4988
Szczegóły |
Tytuł |
4988 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4988 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4988 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4988 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
P. D. JAMES
Z NIENATURALNYCH PRZYCZYN
KSI�GA PIERWSZA
SUFFOLK
I
Pozbawione d�oni cia�o le�a�o na dnie ma�ej �agl�wki, dryfuj�cej po otwartym
morzu i
ledwie widocznej z wybrze�a Suffolk. Nale�a�o do m�czyzny w �rednim wieku -
niedu�ego,
schludnego cz�owieczka w ciemnym garniturze w pr��ki, kt�ry okrywa� jego
szczup�y korpus
r�wnie wytwornie po �mierci, jak za �ycia. R�cznie szyte buty nadal l�ni�y -
mo�e z
wyj�tkiem lekkich zadrapa� na czubkach - za� pod wydatnym jab�kiem Adama widnia�
nienagannie zawi�zany, jedwabny krawat. Nieszcz�sny podr�nik, odziany z
ortodoksyjn�,
miejsk� staranno�ci�; nie na tak� �mier� si� ubiera�; nie na t� pustk� morza.
Owego wczesnego pa�dziernikowego popo�udnia jego szkliste oczy spogl�da�y na
zdumiewaj�co b��kitne niebo, na kt�rym lekki wietrzyk z po�udniowego zachodu
tarmosi�
strz�pki chmur. Drewniana �upinka, bez maszt�w i wiose�, ko�ysa�a si� �agodnie
na falach
Morza P�nocnego, obracaj�c bezw�adn� g�ow� to w t�, to w tamt� stron�, jakby w
niespokojnym �nie. Rzadkie, jasne w�osy stercza�y nad gruz�owatym czo�em; nos
by� tak
cienki, i� zdawa�o si�, �e bia�e Ostrze ko�ci lada moment przetnie napi�t�
sk�r�; ma�e usta O
w�skich wargach otworzy�y si�, ods�aniaj�c dwa du�e przednie z�by, nadaj�ce
twarzy
wynios�y wygl�d martwego zaj�ca.
Zesztywnia�e nogi obejmowa�y ciasno s�upek �rodkowej �awki, okaleczone
przedramiona le�a�y na dolnej �awie. D�onie zosta�y obci�te w nadgarstkach.
Prawie nie
krwawi�; nieliczne ciemne stru�ki zastyg�y w�r�d sztywnych, jasnych w�osk�w,
�awa
zaplamiona by�a nie bardziej ni� pieniek u rze�nika. Reszta cia�a oraz deski
pod�ogi pozosta�y
czyste.
Praw� d�o� odj�to czystym ci�ciem, jedynie koniuszek ko�ci promieniowej
po�yskiwa�
biel�, natomiast przy lewej co� posz�o �le i ze zmasakrowanej tkanki stercza�y
ostre jak ig�y
kawa�ki zmia�d�onego nadgarstka. Przed operacj� podci�gni�to r�kawy marynarki i
koszuli;
teraz mankiety zwisa�y lu�no, spinki mieni�y si� z�otem, migocz�c w promieniach
jesiennego
s�o�ca przy ka�dym obrocie �odzi.
Sp�owia�a, pokryta �uszcz�c� si� farb� �agl�wka unosi�a si� na wodzie jak
porzucona
zabawka. Morze by�o prawie puste, jedynie na horyzoncie rysowa�a si� sylwetka
przybrze�nego statku, p�yn�cego torem wodnym od strony Yarmouth. Oko�o drugiej
ryk
silnik�w rozdar� powietrze i czarny punkt �mign�� po niebie, ci�gn�c w kierunku
l�du
pierzasty ogon. Potem wszystko ucich�o; zn�w s�ycha� by�o tylko chlupot wody o
burt� i
wo�anie pojedynczych mew.
Nagle ��d� gwa�townie zadr�a�a, po czym wyprostowa�a si� i niespiesznie
obr�ci�a;
jakby niesiona podwodnym pr�dem zacz�a posuwa� si� bardziej zdecydowanie.
Czarnog�o-
wa mewa, kt�ra przysiad�a na dziobie, by zastygn�� tam jak rze�biona figura,
zerwa�a si� w
powietrze i dziko krzycz�c zatoczy�a nad cia�em kr�g. W�r�d plusku wody, powoli
i
nieub�aganie, male�ka ��dka nios�a sw�j straszliwy �adunek w kierunku brzegu.
II
Tego samego dnia, tu� przed drug�, nadinspektor Adam Dalgliesh zaparkowa� swego
coopera na trawniku przed ko�cio�em w Blythburgh i chwil� p�niej wchodzi� ju�
przez drzwi
p�nocnej kaplicy do jednego z najpi�kniejszych wn�trz sakralnych w hrabstwie
Suffolk. By�
to jego ostatni przystanek w drodze na cypel Monksmere na po�udnie od Dunwich,
gdzie
zamierza� sp�dzi� dziesi�� dni urlopu ze star�, niezam�n� ciotk�, sw� jedyn�
�yj�c� krewn�.
Ze swego londy�skiego mieszkania wyruszy� zanim jeszcze miasto si� obudzi�o, ale
zamiast
jecha� prosto na Monksmere przez Ipswich, wybra� p�nocn� tras� do Chelmsford,
by
przekroczy� granic� Suffolk w Sudbury. Zjad� �niadanie w Long Melford, po czym
skr�ci� na
zach�d, w stron� Lavenham, i pod��y� wolno przez z�otozielone hrabstwo, najmniej
ze
wszystkich zepsute i pozbawione sztucznych upi�ksze�. I nastr�j jego by�by taki
jak ten
dzie�, gdyby nie jedno uporczywe pytanie, decyzja, kt�rej podj�cie odwleka�
�wiadomie a�
do tego urlopu: zanim wr�ci do Londynu, musi ostatecznie postanowi�, czy poprosi
Deborah
R�scoe, aby zosta�a jego �on�.
Co dziwniejsze, jego problem by�by prostszy, gdyby nie pewno��, jaka b�dzie jej
odpowied�. Tak jak sprawy mia�y si� obecnie, ponosi� ca�� odpowiedzialno�� za
ewentualn�
zamian� obecnego, przyjemnego status quo (przyjemnego dla niego, a i Deborah
by�a chyba
teraz szcz�liwsza ni� rok temu?) na zobowi�zanie, kt�re dla nich obojga by�oby
prawdopodobnie nieodwo�alne, bez wzgl�du na konsekwencje. Niewiele jest tak
udr�czonych
par jak te, kt�re s� za dumne, by si� do tego przyzna�.
Niekt�re zagro�enia by�y mu znane. Wiedzia�, �e Deborah niech�tnie traktuje jego
prac�. Nie dziwi�o go to ani te� nie uwa�a� tego, samego w sobie, za wa�ne.
Prac� wybra�
sobie sam i nigdy nie zabiega� o cudz� aprobat� czy zach�t�. Ale z obaw� my�la�
o tym, �e od
tej pory ka�dy p�ny dy�ur, ka�d� nag�� spraw� b�dzie musia� poprzedzi�
przeprosinami
przez telefon. Chodz�c tam i sam pod wspania�ym, wi�zanym stropem z belek �
wdychaj�c na
wskro� anglika�sk� wo� wosku, politury, kwiat�w oraz wilgotnych �piewnik�w,
uzmys�owi�
sobie, �e to, czego tak bardzo pragn��, zosta�o mu dane dok�adnie w chwili, gdy
nie by� ju�
pewien, czy nadal tego chce. Takie doznanie zdarza, si� za cz�sto, by
rozczarowa� cz�owieka
inteligentnego, niemniej potrafi�o go jeszcze speszy�. Nie odstr�cza�a go utrata
wolno�ci; ci,
kt�rzy najwi�cej narzekali w tej sprawie, byli na og� nieszczeg�lnie wolni.
Znacznie
trudniejsza do zniesienia mog�a by� natomiast utrata prywatno�ci, nawet w jej
najprostszym,
fizycznym sensie. Przeci�gaj�c d�oni� po rze�bionej pi�tnastowiecznej ambonie,
pr�bowa�
sobie wyobrazi�, jak wygl�da�oby �ycie z Deborah w jego mieszkaniu w Queenhithe,
gdzie
nie by�aby ju� wyczekiwanym go�ciem, a cz�ci� jego �ycia, legalnym,
uprawomocnionym
cz�onkiem rodziny.
Sytuacja w Yardzie te� nie sprzyja�a rozwi�zywaniu spraw osobistych. Ostatnio
podj�to znacz�c� reorganizacj�, kt�ra, jak zwykle w takich razach, wywr�ci�a na
nice
wszelkie ustalone zwyczaje -jak r�wnie� lojalno�ci - od pracy natomiast nie by�o
chwili
wytchnienia. Wi�kszo�� starszych stopniem oficer�w ju� i tak pracowa�a po
czterna�cie
godzin. Jego ostatnia sprawa, cho� zako�czona pomy�lnie, okaza�a si� szczeg�lnie
uci��liwa.
Zamordowano dziecko i �ledztwo natychmiast zamieni�o si� w polowanie na
cz�owieka;
polowanie z rodzaju tych, kt�rych najbardziej nie lubi� i kt�re jego temperament
najtrudniej
znosi�: w uparte, zawzi�te sprawdzanie wszystkich fakt�w pod nieustaj�cym ogniem
medi�w,
przebiegaj�ce w atmosferze l�ku i histerii otoczenia. Rodzice zmar�ego dziecka
przyssali si�
do� jak ton�cy, domagaj�c si� wsparcia i nadziei; nadal odczuwa� wr�cz fizyczne
brzemi� ich
rozpaczy i poczucia winy. Musia� by� zarazem pocieszycielem i spowiednikiem,
m�cicielem i
s�dzi�. Nie by�o w tym nic nowego, ich rozpacz nie dotyka�a go osobi�cie i ten
dystans by�
jego si��, tak jak si�� niekt�rych koleg�w stawa� si� ich gniew oraz olbrzymie,
intensywne
zaanga�owanie. Ale nadal odczuwa� napi�cie tamtej sprawy i trzeba by�o czego�
wi�cej ni�
jesienne wiatry Suffolk, by oczy�ci� jego umys� z pewnych obraz�w. Rozumna
kobieta nie
oczekiwa�aby, �e o�wiadczy si� jej w takiej chwili i Deborah nie stanowi�a tu
wyj�tku. �adne
z nich nie wspomnia�o o tym, �e na kilka dni przed ko�cem �ledztwa znalaz� si��,
by sko�czy�
drugi tomik swoich wierszy; ze zgorszeniem ujrza� w�wczas, �e nawet pomniejszy
talent
mo�e stanowi� usprawiedliwienie dla sobkostwa oraz inercji. Tote� ostatnio nie
za bardzo
siebie lubi� i by� mo�e zbytnim optymizmem by�o s�dzi�, �e wakacje zmieni� ten
stan rzeczy.
P� godziny p�niej cicho zamkn�� drzwi ko�cio�a i wyruszy� w ostatni etap drogi
do
Monksmere. Napisa� do ciotki, �e zapewne przyjedzie oko�o wp� do trzeciej i
mia� nadziej�
dotrzyma� obietnicy. Je�li, jak mia�a to w zwyczaju, ciotka wyjdzie z domku na
jego
spotkanie, ujrzy coopera wspinaj�cego si� na grzbiet cypla. Ciep�o pomy�la� o
jej wysokiej,
kanciastej sylwetce. Jej �ycie nie obfitowa�o w niezwyk�e zdarzenia; wi�kszo�ci
domy�li� si�
z urywk�w nieostro�nych rozm�w matki albo te� pozna� je jeszcze w dzieci�stwie.
Jej
narzeczony zosta� zabity p� roku przed kapitulacj� w 1918, gdy ona sama by�a
jeszcze m�od�
dziewczyn�. Jej matka, delikatna, rozkapryszona pi�kno��, stanowi�a najgorsz� z
mo�liwych
�on� dla uczonego wiejskiego duchownego, co zreszt� sama wielokrotnie
przyznawa�a,
s�dz�c najwyra�niej, �e szczero�� rozgrzeszy kolejny egoistyczny, ekstrawagancki
wybryk.
Nie lubi�a patrze� na smutek innych, gdy� przez to jej osoba stawa�a si�
chwilowo mniej
zajmuj�ca, postanowi�a zatem g��boko prze�y� �mier� narzeczonego c�rki, m�odego
kapitana
Maskella. Bez wzgl�du na to, jak cierpia�a wra�liwa, zamkni�ta w sobie i do��
trudna Jane,
musia�o by� jasne, �e jej matka cierpi bardziej; do tego stopnia, �e trzy
tygodnie po fatalnym
telegramie zmar�a na hiszpank�. Nale�y w�tpi�, czy zamierza�a, posun�� si� a�
tak daleko, ale
zapewne skutek by j� zadowoli�. Jej zrozpaczony m�� w jedn� noc zapomnia� o
wszystkich
k�opotach i zmartwieniach swego ma��e�stwa, pami�taj�c jedynie urod� i weso�o��
�ony.
Oczywi�cie, by�o nie do pomy�lenia, aby mia� si� ponownie o�eni� - i,
oczywi�cie, nigdy tego
nie uczyni�. Jane Dalgliesh, kt�rej w�asnej �a�oby nikt ju� prawie nie pami�ta�,
zaj�a na
plebanii miejsce zmar�ej matki, pozostaj�c z ojcem do jego �mierci w 1955 roku.
Je�li nawet,
jako niezwykle inteligentna kobieta, nie znajdowa�a zadowolenia w monotonii prac
domowych i parafialnych zaj��, tak przewidywalnych jak rok liturgiczny, nigdy
nie da�a po
sobie niczego pozna�. Jej ojcu, niewzruszenie przekonanemu o niezwyk�ej wadze
swego
powo�ania, nie przysz�o nawet do g�owy, �e czyje� zdolno�ci mog� si� marnowa� w
jego
s�u�bie, Jane Dalgliesh za�, szanowana, lecz nie kochana przez parafian, robi�a
co nale�a�o,
znajduj�c pociech� w obserwacji ptak�w. Po �mierci ojca opublikowa�a kilka
artyku��w,
owoc�w skrupulatnej obserwacji, dzi�ki kt�rym zyska�a pewne uznanie i nawet jej
parafianie
musieli w ko�cu przyzna�, �e to, co nazywali �ma�ym hobby panny Dalgliesh�
stawia j� w
rz�dzie najbardziej uznawanych w kraju ornitolog�w. Nieco ponad pi�� lat temu
sprzeda�a
dom rodzinny w Lincolnshire, po czym kupi�a Pentlands, kamienny domek na ko�cu
cypla
Monksmere i tutaj Dalgliesh odwiedza� j� przynajmniej dwa razy do roku.
Nie by�y to jedynie wizyty obowi�zkowe; je�li nawet czu� si� za ni�
odpowiedzialny,
by�a tak samowystarczalna, �e czasem nawet okazanie serdeczno�ci zakrawa�o na
obelg�.
Niemniej istnia�a mi�dzy nimi serdeczno�� i oboje byli tego �wiadomi. Ju� teraz
z
zadowoleniem my�la� o tym, �e j� zobaczy i cieszy� si� z g�ry na przyjemno�ci
pobytu w
Monksmere. Zobaczy ogie� na szerokim palenisku, p�on�ce polana wyrzuconego przez
morze
drewna, nape�niaj�ce ca�y domek wonnym dymem, a przed kominkiem pachn�cy
dzieci�stwem fotel o wysokim oparciu, jedyn� pami�tk� z plebanii dziadka. Jak
zwykle
zajmie sw�j sk�po umeblowany pok�j z widokiem na niebo i morze, z w�skim, lecz
wygodnym ��kiem o pachn�cej lawend� po�cieli, oraz �azienk�, gdzie jest w br�d
gor�cej
wody, wanna za� do�� d�uga, by du�y m�czyzna m�g� si� wyci�gn��; jego ciotka,
sama
mierz�ca prawie metr osiemdziesi�t, po m�sku docenia�a wszystkie istotne wygody.
Jeszcze
przedtem czeka go herbata przy ogniu i gor�ce grzanki z domow� konfitur�. A co
najwa�niejsze, nie b�dzie trup�w ani �adnej o nich wzmianki. Podejrzewa�, �e
Jane Dalgliesh
uwa�a za niepowa�ne, aby inteligentny cz�owiek zarabia� na �ycie uganiaj�c si�
za
mordercami, a nie by�a to osoba, kt�ra uprzejmie udaje zainteresowanie, kiedy go
nie
odczuwa. Nie mia�a �adnych roszcze�, nawet do jego uczu�, i z tego powodu by�a
jedyn�
kobiet� na �wiecie, z kt�r� czu� si� spokojny. Czeka�y go d�ugie, z rzadka tylko
przerywane
rozmow� spacery we dw�jk� po pasie twardego piasku mi�dzy spienionym morzem i
kamieniami pla�y; zwykle nosi� w�wczas jej szkicownik, ona za� sz�a przodem, z
r�kami
wbitymi w kieszenie kurtki i oczami utkwionymi w siedz�ce na pla�y bia�orzytki,
ledwie
odcinaj�ce si� od kamieni, czy ko�uj�c� nad g�ow� mew� rybo��wk�. B�dzie
spokojnie,
koj�co, bez �adnych wymaga�, ale po dziesi�ciu dniach wr�ci do Londynu z
uczuciem ulgi.
Jecha� teraz przez las Dunwich, w�r�d ci�gn�cych si� po obu stronach drogi
plantacji
ciemnych �wierk�w, posadzonych przez Urz�d Las�w. Wydawa�o mu si�, �e ju� czuje
morze;
niesiony wiatrem cierpki, s�ony zapach by� mocniejszy od gorzkiej woni drzew.
Poczu�
lekko�� w sercu, jak wracaj�ce do domu dziecko. Wkr�tce ciemnozielone drzewa
sko�czy�y
si� jak no�em uci��, odgrodzone drutem od pastelowych p�l i �ywop�ot�w, po czym
te
r�wnie� ust�pi�y miejsca trawie i janowcom nadmorskich wrzosowisk przed Dunwich.
Gdy jad�c wzd�u� muru okalaj�cego ruiny klasztoru franciszkan�w skr�ci� do
wioski,
us�ysza� g�o�ny jazgot klaksonu. Z ty�u wypad� rozp�dzony jaguar; Dalgliesh
zdo�a� ujrze�
ciemnow�os� g�ow� i podniesion� w pozdrowieniu r�k�, po czym samoch�d znikn�� mu
z
oczu. A wi�c Oliver Latham, krytyk teatralny, przyjecha� do domu na weekend.
Dalgliesh nie
s�dzi�, aby mia�o to zak��ci� mu pobyt, gdy� Latham nie przyje�d�a� do Suffolk
dla
towarzystwa. Podobnie jak jego s�siad, Justin Bryce, uwa�a� sw�j domek za
schronienie od
londy�skiego gwaru - i zapewne ludzi - chocia� bywa� na Monksmere rzadziej ni�
Bryce.
Dalgliesh spotka� go raz czy dwa i rozpozna� w nim niepok�j oraz napi�cie,
kt�rych echo
s�ysza� w samym sobie. Latham znany by� z upodobania do dobrych samochod�w i
szybkiej
jazdy, Dalgliesh wr�cz podejrzewa�, �e sama jazda na Monksmere jest dla� �r�d�em
wyzwolenia. Inaczej trudno by�o zrozumie�, po co w og�le utrzymywa� sw�j domek;
nie
zajmowa� si� jego urz�dzaniem, rzadko do� przyje�d�a�, nigdy nie przywozi� tu
kobiet i
u�ywa� go wy��cznie jako bazy dla szale�czych samochodowych wypad�w w okolic�,
tak
gwa�townych i nieobliczalnych, jakby co� odreagowywa�.
Gdy Rosemary Cottage wy�oni� si� zza zakr�tu, Dalgliesh przyspieszy�. Nie mia�
wielkich nadziei na to, �e minie ten domek nie zauwa�ony, ale przynajmniej m�g�
rozwin��
szybko��, przy kt�rej niezatrzymanie si� by�o usprawiedliwione. K�tem oka
dostrzeg� twarz
w oknie na pi�trze; no c�, nale�a�o si� tego spodziewa�. Celia Calthrop
samozwa�czo uzna�a
si� za dziekana ma�ej spo�eczno�ci na Monksmere, a tym samym przyzna�a sobie
pewne
prawa i obowi�zki, je�li wi�c nierozwa�ni s�siedzi nie chcieli informowa� jej o
przyjazdach i
wyjazdach swoich go�ci, by�a zmuszona dowiadywa� si� sama. Pomaga�o jej w tym
wydatnie
dobre ucho oraz po�o�enie jej domku przy skrzy�owaniu polnej drogi prowadz�cej w
poprzek
cypla z szos� z Dunwich.
Panna Calthrop naby�a stodo�� Brodiego dwana�cie lat temu i nada�a jej nazw�
Rosemary Cottage. Kupi�a j� tanio, a nast�pnie tak d�ugo stosowa�a wobec
miejscowej si�y
roboczej �agodny, lecz nieustaj�cy terror, a� przekszta�ci�a j�, r�wnie tanio, z
mi�ego, acz
zaniedbanego kamiennego budynku w romantyczny idea� swych czytelniczek. W
pismach
kobiecych pisano o nim cz�sto jako o �rozkosznej rezydencji Celii Calthrop,
gdzie w
wiejskim zaciszu tworzy swe rozkoszne romanse, kt�re tak uwielbiaj� nasze
czytelniczki�.
Aczkolwiek pretensjonalny i zupe�nie pozbawiony smaku, Rosemary Cottage by�
wewn�trz
bardzo wygodny, na zewn�trz za� posiada� wszystko, co zdaniem jego w�a�cicielki
domek na
wsi winien by� posiada�: dach kryty strzech� (kt�rej utrzymanie i ubezpieczenie
poch�ania�o
gorsz�ce sumy), ogr�d zi� (do�� pos�pny; panna Calthrop �nie mia�a r�ki� do
ro�lin); ma�y
sztuczny staw (latem wydzielaj�cy odra�aj�ce wonie) oraz go��bnik (w kt�rym
jednak�e
go��bie za nic nie chcia�y siadywa�). Przed domkiem rozci�ga� si� g�adki
trawnik, na kt�rym
spo�eczno�� pisarska - w�asne sformu�owanie Celii - pija�a latem herbat�. Z
pocz�tku Jane
Dalgliesh wykluczana by�a z tych spotka�; nie dlatego, �e nie twierdzi�a, i�
jest pisark�, lecz
dlatego, �e jako samotna, starzej�ca si� panna, czyli osoba towarzysko i
seksualnie
bezwarto�ciowa, na skali warto�ci Celii Calthrop zajmowa�a ostatnie miejsce,
zas�uguj�c
jedynie na zdawkow�, podszyt� lito�ci� uprzejmo��. Ale p�niej panna Calthrop
odkry�a, �e
jej s�siadka uwa�ana jest za osob� wybitn� przez osoby, kt�rych zdanie si�
liczy�o, co wi�cej,
�e ludzie, kt�rych spotyka�o si� beztrosko maszeruj�cych z ni� wzd�u� brzegu,
sami s�
wybitni. Dalsze odkrycia by�y jeszcze bardziej zdumiewaj�ce. Okaza�o si�, �e
Jane Dalgliesh
jada kolacje z R.B. Sinclairem w Priory House. Nie wszyscy wielbiciele jego
trzech powie�ci,
z kt�rych ostatni� napisa� przesz�o trzydzie�ci lat temu, zdawali sobie spraw� z
tego, �e pisarz
jeszcze �yje, z tych za� tylko niewielka garstka bywa�a zapraszana przeze� na
kolacje. Panna
Calthrop, kt�ra nie nale�a�a do os�b d�ugo trwaj�cych w b��dzie, zacz�a zatem
m�wi� do
panny Dalgliesh �droga Jane�, pozostaj�c wszak�e �pann� Calthrop� dla swej
rozm�wczyni,
r�wnie nie�wiadomej obecnych �ask jak wcze�niejszej pogardy. Dalgliesh nie
wiedzia�, co
jego ciotka naprawd� my�li o Celii; niech�tnie m�wi�a o swoich s�siadach, a
razem widywa�
je zbyt rzadko, aby wyrobi� sobie na ten temat w�asne zdanie.
Polna droga biegn�ca przez cypel Monksmere w kierunku Pentlands zaczyna�a si�
oko�o pi��dziesi�ciu metr�w za Rosemary Cottage. Prowadz�ce na ni� drewniane
wrota,
zwykle zamkni�te, tym razem sta�y otworem, a ich ci�kie skrzyd�o wbi�o si�
mocno w
wysokie je�yny i czarny bez �ywop�otu. Samoch�d, podskakuj�c, wolno przetoczy�
si� po
wybojach i min�wszy bli�niacze kamienne domki nale��ce do Lathama i Justina
Bryce�a,
wjecha� na poro�ni�ty traw� trakt. �adnego z m�czyzn nie by�o wida�, aczkolwiek
samoch�d
Lathama sta� na jego podw�rku, a z komina domku Bryce�a leniwie snu�a si� smu�ka
dymu.
Droga wznosi�a si� stopniowo, a� nagle przed Dalglieshem rozpostar� si� ca�y
cypel,
mieni�cy si� z�otem i czerwieni� a� po nadbrze�ne ska�y i l�ni�ce za nimi morze.
Zatrzyma�
samoch�d; chcia� popatrze� i pos�ucha�. Jesie� nigdy nie by�a jego ulubion� por�
roku, ale w
owej chwili nie zamieni�by tego z�ocistego spokoju na �adn� z bardziej
wyrafinowanych
atrakcji wiosny. Wrzos ju� zacz�� bledn�c, janowiec natomiast zakwit� ponownie,
okrywaj�c
cypel kwiatem g�stym i ��tym jak w maju. W tle migota�o szkar�atem, lazurem i
br�zem
morze, za� na po�udniu zamglone b�ota ptasiego rezerwatu ja�nia�y delikatnymi
odcieniami
zieleni � b��kitu. Powietrze pachnia�o wrzosem i dymem drzewnym, odwiecznym i
nostalgicznym zapachem jesieni. A� trudno uwierzy�, my�la� Dalgliesh, �e patrzy
si� na pole
bitwy, gdzie od wiek�w ziemia toczy z morzem nier�wny b�j; trudno uwierzy�, �e
z�udny
spok�j �y�kowanej srebrem wody kryje dziewi�� zatopionych ko�cio��w starego
Dunwich.
Teraz na cyplu zosta�o niewiele budynk�w, chocia� nie wszystkie z nich by�y
stare. Daleko na
p�nocy, jak wyprysk na kraw�dzi klifu, biela� niski mur nowego Seton House,
dziwnego
domu, w kt�rym Maurice Seton, autor powie�ci kryminalnych, wi�d� sw�j r�wnie
dziwny i
samotny �ywot. P� mili na po�udnie pot�ne, kwadratowe mury Priory House
wznosi�y si�
jak ostatni strzeg�cy przed morzem bastion, a Pentlands Cottage, na samym skraju
rezerwatu,
zdawa� si� wisie� nad kraw�dzi� nico�ci.
Na p�nocnym kra�cu drogi pojawi� si� konny w�zek, weso�o turkocz�cy przez
janowce w stron� Priory House. Dalgliesh ujrza� kr�p�, niedu�� posta� skulon� na
ko�le i bat,
delikatny jak r�d�ka, zatkni�ty u jej boku. To pewnie gospodyni R.B. Sinclaira
wraca do
domu z zakupami, pomy�la�. Weso�y, ma�y ekwipa� tchn�� domowym urokiem i
Dalgliesh
patrzy� za nim z przyjemno�ci�, dop�ki nie znikn�� za zas�on� drzew. W tej
chwili jego ciotka
ukaza�a si� przed swym domkiem i spojrza�a ku grzbietowi cypla; na zegarku
Dalgliesha by�o
trzydzie�ci trzy minuty po drugiej. Zwolni� hamulec i cooper potoczy� si� w d�
po drodze,
nabieraj�c pr�dko�ci.
III
Instynktownie cofn�wszy si� w cie� pokoju na pi�trze, Oliver Latham �ledzi�
samoch�d wje�d�aj�cy na cypel, po czym roze�mia� si� w g�os i gwa�townie
zamilk�,
pora�ony t� eksplozj� d�wi�ku w nieruchomej ciszy domku. No, prosz� prosz�!
Cudowne
dziecko Scotland Yardu, jeszcze cuchn�ce krwi� po ostatniej sprawie, przybywa
jak na
zawo�anie! Teraz samoch�d stan�� na grzbiecie cypla; ale� by�oby mi�o, gdyby ten
cholerny
cooper nareszcie si� zepsu�. Ale nie, wygl�da�o na to, �e Dalgliesh po prostu
zatrzyma� si�,
aby podziwia� widoki. Biedny dure� pewnie cieszy si� na dwutygodniowe
rozpieszczanie w
Pentlands. No, to si� zdziwi, nie ma co! Pytanie tylko, czy to b�dzie rozs�dne,
je�li on,
Latham, zostanie tutaj, aby przygl�da� si� ca�ej zabawie? A w�a�ciwie, czemu� by
nie? Nie
musia� wraca� do miasta a� do premiery w Court Theatre w przysz�ym tygodniu, a
wygl�da�oby dziwnie, gdyby wyjecha� tak szybko po przybyciu. A poza tym - by�
ciekaw.
Przyjecha� na Monksmere w �rod� oczekuj�c, �e b�dzie si� nudzi�. Ale teraz,
je�li szcz�cie
dopisze, urlop zapowiada� si� niezwykle podniecaj�co.
IV
Alice Kerrison wjecha�a w�zkiem za szpaler drzew os�aniaj�cych Priory House od
p�nocnej cz�ci cypla, zeskoczy�a z koz�a i przez szeroki �uk na p�
zrujnowanej bramy
poprowadzi�a klacz do szesnastowiecznych stajni. Podczas gdy jej r�ce zaj�te
by�y
wyprz�ganiem, praktyczny umys� z zadowoleniem jeszcze raz roztrz�sa� poranne
dokonania,
ciesz�c si� z g�ry na oczekuj�ce j� ma�e przyjemno�ci. Najpierw napij� si� z
panem
Sinclairem herbaty, takiej jak on lubi, mocnej � nieco zbyt s�odkiej. Usi�d�
przy ogniu
pal�cym si� na wielkim kominku w holu; nawet w s�oneczne dni pan Sinclair lubi�
mie�
ciep�o. A potem, zanim zacznie si� zmierzcha�, nim podnios� si� mg�y, p�jd�
razem na
codzienny spacer w poprzek cypla. I nie b�dzie to spacer bez celu; musieli co�
zakopa�.
Zawsze to przyjemnie mie� cel, a poza tym - i mimo tego, co tak m�drze t�umaczy�
pan
Sinclair - ludzkie szcz�tki, nawet niekompletne, to w ko�cu ludzkie szcz�tki i
nale�y si� im
szacunek. A w og�le to najwy�sza pora, �eby si� ich pozby� z domu.
V
Dochodzi�o wp� do dziewi�tej; Dalgliesh i jego ciotka, ju� po kolacji,
siedzieli w
przyjaznym milczeniu po obu stronach kominka w bawialni. Pok�j, zajmuj�cy prawie
ca�y
parter Pentlands, mia� kamienne �ciany i niski sufit, wsparty na ogromnych
d�bowych
belkach, oraz pod�og� z czerwonych bazaltowych p�ytek. Przed kominkiem, na
kt�rym p�on��
�wawy, strzelaj�cy iskrami ogie�, suszy�a si� sterta zebranego na pla�y drewna.
Zapach dymu
snu� si� po domu jak kadzid�o, powietrze dr�a�o od nieustaj�cego huku morza.
Ogarni�ty
uspokajaj�cym, miarowym rytmem Dalgliesh z trudem powstrzymywa� si� od
za�ni�cia. W
sztuce czy w przyrodzie, zawsze podoba�y mu si� kontrasty, a w Pentlands, gdy
zapad�a noc,
m�g� si� nimi cieszy� do woli. Wn�trze domku, ciep�e i jasne, pe�ne by�o kolor�w
i wyg�d
cywilizacji; na zewn�trz, pod niskim niebem, le�a�y ciemno��, samotno�� i
tajemnica.
Wyobrazi� sobie brzeg trzydzie�ci metr�w poni�ej i morze rozpo�cieraj�ce koronki
piany na
twardej, zimnej pla�y oraz cichy rezerwat ptak�w na po�udniu, gdzie trzciny
ledwie porusza�y
si� w stoj�cej wodzie.
Wyci�gaj�c nogi do ognia i moszcz�c si� wygodniej w fotelu, spojrza� na siedz�c�
naprzeciwko ciotk�. Jak zwykle wyprostowana, wygl�da�a jednak na ca�kowicie
rozlu�nion�.
Robi�a na drutach jaskrawe, czerwone skarpetki; Dalgliesh mia� nadziej�, �e nie
s�
przeznaczone dla niego. By�o to zreszt� ma�o prawdopodobne; ciotka nie mia�a
sk�onno�ci do
takich demonstracji uczucia. Ogie� rzuca� cienie na jej d�ug� twarz, br�zow� i
rze�bion� jak u
Azteka, na okryte powiekami oczy i d�ugi nos nad ruchliwymi, szerokimi ustami.
Jej w�osy,
zwini�te na karku w ogromny w�ze�, mia�y kolor stali. Pami�ta� t� twarz jeszcze
z
dzieci�stwa; nigdy nie dostrzega� w niej �adnych zmian. W pokoju ciotki na
pi�trze, zatkni�ta
niedbale za ram� lustra, tkwi�a jej wyblak�a fotografia z narzeczonym, zrobiona
w 1916 roku.
Dalgliesh przypomnia� ich sobie z tamtych czas�w: ch�opaka w czapce z daszkiem,
ubranego
w bryczesy, kt�re, niegdy� nieco �mieszne, teraz stanowi�y uciele�nienie
romantyzmu i
smutku dawno minionej epoki, i nieco wy�sz� dziewczyn�, nachylon� ku partnerowi
z
kanciastym wdzi�kiem nastolatki, o bujnych, zwi�zanych wst��k� w�osach � obutych
w
spiczaste trzewiki stopach, ledwie widocznych spod w�skiej sukni. Jane Dalgliesh
nigdy nie
m�wi�a o swojej m�odo�ci, a on nigdy nie pyta�; by�a najbardziej
samowystarczaln�, najmniej
sentymentaln� kobiet�, jak� zna�. Zastanawia� si�, jak wygl�da�yby jej kontakty
z Deborah, co
pomy�la�yby o sobie nawzajem. Trudno by�o wyobrazi� sobie Deborah w innym ni�
Londyn
otoczeniu. Od �mierci matki prawie nie odwiedza�a domu, a z powod�w dobrze
znanych im
obojgu on nigdy nie towarzyszy� jej w wyjazdach do Martingale. Widzia� j� teraz
na tle jego
mieszkania w City, w restauracjach, w teatrze, w ulubionych pubach.
Przyzwyczajony do
�ycia na wielu r�nych poziomach rozumia�, �e Deborah nie jest cz�ci� jego
pracy i, jak na
razie, w Pentlands te� nie ma swego miejsca. Ale jako jego �ona musia�aby
uczestniczy� i w
jednym, i w drugim. Podczas tego kr�tkiego urlopu powinien postanowi�, czy tego
naprawd�
chce.
- Chcia�by� pos�ucha� muzyki? - zapyta�a Jane Dalgliesh. - Mam nowe nagranie
Maniera.
Dalgliesh nie by� muzykalny, ale wiedzia�, �e dla ciotki muzyka znaczy bardzo
wiele;
s�uchanie jej p�yt sta�o si� ju� nieod��czn� cz�ci� urlopu w Pentlands. Jej
entuzjazm i
znajomo�� tematu by�y zara�liwe i dzi�ki nim on sam zacz�� odkrywa� pewne
rzeczy. W
swoim obecnym nastroju by� got�w zaryzykowa� nawet Mahlera.
Wtedy w�a�nie us�yszeli samoch�d.
- O Bo�e - j�kn��. - A to kto? Mam nadziej�, �e nie Celia Calthrop.
Panna Calthrop, je�li si� jej stanowczo nie zniech�ci�o, bez przerwy zachodzi�a
�na
chwilk�, niezmordowanie usi�uj�c wprowadzi� w samotno�� Monksmere ciepe�ko
obyczaj�w towarzyskich z mieszcza�skich przedmie��. Mia�a sk�onno�� do wpadania
zw�aszcza wtedy, kiedy w Pentlands go�ci� Dalgliesh; atrakcyjny, wolny m�czyzna
by� dla
niej naturalnym �upem. Je�li nawet nie chcia�a go sama, zawsze by� w okolicy
kto�, komu by
si� nada�; nie znosi�a, kiedy co� si� marnowa�o. Podczas jednej z jego wizyt
posun�a si� a�
do wydania cocktailowego przyj�cia na jego cze�� i nawet nie�le si� na nim
bawi�,
zaintrygowany fundamentalnym absurdem sytuacji. Ma�a grupka mieszka�c�w
Monksmere,
jakby widz�c si� po raz pierwszy, �u�a kanapki, popija�a tanie sherry i
wymienia�a zdawkowe,
uprzejme uwagi, podczas gdy na zewn�trz nad cyplem szala�a wichura, a w holu
le�a� stos
sztormiak�w i latarek. To by� dopiero kontrast; nie nale�a�o jednak nikogo
zach�ca� do takich
zwyczaj�w.
- To chyba rzeczywi�cie morris panny Calthrop - powiedzia�a Jane Dalgliesh. -
Mog�a
wzi�� ze sob� siostrzenic�. Elizabeth przyjecha�a wczoraj z Cambridge, aby
wydobrze� po
zapaleniu migda�k�w.
-A wi�c powinna by� w ��ku. S�ysz� wi�cej ni� dwie osoby; czy to nie kwakanie
Justina Bryce�a?
Tak w�a�nie by�o. Kiedy panna Dalgliesh otworzy�a drzwi, przez oszklony ganek
ujrzeli �wiat�a samochodu i k��bowisko ciemnych postaci, z kt�rego powoli
zacz�y wy�ania�
si� znajome osoby. Najwyra�niej ca�e Monksmere postanowi�o odwiedzi� jego
ciotk�; nawet
Sylvia Kedge, niepe�nosprawna sekretarka Maurice�a Setona, ku�tyka�a teraz na
swych
kulach ku padaj�cemu z drzwi strumieniowi �wiat�a. Panna Calthrop sz�a wolno
obok niej,
jakby nieustaj�co oferuj�c pomoc. Za nimi pod��a� Justin Bryce, wci�� kwacz�c
bez sensu w
ciemno�ci, obok niego majaczy�a wysoka sylwetka Olivera Lathama. Na ko�cu, od�ta
i
niech�tna, sz�a przygarbiona Elizabeth Marley z r�kami w kieszeniach kurtki,
oci�gaj�c si� i
ca�ym cia�em podkre�laj�c, �e nie ma z tym towarzystwem nic wsp�lnego.
- Dobry wiecz�r, panno Dalgliesh - zawo�a� Bryce. - Dobry wiecz�r, Adam. Ten
najazd to nie moja wina, to by� pomys� Celii. Moi drodzy, przyszli�my po
zawodow� porad�.
To znaczy, wszyscy opr�cz Olivera. Spotkali�my go po drodze. On chcia� tylko
po�yczy�
troch� kawy, przynajmniej tak m�wi.
- Zapomnia�em kupi� kaw�, gdy wyje�d�a�em wczoraj z miasta - odpar� spokojnie
Latham. - Postanowi�em wi�c zwr�ci� si� do jedynej s�siadki, kt�ra zaopatrzy�aby
mnie w
przyzwoity gatunek, nie robi�c mi przy okazji wyk�adu na temat prowadzenia domu.
Gdybym
wiedzia�, �e urz�dzacie przyj�cie, poczeka�bym do jutra - m�wi�, najwyra�niej
jednak nie
zamierzaj�c odej��.
Weszli do �rodka, mrugaj�c w �wietle i wpuszczaj�c ze sob� zimny powiew, kt�ry
uni�s� na pok�j k��b bia�ego dymu. Celia Calthrop od razu podesz�a do fotela
Dalgliesha i
udrapowa�a si� w nim, gotowa do przyj�cia wieczornych ho�d�w. Jej zgrabne nogi i
stopy,
ukazywane z jak najlepszej strony, ra��co kontrastowa�y z ci�kim, opi�tym w
gorset cia�em
o wydatnym biu�cie i zwiotcza�ych, pokrytych plamami ramionach.
Dalgliesh ocenia� j� na oko�o pi��dziesi�t lat, ale wygl�da�a znacznie starzej.
Jak
zawsze by�a mocno i umiej�tnie umalowana. Male�kie, lisie usteczka l�ni�y
karminem;
g��boko osadzone oczy o lekko opadaj�cych k�cikach, nadaj�ce jej twarzy wyraz
fa�szywego
uduchowienia, podkre�lany jeszcze na fotografiach prasowych, obwiedzione zosta�y
b��kitem;
rz�sy by�y ci�kie od tuszu. Kiedy �ci�gn�a szyfonow� chustk�, ods�aniaj�c
ostatnie wysi�ki
fryzjera, mi�dzy rzadkimi, cienkimi w�osami wr�cz nieprzyzwoicie b�ysn�a
r�owa, g�adka
sk�ra czaszki.
Dalgliesh dotychczas spotka� jej siostrzenic� dwukrotnie i teraz, podaj�c jej
r�k�,
stwierdzi�, �e Cambridge w niczym jej nie zmieni�o. Wci�� pozostawa�a t� sam�
ponur�
dziewczyn� o ci�kich rysach, kt�r� pami�ta�. Jej twarz nie by�a pozbawiona
inteligencji i
pomy�la�, �e mog�aby nawet by� atrakcyjna, gdyby przejawi�a cho� iskr�
o�ywienia.
Z pokoju prysn�� poprzedni spok�j. Dalgliesh stwierdzi� w duchu, �e to
nadzwyczajne,
ile ha�asu mo�e narobi� zaledwie siedem os�b. Najpierw, jak zwykle, trzeba by�o
usadowi�
Sylvi� Kedge pod komend� panny Calthrop, kt�ra wszak�e sama nic nie robi�a.
Dziewczyna
mia�a urod� niezwyk��; by�aby wr�cz pi�kna, gdyby nie pokr�cone nogi, uj�te w
metalowe
obejmy i prawie m�skie d�onie, zniekszta�cone od u�ywania ku�. Jej w�sk�,
cyga�sko �niad�
twarz okala�y czarne w�osy, lu�no opadaj�ce do ramion. Mog�a to by� g�owa mocna
i pe�na
charakteru; niestety, dziewczyna narzuci�a sobie mask� �a�o�ciwej pokory, wyraz
cierpienia
znoszonego bez skarg i pretensji, niedorzeczny na tej szlachetnej twarzy;
wielkie, czarne oczy
umiej�tnie wzbudza�y wsp�czucie. Teraz przyczynia�a si� jeszcze do og�lnego
zamieszania
twierdz�c, �e jest jej ca�kiem wygodnie - gdy najwyra�niej nie by�o - i
oznajmiaj�c ze
s�odycz�, kt�ra mia�a moc rozkazu, �e musi mie� kule w zasi�gu r�ki, cho�
oznacza�o to
oparcie ich o jej kolana. W kr�tkim czasie uda�o si� jej sprawi�, �e wszyscy
obecni, jako
ciesz�cy si� niezas�u�enie dobrym zdrowiem, poczuli si� nieswojo. Dalgliesh mia�
ju� okazj�
ogl�da� t� komedi�, ale dzi� wyczul, �e Sylvia nie wk�ada w ni� serca, �e jest
to prawie
mechaniczny rytua�; odni�s� nawet wra�enie, �e akurat dzisiaj dziewczyna
naprawd� �le si�
czuje i co� j� boli. Jej oczy by�y matowe jak kamienie, a mi�dzy nozdrzami i
k�cikami ust
zarysowa�y si� dwie g��bokie bruzdy. Wygl�da�a na niewyspan�; gdy podawa� jej
kieliszek
sherry ujrza�, �e jej r�ka dr�y. Wiedziony impulsem autentycznego wsp�czucia
opl�t� t� d�o�
palcami i trzyma�, dop�ki nie uspokoi�a si� na tyle, aby podnie�� kieliszek do
ust.
- Co si� sta�o? - zapyta� z u�miechem. - Czy mog� w czym� pom�c?
Celia Calthrop jak zwykle sama powo�a�a si� na stanowisko rzecznika.
- Bardzo nam przykro, �e zawracamy g�ow� tobie i Jane w wasz pierwszy wiecz�r
razem. Ale jeste�my bardzo zaniepokojeni, przynajmniej Sylvia i ja. Naprawd�
bardzo si�
martwimy.
- Ja za� - wtr�ci� Justin Bryce - jestem nie tyle zaniepokojony, co
zaciekawiony, by nie
powiedzie� pe�en nadziei. Maurice Seton znikn��. Mo�liwe, �e to tylko sztuczka
reklamuj�ca
jego nast�pny krymina� i �e niebawem ujrzymy go zn�w w�r�d nas. Ale nie nale�y
zawsze
spodziewa� si� najgorszego.
I w rzeczy samej, nie wygl�da� na przygn�bionego; przycupn�wszy na sto�eczku
przy
kominku, jak z�o�liwy ��w wyci�ga� ku p�omieniom d�ug� szyj�. W m�odo�ci mia�
uderzaj�co pi�kn� g�ow� o wysokich ko�ciach policzkowych, szerokich, ruchliwych
ustach i
ogromnych, �wietlistych szarych oczach, skrytych pod ci�kimi powiekami, ale
teraz,
dobiegaj�c pi��dziesi�tki, sta� si� w�asn� karykatur�. Jego oczy, jeszcze
wi�ksze ni� niegdy�,
straci�y sw�j dawny blask i bez przerwy �zawi�y, jakby wci�� szed� pod wiatr.
Cofaj�ce si�
w�osy zmatowia�y i sta�y si� szorstkie jak s�oma, ko�ci uwydatni�y si� pod
sk�r�, nadaj�c jego
twarzy wygl�d trupiej g��wki. Jedynie d�onie pozosta�y nie zmienione: delikatne,
bia�e,
dziewcz�ce d�onie o mi�kkiej sk�rze, kt�re teraz wyci�ga� do ognia.
- Zaginiony, uznany za �ywego - u�miechn�� si� do Dalgliesha. - Autor
krymina��w.
Usposobienie nerwowe. Budowa lekka. Nos w�ski. Wystaj�ce z�by. W�osy rzadkie.
Wydatne
jab�ko Adama. Znalazc� uprasza si� o zatrzymanie... A wi�c przyszli�my do ciebie
po rad�,
drogi ch�opcze. �wie�o, jak rozumiem, po ostatnim triumfie. Czy powinni�my
zaczeka�, a�
Maurice si� odnajdzie i udawa�, �e nie zauwa�yli�my jego znikni�cia? A mo�e mamy
to
rozegra� tak, jak on by chcia�, czyli wezwa� policj�? W ko�cu, je�li to jedynie
sztuczka
reklamowa, to uprzejmie b�dzie wsp�pracowa�. Biedny Maurice potrzebuje w tych
sprawach
wszelkiej mo�liwej pomocy.
- To nie jest temat do �art�w, Justinie - skarci�a go surowo panna Calthrop. - I
ani
przez chwil� nie pomy�la�am, �e to sztuczka reklamowa. Gdyby tak by�o, nie
zawraca�abym
g�owy Adamowi w�a�nie teraz, kiedy spokojny, cichy urlop jest mu szczeg�lnie
potrzebny.
Ale� go sprytnie z�apa�e� Adamie, zanim zn�w to zrobi�! Od ca�ej tej sprawy
czuj� si� chora,
fizycznie chora! I co si� z nim teraz stanie? Potrzymaj� go w wi�zieniu przez
kilka lat na
koszt pa�stwa, a potem znowu wyjdzie i zamorduje jakie� dziecko? Czy�my wszyscy
poszaleli w tym kraju? Nie wiem, czemu go lito�ciwie nie powiesz� i nie za�atwi�
sprawy raz
na zawsze.
Dalgliesh by� rad, �e jego twarz jest ukryta w cieniu. Po raz kolejny
przypomnia� sobie
chwil� aresztowania. Pooley by� taki ma�y - ma�y, brzydki i �mierdz�cy ze
strachu. Rok
wcze�niej opu�ci�a go �ona i zapewne sam przyszy� niezdarn� �at�, wybrzuszon� na
�okciu
marynarki. Przykuwa�a wzrok Dalgliesha, jakby podtrzymuj�c w nim przekonanie, �e
Pooley
jest istot� ludzk�. No c�, besti� zamkni�to w klatce i ca�a prasa rozpisywa�a
si� w
pochwa�ach naszej dzielnej policji w og�le, za� nadinspektora Dalgliesha w
szczeg�lno�ci.
Zapewne psychiatra umia�by wyja�ni�, dlaczego czu� si� ska�ony poczuciem winy.
Nie by�o
to dla� uczucie nowe i umia� sobie z nim radzi�; w ko�cu, pomy�la� cierpko,
rzadko
dokucza�o mu d�u�ej i nigdy jeszcze nie sprawi�o, aby chcia� zmieni� prac�. Ale
niech go
diabli porw�, je�li mia� zamiar omawia� spraw� Pooleya z pann� Calthrop!
Napotka� wzrok
ciotki. Powiedzia�a cicho:
- Co w�a�ciwie chce pani, aby m�j bratanek zrobi�, panno Calthrop? Je�li pan
Seton
znikn��, to czy nie jest to sprawa dla miejscowej policji?
- Ale czy istotnie? W tym rzecz! - odpar�a panna Calthrop, wychylaj�c swoje
amontillado, jakby to by�o wino kuchenne, i automatycznym ruchem wyci�gaj�c r�k�
po
jeszcze. - Maurice m�g� znikn�� w jakich� sobie tylko znanych celach, na
przyk�ad aby
zebra� materia�y do nast�pnej ksi��ki. Ju� przedtem robi� aluzje, �e to b�dzie
co� innego, �e
odejdzie od klasycznego krymina�u. Jest bardzo sumienny i nie lubi pisa� o
czym�, czego sam
nie do�wiadczy�. Wszyscy to wiemy. Pami�tacie, jak zanim napisa� �Morderstwo na
linie�,
sp�dzi� trzy miesi�ce w cyrku? Oczywi�cie, z tego wynika, �e troch� mu nie
dostaje tw�rczej
wyobra�ni. Ja w swoich powie�ciach nie ograniczam si� do osobistych prze�y�.
- Z ulg� to s�ysz�, Celio, kochanie, wobec tego, co przesz�a twoja ostatnia
heroina -
zauwa�y� Justin Bryce.
Dalgliesh zapyta�, kiedy ostatni raz widziano Setona. Zanim Celia Calthrop
zd��y�a si�
odezwa�, przem�wi�a Sylvia Kedge:
- Pan Seton pojecha� do Londynu w poniedzia�ek rano. Mia� zatrzyma� si� w swoim
klubie, to jest w Klubie Cadaver na Tavistock S�uare. Zawsze w pa�dzierniku
mieszka tam
przez dwa tygodnie. Woli Londyn jesieni�; wtedy te� wyszukuje materia�y do
swoich ksi��ek
w klubowej bibliotece. Zabra� ze sob� ma�� walizk� i przeno�n� maszyn� do
pisania. Pojecha�
poci�giem z Halesworth. Powiedzia� mi, �e zamierza zacz�� now� ksi��k�, co�, co
mia�o
r�ni� si� od jego zwyk�ego stylu; odnios�am wra�enie, �e jest tym podniecony,
chocia� nigdy
o tym ze mn� nie m�wi�. Powiedzia�, �e b�dzie to dla wszystkich zaskoczenie.
Ustalili�my, �e
rankami b�d� pracowa� u niego w domu i �e b�dzie dzwoni� oko�o dziesi�tej, je�li
czego�
b�dzie chcia�. Tak zwykle umawiali�my si�, kiedy jecha� pracowa� do klubu. Pisze
ksi��k� na
maszynie z podw�jnym odst�pem i przysy�a j� do mnie na raty, a ja przepisuj� j�
na czysto.
Potem odsy�am mu maszynopis, on robi redakcj� ca�o�ci, a ja przepisuj� j� dla
wydawcy.
Oczywi�cie te raty nie zawsze wi��� si� ze sob�; gdy jest w Londynie, lubi pisa�
sceny
miejskie i nigdy nie wiem, co kiedy dostan�. No i zadzwoni� do mnie we wtorek
rano; m�wi�,
�e p przy�le mi kawa�ek powie�ci w �rod� wiecz�r; opr�cz tego prosi�, �ebym
dokona�a w
domu kilku drobnych napraw. Rozmawia� jak zwykle, zachowywa� si� ca�kowicie
normalnie.
Panna Calthrop nie mog�a si� ju� powstrzyma�.
- To bardzo nie�adnie ze strony Maurice�a, �e wykorzystuje ci� do takich zaj��,
jak
cerowanie skarpetek i polerowanie sreber. Jeste� kwalifikowan� stenotypistk� i
po prostu si�
marnujesz. B�g jeden wie, ile moich ta�m czeka, aby� je przepisa�a. No c�, ale
to inna
sprawa. Wszyscy znaj� m�j pogl�d na ten temat.
Istotnie, wszyscy go znali i mo�e byliby bardziej sk�onni si� z nim zgodzi�,
gdyby nie
podejrzenie, i� w swym oburzeniu droga Celia broni przede wszystkim w�asnych
interes�w;
je�li mo�na by�o kogo� wykorzysta�, uwa�a�a, �e ma do tego pierwsze�stwo.
Dziewczyna nie zwr�ci�a na ni� uwagi. Jej czarne oczy by�y wci�� utkwione w
Dalglieshu, kt�ry zapyta� cicho:
- Kiedy pan Seton zn�w si� z pani� skontaktowa�?
- Nie zrobi� tego, panie Dalgliesh. Nie zadzwoni� w �rod�, gdy pracowa�am w
Seton
House, ale oczywi�cie nie zmartwi�am si�. Czasami nie odzywa� si� ca�ymi dniami.
Dzi� rano,
kiedy posz�am sko�czy� prasowanie, zadzwoni� pan Plant, gospodarz Klubu Cadaver
- jego
�ona tam gotuje - i powiedzia�, �e bardzo si� martwi�, bo pan Seton wyszed�
przed kolacj� we
wtorek � nie wr�ci� do Klubu. Jego ��ko jest nie tkni�te, zostawi� tak�e
ubrania i maszyn� do
pisania. Z pocz�tku pan Plant nie chcia� podnosi� alarmu. My�la�, �e pan Seton
nie wr�ci� na
noc z jakiego� powodu zwi�zanego z ksi��k�, ale kiedy nast�pnej nocy te� si� nie
pokaza� i
nie da� zna� o sobie, pomy�la�, �e lepiej zadzwoni� do domu. Nie wiedzia�am, co
robi�. Nie
mog�am skontaktowa� si� z przyrodnim bratem pana Setona, bo ostatnio si�
przeprowadzi� i
nie znam adresu. Innych krewnych nie ma. Widzi pan, nie by�am pewna, czy pan
Seton
chcia�by, �ebym podejmowa�a jakie� dzia�ania. Powiedzia�am panu Plantowi,
�eby�my
poczekali jeszcze troch� i dzwonili do siebie, gdy tylko kt�re� z nas czego� si�
dowie. I zaraz
potem, tu� przed obiadem, przysz�a poczta, a w niej ten maszynopis.
- Mamy go tutaj - obwie�ci�a panna Calthrop. -I kopert�.
Zamaszy�cie wyci�gn�a je z przepastnej torby i poda�a Dalglieshowi. Koperta
by�a
zwyczajn�, urz�dow�, br�zow� kopert�, zaadresowan� na maszynie do Maurice�a
Setona,
Esq., Seton House, Monksmere, Suffolk. Zawiera�a trzy arkusze niewprawnego
maszynopisu
z podw�jnym odst�pem.
- Zawsze adresowa� maszynopisy do siebie - powiedzia�a g�ucho panna Kedge. - Ale
to nie jest jego praca, panie Dalgliesh. On tego nie napisa�.
- Jest pani pewna?
To pytanie by�o zb�dne. Niewiele rzeczy trudniej ukry� ni� spos�b pisania na
maszynie, a dziewczyna z pewno�ci� przepisa�a dostatecznie wiele tekst�w Setona,
by
rozpozna� jego r�k�. Ale zanim zd��y�a odpowiedzie�, panna Calthrop zn�w si�
wtr�ci�a:
- Chyba najlepiej b�dzie, je�li przeczytam kawa�ek.
Czekali cierpliwie, a� wyjmie z torby par� ogromnych, ozdobionych brylancikami
okular�w, wsadzi je na nos i usadowi si� wygodniej w fotelu. Tekst Maurice�a
Setona,
pomy�la� Dalgliesh, po raz pierwszy zostanie odczytany publicznie. Autor by�by
zadowolony
z najwy�szej uwagi maluj�cej si� na twarzach s�uchaczy, a mo�e r�wnie� z
aktorskich
zdolno�ci panny Calthrop. Pewna swej publiczno�ci, w obliczu dzie�a towarzysza
po pi�rze,
Celia zamierza�a da� z siebie wszystko. Zacz�a czyta�.
Carruthers odsun�� zastan� z koralik�w i wszed� do klubu nocnego. Przez chwil�
stal
nieruchomo u wej�cia, jak zawsze smuk�y i elegancki w nienagannie skrojonym
smokingu, i
ch�odnym, ironicznym wzrokiem przesun�� wzgardliwie po ciasno st�oczonych
stolikach,
obskurnym, pseudo-hiszpa�skim wystroju i obdartej klienteli A wi�c to mia� by�
sztab
najgro�niejszego gangu handlarzy narkotyk�w w Europie! Za plugaw� fasad� tego
pospolitego klubu, jakich w ko�cu wiele w Soho, kry� si� pot�ny umys�,
kontroluj�cy
najbardziej pot�ne szajki zachodniego �wiata. Niewiarygodne - a jednak. Cala ta
fantastyczna przygoda by�a niewiarygodna. Usiad� przy stoliku tu� obok drzwi,
aby mie�
dobry widok na sale. Gdy podszed� do niego kelner, zam�wi� sma�one scampi,
sa�at� i butelk�
chianti; niski, brudnawy Cypryjczyk przyj�� zam�wienie bez s�owa. Czy wiedzieli,
�e tu jest? -
zastanawia� si� Carruthers. A je�li tak, to kiedy si� poka��?
Na drugim ko�cu sali wznosi�a si� mata scena, wyposa�ona jedynie w trzcinowy
parawan i krzes�o. Nagle �wiat�a przygas�y, a pianista podj�� woln�, zmys�ow�
melodi�. Zza
parawanu ukaza�a si� dziewczyna, pi�kna blondynka, nie ca�kiem ju� m�oda, o
pi�knych,
pe�nych piersiach. Jej wdzi�k i arogancja mog�y, zdaniem Carruthersa,
znamionowa� krew
rosyjsk�. Podesz�a zmys�owo do krzes�a i zacz�ta bardzo powoli rozpina� sw�
wieczorow�
sukni�. Gdy ta opad�a na ziemi�, ukaza�y si� sk�pe majteczki i czarny
biustonosz. Siedz�c
ty�em do publiczno�ci, podnios�a r�ce, aby rozpi�� stanik. Od zat�oczonych
stolik�w
natychmiast podnios�y si� ochryple okrzyki:
- Dawaj, Rosie! Dawaj, Rosie! Dawaj!
Panna Calthrop przerwa�a lektur�. Panowa�a cisza, wi�kszo�� s�uchaczy wygl�da�a
na
oszo�omionych. Wreszcie Bryce zawo�a�:
- No, dalej�e, Celio! Nie przerywaj teraz, kiedy robi si� ciekawie! Czy Rosie
rzuci si�
na Martina Carruthersa i zgwa�ci go? Od lat si� o to prosi�. Czy te� pr�no si�
�udz� nadziej�?
- Nie ma potrzeby czyta� dalej - powiedzia�a panna Calthrop. - Mamy tu
wystarczaj�cy dow�d.
Sylvia Kedge obr�ci�a si� ku Dalglieshowl.
- Pan Seton nigdy nie nazwa�by �adnej postaci Rosie. Tak mia�a na imi� jego
matka.
Kiedy� powiedzia� mi, �e nigdy nie wykorzysta go w �adnej ze swoich ksi��ek. I
nigdy tego
nie zrobi�.
- Zw�aszcza nie nazwa�by tak prostytutki z Soho - wpad�a jej w s�owo panna
Calthrop.
- Cz�sto m�wi� mi o swojej matce. Uwielbia� j�, po prostu uwielbia�. Prawie
p�k�o mu serce,
gdy zmar�a i jego ojciec ponownie si� o�eni�.
G�os panny Calthrop pulsowa� ca�� t�sknot� niespe�nionego macierzy�stwa. Nagle
Oliver Latham powiedzia�:
- Prosz� mi to pokaza�.
Celia poda�a mu maszynopis i wszyscy wyczekuj�co patrzyli, jak Latham go ogl�da.
Wreszcie zwr�ci� go bez s�owa.
- No i co? - zapyta�a panna Calthrop.
- Nic. Po prostu chcia�em si� przyjrze�. Znam pismo odr�czne Setona, lecz nie
maszynowe. Ale m�wicie, �e tego nie napisa�.
- Jestem pewna, �e nie - odparta panna Kedge. - Aczkolwiek nie wiem dok�adnie,
dlaczego. Po prostu nie wygl�da to na jego prac�. Ale zosta�o napisane na jego
maszynie.
- A styl? - zapyta� Dalgliesh.
Zebrani zamilkli.
- Nie mo�na powiedzie�, �eby to by�o typowe dla Setona - odezwa� si� wreszcie
Bryce. - W ko�cu facet umia� pisa�, kiedy zechcia�. A to brzmi do�� sztucznie,
prawda? Ma
si� wra�enie, �e specjalnie stara� si� pisa� �le.
Do tej pory Elizabeth Marley milcza�a, siedz�c samotnie w k�cie jak naburmuszone
dziecko, kt�re wbrew swej woli zosta�o zmuszone do uczestniczenia w nudnych
rozmowach
doros�ych. Teraz rzuci�a niecierpliwie:
- Je�li to jest fa�szerstwo, to tak oczywiste, �e chyba mieli�my je odkry�.
Justin ma
racj�, styl jest podrabiany. I to chyba za du�y zbieg okoliczno�ci, �e ten, kto
to zrobi�, trafi� na
jedyne imi�, kt�re musia�o wzbudzi� podejrzenia. Czemu akurat Rosie? Jakby mnie
kto pyta�,
to jest to sprytna zagrywka Maurice�a Setona, a wy�cie si� na ni� nabrali.
Przeczytacie o tym,
kiedy uka�e si� jego nowa ksi��ka. Wiecie, jak uwielbia eksperymenty.
- Rzeczywi�cie, w�a�nie taki dziecinny pomys� m�g�by przyj�� Maurice�owi do
g�owy
- powiedzia� Latham. - Nie jestem pewien, czy mam ochot� by� mimowolnym
uczestnikiem
jego g�upawych do�wiadcze�. Proponuj�, �eby�my dali temu spok�j. W swoim czasie
si�
odnajdzie.
- To prawda, �e Maurice zawsze by� dziwny i tajemniczy -Zgodzi�a si� panna
Calthrop. - Zw�aszcza gdy chodzi�o o jego prac�. I jeszcze jedno. W przesz�o�ci
podpowiada�am mu to i owo; czasem nawet korzysta� z moich wskaz�wek. Ale nigdy
mi
p�niej o tym nie wspomina�. Oczywi�cie, nie oczekiwa�am oficjalnych
podzi�kowa�; na
og� jestem bardzo zadowolona, mog�c pom�c koledze po pi�rze, ale przyznacie, �e
cz�owiek
czuje si� speszony, gdy w opublikowanej ksi��ce znajduje kilka swoich pomys��w,
a od
Maurice�a nie s�yszy nawet �dzi�kuj�.
- Pewnie zd��y� ju� w�wczas zapomnie�, �e nie sam je wymy�li� - zauwa�y� Latham
z
pob�a�liw� pogard�.
- On nigdy niczego nie zapomina�, Oliverze. Maurice mia� bardzo jasny umys� i
bardzo metodycznie pracowa�. Gdy co� mu podpowiada�am, udawa�, �e w�a�ciwie nie
jest
zainteresowany i mrucza�, �e spr�buje nad rym kiedy� popracowa�. Ale widzia�am
po jego
oczach, �e go wzi�o i tylko czeka, aby wr�ci� do domu i umie�ci� to w swojej
kartotece, na
kt�rej� z tych ma�ych karteczek. W�a�ciwie nie mia�am do niego pretensji, tyle
�e s�dzi�am,
�e m�g�by czasem podzi�kowa� mi za pomoc. Oko�o miesi�ca temu podda�am mu pewien
pomys� i zak�adam si�, �e ujrzycie go w nast�pnej ksi��ce.
Nikt nie podj�� jej oferty.
- Masz co do niego ca�kowit� racj�, Celio - powiedzia� Bryce. - Co� mu si�
czasem
szepn�o, B�g jeden wie, dlaczego. Jak cz�owiekowi przyszed� do g�owy nowy
pomys� na
morderstwo, to �al mu by�o go zmarnowa�, zw�aszcza �e biedny Seton ju� robi� pod
tym
wzgl�dem bokami. Ale opr�cz tego krwio�erczego b�ysku w oku nigdy �adnej oznaki
wdzi�czno�ci! Tak, tak, moi drodzy. Oczywi�cie sami rozumiecie, �e teraz ju� nic
ode mnie
nie dostanie, nie po tym, co zrobi� z Arabell�.
- Och, ja w�a�ciwie nie mia�am pomys�u na morderstwo, nie dok�adnie -
zaprzeczy�a
panna Calthrop. - To by�a tylko idea sytuacji, w sam raz na efektowny pierwszy
rozdzia�.
Ca�y czas powtarza�am Maurice�owi, �e czytelnik�w trzeba wci�ga� od samego
pocz�tku.
Wyobrazi�am sobie dryfuj�c� po morzu ma�� ��dk�, a w niej cia�o bez d�oni.
Zapad�a cisza, tak absolutna, tak ca�kowita, �e gdy zad�wi�cza� zegar, wszyscy
spojrzeli na�, jakby wydzwania� godzin� egzekucji. Dalgliesh zerkn�� na Lathama,
kt�ry
zesztywnia� w swoim krze�le i tak mocno �cisn�� n�k� kieliszka, i� zdawa�o si�,
�e lada
chwila p�knie. Trudno by�o odgadn��, co kry�o si� pod t� blad�, nieruchom�
mask�. Nagle
Bryce roze�mia� si� swym wysokim, nerwowym �miechem i napi�cie pu�ci�o; prawie
da�o si�
s�ysze� ciche westchnienia ulgi.
- Ale� ty masz chorobliw� wyobra�ni�, Celio! Kto by pomy�la�! Musisz na ni�
uwa�a�, moja droga, bo inaczej Stowarzyszenie Autor�w Romans�w wywali ci� z
hukiem.
- Ale to wszystko nie s�u�y rozwi�zaniu naszego problemu - odezwa� si� Latham
bezbarwnym, opanowanym g�osem. - Czy mam rozumie�, �e wszyscy zgodzili�my si�
nie
podejmowa� �adnych dzia�a� w zwi�zku ze znikni�ciem Setona? Eliza pewnie ma
racj�, �e to
jaka� bzdura, kt�r� wymy�li� Maurice. Je�li tak, to powinni�my czym pr�dzej
pozwoli� panu
Dalglieshowi cieszy� si� urlopem.
W�a�nie wstawa�, jakby nagle zm�czony tematem, gdy od drzwi dobieg�o g�o�ne,
zdecydowane pukanie. Jane Dalgliesh spojrza�a na bratanka, unosz�c pytaj�co
brew, po czym
cicho wsta�a i wysz�a na ganek. Towarzystwo zamilk�o, nas�uchuj�c bezwstydnie;
go�� po
zmroku by� czym� rzadkim w tej odci�tej od �wiata spo�eczno�ci. Po zapadni�ciu
nocy zwykli
widywa� tylko siebie nawzajem i instynktownie wiedzieli, czyje kroki zbli�aj�
si� do ich
drzwi, a to pukanie by�o pukaniem obcego. Od wej�cia da�a si� s�ysze� cicha,
urywana
rozmowa, po czym panna Dalgliesh pojawi�a si� w drzwiach. Za ni�, w mroku ganku,
sta�o