4.Wespazjan. Utracony orzel Rzymu - Robert Fabbri
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4.Wespazjan. Utracony orzel Rzymu - Robert Fabbri |
Rozszerzenie: |
4.Wespazjan. Utracony orzel Rzymu - Robert Fabbri PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4.Wespazjan. Utracony orzel Rzymu - Robert Fabbri pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4.Wespazjan. Utracony orzel Rzymu - Robert Fabbri Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4.Wespazjan. Utracony orzel Rzymu - Robert Fabbri Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
M o jej s io s trze Tan y i Po tter i jej mężo wi J ames o wi
o raz ich u ro czy m có rk o m o imio n ach Alice, Clara i Lu cy
PS Ty m ws zy s tk im, k tó rzy ch cielib y wied zieć,
co wy n ik ło z mo jej d ed y k acji w o s tatn iej k s iążce,
miło b ęd zie u s ły s zeć, że An ja p o wied ziała „tak ”!
Strona 4
Strona 5
PROLOG
RZYM
2 4 STYCZNIA 4 1 ROKU
Strona 6
S k iero wan a k u p u b liczn o ś ci jas k rawa mas k a, p o d k tó rą k ry ła s ię twarz k o mik a,
miała wy s zczerzo n e w u ś miech u zęb y i o k rąg łe o czy . Ak to r p ląs ał p rzez ch wilę
z wierzch em lewej d ło n i p rzy ciś n ięty m d o p o d b ró d k a i z wy ciąg n iętą p rawą ręk ą.
– Niecn y u czy n ek , k tó ry s p ro wad za n a was wszystkie te zg ry zo ty , był mo im d ziełem,
s am p rzy zn aję – o ś wiad czy ł.
Wid zo wie p rzy jęli g ro mk im ś miech em tę celo wo d wu zn aczn ą k wes tię, k lep iąc s ię
p o k o lan ach i k las zcząc w d ło n ie. Ak to r g rający mło d eg o k o ch an k a s k ło n ił g ło wę,
d zięk u jąc za u zn an ie, p o czy m zwró cił s ię d o s wo jeg o p artn era, k tó ry n o s ił o wą
b ard ziej g ro tes k o wą mas k ę g łó wn eg o win o wajcy .
Zan im jed n ak ak to rzy zd o łali p o d jąć d als zą g rę, Kalig u la zerwał s ię z miejs ca.
– Czek ajcie! – zawo łał.
Dzies ięć ty s ięcy p ar o czu lu d zi wy p ełn iający ch ty mczas o wy teatr, p rzy tu lo n y d o
p ó łn o cn eg o s to k u Palaty n u , s k iero wało s ię k u wzn ies io n ej p o ś ro d k u tej n o wej
b u d o wli, ws p artej n a d rewn ian y ch k o lu mn ach lo ży ces ars k iej.
Ces arz p rzy b rał tę s amą p o zę co ak to r n a s cen ie.
– Plau t ch ciałb y u s ły s zeć tę k wes tię wy p o wied zian ą in aczej.
Bezb łęd n ie zap ląs ał i u p o d o b n ił twarz d o mas k i, ro zciąg ając u s ta w jej s zero k im
u ś miech u i wy trzes zczając zap ad n ięte o czy , tak że b iałk a wy raźn ie k o n tras to wały
z ciemn y mi wo rk ami, ch arak tery s ty czn y mi d la o s ó b cierp iący ch n a b ezs en n o ś ć.
– Niecn y u czy n ek , k tó ry s p ro wad za n a was wszystkich te zg ry zo ty , b y ł moim d ziełem,
sam p rzy zn aję – p o wied ział. Kied y wy mó wił o s tatn ią s y lab ę, p rzen ió s ł lewą d ło ń
s p o d p o d b ró d k a n a czo ło i melo d ramaty czn y m g es tem o d rzu cił d o ty łu g ło wę.
Tłu m o k azał ro zb awien ie jes zcze en erg iczn iej i g ło ś n iej, ch o ć ty m razem b y ła to
reak cja wy mu s zo n a. Na s cen ie o b aj ak to rzy p o k ład ali s ię ze ś miech u . Kalig u la,
ro zk o s zu jąc s ię p o ch leb czy m en tu zjazmem, p o rzu cił ak to rs k ą p o zę i z s zy d erczy m
u ś mies zk iem ro zło ży ł s zero k o ramio n a, o b ró cił s ię w lewo , p o tem w p rawo ,
o b ejmu jąc ty m g es tem całą p ó łk o lis tą wid o wn ię.
Z ty łu , w cien iu jed n eg o z wielu d as zk ó w ro zciąg n ięty ch n ad s tro mo
zb ieg ający mi w d ó ł rzęd ami s ied zeń , s tał Ty tu s Flawiu s z Sab in u s i s p o d
zak ry wająceg o mu twarz k ap tu ra z o b rzy d zen iem s p o g ląd ał n a s wo jeg o ces arza.
Kalig u la wy ciąg n ął k u wid zo m o twartą d ło ń ; u s p o k o ili s ię n iemal n aty ch mias t.
– Ko n ty n u u jcie! – ro zk azał i u s iad ł.
Kied y ak to rzy p o wró cili d o s wo ich ró l, s ied zący u s tó p mło d eg o ces arza, o d zian y
Strona 7
w s en ato rs k ą to g ę mężczy zn a w ś red n im wiek u zaczął o b s y p y wać p o cału n k ami
i g ład zić jeg o czerwo n e d o mo we p an to fle, zu p ełn ie jak b y b y ły n ajcu d o wn iejs zy mi
p rzed mio tami, jak ie w ży ciu wid ział.
Sab in u s zwró cił s ię d o s wo jeg o to warzy s za, trzy d zies to k ilk u letn ieg o b lad eg o
mężczy zn y o s zczu p łej twarzy i k as ztan o waty ch wło s ach .
– Kim jes t ten o b rzy d liwy lizu s , Klemen s ie?
– To , d ro g i s zwag rze, Kwin tu s Po mp o n iu s z Sek u n d u s , teg o ro czn y p ierws zy
k o n s u l, i właś n ie p o k azu je, w jak i s p o s ó b n a ty m u rzęd zie wy raża s wo ją n iezależn ą
o p in ię.
Sab in u s s p lu n ął i ś cis n ął ręk o jeś ć u k ry teg o p o d p łas zczem miecza. Dło ń miał
lep k ą.
– Ch y b a n ad s zed ł ju ż czas – p o wied ział.
– Nad s zed ł ju ż d awn o . M o ja s io s tra o d d wó ch lat ży je z p o czu ciem h ań b y jak o
k o b ieta zg wałco n a p rzez Kalig u lę; to o wiele d łu żej, n iż h o n o r p o zwala.
Ty mczas em n a s cen ie s o lid n y k o p n iak wy mierzo n y p rzez mło d eg o k o ch an k a
p o s łał p rzy b y łeg o właś n ie n iewo ln ik a n a ziemię, co wy wo łało k o lejn y wy b u ch
rad o ś ci tłu mu , k tó ra n aras tała, w miarę jak ak to rzy zaczęli g o n itwę wo k ó ł s cen y ,
o b fitu jącą w p o tk n ięcia, zwro ty i n ies p o d ziewan ie ch y b io n e cio s y . W lo ży ces ars k iej
Kalig u la d awał włas n y k o med io wy p o k az, p rzeg an iając w tę i z p o wro tem s wo jeg o
k u laweg o s try ja Klau d iu s za, k u au ten ty czn ej u cies ze p u b liczn o ś ci, k tó rą
n iezmien n ie b awiło wy s tawian ie k alek n a p o ś miewis k o . Nawet s zes n as tu b ro d aty ch
czło n k ó w g ermań s k iej s traży p rzy b o czn ej ces arza zaś miewało s ię, wid ząc p o n iżen ie
n ies zczęś n ik a. Dwaj try b u n i p reto rian ó w, s to jący w g o to wo ś ci p o o b u s tro n ach teg o
wy d zielo n eg o miejs ca, n ie wy k o n ali n ajmn iejs zeg o ru ch u , b y p rzy wo łać d o
p o rząd k u p o d wład n y ch .
– Czy n ap rawd ę zamierzacie u czy n ić teg o b łazn a ces arzem? – s p y tał Sab in u s ,
p rzek rzy k u jąc rad o s n ą wrzawę, jak a wy b u ch ła, k ied y s łab e n o g i Klau d iu s za w k o ń cu
o d mó wiły p o s łu s zeń s twa i n ies zczęś n ik ro zciąg n ął s ię jak d łu g i n a p o s ad zce.
– A jak i mamy wy b ó r? On jes t o s tatn im d o ro s ły m ży jący m czło n k iem d y n as tii
ju lijs k o -k lau d y js k iej. Żo łn ierze mo jej g ward ii p reto riań s k iej n ie zg o d zą s ię n a
p rzy wró cen ie rep u b lik i. Wied zą, że to d o p ro wad ziło b y d o ro związan ia ich
o d d ziałó w. Po d n io s ą b u n t, zab iją mn ie i ws zy s tk ich mo ich o ficeró w, k tó rzy s tan ą im
n a d ro d ze, a p o tem i tak zro b ią Klau d iu s za ces arzem.
– Nie, jeś li jeg o też zab ijemy .
Klemen s p o k ręcił g ło wą.
– Ho n o r n ie p o zwala mi k azać g o zab ić, b o jes tem jeg o k lien tem. – Ws k azał
zn ajd u jący ch s ię w lo ży d wó ch try b u n ó w p reto rian ó w i ś cis zy ł g ło s , k ied y Kalig u la,
Strona 8
zn u d zo n y p o n iżan iem s try ja, u s iad ł z p o wro tem n a s wo im miejs cu . – Kas ju s z
Ch erea, Ko rn eliu s z Sab in u s i ja zg o d ziliś my s ię, że Klau d iu s z ma zo s tać ces arzem.
W ty m n as za n ad zieja n a p rzetrwan ie teg o ws zy s tk ieg o . Przep ro wad ziliś my
d y s k retn e ro zmo wy z jeg o wy zwo leń cami, Narcy zem i Pallas em... a tak że
z wy zwo leń cem Kalig u li, Kallis to s em. On ro zu mie, co s ię d zieje, i związał s wó j lo s ze
s tro n n ictwem Klau d iu s za; o n i ws zy s cy o b iecali w miarę mo żliwo ś ci o ch ro n ić n as
p rzed zems tą, jak iej h o n o r k azałb y Klau d iu s zo wi d o k o n ać za zab icie czło n k a jeg o
ro d zin y , mimo że s am n a tej ś mierci s k o rzy s ta... n iewątp liwie k u s wemu zas k o czen iu .
– To o n jes zcze n ic n ie wie?
Szwag ier u n ió s ł b rew.
– A ty p o wierzy łb y ś tak i s ek ret temu g ad atliwemu id io cie? – s p y tał.
– Ale ces ars two ch cecie mu p o wierzy ć?
Klemen s wzru s zy ł ramio n ami.
– M o im zd an iem o n p o win ien u mrzeć – o ś wiad czy ł Sab in u s .
– Nie, Sab in u s ie, i w tej s p rawie wy mag am two jej p rzy s ięg i n a M itrę. M o g liś my
to zro b ić ju ż k ilk a mies ięcy temu , ale p o czek aliś my , aż wró cis z d o Rzy mu i zad as z
o s o b iś cie ten cio s , b o to d la cieb ie k wes tia h o n o ru . Na jaja J o wis za, p rzecież p o to
zd emas k o wałem in n y s p is ek p rzeciwk o ces arzo wi, żeb y to właś n ie n am p rzy p ad ła
p rzy jemn o ś ć wy k o ń czen ia d ran ia.
Sab in u s , wied ząc, że n ie ma wy s tarczający ch arg u men tó w, mru k n ięciem wy raził
s wo ją zg o d ę. Przez o s tatn ie d wa lata, jak ie min ęły o d g wałtu p o p ełn io n eg o n a jeg o
małżo n ce Klemen ty n ie, o raz o d czas u mian o wan ia g o leg atem Dziewiąteg o leg io n u
Hispana p rzez s p rawcę teg o o b rzy d liweg o u czy n k u , s tacjo n o wał n a p ó łn o cn ej
g ran icy , w p ro win cji Pan o n ia, całk o wicie o d cięty o d Rzy mu . M u s iał tam czek ać, aż
Klemen s , b rat Klemen ty n y , jed en z d wó ch p refek tó w g ward ii p reto riań s k iej, s ię
zo rien tu je, k tó rzy z jeg o o ficeró w s ą n a ty le zd eg u s to wan i s zaleń s twami Kalig u li, b y
ry zy k o wać włas n ą g ło wę, b io rąc u d ział w p ró b ie s k ry to b ó js twa. Trwało to b ard zo
d łu g o – o czy m d o wied ział s ię z ro zs zy fro wan y ch lis tó w Klemen s a – p o n ieważ, co
o czy wis te, lu d zie n iech ętn ie i n ie z k ażd y m d zielili s ię my ś lami ś wiad czący mi
o zd rad zie s tan u .
Sto s o wn a ch wila n ad arzy ła s ię ro k wcześ n iej, k ied y Kalig u la wró cił
z wy mu s zo n ej ek s p ed y cji k arn ej d o German ii. Do p o d b o ju Bry tan ii n ie d o s zło ,
p o n ieważ leg io n y o d mó wiły wejś cia n a p o k ład . Ces arz u p o k o rzy ł żo łn ierzy za
n ies u b o rd y n ację, k ażąc im zb ierać mu s zelk i, n ies io n e p o tem u licami Rzy mu
w p aro d ii triu mfu . Zraziws zy s o b ie armię, n as tawił wro g o d o s ieb ie s en at i g ward ię
Strona 9
p reto riań s k ą. By ł ju ż zu p ełn ie o s amo tn io n y , k ied y o ś wiad czy ł, że zamierza
p rzen ieś ć s to licę ces ars twa z Rzy mu d o Alek s an d rii. Zaró wn o d o wó d cy , jak
i d ziewięć ty s ięcy s zereg o wy ch p reto rian ó w czarn o wid zieli s wo ją p rzy s zło ś ć. M o g li
alb o wy ląd o wać w n iezn o ś n ie u p aln y m Eg ip cie, alb o , co g o rs za, zo s tać n a miejs cu
i p o p aś ć w zap o mn ien ie z d ala o d ces arza, k tó ry jed y n y n ad awał s en s ich is tn ien iu .
Niep ewn i p rzy s zło ś ci o ficero wie zaczęli n ieś miało d zielić s ię z s o b ą s wo imi
lęk ami. J u ż wk ró tce Klemen s mó g ł zwerb o wać Kas ju s za Ch ereę. Od d awn a
p o d ejrzewał try b u n a o mo rd ercze zamiary w s to s u n k u d o ces arza, k tó ry p rzy k ażd ej
o k azji wy s tawiał g o n a p o ś miewis k o i u p o k arzał, k p iąc z jeg o p is k liweg o g ło s u .
Ch erea wciąg n ął d o s p is k u s wo jeg o p rzy jaciela, try b u n a Ko rn eliu s za Sab in u s a,
i d wó ch n iezad o wo lo n y ch z s y tu acji cen tu rio n ó w. M ając ju ż g ru p ę p ewn y ch
s p is k o wcó w, Klemen s d o trzy mał d an ej Sab in u s o wi o b ietn icy , że to o n b ęd zie miał
o k azję zad ać p ierws zy cio s , i n ap is ał, że ws zy s tk o jes t g o to we i mo że ju ż s ek retn ie
wró cić d o Rzy mu . Sab in u s p rzy jech ał p rzed d wo ma d n iami. Zatrzy mał s ię w d o mu
Klemen s a. An i Wes p azjan , jeg o b rat, an i wu j, s en ato r Gaju s z Po llo , s ied zący teraz
o b o k s ieb ie w ces ars k iej lo ży , n ie mieli p o jęcia o jeg o o b ecn o ś ci w mieś cie. Po
d o k o n an iu d zieła Sab in u s zamierzał wró cić n iezau ważen ie d o Pan o n ii. Zap ewn ił
s o b ie alib i, in fo rmu jąc mło d s zy ch o ficeró w, k tó ry m zo s tawił d o wó d ztwo n a zimo wej
k waterze, że o d wied za żo n ę i d wó jk ę d zieci, p rzeb y wający ch p o za zas ięg iem
Kalig u li, u jeg o ro d zicó w w Awen tik u m, n a p o łu d n iu German ii Gó rn ej. Dzięk i temu ,
jak s ąd ził Klemen s , w wy p ad k u zems ty n a s p is k o wcach p o wziętej p rzez n o wą wład zę
Klemen ty n a s traciłab y b rata, ale p rzy n ajmn iej zach o wałab y męża.
Na s cen ie p o n iżej ak cja d o b ieg ła s zczęś liweg o k o ń ca i o b ie g łó wn e p o s taci
o p u s zczały miejs ce wy d arzeń i u d awały s ię n a u cztę wes eln ą, k ieru jąc s ię k u scanae
frons, d ek o racji p rzed s tawiającej ś cian ę d wu k o n d y g n acy jn eg o d o mu z k o lu mn ami,
o k n ami, d rzwiami i łu k ami. Kied y o s tatn i z ak to ró w zwró cił s ię d o wid o wn i, Sab in u s
n as u n ął k ap tu r n iżej n a twarz.
– Ch ętn ie o b jęlib y ś my n as zy m zap ro s zen iem ws zy s tk ich o b ecn y ch tu taj
p rzy jació ł. Po wiad ają, że co za d u żo , to n iezd ro wo , ale n awet za d u żo d la s ześ cio rg a
n ie wy s tarczy d la ty s ięcy . Po zwó lcie zatem, że w zamian za was ze p o d zięk o wan ia
b ęd ziemy wam ży czy ć p rawd ziwej u czty w was zy ch włas n y ch d o mach .
Kied y p u b liczn o ś ć zareag o wała o wacją, g ermań s k a s traż p rzy b o czn a ro zs tąp iła
s ię, wp u s zczając d o ces ars k iej lo ży wy s o k ieg o mężczy zn ę w p u rp u ro wej s zacie i ze
zło ty m d iad emem n a g ło wie. Przy b y s z zło ży ł ces arzo wi u k ło n we ws ch o d n im s ty lu ,
p rzy cis k ając o b ie d ło n ie d o p iers i.
– A ten co tu taj ro b i? – rzu cił d o Klemen s a zd u mio n y Sab in u s .
Strona 10
– Hero d Ag ry p p a? J es t tu taj ju ż o d trzech mies ięcy , d o p ras zając s ię, b y ces arz
ro zs zerzy ł mu jeg o k ró les two . Kalig u la b awi s ię jeg o k o s ztem, k ażąc mu cierp ieć za
ch ciwo ś ć. Trak tu je g o p rawie tak źle jak Klau d iu s za.
Sab in u s o b s erwo wał, jak ju d ejs k i k ró l s iad a o b o k Klau d iu s za i zamien ia z n im
k ilk a s łó w.
– Kalig u la zaraz p ó jd zie wziąć k ąp iel – p o wied ział Klemen s , k ied y o wacje
p o częły cich n ąć. – Po d ro d ze o b ejrzy p ró b ę mło d zień có w z g reck iej Eto lii, k tó rzy
mają wy s tąp ić ju tro . Kallis to s k azał im czek ać wy żej, p rzed Do mem Au g u s ta, tu ż
p rzy p o d ziemn y m p rzejś ciu p ro wad zący m b ezp o ś red n io d o ty ch s ch o d ó w p rzy
ces ars k iej lo ży . M o żes z s ię tam d o s tać tamty m wy jś ciem. – Ws k azał ręk ą jed n e
z d rzwi n a ty łach teatru , p o lewej s tro n ie. By ły zamk n ięte. – Zap u k aj trzy k ro tn ie,
p o tem zaczek aj ch wilę i p o wtó rz p u k an ie. Dwo je mo ich cen tu rio n ó w p iln u je teg o
p rzejś cia i s p o d ziewa s ię cieb ie. Has łem jes t „wo ln o ś ć”. Zak ry j twarz ch u s tk ą, k tó rą
mas z n a s zy i. Im mn iej lu d zi b ęd zie mo g ło cię ro zp o zn ać, ty m lep iej, jeś li ju ż
d o jd zie d o teg o n ajg o rs zeg o . Ch erea, Ko rn eliu s z i ja b ęd ziemy to warzy s zy ć Kalig u li,
g d y o p u ś ci lo żę i wejd zie n a s ch o d y . Kied y ty lk o zo b aczy s z, że o d ch o d zimy , ru s zaj
d o p o d ziemn eg o p rzejś cia; p o win n iś my s ię s p o tk ać mn iej więcej w p o ło wie d ro g i.
Op ó źn ię g ermań s k ą s traż, k ażąc jej d o p iln o wać, żeb y n ik t za n ami n ie p o s zed ł, więc
b ęd ziemy mieli tro s zk ę czas u , ch o ć b ard zo n iewiele. Ug o d ź g o b ezzwło czn ie. –
Klemen s wy ciąg n ął p rawą ręk ę.
– Tak zro b ię, p rzy jacielu – o d p arł Sab in u s . – Będ zie to cio s p ro s to w s zy ję.
Patrzy li s o b ie p rzez ch wilę w o czy , a u ś cis k ich rąk b y ł s iln iejs zy n iż
k ied y k o lwiek p rzed tem, p o czy m s k in ęli g ło wami i ro zs tali s ię b ez s ło wa, ś wiad o mi,
że mo że to b y ć o s tatn i d zień ich ży cia.
Sab in u s p atrzy ł, jak Klemen s wch o d zi d o lo ży ces ars k iej, czu jąc co raz więk s zy
s p o k ó j. Nie p rzejmo wał s ię, czy n a k o n iec d n ia b ęd zie ży ł, czy u mrze; o b ch o d ziła g o
jed y n ie zems ta za b ru taln y i wielo k ro tn y g wałt n a Klemen ty n ie, d o k o n an y p rzez
czło wiek a, k tó ry o b wo łał s ię n ieś mierteln y m b o g iem i wzn ió s ł p o n ad ws zy s tk ich
lu d zi. Dzis iaj ten fałs zy wy b ó g o d czu je, że s ą g ran ice jeg o n ieś mierteln o ś ci.
W u my ś le leg ata zn ó w p o jawiła s ię twarz Klemen ty n y , k tó ra b łag aln y m wzro k iem
s zu k ała u n ieg o ratu n k u . Zawió d ł ją wted y , ale wied ział, że teraz teg o n ie p o wtó rzy .
Zacis n ął ręk ę n a ręk o jeś ci miecza. Ty m razem jeg o d ło ń b y ła s u ch a. Od etch n ął
g łęb o k o . Serce b iło mu ró wn o i p o wo li.
Na s cen ę wy b ieg li ak ro b aci i zaczęli wzajemn ie s o b ą cis k ać, fik ać k o zio łk i, ro b ić
Strona 11
g wiazd y , ale n ik t n ie zwracał n a n ich u wag i. Oczy ws zy s tk ich s k iero wan e b y ły n a
s zy k u jąceg o s ię d o o d ejś cia ces arza.
Sab in u s wid ział, jak German ie p rzy jmu ją o d Klemen s a rzu co n y o s try m to n em
ro zk az. Kas ju s z Ch erea i Ko rn eliu s z Sab in u s ru s zy li ze s wo ich miejs c i u s tawili s ię
za s ied zis k iem ces arza. Stars zy k o n s u l o s tatn i ju ż raz o b s y p ał d es zczem n amiętn y ch
p o cału n k ó w ś liczn e p an to fle, zan im zo s tał o d trąco n y n a b o k p rzez o b iek ty s wo jeg o
u wielb ien ia, k ied y Kalig u la ws tawał.
Tłu m wiwato wał n a cześ ć s wo jeg o b o g a i wład cy , ale n a n im n ie ro b iło to
n ajmn iejs zeg o wrażen ia. Op u ś ciws zy wzro k n a Klau d iu s za, u n ió s ł mu b ro d ę,
p rzy jrzał s ię jeg o s zy i i p rzes u n ął p o n iej p alcem jak n o żem. Przerażo n y Klau d iu s z
d y g o tał i o b ś lin iał d ło ń b ratan k a. Kalig u la z o b rzy d zen iem wy tarł ś lin ę o s iwe
wło s y s try ja i k rzy k n ął mu w twarz co ś , czeg o n ie d ało s ię u s ły s zeć w p an u jący m
zg iełk u . Klau d iu s z n aty ch mias t s ię zerwał i wy k u ś ty k ał z lo ży . German ie ro zs tąp ili
s ię p rzed n im, a o n zn ik n ął ws zy s tk im z o czu tak s zy b k o , jak ty lk o p o zwo liły mu n a
to jeg o ch ro me n o g i. Sab in u s p rzez cały czas s k u p io n y b y ł n a Kalig u li, k tó ry teraz
o b d arzy ł u wag ą Hero d a Ag ry p p ę i wrzas k iem p o g n ał k łan iająceg o s ię s łu żalczo
k ró la z lo ży . Ces arz o d rzu cił d o ty łu g ło wę i wy b u ch n ął ś miech em, p o czy m, k u
u cies ze g awied zi, s p aro d io wał p ełn e u n iżo n o ś ci wy co fan ie s ię Hero d a Ag ry p p y .
Wy k o rzy s taws zy k o med io wy p o ten cjał s y tu acji, Kalig u la o p u ś cił lo żę, wy mierzając
p o d ro d ze k lap s a Ch erei. Sab in u s zau waży ł, że try b u n zes zty wn iał i p rzes u n ął ręk ę
w s tro n ę miecza. Po ws trzy man y s p o jrzen iem Klemen s a s tan ął u jeg o b o k u , ty lk o
jeg o d ło ń zacis k ała s ię i o twierała. Razem z Ko rn eliu s zem ru s zy li za Kalig u lą k u
s ch o d o m. Tu ż p rzed o p u s zczen iem lo ży Klemen s rzu cił zn aczące s p o jrzen ie
Sab in u s o wi; min ął German ó w, k tó ry ch p o ło wa ru s zy ła za n im, b y u n iemo żliwić
p u b liczn o ś ci d o s tęp d o s ch o d ó w, k ied y ces arz ze s wo im o rs zak iem b ęd zie p o n ich
s zed ł. W lo ży s trzeżo n ej p rzez o ś miu p reto rian ó w zo s tał s tars zy k o n s u l, trzy mający
s ię za o b o lałą twarz.
Ws zy s tk o b y ło g o to we.
Sab in u s o d wró cił s ię i za o s tatn im rzęd em miejs c ru s zy ł d o wy jś cia, k tó re
ws k azał mu s zwag ier. Os ło n ił twarz ch u s tą i zas tu k ał w d rewn o , tak jak p o lecił mu
Klemen s . Drzwi s ię u ch y liły i s p o jrzał w ciemn e, b ezlito s n e o czy cen tu rio n a
p reto rian ó w.
– Wo ln o ś ć – s zep n ął Sab in u s .
Sk in ąws zy lek k o g ło wą, cen tu rio n o two rzy ł s zerzej d rzwi.
– Tęd y , p an ie – o d ezwał s ię d ru g i cen tu rio n , ws k azu jąc d ro g ę, p o d czas g d y
Strona 12
p ierws zy ry g lo wał d rzwi.
Sab in u s p o s zed ł za mężczy zn ą u tward zo n ą ś cieżk ą, ws p in ającą s ię łag o d n ie n a
ty m o s tatn im o d cin k u zb o cza. Z g ó ry d o laty wała h armo n ijn a s mętn a p ieś ń ; za s o b ą
s ły s zał ry tmiczn y s tu k o t p o d b ity ch ćwiek ami s an d ałó w cen tu rio n a.
Po trzy d zies tu k ro k ach d o tarli n a s zczy t. Po lewej s tro n ie d wie cen tu rie
p reto rian ó w, o d zian y ch w tu n ik i i to g i, to warzy s zy ły mło d zień co m z Eto lii,
p ro wad zący m p ró b ę s wo jeg o melan ch o lijn eg o h y mn u . Za n imi mo żn a b y ło s ię
d o p atrzy ć p o zo s tało ś ci imp o n u jącej n ieg d y ś fas ad y Do mu Au g u s ta. Ws p an iały
o b iek t łączący arch itek to n iczn ą eleg an cję z s iłą wy razu zo s tał zd efo rmo wan y
ro zmaity mi p o my s łami Kalig u li. Wy s u n ięte d o p rzo d u d o b u d ó wk i, jed n a w d ru g ą
o k azy złeg o g u s tu , ciąg n ęły s ię wzd łu ż s to k u aż d o ś wiąty n i Kas to ra i Po llu k s a
u p o d n ó ża Palaty n u , k tó ra teraz, co wielu lu d zi w g łęb i d u ch a u ważało za
ś więto k rad ztwo , s łu ży ła za wes ty b u l teg o k o mp lek s u p ałaco weg o . Cen tu rio n
s k iero wał Sab in u s a d o n ajb liżs zej z d o b u d ó wek .
Wy jąws zy zza p as a k lu cz, mężczy zn a o two rzy ł ciężk ie d ęb o we o d rzwia i cich o ,
d zięk i d o b rze n as maro wan y m g ęs im tłu s zczem zawias o m, ro zwarł je n a o ś cież.
– Na p rawo , p an ie – p o wied ział, s tając z b o k u i p rzep u s zczając Sab in u s a. –
Zo s tan iemy tu taj, b y n ik o g o n ie wp u ś cić.
Przez u mies zczo n e p o o b u s tro n ach o k n a wp ad ało ś wiatło s ło n eczn e. Po d o s ło n ą
p łas zcza Sab in u s wy jął miecz z p o ch wy , wy ciąg n ął s zty let zza p as a i ru s zy ł p rzed
s ieb ie. J eg o k ro k i o d b ijały s ię g ło ś n o o d b ielo n y ch ty n k o wan y ch ś cian s zero k ieg o
k o ry tarza.
Po k ilk u d zies ięciu k ro k ach z lewej s tro n y , zza zak rętu , d o b ieg ły g o męs k ie
g ło s y . Przy s p ies zy ł. W p o ło żo n y m n iżej teatrze wy b u ch ły ś miech y i zaraz p o tem
zerwała s ię b u rza o k las k ó w. Po d s zed ł d o zało mu ; g ło s y b y ły ju ż b lis k o . Po d n ió s ł
miecz, g o to wy u d erzy ć. Wy p ry s n ął zza ro g u i s erce s k o czy ło mu d o g ard ła, k ied y
p o witał g o p rzeraźliwy wrzas k i zo b aczy ł p o d łu żn ą o b wis łą twarz, p rzerażo n e o czy
i k ap iący wy d atn y n o s . Krzy k zamarł w g ard le Klau d iu s za i ju ż ty lk o p rzen o s ił
wzro k ze s k iero wan eg o w s ieb ie miecza n a Sab in u s a. To warzy s zy ł mu s k amien iały
z p rzerażen ia Hero d Ag ry p p a.
Sab in u s s ię o p an o wał. Dał Klemen s o wi s ło wo , że n ie zab ije k alek i.
– Wy n o ś cie s ię s tąd , o b aj! – k rzy k n ął.
Po ch wili Klau d iu s z o p rzy to mn iał i p o k u ś ty k ał, mamro cząc co ś p o d n o s em.
Zo s tawił p o s o b ie k ału żę mo czu . Hero d Ag ry p p a, o d d y ch ając g łęb o k o , p o ch y lił s ię
i zajrzał p o d k ap tu r Sab in u s a. Przez ch wilę p atrzy li n a s ieb ie i o czy Hero d a lek k o s ię
Strona 13
ro zs zerzy ły . Sp is k o wiec zag ro ził mu mieczem i J u d ejczy k p o g n ał za Klau d iu s zem.
Sab in u s zak lął i zan ió s ł d o M itry mo d litwę, b y wy raz o czu k ró la n ie o zn aczał, że
g o ro zp o zn ał. Szy b k o o ty m zap o mn iał, k ied y u s ły s zał g ło s y d o ch o d zące z d als zej
częś ci k o ry tarza. J ed en z n ich n iewątp liwie n ależał d o Kalig u li. Co fn ął s ię za ró g
i czek ał.
– J eś li ci ch ło p cy z Eto lii s ą u ro d ziwi, to mo że wezmę p aru z s o b ą d o łaźn i –
mó wił właś n ie Kalig u la. – Ch ciałb y ś ze d wó ch , Klemen s ie?
– J eś li rzeczy wiś cie s ą u ro d ziwi, b o s k i Gaju s zu .
– A jeś li n ie s ą, mo żemy s o b ie wziąć Ch ereę. Ch ciałb y m u s ły s zeć, jak b rzmi ten
jeg o s ło d k i g ło s w ek s tazie. – Kalig u la zach ich o tał; jeg o to warzy s ze milczeli.
Sab in u s wy p ad ł zza ro g u ze wzn ies io n y m mieczem.
Wes o ło ś ć Kalig u li zg as ła. Zap ad n ięte o czy wy p ełn ił s trach . Od s k o czy ł d o ty łu .
Ch erea u n ieru ch o mił g o , zacis k ając mo carn e ręce n a jeg o ramio n ach .
Sab in u s zamach n ął s ię, trafiając o s trzem miecza w s zy ję ces arza tu ż n ad tu ło wiem.
Kalig u la wrzas n ął; k ro p la k rwi p ry s n ęła n a twarz Ch erei. M iecz zad rg ał i u ś cis k
Sab in u s a n a ręk o jeś ci zelżał, k ied y o s trze trafiło w o b o jczy k .
Zap ad ła g łęb o k a cis za.
Kalig u la p atrzy ł s zero k o ro zwarty mi o czy ma w tk wiący w jeg o ciele miecz, p o
czy m n ag le wy b u ch n ął s zaleń czy m ś miech em.
– M n ie n ie mo żn a zab ić! Wciąż ży ję, jes tem b o g ... – Nie d o k o ń czy ł. Ws trząs n ął
n im g wałto wn y d res zcz, u s ta zas ty g ły w g ry mas ie, o twarte o czy wy s zły z o rb it.
– Os tatn i ju ż raz s ły s zy s z mó j słodki g ło s – s zep n ął mu d o u ch a Ch erea. Lewą ręk ą
wciąż trzy mał Kalig u lę, d ru g a b y ła n iewid o czn a. Szy b k im ru ch em o b ró cił ces arza
b o k iem d o p rzo d u . Czu b ek g lad iu s a p rzeo rał p ierś Kalig u li, g ło wa o d s k o czy ła mu
d o ty łu , wy p u ś cił g wałto wn ie p o wietrze, ro zp y lając d elik atn ą k rwawą mg iełk ę.
Sab in u s u wo ln ił miecz i ś ciąg n ął ch u s tę z twarzy ; fałs zy wy b ó g miał wied zieć,
k to o d eb rał mu ży cie i d laczeg o .
– Sab in u s ie! – wy ch ry p iał Kalig u la. Krew p ły n ęła s tru żk ą z jeg o u s t. – Przecież
jes teś mo im p rzy jacielem!
– Nie, Kalig u lo , jes tem two ją o wcą, p amiętas z? – Rap to wn y m ru ch em s k iero wał
b ro ń n is k o i wb ił w p ach win ę Kalig u li.
Klemen s i Ko rn eliu s z, wy ciąg n ąws zy miecze, zag łęb ili je z d wó ch s tro n w ciele
ces arza.
Z g o rzk ą s aty s fak cją, jak ą p rzy n o s i zems ta, Sab in u s u ś miech n ął s ię i p o k ręcił
Strona 14
n ad g ars tk iem, ro zs zarp u jąc p o d b rzu s ze, p o czy m wb ił o s trze g łęb iej, aż p o czu ł, że
p rzech o d zi n a wy lo t.
Ws zy s cy czterej zab ó jcy jed n o cześ n ie wy rwali miecze. Kalig u la s tał ch wilę b ez
żad n eg o p o d p arcia, p o czy m o s u n ął s ię b ezg ło ś n ie w k ału żę Klau d iu s zo weg o mo czu .
Sab in u s p o p atrzy ł n a n ieg d y s iejs zeg o p rzy jaciela, o d k rztu s ił fleg mę i s p lu n ął
mu w twarz, p o czy m s wo ją zak ry ł ch u s tą. Ch erea wy mierzy ł s o lid n eg o k o p n iak a
w k rwawiącą p ach win ę ces arza.
– M u s imy ju ż iś ć – o ś wiad czy ł s p o k o jn y m g ło s em Klemen s . – German ie wk ró tce
zn ajd ą ciało , k azałem im liczy ć d o p ięciu s et i w ty m czas ie n ie wp u s zczać n ik o g o n a
s ch o d y .
Sk ry to b ó jcy ru s zy li s zy b k im k ro k iem z p o wro tem. Dwaj cen tu rio n i wciąż czek ali
p rzy d rzwiach .
– Lu p u s ie, p o p ro wad ź s wo ją cen tu rię d o p ałacu – ro zk azał Klemen s , mijając ich .
– Ecju s zu , zatrzy maj s wo ją n a zewn ątrz i n ie wp u s zczaj n ik o g o . I p o zb ąd ź s ię ty ch
zawo d zący ch Eto lczy k ó w.
– Czy Klau d iu s z i Hero d Ag ry p p a was wid zieli? – s p y tał Sab in u s .
– Nie, p an ie – o d p arł Lu p u s . – Kied y ich zo b aczy liś my , co fn ęliś my s ię n a
zewn ątrz i p rzeczek aliś my , aż p rzejd ą.
– Świetn ie, mo żecie ru s zać.
Cen tu rio n i zas alu to wali i p o s p ies zy li d o s wo ich lu d zi. Ty mczas em z g łęb i
k o ry tarza d o b ieg ły ich g ło ś n e g ard ło we k rzy k i.
– A n iech to ! – s y k n ął Klemen s . – Ci p ars zy wi German ie n ie u mieją liczy ć.
Bieg iem!
Sab in u s ru s zy ł p ęd em, rzu cając s p o jrzen ie p rzez ramię. Zza ro g u wy p ad ło o ś miu
mężczy zn z wy ciąg n ięty mi mieczami. J ed en z n ich o d wró cił s ię i p o b ieg ł z p o wro tem
w s tro n ę teatru . Po zo s tali ro zp o częli p o ś cig za n imi.
Klemen s p ierws zy wp ad ł p rzez d rzwi i p o b ieg ł p o marmu ro wy ch s ch o d ach , p rzez
wy s o k o s k lep io n ą s alę p ełn ą n atu raln y ch ro zmiaró w malo wan y ch p o s ąg ó w Kalig u li
i jeg o s ió s tr, d o wn ętrza p ałacu . Sk ręciws zy w lewo , d o tarli d o atriu m jed n o cześ n ie
z p ierws zy mi żo łn ierzami Lu p u s a.
– Us taw s wo ich ch ło p có w, cen tu rio n ie! – k rzy k n ął Klemen s . – Pewn ie b ęd zie
trzeb a zab ić p aru German ó w.
Lu p u s rzu cił o s try m to n em ro zk az i p reto rian ie s fo rmo wali s zereg w ch wili, k ied y
German ie wp ad li d o atriu m.
– Do mieczy ! – wrzas n ął Lu p u s .
Strona 15
Z p recy zją, jak iej n ależało s ię s p o d ziewać p o elitarn ej rzy ms k iej fo rmacji,
o s iemd zies iąt mieczy zab ły s ło i zad źwięczało u n is o n o .
M imo tak d ru zg o cącej p rzewag i liczeb n ej p rzeciwn ik ó w g ars tk a German ó w,
ro zwś cieczo n y ch z p o wo d u zamo rd o wan ia ces arza, k tó remu win n i b y li b ezwzg lęd n ą
lo jaln o ś ć, rzu ciła s ię d o atak u z o k rzy k ami wo jen n y mi ze s wo ich p o ro ś n ięty ch
p o n u rą k n ieją ro d zin n y ch s tro n . Sab in u s , Klemen s o raz d wó ch try b u n ó w wś lizg n ęli
s ię za s zereg p reto rian ó w, k ied y p rzy o g łu s zający m d źwięk u metalu u d erzająceg o
o metal, n io s ący m s ię ech em p o ś ró d k o lu mn , German ie, u k ry ci za tarczami, ru n ęli n a
n ich . Cięli d łu g imi mieczami g ło wy i to rs y żo łn ierzy b ez tarcz. Czterech p reto rian ó w
p ad ło n aty ch mias t, jed n ak ich k o led zy trzy mali lin ię, zad ając cio s y lewą p ięś cią
i k ró ts zy mi mieczami d źg ając p ach win y i u d a ro zs zalały ch n ap as tn ik ó w. Wk ró tce
p ięciu German ó w leżało martwy ch alb o k o n ający ch n a p o d ło d ze, a d waj p o zo s tali
zrezy g n o wali z walk i i p o g n ali tam, s k ąd p rzy b y li.
– Co tu s ię d zieje? – ro zleg ł s ię n ag le p rzen ik liwy g ło s .
Sab in u s o d wró cił s ię i zo b aczy ł wy s o k ą k o b ietę z p o d łu żn ą k o ń s k ą twarzą
i wy d atn y m ary s to k raty czn y m n o s em. Trzy mała n a ręk ach mn iej więcej d wu letn ie
d zieck o . Dziewczy n k a wp atry wała s ię ch ciwie w zak rwawio n ą p o s ad zk ę.
– M ó j małżo n ek s ię o ty m d o wie.
– Twó j małżo n ek , M ilo n io Cezo n io , ju ż n ig d y n iczeg o s ię n ie d o wie –
p o in fo rmo wał ją ch ło d n y m to n em Klemen s .
Ko b ieta zawah ała s ię zd ezo rien to wan a, p o czy m wy p ro s to wała s ię i wy zy wająco
s p o jrzała Klemen s o wi w o czy .
– J eś li mn ie też zamierzas z zab ić, to wied z, że mó j b rat mn ie p o mś ci.
– Nie zro b i teg o . Twó j b rat przyrodni, Ko rb u lo n , u waża, że zh ań b iłaś jeg o ro d zin ę.
J eś li b ęd zie ro zs ąd n y , d o p iln u je, b y jeg o leg io n , Dru g i Augusta, zło ży ł p rzy s ięg ę n a
wiern o ś ć n o wemu ces arzo wi. A k ied y wy g aś n ie jeg o k ad en cja leg ata, wró ci d o
Rzy mu z n ad zieją, że z czas em p lama n a jeg o rep u tacji, k tó rą p o zo s tawiłaś , zo s tan ie
zap o mn ian a.
M ilo n ia Cezo n ia p rzy mk n ęła p o wiek i, jak b y p rzy jmo wała d o wiad o mo ś ci p rawd ę
zawartą w ty ch s ło wach .
Klemen s zb liży ł s ię d o n iej z wy ciąg n ięty m mieczem.
Ko b ieta p o d n io s ła d ziewczy n k ę.
– Czy o s zczęd zis z J u lię Dru zy llę? – s p y tała.
– Nie.
Strona 16
M ilo n ia Cezo n ia p rzy cis n ęła d zieck o d o p iers i.
– Ale wy ś wiad czę ci p rzy s łu g ę i cieb ie zab iję p ierws zą, b y ś n ie mu s iała o g ląd ać
jej ś mierci.
– Dzięk u ję, Klemen s ie. – M ilo n ia Cezo n ia p o cało wała có reczk ę w czo ło
i p o s tawiła n a p o s ad zce; mała n aty ch mias t zaczęła p łak ać, wy ciąg ać w g ó rę rączk i
i p o d s k ak iwać, d o mag ając s ię, b y ją p o d n ies io n o . Po n ieważ matk a n ie zwracała n a
n ią u wag i, rzu ciła s ię n a n ią ro zzło s zczo n a, s zarp iąc o s try mi p azn o k ciami i zęb ami
jej s to lę. M ilo n ia Cezo n ia p o p atrzy ła zmęczo n y m wzro k iem n a wrzes zczące u jej
s tó p d zieck o .
– Zró b to o d razu , Klemen s ie.
Klemen s u ch wy cił ją lewą ręk ą za ramię i wb ił jej miecz p o d żeb ra; o czy k o b iety
o two rzy ły s ię s zero k o , a z u s t wy d o b y ło s ię cich e wes tch n ien ie. Dzieck o
n iero zu miejący m wzro k iem p atrzy ło n a s ączącą s ię z ran y k rew i p o ch wili s ię
ro ześ miało . Klemen s p ch n ął mieczem raz jes zcze i o czy M ilo n ii Cezo n ii s ię
zamk n ęły . Wy rwał miecz i ś miech d zieck a zamarł. Z p is k iem p rzerażen ia
d ziewczy n k a o d wró ciła s ię i rzu ciła d o u cieczk i.
– Lu p u s ie! Łap teg o p o two rk a – zawo łał Klemen s , k ład ąc n a p o s ad zce ciało
k o b iety .
Cen tu rio n d o g o n ił małą o s ó b k ę p o k ilk u k ro k ach . Kied y ją p o d n ió s ł, p o d rap ała
mu ramię d o k rwi, p o czy m wb iła zęb y w n ad g ars tek . Lu p u s k rzy k n ął z b ó lu , ch wy cił
d zieck o za n o g ę w k o s tce i trzy mał d y n d ające d o g ó ry n o g ami i wrzes zczące n a
d łu g o ś ć wy ciąg n ięteg o ramien ia.
– Na miło ś ć b o g ó w, wy k o ń cz ją! – ro zk azał Klemen s .
Sab in u s d rg n ął, k ied y p rzeraźliwy k rzy k p rzerwan y zo s tał o d rażający m
ch ru p n ięciem.
Lu p u s o d rzu cił n a b o k martwe ciałk o , k tó re wy ląd o wało n iczy m s to s ik zmięteg o
u b ran ia u p o d s tawy zak rwawio n ej k o lu mn y .
– No i d o b rze – o ś wiad czy ł Klemen s , jak ws zy s cy in n i o d czu wając u lg ę, że w s ali
zro b iło s ię n ag le cich o . – Teraz weź p o ło wę s wo ich lu d zi i p rzes zu k aj ws ch o d n ią
s tro n ę p ałacu , żeb y zn aleźć Klau d iu s za. – Ws k azał ręk ą zas tęp cę cen tu rio n a. –
Gratu s ie, zab ierz res ztę n a s tro n ę zach o d n ią.
Kied y ro zk azy zo s tały wy k o n an e, Klemen s zwró cił s ię d o Sab in u s a.
– M u s zę zn aleźć k ry jó wk ę teg o id io ty , mo jeg o ś lin iąceg o s ię p atro n a.
Po win ien eś b ezzwło czn ie zn ik n ąć, p rzy jacielu . Op u ś ć mias to , zan im wieś ć s ię
ro zn ies ie.
– M y ś lę, że ju ż s ię ro zn io s ło – o d p arł Sab in u s .
Strona 17
Rad o s n a wrzawa, jak a d o tąd d o cierała z teatru , zamien iła s ię w n ies ły ch an y
tu mu lt.
Sab in u s ś cis n ął ramię s zwag ra, o d wró cił s ię i wy b ieg ł z p ałacu . Wrzas k i
i zawo d zen ia g o n iły g o , k ied y zb ieg ał z Palaty n u .
Lu d zie zaczęli u mierać.
Strona 18
CZĘŚĆ I
RZYM
TEGO SAM EGO DNIA
Strona 19
Więcej n a: www.eb o o k 4 all.p l
Rozdział pierwszy
W es p azjan b awił s ię d o b rze n a p rzed s tawien iu , mimo że Kalig u la n ieu s tan n ie je
p rzery wał; Garnek złota n ie b y ł co p rawd a jeg o u lu b io n ą s ztu k ą Plau ta, ale d wu zn aczn e
d ialo g i, n iep o ro zu mien ia i k o miczn e g o n itwy , wy n ik ające ze s tarań s k ąp eg o
Eu k lio n a, b y zach o wać ś wieżo n ab y te b o g actwo , zaws ze g o ś mies zy ły . Pro b lemem
b y ło jed y n ie to , że o n s am s o lid ary zo wał s ię z Eu k lio n em, k tó ry n ie miał o ch o ty
ro zs tawać s ię z p ien ięd zmi.
M ło d zi ak ro b aci, p o p is u jący s ię o b ecn ie n a s cen ie, n ie o czaro wali Wes p azjan a
tak jak s ied ząceg o o b o k n ieg o wu ja, Gaju s za Wes p azju s za Po llo n a, zatem
w o czek iwan iu n a p o czątek k o lejn ej k o med ii p rzy mk n ął p o wiek i i my ś ląc o s wo im
s y n u Ty tu s ie, k tó ry n ied awn o u k o ń czy ł ro czek , zap ad ł w s p o k o jn ą d rzemk ę.
Ock n ął s ię rap to wn ie, k ied y p rzez n iezb y t en tu zjas ty czn e o k las k i p o wy s tęp ie
ak ro b ató w p rzed arł s ię g ło ś n y , g ard ło wy k rzy k . Przeb ieg ł wzro k iem p o n ad g ło wami
p u b liczn o ś ci, s zu k ając źró d ła i p rzy czy n y h ałas u . Paręn aś cie k ro k ó w w lewo
zo b aczy ł wy b ieg ająceg o z k ry ty ch s ch o d ó w czło n k a g ermań s k iej s traży p rzy b o czn ej
ces arza; trzy mał w g ó rze zak rwawio n ą p rawą ręk ę. Po b ieg ł, k rzy cząc co ś
n iezro zu miale w s wo im o jczy s ty m języ k u , w s tro n ę o ś miu k o leg ó w s trzeg ący ch
wejś cia d o lo ży ces ars k iej, k tó rą Kalig u la n ied awn o o p u ś cił. Zn ajd u jący s ię
w p o b liżu wid zo wie p atrzy li z n iep o k o jem n a mężczy zn ę wy mach u jąceg o o ciek ającą
k rwią ręk ą p rzed o czy ma b ro d aty ch to warzy s zy .
Wes p azjan o d wró cił s ię d o wu ja, k tó ry wciąż o k las k iwał o p u s zczający ch s cen ę
s k ąp o o d zian y ch mło d zien ias zk ó w, ws tał i p o ciąg n ął g o za ręk ę.
– Czu ję, że za ch wilę wy d arzy s ię co ś b ard zo n iep rzy jemn eg o . Po win n iś my
n aty ch mias t s tąd wy jś ć – p o wied ział.
– Co tak ieg o , d ro g i ch ło p cze?
Strona 20
– M u s imy iś ć, ju ż.
Sły s ząc wy raźn y n iep o k ó j w g ło s ie s io s trzeń ca, Gaju s z u n ió s ł z tru d em o p as łe
ciało , o d s u n ął o p ad ający mu n a o czy s taran n ie zak ręco n y lo k i rzu cił o s tatn ie
s p o jrzen ie n a zn ik ający ch ak ro b ató w.
Wes p azjan zerk n ął n erwo wo p rzez ramię i zo b aczy ł, jak German ie, ws zy s cy
jed n o cześ n ie, wy ciąg ają d łu g ie miecze. Ich wś ciek łe ry k i u cis zy ły n ajb liżej
zn ajd u jący ch s ię wid zó w, p o czy m całą wid o wn ię s to p n io wo zalała fala milczen ia.
German ie u n ieś li miecze, fu ria wy k rzy wiła im twarze, a ry k zamarł w g ard łach .
W g łęb o k iej, p ełn ej n ap ięcia cis zy o czy ws zy s tk ich s k u p io n e b y ły n a d ziewięciu
b arb arzy ń cach . A p o tem b ły s n ął miecz i w p o wietrze p o fru n ęła czy jaś g ło wa,
o p ry s k u jąc ciężk imi k ro p lami k rwi lu d zi wp atrzo n y ch w ten mak ab ry czn y p o cis k .
Bezg ło we ciało s en ato ra tk wiło wy p ro s to wan e p rzez k ilk a u d erzeń s erca, ch lu s tając
wk o ło p o s o k ą. Op ad ło wres zcie d o p rzo d u n a zd ezo rien to wan eg o s tarca – tak że
s en ato ra – k tó ry o b racał s ię właś n ie d o ty łu . M iecz wciś n ięty w jeg o o twarte s zero k o
u s ta p rzeb ił czas zk ę n a wy lo t, co n ie wp ły n ęło n a zmian ę wy razu jeg o zd u mio n y ch
o czu .
W n ag le zap ad łą cis zę wd arł s ię k rzy k k o b iety , n a k tó rej k o lan ach wy ląd o wała
o d cięta g ło wa. W ty m mo men cie ro zp o częła s ię mas ak ra. German ie b ły s k ający m
żelazem wy rąb y wali s o b ie d ro g ę p rzez tłu m rzu cający ch s ię d o u cieczk i lu d zi. Co raz
więcej b y ło tru p ó w i o d cięty ch k o ń czy n . W lo ży ces ars k iej s tars zy k o n s u l p atrzy ł
p rzez ch wilę o g łu p iały m wzro k iem n a ro zs ierd zo n eg o b arb arzy ń cę, k tó ry n atarł n a
n ieg o , p o czy m rzu cił s ię w d ó ł p rzez b alu s trad ę i wy mach u jąc ręk ami i n o g ami,
wy ląd o wał n a g ło wach ro zh is tery zo wan y ch lu d zi.
Wes p azjan p ch n ął wu ja d o p rzo d u , o d trącając wrzes zczącą matro n ę, i s k iero wał
s ię k u n ajb liżs zemu p rzejś ciu , p ro wad zącemu p o międ zy rzęd ami wid o wn i w s tro n ę
s cen y .
– Nie czas teraz n a d o b re man iery , wu ju – rzu cił. Przed zierał s ię p rzez tłu m,
trak tu jąc ciężk ie ciels k o k rewn eg o jak taran . Kątem o k a zau ważał s zczeg ó ły
d o k o n u jącej s ię rzezi. Z b o k u d wó ch s en ato ró w p ad ło p o d g rad em cio s ó w. Z ty łu
trzech ro zju s zo n y ch German ó w s iek ło mieczami n a lewo i p rawo . By li co raz b liżej
i k ied y Wes p azjan zerk n ął za s ieb ie, n ap o tk ał s p o jrzen ie p ierws zeg o z n ich i p o czu ł,
że tamten k o n cen tru je n a n im u wag ę. – Wy g ląd a n a to , że ich g łó wn y m celem s ą
s en ato ro wie, wu ju – zawo łał, zs u wając to g ę z ramien ia, b y p u rp u ro wy s en ato rs k i
s zlak n ie rzu cał s ię w o czy .
– Dlaczeg o ? – s p y tał Gaju s z, d ep cząc p o jak imś s trato wan y m ju ż n ies zczęś n ik u .