5076
Szczegóły |
Tytuł |
5076 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5076 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5076 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5076 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KRZYSZTOF KOCHA�SKI
Pod choink�
Pada� lekki, puszysty �nieg. Pokrywa� biel� zielone ga��zki niesionej przez nas
choinki. Szed�em pierwszy, �ciskaj�c mocno drzewko, nie zwa�aj�c, �e szpilki
k�uj� mnie w nadgarstek nad przykr�tk� r�kawiczk�. Z ty�u s�ysza�em kroki taty,
kt�ry trzyma� nasad� pnia. Ba�em si�, cho� tata m�wi�, �e wszystko b�dzie w
porz�dku. Ale mam osiem lat, wi�c to chyba nie taki wstyd ba� si� w tym wieku?
Obok nas szed� ochroniarz, wielki jak s�o�. W swoim berecie, spod kt�rego
wystawa�y czerwone od mrozu uszy, naprawd� przypomina� mi s�onia. W dodatku nogi
mia� grube jak kloce i przestawia� je oci�ale, niczym dwa d�wigary. Tylko tr�by
mu brakowa�o.
Za to mia� pistolet.
Mijali�my mn�stwo ludzi, wielu patrzy�o w nasz� stron� i wtedy ba�em si� jeszcze
bardziej. Na szcz�cie ochroniarz chyba te� to widzia�, bo co pewien czas, niby
od niechcenia, podnosi� wy�ej r�k�, t� w kt�rej trzyma� pistolet, i to tak, �e
nie spos�b by�o tego nie zauwa�y�.
To by� legalny ochroniarz i mia� zezwolenie na bro�. Za t� godzin�, kt�r� nam
po�wi�ci�, tata zap�aci� prawie tyle, co za choink�. Ale powiedzia�, �e warto, i
ja mu wierzy�em. Gdy mama wspomnia�a co� o wydatkach, tata pokaza� jej tylko
szram� na swoim policzku i by� spok�j. Co prawda, t� szram� tata zrobi� sobie
sam, gdy kiedy� przewr�ci� si� ze s�oikiem w r�kach, ale pokazuj�c j� mia� na
my�li inn� blizn�, t� naszego s�siada, znacznie wieksz�, pami�tk� sprzed kilku
lat, podobno wyniesion� z b�jki o choink�. W dodatku zabrali mu j� wtedy. Jak
wida�, mo�na jednak prze�y� �wi�ta bez choinki, bo s�siad do dzisiaj cieszy si�
dobrym zdrowiem.
Pewnie, �e mo�na.
Sami to kiedy� zrobili�my.
Nam si� uda�o. Ale wielu jest takich, kt�rym si� tak nie poszcz�ci�o. To
znaczy: wielu takich by�o.
Ka�dego roku.
Zobaczy�em nasz dom i od razu przesta�em si� ba�. Nasza ulica jest bardzo
spokojna i nawet gdyby kto� pr�bowa� odebra� nam choink�, z pewno�ci� mogli�my
liczy� na pomoc s�siad�w. �nieg prawie przesta� pada�, ledwie pr�szy�, jakby
wcze�niej specjalnie nas os�ania�, by�my bezpiecznie wr�cili do domu.
W oknie zobaczy�em mam� i moj� pi�cioletni� siostr�, Hani� - pewnie przez ca�y
czas wypatrywa�y nas niecierpliwie - i poczu�em si� jak bohater. Podnios�em do
g�ry r�k�, t�, w kt�rej trzyma�em czubek choinki i pokiwa�em im. Hania odmacha�a
mi rado�nie.
- Uwa�aj, bo po�amiesz! - krzykn�� tata, ale wiedzia�em, �e wcale nie jest z�y.
My�l�, �e w takich chwilach te� czuje si� jak bohater, tylko wstydzi si� do tego
przyzna�.
Przy furtce tata rozliczy� si� z ochroniarzem i po�egnali si�, podaj�c sobie
r�ce.
- Weso�ych �wi�t! - ochroniarz wyci�gn�� i do mnie swoj� wielk� d�o�. U�cisn��em
j�, a wtedy on zamacha� swoimi wielkimi uszami. S�owo daj�, �e to zrobi�! Mo�e
troszeczk�, tak ledwo ledwo, ale zrobi� to!
Potem odmaszerowa� ci�kim krokiem s�onia, a zmro�ony �nieg skrzypia� pod jego
butami. M�wi�, �e ma jeszcze du�o pracy. Wyobra�am sobie! Ka�dy by chcia�, �eby
jego drzewko ochrania� go�� o takim wygl�dzie.
Odk�d pami�tam, choink� zawsze ustawiali�my w salonie na dole. W tym roku nie
by�a du�a, tylko troch� wi�ksza ode mnie, ale tata powiedzia�, �e dla naszej
czw�rki wystarczy. B�dzie mo�e troch� ciasno, ale wystarczy.
- To miejsce jest najlepsze - stwierdzi�a mama, przygl�daj�c si� stoj�cemu w
rogu pokoju drzewku. - Daleko od okna, a szafa doskonale zas�ania dost�p z
prawej strony. Trzeba pod�o�y� wyk�adzin�.
- Spokojnie, spokojnie - odpar� tata. - Do jutra jeszcze du�o czasu.
- Tak, dla ciebie. Dla ciebie na wszystko jest du�o czasu.
- W porz�dku - machn�� r�k�, jakby odgania� natr�tn� much� - ju� j� rozk�adam.
- Nie powiniene� bra� Przema po t� choink�.
Taka jest mama; jak si� rozkr�ci, trudno j� zastopowa�.
- Niech si� ch�opak uczy.
Lubi� tat�. Gdyby nie tata, nic bym nie m�g� robi�.
Nigdy nie starcza choinek dla wszystkich. Zapyta�em tat�, dlaczego, a on odpar�,
�e tak to ju� jest na tym �wiecie. Na niekt�re sprawy mamy wp�yw, a na niekt�re
nie. Nie rozumia�em tego.
- A jak jest w innym �wiecie, tato?
Popatrzy� na mnie, troch� jakby ze smutkiem, ale potem u�miechn�� si�.
- Nie wiem dok�adnie - rzek�. - Sk�d mam wiedzie�?
A jednak co� wiedzia�, bo doda� po chwili: - M�wi si�, �e tam �wi�ta to symbol
spokoju. Bezpiecze�stwo.
- A �wi�ty Miko�aj?
Pog�aska� mnie po g�owie, jakbym by� dzidziusiem.
- Nie wiem. Mo�e go nie ma?
Nic wi�cej nie chcia� powiedzie�, ale zrozumia�em, �e tam zawsze starcza choinek
dla wszystkich, kt�rzy ich potrzebuj�...
Najgorzej by�o w zesz�ym roku. To pewnie wina taty, �e zabrak�o dla nas choinki.
Nikt tego g�o�no nie powiedzia�, ale przecie� to on na ka�de �wi�ta zajmuje si�
jej zdobyciem. Wyci�gn�li�my wtedy z piwnicy sztuczn� choink�, nigdy dot�d nie
u�ywan�, przechowywan� na wszelki wypadek. Mia�a plastykowe ig�y zielonego
koloru, lecz od razu by�o wida�, �e ta ziele� nie jest prawdziwa, by�a zbyt
soczysta. W og�le ca�a choinka wygl�da�a jak pomalowana, ale przynajmniej by�a
du�a, si�ga�a a� do sufitu. Hania, dla kt�rej rok to kupa czasu i zawsze zd��y
zapomnie� o zesz�ych �wi�tach, cieszy�a si� tak, jak cieszy� si� mo�e tylko
pi�cioletnia ofiara losu. Jak to podsumowa� kiedy� Muminek: nie rozumia�a powagi
sytuacji.
Prawd� m�wi�c, i mnie si� podoba�a, szczeg�lnie gdy by�a ju� ubrana, z mn�stwem
kolorowych lampek na ga��ziach. Tyle �e nie pachnia�a. Mama mia�a specjalny
zapachowy p�yn we flakoniku, ale trzyma�a go w zamkni�ciu do czasu przybycia
�wi�tego Miko�aja.
A on nie przyby�.
Mieli�my niebywa�e szcz�cie. Nie wiadomo, czy da�by si� nabra� na t� sztuczn�
choink�, oblepion� do przesady wat� i anielskim w�osem, poharatan� przez tat� z
jednej strony, �eby nie by�a taka r�wna. Nieraz zdarza si�, �e �wi�ty Miko�aj do
kogo� nie przychodzi, ale trzeba fartu, �eby nie przyby� akurat wtedy, gdy nie
jeste� na jego przyj�cie nale�ycie przygotowanym.
Za to tego roku byli�my przygotowani. Na d�ugo przed zapadni�ciem zmroku nasza
choinka sta�a dumnie na swoim miejscu, obwieszona delikatnymi bombkami, oraz
ozdobami wykonanymi przeze mnie i przez Hani�. Na samym czubku l�ni�a z�ota
gwiazda.
Sta�a na podwy�szeniu, a pod ni�, na mi�kkiej, mi�ej w dotyku wyk�adzinie, le�a�
kocyk i cztery niewielkie poduszki.
Jak powiedzia�em, byli�my przygotowani.
Lecz nie oznacza to wcale, �e nie by�o nam potrzebne szcz�cie.
Wypatrywali�my pierwszej gwiazdki. Na wszelki wypadek szuka�em na niebie
zaprz�onych w renifery sa� �wi�tego Miko�aja. Uwa�a�em, �e gwiazd� mo�na
przegapi� - na przyk�ad mo�e j� akurat przes�oni� jaka� chmura - a przecie� w
gruncie rzeczy i tak wypatrujemy jej tylko po to, �eby wiedzie�, �e �wi�ty
Miko�aj wyruszy� ju� w drog�.
Razem z Hani� biegali�my od jednego okna do drugiego, zadzierali�my do g�ry
g�owy, ale niczego nie by�o wida�. Rodzice siedzieli przy nakrytym od�wi�tnie
stole, kt�rego centralne miejsce zajmowa� zegar.
Ten zegar na pewno dok�adnie odmierza� czas. Jak co roku by� �wie�o po
przegl�dzie u zegarmistrza.
Mama z tat� dok�adnie wiedzieli, o kt�rej godzinie na niebie pojawi si� pierwsza
gwiazda, zawsze by�a punktualna, ale ja z Hani� i tak robili�my swoje. No bo co
by by�o, gdyby w tym roku �wi�ty Miko�aj przyby� wcze�niej?
- Ju� czas - powiedzia�a mama i wsta�a od sto�u. Twarz mia�a powa�n�,
wiedzia�em, �e si� boi, cho� pr�bowa�a tego nie okazywa�, pewnie ze wzgl�du na
nas.
- Na niebie jeszcze nie ma gwiazdki! - zawo�a�a Hania.
- Mo�e rzeczywi�cie jeszcze troch�... - zacz�� tata, ale mama nie da�a mu
sko�czy�.
- Czas! - powt�rzy�a z naciskiem i tata podni�s� si� bez s�owa.
Pierwsza wesz�a mama. Zahaczy�a w�osami o bombk�, kt�ra zerwa�a si� z ga��zki i
spad�a na pod�og�. Na szcz�cie si� nie st�uk�a, cho� - z drugiej strony - to
podobno dobry znak.
Choinka sta�a na specjalnym stojaku, ale i tak by�o pod ni� bardzo ma�o miejsca.
Tata da� znak Hani, kt�ra na czworakach, niczym biegn�ce zwierz�tko, do��czy�a
do mamy.
Potem wpe�zli�my ja z tat�. U�o�yli�my poduszki, �eby by�o nam wygodnie - nigdy
nie wiadomo, jak d�ugo przyjdzie siedzie� pod choink�. Mimo wszystko nie by�o
wygodnie, wi�c zamienili�my si�: ja poszed�em do mamy, a Hania do taty. Hania
zacz�a grymasi�, bo kilka k�uj�cych igie� wlecia�o jej za ko�nierz. Ledwie
zd��yli�my si� usadowi�, gdy co� zadzwoni�o. Najpierw cichutko, jakby z oddali,
a zaraz potem tu� tu�, jakby kto� nad samym uchem potrz�sa� ca�� gar�ci�
miniaturowych dzwoneczk�w.
Mama mia�a racj�, �e tak nas pop�dza�a.
W tym roku �wi�ty Miko�aj mia� na nosie okulary. Nie przypominam sobie, �eby
nosi� je w poprzednich latach, ale mo�e po prostu zapomnia�em. A mo�e jest ich
kilku?
Ubrany by� jak zawsze, ca�y w czerwieni, ze �nie�nobia�ymi wyko�czeniami na
r�kawach i obrze�ach kaptura. G�sta broda zakrywa� mu p� twarzy, ale i tak by�o
wida� jego du�y, czerwony nos, rumiane policzki i niebieskie oczy, �agodne i
weso�e.
Pomacha� do nas, u�miechaj�c si� zach�caj�co, ale widz�c, �e nie wychodzimy spod
choinki, wyra�nie posmutnia�.
- On chyba p�acze - szepn�a Hania.
- Ciii... - Tata delikatnie po�o�y� d�o� na jej ustach.
�wi�ty Miko�aj westchn��, pokiwa� g�ow�, jakby chcia� pokaza�, �e rozumie nasz�
sytuacj�, i �e wcale si� nie gniewa, po czym zdj�� z plec�w sw�j wielki w�r i
zacz�� wyci�ga� z niego pakunki. Wszystkie pooplatane by�y kolorowymi wst��kami
z napisami. Wyt�y�em wzrok i zobaczy�em, �e to nasze imiona, moje i Hani, a na
jednym przeczyta�em nawet Dla MAMY. Ka�dy pakunek mia� jedn� �ciank�
prze�roczyst�, przez kt�r� mo�na by�o zobaczy�, co jest w �rodku.
I zobaczyli�my.
Nie spos�b wymieni� wszystkiego, co znajdowa�o si� w tych paczkach. Powiem
tylko, �e je�li chodzi o mnie, to gdybym mia� cho� po�ow� z tego, co widzia�em,
by�bym najszcz�liwszym ch�opcem na �wiecie. A �wi�ty Miko�aj wci�� wyci�ga�
nowe prezenty, jego worek musia� by� zaczarowany, bo sterta, kt�ra wyros�a obok,
dawno ju� przekroczy�a jego pojemno��. Za ka�dym razem potrz�sa� kolejnym
pakunkiem, u�miecha� si� i macha� zach�caj�co w naszym kierunku.
Lecz my siedzieli�my cicho. Jak myszy pod miot��.
A potem �wi�ty Miko�aj przesta� si� u�miecha�. Wyprostowa� si� i przez d�u�szy
czas patrzy� prosto na mnie, nieruchomy, mo�na by pomy�le�, �e zamieni� si� w
kamie�. Nie mog�em oderwa� od niego oczu, chyba uda�o mu si� mnie
zahipnotyzowa�, na szcz�cie nie na tyle jednak, bym zdo�a� wyrwa� si� z obj��
mamy, zaciskaj�cej wok� mnie ramiona a� do b�lu. My�la�em ju�, �e nigdy nie
przestanie, oczy bola�y coraz bardziej, nie mog�em nawet ich zamkn��, dopiero
mama zorientowa�a si� w czym rzecz i szybko nakry�a je d�oni�.
Gdy ponownie ods�oni�a mi widok, zobaczy�em, �e �wi�ty Miko�aj stoi tu� przed
nami, z szeroko rozpostartymi ramionami. Nie patrzy� ju� na mnie, ale dopiero
teraz pozna�em, co znaczy prawdziwe przera�enie. Teraz, gdy wystarczy�o tylko
nieznacznie wyci�gn�� r�k�, aby go dotkn��.
Skurczybyk.
Sprawdza� choink�.
Gdyby by�a sztuczna, ju� by�oby po nas.
Potem �wi�ty Miko�aj pozbiera� wszystkie swoje wspania�o�ci i wrzuca� z powrotem
do worka, po�ykaj�cego je niczym jaki� nienasycony smok. Odszed� bezszelestnie,
przenikaj�c przez szyb�, nawet nie spojrzawszy za siebie, jakby�my nigdy wcale
go nie obchodzili. Przez sekund� jeszcze jaki� czerwony cie� wisia� w powietrzu
i nim znikn��, wypad� z niego pojedynczy pakunek. Odbi� si� od parapetu, upad�
na pod�og� i przekozio�kowa� w nasz� stron�. Gdy zatrzyma� si�, jego
prze�roczysta �cianka, skierowana by�a dok�adnie w stron� choinki. Wszyscy
widzieli�my zapakowanego w �rodku wielkiego pluszowego misia. Dla Hani,
przeczyta�em na szarfie i chyba przeczyta�em to na g�os, bo nagle Hania wyrwa�a
si� tacie z wyra�nym zamiarem przyj�cia prezentu. W ostatniej chwili tata z�apa�
j� za nog� i wci�gn�� z powrotem pod choink�. Z g�ry posypa� si� deszcz ozd�b.
Tym razem kilka bombek pot�uk�o si�. Wiedzia�em, �e mama b�dzie z�a, teraz
jeszcze tego nie okazywa�a, ale na pewno b�dzie.
- Musimy poczeka� do p�nocy - t�umaczy� tata, ale m�g� sobie t�umaczy�, Hania
i tak rozpacza�a nad tym misiem, jakby utraci�a najlepszego przyjaciela.
- Bo �wi�ty Miko�aj mo�e wr�ci� - powiedzia�em, mo�e g�upio, nie s�ysza�em, �eby
kiedykolwiek przychodzi� dwa razy tego samego wieczoru, ale my�la�em, �e to j�
uciszy. Pomyli�em si�, rozwy�a si� jeszcze bardziej. Naprawd� dziwaczna jest ta
nasza Hania.
Czekali�my i czekali�my. Czas d�u�y� si� niemi�osiernie. Wiele razy mia�em
wra�enie, �e zegar, stoj�cy na udekorowanym stole, zepsu� si�, bo jego wskaz�wki
stoj� w miejscu, lecz oczywi�cie wcale tak nie by�o. Hania w ko�cu uspokoi�a si�
i zasn�a. Ja nie mog�em zasn��. Po raz nie wiem kt�ry ogl�da�em misia, le��cego
zaledwie trzy metry ode mnie, i stwierdzi�em, �e podoba mi si� coraz bardziej.
Mia� jasnobr�zowe futerko, bia�� �at� na brzuszku i niezwykle sympatyczne pycho.
Fajnie by�oby mie� takiego misia. Szkoda, �e na szarfie nie jest napisane Dla
Przema.
Jednak zasn��em.
Obudzi� mnie tata.
- Za pi�� dwunasta!
Hania przeciera�a zaspane oczy. Wygl�da�a tak, jakby nie wiedzia�a na jakim
�wiecie �yje. Jak to Hania.
- Uwa�ajcie, dzieciaki! Nie b�jcie si�!
Na przek�r w�asnym s�owom tata przytuli� Hani� do siebie i schowa� jej g�ow� w
swoich ramionach. Mama chcia�a zrobi� to samo ze mn�, ale powiedzia�em, �e nie
jestem ma�ym dzieckiem.
Hukn�o, jakby ca�y dom rozlecia� si� w kawa�ki. We wszystkich oknach posypa�y
si� szyby, meble wyfrun�y w powietrze, a zastawiony potrawami st� roztrzaska�
si� o �cian�. Nasza �wi�teczna kolacja wbi�a si� w ni� tak bardzo, �e potem tata
musia� zeskrobywa� j� razem z tynkiem. Oczywi�cie, musieli�my kupi� nowy zegar.
Tylko na naszej choince nie drgn�� nawet jeden anielski w�os, nie zako�ysa�a si�
�adna bombka. R�wnie� my, skuleni pod ga��zkami, mama, Hania, tata i ja, nie
odczuli�my nic, jakby�my tkwili w jakim� niewidzialnym b�blu.
Po misiu nie pozosta� �lad. Zapewne wybuch rozni�s� go w py�. Podczas sprz�tania
znalaz�em, co prawda, bia�y kawa�ek, jakby fragment oka, ale r�wnie dobrze m�g�
to by� odprysk z talerza. Da�em go Hani, nale�a� si� jej, w ko�cu na szarfie
wyra�nie by�o napisane, �e to dla niej ten prezent.
Gdy wyszli�my spod choinki, bola�y nas wszystkie ko�ci. Spr�bujcie sami tyle
godzin przesiedzie� w takiej ciasnocie.
Lecz najwa�niejsze, �e wizyt� �wi�tego Miko�aja mieli�my ju� za sob�. Weso�ych
�wi�t! A� do nast�pnego roku.
Zostali jeszcze wprawdzie Kol�dnicy, ale to ju� ma�e piwo. Wystarczy dobrze si�
uzbroi�, zaryglowa� drzwi i po prostu nie wpu�ci� ich do domu.
Gdzie tam Kol�dnikom do �wi�tego Miko�aja!
Krzysztof Kocha�ski
grudzie� 1997