5061
Szczegóły |
Tytuł |
5061 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5061 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5061 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5061 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GARRY KILWORTH
W Krainie Wytatuowanych Ludzi
List przys�a� mi do domu w Kalifornii wydawca moich album�w z fotografiami
wojennymi. Autor listu proponowa� spotkanie w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku,
jako �e obecnie nie by� w stanie podr�owa�. Pisa�, �e dziej� si� z nim dziwne
rzeczy i twierdzi�, �e powinienem zarejestrowa� zachodz�ce w nim "zmiany", gdy�
mo�e si� to okaza� wa�ne w przysz�o�ci. Mia�em nadziej� na dobry materia� na
reporta�, oczywi�cie je�li to wszystko by�o prawd�. Nie by� to wszak pierwszy
weteran z Wietnamu, kt�remu odbi�a palma. Z pocz�tku sk�ania�em si� nawet do
tego, aby zapomnie� o tym li�cie, ale je�li Azja wywiera na cz�owieka
jakikolwiek wp�yw, to przede wszystkim nieustannie pobudzaj�c jego ciekawo��. W
nast�pn� �rod� polecia�em na wschodnie wybrze�e.
Zameldowa�em si� w hotelu "Roosevelt", gdy� ma on w sobie kolonialny wdzi�k
rodem ze Starego �wiata, dzi�ki kt�remu taki wyspiarz-emigrant jak ja mo�e cho�
przez chwil� poczu� si� jak w domu, nawet po�r�d onie�mielaj�cego ogromu
nowojorskiej architektury. W Nowym Jorku czuj� si� wessany w w�skie gard�a ulic
wiod�cych mnie po�r�d gigantycznych gmach�w, kt�re gdzie� w g�rze wydaj� si�
styka� czubkami, zas�aniaj�c ca�e niebo. Tu, po�r�d strzelistych drapaczy chmur,
odczuwam swoj� znikomo�� znacznie intensywniej ni� wtedy, gdy wpatruj� si� w
ogromne przestrzenie pomi�dzy gwiazdami. Fakt, �e na dachach tych betonowych
wie� rozpo�cieraj� si� soczyste trawniki i rosn� drzewa owocowe, nic tu nie
pomaga - raczej pot�guje wra�enie, �e te przera�aj�ce budowle wyros�y spod ziemi
zesz�ej nocy, wynosz�c w g�r� wyrwane strz�py darni i resztki zieleni,
pozostawiaj�c nas, rachitycznych �miertelnik�w, w piekielnych g��biach w�woz�w
utworzonych z ich nieprzyjaznych, szarych �cian.
Wystr�j nadaje wn�trzom hotelu europejski styl. Pe�no tu stoj�cych lamp z
misternymi, mosi�nymi zdobieniami, kom�dek o marmurowych blatach. Obecno��
takich sprz�t�w sprawia, �e czuj� si� pewniej. Znika towarzysz�cy mi wsz�dzie
niepok�j.
- Naprawd� zaopiekuj� si� pa�skimi rzeczami - powt�rzy� m�czyzna, kt�ry
przyszed� wzi�� do prania moje brudy. Zatrzyma� si� w drzwiach czekaj�c, a�
dotrze do mnie aluzja ukryta w tych s�owach i dam mu dwa dolary, by zapewni�
bezpiecze�stwo moim nie�wie�ym koszulom.
Kiedy drzwi si� zamkn�y, wzi��em do r�ki le��cy na ��ku egzemplarz "New York
Timesa". Artyku� na pierwszej stronie m�wi� o zab�jstwie dokonanym na pewnym
gwa�cicielu w sercu Central Parku. Wygl�da�o na to, �e to sprawka cz�onka
jakiej� obywatelskiej samoobrony. Chocia� �mier� herszta mia�a miejsce na oczach
ca�ego gangu, �aden z uj�tych bandyt�w nie by� do ko�ca pewien, czego w�a�ciwie
by� �wiadkiem. Napadni�ta kobieta r�wnie� nie widzia�a mordercy, aczkolwiek nie
ulega�o w�tpliwo�ci, i� jest mu wdzi�czna za interwencj�. W tych zeznaniach nie
by�oby nic zaskakuj�cego, gdyby gwa�ciciel zosta� ustrzelony ze sztucera o du�ym
zasi�gu lub chocia� z pistoletu. Jednak�e opryszka zwyczajnie uduszono.
Przyjrzawszy si� sinym plamom na szyi trupa, policyjny patolog orzek�, �e
zab�jca u�y� nylonowego sznura lub p�tli z drutu.
Pod obszernym artyku�em znajdowa�a si� kr�tka notka na temat o�wiadczenia nowo
wybranego prezydenta, kt�ry wskaza� na potrzeb� wys�ania doradc�w wojskowych do
Azji w celu udzielenia pewnemu krajowi pomocy w wojnie z agresorem.
Tylko tu, na Zachodzie, historia jakiego� nadgorliwego obro�cy ofiar napad�w
mo�e okaza� si� wa�niejsza od informacji o mo�liwo�ci zaanga�owania si� Stan�w
Zjednoczonych w kolejn� wojn� na kontynencie azjatyckim.
Pierwszy tatua� zauwa�y� pewnego ranka pod koniec lata. Poprzedniej nocy wybra�
si� do jednego ze swych ulubionych bar�w na oblewanie. Przez ostatnie lata
nieustannie co� oblewa�. Pierwsz� okazj� by� jego powr�t z Wietnamu, nast�pnie
�mier� Phila, potem w�asny rozw�d, a p�niej... p�niej jakakolwiek wie��, dobra
czy z�a, stanowi�a znakomity pretekst. By� w tym naprawd� dobry.
Symbol - gdy� by� to raczej symbol ni� jaki� obrazek czy s�owo - znajdowa� si� w
do�� niekonwencjonalnym miejscu. Przynajmniej jak na ameryka�skie zwyczaje. Tu�
pod lew� pach�. Je�li by� do czegokolwiek podobny, to do jakiej� sanskryckiej
litery. A mo�e chi�skiej? Albo japo�skiej? Nie, raczej trudno by�oby go uzna� za
liter�. To by� po prostu symbol: zap�tlony wir zako�czony �aman� lini�, kt�ra
zachodzi�a na siebie kilkakrotnie, tworz�c ma�y labirynt. Kiedy z uwag�
przygl�da� si� znakowi w lustrze, dziwi� si� wielkiemu kunsztowi i precyzji,
jak� w�o�ono w jego wyrysowanie. Tatua� by� jak ma�y �wiat - taki sam �wiat,
jaki otwiera si� przed naszymi oczami, kiedy z bliska studiujemy kielich kwiatu
lub g�sto unerwion� blaszk� li�cia.
- O Jezu... sk�d si� to tutaj wzi�o?! - zawo�a�, rozgl�daj�c si� nerwowo po
swoim kiepsko umeblowanym mieszkanku w nadziei, �e znajdzie jakie� �lady, kt�re
pozwol� mu zgadn��, co dzia�o si� z nim w nocy. Gdzie wczoraj by�? Pami�ta� bar
"U Staceya", potem klub nocny na... jak si� nazywa�a tamta ulica? Ale salon
tatua�u? Kiedy� by�o ich pe�no w chi�skiej dzielnicy, ale potem gdzie�
przeczyta�, �e wszystkie zamkni�to. Nie�atwo by�o si� pozby� tatua�u - operacja
plastyczna kosztowa�a kup� forsy. Na szcz�cie, mia� go w takim miejscu, �e m�g�
by� widoczny jedynie dla os�b, kt�re znajd� si� z nim w sytuacji intymnej. Na
szcz�cie nie by� to �aden badziew w rodzaju precyzyjnej kopii ostatniej
rozk�ad�wki z "Playboya". Na szcz�cie, na szcz�cie, na szcz�cie... r�bn��
pi�ci� w �cian� nad lustrem. Zza �ciany us�ysza� g�o�ny protest s�siada
mieszkaj�cego obok.
- Id� do diab�a! - rykn�� w odpowiedzi, wk�adaj�c st�uczone knykcie pod strumie�
zimnej wody.
Za oknem ha�as, jaki robi�y samochody przeje�d�aj�ce przez Brooklyn, narasta�
swym zwyk�ym porannym crescendo. By�a prawie dziewi�ta. Naci�gn�� spodnie na
bokserki. Godzin� temu powinien by� w pracy. Tylko tego by brakowa�o, �eby przez
to wszystko straci� robot�.
Trzy dni p�niej, po kolejnej pijatyce, pojawi� si� drugi tatua�. Tym razem na
�okciu. Zadzwoni� do swojej by�ej �ony i porozmawia� z ni� przez chwil�. Nie
powiedzia� jej nic o dziwnych rysunkach, ale sam jej g�os doda� mu otuchy. Potem
zadzwoni� do syna, �eby pogada� o futbolu i o wakacjach. Jamie by� pe�en �ycia.
Powiedzia� ojcu, �e t�skni za nim bardzo i �e powinni wkr�tce spotka� si� ca��
tr�jk�, kiedy sko�czy si� semestr. Jamie mia� romantyczn� dusz�. Wci�� pr�bowa�
swata� swoich rodzic�w, maj�c nadziej�, �e zejd� si� ponownie, a nawet �e
powt�rnie wezm� �lub. Kiedy od�o�y� s�uchawk�, czu� si� znacznie lepiej.
Przysi�g� sobie, �e przez tydzie� nie we�mie alkoholu do ust.
Dwadzie�cia cztery godziny p�niej zauwa�y� na ciele trzeci symbol.
- Lunatykuj� - powiedzia� do siebie. - Albo wpadam w jaki� trans. Albo jaki�
gnojek uwzi�� si� na mnie.
Przeszuka� mieszkanie, jakby spodziewa� si�, �e znajdzie kogo� ukrywaj�cego si�
w szafie albo pod ��kiem. Spojrza� w oczy swojemu odbiciu w lustrze i ujrza� w
nich strach. Dotkn�� poblad�ego policzka i zauwa�y�, �e dr�y mu r�ka.
- Jaki� gnojek nachodzi mnie we w�asnym mieszkaniu.
Bardziej nie ba�by si� nawet wtedy, gdyby tatua�e zamiast kolorowymi symbolami,
okaza�y si� naturalnymi wypryskami na sk�rze, wskazuj�cymi na obecno�� jakiej�
�miertelnej choroby w jego ciele.
Jego przera�enie osi�gn�o najwi�ksze mo�liwe nat�enie, podobnie jak w
Wietnamie. W rzeczywisto�ci, pomy�la�, to jest dok�adnie ten sam strach.
Rozpoznawa� go w ten sam spos�b, w jaki inni ludzie rozpoznawali zapach i smak
jakiej� niezwyk�ej przyprawy. Istnia�o wiele r�nych rodzaj�w l�ku, ale ten
zdecydowanie mo�na by�o uto�sami� z zatrwo�eniem, ogarniaj�cym cz�owieka
zagubionego w d�ungli, gdzie zewsz�d czyha na� �mier�. Mia�o to chyba jaki�
zwi�zek z tym, �e w tatua�ach by�o co� azjatyckiego. Ich styl przypomina�
orientalne wzornictwo. Nagle noc wyda�a si� jeszcze bardziej przera�aj�ca ni�
wcze�niej. Pod os�on� mroku co� przychodzi�o do niego. Z powrotem znalaz� si� w
Wietnamie, zn�w wpatrywa� si� w pos�pn� �cian� d�ungli, b�d�c jednocze�nie
wewn�trz tej �ciany, b��dz�c po�r�d olbrzymich drzew, na kt�rych korzenie musia�
si� wspina� jak na wysokie wzg�rza. By� nicnieznacz�cym �miertelnikiem w
miejscu, gdzie pr�no oczekiwa� jakiego� zrozumienia. Umys� wybiega� przed cia�o
b�d� wl�k� si� za nim w tyle. Zn�w tropi� wzrokiem cienie, �ykaj�c trwog�
szybciej ni� alkohol. D�ungla przype�z�a tu za nim, na ulice Nowego Jorku. Jacy�
malutcy ludzie, kt�rych nigdy wcze�niej nie widzia�, czaili si� w w�skich
alejkach. By� zbyt przera�ony, �eby pi�. Zbyt przera�ony, �eby nie pi�.
Nieokie�znana panika kaza�a mu zrywa� si� z ��ka w �rodku nocy i snu� si� po
barach, by szuka� tam tego, co pomaga�o mu pozby� si� strachu, jednocze�nie go
pot�guj�c. Wpad� w pu�apk�, przez kt�r� z wolna zn�w stawa� si� tym szale�cem,
za jakiego kiedy� si� uwa�a�.
- Co si�, kurwa, dzieje? - rycza�, stoj�c na chodniku przy barze, z twarz�
oblan� neonowym �wiat�em. - Niech mi kto� wyt�umaczy, co si�, kurwa, dzieje...
Ale przechodnie, je�li w og�le zaszczycali go spojrzeniem, nie wykazywali
najmniejszej ch�ci do prowadzenia filozoficznych dysput z wariatami, weteranami
b�d� pijakami. Szczeg�lnie za� z facetem, kt�ry zdawa� si� by� wszystkimi trzema
naraz.
Wyszed�em z hotelu i pojecha�em taks�wk� do Central Parku. Kr�ci�em si� tam
troch� i korzystaj�c z mapki, jak� zamie�cili w "Timesie", usi�owa�em
zlokalizowa� miejsce zab�jstwa. Kiedy nabra�em przekonania, �e je znalaz�em,
zrobi�em kilka zdj��. Sam nie wiem po co, bo nie znalaz�em tam nic ciekawego.
Zawsze lubi� zrobi� kilka takich niezobowi�zuj�cych zdj�� na nowej rolce filmu,
na dobry pocz�tek. W Wietnamie ka�dego dnia zaraz po obudzeniu si�ga�em po
aparat i robi�em zdj�cie drugiego ko�ca mojego cia�a: palc�w, st�p, kolan. Na
dobry pocz�tek.
W tamtych czasach musia�em by� niez�ym �wirem. Porzuci�em dom w wieku
siedemnastu lat, �eby podr�owa� po Europie z pentaxem w plecaku, nieprzerwanie
kieruj�c si� na wsch�d. Powodowa�o mn� mocne postanowienie, by zosta�
fotoreporterem wojennym. Chcia�em zrobi� jakie� zdj�cia z wojny arabsko-
izraelskiej w sze��dziesi�tym si�dmym. Dotarcie na miejsce zaj�o mi ca�y
tydzie�. Tymczasem konflikt zako�czy� si� po sze�ciu dniach. Otrz�sn��em si� z
rozczarowania i ruszy�em dalej, do Adenu, gdzie nasila�y si� akcje terroryst�w
protestuj�cych przeciwko wycofaniu si� Brytyjczyk�w z kolonii. Zosta�em
zatrzymany przez w�adze. Chcieli mnie odes�a� do domu, do rodzic�w. Ruszy�em
wtedy na wsch�d, do Wietnamu, ale po drodze by�y Indie, gdzie na chwil�
straci�em z oczu sw�j cel w oparach opium i przy d�wi�kach sitaru. W ko�cu
dotar�em do Wietnamu akurat na bitw� pod Khe Sanh.
Moje pierwsze fotografie by�y beznadziejne i nikt nie chcia� ich kupi� (dopiero
p�niej, kiedy wyda�em pierwszy album, nabra�y pewnej warto�ci), ale moja pasja
by�a zbyt wielka, �ebym m�g� si� tym za�ama�. Robi�em coraz wi�cej zdj�� i
stawa�em si� coraz lepszy, ucz�c si� od �wczesnych ameryka�skich tuz�w
obiektywu. Kiedy wie�ci o mordzie w My Lai pojawi�y si� na pierwszych stronach
wszystkich gazet, by�em ju� ca�kiem niez�ym fotoreporterem, a moje zdj�cia tak�e
zaczyna�y nabiera� klasy.
W tym czasie zobaczy�em wytatuowanego cz�owieka. Przemierza�em w�a�nie obszary
wiejskie, towarzysz�c jednemu z patroli rozpoznawczych, kiedy jaki� nerwowy
�o�nierz w szpicy otworzy� ogie� ze swojego M-16, siek�c kulami cienie.
- Tu si� co� rusza�o - wyja�nia� potem. - Widzia�em, jak zginaj� si� tamte
paprocie.
Przeszukali�my teren i znale�li�my �lady krwi wiod�ce do jaskini przy
wodospadzie. Patrol mia� na wyposa�eniu tylko dwa granaty od�amkowe, kt�re
�o�nierze wrzucili do �rodka. Wci�� jednak nikt nie kwapi� si�, by wej�� do
pieczary. Trudno si� by�o im dziwi�. Grota wygl�da�a jak ogromna skalna paszcza
gotowa po�kn�� nieostro�nych frajer�w. Ryk srebrzystej wody przetaczaj�cej si�
w�r�d wyszczerzonych, ostrych kamieni raczej nie dodawa� odwagi. Cieszy�em si�,
�e by�em tam tylko po to, by robi� zdj�cia. �o�nierze poprosili przez radio o
pomoc i po jakim� czasie wojskowy helikopter zrzuci� im miotacz ognia, kt�rym
starannie wypalili wn�trze jaskini. Nast�pnie jeden z patrolu uzbrojony w
czterdziestk�pi�tk� wszed� do �rodka. Wyszed� ty�em, wlok�c ze sob� zw�oki
nagiego m�czyzny. Wi�ksza cz�� sk�ry trupa by�a zw�glona, ocala�o jedynie lewe
rami� i cz�� klatki piersiowej. Najwyra�niej musia� le�e� twarz� do ziemi, z
ramieniem wsuni�tym pod tu��w, kiedy p�omienie omiata�y �ciany jego kryj�wki.
Kawa�ki ocala�ej sk�ry by�y ca�e pokryte tatua�ami, kt�re wywo�ywa�y dziwne
optyczne z�udzenie. Taki sam efekt powstaje, kiedy d�ugo przypatrujesz si� z
bliska g�sto wydrukowanym, czarno-bia�ym zygzakom.
Kiedy tatua�e zacz�y coraz g�ciej pokrywa� cia�o, pocz�� zastanawia� si�, czy
nie zawieraj� one zaszyfrowanej wiadomo�ci. Gapi� si� na nie w lustrze, pr�buj�c
odkry� jakie� prawid�owo�ci, kt�re naprowadzi�yby go na trop ukrytego j�zyka, a�
do chwili, kiedy wszystko zacz�o mu si� rozmywa� przed oczami. Pr�bowa� tak�e
wykonywa� rozmaite ruchy, energicznym krokiem przechadzaj�c si� przed lustrem,
aby zobaczy�, czy tajemnica zapisana w wytatuowanych symbolach nie oka�e si�
bardziej czytelna kiedy musku�y jego mocnego, szczup�ego cia�a zaczn� falowa�
przy napr�aniu ko�czyn i torsu. Ale sekret pozosta� r�wnie nieprzenikniony jak
przedtem.
Bezsenne noce sp�dza� na w��cz�gach - ju� nie po barach, ale po chi�skiej
dzielnicy, gdzie wszystkich wypytywa� o kogo�, kto umia�by robi� tatua�e. W
ko�cu pewien taks�wkarz zawi�z� go do jakiej� zapad�ej sutereny, w kt�rej
podobno mie�ci� si� nielegalny salon tatua�u. Kiedy mu otworzono, od razu
zrozumia�, �e znalaz� w�a�ciwe miejsce.
- Przychodzi po jeszcze jeden? - zapyta� w�a�ciciel.
Wyja�ni�, �e nie przypomina sobie �adnej ze swych wcze�niejszych wizyt, �e za
ka�dym razem musia� by� potwornie pijany, poniewa� nie zdawa� sobie sprawy z
tego, co robi.
Twarz rysownika st�a�a i m�czyzna pokr�ci� g�ow�.
- Musi zdawa� spraw� - powiedzia� z silnym akcentem �wie�o upieczonego
imigranta.
Weteran poczu�, jak jego cia�o przeszywa ch�odny dreszcz na my�l, �e by� mo�e
rysownik wcale nie jest Chi�czykiem tylko Wietnamczykiem? A wi�c �ledzili go
ca�y czas, by wreszcie odnale�� go za oceanem? Prze�ladowali go w jego w�asnym
kraju?
Energicznie potrz�sn�� g�ow�, aby op�dzi� si� od paranoi.
- Pos�uchaj, stary. Nie chc� ju� wi�cej �adnych tatua�y. Ani jednego wi�cej,
kapujesz? Niezale�nie czy przyjd� tu pijany czy trze�wy, ty ode�lij mnie z
kwitkiem - nie r�b mi wi�cej �adnych tatua�y. W porz�dku?
- Nie w porz�dku - tamten zn�w pokr�ci� g�ow�. - Ty nie chce przyj�� tutaj. Ty
chce i�� w inne miejsce. Ja robi dobry tatua�. Ty przyjdzie tutaj, ja robi dobry
tatua�...
Na gro�b�, �e policja zostanie powiadomiona o nielegalnym salonie tatua�u,
rysownik pos�a� mu tylko w�ciek�y, azjatycki u�mieszek.
- Ty nie p�jdzie do policjant.
Tej samej nocy przyby� mu kolejny tatua�. Kiedy odkry� go z samego rana, wr�ci�
do salonu, aby zrobi� z tatua�ysty mokr� plam�, na co tamten odpowiedzia� mu z
podobn�, niek�aman� furi�.
- Ty ma muchy w g�owa. Ty wariat. Po co przychodzi tu w noc i m�wi "Zr�b mi
tatua�", a potem przychodzi rano ca�y w�ciek�y? Ja robi, co ty m�wi. Jak nie
chce tatua�, to nie przychodzi tutaj, ty g�upi wariat.
Krewni i przyjaciele rysownika zdawali si� wype�za� z ka�dej szczeliny
drewnianej boazerii, jak� by�y wy�o�one �ciany piwniczki, staj�c w cieniu za
plecami w�a�ciciela z gro�nie za�o�onymi r�kami. Wiedzia�, �e je�li b�dzie si�
awanturowa�, za chwil� wszyscy rzuc� si� na niego, a by� mo�e w ruch p�jd� tak�e
no�e.
- Na pewno mnie hipnotyzujecie, zasrane gnojki - powiedzia�. - Albo stosujecie
jakie� inne sztuczki. Dlaczego, na mi�o�� bosk�, wci�� tutaj wracam? Nic z tego
nie rozumiem. Co si�, do diab�a, ze mn� dzieje?
Tatua�ysta wzruszy� ramionami.
- Sk�d bierzesz takie wzory? - spyta� go weteran. - Nigdy w �yciu czego� takiego
nie widzia�em.
Rysownik pogrzeba� chwil� w szufladzie, kt�r� mia� na wysoko�ci �okcia i
wyci�gn�� z niej zwitek papierowych kartek. Na ka�dej z nich widnia� staranny
rysunek. Wszystkie znaki by�y identyczne z tymi, kt�re mia� wytatuowane na
ciele. Wpatrywa� si� w nie nic nie rozumiej�c, dop�ki Azjata nie po�pieszy� z
wyja�nieniem:
- Ty rysuje. Ty ich rysuje. Za ka�dy raz ty przychodzi tutaj, bierze papier i
rysuje obrazek.
- Nie wierz� ci - przerwa� zdj�ty trwog�.
- Mam to w dupa - pad�a odpowied�.
Wr�ci� do domu i wbi� wzrok w �cian�. Stopniowo przypomnia� sobie tamto
wydarzenie, wywl�k� je z najdalszych zak�tk�w pami�ci, gdzie pr�bowa� je
pogrzeba� wraz z wszystkimi innymi koszmarami z d�ungli. �o�nierz Vietcongu
sp�on�� w jaskini. Trup mia� rami� ca�e pokryte tatua�ami, takimi samymi jak te,
kt�re obecnie zdobi�y jego cia�o. Male�kie zawijasy i poskr�cane kszta�ty, kt�re
wygl�da�y jak ornamenty skopiowane z kolumny w jakiej� �wi�tyni w�a. Phil by�
razem z nim w tym patrolu. Rozmawiali ze sob� o tamtych dziwnych znakach. Phil
domy�la� si�, �e s� to jakie� obrz�dowe symbole, r�wnie stare jak sam Wietnam.
- Kiedy� nazywano go Krain� Wytatuowanych Ludzi - m�wi�.
- Co tak nazywano?
- Ten kraj - Wietnam. Trzy tysi�ce lat temu ziemie te znane by�y jako Van Tang,
Kraina Wytatuowanych Ludzi.
Phil by� jego dow�dc�. Jego najlepszym przyjacielem. Razem studiowali i obaj
odrzucili zaoferowane im stopnie oficerskie, �eby ich tylko nie rozdzielono.
Razem sp�dzili rok w piekle i razem wr�cili do domu. Phil pozwoli� mu
zamieszka� w swoim mieszkaniu, zanim nie znajdzie czego� dla siebie. Tyle �e w
trzy tygodnie po powrocie Phil zosta� zamordowany, zak�uty no�em na �mier�, w
metrze, przez nieznanego sprawc� lub sprawc�w. Zabrano mu zegarek, sygnety i
trzy dolary z portfela. Sp�dzi� ca�y rok w Wietnamie, gdzie w powietrzu lata�o
mn�stwo wszelkiego g�wna, kt�re co chwila, gdzie tylko spojrze�, zwala�o z n�g
jakiego� ameryka�skiego �o�nierza, a Philowi uda�o si� wyj�� z tego bez szwanku.
Tylko po to, �eby w Stanach zar�n�� go jak tucznego wieprzka jaki� gnojek,
kt�remu nie wystarcza�a wojna w Azji, musia� rozpocz�� w�asn� wojn� w Nowym
Jorku.
Obszed�em ca�y park, trzymaj�c si� jak najdalej od drzew (zawsze trzymam si� jak
najdalej od drzew), po czym wzi��em taks�wk� na Brooklyn, pokazuj�c kierowcy
adres wypisany na kopercie, w kt�rej otrzyma�em list. Wszed�em po tylnych
schodach jakiego� zakazanego budynku i zapuka�em do drzwi. M�czyzna wpu�ci�
mnie do �rodka.
- Pami�ta mnie pan? - zapyta�.
- Pami�tam czas, miejsce i wydarzenie - odpar�em. - Je�li twierdzi pan, �e pan
tam by�, wierz� panu.
- By�em jednym z cz�onk�w tego patrolu. Razem z Philem, tyle �e on ju� nie �yje.
Prawdopodobnie wszyscy z tamtego patrolu zgin�li, poza panem i mn�.
Przyjrza�em mu si� dok�adnie. Mia� na sobie wysokie buty, wojskow� kurtk� i
wielki, sztauerski beret, kt�ry przykrywa� mu nawet kark. Ods�oni�t� mia�
jedynie twarz i d�onie. Ale nawet tam tatua�e pokrywa�y ka�dy centymetr
kwadratowy sk�ry. Ko�nierz kurtki mia� postawiony i zapi�ty na guziki. We�niany
beret mia� wci�ni�ty na g�ow� tak mocno, �e ca�kowicie zas�ania� uszy. Na
policzkach, na nosie, wok� ust i oczu roi�o si� od tajemniczych znak�w: jakie�
poskr�cane p�atki, wiry, spirale. Pojedyncze linie wydawa�y si� obrysowywa�
naturalne kontury jego twarzy, ale przy dok�adniejszym przyjrzeniu si� by�o
wida�, i� w niekt�rych miejscach zak��caj� normalne rysy, rozbijaj�c je na
nieokre�lone kszta�ty i cienie, przywodz�ce na my�l unerwienie li�ci, rosn�ce
g�sto �d�b�a trawy, rysunek kory drzew. Jego twarz sprawia�a wra�enie sadzawki,
w kt�rej odbija si� dzienne �wiat�o i cienie listowia porastaj�cego wisz�ce nad
lustrem wody ga��zie.
- Przypomina mi pan pewien obraz - powiedzia�em, aby przerwa� cisz�, kt�ra z
wolna robi�a si� do�� niezr�czna. - Impresj� pewnego artysty na temat Queeqega -
tego z "Moby Dicka". Te wytatuowane policzki... - Wygl�da�o na to, �e moja
nie�mia�a pr�ba roz�adowania napi�tej atmosfery okaza�a si� druzgoc�c� pora�k�.
Nie zauwa�y�em �adnej zmiany wyrazu wpatrzonych we mnie oczu. Oczu, kt�re
wydawa�y si� jedynym rzeczywistym elementem tej postaci, jedynym punktem
zaczepienia, gdy� ca�a reszta jego twarzy nieustannie za�amywa�a si� i
rozmywa�a, zanika�a i zmienia�a kszta�ty.
- Jestem pod tym ca�kiem �ysy - powiedzia�, maj�c na my�li swoje bezkszta�tne
nakrycie. - �ysy i wytatuowany. Nie gol� si�. Wyrywam w�osy wraz z cebulkami,
jak kiedy� Indianie. To bolesne, ale dzi�ki takiej metodzie nie musz� tego robi�
zbyt cz�sto. - Przerwa�, a po chwili doda�: - Opowiedzia�em panu o tym wszystkim
w moim li�cie.
- Pisa� pan, �e gromadzi pan tatua�e, podobnie jak ten cz�owiek, kt�rego zw�oki
widzieli�my w Wietnamie - nie wiedzia�em, co mia� na my�li pisz�c, �e "gromadzi"
tatua�e.
- Aha. Przywi�z� pan to zdj�cie?
Kiwn��em g�ow� i wyj��em kopert� z kieszeni. Wyszarpn�� mi j� z d�oni i
wyci�gn�� fotografi�. By�o to zdj�cie spalonego Wietnamczyka przy jaskini -
jedno z kilku uj��.
- Tak, to on - odezwa� si� wyra�nie usatysfakcjonowany. - Niech pan patrzy -
podwin�� r�kaw, aby pokaza� mi rami� upstrzone symbolami wyk�utymi kolorowym
atramentem. Znaczki zawirowa�y mi przed oczami.- Niech pan spojrzy, wszystko mam
identycznie jak on. Uwierzy pan? Mia�em to wszystko zarejestrowane gdzie� tutaj
- poklepa� si� po g�owie. - Wszystko wyrysowa�em dok�adnie, nawet o tym nie
my�l�c.
Rzeczywi�cie skopiowa� symbole z zadziwiaj�c� precyzj�. Musia�y si� na sta�e
wdrukowa� w jego pod�wiadomo��. Jaki� tajemniczy impuls sk�oni� go do
przeniesienia wszystkich zarejestrowanych w umy�le znak�w na papier, a nast�pnie
na cia�o. Mo�na by powiedzie�, �e zosta� wytatuowany od wewn�trz bardzo dawno
temu, a dopiero teraz tatua�e zdo�a�y wydosta� si� z jego wn�trza na
powierzchni� sk�ry.
- A sk�d pan wzi�� t� ca�� reszt�? - spyta�em.
- �e co?
- Przecie� widzia� pan tylko rami� i cz�� klatki piersiowej. Czym pokry� pan
reszt� cia�a?
- To wz�r - odpowiedzia�, rzucaj�c mi spojrzenie znad fotografii. - Powtarzaj�cy
si� wz�r.
- Ach tak!
- Jest pan got�w?
- Tak, mo�emy jecha� - odpar�em. Wszystko wy�o�y� w swoim li�cie: chcia�, abym
sfotografowa� go na tle trawy, li�ci lub ska�. W jakim� naturalnym otoczeniu.
Pojechali�my taks�wk� do Central Parku. Po drodze, nie zwa�aj�c na ciekawskiego
szofera, kt�ry niemal przez ca�� drog� nie odrywa� wzroku od naszego odbicia w
lusterku, rozmawiali�my o jego odkryciu.
- Po�apa�em si� w tym wszystkim pewnej nocy - powiedzia� m�j wsp�pasa�er -
prawie nad ranem. Tamten narwany ch�opak na szpicy wychowa� si� w lasach
Luizjany i mia� sokoli wzrok. Zdarza�o mu si� mierzy� do zag�szczenia mg�y, do
paproci ko�ysz�cych si� na wietrze, do spadaj�cego li�cia, ale nigdy nie
strzela� na pr�no. Kiedy ten go�� naciska� na spust, wiadomo by�o, �e za chwil�
trzeba b�dzie liczy� cia�a. Ale do czego strzela� tamtego dnia? - po sto razy
zadawa�em sobie to pytanie. Pami�tam, �e wtedy te� mu je zadali�my, a on
odpowiedzia� nam: "Zapach... wyczu�em zapach tego cienia". W swoich rodzinnych
stronach tamten ch�opak cz�sto polowa� w p�mroku panuj�cym w lesie, kt�ry
wyr�s� na bagnach. Nie by�o od niego lepszego na szpicy. "Widzia�e� co�?",
pytali�my go tamtego dnia, a on tylko kr�ci� g�ow�. Wtedy pomy�la�em sobie, �e
je�li ten nieprawdopodobny bystrzak nie zauwa�y� ��tka, to znaczy �e Wietnamiec
musia� chyba siedzie� w �rodku drzewa. Potem dopiero zrozumia�em, �e...
Dotarli�my do parku i odes�ali�my taks�wkarza. Zbli�a� si� wiecz�r - czas, kiedy
wi�kszo�� urz�dnik�w opuszcza biurowce i udaje si� do domu. W parku by�o jeszcze
troch� ludzi, ale mojemu towarzyszowi uda�o si� znale�� ma�� polank� po�r�d
drzew, gdzie mogli�my czu� si� ca�kiem sami. Kiedy przystan�li�my, z
przera�eniem skonstatowa�em, �e jest to dok�adnie to samo miejsce, gdzie w
tajemniczy spos�b zosta� zamordowany niedosz�y gwa�ciciel. Chcia�em sko�czy�
wszystko jak najszybciej, mie� to wreszcie z g�owy i wr�ci� do hotelu.
Zacz�� si� rozbiera�. Zdejmuj�c ubranie, nie przerywa� m�wienia, ja za� zaj��em
si� robieniem zdj��.
- To by� perfekcyjny kamufla� - m�wi�. - Ci staro�ytni Wietnamczycy wszystko
dok�adnie opracowali. Musia�o im to zaj�� mn�stwo czasu - naprawd� mn�stwo czasu
- zanim uda�o im si� osi�gn�� zadowalaj�cy efekt. Oszuka� wzrok. Tak, na tym to
w�a�nie polega. Na oszukaniu wzroku. Patrzysz na co�, ale nie widzisz. Ten
�o�nierz Vietcongu, kt�rego spalili�my - on musia� zobaczy� to w jakiej� starej
ksi�dze, a mo�e na jakim� rysunku w jaskini, albo na �cianie �wi�tyni.
- Mo�e to wcale nie by� �o�nierz Vietcongu? - powiedzia�em, szybko pstrykaj�c
kolejne fotki.
- Mo�liwe, ca�kiem mo�liwe. W ka�dym razie zna� sekret, tajemnic� doskona�ego
kamufla�u. W dawnych czasach w�adcy tamtejszych staro�ytnych kr�lestw zapewne
wykorzystywali takich ludzi do brudnej roboty. A teraz ja, teraz ja pozna�em
tajemnic�... My�l�, �e to dzia�a tylko wtedy, kiedy ca�e cia�o zostanie pokryte
tatua�ami. Cz�� cia�a, na przyk�ad r�ka czy noga, mo�e da� pewien efekt, ale
nie zapewni pe�nego maskowania, nie zapewni takiego idealnego zlania si� z
otoczeniem, jak w przypadku ca�kowicie wytatuowanego cz�owieka, kt�ry staje si�
niewidoczny go�ym okiem. Pami�ta pan niekt�re z tamtych w�y w Wietnamie? Nigdy
nie by�o ich wida� dop�ki nie nadepn�o si� na jednego z nich, nawet je�li
patrzy�o si� prosto na nie, prawda? Widzi pan, tatua�e s� jeszcze
skuteczniejsze, poniewa� pozwalaj� r�wnie� na maskowanie ruchu. Rysownicy,
kt�rzy to wymy�lili, musieli udoskonala� ten wz�r przez stulecia, a mo�e nawet
przez tysi�c lat! Zapewne prowadzili studia nad ubarwieniem le�nych stworze�,
stworzyli ca�� nauk� na temat �wiat�a i cienia, badaj�c� delikatn� r�wnowag�
pomi�dzy znakami a dziel�cymi je odst�pami... do diab�a, to musieli by�
geniusze. Czy jest pan sobie w stanie ich wyobrazi�? Tych ludzi epoki kamienia
�upanego destyluj�cych barwniki z sok�w kwiat�w i li�ci, ob�upuj�cych brzegi
rzek w poszukiwaniu glinek o r�nych kolorach, testuj�cych kolejne substancje,
aby w ko�cu pewnego dnia - bingo! - spod ich r�k wyszed� �owca doskona�y.
W chwili kiedy zako�czy� swoj� przemow�, by� ju� jedynie bezcielesnym g�osem,
rozbrzmiewaj�cym po�r�d drzew, gdzie� przede mn�. Jego ubrania le�a�y zmi�te na
ziemi. Robi�em zdj�cia, na kt�rych nie by�o wida� nic pr�cz pni, konar�w i
li�ci. Poczu�em jak cierpnie mi sk�ra, a kiedy gdzie� po mojej lewej stronie
rozleg� si� delikatny trzask �amanej ga��zki, ledwo si� powstrzyma�em, by nie
wrzasn�� na ca�y g�os. Odskoczy�em w ty� na jakie� p� metra, maj�c wra�enie, �e
rozum miesza mi si� ze strachu.
- Czy wci�� pan tu jest? - Sam nie wiem dlaczego pytanie to wypowiedzia�em
zduszonym szeptem.
Nie pad�a �adna odpowied�. Pr�bowa�em obserwowa� wyd�u�aj�ce si� cienie, by
dostrzec po�r�d nich jakikolwiek �lad ruchu. Nie by� przecie� w stanie zmieni�
praw rz�dz�cych �wiat�em i ciemno�ci�, co do tego nie mia�em najmniejszych
w�tpliwo�ci. Znieruchomia�y czeka�em na jaki� ulotny znak, przemkni�cie ciemnego
kszta�tu m�czyzny na opad�ych li�ciach, ale niczego nie mog�em by� pewny. Po
chwili k�tem oka dostrzeg�em jakie� poruszenie, zn�w podskoczy�em, ale wygl�da�o
to na zwyk�y podmuch wiatru pochylaj�cy �d�b�a trawy. Moje serce wali�o jak
szalone, pompuj�c krew z niesamowit� szybko�ci�. Wiedzia�em, �e je�li nad sob�
nie zapanuj�, za chwil� zaczn� widzie� rzeczy, kt�rych w rzeczywisto�ci nie ma.
Przypomnia�em sobie ko�c�wk� artyku�u o samozwa�czym str�u porz�dku, kt�ry
zabi� gwa�ciciela w tym parku, by� mo�e dok�adnie w tym miejscu. �aden ze
�wiadk�w nie widzia� napastnika, nawet uratowana przeze� kobieta. Wszyscy raczej
odczuli jego obecno��, ni� do�wiadczyli jej wzrokiem. To by� jaki� duch, fantom,
widoczny jedynie w postaci ulotnego cienia znikaj�cego w mrokach wieczoru.
Nagle przysz�o mi do g�owy, �e przypuszczenia tego faceta s� s�uszne, �e by�
mo�e spo�r�d ludzi, kt�rzy widzieli zw�glone cia�o wytatuowanego cz�owieka
zabitego w jaskini po�r�d wietnamskiego buszu, tylko my dwaj zostali�my przy
�yciu. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e jako jedyny ocala�y, kt�ry o wszystkim
wiedzia�, stanowi�em dla niego zagro�enie. W tej samej chwili jaki� delikatny
ciep�y podmuch owion�� m�j policzek. Poczu�em czyj� nie�wie�y oddech. Obr�ci�em
si� i zacz��em biec co si� w nogach, zdzieraj�c gard�o op�ta�czym wrzaskiem:
- Zostaw mnie! Zostaw mnie!!! Zostaw mnie...
Kiedy ponownie do��czy� do mnie na skraju parku, zakutany w swoje ubranie,
zd��y�em ju� przyj�� do siebie.
- To by� g�upi pomys� - stwierdzi�, ale na jego twarzy dostrzeg�em krzywy
u�mieszek, jakby po raz pierwszy dzi�ki swemu kamufla�owi prze�y� co� tak
zabawnego.
- Na swoje usprawiedliwienie powiem - odpar�em, czuj�c si� strasznie g�upio - i�
niezale�nie od tego, czy dzieje si� to z przyczyn naukowo wyt�umaczalnych, czy
nadprzyrodzonych, nie jestem przyzwyczajony do tego, by cz�owiek nagle znika� mi
z oczu.
Mrukn�� co� w odpowiedzi, a nast�pnie si�gn�� do kieszeni wojskowej kurtki, sk�d
wyj�� notes. Wr�czy� mi go bez s�owa.
- Co to takiego? - spyta�em.
Jego oczy rzuci�y mi ponure, zimne spojrzenie.
- To m�j dziennik - znajdzie pan tu wszystko, co b�dzie panu potrzebne do
napisania artyku�u.
- A... artyku�u?
- Tak. Ale niech si� pan z nim wstrzyma przez jaki� miesi�c. Wtedy b�dzie to
znacznie bardziej sensacyjna historia.
- Rozumiem - powiedzia�em.
- Nic pan nie rozumie - uci�� kr�tko. - Przynajmniej na razie.
Wyszli�my z parku i wtopili�my si� w rzek� ludzi tocz�c� si� korytem chodnika.
Sznur samochod�w przesuwa� si� wolno obok nas, a zewsz�d dobiega�y ha�asy
wielkiego miasta. Ludzie zacz�li nas potr�ca� - tarasowali�my im drog�. Zanim
si� rozstali�my, obdarzy� mnie silnym u�ciskiem d�oni.
- Niech pan pos�ucha - odezwa� si�. - Co pan my�li o nowym pomy�le prezydenta -
o tych doradcach wojskowych dla Tajlandii?
- A co pan o tym my�li?
Spojrza� w g�r�, gdzie szczyty budynk�w walczy�y o �wiat�o i przestrze� na tle
nieba o przywi�d�ych kolorach.
- Mam osiemnastoletniego syna na uniwerku - powiedzia�.
Czuj�c si� nieco pewniej po�r�d budynk�w, otoczony t�umem ludzi, wyrzuci�em z
siebie oskar�enie:
- A wi�c zabije pan prezydenta, tak jak zrobi� pan to z tym gwa�cicielem.
Jego odpowied� wprawi�a mnie w zdumienie.
- Zdecydowali�my, �e prawdopodobnie nie b�dzie takiej potrzeby - oznajmi�.
Nast�pnie odwr�ci� si� i odszed� �piesznie z d�o�mi wbitymi g��boko w kieszenie
kurtki. �ledzi�em wzrokiem dziergany beret, dop�ki nie znikn�� mi z oczu. Potem
wr�ci�em taks�wk� do hotelu.
Kiedy z powrotem znalaz�em si� w swoim pokoju, wyj��em notes, kt�ry otrzyma�em
od weterana. Nie dowiedzia�em si� z niego wi�cej ni� ju� wiedzia�em. Nie
dostarczy� mi dodatkowych informacji, kt�re wyja�nia�yby tajemnicze u�ycie
liczby mnogiej w ostatnich s�owach, jakie autor dzienniczka rzuci� mi na
po�egnanie. "Zdecydowali�my..."- c� to, u diab�a, za "my"?
Tej nocy wyszed�em na miasto, �eby si� ur�n��.
Nast�pnego ranka wynaj��em ciemni� i wywo�a�em zdj�cia z parku. Potem przed
d�ugie godziny przygl�da�em si� odbitkom pod r�nymi rodzajami �wiat�a, ale
oczywi�cie nie by�em w stanie dostrzec nic pr�cz trawy, drzew i cieni. Mn�stwa
cieni. On musia� kry� si� gdzie� po�r�d tych cieni, ale nie mog�em go dojrze� i
w�tpi�, by komukolwiek to si� uda�o. Przypuszczam, �e jego wol� by�o, abym
opublikowa� te zdj�cia razem z artyku�em, jaki mu obieca�em, ale w jaki spos�b
dowie��, �e zrobi�o si� zdj�cia niewidzialnego cz�owieka? To wszystko zakrawa�o
na absurd. Doszed�em do wniosku, �e by� to zwyk�y przejaw pr�no�ci z jego
strony. Dop�ki mia� na sobie chocia� cz�� ubrania, nie by�o problemu z
zauwa�eniem go, ale kiedy zdj�� wszystko, natychmiast znika�. To tak jak z
tygrysem, kiedy za�o�y� mu czerwon� opask� na szyj� i ustawi� go w jego
naturalnym otoczeniu. Kawa�ek p��tna pomaga zlokalizowa� zwierz� i wtedy mo�na
dok�adnie wyodr�bni� wzrokiem jego kszta�t, nawet na tle cieni rzucanych przez
li�cie drzew. Dopiero kiedy nie wiadomo, w kt�re dok�adnie miejsce nale�y
spojrze� i jakiej pozycji si� spodziewa� (wyprostowanej, le��cej, skulonej,
przyczajonej), kamufla� spe�nia sw� rol� magicznej ochrony.
Ale w tym przypadku nie mia�em do czynienia z kamufla�em b�d�cym produktem
d�ugotrwa�ego procesu pr�b i b��d�w przeprowadzanego przez ewoluuj�c� natur� -
tak jak w przypadku ochronnych barw tygrysa czy - jeszcze lepiej - bekasa. Ten
kamufla� by� owocem nauki lub sztuki, jak kto woli, doprowadzonej do perfekcji
przez cz�owieka. Pr�gi tygrysa tak si� mia�y do tatua�y weterana jak skrzyd�a
mewy do silnik�w rakietowych.
Spakowa�em si� z zamiarem jak najszybszego powrotu do Kalifornii. A mo�e na
jaki� czas wr�ci�bym na Wyspy? Chcia�em znale�� si� gdziekolwiek, byle dalej od
Waszyngtonu.
Pomy�la�em o zawiadomieniu policji, lecz natychmiast porzuci�em ten zamiar.
Policja mog�a mi uwierzy� albo i nie, ale na pewno rewelacje przedosta�yby si�
do medi�w, a one nie przejmowa�y si� takimi drobnymi szczeg�ami jak to, czy
jaka� pog�oska jest prawdziwa. One przecie� uwielbia�y takie historie:
wytatuowani m�czy�ni, niewidzialni zab�jcy, samozwa�czy pogromcy bandyt�w,
gro�by pod adresem prezydenta. Odk�adaj�c nawet na bok obawy o moje w�asne
�ycie, gdyby sprawa wysz�a na �wiat�o dzienne, istnia�a powa�na mo�liwo��, �e
ca�a historia zostanie odpowiednio rozdmuchana: Wietnamscy agenci w Nowym Jorku.
Weterani zabijaj�cy w hipnotycznym transie. Ju� widzia�em wielkie nag��wki:
KANDYDAT POPIERANY PRZEZ MAND�URI� NADAL �YJE. Prezydent zdoby�by dowody,
kt�rych szuka�, a �aden obywatel o azjatyckich rysach nie m�g�by spokojnie
pojawi� si� na ulicy
Mia�em zamiar zapomnie� o tym, co zobaczy�em, lub raczej o tym, czego nie
zobaczy�em i nie dotrzyma� obietnicy og�oszenia ca�ej historii drukiem.
Argumenty, jakie mia�em na swoje usprawiedliwienie, prezentowa�y si� do��
mizernie: "Jestem tylko fotoreporterem. Rejestruj� wydarzenia. Nie bior� w nich
aktywnego udzia�u. Nie opowiadam si� po �adnej ze stron. Jestem jak ksi�dz albo
prawnik, albo lekarz. Jestem zobowi�zany do zachowania tajemnicy swojego
klienta".
G�upio zrobi�em, �e tu przyjecha�em. On za� g�upio post�pi�, �e mnie zaprosi�.
Przypuszczam, �e wi� zadzierzgni�ta przez wietnamskie do�wiadczenia wci�� by�a
mocna. W przeciwnym razie ani on, ani ja nie zdecydowaliby�my si� na taki krok.
Jego poczucie rzeczywisto�ci musia�o przej�� powa�ne zmiany przez ostatnie kilka
miesi�cy i najprawdopodobniej potrzebowa� umocnienia ze strony kogo�, kto by�
tam razem z nim, uczestniczy� w tym samym wydarzeniu. Moje w�asne poczucie
rzeczywisto�ci w�a�nie chwia�o si� w posadach. Co� zaczyna�o si� przesypywa�
przez g�ste sito zdrowego rozs�dku. By�a to my�l, �e by� mo�e ten weteran nie
jest ca�kiem sam. W Wietnamie toczy�a si� przecie� d�uga wojna, obfituj�ca w
wiele incydent�w, o kt�rych nikt p�niej nie us�ysza� ani s�owa. Mo�e nasze
do�wiadczenie nie by�o odosobnione? W ka�dym razie nic nie mog�o go powstrzyma�
przed wyjawieniem swojego sekretu. "Zdecydowali�my, �e prawdopodobnie nie b�dzie
takiej potrzeby..."
Nie mam poj�cia, jak wielu ich jest, bezszelestnie poruszaj�cych si� przez lasy
i pola, przez wzg�rza i doliny, niezauwa�onych przez nikogo. Mo�e jest to tylko
jeden cz�owiek, a mo�e s� ich ca�e tysi�ce. Albo i wi�cej. By� mo�e jest ich tak
wielu, �e zaj�li ju� wszystkie tereny poza miastami, a tak�e parki, tak wi�c
wszelkie otwarte przestrzenie sta�y si� oddzielnym �wiatem, pozostaj�cym
ca�kowicie poza nasz� kontrol�. Nie ma �adnego sposobu, aby pozna� prawd�. W
ekstremalnym przypadku mog�oby si� okaza�, �e nie ma sensu m�wienie, i� w kraju
roi si� od wytatuowanych ludzi, ale raczej nale�a�oby ca�� rzecz odwr�ci� i
stwierdzi�, �e to w�a�nie my mieszkamy w krainie wytatuowanych ludzi.
Wczoraj co� si� wydarzy�o, co� nag�ego i niezwyk�ego. Od kilku tygodni nie
zagl�dam ju� do gazet, nie s�ucham radia, nie ogl�dam telewizji. Od dnia, kiedy
wyjecha�em z Nowego Jorku. Wiem, �e co� si� wydarzy�o, poniewa� to wisi w
powietrzu, jak bzyczenie miliona much. Wyczuwam jaki� po�piech w krokach, kt�re
dobiegaj� do mnie przez zamkni�te drzwi i okna. Ludzie na ulicach wci�� gdzie�
goni�, szybciej ni� zazwyczaj, tak jakby wszyscy czuli, �e powinni znajdowa� si�
w zupe�nie innym miejscu. Do moich uszu dobiegaj� jakie� st�umione okrzyki,
okrzyki niewyra�ne, ledwie s�yszalne. Nie planuj� bli�szego zbadania tego
zjawiska.