502
Szczegóły |
Tytuł |
502 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
502 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 502 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
502 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DRAKEMOR
Na pocz�tku by�a cisza, a wok� niej ciemno�� Potem mrok przeszy� okrzyk �wiat�a i powsta� chaos Gdy wypali� si� jego b�l, powsta� �wiat ...
Autor : MattRix
HTML : ARGAIL
- Jeste� tego pewien?
- Ca�kowicie. Znaleziono ich cia�a, Panie.
W sali zapad�a cisza. Zgromadzeni w niej m�czy�ni czekali na decyzj� Morga. By� najwy�szy stopniem i przywilejami. Poza tym by� kuzynem Kr�la i ca�a Rada liczy�a si� z jego zdaniem.
Teraz gdy Kr�l Mathias i jego syn nie �yli, Morg i reszta Rady musieli zadecydowa� kto obejmie tron.
Kraj potrzebowa� w�adcy.
- Kr�l nie pozostawi� potomka, nie mia� te� �ony, kt�ra mog�aby chocia� tymczasowo obj�� rz�dy. S�dz� wi�c, �e najrozs�dniej b�dzie, gdy na tronie zasi�dzie kto� z Rady.
W�r�d zgromadzonych rozleg�y si� ciche szepty.
Morg wsta� ze swojego miejsca i zacz�� przechadza� si� po sali obrad. - Kto�, kto zna� polityk� Kr�la i kto b�dzie j� kontynuowa�. Kto� kto ma siln� r�k� i wie jak zapanowa� nad ludem w tych ci�kich wojennych czasach. Kto� taki jak ... Przewodnicz�cy Rady.
Morg stan�� przy oknie, wpatruj�c si� w widok za nim. S�o�ce dotkn�o w�a�nie linii horyzontu i zacz�o zachodzi�. Zmienia�o kolor z ciemno-��tego na pomara�czowy, �eby w ko�cu zap�on�� czerwieni�. - Czyli ja. - doko�czy� po chwili Morg, gdy wszystkie szepty usta�y. Odwr�ci� si� do zebranych. Nawet gdyby zobaczy� w ich oczach protest, m�g� by� pewien, �e nikt nie �mie wyrazi� go mow�.
Przez lata obserwowa� Kr�la, ucz�c si� od niego. Teraz w ko�cu przyda�o mu si� to.
- Milczenie oznacza zgod�, prawda?
Ka�dy wiedzia�, �e by�o to pytanie retoryczne, nikt wi�c nie odpowiedzia�. - Panowie, prosz� zacz�� przygotowania. Tron obejmie nowa dynastia. - powiedzia� Morg, znowu odwracaj�c si� do okna. - I b�dzie pot�niejsza ni� kt�rakolwiek przedtem. - doda� cicho, u�miechaj�c si�.
******************************************
Zamek Drakemor zawsze otoczony by� mg�� tajemnicy. Nikt nie pami�ta� kiedy i kto go zbudowa�, ale wszyscy wiedzieli, �e jego w�a�cicielem by� Kr�l Mathias. Wiedziano te�, �e Kr�l nigdy tam nie mieszka�. Zreszt� nikt si� temu nie dziwi�. Zamek by� ogromny i mroczny.
Sta� na wzg�rzu ponad biednym miastem i r�wnie biednymi wsiami. Ludzie bali si� go, cho� nikt na dobr� spraw� nie wiedzia� dlaczego. Nieliczna s�u�ba utrzymywa�a go w porz�dku na rozkaz Kr�la, cho� jego doradcy radzili mu, �eby si� go pozby�. Co� jednak kaza�o mu tego nie robi�.
Dopiero po latach dostrzeg� jego zalety.
Pewnego deszczowego wieczora, kiedy rozszala�a si� pot�na burza, w komnatach zamku zapali�y si� �wiat�a. By� to znak, �e zamek zosta� zasiedlony. Od tamtej pory s�u�ba zamkowa prawie wcale nie wychodzi�a poza wysokie mury, a gdy ju� to zrobi�a nie rozmawia�a z nikim.
To jeszcze bardziej pog��bi�o strach w okolicznych wioskach, tym bardziej, �e czasami na tarasach zamkowych widywano szar� kobiec� posta�. Po paru latach ludzie przyzwyczaili si� do tego widoku, cho� nadal bali si� zbli�a� do zamku.
******************************************
S�uga wszed� cicho, lecz us�ysza�a go. Stan�� przy drzwiach, czekaj�c na znak, �e mo�e wej�� dalej.
Posta� w szkar�atnej sukni sta�a w blasku s�o�ca przy oknie odwr�cona ty�em do pos�a�ca.
- M�w, Karim. - us�ysza� w ko�cu swoje imi�.
Posta� nawet nie drgn�a, ale wiedzia�, �e teraz mo�e podej�� bli�ej. Podszed� wi�c najciszej jak m�g� i stan�� jakie� dwa metry od niej. - Otrzymali�my w�a�nie wiadomo�� ze stolicy. Kr�l Mathias zgin�� w bitwie. - Kto zasi�dzie na tronie? Jego syn?
- Nie, Pani. Obaj zgin�li.
- A wi�c kto?
- Podobno Morg chce za�o�y� now� dynasti�.
Kiedy s�uga wym�wi� to imi�, posta� lekko poruszy�a si�. Suknia zaszele�ci�a cicho. Po chwili posta� odwr�ci�a si� gwa�townie.
Cho� s�uga widzia� jej oblicze wielokrotnie, drgn�� nerwowo. Twarz m�odej kobiety by�a g�adka i pi�kna jak zawsze. Ale jej oczy wyra�a�y co�, czego bali si� wszyscy w tym zamku. S�udze nic nie grozi�o, ale mimo to wola� nie ryzykowa�. W momencie kiedy ich spojrzenia spotka�y si�, spu�ci� g�ow� w podda�czym ge�cie.
- Stara dynastia jeszcze nie wygas�a. - powiedzia�a. - Czas odwiedzi� stolic�. Wyruszamy jutro rano. - doda�a, mijaj�c go.
Po chwili ten ostatni odwr�ci� si� i zapyta�:
- Czy wys�a� wiadomo��?
- Nie. - powiedzia�a kobieta, nie odwracaj�c si� nawet. - Niech to b�dzie niespodzianka.
******************************************
Sala tronowa wype�niona by�a po brzegi. Dostojnicy z kraju oraz z innych kr�lestw i republik, wojskowi i duchowni, dw�r i zwykli poddani. Wszyscy oni mieli by� �wiadkami koronacji Morga.
To by�a tylko formalno��, ale nowy w�adca chcia�, �eby wszystko wypad�o jak najlepiej. Jego poplecznicy postarali si� o widowiskowo�� tego zdarzenia. W zamku jak i w ca�ej stolicy, mia�o rozpocz�� si� �wi�to. Wieczorem niebo rozja�ni� mia� pokaz sztucznych ogni. Wszystko zgodnie z tradycj�, a jednak ... Gdzieniegdzie s�ycha� by�o szepty niezadowolenia. Kr�l Mathias by� srogim w�adc�, kt�ry wci�gn�� sw�j kraj w wojn�, ale Morg by� sto razy gorszy od niego.
M�wiono, �e to w�a�nie on spowodowa� wygnanie pierwszej �ony Kr�la i �e to on ponownie go o�eni�. Kr��y�y te� pog�oski, �e to Morg zamordowa� Kr�la i jego syna, nast�pc� tronu.
Ale w�r�d tych wszystkich plotek pojawi�a si� te� ta, kt�ra m�wi�a, �e Morg nigdy nie zasi�dzie na tronie, bowiem jest kto�, kto ma wi�ksze do niego prawa. M�wiono jednak o tym tak cicho, �e nie dosz�o to do dworu, a tym samym do Morga. Ten ostatni przygotowywa� si� do koronacji.
Nadszed� w ko�cu jego wielki dzie�. Dzie�, na kt�ry zapracowa�. W ko�cu, gdy wszystko by�o ju� gotowe, stan�� przed drzwiami do sali tronowej ...
******************************************
Mimo pory roku wiecz�r robi� si� zimny i wietrzny. Nad miasto nadci�ga�y k��biaste ciemne chmury.
To si� zdarza�o, ale mimo wszystko ludzie zgromadzeni na dziedzi�cu zamkowym czuli si� nieswojo. Zapalono �wiat�a, ale nie zmieni�o to nastroju. W pewnej chwili t�um zacz�� si� rozst�powa�.
Na dziedziniec wkroczy� orszak. Wszyscy ubrani byli na czarno. Nagle zrobi�o si� tak cicho, �e wiej�cy wiatr wydawa� si� dudni� niczym pot�ne b�bny. ******************************************
Ceremonia by�a d�uga, ale Morg postanowi� si� po�wi�ci�. Tradycja, to tradycja. Nie widzia� powodu, aby j� zmienia�. Planowa� zmieni� wiele innych rzeczy, ale to jedno mog�o pozosta� nietkni�te.
Sta� przed najwy�szym kap�anem, wys�uchuj�c jego s��w. W ca�ej sali panowa�a cisza, przerywana jedynie wyciem wiatru i odg�osami zbli�aj�cej si� burzy. To by�o przynajmniej jakie� urozmaicenie.
Dopiero kiedy piorun uderzy� bardzo blisko, spojrza� w kierunku okna. Jego pod�wiadomo�� pr�bowa�a podpowiedzie� mu co�, ale on nie m�g� sobie przypomnie� co.
Na korytarzu s�ycha� by�o coraz wyra�niej kroki wielu ludzi. Tam nic nie powinno si� dzia�, a jednak ...
Teraz ju� wszyscy s�yszeli kroki. Morg wsta� i odwr�ci� si� w kierunku ogromnych drzwi. Reszta zebranych spogl�da�a ukradkiem to na drzwi to na Morga. �wiat�a lekko przygas�y i w tym samym momencie b�yskawica rozja�ni�a niebo. Drzwi nagle otworzy�y si� z hukiem i do sali weszli uzbrojeni ludzie. Utworzyli szpaler prawie do samego tronu.
Teraz ju� wszyscy patrzyli zdziwieni i przera�eni na uzbrojonych ludzi i na otwarte drzwi.
�wiat�a zacz�y si� powoli zapala�, gdy us�yszeli znowu kroki. To by�y kroki jednego cz�owieka, ale dudni�y jak gdyby po korytarzu sz�o par� os�b. I nagle Morg przypomnia� sobie. To nie by�o mo�liwe, a jednak ... Wszystko wygl�da�o tak jakby dzia�o si� w zwolnionym tempie. Nawet b�yskawice i grzmoty jakby zwolni�y tempo, cho� efekt by� nawet bardziej niesamowity.
Kroki zbli�a�y si�. S�ycha� je by�o coraz wyra�niej.
By�y tu�, tu� ...
I nagle do sali wesz�a ubrana w czarn� d�ug� peleryn� posta�. Przekroczy�a pr�g i zatrzyma�a si� po paru krokach. Uzbrojeni ludzie wyprostowali si� jakby na komend�.
- To niemo�liwe ... - szepn�� Morg.
Posta�, ubran� w czarn� r�kawiczk� d�oni�, zsun�a z g�owy kaptur, zas�aniaj�cy szczelnie jej twarz.
Oczom wszystkich ukaza�a si� pi�kna lecz wyrazista kobieca twarz, otoczona prostymi czarnymi jak noc w�osami. Jej oczy by�y r�wnie czarne, a usta wykrzywione by�y w ironicznym u�miechu.
- Witaj Morg. - powiedzia�a.
- To niemo�liwe ... - powt�rzy� Morg, podchodz�c par� krok�w do kobiety. Jednak drog� zagrodzili mu dwaj uzbrojeni ludzie.
Stan�� jak wryty.
- Zaskoczony? - zapyta�a kobieta, podchodz�c powoli do niego. Nie da�a �adnego znaku, nawet najmniejszego gestu, a jednak stoj�cy ty�em do niej �o�nierze powr�cili na swoje miejsca.
- Nie s�dzi�e� chyba, �e ci na to pozwol�. - powiedzia�a, mijaj�c Morga. Ten patrzy� na ni� wci�� zaskoczony. Nie m�g� uwierzy� w to co si� sta�o. Kobieta stan�a obok tronu stoj�cego na podwy�szeniu. - Wszyscy wiemy po co si� tu zebrali�my. - powiedzia�a do zgromadzonych. - Nie wszyscy jednak wiedz�, kto powinien zasi��� na tronie. Tym, kt�rzy jeszcze o tym nie wiedz�, o�wiadczam, �e dynastia Kr�la Mathiasa nie wygas�a, cho� on sam i jego syn ... no c�, ju� wyga�li. - doda�a z lekk� ironi�. Po raz pierwszy od chwili jej pojawienia si�, w�r�d t�umu rozleg�y si� szepty. Ucich�y jednak, gdy kobieta przesta�a si� u�miecha�. - Jestem Sharina, pierworodna c�rka Kr�la Mathiasa i jedyna pretendentka do tronu.
Szepty znowu rozleg�y si� w sali. W jednej chwili od�y�y legendy kr���ce po kraju od prawie dwudziestu lat.
Tym razem Sharina nie przerwa�a szept�w. Usiad�a na tronie i powoli zacz�a zdejmowa� r�kawiczki.
Przygl�da�a si� t�umowi z rozbawieniem. Tak, wej�cie mia�a niez�e. Prawd� m�wi�c lepsze, ni� oczekiwa�a.
******************************************
Noc nadesz�a r�wnie nagle, jak nagle umilk�a burza. Wiatr uspokoi� si� na tyle, �e mo�na by�o wyj�� bez obaw na zewn�trz. Nieliczne chmury przesuwa�y si� leniwie po niebie, zas�aniaj�c co jaki� czas ksi�yc.
Sharina sta�a przy jednym z okien w pustej sali tronowej. Rozmy�la�a nad przysz�o�ci�. Sta�a si� w�adczyni� ogromnego kraju. Przygotowywa�a si� do tego odk�d tylko pami�ta�a. Ju� jako dziecko przysi�g�a sobie, �e wr�ci kiedy� na dw�r. I to nie jako wi�zie�, ale jako zwyci�zca. A jednak w g��bi duszy czu�a smutek. Wola�aby by� teraz w zamku Drakemor. To by� jej dom, zna�a otaczaj�cych j� ludzi. Nie obawia�a si� niczego, ale mimo to ...
Ruszy�a w kierunku drzwi. Zrobi�a nieznaczny ruch d�oni� i drzwi otworzy�y si� z cichym szelestem.
Korytarze o tej porze by�y puste. �aden d�wi�k nie zak��ci� panuj�cej wsz�dzie ciszy. Nawet jej kroki by�y znacznie cichsze. Jej peleryna powiewa�a bezg�o�nie przy ka�dym ruchu. Wygl�da�a jak zjawa przemierzaj�ca puste korytarze zamku.
Tak w�a�nie wygl�da�a jej matka, gdy m�� wygna� j� ze swojego domu. Tak samo bezszelestnie przemierza�a puste korytarze zamku Drakemor ... ******************************************
Nikt nigdzie nie m�g� jej znale��. Wszyscy jednak czuli jej obecno��. Tylko Karim nie poddawa� si� zbiorowej panice. Wiedzia�, �e wcze�niej czy p�niej Sharina pojawi si�. I tak te� si� sta�o. Gdy tylko wesz�a do sali obrad Rady, rozmowy ucich�y. Karim sta� przy fotelu Przewodnicz�cego Rady. Sk�oni� si� lekko, gdy podesz�a do niego.
Znowu ubrana by�a na czarno i mimo, i� by�a raczej drobn� kobiet�, stwarza�o to wra�anie pot�gi i gro�by.
- Szanowni panowie. - zacz�a, siadaj�c w fotelu. - Jak wiecie, zgodnie z prawem tego kraju, obj�am tron po moim zmar�ym ojcu. Prosz�, aby ka�dy z pan�w przygotowa� na wiecz�r obszerny i szczeg�owy raport dotycz�cy spraw pa�stwa. Zanim podejm� jak�kolwiek decyzj�, chc� zaznajomi� si� ze stanem tego co pozostawi� Kr�l Mathias.
W sali rozleg�y si� ciche szepty.
- Czekam wi�c do wieczora. Raporty prosz� przekaza� Karimowi. - Sharina wskaza�a stoj�cego obok Karima. - To by�oby wszystko, panowie. M�czy�ni wstali, k�aniaj�c si� jej lekko.
Gdy sala opustosza�a, wskaza�a Karimowi miejsce obok siebie. M�czyzna usiad�.
- Gdzie jest Morg? - zapyta�a, nie patrz�c na Karima. - Pod stra�� w przygotowanej dla niego celi.
- Doskonale. Znajd� i sprowad� do mnie Armena.
- Tak jest.
- Jak wygl�da sytuacja w zamku?
- Wszyscy s� jeszcze w szoku, ale odnosz� wra�enie, �e odczuwaj� ulg�. Morg nie cieszy� si� zbytni� sympati�.
Sharina u�miechn�a si� lekko.
Nie powiedzia�a ani s�owa, lecz po chwili Karim wsta�, uk�oni� si� i wyszed� z sali.
- G�upi ludzie. - powiedzia�a.
******************************************
Obudzi� go szelest. To nie by� powiew wiatru. Nie s�ysza� te�, aby drzwi otwiera�y si�. Wsta� z ��ka, rozgl�daj�c si� dooko�a.
Gdyby tylko mia� bro� ...
Ale nie mia� jej. By� w tej chwili bezbronny.
Wolnym krokiem przemierza� pok�j, zagl�daj�c w r�ne zakamarki. - Szukasz czego�? - us�ysza� nagle.
Odwr�ci� si� gwa�townie. Par� metr�w przed nim sta�a Sharina. - Jak tu wesz�a�? - zapyta�.
- Okno by�o otwarte. - odpar�a.
Okno rzeczywi�cie by�o otwarte. Ale przecie� ... znajdowa�o si� na wysoko�ci co najmniej 70-ciu metr�w.
- A wi�c to prawda, jeste� Covell. - powiedzia�.
- Tak, jestem Covell. - potwierdzi�a.
- Jakim cudem? To by�a przecie� legenda. Nie ma potwierdzenia, �e oni kiedykolwiek istnieli.
- A jednak. Moce wszystkich �wiat�w wybra�y w�a�nie mnie. Nie wiem dlaczego, mo�e tylko po to, aby ukara� prze�ladowc�w mojej matki i moich. - Nigdy nie s�dzi�em, �e przepowiednia si� spe�ni.
- Wi�c dlaczego poradzi�e� Mathiasowi, aby wygna� nas? Dlaczego wpoi�e� w niego strach przede mn�?
Morg nie odpowiedzia�.
Sharina spojrza�a na niego swoimi przenikliwymi oczami. - Nie wierz� ... - powiedzia�a cicho. - Od samego pocz�tku spiskowa�e� przeciw mojej matce. Mia�a wi�kszy wp�yw na Mathiasa ni� s�dzi�e�. Ty draniu! Nagle bezszelestnie podesz�a do niego. Morg cofn�� si�, ale upad� na ��ko. Sharina by�a ju� przy nim. Jej d�o� spocz�a na jego gardle, uciskaj�c je silnie. Morg by� tak sparali�owany, �e nawet si� nie broni�. Sharina pochyli�a si� nad nim. Patrzy�a mu prosto w oczy. A on widzia� w nich wszystkie swoje l�ki. Chcia� zamkn�� oczy, ale co� mu nie pozwala�o.
- Zap�acisz mi za to! - szepn�a.
Jej g�os by� zmieniony, oczy p�on�y gniewem, twarz pokry�y p�cienie, a z�by ... Mia� wra�enie, �e pochyla si� nad nim dziki zwierz. ******************************************
Raporty m�wi�y jasno tylko o jednym: o wojnie. Przez ni� kraj by� wyniszczony, ubogi i s�aby. Jedyn� pociech� by�o to, �e przeciwnicy byli w takim samym stanie.
Do gabinetu wszed� Karim.
- Dzie� dobry, Wasza Wysoko��. - powiedzia�, k�aniaj�c si� lekko. Sharina spojrza�a na niego.
- Wasza Wysoko��? - zapyta�a. - Tak, w ko�cu jestem teraz Kr�low�. - To prawda.
- A jednak brzmi to troch� dziwnie.
Pami�ta�a, �e tak w�a�nie zwracano si� do jej matki. A� do ko�ca ... Dosy� wspomnie�! To ju� przesz�o��.
- Odnalaz�e� Armena?
- W pewnym sensie.
- To znaczy?
- Jest tu cz�owiek, kt�ry twierdzi, �e przychodzi z wiadomo�ci� od Armena. - Kto to taki?
- Tyres Bakur.
Pierwszy raz s�ysza�a to nazwisko. Armen nigdy o nim nie wspomina�. - Sprawd� to. Co jeszcze?
- Dzi� rano stra�nicy znale�li cia�o Morga.
Sharina spojrza�a na Karima. Nie wydawa�a si� jednak zdziwiona tym co powiedzia�.
- Jak to si� sta�o?
- Jeszcze nie wiemy, ale lekarz podejrzewa zawa� serca. - Dziwne, taki silny m�czyzna. - powiedzia�a z nutk� ironii w g�osie. - Widzisz do czego mog� doprowadzi� wyrzuty sumienia? To smutne, bardzo smutne. Karim nie odpowiedzia�.
Oboje wiedzieli co by�o przyczyn� �mierci Morga. Takie rzeczy ju� dawno przesta�y go przera�a�.
A Morg ... no c�, niew�tpliwie zas�u�y� na sw�j los. Jeszcze tego samego dnia odby� si� skromny pogrzeb. Jednak wie�� o �mierci Morga ju� dawno opu�ci�a mury zamku.
******************************************
Min�� prawie ca�y dzie�, zanim zosta� przyj�ty przez Kr�low�. Spodziewa� si� tego. Sprawdza�a go. Armen uprzedzi� go. W ko�cu jednak stra�nicy otworzyli przed nim drzwi sali tronowej. Kiedy znowu zamkn�y si� za nim, stwierdzi�, �e jest sam w tej ogromnej i bardzo zaciemnionej sali. Czu� jednak czyj�� obecno��. Wiedzia�, �e to ona, ale nie m�g� jej dostrzec. Dopiero po chwili z g��bokiego p�cienia wysz�a drobna, ciemna posta�. Nie by� przygotowany na to co zobaczy�. Pomimo przygn�biaj�cego czarnego i typowo m�skiego ubioru, by�a ... pi�kna.
Jasna, lecz nie blada cera, wyraziste lecz jak�e pi�kne rysy, czarne jak noc oczy, d�ugie rz�sy i l�ni�ce czerni� w�osy.
Nigdy w �yciu nie widzia� kobiety r�wnie pi�knej.
Gdyby m�g�, patrzy�by na ni� w niesko�czono��.
Jednak w pewnej chwili zobaczy� w jej oczach b�ysk, kt�ry wyrwa� go z zamy�lenia. Kobieta u�miechn�a si� lekko, jakby znaj�c jego my�li. - Tyres Bakur. A wi�c to ty. - odezwa�a si� pierwsza. - Tak, Wasza Wysoko��.
- Podobno masz dla mnie wiadomo�� od Armena.
- Tak, Pani. Witam ci� w jego imieniu w domu twego ojca i przekazuj� pozdrowienia.
- Sko�cz z tymi bzdurami. Powiedz mi lepiej dlaczego Armen nie przyby� tu osobi�cie.
- Jest zbyt stary i schorowany, aby odbywa� tak d�ugie podr�e. - Nie wspomina� mi nigdy o tym, �e jest chory.
- To stary cz�owiek.
- Nie wspomina� mi te� o tobie.
Sharina min�a go wolnym krokiem. Tyres Bakur odwr�ci� si� dopiero po chwili.
- Uwa�a�, �e tak b�dzie bezpieczniej.
- Dla kogo?
- Dla mnie. Gdyby kt�ra� z wiadomo�ci zosta�a przechwycona, by�bym poza podejrzeniami i m�g�bym dalej kontynuowa� to co rozpocz�� Armen. - Ale �eby nigdy mi o tobie nie wspomnie�?
M�ody m�czyzna rozpi�� g�rn� cz�� kurtki i koszuli, zdejmuj� co� z szyi. Potem podszed� do Shariny i wr�czy� jej medalion. Trzyma�a go w d�oni, patrz�c na niego. Ten medalion by� herbem rodu jej matki. By� tylko jeden taki i do tej pory znajdowa� si� w posiadaniu Armena. Dawno temu, przed laty, by�a �wiadkiem kr�tkiego spotkania Armena z jej matk�. To wtedy otrzyma� go od niej. Spojrza�a na Bakura. M�wi� prawd�.
- Bakur, to bardzo stare nazwisko. - powiedzia�a. - Ale niespotykane. - M�j r�d wygasa. Poza tym m�j prapradziad zosta� pozbawiony wszelkich d�br. - Za co?
- Przeciwstawi� si� twojemu prapradziadowi.
Wszystko si� zgada�o. To w�a�nie Karim znalaz� w Wielkiej Bibliotece. Reszta danych sprzed tego wydarzenia i po nim zosta�a zniszczona, jakby kto� chcia� w og�le wymaza� z pami�ci ludzi r�d Tyresa.
- Jak si� czuje Armen?
- Jest bardzo chory. Chcia� abym by� jego przedstawicielem. Prosi� te�, aby� odwiedzi�a go, je�li by�oby to mo�liwe.
- Zrobi� to.
- Czy zacz�� przygotowania do podr�y?
- Nie, to nie jest konieczne. Jakie jeszcze masz wiadomo�ci? - Tylko list.
M�czyzna wyj�� z wewn�trznej kieszeni list i poda� go Kr�lowej. Wzi�a go do r�ki, po czym powiedzia�a:
- Karim wska�e ci tw�j pok�j.
W tej samej chwili do sali wszed� Karim.
To oznacza�o koniec spotkania.
- Czy zobaczymy si� jeszcze? - zapyta� Tyres, zdziwiony nieco tym, �e zada� takie pytanie.
- Na pewno. - odpar�a Sharina.
******************************************
Kiedy sko�czy�a czyta� list od Armena, zgniot�a go w d�oni. Jej twarz zastyg�a w gniewnym grymasie. Mog�a si� tego spodziewa�, a jednak ... Wezwa�a Karima.
Mimo p�nej pory, pojawi� si� w jej pokoju chwil� potem. Bez s�owa wr�czy�a mu notes.
- To s� polecenia dla Rady, przeka� im to jutro rano. - Co mam powiedzie� je�li zapytaj� ...
- Nic. - przerwa�a mu. - Nie musz� o wszystkim wiedzie�. - Tak jest, Wasza Wysoko��.
- Miej oko na m�odego Bakura. - doda�a. - Spr�buj� dowiedzie� si� o nim czego� wi�cej.
- Czy to znaczy, �e Wasza Wysoko�� udaje si� w podr�? - Tak, ale wr�c� zanim ktokolwiek zauwa�y moj� nieobecno��. To wszystko, mo�esz odej��.
Karim sk�oni� si� lekko.
******************************************
Mimo wszelkich udogodnie� dotarcie do prywatnych pokoi trwa�o d�ugo. Ale by� ju� starym cz�owiekiem. Nikt nie mia� wi�c do niego pretensji, �e ci�gle sp�nia si�. Kiedy znalaz� si� przed drzwiami swojego gabinetu, przystan�� na chwil�. By� zm�czony. Podszed� bli�ej do drzwi i te otworzy�y si� przed nim z lekkim sykiem. Jeszcze jedno udogodnienie dla starego cz�owieka. Gabinet by� zaciemniony. Nie lubi� ostrego �wiat�a.
Podszed� powoli do swojego starego biurka. Mia� w�a�nie usi��� w ogromnym fotelu, gdy us�ysza� znajomy g�os:
- Jak twoje zdrowie, Armen?
W tym samym momencie z p�mroku pokoju wysz�a Sharina. Spodziewa� si� jej.
U�miechn�� si� na widok dziewczyny.
- Ju� nie takie jak dawniej. - odpar�, siadaj�c ci�ko w fotelu. - Przepraszam, �e czeka�a� tak d�ugo, ale jak widzisz, nie jestem ju� taki szybki. - Wiedzia�e�, �e tu jestem? - zapyta�a, siadaj�c w przeciwleg�ym fotelu. - Co tym razem by�o nie tak?
- Nie powiedzia�em, �e co� by�o nie tak. Przez tyle lat nauczy�em si� wielu rzeczy. Mi�dzy innymi tego jak rozpoznawa� twoje przybycie. - Tobie jednemu to si� udaje.
- Spodziewa�em si� ciebie. Nie s�dzi�em jednak, �e przyb�dziesz tak szybko. Co ci� wi�c sprowadza?
Sharina nie od razu odpowiedzia�a. Armen za� nie przerywa� ciszy. - Dlaczego oczekujesz ode mnie, �e zako�cz� wojn�? - zapyta�a bez ogr�dek. - Bo jeste� jedyn� osob�, kt�ra mo�e to zrobi�. - odpar� Armen spokojnie. - Dlaczego mia�abym to zrobi�?
- Przecie� to tw�j kraj, tw�j lud.
- Kraj, kt�ry zada� mi b�l i lud, kt�ry odtr�ci� mnie i moj� matk�. I ja mam ich ratowa�?
- Jeste� teraz Kr�low�. Powinna� ...
- Od lat marzy�am o tym! - przerwa�a mu, wstaj�c z miejsca. Zacz�a chodzi� powoli i cicho po gabinecie.
- Marzy�am o powrocie, o w�adzy, o pot�dze. To ostatnie osi�gn�am dawno temu. Teraz mam reszt�.
- I co chcesz z tym zrobi�? Zniszczy�? Przez wszystkie te lata marzy�a� o zem�cie. My�la�em, �e uda�o mi si� ...
- To silne uczucie. Jedyne jakie znam. Dzi�ki mojemu krajowi, mojemu ludowi. Nie widz� wi�c powodu, aby teraz ...
- I co? Zabijesz wszystkich tych, kt�rzy przyczynili si� do twojego b�lu? A mo�e te� tych, kt�rzy nie wstawili si� za tob�?
Spojrza�a na niego.
- Nie, to by�oby zbyt �atwe. B�d� patrzy�a jak wyniszczaj� si� nawzajem, jak rujnuj� si�, jak cierpi� i nienawidz�. Chc�, �eby czuli to co ja. - Ale dlaczego? Twoja matka nie chcia�aby tego.
- Sk�d ty to mo�esz wiedzie�?! - niemal krzykn�a.
Zamilk�a na chwil�.
Podesz�a do okna. Sta�a przy nim, wspieraj�c si� o �cian�. Armen widzia� tylko zarys jej sylwetki, ale by� pewien, �e jej oczy l�ni� nienawi�ci�.
- Widywa�e� moj� matk� rzadko, potajemnie i na kr�tko. Ale to ja widzia�am jak p�acze, jak snuje si� zimnymi pustymi korytarzami. Nie m�w mi wi�c, �e zna�e� j�. Nikt jej nie zna� lepiej ode mnie.
Zapad�a cisza.
- Czy powiedzia�a ci, �e nienawidzi twojego ojca, tego kraju i ludzi? - zapyta� cicho.
Sharina nie odpowiedzia�a.
Sta�a nieruchomo, wpatruj�c si� w ponury pejza� za oknem. - To m�j kraj. Zrobi� z nim co b�d� chcia�a. - powiedzia�a cicho lecz wyra�nie.
- Wi�c i mnie b�dziesz musia�a ukara�. - us�ysza�a g�os starca. Spojrza�a na niego.
- By�e� mi przyjacielem przez ca�e �ycie. Nie mog�abym ... - Nie chc� �y� w spokoju i dostatku w�r�d b�lu, rozpaczy i n�dzy tego ludu! - powiedzia� ostro. - Wielu z nich nie jest gorszych ode mnie. Nie rozumia�a go. Przez ca�e �ycie nienawi�� by�a jedynym towarzysz�cym jej uczuciem. Nie potrafi�a wi�c poj��, co kieruje Armenem.
- Je�li chcesz zrobi� to o czym my�lisz, odejd� z mego domu. Sharina wyprostowa�a si�.
- Skoro tak ... - zacz�a. - Ode�l� ci m�odego Bakura. - Wola�bym, �eby zosta� przy tobie. - odpar� sucho. - Jest m�ody, ale mo�e z powodzeniem zaj�� moje miejsce.
- Sk�d wiesz, �e pozwol� mu na to?
- Zrobisz co zechcesz. W ko�cu to tw�j kraj i tw�j lud. - W�a�nie. - powiedzia�a cicho, kieruj�c si� w stron� drzwi. - Gdyby� zmieni� zdanie, b�d� czeka�a w stolicy. - doda�a. - Takie podr�e s� ju� nie dla mnie. Jestem zbyt stary i chory. Na szcz�cie m�j czas dobiega ko�ca.
- ???
- Mo�e je�li b�d� mia� szcz�cie nie zobacz� tego co chcesz zrobi�. - wyja�ni� Armen.
******************************************
S�o�ce powoli budzi�o �wiat. Promienie leniwie g�adzi�y mury starego zamku. Korytarze niespiesznie zape�nia�y si� lud�mi. �ycie budzi�o si�, aby rozpocz�� kolejny dzie�. W ogromnej Bibliotece robi�o si� coraz ja�niej. Przez wysoko umieszczone okna wpada�y ciep�e promienie s�oneczne.
Sharina siedzia�a przy starym zdobionym stole, na kt�rym opar�a stopy. Od paru godzin rozmy�la�a nad tym co powiedzia� jej Armen. Pr�bowa�a te� przypomnie� sobie swoj� matk�. Tak� smutn� i zamy�lon� ... To prawda. Nigdy nie s�ysza�a, �eby skar�y�a si� na sw�j los. Nigdy nie uczy�a swojej c�rki nienawi�ci. Wr�cz przeciwnie.
Ale pami�ta�a te� jej �zy. P�aka�a wtedy, kiedy by�a sama. Tak przynajmniej s�dzi�a. Mo�e gdyby wiedzia�a, �e jej c�rka widzi j� ...
Promienie s�o�ca dotkn�y delikatnie jej twarzy. To jakby wyrwa�o j� z zadumy. Dopiero teraz u�wiadomi�a sobie, �e w�a�nie rozpocz�� si� nowy dzie�. Westchn�a cicho i wsta�a. Powoli podesz�a do ogromnych drzwi. Otworzy�a je bez trudu, cho� wygl�da�y na bardzo ci�kie.
W tej cz�ci zamku �ycie budzi�o si� znacznie wolniej. Niemniej us�ysza�a w oddali kroki kilku os�b. Byli to pracownicy biblioteki. Wkr�tce zobaczy�a ich. Trzech starc�w i dw�ch m�odych pomocnik�w.
Kiedy dochodzi�a do nich przystan�li i uk�onili si� nisko. Ona r�wnie� uk�oni�a im si� lekko. W oczach jednego z m�odych m�czyzn zobaczy�a strach. Strach przed nowym, nieznanym, pot�nym i gro�nym.
Przed przysz�o�ci� ...
******************************************
Raporty cz�onk�w Rady by�y odzwierciedleniem wojny, kt�ra opanowa�a prawie po�ow� kraju. Ale s�owa zawarte w nich by�y tylko znakami graficznymi. Czytaj�c je by�a zamy�lona. Jej my�li kr��y�y daleko.
Przerwa�a w ko�cu czytanie i odsun�a od siebie raport. Z zamy�lenia wyrwa�o j� znajome uczucie. Kto� sta� za drzwiami wahaj�c si� czy wej��. Nie by� to Karim, ani inna znana jej osoba. Po chwili jednak odgad�a kto to by�. To musia� by� Bakur. On jeden nie zdawa� sobie sprawy z tego, �e w tym zamku obowi�zuj� pewne regu�y. Wielu takich jak on przyp�acili to zdrowiem, a czasem nawet �yciem.
******************************************
Armen da� mu trudne zadanie. Wiedzia� to od momentu, kiedy zobaczy� w jej oczach b�ysk. Nie m�g� poj�� jak tak pi�kna kobieta mo�e by� tak bezwzgl�dna. Wiele s�ysza� o jej metodzie rz�dzenia ma�ym kr�lestwem jakim by� zamek Drakemor.
Na pocz�tku wydawa�o mu si�, �e to wymys� przestraszonych ludzi, kt�rzy od zawsze ��czyli zamek Drakemor ze z�ym omenem. P�niej jednak przekona� si�, �e wiele z opowie�ci prostego ludu jest prawdziwych. Armen ubolewa� nad tym. Pr�bowa� wychowywa� Sharin� po �mierci jej matki, ale jego trudy by�y daremne. Co prawda ksi�niczka liczy�a si� z jego opini� i ogranicza�a swoje poczynania, jednak nigdy nie obj�� nad ni� pe�nej kontroli. Sharina pochodzi�a podobno ze staro�ytnego rodu Covell'�w. Ludzie opowiadali o nich legendy. Kr���ce opowie�ci wzbudza�y jeszcze wi�kszy strach. Nigdy jednak nie potwierdzono tego pochodzenia.
A jednak by�o w tej kobiecie co�, co powinno go ostrzec przed ni�. Chyba jednak to samo fascynowa�o go. I oto teraz on, zwyk�y cz�owiek, mia� przeb�aga� j�, aby ratowa�a sw�j kraj.
Jak tego dokona�? Tyres my�la� o tym ca�� noc. I tak naprawd� nie mia� �adnej koncepcji.
Z zamy�lenia wyrwa� go cichy syk. To drzwi otwiera�y si� powoli. Czeka� przez chwil� my�l�c, �e kto� wyjdzie z sali.
Ale tak si� nie sta�o. Us�ysza� tylko s�owa:
- Wejdziesz, czy masz zamiar sp�dzi� tam reszt� dnia? To m�g� by� g�os tylko jednej osoby.
Wszed� do sali, a drzwi zamkn�y si� za nim powoli.
Kr�lowa siedzia�a przy okr�g�ym stole, na kt�rym le�a�y niedbale roz�o�one papiery. Zaskoczy�o go jednak otoczenie, w kt�rym si� znalaz�. Sala by�a jasno o�wietlona promieniami s�onecznymi, kt�re wpada�y do niej zar�wno przez du�e okna na dw�ch �cianach, jak i przez szklany dach.
Do tej pory widywa� j� wy��cznie w bardzo zacienionych pomieszczeniach. Sama Sharina r�wnie� wygl�da�a inaczej. Ubrana w jasn� kremow� d�ug� sukni�, zdawa�a si� by� inn� osob�. Jej twarz by�a pi�kna, lecz dojrza� na niej cienie zm�czenia. Oczy, cho� nadal gro�ne, pozbawione by�y z�owieszczego b�ysku. Jego miejsce zaj�a zaduma, a mo�e nawet smutek.
Tyres patrzy� na ni� zauroczony jakby zapomnia� po co tu przyszed�. W ko�cu to ona odezwa�a si� pierwsza:
- Nie wiem kim jeste�, ani dlaczego Armenowi zale�y na tym, aby� tu zosta�, ale wiedz, �e w tym zamku obowi�zuj� pewne regu�y. To �e dosta�e� si� tu niepostrze�enie by�o przypadkiem, szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci, lecz ewidentnym b��dem stra�y pa�acowej.
Mimo wszystko ton jej g�osu nie zmieni� si�.
- Wybacz, Wasza Wysoko��. Wiem, �e powinienem ...
- Pierwszy i ostatni raz pozwol� na to. - przerwa�a mu. - A teraz m�w, po co tu przyszed�e�?
Sharina wzi�a do r�ki jaki� papier i zacz�a go przegl�da�. - Prawd� m�wi�c nie bardzo wiem od czego zacz��. - powiedzia�. - Mo�e w takim razie ja zaczn�. - powiedzia�a, przerywaj�c czytanie. - Po co tu jeste�?
- Armen s�dzi�, �e b�d� pomocny.
- W czym?
- Jestem dobrym strategiem i niez�ym mediatorem.
- Mediatorem? - zdziwi�a si�. - Kto ci powiedzia�, �e potrzebuj� mediatora? - Mimo najlepszych ch�ci, wojny nie da si� zako�czy� tak po prostu. - wyja�ni� Tyres.
Od�o�y�a papier i przymkn�a oczy. Armen by� upartym starcem. Ryzykowa� przy tym �ycie tego cz�owieka.
- Czy ty te� uwa�asz, �e powinnam zako�czy� wojn�? - zapyta�a w ko�cu. Bakur wyczu� jednak w jej g�osie co�, co kaza�o mu mie� si� na baczno�ci. - Mam tak� nadziej�. - powiedzia� w ko�cu.
- Dlaczego? Mo�na przecie� wygra� wojn�.
- Ale jakim kosztem?
- Jeste� strategiem. Mo�esz mi w tym pom�c.
- Wola�bym by� mediatorem.
- Odm�wi�by�? - zapyta�a.
Tyres prze�kn�� �lin�.
Bawi�a si� jego strachem. Ale musia� brn�� dalej.
- Gdyby Wasza Wysoko�� widzia�a to co ja, zmieni�aby zdanie o wojnie. - Wojn� przerywa ten, kto czuje si� s�aby.
- Albo ten, kto jest m�dry i mi�osierny, kto my�li o swoich poddanych. Sharina uderzy�a pi�ci� w st�.
Armen dobrze wychowa� go. Na swoje podobie�stwo.
Bakur zamilk�, ale chwil� potem znowu si� odezwa�:
- Wojna to �mier�, a z niej nikt si� nie cieszy.
Spojrza�a na niego, wstaj�c z miejsca. W oczach znowu zobaczy� b�ysk. Patrzy�a na niego, przeszywaj�c go swoim spojrzeniem.
- Jak �miesz dawa� mi rady?!
- Wybacz, Wasza Wysoko��. S�dzi�em, �e po to tu jestem. - W ka�dej chwili mog� odes�a� ci�. Poza tym nie upowa�ni�am ci� do niczego. Uwa�aj wi�c na swoje s�owa, bo to one, a nie wojna mog� by� przyczyn� twoich k�opot�w.
- Jestem na to przygotowany. - odpar� Tyres, prostuj�c si�. By� odwa�ny. Mo�e to tylko jego g�upota, a mo�e ...
Mo�e Armen nauczy� go oddania.
Odwr�ci�a si� od niego. My�li k��bi�y jej si� w g�owie. Nie licz�c Armena nigdy nie spotka�a kogo� tak upartego.
- Odejd�. - powiedzia�a.
Ale mimo, �e nie patrzy�a na niego, wyczu�a, �e nie drgn�� nawet. Odwr�ci�a si� i spojrza�a mu prosto w oczy.
- Nie s�ysza�e�? Powiedzia�am ...
- S�ysza�em Wasza Wysoko��.
- Wi�c?
- Czy mog� mie� tylko jedn� pro�b�?
- ???
- Wy�lij do twoich miast i wsi pos�a�c�w. Oni powiedz� ci wi�cej o wojnie ni� te raporty. - Tyres wskaza� na le��ce na stole papiery. - Tylko o to prosz�. - doda�, po czym uk�oni� si� i odszed�.
******************************************
Kolejne tygodnie pe�ne by�y zmian. Wie�� o nowej Kr�lowej obieg�a wszystkie zak�tki. Jednych zdziwi�a, innych zmartwi�a. Byli te� tacy, kt�rym da�a nadziej�.
Sharina dopiero teraz zda�a sobie spraw� co wzi�a na swoje barki. Prowadzenie wojny przez wyniszczony kraj by�o niemal niemo�liwe. Genera�owie wci�� jednak wysy�ali swoje oddzia�y na �mier�.
Miasta i wsie by�y biedne i prawie ca�kowicie u�pione lub wymar�e. Tyres Bakur zwraca� na to uwag� za ka�dym razem kiedy tylko widzia� si� z Kr�low�. Ta na pocz�tku dawa�a mu do zrozumienia, �e nie chce o tym s�ysze�. Par� razy bliska by�a ukarania go za jego natarczywo��. Co� jednak powstrzymywa�o j�. Dopiero po jakim� czasie zda�a sobie spraw�, �e to chyba przez jego oddanie sprawie. Dawno ju� nie spotka�a cz�owieka takiego jak Bakur. Mimo to ignorowa�a jego pro�by. To, �e podziwia�a jego up�r nie mog�o wp�yn�� na ni� i jej plany.
Kt�rego� dnia podczas posiedzenia Rady, do sali obrad wszed� Karim. Wszyscy spojrzeli w jego stron�, nie przerywaj�c jednak dyskusji. Karim podszed� do Shariny i nachyli� si� nad ni�, szepcz�c jej co� do ucha. W r�ku trzyma� ma�� kartk� papieru. Sharina spojrza�a przelotnie na Bakura i skin�a lekko g�ow�.
Tyres patrzy� to na ni� to na podchodz�cego do niego Karima. Kiedy ten ostatni wr�czy� mu kartk� i oddali� si�, w jego oczach zobaczy�a niepok�j. Natychmiast przeczyta� informacj�. Musia�a by� kr�tka, bo chwil� potem z�o�y� kartk� ponownie.
To nie by�a dobra nowina.
Karim nie powiedzia� jej o co chodzi, ale patrz�c na Tyresa by�a pewna, �e to co� powa�nego.
Posiedzenie zbli�a�o si� do ko�ca. Wkr�tce wszyscy wyszli z sali i Sharina zosta�a sama. Mia�a nadziej�, �e Bakur powie jej co si� sta�o, ale on wyszed� razem z innymi. Chcia�a jednak wiedzie� co go tak poruszy�o. Znalaz�a go na najwy�szym tarasie widokowym. Nad nim by�o szare zachmurzone niebo, a przed nim r�wnie szara r�wnina. Sta� wpatrzony jaki� punkt przed siebie. Patrz�c na niego, zda�a sobie spraw�, �e widzi cierpi�cego cz�owieka. Domy�la�a si� co by�o tego powodem i sama odczu�a �al. Podesz�a do niego i stan�a obok. Przez chwil� stali tak w ciszy, lecz w ko�cu Sharina odezwa�a si� pierwsza:
- Twoje oblicze jest tak pochmurne jak to niebo.
Tyres nie zareagowa�. Otar� ukradkiem samotn� �z� i dopiero wtedy powiedzia�:
- Przepraszam, �e wyszed�em tak szybko. Musia�em pomy�le� chwil� w samotno�ci.
- Rozumiem. Ka�dy tego czasami potrzebuje.
- Armen nie �yje. - powiedzia� cicho Bakur.
W�a�ciwie tego si� spodziewa�a, a mimo wszystko nag�y skurcz chwyci� j� za gard�o. Chcia�a by� jednak silna. Nikt nie powinien widzie� jej s�abo�ci, ani zna� uczucia.
Kiedy u�cisk zel�a�, powiedzia�a:
- Przykro mi.
- Musz� wraca� do domu. Czekaj� na mnie z pogrzebem.
- Rozumiem, jed�.
Bakur spojrza� na ni�. Jak mog�a by� tak spokojna? Przecie� Armen musia� i dla niej wiele znaczy�.
Wiatr przybra� na sile. Rozwiewa� ich w�osy, przynosz�c coraz wi�cej chmur. Trawy porastaj�ce r�wnin� falowa�y rytmicznie. Najpierw bardzo powoli, potem coraz szybciej.
- Czy Wasza Wysoko�� ma zamiar ... - zacz�� Tyres.
- Raczej nie. - odpar�a. - Nasze stosunki pogorszy�y si� ostatnio. I to bardzo. Nie s�dz�, �eby chcia� abym tam by�a.
Nie m�g� w to uwierzy�. Ale by�a Kr�low�, nie m�g� jej do niczego zmusi�. Przyj�� wi�c do wiadomo�ci to co powiedzia�a.
- P�jd� przygotowa� si� do podr�y, je�li Wasza Wysoko�� pozwoli. - Oczywi�cie.
Uk�oni� si� jej lekko i odszed�.
Kiedy by�a ju� sama, zamkn�a oczy. Lecz spod powiek przecisn�y si� �zy. Mimo wszystko kocha�a go po swojemu i jego �mier� by�a dla niej bolesn� strat�. Niebo nad zamkiem by�o ju� ciemno granatowe od deszczowych chmur. Deszcz zacz�� pada� w momencie, kiedy pierwsza z �ez spad�a z jej policzka. A potem pada� jednostajnie, uderzaj�c du�ymi ci�kimi kroplami wszystko co napotyka� na swojej drodze. Pada� nawet wtedy, gdy Sharina le�a�a ju� w ��ku i wspomina�a czasy sp�dzone z Armenem.
Nikt nigdzie nie m�g� jej znale��. Wszyscy jednak czuli jej obecno��. Tylko Karim nie poddawa� si� zbiorowej panice. Wiedzia�, �e wcze�niej czy p�niej Sharina pojawi si�. I tak te� si� sta�o.
******************************************
Bakur wyruszy� tu� przed �witem.
Obserwowa�a go z okna. By� cichy, a jego oczy wyra�a�y smutek i pustk�. Nagle przypomnia�a sobie dzie�, w kt�rym zmar�a jej matka. By�a wtedy jeszcze dzieckiem, ale czu�a si�, jakby w jednej chwili zawali� si� ca�y �wiat. Nie uroni�a wtedy ani jednej �zy. Pustka ogarn�a j� ca�kowicie i szczelnie. Nie pami�ta�a co si� dzia�o potem. A� do pogrzebu. Dopiero wtedy "obudzi�a si�" . P�aka�a przez kilka kolejnych dni, a� zrozumia�a, �e w�a�nie teraz musi by� silna. Po to, aby wr�ci� ...
******************************************
Od wielu lat nie spa�a tak �le. Koszmary senne m�czy�y j� ca�� noc. Powr�ci�y strach, b�l, cierpienie, rozpacz i samotno��. Obudzi�a si� nad ranem z krzykiem. Nie chcia�a dalej spa�. W og�le nie chcia�a spa�. Nigdy wi�cej ... Czu�a si� �le, tak jak przed laty, gdy zosta�a sama.
Gdzie� tam daleko jest Tyres Bakur, dla kt�rego Armen by� ojcem. Bakur nie by� dzieckiem, ale nie oznacza�o to, �e nie m�g� czu� tego co ona. Wtedy nikt nie pociesza� jej. Pr�cz Armena. Ale jego ju� nie by�o.
******************************************
Zanim wzesz�o s�o�ce, by�a gotowa do drogi. Sta�a na najwy�szej wie�y zamku. Niebo robi�o si� coraz ja�niejsze. Na wschodzie roztacza� si� coraz szerszy kr�g ciep�a, spychaj�c szaro�� �witu. Jej peleryna falowa�a lekko poruszana porannym wietrzykiem. Nagle posta� dziewczyny rozsypa�a si� na tysi�ce drobnych kuleczek, kt�re przez chwil� podskakiwa�y na twardej ziemi. W chwil� potem zacz�y wirowa�, a� w ko�cu powsta� z nich pi�kny ptak o szerokich skrzyd�ach, d�ugim ogonie, ostrych szponach i mocnym dziobie. Ptak rozpostar� skrzyd�a, wydaj�c z siebie kr�tki krzyk, po czym wzbi� si� w powietrze i poszybowa� przed siebie. ******************************************
Nigdy przedtem nie widzia� takiego ogromnego ptaka. Gdyby opowiedzia� o nim innym, nikt by mu nie uwierzy�. Zobaczy� go w chwili, gdy ptak przygotowywa� si� do l�dowania. Obserwowa� go z zapartym tchem, schowany w pobliskich krzakach. �opot jego skrzyde� by� g�o�niejszy ni� innych ptak�w. Ale przecie� on sam by� inny ni� reszta tych, kt�re widzia�.
Ptak wyl�dowa� mi�kko na niewielkiej polance, otoczonej drzewami i krzewami. Przez chwil� sta� wyprostowany z rozpostartymi skrzyd�ami. By� taki pi�kny i majestatyczny. Gdyby tylko zechcia�, uni�s�by go w swoich szponach. Nagle ptak ... rozsypa� si�.
Ch�opiec otworzy� szeroko oczy i usta, nie wierz�c w to co widzi. W trawie by�o mn�stwo kuleczek, kt�re zacz�y wirowa�. Wkr�tce powsta�a z nich ludzka posta� w d�ugiej czarnej pelerynie i w kapturze na g�owie. To nie do wiary! Gdyby us�ysza� to od kogo� pewnie nigdy nie uwierzy�by mu. Posta� zdj�a z g�owy kaptur i ... spojrza�a w jego stron�. Ch�opiec zamar� z przera�enia.
******************************************
Odzyska�a swoj� posta�. Z dala dochodzi�y przyt�umione odg�osy miasta. Dziwne. By�a u siebie, ale jako� inaczej si� czu�a.
Zdj�a z g�owy kaptur, �eby lepiej przyjrze� si� okolicy. Nagle us�ysza�a cichy szmer. Jakby przyspieszony oddech ... Gdzie� z tych krzak�w ... Spojrza�a w tamt� stron� i zobaczy�a nieruchom�, skulon� posta�. Dziecko. To by�o dziecko.
Podesz�a do niego bli�ej. Wsta�o z ziemi tak jakby wiedz�c, �e nie ma sensu ukrywa� si�, ani ucieka�.
To by� ch�opiec. Rozczochrany, brudny, odziany w �achmany ch�opiec. Ba� si� jej. Prawid�owa reakcja. To co zobaczy� ... �aden cz�owiek nigdy tego nie widzia�. Dziwnie si� czu�a wiedz�c, �e ten ma�y ch�opiec ...
Patrzy�a na niego, nie wiedz�c co zrobi�. A on czeka� na jej reakcj�, stoj�c przed ni� i bardzo si� boj�c.
W ko�cu u�miechn�a si�, wyjmuj�c z kieszeni par� z�otych monet. Podesz�a bli�ej, pochyli�a si� nieco i wyci�gn�a r�k� w stron� ch�opca. Ten nie zareagowa�, wi�c w�o�y�a mu monety w d�o�. Dopiero teraz ch�opiec "obudzi� si�". - Dzi�kuj�. - powiedzia� cicho.
Nie odpowiedzia�a, ale wci�� u�miecha�a si�.
Ch�opiec odwr�ci� si� i szybko uciek�.
I tak nikt mu nie uwierzy.
******************************************
Przez tyle lat sp�dzonych w zamku Drakemor nigdy nie by�a w po�o�onym za jego murami mie�cie. Teraz przechadza�a si� jego ulicami. Nie tego si� spodziewa�a. Zreszt� ... nie by�a pewna czego si� spodziewa�. Sz�a wolno, rozgl�daj�c si� dooko�a. Bieda i choroby. To widzia�a. Czu�a jednak jeszcze co�: b�l. W oczach ludzi widzia�a strach, zw�tpienie i ten przera�liwy b�l. Tak bole� mog�y tylko ich dusze. Mi�dzy domami biega�y gromady dzieci. Ani razu nie s�ysza�a jednak ich �miechu. By�y podobne do ch�opca, kt�rego spotka�a w lesie. Przestraszone i smutne.
Wyr�nia�a si� w�r�d mieszka�c�w miasta, tote� niemal wszyscy patrzeli na ni�. Matki przyci�ga�y do siebie swoje dzieci, kiedy przechodzi�a obok. Tak jakby obawia�y si�, �e obcy przybysz m�g�by je skrzywdzi�. M�g�by, ale po co? W pewnym momencie poczu�a na sobie czyj� wzrok. Stan�a i odwr�ci�a si�. T�um za ni� pierzchn�� na boki. Tylko jedno dziecko wci�� sta�o w miejscu. Ten sam ch�opiec, kt�rego ju� spotka�a. Patrzy�a na niego, ciekawa co zrobi. Ale ch�opiec u�miechn�� si� i podszed� do niej. W wyci�gni�tej r�ce trzyma� ma�e zielone jab�ko. Tym razem to ona nie zareagowa�a. Tak jak ona wcisn�a mu w d�o� monety, tak teraz on wcisn�� jej w d�o�, ubran� w czarn� r�kawiczk�, jab�ko. Nie ba� si� jej. Widzia�a to dok�adnie w jego oczach.
- Dzi�kuj�. - powiedzia�a cicho.
Ale ch�opiec odwr�ci� si� i pobieg� przed siebie, zanim Sharina podzi�kowa�a. Jeszcze przez chwil� sta�a nieruchomo, trzymaj�c w wyci�gni�tej d�oni zielony owoc.
Ludzie obserwowali t� scen� ze zdziwieniem, ale i z zaciekawieniem. Dziewczyna zacisn�a z�by, chc�c tym samym powstrzyma� nag�y skurcz w gardle. Odwr�ci�a si� gwa�townie i szybkim krokiem ruszy�a przed siebie. Im szybciej opu�ci to miasto, tym lepiej.
******************************************
Kiedy by�a ju� za miastem s�o�ce chyli�o si� ku horyzontowi. Przed ni� wznosi�o si� �agodne wzg�rze. Zatrzyma�a si�, spogl�daj�c ostatni raz na miasto.
Jej posta� rozsypa�a si� na drobne kuleczki. Z wiruj�cych drobinek po chwili powsta� czarny jak noc drapie�ny kot. Zarycza� cicho, pokazuj�c swoje bia�e ostre k�y, po czym odwr�ci� si� i wbieg� na wzg�rze.
Zatrzyma� si� dopiero przed niewielkim kurhanem.
Kot mrucza� cicho, gdy nagle zmieni� si� w cz�owieka. Sta�a przez chwil� nieruchomo. Wiatr rozwiewa� jej w�osy i szarpa� peleryn�. Podesz�a w ko�cu do zaro�ni�tego traw� i dzikimi kwiatami kurhanu. Krzak r�y, kt�ry posadzi�a tu wiele lat temu wci�� by� pi�kny i wydawa� coraz to nowe kwiaty. Nie zdzicza� tak jak dzia�o si� to zwykle, kiedy nikt nie piel�gnuje go. - Witaj, mamo. - powiedzia�a cicho.
S�o�ce ostatnimi promieniami o�wietla�o wzg�rze, a wraz z nim gr�b matki Shariny. Szaro�� wieczornego nieba szybko zast�pi�y chmury gnane przez wiatr znad morza. Czasem pomi�dzy nimi mo�na by�o zobaczy� gwiazdy. Sharina dawno nie by�a tu. Ostatni raz ... Nie by�a pewna kiedy to by�o. Nie opuszcza�a przecie� zamku, cho� mog�a to robi� niepostrze�enie.
Tak bardzo chcia�a cofn�� czas, �eby m�c porozmawia� ze swoj� matk�. Brakowa�o jej wszystkiego co si� z ni� wi�za�o. Chcia�a j� zapyta� o tak wiele rzeczy. W g��bi duszy wiedzia�a, �e mimo swej si�y nie nadaje si� na Kr�low�. Nienawi�� ros�a w niej przez lata, ale to co zobaczy�a dzisiaj ... Przypomnia�a sobie swoj� rozmow� z Armenem. Chcia�a, �eby jej lud cierpia�, �eby czu� to co ona. I rzeczywi�cie cierpieli. Widzia�a to. A przecie� jej b�l prowadzi� j� ku nienawi�ci. Je�li i oni zaczn� nienawidzi� tak jak ona ... �mier� nigdy nie odejdzie.
Jak mog�a tego chcie�? Jak mog�a chcie� zabi� tego ch�opca? Przecie� to jeszcze dziecko. W kieszeni ci�gle mia�a zielone jab�ko. Wyj�a je i patrzy�a na nie, obracaj�c je w palcach.
U�miechn�a si�.
B�dzie j� to kosztowa�o du�o wysi�ku, ale udowodni sobie i innym, �e mo�na pokona� nienawi��, �e mo�na j� zwalczy� ma�ym zielonym jab�kiem.
Na poz�r nic si� nie zmieni�o. Ale czu�a smutek wielu ludzi. Wszyscy szanowali i kochali Armena.
Nie mog�o by� inaczej. By� wspania�ym przyjacielem.
Szkoda, �e dopiero teraz doceni�a to.
Odnalaz�a Tyresa Bakura. By� w gabinecie Armena. Tyres siedzia� w rogu s�abo o�wietlonego pokoju, wpatruj�c si� w biurko i fotel nale��ce do Armena. Ci�gle mia� nadziej�, �e starzec wejdzie zaraz przez uchylone drzwi i zasi�dzie na swoim miejscu. Jego przybrany ojciec odszed� zbyt szybko. Teraz zosta� sam. Nie by� pewien, czy poradzi sobie. By� niedo�wiadczony i potrzebowa� tylu rad, mia� tyle pyta� ...
Nagle us�ysza� cichy szum. Tak jakby na korytarzu kto� rozsypa� drobne kulki.
Po chwili drzwi gabinetu otworzy�y si� szerzej.
- Armen ... - wyszepta�.
Czy�by to rzeczywi�cie by� tylko sen?
Ale do pokoju wszed� kto� inny. Nie od razu rozpozna� przybysza. Wsta� i podszed� do niego kilka krok�w.
I nagle rozpozna� j�.
- Wasza Wysoko��. - powiedzia� cicho, ci�gle nie wierz�c w�asnym oczom. - Wiem, mia�o mnie tu nie by�. - powiedzia�a, zdejmuj�c peleryn� i r�kawiczki. - To nie by�o �atwe, wierz mi.
Nie wiedzia�a co powiedzie�, a on sta� w miejscu w og�le nie odzywaj�c si�. - Jak si� czujesz? - zapyta�a i zaraz doda�a - Chyba wiem jak. Te� przez to przechodzi�am. Wiem, �e to boli. Przez d�ugi czas. Przy mnie nie by�o nikogo, pomy�la�am wi�c, �e powinnam ...
- Dzi�kuj�, Wasza Wysoko��. - odpar� cicho.
- Daj spok�j. Nie jestem tu jako Kr�lowa, ale jako ... przyjaciel. Oboje stracili�my bliskie osoby. ��czy nas b�l.
Na chwil� zapad�a cisza.
- Wiem, �e by� dla ciebie jak ojciec, wi�c nie wypieraj si�. - Nie wypieram si�, tylko ...
- Wci�� masz nadziej�, �e wr�ci? - zapyta�a, patrz�c na niego. By� zm�czony i rozbity, a w jego oczach odbija�a si� pustka jego serca. Spojrza� na ni� zdziwiony.
- Drzwi. - odpar�a. - Ja te� przez d�ugi czas zostawia�am otwarte drzwi. - wyja�ni�a.
Podesz�a do niego i dotkn�a jego d�oni.
- Widzisz, znam to. Wiem jak si� czujesz i nie chc�, �eby� przechodzi� przez to samotnie, tak jak ja kiedy�.
�cisn�� lekko jej d�o�. W oczach mia� �zy. Ale nic nie powiedzia�. Gdyby tylko spr�bowa� ... To te� zna�a.
- Wiem. - szepn�a, dotykaj�c drug� d�oni� jego policzka i �cieraj�c samotn� �z�. - Wiem.
******************************************************
Zamek dopiero budzi� si� ze snu. Sharina nie mog�a jednak spa�, mimo �e ostatnia noc up�yn�a jej na rozmowie z Tyresem. Byli bardzo do siebie podobni. Nawet nie zdawa�a sobie sprawy jak bardzo. Zosta� sam i obawia� si� tego co mog�a przynie�� przysz�o��. Nie by� pewien czy poradzi sobie. Mia� bowiem przed sob� ci�kie zadanie, teraz on by� panem na zamku i musia� si� o wszystko troszczy�.
Zna�a to, cho� z perspektywy lat mog�a stwierdzi� jak szybko ten strach przeistoczy� si� w nienawi��.
Spaceruj�c po zamkowych korytarzach, pustych jeszcze o tej porze, dosz�a do gabinetu Armena. Przez uchylone drzwi zobaczy�a Tyresa. Sta� przy biurku, dotykaj�c opuszkami palc�w jego blatu. Sharina wesz�a do pokoju. - Tylko nie m�w mi, �e siedzia�e� tu ca�� noc. - powiedzia�a. Bakur odwr�ci� si� do niej.
- Nie mog�em zasn��. Ci�gle my�l� o tym co si� sta�o i co b�dzie. Sharina podesz�a do niego.
- Teraz to nale�y do ciebie. - powiedzia�a wskazuj�c na biurko i fotel. - To tw�j gabinet.
- Nie mog�. - powiedzia� cicho. - Jeszcze nie.
- Przykro mi, ale wydaje mi si�, �e nie masz czasu, aby oswoi� si� z t� my�l�. Musisz zacz�� dzia�a� i to szybko.
Spojrza� na ni� uwa�nie.
- Jeste� mi potrzebny w stolicy. Musisz wi�c jak najszybciej za�atwi� wszystkie swoje sprawy tutaj.
Tyres chcia� o co� zapyta�, ale w tym samym momencie do gabinetu wszed� jego osobisty sekretarz.
- P�niej. - powiedzia�a tylko.
******************************************************
Nie odwa�y�a si� do��czy� do konduktu, cho� Bakur prosi� j� o to. - On nie chcia�by tego. - powiedzia�a.
Ale nie to by�o prawdziw� przyczyn� odmowy.
Dopiero niedawno u�wiadomi�a sobie jak� pustk� mia�a w sercu przez te wszystkie lata. �mier� Armena tylko j� powi�kszy�a. Nie chcia�a, �eby jej poddani znali jej uczucia. Wola�a zrezygnowa� z ostatniego po�egnania, ni� ... Ale nawet teraz trudno jej by�o powstrzyma� �zy.
Orszak zmierza� w kierunku rodzinnego grobowca na wzg�rzu stromo opadaj�cym w kierunku morza. Obserwowa�a ich, stoj�c na tarasie oplataj�cym najwy�sz� wie�� zamku. Lekki wiatr od morza owiewa� j� przynosz�c koj�cy ch��d. Zamkn�a oczy i podnios�a g�ow�. Roz�o�y�a na boki ramiona, jakby chcia�a wezwa� jak�� bosk� istot�. Mia�a ochot� krzycze�, aby czym� wype�ni� otaczaj�c� j� cisz�, kt�ra przypomina�a jej o b�lu. Zamiast tego jednak z pogodnego nieba zacz�y spada� drobne krople deszczu, przypominaj�ce �zy. Pada�y r�wnomiernie wygrywaj�c na li�ciach drzew