5055
Szczegóły |
Tytuł |
5055 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5055 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5055 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5055 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej 'Andy' Kidaj
W Strefie
Dochodzi�a p�noc. Ca�e miasto powoli zapada�o w spokojny sen. Nikt z
mieszka�c�w nie przeczuwa� tego, co mia�o si� ju� wkr�tce wydarzy�. A mo�e kto�
jednak przeczuwa�. Sen tej osoby si�� rzeczy nie m�g� by� wi�c spokojny i
beztroski. Mo�e nawet osoba ta nie mog�a w og�le zasn��. Daremnie przewraca�a
si� w ��ku z boku na bok bezskutecznie oczekuj�c nadej�cia snu.
W pomieszczeniu znajduj�cym si� w piwnicach starej kamienicy panowa�y
nieprzeniknione ciemno�ci. Da�o si� s�ysze� tylko trzy niecierpliwe oddechy.
Jeden z nich by� lekko zachrypni�ty.
Kiedy zegar na pobliskiej wie�y wybi� pe�n� godzin�, jeden z g�os�w przerwa�
panuj�c� cisz�:
- Czy s� ju� wszyscy?
- A sk�d mog� wiedzie�? - odpowiedzia� mu drugi. - Przecie� jest ciemno jak u
murzyna w...
- To by�o tylko formalne pytanie - przerwa� mu pierwszy. - Przecie� wiem, �e
brakuje jeszcze jednej osoby. Zawsze si� sp�nia. Nie mo�emy zacz�� bez niego.
W tej w�a�nie chwili us�yszeli coraz g�o�niejsze "cpykcpykcpykcpyk...". To Gelek
wjecha� na swym l�n�co-zielonym rumaku do komnaty. Zeskoczy� z siod�a i opar�
rower o �cian�.
- Spokojnie - powiedzia� �agodnie i poklepa� wierzchowca po kierownicy. - Od
samego rana jest jaki� niespokojny - wyja�ni� Gelek obecnym zdejmuj�c zbroj� z
polaru.
- Pewnie chce mu si� baby - stwierdzi� milcz�cy do tej pory g�os.
- A ty jak zwykle tylko o jednym - skarci� go zachrypni�ty. - Czy jest co�, co
interesuje ci� opr�cz bab?
- Tak. Kobiety i dziewczyny. A ciebie nie?
- Mnie jeszcze Linux.
- Dobra, sko�czcie ju�. Mo�e wreszcie zaczniemy?
- Mo�emy. Podajcie swoje has�a.
- Raz.
- Dwa.
- Trzy.
- Eee... Cztery.
Piotr za�ama� r�ce.
- Ja ju� z wami nie mog�. Takie �atwe has�a wam wymy�li�em, a wy nawet ich nie
mo�ecie spami�ta�?
- �atwo ci m�wi� - j�kn�� Gelek. - Ja mia�em najtrudniejsze. Najwi�cej liter i
sylab. Zamie� si� ze mn�, wtedy zobaczymy.
Piotr rozwa�a� co� przez chwil�, po czym machn�� r�k�.
- W porz�dku. I tak was znam. Mo�emy zaczyna�.
Mroki pomieszczenia troch� rozja�ni�a s�aba, czterdziestowatowa �ar�wka. Nie
dawa�a ona du�o �wiat�a, pozwala�a jednak dostrzec znajduj�ce si� przy starym,
drewnianym stole osoby, a wi�cej nie by�o im trzeba. W ka�dym razie w tej
chwili.
Ivan wyci�gn�� ze stoj�cej obok skrzynki cztery butelki i otworzywszy je
postawi� na stole. Wszyscy wypili po �yku rytualnego napoju i zagry�li s�onymi
paluszkami.
- Chyba wszyscy wiemy, po co si� tu zebrali�my - przerwa� cisz� Piotr.
- Tak. �eby po raz kolejny zdoby� w�adz� nad �wiatem - odpowiedzia� Gelek.
- My�licie, �e tym razem nam si� uda? - Andy by� raczej nastawiony sceptycznie.
- Tyle razy ju� pr�bowali�my...
- Gdyby� w to nie wierzy�, nie by�oby ci� tutaj.
- Przyszed�em, bo mia�o by� piwo - uni�s� butelk� do g�ry i poci�gn�� porz�dnego
�yka.
- Tym razem mam niezawodny plan - Piotr wyj�� z kieszeni niewielkie urz�dzenie,
kt�re mog�o by� tak pilotem jak i telefonem kom�rkowym, w p�mroku trudno by�o
rozr�ni�. Nacisn�� jeden z przycisk�w i kawa�ek �ciany odsun�� si� ukazuj�c
wielki monitor.
- O w mord� - j�kn�� Ivan. - Ale by si� na tym gra�o w Opposinga.
W Senniku Egipskim jest napisane: "W Opposing Force'a gra� - wiele
nieprzespanych nocy, bo sp�dzonych nad gr� mie� b�dziesz".
- No - popar� go Gelek. - Albo w Baldurka.
- Albo w Scrabble.
Wszyscy spojrzeli na Andy'ego z dezaprobat�, ale nikt si� nie odezwa�. Wr�cili
do podziwiania monitora.
Piotr nacisn�� inny przycisk i na ekranie pojawi�y si� jakie� literki, potem
cyferki, potem kolorowa flaga na tle niebieskich chmur. Zanim sko�czyli trzecie
piwo, system by� ju� uruchomiony.
- Panowie. Zebra�em wszystkie potrzebne danie i tym razem mam niezawodny plan.
Po prostu nie mo�e nam si� nie uda�. Nie ma takiej mo�liwo�ci.
- Co to za plan? - Ivan a� dr�a� z ciekawo�ci. A mo�e ju� widzia� siebie przed
tym pi�knym, du�ym monitorem, kt�ry stwarza� tyle mo�liwo�ci.
Piotr nie odpowiedzia� tylko nacisn�� kolejny przycisk na swoim pilocie. Na
ekranie pojawi�a si� winieta programu o nazwie Powerpoint czy jako� podobnie.
Chwil� potem by� ju� uruchomiony.
- Sp�jrzcie na to - Piotr wskaza� na ekran, gdzie pojawi�a si� animacja
przedstawiaj�ca m�czyzn� i kobiet� w niedwuznacznej sytuacji. - Albo lepiej nie
- wy��czy� szybko program ku wielkiemu niezadowoleniu pozosta�ych.
- Niewa�ne. Chodzi�o mi o to, �eby po��czy� si� z internetem nie na zasadzie
u�ytkownika tylko zarz�dcy z nieograniczonymi uprawnieniami.
- A niby jak chcesz zdoby� te uprawnienia? - spyta� Ivan. - Przecie� one nie
le�� ot tak sobie na ulicy.
- Wpu�ci�em ju� do sieci taki ma�y programik - wyj�� czteropak p�yt CD i po�o�y�
na stole - kt�ry otwiera wszystkie zamki. Wsz�dzie wejdzie.
- Sk�d go masz?
- Kupi�em za grosze u jednego Hackera.
- Dlaczego tytu�ujesz go z wielkiej litery? - spyta� Gelek.
- Bo to nie jest jaki� tam byle hacker, tylko naprawd� Kto�, przez du�e "K".
Poza tym by� du�y.
- No dobra. I co dalej? - chcia� wiedzie� Ivan.
- Dalej wejdziemy do internetu i przejmiemy wszystkie wa�niejsze procesy.
Pozostawimy stare wej�cia dla administrator�w, �eby si� nie zorientowali, ale z
pewnymi ograniczeniami, �eby nie mogli nas wywali�. A kiedy ju� b�dziemy mieli
pod kontrol� najwa�niejsze serwery, og�osimy swoje panowanie nad �wiatem - tu
za�mia� si� szale�czo, a jego �miech odbi� si� wielokrotnym echem po ca�ej
kamienicy i wzni�s� ponad miasto.
- A kiedy wszyscy b�d� ju� od nas uzale�nieni - kontynuowa� Piotr - wtedy...
- Co wtedy?
- Jeszcze nie wiem - Piotr wzruszy� ramionami. - Co� si� wymy�li. Mo�e zrzeszymy
wszystkie pa�stwa w jedno i b�dziemy nim w�ada�.
- Albo kupimy ca�y browar na w�asno�� - podnieci� si� Andy.
- I taki zajebisty rower - podchwyci� Gelek.
- I zagramy ze szpitalem w Opposinga.
- W�adcy absolutni nie zajmuj� si� takimi bana�ami.
Zapanowa�o pe�ne konsternacji milczenie. Czym wi�c si� zajmuj� w�adcy absolutni?
Tylko rz�dz�? Rozkazuj�? Wyrzucaj� z Matrixa opornych? A co z przyjemno�ciami?
- Nie maj� na nie czasu - wyja�ni� Piotr jakby czytaj�c im w my�lach. -
Panowanie nad �wiatem to bardzo ci�ka praca. Wymaga du�ej odpowiedzialno�ci i
po�wi�cenia.
- Po co w takim razie wszyscy si� do tego pchaj�?
- Dla pieni�dzy.
- Pieni�dze szcz�cia nie daj�.
- Same w sobie nie. Ale mo�na za nie szcz�cie kupi�. Dzisiaj wszystko mo�na
kupi�. Patrzcie, jaki fajny monitor kupi�em.
- Ale st�j, st�j. Nie lepiej by�oby od razu zgarn�� te pieni�dze bez panowania
nad �wiatem? Mieliby�my wi�cej czasu na popykanie w Opposinga.
- Jeste� pewien, �e to si� uda? - Andy'ego znowu nasz�y w�tpliwo�ci. Przecie�
ju� tyle razy pr�bowali i nic z tego nie wychodzi�o. Sk�d wi�c pewno��, �e tym
razem si� uda? Tylko dlatego, �e Piotr kupi� nowy monitor? To jeszcze nic nie
znaczy�o.
- Nie. Ale co nam szkodzi spr�bowa�? W najgorszym wypadku Andy znowu napisze
jakie� bzdetne opowiadanko. A w najlepszym b�dzie m�g� je wyda� i zmusi� ludzi
do czytania go.
Hmm... - zastanowi� si� Andy. To nie by�oby takie g�upie. Tak czy inaczej
wyszed�by na swoje.
Piotr podszed� chwiejnym krokiem (wypite piwo nie pozosta�o bez wp�ywu na jego
organizm) do komputera i wklepa� co� na klawiaturze. Po chwili na ekranie
pojawi�o si� kilka niezwykle kolorowych rybek w akwarium. Wygl�da�y jak �ywe.
- Tu b�dzie nasze centrum sterowania i sprawowania w�adzy. Poczyni�em ju� pewne
przygotowania w tym celu i zainstalowa�em najnowszego Explorera z pluginami do
Virtual Reality i sterowania mentalnego.
- Ale st�j, st�j - przyhamowa� go Ivan. - Przecie� to bez sensu. Chcesz by�
najwa�niejszym cz�owiekiem na �wiecie i siedzie� w takiej dziurze?
- I o to chodzi. Nikt si� nie domy�li. To b�dzie rewelacja. Czy pomy�la�by�, �e
kto� rz�dzi �wiatem z piwnicy?
- Czyta�em kiedy� takie opowiadanie Andy'ego...
- Ale� ty naiwny - przerwa� mu Piotr. - Nie mo�na wierzy� we wszystko, co Andy
napisze. W og�le nie powiniene� mu wierzy�. Przecie� on ca�y czas co� zmy�la,
�yje w �wiecie fantazji. Nawet jego praca dyplomowa zalatuje fantastyk�.
- O, wypraszam to sobie - zaoponowa� Andy. - Jestem tak samo realny jak wy.
Ivan wygl�da� na za�amanego. Wszystkie fundamenty jego �wiata i rzeczywisto�ci
w�a�nie obr�ci�y si� w gruzy. Wszystko, w co wierzy�, run�o. Pozosta�a pustka.
Poczucie beznadziejno�ci. Nic nie mia�o ju� sensu. Ivan si�gn�� do kieszeni po
pistolet i wyj��... telefon kom�rkowy. Wybra� numer.
- Cze��... Tak, to ja... W�a�nie odkry�em straszn� prawd�... Nie, nie wr�c� na
kolacj�... Nie wiem, mo�e nigdy... �egnaj... (...) Dobrze, kupi� ziemniaki
Ivan schowa� kom�rk� i postawi� na stole kolejne butelki piwa.
- To ju� ostatnie - powiedzia� grobowym g�osem.
Wszyscy uczcili t� wiadomo�� minet�... minut� ciszy. A potem si�gn�li po
butelki.
- To kiedy zaczynamy? - spyta� Gelek po d�u�szej chwili milczenia.
- Im szybciej tym lepiej. To chyba jasne - odpar� Piotr. - A bior�c pod uwag�
zaistnia�e mo�liwo�ci, najlepiej teraz. Przy okazji wypr�bujemy nowego
Explorera.
- A je�li si� zawiesi lub wykona niedozwolon� operacj�?
- Wtedy przejdziemy do historii. To znaczy nie przejdziemy, bo nie zd��ymy.
- No to ja tak nie chc� - j�kn�� Andy.
- Kurde - zirytowa� si� Piotr. - Przepraszam za s�owo, ale kurde. Cz�owiek si�
stara...
- ...kosi pieni�dz - wtr�ci� Ivan.
- ...ma jaguara... - doda� Gelek.
- ...a tu taka niewdzi�czno��. Stwarzam ci �yciow� szans�, a ty nie chcesz
podj�� ryzyka. Sk�d ty si� w�a�ciwie wzi��e�?
- Mama mnie urodzi�a.
- Mog�em si� domy�li�, �e ci� nie �ci�gni�to z internetu.
- A ciebie �ci�gni�to?
- Mnie przyni�s� bocian.
- No co ty? Wierzysz w bociany? - zdziwi� si� Gelek.
- Pewnie. Sam widzia�em jednego. Latem na wsi jest ich pe�no.
- Dobra, co z tym internetem? - zniecierpliwi� si� Ivan zerkaj�c do pustej
butelki.
Piotr jeszcze raz u�y� pilota. Odsun�a si� kolejna �ciana ukazuj�c cztery
olbrzymie fotele zaopatrzone w skomplikowan� aparatur� elektroniczn�. Wygl�da�y
raczej jak kapsu�y jakiego� statku kosmicznego albo teleportery. W pewnym sensie
by�y to teleportery, tylko s�u�y�y do przenoszenia w cyberprzestrze�.
Podeszli bli�ej. Piotr pokaza� im, jak za�o�y� kombinezony i jak w��czy�
urz�dzenia. Troch� wi�cej czasu zaj�o mu przy Ivanie, gdy� ten oczywi�cie
zacz�� d�uba� przy kabelkach. Oczy b�yszcza�y mu jak u ma�ego dziecka.
Kiedy ju� Piotrowi uda�o si� oderwa� Ivana od jego ciekawskich dzia�a� maj�cych
zdecydowanie destrukcyjny wp�yw na sprz�t, wszyscy usadowili si� wygodnie i
zasun�li przy�bice na oczy. Piotr po raz ostatni u�y� pilota...
Na pocz�tku by�a ciemno�� przetykana gdzieniegdzie bia�ymi nitkami po��cze�
mi�dzy r�nokolorowymi kropkami terminali. Czuli si� troch� zagubieni, w nowym
otoczeniu, w nowych cia�ach...
- Ale wygl�dasz - parskn�� na widok Ivana Andy.
Istotnie, Ivan mia� w cyberprzestrzeni ca�kiem inn� posta�, ni� ta, do jakiej
byli przyzwyczajeni w realnym �wiecie. Dok�adniej by� R�ow� Panter�, chud� ja
cienki patyk i bez przerwy kr�c�c� ogonem. Tak�e pozostali mieli odmienne
oblicza. Piotr wcieli� si� w Batmana, Gelek za� by� gostkiem na jednoko�owym
rowerze.
- A to co za laska? - spyta� Gelek.
- Gdzie? - rozejrza� si� Andy.
- No ty. Sp�jrz tylko na siebie.
Andy popatrzy� na swoje cia�o. A raczej cia�o nagiej, dobrze zbudowanej,
dwudziestoletniej nimfomanki, w kt�rym aktualnie si� znajdowa�.
W Senniku Egipskim jest napisane: "Cia�o nimfomanki mie� - uwa�aj na koleg�w i
nigdy nie odwracaj si� do nich ty�em".
- Teraz w�a�ciwy cz�owiek na w�a�ciwym miejscu - skomentowa� Piotr. - Ale nie
zazdroszcz� ci, cz�owieku. Wiesz, co powiedzia� kiedy� Woody Allen?
- S�ysza�em. �e nie chcia�by by� kobiet�, bo by si� zamaca� na �mier�.
- Co� w tym rodzaju - przytakn�� Piotr.
- No to co ja mam zrobi�? Przecie� nie wybiera�em tego cia�a celowo. Masz mo�e
jaki� modu� z ubraniami? Przykryj� si� cho� troch�. Bo faktycznie zapomn� si� i
zaczn� si� maca� - spojrza� jeszcze raz na siebie. - A musz� przyzna�, �e mam
ca�kiem niez�e piersi.
- Chcia�e� powiedzie�: cycki - poprawi� Ivan. - Nie powiniene� u�ywa� takich
s��w jak "piersi".
- Dlaczego?
- Nie wypada.
Piotr wybra� z podr�cznego menu jaki� ma�y programik i uruchomi� go, po czym
przes�a� Andy'emu. Chwil� p�nej ten by� ju� ubrany w jeansy dobrze opinaj�ce
jego (jej?) figur� i jasnofioletow� bluzk�.
- Cholera - mrukn�� - czuj� si� jak transwestyta.
- Dobra, nie marud�. Ciesz si�, �e nie jeste� go�ciem z fili�ank� kawy na
g�owie. Poza tym taka laska mo�e nam si� przyda�. Mo�e trzeba b�dzie kogo�
uwie��.
- Je�li my�lisz, �e b�d�...
- Mo�e nie b�dziesz. Zobaczymy. Ale teraz musimy lecie�.
Ruszyli przed siebie. Nie wiedzieli, czy spadaj�, czy te� lec� w g�r�.
Grawitacja jak i inne prawa fizyki tutaj nie istnia�y. Przez jaki� czas lecieli
w milczeniu. Piotr rozgl�da� si� na boki w poszukiwaniu czego�, o czym wiedzia�
tylko on.
- Jest tam! - krzykn�� nagle wskazuj�c jeden z kolorowych punkcik�w. Nikt nie
wiedzia�, co to jest to co�, co by�o tam i po czym on pozna�, �e to jest w�a�nie
to, czego szuka�.
Podlecieli bli�ej. Punkcik stawa� si� coraz wi�kszy a� w ko�cu okaza� si� wielk�
kul�, kt�ra pulsowa�a bia�ym, �agodnym �wiat�em.
Oblecieli kul� dooko�a, ale nigdzie nie znale�li wej�cia do �rodka. O ile
Piotrowi chodzi�o o wej�cie. Ale najwidoczniej tak, gdy� ten dok�adnie
obejrzawszy kul� z bliska dotkn�� jej w jakim� miejscu i zosta� dos�ownie
wessany do �rodka.
- No i co teraz robimy? - spyta� Gelek. - Jakie� rozs�dne propozycje?
- Owszem. Idziemy za nim - odpar� Ivan, po czym wykona� te same czynno�ci co
Piotr i r�wnie� znikn�� w kuli.
Gelek z Andy'm spojrzeli na siebie i wzruszywszy ramionami pod��yli za
pozosta�ymi.
Znajdowali si� z olbrzymiej sali, o wiele wi�kszej, ni�by to wynika�o z
zewn�trznych rozmiar�w kuli. Ale w cyberprzestrzeni wszystko by�o mo�liwe, wi�c
nie dziwili si� d�u�ej, ni� to by�o okre�lone normami u�ytkownik�w internetu.
- Czego szukamy i gdzie my w�a�ciwie jeste�my? - chcia� wiedzie� Andy.
- To chyba jasne, �e jeste�my na uniwersyteckim serwerze. Wystarczy tylko
spojrze� na adres - Piotr wskaza� palcem r�owawy, niemal przezroczysty napis
unosz�cy si� nad ich g�owami. - A czego szukamy? Bibliotek systemowych. Musz�
pozmienia� kilka rzeczy.
- Chyba nie s�dzisz, �e to b�d� po prostu drzwi w korytarzu z tabliczk�:
Biblioteka Systemowa?
- Oczywi�cie �e nie. Wej�cie jest dobrze ukryte. Ale chyba pami�tacie o ma�ym
drobiazgu, kt�ry zapu�ci�em do sieci? On ju� na pewno znalaz� to wej�cie, teraz
my musimy znale�� ten drobiazg.
Piotr uruchomi� skaner i przed nimi pojawi�a si� p�przezroczysta mapa bie��cej
lokalizacji. Daleko przed nimi pulsowa�a czerwona kropka. Ruszyli w jej
kierunku.
- Stop! Dok�d to? - rozleg� si� dono�ny g�os. Zdawa� si� pochodzi� jednocze�nie
zewsz�d i znik�d. Bezcelowe wi�c by�o rozgl�danie si� w poszukiwaniu jego
w�a�ciciela. Przyjaciele doszli jednak do tego dopiero po kilku minutach. W
mi�dzyczasie Piotr dyskretnie zdezaktywowa� monitor. O sw�j ma�y program by�
spokojny. Bez aktywnego monitora pluskwa by�a nie do wykrycia, tak w ka�dym
razie zapewnia� tamten hacker.
W ko�cu g�os si� zniecierpliwi�.
- No wi�c? Doczekam si� odpowiedzi?
- Eee... My tylko tak... Na spacer - wyj�ka�a w ko�cu przestraszona nimfomanka.
- Kto to jest? - Piotr spojrza� pytaj�co na Gelka, ten popatrzy� na Ivana, ten
za� z powrotem na Piotra.
- Nie mam zielonego poj�cia. Mo�e to Wielki Brat - zasugerowa�. Gelek
przytakuj�co pokiwa� g�ow�.
- No to musi by� bardzo wielki - mrukn�� Piotr ironicznie. - Tak wielki, �e go
wcale nie wida�. A mo�e boi si� pokaza�?
- Nie boj� si� - powiedzia� g�os - tylko nie uwa�am za celowe pokazywanie si�
takim n�dznym robakom jak wy. Tym bardziej, �e jeste�cie aresztowani.
Przyjaciele zaszumieli cicho.
- Za co? - spyta� w ko�cu Piotr.
- Przebywacie tu nielegalnie. Zostaniecie przetrzymani a� do wyja�nienia sprawy.
W tej samej chwili wok� nich pojawi�y si� grube, metalowe �ciany, pod�oga i
sufit. Ucieczka by�a wi�c niemo�liwa. Jedynym wyj�ciem by�o...
- Jasne, wylogujcie si� - za�mia� si� ironicznie g�os. - W ten spos�b tylko
szybciej was odnajdziemy. A o innych sztuczkach mo�ecie zapomnie�. Strefa jest
chroniona i nie uruchomicie �adnego w�asnego programu.
G�os ucich�. Zostali sami. Piotr oczywi�cie zacz�� od uruchamiania wszystkich
pomocniczych program�w ofensywnych, ale bez skutku. Jak m�wi� Wielki Brat,
strefa by�a chroniona. I to dobrze chroniona.
Gelek podjecha� na swoim jednoko�owym rowerku do �cian i zacz�� je po kolei
bada�. R�wnie� i jego dzia�anie nie przynios�o �adnego pozytywnego efektu.
Nikt nie pr�bowa� si� wylogowywa�. Dop�ki nie ��czyli si� z realnym �wiatem,
dop�ty byli bezpieczni. Przy najmniejszej pr�bie od razu zostaliby namierzeni. A
tak, jak na razie, miejsce ich zalogowania by�o nieznane. To dawa�o im szans�
jako� z tego wybrn��. Niewielk�, ale zawsze. Nie chcieli jej zaprzepa�ci�.
- Ta cycata p�jdzie ze mn� - zn�w us�yszeli w�adczy g�os Wielkiego Brata.
Kawa�ek �ciany odsun�� si� ukazuj�c czarn� pustk�.
Andy przera�onym wzrokiem spojrza� na koleg�w.
- Oj nie chc�, oj nie chc�, oj nie chc�, oj... - j�kn��. - On my�li, �e jestem
kobiet�. A co b�dzie, je�li on zechce... no wiecie.
- Ona nigdzie nie p�jdzie! - krzykn�� Piotr. - Jeste�my dru�yn�. Albo wszyscy
albo nikt. Poza tym ona nie jest kobiet�.
- Nie podskakuj, fifraku jeden, bo dostaniesz do celi wielkiego murzyna. Chcesz
tego?
- Eee... Nie bardzo.
W Senniku Egipskim jest napisane: "Murzyna do celi dosta� - przez d�ugi czas nie
b�dziesz m�g� usi���".
- Wi�c niech cycata si� pospieszy - ponagli� Wielki Brat.
Andy po�egna� si� z kolegami, jakby ju� nigdy wi�cej mieli si� nie zobaczy� i
odetchn�wszy g��boko wyszed� z celi.
- I co teraz? - spyta� Ivan, kiedy drzwi za Andy'm si� zamkn�y.
- No c�. Szkoda go. By� fajnym koleg�.
- Musimy si� st�d wydosta� - przypomnia� Gelek.- Macie jaki� pomys�?
Czas p�yn�� bardzo powoli, d�u�y� si� niemi�osiernie. Zniech�cona dru�yna ju�
dawno zaprzesta�a pr�b wydostania si� z celi. No, mo�e poza Piotrem, kt�ry co�
tam sobie d�uba� na podr�cznej konsoli. Co chwila cicho kl�� pod nosem, jednak
si� nie poddawa�.
R�owa Pantera usiad�a pod �cian� i t�pym wzrokiem patrzy�a przed siebie. Ivan
nie mia� �adnych pomys��w, wola� wi�c po prostu poczeka� na rozw�j sytuacji.
Wiedzia�, �e musi si� w ko�cu jako� rozwin��. Tak jest przecie� w ka�dym
opowiadaniu, nie m�wi�c ju� o filmach. Chcia� by� przygotowany na ten moment
psychicznie, co naj�atwiej by�o zrealizowa� poprzez medytacje.
Gelek natomiast zacz�� je�dzi� na swoim jednoko�owym rowerku dooko�a celi.
- No co? Nosi mnie - warkn�� do robi�cego zdziwion� min� Ivana. - Wczoraj b��dy
w Post-scripcie a teraz to...
Ivan wzruszy� tylko ramionami, ale nic nie powiedzia�. Wiedzia�, �e b�d�cego w
takim stanie Gelka lepiej ju� nie dra�ni�. Cela by�a na to zbyt ma�a.
- To wszystko twoja wina - Gelek zwr�ci� si� do Piotra wskazuj�c na
oskar�ycielsko palcem. To by� tw�j pomys�, ty nas w to wci�gn��e�. Andy mia�
racj�, �e ci nie ufa�. A teraz trafi� pewnie do haremu Wielkiego Brata i nie
wiadomo, co z nim zrobi�. A je�li... - zamilk�.
Batman uni�s�szy g�ow� znad swojej konsoli wpatrywa� si� w Gelka przenikliwie.
- Pragn� ci przypomnie� - odpar� w ko�cu, a g�os mia� opanowany, wr�cz zimny -
�e do niczego ci� nie namawia�em. Jeste� tu, poniewa� sam, z w�asnej woli
chcia�e� wzi�� udzia� w tej akcji.
- Chcia�em wzi�� udzia� w udanej akcji, a nie pakowa� si� w szambo ju� na samym
pocz�tku. �adna mi, kurde, akcja. Kurde, kurde, kurde!
- Zna�e� ryzyko, wi�c si� zamknij i nie stwarzaj niepotrzebnych problem�w,
dobra?
- Bo co?
Batman spojrza� na niego jeszcze zimniejszym wzrokiem. W celi zrobi�o si�
ch�odniej. Gelek zamilk� i powr�ci� do przerwanej czynno�ci jak� by�o je�d�enie
na jednoko�owym rowerku.
Szed� w�skim korytarzem, kt�ry wydawa� si� nie mie� ko�ca, ale za to wiele
zakr�t�w. Andy po jakim� czasie zacz�� odnosi� wra�enie, �e kr�ci si� w k�ko,
jednak nie m�g� tego sprawdzi�, gdy� korytarz wsz�dzie by� identyczny, jakby
renderowany jakim� prymitywnym programem. I ani razu nie natrafi� na
jakiekolwiek rozwidlenie. �eby chocia� jakie� ma�e drzwi dok�dkolwiek. Nic. Nie
da�o si� nawet zostawi� �adnych �lad�w, kt�re mog�yby pom�c Andy'emu w
nawigacji. Tak�e Wielki Brat nie by� skory do pomocy. Nie odezwa� si� ani
s�owem, odk�d Andy opu�ci� cel�.
- Je�li twoim zamiarem by�o wyko�czenie mnie psychicznie, to ci si� uda�o! -
krzykn�� w przestrze�, po czym usiad� na pod�odze. - Nie ruszam si� st�d i mam
gdzie� twoje gro�by!
By� zm�czony. Nie dzia�a�o �adne z udogodnie�, jakie Andy mia� w zestawie
podr�cznych funkcji. Nie m�g� wi�c lecie�, a kilkugodzinne chodzenie, mimo i�
tylko wirtualne, wyczerpa�o go w ko�cu.
Mo�e powinienem si� rozp�aka�, pomy�la�. W ko�cu jakby nie by�o, jestem teraz
kobiet�. Ciekawe tylko, czy na Wielkiego Brata dzia�aj� kobiece �zy. Do p�aczu
jednak nie dosz�o, a g�os uparcie milcza� mimo nawo�ywa� Andy'ego i przekle�stw
rzucanych pod jego adresem.
- Obrazi�e� si�, czy co? - spyta� Andy w ko�cu. Raczej nie s�dzi�, �eby Wielki
Brat si� obrazi�. Ju� pr�dzej milcza� z czystej z�o�liwo�ci, �eby tylko dobi�
Andy'ego jeszcze bardziej.
- A mo�e po prostu stch�rzy�e�? - zawo�a� Andy prowokuj�co. To dzia�a�o w 99%
przypadk�w.
Tym razem jednak trafi� na ten 1% b�d�cy ponad takie prymitywne prowokacje.
Drzwi, w kt�rych wcze�niej znik� Andy, otworzy�y si� nagle i stan�o w nich co�
ma�ego i niebieskiego. Gelek z wra�enia straci� r�wnowag� i przewr�ci� si� na
R�ow� Panter�. Batman patrzy� na przybysza oniemia�y.
- Cze�� ch�opaki! - krzykn�� niebieski. - Co tu porabiacie?
Batman pierwszy odzyska� g�os. Podczas kiedy Gelek z�azi� z Ivana wys�uchuj�c
jego w�ciek�ych przekle�stw, Batman podszed� do ma�ego przybysza.
- Siedzimy oczywi�cie. A ty? Kim ty w�a�ciwie jeste�?
- No jak to kim? - obruszy� si� niebieski. - Nie poznajecie mnie? Jestem Czopcio
Smurf!
- Czopas! - krzykn�li wszyscy na raz i rzucili si� u�ciska� kumpla. Spod masy
cia� wydoby�o si� ciche rz�enie.
- Udusicie mnie - j�kn�� Czopas. - Nie widzicie, �e jestem bardzo malutkim
stworzonkiem?
Dru�yna niech�tnie zesz�a z niego.
- Nie widzia�e� gdzie� po drodze Andy'ego? - spyta� Piotrek.
- A jak on wygl�da?
- Eee... Troch� jak zajebi�cie seksowna laska z takimi... - Batman pokaza�
d�o�mi jak du�ymi...
- Nie wiedzia�em, �e on jest transwestyt�.
- Nie jest. Po prostu tak mu si� trafi�o.
- Nie widzia�em go. Jeste�cie pierwszymi osobami na pustyni, jakie tu spotykam.
- Na pustyni? - krzykn�li znowu wszyscy na raz i wybiegli z celi.
Znajdowali si� na sk�panej w jasnym s�o�cu pustyni pe�nej wydm i... wydm. Piasek
a� po horyzont. Ani jednej palmy, ani jednej oazy. Ani kawa�ka Wielkiego Brata z
uprowadzonym Andy'm. Za nimi sta�a stara, drewniana chata, kt�r� w�a�nie
opu�cili. Chwil� potem zachwia�a si� i zamieni�a w stert� spr�chnia�ych desek.
- Cholera - mrukn�� Gelek. - To teraz mo�emy go szuka� do ko�ca �wiata.
- Kogo? - spyta� Czopcio Smurf.
- Andy'ego - odpar� Piotrek i opowiedzia� mu histori� porwania Andy'ego
pomijaj�c szczeg�y zwi�zane z celem ich pobytu w cyberprzestrzeni.
- O cholera - powt�rzy� po Gelku Czopas. - Faktycznie przer�bane. No i co teraz
zrobimy? Nawet nie mo�emy u�y� �adnych w�asnych program�w. Strefa jest
chroniona. Ma zabezpieczenia lepszejsze ni� Lex. Dop�ki si� st�d nie
wydostaniemy, mo�emy zapomnie� o jakichkolwiek udogodnieniach.
- To by wszystko t�umaczy�o - mrukn�� Piotr do siebie, po czym doda� g�o�niej -
w takim razie im szybciej rozpoczniemy poszukiwania, tym szybciej go znajdziemy.
Ruszajmy wi�c.
Siedzia� w w�skim korytarzu oparty o �cian�. Nie wiedzia�, jak d�ugo, dawno ju�
straci� poczucie czasu. Zreszt� w cyberprzestrzeni czas jest poj�ciem wzgl�dnym.
Podobnie zreszt� jak wiele innych rzeczy. Ale zw�aszcza czas. Dziadek Einstein
musia� chyba przewidywa� powstanie komputer�w i internetu g�osz�c swoje teorie.
Czeka�. Na co? Na �mier�, na wybawienie, na kolejny odcinek "Zbuntowanego
Anio�a", na cokolwiek. Tym razem cokolwiek pojawi�o si� w postaci sporych
rozmiar�w cz�owieka z d�ug� siw� brod�, odzianego w czerwony kubraczek i tego�
samego koloru czapk�. Kogo� Andy'emu przypomina�. Tylko kogo? To chyba nie by�
Wielki Brat?
- Dzie� dobry, m�oda damo - cz�owiek uk�oni� si� nisko, a� mu co� strzeli�o w
kr�gos�upie lub gdzie� w okolicach. Przytrzyma� okulary, kt�re o ma�o co mu nie
spad�y.
- Dzie� dobry, Etimark - ucieszy� si� Andy, kt�rego nie zmyli�o przebranie.
- Sk�d wiesz, kim jestem? - zdziwi� si� Etimark, kt�remu si� wydawa�o, �e nawet
rodzony brat nie jest w stanie go rozpozna�. - Ja ci� nie znam.
Andy wsta� i podszed� bli�ej. Etimark wydawa� si� by� jaki� inny ni� zwykle.
Jakby mniej pewny siebie. A mo�e to szeroko�� a raczej w�sko�� korytarzy tak go
przyt�acza�y?
- Znasz mnie, znasz. Przecie� to ja, Andy. Tak trudno mnie rozpozna�?
- Hmm... Niech si� zastanowi�. No tak, ogoli�e� brod� i zapu�ci�e� w�osy.
- D�izus Krajst - j�kn�� Andy. - Jestem teraz kobiet�. Nie wida�?
- Ooo... Nie wiedzia�em, �e przeszed�e� operacj� zmiany p�ci. Kiedy?
Andy'emu opad�y r�ce. Dos�ownie. Nadgarstkiem lewej bole�nie uderzy� o �cian�.
Czasami brakowa�o mu si� do tego go�cia. Ale z drugiej strony cz�sto bywa� taki
zabawny. Tylko powoli oswaja� si� z nowinkami technicznymi.
- Jeste�my w internecie. Tu mo�esz by� kim chcesz. Rozumiesz?
- Aha - Etimark chyba zrozumia�. - Ale czekaj... Nie wiedzia�em, �e masz takie
sk�onno�ci do... Ale musz� przyzna�, �e biust... eee... to jest gust masz
niez�y. No c�, tu mo�esz do woli pofolgowa� swoim fantazjom.
- Daj spok�j. Cia�o dosta�em przypadkiem, nie mia�em wyboru. My�lisz, �e to tak
wygodnie si� chodzi, gdy ca�y czas co� ci sterczy pod brod�? Chocia�... - Andy
zamy�li� si�. - Wiesz... To nawet ciekawe uczucie, gdy nic ci nie przeszkadza
mi�dzy nogami.
- Chyba nie chcia�bym spr�bowa�. Dobrze mi by� tym, kim jestem.
- A w�a�nie. Kim jeste�?
Tym razem to Etimarkowi opad�y r�ce. Nadgarstkiem lewej bole�nie uderzy� o
�cian�.
- Wstydzi�by� si� nie wiedzie�. Oczywi�cie �e �wi�tym Mickym. Takim, co roznosi
prezenty na gwiazdk�.
- A masz co� dla mnie? - o�ywi� si� Andy.
- A zas�u�y�e�?
- Pewnie! Od dw�ch dni nie straszy�em kota. S�ucham starszych... je�li maj� co�
interesuj�cego do powiedzenia. No i w ko�cu zabra�em si� za pisanie tego
opowiadania, na kt�re wszyscy czekaj�.
Micky podrapa� si� po g�owie i poprawi� przesuni�t� peruk�. Przez chwil� patrzy�
gdzie� przed siebie, jakby si� nad czym� zastanawia�.
- No dobra. Niech ci b�dzie. Zobaczmy, co my tu mamy - rozchyli� worek.
Przed d�u�szy czas grzeba� w nim mrucz�c pod nosem jakie� niezrozumia�e dla
Andy'ego s�owa. Mo�e to by�y zakl�cia, mo�e s�owa jakiej� piosenki... Niewa�ne.
Co chwil� wyjmowa� przedmioty o nieznanym Andy'emu przeznaczeniu po czym wrzuca�
je z powrotem w czelu�cie wora. Wi�kszo�� z tego wygl�da�o jak nic nie warty
z�om, jakie� poprzepalane �ar�wki, pude�ka r�nej wielko�ci z tajemniczymi
zawarto�ciami, stare karty rozszerze�, zu�yte naklejki, telefon kom�rkowy. W
ko�cu znalaz� i wr�czy� Andy'emu zu�yt� bateri� (nazwa firmy zastrze�ona) do
latarki.
- Ma wielk� moc i jeszcze wi�cej energii - powiedzia� natchnionym g�osem niczym
Yoda z Gwiezdnych Wojen. - Strze� jej dniem i noc�. A kiedy nadejdzie w�a�ciwy
moment, sama odkryje przed tob� swoje tajemnice.
- To zupe�nie jak moja by�a dziewczyna - mrukn�� Andy pod nosem ogl�daj�c
podarek. - Dzi�ki. To b�dzie m�j talizman, kt�ry t� r�k� schowam do tej kieszeni
- po czym schowa� bateri� do kieszeni.
Stali przez chwil� w milczeniu. W ko�cu Etimark westchn�� i zarzuci� worek na
plecy.
- Na mnie ju� czas. Jak to m�wi�: Komu w drog�, temu bilet na autobus.
- Kto tak m�wi?
- A... Ludzie gadaj�, co im �lina na j�zyk przyniesie.
- A przy okazji. Nie widzia�e� gdzie� paru go�ci pod wodz� Batmana?
- Co, znowu si� bawicie w zdobywanie w�adzy nad �wiatem?
- No, tak jakby - Andy wzruszy� ramionami.
- Nie widzia�em ich. Ale to nic nie znaczy. Tu jest du�o miejsca, �eby si�
schowa�. Poza tym niedawno wszed�em.
- NIEDAWNO? Znaczy si� gdzie� niedaleko jest wej�cie?
- To zale�y. Dla jednego wej�cie, dla innego wyj�cie - stwierdzi� filozoficznie
Etimark. - Szukajcie a znajdziecie. Czo�em panowie Szlachta... Eee... -
zreflektowa� si� zauwa�ywszy, �e tu jest tylko jedna kobieta. - To znaczy bywaj
zdr�w.
- No cze�� - szybko odpowiedzia� Andy i pobieg� przed siebie.
- Hej Andy! Jak zmieni� rozdzielczo��? Wszystko widz� jak przez sitko.
- Spr�buj pogrzeba� we w�a�ciwo�ciach wy�wietlania - rzuci� Andy przez rami�, bo
by� ju� dosy� daleko.
Pustynia wydawa�a si� nie mie� ko�ca. Wsz�dzie, jak okiem si�gn��, by� tylko
��ty piach. I o ile korytarz, kt�rym szed� Andy, wsz�dzie by� taki sam, o tyle
na pustyni trudno by�o znale�� jaki� powtarzaj�cy si� element.
- Mo�e tu nie ma tekstury - zasugerowa� Ivan, kt�ry trafnie odczyta� my�li
Piotra. - Wygl�da na to, �e piasek jest renderowany w czasie rzeczywistym. I to
piasek doskona�ej jako�ci - pochyli� si�, �eby wzi�� gar�� piachu, kt�ry
nast�pnie przesypa� mi�dzy palcami. - Profesjonalna robota. Przyda�by mi si�
taki plugin.
Gelek ca�y czas kr�ci� si� wok� nich na swoim rowerku, wygl�da� raczej jak
cyrkowiec zabawiaj�cy publiczno��. Mo�na by mu jeszcze da� pi�y �a�cuchowe do
�onglowania, pomy�la� Czopcio Smurf.
�wieci�o jasne s�o�ce, jednak nie by�o upalnie, ani nawet gor�co. Dmucha� lekki,
ch�odny wietrzyk, jakby prosto znad morza. Istotnie, czuli si� raczej, jakby
spacerowali wieczorem po pla�y. Tak, cyberprzestrze� dawa�a wiele mo�liwo�ci dla
tw�rczych umys��w.
- Powiedz mi, Czopas, co robi�e� na tej pustyni - zainteresowa� si� Batman. - O
ile si� orientuj�, nie jest to tw�j spos�b na sp�dzanie wolnego czasu.
- Masz racj�, nie jest. Szuka�em potrzebnych materia��w, kt�re znajduj� si� na
tym serwerze. A �e akurat dzisiaj jest tu pustynia... - Smurf wzruszy�
ramionami. - Jutro tu mo�e by� arena w staro�ytnym Rzymie, albo tropikalna
d�ungla.
- Nie uwa�asz, �e to nadzwyczaj szcz�liwy zbieg okoliczno�ci, �e nas znalaz�e�?
- w g�osie Piotra zabrzmia�a nutka podejrzliwo�ci. Nie potrzeba by�o
specjalisty, �eby j� wyczu�. Czopas nie mia� z tym najmniejszych problem�w.
- Czy o co� mnie oskar�asz? - spyta� zimno. Wydawa�o si�, �e za chwil� to ma�e,
niebieskie stworzonko uro�nie do olbrzymich rozmiar�w i powoli wdepcze Batmana w
piach.
- Ale� sk�d. Zastanawiam si� tylko, o co tu chodzi. No bo patrz: niemal od razu
po wej�ciu na serwer zostajemy schwytani i uwi�zieni, Wielki Brat uprowadza
Andy'ego i tyle ich widzimy. Potem jakby nigdy nic zjawiasz si� ty i nas
uwalniasz. Nikt si� do ciebie nie przyczepi�, a na pewno administrator,
kimkolwiek on jest, zauwa�y� ju� twoj� obecno��.
- Ja nie przebywam tu nielegalnie, mam zezwolenie i w�asne konto.
- No i sk�d si� wzi�a ta pustynia? O ile wiem, zmiana scenerii nie jest byle
pierdni�ciem. Nawet posiadaj�c gotowy zestaw tekstur i procedur obs�ugi zdarze�,
trzeba si� zdrowo nakombinowa� z synchronizacj� i dostosowaniem u�ytkownik�w. A
tutaj widz� robot� pierwszej klasy.
- Ale co to ma ze mn� wsp�lnego? Nie znam si� na tym, to nie moja dziedzina.
Kiedy tu przyby�em, pustynia ju� by�a.
- I nie zauwa�y�e� niczego niezwyk�ego? �adnego migotania, fatamorgany?
Czegokolwiek?
Czopcio Smurf zastanowi� si�.
- Nie - odpar� w ko�cu niepewnie. - Chyba nie. Nie jestem grafikiem. Nie wiem,
na co zwraca� uwag�. Chocia�... Nie wiem, czy to ma znaczenie. Bywam tu czasami
i zazwyczaj jest tu wi�cej ludzi. Co prawda nie a� tyle, co na
najpopularniejszych serwerach, ale zawsze kogo� si� spotka�o. Dzisiaj jeste�cie
jedynymi osobami, kt�re tutaj widzia�em. Ale to nic nie znaczy, bo mo�e po
prostu jest ma�y ruch. W ko�cu w realu jest noc i ludzie raczej �pi�.
- Taaa... - zamy�li� si� Piotr. - Mo�e masz racj�. A mo�e to jest w�a�nie to.
- Co?
- Maskowanie u�ytkownik�w. S� niewidoczni dla innych. Wiecie, ile� tam warstw i
widz� si� tylko ci, kt�rzy s� na tej samej warstwie. Co� jak inny wymiar. Mo�e
Andy jest gdzie� tutaj, nawet tu� obok, tylko na innej p�aszczy�nie.
W Senniku Egipskim jest napisane: "Warstw wiele jest - w�a�ciwej szuka� mo�esz
do ko�ca �ycia".
- To dlaczego ja was widz�? - spyta� Czopcio.
- Bo trafi�e� na nasz� warstw�. I to w�a�nie mi si� nie podoba. Akurat ty
trafi�e� akurat do nas. Jak dla mnie to troch� du�y zbieg okoliczno�ci.
- Jasne - parskn�� sarkastycznie Czopas. - Jestem w konszachtach z Wielkim
Bratem i trafi�em na wasz� warstw� z w�asnej woli, prawda?
Batman wzruszy� ramionami. Przypuszczenia przypuszczeniami, ale nigdy nikogo nie
oskar�a�, je�li nie mia� niezbitych dowod�w. Teraz nie mia�, wi�c poprzesta� na
wzruszeniu ramion.
A teoria warstw, o ile by�a najbardziej prawdopodobna, o tyle niezbyt
optymistyczna. Nie wiedzia�, ile jest tych warstw, na kt�rej znajduje si� Andy
i, co najwa�niejsze, jak si� porusza� pomi�dzy warstwami. �aden z jego program�w
wspomagaj�cych nie dzia�a�. Piotr domy�la� si�, �e gdzie� musz� znajdowa� si�
teleporty mi�dzywarstwowe. Problem w tym, jak je rozpozna�.
Niewiedza jest czasami taka praktyczna, pomy�la� patrz�c na towarzyszy. Nie
przejmowa� si� problemami nie maj�c o nich poj�cia. Wierzyli w niego, darzyli
zaufaniem. Czu� si� za nich odpowiedzialny niczym ojciec za swoje dzieci, w
ko�cu to on ich w to wci�gn��. Taaa... Odpowiedzialno�� to du�y ci�ar. Czy
b�dzie w stanie go ud�wign��?
Nagle kr�c�cy si� wok� Gelek krzykn��. Wszyscy jak na komend� odwr�cili si� w
jego stron�. Kilka metr�w dalej jednoko�owy rowerzysta w szybkim tempie zapada�
si� w grz�skim piasku, kt�ry si�ga� mu ju� do pasa. Przera�onym wzrokiem patrzy�
na koleg�w. Nigdy jeszcze nie znalaz� si� w takiej sytuacji, pierwszy raz
spogl�da� �mierci w oczy. Nie by�o to przyjemne uczucie.
- Nie ruszaj si�! - krzykn�� Batman biegn�c w jego stron�.
- Nie ruszam si�! - odkrzykn�� Gelek. Piasek si�ga� mu ju� do ramion. -
Szybciej!
- Z�apcie mnie za nogi! - wrzasn�� Batman do pozosta�ych k�ad�c si� na brzuchu.
Wyci�gn�� r�k� do Gelka, ale ten chybi� o centymetry. Musn�� Batmana koniuszkami
palc�w. Drugiej szansy ju� nie mia�. Zamkn�� oczy i po chwili ju� go nie by�o.
- Cholera - zakl�� Piotr pod nosem uderzaj�c pi�ci� o piasek. To ju� druga
osoba. Dlaczego tak si� dzieje? Dlaczego wci�� traci� przyjaci�? Same
nieszcz�cia. - Idziemy za nim - zakomenderowa�.
Podni�s� si�, chwil� popatrzy� w miejsce, w kt�rym znikn�� Gelek i wzi�wszy
g��boki oddech skoczy� na g��wk�. Piasek szybko go poch�on��. Ivan z Czopasem
popatrzyli na piasek, potem na siebie. Powzi�li b�yskawiczn� decyzj� i skoczyli
niemal r�wnocze�nie.
- A�a! A�a! A�a! - krzykn�� Smurf, kiedy R�owa Pantera spad�a mu na g�ow�. Sam
dopiero co pr�bowa� zej�� z Batmana, kt�ra to czynno�� przekracza�a jego
mo�liwo�ci.
Wyl�dowali w budce telefonicznej, w kt�rej z natury nie ma zbyt wiele miejsca.
Budki zazwyczaj nie by�y projektowane jako trzyosobowe. A sam Batman by� dosy�
poka�nych rozmiar�w. Gdyby wybiera� si� do kina, musia�by wykupi� dwie
miejsc�wki. Ale kto by wpu�ci� Batmana do kina?
Wreszcie uda�o im si� otworzy� drzwi i "wyp�yn�li" na chodnik. Przez chwil�
podziwiali nowe otoczenie. W ko�cu Batman jako pierwszy otrz�sn�� si� z wra�enia
(w przeno�ni) i towarzyszy (dos�ownie).
Znajdowali si� w wymar�ym mie�cie. A mo�e tylko w opuszczonym. Jakby na to nie
patrze�, byli tu sami. A poza nimi ani �ywej duszy. W og�le �adnej. Samo miasto
wygl�da�o na bardzo nowoczesne. Wysokie, oszklone budynki, l�ni�ce okna,
nowiutkie samochody, powietrze krystalicznie czyste, wszystko takie �wie�e. Ivan
od razu, z racji skrzywienia zawodowego, zacz�� bada� tekstury.
- �iii tam - machn�� w ko�cu r�k�. - Amatorszczyzna. Cha�a. Kicz.
- Co masz do tego? - zainteresowa� si� Piotr.
- Sam zobacz. To jest zbyt idealne. Rendering na poziomie podstaw�wki. Przyjrzyj
si� na po��czenie element�w. Wygl�daj�, jakby si� w og�le nie styka�y. Przyda�by
si� ma�y blurek, mo�e noisik, jaki� gradiencik...
W Senniku Egipskim jest napisane: "Efekt�w z Photoshopa potrzebowa� - �wiat
wok� ciebie nie jest rzeczywisty".
- Nie przesadzaj. Nie ka�dy jest zawodowcem.
- Ale to bez sensu. Je�li kto� zajmuje si� grafik� na tak� skal�, to m�g�by to
chocia� zrobi� dobrze. To w ko�cu nie jest amatorska strona domowa tylko powa�ny
portal.
Szli �rodkiem ulicy rozgl�daj�c si� na boki. Kilka razy zawo�ali Gelka, ale bez
skutku. Gdyby by� gdzie� w pobli�u, na pewno by si� odezwa�. Smurf biega� wok�
i zagl�da� w r�ne zakamarki. To naprawd� by�o bardzo niepokoj�ce, �e w tak
du�ym (na pierwszy rzut oka) mie�cie nie by�o nikogo poza nimi.
Piotr natomiast zacz�� snu� domys�y na temat warstw. Bo to by�o a� nadto
oczywiste, �e przez dziur� w pustyni przenie�li si� do innej warstwy. Jego
teoria wi�c si� sprawdza�a. T�umaczy�o to te� fakt, �e Czopas od razu znalaz�
si� na pustyni i nie widzia� �adnych anomalii w stworzonym �wiecie. Znaczy�o to,
�e zarz�dca nie zmienia� pow�ok, tylko stworzy� kilka niezale�nych warstw.
Problem tkwi� w umiej�tno�ci poruszania si� mi�dzy warstwami.
Oni nie umieli. To by�a druga oczywista rzecz. Piotr ju� jaki� czas temu
domy�li� si�, �e Gelek trafi� do innej warstwy. Zastanawiaj�ce by�o to, czy to
by� przypadek, czy kto� kontrolowa� przej�cia. By� mo�e jaka� "pomocna d�o�"
pomog�a Gelkowi trafi� do innej warstwy. Jaka� "si�a wy�sza" lub po prostu
Wielki Brat. Piotr niemal ca�y czas czu�, �e s� obserwowani, �e kto� si� zabawia
ich kosztem. Nie cierpia� tego.
Wielki Brat. To, �e ich kontrolowa�, martwi�o go najbardziej. Przez to nie mogli
si� wylogowa�, bo wtedy zostaliby namierzeni i by�by koniec. Nie chcia� te�
podejmowa� �adnych ryzykownych krok�w bez porozumienia z dru�yn�. A tej by�o
jakby coraz mniej. Nie m�g� ich nara�a�. Czy to oznacza�o pozostanie w Matrixie
na zawsze? To by�o niemo�liwe. Cia�o d�ugo nie wytrzyma bez zaspokojenia
podstawowych potrzeb. Ju� zacz�� odczuwa� g��d, kt�rego nie mog�o zaspokoi�
�adne wirtualne jedzenie.
- Hopsa, hopsa, hopsa, hopsa... - zawo�a�a ma�a dziewczyna przebiegaj�c w
pobli�u.
- Hihihi... - za�mia�a si� na widok skamienia�ej dru�yny. - Wygl�dacie jak
rze�by.
- Sk�d si� tu wzi�a�? - spyta� Piotr odzyskuj�c g�os.
- Stamt�d - dziewczynka wskaza�a palcem za siebie. - A wy?
- A my nie - odpowiedzia� Piotr zgodnie z prawd�. - Co tu robisz?
- A co to? Przes�uchanie? Nie b�d� zeznawa�a bez adwokata.
- Ja jestem adwokatem - powiedzia� Czopcio Smurf.
- I tak nic wam nie powiem. Ca�y dzie� tak skacz� i ju� nie mam si�y - usiad�a
zm�czona na ulicy. - Widzicie, jaka jestem zm�czona?
- Nie widzia�a� gdzie� mo�e dobrze obdarzonej laski albo go�cia na jednoko�owym
rowerze?
Dziewczynka znowu si� za�mia�a. Kiedy sko�czy�a, za�mia�a si� ponownie.
- A co, zgin�li wam? - spyta�a w ko�cu. - Mo�e poszli na solo i... wiecie... -
za�mia�a si� kolejny raz.
- Je�li ona zaraz nie przestanie, to chyba oszalej� - mrukn�� Ivan. Czopas tylko
pokiwa� g�ow�.
- To raczej niemo�liwe - Piotr pokr�ci� g�ow�. - To s� faceci.
- No to ja tu czego� nie rozumiem. Przed chwil� m�wi�e� co� o jakiej� lasce a
teraz, �e to faceci. Czy oni nie s�... tego? - dziewczynka machn�a d�oni� z
kciukiem przy g�owie.
- Niewa�ne. Zapomnij.
- Ju� zapomnia�am. A o czym?
- Nie powinna� by� teraz w domu? - Piotr zmieni� temat. - Rodzice pewnie si�
niepokoj�. Taka ma�a dziewczynka nie powinna sama chodzi� po pustym mie�cie.
- Hihihi... Wy my�licie, �e ile ja mam lat? Osiem?
Ch�opcy pokiwali g�owami.
- Hihihi... To si� mylicie. Jestem ju� doros�a. I to tak bardzo, �e ojej.
Oceniacie mnie po wygl�dzie a powinni�cie po zachowaniu. A ja jestem bardzo,
bardzo doros�a. I umiem nawet pali� papierosy. Zobaczcie, jak �adnie umiem
pali�. Prawda, �e �adnie? - wypu�ci�a nosem dym, kt�ry unosz�c si� utworzy�
najpierw kul�, potem torus, potem delikatnie wulgarne s�owo i w ko�cu si�
rozwia�. - Potrafi� nawet p� paczki dziennie. Ale teraz nie mam czasu. Musz�
hopsa� dalej.
I pobieg�a. Jeszcze przez jaki� czas s�yszeli jej �miech, ale wkr�tce i on
ucich�. Ivan odetchn�� z ulg�.
- Ile daliby�cie jej lat tak naprawd�? - spyta�.
- Szczerze? Jakie� siedem. Ale nie chcia�em robi� jej przykro�ci. Dlatego
przytakn��em na te osiem lat. Kto j� w og�le wpu�ci� do internetu?
Czopcio tylko wzruszy� ramionami, ale nic nie powiedzia�.
Trawa by�a mi�kka, jednak upadek do przyjemnych nie nale�a�. Gelek j�kn��
wstaj�c i potar� d�oni� miejsce, gdzie plecy trac� sw� szlachetn� nazw�. C�,
upadek ma swoje prawa i czasami musi bole�.
Gelek spojrza� w g�r�. Dziura w niebie, kt�ra go wyplu�a, powoli si� zasklepi�a
i po chwili b��kit zn�w by� bez skazy a bia�e chmurki p�yn�y po nim rado�nie.
Znajdowa� si� na niewielkiej polanie w samym �rodku (prawdopodobnie) lasu. Wok�
ros�y najwi�ksze drzewa, jakie kiedykolwiek w �yciu widzia�. Do samego nieba.
Wydawa�y si� by� tak samo stare jak ca�y �wiat i tak samo m�dre.
"Widzia�y�my niejedno i wiemy wszystko" - wydawa�y si� szepta� li�cie.
- No to powiedzcie mi, gdzie jestem i gdzie mam szuka� przyjaci�? - spyta�
Gelek.
"Jeste� w lesie" - zaszumia� wiatr - "tak wielkim, �e tu jest tylko las i nic
wi�cej. Tu jest tylko las. Przyjaci� znajdziesz w�r�d ludzi, kt�rych lubisz i
cenisz, kt�rych rozumiesz i kt�rzy ciebie rozumiej�. Nie szukaj ich na si��.
Prawdziwego przyjaciela poznaje si� przez ca�e lata, w szcz�ciu i w biedzie.
Nie ka�dy b�dzie twoim przyjacielem, chocia� tak b�dzie ci si� wydawa�o. Ale w
ko�cu znajdziesz prawdziwych przyjaci�. Bierz przyk�ad z nas" - odezwa�y si�
drzewa. - "Jeste�my bardzo stare, ale nauczy�y�my si� cierpliwo�ci. I
znalaz�y�my przyjaci�. Wszystkie jeste�my sobie przyjazne. Nie szuka�y�my
przyjaci� na si��. Po dwustu latach nauczy�y�my si� odr�nia� to, co wa�ne od
tego, co ma�o istotne. Ty te� si� nauczysz."
- Nie mam a� tyle czasu.
"Wobec tego id� przed siebie. Tam znajdziesz odpowied�" - zaszumia�a trawa.
- Dzi�ki - krzykn�� Gelek, wskoczy� na sw�j jednoko�owy rowerek i popeda�owa�
prosto przed siebie.
Jecha� d�ugo, jednak nadzieja odnalezienia odpowiedzi podtrzymywa�a go na duchu
i nie dopuszcza�a do niego zniech�cenia. Wiatr rozwiewa� jego w�osy i brod�, od
czasu do czasu jakie� niskie ga��zie przejecha�y go po twarzy, ale nic sobie z
tego nie robi�. Wyciera� krew i jecha� dalej.
W ko�cu jego oczom ukaza�a si� polanka. By�a nieco mniejsza od tej, na kt�rej
wyl�dowa�, ale za to nie by�a pusta. Sta�a na niej chatka. Ca�a by�a z piernika.
No, mo�e nie ca�a. �ciany, okiennice i drzwi by�y ze �mietankowo-kakaowych
wafelk�w a dach oblany polew� czekoladow�. Komin zrobiony by� z tabliczek
czekolady z orzechami.
Gelkowi �lina pociek�a po brodzie. Wytar� j� nerwowo r�kawem. Co� mu tu jednak
nie pasowa�o. Czu� jaki� dziwny, irracjonalny l�k. No bo niby czego mia�by si�
ba�? C� niezwyk�ego by�o w chatce z piernika stoj�cej w �rodku lasu? Ale nie
potrafi� od siebie odp�dzi� ogarniaj�cego go ch�odu, l�ku przed czym� nieznanym.
- Hej! Jest tu kto? - krzykn�� niepewnie. - Halo!
Odpowiedzia�a mu cisza, co go w niewielkim stopniu uspokoi�o. Zawsze dobre i to
na pocz�tek.
Cichutko podszed� do chatki i zajrza� przez okna. W �rodku panowa� p�mrok.
Domek wygl�da� na opuszczony, w ka�dym razie Gelek nie dostrzeg� �adnego ruchu.
Ostro�nie nacisn�� klamk�. Ostro�nie, bo by�a zrobiona z batonika. Drzwi nie
by�y zamkni�te. Gelek na palcach wszed� od �rodka.
- Dzie� dobry. Jestem Gelek - rzuci� w przestrze�. W przestrzeni jednak nikogo
nie by�o, o czym przekona�a go cisza.
Jak zwykle domek od �rodka by� o wiele wi�kszy ni� z zewn�trz o czym Gelek ju�
nie raz zd��y� si� przekona� i przyzwyczai�. Co prawda przez okienko widzia�
tylko jedn� izb�, teraz jednak si� okaza�o, �e na samym parterze znajduje si�
kilkoro drzwi do r�nych pokoi nie wspominaj�c ju� o schodach na pi�terko, na
kt�re z zewn�trz chatka by�a oczywi�cie za niska. To jednak Gelka nie dziwi�o.
Najbardziej zastanawia�a go cisza, kt�ra mimo i� przejmuj�ca, wydawa�a si� by�
tylko chwilowa. Niby domek wygl�da� na opuszczony, ale jednocze�nie mia�o si�
wra�enie, �e w�a�ciciel wyszed� tylko na chwil�. I �e nied�ugo wr�ci. I �e nie
b�dzie zadowolony z niespodziewanego go�cia. I �e stanie si� co� z�ego. Nie
wiedzie� czemu Gelek nagle pomy�la� o wielkim piecu, w kt�rym jest bardzo gor�co
i nieprzyjemnie. My�l ta sprawi�a, �e zasch�o mu w gardle. Jednak zanim znalaz�
kuchni�, us�ysza� czyje� kroki. Chwil� p�niej otworzy�y si� drzwi...
Andy wci�� szed� nieko�cz�cym si� korytarzem. By� coraz bardziej zniech�cony.
Kilka razy by� bliski wylogowania si� z systemu. Nie zrobi� tego jednak.
Dlaczego? Sam nie wiedzia�. Mo�e dlatego, �e by�by to bardzo idiotyczny koniec.
Przyjaciele nie tego od niego oczekiwali.
A w�a�nie. Czego w og�le oczekiwali? Przygody? Dobrej zabawy? Czy by� w stanie
im to zapewni�? Na razie chyba nie by�o a� tak �le. W ka�dym razie dop�ki mia�
pomys�y.
Jednak ch�� ucieczki z tego �wiata powraca�a do niego coraz cz�ciej i z coraz
wi�ksz� si��.
- Gdzie jest to cholerne wyj�cie, o kt�rym m�wi� Etimark? - pyta� sam siebie. -
A mo�e ono dzia�a tylko jako wej�cie?
Ju� dawno przesta� zwraca� uwag� na to, �e m�wi sam do siebie. Zreszt� i tak
nikt go nie s�ysza�. Wielki Brat zrobi� go w bambuko. By� pewien, �e m�g�by
spokojnie zosta� z kumplami w celi i nic z�ego by im si� nie sta�o. Ju� od
�smego roku �ycia nie wierzy� w Wielkiego Murzyna, tak samo jak nie wierzy� w
�wi�tego Miko�aja... Chocia�... Si�gn�� r�k� do kieszeni, �eby sprawdzi�, czy
podarek wci�� tam jest. Chyba b�dzie musia� zweryfikowa� swoje stanowisko co do
wiary w istnienie �wi�tego Miko�aja.
Przez chwil� zastanawia� si�, czy nie u�y� od razu magicznej baterii. Tylko jak
to zrobi�? Obejrza� dok�adnie ten niewielki przedmiot. Hmm... Bateria niczym nie
r�ni�a si� od innych baterii. Mo�e jakie� zakl�cie? Ale jakie zakl�cie s�u�y do
zaktywowania baterii? Andy nie zna� �adnych zakl��. Zrezygnowany schowa� podarek
z powrotem do kieszeni. Etimark wyra�nie powiedzia�, �e w odpowiedniej chwili
bateria sama oka�e sw� moc. Mo�e ta chwila jeszcze nie nadesz�a? By� mo�e obecna
sytuacja nie by�a bez wyj�cia?
I w tej w�a�nie chwili Andy zauwa�y� wyj�cie. Korytarz ko�czy� si� nagle
drewnianymi drzwiami.
Andy bez namys�u nacisn�� klamk� i wszed� do �rodka.
W tej w�a�nie chwili wyczu� czyj�� obecno��. Instynktownie pochyli� si� i
pot�ny, drewniany wa�ek uderzy� w �cian� tu� nad jego g�ow�. Andy nie widzia�
napastnika, nie by�o jednak czasu na wypatrywanie go. Rzuci� si� na pod�og� i
przeturla�. U�amek sekundy p�niej wa�ek uderzy� w miejsce, gdzie jeszcze przed
chwil� znajdowa�a si� jego g�owa. Da� nura pod st�, a z krzes�a za nim posypa�y
si� drzazgi. Andy k�tem oka dojrza� wreszcie swego dr�czyciela.
- Gelek! St�j! To ja, Andy! - krzykn�� uchylaj�c si� przed kolejnym ciosem.
Ten na szcz�cie nie nast�pi�. Gelek rozpozna� przyjaciela i powstrzyma� swe
�mierciono�ne narz�dzie. Chwil� jeszcze sta� niepewnie trzymaj�c wa�ek w
pogotowiu, ale uspokoi� si� w ko�cu i opu�ci� bro�.
- Co ty robi�e� w tej sypialni? - spyta� wreszcie.
- W jakiej sypialni? - zdziwi� si� Andy. - Nie by�em w �adnej sypialni.
- No to co jest za tymi drzwiami?
Andy spojrza� we wskazanym przez Gelka kierunku i przez niedomkni�te drzwi
ujrza� wielkie ��ko wodne. Przymkn�� oczy i rozmarzy� si�. Zawsze chcia� na
takim pobaraszkowa�. Tylko jako� nigdy nie by�o z kim. No i nigdy nie mia�
takiego ��ka. Ech, brutalna rzeczywisto��.
- Nie mam poj�cia, sk�d si� tam wzi�a sypialnia. Wszed�em tu prosto z
korytarza.
- Korytarza? - zdziwi� si� tym razem Gelek. - Jeste�my w domku! Nie s�dz�, �eby
tu by�y jakie� korytarze. Chocia�... - opowiedzia� Andy'emu wszystko, co si�
wydarzy�o do chwili przybycia do chatki z piernika. Ten zrewan�owa� si� tym
samym i pokaza� prezent od Etimarka.
- Kolejne zakrzywienie przestrzeni - powiedzia� w ko�cu. Gelek pokiwa� g�ow�. -
No to �wietnie - westchn��. - W takiej sytuacji mo�emy do ko�ca �ycia szuka�
pozosta�ych i jednocze�nie mie� nadziej�, �e si� sami nie pogubimy. Wylogowanie
oczywi�cie nie wchodzi w gr�. Chce mi si� pi�.
- Poszukajmy czego� w kuchni - zaproponowa� Gelek.
W kuchni znale�li lod�wk�. A w lod�wce... oczywi�cie zimne piwo. Jak�eby
inaczej? Na dobre, zimne piwo znajdzie si� miejsce w ka�dym opowiadaniu. A chyba
nie by�o sytuacji, w kt�rej Andy z Gelkiem pogardziliby dobrym, krasnoludzkim
browarkiem.
Otworzyli butelki i zasiedli do sto�u w salonie. Piwo by�o zimne i dobre,
chocia� ich marka by�a ch�opcom (pomijaj�c chwilow� p�e� Andy'ego) nieznana.
Prawd� m�wi�c, na butelkach w og�le nie by�o �adnych etykiet, naklejek czy
czegokolwiek, co by ich naprowadzi�o na nazw� piwa czy producenta. W zaistnia�ej
sytuacji nie mogli jednak wybrzydza�, poza tym w opowiadaniach Andy'ego piwo
zawsze by�o dobre.
- Musimy opracowa� jaki� plan dalszego dzia�ania - powiedzia� Gelek mi�dzy
czwartym a pi�tym �ykiem. - Tu jest fajnie, ale nie mo�emy tu zosta� do ko�ca
�ycia. Jestem jeszcze bardzo m�odym Gelkiem.
- Taaa... - zamy�li� si� Andy.
- Masz jaki� pomys�? Bo ja nie za bardzo. W�a�ciwie to wcale. Przecie� oni mog�
nas szuka� przez ca�� wieczno�� a my ich przez drug�. A dwie wieczno�ci, to o
p�torej za du�o. Poza tym Piotr m�wi� co� o jakich� warstwach.
- Taaa... - powt�rzy� Andy.
- Jak my�lisz, ile jest tych warstw? I jakie s� du�e? A mo�e s� jakie� kruczki,
dzi�ki kt�rym mo�n