5038

Szczegóły
Tytuł 5038
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5038 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5038 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5038 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MICHAEL KANDEL paralogika Na my�l o spotkaniu z Feliksem doktor Benjamine czu� zdenerwowanie. Zrozumia�e zdenerwowanie. Felix by� bez w�tpienia najwa�niejszym przypadkiem w Bradford Specific. Uda�o mu si� trafi� nawet na �amy "Kolonialnego Biuletynu Psychotycznego", maj�cego pi��dziesi�t milion�w czytelnik�w. Od czasu do czasu pisano o nim w tanim, ale popularnym pi�mie "Okiem Wariata". Wspomniano go r�wnie� - i to nie raz, nie dwa, lecz trzy razy - w prowadzonym przez Sandy Collins� programie "Zdrowie psychiczne". Nic wi�c dziwnego, �e doktor Benjamine dosta� skurczy �o��dka. To m�g�by by� dla niego powa�ny krok w g�r�, m�wi�c j�zykiem kariery. Doktor Hopkins wezwa� na konsultacj� w�a�nie jego, m�odego doktora Benjamine, by zasi�gn�� profesjonalnej opinii w sprawie Feliksa. A przecie� doktor Benjamine nie by� jeszcze nawet Sousem i mia� tylko cal zarostu, w dodatku jeszcze szpakowatego. Co wskazywa�o, w jak rozpaczliwej byli sytuacji. "Nie licz na zbyt wiele, m�j drogi" - m�wi�a mu Millie dwa �niadania temu. - "Ten stary dra� wie, �e Felix to beznadziejny przypadek, wi�c nie stanowisz zagro�enia". Mia�a ma�o pochlebne zdanie o Hopkinsie. Ca�a Millie - tylko polityka i nieprzebieranie w s�owach. Ach, gdzie si� podzia�o to czu�e ma��e�skie gruchanie? Z tysi�c obiad�w min�o od skazania Felixa po jego prawie udanej pr�bie samob�jczej. Tysi�c obiad�w - Bo�e, to ponad trzy lata. I to w czasach, gdy wi�kszo�� pacjent�w wypuszcza si� po tygodniu lub nawet mniej, dzi�ki cudownemu dzia�aniu tropofin: beta-tropofin, delta-tropofin, sigma-tropofin, a teraz tak�e nowiutkich alfa-neotropofin od Dulutha, z atestem PAA. Sp�dzi� tysi�c obiad�w w zak�adzie psychiatrycznym, pomimo osi�gni�� wsp�czesnej medycyny... Doktora Benjamine'a przeszed� dreszcz (najbardziej nieprzyjemny ze wszystkich dreszczy n�kaj�cych jego �o��dek). Mo�liwo�� nieuleczalno�ci zaprzecza�a zdrowemu rozs�dkowi. Lecz mo�e to w�a�nie on, ledwie trzydziestokilkulatek z lekko szpakowatym zarostem (cho� w�osy na skroniach zja�nia�y ju� mocniej), odnajdzie klucz do zrozumienia, szczeg�, kt�ry wszyscy przeoczyli - wszyscy ci dostojni specjali�ci, chlubi�cy si� stopniami naukowymi o astronomicznej wielko�ci. Szczeg�, kt�ry b�dzie tak oczywisty, tak prosty. Ca�y czas czekaj�cy spokojnie na kogo�, kto b�dzie wiedzia�, gdzie szuka�. B�d� szarpa� z zazdro�ci swe siwe brody i zagryza� bezkrwiste wargi widz�c, jak on udziela wywiadu samej Sandy Collins�, docieraj�c w �ywych kolorach do pi��dziesi�ciu milion�w gospodarstw domowych. Wychodz�c z windy na drugim pi�trze, doktor Benjamine westchn�� i poprawi� sobie krawat, umieszczaj�c jednocze�nie na tablicy w Camden College, trzy budynki dalej, prac� domow� dla student�w wst�pnego kursu medycyny. Ka�dego roku wyk�ada� tam oboj�tnie nastawionym kursantom Wprowadzenie do Etyki Sodomii. Kursanci nie wierzyli w etyk� (poniewa� nie mo�na jej obliczy�), a dyskutowanie sodomii uwa�ali za ma�o istotne (bo gdy uprawiali j� ze sob� w akademikach, nie w��cza�y si� �adne alarmy ani nikt ich nigdy nie zaaresztowa�). Dlaczego m�odzi zawsze s� zbyt skomplikowani, a zarazem zbyt naiwni, by to zrozumie�? Doktor Benjamine u�miechn�� si� ponuro. �ycie nauczy tych g�adko wygolonych smarkaczy w swoim w�asnym s�odkim czasie. Zawsze tak by�o. Pokaza� swoj� bladozielon� kart� identyfikacyjn� pannie Markmain, kt�ra by�a dzi� na s�u�bie. Wsun�a j� do czytnika systemu bezpiecze�stwa. Maszyna sapn�a, zabulgota�a i wyplu�a kart�, wy�wietlaj�c migaj�ce OK. Gdyby tylko uda�o mu si� znale�� rozwi�zanie, kt�re wszyscy pomin�li, awansowa�by co najmniej dziesi�� szczebli w g�r�, mo�e dwadzie�cia - wtedy w ko�cu mog�oby by� go wi�cej. Maj�c si� tylko dw�ch, doktor Benjamine z trudem wype�nia� cotygodniowe obowi�zki, w zwi�zku z czym nie mia� czasu na dodatkowe badania, a Millie, cho� si� na szcz�cie nie skar�y�a, widywa�a go najwy�ej po�ow�. Mo�e w�a�nie to sprawi�o, �e sta�a si� tak ch�odna i kategoryczna. Czy powinien trzyma� za to kciuki? Uk�ad gwiazd prawie sprzyja� trzymaniu palc�w ko�czyn, a jego osobista gwiazda przebywa�a teraz blisko azymutu. Powa�na decyzja w sprawie kariery, ot co. Powinien trzyma� kciuki, czy nie? W drzwiach pojawi� si� doktor Hopkins. Dwaj m�czy�ni wymienili si� gestem uznania - pionowym potrz��ni�ciem r�k. - Ciesz� si�, �e ci� widz�, Bob - rzuci� Hopkins grobowym basem. - Wydajesz si� bardziej zmartwiony ni� zazwyczaj, Hal - odpar� doktor Benjamine, widz�c cienie pod oczami starca. - Ach, to przez to nowe skrzyd�o - �achn�� si� doktor Hopkins. - Taaak, s�ysza�em - doktor Benjamine nada� s�owom sympatyczn� nut�. Odkry�, �e taka sympatyczna nuta okazywa�a si� skuteczna w kontaktach nie tylko z pacjentami, ale i kolegami oraz zwierzchnikami. Jedna weso�a melodyjka i wszyscy ludzie s� po twojej stronie. - Wyrasta w ci�gu nocy, a teraz trzeba na to znale�� pieni�dze. Chyba powinni�my si� cieszy� - rozw�j, i tak dalej - ale, na mi�o�� bosk�, jakie� spustoszenie to czyni w bud�ecie. Doktor Benjamine ruszy� za starym, znu�onym lekarzem przez bladozielony korytarz, a id�c rozmy�la� o ambicji. Dotarli do drzwi, na kt�rych widnia�o po prostu: FELIX. Doktor Hopkins zwr�ci� si� w stron� doktora Benjamine'a i oci�ale przymkn�� powieki, co potrafi� tylko ci, kt�rzy osi�gn�li pewien wiek. - Jest niezwykle racjonalny - wyszepta� doktor Hopkins. Doktor Benjamine skin�� g�ow�, daj�c do zrozumienia, �e ju� wie. - Niech si� pan nie da tym zmyli�. Nie, doktor Benjamine nie da si� zmyli�. Otworzyli drzwi i weszli do �rodka. Doktor Hopkins przedstawi� Feliksowi dr Benjamine'a. Felix by� zadziwiaj�co szczup�y, prawie tak szczup�y, jak nieopierzony nastolatek, cho� stukn�a mu ju� - czy aby na pewno? - czterdziestka. Mia� dziwnie bezbarwne oczy, jak szklane kule upstrzone gdzieniegdzie bladymi szaroniebieskimi smugami. Doktor Benjamine nie gra� w kule od wieku niedyskrecji. Pami�ta� ko�o na brunatnej ziemi, sucho�� tej ziemi na palcach i gor�ce letnie s�o�ce rozpalaj�ce mu ramiona. Jak szybko p�yn�� czas. I posi�ek za posi�kiem. Felix, jak ka�dy inny pacjent, nosi� szlafrok - gwiazdki w kolorze burgunda na szarobr�zowym tle. Ich wizyta najwyra�niej wprawi�a go w rozdra�nienie, jak gdyby dwaj psychiatrzy przeszkodzili mu w czym� nieprzyjemnym, lecz powa�nym. Wygl�da� tak�e na coraz bardziej znu�onego, jak cz�owiek uwi�ziony w niesko�czonym cyklu powt�rze�, w �wiecie ustawionych naprzeciwko siebie luster. W pokoju Felixa by�o niewiele mebli: sofa, ma�y stolik, na nim lampa. Doktor Benjamine zauwa�y�, �e sznur od lampy zrobiono w taki spos�b, by w �aden spos�b nie mo�na by�o si� na nim powiesi� - �atwo si� rwa�. Dwuletnie dziecko by go urwa�o. Niemowl� by go urwa�o. No i pr�d mia� oczywi�cie bardzo niskie napi�cie, zgodnie z przepisami panuj�cymi w Bradford Specific oraz wszystkich pozosta�ych zak�adach dla nietypowo zaburzonych w Koloniach. Na �cianie wisia� staro�wiecki dwuwymiarowy obraz, przedstawiaj�cy historyczny park wok� Camden. Kobiety w gorsetach, m�czy�ni w wysokich kapeluszach oraz mn�stwo koni i powoz�w. Spokojny, pogodny pok�j. Pacjent natomiast, nawet je�li by� spokojny, nie mia� pogodnego nastroju. Zdecydowanie nie by� pogodny. Wisia� nad nim niemal dostrzegalny cie�. - Mi�o mi pana pozna� - zacz�� doktor Benjamine, potrz�saj�c chud� i ma�� d�oni� chyba najwa�niejszego i najbardziej zagadkowego przypadku, jaki pojawi� si� od czasu Strasznej Clarence z Bledsoe pi��dziesi�t tysi�cy obiad�w temu. Przygl�da� si� badawczo Feliksowi, pr�buj�c oceni� go swym okiem profesjonalisty. - I nawzajem - odpar� Felix z grymasem na twarzy. Skin�� uprzejmie g�ow�, po czym zacisn�� mocniej pas swojego szlafroka. Wiedzia�, �e b�dzie poddany kolejnemu badaniu/wywiadowi. By� do�� spostrzegawczy. I mocno znudzony. Po wymianie nieistotnych uwag na temat pogody oraz gry Wombat�w w bie��cym sezonie, doktor Hopkins chrz�kn�� i powiedzia�: - Felix, je�li nie masz nic przeciwko temu, doktor Benjamine chcia�by zada� ci par� pyta�. Jest jednym z naszych najbardziej obiecuj�cych m�odych naukowc�w. No c�, wi�c do zobaczenia. - Machn�� im na po�egnanie, jakby od niechcenia. A dla ciebie, obiecuj�cy m�ody doktorze Benjamine, oznacza to wielk� szans�. - Jeste� przygn�biony - zacz�� doktor Benjamine. By�o to jego ulubione otwarcie. Oboj�tne, a zarazem zdradzaj�ce trosk�. - Jestem przygn�biony - potwierdzi� Felix, siadaj�c na prostym, pozbawionym poduszki krze�le. Gestem gospodarza zaprosi� doktora Benjamine'a do zaj�cia miejsca na sofie, poniewa� wszystko wskazywa�o, �e rozmowa nie sko�czy si� przed podwieczorkiem. Doktor Benjamine przygryz� warg�. Lekarz powinien umie�ci� tyln� cz�� swego cia�a na twardym i wysokim drewnianym sto�ku, dzi�ki czemu jest wy�ej od pacjenta. Lekarz musi by� czujny jak jastrz�b, czysta koncentracja, podczas gdy pacjent, spoczywaj�c wygodnie na mi�kszym, znajduj�cym si� bli�ej ziemi pod�o�u, niech wpada w b�ogo��, z kt�rej mog� �atwo wymkn�� si� nie upilnowane s�owa i cenne przes�anki. Lecz niestety, doktor Benjamine nie m�g� odm�wi� zaproszeniu na sof�, poniewa� by�oby to z jego strony arogancj�. Akcentowanie powagi autorytetu lekarza przez odmow� zaj�cia pozycji siedz�cej jest r�wnoznaczne powiedzeniu: "Kim�e jeste�, by proponowa� mi sof�? Dzi�kuj�, postoj�". Nie w taki spos�b zdobywa si� mo�liwo�� wejrzenia w mroczne �r�d�o szale�stwa. Trzeba umie� wtopi� si� w otoczenie. Doktor Benjamine usiad� wi�c na sofie, kt�ra pod jego ci�arem wyda�a d�ugotrwa�y, daleki od nies�yszalnego syk. Natychmiast poczu� senno��. Przekl�� w my�lach. - Dzi�kuj� - powiedzia�. Felix czeka� z nieprzeniknion� twarz� sfinksa. Nie dawa�o si� z niej wyczyta� ani o jot� wi�cej ni� z twarzy lekarza. Ci�ko co� zdzia�a� z tak doskona�� oboj�tno�ci�. - Czy mog�...? - zapyta� doktor Benjamine wskazuj�c na sw�j kieszonkowy magnetofon. Felix skin�� g�ow�. Doktor Benjamine dyskretnie w��czy� nagrywanie. Magnetofon zacz�� cicho szumie�. * DR BENJAMINE: Wybaczy pan, je�li zajm� si� sprawami, o kt�re ju� pana pytano? FELIX: Nie ma sprawy. DR BENJAMINE: To na pewno jest dla pana m�cz�ce. Wiem, jak wielu przychodzi�o tu ju� z pytaniami. Wszyscy nasi eksperci, niekt�rzy nawet z zagranicy... dr Springer, dr Jay, dr Vorhies. Wyobra�am sobie, jak� kolejk� tworzyliby w holu - si�ga�aby chyba a� do panny Markmain. Czekaj�c na swoj� kolej, czesaliby brody i przegl�dali notatki. FELIX: A teraz pan, doktorze...? DR BENJAMINE: Benjamine. Doktor Benjamine. FELIX: Benjamin. DR BENJAMINE: Benjamine. FELIX: Doktor Benjamine. DR BENJAMINE: Zgadza si�. (Przerwa, narastaj�ca w cisz�. Dr Benjamine, zlustrowawszy ostro�nie pacjenta, jak partnera przy szachownicy, rusza dalej.) Doktor Hopkins wezwa� mnie w... pana sprawie... w nadziei, tak s�dz�, �e m�odszy kolega, no, mo�e posiadaj�cy mniej rutynowe podej�cie, potrafi�by... FELIX: Odnale�� klucz do zrozumienia. DR BENJAMINE: Mo�na to tak wyrazi�. FELIX: To dla pana mo�liwo�� awansu. DR BENJAMINE: M�wiono mi, �e jest pan szybki. Tak, to prawda z t� mo�liwo�ci� awansu. My, to znaczy ca�e nasze �rodowisko zawodowe, od prawie tysi�ca obiad�w jest mocno zak�opotane pana - jak to powiedzie�... FELIX: Nieuleczalno�ci�. DR BENJAMINE: W zasadzie tak. (Wstaje i zaczyna chodzi�.) Zak�opotane pana nieuleczalno�ci�. (Chodzi z pasj� godn� poszukiwacza prawdy.) Widzi pan, nieuleczalno�� jest niemo�liwa. Na wszystko istnieje jaki� spos�b. FELIX: Z wyj�tkiem �mierci i podatk�w. DR BENJAMINE: S�ucham? FELIX: Spos�b na wszystko, z wyj�tkiem �mierci i podatk�w. DR BENJAMINE: Ach, tak. Niez�e. FELIX: To powiedzenie z moich stron. DR BENJAMINE: Felix - czy mog� m�wi� panu po imieniu? FELIX: Dlaczego nie? DR BENJAMINE: Spos�b istnieje, Feliksie, musi istnie� spos�b na twoj� ostr� melancholi� z upo�ledzeniem odczuwania przyjemno�ci. M�zg jest mechanizmem. Bardzo skomplikowanym, ale jednak mechanizmem, Feliksie. Musimy tylko znale�� w�a�ciw� cz�steczk�, zlokalizowa� w�a�ciwy obw�d, wyregulowa� delikatn� r�wnowag� mi�dzy jonami fosforu i azotu na membranie sprawiaj�cych problemy dendryt�w i akson�w... FELIX: Ju� to s�ysza�em. DR BENJAMINE: Tak? FELIX: To by�o w Berkeley. DR BENJAMINE: Berkeley? FELIX: Berkeley w Kalifornii. DR BENJAMINE: Aaa, w Kalifornii. FELIX: Nie, nie w TEJ Kalifornii. W mojej Kalifornii. Tej na Zachodnim Wybrze�u. DR BENJAMINE: Zachodnim Wybrze�u? Zachodnim wybrze�u czego? Chyba nie rozumiem. FELIX: Mniejsza o to. DR BENJAMINE: Stresogenne wydarzenia, a nawet zwyk�a choroba, mog� spowodowa� ogromne zmiany w chemii i strukturze m�zgu. By� mo�e przytrafi�o ci si� w Kalifornii co�, co teraz wypierasz ze �wiadomo�ci. FELIX: Co� mi si� przytrafi�o. Niech tak b�dzie. (�mieje si�. To smutny �miech.) To by� ten sam cholerny naukowy pozytywizm i naukowy optymizm, doktorze, kt�ry przesyca ten wasz ma�y, �mieszny �wiat. Oni wiedzieli wszystko, ci komputerowi kretyni. Tak im si� wydawa�o. Te ich sieci neuronowe, engramy i programy Z. DR BENJAMINE: M�j ma�y, �mieszny �wiat. Tak, s�ysza�em. Twoja choroba sprawia, �e nie wierzysz, �e to jest... rzeczywisto��. Feliksie, gdyby� zechcia� cofn�� si� my�lami i powiedzie� mi, krok po kroku, nie omijaj�c niczego, co sta�o si� tego fatalnego dnia w Kalifornii na Zachodnim Wybrze�u. B�dzie ci �atwiej, je�li zamkniesz oczy. I przyjmiesz jak�� wygodniejsz� pozycj�. To krzes�o wygl�da na strasznie twarde. Co powiedzia�by�... na sof�? FELIX: Nie, dzi�kuj�. M�wi�em im. Wszystko im powiedzia�em. Oczywi�cie mi nie uwierzyli. Oni my�l�, �e TO jest rzeczywisto��. DR BENJAMINE: C�, tak rzeczywi�cie jest, nieprawda�? FELIX: Nie. DR BENJAMINE: Feliksie, to jedyny realny �wiat. I nie jest tylko tw�j - jest tak�e nasz. To przyjemny �wiat, Feliksie. Musimy sprawi�, �eby� go zaakceptowa�, �eby� si� z nim pogodzi�. FELIX: Udowodni� panu nierzeczywisto�� tego �wiata. DR BENJAMINE: Zgoda. FELIX: Je�li to wszystko istnieje naprawd�, doktorze Benjamin, dlaczego d�u�ej zabiera panu dotarcie do celu podr�y ni� powr�t z niego? DR BENJAMINE: Nie pojmuj�. To jedno z praw natury. Id� do kliniki - zabiera mi to dziesi�� minut. Wracam w trzy. Pomy�l, o ile trudniej by�oby i�� gdziekolwiek wiedz�c, �e powr�t zajmie ci tyle samo czasu. FELIX: W realnym �wiecie odleg�o�� nie zmienia si� w zale�no�ci od kierunku. Odleg�o�� jest r�wna pr�dko�� razy czas. Kropka. Je�li kto� idzie w tym samym tempie, odleg�o��, jak� przebywa, jest wprost proporcjonalna do czasu, jaki idzie. TO jest prawo natury, doktorze Benjamin. Podstawowe prawo Newtona. Uczyli nas tego w szkole �redniej, a mo�e nawet pod koniec podstawowej. DR BENJAMINE: Interesuj�ce. FELIX: A ten pomys� z wielokrotnymi lud�mi i ich liczb� zale�n� od pozycji w hierarchii jest zupe�nie idiotyczny. DR BENJAMINE: Masz na my�li... FELIX: Na przyk�ad, jest sze�ciu doktor�w Hopkins�w. DR BENJAMINE: Im wi�cej obowi�zk�w ma do wype�nienia dana osoba, tym wi�cej miejsc wolno jej zajmowa� jednocze�nie. Nie ma w tym nic irracjonalnego. Gdyby tak nie by�o, �ycie sta�oby si� niemo�liwe. Jak mieliby�my funkcjonowa�? FELIX: Poza tym w realnym �wiecie nie mo�na by� w dwu miejscach jednocze�nie. (Na stronie.) Chyba, �e jest si� chmur� elektronow� albo jednym z tych egzotycznych zjawisk rodem z mechaniki kwantowej, kt�rych nikt nie rozumie. DR BENJAMINE: Pomy�l o tych wszystkich komisjach, w kt�rych doktor Hopkins musi pracowa�. Nie by�by w stanie... FELIX: I to trzymanie kciuk�w, gdy najja�niejsza gwiazda twojej osobistej konstelacji osi�ga azymut. Jak doros�y cz�owiek mo�e bra� co� takiego serio? �miechu warte. DR BENJAMINE: Ka�dy cz�owiek ma tylko trzy specjalne �yczenia na ca�e �ycie. Musi wi�c by� niezwykle ostro�ny, by nie zmarnowa�... FELIX: Tam, sk�d pochodz�, �yczenia si� same nie spe�niaj�, czy si� trzyma kciuki, czy nie. DR BENJAMINE: To musi by� ponury kraj. Ten, z kt�rego pochodzisz. FELIX: A o zwi�zkach przyczynowo-skutkowych mo�na tu zapomnie�. Ten spos�b, w jaki rzeczy si� pojawiaj�. Samochody, baseny, domy. DR BENJAMINE: To prawda. Ale przecie� w ko�cu kto� musi za to zap�aci�. Albo wybudowa�. To z ca�� pewno�ci� przyczyna i skutek. FELIX: A przy grze w kule? Musicie mie� zawsze w r�ku du�� liczb� dodatkowych kul, nieprawda�? DR BENJAMINE: Do czego zmierzasz? FELIX: Kula leci w g�r� i nie ma jej przez po�ow� czasu. DR BENJAMINE: I co w zwi�zku z tym? FELIX: Tam, sk�d pochodz�, wszystko, co leci w g�r�, musi w ko�cu spa��. DR BENJAMINE: Wszystko, co leci w g�r�, musi spa��? Je�li to by�oby prawd�, Feliksie, fontanny, na przyk�ad, nigdy nie wymaga�yby dodatkowej wody. Mo�na by mie� tyle fontann, ile dusza zapragnie. Miasto mia�oby nie jedn�, lecz kilkadziesi�t. Poza tym ta twoja zasada nie jest symetryczna. A mo�e jest ? Je�li wszystko, co leci w g�r�, w ko�cu spadnie, to tak�e wszystko, co spada, powinno kiedy� wzlecie� w g�r� - ale tak nie jest, prawda? W takim przypadku deszcz pada�by przez po�ow� czasu w g�r�, zgadzasz si� ze mn�? A przecie� tak nie jest, czy tak? FELIX (do siebie, wspieraj�c g�ow� na d�oni): Czasem wydaje mi si�, �e jestem w przedszkolu, a dyskusja toczy si� na temat r�wnoleg�o�cian�w w przestrzeni n-wymiarowej. DR BENJAMINE: S�ucham? FELIX: I to ubranie. (Spogl�da na szlafrok i wzdycha.) Kto to zaprojektowa�? (D�uga przerwa. W Camden College dr Benjamine odk�ada kred� i traci koncentracj�. Widzi, jak jego szansa na awans sp�ywa do �cieku w akompaniamencie d�ugiego, przygn�biaj�cego, spiralnego bulgotu. Studenci kr�c� si� niespokojnie na swoich miejscach. W ko�cu Felix w Bradford Specific zaczyna m�wi�...). Prowadzili badania nad paralogik�. Chcia� pan us�ysze�, jak to wszystko si� zacz�o, prawda, doktorze? Benjamin, tak? Nie jestem ju� tak dobry w zapami�tywaniu nazwisk. Przeby�em ju� tyle �wiat�w lub raczej nie�wiat�w, albo quasi�wiat�w, cokolwiek to znaczy. Nie b�d� panu opisywa� wszystkich krok po kroku. To zaj�oby wieczno��. A poza tym to nieciekawe. Tak nieciekawe, jak ten wasz ma�y �wiat. Dlatego, �e nie istnieje naprawd�, rozumie pan? Gdy rzeczy nie istniej�, mo�na nimi dowolnie manipulowa�, same w sobie nie maj� �adnego znaczenia, jak manekiny za szyb� sklepu lub jak monety z czerwonego plastyku, kt�re kiedy�, dziesi�� lat temu, dawa�y wst�p na jak�� zabaw�, gdzie� w jakim� dawno zapomnianym miejscu. Kalifornia by�a ju� planet�, wysp� ko�o Bermud�w, miastem w stanie Utah, czym� w rodzaju biblijnego Tofetu lub metafizycznego wi�zienia dla niewierz�cych (niech mnie pan nie prosi o bli�sze wyja�nienia), firm� produkuj�c� okulary, przytu�kiem dla samotnych matek, wulkanem i setk� innych rzeczy. Przesta�em to wszystko zapisywa� ju� dawno temu. To w�a�nie w prawdziwej, oryginalnej Kalifornii, na Uniwersytecie w Berkeley, przeprowadzono ten eksperyment z sieciami neuronowymi i ludzkim m�zgiem. Jakiemu� postrzelonemu profesorowi uda�o si� zdoby� grant NSF na ten bezsensowny, nikomu niepotrzebny projekt. Aha, NSF to National Science Foundation. Dla pana to musi brzmie� jak suahili, doktorze Benjamin. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e eksperyment by� poci�gaj�cy dla jakiego� dupka z Waszyngtonu. Nie, nie waszego Waszyngtonu. Zg�osi�em si� na ochotnika jako obiekt badania. Widzi pan, studiowa�em wtedy psychologi�. Och, znowu pan pewnie nie rozumie. Studenci psychologii s� ci�gle wykorzystywani jako kr�liki do�wiadczalne - to tradycja, kt�ra si�ga czas�w jeszcze przed Skinnerem. Ogl�damy obrazki lewym okiem, potem prawym okiem, zapami�tujemy s�upki liczb, trwamy w bezsenno�ci, chodzimy z przypi�tymi elektrodami, �ykamy placebo, reagujemy na wynaj�tych aktor�w w trudnych sytuacjach grupowych, podczas gdy ludzie za lustrami robi� notatki; ze stoickim spokojem obna�amy �y�y przed strzykawkami do pobierania krwi. W tym konkretnym eksperymencie mieli zamiar wpu�ci� jaki� superkomputerowy program Z do mojego o�rodka koordynacji, po�o�onego gdzie� w lewej p�kuli. Nazywa si� chyba cortex - zapomnia�em ju� �aci�sk� anatomi�. Chodzi�o te� o jak�� substancj� hormonaln� podobn� do progesteronu. �adna z tych rzeczy nie powodowa�a u mnie szczeg�lnie nieprzyjemnych uczu�. K�adziesz si�, a maszyny szumi� nad twoj� g�ow�. Co jaki� czas kto� pyta ci�, jak si� czujesz. Troch� s�abo poczu�em si� tylko w jednym momencie - gdy �adowali we mnie t� swoj� supernowoczesn� paralogik�. Pojawi�o si� lekkie uczucie p�ywania, lecz my�la�em, �e nie ma nic wsp�lnego z eksperymentem. My�la�em, �e to po prostu dlatego, �e zbyt d�ugo by�em pozbawiony kofeiny. Od kt�rej jestem uzale�niony. Pami�tam, jak profesor Stanley pomaga� mi usi��� mniej wi�cej godzin� p�niej, gdy zabrali ju� te swoje wykresy, skany i zdj�cia. Zapyta� mnie, czy �yczy�bym sobie fili�ank�... fili�ank� herbaty. I pami�tam, jak odpowiedzia�em: "Czy chc� fili�ank� herbaty? Czy papie� jest katolikiem?" - z tym, �e nigdy nie dotar�em do s�owa "katolik". Moje usta uformowa�y si� na "p", wargi zetkn�y, gotowe rozewrze� si� z niewielkim pykni�ciem, poniewa� "p" jest zg�osk� jednocze�nie dwuwargow� i wybuchow�, r�wnie� bezd�wi�czn�, gdy... M�j spos�b my�lenia, widzi pan, sta� si� dziwnie metodyczny, a poczucie czasu przestawi�o si� na kompletnie inne tory, jak bym wzi�� jaki� silny narkotyk. Czas spowolnia� prawie do zatrzymania, a ja kontemplowa�em to drugie "p" w "papie�u", nie za bardzo mog�c doj�� do konkluzji, kt�r� by�o to niewielkie pykni�cie, poprzedzaj�ce mi�kkie przej�cie do "e". Zacz��em te� rozwa�a� szersze zagadnienie: dlaczego w naszym j�zyku s� dwa "�". Chodzi mi o to, �e mogliby�my zdecydowa� si� na "�" lub "rz", skoro i tak nie ma r�nicy w ich wymowie. Mamy dwudziesty wiek, prawie dwudziesty pierwszy, a nasza kultura chyli si� stopniowo ku gospodarczemu, spo�ecznemu, moralnemu, a nawet lingwistycznemu upadkowi. Nagle znalaz�em si� jakby kilkaset lat wcze�niej, kiedy nadmiar zg�osek nie by� dla nikogo problemem. Niezwykle �wawa i g�o�na zakonnica strofowa�a wszystkich dooko�a. Zakonnica pojawi�a si� zapewne przez skojarzenie z papie�em i moje �artobliwe pytanie o jego katolicyzm, cho� jak ju� wcze�niej wspomnia�em, nigdy nie uda�o mi si� dotrze� do s�owa "katolik". W ka�dym razie nie w tym �wiecie. Powinienem chyba powiedzie� raczej: w tamtym �wiecie. Pomi�dzy tym �wiatem a tamtym i jeszcze kt�rym�, doktorze Benjamin, sp�dzi�em du�o czasu w stanie ca�kowitego zdezorientowania. Szczeg�lnie, gdy zda�em sobie spraw�, �e to nie halucynacje. Cho� aksjomaty ulega�y zmianie, twierdzenia i wyp�ywaj�ce z nich za ka�dym razem wnioski post�powa�y (prosz� wybaczy� mi t� metafor�), jak �o�nierz, maszeruj�cy krok w krok za drugim. Ta cykliczna logika nie by�a ani troch� para. Halucynacje, nawet te najbardziej sugestywne, nie daj� takiego efektu. Nie trwaj� tak�e przez miesi�ce i lata bez �adnych dodatkowych objaw�w, jak chocia�by czkawka. Odkry�em, �e to ja zapocz�tkowywa�em moje skoki z jednego �wiata do drugiego. Dzia�o si� to wtedy, gdy m�wi�em - lub raczej pr�bowa�em powiedzie� - s�owo "herbata". Oczywi�cie z tym wyj�tkiem, �e nie by�o to tak naprawd� s�owo "herbata", poniewa� gdyby w�a�nie "herbata" by�a tym s�owem i bym je wypowiedzia�, chwil� p�niej ju� by mnie tu nie by�o, a pan zosta�by w tym pokoju sam ze sob� lub, by� mo�e, przesta�by pan istnie�... Tak naprawd� nie wiem, co by si� z panem sta�o. To nie herbata, lecz inny popularny nap�j, kt�ry podaje si� w fili�ankach i zawiera kofein�. Jest ciemnobrunatny, zaczyna si� na liter� "k" i przyrz�dza si� go ze zmielonego ziarna. Wracaj�c do mojej opowie�ci - gdy profesor Stanley zaproponowa� mi fili�ank� herbaty, tak naprawd� chodzi�o mu o fili�ank� czego� innego, czego nie mog� nazwa� lub raczej nie chc� nazwa�, bo, szczerze m�wi�c, mam ju� do�� tych cholernych skok�w. I w �adnym z tysi�cy, a mo�e nawet milion�w �wiat�w, kt�re odwiedzi�em, o czym pan oczywi�cie nie mo�e wiedzie�, nie by�o napoju "k", za fili�ank� kt�rego, mo�e mi pan wierzy�, ch�tnie zaprzeda�bym dusz� diab�u. Czasem jak zamkn� oczy, prawie czuj� ten zapach. Zapach ziemi, ciemnej, �yznej gleby, bambus, g�ste, wilgotne zaro�la i cierpliwi ciemnosk�rzy tubylcy, rozmawiaj�cy cicho, z zadowoleniem o ma�o istotnych rzeczach w cieniu du�ych li�ci w kszta�cie ostrza. To w�a�nie jest rzeczywisto��. Rzeczywisto��, kt�r� tak d�ugo i uparcie stara�em si� przywr�ci�. Na pr�no. To jak w�drowanie po pokojach labiryntu. Wie pan co to znaczy, doktorze? Labirynt luster, labirynt drzwi, a ja id� od lustra do lustra i od drzwi do drzwi. Wymawiaj�c... to dwusylabowe zakl�cie. I nie mog� si� wydosta�. Nazywam si� Felix Yuhas. Moi rodzice, John i Lavinia, byli nauczycielami. Dorasta�em w Muncie w stanie Indiana. Potem poszed�em na studia do Berkeley. W pracowni komputerowej wengramowali sw�j program Z do mojej kory m�zgowej, podmienili moj� w�asn� sie� neuronow�, tak przypuszczam, na jak�� inn� - nieludzk�, i na pewno w�a�nie to wepchn�o mnie w ten przypuszczalnie niesko�czony nurt, matryc� kontinu�w, cokolwiek to znaczy. Lub, je�li pan woli, matryc� ci�g�ych rzeczywisto�ci. Co� jakby�my wszyscy byli tymi srebrnymi kuleczkami albo kulkami od �o�ysk, pouk�adanymi w zag��bieniach kawa�ka tektury - znacie w waszym �wiecie ten rodzaj zabawek do trenowania zr�czno�ci r�ki? Wszystko przykryte jest plastykowym wieczkiem - i jedna z tych kul wypad�a z powodu jakiego� g�upiego eksperymentu. Teraz toczy si� od jednej dziury do drugiej, zbyt szybko jednak, by da�o si� j� zatrzyma� w pustym zag��bieniu. Graj�cy musi wi�c bardzo ostro�nie potrz�sa� zabawk�, by ustawi� kulk� w prawid�owej pozycji i jednocze�nie j� spowolni�. By�em ju� szambelanem w Delaware, niewolnikiem na galerach na Missisipi, sprzedawa�em ubezpieczenia w Stanach Zjednoczonych Prus, pompowa�em benzyn� w centrum sklepowym nad zatok� w Po�udniowej Dakocie, je�li to cokolwiek dla pana znaczy, a tak�e pracowa�em jako praczka w burdelu wysokiej kategorii pod Bostonem. Mia�em tuziny �on, ps�w, kot�w oraz jedno czy dwoje dzieci. Zwykle wytrzymuj� to jednak tylko przez tydzie�. Mam k�opoty ze spaniem i zawsze jestem zm�czony. To tak, jakby stale zmienia� strefy czasowe. �ni mi si�, �e pij�, wie pan co - ten cudownie aromatyczny i g��boko odpr�aj�cy nap�j, kt�rego fili�ank� profesor Stanley zaproponowa� mi nieokre�lon� liczb� lat, a mo�e ju� dekad temu. Dwukrotnie by�em na ksi�ycu. Dziesi�ciokrotnie w izbie wytrze�wie�. Tak�e oko�o dziesi�� razy dekorowano mnie za odwag� w walce. Pociski jednak�e zawsze mnie omija�y, szable i kopie zawsze chybia�y, czy to na polu bitwy czy poza nim, wi�c nie mog� uwa�a� si� za szczeg�lnie odwa�nego. My�l�, �e program Z ma jak�� podprocedur�, kt�ra nie pozwala, by moje biologiczne istnienie zosta�o przerwane. Raz czy dwa pr�bowa�em pope�ni� samob�jstwo, lecz to r�wnie� mi si� nie uda�o... jak pan wie. DR BENJAMINE: Pr�bowa�e� samob�jstwa, poniewa� czu�e�, �e nic nie mog�o wyrwa� ci� z twojego stanu. Czu�e�, �e �yjesz w �miesznym nierealnym �wiecie i nie potrafisz powr�ci� do prawdziwego �ycia. FELIX: Gdzie prawa natury maj� sens, a nie s� wyci�gane jak kr�liki z kartonowego kapelusza. DR BENJAMINE: Nie jestem pewien, co mia�e� na my�li, m�wi�c o kartonowym kapeluszu. FELIX: Wydaje mi si�, �e my�la�em o doktorze Seuss. DR BENJAMINE: To psychiatra? FELIX: Pseudonim. Naprawd� nazywa si� Giesel albo Geisel. To bez znaczenia. Nie �yje. DR BENJAMINE: Prawa natury w tym �wiecie, kt�ry nazywasz domem, wydaj� mi si� takie nieprzejednane. Takie surowe, bezlitosne. FELIX: To prawda. Takie w�a�nie s�. DR BENJAMINE: Nie mo�na by� w dwu miejscach jednocze�nie. Nie mo�na mie� specjalnych �ycze�. I odleg�o�ci s� takie same we wszystkich kierunkach, bez wzgl�du na to, w kt�r� stron� si� idzie. FELIX: A najkr�tsza droga mi�dzy dwoma punktami to zawsze i tylko linia prosta. DR BENJAMINE: Naprawd�? FELIX: To s� PRAWA. Nie da si� ich nagina�. Nie ma od nich wyj�tk�w - je�li je znajdziesz, prawa przestaj� by� prawami. Fizyczne prawa wszech�wiata s� jak... jak �elazne pr�ty klatki, wi�zienia. Osoba znajduj�ca si� w �rodku zupe�nie ich nie obchodzi. DR BENJAMINE: A ty by�by� szcz�liwy, mog�c powr�ci� do tego wi�zienia? FELIX: Chc� si� obudzi�, uciec z tych idiotycznych zawik�anych sn�w. Jestem znudzony, doktorze, nawet pan nie wie, jak znudzony. Skoro wszystko w ko�cu znika, nie ma w tym miejsca na dramaty, napi�cie, prawdziwe prze�ywanie. Cokolwiek si� dzieje - eksploduj�ce ptaki, Napoleon w Bia�ym Domu - z pocz�tku jest troch� zabawne, lecz potem przychodzi refleksja: i co z tego, co z tego? DR BENJAMINE: �al mi ciebie. Musisz ogromnie cierpie�. FELIX: Nie osiwia�em. Nawet jeden w�os. Nie starzej� si�. Za sto lat wci�� b�d� trwa� w jakiej� beznadziejnej, niedorobionej parodii rzeczywisto�ci. Podczas gdy Rhonda, Carl i profesor Stanley... (Nie mo�e m�wi�. Odebra�o mu g�os.) DR BENJAMINE: My�l�... my�l�, �e chcia�by� powr�ci� do wi�zienia, Feliksie, poniewa� w dzieci�stwie uczyni�e� co�, co ka�e ci oczekiwa� kary. FELIX: Moje paznokcie nie rosn�. Chyba wieki min�y od czasu, kiedy ostatni raz je obcina�em. DR BENJAMINE: To dlatego stworzy�e� dla siebie te okrutne, sparta�skie prawa natury. Dlatego t�sknisz za �wiatem, w kt�rym one istniej�. Pragniesz kary, pokuty. Chcesz zrzuci� z siebie ci�ar winy - ci�ar, kt�ry d�wigasz na swych ramionach od tak wielu, wielu obiad�w. FELIX: Wieki min�y, od kiedy mia�em strzy�one w�osy. I krost�. I woskowin� w uszach. DR BENJAMINE: Feliksie, co wydarzy�o si� w Muncie w stanie Indiana? (Felix nie odpowiada; zamkn�� oczy.) Czy to ma zwi�zek z... tak, powiem to, to s�owo. To straszne s�owo, kt�re wyzwala w tobie te bolesne, dotkliwe wspomnienia, lecz pomo�e im wyp�yn�� na powierzchni�, na �wiat�o dzienne, gdzie b�dzie je mo�na w ko�cu z siebie wyrzuci�... s�owo okre�laj�ce ciemny, gor�cy nap�j, kt�ry zaczyna si� na liter� "k", ma dwie sylaby, zawiera kofein� i robi si� go z mielonego ziarna. Powiem to, Feliksie. KAKAO! FELIX: Kakao. DR BENJAMINE (triumfalnie): Widzisz? Nie znikn��e�, prawda? Wci�� jeste� tu z nami, Feliksie. (Poruszony, bierze Feliksa w ramiona). FELIX: Spokojnie, doktorze Benjamin. DR BENJAMINE: Benjamine, nie Benjamin. FELIX: Rozumiem, to kwestia akcentu na ostatniej sylabie. DR BENJAMINE: Nie musisz ju� przebywa� w zak�adzie. Zmierzy�e� si� ze swoim demonem, swoim strachem, brzydk� istot� mieszkaj�c� w mrocznej g��bi twojej pod�wiadomo�ci. I ta konfrontacja ci� uwolni�a. FELIX: W�a�ciwie to kakao nie zawiera kofeiny. Jest w nim teobromina, substancja zbli�ona do kofeiny. Podobna struktura, ale to nie to samo. DR BENJAMINE: Mo�esz odej��, Feliksie, jeste� uleczony! FELIX: Nast�pne pi�rko do kapelusza. DR BENJAMINE: Doktor Hopkins b�dzie bardzo zadowolony. FELIX: A ja nie b�d� ju� musia� nosi� tych okropnych czerwonych gwiazdek. * Doktor Benjamine, otrzymawszy awans na Stowarzyszonego Sousa w Bradford Specific oraz dotar�szy w �ywych kolorach do pi��dziesi�ciu milion�w gospodarstw domowych, wyst�puj�c w prowadzonym przez Sandy Collins� "Zdrowiu psychicznym", zapu�ci� dodatkowe 30 centymetr�w brody i poszerzy� si� do czterech os�b. Zrzuci� uci��liwy kurs o etyce sodomii na barki asystenta, kt�rego z�era�a zazdro��, bo by� on kiedy� - lecz ju� nie jest - koleg� i bliskim przyjacielem doktora Benjamine'a. Doktor Benjamine kupi� swojej �onie Millie broszk� z certyfikowanym rubinem. Gdy otworzy�a pude�ko, oniemia�a i zaraz potem wtopi�a mu si� w ramiona. Potem za� odbyli wspania�y obop�lny stosunek - najwspanialszy, jaki zdarzy�o im si� mie� od co najmniej trzystu nocnych przek�sek. Szczeg�lnie s�odkim aspektem tego sukcesu by�o dla doktora Benjamine'a to, �e nie musia� sk�ada� �yczenia do swojej osobistej gwiazdy, by go osi�gn��. U�y� jedynie zalet w�asnego umys�u: wra�liwo�ci, przenikliwo�ci, empatii i umiej�tno�ci trze�wego my�lenia. Teraz nie mia� ju� problem�w z pieni�dzmi. By�o go sta� na ogrodow� saun�, kt�ra pojawi�a si� pewnego ranka mi�dzy solarium a oczkiem wodnym, a tak�e na b��kitnego bentleya, kt�ry wy�oni� si� znik�d nast�pnego dnia w swoim powi�kszonym nagle gara�u. Bez zmru�enia okiem podpisywa� czeki nowym, �mia�ym zawijasem. Felix znikn�� z oczu i z my�li, co doktorowi Benjamine'owi najzupe�niej odpowiada�o. By�o tak, poniewa� Felix, szczerze m�wi�c, troch� go zaniepokoi�. Ten szokuj�cy relatywizm, tymczasowo��, alternatywno�� w podej�ciu Feliksa do egzystencji. Sugestia, �e �wiat m�g�by wygl�da�... inaczej. My�l, �e Konieczno�� nie jest niepodwa�aln� warto�ci�, lecz mo�e by� zjawiskiem przypadkowym - jak co�, o czym decyduje niedba�y rzut monet�. Ten spos�b, w jaki Felix deprecjonowa� oczywisto�ci. Sugerowa�, na przyk�ad, �e to nie �wiat, lecz tylko �wiat. Ogromnie obrazoburczy punkt widzenia prezentowa� ten Felix. �r�cy, szkodliwy i m�c�cy my�li. Z takim punktem widzenia zaczyna si� stawia� pytania dotycz�ce wszystkiego. We�my na przyk�ad fakt, �e wszyscy psychiatrzy maj� taki sam drugi inicja�: H. Dlaczego H? Dlaczego nie J albo M? Albo dlaczego nie mogliby mie� r�nych drugich inicja��w, dajmy na to, zgodnie z rozk�adem losowym? A tak w og�le, co w�a�ciwie znaczy ten drugi inicja�? Doktor Benjamine zrzuci� z siebie te niedorzeczne my�li i poprawi� krawat. Szed� w�a�nie bladozielonym korytarzem do swojego nowego biura, znajduj�cego si� tu� obok gabinetu doktora Hopkinsa, robi�c jednocze�nie obch�d na Oddziale Drugim, ca�uj�c Millie w czo�o na dobranoc w domu oraz dyskutuj�c z ksi�gowym problem rozdzielenia podatk�w, wynikaj�cych z jego nowej pozycji finansowej, kt�ra mia�a zaistnie� w zwi�zku z jeszcze nie przyznanym, lecz oczekiwanym, kolonialnym grantem badawczym. Hal H. Hopkins. Bob H. Benjamine. David H. Dubois. Zachary H. Zielinski. W rzeczy samej, czy� nie ma w tym czego�... idiotycznego? Doktor Benjamine zn�w pokr�ci� g�ow�, wprawiaj�c sw� szpakowat� brod� w ruch wahad�owy. Do diab�a, musi z tym sko�czy�. Bo na tej drodze czyha�o szale�stwo.