5069
Szczegóły |
Tytuł |
5069 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5069 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5069 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5069 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kivrin
Nie ma mowy
- Nie ma mowy - j�kn�� Krik pocieraj�c ze zdenerwowaniem czo�o. - Nie
wymagaj ode mnie, �ebym si� zgodzi�.
Mnitte pokr�ci�a g�ow� i wsta�a z krzes�a. Podesz�a ku oknu i wyjrza�a na
dw�r. Przez chwil� czego� wypatrywa�a. Nagle odwr�ci�a si� i m�czyzna zobaczy�,
�e ma ona b�yszcz�ce oczy.
- Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie wa�ne. Nie rozumiesz. Nie powinnam by�a
ci� prosi�.
Zna� ten ton. Zawsze m�wi�a nim, gdy chcia�a, �eby dobrowolnie si�
podporz�dkowa�.
- To i tak nic nie da.
- Wiem.
Dziewczyna wzi�a z wieszaka ko�o drzwi sw�j p�aszcz i podnios�a torb�.
- Dok�d si� wybierasz?
- Nie mog� tu zosta�. Nie mam zbyt wiele czasu.
- Mo�esz chyba przenocowa� tutaj.
- Nie - prychn�a. - Nie mam zamiaru d�u�ej ci� znosi�. W niczym mi nie
pomagasz udaj�c uprzejmo��.
Te ostre s�owa zaskoczy�y go.
- C� za temperament.
- Ciekawe, po kim go mam.
- Z pewno�ci� nie po mnie. Po kuzynach si� nie dziedziczy, z tego co mi
m�wiono.
- Co ty powiesz - dziewczyna skrzywi�a si� i Krik po raz kolejny stwierdzi�,
�e jego krewniaczka ma bardzo pi�kne brwi.
- Nie denerwuj si� na mnie. Zosta�.
- Naprawd� nie mog� - powiedzia�a nieco �agodniej. - Nikt nie mo�e si�
dowiedzie� zbyt wcze�nie, �e wyjecha�am. Je�li wyrusz� noc�, mo�e nie zechc�
p�j�� moim �ladem.
- W takim razie r�b jak chcesz. Nie zapomnij zabra� prowiantu i owsa.
- Ju� wszystko przygotowa�am.
Podesz�a do drzwi i podnios�a r�k�, by je otworzy�. Nagle odwr�ci�a g�ow� i
m�czyzna dostrzeg� w jej oczach niezdecydowanie.
- O co chodzi?
- Nie wiem, czy wr�c�. - Postawi�a torb� na pod�odze, podesz�a do niego i
spojrza�a mu w oczy. W nag�ym przyp�ywie czu�o�ci przytuli� j� mocno.
- Uwa�aj na siebie, ma�a.
- B�d�.
- I wr��.
Zmarszczy�a lekko brwi.
- Dobrze.
Wywin�a si� z jego obj��, poca�owa�a go w policzek i westchn�a.
- Oby si� uda�o. Nie wiem, czy dam sobie rad�. Sama.
- Zrozum - poprosi�. - Mam �on� i dzieci. Nie mog� ich tak zostawi�.
- Rozumiem. - Podesz�a do drzwi i otwar�a je. To �rodka wdar� si� ch�odny,
nocny powiew. - Pozdr�w ich ode mnie. - Spojrza�a na niego po raz ostatni i
po�egna�a u�miechem. Zamkn�a za sob� ci�kie, d�bowe drzwi.
Krik zamkn�� oczy i usiad� ci�ko na krze�le.
Min�y ju� dwa dni odk�d opu�ci�a rodzinn� wiosk�. Wdawa�o si� jej, �e jest
ju� w po�owie drogi - jad�c konno P�nocnym Traktem mo�na by�o dojecha� do
Wrotergornu nawet w trzy dni. Od dw�ch dni te� nie spotka�a �ywej duszy. Nie
by�o w tym nic dziwnego, ludzie z jej wsi rzadko kiedy kontaktowali si� z tymi
ze Wschodniego Miasta.
Wschodnie Miasto. Tak nazywali Wrotegorn. By�a tam trzy razy w �yciu. Raz - jako
dziecko. Wtedy ojciec jeszcze �y�. Nie pami�ta�a wiele. Zamazane obrazy, tat�
wskazuj�cego na jaki� budynek: "Tam kiedy� zamieszkasz."
Po raz drugi pojecha�a do miasta gdy mia�a dziewi�� lat. W�wczas zosta�a ju�
na d�u�ej - nadesz�y lata obiecywanej przez ojca nauki. Kiedy w wieku
siedemnastu lat powr�ci�a do domu, nikt nie rozpozna� w niej tej ma�ej,
jasnow�osej dziewczynki jak� by�a kiedy�. Wszystko si� zmieni�o. Nie by�o ju�
rodzic�w, zamieszka�a wi�c wraz z rodzin� brata.
To we Wrotegornie pozna�a Saliona. On nauczy� j� w�adania mieczem ojca i to
on zarazi� j� swoj� filozofi�. Nie mog�a wytrzyma� d�ugiej roz��ki, tote�
wr�ci�a po roku. Wtedy Salion ju� nie �y�. Ostatnimi s�owami, jakie od niego
us�ysza�a by�o: "Moja Czarna Go��bico, zobaczymy si� wkr�tce. Kocham ci�. "
Utkwi�y g��boko w jej pami�ci, by�y jak koszmar, kt�ry ci�gle wraca i dr�czy po
nocach.
Zawsze wszyscy j� opuszczali.
Nagle us�ysza�a g�o�ny szelest. Ko� parskn�� ostrzegawczo. Mnitte pochyli�a
si� nad jego szyj� i poklepa�a delikatnie aksamitny kark.
- Cicho Breta, spok�j - szepn�a.
Uwa�nie zlustrowa�a drog� przed sob� i otaczaj�cy j� las.
Po prawej dostrzeg�a jakby b�ysk. Si�gn�a po �uk i napi�a ci�ciw� strza��.
Us�ysza�a st�umiony krzyk. Mia�a wra�enie, �e pochodzi on z ust kobiety.
Zaintrygowana podjecha�a bli�ej, pop�dzaj�c klacz klepni�ciem nog�. Nauczy�a j�
tej sztuczki par� lat temu, by m�c prowadzi� z zaj�tymi r�koma.
- Kto tam jest - zapyta�a g�o�no.
Zza krzak�w wyjrza�a powoli przera�ona twarzyczka ma�ej dziewczynki. Mnitte
oceni�a jej wiek na jakie� sze�� - siedem lat.
- Kim jeste�? - Kobieta u�wiadomi�a sobie, �e nadal trzyma napi�ty �uk.
Zdj�a wi�c strza�� i schowa�a j� z powrotem do ko�czanu. Zeskoczy�a z konia i
podesz�a do milcz�cej os�bki.
- Powiesz mi, kim jeste�?
Zauwa�y�a u dziewczynka delikatny ruch g�ow�, jakby nie�mia�e zaprzeczenie,
mi�nie jej twarzy by�y napi�te a z rozbieganych oczu promieniowa� strach.
- Kochanie, gdzie s� twoi rodzice?
Nie s�ysz�c odpowiedzi Mnitte wyci�gn�a r�k� i po�o�y�a j� na ramieniu
ma�ej. Dziecko by�o brudne; jego ubranie wygl�da�o jak nie zmieniane od
miesi�cy.
- Prosz�, wyjd� ze mn� na drog�.
Nieoczekiwanie dziewczynka z�apa�a j� za obie r�ce. Mnitte us�ysza�a za sob�
ha�as. Spr�bowa�a wyrwa� d�onie z �elaznych obj��, ale dziewczynka trzyma�a j�
za oba nadgarstki z niezwyk�� si��. Kobieta poczu�a uderzenie w g�ow� i straci�a
przytomno��.
- Mnitte, straci�a� miecz. Zawiod�a� mnie.
- Nie, ojcze! Nie straci�am go. Mam go ca�y czas przy sobie.
- Moje dziecko, to tylko z�udzenie. Wkr�tce pope�nisz b��d, jak inni. Zar�wno
nadzieja jak i cie� miecza ujd� z ciebie wraz z powietrzem. Nic co nie ma ko�ca,
nie zosta�o pocz�te.
Mnitte poczu�a szturchni�cie. By�o jej ciep�o i przytulnie, ale przera�liwie
bola�a j� g�owa. Z trudem otwar�a oczy. Zobaczy�a, �e le�y w ��ku, przykryta
pierzyn�. W g��bi ciemnego pokoju dostrzeg�a rozpalony kominek.
Pr�bowa�a pozbiera� my�li. Realno�� miesza�a si� z resztkami snu. Nie
wiedzia�a, gdzie si� znajduje. Usiad�a na ��ku i spojrza�a za siebie. U
wezg�owia sta�a dziewczynka.
Mnitte stara�a si� przypomnie� sobie, sk�d zna t� twarz. Las... ojciec...
miecz... wspomnienia z koszmaru przepe�nia�y jej g�ow�. To dziecko, kt�re
trzyma�o j� za r�ce...
- Kim jeste�? - zapyta�a niepewnie.
Dziewczynka nie wygl�da�a ju� tak �a�o�nie. By�a umyta, w�osy mia�a uczesane
w warkocz, stare szmaty zast�pione zosta�y b��kitn� sukienk� do ziemi.
B��kitn�!
- Kap�anki Inedii... - wyszepta�a s�abo Mnitte i opad�a ci�ko na poduszki.
Panienka u wezg�owia pog�aska�a j� po czole.
- Nie b�j si�, nic ci nie grozi.
- Co ja tu robi�?
- Nic ci nie grozi - powt�rzy�a tamta.
Z ciemno�ci wy�oni�a si� kobieta. Mia�a oko�o czterdziestu lat,
ciemnobr�zowe w�osy bez �ladu siwizny; podobnie jak dziecko ubrana by�a w d�ug�
tunik� w kolorze jasnoniebieskim.
- Witaj, Mnitte.
- Sk�d znasz moje imi�?
- Wiele o tobie wiem.
- Sk�d?
- Nareszcie si� obudzi�a� - unikn�a odpowiedzi kobieta. - Mam na imi�
Olera. To jest Vinvele - doda�a, wskazuj�c na przedm�wczyni�.
Dziewczyna odrzuci�a pierzyn� i wsta�a. Kiedy dotkn�a lodowatej pod�ogi
go�ymi stopami, zorientowa�a si�, � jest kompletnie naga i jest jej zimno.
- Gdzie moje ubrania?
- Wisz� ko�o kominka - odpar�a kap�anka. - Na razie radzi�abym ci przywdzia�
to - wskaza�a na krzes�o, gdzie le�a�a jeszcze jedna, b��kitna tunika.
- Ale ja... - Mnitte gor�czkowo pr�bowa�a wymy�li� argument, kt�ry nie
ujawni�by jej religii.
- Nie przejmuj si� - rzek�a kobieta. - To nic, �e nie s�u�ysz Inedii -
wymawiaj�c to imi� przymkn�a pobo�nie oczy. - Nasza bogini z otwartymi r�koma
przyjmuje nowych wyznawc�w. Poza tym, tutaj jeste� bezpieczna.
Dziewczyna pos�usznie narzuci�a na siebie sukni� przewi�za�a j� niebieskim
pasem. Na jego ko�cu dostrzeg�a wyszyty czarn� nici� symbol - czarn� r��. Nagle
o czym� sobie przypomnia�a:
- Gdzie m�j miecz?
- Miecz twojego ojca? - Olera u�miechn�a si� zagadkowo. - Jest bezpieczny.
- Gdzie on jest?!? - Mnitte wpad�a w panik�. Przypomnia�a sobie sw�j sen i
gro�b� ojca.
Twarz rozm�wczyni st�a�a.
- Powiedzia�am ju�. Jest bezpieczny.
- Kim jeste�cie i co ja tutaj robi� - zapyta�a piskliwie dziewczyna.
Poczu�a, �e nadal boli j� g�owa. Odruchowo przy�o�y�a r�k� do skroni. - Dlaczego
zosta�am og�uszona? - rzuci�a oskar�ycielsko.
- Uratowa�a� mnie. Dzi�kuj� - odezwa�a si� dziewczynka z warkoczem.
- Uratowa�am? O co ci chodzi? - zapyta�a nic nie rozumiej�c Mnitte.
- To nie nasza wina, �e zosta�a� og�uszona - wyja�ni�a Olera. - Sta�a� si�
ofiar� Droneda, czarnego ogra zamieszkuj�cego ten las. Przyby�a�, gdy zamierza�
w�a�nie zaatakowa� moj� siostr�.
- Siostr�?
- Tutaj wszystkie jeste�my siostrami, Mnitte. Vinvele jest ni� od niedawna.
- Od siedmiu dni - przytakn�a jej ma�a.
- Ot� to - zawaha�a si� br�zowow�osa. - Mo�esz prze�y� leki szok, ale
le�a�a� tutaj dwa tygodnie. - powiedzia�a powoli.
Mnitte poczu�a, jakby niebo zwali�o si� jej na g�ow�.
- To niemo�liwe, to nie mo�e si� dzia�. Czy to znaczy, �e ju� za p�no? -
Nie mog�c usta� w miejscu, zacz�a kr��y� wok� kobiety i dziewczynki. -
Wszystkie plany da�y w �eb. Zaprzepa�ci�am jedyn� okazj�. Obieca�am ojcu, �e
zdob�d� kamie� dla jego miecza, ale jest za p�no. - zatrzyma�a si�, usiad�a na
��ku i przy�o�y�a zimne d�onie do gor�cej twarzy.
Olera usiad�a obok niej i obj�a j� ramieniem.
- Mylisz si�. Masz jeszcze mo�liwo�� sprostania swojemu zadaniu.
- Taak, za dziewi��dziesi�t dziewi�� lat! - j�kn�a Mnitte rozgoryczona.
- Musz� powiedzie� ci co� wa�nego. Vinvele, przynie� naszemu go�ciowi
�niadanie.
Dziewczynka pos�usznie opu�ci�a pok�j.
- Widzisz Mnitte, twoje zadanie nie mia�o polega� tylko i wy��cznie na
zdobyciu kamienia. Tw�j ojciec dobrze o tym wiedzia�, ale zatai� przed tob�
prawd�.
- Chcesz powiedzie�, �e k�ama�?! - upro�ci�a zdenerwowana Mnitte.
- Zrobi� to dla twojego dobra.
Ogie� w kominku p�on�� �ywo, w powietrzu unosi� si� aromat sosnowego drewna.
Dziewczyna podesz�a do paleniska. Kominek wykonany by� z kamienia, wykuty w
jednej skale i idealnie wypolerowany. Przy�o�y�a r�k� do niemal �liskiej
powierzchni i poczu�a ch��d bij�cy z jej wn�trza.
Odwr�ci�a si� i rozejrza�a. Pok�j by� du�y, poza jej ��kiem ustawiono tam
jeszcze kilka innych. W k�cie sta� st�, na nim lampa oliwna. Mnitte
stwierdzi�a, �e nie ma tu �adnych okien. Troje drzwi, ale �adnego okna.
Nagle do pokoju wesz�a Vinvele nios�c tac� z jedzeniem.
- Co to za miejsce?
- Jeste�my w jaskini, jak nied�wiadki - dziewczynka u�miechn�a si�
rozbrajaj�co.
Mnitte otwar�a szeroko oczy.
- W jaskini?
- C� - westchn�a Olera. - Czego� jeszcze o nas nie wiesz. To do��
skomplikowane i chc�, aby� mnie uwa�nie wys�ucha�a. Widzisz to? - pokaza�a
nadgarstek. Na nim Mnitte dostrzeg�a tatua� - czarn� r��, dok�adnie tak� sam�
jak na zako�czeniu pasa. Wok� kwiatu o kolorze w�gla wi�y si� li�cie, kt�rych
�odygi przypomina�y w�e.
- R�a - stwierdzi�a z prostot�. - Co oznacza?
- Ta r�a jest dla nas bardzo istotna. To brzemi�, kt�re nosi ka�da siostra
w naszym zakonie. To R�a Bezw�adu. Mo�e s�ysza�a� legendy o niej jako dziecko.
Mnitte zblad�a. Kiedy by�a ma�a, ojciec cz�sto opowiada� jej histori� o z�ej
bogini, kt�ra naznaczy�a niepos�uszne jej kobiety - ka�dej z nich narysowano na
r�ce r��, kt�ra sprawia�a, �e nosz�ca j� osoba stawa�a si� niewidzialna w
�wietle dnia. Tylko noc i sztuczne �wiat�o sprzyja�y normalnemu �yciu. Wszystkie
te kobiety zosta�y kap�ankami. Nie mog�y pozosta� w�r�d zwyk�ych ludzi i wyrzec
si� s�u�by.
- Czy to samo zrobi�y�cie Vinvele?
- A wi�c znasz nasz� histori�. Masz na my�li, czy sprawi�y�my, �e sta�a si�
niewidzialna? Nie - zaprzeczy�a br�zowow�osa.
- Wi�c nie nale�y do waszego zakonu?
- Owszem, nale�y. Widzisz, Mnitte, legenda, jak� zapewne znasz, zawiera
wiele niedom�wie�. Tatua�, kt�ry mam na r�ce, nie zosta� wykonany r�kami
ludzkimi. To znak od boga. Z chwil�, z kt�r� Vinvele przekroczy�a pr�g naszej
�wi�tyni, ten znak pojawi� si� na jej nadgarstku. Oznacza to, i� �askawa bogini
Inedia wybra�a j� na sw� kap�ank�.
- Czy ja te� ni� musz� zosta�? - zapyta�a zaniepokojona Mnitte.
- Nic na to nie wskazuje - odpar�a kobieta. Jakby chc�c zmieni� temat
rozmowy zaproponowa�a:
- Mo�e zjesz co�? Od dw�ch tygodni karmi�y�my ci� naszymi lekami i zio�ami.
Powinna� teraz dobrze si� od�ywia�. Taki wstrz�s dla organizmu mo�e mie�
tragiczne skutki.
- Jeszcze jedno pytanie. Dlaczego R�a B e z w � a d u?
- To dobre pytanie - u�miechn�a si� Olera. - Jak uwa�asz, sk�d pochodzi
�wiat�o?
- To chyba oczywiste. Od bog�w.
- C�, nie dla wszystkich jest to jasne - odpar�a kobieta. - Niekt�rzy
uwa�aj�, �e wszelkie �wiat�o pochodzi w rzeczywisto�ci od s�o�ca, odbija si� od
rzeczy i zmienia sw�j kolor w zale�no�ci od rodzaju powierzchni. Cz�owiek, kt�ry
wymy�li� nazw� dla naszego znaku, tak w�a�nie uwa�a�. Uzna�, �e R�a sprawia, i�
przedmioty trac� swoj� zdolno�� do odbijania �wiat�a, zachowuj� si� wobec niego
bezw�adnie. - Olera westchn�a. - To bez sensu. Mo�e powinny�my zmieni� t�
nazw�, ale decyzj� mo�e podj�� tylko nasza �askawa bogini. Tak czy inaczej,
mieszkamy w jaskiniach, gdy� tylko w ten spos�b mo�emy odizolowa� si� od �wiat�a
s�onecznego.
Mnitte poczu�a, �e jest bardzo g�odna. Zerkn�a na drewnian� tac�
przyniesion� przez Vinvele. By�a na niej szklanka mleka, chleb, kawa�ek mi�sa.
- Macie tu krowy? - zapyta�a.
- Nie, nie mamy - odrzek�a jej kap�anka. - Mleko i mi�so dostajemy od
wie�niak�w, kt�rzy pragn� przys�u�y� si� bogini. W zamian za to �askawa Inedia
dba o ich pola, zapewniaj�c obfite plony.
Dziewczyna zabra�a si� do jedzenia. Chleb by� �wie�y, mleko ciep�e. Mi�so
pozostawia�o w ustach s�ony posmak. Jedz�c, stara�a si� pouk�ada� sobie
wszystko, co si� wydarzy�o. Ca�y czas co� jej nie pasowa�o.
- Vinvele, dlaczego z�apa�a� mnie za r�ce wtedy w lesie? - zapyta�a z
pe�nymi ustami.
Dziewczynka lekko zblad�a, jednak nie zmieni�a wyrazu twarzy. By�a spokojna,
jej spojrzenie troch� bezmy�lne. Po chwili odezwa�a si�:
- Ba�am si�.
- Nie r�b tak wi�cej - zgromi�a j� szybko br�zowow�osa. Nie wiadomo
dlaczego, Mnitte wyczu�a w jej g�osie co� dziwnego. - Gdyby Mnitte mia�a wolne
r�ce, na pewno poradzi�aby sobie z potworem. Prawda? - zwr�ci�a si� do go�cia.
Po chwili zastanowienia dziewczyna przytakn�a, jednocze�nie prze�ykaj�c
jedzenie.
- Czy to ty mnie uratowa�a�? - zapyta�a kobiet�.
- Ja i kilka z moich si�str - odrzek�a tamta. - By�y�my na spacerze. Gdy
zobaczy�y�my, co si� �wi�ci, zaatakowa�y�my ogra kijami. By� bardzo zaskoczony -
u�miechn�a si� przebiegle. - Nie spodziewa� si� chyba takiego wroga.
Mnitte wyobrazi�a sobie t� sytuacj�: potwora walcz�cego z lataj�cymi i
t�uk�cymi go po plecach ga��ziami. Odstawi�a tac� i powiedzia�a powa�nym i nie
znosz�cym sprzeciwu g�osem:
- C�, wi�c pozostaje nam tylko jedna sprawa do wyja�nienia: Gdzie jest
miecz?
- Widzisz, to w�a�nie jest nasza �wi�tynia. Tutaj si� modlimy, tutaj
sk�adamy ofiary i oddajemy chwa�� naszej bogini.
Mnitte przekroczy�a wysoki pr�g i rozejrza�a si�. Znajdowa�a si� w
niewielkim pomieszczeniu r�wnie� bez okien, ciemnym i klaustrofobicznym.
O�wietlone by�o kilkoma �wiecami, ich �wiat�o odbija�o si� refleksami na
kamiennych murach. Przedni� �cian� sali tworzy� o�tarz. Niezwykle pi�kny o�tarz
- ocieka� wr�cz z�otem, zachwyca� kunsztem i staranno�ci� wykonania. Zdobiony
by� licznymi, wysadzanymi drogimi kamieniami p�askorze�bami. Ca�e to dzie�o
sztuki mia�o ponad dwunastu �okci wysoko�ci, nie mie�ci�o si� w sali. W suficie
wykonany zosta� du�y, prostok�tny otw�r, w kt�rym ukryta zosta�a znaczna jego
cz��.
- Tu jest... dziwnie. - szepn�a dziewczyna. - Ale pi�knie - doda�a szybko,
nie chc�c urazi� kap�anki.
- Tak, wiem - u�miechn�a si� z dum� tamta. Podesz�a do �ciany z prawej,
wyj�a krzesiwo i zapali�a wcze�niej niewidoczn� �wiec�. Krok dalej zapali�a
kolejn�. P�niej bez po�piechu podesz�a do lewej �ciany i powt�rzy�a czynno��,
mrucz�c co� pod nosem z widocznym zadowoleniem. Mnitte mia�a wra�enie �e te
powolne zabiegi maj� zrobi� na niej wra�enie, jednak nie odnosi�y skutku.
Dziewczyna czu�a si� dziwnie. To pomieszczenie... ten o�tarz mia� w sobie co�
niepokoj�cego. By� pi�kny, to prawda... ale jednocze�nie jaki� bezosobowy.
Nienormalny. Sztuczny... Podesz�a do o�tarza i podnios�a r�k�, by dotkn��
rze�by.
- Nie r�b tego - rzuci�a stanowczo Olera. - Nie wolno ci.
Przyjrza�a si� dok�adniej p�askorze�bom. By�y bardzo starannie wykonane, ale
sceny, kt�re przedstawia�y, wydawa�y si� by� niesk�adne, pozbawione sensu.
Przeszed� j� dreszcz. Oto obraz: bogini wst�puj�ca na tron, pod nim na ziemi
ogromna rozpadlina, z kt�rej wy�a�� wij�ce si�, obrzydliwe stwory i dziwad�a. Na
innej rze�bie: ta sama bogini przykuta do ska�y, wok� niej ciemna chmura, z
kt�rej wy�aniaj� si� koszmarne w�e i robaki. Pod spodem pod�u�ny obraz, a na
nim obsceniczne takie oto akty pochwalne: rozk�adaj�ce si� cia�a kobiet,
prze�wituj�ce przez zgnit� sk�r� ko�ci czaszki, resztki sk�pych ubra�
powiewaj�cych na wietrze; te kobiety ta�cz�, a wraz z nimi najgorsze, jakie
mo�na sobie wyobrazi�, piekielne pokraki.
Raptem na ramieniu jednej z postaci widocznych na p�askorze�bie Mnitte
dostrzeg�a male�ki, prawie niedostrzegalny rysunek. Zbli�y�a do niego twarz, by
m�c si� lepiej przyjrze�.
To by�a r�a. R�a Bezw�adu.
Poczu�a, jak krew odp�ywa jej z twarzy i huczy w uszach. W kaplicy panowa�a
absolutna cisza. Nie s�ysza�a nawet oddechu swojej przewodniczki. Poczu�a si�
jak mysz w pu�apce. "Wkr�tce pope�nisz b��d."
Mimo �wiec, pomieszczenie by�o ciemne. Dziewczyna k�tem oka zauwa�y�a, �e
wej�cie jest zamkni�te. W drzwiach nie by�o �adnej klamki, co by�o do��
niewyk�e, gdy� otwiera�y si� do wewn�trz a zawiasy by�y z drugiej strony.
G��boko odetchn�a i stwierdzi�a, �e powietrze sta�o si� ci�kie i zgrzane.
"Zar�wno nadzieja jak i cie� miecza ujd� z ciebie wraz z powietrzem."
Mnitte powoli odwr�ci�a si� w stron� br�zowow�osej. Ta sta�a tu� za ni�,
przewierca�a j� swoim wzrokiem, kt�ry nagle sta� si� zimny i bezwzgl�dny.
Spogl�daj�c jej prosto w oczy, dziewczyna dostrzeg�a, �e t�cz�wki kobiety maj�
dziwny kolor. Przedtem br�zowy; teraz sta� si� ciemnofioletowy, przynajmniej
zdawa� si� takim by�. Nagle kap�anka mrugn�a i kolor t�cz�wek powr�ci� do
pierwotnego stanu. Dziewczyna ockn�a si�.
- Czy co� si� sta�o? - zapyta�a j� Olera. Jej g�os by� s�odki i mi�kki.
Mnitte dotkn�a swoich w�os�w. By�y sztywne i suche, jakby od choroby.
Przymkn�a oczy i powiedzia�a jednostajnym tonem:
- Widz�, �e si� pomyli�am. Pope�ni�am jednak b��d - spojrza�a na swoj�
rozm�wczyni� i zmierzy�a j� zimnym wzrokiem. - Zaufa�am wam.
- Nie rozumiem - odpar�a z udanym zdziwieniem tamta. - O co ci chodzi?
- Gdzie jest m�j miecz.? - spyta�a Mnitte nie znosz�cym sprzeciwu g�osem.
Kobieta cofn�a si� o krok i otwar�a szeroko oczy. Wyraz jej twarzy pozosta�
nie zmieniony.
- Prosz�?
- Gdzie jest m�j miecz, do diab�a?! - krzykn�a histerycznie dziewczyna.
Unios�a praw� r�k�, jakby z zamiarem uderzenia kobiety w twarz. - Gdzie on
jest?!?
Spojrzenie kobiety och�odnia�o. Zacisn�a z�by, mi�nie szcz�ki napi�y si�.
Nagle przez bia�ka oczu przep�yn�a b�ona, jak u kota, a t�cz�wki zmieni�y kolor
na czerwony. �renice zw�zi�y si� do niewielkich kocich szparek.
Kap�anka wyszczerzy�a z�by.
Zgas�y wszystkie �wiece.
Zapanowa�a cisza.
Mnitte postanowi�a poczeka�, a� jej oczy przyzwyczaj� si� do ciemno�ci, ale
nic takiego nie nast�pi�o. Widzia�a tylko czer�, najg��bsz� ze wszystkich
mo�liwych. Zdecydowanym ruchem wyci�gn�a r�k� przed siebie, ale w miejscu,
gdzie jeszcze przed chwil� by�a kobieta, zasta�a pustk�. Zrobi�a krok przed
siebie. Stwierdzi�a, �e grunt pod jej nogami sta� si� dziwnie mi�kki. Schyli�a
si� i dotkn�a go - by� �liski i wilgotny, jak sk�ra w�a. Wstrz�sn�� ni�
dreszcz wstr�tu. Z trudem stawiaj�c kroki ruszy�a przed siebie, aby odnale��
drzwi. Zasta�a tylko �cian� - r�wnie obrzydliw�, jak pod�oga. Przedtem kamienny
mur, teraz falowa�, robi�c wra�enie �ywego. Opanowuj�c obrzydzenie dziewczyna
posz�a powoli wzd�u� niego, pr�buj�c wymaca� r�kami jakie� wyj�cie.
Raptem us�ysza�a syk.
Z pocz�tku cichy, z ka�d� sekund� g�o�niejszy i g�o�niejszy.
Do niego do��cza�y inne g�osy. Obrzydliwe, powtarzaj�ce si� raz po raz
mla�ni�cia, d�wi�ki kapi�cej wody, jakie� st�umione stukoty.
Mnitte poczu�a �ciskaj�cy wn�trzno�ci strach. Kto� w ciemno�ci popchn�� j� i
przewr�ci�. Natrafi�a na elastyczne, wr�cz p�ywaj�ce pod�o�e. Zamachn�a si�
r�koma, ale nie napotka�a nimi nikogo. Zacz�a grz�zn��, mia�a wra�enie, jakby
by�a po�ykana przez �ywy organizm. Wszystko wok� si� rusza�o. Pr�bowa�a si�
wyrywa�, ale z ka�dym ruchem wi�z�a coraz bardziej. Co� zimnego przylgn�o do
jej karku i, jakby rozlewaj�c si�, wp�yn�o za ko�nierz tuniki. Krzyk uwi�z� jej
w gardle. By�o mokro, �lisko, w powietrzu unosi� si� okropny smr�d zgnilizny.
"Nic, co nie ma ko�ca, nie zosta�o pocz�te." "To m�j koniec" - zd��y�a
jeszcze pomy�le� i straci�a przytomno��.
Kto� uderzy� j� w twarz. Mnitte z trudem otworzy�a oczy i zobaczy�a przed
sob� rozmyte postacie w b��kitnych p�aszczach. Na g�owach mia�y g��bokie kaptury
zakrywaj�ce twarze. By�a przekuta do �ciany. Na jej nadgarstkach tkwi�y �elazne
obr�cze, �a�cuchy przepasywa�y jej biodra i kolana. Pr�buj�c odzyska� trze�wo��
umys�u zacz�a si� wyrywa�, ale metal rani� jej sk�r� a �a�cuchy zaciska�y si�
coraz bardziej. By�o jej zimno. B��kitna tunika, kt�r� mia�a na sobie, zosta�a
rozdarta z przodu na ca�ej d�ugo�ci, spod niej wyziera�o nagie cia�o. Postacie
przed ni� sta�y w ciszy, zdawa�y si� uwa�nie j� obserwowa�. �lad na policzku
p�on�� �ywym ogniem, poza tym bola� j� brzuch i g�owa. Czu�a w sobie pustk�,
g��d, a jednocze�nie dziwne, obrzydliwe spe�nienie. Kiedy przeszed� j� dreszcz
ch�odu otrze�wia�a troch�, jej wzrok powoli przystosowa� si� do mroku, jaki
panowa� w pomieszczeniu. By�o ono zimne i surowe, zza os�b w kapturach
promienia�o s�abo jakie� dalekie �wiat�o �wiec.
- Gdzie ja jestem? - zachrypia�a cicho.
Jedna z postaci podesz�a bli�ej i powoli zdj�a kaptur. Mnitte wzdrygn�a
si� z przera�enia. Pod kapturem kry�a si� wysoka kobieta, przynajmniej na
kobiet� wygl�da�a, a jej twarz by�a okropnie zdeformowana. Jej nos by� d�ugi i
lekko zawini�ty u ko�ca, usta powyginane, powieki mia�y kszta�t p�ksi�yc�w i
nie domyka�y si�. T�cz�wki oczu by�y ca�kowicie bia�e, ca�a twarz pokryta
b�blami i krostami. Kobieta nachyli�a si� nisko nad dziewczyn� i zajrza�a jej
g��boko w oczy. Jej wzrok zdawa� si� prze�wietla� dusz�. Mnitte j�kn�a cicho i
zmru�y�a powieki.
- Czego ode mnie chcecie? - szepn�a.
Us�ysza�a g�o�niejsze szemranie. Otworzy�a szerzej oczy i zobaczy�a, �e
postacie za�arcie dyskutuj� o czym� z rozmachem gestykuluj�c. Jedna z nich
kiwn�a g�ow� i podesz�a do wi�nia. Przy�o�y�a d�o� do �a�cuch�w na
nadgarstkach i te otwar�y si�. Potem uwolni�a tak�e kolana i tu��w Mnitte.
Dziewczyna stwierdzi�a, �e nie mo�e utrzyma� si� na nogach i upad�a na kolana.
Zaraz jednak wsta�a i, cho� z trudem, wyprostowa�a si�, chc�c stan�� twarz� w
twarz z tymi, kt�rzy j� skrzywdzili. Tunika, kt�ra w tej chwili bardziej
przypomina�a p�aszcz, zsun�a si� z ramion. W�r�d zakapturzonych rozleg� si�
pomruk zadowolenia.
- Czego ode mnie chcecie - j�kn�a zszokowana.
Zdeformowana kobieta wrzasn�a. By� to dziwny wrzask, jakby przera�enia i
zachwytu jednocze�nie. Podnios�a r�k� i wskaza�a na dekolt wojowniczki. Na nim
widnia� naszyjnik - zwyk�y, drewniany wisiorek w kszta�cie go��bka, kt�ry Mnitte
zawsze nosi�a przy sob�. Zwykle schowany pod ubraniem, musia� si� wysun�� i
ukaza� ca�emu �wiatu. Nikomu nie pozwala�a go dotyka�, gdy� stanowi� jej amulet
- by� jednym z niewielu przedmiot�w, kt�re jej zosta�y po ojcu. Nie mog�c znie��
tylu oczy przygl�daj�cych si� jej piersi, skuli�a si�, si�gn�a powoli po
ubranie i przytuli�a je do tu�owia.
Zrobi�a niepewny krok przed siebie. W tym momencie wszystkie postacie pad�y
na twarz. Nasta�a cisza. Zdezorientowana rozejrza�a si�, chc�c zobaczy�, przed
kim si� k�oni�, ale nie dostrzeg�a nikogo. Us�ysza�a za sob� cichy szelest.
Odwr�ci�a si� i a� podskoczy�a: za ni�, tu� przy �cianie, sta� jaki� cz�owiek
ubrany w krwawoczerwony p�aszcz. Nie mog�a zrozumie�, jak tu si� znalaz� - przed
chwil� przecie� sama sta�a w tym miejscu. M�czyzna by� wyj�tkowo przystojny,
mia� d�ugie, zadbane, czarne w�osy i bezwstydnie si� u�miecha�, lustruj�c jej
zgrabne cia�o od st�p do g��w.
- Witaj, Czarna Go��bico - powiedzia� s�odkim jak mi�d g�osem.
- Prosz�?? - spyta�a zaskoczona. Ostatni raz tym przezwiskiem z dziecinnych
lat nazwa� j� jej przyjaciel Salion.
- Jeste� zapewne bardzo zdziwiona, zastanawiasz si� co robisz w miejscu
takim jak to, ale, mo�esz mi wierzy�, wszystko jest w jak najlepszym porz�dku.
- Kim jeste�? O czym ty m�wisz? - wyrzuci�a z siebie p�aczliwie.
- Nasza Go��bica powr�ci�a do rodzinnego gniazdka, moi drodzy - m�czyzna
zwr�ci� si� do ludzi kl�cz�cych na pod�odze. - Z��cie jej pok�on na znak
poddania - doda� w�adczo.
Powt�rzy�a si� sytuacja sprzed minuty - tym razem salwa g��bokich pok�on�w
skierowana by�a do kobiety, kt�ra jeszcze przed chwil� by�a wi�niem.
R�wnie zdenerwowana jak przera�ona Mnitte zawo�a�a:
- Przesta�cie!!! Czy kto� mo�e mi wyja�ni� wreszcie, o co chodzi?!?
M�czyzna w czerwieni podni�s� uspokajaj�co r�k�:
- Jeste� tu bardzo wa�n� osob�, Mnitte. Czekali�my na ciebie od wielu lat.
Jeste� naszym prorokiem.
- Nadal nic nie rozumiem - g�os dziewczyny z�ama� si�. - Dlaczego tutaj
jestem? Co to za paskudne miejsce?
- Nie podoba ci si� tutaj - odpar� udaj�c zdziwienie, wzi�� jej r�k� i
poca�owa� w uk�onie. - Nie przedstawi�em si�. Jestem Gradenald. Jestem tu
Mistrzem a to moi poddani. Teraz tak�e i twoi - doda�.
Odezwa� si� towarzysz�cy jej od obudzenia, promieniuj�cy b�l w dole brzucha.
B�l by� tak dotkliwy, �e skuli�a si� w sobie. U�wiadomi�o jej to, �e zapewne
sta�a si� ofiar� gwa�tu. - Dlaczego... - odezwa�a si� chrypi�c.
- To taki chrzest - wyszczerzy� z�by w wulgarnym u�miechu. - Nie ma tu
miejsca na �adne dziewice. Poza tym, oni - wskaza� na swoich ludzi - nie mogli
si� opanowa�. Jeste� bardzo pi�kna. - dorzuci� od niechcenia.
Spojrza�a na siebie. Poszarpana tunika, kt�r� trzyma�a przy brzuchu,
zakrywa�a bardzo niewiele. Poczu�a si� naprawd� �le - wykorzystana, obmacana,
brudna.
- Dlaczego - powiedzia�a cicho.
- Prosz�? - przystawi� ucho do jej ust.
- Dlaczego mnie nie zabili�cie.
- Nie wierz� w�asnym uszom - rzek� rozwlekle. - Nasza Go��bica chcia�aby
umrze�. Jeszcze nawet nie przekona�a si�, jakie przyjemno�ci czekaj� j� w tym
�wiecie. Moja pani - z u�miechem zwr�ci� si� do niej - jeszcze nam si� przydasz.
Co do �mierci - wszystko w swoim czasie - u�miechn�� si� zagadkowo, wzi�� j� za
r�k� i poci�gn��. - Chod� ze mn�. Czeka nas d�uga droga.
Poprowadzi� j� przej�ciem pomi�dzy kl�cz�cymi lud�mi. W �cianie by�o wyj�cie
wykute w skale, kt�rego wcze�niej nie zauwa�y�a. Weszli nim do d�ugiego,
ciemnego tunelu. Panowa� w nim taki mrok, �e Mnitte musia�a polega� na swoim
przewodniku. Nie my�la�a nawet o tym �eby si� opiera�. Czu�a, �e jest tutaj
ca�kowicie zale�na od jego woli, nie ufa�a mu ale mimo to by� dla niej jak��
nadziej�. Trzyma�a go za r�k� kurczowo, jakby by� jej ostatni� szans�.
Wydarzenia, jakie j� spotyka�y od jakiego� czasu sprawi�y, �e nie dziwi�a
si� ju� niczemu. Problem w tym, �e by�o coraz gorzej. Czu�a si� coraz mniej
bezpiecznie, i wiedzia�a, �e gdzie�, na ko�cu tego d�ugiego korytarza czeka
odpowied�. Odpowied�, kt�ra mo�e oznacza� jej koniec.
- Ile jeszcze...
- Jeszcze d�ugo - odpar� szybko. - Cierpliwo�ci.
Czas si� d�u�y�, a nadal nie by�o wida� wyj�cia. Dziewczyna czu�a w ko�ciach
przenikaj�cy kamienne �ciany ch��d. Jedynym bliskim d�wi�kiem by� oddech jej
towarzysza, w oddali s�ysza�a tylko bardzo st�umione �miechy, jakby pochodzi�y z
innego �wiata. Zapragn�a znale�� si� w domu. Zobaczy� znowu swojego brata i
jego rodzin�. Chcia�a zn�w poczu� si� bezpiecznie.
Tam, w domu kap�anek, przez moment by�o jej dobrze. Zdawa�o si� jej, �e
wok� ma ludzi, kt�rym mo�e zaufa�, ale szybko si� zawiod�a. Niebezpiecze�stwo
czyha�o tylko na jej moment nieuwagi. Najbardziej bola�o j� to, �e zawiod�a
ojca.
"Zar�wno nadzieja jak i cie� miecza ujd� z ciebie wraz z powietrzem. "
"Wkr�tce do ciebie do��cz�, tato."
Min�o p� godziny, mo�e godzina?... W oddali dostrzeg�a s�abe �wiat�o.
- Czy to...
- Jeszcze troch�.
Po pi�tnastu minutach tunel si� sko�czy�. Znale�li si� w wielkiej sali,
mrocznej acz pi�knej. Przynosi�a na my�l sal� balow�. By�a o�wietlona wieloma
�wiecami tkwi�cymi w przepi�knych srebrnych kandelabrach, ale mimo to by�o w
niej do�� ciemno. Najbardziej razi� brak okien - wielkich, szklanych okien z
ozdobnymi witra�ami. Posadzk� wykonano z ciemnego wzorzystego kamienia, przy
czym ka�da p�ytka by�a doskonale
wyg�adzona i przylega�a idealnie do s�siedniej. Mnitte przypomnia�a sobie
kominek w domu kap�anek. Kamie�, z kt�rego zosta� wyrze�biony, by� dok�adnie
taki sam.
Po�rodku najbardziej o�wietlonej �ciany wybudowano wielki, stopniowany
podest. Wysoko na jego szczycie dostrzeg�a tron - wspania�y kr�lewski tron. Tam,
gdzie sta�, by�o ciemno, wok� sta�o pe�no nie zapalonych �wiec.
- Wkr�tce czeka ci� Rytua� Bezw�adu - odezwa� si� Gradenad.
- Co... co prosz�? - zaj�kn�a si� przera�ona. - Wi�c zrobicie ze mnie
kap�ank� Inedii??
- Och, ale� nie - u�miechn�� si� pod nosem.- Zasugerowa�a� si� nazw�. Tak
naprawd� nie ma tu �adnych kap�anek. To by�o takie ma�e oszustwo, by ci� tu
przywie��.
- Do czego jestem wam potrzebna??- jej g�os dr�a� ze strachu, nie mog�a nad
nim zapanowa�.
- Nie b�j si� - z�apa� j� za rami� i przyci�gn�� blisko do siebie. Zajrza�
jej g��boko w oczy. - Czeka ci� mi�a niespodzianka - to powiedziawszy gwa�townie
j� poca�owa�. Zrobi�o si� jej niedobrze i zacz�a si� wyrywa�. Ten pu�ci� j� i
za�mia� si� szyderczo. - Zaczekaj tutaj - powiedzia� jeszcze i wyszed� przez
jakie� drewniane drzwi.
Kiedy zosta�a sama, usiad�a na zimnej pod�odze, opar�a plecy o �cian� i
zamkn�a oczy. By�a brudna, zm�czona i g�odna, wi�c spr�bowa�a wyobrazi� sobie,
�e jest teraz w domu, siedzi w wielkiej balii wype�nionej ciep�� wod� a z oddali
nap�ywa zapach gotuj�cego si� obiadu. Nieraz ju� zdarza�o si� jej oszukiwa� w
ten spos�b cia�o, zwykle wyobra�nia spe�nia�a swoje zadanie. Mnitte poczu�a
powoli nadchodz�cy sen i zacz�a traci� kontakt z rzeczywisto�ci�.
Raptem us�ysza�a kroki. Ockn�a si� i poderwa�a na nogi. Do komnaty wbieg�y
trzy panienki s�u�ebne, z daleka przypominaj�ce te spotykane po gospodach. Gdy
jednak zbli�y�y si�, Mnitte dostrzeg�a na ich twarzach bruzdy, brodawki i
zniekszta�cenia takie, jak u tamtej kobiety. Chichocz�c, dziewki podbieg�y do
dziewczyny, z�apa�y j� za r�ce i poci�gn�y ze sob�.
- Co wy wyprawiacie? Czego chcecie? - spyta�a zaskoczona.
- Kompe� si� paninka mo�e nie kce? - burkn�a niewyra�nie jedna z nich.
- Balija s wodom i �arcie �dajet w tam isbie - pokaza�a palcem druga.
Nie opieraj�c si� d�u�ej, Mnitte pos�usznie przesz�a przez d�bowe drzwi.
Krzyk. Krew trysn�a z szyi jednej z dziewcz�t, druga upad�a bezw�adnie za
ziemi�. Trzecia uciek�a z przera�eniem na twarzy, wo�aj�c o lito�� i o pomst� do
nieba. Nie dobieg�a jeszcze do drzwi, gdy d�uga p�on�ca strza�a przebi�a jej
plecy.
Gradenald po�o�y� r�k� na ramieniu Mnitte.
- Nie przejmuj si�. To konieczne ofiary. Jako ostatnie osoby, kt�re dotyka�y
Twego cia�a musia�y zgin��.
Ot�pia�a pod wp�ywem narkotyku dziewczyna przytakn�a. Jej �achy zast�piono
�nie�nobia�� sukni�. Czu�a si� wypocz�ta, czysta, najedzona, zadowolona. Obrazy
przed ni� rozmywa�y si� sprawiaj�c wra�enie innej rzeczywisto�ci.
M�czyzna przed ni� ukl�kn�� na jedno kolano i poca�owa� j� w d�o�.
- Pozw�l, zaprowadz� ci� na miejsce.
Weszli razem do pi�knej sali, w kt�rej byli wcze�niej. Teraz wygl�da�o tu
ca�kiem inaczej. Wszystkie �wiece by�y zapalone, rz�si�cie o�wietlony tron
wygl�da� mistycznie i nieziemsko. U jego st�p sta�o wielu ludzi, podobnie jak
ona, w bia�ych szatach. Wszyscy �yczliwie u�miechali si� i rozst�powali robi�c
przej�cie. Trzymaj�c j� za r�k�, Gradenald wprowadzi� Mnitte na podest i
posadzi� na tronie.
- Pani - powiedzia� g�o�no - czy zgadzasz si�, by�my rozpocz�li ceremoni�?
Dziewczyna nie w pe�ni �wiadomie kiwn�a g�ow�. Ze zbiorowiska na dole
wy�oni� si� cz�owiek w czerwonej szacie, takiej, jak Gradenalda. Wszed� na
podest nios�c w r�kach z�oty kielich z winem.
- Pani, oto wino. Kiedy je wypijesz, zaczniemy uroczysto��.
Dr��cymi r�koma uj�a naczynie i powoli wypi�a jego zawarto��. Poczu�a w
ustach s�odki gryz�cy smak. Przed oczami zacz�y wirowa� jej czarne plamki. W
uszach zabrzmia� jej delikatny d�wi�k dzwonka.
Zapad�a si� w ciemno��.
Otacza�a j� mg�a. Nie przypomina�a ona tej spotykanej na ��kach w ch�odne
wieczory. Nie by�a te� jednolita, jej barwa wygl�da�a jak przemieszanie
wszystkich kolor�w t�czy. Inny by� te� jej zapach. Przypomina� raczej mieszank�
woni ogniska, opar�w siarki oraz innych, bli�ej nieokre�lonych. Spojrza�a pod
nogi. Nie sta�a ju� w sali tronowej. Zamiast na posadzce, sta�a na kamieniu o
nier�wnej powierzchni. Nie by�a pewna, czy ma on kraw�dzie - nieprzenikniona
mg�a skrywa�a wszystko na odleg�o�ci trzech �okci. Towarzyszy�a temu cisza,
kt�rej nie zak��ca�y �adne nawet szmery.
Nie mia�a odwagi zrobi� kroku przed siebie. Zamiast tego przykucn�a i
wysili�a wzrok pr�buj�c co� dostrzec. Tu� przy ziemi opary by�y nieco
przerzedzone i Mnitte uda�o si� dostrzec p�kolist� kraw�d� g�azu, na kt�rym
sta�a. Z drugiej strony ska�a najwyra�niej nie mia�a kra�ca i dziewczyna powoli
ruszy�a w tym kierunku.
Po chwili dotar�a, a w�a�ciwie doczo�ga�a si� do ko�ca ska�y, kt�ry
wyznacza�a g�adka �ciana. Bi�o od niej niezwyk�e ciep�o, jakby w jej wn�trzu
p�on�� ogie�. Z trudem wsta�a staraj�c si� przezwyci�y� zawroty g�owy i
senno��. Przytuli�a si� plecami do gor�cego kamienia i postanowi�a zaczeka� na
dalszy rozw�j wypadk�w.
- Mnitte, moja Czarna Go��bico.
Otrz�sn�a si�. Czy�by sen?... G�os ojca tak wyra�nie zabrzmia� w jej
uszach. Nie ufaj�c swoim zmys�om, wzruszy�a ramionami. Najpierw te podejrzane
zi�ka, potem wino... Nic dziwnego, �e mia�a z�udzenia.
Z oddali doszed� do niej znajomy d�wi�k dzwonka. Delikatny brz�k
przypominaj�cy ten wygrywana w �wi�tyniach w czasie nabo�e�stw. Mg�a
przerzedzi�a si� nieco i Mnitte zobaczy�a nad g�ow� gwie�dziste niebo. Opary
przed ni� zaja�nia�y jakby o�wietlone ogniem.
- Moja ma�a Go��bico.
Zn�w ten g�os? Nie mog�c w to uwierzy�, uszczypn�a si� delikatnie w
policzek. Kiedy stwierdzi�a, �e w �adnym wypadku nie �pi, �e jest przytomna i
us�yszany g�os by� prawdziwy, po chwili wahania zawo�a�a:
- Tato! Czy to ty?
- Moja kochana Go��bico, chod� do mnie.
Mnitte prze�kn�a �lin� i ruszy�a za g�osem. Po kilku krokach dotar�a do
kraw�dzi ska�y.
- Ojcze!! Gdzie jeste�??
- Chod� do mnie... - g�os ojca zdawa� si� rozp�ywa�. Zawia� wiatr i zabra�
ze sob� mg��. Pozosta�o po nim krystalicznie czyste powietrze. Nie wyt�ywszy
wzrok zrozumia�a, �e jest tu� nad wysok� przepa�� - na tyle wysok�, �e w
ciemno�ci nie mog�a dostrzec jej dna. Znajdowa�a si� w jakim� kraterze. Ze
wszystkich stron otacza�y j� ska�y a g�az, na kt�rym sta�a, by� najwyra�niej
jak�� p�k� skaln�. Gdy zorientowa�a si�, �e tu� pod ni� ci�gnie si� otch�a�,
dreszcz przebieg� jej po plecach. Od zawsze ba�a si� wysoko�ci, gdy by�a
dzieckiem, trudno�ci sprawia�o jej nawet wdrapanie si� na drzewo. Wola�aby, �eby
jej tu nie by�o, wola�aby znale�� si� wreszcie w domu, niech ten koszmar
wreszcie si� sko�czy...
- Mnitte! - tym razem g�os zdawa� si� by� bli�szy, i dochodzi� gdzie� z
do�u.
- Ojcze!! - wrzasn�a zrozpaczona. Przypad�a do powierzchni ska�y i
spojrza�a w otch�a�. Nie dostrzeg�a jednak nic pr�cz ciemno�ci.
Nagle nast�pi� wybuch. Zobaczy�a g��boko w dole jak ska�a, z kt�rej
zbudowane by�o dno krateru rozpada si�, a spomi�dzy jej fragment�w wyp�ywa
z�ocista lawa. Po chwili jej poziom zacz�� si� podnosi�, stopniowo acz
nieub�aganie. Mnitte zacz�a krzycze�. By�a w pu�apce.
Nieoczekiwanie tu� przed ni� w powietrzu z mg�y i �wiat�a zacz�o
kszta�towa� si� jakie� zjawisko. Powoli przybiera�o kszta�ty cz�owieka, a�
dziewczyna rozpozna�a w nim swojego ojca.
- Pami�tasz, co ci m�wi�em?- odezwa� si� gromko.
- Ojcze!
- Cicho, histeryczko - zagrzmia� rodzic. - Pami�tasz, co m�wi�em? "Wkr�tce
pope�nisz b��d, jak inni. Zar�wno nadzieja jak i cie� miecza ujd� z ciebie wraz
z powietrzem. Nic co nie ma ko�ca, nie zosta�o pocz�te." Ale ty nie skorzysta�a�
z mojej pomocy. Nie mo�na na tobie polega�, przekona�em si� o tym ju� do��
dawno.
- Tato, wybacz!!!
- Zamknij si� i pos�uchaj. - zdenerwowa� si�. - Jak ju� wiesz, dzisiaj jest
pewien wa�ny dzie�. Jak r�wnie� s�ysza�a�, jeste� pewnego rodzaju prorokiem.
Jeste� nim, gdy� jeste� te� moj� c�rk�. Twoje przybycie zwiastuje nadej�cie
czas�w, gdy nad �wiatem obejmie kontrol� nasz pan i w�adca ciemno�ci - Satan
Elias. Ja za� jestem jego wiernym s�ug� i pomocnikiem. Gdy �wiat b�dzie ju� jego
w�asno�ci�, ja stan� si� tu jego wys�annikiem i to mnie przys�ugiwa� b�dzie
korona cesarska. Tak wi�c - tu ojciec nachyli� si� i przewierci� Mnitte swoim
ci�kim spojrzeniem - jak widzisz, mamy wiele do stracenia. Wszystko zale�y
tylko i wy��cznie od ciebie. Nie mam ochoty znowu zdawa� si� na ciebie bo jestem
prawie przekonany, �e znowu co� zawalisz.
Mnitte pozbiera�a my�li i stwierdzi�a, �e w tym wszystkim brakuje kilku
wa�nych element�w.
- Tato, w takim razie po co by� ten miecz?- zawo�a�a piskliwie.
- Na bog�w, przesta� gl�dzi� - zniecierpliwi� si�. - Ca�a ta historia z
mieczem... To ju� nieistotne. I nie m�w na mnie tato - doda�.
- Wi�c jak mam si� do ciebie zwraca�?- zdziwi�a si�.
- Arcymistrzu! - wykrzykn�� szalonym g�osem.
Poczu�a �ciskanie w �o��dku. A wi�c nic si� nie zmieni�o. Przez te wszystkie
lata stara�a si� zapomnie�, jaki naprawd� by� jej rodziciel, szalony i
egoistyczny. Nidy nie by�a w stanie sprosta� jego wymaganiom. Stawia� przed ni�
poprzeczki, coraz wy�ej i wy�ej, wiecznie niezadowolony z jej osi�gni��,
niezale�nie od tego, jak bardzo si� stara�a. Pami�ta�a, jak bardzo by�a
zazdrosna o swojego brata. Jemu ojciec pozwoli� wybra�, jej nie.
Zoboj�tnia�a, spojrza�a mu g��boko w te rozpalone oczy i zapyta�a zimno:
- Co mam robi�?
Ucieszy� si�. Zatar� r�ce, pog�adzi� si� po �ysinie i wyci�gn�� do niej
r�k�.
- Chod� do mnie. Przekrocz kraw�d� ska�y i podejd� tutaj.
Spojrza�a pod nogi. Pod ni� w dole krateru wszystko si� gotowa�o. Poziom
lawy wzrasta� z ka�d� chwil�. Zadr�a�y jej nogi i zachwia�a si� lekko.
Odskoczy�a od granicy i zaprzeczy�a g�ow�.
- Nie , nie zrobi� tego. Boj� si�.
- Ty tch�rzliwa ma�po - j�kn�� zdenerwowany. - Czy mog�aby� chocia� ten
jedyny raz sprosta� jakiemu� zadaniu? Nie zawied� mnie - zamacha� r�kami w
przyganiaj�cym ge�cie - podejd� tutaj. Nic ci nie b�dzie.
Dr��ca, podesz�a znowu do kraw�dzi. Prze�kn�a �lin� i odetchn�a g��boko.
Lawa w dole k��bi�a si�, tworz�c wzory i za�amania, bi�o od niej przyjemne
ciep�o, ale z ka�d� minut� by�o gor�cej. Mnitte zda�a sobie spraw�, �e je�eli
pozostanie tutaj d�u�ej, wkr�tce si� ugotuje. Postanowi�a zaufa� losowi.
Odetchn�a jeszcze raz, zamkn�a oczy - i zrobi�a krok na prz�d.
Poczu�a dziwne mrowienie na �opatkach. Odruchowo si�gn�a za rami� by si�
podrapa� i poczu�a osobliwe zgrubienie. Dotkn�a drugiej �opatki i poczu�a to
samo. Zatrzyma�a si� i otwar�a oczy. Pod nogami mia�a pustk�. Ojciec przed ni� z
serdecznym u�miechem na ustach sta� z otwartymi r�kami kilka krok�w dole.
"Mo�e on mnie jednak kocha" - pomy�la�a. Bardziej zdecydowanie uczyni�a
kolejny krok przed siebie. Us�ysza�a dziwny chrobot i, teraz ju� niezno�ne,
sw�dzenie, a nawet b�l plec�w. Odwr�ci�a g�ow�, chc�c zobaczy�, co si� dzieje i
sobaczy�a, �e na jej plecach co�... ro�nie. Co� czarnego i niezwyk�ego. Raptem
zorientowa�a si�, �e kolor jej sukienki zmieni� si�. Przedtem �nie�nobia�a,
teraz by�a w kolorze smo�y.
- Ta... Arcymistrzu!!!- krzykn�a przera�ona.
- Nie przejmuj si�, to drobiazgi. Im szybciej tu podejdziesz tym lepiej.
Poczu�a niezdecydowanie. To, co si� tutaj dzia�o, by�o co najmniej
przedziwne. Nie by�a pewna, czy zgadzaj�c si� z ojcem nie pope�ni b��du, czy nie
b�dzie to z�y wyb�r.
"Ode mnie zale�� losy �wiata."
- Mnitte!! - wrzasn�� ojciec. - Czy chcesz jeszcze zobaczy� Saliona? Czy
wiesz, �e on �yje? Je�li przyjdziesz do mnie, spotkasz go jeszcze nie raz.
To przes�dzi�o spraw�. Niewiele my�l�c ruszy�a przed siebie. Wystarczy�o
dziesi�� krok�w i znalaz�a si� na miejscu.
- Taak - mrukn�� zadowolony ojciec. - Teraz dopiero godna jeste� nazywa� si�
moj� c�rk�. - Z�apa� za sw�j p�aszcz i jego skrzyd�em. Tu� za nim ukaza�o si�
wielkie lustro, w kt�rym mog�a zobaczy� si� ca�a.
Wygl�da�a inaczej, ca�kiem inaczej. Jej cera sta�a si� blada, usta krwi�cie
czerwone. D�uga czarna suknia ciasno opina�a j� w pasie, sp�ywa�a a� do ziemi
jak welon a rozci�cie ci�gn�ce si� a� do biodra odkrywa�o nieskromnie szczup��
nog�. Wisiorek w kszta�cie go��bka, kt�ry mia�a na szyi, zmieni� kolor. Zosta�
wykonany z wierzbowego drewna, ale teraz wygl�da�o na to, �e jest z hebanu. Ale
najniezwyklejsze by�o to, co wyros�o jej na plecach - czarne, b�oniaste skrzyd�a
nietoperza. Gdy roz�o�y�a je na ca�� d�ugo��, zab�yszcza�y w ogniu jak smo�a.
Czarna Go��bica westchn�a. C�, powiedzia�o si� a, trzeba powiedzie� i be.
By�a prorokiem i spe�ni�a swoje zadanie - przynios�a wie�� o nadej�ciu Nowego.
Teraz zosta�a zwi�zana z nim ju� na zawsze i nie mog�a wyprze� si� tego zwi�zku.
Nie mia�a drogi odwrotu.
- Arcymistrzu, czy teraz jeste� ze mnie zadowolony?
- O, tak, Czarna Go��bico. Jestem.
- A czy b�d� mog�a jeszcze wr�ci�?
- Nie ma mowy!
KONIEC