne. A wtem lasem poni�s� si� szept cichy: � Mi�osierdzie � . . . I na d�wi�k tego s�owa z male�kich skrzat�w robi� si� nagle olbrzymy r�wne sosnom borowym. Bo w dobroci, w mi�osierdziu najwi�ksza moc si� kryje. I jeszcze jedno uczucie dzia�a rzeczy wielkie � to ukochanie swej ziemi. . � Gdy w sercu ubogiego Skrobka ockn�a si� mi�o�� do zaniedbanego zagonu, , to ten s�aby, zag�odzony biedak poczu� z nag�a w sobie tak� si��, �e raz- dwa kawa� zachwaszczonego, poros�ego dzikimi krzakami pola oczy�ci�, zaora� i obsia� ziarnem na chleb, na odp�dzenie g�odu od chaty. Mi�o�� do ziemi ojczystej, do jej p�l, ��k i las�w to najsilniejszy ton prawie we wszystkich utworach Marii Konopnickiej. Gdy dla poratowania zdrowia musia�a wyjecha� za granic�, wci�� jej tam obco i wci�� my�l� jest na polskiej wsi. Pisze wtedy: 5 �pi� i nie �pi�, we �nie s�ysz�, Jak tam �yto si� ko�ysze. . . Jak przez pole brz�cz� kosy O pszeniczne, ci�kie k�osy. . . �pi� i nie �pi� � we �nie czuj�, , Jak tam w lesie dzi�cio� kuje, Jak wierzbina si� rozp�ka, Jak po rosie dr�y piosenka. . . Nie skusz� jej do pozostania d�u�ej na obczy�nie uroki pi�knych ciep�ych kraj�w. Za swoj� ziemi� t�skni i wo�a do niej w pi�knym wierszu, i zapewnia: Nigdy ja was nie zapomn�, Pola moje przefaliste, Lasy moje przeogromne, Wody moje bystre, czyste! Serce czu�e na ka�d� niedol�, ukochanie ludu polskiego i wiara w ten lud, g��boka mi�o�� do ojczyzny, wielka wra�liwo�� na pi�kno przyrody � oto by�y uczucia, kt�re przepe�nia�y serce tej wielkiej poetki. A jej olbrzymi talent potrafi� wypowiedzie� te uczucia i my�li we wspania�ej artystycznej formie. Wszystko to znajdziemy w tej ksi��ce. Bo Maria Konopnicka nie l ekcewa�y�a swej tw�rczo�ci dla dzieci. Z tak� sam� �arliwo�ci�, z jak� pisa�a dla doros�ych, pisze i dla dzieci. Szcz�liw� my�l mia� wydawca podsuwaj�c pomys� napisania ksi��ki do zakupionych przez siebie obrazk�w. Z historii o Marysi i krasnoludkach Konopnicka stworzy�a arcydzie�o. Pierwsze wydanie tej opowie�ci ukaza�o si� w 1895 roku i od razu zachwyci�o i dzieci, i doros�ych. I cho� tak wiele lat min�o od pierwszego ukazania si� tej ksi��ki, ka�de jej wznowienie witane jest z rado�ci�. I czy to na p�ce biblioteki szkolnej, czy na Waszej osobistej p�eczce z ksi��kami znajduje ona najwa�niejsze miejsce, bo takie si� jej nale�y. �adna z polskich ksi��ek dla dzieci nie potrafi tak swego czytelnika � a nawet i ma�ego s�uchacza � zachwyci� i wzruszy�, i nowe my�li w jego g��wce wzbudzi�, jak ta historia o ubo��tach i o Marysi, kt�ra pas�a siedem g�seczek. Kto t� ksi��k� pozna, pokocha j� wiernie do ko�ca �ycia. Historia o Marysi i krasnoludkach zyska�a te� uznanie i w�r�d innych narod�w. Ksi��ka ta zosta�a przet�umaczona na j�zyk rosyjski, angielski, francuski, czeski i esto�ski. JANINA PORAZI�SKA 6 Czy to bajka, czy nie bajka Czy to bajka, czy nie bajka, My�lcie sobie, jak tam chcecie. A ja przecie� wam powiadam: Krasnoludki s� na �wiecie. Nar�d wielce osobliwy. Drobny � niby ziarnka w bani: : Je�li kt�re z was nie wierzy, Niech zapyta starej niani. W g�rach, w jamach, pod kamykiem, Na zapiecku czy w komorze Siedz� sobie Krasnoludki W byle jakiej mysiej norze. Pod kominem czy pod progiem � Wsz�dzie ich napotka� mo�na: Czasem kt�ry za kuchark� Poobraca piecze� z ro�na. . . Czasem skwark�w porwie z rynki Albo li�nie cukru nieco I pozbiera okruszynki, Co ze sto�u w obiad zlec�. Czasem w stajni z bicza trza�nie, Koniom spl�ta d�ugie grzywy, Czasem dzieciom prawi ba�nie. . . Istne cuda! Istne dziwy! Gdzie chce � wejdzie, , co chce � zrobi, , Jak cie� chy�o, jak cie� cicho, Nie od�egna� si� od niego, Takie sprytne ma�e licho! Zreszt� my�lcie, jako chcecie, Czy kto chwali, czy kto gani, Krasnoludki s� na �wiecie! Spytajcie si� tylko niani. 7 Jak nadworny kronikarz kr�la B�ystka rozpoznawa� wiosn� I Zima by�a tak ci�ka i d�uga, �e mi�o�ciwy B�ystek, kr�l Krasnoludk�w, przymarz� do swojego tronu. Siwa jego broda uczyni�a si� srebrn� od szronu, u brody wisia�y lodowe sople, brwi naje�one oki�ci� sta�y si� gro�ne i srogie; w koronie, zamiast pere�, iskrzy�y si� krople zamarzni�tej rosy, a para oddechu osiada�a �niegiem na kryszta�owych �cianach jego skalnej groty. Wierni poddani kr�la, �wawe Krasnoludki, otulali si�, jak mogli, w swoje czerwone opo�cze i w wielkie kaptury. Wielu z nich sporz�dzi�o sobie szuby i spencery z mch�w brunatnych i zielonych, uzbieranych w boru jeszcze na jesieni, z szyszek, z huby drzewnej, z wiewi�rczych puch�w, a nawet z pi�rek, kt�re pogubi�y ptaszki lec�ce za morze. Ale kr�l B�ystek nie m�g� si� odziewa� tak ubogo i tak pospolicie. On zim� i latem musia� nosi� purpurow� szat�, kt�ra, od wiek�w s�u��c kr�lom Krasnoludk�w, dobrze ju� by�a wytarta i wiatr przez ni� �wista�. Nigdy te�, za nowych swoich czas�w nawet, bardzo ciep�� szata owa nie by�a, ile �e z prz�dzy tych czerwonych paj�czk�w, co to wiosn� po grz�dach si� snuj�, utkana, mia�a zaledwie grubo�� makowego listka. Dr�a�o wi�c kr�lisko srodze, raz w raz chuchaj�c w r�ce, kt�re mu tak zgrabia�y, �e ju� i ber�a utrzyma� w nich nie m�g�. W kryszta�owym pa�acu, wiadomo, ognia pali� nie mo�na. Jak�e? Jeszcze by wszystko potrzaska�o: posadzki i mury. Grza� si� tedy kr�l B�ystek przy blasku z�ota i srebra, przy p�omieniach brylant�w, wielkich jak skowro�cze jaja, przy t�czach, kt�re promyk dziennego �wiat�a zapala� w kryszta�owych �cianach tronowej sali, przy iskrach lec�cych z d�ugich miecz�w, kt�rymi wywija�y dzielne Krasnoludki, tak z wrodzonego m�stwa, jak i dla rozgrzewki. Ciep�a wszak�e z tego wszystkiego by�o bardzo ma�o, tak ma�o, �e biedny stary kr�l szcz�ka� z�bami, jakie mu jeszcze pozosta�y, z najwi�ksz� niecierpliwo�ci� oczekuj�c wiosny. � �agiewko � m�wi� do jednego z dworzan � s�ugo wierny! ! Wyjrzyj na �wiat, czy nie idzie wiosna. A �agiewka kornie odpowiedzia�: � Kr�lu, panie! Nie czas na mnie, p�ki si� pokrzywy pod ch�opskim p�otem nie zaczn� zieleni�. A do tego jeszcze daleko! . . . Pokiwa� kr�l g�ow�, a po chwili zn�w skinie i rzecze: � Sikorek! ! A mo�e ty wyjrzysz? Ale Sikorkowi nie chcia�o si� na mr�z wystawia� nosa. Rzeknie tedy: � Kr�lu, , panie! Nie pora na mnie, a� pliszka �wierka� zacznie. A do tego jeszcze daleko! . . . Pomilcza� kr�l nieco, ale i� mu zimno dokucza�o srodze, skinie zn�w i rzecze : � Biedronek, , s�ugo m�j! A ty by� nie wyjrza�? Wszak�e i Biedronkowi niepilno by�o na mr�z i zawiej�. I on si� k�ania� i wymawia�: � Kr�lu, panie! Nie pora na mnie, a� si� pod zesch�ym listkiem �pi�ca muszka zbudzi. A do tego jeszcze daleko! . . . Kr�l spu�ci� brod� na piersi i westchn��, a z westchnienia tego nasz�a taka mg�a �nie�na, �e przez chwil� w grocie nic wida� nie by�o. 8 Tak przeszed� tydzie�, przesz�y dwa tygodnie, a� pewnego ranka jasno si� jako� zrobi�o, a z lodowych sopl�w na kr�lewskiej brodzie j�a kapa� woda. We w�osach te� �nieg taja� pocz��, a oki�� szronowa opad�a z brwi kr�lewskich i zmarz�e kropelki u w�s�w wisz�ce sp�yn�y niby �zy. Zaraz te� i szron ze �cian opada� zacz��, l�d p�ka� na nich z wielkim hukiem, jak kiedy Wis�a puszcza, a w komnacie zrobi�a si� taka wilgo�, �e wszyscy dworzanie wraz z kr�lem kichali jakby z mo�dzierzy. A trzeba wiedzie�, �e Krasnoludki maj� nosy nie lada. Sam to nar�d niedu�y: jak Krasnoludek but ch�opski obaczy, staje, otwiera g�b� i dziwuje si�, bo my�li, �e ratusz. A jak w kojec wlezie, pyta: � Co za miasto takie i kt�r�dy tu do rogatek? � A wpadnie w kufel kwarciany, , to wrzeszczy: � Rety! Bo si� w studni topi�! � Taki to drobiazg! Ale nosy maj� na urz�d, �e i organi�cie lepszego do tabaki nie trzeba. Kichaj� tedy wszyscy, a� si� ziemia trz�sie, �ycz�c sobie i kr�lowi zdrowia. Wtem ch�op po drwa do boru jedzie. S�ysz�c owo kichanie, m�wi: � Oho, , grzmi! Skr�ci�a zima karku! � bo my�la�, , �e to grzmot wiosenny. Zaraz konia przed karczm� zawr�ci�, �eby grosza na drzewo nie utr�ca�, i przesiedzia� tam do wieczora, rachuj�c i rozmy�laj�c, co kiedy robi� ma, �eby mu czasu na wszystko starczy�o. Tymczasem odwil� trwa�a szcz�liwie. Ju� oko�o po�udnia wszystkim Krasnoludkom poodmarza�y w�sy. Zacz�li tedy radzi�, kogo by na ziemi� wys�a�, �eby si� przekona�, czy jest ju� wiosna. A� kr�l B�ystek stukn�� o ziemi� ber�em szczeroz�otym i rzek�: � Nasz uczony kronikarz Kosza�ek- - Opa�ek p�jdzie obaczy�, czy ju� wiosna przysz�a. � M�dre kr�lewskie s�owo! � zakrzykn�y Krasnoludki i wszystkie oczy obr�ci�y si� na uczonego Kosza�ka- Opa�ka. Ten, jak zwykle, siedzia� nad ogromn� ksi�g�, w kt�rej opisywa� wszystko, co si� od najdawniejszych czas�w zdarzy�o w pa�stwie Krasnoludk�w, sk�d si� wzi�li i jakich mieli kr�l�w, jakie prowadzili wojny i jak im si� w nich wiod�o. Co widzia�, co s�ysza�, to spisywa� wiernie, a czego nie widzia� i nie s�ysza�, to zmy�li� tak pi�knie, i� przy czytaniu tej ksi�gi serca wszystkim ros�y. On to pierwszy dowi�d�, i� Krasnoludki, ledwie na pi�d� du�e, s� w�a�ciwie olbrzymami, kt�re si� tylko tak kurcz�, �eby im mniej sukna wychodzi�o na spencery i p�aszcze, bo teraz wszystko drogie. Krasnoludki tak dumni byli z kronikarza swego, �e gdzie kto jakie zielsko znalaz�, zaraz mu wieniec pl�t� i na g�ow� wk�ada�, tak i� mu te wie�ce reszt� rzadkich w�os�w wytar�y i �ysy by� jak kolano. II Kosza�ek- Opa�ek zaraz si� na wypraw� zbiera� zacz��. Przyrz�dzi� sobie garniec najczarniejszego atramentu, potem wyszykowa� wielkie g�sie pi�ro, kt�re, i� ci�kie by�o, musia� je jak karabin na ramieniu d�wiga�; ogromne swoje ksi�gi na plecach sobie przytroczy�, podpasa� opo�cz� rzemieniem, w�o�y� kaptur na g�ow�, chodaki na nogi, zapali� d�ug� fajk� i stan�� do drogi gotowy. Wierni towarzysze zaraz si� z uczonym Kosza�kiem tkliwie �egna� zacz�li, niepewni, czyli go na ziemi z�a jaka przygoda nie spotka i czy go jeszcze kiedy zobacz�. 9 Sam kr�l B�ystek mi�o�ciwy chcia� go u�ciska�, i� bardzo sobie Kosza�ka- Opa�ka za uczono�� jego ceni�, ale si� ruszy� nie m�g�, gdy� zupe�nie do tronu przymarz�y mu szaty. Sk�oni� tylko ze swego majestatu z�ote ber�o nad uczonym m�em, a gdy t en r�k� kr�lewsk� ca�owa�, stoczy�o si� po kr�lewskim licu kilka jasnych pere�, kt�re z brz�kiem na kryszta�ow� posadzk� upad�y. By�y to zamarzni�te �zy dobrego kr�la. Podj�� je natychmiast skarbnik pa�stwa, Groszyk, i w szkatu�k� drogocenn� w�o�ywszy, do skarbca zani�s�. Ca�y dzie� gramoli� si� uczony Kosza�ek, zanim z groty na ziemi� wyszed�. Droga by�a stroma, korzeniami odwiecznych d�b�w spl�tana, od�amki ska�y, �wiry i kamyki usuwa�y si� spod n�g, lec�c z g�uchym �oskotem gdzie� na dno przepa�ci; zamarz�e wodospady �wieci�y jak szyby lodu, po kt�rych uczony w�drowiec �lizga� si� w swych chodakach i tylko z najwi�kszym trudem posuwa� si� m�g� w g�r�. Na domiar biedy wybra� si� bez jakiegokolwiek posi�ku na drog�, gdy� d�wigaj�c wielkie ksi�gi, wielki ka�amarz i wielkie pi�ro, nic innego unie�� ju� nie m�g�. By�by Kosza�ek- Opa�ek zupe�nie z si� opad�, gdyby nie to, ze natrafi� na dobrze zagospodarowany dom pewnego przezornego chomika. Ten chomik mia� pe�n� spi�arni� r�nego ziarna i orzech�w bukowych, z czego co� nieco� zg�odnia�emu w�drowcowi udzieli�, a nawet na sianie, kt�rym dom ca�y by� wys�any, odpocz�� pozwoli�, pod warunkiem, �e o siedzibie jego nic a nic w wiosce nie powie. � Bo � m�wi� � s� tam psotne ch�opaki, kt�re jakby tylko o mnie si� zwiedzia�y, oho! ju� bym przed nimi spokojno�ci nie mia�! Kosza�ek- Opa�ek z wdzi�czno�ci� opu�ci� go�cinnego chomika posilony na duchu i na ciele. Szed� teraz wes� i ra�ny, pogl�daj�c spod ciemnego kaptura po ch�opskich p�lkach, po ��kach, po gajach. A ju� ru� dobywa�a si� i par�a gwa�townie nad ziemi�; ju� trawki m�ode puszcza�y si� na wilgotnych do�kach, ju� nad wezbran� strug� czerwienia�y pr�ty wikliny, a w cichym, mglistym powietrzu s�ycha� by�o kruczenie �urawi, wysoko gdzie�, wysoko lec�cych. Ka�dy inny Krasnoludek pozna�by po tych znakach, �e wiosna ju� blisko, ale Kosza�ek- Opa�ek tak by� od m�odo�ci pogr��ony w ksi�gach, �e poza nimi nic nie widzia� w �wiecie i na niczym nie rozumia� si� zgo�a. Wszak�e i on mia� w sercu tak� dziwn� rado��, tak� rze�ko��, �e nagle zacz�� wywija� swoim wielkim pi�rem i �piewa� znan� star� piosenk�: Precz, precz od nas smutek wszelki, Zapal fajki, staw butelki! Zaledwie jednak by� w po�owie zwrotki, kiedy pos�ysza� �wierkanie gromady wr�bli na chru�cianym, grodz�cym p�lko p�ocie; urwa� tedy piosenk� sw� natychmiast, aby si� z t� gawiedzi� nie brata�, i namarszczywszy czo�o, szed� z wielk� powag�, i�by ona ho�ota wiedzia�a, �e m�em uczonym b�d�c, z wr�blami kompanii nie trzyma. A �e ju� i wiosk� wida� by�o, skr�ci� tedy na przydro�ek, gdzie go zesz�oroczne badyle r�nego chwastu prawie zupe�nie zakry�y, i nie postrze�ony do pierwszej cha�upy doszed�. Wie� by�a du�a, szeroko rozbudowana w�r�d poczernia�ych teraz i bezlistnych sad�w, a ostatnie jej domostwa opiera�y si� o ciemn� �cian� g�stego sosnowego boru. Chaty by�y zamo�ne, �wie�o wybielone, z komin�w ulatywa� dym siny, w podw�rkach skrzypia�y studzienne �urawie, parobcy poili konie i porykuj�ce byd�o, a kupki dzieci bawi�y si� ha�a�liwie na wysadzonej topolami drodze to � w gonionego � , to zn�w � w chowanego � . Ale nad ca�ym tym gwarem g�rowa� huk m�ota i d�wi�kanie �elaza w pobliskiej ku�ni, przed kt�r� sta�a gromadka lamentuj�cych niewiast. Obaczywszy je Kosza�ek- Opa�ek posun�� si� ostro�nie wzd�u� plota i stan�wszy za krzakiem tarniny � s�ucha�. . 10 � A niecnota! A zb�j! � m�wi�a jedna. � Jak on si� do kowalowego kurnika zakra�� nie ba�, to ju� przed nim nigdzie kokoszy nie skryje! A druga: � Co to kokoszy! To by�o z�oto, nie kokosza! Dzie� na dzie� jaja nios�a, i to jak moja pi��! Na ca�� wie� takiej drugiej nie ma! Tak zn�w insza: � A mojego koguta kto zdusi�? Nie jego� to sprawka? To jakem zobaczy�a te jego roztrz�sione pi�rka, B�g �askaw, �em z �alu nie pad�a! Jak nic by�abym za niego wzi�a z pi�� z�otk�w albo jeszcze i pi�tna�cie groszy. Tak zn�w ta pierwsza: � A co za podst�pca! Co za kat taki! A co to za moc w tych pazurach! �eby za� tak� jam� pod kurnikiem wygrzeba�! A to i ch�op �opat� lepiej by nie zrobi�. A �e te� nijakiego sposobu nie ma na takiego zb�ja! Ale wtem wybieg�a z cha�upy przy ku�ni kowalka i nie dbaj�c na zimno, bez kaftana, stan�a przed progiem, fartuch do oczu podnios�a i z g�o�nym p�aczem zawodzi� pocz�a: � A moje� wy czubatki kochane! A moje� wy kogutki poz�ociste! A c� ja teraz bez was poczn�, sierota! . . Dziwi� si� temu lamentowi Kosza�ek- Opa�ek, s�uchaj�c to jednym, to zn�w drugim uchem, bo nie m�g� jako� zrazu pomiarkowa�, o co by to onym niewiastom chodzi�o. A� nagle stukn�� si� palcem w czo�o, pod p�otem mi�dzy chwasty siad�, ka�amarz odkorkowa�, pi�ro w nim umacza�, strzepn�� i otwar�szy swoj� ksi�g�, takie w niej zapisa� s�owa: � . . . Drugiego dnia podr�y mojej zaszed�em do nieszcz�snej krainy, kt �r � Tat ar owi e napad�szy wybili, wydusili lub uprowadzili w jasyr wszystkie koguty i kokosze. Za czym kowal miecze na wypraw� ku�, a przed ku�ni� rozlega� si� p�acz i narzekanie � . Jeszcze to pisa�, kiedy w progu ku�ni stan�� kowal i hukn�� basem: � Co tu pomo�e p�aka�? Tu trzeba garnek z �arem wzi�� i tego nicponia z jamy wykurzy� dymem! Ju�ci wiadome rzeczy, �e pod lasem lis w jamie siedzi. Albo go wykurzy�, albo go wykopa�. Dalej, Jasiek! Duchem, Stach! Ch�opak�w zwo�a� i z �opat� mi na niego! A ty, matka, nie p�acz, jeno garnek z �arem szykuj! Szed�bym sam, ale �e robota pilna! . . . I zaraz si� w progu do ku�ni nawr�ci�, a d�wi�kanie �elaza zn�w s�ycha� si� da�o. Ale dw�ch kowalczyk�w, porzuciwszy miechy, bieg�o przez wie�, wo�aj�c: � Na lisa! Na lisa! Za czym i baby poci�gn�y ku chatom szykowa� wypraw�. A wtedy, baczny na wszystko, Kosza�ek- Opa�ek zn�w umacza� pi�ro i wpisa� w ksi�g� te s�owa: � Tatarowie ci maj� nieustraszonego wodza i chana nad sob�, kt�ry si� zwie Lis Wielki, a ukrywaj� si� w le�nych norach, sk�d ich ludno�� miejscowa wykurza armatnim dymem � . Zaledwie jednak sko�czy� to pisa� uczony kronikarz, kiedy go dolecia�a okrutna wrzawa. Spojrzy, a tu wali przez wie� gromada bab, dzieci i wyrostk�w z �opatami, z kijami, z garnkami, a za gromad�, naszczekuj�c, pod��aj� w stron� lasu Kruczki, Zaboje, inne pokurcie 1 , szczekaj�c i ujadaj�c srodze. Raz jeszcze tedy umacza� pi�ro Kosza�ek- Opa�ek i tak� uwag� w kronice swojej dopisa�: � Na wojn� przeciw Tatarom nie chodz� w krainie tej ch�opi, ale baby, dzieci i niedoros�e ch�opaki; kt�re to wojsko zgie�k srogi w marszu na nieprzyjaciela czyni lec�c przez wie� wielkim p�dem; za g��wn� zasi� armi� gromada ps�w okrutnym wrzaskiem m�stwa do boju dodawa. Co, i�em w�asnymi oczyma ogl�da�, podpisem w�asnym stwierdzam � . Tu przechyli� g�ow�, zmru�y� lewe oko i podpisawszy u brzegu karty: � Kosza�ek- Opa�ek, Nadworny Historyk Kr�la Jegomo�ci B�ystka � � uczyni� misterny a szeroki zakr�t. . 1 Obja�nie� wyraz�w trudniejszych nale�y szuka� na ko�cu ksi��ki. 11 Tymczasem z tamtej strony p�ota zalecia� go mi�y dymek ja�owcowy, w kt�rym si� Krasnoludki szczeg�lnie lubuj�. Poci�gn�� Kosza�ek- Opa�ek wielkim swoim nosem raz, poci�gn�� drugi raz, a rozchyliwszy chrusty, pocz�� pilnie patrze�, sk�d by �w dymek szed�. Jako� ujrza� pod borem siny, wij�cy si� sznurek, a gdy dobrze okulary przetar�, zobaczy� w polu niewielkie ognisko i siedz�cych doko�a niego pastuszk�w. Poczciwy Krasnoludek niezmiernie dzieci lubi�; pu�ci� si� tedy ku ognisku na prze�aj ugorem, kieruj�c si� wprost na �w dymek i pociesznie przeskakuj�c bruzdy. Zdumieli si� pastuszkowie zobaczywszy ma�ego cz�owieczka w podr�nej, rzemieniem podpasanej opo�czy z kapturem, z ksi�g� pod pach�, z ka�amarzem u pasa i z pi�rem na ramieniu. Zaraz te� J�zik Srokacz tr�ci� w bok Stacha Szafarczyka i pokazawszy palcem owego cz�owieczka, szepn��: � Krasnoludek! ! A Kosza�ek- Opa�ek by� ju� blisko i u�miechn�� si� przyja�nie do dzieci, kiwaj�c g�ow�. Dzieci pootwiera�y usta szeroko i wpatrzy�y si� w niego jak w t �cz�. Nie ba�y si� przecie�, tylko je ogarn�� dziw nag�y. Nie ba�y si�, bo ka�de wiedzia�o dobrze, i� Krasnoludki nikomu krzywdy nie czyni�, a jak ubogim sierotom to i pomagaj� nawet. Jako� Stacho Szafarczyk przypomnia� sobie zaraz, �e kiedy mu ciel�ta zaprzesz�ej wiosny uciek�y do lasu, takusie�ki malu�ki cz�owieczek pom�g� mu je wyszuka� i na pastwisko zagna�. Jeszcze go pog�aska� i poziomek mu w czapk� nasypa� m�wi�c: � Nie b�j si�! ! Na�ci, sieroto! Tymczasem Kosza�ek- Opa�ek do ogniska podszed� i wyj�wszy fajk� z z�b�w, przem�wi� grzecznie: � Witajcie, dzieci! Na co pastuszkowie odrzekli z powag�: � Witajcie, , Krasnoludku! Ale dziewczynki skuli�y si� tylko i naci�gn�wszy chu�ciny na czo�a, tak �e im ledwo czubki nos�w by�o wida�, wytrzeszczy�y na przybysza niebieskie ocz�ta. Kosza�ek- Opa�ek popatrzy� na nie z u�miechem i zapyta�: � Czy mog� si� pogrza� przy waszym ognisku? ? Bo zimno! � Ju�ci, , �e mog�! � odpowiedzia� rezolutnie Ja�ko Krzemieniec. . � My ta nie takie zazdro�ciwe! � dorzuci� Szafarczyk. . A J�zik Srokacz: � Niech se Krasnoludek si�d�! ! Godne miejsce! I namyka� po�y od siwej sukmanki, czyni�c mu miejsce przy ogniu. � A dopiek� si� ziemniaki, , to se i poje�� mog�, je�li wola � dorzuci� go�cinnie Kubu�. . Tak insi: � Pewnie, , �e mog�! Ino patrze�, jak si� dopiek�, bo ju� duch idzie od nich. Siad� tedy Kosza�ek- Opa�ek i pogl�daj�c mile po rumianych twarzyczkach pastuszk�w, m�wi� z rozrzewnieniem: � A m�j e� wy dzieci kochane! A czym�e ja wam ods�u��! Zaledwie to jednak powiedzia�, kiedy Zo�ka Kowalczanka, zakrywszy wierzchem r�ki oczy, zawo�a�a pr�dko: � A to nam bajk� powiedz�. . . . � Iii! . . . Co tam bajka � rzek� na to Stacho Szafarczyk z powag�. � Zawsze� prawda je lepsza ni� bajka. � Pewnie, pewnie, �e lepsza! � rzek� Kosza�ek- Opa�ek. � Prawda jest ze wszystkiego najlepsza. � Ano, jak tak � zawo�a� weso�o J�zik Srokacz � to niech�e nam powiedz�, sk�d si� Krasnoludki wzi�y na tym tu �wiatu? 12 � Sk�d si� wzi�y? � powt�rzy� Kosza�ek- Opa�ek i ju� si� zabiera� powiada�, gdy wtem ziemniaki zacz�y p�ka� z wielkim hukiem. Za czym ruszy�y si� dzieci wygrzebywa� je patykami z �aru i z popio�u. � Uczony m�� wszak�e przel�k� si� srodze owego nag�ego huku i skoczywszy w bok, stan�� za polnym kamykiem; dopiero z tej fortecy przypatrywa� si� dzieciom jedz�cym jakowe� okr�g�e i dymi�ce kule, kt�rych nie zna�. Za czym rozwar� ksi�g� i opar�szy j� na owym polnym kamyku, takie w niej s�owa dr��c� r�k� pisa�: � Lud w tej krainie tak jest wojenny i m�ny, i� drobne dzieci piek� w gor�cym popiele kartaczowe kule, kt�re gdy w �arze z trzaskiem p�ka� poczn�, co jest ca�kiem niebieskiemu grzmotowi podobne, wtedy ch�opcy, od pieluch ju� �mierci� gardz�cy, a i md�e dziewcz�tka nawet, wygrzebuja one p�kaj�ce z okrutnym hukiem kartacze i dymi�ce jeszcze wprost do g�by k�ad�. Czego naocznym bywszy �wiadkiem, a wydziwowa� si� t akiemu rycerskiemu animuszowi nie mog�c zgo�a, ku wiecznej pami�tce potomnych rzecz t� zapisuj�. Dan w polu na ugorze, o przedwieczornej porze � . Po czym nast�powa� podpis i zakr�t zamaszystszy jeszcze ni�eli poprzedni. Tymczasem rozszed� si� w polu tak smakowity zapach pieczonych kartofli, i� m�� uczony poczu� nagle jakow�� czczo�� w sobie i g�o�ne burczenie �o��dka. A widz�c, �e one kartacze p�kaj�ce najmniejszej szkody pastuszkom nie czyni�, �e si� owszem dzieci po brzuszynkach a� g�aszcz� od owego wybornego jad�a, wyszed� zza kamyka ostro�nie i z wolna si� do ogniska przybli�y�. Zaraz te� Zo�ka Kowalczanka, ukruszywszy nieco ziemniaka, poda�a mu na ga��zce chrustu, zach�caj�c, aby bra� i jad�. Nie bez trwogi Kosza�ek- Opa�ek wzi�� on� kruszyn� w usta, ale wnet posmakowawszy wyci�gn�� r�k� po wi�cej. Kruszy�y tedy dziewcz�tka co najpi�kniej dopieczone ziemniaki i po oskubince mu daj�c, tak si� z nim oswoi�y, �e Kasia Balcer�wna ostatni k�sek sama mu w usta w�o�y�a, na co wszystkie, a najg�o�niej Kasia, zapiszcza�y z okrutnej uciechy. III Pojad�szy tedy sobie, Kosza�ek- Opa�ek zn�w u ognia siad�, a gdy ch�opcy �wie�ego chrustu narzucili, a iskierki po suchych ga��zkach weso�o zacz�y skaka�, tak pastuszkom o Krasnoludkach powiada�: � Drzewiej nie nazywali my si� Krasnoludki, ale � Bo��ta. Nie mieszkali my te� pod ziemi�, pod ska�kami albo pod korzeniami drzew starych, jako mieszkamy teraz, ale po wsiach, w chatach, razem z lud�mi. Dawno to by�o, przedawno! Jeszcze nad tym tu krajem panowa� wtedy Lech, kt�ry ufundowa� miasto Gniezno na tym miejscu, gdzie gniazda bia�ych ptak�w znalaz�. Bo m�wi� sobie: � Jak tu ptaki w bezpieczno�ci mieszkaj�, to musi ziemia cicha by� i dobra � . Jako� by�a. O tych ptakach m�wi� ludzie, �e to by�y or�y, ale w naszych starych ksi�gach stoi, jako to by�y bociany, po r�wninach ��kowych brodz�ce, kt�re tam sobie gniazda w obfito�ci s�a�y. Jak by�o, tak by�o, do�� �e si� ca�a ta kraina Lechi� od owego Lecha pocz�a zwa�, a lud, kt�ry w niej mieszka�, te� miano Lechit�w przyj��, chocia� s�siedzi zwali go i Polanami tak�e, i� by� to nar�d polnych oracz�w i za p�ugiem chadza�. Co wszystko w naszych ksi�gach starych pod piecz�ci� stoi. � A to boru wtedy nie by�o? ? � zapyta� nagle cienkim g�osem J�zik. � Ani rzeki, , ani nic? � Jak�e! � odrzek� Kosza�ek- Opa�ek. � By� b�r, i to nie taki jak dzi�, ale puszcza okrutna i bez ko�ca prawie. A w puszczy mieszka� zwierz srogi i wielki, i tak rycz�cy, �e drzewa, co s�absze, p�ka�y. Ale �e my Krasnoludki, to tylko o nied�wiedziach wiemy. Powiada� mi raz pradziad mego prapradziadka, �e jak go taki nied�wied� wygarn�� razem z pszczo�ami i 13 miodem z lipowego dziupla, to go do p� zimy u siebie pokojowcem trzyma� i bajki sobie dzie� i noc prawi� kaza�, a sam �ap� tylko cmoka� i w bar�ogu drzema�. Dopiero� jak srogi mr�z �cisn��, a nied�wied� t�go chrapa�, pu�ci� si� pradziad mego prapradziadka biegiem z onej puszczy i po siedmiu latach w�drowania do swoich powr�ci�. �mia�y si� dzieci s�uchaj�c tej przygody, a Kosza�ek- Opa�ek tak dalej prawi�: � Ho! ho! . . . To by�y czasy! . . . Nad polami, nad wodami szumia�y wtedy lipowe gaje, a w nich mieszka� jeden stary, stary bo�ek, imieniem �wiatowid, kt�ry na trzy strony �wiata patrza� i nad ca�� t� krain� mia� opiek�. Ale co domostw, dobytku i obej�cia, to pilnowa�y Bo��ta, kt�re te� i Skrzatami dla ich ma�o�ci zwano. � Ka�da chata ma swego Skrzata � � mawia� lud w te stare czasy, a nam te� dobrze by�o i weso�o, bo my przy wszelakiej robocie pomagali gospodarzom naszym: to koniom owies sypali a przedmuchiwali z plewy, �eby same go�e ziarno si� z�oci�o; to sieczk� r�n�li, to trz�li s�om�, to kury zaganiali na grz�d�, �eby nie gubi�y jaj w pokrzywach, to mas�o w ma�lnicy ubijali, to wyciskali sery, to dzieci ko�ysali, to motali prz�dz�, to na ogie� dmuchali, �eby kasza pr�dzej gotowa by�a. Jaka tylko by�a robota w chacie i w obej�ciu, precz my si� ka�dej chwytali ochotnie. Co prawda, nie sz�o to darmo! Jak nie gospodarz, to gospodyni pami�ta�a o nas. Zawsze w �wietlicy na brze�ku �awy by�y kruszyny chleba i twarogu, zawsze w kubku troch� miodu albo chocia� mleka. By�o z czego �y�. A wychodzi�a gospodyni na ogr�d ple� albo z sierpem w pole, to si� tylko od tego proga obejrza�a, z bodni garstewk� prosa wzi�a i sypi�c po izbie m�wi�a: Bo��ta! Bo��ta! Niech kt�ry pami�ta O dzieciach, o chacie. . . A tu proso macie! I sz�a spokojnie do roboty. A my smyrk spod zapiecka, smyrk spod �awy, smyrk spod malowanej skrzyni. Nu� w izbie gospodarzy�, dzieciom prawi�, ch�opcom koniki struga�, dziewuszkom ��tki wi�, warkoczyki splata�. Nu� b�ony w okienkach przeciera�, s�onko przez nie do chaty puszcza�, t� z�ot� jasno�� po k�tach roznosi�, to a� wszystko pachnia�o doko�a! Pracy, co prawda, by�o do��, ale tej wdzi�czno�ci ludzkiej jeszcze wi�cej. Nie by�o zmowin ani postrzy�yn, �eby nas na nie gospodarze nie prosili: Bo��ta! , Bo��ta! Prosim na te �wi�ta! Na �ubrze pieczenie, Na rogi jelenie, Na kura, co skacze, Na bia�e ko�acze! Ju�ci �e my si� mi�dzy go�ci nie pchali, bo nasz nar�d, cho� ma�y, zawsze bywa� polityczny. Ale jak my zacz�li jeden z drugim i dziesi�tym na g�likach gra�, alboli pod oknem, alboli pod progiem, to si� ludzie dos�ucha� nie mogli naszej kapeli, takie z niej wesele sz�o, taka rado��, takie �piewanie w sercu. Hej! hej! Gdzie to te czasy! Gdzie? 14 IV Zatrzyma� si� Kosza�ek- Opa�ek i z wolna fajeczk� pyka�, a dzieci, cho� nic nie m�wi�y, s�ucha�y, wpatrzone w niego. Po ma�ej tedy chwili rzek�: � Jak d�ugo tak by�o, nie wiem, bo o tym nie stoi w naszych ksi�gach. Ale si� potem czasy odmienia� zacz�y. Nie sta�o tych dobrych pan�w z Lechowego rodu; a ci nowi precz si� ze sob� darli, bo ich panowa�o razem co�ci a� dwunastu. Dopiero� lud sobie owe swary uprzykrzy�, tych k��tnik�w het precz przep�dzi�, a jednego pana zn�w obra�. Ano, uciszy�a si� troch� ta kraina, ali� ledwo �e s�o�ce za�wieci�o nad ni� � zn�w przysz�a burza. Jako szara�cza pada na posiew zbo�owy, aby go wyniszczy� do �d�b�a, tak na te pola lechickie pad�y Niemcy, a ich ksi��� chcia� gwa�tem nasz� pani� bra� i sam nad nami panowa�. M�wi�: nasz�, bo cho� my byli tylko Bo��ta, ale w te prastare b�ogie czasy jedno�� by�a i z narodem my si� jak bracia trzymali. � A ja wiem! ! � krzykn�a nagle cienkim g�oskiem Kasia Balcer�wna. . � To by�a Wanda! ! � A ja te� wiem! ! � jeszcze cieniej zapiszcza�a Zosia Kowalczanka. . I nu� jedna przez drug� wyci�ga�: Wanda le�y w naszej ziemi, Co nie chcia�a Niemca. . . Pokiwa� na to Kosza�ek- Opa�ek g�ow� i rzek� z u�miechem: � A nie chcia�a! . . . Wiem! Znam! . . . To� ta ca�a pie�� w naszych ksi�gach stoi. To� my od najdawniejszych czas�w uczym jej ma�� wiejsk� dziatw�! Jak�e! . . . Ja sam ju� ze sto dzieci jej nauczy�em. A was kt� uczy�? � A my nie wiemy. . � No, , to pewno ja! Drugi raz to si� zdaje, �e tak w powietrzu co�ci gada albo �piewa. � Prawda! ! � powt�rzyli ch�opcy z powag�. . � No to, , widzicie � Krasnoludki tak gadaj� i �piewaj�! ! Tylko �e malu�kie, to ich nie wida�, jak si� tam pokryj� we zbo�a albo w trawy na ��kach, albo mi�dzy te listeczki w gaju, albo pod te kamyczki polne. Ano dobrze! . . . Jak te� pani Niemca nie chcia�a, tak si� zrobi�a wojna. Zaraz zacz�y na ten kraj lecie� kruki, wrony, zaraz zacz�y wilki wy�, zaraz si� niebo czarnymi chmurami oblok�o. My te� zacz�li z g�odu przymiera�, bo i chleb, i sery, wszystko sz�o dla tych wojak�w, co si� z Niemcami bili. Wymizerowa� si� kraj ca�y, wymizerowa�y si� i Bo��ta z nim razem. A� jak si� te� naszej pani serce �cis�o, �e wojna o ni� ca�y nar�d trapi, tak zaraz w rzek� skoczy�a, we Wis��, i zaraz si� utopi�a. Tak dopiero� Niemce posz�y precz, a u nas pok�j nasta�. Ale �e si� czasy tak przez t� wojn� popsu�y, �e to na nic! Ju� brat bratu na zdradzie sta�, ju� mocny tego s�abszego krzywdzi�, ju� chciwiec sierocy zagon przyorywa� do swojego pola. A jako tam, gdzie krzywda i �zy sierot, szcz�cia by� nie mo�e, nasta�y z�e pany w tym kraju, co si� nazywa�y Popiele. � Laboga! � zapiszcza�a Kasia. . � Popiele? ? � Czeg� wrzeszczysz? ? � ofukn�� j� Stach Szafarczyk. � C� to za dziwota? Przecie� to te Popiele, co jednego myszy zjad�y! � Przecie! ! � powt�rzy� z wielk� powag� J�zik Srokacz. . 15 Ale Kosza�ek- Opa�ek, pu�ciwszy dymek z fajki, tak dalej prawi�: � R�nie to tam powiadaj� o tych myszach, tak i tak. Dawne to czasy i dzi� nikt nie dojdzie ju�, jak by�o. Ale �e w naszych ksi�gach stoi, �e to nie myszy by�y, tylko w�a�nie Bo��ta, kt�re si� w mysie ko�uszki przybrawszy, i� zima by�a t�ga, a widz�c, jako ten Popiel ze wszystkim �le panowa�, hurmem si� z mysich nor na niego rzuci�y i tak go poturbowa�y, �e to na �mier�. Tak stoi w naszych ksi�gach. Czy to prawda, czy nieprawda, trudno wiedzie�. Ale �e m�j prapradziad sam mi powiada�, �e nim z wielkiej staro�ci o�lep�, to widzia� raz okrutne jezioro, a na nim srog� wie��, gdzie si� to sta� mia�o, kt�ra to wie�a do dzi� si� Mysi� Wie�� zowie! A zn�w jezioro � nazywa si� Gop�o. . Ano dobrze! Tu, i� mu fajeczka zagas�a, pocz�� Kosza�ek w popiele iskierki szuka�, a znalaz�szy poci�gn�� par� razy z cybucha, za czym pu�ci� k��b dymu i tak m�wi� dalej: � W tych starych ksi�gach to jest tak: : Tu par� kart brak, tu zn�w par� tak po��k�ych i wyblak�ych, �e ani przeczyta�, tu zn�w wielka czarna rysa w poprzek albo wzd�u�; to i nie wszystko wiedzie� mo�na, co tam przed wieki wpisywa� kto� do nich. Ale czy dobre by�y czasy, czy z�e, to zaraz pozna� mo�na. Jak dobre, to z tych kart, �eby i najstarszych, taka �wiat�o�� bije, w�a�nie jakoby s�o�ce wzesz� o; a jak z�e, to si� taki ' mrok po nich rzuca, jakby w noc ciemn�, kiedy to ani gwiazd, ani miesi�ca nie ujrzy nad ziemi�. . . Takie to s� te stare ksi�gi Krasnoludk�w! V Chcecie wiedzie�, co dalej by�o? � pyta� Kosza�ek po chwili, fajeczk� zn�w zapaliwszy. � Chcemy, , chcemy! � wo�a�y dziewcz�ta. No, to s�uchajcie. Po tych czarnych kartach o Popielu zaraz id� te jasne o Pia�cie. Ho, ho! . . . O Pia�cie to m�g�bym wam gada� i godzin� ca��. Zaiskrzy�y si� na to oczy J�zikowi. � A to gadajcie! ! Moi�ciewy! � Gadajcie�e! ! Powiadajcie het precz, co tylko wiecie! � wo�a�y na wy�cigi dzieci. . Zesun�� Kosza�ek- Opa�ek kaptur z g�owy, po �ysinie si� podrapa� i tak m�wi�: � Sam ze siebie to tam niewiele wiem, bom na te czasy jeszcze nie by� �yj�cy. Ale jeden stary Skrzat, co te karty w ksi�dze pisa�, zna� jeszcze starego d�ba, kt�ry ca�� t� histori� dobrze pami�ta� i cho� ju� g�os s�aby mia�, to przecie� jak o t ym Pia�cie szumie� a powiada� zacz��, to si� skro� ca�ej puszczy taka cicho�� czyni�a, jakoby w�a�nie mak sia�. To te sosny, te jod�y, te graby, te buki, te brzozy, te trawki nawet i mchy, i paprocie tak pilno s�ucha�y, �e �aden listek, �adne �d�b�o tchu nie pu�ci�o ze siebie. A �w d�b s�dziwy szumia�, po lekuchnu szumia�, gdzie� od samego ser ca wi od�c rozhowor cichy, a przypominaj�c owe dawne wieki swej m�odo�ci. To �w Skrzat, co wtedy m�ody by� jeszcze, ba, niewiele co od sikorki wi�kszy, siadywa� sobie pod jednym grzybem, co z nim znajomo�� mia�, i ca�ej tej historii tak si� wyuczy�, �e j� potem do ksi�g naszych zapisa�. To by�o tak: Sta� sobie ten d�b, wtedy jeszcze m�ody d�bek, w cichej d�browie, a niedaleko w�r�d cienia lip i brz�ku pszcz� wida� by�o jasn�, modrzewiow� chat�. W chacie mieszka�o troje ludzi: Piast, Rzepicha i synaczek ich, kt�rego wo�ali Ziemowit, bo si� okrutnie w tych polach kocha�, a co wyszed� na pr�g chaty, to m�wi�: � Ziemio, witaj! � 16 I widzia� d�b na ka�dy dzie� �ycie tych trojga pracowite, serca mi�o�ciwe i dusze tak bia�e, jakby ka�de z nich mia�o w piersi bia�ego go��bia. A i Bo��ta mieszka�y w modrzewiowej chacie, i dobrze im si� dzia�o, gdy� i ojciec, i matka, i synaczek � co mogli, to im poddawali: a to miodu z�otego, a to prza�nego ko�acza, a to co najbielszych twarog�w, bo tam przy pracy obfito�� by�a wszelkiego dobra i mienia. Wi�c i w kr�lewskim pa�acu nie mog�o by� Krasnoludkom lepiej jak w tej cichej, jasnej, pachn�cej �ywicami chacie. A� przyszed� czas, �e synaczkowi miano pierwszy raz ostrzyc z�ote w�osy. Zaraz si� te� s�siedzi schodzi� i zje�d�a� zacz�li, kto pieszo, kto na wozie, kto zn�w na podjezdku, a� si� w Piastowej zagrodzie uczyni�o gwarno. Krz�ta� si� Piast, krz�ta�a si� Rzepicha, �eby go�ci uczci� i obs�u�y�, a i domowe Bo��ta pomaga�y pilnie dzie� ca�y. Ali�ci gdy s�o�ce zapada� zacz�o, rozleg�o si� w powietrzu �piewanie tak cudne, i� ludzie oczy podnie�li ku niebu, mniemaj�c, �e stamt�d g�os idzie. Jedne tylko Bo��ta poblad�y nagle i zacz�y dr�e� w sobie, jakby na nie zimny wiatr powia�, cho� pogoda by�a majowa. Jak kt�ry bieg� z pos�ug�, tak stan�� trz�s�c si� ca�y, �e a� mu z�b o z�b dzwoni�. Tymczasem od zachodniej strony ukazali si� w wielkich zorzowych �wiat�ach dwaj ja�ni w�drowce, kt�rzy w�a�nie ku chacie Piastowej z onym �piewaniem szli. A by�o to �piewanie tak mocne a s�odkie, jakoby wszystkie s�owiki zawiod�y po topolach w sadzie i jakby wszystkie krople rosy zabrz�cza�y po zio�ach i po kwieciu polnym, i jakby wszystkie lipy w Piastowej pasiece zaszumia�y drobnym li�ciem, a wszystkie zbo�a i trawy wyda�y g�os srebrny, d�wi�cz�cy. I �piewali dwaj ja�ni w�dr�wce, jako si� czas jeden ko�czy nad t� krain�, a inszy zaczyna. �piewali, jako zgin� i w proch upadn� dawne bogi, kt�rych ludzie sobie po �wi�tych gajach czynili, a na ich miejsce przyjdzie Pan wielki, mocny, Pan nieba i ziemi. I s�uchali ludzie �piewania tego, a na wszystkich twarzach wymalowa�a si� moc i nadzieja. Ale Bo��ta, och�on�wszy z pierwszego przestrachu, zebra�y si� w najciemniejszym zak�tku Piastowej komory i dr�a�y skulone, w�a�nie jak du�e li�cie jesienne, gdy ju� im opada� pora. Bo z dziada pradziada mia�y one przepowiedzian� tak� pie��, kt�ra przyjdzie od zachodowej strony, a b�dzie m�wi�a o wielkim i mocnym Panu, o Panu nieba i ziemi, a gdy j� us�ysz�, znak to b�dzie, �e musz� z chaty we �wiat i�� i miejsca jasnym skrzydlatym duchom ust�pi�. Na pr�no Rzepicha posypa�a im maku, nakruszy�a s�odkiego ko�acza. Bo��ta, cho� g�odne, nie wysz�y z k�ta w komorze, nie spo�y�y tego daru. Jeden tylko co najstarszy Skrzat uchyli� na moment drzwi komory i do �wietlicy przez szpar� zajrza�. Ale wnet obu r�kami oczy zakry�, gdy� od szat w�drowc�w onych taki blask bi�, jakoby samo s�o�ce w �wietlicy wzesz�o. Wiele dni, wiele nocy przesiedzia�y Bo��ta w komorze o ch�odzie i g�odzie, p�ki ta wielka jasno�� nie wygas�a i p�ki nie ucich�a pie�� dzwoni�ca w powietrzu nad chat�. Gdy wreszcie odwa�y�y si� wyj�� na zapro�e i chcia�y gospodarzom po dawnemu s�u�y�, ujrza�y Piasta, jako w z�ocistym p�aszczu, na powierzch onej lnianej siermi�gi wdzianym, i w jasnej koronie, na tron, na kr�la kr�lowa� szed�, gdzie mu ju� nie Bo��ta, ale rycerze i dworzanie s�u�y� mieli. Z Rzepichy te� si� kr�lowa zrobi�a, a z Ziemowita ma�ego kr�lewicz. A tak sko�czy� si� �ywot kmiecy w chacie, a zacz�o si� kr�lowanie w zamku. Bo��ta wszak�e pilnowa�y po dawnemu prz�dzy, dobytku, pola i pasieki, nie chc�c opu�ci� mi�ej zagrody, gdzie tyle lat szcz�liwie i spokojnie �y� y. Ale nie by�o ju� w nich dawnej sprawno�ci i mocy. Stawia� im Piast�w szafarz to mleko, to miodu na brzegu �awy, jako Rzepicha czyni�a, ale Bo��ta nie �mia�y do tego jad�a i��, bo czu�y, �e praca ich ju� nie ta, co dawniej, i pomoc z nich marna. Wi�c tylko po ziemi zbiera�y, 17 co ze sto�u spad�o, a tak wychud�y, tak sczernia�y, �e zamiast � Bo��ta � zacz�li ludzie na nich wo�a� � Ubo��ta � . Tymczasem po ca�ej krainie rozesz�y si� echa owej cudnej pie�ni, a gdy wieczorowe zorze zapali�y si� na zachodniej stronie, w powietrzu zaczyna�o co� gra� i �piewa� jakby liry srebrne, a byli tacy, co i s�owa tej pie�ni s�yszeli. . . . Idzie Pan mocny a wielki. . . . . . Idzie Pan nieba i ziemi. . . Ale �eby to s�ysze�, trzeba by�o mie� serce tak czyste jak poranna zorza. Tak to szumia�, tak to powiada� �w d�b przedwiekowy, a puszcza uciszona s�ucha�a. VI Umilk� Kosza�ek- Opa�ek, a dzieci te� siedzia�y cicho, bo im si� zda�o, �e w borowych szumach s�ysz� g�os owego d�bu prastarego. Po chwili dopiero odezwie si� J�zik Srokacz: � A z Bo��tami co si� za� sta�o? ? �e jednak Kosza�ek- Opa�ek milcza�, zadumany o tych dawnych czasach, zacz�y go dzieci ci�gn�� za opo�cz�, wo�aj�c jedno przez drugie: � Powiadajcie, , Krasnoludku! Powiadajcie! Co si� z Bo��tami sta�o? Ockn�� si� tedy z zadumania m�� uczony i tak dalej prawi�: � �y�y jeszcze Ubo��ta po chatach i po wsiach z lud�mi dosy� d�ugo; ale coraz by�y smutniejsze, coraz s�absze i coraz mniejsze. Wi�c ju� i ludzie nie wo�ali ich tak cz�sto ku pomocy. Jeszcze p�ki Piast �y�, nie by�o im krzywdy i za kr�lowania syna jego, Ziemowita, mia�y jeszcze Ubo��ta k�t sw�j w ka�dej chacie. Dopiero� kiedy nasta� wnuk owego Ziemowita, Mieszko, przyszed� taki �cisk na one ludki, �e si� za dnia pokazywa� bynajmniej nie �mia�y, a tylko o zmroku wy�azi�y z k�ta, �eby si� czym nieb�d� posili�. Ju� wtedy matki, id�c do roboty w pole, nie rzuca�y Ubo��tom prosa, i�by opieka nad dzie�mi z nich by�a, ale czyni�y znak krzy�a nad izb� i sz�y. To ledwo si� drzwi zamkn�y, zaraz izba pe�na �wiat�a, �piewania i szumu skrzyde� anielskich, i tak ju� anio�y pilnowa�y dziatek. Tylko wi�c co podlejsza robota zosta�a si� Ubo��tom, w stajni, w oborze, w stodole, a w chacie to chyba drewek na�upa�, garnki pomy� i �miecie do k�ta podmie��. A� raz, tak stoi w naszych starych ksi�gach, zacz�y dzwony z wie� ko�cielnych bi�. Szed� krajem huk rozno�ny, jako grzmot niebieski, a gdzie doszed�, tam Ubo��ta natychmiast wychodzi�y gromadkami z chat, z wiosek, p�acz�c i �a�o�nie �egnaj�c ludzkie siedziby. Za czym rozpierzch�y si� po borach, po g�rach, po pustkowiach, gdzie nie dochodzi g�os dzwon�w. Odt�d ich ju� nie widuj� ludzie, chyba w nocy, a we dnie to chyba dzieci ma�e obaczy� je mog�, jako i wy mnie widzicie. Najwi�cej posz�o ich w g�ry Karpaty i tam pilnuj� skarb�w podziemnych. W lasach ich te� dosy� jest. A �e to zima ci�ka bywa w boru, zrz�dzi�y sobie opo�cze i kaptury, najwi�cej czerwone, po czym je �atwo jest pozna� i z czego posz�o ich nowe nazwanie � Krasnoludki � . Maj� one i teraz �yczliwe serce dla ludzi: za troch� jad�a, za kropelk� mleka rade pilnuj� dobytku dobrego cz�owieka. Ale gdy g�os dzwon�w pos�ysz�, zaraz pod ziemi� musz�. . . Przed wielkim, mocnym Panem. . . Przed Panem nieba i ziemi. . . Ko�czy� w�a�nie m�wi� te s�owa Kosza�ek- Opa�ek, zdj�wszy kaptur z pochylonej ze czci� g�owy, kiedy od strony lasu da�a si� s�ysze� wrzawa wielu g�os�w. 18 Baby to i dzieci wraca�y z wyprawy na lisa. Powr�t ten wszak�e nie by� triumfalny. M�dry lis niejedn� mia� nor�, a nim dokopano si� pierwszej w boru, on drug� czy trzeci� wyni�s� si� w pole, mi�dzy krzaki tarniny, tam si� przyczai� bez �adnego �ladu. Wyrzeka�y tedy g�o�no baby na czas zmitr�ony, dzieci za� nawo�ywa�y ha�a�liwie psy, kt�re z okrutnym ujadaniem biega�y w�sz�c pod lasem. Podnie�li pastuszkowie g�owy na krzyk �w i na owo ujadanie i zapatrzyli si�, zas�uchali tak, �e o Krasnoludku zapomnieli zgo�a. Tedy Kosza�ek- Opa�ek od ognia wsta�, kaptur na g�ow� naci�gn�� i zapad�szy w poblisk� bruzd�, znikn�� w zesz�orocznych trawach, tak �e ani Zo�ka, ani Kasia, ani Stacho, ani J�zik, ani Kuba, ani Ja�ko Krzemieniec nigdy nie wiedzieli na pewno, czy to wszystko �ni�o im si� tylko, czy te� naprawd� Krasnoludek u ogniska w polu z nimi siedzia� i bajk� im cudn� powiada�. VII Tymczasem Kosza�ek- Opa�ek, chy�kiem si� ku borowi przebrawszy, szed� le�n� g�stwin� prawie �e w zupe�nym pomroku. Bo cho� dzie� jasny by� jeszcze na �wiecie, tu przecie� pada� cie� tak g��boki od jode� i sosen, i� trudno by�o �cie�yn� obaczy�. Szed� tak Kosza�ek- Opa�ek godzin� mo�e, mo�e wi�cej. Ju� mu si� ta podr� przykrzy�a, a i g��d ponownie dokucza� zacz��, kiedy potkn�wszy si� nagle, wpad� w dosy� g��bok� jam�. W jamie tej mieszka� lis Sade�ko, s�awny na ca�� okolic� �apikura; ten sam w�a�nie, na kt�rego baby urz�dzi�y ow� niefortunn� wypraw�. Siedzia� on w�a�nie w k�cie swej komory i ko�czy� ogryza� t�ustego kap�ona, kt�rego pi�ra le�a�y rozrzucone tu i �wdzie po jamie. Kiedy Sade�ko ujrza� wpadaj�cego Kosza�ka, natychmiast przerwa� uczt�, grzebn�� �ap� raz, grzebn�� drugi, w zrobiony napr�dce do�ek rzuci� ko�ci, nakry� je ziemi� i patrzy. Kosza�ek- Opa�ek wyda� mu si� bardzo �miesznym, gdy tak wywijaj�c w powietrzu kozio�ki do jamy wpada�, ale chytry Sade�ko nie okaza� tego po sobie i skromnie spu�ciwszy ogon, do go�cia podszed�. � Pan dobrodziej � rzek� s�odko � pomyli� si� co do drzwi, , jak widz�! � W istocie � odpar� Kosza�ek- Opa�ek. � Ciemno tu troch� i nie zauwa�y�em w�a�ciwego wej�cia. Mam przy tym oczy os�abione ustawiczn� prac� nad moim wielkim dzie�em historycznym. � Ach! � zakrzyknie na to Sade�ko z zapa�em. � Mam wi�c zaszczyt powita� uczonego i koleg�! I moje �ycie up�ywa na grzebaniu w ksi�gach! I ja pisz� wielkie dzie�o o rozwoju hodowli kur i go��bi po wsiach, podaj� nawet projekty nowego sposobu budowania kurnik�w dla drobiu. Oto pi�ra, kt�rymi si� pos�uguj� w mej pracy. Tu skromnym gestem wskaza� rozrzucone po k�tach pi�ra �wie�o zduszonego kap�ona. Zdumia� si� uczony Kosza�ek- Opa�ek. Je�li on jednym jedynym pi�rem szarej g�si tak wielk� zdoby� s�aw� u swego narodu, jak�e s�awnym musi by� ten, kt�ry ca�e p�ki tak �wietnych i z�ocistych pi�r zu�y�! Ale Sade�ko zbli�y� si� do niego i rzek�: � A ty, kochany panie kolego, sk�d masz to pi�kne pi�ro i gdzie przebywa to lube stworzenie, z kt�rego ono pochodzi? Rad bym z nim zabra� jak najbli�sz� znajomo��. � Pi�ro to � odrzek� Kosza�ek- Opa�ek � pochodzi ze skrzyd�a g�si, kt�r� pasie razem z ca�ym stadkiem sierotka Marysia. � Z ca�ym stadkiem? � powt�rzy� zachwycony Sade�ko. � I powiadasz, kochany kolego, �e je pasie ma�a sierotka? Ma�a sierotka, kt�ra zapewne da� sobie rady ze stadkiem tym nie 19 mo�e? O, jak�ebym jej ch�tnie dopom�g�! Jak�e ch�tnie wyr�czy�bym w pracy t� interesuj�c� biedn� sierotk�! Trzeba ci wiedzie�, kochany kolego, �e serce mam lito�ciwe bardzo, bardzo! Po prostu tak mi�kkie jak mas�o majowe! Tu uderzy� si� �ap� w piersi na znak szczero�ci s��w swoich, a zbli�ywszy si� jeszcze bardziej do uczonego Kosza�ka- Opa�ka, pi�ro owo g�sie obw�chiwa� przez chwil�, po czym otar�szy oczy rzek�: � Nie dziw si�, kochany kolego, mojemu wzruszeniu! Czuj� w tej chwili jakby objawienie moich przeznacze�: nawraca� zb��kane g�ski � to powo�anie moje. Dopomaga� w pasieniu ich sierotkom � to wielki cel mego �ycia! ! I natychmiast, podni�s�szy w g�r� obie przednie �apy, zawo�a�: � O wy, niewinne istoty! O wy, s�odkie, mi�e stworzenia! Ca�y si� odt�d po�wi�c� na us�ugi wasze! To powiedziawszy, zaraz ku wyj�ciu si� obr�ci� i szed� z jamy precz, a za nim d�ugim, ciemnym korytarzem post�powa� uczony Kosza�ek- Opa�ek. Uszli ju� kawa�ek drogi razem, kiedy si� lis obr�ci� i rzek�: � A nie zapomnij, kochany panie i kolego, zapisa� dzisiejszego spotkania w swojej szacownej ksi�dze. Tylko �adnych pochwa�, �adnych kadzide� dla mnie! Napisz po prostu, �e� spotka� wielkiego przyjaciela ludzko�ci, nazwiskiem Sade�ko � o nazwisku nie zapomnij, prosz� � wielkiego uczonego, autora dzie� wielu, s�owem, lisa ca�kiem wyj�tkowej natury, godnego najwy�szego zaufania tak pastuszk�w g�si, jak i wszystkich w�a�cicieli kur i kaczek. Rozumiesz, kochany kolego, �e wrodzona skromno�� nie pozwala mi rozszerza� si� zbytnio o w�asnych przymiotach; poprzestaj� tedy na kr�tkiej wzmiance, zostawiaj�c reszt� domy�lno�ci twojej. U�cisn�li si� jak bracia i szli dalej. A ju� pocz�a si� do podziemia s�czy� jasno�� coraz �ywsza i coraz rumie�sza, i coraz wi�ksze ciep�o przenika�o z wierzchu. A� kiedy przyszli do miejsca, w kt�rym pod pniem wydr��onym wyj�cie by�o na �wiat, da� lis susa i krzykn�wszy towarzyszowi: � Do widzenia! ! � znik� w g�stych zaro�lach. . Owion�a Kosza�ka- Opa�ka wo� mch�w wilgotnych i �wie�o wyklutej trawy, wi�c czuj�c, �e mu si� w g�owie kr�ci, siad� na zesz�orocznej szyszce i wypoczywa� chwil� przed dalsz� podr�, uradowany, i� z tak zacnym zwierzem los mu si� pozna� dozwoli�. VIII Kiedy tak uczony Kosza�ek- Opa�ek na szyszce siedzi, spojrzy � idzie ch�op. . Siekiera na ramieniu, p�ko�uszek na grzbiecie, �apcie, czapka magierka, torba parciana na sznurku, ot, drwal taki. Do boru idzie, po niebie si� rozgl�da, weso�o mu � wida� � bo gwi�d�e. My�li Kosza�ek: � A cho�bym tak tego ch�opa spyta�, czy ju� wiosna przysz�a? � Ale si� nad�� wielk� pych� ze swojej m�dro�ci i rzecze sam do siebie: � Nie przystoi to uczonemu m�owi od ch�opa rozumu po�ycza�. . A w�a�nie drwal mimo niego szed�. Spojrza� jako� w bok i widzi, �e na szyszce co� sterczy, a nad�te takie, �e a� okr�g�e. My�la�, �e to purchawka, i tr�ciwszy nog� min��. Ale cho� �ape� drwala ma�o co go tkn��, wywr�ci� si� uczony Kosza�ek- Opa�ek i razem z szyszk� potoczy� gdzie� w do�ek. Szcz�cie 20 jeszcze, �e ka�amarz by� t�go przytkany i mocny. Zatrzymawszy si� w do�ku, uczony kronikarz siad�, pomaca� pot�uczone �ebra, a widz�c, i� s� ca�e, skrzywi� si� i splun��. � Tfu! i z przypadkiem takim! Cham przebrzyd�y! A ja si� z tym prostakiem w rozmow� chcia�em wdawa�! Ot� bym si� wybra�! Inaczej si� do tego wzi�� trzeba. Tu zacz�� po d�ugim nosie palcem trze� i my�le�. Naraz uderzy� si� w czo�o i rzek�: � Jako� mam wiedzie�, , czy wiosna przysz�a, czy nie przysz�a, kiedym jej drogi przez �wiat nie przemierzy�! I zaraz pilnie rozgl�da� si� zacz��, z czego by sobie kul� ziemsk� m�g� uczyni� i drog� wiosny na niej przemierzy�. Z nag�a spojrzy w bok, a� tu idzie je� �cie�yn�: kolce nastawi�, pyszczek wysun��, niesie jab�ko. Ucieszy� si� bardzo Kosza�ek- Opa�ek i grzecznie je�a powitawszy, o to jab�ko prosi�. Je� si� zl�k�, co za ma�y cz�owieczek taki, a �e sumienie mia� nieczyste, bo to jab�ko jednej gospodyni we wsi porwa� noc� i do swojej jamki ni�s�, wi�c co pr�dzej ucieka�, a zwin�wszy si� w k��bek, jak pi�ka z g�rki si� stoczy�. � St�j! St�j! Czekaj! � krzyczy za nim Kosza�ek- Opa�ek. � Ja tytko drog� wiosny na tym jab�ku przemierz� i zaraz ci je oddam. Ale je� we mgle g�stej ju� znikn��. � Ale to g�upie zwierz�! � rzek� do siebie Kosza�ek- Opa�ek. � Uciek� mi razem z tak� pi�kn� ziemi�. Co ja teraz zrobi�? Ha, trzeba postara� si� o inn� kul� ziemsk�. Szed� wi�c znowu, skacz�c przez kamienie i rowy. Niebawem znalaz� bry�k� wapna, ga�k� z niej ukr�ci�, wyd�wign�� j� na poblisk� g�rk� i �dziebe�kiem igliwia opad�ego z jod�y zacz�� po ga�ce owej rysowa� l�dy, morza, g�ry, rzeki, a� narysowa�, het precz, �wiat ca�y i na�o�ywszy na nos wielkie okulary, dr�g wiosny na nim szuka�. Ale ju� z g�rki mg�a spad�a w dolin�, chwil� majaczy�a nad ni� niby bia�a chusta, powlok�a �cian� le�n� modrym, lekuchnym oparem, a� rozesz�a si� wreszcie po jarach, a ��ki i pola, gaje i d�browy stan�y widne w z�otym �wietle s�o�ca. A wtedy od po�udniowego stoku wzg�rza wysz�a pi�kna dziewica trzymaj�c r�ce wzniesione nad ziemi� i b�ogos�awi�ce. Bosa sz�a, a spod jej st�p b�yska�y bratki i stokrocie; cicha sz�a, a doko�a niej d�wi�cza�y pie�ni ptasze i trzepoty skrzyde�; ciemna by�a na twarzy, jak ciemn� jest �wie�o zaorana ziemia, a gdzie przesz�a, budzi� y si� t�cze i kolory; oczy spuszczone mia�a, a spod jej rz�s�w bi�y modre blaski. To by�a wiosna. Sz�a tak blisko Kosza�ka- Opa�ka, �e go tr�ci�a jej lniana szatka, ciep�ym tchem wiatru owion�a, i tu� przy nim zapachnia�y fio�ki, przytulone r�wniank� do jej jasny