5070
Szczegóły |
Tytuł |
5070 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5070 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5070 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5070 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Micha� Kleczy�ski
Najemnik
Rozdzia� 1
Je�eli za �adny widok uwa�a si� troch� zieleni, wtopionej w typowe dla
wielkich miast betonowe zabudowania oraz ciekawe efekty �wietlne, kt�re co
chwil� roz�wietlaj� ciemne zau�ki mi�dzy budynkami, to widok z mojego okna w
pokoju hotelowym by� by pejza�em. Sta�em mo�e z pi�tna�cie minut wpatruj�c si� w
przeje�d�aj�ce na dole samochody. Z letargu wytr�ci�o mnie ciche buczenie
dobiegaj�ce z kieszeni w spodniach. Trzyma�em tam niewielkiej wielko�ci
komunikator, kt�ry szybko wyj��em i przy�o�y�em do ucha. Urz�dzenie mia�o
kszta�t lekko wyci�gni�tej kuli. Znajdowa� si� na niej ma�y monitor, na kt�rym
teraz mruga� d�ugi numer.
- Panie Sey, w�a�nie przyjecha�a pa�ska taks�wka - m�ski g�os wydoby� si� z
ma�ego g�o�nika - Mam przekaza� �e ju� pan schodzi?
Chcia�bym wyt�umaczy� kilka rzeczy. Nazywam si� Shen Sey i na co dzie� nie
mieszkam w takich hotelach jak ten. Po prostu ostatnio mia�em sporo got�wki,
kt�r� musia�em gdzie� wyda�. Kiedy� s�ysza�em �e odrobina luksusu jeszcze nikomu
nie zaszkodzi�a. Powiedzmy �e chcia�em to sprawdzi�.
- Tak, zaraz tam b�d� - zachrypni�tym g�osem odpowiedzia�em.
By�em kim� w rodzaju handlarza. Zreszt� bardziej trafnym sformu�owaniem by�o
by powiedzenie przedsi�biorcy. Moja dzia�alno�� nie ogranicza�a si� jedynie do
handlu, ale do wszystkiego co przynosi�o dochody.
Na t� planet� sprowadzi�y mnie g��wnie pieni�dze. Inaczej nigdy nie postawi�
bym tu swojej nogi. Pomy�le� �e by�a to kolebka ludzko�ci. Ziemia - trzecia
planeta od s�o�ca. Teraz chyba jedno z bardziej zapomnianych miejsc we
wszech�wiecie. Wed�ug mnie dlatego �e nadal kojarzona by�a z barbarzy�sk�
przesz�o�ci� rasy ludzkiej. Sama my�l o wojnach i katastrofach, jakie tu si�
wydarzy�y przyprawia�a o b�l g�owy. Niestety tutaj by�a jedyna siedziba mojego
aktualnego pracodawcy, wi�c nie mia�em du�o do gadania. Ubrany w sw�j najlepszy
str�j ruszy�em na um�wione spotkanie. Ku mojemu zdziwieniu taks�wkarz nawet nie
pr�bowa� je�dzi� w ko�o i liczy� sobie podw�jnie. Po p�godzinie dojecha�em na
miejsce.
Um�wi�em si� w klubie o przyjemniej nazwie "Rose". Z zewn�trz wszystko
wygl�da�o ca�kiem schludnie i przyzwoicie. Du�e metalowe drzwi doko�a
pod�wietlone ultrafioletowym �wiat�em zaprasza�y do wej�cia. Poprawi�em i tak
dobrze le��c� marynark� i ruszy�em do �rodka. Gdy tylko drzwi rozsun�y si�
poczu�em zapach tytoniu i alkoholu. By�o tu ciemno.
Zanim wzrok zd��y� si� przyzwyczai� do mroku mia�em wra�enie �e wszyscy
bywalcy klubu przyjrzeli mi si� dok�adnie. Spokojnym krokiem podszed�em do
kontuaru. Nie mog�em pozby� si� wra�enia �e sta�em si� atrakcj� wieczoru. Jakby
zaraz mia�o si� co� wydarzy�. Barman powoli podszed�.
- Nalej mi czego� mocnego - rzuci�em w jego kierunku.
- Mo�e by� w�dka?
- Dobra - skin��em g�ow� - Tylko z lodem.
Barman przyszykowa� trunek i w okr�g�ej szklance postawi� go przede mn�.
Dopiero teraz rozejrza�em si� po lokalu. Opr�cz sto�k�w przy kontuarze
znajdowa�o si� tu sporo stolik�w. Ku mojemu zdziwieniu klub by� prawie pusty.
Jedynie w kilku miejscach siedzia�y grupki podejrzanie wygl�daj�cych typ�w. Nie
byli to ludzie do kt�rych podchodzi�o si� zapyta� o godzin�.
- Co tu tak pusto? - rzuci�em w kierunku barmana.
- Chyba jeste� tu nowy? - m�czyzna spojrza� na mnie ze zdziwieniem w oczach
- Je�eli wpad�e� tu dla towarzystwa to wybra�e� sobie z�e miejsce.
- Mam si� tu z kim� spotka�.
- Powiedz mi - m�czyzna zbli�y� si� - Znam tu wszystkich. Powiem ci czy
jest ten na kogo czekasz.
Wyci�gn��em z kieszeni ma�� kartk� i po�o�y�em j� na kontuarze. M�czyzna
chwyci� j� i przeczyta�.
- Nazywam si� Shen Sey i mam si� z nim tu spotka�. Wiesz kto to jest?
Ponownie barman spojrza� si� na mnie jak na obcego. Kiwn�� r�k� na kilku
osi�k�w stoj�cych w rogu sali. Dw�ch m�czyzn szybkim krokiem podesz�o do mnie
od ty�u. Wygl�dali na ludzi kt�rzy nie znaj� si� na �artach a nie chcia�em
testowa� ich poczucia humoru. Postanowi�em si� nie odzywa�.
- Czemu chcesz si� z nim spotka�?
- To chyba nie tw�j interes - ca�y czas utrzymywa�em kontakt wzrokowy z
dw�jk� osi�k�w i barmanem - S�uchaj chc� tylko wiedzie� czy tu jest. Jak wiesz
to powiedz, jak nie to si� nie wtr�caj.
Nagle poczu�em silny uchwyt za szyj�. Drugi z m�czyzn zacz�� mnie
przeszukiwa�. Szarpn��em si�, jednak na darmo. Zapa�niczy chwyt nawet przez
chwil� nie zel�a�. Zazwyczaj nie musia�em nosi� przy sobie broni. Sam nie wiem
czemu dzi� j� wzi��em. By�o ju� po sprawie. Osi�ek wyj�� z wewn�trznej kieszeni
marynarki m�j pistolet. Bro� z brzd�kiem upad�a na szklan� powierzchni�
kontuaru.
- Mo�esz i�� - wskaza� drzwi w rogu sali - Bro� odbierzesz jak b�dziesz
wychodzi�.
Kiwn��em g�ow� i ruszy�em w kierunku drzwi, kt�re prowadzi� do przestronnego
magazynu. Na samym �rodku zaparkowany by� du�y czarny samoch�d z kt�rego od razu
wysiad�o kilku m�czyzn, jak tylko do niego si� zbli�y�em. Ca�a ta sytuacja
powoli zaczyna�a mi si� nie podoba�. Pracowa�em ju� dla bardziej podejrzanych
typ�w ni� ten, jednak spos�b w jaki mnie potraktowali pozostawia� wiele do
�yczenia.
- Pan Sey, jak s�dz� - m�czyzna stoj�cy w �rodku u�miechn�� si� i wyci�gn��
r�k� na powitanie.
- Shen Sey - poda�em mu r�k� - Widz� �e dbacie tu o ochron�.
M�czyzna skin�� g�ow� na pozosta�ych m�czyzn aby odeszli na wi�ksz�
odleg�o��. Odprowadzi�em ich wzrokiem.
- Mo�e mi pan m�wi� Ton - ubrany by� w r�wnie dobry garnitur co ja, jednak i
tak sprawia� wra�enie oprycha - Musz� szczerze powiedzie� �e inaczej sobie pana
wyobra�a�em. Wygl�da pan niezwykle m�odo, jak na osob� z pa�skim baga�em
do�wiadczenia.
U�miechn��em si� przyjmuj�c to jako komplement. Wiedzia�em �e zosta�em mu
polecony, przez mojego wcze�niejszego pracodawc�. Zreszt� sam te� sprawdzi�em go
najpierw. By� to gangster o dosy� ograniczonych wp�ywach. Dzia�a� g��wnie w
rejonach uk�adu s�onecznego. Mia�em wystarczaj�ce znajomo�ci aby wysadzi� go z
interesu na pewien czas. By�em pewien �e o tym wie.
- Panie Ton - m�wi�em spokojnie, chc�c wywrze� jak najlepsze wra�enie -
Proponuj� od razu przej�� do interes�w.
- Tak, tak. Pa�ski by�y pracodawca uprzedza� mnie �e jest pan konkretny.
Skoro tak to zaczynajmy - wyci�gn�� z kieszeni elektroniczny notes i poda� mi go
- Mia�em pewien problem z moim wcze�niejszym pracownikiem. Transportowa� on dla
mnie niezwykle cenny �adunek...
- Chcia�em tylko powiedzie� �e g��wnie zajmuj� si� transportem a nie
problemami z pracownikami - wtr�ci�em.
- Wiem. Sami rozwi�zali�my ten problem - wskaza� notes - Pa�skim zadaniem
b�dzie odnalezienie �adunku, kt�ry przewozi�. Z�apali�my go tu - znowu wskaza�,
tym razem punkt na mapie kt�ra wy�wietli�a si� w notesie - Niestety nie mia� ju�
towaru, kt�ry przewozi�.
Nie musia�em si� d�ugo zastanawia�, aby poj�� co musia�o si� sta� owemu
pracownikowi. Zapewne ju� nigdy nic nie ukradnie. To nie zmienia�o faktu �e
odnalezienie zaginionego �adunku - czymkolwiek by� - przy takiej ilo�ci danych
graniczy�o z cudem.
- Wie pan �e pa�ski towar mo�e by� ju� po drugiej stronie galaktyki?
- Nie do ko�ca. �adunkiem jest laboratorium. Z pewnych �r�de� wiem �e w
uk�adzie s�onecznym opr�cz mojego by�ego pracownika oraz pana nikt nie dysponuje
holownikiem zdolnym poci�gn�� tak� konstrukcj� - ponownie m�czyzna u�miechn��
si� szeroko - Jestem po prostu pewien �e m�j �adunek jest w tym sektorze.
Wiedzia�em ju� �e mia�em do czynienia ze spryciarzem. Zatrudni� mnie nie z
powodu moich umiej�tno�ci, ale dla tego �e mia�em odpowiedni statek. Gdybym si�
nie zgodzi�, by�a by szansa �e wynaj�li by mnie jego konkurenci i ju� nigdy nie
zobaczy� by owego laboratorium. O ile w og�le to by� to o czym m�wi�. Wiedzia�em
jedno mog�em rzuci� jak�� niez�� sumk�.
- Dam panu odpowied� w przeci�gu doby - westchn��em - Musz� to przemy�le�.
Sk�ama�em. By�em pewien �e wezm� t� robot�, jednak chcia�em troch�
przeczeka� gangstera. By�em pewien �e jutro zgodzi si� na ka�d� cen�, jak� mu
krzykn�.
- Bardzo dobrze. Prosz� si� nie �pieszy�...
M�czyzna kiwn�� g�ow� na znak zgody i ruszy� w kierunku swojego samochodu.
Za nim wsiedli wszyscy ochroniarze i czarny pojazd wyjecha� z magazynu. Sta�em
jeszcze chwil� i ruszy�em do barmana odebra� bro� i napi� si�.
Picie by�o jeszcze jedn� rzecz� w kt�rej by�em dobry. Tak bywa je�eli co�
robi si� od zawsze. Po wypiciu kilku drink�w ruszy�em w stron� hotelu. By�a ju�
p�na noc, jednak ruch uliczny nie zmala� nawet na moment. Ca�y czas nie
przestawa�em my�le� o sprawie. Jedn� z tajemnic tego �e jeszcze �y�em by�a
umiej�tno�� dobierania zada�. Zawsze patrzy�em najpierw na poziom
zainteresowania ludzi ow� spraw� a dopiero potem na pieni�dze. Ka�dy kto d�u�ej
popracowa� w tym interesie wiedzia� �e rozg�os by� najgorszym wrogiem.
Wiedzia�em o tym i ja. Z niewiadomych przyczyn ta sprawa wydawa�a mi si�
niezwykle �atwa. Do hotelu dotar�em kilka godzin przed �witem. Po drodze
zahaczy�em o kilka Pub�w i sklep monopolowy. M�j pok�j znajdowa� si� na ostatnim
pi�trze. By�y to apartamenty luksusowe. Puszyste dywany, mi�kkie kanapy i wodne
��ka by�y tu na standartowym wyposa�eniu. Z ledwo�ci� doszed�em do sypialni.
Nie mia�em si�y nawet zdj�� marynarki. Upad�em jak d�ugi w at�asow� po�ciel. Sam
nie wiem kiedy zasn��em.
Najgorsze w piciu by�o przestanie pi�. Chwil� trwa�o zanim skojarzy�em gdzie
jestem i jak si� tu znalaz�em. Czu�em jedynie potworne pragnienie i przera�liwy
b�l g�owy. Z wysi�kiem podnios�em si� i ruszy�em do �azienki. Zimny prysznic
otrze�wi� mnie na tyle �e ruszy�em do kuchni przygotowa� kaw�. Czarny nap�j w
po��czeniu z proszkami na b�l g�owy przyni�s� nies�ychan� ulg�. W takich
chwilach powinno si� powiedzie� co� w rodzaju: "Ju� nie b�d� pi�". Zawsze
�mieszyli mnie ludzie, kt�rzy zarzekali si� �e ju� nie b�d� a nast�pnego dnia
le�eli gdzie� pijani do nieprzytomno�ci. Dlatego wola�em nic nie obiecywa�.
Wiedzia�em po prostu �e przez jaki� czas nie b�d� mia� potrzeby na wypicie
wi�cej ni� kufla piwa.
Po wypiciu drugiej kawy i wypaleniu kilkunastu papieros�w zda�em sobie
spraw� �e przespa�em p� dnia. By�o grubo po osiemnastej. Straci�em tu
ca�kowicie poczucie czasu. Wszystko przez te noce i dnie. Odzwyczai�em si� od
tak szybko zmieniaj�cych si� p�r dnia. Doba trwa�a tu zaledwie dwadzie�cia
cztery godziny. Zna�em planety na kt�rych tyle trwa�a sama noc, a co dopiero
dzie�. Ruszy�em w kierunku wideofonu, zamocowanego na �cianie w kuchni.
Urz�dzenie mia�o rozmiary p�yty kompaktowej. W sumie by� to monitor. Wszystko
robi�o si� poprzez dotkni�cie go w odpowiednie miejsce. Ruchem r�ki uaktywni�em
ekran. Natychmiast pojawi� si� napis powitalny zapraszaj�cy do wprowadzenia
numeru. Wpisa�em d�ugi ci�g cyfr.
Po d�u�szej chwili wybierania numeru, ekran zrobi� si� na moment czarny, aby
po chwili ukaza�a si� na nim twarz Tona. Gangster u�miechn�� si� jak tylko mnie
zobaczy�. Widocznie wygl�da�em nie najlepiej. Rozpocz��em.
- Przemy�la�em ca�� spraw� i bior� to...
Twarz gangstera w monitorze nagle zacz�a mruga�. Pukn��em wideofon.
- Ciesz� si� bardzo panie Sey. Przeka�emy panu nasze informacje dotycz�ce
sprawy.
- Jest jeszcze jedna rzecz - przerwa�em mu w p� zdania - Nie jestem tani.
Bior� pi��dziesi�t tysi�cy z g�ry a drugie tyle po wykonaniu zadania. Poza tym
op�aca pan koszty podr�y, �ledztwa oraz ewentualne koszty zniszczenia mojego
statku.
Gdy sko�czy�em mia�em wra�enie �e nieco przesadzi�em. Twarz gangstera nieco
si� wykrzywi�a. Nawet zapali� papierosa. Po chwili jednak znowu jego twarz
przybra�a spokojny wyraz.
- Pa�skie warunki mi odpowiadaj� - m�wi� r�wnie spokojnie jak na pocz�tku
rozmowy - Teraz kilka moich. Spotka pan na stacji orbitalnej mojego pracownika.
Dostarczy on panu niezb�dne informacje dotycz�ce �ledztwa. B�dzie on panu
r�wnie� towarzyszy� przez ca�� drog�.
- Pracuj� sam...
- To jest m�j warunek - sykn�� nieprzyjemnie - Albo go pan spe�ni albo nici
z umowy.
Przekl��em w duchu �e nie krzykn��em wi�kszej ceny.
- Jak rozpoznam pa�skiego pracownika?
- O to prosz� si� nie martwi�. On znajdzie pana...
Nagle ekran zgas�. Mia�em m�tlik w g�owie. Czemu tak mu zale�a�o aby
towarzyszy� mi jego cz�owiek. Mo�e nie mia� ochoty mi p�aci� jak sko�cz� a mo�e
do ko�ca mi nie ufa� i chcia� wszystko kontrolowa� przez swojego zaufanego
cz�owieka. Tak czy inaczej b�d� musia� si� trzyma� na baczno�ci.
Nic mnie ju� tu nie trzyma�o. Postanowi�em jeszcze dzi� opu�ci� ziemi� i
uda� si� na stacj� orbitaln�. To tam zostawi�em sw�j statek i za�og�. Poza tym
mia�em ju� dosy� tej planety. O wiele bardziej pasowa�o mi �ycie w gwiazdach.
Przebrany w m�j normalny str�j w kt�rego sk�ad wchodzi�y czarne spodnie, na
kt�re lekko narzucona by�a cienka sk�rzana kurtka si�gaj�ca do pasa wymeldowa�em
si� z hotelu. Mia�em szcz�cie. Tego wieczoru lecia�y dwa promy orbitalne na
stacje. Za�apa�em si� na pierwszy z nich.
Stacja orbitalna, okr��aj�ca ziemi� przypomina�a je�a. Od prastarych modu��w
pami�taj�cych jeszcze dawne czasy odchodzi� nowsze a od tych nowszych przylega�y
jeszcze nowsze. Z bliska dos�ownie wygl�da�o to jak kula pozlepianych razem
przer�nych kolor�w plasteliny. Sam zastanawia�em si� w jaki spos�b to wszystko
funkcjonuje. Co gorsza stacja orbitalna ziemi by�a uwa�ana za jedn� z lepszych w
uk�adzie s�onecznym. Znowu poczu�em przenikliwy b�l g�owy. Dw�ch rzeczy
nienawidzi�em najbardziej. Wchodzenia w atmosfer� planety i jej opuszczania.
Towarzysz�ce temu turbulencje doprowadza�y mnie do sza�u. Podzi�kowa�em w duchu,
gdy w kieszeni kurtki znalaz�em ma�� buteleczk� wype�nion� z�otym napojem. Nie
zna�em nazwy tego alkoholu. Technik na moim statku go robi�. Trzeba by�o
przyzna� �e mia� do tego talent. Ju� po kilku �ykach poczu�em si� o wiele
lepiej. Nawet przesta�em zwraca� uwag� na turbulencj�, kt�re dos�ownie rzuca�y
kad�ubem promu. Gdy zobaczy�em dno butelki dotarli�my ju� na miejsce. Prom
przycumowa� do d�ugiego r�kawa ��cz�cego ze stacj� orbitaln�. Oko�o setki ludzi
ruszy�o d�ugim korytarzem. Mia�em jeszcze raz okazj�, tym razem z bardziej
bliska, przyjrze� si� powierzchni stacji. G�o�no sapn��em z braku s��w. Korytarz
wyprowadzi� nas do ogromnej hali b�d�cej poczekalni� i sal� odpraw w jednym.
Czeka�o tu mn�stwo os�b na co chwil� cumuj�ce promy z ziemi. Panowa� tu potworny
�cisk i ha�as.
Ludzi przekrzykiwali si� nawzajem, k��cili si� a do tego co chwil�
metaliczny g�os oznajmia� przybycie nowego promu.
Jak zahipnotyzowany ruszy�em w kierunku wind prowadz�cych na ni�szy poziom
stacji, gdzie znajdowa�y si� doki dla jednostek prywatnych. Staraj�c si� to
ukry� ca�y czas rozgl�da�em si� doko�a. Prze�ladowa�o mnie uczucie �e kto� mnie
�ledzi. Wiedzia�em o tajemniczym pracowniku Tona, jednak m�g� by� to kto�
jeszcze. Przez ostatnie kilka miesi�cy by�em pod obserwacj� Policji Gwiezdnej.
Na szcz�cie tylko mnie obserwowali, ale zmusi�o mnie to do bycia o wiele
ostro�niejszym. Wind� zjecha�em na sam d�. By�o tu nieco ciemniej i o wiele
mniej ludzi. Wspania�e miejsce do pozbycia si� ogona - pomy�la�em chowaj�c si�
za jednym z kontener�w stoj�cych przy ogromnej �luzie, b�d�cej wej�ciem na jaki�
statek. Z windy opr�cz mnie wysz�o jeszcze pi�� os�b. Ku mojemu zdziwieniu
rozeszli si�, jakby nigdy nic w zupe�nie przeciwne strony nic si� nie
zdradzaj�c. Powoli wysun��em si� zza �ciany. Sta�em w olbrzymiej hali, nazywanej
potocznie "prze�adunkow�". By�o to miejsce w kt�re w�drowa�y towary z �adowni
cumuj�cych tu statk�w. Nieco bardziej uspokojony ruszy�em w kierunku hali
"prze�adunkowej", do kt�rej przycumowany by� m�j statek. Znajdowa�a si� ona o
oko�o pi�� minut drogi od wind. Dlatego po chwili by�em na miejscu. Nie r�ni�a
si� ona od tej pierwszej niczym, opr�cz tego �e by�a ca�kowicie pusta. �luza
prowadz�ca do wn�trza �adowni, ust�pi�a gdy tylko wprowadzi�em d�ugi kod
otwieraj�cy na ma�ej klawiaturze zawieszonej na �cianie. Ukaza�o si� kolejne
puste pomieszczenie. By�a to �adownia mojego statku. Brudne czarne �ciany, s�abo
o�wietlone lampami jarzeniowymi, oznajmia�y �e od dawna nikt tu nie sprz�ta�.
By�a to najwi�ksza kabina. Na ko�cu znajdowa�o si� okr�g�e przej�cie za kt�rym
ci�gn�� si� d�ugi korytarz. Musia�em si� przygarbi� �eby si� przecisn��. Zawsze
si� zastanawia�em czemu zrobili takie ma�e przej�cia mi�dzy kabinami a
korytarzami. Opr�cz pok�adu po kt�rym teraz szed�em, by�y jeszcze trzy. Na
ka�dym z nich znajdowa�a si� taka sama �adownia, jak ta kt�r� przed chwil�
przechodzi�em. Po��czone by�y kilkoma szybami w kt�rych sun�y ci�kie windy
towarowe. Pok�ad najwy�szy, zwany "pierwszym", zaj�ty by� przez centrum
sterowania, na kt�re wszyscy m�wili "mostkiem", centrum sterowania holownikiem
oraz wiele innych niezb�dnych urz�dze�. Nie lubi�em tego pok�adu. Chyba za nisko
osadzony sufit. Aby i�� tu korytarzem trzeba by� schyli� g�ow�. Kolejnym
pok�adem by� "drugi". Kr�tko m�wi�c "mieszkalny". Kabiny za�ogi, mesa,
laboratorium, wszystko umieszczone by�o tu� pod "pierwszym". Schodz�c na pok�ad
"trzeci" lub "czwarty" trzeba by� najpierw si� prze�egna�. Panowa� tam istny
chaos. Znajdowa�y si� tam silniki oraz pot�ny reaktor, kt�ry zasila� ca�� t�
konstrukcj�. By�y to pok�ady najwa�niejsze a zarazem pok�ady w kt�rych zawsze
by�o co� do roboty. Kiedy� s�ysza�em �e nieod��cznym towarzyszem podr�y
kosmicznych s� naprawy. Zrozumia�em to dopiero, gdy sta�em si� w�a�cicielem tego
statku.
- Witam kapitanie... - ciep�y �e�ski g�os doszed� mnie zza plec�w, gdy
szed�em w kierunku, jednej z o�miu wind na pok�adzie "pierwszym.
By�a to Mia, m�oda dziewczyna pe�ni�ca funkcj� lekarza na pok�adzie. Wysz�a
zza rogu i powolnym krokiem podesz�a.
- Cze�� Mia - u�miechn��em si� - Wiesz kto jest na pok�adzie?
- Dzi� rano widzia�am Laure... nie wygl�da�a najlepiej - wesz�a do windy,
kt�ra w�a�nie co przyjecha�a - Chyba jest jeszcze Bruce ze swoj� ekip�, ale nie
jestem pewna. Nie by�am dzi� u nich na dole.
- Mamy robot� - winda ruszy�a w d� - Trzeba si� naradzi�. Zbierz ludzi i
przyprowad� ich do mesy.
Dziewczyna kiwn�a g�ow�. Jej blond w�osy bezw�adnie opad�y na plecy, gdy
winda z szcz�kiem zatrzyma�a si� na pok�adzie "drugim". Machn��em r�k� na
po�egnanie i ruszy�em prosto jasno o�wietlonym korytarzem w kierunku mesy. Laura
by�a moim drugim pilotem. Bruce i jego ekipa w kt�rej sk�ad wchodzili Feedback i
Kid, byli pok�adowymi technikami. To dzi�ki nim ta kupa metalu jeszcze lata�a.
By�a jeszcze jedna osoba za�ogi. Nawigator. By� to cz�owiek, kt�ry z wyboru
wi�kszo�� czasu sp�dza� w samotno�ci. Nie wiedzia�em dlaczego ale nigdy go nie
lubi�em. Irytowa� mnie t� swoj� otoczk� tajemniczo�ci. Nie zmienia�o to faktu �e
swoje obowi�zki wykonywa� celuj�co. Wszyscy nazywali go Bei Ar. To by�a ca�a
za�oga mojego statku. Siedem os�b. Troch� ma�o, jak na tak� konstrukcj�. Zawsze
jednak powtarza�em, �e nie liczy si� ilo�� ale jako��.
Ku mojemu zdziwieniu w mesie siedzia�a Laura z Bei. Czarnosk�ry m�czyzna
nawet nie spojrza� w moj� stron�, gdy wszed�em do przestronnej kabiny.
Znajdowa�o si� tu kilka sto��w, otoczonych mi�kkimi okr�g�ymi fotelami. Przy
�cianach sta�y przer�ne automaty s�u��ce do serwowania najr�niejszych potraw i
napoj�w. W kilku miejscach pod sufitem zawieszone by�y monitory.
- Witam wszystkich - rzuci�em i usiad�em przy ich stoliku.
- Wcze�nie wr�ci�e� z Ziemi - Laura w r�ku trzyma�a kubek z ciep�� kaw� -
Co� si� sta�o?
- I tak i nie. Nie mam �adnych problem�w a wr�ci�em bo dostali�my robot�.
Jak wszyscy przyjd� to wam wyja�ni� reszt�...
- Je�eli robota, to pewnie niebawem odlatujemy? - Bei wtr�ci�.
- Jak tylko statek b�dzie got�w...
- Z tym mog� by� problemy - kobieta skrzywi�a si� - Wczoraj Bruce m�wi� co�
o jakiej� awarii. Od wczoraj z ch�opakami siedzi w kana�ach naprawczych.
- Ta kupa z�omu zawsze si� psuje gdy jest potrzebna - g�o�no przekl��em -
Mam nadziej� �e to nic powa�nego. Ta robota...
Nie doko�czy�em, gdy do sali weszli w kolejno�ci Mia, Bruce, Kid i Feedback.
Od razu wida� by�o po nich �e co� naprawiali. Wszyscy ubrani byli w
jednocz�ciowe stroje robocze ca�kowicie ubrudzone smarem. Bruce, najwi�kszy z
ca�ej tr�jki i chyba najstarszy z ca�ej za�ogi statku ci�ko usiad� obok Bei.
- Dzi� akurat zastanawiali�my si� z ch�opakami co u naszego kapitana -
m�czyzna by� bezpo�redni i niezwykle prostolinijny - A tu kapitan nagle wr�ci�
na statek...
- S�ysza�em �e s� jakie� problemy?
- Nawali�y systemy ch�odz�ce lewego silnika - m�ody ch�opak o ksywce Kid
stan�� tu� za Brucem - Nie wiemy co z drugimi...
- Lepiej nie kracz! - stary mechanik skarci� ucznia - Na razie naprawiamy
lewy silnik. Powinni�my sko�czy� pod koniec tygodnia.
Postanowi�em �e nie oka�� zdenerwowania. Ten statek od ostatnich miesi�cy
dos�ownie si� rozlatywa�, wi�c winienie za to za�ogi by�o by g�upot�.
Wyci�gn��em z kieszeni paczk� papieros�w i zapali�em jednego. G�sta chmura dymu
unios�a si� w g�r�.
- B�d� musia� was opu�ci� na troch� - spojrza�em na wszystkich zgromadzonych
- Zostaniecie tu na stacji a� dostaniecie ode mnie wiadomo��. Wszystko jasne?
- A co z pieni�dzmi - Mia r�wnie� zapali�a papierosa - Mieli�my dosta�
wyp�aty?
U�miechn��em si� w duchu. Chyba z ca�ej za�ogi najbardziej lubi�em w�a�nie
Mia. Po prostu m�wi�a zawsze to co my�la�a. W ten spos�b zawsze �atwo j� by�o
rozszyfrowa�.
- Wasze wyp�aty s� na waszych kontach...
- Na pewno sobie poradzisz sam? - Laura wtr�ci�a w p� zdania - Zawsze
dzia�amy grup�?
U�miechn��em si� widz�c pr�b� wyra�enia troski. By�a tak samo nieszczera co
niepotrzebna. W skr�cie stre�ci�em cel zadania. Sam wiele nie wiedzia�em, wi�c
du�o opowiedzie� nie mog�em. Wszyscy rozeszli si� do swoich obowi�zk�w a ja
spakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy w zielon� torb� na rami� opu�ci�em pok�ad
statku.
Szed�em napi� si� do najbli�szego baru. Ca�y czas zastanawia�em si� w jaki
spos�b znajd� owego pracownika Tona. Bez �adnych informacji nie mog�em zacz��.
Nie wiedzia�em nawet gdzie dok�adnie Ton znalaz� zagubiony statek. Najbli�szy
bar znajdowa� si� kilkana�cie poziom�w wy�ej. Stacja orbitalna by�a rzeczywi�cie
olbrzymia. Ka�dy z poszczeg�lnych pok�ad�w, przypomina� dos�ownie inne dzielnice
miasta. Szkoda �e by�o tak ma�o miejsc w kt�rych mo�na by�o si� napi�. Winda
dowioz�a mnie na odpowiedni poziom. Od razu ujrza�em szyldy informacyjne
zawieszone kilkana�cie metr�w nad ziemi� i wskazuj�ce drog� do baru. Ruszy�em
ich �ladem. Jak si� okaza�o w barze przebywali prawie sami handlarze i
najemnicy. Mo�na by�o powiedzie� �e "sw�j zawsze trafi na swego".
Bar przypomina� nor�. Specjalnie wymontowano tu wszelakie o�wietlenia aby
panowa� tu mrok. �r�d�ami �wiat�� by�y jedynie hologramowe tancerki podryguj�ce
w takt muzyki na ma�ej scenie oraz na b��kitno pod�wietlony kontuar przy kt�rym
akurat zwolni�o si� miejsce. Mia�em szcz�cie. Szybko podszed�em i usiad�em.
- Barman daj mi butelk� Bolsa - kiwn��em w kierunku srebrnego robota o
kszta�cie cz�owieka - I kufel piwa.
Cz�ekopodobny robot z zaprogramowan� zwinno�ci� wyci�gn�� spod lady butelk�
w�dki i wraz z �wie�o nalanym piwem postawi� przede mn�. Rzuci�em mu kilka
banknot�w. Dawanie napiwk�w robotom zawsze mnie �mieszy�o. Mia�y zaprogramowane
gesty grzeczno�ciowe, jednak by�o to tak niezgrabne i sztuczne �e na og�
budzi�o ciche �miechy na sali. By�o tak i tym razem. Us�ysza�em gromkie brawa,
gdy metaliczny korpus niezgrabnie uk�oni� si�, jednocze�nie upuszczaj�c
naczynie, kt�re trzyma� w r�kach. Nagle us�ysza�em �e�ski g�os.
- Pan Sey?
- Tak - tu� za mn� sta�a kobieta.
Ubrana by�a w bia�� obcis�� bluzk�, kt�ra ko�czy�a si� na br�zowej
sp�dniczce zakrywaj�cej z ledwo�ci� kolana. Mia�a typowe rysy Azjatki, wyj�tkowo
�adnej i zgrabnej jak oceni�em.
- Mieli�my si� spotka� - odgarn�a czarne w�osy si�gaj�ce do karku.
- Przysy�a ci� Ton?
- Tak. Musimy porozmawia� - rozejrza�a si� doko�a - Chod�my mo�e do stolika.
Nie mog�em oderwa� od niej oczu. Spokojnie ruszy�em za ni� w kierunku
pustego stolika w rogu sali. Jednocze�nie kiwn��em w kierunku barmana, aby poda�
jakie� drinki.
- Nazywam si� Keyko - usiad�a przy �cianie.
- Mi mo�esz m�wi� Shen - mia�em ochot� jak najszybciej si� do niej zbli�y� -
Masz dla mnie informacje?
- Wszystko jest na tym kr��ku... - Niewiadomo sk�d w jej r�ku pojawi� si�
plastikowy no�nik informacji. Pewnie chwyci�em go i w�o�y�em w czytnik
umieszczony w swoim notesie elektronicznym. Na monitorze wielko�ci, paczki
zapa�ek, pojawi�y si� wszystkie informacje dotycz�ce sprawy - Najlepiej by�oby
uda� si� w miejsce, gdzie z�apali�my zdrajc�. Tam przeczeszemy okolic�.
- Przecie� go tam z�apali�cie - chwyci�em za kieliszek z kolorowym drinkiem
przyniesionym przez kelnerk� - Chyba nie s�dzisz �e tam ukry� to wasze
laboratorium?
- Czemu nie? - wbi�a we mnie swoje br�zowe oczy.
- S�dz� �e lepiej b�dzie si� uda�... - przechyli�em kieliszek z alkoholem i
popi�em piwem - ...tu.
Wskaza�em niewielk� kropk�, b�d�c� stacj� kosmiczn� otoczon� asteroidami.
By�o to miejsce po�o�one pomi�dzy Marsem a Jowiszem. Jedno z wi�kszych Pasm
Asteroid�w w uk�adzie s�onecznym. Stacja, kt�ra tam si� znajdowa�a by�a siedzib�
kilku ugrupowa� pirat�w oraz schronieniem dla wielu przest�pc�w. Oczywi�cie
oficjalnie nikt tego nie m�wi�.
Wed�ug mnie by�o to najlepsze miejsce od rozpocz�cia poszukiwa�. Wiedzia�em
to ju� dzi� rano.
- Po co mamy tam lecie�. Przecie� tam nic nie ma!
Wiedzia�em ju� �e kobieta od niedawna jest w bran�y. Odpad�a mo�liwo�� �e
mo�e spr�bowa� targn�� si� na moje �ycie. Ka�dy kto nie wiedzia� co znajduje si�
na tamtej stacji kosmicznej musia� by� albo nowicjuszem albo totalnym
ignorantem.
- Jest i to bardzo du�o - kiwn��em w stron� kelnerki, aby przynios�a takiego
samego drinka - Mam pewno�� �e tam trafimy na �lad waszego �adunku. O ile jest
jeszcze w Uk�adzie s�onecznym...
- O to si� nie martw - na�o�y�a nog� na nog� - Kiedy chcesz wyruszy� w
drog�?
Przez chwil� zastanawia�em si� czy aby na pewno dobrze zrobi� jak powiem �e
m�j statek jest zepsuty. Ton m�g� by odwo�a� jeszcze kontrakt. Nie mog�em sobie
pozwoli� na strat� stu tysi�cy. Pieni�dze by�y mi teraz potrzebne.
- Ruszymy pierwszym promem lec�cym w kierunku tamtej stacji - wypi�em
kolejnego drinka, kt�ry przynios�a m�oda kelnerka.
- My�la�am �e polecimy twoim statkiem?
- Nie chc� zwraca� na siebie uwagi - odetchn��em czuj�c moc alkoholu w
g�owie - Poza tym mamy ma�� awari� na pok�adzie.
Kobieta zrobi�a nieprzyjemn� min�. Jej oczy zdawa�y si� dos�ownie p�on��.
Poczu�em jak ziemia spod n�g zacz�a mi si� obsuwa�.
- Wiedzia�am �e wynajmowanie ciebie by�o jedynie kosztownym b��dem. Szkoda
�e Ton b�dzie musia� si� na tobie zawie��...
- Ty pewnie sama rozwi�za�a by� t� spraw�? - zadrwi�em.
- Na pewno bym sobie poradzi�a...
Przerwa�em gestem r�ki. Jedyne czego mi teraz by�o potrzeba to chwili
spokoju. Przerazi�a mnie my�l �e b�d� z t� kobiet� musia� sp�dzi� najbli�szy
okres czasu.
- Je�eli chcesz si� sprawdzi� to nie b�d� ci� powstrzymywa� - wsta�em od
sto�u - Zosta�em wynaj�ty przez Tona a nie przez ciebie. Pracuj� po swojemu i
jak ci to nie odpowiada zawsze mo�esz odej��.
Po raz pierwszy zauwa�y�em zak�opotanie, kt�re niczym poranek pojawi�o si�
na jej twarzy. Kiwn��em g�ow� i ruszy�em do wyj�cia z baru. By�em ju� prawie na
korytarzu, gdy poczu�em lekkie pukanie w rami�. Najwyra�niej Keyko wiedzia�a
kiedy pogodzi� si� z przeznaczeniem. Na jej twarzy pojawi� si� wymuszony
u�miech.
- Jaki masz plan?
- P�jdziemy teraz sprawdzi� kiedy mamy prom na stacje o kt�rej m�wi�em a
p�niej spr�bujemy za�atwi� jakie� fa�szywe dokumenty dla nas - m�wi�c to
u�miechn��em si� podobnie co ona.
Ruszyli�my wi�c razem korytarzem. Nie odezwa�em si� do niej ani s�owem. Ona
zreszt� te� milcza�a. Po dotarciu do sali odpraw dowiedzieli�my si� �e nie ma
bezpo�redniego promu lec�cego na tamt� stacj�, jednak by� jeden kurs kt�ry tam
robi kr�tki post�j. Wed�ug tablicy informacyjnej mieli�my trzy godziny do
odlotu. Pozosta�a jeszcze jedna wa�na rzecz.
Fa�szywe dokumenty. Wiedzia�em �e jestem pod obserwacj� Policji Gwiezdnej.
�ledzili oni moje wszystkie poczynania. To znaczy poczynania Shena Seya. Zmiana
nazwiska na pewno umo�liwi�a by mi opuszczenie Ziemi niepostrze�enie. Je�eli
natomiast chodzi�o o Keyko to wola�em aby r�wnie� u�ywa�a fa�szywych dokument�w.
Nie wiadomo co dziewczyna robi�a w przesz�o�ci. G�upio by by�o zosta� z�apanym
przez kobiet�.
Zna�em jednego fa�szerza, kt�ry akurat przebywa� na stacji. Jego us�ugi nie
nale�a�y do tanich, ale w ko�cu za wszystko p�aci� Ton. By�o prawd� �e za
pieni�dze dostanie si� wszystko. Nawet nowe �ycie. Dokumenty by�y gotowe w
godzin�. Keyko mia�a jakie� pretensje o to �e w dokumentach ma wpisane �e jest
moj� �on�, ale zby�em j� m�wi�c �e nie mia�em na to wp�ywu. Akurat. Chcia�em po
prostu aby by�o ciekawiej. Za ten wpis dop�aci�em dodatkowy tysi�c. Zwr�ci�o mi
si�, gdy przy zakupie bilet�w o�wiadczy�em kasjerowi �e jeste�my m�od� par� i
chcemy kupi� bilety w promocji dla nowo�e�c�w. Dla poparcia moich s��w z
entuzjazmem poca�owa�em moj� przybran� �on�. Nie spodziewa�a si� tego, jednak
zrobi�a to tak przekonuj�co �e przez chwil� nie mog�em wydoby� z siebie �adnego
s�owa. Z improwizacji dosta�a u mnie najwy�sz� ocen�.
Gdy metaliczny g�os oznajmi� odlot naszego promu, byli�my ju� na pok�adzie.
Siedzieli�my w rz�dzie przy oknie w dwu osobowych siedzeniach. Prom, by� w
rzeczywisto�ci pot�nym statkiem przystosowanym do przewozu pasa�er�w. Mie�ci�o
si� tu kilka setek ludzi siedz�cych na kilku pok�adach. Z dziesi�cio minutowym
op�nieniem wyruszyli�my. Siedzia�em przy oknie, wi�c mia�em mo�liwo��
obejrzenia jak z wolna oddalamy si� od stacji orbitalnej. Poczu�em nawet
przyjemno��, gdy pok�adem wstrz�sn�y lekkie turbulencje, b�d�ce normalnym
zjawiskiem przy uruchamianiu silnik�w. Przypomnia� mi si� moment kiedy po raz
pierwszy usiad�em za sterami statku. Tego uczucia nie da si� opisa�, ani na
pewno zapomnie�.
Wyci�gn��em si� wygodnie w fotelu. Moja r�ka pow�drowa�a do wewn�trznej
kieszeni kurtki, gdzie trzyma�em pe�n� butelk� w�dki, kt�r� kupi�em w barze na
stacji. Kilka �yk�w u�mierzy�o b�l g�owy, kt�ry zacz��em czu� od p� godziny.
K�tem oka zauwa�y�em Keyko wpatruj�c� si� we mnie. Wida� by�o �e chce co�
powiedzie�. Wyraz jej twarzy dawa� do zrozumienia �e nie b�dzie to pozytywna
my�l.
- Czemu tak du�o pijesz? - wskaza�a butelk� - Lubisz przez ca�y czas
�mierdzie� alkoholem?
By� to i tak du�y post�p. Od wydarze� przy zakupie bilet�w Keyko nie
odzywa�a si� do mnie nawet s�owem. Na jakiekolwiek pr�by nawi�zania kontaktu
odwraca� si� ode mnie lub udawa�a �e nie s�yszy. Wola�em pogada� z ni� nawet na
g�upi temat, ni� siedzie� w ciszy.
- Pij� bo lubi� - nic lepszego nie przysz�o mi do g�owy - Zawsze uwa�a�em �e
dziewczyny z ziemi lubi� si� porz�dnie napi�...
- Myli�e� si� - odwr�ci�a wzrok - Chyba mylisz si� dosy� cz�sto w sprawach
damsko-m�skich?
Nie wiedzie� czemu samo stwierdzenie "sprawach damsko-m�skich" wyda�o mi si�
�mieszne. Wzi��em kolejnego du�ego �yka prze�roczystego alkoholu.
- Masz napij si� - podsun��em jej butelk� - Mo�e wtedy zaczniesz gada� jak
kobieta a nie jak rozwydrzona smarkula.
Sam nie wiem czemu to powiedzia�em. Czasami najpierw co� powiem a dopiero
p�niej zaczynam si� zastanawia�. Teraz w�a�nie tak by�o. Keyko wsta�a z fotela
i rzuci�a mi swoje zamra�aj�ce spojrzenie.
- Nie s�ucham rad pijak�w, kt�rzy swoje wyrzuty sumienia staraj� si� ukry� w
butelce - jej g�os rozni�s� si� po kabinie - Mam ciebie szczerz dosy�!
Odprowadzi�em j� wzrokiem do wyj�cia z kabiny, a nast�pnie rzuci�em w jej
kierunku co� w rodzaju: "No to id�" i zacz��em kontynuowa� opr�nianie butelki.
Musia� bym sk�ama� �eby powiedzie� �e mnie zdenerwowa�a, czy nawet wyprowadzi�a
z r�wnowagi. Bardziej trafnym sformu�owaniem by�o by powiedzenie �e ca�a ta
sytuacja mnie rozbawi�a. Alkohol, kt�ry pi�em by� mocniejszy ni� mi si� to
pocz�tkowo zdawa�o. A mo�e dzia�a� z op�nieniem. W pewnym momencie stwierdzi�em
�e jestem niezwykle senny. Powieki zacz�y mi ci��y� jakby by�y z o�owiu i
najzwyczajniej w �wiecie zasn��em.
Podr�e gwiezdne odbywa�y si� przy pomocy generator�w tuneli
czasoprzestrzennych. Tworzy�y one niezwyk�� anomalie, kt�r� wszyscy nazwali
tunelem. Uda�o si� j� opanowa� na tyle, �e ustalaj�c miejsce docelowe podr�y
oddalone o miliony lat �wietlnych ca�a droga mog�a trwa� zaledwie kilkana�cie
godzin. By� to wielki zwrot nauki w dziedzinie podboju wszech�wiata. Dzi�ki
niemu ludzko�� wesz�a w now� er�. Er� eksploracji i podboju kosmosu. By�o to
oczywi�cie dawno, bardzo dawno temu. Tak dawno �e nie warto by� sobie tym
zaprz�ta� g�owy. Obudzi�em si� sam. A mo�e dlatego �e niewielki wstrz�s kad�ubem
sprawi� �e uderzy�em si� o kant fotela. Roztar�em obola�� g�ow� i rozejrza�em
si� po kabinie.
Przespa�em prawie ca�� podr�. Prom lecia� ju� mi�dzy bezw�adnie dryfuj�cymi
asteroidami. Chcia�em ju� wsta� i spyta� si� kogo� ile jeszcze zosta�o nam
czasu, ale zobaczy�em id�c� w moim kierunku Keyko. Kobieta trzyma�a w r�ku tack�
z jedzeniem. Bez s�owa usiad�a ko�o mnie i zacz�a je��.
- Za ile b�dziemy na miejscu? - czu�em jeszcze moc alkoholu p�yn�cego we
krwi.
- Za p� godziny - odpar�a spokojnym g�osem.
Przespa�em pi�� godzin. Czu�em si� jednak jakbym spa� o wiele mniej.
- S�uchaj - spojrza�em na ni� - Przepraszam za wtedy, ale jak mamy razem
pracowa� to musimy si� do siebie odzywa�. Mi te� si� to nie podoba...
- Wszystko w porz�dku - spojrza�a na mnie swoimi br�zowymi oczami -
Zachowujmy si� jak profesjonali�ci.
Przytakn��em i u�miechn��em si� do siebie. Ucieszy� mnie fakt �e
przynajmniej jej te� nie zale�a�o na awanturach.
Prom nieub�aganie zbli�a� si� do kosmicznej konstrukcji, b�d�cej stacj�.
Wko�o wielkiego jajka, kr��y�y olbrzymie spirale do kt�rych przycumowane by�y
przer�ne statki, okr�t oraz inne kosmiczne sprz�ty. By�o to co� w rodzaju
parkingu. R�wnie� prom przywar� do pierwszego wolnego wej�cia umieszczonego na
gigantycznej spirali poruszaj�cej si� wok� jaja.
Spirale by�y istnymi portami kosmicznymi. Ich zadaniem by�o tylko i
wy��cznie przyjmowanie przybysz�w i sterownie ruchem wok� stacji. A by�o czym
sterowa�. Ju� przez samo okno w kabinie widzia�em wiele statk�w czekaj�cych w
kolejce na zwolnienie si� jakiego� miejsca. Po opuszczeniu promu wraz Keyko
udali�my si� to g��wnej cz�ci stacji. Droga od spirali do jajka, b�d�cego
centrum odbywa�a si� dzi�ki superszybkim kolejk�, kt�re mkn�y specjalnymi
tunelami. Centrum przypomina�o bardziej miasto, ni�eli wn�trze stacji
kosmicznej. By�o tu normalne centrum handlowe, i to nie jedno lecz kilka. Cz��
mieszkalna, turystyczna a nawet cz�� stacji by�a przeznaczona wy��cznie do
cel�w rozrywkowych. Po zostawieniu baga�y w przechowalni ruszyli�my rozejrze�
si� po okolicy. Dowiedzia�em si� �e Keyko jeszcze nigdy tu nieby�a. Zacz��em
mie� dziwne podejrzenia �e kobieta nieby�a nigdzie dalej ni� stacja orbitalna
Ziemi. Ca�y czas �apczywie rozgl�da� si� doko�a obserwuj�c dos�ownie wszystko. W
pewnych momentach zachowywa�a si� dos�ownie jak ma�a dziewczynka, gdy zauwa�a�a
jakie� stoisko z pami�tkami z innych galaktyk. B��kitne kryszta�y, �wiec�ce
r�nymi kolorami, diamenty wielki jak pi��, wszystko to musia�a dotkn�� i
dok�adnie obejrze�. Przez chwil� po�a�owa�em �e wybra�em drog� przez centrum
handlowe. Nie mia�em dok�adnego planu dzia�ania. Mia�em natomiast uczucie �e
dowiemy si� tu czego� na temat pracownika Tona lub nawet samego tajemniczego
�adunku.
- Keyko! - krzykn��em w kierunku dziewczyny, kt�ra w najlepsze ogl�da�a
ciuch na jakim� stoisku - Zamelduj nas w tym hotelu. Wr�c� za kilka godzin.
- Dok�d idziesz?
- Chce si� jeszcze rozejrze�...
Spodziewa�em si� powie �e chce i�� ze mn�, jednak ona przytakn�a i ruszy� w
stron� hotelu. Machn��em r�k� na po�egnanie i ruszy� prosto pasa�em handlowym.
Ci�gn�� on si� jeszcze przez kilkana�cie metr�w a zako�czy� si� wind� prowadz�c�
na inne poziomy stacji. Zjecha�em ni�ej, gdzie rozci�ga� si� inny bardziej
urozmaicony pasa�. Chodzi�em tak w ko�o mo�e przez p� godziny. W kilku
stoiskach pyta�em si� o mo�liwo�� wynaj�cia pilota, jednak zawsze wzdrygano
ramionami na znak zdziwienia. M�j problem polega� na tym �e nie zna�em tu
nikogo. W ko�cu jeden z handlarzy odes�a� mnie do baru o tajemniczej nazwie
"Star Light". Wymy�li�em prosty plan. Mia�em udawa� handlarza, kt�ry chce
wynaj�� dobrego pilota. Bar, zreszt� jak mog�em si� spodziewa� znajdowa� si� w
dzielnicy rozrywki. Ta strefa stacji spodoba�a mi si� od pocz�tku. O�wietlenie
tu w odr�nieniu od reszty dzielnic mia�o kolor czerwony. Wsz�dzie gra�a g�o�na
muzyka wprawiaj�ca w nastr�j do zabawy. Szkoda �e by�em tu w interesach.
Pomy�la�em. Pasa� r�wnie� r�ni� si� od innych jakie widzia�em. Wko�o kr�ci�y
si� �liczne dziewczyny zapraszaj�ce do przer�nych klub�w, kasyn oraz innych
dom�w uciech. Postanowi�em �e odwiedz� to miejsce na pewno, gdy b�d� mia� wi�cej
wolnego czasu.
Bar "Star Light" nie by� tak okaza�y jak wi�kszo�� klub�w na g��wnym pasa�u.
Wchodzi�o si� do niego najpierw przechodz�c przez zaplecze dobrze wyposa�onego
sklepu z alkoholami. Gdy wszed�em do �rodka, natychmiast zrozumia�em w czym to
miejsce r�ni� si� od innych i czemu by�o tak ukryte. Wsz�dzie kr�ci�y si� go�e
striptizerki, kt�re od wej�cia zasypywa�y najkorzystniejszymi ofertami mi�ego
sp�dzenia czasu. Znajdowa�o si� tu kilka sto��w do gry w kart i jak�� dziwn� gr�
kt�rej dok�adnie nie zna�em. Reszt� miejsca zajmowa�y cztero osobowe stoliki
przy kt�rych siedzia�y r�nej rasy typy spod ciemnej gwiazdy. Najdziwniejszy
wyda� mi si� ca�kowicie ow�osiony osobnik, cz�ciowo ubrany w sk�rzane
ozdobniki. Siedzia� on akurat przy lampie, dlatego go zauwa�y�em. Staraj�c si�
nie zwr�ci� na siebie uwagi podszed�em do kontuaru. Za nim sta� gruby oble�ny
m�czyzna. Od razu przysz�o mi na my�l �e lepiej abym mu nie wchodzi� w drog�.
- Czego chcesz! - krzykn�� w moim kierunku. Dos�ownie ledwo go us�ysza�em
dzi�ki g�o�nej muzyce dochodz�cej z g�o�nik�w umieszczonych suficie.
- Potrzebuj� informacji...
- Zam�w co� to mo�e si� czego� dowiesz - jego g�os dos�ownie dudni�.
Rozejrza�em si� wko�o zobaczy� co wszyscy pij�. Niestety nie
zidentyfikowa�em tego trunku. By� to najprawdopodobniej zak�adowy specja�.
Postanowi�em �e zaryzykuj�.
- Specjalno�� zak�adu! - przekrzycza�em basy.
Barman u�miechn�� si�. Odwr�ci� si� do mnie plecami. Widzia�em jak co�
miesza, aby w ko�cu poda� mi szklank� pe�n� oleistego napoju w kolorze jesiennej
czerwieni.
- Trzeba to wypi� na raz - jego twarzy nie opuszcza� wredny u�miech -
Inaczej b�dzie niedobre...
Zwa�y�em drinka w r�ku i na raz przechyli�em do buzi. Poczu�em ostry smak
w�dki po��czony z czym� czego nie mog�em zidentyfikowa�.
- Niez�e - rzuci�em kilka banknot�w w kierunku barmana - To za drinka. A
teraz mam pytanie.
- Strzelaj...
- Szukam pilota o imieniu Hawk. Wiesz gdzie mo�e si� znajdowa�?
Twarz barmana nagle spos�pnia�a. Nachyli� si� nad kontuarem i cichszym
g�osem rozpocz��.
- Rzu� mi jeszcze setk� a powiem ci co� o Hawku - jego oczy nawet nie
mrugn�y gdy po�o�y�em na blat kolejny banknot - Ostatnio to najpopularniejszy
pilot w okolicy. Kr��� o nim dziwne opowie�ci, ale nikt nie wie gdzie on
dok�adnie jest - nala� mi kolejnego drinka.
- Nie wiesz kto mo�e to wiedzie�? - po�o�y�em na stole kolejny banknot
oznaczony nomina�em sto.
- Mo�liwe �e jego wsp�lnik. O nim przynajmniej wiadomo �e jest na stacji.
Nazywa si� Tomy - grubas schowa� banknoty do kieszeni - O ile b�dziesz mia�
szcz�cie odnajdziesz go zanim odnajd� go go�cie, kt�rzy byli tu dzi� rano.
Pytali o to samo co ty...
- Jak wygl�dali?
- Powiem kr�tko... - sapn�� oci�ale - ...nie chcia� by� si� z nimi spotka�
w ciemnej uliczce. Mo�esz mi uwierzy� na s�owo.
Na tym rozmowa si� urwa�a. M�czyzna odszed� obs�u�y� jakiego� klienta.
Mog�em mu powiedzie� �e Hawk nie �yje i �e za�atwili go ludzie Tonego. Jednak
jak bym to zrobi� od razu pozbawi� bym si� swojej przykrywki i prawdopodobnie
�ycia. Doko�czy�em swojego drinka i z wolna wyszed�em z baru. Ca�y czas nie
opuszcza�o mnie wra�enie �e barman nie powiedzia� mi wszystkiego. I nie by�a to
kwestia pieni�dzy. By�y w ko�cu rzeczy o kt�rych lepiej by�o nie m�wi�.
Kwestia odnalezienia wsp�lnika Hawka mog�a by� trudniejsza ni� to si� z
pocz�tku wydawa�o. Z zasady ludzie mieszkaj�cy na tej stacji nie ufali obcym. A
w�a�nie taki tutaj by�em. Jak tylko opu�ci�em bar zauwa�y�em dw�ch podejrzanych
typ�w id�cych za mn�. Uda�em �e ich nie widz�, jednak �ledzili mnie tak
nieudolnie �e trudno ich by�o nie zauwa�y�. Mo�e robili to celowo, aby mnie
przestraszy�. Sam nie wiem w jaki spos�b zap�dzi�em si� w �lepy zau�ek. By�em
tak zaj�ty pr�b� zidentyfikowania dw�ch m�czyzn �e nie zwr�ci�em uwagi kt�r�dy
id�. Wszed�em w korytarz zako�czony wlotem do komory zsypowej. Gdy zda�em sobie
spraw� jaki b��d pope�ni�em by�o ju� za p�no. Dw�ch m�czyzn zagrodzi�o mi
wyj�cie. By�em odci�ty. Byli mojego wzrostu, dobrze zbudowani. Ubrani byli
elegancko, jednak wygl�d nie pasowa� do gro�nego wyrazu ich twarzy. Co najgorsze
nie mia�em �adnych szans na ucieczk�. Wolnym krokiem zbli�yli si� do mnie.
- S�yszeli�my �e rozpytujesz o Hawka - stoj�cy po lewej stronie gangster
rozpocz�� - Co od niego chcesz?
- Szukam pilota - specjalnie wydoby�em z siebie przestraszony g�os.
- Dla kogo pracujesz - tym razem gangster z prawej zbli�y� si� i chwyci�
mnie za rami� - Kto jest twoim szefem!
Wiedzia�em ju� �e nie sko�czy si� tylko na pogaw�dce. Mia�em tylko zamiar
trzyma� si� swojej wersji, jak najd�u�ej.
- Pracuj� sam... - dr��cym g�osem rzuci�em - ...szukam jedynie pilota...
czego ode mnie chcecie...?
Udawanie przera�onego w tej sytuacji nie wymaga�o specjalnych zdolno�ci
aktorskich. Obaj gangsterzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie
spodziewa�em si� ciosu, kt�ry jak grom spad� na m�j nos. Gdybym nie by� trzymany
przez drugiego na pewno upad� bym jak d�ugi na ziemi�. Us�ysza�em chrupni�cie
w�asnej chrz�stki i ciep�a krew zala�a mi twarz.
- Gadaj! - ten co mnie uderzy� podni�s� r�k� strasz�c kolejnym ciosem -
Jeste� z Policji?!
- Nie jestem z Policji! - krzykn��em mu w twarz.
Musia�em zaatakowa�. Z�apa�em za r�k� gangstera, kt�ry mnie trzyma�. W
odpowiedni spos�b j� wykr�caj�c sprawi�em �e m�czyzna z krzykiem upad� na zimn�
pod�og�. Przez najbli�sze kilka tygodni nie b�dzie m�g� ni� rusza�. Niestety nie
zd��y�em zablokowa� ciosu, kt�ry powali� mnie na pod�og�. Szybko wsta�em.
Kontratak by� natychmiastowy.
Doskoczy�em do stoj�cego gangstera i kilkoma ciosami w g�ow� powali�em go na
ziemi�. Wiem �e kopanie le��cego nie by�o szczytem honoru, jednak atakowanie we
dw�ch na jednego r�wnie� nim nie by�o. Wymierzy�em kilka pot�nych kopniak�w w
zamroczonego m�czyzn�. Nagle poczu�em silne uderzenie w ty� g�owy. Zakr�ci�o mi
si� w g�owie na tyle �e w miejscu w kt�rym sta�em upad�em. Nie doceni�em
drugiego osi�ka. Podni�s� si� z ziemi wcze�niej ni� si� tego spodziewa�em. Role
odwr�ci�y si� diametralnie. Teraz ja le�a�em na ziemi i przyjmowa�em ciosy
nogami. Z ka�dym uderzeniem coraz s�abiej odczuwa�em b�l. Oczy przys�oni�y si�
lekk� mg��. Chyba nawet straci�em na chwil� przytomno��, gdy jeden z kopniak�w
trafi� mnie prosto w szcz�k�. Czu�em �e nie mam nawet si�y utrzyma� otwartych
powiek. Gdy us�ysza�em trzask �amanych �eber zwymiotowa�em krwi�. Ciosy nagle
ust�pi�y.
Z ca�ych si� wyt�y�em wzrok. Krew nap�yn�a mi do oczu. Widzia�em jak stali
nade mn� i co� do siebie m�wili. Ten, kt�ry kopa� najsilniej masowa� z�aman�
r�k�. Z niewiadomych przyczyn podnie�li mnie i ruszyli ze mn� w kierunku komory
zsypowej. Jak tylko zobaczy�em czarny wlot uzmys�owi�em sobie �e to ju� koniec.
M�czy�ni bez zbytecznego wahanie wrzucili mnie, jakbym by� torb� ze �mieciami.
Nie wiem jak d�ugo i z jakiej wysoko�ci lecia�em. Chyba wtedy ponownie straci�em
przytomno��. Obudzi� mnie natomiast upadek.
Le�a�em na kupie �mieci. Za kt�re zreszt� dzi�kowa�em, bo gdyby nie one na
pewno nie prze�y� bym lotu. Smr�d zgnitych produkt�w poparty odorem kt�rego nie
da�o si� zidentyfikowa� dzia�a� r�wnie� pobudzaj�co. Le�a�em jeszcze chwil� na
plecach staraj�c si� zebra� w sobie wszystkie si�y i spr�bowa� wsta�. P�
przytomny do gramoli�em si� do w�azu prowadz�cego do sektor�w dla pracownik�w
oczyszczalni. Jak tylko ponownie pod nogami poczu�em zimn� powierzchni�
metalowej pod�ogi osun��em si� na ni� i z hukiem upad�em. Us�ysza�em jedynie
jakie� krzyki dochodz�ce w moim kierunku. Nie mia� si�y podnie�� g�owy i
zobaczy� co jest ich �r�d�em. Zapad�em w g��boki sen.
Po otworzeniu oczu nie wiedzia�em gdzie jestem. Wsz�dzie widzia�em jasne
bia�e �wiat�o. Le�a�em w jasno o�wietlonej kabinie na dosy� wygodnym ��ku. Po
sprz�cie medycznym stoj�cym obok stwierdzi�em �e znajduje si� w szpitalu. Z
wysi�kiem usiad�em. Do r�k i klatki piersiowej przymocowane mia�em przer�ne
rurki i kabelki. Ruchem r�ki wszystkie od��czy�em. Us�ysza�em g�o�ne pikanie
dochodz�ce z komputera medycznego w rogu sali. Po chwili przez okr�g�e drzwi
wbieg� wysoki lekarz w asy�cie piel�gniarki i... Keyko. Z�apa� si� za g�ow�
widz�c �e pr�buj� wsta�.
- Nie wolno panu wstawa�! - krzykn�� podbiegaj�c do ��ka - Jest pan jeszcze
os�abiony. Ko�ci jeszcze do ko�ca si� nie zros�y...
- Gdzie ja jestem? - ku mojemu zaskoczeniu g�os kt�ry z siebie wydoby�em
przypomina� bardziej charczenie ni� ludzk� mow�.
- W szpitalu - lekarz wyda� si� zaskoczony pytaniem - Wczoraj przynie�li
pana pracownicy oczyszczalni. Mia� pan z�amanych kilka �eber, wylew wewn�trzny w
okolicach p�uc oraz liczne st�uczenia. Gdy by dowie�li pana o p� godziny
p�niej by�o by ju� po panu...
- Musz� i��... - jeszcze czu�em zawroty g�owy - Prosz� przygotowa�
dokumenty. Wypisuj� si� za swoj� pro�b�...
Lekarz skin�� g�ow�. Mrukn�� co� do piel�gniarki i wraz z ni� opu�ci�
kabin�. Keyko po cichu podesz�a i usiad�a na ��ku ko�o mnie. R�wnie� nie
wygl�da�a najlepiej. Chyba nie spa�a od wczoraj.
- Powiesz mi co si� sta�o?
- Jak tylko st�d wyjdziemy wszystko ci opowiem - wsta�em i podszed�em do
lustra zawieszonego na �cianie - Na razie powiem ci tylko �e trafi�em na jaki�
trop...
Widok w lustrze nie poprawi� mi nastroju. Lewe oko prawie ca�e zas�oni�te
przez nachodz�c� na nie opuchlizn� by�o niczym w por�wnaniu z napuchni�tymi
wargami. W kilku miejscach dostrzeg�em niewielkie strupy, by�y najwyra�niej
pozosta�o�ci� po wi�kszych ranach. Reszt� twarzy pokrywa�y ��to-fioletowe
si�ce, kt�re w niekt�rych miejscach podchodzi�y bardziej pod krwisty kolor. Co
najgorsze ca�y by�em poobijany i z ledwo�ci� mog�em si� rusza�.
- Przynios�am ci twoj� torb�... - dziewczyna wyci�gn�a spod ��ka m�j baga�
- Nie wiedzia�am co ci przynie��... wi�c wzi�am wszystko.
U�miechn��em si�, a przynajmniej wygi��em w takim ge�cie usta. Z trudem
ubra�em si� w czyste rzeczy. Czu�em b�l dos�ownie przy ka�dym ruchu. Przez
d�u�sz� chwil� szuka�em czego� w torbie.
Pistolet le�a� na samym dnie. Odbite �wiat�o od srebrnych zako�cze� b�ysn�o
mi po oczach. W kilku ruchach za�adowa�em pe�ny magazynek, sprawdzi�em
zabezpieczenia i wsun��em bro� do kieszeni. Dok�adnie w tym momencie do kabiny
wszed� lekarz w r�ku trzymaj�c elektroniczny notes. Narzuci�em na siebie d�ugi
czarny p�aszcz i ruszy�em w jego kierunku.
- Prosz� podpisa� w tym miejscu - doktor wskaza� oznaczone na czerwono
miejsce - Na pani miejscu dba� bym o m�a... - spojrza� na Keyko, kt�ra chwyci�a
mnie za r�k�.
- Na pewno b�d�.
Wyszli�my nie ogl�daj�c si� za siebie. Czu�em si� nienajlepiej jednak
stracili�my wystarczaj�co du�o czasu. Nie trudno by�o wpa�� �e dw�ch gangster�w
napu�ci� na mnie barman.
Tylko niego pyta�em si� o Hawka. Wraz z Keyko ruszyli�my do cz�ci sektora
rozrywkowego. Po drodze opowiedzia�em jej historie ostatnich kilku godzin. Nie
wiedzia�em jeszcze jak ale musia�em dowiedzie� si� czego� o tej dw�jce. Czu�em
�e dzi�ki nim posuniemy si� na prz�d w poszukiwaniach wsp�lnika Hawka. Zaj�li�my
miejsce w kawiarence naprzeciwko baru "Star Light". Punkt obserwacyjny by�
doskona�y. Nikt nie m�g� wej�� ani wyj�� z baru niezauwa�ony. Siedzieli�my mo�e
ponad p� godziny gadaj�c o g�upotach. Poczu�em nawet �e Keyko nieco si�
rozlu�ni�a. �mia�a si� z moich dowcip�w i opowie�ci. Szczerze musia�em przyzna�
�e by�a sympatyczna, oczywi�cie gdy zapomina�a o pracy. Wypi�em kilka drink�w,
po kt�rych poczu�em si� nieco lepiej. Keyko nie mog�a by� sob� nie zwracaj�c mi
przy tym uwagi.
- Wiem chyba dlaczego tyle pijesz - wbi�a we mnie sw�j przenikliwy wzrok -
Tylko po alkoholu jeste� w stanie znie�� sw�j b�l i polubi� to co robisz. Nie
prawda�?
U�miechn��em si�. Zawsze bawi�y mnie osoby kt�re stara�y si� mnie zrozumie�.
Wed�ug nich by�em niezwykle �atwy do rozszyfrowania. Postanowi�em wej�� w jej
temat.
- Czemu tak s�dzisz?
- Odk�d ci� pozna�am ca�y czas jeste� albo pijany, albo na kacu, kt�rego
zaraz zapijasz...
- A nie przysz�o ci do g�owy �e po prostu lubi� pi� - nie opuszcza� mnie
u�miech - Ju� ci to m�wi�em. Pami�tasz?
- Widz� �e taki tryb �ycia nie zaprowadzi ci� daleko...
Mia�em ju� odparowa� co� w stylu "A co ci� to obchodzi", jednak zauwa�y�em
dw�jk� m�czyzn wychodz�cych z baru naprzeciwko. Ubrani byli na czarno. Jeden z
nich masowa� obanda�owan� r�k�. Chyba o czym� rozmawiali. Nie by�a to mi�a
sprawa, poniewa� m�czyzna z banda�em wygl�da� na zdenerwowanego. Szybko wsta