5002
Szczegóły |
Tytuł |
5002 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5002 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5002 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5002 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
FREDERIK POHL
KRONIKI HEECHOW
Tom czwarty sagi o Heechach
Rozdzia� l
We wn�trzu Pomarszczonej Ska�y
Nie�atwo jest zacz��. Pr�bowa�em wymy�la� ca�e mn�stwo r�nych pocz�t-
k�w, jak ten milutki:
�Nie us�yszeliby�cie o mnie nigdy, gdyby�cie nie przeczytali paru ksi��ek na-
pisanych przez pana Freda Pohla. Przewa�nie napisa� tam prawd�. Niekt�re rzeczy
troch� ponaci�ga�, ale przewa�nie pisa� prawd�."
Niestety, zaprzyja�niony ze mn� program do wyszukiwania danych, Albert
Einstein, m�wi �e mam za du�e ci�goty do niejasnych aluzji literackich, wi�c
gambit Przyg�d Hucka odpad�. Pomy�la�em, �eby zacz�� zatem od mocnego,
przenikaj�cego dusz� na wylot, wyra�enia kosmicznego niepokoju, kt�ry wci��
(o czym tak�e przypomina mi Albert) jest obecny w moich codziennych rozmo-
wach:
�By� nie�miertelnym a jednak martwym; by� prawie wszechwiedz�cym i pra-
wie wszechmocnym, nie b�d�c wszak bardziej realnym ni� fosforyzuj�ca iskierka
na ekranie � w�a�nie tak istniej�. Kiedy ludzie pytaj� mnie, co robi� z moim
czasem (z tak� ilo�ci� czasu wt�oczonego w ka�d� sekund�, a tych sekund jest ca-
�a wieczno��), udzielam im uczciwej odpowiedzi. M�wi� im, �e ucz� si�, bawi�,
planuj� i pracuj�. To wszystko oczywi�cie prawda, robi� te wszystkie rzeczy. Ale
r�wnocze�nie i mi�dzy nimi, robi� co� jeszcze. Cierpi�."
M�g�bym te� zacz�� od opisu typowego dnia. Jak w wywiadach piezowizyj-
nych. Uczciwe spojrzenie na jeden moment z �ycia znanej osobisto�ci, Robinette
Broadheada, nababa finansowego, pot�gi politycznej, szarej eminencji ukrywaj�-
cej si� za wa�nymi wydarzeniami na miriadach �wiat�w. Mo�e kr�tki rzut na mnie
samego, jak gdzie� je�d��, co� za�atwiam � na przyk�ad na strasznie wa�nej kon-
ferencji z wa�niakami z Wsp�lnej Obserwacji Asasyn�w, albo, jeszcze lepiej, na
sesji Instytutu Broadheada do Bada� Pozas�onecznych:
�Wspi��em si� na podium w burzy �arliwych oklask�w. U�miechn��em si�
i unios�em r�ce, by je uciszy�. � Panie i panowie � rzek�em � dzi�kuj� wam
wszystkim za to, �e w nawale zaj�� znale�li�cie czas, by do nas do��czy�. Witam
was w instytucie, witam grup� znakomitych astrofizyk�w i kosmolog�w, s�ynnych
teoretyk�w i laureat�w Nagrody Nobla. Warsztaty na temat struktury subtelnej
wczesnych stadi�w wszech�wiata uwa�am za otwarte."
Rzeczywi�cie m�wi� takie rzeczy, a przynajmniej wysy�am dublera, �eby to
zrobi�, i wtedy on m�wi to za mnie. Musz� tak robi�. Tego ode mnie oczekuj�.
Nie jestem naukowcem, ale za po�rednictwem instytutu pompuj� got�wk�, kt�ra
pozwoli innym robi� nauk�. Zatem oni chc�, �ebym si� pojawia� i przemawia�
do nich na otwarciach sesji. A potem chc�, �ebym sobie poszed�, bo oni musz�
pracowa�. I tak w�a�nie robi�.
Tak czy inaczej, nie potrafi� podj�� decyzji, od kt�rej z tych �cie�ek mam
zacz��, wi�c z �adnej z nich nie skorzystam. Cho� wszystkie s� do�� charaktery-
styczne. Przyznaj�. Czasem jestem zbyt milusi. A czasem, mo�e nawet cz�ciej,
jestem tak nieatrakcyjnie pogr��ony w moim wewn�trznym b�lu, kt�ry nigdy nie
odchodzi. Cz�sto bywam nieco napuszony; ale r�wnocze�nie, m�wi� uczciwie,
jestem skuteczny w robieniu rzeczy, kt�re s� wa�ne.
Miejscem, od kt�rego rzeczywi�cie mam zamiar zacz��, jest impreza na Po-
marszczonej Skale. Prosz�, zosta�cie ze mn�. Musicie troch� pocierpie� z powo-
du mojej obecno�ci, ja musz� to znosi� ca�y czas. Na dobr� imprez� polecia�bym
prawie wsz�dzie. Czemu nie? Dla mnie jest to do�� �atwe, a niekt�re imprezy od-
bywaj� si� tylko raz. Polecia�em tam nawet moim statkiem kosmicznym; to te�
by�o �atwe, bo nie zabiera�o mi to czasu na jakie� osiemna�cie czy dwadzie�cia
rzeczy, kt�re w tym samym czasie robi�em.
Zanim si� tam dostali�my, czu�em ten przyjemny imprezowy dreszczyk, gdy�
zobaczy�em, �e stary asteroid zosta� na t� okazj� przystrojony. Pozostawiona sa-
mej sobie Pomarszczona Ska�a nie by�a szczeg�lnie atrakcyjnym widokiem. By�a
�aciato czarna, b��kitno nakrapiana, d�uga na dziesi�� kilometr�w. Mia�a kszta�t
�le uformowanej gruszki, kt�r� podzioba�y ptaki. Rzecz jasna, te �lady nie po-
chodzi�y od ptasich dziob�w. By�y to doki cumownicze dla statk�w przypomina-
j�cych nasz. A specjalnie na imprez�, Ska�� ozdobiono wielkimi, mrugaj�cymi,
rozb�yskuj�cymi literami:
�Nasza Galaktyka"
�Najtrudniejsze jest pierwsze 100 lat"
Kr��y�y wok� ska�y jak eskadra tresowanych �wietlik�w. Pierwsza cz�� ha-
s�a nie by�a specjalnie dyplomatyczna. Druga nie by�a prawdziwa. Ale i tak
�adnie
wygl�da�y.
Powiedzia�em to do mojej kochanej przeno�nej �ony, a ona zamrucza�a z za-
dowoleniem, sadowi�c si� na moim ramieniu.
� Kiczowate. Prawdziwe �wiat�a! Mogli u�y� hologram�w.
� Essie � powiedzia�em, odwracaj�c si� do niej by ugry�� j� w ucho �
masz dusz� cybernetyka.
� Ha! � odpar�a i wykr�ci�a si�, �eby mi odda�, tyle �e ona gryz�a znacznie
mocniej. � Nie jestem niczym innym, tylko dusz� cybernetyka, podobnie jak ty,
drogi Robinie i b�d� uprzejmy pilnowa� ster�w statku zamiast si� wydurnia�.
Oczywi�cie by� to tylko �art. Znajdowali�my si� dok�adnie na kursie, w�lizgu-
j�c si� do doku z pora�aj�c� powolno�ci� wszystkich materialnych przedmiot�w;
mia�em w zapasie setki milisekund, kiedy zaaplikowa�em �Prawdziwej Mi�o�ci"
ostatni impuls silnik�w korekcyjnych. Poca�owa�em wi�c Essie...
Hm, to niezupe�nie tak by�o, �e j� poca�owa�em, ale zostawmy to na razie,
dobrze?
... a ona doda�a:
� Robi� wok� tego du�o szumu, prawda?
� Bo to zas�uguje na du�y szum � odpar�em i poca�owa�em j� troch� moc-
niej, a poniewa� mieli�my mn�stwo czasu, odda�a mi poca�unek.
Zostali�my tak d�ugie �wier� sekundy albo co� ko�o tego, a w tym czasie
�Prawdziwa Mi�o��" dryfowa�a przez bezcielesne l�nienie neonu dekoracyjnego
w tak przyjemny i leniwy spos�b, jak tylko mo�na sobie tego �yczy�. To znaczy
chc� przez to powiedzie�, �e si� kochali�my.
Poniewa� nie jestem ju� �prawdziwy" (ale to samo dotyczy mojej Essie) �
poniewa� �adne z nas nie jest ju� cielesn� istot� � kto� m�g�by zapyta�: �A jak
wy to robicie?" Na to pytanie mog� udzieli� odpowiedzi. Brzmi ona: �pi�knie."
A tak�e �cz�sto", �z czu�o�ci�", a przede wszystkim �b�yskawicznie". Nie chc�
przez to powiedzie�, �e unikamy roboty. Mam na my�li tylko to, �e nie zabiera-
�o nam to du�o czasu; a potem, kiedy ju� sprawili�my sobie du�o przyjemno�ci
i posnuli�my si� troch� bez celu, a nawet wzi�li�my wsp�lny prysznic (ca�kowicie
zb�dny rytua�, kt�ry, podobnie jak wi�kszo�� rytua��w, wykonujemy po prostu dla
zabawy), z tej �wiartki sekundy nadal zosta�o nam mn�stwo czasu na obejrzenie
innych dok�w cumowniczych na Skale.
Przed nami mieli�my jakie� ciekawe towarzystwo. Zauwa�y�em, �e jeden ze
statk�w, kt�ry zadekowa� przed nami, by� olbrzymim, starym, oryginalnym stat-
kiem Heech�w, z gatunku, jaki pewnie zwaliby�my �Dwudziestk�", gdyby�my
za dawnych czas�w wiedzieli, �e taki wielki statek istnieje. Nie sp�dzili�my te-
go czasu wy��cznie na gapieniu si�. Jeste�my programami korzystaj�cymi z po-
dzia�u czasu. Mo�emy z �atwo�ci� robi� tuzin rzeczy jednocze�nie. Pozostawa�em
w kontakcie z Albertem, by sprawdza�, czy nie ma jakich� nowych wiadomo�ci
z j�dra galaktyki oraz by upewni� si�, �e nic nie przysz�o z Kr�gu, robi�em
jeszcze
z tuzin ciekawych rzeczy, tego b�d� innego rodzaju; tymczasem Essie uruchomi�a
swoje programy skanuj�ce i wyszukuj�ce. Wi�c do momentu, gdy nasz pier�cie�
mocuj�cy po��czy� si� zjedna z tych dziur wygl�daj�cych jak wydziobane przez
ptaki, b�d�cych w rzeczywisto�ci dokami cumowniczymi asteroidu, oboje byli-
�my w �wietnym nastroju i gotowi do balangi.
Jedn� z (wielu) zalet bycia tym, czym droga Przeno�na Essie i ja jeste�my,
jest fakt, �e nie musimy rozpina� pas�w, sprawdza� szczelno�ci i otwiera� �luz.
W og�le nie musimy du�o robi�. Nie musimy nosi� za sob� naszych wachla-
rzy z danymi � pozostaj� na swoich miejscach, a my przep�ywamy sobie gdzie
chcemy wszelkiego rodzaju obwodami elektrycznymi z miejsca, do kt�rego si�
pod��czyli�my. (Zazwyczaj podr�ujemy na �Prawdziwej Mi�o�ci"). Je�li chcemy
przemie�ci� si� gdzie� dalej, mo�emy zrobi� to drog� radiow�, ale wtedy musimy
zmaga� si� z tym denerwuj�cym op�nieniem towarzysz�cym transmisjom tam
i z powrotem.
Zacumowali�my wi�c. W��czyli�my si� do system�w Pomarszczonej Ska�y.
Byli�my tam.
A konkretnie, byli�my na Poziomie Tango, Przedzia� Czterdzie�ci co� tam sta-
rego, zniszczonego asteroidu i w �adnym razie nie byli�my sami. Impreza ju�
si� zacz�a. Towarzystwo podskakiwa�o. Zebra�o si� oko�o tuzina ludzi, kt�rzy
przyszli nas powita� � mam na my�li takich ludzi jak my � w karnawa�owych
kapeluszach, z drinkami w d�oniach, �piewaj�cy, roze�miani. (W polu widzenia
by�o te� paru cielesnych ludzi, ale wiedzia�em, �e nie zauwa�� naszego przybycia
jeszcze przez wiele milisekund).
� Janie! � krzykn��em do jednej z kobiet, obejmuj�c j�; za� Essie zawo�a�a:
� Siergiej, golubka!, obejmuj�c kogo�; a zaraz potem, kiedy przebrn�li�my przez
pierwszy moment witania, padania sobie w obj�cia i poczucia szcz�cia, rozleg�
si� nowy, warcz�cy, nieprzyjemny g�os.
� Hej, Broadhead.
Zna�em ten g�os.
Wiedzia�em nawet, co si� p�niej stanie. Co za brak dobrych manier! Mru-
gni�cie, b�ysk, huk, i oto ujrza�em genera�a Julio Cassat�, gapi�cego si� na
mnie
z (prawie) opanowanym u�mieszkiem, jakim zwykle obdarzaj� cywili wojskowi,
siedz�cego za szerokim, pustym biurkiem, kt�rego jeszcze chwil� wcze�niej tam
nie by�o.
� Chc� z tob� porozmawia� � powiedzia�.
� O, cholera � mrukn��em.
* * *
Nie przepada�em za genera�em Julio Cassat�. Nigdy go nie lubi�em, cho� cza-
sem wpadali�my na siebie tu i �wdzie.
Nie dzia�o si� tak dlatego, �e ja tak chcia�em. Cassat� zawsze oznacza� z�e
wie�ci. Nie znosi�, jak cywile (do kt�rych mnie zalicza�) mieszaj� si� do tego,
co
okre�la� jako �sprawy wojskowe" i nie przepada� za lud�mi zapisanymi w formie
maszynowej. Cassata by� nie tylko �o�nierzem � nadal mia� form� cielesn�.
Ale tym razem nie wyst�pi� osobi�cie. Zast�powa� go dubler.
By� to fakt interesuj�cy sam w sobie, gdy� rzeczywi�ci ludzie niech�tnie wy-
twarzali swoich dubler�w.
M�g�bym jeszcze przez chwil� analizowa� ten niezwyk�y fakt, lecz by�em
zbyt zaj�ty my�leniem o wszystkich powodach, dla kt�rych nie lubi�em Julio Cas-
saty. Jego maniery by�y fatalne. W�a�nie nam to zademonstrowa�. W gigabitowej
przestrzeni istnieje pewna etykieta, kt�rej my � zapisani maszynowo ludzie �
przestrzegamy. Uprzejmi maszynowo zapisani ludzie nie wpadaj� jedni na drugich
bez ostrze�enia. Je�li chc� z kim� pogada�, grzecznie si� zbli�aj�. Nawet �puka-
j�" do �drzwi" i czekaj� uprzejmie na zewn�trz, a� im si� powie �Prosz� wej��."
I oczywi�cie nie narzucaj� innym swojego prywatnego otoczenia. Essie okre�la
ten rodzaj zachowania jako �niekulturny", co oznacza, �e jest to obrzydliwe.
W�a-
�nie tego mo�na si� spodziewa� po Julio Cassacie: przedar� si� do fizycznego
przedzia�u, gdzie przebywali�my i do jego symulacji w przestrzeni gigabitowej,
kt�r� wsp�lnie zajmowali�my. Pojawi� si� w niej
ze swoim biurkiem, medalami i cygarem, i wszystkim innym � to by�o po
prostu nieuprzejme.
Oczywi�cie, m�g�bym to odrzuci� i wr�ci� do naszego w�asnego otoczenia.
Niekt�rzy uparci ludzie w�a�nie tak robi�. To zupe�nie tak, jak z dwoma
sekretar-
kami, kt�re si� k��c�, z czyim szefem po��czy� najpierw. Nie chcia�em tego
robi�.
Nie dlatego, �ebym mia� jakie� opory przed zachowywaniem si� nieuprzejmie
wobec nieuprzejmych ludzi. Chodzi�o o co� innego.
Wreszcie uda�o mi si� rozwi�za� problem rozmy�lania, dlaczego prawdziwy,
czyli cielesny Cassata utworzy� sobie maszynowego dublera.
Przed nami znajdowa�a si� symulacja komputerowa w gigabitowej przestrzeni,
stworzona w taki sam spos�b, jak moja w�asna ukochana Przeno�na Essie, kt�ra
by�a dublerk� mojej r�wnie ukochanej (ale w tych czasach ju� tylko po�rednio)
prawdziwej Essie. Oryginalny, cielesny Cassata niew�tpliwie obgryza� prawdziwe
cygaro kilkaset tysi�cy kilometr�w st�d, na satelicie WOA.
Kiedy przysz�y mi do g�owy implikacje tego zdarzenia, prawie zrobi�o mi si�
�al dublera. St�umi�em wi�c w sobie wszystkie s�owa, kt�re instynktownie cisn�y
mi si� na usta. Powiedzia�em tylko:
� Czego, do cholery, ode mnie chcesz?
Osobnicy lubi�cy t�amsi� innych doskonale reaguj� na proces odwrotny. Po-
zwoli� swemu stalowemu spojrzeniu zajarzy� si� ogniem. Nawet si� u�miechn��
� chyba chcia�, �eby wygl�da�o to sympatycznie. Jego wzrok prze�lizgiwa� si�
z mojej twarzy na Essie, kt�ra pojawi�a si� w otoczeniu Cassaty by zobaczy�, co
si� dzieje i powiedzia�, tonem, kt�ry mia� uchodzi� za lekki:
� Co ja s�ysz�? Pani Broadhead, czy tak ze sob� rozmawiaj� starzy przyja-
ciele?
� To do�� kiepski styl rozmowy jak na starych przyjaci� � odpar�a oboj�t-
nie.
� Co pan tu robi, Cassata? � nie popuszcza�em.
� Przyszed�em na zabaw�. � U�miechn�� si�: g�adki, nieprawdziwy
u�miech; bior�c pod uwag�, �e nie mia� zbyt wielu powod�w do u�miechania
si�. � Kiedy zako�czy�y si� manewry, wielu by�ych poszukiwaczy odjecha�o,
by wzi�� udzia� w tym przyj�ciu. Za�apa�em si� okazj�. To znaczy � wyja�ni�,
jakby�my potrzebowali takich wyja�nie� � zdublowa�em si� i umie�ci�em w pa-
mi�ci statku, kt�ry tutaj lecia�.
� Manewry! � parskn�a Essie. � Manewry przeciwko czemu? Kiedy Wr�g
si� pojawi, wyci�gniecie swoje sze�ciostrza�owce i podziurawicie drani jak ser
szwajcarski, bam � bam � bam?
� Dzi� mamy na pok�adach naszych kr��ownik�w co� lepszego ni� sze�cio-
strza�owce, pani Broadhead � o�wiadczy� rozradowany Cassata; ale ja mia�em
ju� do�� gadania o niczym.
Spyta�em ponownie:
� Czego pan chce?
Cassata schowa� u�miech i powr�ci� do swego normalnego, wrednego wyrazu
twarzy.
� Niczego � odpar�. � I rzeczywi�cie mam to na my�li: niczego, Broadhe-
ad. Chc�, �eby pan przesta� si� wtr�ca�. Nic nie r�b. � Ju� nawet nie pr�bowa�
wygl�da� rado�nie.
� Nie wtr�cam si�. � Utrzymywa�em nerwy na wodzy.
� Bzdura! Wtr�ca si� pan, za po�rednictwem tego swojego pochrzanionego
instytutu. Tylko teraz trwaj� warsztaty. Jedne w New Jersey, drugie w Des
Moines.
Dotycz� sygnatur Asasyn�w oraz wczesnej kosmologii.
Poniewa� te twierdzenia by�y absolutnie prawdziwe, powiedzia�em tylko:
� Zadaniem Instytutu Broadheada jest prowadzenie takich dzia�a�. Tak g�osi
statut. Po to go za�o�yli�my i dlatego te� WOA da�a mi oficjalne prawo uczestni-
czenia w ich sesjach planowania.
� C�, stary przyjacielu � rzek� rado�nie Cassata � tu te� si� pan myli. Nie
ma pan prawa. Ma pan przywilej. Czasami. Przywilej to nie prawo i ostrzegam,
�eby mi pan z tym nie wyje�d�a�. Nie chcemy, �eby si� pan do tego miesza�.
Czasem naprawd� nienawidz� tych go�ci.
� Niech pan pos�ucha Cassata � zacz��em, ale Essie mnie powstrzyma�a,
zanim zacz��em nabiera� tempa.
� Ch�opcy! Czy nie mo�emy za�atwi� tego kiedy indziej? Przyjechali�my tu
na przyj�cie, a nie po to, �eby si� k��ci�.
Cassata zawaha� si�, wygl�da� na nastawionego bojowo. Potem skin�� powoli
g�ow� w zamy�leniu.
� C�, pani Broadhead � rzek� � to nie jest taki z�y pomys�. To mo�e chwi-
le poczeka�; raport musz� z�o�y� dopiero za jakie� pi�� do sze�ciu cielesnych
godzin. � Po czym zwr�ci� si� do mnie: � Prosz� nie opuszcza� Ska�y � zarz�-
dzi�. I znik�.
Essie i ja spojrzeli�my po sobie.
� Niekulturny � o�wiadczy�a Essie marszcz�c nos, jakby wyczu�a dym z cy-
gara. Ja za� powiedzia�em co� znacznie gorszego i Essie otoczy�a mnie ramieniem.
� Robin, ten facet to �winia. Zapomnij o nim, dobrze? Nie pozw�l, �eby� przez
niego mia� si� sta� ponury i zgorzknia�y, dobrze?
� Nie ma szans! � odpar�em dzielnie. � Imprezka! Pogoni� ci� a� do B��-
kitnego Piekie�ka!
Rzeczywi�cie, zrobi�a si� niez�a imprezka.
Nie wzi��em na serio pytania Essie, kt�ra spyta�a, czy moim zdaniem nie zro-
biono zbyt wiele szumu wok� tego przyj�cia. Wiedzia�em, �e nie to ma na my�li.
Essie nigdy sama nie by�a poszukiwaczk�, ale ka�dy cz�owiek wiedzia�, czym
by�o to spotkanie.
Mia�o ono uczci� nie mniej, tylko setn� rocznic� odkrycia asteroidu Gateway,
a gdyby mia�a si� trafi� jaka� wa�niejsza okazja w historii ludzko�ci, to sam
ju�
nie wiem, co by to mog�o by�.
By�y dwa powody, dla kt�rych wybrano Pomarszczon� Ska�� na przyj�cie
z okazji setnej rocznicy. Jeden z nich by� taki, �e asteroid przerobiono na dom
starc�w. Doskonale si� nadawa� dla przypadk�w geriatrycznych. Kiedy kuracja
przeciwko arterio sklerozie spowodowa�a rozw�j osteoporozy, za� fagi przeciwno-
wotworowe zacz�y wywo�ywa� syndrom Menicre'a i chorob� Alzheimera, Po-
marszczona Ska�a okaza�a si� idealnym miejscem. Wys�u�one serca nie musia-
�y tak bardzo pompowa�. Stare ko�czyny nie musia�y ju� walczy�, by utrzyma�
w pozycji wyprostowanej setki kilogram�w mi�ni i ko�ci. Maksymalna grawi-
tacja w dowolnym miejscu asteroidu wynosi�a oko�o jednego procentu ziemskiej.
Starcy mogli skaka� i truchta�, a je�li chcieli, mogli nawet robi� przewroty.
Nie
grozi�o im wpadni�cie pod p�dz�cy samoch�d z powodu os�abionego refleksu �
nie by�o tam �adnych samochod�w. Och, pewnie, mogli umrze�. Ale nawet to nie
musia�o oznacza� ko�ca, gdy� Pomarszczona Ska�a mia�a najlepsze (i najbardziej
intensywnie wykorzystywane) wyposa�enie do zapisywania osobowo�ci w ca�ym
kosmosie. Kiedy stara cielesna pow�oka osi�gn�a stadium, w kt�rym nie by�o
warto jej naprawia�, staruszkowie oddawali si� w r�ce pracownik�w firmy �ycie
Po �yciu i za chwil� mogli do�wiadczy� sokolego wzroku, s�yszenia najcichszego
d�wi�ku, pami�tania o wszystkim, szybkiego uczenia si�. Najnormalniej w �wie-
cie si� odradzali! Tylko bez tego ca�ego zamieszania i obrzydliwo�ci, jakie
towa-
rzyszy�y ich pierwszym narodzinom. �ycie � czy mo�e powinienem powiedzie�
��ycie" � w charakterze zapisanej maszynowo inteligencji by�o czym� innym
ni� bytowanie we w�asnym ciele. Ale nie by�o z�e. Pod pewnymi wzgl�dami na-
wet lepsze.
M�wi� to ja, a znam si� na tym.
Rzadko da�o si� widzie� szcz�liwszych zapisanych maszynowo ludzi, ni� go-
�cie, kt�rzy �yli na Pomarszczonej Skale. By� to niezgrabny stary asteroid, o
d�u-
go�ci paru kilometr�w, przypominaj�cy miliony innych kr���cych wok� S�o�ca
mi�dzy Jowiszem i Marsem albo gdzie� indziej. No dobrze � nie tak ca�kiem
przypominaj�cy. Ten akurat asteroid wydr��ono i poprzebijano tunelami na wy-
lot. Nie dokona�y tego istoty ludzkie. W tej postaci go znale�li�my; i to by�
dru-
gi pow�d, dla kt�rego by�o to najlepsze miejsce do �wi�towania setnej rocznicy
pierwszego ludzkiego lotu mi�dzygwiezdnego.
Widzicie, Pomarszczona Ska�a by�a do�� niezwyk�ym, unikalnym asteroidem.
Pierwotnie kr��y�a ona wok� S�o�ca po orbicie prostopad�ej do p�aszczyzny
ekliptyki. To by�a w�a�nie ta niezwyk�a cecha. Za� cecha unikalna to fakt, �e
w chwili odnalezienia asteroid by� wype�niony staro�ytnymi statkami Heech�w.
Nie znaleziono tam jednego czy dw�ch statk�w, ale ca�e mn�stwo � by�o ich
a� dziewi��set dwadzie�cia cztery! Statki, kt�re nadal dzia�a�y! C�, przewa�nie
dzia�a�y, zw�aszcza je�li cz�owiekowi by�o wszystko jedno, dok�d leci. Na
pocz�t-
ku nigdy nie wiedzieli�my, dok�d trafimy. Wsiadali�my do statku, odpalali�my go,
k�adli�my si� na plecach i modlili�my si�.
Czasem mieli�my szcz�cie.
A jeszcze cz�ciej umierali�my. Wi�kszo�� z tych, kt�rzy byli na przyj�ciu, to
ci, kt�rzy mieli szcz�cie.
Jednak ka�da uwie�czona sukcesem podr� statkiem Heech�w czego� nas
uczy�a i z biegiem czasu nauczyli�my si� lata� po ca�ej galaktyce, z du�� doz�
pewno�ci, �e pozostaniemy przy �yciu. Nawet ulepszyli�my na par� sposob�w
technik� Heech�w. Oni korzystali z rakiet, �eby dosta� si� z powierzchni planety
na orbit� � my u�ywali�my p�tli Lofstroma. W pewnym momencie ju� nie po-
trzebowali�my asteroidu, �eby prowadzi� program kosmicznej eksploracji. Wi�c
przesun�li�my go na orbit� oko�oziemsk�./P>
Najpierw pojawi�a si� propozycja, �eby zrobi� z niego muzeum. Potem zdecy-
dowano przekszta�ci� go w dom opieki dla tych, kt�rzy prze�yli podr�e statkami
Heech�w. Wtedy zacz�li�my go nazywa� Pomarszczon� Ska��. Dawniej zwali-
�my go Gateway.
Tu napotykamy na kolejny powa�ny problem w porozumieniu, gdy� jak mam
okre�li� to, co Essie i ja zrobili�my p�niej?
Najpro�ciej powiedzie�, �e si� rozdzielili�my.
C�, no dobrze, tak faktycznie zrobili�my. Tak si� robi na przyj�ciach. Kr��y-
li�my tu i tam w nasz bezcielesny spos�b, by przywita�, wzi�� w ramiona i wy-
mieni� si� historyjkami z naszymi bezcielesnymi przyjaci�mi � nie wszyscy na-
si przyjaciele w Pomarszczonej Skale byli bezciele�ni, ale na tym etapie jeszcze
nie przejmowali�my si� tymi cielesnymi. (Nie chc� tu sprawia� wra�enia, �e nie
kochamy naszych cielesnych przyjaci�. S� nam r�wnie drodzy, co nasi zapisani
maszynowo przyjaciele, ale, na Boga, s� tak denerwuj�co powolni).
Wi�c przez nast�pne dziesi�tki tysi�cznych milisekund rozbrzmiewa�o nie-
ustanne �Marty! Kop� lat!" oraz �Robin, zobacz jak Janie Yee-xing teraz m�odo
wygl�da!" i �Pami�tasz, jak to miejsce dawniej cuchn�o?". Przez jaki� czas to
trwa�o, bo w ko�cu to by�a wielka impreza. No dobrze, podam par� liczb. Po
jakich� pierwszych pi��dziesi�ciu skokach w czyje� obj�cia i uprzejmych k�am-
stwach przerwa�em na chwil� i wywo�a�em m�j wierny program do wyszukiwania
danych, Alberta Einsteina.
� Albercie � spyta�em, kiedy si� pojawi�, mrugaj�c do mnie z sympati� �
ilu ich jest?
Possa� fajk� przez chwil�, po czym wycelowa� we mnie ustnikiem.
� Sporo. W sumie by�o trzyna�cie tysi�cy osiemset czterdziestu dw�ch po-
szukiwaczy z Gateway, od pierwszego do ostatniego. Niekt�rzy z nich, rzecz
jasna, zmarli w spos�b nieodwracalny. Pewna liczba nie zdecydowa�a si� przy-
jecha�, albo nie mog�a, albo jeszcze nie dotar�a. Z moich aktualnych wylicze�
wynika wszak�e, i� mamy obecnych trzy tysi�ce siedemset dwudziestu sze�ciu,
z kt�rych oko�o po�owa to osoby zapisane maszynowo. Mamy tak�e niew�tpli-
wie pewn� liczb� go�ci by�ych poszukiwaczy, jak na przyk�ad pani Broadhead, �e
nie wspomn� o pewnej liczbie pacjent�w przebywaj�cych tu z powod�w medycz-
nych, nie zwi�zanych z eksploracj�.
� Dzi�ki � powiedzia�em, a kiedy ruszy� do wyj�cia, doda�em � Albercie,
jeszcze jedno. Julio Cassata. M�czy�o mnie przez chwil� wymy�lanie, czemu tak
na mnie napad� w zwi�zku z warsztatami instytutu, a zw�aszcza � po co si� tu
pojawi�. By�bym wdzi�czny, gdyby� si� temu przyjrza�.
� Przecie� ju� to robi�, Robinie � u�miechn�� si� Albert. � Zg�osz� si�, jak
tylko znajd� jakie� informacje. A tymczasem, baw si� dobrze.
� Ju� si� bawi� � odpar�em zadowolony. Albert Einstein to przydatny gad�et
i dobrze go mie� pod r�k�; zajmuje si� wszystkim, kiedy ja si� bawi�. Powr�ci�em
wi�c na balang� z lekkim sercem.
Nie zna�em wszystkich 3 726 weteran�w, kt�rzy przybyli na zjazd. Ale wielu
tak, i tu znowu b�d� mia� problem z dok�adnym opowiedzeniem, co robili�my,
gdy� kto chcia�by wys�uchiwa�, ile razy krzykn�li�my do kogo� z nich:
� Co za niespodzianka! Jak �wietnie wygl�dasz!
Przelatywali�my przez gigabitow� przestrze� w g�r� i w d�, przez popl�tane
kwadranty, poziomy i tunele starej kupy ska�, pozdrawiaj�c naszych koleg�w i za-
pisanych maszynowo kumpli. Wypili�my par� drink�w z Siergiejem Borbosno-
jem we Wrzecionie � Siergiej by� szkolnym koleg� Essie w Leningradzie zanim
odlecia� na Gateway i ostatecznie spotka�a go powolna �mier� z powodu napro-
mieniowania. Sp�dzili�my d�u�sz� chwil� na przyj�ciu koktajlowym w muzeum
Gateway, snuj�c si� ze szklankami w d�oniach mi�dzy eksponatami: artefaktami
z Wenus i planety Peggy, fragmentami i kawa�kami narz�dzi, ognistymi per�ami
i wachlarzami modlitewnymi z ca�ej Galaktyki. Wpadli�my na Janie Yee-xing,
kt�ra chodzi�a z naszym przyjacielem Audee Walthersem przed jego odlotem do
j�dra Galaktyki w celu z�o�enia wizyty Heechom. Chyba chcia�a za niego wyj��,
tak s�dz�, ale ta kwestia przesta�a ju� by� aktualna, bo Janie ponios�a �mier�
pr�-
buj�c wyl�dowa� helikopterem w �rodku zimowego huraganu na planecie zwanej
Persefon�.
� Ze wszystkich g�upich rzeczy � rzek�em, u�miechaj�c si� do niej z�o�liwie
� trafi� ci si� wypadek lotniczy. � I wtedy musia�em przeprosi�, bo nikt nie
lubi
s�ucha�, �e g�upio zgin��.
To w�a�nie by�y zapisane maszynowo dusze, jak my, i z nimi mogli�my poga-
da� �atwo i bez po�rednik�w. Oczywi�cie, by�o tam te� mn�stwo cielesnych ludzi,
z kt�rymi chcieli�my si� przywita�.
A to ju� by� zupe�nie inny problem.
Bycie bezcielesnym umys�em w gigabitowej przestrzeni to nie jest co�, co daje
si� �atwo opisa�.
W pewien spos�b przypomina to seks.
To znaczy, jest to co�, czego nie da si� �atwo opisa� osobie, kt�ra tego jeszcze
nie spr�bowa�a. Wiem, jak to jest z seksem, bo pr�bowa�em opisa� rado�� upra-
wiania mi�o�ci ludziom � hm, tak w�a�ciwie to nie ludziom, ale inteligencjom �
w tym momencie nie jest wa�ne, kim one by�y � i to jest ci�ka praca. Po wie-
lu milisekundach s�uchania moich pr�b opisu, por�wna� i metafor, m�wili mniej
wi�cej co� takiego:
� No tak, teraz �api�! To przypomina t� inn� rzecz, kt�ra wy robicie � ki-
chanie? Kiedy wiesz, �e musisz co� zrobi� i nie mo�esz, ale musisz? I odczuwasz
coraz wi�kszy dyskomfort, a� wydaje ci si�, �e zwariujesz, je�li nie kichniesz
i wtedy si� udaje, a to takie mi�e uczucie? Dobrze my�l�?
Powiedzia�em wtedy:
� Nie, �le my�lisz � i podda�em si�.
R�wnie trudno jest wyt�umaczy� komu�, jakie to uczucie przebywa� w gi-
gabitowej przestrzeni. Cho� mog� opisa� par� rzeczy, kt�re tam robi�. Na przy-
k�ad, kiedy pili�my z Siergiejem Borbosnojem we Wrzecionie, tak �naprawd�"
nie znajdowali�my si� we Wrzecionie. Samo wrzeciono oczywi�cie istnieje �
jest to centralna pusta przestrze� w asteroidzie Gateway. Dawno temu, bar, kt�ry
si� tam znajdowa� � nazywa� si� B��kitne Piekie�ko � by� ulubionym miejscem
poszukiwaczy, gdzie gromadzili si� �eby pi�, gra� i pr�bowa� znale�� w sobie
do�� odwagi, by za�apa� si� na jedn� z tych przera�aj�cych przeja�d�ek statkiem
Heech�w, cz�sto �miertelnych i w jedn� stron�. Ale �prawdziwe" Wrzeciono nie
by�o ju� u�ywane w charakterze baru. Zamieniono je w wyposa�one w specjalne
lampy solarium dla najci�szych geriatrycznych przypadk�w po�r�d mieszka�-
c�w Pomarszczonej Ska�y.
Czy to powodowa�o jakie� problemy? Ale� sk�d! Stworzyli�my w�asn� symu-
lacje Wrzeciona, kompletn�, ��cznie z kasynem w B��kitnym Piekie�ku i siedzieli-
�my tam sobie z Siergiejem, pij�c lodowat� w�dk� i �uj�c precle z w�dzon� ryb�.
Symulacja by�a wyposa�ona w stoliki, barman�w, pi�kne kelnerki i trio graj�ce
przeboje sprzed p�wiecza. By� te� ha�a�liwy, rozbawiony t�um.
W istocie by�o tam wszystko, czego mo�na oczekiwa� od sympatycznego,
niewielkiego baru, z wyj�tkiem jednej rzeczy: realno�ci. Nic z tego nie by�o
�rze-
czywiste".
Ca�a scena, tak�e niekt�rzy z rozbawionych ludzi, by�a tylko zbiorem symula-
cji pobranych z pami�ci maszyny. Tak samo jak ja, Essie w jej przeno�nej formie,
oraz Siergiej.
Widzicie, nie musieli�my przebywa� we Wrzecionie, prawdziwym czy nie.
Kiedy usiedli�my, �eby wys�czy� nasze drinki, mogli�my stworzy� dowolne oto-
czenie, na jakie tylko mieli�my ochot�. Cz�sto to robili�my, Essie i ja.
� Gdzie chcesz je��? � pyta�a Essie, a ja odpowiada�em: � Czy ja wiem,
mo�e Pary�? La Tour d'Argent? Och nie, wiem, mam ochot� na sma�onego kur-
czaka. Mo�e piknik ko�o Tad� Mahal?
I wtedy nasze systemy obs�ugi pos�usznie wczytywa�y pliki oznaczone �Tad�
Mahal" i �Kurczak sma�ony" i oto tam byli�my.
Oczywi�cie, ani otoczenie ani jedzenie czy picie nie by�y �rzeczywiste" � ale
my te� nie. Essie by�a zapisanym maszynowo analogiem mojej ukochanej �ony,
kt�ra gdzie� tam ci�gle �y�a � i nadal by�a moj� �on�. Ja by�em zapisem tego, co
po mnie zosta�o, kiedy umar�em przy do�� ekscytuj�cej okazji naszego pierwszego
spotkania z Heechami. Siergiej by� zapisanym Siergiejem, bo on tak�e umar�. Za�
Albert Einstein...
C�, Albert by� czym� zupe�nie innym � ale trzymali�my go przy sobie, bo
strasznie zabawnie zachowywa� si� na imprezach.
I �adna z tych rzeczy nie mia�a znaczenia! Drinki uderza�y nam do g�owy r�w-
nie mocno, w�dzona ryba by�a r�wnie t�usta i s�ona, ma�e kawa�ki marynowanych
warzyw by�y r�wnie chrupi�ce i smaczne. I nigdy nie tyli�my i nie mieli�my kaca.
A tymczasem ciele�ni ludzie...
Hm, rzeczywi�ci ludzie byli czym� zupe�nie innym.
Po�r�d 3 726 weteran�w z Gateway, kt�rzy zgromadzili si�, by obchodzi�
setn�, rocznic� odkrycia Ska�y, by�o mn�stwo cielesnych ludzi. Wielu z nich za-
licza�em do dobrych przyjaci�. Wielu innych ch�tnie bym widzia� po�r�d moich
przyjaci�, gdy� wszyscy starzy poszukiwacze maj� ze sob� co� wsp�lnego.
Problem z cielesnymi lud�mi polega g��wnie na pr�bie prowadzenia z nimi
rozmowy. Jestem szybki � dzia�am w czasie gigabitowym. Oni s� powolni.
Na szcz�cie istnieje pewna metoda rozwi�zania tego problemu, bo w prze-
ciwnym razie pr�ba rozmowy z tymi powolnymi, mu�owatymi lud�mi z krwi i ko-
�ci, doprowadzi�aby mnie do szale�stwa.
Kiedy by�em dzieciakiem w Wyoming, podziwia�em mistrz�w szachowych,
kt�rzy w��czyli si� po parkach i rozk�adali swoje wyt�uszczone figury na wysma-
rowanych olejem szachownicach. Niekt�rzy z nich potrafili rozgrywa� symulta-
nicznie dwadzie�cia partii, przechodz�c od szachownicy do szachownicy. By�em
zachwycony. Jak oni umieli spami�ta� za jednym razem dwadzie�cia uk�ad�w,
pami�taj�c ka�dy ruch, kiedy ja z trudem pami�ta�em jeden?
A� wreszcie za�apa�em. Oni wcale niczego nie zapami�tywali.
Po prostu przechodzili od jednej szachownicy do drugiej, zajmowali pozycj�,
patrzyli, jaka jest strategia, robili ruch i przechodzili do nast�pnej. Nie
musieli
nic zapami�tywa�. Ich szachowe umys�y pracowa�y tak szybko, �e ka�dy z nich
ogarnia� wzrokiem ca�� sytuacj�, jeszcze zanim przeciwnik podrapa� si� w ucho.
Widzicie, tak samo jest ze mn� i cielesnymi lud�mi. Nie potrafi�bym znie��
rozmawiania z �yw� osob�, gdybym w tym samym czasie nie robi� jeszcze przy-
najmniej trzech albo czterech innych rzeczy. Oni tkwili nieruchomo jak pomniki!
Kiedy zobaczy�em mojego starego kumpla Frankie Hereir�, oblizywa� wargi pa-
trz�c, jak jaki� podstarza�y dziwak zmaga si� z butelk� szampana. Sam Stuthers
w�a�nie wychodzi� z toalety i otwiera� usta, �eby wykrzycze� powitanie do
jakiej�
innej �yj�cej osoby w hallu. Nie rozmawia�em z �adnym z nich. Nawet nie pr�bo-
wa�em. Ustawia�em sw�j obraz i wprawia�em go w ruch, dla ka�dego po jednym.
Potem �odchodzi�em".
Nie chc� przez to powiedzie�, �e naprawd� gdzie� si� oddala�em � po prostu
zajmowa�em si� czym� innym. Nie musia�em tam by�, poniewa� podprogramy
doskonale dawa�y sobie rad� z takim pokierowaniem moimi dublerami, �eby je-
den podszed� do Sama a drugi do Frankiego, oraz u�miechaniem si�, otwieraniem
�moich" ust by przem�wi�y, kiedy �mnie" zauwa�yli. Do chwili, a� b�d� musia�
podj�� decyzj� w kwestii tego, co chc� powiedzie� i tak zd��� wr�ci�.
Ale tak ju� by�o z cielesnymi lud�mi. Na szcz�cie dla mojego progu wytrzy-
ma�o�ci na znudzenie, w�r�d obecnych na przyj�ciu by�o wielu zapisanych ma-
szynowo ludzi (przy czym nie wszyscy z nich byli rzeczywi�cie lud�mi). Niekt�-
rzy z nich byli starymi przyjaci�mi. Inni to ludzie, kt�rych zna�em, bo byli
oso-
bami publicznymi. W�r�d nich by� Detweiler, kt�ry odkry� �winie Yoodoo i Liao
Xiechen, kt�ry by� terroryst� zanim pojawili si� Heechowie � wtedy zmieni�
barwy klubowe. Wyda� ca�� szajk� morderc�w i zamachowc�w, zakamuflowan�
w ameryka�skim programie kosmicznym. By� Harriman, kt�ry widzia� eksplodu-
j�c� supernow� i da� si� unie�� czo�u fali wystarczaj�co daleko, by zgarn��
premi�
naukow� w wysoko�ci pi�ciu milion�w dolar�w, za starych dobrych czas�w. By�
Mangrove, kt�ry wyl�dowa� na stacji Heech�w orbituj�cej wok� gwiazdy neu-
tronowej i odkry�, �e dziwaczne, malutkie, sterowalne kulki unosz�ce si� wok�
stacji to manipulatory do pobierania pr�bek, kt�re mo�na pos�a� na powierzchnie
gwiazdy i przynie�� stamt�d jakie� jedena�cie ton � kawa�ek wielko�ci paznokcia
� neutronium. Mangrove w ko�cu umar� z powodu dawki promieniowania, jak�
wch�on�� transportuj�c ten kawa�ek, ale to nie przeszkodzi�o mu w do��czeniu do
nas na Pomarszczonej Skale.
Przemieszcza�em si� wi�c tunelami na Gateway, szybki jak b�yskawica na za-
chmurzonym niebie i wita�em si� z setkami starych i nowych przyjaci�. Czasem
by�a ze mn� Przeno�na Essie. Czasem oddala�a si� we w�asnych sprawach. Wierny
Albert zawsze pozostawa� w pobli�u, ale nie do��cza� si� do u�cisk�w i powita�.
W istocie nie pokazywa� si� nikomu poza mn�, chyba �e zosta� zaproszony. Nikt
w tej rozchichotanej i rozbuchanej atmosferze, przypominaj�cej imprez� z okazji
rocznicy matury albo bal sylwestrowy, nie przejmowa� si� zwyk�ym programem
do wyszukiwania danych, cho� by� to najlepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek
mia�em.
Kiedy wi�c wr�cili�my do Wrzeciona, do picia z Siergiejem Borbosnojem
i zacz�o mnie to wszystko troch� nu�y�, wyszepta�em:
� Albert?
Essie rzuci�a mi spojrzenie. Wiedzia�a, co robi�. (W ko�cu to ona napisa�a
ten program, �e nie wspomn� o moim w�asnym). Nie mia�a nic przeciwko temu;
po prostu plotkowa�a sobie dalej z Siergiejem po rosyjsku. Nie by�o w tym nic
z�ego, bo rzecz jasna rozumiem po rosyjsku � biegle m�wi� tym j�zykiem, jak
r�wnie� ca�ym mn�stwem innych, bo w ko�cu mia�em mn�stwo czasu, �eby si�
ich nauczy�. Denerwowa�o mnie tylko, �e gadaj� o ludziach, kt�rych nie zna�em
i kt�rzy mnie nic nie obchodzili.
� Wzywa�e� mnie, o panie? � zamrucza� mi do ucha Albert.
� Nie przymilaj si� � odpar�em. � Wymy�li�e� ju�, o co chodzi z Cassat�?
� Nie ca�kiem, Robinie � rzek� � bo gdybym co� wymy�li�, to bez w�t-
pienia szuka�bym ci�, �eby o tym zameldowa�. Ale wykry�em kilka ciekawych
proces�w wynikania.
� No to wynikajmy � szepn��em, u�miechaj�c si� do Siergieja, gdy ten na-
lewa� mi kolejny kieliszek lodowatej w�dki nawet na mnie nie patrz�c.
� Postrzegam tu trzy, teoretycznie oddzielne problemy � rzek� Albert, sa-
dowi�c si� wygodnie z zamiarem wyg�oszenia d�ugiego, zgrabnego wyk�adu. �
Problem zwi�zku seminari�w prowadzonych przez instytut z WOA, problem ma-
newr�w i problem obecno�ci samego genera�a Cassaty. Mo�emy dokona� dalsze-
go ich podzia�u na...
� Nie � szepn��em � nie mo�emy. Kr�tko i zwi�le, Albercie.
� Doskonale. Seminaria oczywi�cie wi��� si� bezpo�rednio z podstawowym
problemem Wroga: w jaki spos�b mo�na go rozpozna� poprzez jego sygnatury,
oraz w jaki spos�b ma on zamiar wp�ywa� na ewolucj� wszech�wiata. Jedyn�
prawdziw� zagadk� jest to, po co WOA wyra�a swoj� trosk� o seminaria instytutu,
skoro odby�o si� ju� wiele takich konferencji bez �adnego sprzeciwu ze strony
WOA. Wydaje mi si�, �e to si� wi��e z problemem manewr�w. Przemawia za
tym jeden fakt: od chwili rozpocz�cia manewr�w na�o�ono embargo na wszystkie
transmisje z satelity WOA i Kr�gu Obserwacyjnego.
� Em... co?
� Embargo, tak, Robinie. Odci�to je. Ocenzurowano. Wydano zakaz. Nie
wolno prowadzi� �adnych transmisji. Wnioskuj� na tej podstawie, �e po pierwsze
te wydarzenia wi��� si� jako� ze sob� i oba s� zwi�zane z manewrami. Jak zapew-
ne wiesz, par� tygodni temu na Kr�gu mia� miejsce fa�szywy alarm. By� mo�e nie
by� to fa�szywy alarm...
� Albercie! Co ty m�wisz! � Nie m�wi�em zbyt g�o�no, ale Essie pos�a�a mi
zdumione spojrzenie. U�miechn��em si� uspokajaj�co, czy mo�e r�czej pr�bowa-
�em, bo w my�li tej nie by�o niczego uspokajaj�cego.
� Nie, Robinie � rzek� koj�cym g�osem Albert � nie mam podstaw do
przypuszcze�, �e ten alarm nie by� fa�szywy. Ale mo�e WOA przejmuje si� tym
bardziej ni� ja; to wyja�nia�oby te nag�e manewry, kt�re prawdopodobnie wi���
si� z testowaniem jakich� nowych broni...
� Broni!
Kolejne zdumione spojrzenie Essie. Rzuci�em g�o�no radosne �Na zdrowie!"
i unios�em kieliszek.
� W�a�nie, Robinie � rzek� ponuro Albert. � Zostaje nam wi�c do wyja-
�nienia tylko obecno�� genera�a Cassaty. Wydaje mi si�, �e to do�� �atwo wyja-
�ni�. On ci� po prostu pilnuje.
� Nie idzie mu to za dobrze.
� To nie jest do ko�ca prawda, Robinie. Owszem, wydaje si�, �e w tej chwili
genera� jest do�� zaj�ty w�asnymi sprawami. Bierze udzia� w intymnym spotkaniu
z pewn� m�od� dam� i robi to od pewnego czasu. Zanim jednak ukry� si� z t�
pani�, zarz�dzi�, by przez najbli�sze trzydzie�ci minut czasu organicznego nie
m�g� wystartowa� �aden statek. S�dz�, �e najprawdopodobniej skontroluje ci�
przed up�ywem tego czasu, a tymczasem nie mo�esz opu�ci� asteroidu.
� Cudownie � rzek�em.
� Nie s�dz� � poprawi� mnie z szacunkiem Albert.
� Nie mo�e tego zrobi�!
Albert �ci�gn�� usta.
� Na d�u�sz� met� to nie � zgodzi� si� ze mn�. � Oczywi�cie w ko�cu
by�by� w stanie dotrze� do kogo� postawionego wy�ej od niego, kto odwo�a�by
jego rozkazy, gdy� ci�gle � w pewnym stopniu � istnieje cywilna kontrola nad
S�u�b� Wsp�lnej Obserwacji Asasyn�w. Obawiam si� jednak, �e p�ki co asteroid
jest odci�ty.
� Dra�!
� Zapewne tak jest w istocie � u�miechn�� si� Albert. � Pozwoli�em so-
bie powiadomi� instytut o tej sytuacji i niew�tpliwie zareaguj� � obawiam si�
jednak, �e z organiczn� pr�dko�ci�. � Zamilk�. � Co� jeszcze? Czy mam konty-
nuowa� �ledztwo?
� Kontynuuj, szlag by to!
Pokr�ci�em si� przez chwil� w gigabitowej przestrzeni, pr�buj�c si� uspokoi�.
Kiedy doszed�em do wniosku, �e przynajmniej z grubsza jestem w stanie rozma-
wia�, do��czy�em do Essie i Siergieja Borbosnoja w ich symulacji baru B��kitne
Piekie�ko. Essie rzuci�a mi przyjazne spojrzenie w �rodku d�ugiej opowie�ci, po
czym utkwi�a we mnie wzrok.
� Hej � rzek�a � zn�w co� ci� zmartwi�o, Robinie?
Opowiedzia�em jej, czego si� dowiedzia�em od Alberta.
� Dra� � odpar�a, utwierdzaj�c mnie w mojej w�asnej diagnozie, a Siergiej
jej zawt�rowa� � Niekulturny, ten tam.
Essie z uczuciem uj�a moj� d�o�.
� Mimo wszystko, Robinie � rzek�a � w tym momencie to nie jest takie
wa�ne, zgadzasz si� ze mn�? I tak nie mieli�my zamiaru wychodzi� z imprezy
przez jaki� czas.
� Tak, ale �eby go pokr�ci�o...
� On ju� jest wystarczaj�co pokr�cony, kochany Robinie. Napij si�. Dobrze
ci to zrobi.
Spr�bowa�em wi�c.
Nie zadzia�a�o. Nie bawi�o mnie te� s�uchanie gadania Essie i Siergieja.
Zrozumcie, lubi�em Siergieja. Nie dlatego, �e by� przystojny. Bo nie by�. Sier-
giej Borbosnoj by� wysoki, trupioblady, �ysiej�cy. Mia� pe�ne uczucia oczy Ro-
sjanina i w solidny, systematyczny, rosyjski spos�b poch�ania� olbrzymie ilo�ci
zmro�onej w�dki, za ka�dym razem w obj�to�ci mniej wi�cej betoniarki. Ponie-
wa� on te� ju� nie �y�, m�g� to robi� dowolnie d�ugo i nie upija� si� bardziej,
ni�
sam tego chcia�. A jednak, zdaniem Essie, mia� t� sam� w�a�ciwo��, kiedy oboje
studiowali w Leningradzie i byli jeszcze cielesnymi lud�mi. Co� takiego mo�e za-
pewni� �wietn� zabaw�, no pewnie, je�li jeste� studentem � zw�aszcza je�li
jeste�
Rosjaninem. Mnie to nie bawi�o.
� Jak wam leci? � spyta�em rado�nie i wtedy zauwa�y�em, �e przestali gada�
i wpatrywali si� we mnie. Essie wyci�gn�a d�o� i z uczuciem pog�adzi�a mnie po
g�owie.
� Hej, Robin, staruszku. Te wszystkie wspomnienia z dawnych lat nie s� dla
ciebie szczeg�lnie ciekawe, co? Czemu si� troch� nie rozejrzysz?
� Wszystko w porz�dku � odpar�em k�amliwie, ale ona tylko westchn�a
i powiedzia�a: � Id�.
Wi�c poszed�em. Musia�em sobie co� spokojnie przemy�le�.
Nie�atwo mi opowiedzie�, o czym takim mia�em pomy�le� gdy� � bez urazy
� rzeczywi�ci ludzie nie s� w stanie przyj�� takiej liczby rozmaitych problem�w
jakie my, zapisane maszynowo osobowo�ci, korzystaj�ce z podzia�u czasu, mog�
przepu�ci� przez g�ow� � to jest, �g�ow�" � za jednym razem.
Co doprowadzi�o mnie do tego, �e u�wiadomi�em sobie pewien b��d.
Ciele�niacy nie s� zbyt dobrzy w �onglowaniu zbyt wieloma my�lami. Nie
radz� sobie zbyt dobrze z przetwarzaniem r�wnoleg�ym, s� liniowi. I powinie-
nem pami�ta� o tym, �e kiedy rozmawiam z cielesnymi lud�mi musz� bra� na to
poprawk�.
A zatem pr�buj�c ju� trzy razy wymy�li�, od czego zacz��, doszed�em do
wniosku, �e powinienem od opowiedzenia wam o dzieciach mieszkaj�cych na
Kr�gu Obserwacyjnym.
Rozdzia� 2
Kr�g Obserwacyjny
Musimy odrobin� cofn�� si� w czasie. W rzeczywisto�ci, niezbyt daleko.
A przynajmniej niezbyt daleko w poj�ciu cielesnych ludzi; obawiam si�, �e ani
troch� nie tak daleko, jak musieliby�my si� cofn�� przy innych rzeczach. Zaled-
wie par� miesi�cy.
Musz� opowiedzie� wam o Apsiku.
Apsik mia� osiem lat � licz�c wedle jego osobistej miary czasu, kt�ra jest inna
od wszystkich pozosta�ych miar czasu, o kt�rych wspomnieli�my. Jego prawdziwe
imi� brzmia�o Sternutator. By�o to imi� Heech�w, w czym nie ma nic dziwnego,
bo by� on ma�ym Heechem. Mia� pecha (albo szcz�cie) urodzi� si� jako dziec-
ko pary Heech�w b�d�cych specjalistami w r�nych u�ytecznych dziedzinach,
kt�rzy akurat pe�nili s�u�b� gdy okaza�o si�, �e Heechowie nie mog� ju� dalej
ukrywa� si� przed ca�ym �wiatem. Ca�y t�um personelu Heech�w trwa� w pogo-
towiu na t� w�a�nie okazj�. Zbiorowe umys�y Czcigodnych Przodk�w Heech�w
uzna�y, �e zaistnia�a w�a�nie potrzeba, by natychmiast rozes�ano dy�urne za�ogi
Heech�w po ca�ej galaktyce. Ma�y Sternutator polecia� z nimi.
�Sternutator" nie by�o mo�e najlepszym imieniem dla dziecka w wieku szkol-
nym, przynajmniej nie w przypadku, gdy wi�kszo�� jego koleg�w z klasy by�a
lud�mi. W j�zyku Heech�w s�owo to oznacza�o co� w rodzaju akceleratora cz�-
stek, z grubsza zbli�onego do lasera, w kt�rym cz�stki by�y ��askotane" (czy,
do-
k�adniej rzecz ujmuj�c, stymulowane), a� nast�powa�a ich emisja w postaci jed-
nego, wielkiego, pot�nego wybuchu. Ch�opiec pope�ni� b��d, t�umacz�c kolegom
swoje imi� dos�ownie i oczywi�cie wskutek tego nazwali go Apsikiem.
Czy raczej � robi�a to wi�kszo�� z nich. Harold, dziewi�cioletni ludzki cwa-
niaczek, kt�ry siedzia� obok niego na lekcji Koncepcji, powiedzia�, �e owszem,
tak mia� na imi� jeden z siedmiu krasnoludk�w, ale rodzice wybrali sobie niew�a-
�ciwego krasnoludka, �eby nazwa� ch�opca jego imieniem.
� Jeste� za g�upi, �eby by� Apsikiem � rzek� Harold podczas przerwy
w grze, kiedy to ma�y Sternutator pokona� go w grze z pszczo�� rozpoznawania
wzorc�w. � Tak naprawd�, to jeste� Gapciem. Po czym odbi� si� od trampoli-
ny i popchn�� Apsika tak, �e ten przelecia� w stron� robota instruktora tai-chi.
Na szcz�cie dla nich obu. Zabawobot zareagowa� natychmiast, �api�c bezpiecz-
nie ma�ego Heecha swoimi mi�kkimi ramionami. Apsikowi nie sta�a si� krzywda,
a Harold nie straci� przerwy w grze.
Zabawobot na drugim ko�cu boiska nawet nie zauwa�y�, co si� sta�o. Robot do
tai-chi doprowadzi� Apsika do stanu u�ywalno�ci i uprzejmie poprawi� zasobnik
wisz�cy mi�dzy jego nogami i zaszepta� mu do ucha w j�zyku Heech�w:
� On jest tylko dzieckiem, Sternutatorze. Kiedy b�dzie starszy, b�dzie tego
�a�owa�.
� Aleja nie chc�, �eby oni nazywali mnie G�upkiem! � zaszlocha� ch�opiec.
� Nie b�d� ci� tak nazywa�. Nikt nie b�dzie. Z wyj�tkiem Harolda, ale on te�
kiedy� za to przeprosi. � I �ci�le rzecz bior�c, ta cz�� wypowiedzi zabawobota
by�a prawdziwa. Czy prawie prawdziwa. Z jedena�ciorga dzieci w klasie niewielu
lubi�o Harolda. Nikt go nie na�ladowa�, z wyj�tkiem pi�ciolatki imieniem Gi�t-
ka Ga���, i tylko przez chwil�. Gi�tka Ga��� by�a Heechem, i to bardzo ma�ym.
Zwykle robi�a co mog�a, �eby zdoby� akceptacj� ludzkich dzieci. Kiedy jednak
odkry�a, �e dzieci nie na�laduj� Harolda, zmieni�a post�powanie.
Ma�emu Apsikowi nic si� wi�c nie sta�o, z jednym wyj�tkiem � kiedy tego
wieczora powiedzia� o wszystkim rodzicom, zareagowali oni odpowiednio: z�o-
�ci� i rozbawieniem.
Rozz�oszczonym rodzicem by� jego ojciec, Bremsstrahlung, kt�ry wzi�� swo-
jego szkieletowatego syna na ko�ciste kolano i wysycza�:
� Mam ju� tego do��! Mam zamiar ukara� szkolbota za to, �e dopu�ci� do
tego, by ten ot�uszczony sadysta zn�ca� si� nad naszym synem!
Rozbawionym rodzicem by�a matka, Femtofala.
� Gorsze rzeczy przytrafia�y mi si� w szkole, Bremmy � rzek�a � a to by�o
przecie� jeszcze w Domu. Pozw�lmy ma�ym ch�opcom toczy� w�asne wojny.
� Heechowie nie tocz� wojen, Femtofalo.
� Ale ludzie to robi�, Bremmy i przypuszczam, �e b�dziemy musieli si� od
nich tego nauczy� � och, w niedestruktywny spos�b, oczywi�cie. � Od�o�y�a
l�ni�cy, emituj�cy �wiat�o instrument, kt�ry bada�a, gdy� przynios�a robot� do
domu z biura. Zacz�a i�� � przypomina�o to raczej �lizganie si� ni� chodzenie,
z powodu niskiej grawitacji, jaka panowa�a na Kr�gu � przez pok�j by podnie��
Apsika z kolan ojca. � Nakarm ch�opca, m�j drogi � rzek�a z rozbawieniem �
a zapomni o ca�ej aferze. Bierzesz to bardziej powa�nie ni� on.
Femtofala zyska�a wi�c pi��dziesi�t procent na tej wymianie. Mia�a racj� m�-
wi�c, �e jej partner przejmowa� si� tym o wiele bardziej ni� ich syn. (Rzeczywi-
�cie, nast�pnego dnia Bremsstrahlung otrzyma� nagan�, kiedy siedzia� w Fotelu
Sn�w, gdy� nadal by� poirytowany. To sprawi�o, �e jego umys� poszybowa� w kie-
runku ma�ego ludzkiego cwaniaczka, kiedy powinien by� pozosta� pusty. To by�o
zakazane. Oznacza�o, �e Bremsstrahlung nadawa� wi�cej pozosta�o�ci po zdener-
wowaniu ni� sam m�g� poczu� � w ko�cu zadaniem specjalist�w siedz�cych na
Fotelach Sn�w by�o nieodczuwanie niczego przy jednoczesnym maksymalnym
nastawieniu si� na odbi�r wszelkich uczu�, jakie mog�y nap�yn�� za po�rednic-
twem Fotela).
Femtofala pomyli�a si� jednak w drugiej ocenie. Apsik nigdy o tym nie zapo-
mnia�.
By� mo�e nie zapami�ta� tego w�a�ciwie. Uderzy�o go bynajmniej nie to, �e
ludzie czasem ze sob� walczyli, ale fakt, �e walka nie zawsze odbywa�a si� za
po-
moc� tych olbrzymich bulwiastych pi�ci albo wielga�nych napuchni�tych st�p.
Potrafili zrani� kogo� przy u�yciu s��w.
* * *
Znowu zrobi�em co� nie tak? Czy nie powinienem by� wyja�ni� najpierw, jaki
jest cel powstania Kr�gu? C�, lepiej p�no ni� wcale. Cofnijmy si� zn�w odro-
bin� i rozp�aczmy ten k��bek.
Kiedy pierwszy Heech, kt�ry nie by� w stanie zapanowa� nad swoim przezna-
czeniem (nazywa� si� Kapitan) spotka� pierwsz� istot� ludzk� (kt�ra nazywa�a si�
Robinette Broadhead, bo by�em to ja), dziecko imieniem Sternutator znajdowa�o
si� na dy�urnym statku w j�drze galaktyki wraz z rodzicami. T�skni�o za domem.
�Dom" oznacza� przytulne niewielkie miasteczko zamieszkane przez osiem do
dziesi�ciu milion�w Heech�w na planecie kr���cej wok� pomara�czowo-��tej
malutkiej gwiazdy w czarnej dziurze, kt�ra by�a j�drem galaktyki. Apsik wiedzia�
co to oznacza, ju� w wieku trzech lat. Wiedzia�, �e jego rodzina przebywa na tym
statku dlatego, �e mo�e nadej�� taki dzie�, kiedy b�d� musieli rzuci� wszystko,
przebi� si� przez granic� Schwarzschilda i ponownie ujrze� zewn�trzne gwiazdy.
Oczywi�cie mia� nadziej�, �e akurat jemu si� to nie przytrafi. Ka�dy tak my�li.
Kiedy jego rodzina zosta�a oddelegowana na Kr�g Obserwacyjny, Apsik dopiero
wtedy pozna�, czym jest prawdziwa t�sknota za domem.
Cel istnienia Kr�gu by� prosty.
By�o to miejsce, gdzie zamontowano Fotele Sn�w.
Fotele by�y wynalazkiem Heech�w, na kt�ry natkn�li�my si� jeszcze zanim
spotkali�my �ywego Heecha. Heechowie u�ywali ich (mi�dzy innymi) do ob-
serwowania planet, na kt�rych mog�o kiedy� rozwin�� si� inteligentne �ycie, ale
jeszcze si� to nie sta�o �jak nasza w�asna planeta par�set tysi�cy lat temu,
kiedy
Heechowie przybyli na Ziemi� po raz ostatni.
Sygna�y �sn�w" nie by�y wcale snami. Zasadniczo by�y to emocje. Heech (al-
bo cz�owiek), zamkni�ty w Fotelu Sn�w stanowi�cym paj�czynow� anten� z l�ni�-
cego metalu, odczuwa� to, co czuli inni � nawet kiedy nadawcy byli daleko od
niego. Przynajmniej �daleko" na odleg�o�ci mi�dzyplanetarne. W przypadku odle-
g�o�ci galaktycznych ju� nie by�y u�yteczne. Dzia�o si� tak, gdy� Fotele Sn�w
wy-
korzystywa�y si�� elektromotoryczn�. By�y ograniczone pr�dko�ci� �wiat�a i pod-
lega�y prawu odwrotno�ci kwadrat�w, wi�c efektywny zasi�g Foteli Sn�w wyno-
si� zaledwie miliardy kilometr�w, a nie biliony bilion�w, kt�re oddziela�y jedn�
gwiazd� od drugiej.
Praca Bremsstrahlunga i innych operator�w Foteli Sn�w, zar�wno ludzi, jak
i Heech�w, polega�a na tym, by by� oczami i uszami Kr�gu. Ich zadanie polega-
�o na monitorowaniu najwa�niejszego obiektu w kosmologii ludzkiej i Heech�w,
a mianowicie kugelblitzu, kt�ry rozpo�ciera� si� poza galaktyczn� aureol�. W sa-
mej galaktyce nie by�o punktu, kt�ry by�by do�� blisko, �eby go u�y� do tego
celu. Zbudowano wi�c Kr�g i przetransportowano go na pozycj� odleg�� jedynie
o sze�� jednostek astronomicznych od kugelblitzu, na samotny punkt w mi�dzy-
galaktycznej pustce.
By� to, jak wszyscy zgodnie orzekli, rozs�dny spos�b. Prawd� by�o, �e je�li
co� w ko�cu zacznie si� dzia� wok� kugelblitzu, a obserwatorzy odbior� sygna�y,
kt�rych tak si� obawiali, stanie si� to jakie� czterdzie�ci minut po samym
zdarze-
niu, gdy� w�a�nie tyle zajmie sygna�owi poruszaj�cemu si� z pr�dko�ci� �wiat�a
pokonanie odleg�o�ci r�wnej sze�ciokrotnemu dystansowi mi�dzy Ziemi� a S�o�-
cem (a w�a�nie to oznacza okre�lenie �jednostka astronomiczna", t�paki).
Istnia� r�wnie� malutki cie� niepewno�ci w kwestii tego, czy w takim wypad-
ku Fotele Sn�w w og�le cokolwiek wy�api�.
Koniec ko�c�w, uzgodniono, �e model Foteli Sn�w, jaki pierwotnie stosowali
Heechowie, nie b�dzie wykazywa� �adnej wra�liwo�ci na, powiedzmy, maszyno-
wo zapisane inteligencje, jak m�j w�asny Albert Einstein; wykonanie tego zadania
by�o mo�liwe dopiero po tym, jak troch� pogrzebali w problemie tacy fachowcy,
jak Es si�. Czy by� zatem pow�d by wierzy�, �e b�d� one w stanie wykry� ca�ko-
wicie nieznane sygnatury istniej�ce w teorii Asasyn�w?
Nie istnia�o nic, co pozwoli�oby rozwi�za� ten problem.
Z kolei, z du�� pewno�ci� mo�na by�o stwierdzi�, �e nic nie dzia�o si� wok�
kugelblitzu przez ostatnich par� milion�w lat, wi�c trzy kwadranse w t� czy we
w t�, nie b�d� sprawia�y �adnej r�nicy.
Nast�pnego dnia rano Apsika obudzi� g�os dombota na �cianie, m�wi�cego
w j�zyku Heech�w:
� Dzie� Alarmu, Sternutatorze, Dzie� Ala