4968
Szczegóły |
Tytuł |
4968 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4968 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4968 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4968 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TANYA HUFF
to miasto jest za ma�e
- Au! Vicki, uwa�aj!
- Przepraszam. Czasami zapominam, jakie s� ostre.
- No, pi�knie. - Wpl�t� palce w jej w�osy i poci�gn�� dostatecznie mocno, �eby
podkre�li� swoje s�owa. - Nie r�b tego.
- Nie r�b czego? - U�miechn�a si� do niego, jej z�by zal�ni�y jak ko�� s�oniowa
w blasku ksi�yca zalewaj�cym ��ko. - A mo�e nie chcesz, �ebym...
Nag�y, natarczywy dzwonek telefonu zag�uszy� dalsz� cz�� jej pytania.
Detektyw-sier�ant Michael Celluci westchn��.
- Wstrzymaj si� na chwil� - mrukn��, przetoczy� si� na drug� stron� i podni�s�
s�uchawk�. - Celluci.
- W�a�nie dzwonili z pi��dziesi�tego drugiego oddzia�u. Znale�li cia�o w
Richmond i pomy�leli, �e zechcemy je obejrze�.
- Dave, jest... - zerkn�� na zegarek - pierwsza dwadzie�cia dziewi�� w nocy i
nie mam s�u�by.
Po drugiej stronie linii jego partner, teoretycznie r�wnie� nie na s�u�bie,
zignorowa� aluzj�.
- Zapytaj mnie, kim jest ten sztywniak.
Celluci ponownie westchn��.
- Kim jest ten sztywniak?
- Mac Eisler.
- Cholera.
- Zabawne, dok�adnie tak samo powiedzia�em. - Nic w g�osie Davida Grahama nie
�wiadczy�o o poczuciu humoru. - Przyjad� za dziesi�� minut.
- Lepiej za pi�tna�cie.
- Przerwa�em ci co�?
Celluci spojrza� na Vicki, kt�ra usiad�a i spiorunowa�a go wzrokiem.
- Owszem.
- Witamy w cudownym �wiecie str��w prawa.
D�o� Vicki wystrzeli�a do przodu i chwyci�a nadgarstek Celluciego, zanim
detektyw zd��y� cisn�� telefonem przez pok�j.
- Kto to jest Mac Eisler? - zapyta�a, kiedy nad�sany Celluci od�o�y� s�uchawk� i
spu�ci� nogi z ��ka.
- S�ysza�a�?
- S�ysz� bicie twojego serca, pulsowanie twojej krwi, pie�� twojego �ycia. -
Podrapa�a si� bos� stop� w ty� nogi. - Wi�c chyba potrafi� pods�ucha� n�dzn�
rozmow� telefoniczn�.
- Eisler to alfons. - Celluci si�gn�� do wy��cznika �wiat�a, ale zmieni� zdanie
i zacz�� si� ubiera�. Ksi�yc w pe�ni zagl�da� prosto w okno, wi�c w pokoju nie
by�o zbyt ciemno, a znaj�c wra�liwo�� Vicki na ostre �wiat�o oraz jej
temperament, wola� si� nie wychyla�. - Podejrzewamy, �e wyko�czy� jedn� ze
swoich dziewczyn kilka tygodni temu.
Vicki zgarn�a swoj� koszul� z pod�ogi.
- Irene MacDonald?
- Co? To te� pods�ucha�a�?
- S�ysz� r�ne rzeczy. Jak mocno podejrzewacie?
- Osobi�cie jestem pewien. Ale nie znale�li�my nic konkretnego, �eby go
zapud�owa�.
- A teraz on nie �yje. - Podci�gn�a d�insy na biodra i zmarszczy�a brwi w
parodii g��bokiego namys�u. - Jejku, ciekawe, czy jest jaki� zwi�zek.
- �adne jejku! - warkn�� Celluci. - Nie idziesz ze mn�.
- A prosi�am?
- Rozpozna�em ten ton. Znam ci�, Vicki. Zna�em ci�, kiedy by�a� glin�, zna�em
ci�, kiedy by�a� prywatnym �apsem, i nie obchodzi mnie, jak bardzo zmieni�a� si�
fizycznie, znam ci� teraz, kiedy jeste�...
- Wampirem. - Jej blade oczy wydawa�y si� bardziej srebrne ni� szare. - Powiedz
to na g�os, Mike. Nie zranisz moich uczu�. Krwiopijc�. Upiorem. Stworem
ciemno�ci.
- Wrzodem na ty�ku. - Starannie unikaj�c jej wzroku, wsun�� r�ce w szelki
podramiennej kabury i narzuci� na wierzch marynark�. - To sprawa policji, Vicki,
trzymaj si� z daleka. Prosz�.
Nie czeka� na odpowied�, tylko ruszy� w p�mroku do drzwi sypialni. Zatrzyma�
si� z jedn� nog� na progu.
- Raczej nie wr�c� przed �witem. Nie czekaj na mnie.
Vicki Nelson, dawniej w Si�ach Policyjnych Toronto, p�niej prywatny detektyw,
ostatnio wampir, postanowi�a go pu�ci�. Je�li potrafi� �artowa� z przemiany,
widocznie j� akceptowa�. Poza tym zawsze lepiej si� bawi�a, kiedy kaza�a mu
p�aci� za przem�drza�e uwagi w najmniej spodziewanej chwili.
Patrzy�a z mroku, jak Celluci wsiada do samochodu Dave'a Grahama. Potem, kiedy
tylne �wiat�a znik�y w oddali, wygrzeba�a jego zapasowy komplet kluczyk�w i
pojecha�a autostrad� spl�tan� jak wn�trzno�ci, prowadz�c� do serca Toronto.
Nie potrzebowa�a �adnych nadnaturalnych zdolno�ci, �eby odnale�� miejsce
zbrodni. Policja, prasa i niezdrowo zaciekawieni gapie tworzyli spory t�um.
Vicki prze�lizn�a si� obok konstabla pe�ni�cego wart� na drugim ko�cu alejki,
przemkn�a przez strefy cienia i zatrzyma�a si� tu� za kr�giem policjant�w
otaczaj�cych zw�oki.
Mac Eisler by� do�� atrakcyjnym, niezbyt wysokim bia�ym m�czyzn� rasy
kaukaskiej. Zamiast tradycyjnie krzykliwego stroju swojej profesji nosi� markowe
d�insy i oliwkowozielon� marynark� z surowego jedwabiu. W tej chwili nie
wygl�da� najlepiej. Dwa zardzewia�e gwo�dzie przebija�y jego wymanikiurowane
d�onie, podtrzymuj�c wyprostowane cia�o w tylnym wej�ciu do modnej restauracji.
Chocia� spiczaste czubki r�cznie robionych kowbojskich but�w Eislera zadrapa�y
drewno w drzwiach, g�ow� mia� ca�kowicie odwr�con� do ty�u, a oczy spogl�da�y w
alejk� z widocznym zdumieniem.
Zapach �mierci walczy� o lepsze ze smrodem uryny i �mieci. Vicki zmarszczy�a
brwi. Wyczuwa�a inny zapach, ostr� wo� drapie�cy, od kt�rej je�y�y jej si� w�osy
na karku i z�by wysuwa�y si� zza warg. Zdumiona si�� w�asnej reakcji,
bezszelestnie wesz�a w plam� g��bszego cienia, �eby nie zdradzi� swojej
obecno�ci.
- Dlaczego mam komentowa�, do cholery?
Poch�oni�ta swoim niezrozumia�ym gniewem, nie zauwa�y�a Celluciego, dop�ki nie
przywita� si� z reporterami. Nieznacznie zmieni�a pozycj� i patrzy�a, jak razem
z partnerem weszli w alejk� i po raz pierwszy zobaczyli zw�oki.
- Panie Jezu Chryste...
- ...na wysoko�ciach - doko�czy� m�odszy z dw�ch detektyw�w obecnych ju� na
miejscu zbrodni.
- Kto go znalaz�?
- Pomywacz, kt�ry wynosi� �miecie. Widocznie mia� zosta� znaleziony: przybito
drania na samych drzwiach.
- Po drugiej stronie jest kuchnia i nikt nie s�ysza� wbijania?
- Powiem panu co� lepszego. Sp�jrz pan na rdz� na g��wkach tych gwo�dzi... ich
nie wbito m�otkiem.
- Co? Kto� po prostu wcisn�� gwo�dzie przez d�onie Eislera w twarde drewno?
- Na to wygl�da.
Celluci prychn��.
- Chcecie mi wm�wi�, �e Supermen zszed� na z�� drog�?
Pod os�on� ich �miechu Vicki pochyli�a si� i podnios�a kawa�ek deski. Na
nieod�amanym ko�cu mia�a cztery dziury, w dw�ch tkwi�y jeszcze trzycalowe
�wieki. Wyci�gn�a �wiek z drewna i wcisn�a w �cian� najbli�szego budynku.
Plamka rdzy zosta�a na opuszce kciuka, ale gw�d� nie zmieni� wygl�du.
Potem przypomnia�a sobie ten zapach.
Wampir.
- ...nie mog� podej�� do telefonu. Prosz� zostawi� wiadomo�� po d�ugim sygnale.
- Henry? M�wi Vicki. Je�li tam jeste�, odbierz. - Wpatrywa�a si� w drugi koniec
mrocznej kuchni, skr�caj�c w palcach sznur telefonu. - No, Fitzroy, wszystko
jedno co robisz, to jest wa�niejsze. - Dlaczego nie siedzia� w domu i nie pisa�?
Albo k��ci� si� z Tonym. Albo cokolwiek. - S�uchaj, Henry, potrzebuj� kilka
informacji. Jest jeszcze jeden z... z nas, poluje na moim terenie i nie wiem, co
powinnam zrobi�. Wiem, co chc� zrobi�... - gniew powr�ci�, przeplatany wiedz� o
tamtej - ...ale jestem nowa w tym interesie, mo�e przesadzam. Zadzwo� do mnie.
Dalej mieszkam u Mike'a.
Od�o�y�a s�uchawk� i westchn�a. Wampiry nie maj� wsp�lnych terytori�w. I
dlatego Henry zosta� w Vancouver, a ona wr�ci�a do Toronto.
No dobrze, nie tylko dlatego wr�ci�am. Wrzuci�a zapasowe kluczyki od samochodu
Celluciego do szuflady stolika z telefonem i zastanowi�a si�, czy powinna mu
napisa� notatk�, �eby wyja�ni� tajemnicze opr�nienie baku.
Nie. Jest detektywem, niech sam zgadnie.
S�o�ce wschodzi�o o pi�tej dwana�cie. Vicki nie potrzebowa�a zegarka, �eby
wiedzie�, �e ju� prawie czas. Czu�a mu�ni�cia promieni s�onecznych na
kraw�dziach �wiadomo�ci.
"To jak ten ostatni u�amek chwili, tu� zanim kto� ci� uderzy z ty�u, kiedy
wiesz, co si� stanie, ale za choler� nic nie mo�esz poradzi�". Skrzy�owa�a
wtedy ramiona na piersi Celluciego i opar�a na nich g�ow�, dodaj�c: "Tylko to
trwa d�u�ej".
"I tak si� dzieje ka�dego ranka?"
"Tu� przed �witem".
"I ty zamierzasz �y� wiecznie?"
"Tak mi m�wi�".
Celluci parskn��.
"Nie zazdroszcz� ci".
Chocia� Celluci zaproponowa�, �e zaciemni jedn� z dw�ch nieu�ywanych sypialni,
na sam� my�l o tym Vicki czu�a si� nieswojo. W wieku czterech i p� stuleci
Henry Fitzroy m�g� sobie pozwoli� na zblazowanie wobec perspektywy zniszczenia,
ale Vicki nadal by�a przera�ona t� koncepcj� i nie zamierza�a sp�dza� ca�ego
dnia bezbronna, wystawiona na ryzyko. Ka�dy m�g� wej�� do sypialni.
Nikt nie m�g� przypadkiem wej�� do zamkni�tej skrzyni z dykty, okrytej
zaciemniaj�c� kotar�, na samym ko�cu tunelu pi�ciostopowej wysoko�ci - ale na
wszelki wypadek Vicki opu�ci�a grub� �elazn� krat� w wej�ciu. Zgi�ta prawie
wp�, spieszy�a do swojego sanktuarium, czuj�c s�o�ce coraz bli�ej, bli�ej. Z
trudem powstrzyma�a impuls, �eby si� odwr�ci�.
- Niczego za mn� nie ma - mrukn�a, niezr�cznie zrzucaj�c ubranie. Czuj�c, jak
wali jej serce, wpe�z�a pod klap� wej�ciow� skrzyni, zamkn�a j� na haczyk od
wewn�trz, w�lizn�a si� do �piwora i wyprostowa�a, gotowa na nadej�cie �witu.
"Chryste Panie, Vicki", powiedzia� Celluci przykucni�ty przy wej�ciu, kiedy
wci�gn�a do �rodka podw�jny materac. "Trumna przynajmniej mia�aby odrobin�
historycznej powagi".
"Wiesz, gdzie mog� kupi� trumn�?"
"Nie pozwol� na trumn� w mojej piwnicy".
"Wi�c przesta� k�apa� dziobem".
Le��c i czekaj�c na zapomnienie, zastanawia�a si�, gdzie jest tamta. Czy obie
odczuwa�y tak� sam� niemal panik� wiedz�c, �e godziny od �witu do zmierzchu
ca�kowicie wymykaj� im si� spod kontroli? Czy raczej jak Henry nauczy�y si�
akceptowa� dzienn� �mier�, rz�dz�c� nie�miertelnym �yciem? Przypuszcza�a, �e
powinno je ��czy� swego rodzaju pokrewie�stwo, jednak czu�a tylko zaborcz�
w�ciek�o��. Nikt nie polowa� na jej terenie.
- Przyjemnych sn�w - powiedzia�a do siebie, kiedy s�o�ce dotkn�o kraw�dzi
horyzontu. - A kiedy ci� znajd�, zrobi� z ciebie grzank�.
Celluci by� i znowu wyszed�, zanim ciemno�� powr�ci�a. Zostawi� jej wiadomo�� w
sprawie samochodu, niecenzuraln� i tre�ciw�. Vicki dopisa�a kilka s��w, kt�re
pomin��, i wsun�a karteczk� pod magnes na lod�wce na wypadek, gdyby detektyw
dotar� do domu przed ni�.
Odnajdzie zapach i podejmie trop, my�liwy stanie si� zwierzyn� i do �witu ulice
znowu b�d� nale�a�y do niej.
��ta policyjna ta�ma nadal zagradza�a wej�cie do alejki. Vicki zignorowa�a
zakaz. Owin�wszy si� noc� jak p�aszczem, stan�a przy drzwiach restauracji i
bada�a powietrze.
Widocznie alfons ukrzy�owany na drzwiach po�arowych nie wystarczy�, �eby zamkn��
lokal, tote� Tex Mex niemal zag�uszy� wo� �mierci sprzed nieca�ych dwudziestu
czterech godzin. Zamiast drapie�cy Vicki wyw�szy�a tylko fajity.
- Niech to szlag - mrukn�a, podesz�a bli�ej i obw�cha�a drewno. - Jakim cudem
mam znale��...
Wyczu�a jego �ycie na mgnienie wcze�niej, zanim si� odezwa�.
- Co ty robisz?
Vicki odwr�ci�a si� z westchnieniem.
- Obw�chuj� framug� drzwi. A my�la�e�, �e co robi�?
- Sformu�uj� to dok�adniej - warkn�� Celluci. - Co ty tutaj robisz?
- Szukam tego, kto wyko�czy� Maca Eislera... - zacz�a Vicki. Nie by�a pewna,
czy ma ochot� udziela� wyja�nie�.
- Nic z tego. Nie jeste� glin�. Nawet ju� nie jeste� prywatnym �apsem. A jak
wyt�umacz� si� za ciebie, je�li Dave ci� zobaczy?
Oczy jej si� zw�zi�y.
- Nie musisz t�umaczy� si� za mnie, Mike.
- Taak? On my�li, �e jeste� w Vancouver.
- Powiedz mu, �e wr�ci�am.
- Mam mu powiedzie�, �e sp�dzasz dni w skrzyni w mojej piwnicy? I �e p�oniesz w
s�o�cu? A co mam mu powiedzie� o twoich oczach?
D�o� Vicki unios�a si�, �eby poprawi� mostek okular�w, ale palce dotkn�y tylko
powietrza. Pigmentoza siatk�wki, kt�ra zmusi�a j� do odej�cia z policji i
pozbawi�a nocy, zosta�a odwr�cona, kiedy Henry j� przemieni�. Teraz ciemno�� nie
mia�a przed ni� sekret�w.
- Powiem mu, �e wzrok mi si� poprawi�.
- Pigmentoza nie cofa si� sama.
- Moja tak.
- Vicki, wiem, co robisz. - Przegarn�� w�osy obiema r�kami. - Zrobi�a� to ju�
przedtem. Musia�a� wyst�pi� z policji. By�a� na wp� �lepa. I co z tego? Twoje
�ycie si� zmieni�o, ale wci�� zamierza�a� pokaza�, �e nazywasz si� "Victory"
Nelson. I nie wystarczy�o ci, �e zosta�a� prywatnym detektywem. G�upio
wpakowa�a� si� w niebezpieczn� sytuacj�, �eby tylko udowodni�, �e wci�� jeste�
tym, kim chcesz by�. A teraz twoje �ycie znowu si� zmieni�o i znowu grasz w t�
sam� gr�.
S�ysza�a bicie jego serca, widzia�a pulsuj�c� �y�k� obramowan� bia�ym "V"
rozpi�tego ko�nierzyka, czu�a krew wzbieraj�c� tu� pod powierzchni�, w zasi�gu
jej z�b�w. G��d narasta� i musia�a przywo�a� na pomoc ca�� samokontrol�, jakiej
nauczy� jej Henry. Teraz nie czas na jedzenie.
Odk�d wr�ci�a do Toronto, p�yn�a z pr�dem: jad�a, polowa�a, na nowo poznawa�a
noc, na nowo poznawa�a sw�j zwi�zek z Michaelem Cellucim. Tamten telefon nad
ranem skrystalizowa� pod�wiadome niezadowolenie, bo - jak jej wytkn�� Celluci -
tak naprawd� potrafi�a robi� tylko jedn� rzecz.
Cz�ciowo jego diatryba wynika�a z troski. Po tych wszystkich wsp�lnych latach
sp�dzonych na zabawie w policjant�w i kochank�w wiedzia�a, w jaki spos�b
rozumowa�: je�li co� r�wnie niewinnego jak �wiat�o s�o�ca mog�o j� zabi�, co
jeszcze jej grozi�o? Po prostu sama natura ludzka kaza�a mu chroni� ukochan�
osob� - kaza�a mu chroni� Vicki.
Ale to by�a tylko cz�� prawdy.
- Nie b�dziesz ze mn� szcz�liwy, je�li mam tylko obija� si� po domu. Nie umiem
gotowa� i nie myj� okien. - Post�pi�a krok w jego stron�. - My�la�am, �e si�
ucieszysz, kiedy znowu odnajd� grunt pod nogami.
- Vicki...
- Ciekawe - zamrucza�a, z ca�ej si�y powstrzymuj�c G��d - jakby� zareagowa�,
gdybym si� wtr�ci�a w cudz� spraw�, nie w twoj�. Ostatecznie jestem lepiej
przystosowana do nocnych polowa� ni�, hm, detektywi-sier�anci.
- Vicki... - Jej imi� zabrzmia�o jak nieartyku�owane warkni�cie.
Pochyli�a si� do przodu i musn�a wargami jego ucho.
- Za�o�� si�, �e pierwsza znajd� rozwi�zanie.
Potem znikn�a; skoczy�a w ciemno�� ruchem zbyt szybkim, by mog�y go
zarejestrowa� oczy �miertelnika.
- Z kim rozmawia�e�, Mike? - Dave Graham rozejrza� si� po pustej alejce. -
Zdawa�o mi si�, �e s�ysza�em...
Potem spostrzeg� wyraz twarzy partnera.
- Niewa�ne.
Vicki nie pami�ta�a, kiedy ostatnio czu�a si� tak pe�na �ycia. Interesuj�ce
uczucie, zwa�ywszy, �e nale�� teraz do klubu nieumar�ych krwiopijc�w.
Maszerowa�a po Queen Street West, niemal pijana otaczaj�cym j� �yciem, w pe�ni
�wiadoma t�um�w rozst�puj�cych si� przed ni� i pe�nych podziwu spojrze�, kt�rymi
j� odprowadzano. Wytworzy� si� zwi�zek pomi�dzy jej dawnym �yciem a nowym.
"Musisz wyrzec si� dnia", powiedzia� jej Henry, "ale nie musisz si� wyrzeka�
niczego innego".
"Wi�c chcesz mi wm�wi�", warkn�a, "�e jeste�my zupe�nie normalnymi lud�mi,
kt�rzy pij� krew?"
Henry tylko si� u�miechn��.
"Ilu znasz normalnych ludzi?"
Nie znosi�a odpowiadania pytaniem na pytanie, ale teraz rozumia�a jego
podej�cie. Uczciwo�� kaza�a jej przyzna�, �e Celluci r�wnie� mia� racj�.
Wiecznie musia�a sobie udowadnia�, �e nadal jest sob�. Znowu i znowu. Im
bardziej rzeczy si� zmienia�y, tym bardziej pozostawa�y takie same.
"No, skoro to ustalili�my..."
Rozejrza�a si� za jakim� miejscem, �eby usi��� i pomy�le�. W dawnym �yciu to
oznacza�o cukierni� z p�czkami albo stolik przy oknie w taniej restauracji i
tyle fili�anek kawy, ile potrzebowa�a. W nowym �yciu zamkni�cie w�r�d ludzi nie
sprzyja�o kontemplacji. Poza tym kawa, g��wny sk�adnik dawnego r�wnania,
przyprawia�a j� o gwa�towne torsje, nad czym serdecznie ubolewa�a.
Kilka lat temu CITY TV, lokalna stacja z Toronto, odremontowa�a budynek deco na
rogu Queen i John. Wykonali �wietn� robot� i bia�y sze�ciopi�trowy budynek z
ozdobnymi nowoczesnymi oknami sta� si� centralnym punktem okolicy. Vicki
w�lizn�a si� w w�skie przej�cie, kt�re oddziela�o go od mniej wytwornego
s�siada, i wdrapa�a si� po tym, co przedstawicielom jej gatunku skutecznie
zast�powa�o klatk� schodow�.
Po kilku sekundach dotar�a na dach, przysiad�a na krenela�owym naro�niku i
spojrza�a w d� na serce miasta. Te ulice nale�a�y do niej, nie do Celluciego
czy jakiego� zamiejskiego krwiopijcy. Pora je odzyska�. Wyszczerzy�a z�by i
zwalczy�a ch�� przybrania dramatycznej pozy.
Zwa�ywszy wszystkie okoliczno�ci w�tpi�a, czy Metropolitalny Departament Policji
Toronto - w osobie detektywa-sier�anta Michaela Celluciego - zechce udziela� jej
informacji. Przelotnie po�a�owa�a rzuconego wyzwania, potem wzruszy�a ramionami.
Jak mawia� Henry, noc jest za kr�tka na �ale.
Siedzia�a i ogl�da�a t�umy przepychaj�ce si� na chodnikach w dole. Plamy koloru
wyr�nia�y turyst�w w�r�d sta�ych bywalc�w Queen Street. W pi�tkowy sierpniowy
wiecz�r to by�o jedyne miejsce, gdzie artystyczna spo�eczno�� Toronto ociera�a
si� o beztalencia i nieudacznik�w.
Vicki zmarszczy�a brwi. Mac Eisler zosta� zabity przed p�noc� w czwartkowy
wiecz�r w okolicy, kt�ra nigdy ca�kiem nie zasypia�a. Kto� musia� co� zobaczy�
albo us�ysze�. Ale nie uwierzy� i usi�owa� wymaza� zdarzenie z pami�ci.
Morderstwo to jedno, stwory nocy - zupe�nie co innego.
- No wi�c - mrukn�a - gdzie taka osoba... zwa�ywszy por� dnia zak�adamy, �e
chodzi o sta�ego mieszka�ca, a nie o turyst�... gdzie taka osoba sp�dza
dzisiejszy wiecz�r?
Znalaz�a go w trzecim barze, kt�re sprawdza�a, skulonego w k�cie, rozpaczliwie
pr�buj�cego si� upi�, ale bez powodzenia. Oczy mu biega�y na wszystkie strony,
obie d�onie �ciska�y szklank�, a j�zyk cia�a dos�ownie krzycza�: "Wdepn��em w
straszne g�wno, dajcie mi spok�j".
Vicki usiad�a obok niego i na mgnienie pozwoli�a mu zobaczy� �owc�. Zareagowa�
dok�adnie tak, jak mia�a nadziej�. Wytrzeszczy� na ni� oczy, skamienia� ze
zgrozy i poruszy� ustami, ale nie wyda� �adnego d�wi�ku.
- Oddychaj - poradzi�a.
Spazmatyczny haust powietrza niezbyt go uspokoi�, ale prze�ama� parali�. Facet
odepchn�� krzes�o od stolika i zacz�� wstawa�.
Vicki zamkn�a w palcach jego nadgarstek.
- Zosta�.
Prze�kn�� �lin� i usiad�.
Sk�r� mia� tak gor�c�, �e prawie p�on�a, puls uderza� o ni� jak ma�e dzikie
zwierz�tko, kt�re walczy, �eby wydosta� si� na wolno��. G��d szarpn�� ni� i jej
oddech r�wnie� troch� przyspieszy�.
- Jak si� nazywasz?
- Ph... Phil.
Pochwyci�a i przytrzyma�a jego spojrzenie.
- Zobaczy�e� co� wczoraj w nocy.
- Tak. - Napi�ty niemal do granic wytrzyma�o�ci, zacz�� dygota�.
- Mieszkasz niedaleko?
- Tak.
Vicki wsta�a i podnios�a go na nogi, m�wi�c na wp� rozkazuj�co, na wp�
pieszczotliwie:
- Zabierz mnie do siebie. Musimy pogada�.
Phil zagapi� si� na ni�.
- Pogada�?
Ledwie us�ysza�a pytanie, zag�uszane przez zew jego krwi.
- No, najpierw pogadamy.
"To by�a kobieta. Ubrana ca�a na czarno. W�osy jak tysi�c smug cienia, sk�ra jak
�nieg, oczy jak czarny l�d. Zachichota�a gard�owo, kiedy mnie zobaczy�a, i
obliza�a wargi. Usta mia�a bole�nie czerwone. Potem znikn�a tak szybko, �e
jeszcze przez chwil� zdawa�o mi si�, �e j� widz�".
"Widzia�e�, co robi�a?"
"Nie. Ale nie musia�a nic robi�, �eby wzbudzi� we mnie przera�enie. Przez
ostatnie dwadzie�cia cztery godziny czu�em si� tak, jakbym napotka� w�asn�
�mier�".
Phil okaza� si� po trosze poet�. Oraz po trosze atlet�. W sumie Vicki uzna�a,
�e nie zmarnowali wsp�lnie sp�dzonego czasu. Kiedy zasn��, ostro�nie usun�a
siebie z jego pami�ci i przyt�umi�a wspomnienie o spotkaniu w alejce.
Przynajmniej tyle mog�a dla niego zrobi�.
Opis brzmia� niemal jak tytu� trzeciorz�dnego filmu grozy: "Narzeczona Drakuli
zabija alfonsa".
W�o�ywszy klucz do zamka, Vicki znieruchomia�a i przechyli�a g�ow� na bok.
Celluci by� w domu, wyczuwa�a jego si�� �yciow�, a gdyby wyt�y�a s�uch,
us�ysza�aby regularny rytm oddechu, oznaczaj�cy sen. Nic dziwnego, skoro tylko
trzy godziny pozosta�y do �witu.
Nie mia�a powodu go budzi�, skoro nie zamierza�a dzieli� si� z nim swoim
odkryciem i nie potrzebowa�a jedzenia, ale po d�ugim gor�cym prysznicu znalaz�a
si� pod drzwiami jego sypialni. A potem obok niego w ��ku.
Mike Celluci mia� trzydzie�ci siedem lat. W jego w�osach przeb�yskiwa�y pasma
siwizny i chocia� sen wyg�adzi� wiele zmarszczek, g��bokie bruzdy wok� oczu
pozosta�y. Mike b�dzie coraz starszy. W ko�cu umrze. I co ona wtedy zrobi?
Unios�a prze�cierad�o i przytuli�a si� do niego. Westchn�� i nie ca�kiem
rozbudzony przyci�gn�� j� jeszcze bli�ej.
- Mokre w�osy - wymamrota�.
Vicki przekr�ci�a si�, wyci�gn�a r�k� i odgarn�a mu d�ugi lok z czo�a.
- Wzi�am prysznic.
- Gdzie zostawi�a� r�cznik?
- W ka�u�y na pod�odze.
Celluci wyda� nieartyku�owane st�kni�cie i znowu zapad� w sen. Vicki u�miechn�a
si� i uca�owa�a jego powieki.
- Ja te� ci� kocham.
Zosta�a przy nim, dop�ki nie wyp�oszy�a jej gro�ba poranka.
Irene MacDonald.
Vicki le�a�a w ciemno�ciach i wpatrywa�a si� niewidz�cym wzrokiem w dykt�.
S�o�ce zasz�o i mog�a opu�ci� swoje sanktuarium, ale zosta�a jeszcze przez
chwil� i obraca�a w my�lach nazwisko, z kt�rym si� obudzi�a. Pami�ta�a, jak
�artobliwie zastanawia�a si�, czy zab�jstwa Irene MacDonald i jej alfonsa s�
powi�zane.
Irene znaleziono pobit� niemal na �mier� w �azience jej mieszkania. Zmar�a dwie
godziny p�niej w szpitalu.
Celluci powiedzia�, �e osobi�cie jest pewien, �e sprawc� by� Mac Eisler. To
wystarczy�o Vicki.
Eisler widocznie mia� pecha wpa�� na wampira, kt�ry �ywi� si� strachem tak samo
jak krwi� - Vicki posmakowa�a strachu raz czy dwa podczas swojego pierwszego
roku, kiedy G��d czasami wymyka� si� spod kontroli, wi�c wiedzia�a, jak mocno
ten smak potrafi uzale�nia� - albo zosta� zabity z zemsty za Irene.
Vicki zna�a jeden niezawodny spos�b, �eby to sprawdzi�.
- Brandon? M�wi Vicki Nelson.
- Victoria? - Zdumienie star�o prawie ca�y oksfordzki akcent z g�osu doktora
Brandona Singha. - My�la�em, �e przenios�a� si� do Kolumbii Brytyjskiej.
- No tak, ale wr�ci�am.
- Przypuszczam, �e to t�umaczy popraw� stanu pewnego detektywa, kt�rego oboje
znamy, w czasie ostatniego miesi�ca.
Nie mog�a powstrzyma� si� od pytania:
- Naprawd� tak �le z nim by�o, kiedy odesz�am?
Brandon roze�mia� si�.
- By� nie do wytrzymania, a jak wiesz, potrafi� wiele wytrzyma�. Wi�c ci�gle
pracujesz w tym zawodzie?
- Tak, w tym samym. - Tak, pracowa�a. Bo�e, co za wspania�e uczucie. - A ty
ci�gle jeste� zast�pc� koronera?
- Tak. Chyba mog� bezpiecznie za�o�y�, �e nie dzwonisz do mnie do domu d�ugo po
godzinach urz�dowania, �eby powiedzie�, �e wr�ci�a� do pracy, wi�c czego chcesz?
Vicki zamruga�a.
- Ciekawa jestem, czy rzuci�e� okiem na Maca Eislera.
- Tak, Victorio, rzuci�em. I ciekaw jestem, dlaczego nie mo�esz zadzwoni� do
mnie w normalnych godzinach urz�dowania. Na pewno wiesz, jak uwielbiam omawia�
autopsje przy dzieciach.
- O Bo�e, przepraszam, Brandon, ale to wa�ne.
- Zawsze jest wa�ne - odpar� tonem suchym jak piaski Sahary. - Ale skoro ju�
zak��ci�a� mi wiecz�r, spr�buj ograniczy� moj� cz�� rozmowy do prostych "tak" i
"nie".
- Zrobi�e� Eislerowi test na ilo�� krwi?
- Tak.
- Czy du�o brakowa�o?
- Nie. Na szcz�cie, pomimo urazu karku, nie naruszono integralno�ci naczy�
krwiono�nych.
Tyle co do prostych odpowiedzi; wiedzia�a, �e Singh nie utrzyma j�zyka za
z�bami.
- Bardzo mi pomog�e�, Brandon, dzi�kuj�.
- Powiedzia�bym "zawsze do us�ug", ale mog�aby� z�apa� mnie za s�owo. -
Roz��czy� si� nagle.
Vicki od�o�y�a s�uchawk� i zmarszczy�a brwi. Ona - tamta - nie zaspokoi�a wtedy
G�odu. Co przemawia�o na rzecz hipotezy, �e Eisler zgin��, poniewa� zamordowa�
Irene.
- No, przecie� to Andrew P.
Vicki opar�a si� o czarny trans-am i poprawi�a niekorekcyjne okulary, kt�re
zdoby�a tu� po zachodzie s�o�ca. Z w�osami sczesanymi do ty�u i soczewkami ze
zwyk�ego szk�a zakrywaj�cymi oczy wygl�da�a prawie tak samo jak przed rokiem.
Dop�ki si� nie u�miechn�a.
Alfons stan�� jak wryty, trac�c rezon, zanim zd��y� wyrzuci� z siebie pierwsze
plugawe przekle�stwo. G�o�no prze�kn�� �lin�.
- Nelson. S�ysza�em, �e odesz�a�.
S�ysz�c galop jego serca, Vicki u�miechn�a si� jeszcze szerzej.
- Wr�ci�am. Potrzebuj� kilku informacji. Potrzebuj� nazwiska jednej z
pozosta�ych dziewczyn Eislera.
- Nie wiem. - Niezdolny odwr�ci� wzroku, zacz�� si� trz���. - Nie mia�em z nim
nic wsp�lnego. Nie pami�tam.
Vicki wyprostowa�a si� i powoli zrobi�a krok w jego stron�.
- Postaraj si�, Andrew.
Nagle poczu�a smr�d uryny i z przodu lu�nych bawe�nianych spodni alfonsa
pojawi�a si� ciemniej�ca plama.
- Ee, D... D... Debbie Ho. Tylko tyle pami�tam. Naprawd�.
- Gdzie ona pracuje?
- W �rodku trasy. - J�zyk mu si� zapl�ta� z po�piechu, �eby jak najszybciej
wyplu� s�owa. - Jarvis i Carlton.
- Dzi�ki.
Vicki machn�a r�k� w stron� jego samochodu i odst�pi�a na bok.
Zanurkowa� obok niej na fotel kierowcy i wbi� kluczyki w stacyjk�. Pot�ny
silnik o�y� z rykiem. Rzuciwszy ostatnie przera�one spojrzenie w mrok, alfons z
piskiem opon wyjecha� z podjazdu, zgrzytaj�c zmieni� trzy kolejne biegi i
osi�gn�� osiemdziesi�tk�, zanim znikn�� za rogiem.
Dwaj gliniarze, spokojnie parkuj�cy przed cukierni� na tym samym rogu, w��czyli
syren� i ruszyli w po�cig.
Vicki wsun�a okulary do wewn�trznej kieszeni tweedowej marynarki, po�yczonej z
szafy Celluciego, i wyszczerzy�a z�by.
- Parafrazuj�c pewnego nieletniego ziemnowodnego pogromc� zbrodni, kocham by�
wampirem - mrukn�a do siebie.
- Musz� z tob� pogada�, Debbie.
M�oda kobieta wzdrygn�a si�, okr�ci�a na pi�cie i zmierzy�a Vicki podejrzliwym
wzrokiem.
- Jeste� glin�?
Vicki westchn�a.
- Nie, ju� nie. - Widocznie �atwiej ukry� wampira ni� policjanta. - Jestem
prywatnym detektywem i chc� ci zada� kilka pyta� dotycz�cych Irene MacDonald.
- Je�li szukasz gnoja, kt�ry j� zabi�, to si� sp�ni�a�. Kto� ju� go znalaz�.
- I w�a�nie tego kogo� szukam.
- Dlaczego? - Debbie przenios�a ci�ar cia�a na jedno biodro.
- Mo�e chc� mu wr�czy� medal.
�miech prostytutki nie brzmia� zbyt weso�o.
- Dobrze powiedziane. Mac dosta�, na co zas�u�y�.
- Czy Irene obs�ugiwa�a tak�e kobiety?
Debbie prychn�a.
- Nie za darmo - o�wiadczy�a znacz�co.
Vicki poda�a jej dwudziestk�.
- Tak, czasami. To bezpieczniejsze, znaczy medycznie, wiesz?
Upraszczaj�c ozdobn� frazeologi� Phila, Vicki powt�rzy�a opis kobiety z alejki.
Debbie znowu prychn�a.
- Rany, kto im patrzy w twarze?
- Tej nie zapomnisz, je�li j� zobaczysz. Ona jest... - Vicki rozwa�y�a i
odrzuci�a kilka mo�liwo�ci, zanim zdecydowa�a si� - ...mocna.
- Mocna? - Debbie zawaha�a si�, zmarszczy�a brwi i ci�gn�a pospiesznie: - Irene
cz�sto spotyka�a si� z jedn� osob�, ale za darmo. W�a�nie to mi�dzy innymi
wkurza�o Maca, nie �eby ten gn�j potrzebowa� zach�ty. Wiedzia�y�my, na co si�
zanosi, to znaczy wszystkie odczu�y�my na w�asnej sk�rze temperament Maca, ale
Irene nie chcia�a przesta�. M�wi�a, �e by� z t� osob� to lepszy haj ni�
narkotyki. To mog�a by� kobieta. A skoro Irene zgin�a w�a�ciwie przez ni�, no,
wiem, �e spotyka�y si� w tym barze na Queen West. Dlaczego syczysz?
- Sycz�? - Vicki szybko ukry�a sw�j gniew pod mask� spokoju. Ta druga nie
wtargn�a na jej teren tylko po to, �eby zabi� Eislera... nie, ona tutaj
polowa�a. - Nie sycz�. Po prostu mam k�opoty z oddychaniem.
- Co ty powiesz. - Debbie machn�a d�oni� zako�czon� trzycalowymi szkar�atnymi
paznokciami w stron� sznura samochod�w na Jarvis. - Spr�buj sta� tutaj przez
ca�� noc i �yka� tlenek w�gla.
- Wiesz, w kt�rym barze?
- Od kiedy to ja �ledz�, co? Nie wiem, do cholery.
Najwyra�niej wyczerpa�y si� informacje kupione za dwadzie�cia dolar�w. Debbie
przenios�a uwag� na obiecuj�cego klienta w szarym sedanie. Rozmowa dobieg�a
ko�ca.
Vicki wci�gn�a wilgotne powietrze pomi�dzy z�by. Na Queen West nie by�o tak
wiele bar�w. Poprzedniego wieczoru znalaz�a w jednym Phila. Dzisiaj - kto wie?
Teraz, kiedy wiedzia�a, czego szuka�, wyczuwa�a ulotne, wisz�ce w powietrzu
�lady innego drapie�cy... rozmyte i rozproszone przez �cie�ki zwierzyny. Tak
liczne si�y �yciowe maskowa�y �lad, �e Vicki nie mog�a wytropi� tej drugiej.
Warkn�a. Para nastolatk�w z przek�utymi nosami, ogolonymi g�owami i docami
martensami zasznurowanymi a� do kolan zrezygnowa�a z pro�by o drobne i
pospiesznie przesz�a na drug� stron� ulicy.
By� sobotni wiecz�r, do niedzieli pozosta�y minuty. Wkr�tce zaczn� zamyka� bary.
Je�li tamta polowa�a, musia�a ju� wybra� ofiar�.
Szkoda, �e Henry nie oddzwoni�. Mo�e w ci�gu wiek�w wypracowali...
wypracowali�my sposoby, �eby sobie z tym poradzi�. Mo�e najpierw powinny�my
porozmawia�. Mo�e to niegrzecznie zedrze� jej twarz i wepchn�� do gard�a, gdyby
nie zgodzi�a si� odej��.
Stoj�c w cieniu cofni�tej fasady sklepu, tu� poza granic� sztucznego
bezpiecze�stwa ofiarowanego dzieciom s�o�ca przez latarni�, rozszerzy�a zmys�y
tak, jak j� uczono, i dotkn�a �mierci wewn�trz wiru �ycia.
Znalaz�a Phila w chwil� p�niej, le��cego w kolejnej alejce, kt�re za dnia
s�u�y�y interesom, a noc� os�ania�y ciemniejsze sprawki. Jego cia�o by�o jeszcze
ciep�e, ale serce przesta�o bi� i krew ju� nie �piewa�a. Vicki dotkn�a
male�kiej, niemal zasklepionej ranki, kt�r� zrobi�a mu na nadgarstku
poprzedniego wieczoru, a potem �wie�ej rany w zgi�ciu �okcia. Nie wiedzia�a, jak
umar�, ale wiedzia�a, kto to zrobi�. Phil cuchn�� tamt�.
Vicki ju� nie obchodzi�o, co si� tradycyjnie "robi" w takich okoliczno�ciach.
Nie b�dzie �adnych rozm�w. �adnych negocjacji. Tamta posun�a si� o jedno �ycie
za daleko.
- Pomy�la�am sobie, �e je�li go zabij�, nie b�d� musia�a ci� tropi�, bo sama
przyjdziesz i oszcz�dzisz mi fatygi. I rzeczywi�cie, przybieg�a� nie zachowuj�c
�adnych �rodk�w ostro�no�ci. - Niski g�os nie brzmia� gro�nie, lecz sam stanowi�
gro�b�. - Polujesz na moim terenie, dziecko.
Wci�� kl�cz�c przy boku Phila, Vicki unios�a g�ow�. Dziesi�� st�p dalej - tylko
twarz i d�onie by�y widoczne w ciemno�ciach - sta�a tamta wampirzyca. Nie
my�l�c, bo w�ciek�a furia odebra�a jej zdolno�� my�lenia, Vicki rzuci�a si� do
�nie�nobia�ego gard�a, z palcami zakrzywionymi jak szpony, z wyszczerzonymi
z�bami.
Bestia, nad kt�r� panowania Henry uczy� j� przez rok, wydosta�a si� na wolno��.
Vicki rado�nie zatraci�a si� w brutalnej pot�dze.
Tamta wyczeka�a do ostatniego u�amka sekundy, potem okr�ci�a si� zwinnie i
odrzuci�a Vicki na bok.
B�l wreszcie przywr�ci� jej rozs�dek. Vicki le�a�a dysz�c w cuchn�cej ka�u�y
obok �mietnika, z jednym okiem zapuchni�tym i zamkni�tym. Rozci�cie na jej czole
wci�� broczy�o krwi�. Prawa r�ka by�a z�amana.
- Silna jeste� - powiedzia�a tamta, przygwa�d�aj�c Vicki do ziemi pogardliwym
spojrzeniem. - Za sto lat mia�aby� szans�. Ale teraz jeste� dzieckiem. Oseskiem.
Brakuje ci do�wiadczenia, �eby zapanowa� nad sob�. To moje pierwsze i ostatnie
ostrze�enie. Wyno� si� z mojego terenu. Je�li znowu si� spotkamy, zabij� ci�.
Vicki osun�a si� bezw�adnie na pod�og� za drzwiami i pr�bowa�a unie�� r�k�.
Powr�t do mieszkania Celluciego trwa� dwie i p� godziny. W tym czasie ko�ci
zacz�y ju� si� zrasta�. Do jutrzejszego wieczoru, pod warunkiem, �e Vicki
zdob�dzie po�ywienie jeszcze przed �witem, rami� powinno wyzdrowie�.
- Vicki?
Drgn�a. Chocia� wiedzia�a, �e by� w domu, za�o�y�a - bez sprawdzania - �e o tej
porze ju� �pi. Zamruga�a, kiedy zapali�o si� �wiat�o w holu, i s�uchaj�c
st�pania jego bosych st�p po schodach zastanawia�a si�, czy wystarczy jej
energii, �eby dope�zn�� do �azienki na dole, zanim j� zobaczy.
Wszed� do kuchni zawi�zuj�c pasek szlafroka i zapali� g�rne �wiat�o.
- Musimy porozmawia� - o�wiadczy� ponuro, kiedy pierzch�y skrywaj�ce j� cienie.
- Chryste Panie! Co ci si� sta�o, do cholery?
- Nic takiego. - Krzywi�c si� od �wiat�a, Vicki ostro�nie pomaca�a opuchlizn� na
czole. - Powiniene� zobaczy� tego drugiego.
Celluci bez s�owa wyci�gn�� r�k� i stukn�� w przycisk odtwarzania na
automatycznej sekretarce.
- Vicki? Tu Henry. Je�li kto� poluje na twoim terenie, cokolwiek zrobisz, nie
rzucaj mu wyzwania. S�yszysz? Nie rzucaj wyzwania. Nie mo�esz wygra�. Tamten
okaza� si� starszy, zdolny przezwyci�y� instynktown� furi�, i b�dzie w pe�ni
kontrolowa� swoj� moc. Je�li nie chcesz ust�pi� ze swojego terenu... -
westchnienie zarejestrowane na ta�mie wyra�nie �wiadczy�o, �e uwa�a� to za ma�o
prawdopodobne - ...b�dziesz musia�a negocjowa�. Je�li wyznaczycie granice, z
pewno�ci� mo�ecie pozosta� w tym samym mie�cie. - Nagle jego g�os znowu nale�a�
do kochanka, kt�rego utraci�a po przemianie. - Prosz�, zadzwo� do mnie, zanim
cokolwiek zrobisz.
To by�a jedyna nagrana wiadomo��.
- Dlaczego - zapyta� Celluci, kiedy ta�ma si� przewija�a, przesuwaj�c
spojrzeniem po siniakach, rozci�ciach i smugach brudu - odnosz� wra�enie, �e
Fitzroy m�wi� w�a�nie o "tym drugim"?
Vicki spr�bowa�a wzruszy� ramionami, ale ani drgn�y.
- To moje miasto, Mike. Zawsze nale�a�o do mnie. Odzyskam je.
Patrzy� na ni� przez d�ug� chwil�, potem pokr�ci� g�ow�.
- S�ysza�a�, co powiedzia� Henry. Nie mo�esz wygra�. Za kr�tko jeste�... tym,
czym jeste�. Dopiero od czternastu miesi�cy.
- Wiem. - Bogaty zapach jego �ycia obudzi� G��d, wi�c odsun�a si� troch� dalej
od niego. Przysun�� si� z powrotem.
- Chod�. - Po�o�y� jej r�k� na plecach i skierowa� w stron� schod�w. Zostawmy to
na razie, m�wi� ton jego g�osu. Porozmawiamy p�niej. - Potrzebujesz k�pieli.
- Potrzebuj�...
- Wiem. Ale najpierw musisz si� wyk�pa�. W�a�nie zmieni�em po�ciel.
"Ciemno�� budzi nas wszystkich na r�ne sposoby", powiedzia� jej kiedy� Henry.
"Wszyscy byli�my dawniej lud�mi i po przemianie zachowujemy dziel�ce nas
r�nice".
To przypomina�o naci�ni�cie prze��cznika: w jednej chwili jej nie by�o, w
nast�pnej by�a. Tym razem, kiedy zbudzi�a si� po ma�ej �mierci za dnia, czeka�
na ni� pomys�.
Wampir od czterystu pi��dziesi�ciu lat, Henry mia� siedemna�cie lat, kiedy si�
przemieni�. Tamta grasowa�a w nocy chyba r�wnie d�ugo - jej spojrzenie d�wiga�o
ci�ar kilku �ywot�w - lecz wygl�d sugerowa�, �e jej �miertelne �ycie trwa�o
jeszcze kr�cej ni� u Henry'ego. To mia�o sens. Katastrofa spowodowa�a przemian�
Vicki, zwykle jednak przyczyn� stanowi�a nami�tno��.
A nikt nie prze�ywa takiej nami�tno�ci r�wnie mocno jak nastolatka.
I Henry'emu, i tamtej trudno by�oby sobie wyobrazi� reakcj� wynikaj�c� z
do�wiadcze� raczej �miertelnika ni� wampira. Oboje mieli za sob� stulecia tych
drugich i zbyt sk�p� ilo�� tych pierwszych.
Vicki by�a wampirem dopiero od czternastu miesi�cy, ale �y�a jako cz�owiek przez
trzydzie�ci dwa lata, zanim Henry ocali� j�, nakarmiwszy w�asn� krwi�. Podczas
tych trzydziestu dw�ch lat ods�u�y�a dziewi�� lat w policji - dwa przyspieszone
awanse, trzy pisemne pochwa�y i najlepsza �rednia aresztowa� w jednostce.
Nie mia�a szans na negocjacje.
Nie mog�a wygra� w walce.
Pr�dzej szlag j� trafi, zanim ucieknie.
Poza tym... - nawet je�li Vicki rozumia�a, w czym tkwi jej si�a, wyraz jej
twarzy wcale nie by� ludzki ... musi jej zap�aci� za Phila.
Celluci zostawi� jej notatk� na lod�wce:
Czy to ma co� wsp�lnego z Makiem Eislerem?
Vicki wpatrywa�a si� przez chwil� w wiadomo��, potem dopisa�a pod spodem
odpowied�:
Ju� nie.
Trzy tygodnie zaj�o wy�ledzenie, gdzie tamta sp�dza dnie. Vicki wykorzystywa�a
dawne kontakty, kiedy mog�a, i nawi�zywa�a nowe, kiedy musia�a. Ka�dy nowoczesny
Van Helsing dzia�a�by tak samo.
Na nast�pne trzy tygodnie Vicki wynaj�a kogo�, �eby obserwowa� wyj�cia i
powroty tamtej. Surowo nakaza�a mu zosta� w samochodzie z zamkni�tymi oknami i
w��czon� klimatyzacj�. �ycie posiada niesko�czon� liczb� odmian, natomiast jedna
maszyna pachnie bardzo podobnie do drugiej. Irytowa�o j�, �e sama nie mo�e
siedzie� na czatach, ale musia�aby zosta� na zewn�trz po wschodzie s�o�ca, �eby
zdoby� potrzebne informacje.
- Cholera, jak sobie sparzy�a� r�k�?
Vicki dalej smarowa�a ma�ci� p�cherz. W przeciwie�stwie do obra�e�, kt�re
odnios�a w alejce, ta rana b�dzie si� goi�a d�ugo i bole�nie.
- Wypadek w solarium.
- To nie jest �mieszne.
Wzi�a z kuchennego blatu rolk� gazy.
- Tracisz poczucie humoru, Mike.
Celluci prychn�� i poda� jej no�yczki.
- Nigdy go nie mia�em.
- Mike, chcia�am ci� uprzedzi�, �e nie wr�c� przed wschodem s�o�ca.
Celluci obejrza� si� powoli, trzymaj�c w obu r�kach gotowe danie, kt�re w�a�nie
wyj�� z mikrofal�wki.
- Jak to?
Us�ysza�a strach w jego g�osie i przytrzyma�a brzeg tacy, �eby sos nie wyla� mu
si� na buty.
- To znaczy, �e sp�dz� dzie� gdzie indziej.
- Gdzie?
- Nie mog� ci powiedzie�.
- Dlaczego? Niewa�ne. - Podni�s� r�k�, kiedy jej oczy si� zw�zi�y. - Nie m�w mi.
Nie chc� wiedzie�. �ledzisz tego drugiego wampira, prawda? Tego, kt�rego Fitzroy
kaza� ci zostawi� w spokoju.
- Podobno nie chcesz wiedzie�.
- Ju� wiem - prychn��. - Czytam w tobie jak w ksi��ce. Z du�ym drukiem. I z
obrazkami.
Vicki wyj�a mu tac� z r�k i postawi�a na kuchennym blacie.
- Ona zabi�a dw�ch ludzi. Eisler by� gnojem, kt�ry na to zas�u�y�, ale ten
drugi...
- Drugi? - wybuchn�� Celluci. - Chryste Panie, Vicki, chyba zapomnia�a�, �e
morderstwo jest niezgodne z prawem! Kto u diab�a mianowa� ci� cz�onkiem stra�y
obywatelskiej wampir�w?
- Nie pami�tasz?! - warkn�a Vicki. - By�e� przy tym. Nie ja podj�am t�
decyzj�, Mike. Ty i Henry zdecydowali�cie za mnie. Lepiej naucz si� z tym �y�. -
Przemoc� narzuci�a sobie spok�j. - S�uchaj, nie mo�esz jej powstrzyma�, ale ja
mog�. Wiem, �e to wkurzaj�ce, ale tak ju� jest.
Przez chwil� mierzyli si� wzrokiem, nos w nos. Wreszcie Celluci odwr�ci�
spojrzenie.
- Nie mog� ci� powstrzyma�, prawda? - rzuci� z gorycz�. - Przecie� jestem tylko
cz�owiekiem.
- Nie umniejszaj swojej warto�ci - burkn�a Vicki. - Jeste� kwintesencj�
cz�owieka. Je�li chcesz mnie powstrzyma�, sp�jrz mi w oczy i popro�, a potem
pami�taj o tym za ka�dym razem, kiedy sam wystawisz si� na odstrza�.
Po d�ugiej chwili Celluci prze�kn�� �lin�, uni�s� g�ow� i wytrzyma� spojrzenie
Vicki.
- Nie umieraj. Ju� raz my�la�em, �e ci� straci�em, i nie dam rady przej�� przez
to od nowa.
- Prosisz mnie, �ebym zrezygnowa�a?
Prychn��.
- Prosz� ci�, �eby� by�a ostro�na. Chocia� i tak nigdy nie s�uchasz.
Zrobi� krok do przodu, a ona opar�a g�ow� na jego ramieniu, wtulaj�c si� w bicie
jego serca.
- Tym razem s�ucham.
Studia w przerobionym magazynie na Ring Street nie mia�y by� zamieszkane. Dobre
trzy czwarte lokator�w ignorowa�o ten zakaz. Studio, o kt�re chodzi�o Vicki,
znajdowa�o si� w g��bi na drugim pi�trze. Ci�kie stalowe drzwi - oczywisty
dodatek lokatora - by�y zamkni�te na najlepszy zamek dost�pny w sprzeda�y.
Nowe zmys�y i dawne umiej�tno�ci pokona�y go w rekordowym czasie.
Vicki pchn�a drzwi stop� i zacz�a wnosi� skrzynie do �rodka. Mia�a du�o roboty
przed �witem.
"Ona wychodzi co wiecz�r pomi�dzy jedenast� a dwunast�, potem wraca do domu co
rano mi�dzy czwart� a pi�t�. Mo�na wed�ug niej nastawia� zegarek".
Vicki poda�a mu kopert�.
Zajrza� do �rodka, kciukiem sprawdzi� grubo�� pliku banknot�w i wyszczerzy� do
niej z�by.
"Interesy z pani� to przyjemno��. W ka�dej chwili, gdyby pani potrzebowa�a moich
us�ug, zna pani m�j numer".
"Zapomnij o tym", poradzi�a mu.
Zapomnia�.
Poniewa� Vicki spodziewa�a si� tamtej, wyczu�a chwil�, kiedy wesz�a do budynku.
Bestia drgn�a, a ona przytrzyma�a j� mocniej. Teraz utrata kontroli oznacza�a
katastrof�.
Us�ysza�a wind�, potem kroki w korytarzu.
Wiesz, �e jestem tutaj, powiedzia�a w my�lach, i wiesz, �e mo�esz mnie pokona�.
B�d� zbyt pewna siebie, uwierz w moj� g�upot� i wejd�.
- My�la�am, �e jeste� sprytniejsza. - Tamta wesz�a do mieszkania i odwr�ci�a si�
niedbale, �eby zamkn�� drzwi na klucz. - Ostrzega�am, �e kiedy znowu ci�
zobacz�, zabij�.
Vicki wzruszy�a ramionami, maskuj�c tym ruchem wewn�trzn� walk� o zachowanie
spokoju.
- Nawet nie chcesz wiedzie�, po co tutaj przysz�am?
- Zak�adam, �e przysz�a� negocjowa�. - Tamta unios�a d�onie barwy ko�ci
s�oniowej i rozpu�ci�a g�ste czarne w�osy. - Okazja min�a, kiedy mnie
zaatakowa�a�.
Przesz�a przez pok�j i stan�a przed du�ym ozdobnym lustrem, dominuj�cym na
jednej �cianie studia.
- Zaatakowa�am ci�, bo zamordowa�a� Phila.
- Tak si� nazywa�? - Tamta za�mia�a si� g�osem ostrym jak brzytwa. - Nie chcia�o
mi si� pyta�.
- Zanim go zamordowa�a�.
- Zamordowa�am? Naprawd� dziecko z ciebie. Oni s� zwierzyn�, my jeste�my
drapie�nikami... ich �mier� do nas nale�y, je�li zapragniemy. Nauczy�aby� si�
tego w swoim czasie. - Odwr�ci�a si�, patyna cywilizacji nagle z niej opad�a. -
Szkoda, �e nie masz ju� czasu.
Vicki warkn�a, ale jako� zdo�a�a powstrzyma� si� od ataku. Lata treningu
przekonywa�y j�, �e jeszcze nie pora. Musia�a zosta� dok�adnie w tym miejscu.
- Ach tak. Prawie zapomnia�am. Chcia�a�, �ebym zapyta�a, po co tutaj przysz�a�.
No dobrze, po co?
Maj�c adres i pow�d, Celluci m�g� przyj�� do studia w dzie� i wbi� ko�ek w serce
tamtej. Najsilniejsza obrona wampira nie zda�aby si� na nic. Mike Celluci
wierzy� w wampiry.
- Przysz�am - odpar�a Vicki - bo pewne rzeczy trzeba zrobi� samej.
Drut bieg� w g�r� po �cianie, wci�ni�ty za przymocowany na wierzchu kabel po
tanim remoncie, i znika� w cieniu skrywaj�cym sufit szesna�cie st�p wy�ej.
Prze��cznik przybi�a do pod�ogi obok swojej stopy. Drobny ruch, zbyt nieznaczny,
�eby sprowokowa� atak, wystarczy� do uruchomienia.
Vicki od pocz�tku zdawa�a sobie spraw�, �e jej plan stwarza wiele problem�w.
Pierwszy dotyczy� lokalizacji. W przestrzeni �yciowej ka�dej osoby jest miejsce,
w kt�rym owa osoba czuje si� bezpiecznie - ulubiony fotel, okno... lustro.
Nast�pny problem: jak zamaskowa� to, co zrobi�a. Chocia� tamta nie wyczuje
drut�w i sprz�tu, doskonale wyczuje zapach Vicki na drucie i sprz�cie. Tylko
je�li Vicki zostanie w studiu, jej trop zapachowy zginie w silniejszej woni.
Trzeci problem bezpo�rednio wi�za� si� z drugim. Skoro Vicki musia�a zosta� w
mieszkaniu, jak mia�a prze�y�?
Przymocowany do sufitu za pomoc� brutalnej si�y i ustawiony tak, �eby �wieci�
prosto na miejsce przed lustrem, wisia� podw�jny rz�d �wietl�wek wyszabrowanych
z ��ka opalaj�cego. S�o�ce przedstawia�o podw�jn� gro�b� dla wampira - jego
powr�t na niebo oznacza� pal�ce promienie, wobec kt�rych wampir by� bezbronny.
Henry mia� okr�g�� blizn� na wierzchu jednej d�oni po zbyt bliskim spotkaniu ze
s�o�cem. Wyleczywszy oparzenie, Vicki b�dzie mia�a tak� sam� blizn� po umy�lnym
kontakcie z imitacj�.
Tamta wrzasn�a w czystej furii, kiedy zab�ys�o �wiat�o; by� to d�wi�k tak
nieludzki, �e je�li kto� go us�ysza�, musia� wm�wi� sobie, �e go nie by�o, �eby
nie zwariowa�.
Vicki zanurkowa�a do przodu, zdar�a ci�k� brokatow� narzut� z kanapy i
gor�czkowo zarzuci�a na siebie. Nawet ten przelotny kontakt ze �wiat�em powl�k�
jej sk�r� p�omieniem. J�kn�a, kiedy piek�cy b�l zag�uszy� wszelkie inne
doznania. Po chwili b�l ustabilizowa� si� na sta�ym poziomie i Vicki zdo�a�a
otworzy� oczy.
�wiat�o nie mog�o jej dosi�gn��, ona jednak r�wnie� nie mog�a dosi�gn��
prze��cznika, �eby je zgasi�. Widzia�a go w odleg�o�ci trzech st�p, tu� poza
zasi�giem cienia kanapy. Przesun�a si� i szereg p�cherzy wyr�s� jej na nodze.
T�umi�c krzyk, skuli�a si� w pozycji p�odowej �wiadoma, �e jej schronienie nie
jest ca�kiem bezpieczne.
Okay, geniuszu, co teraz?
Bardzo, bardzo ostro�nie Vicki obj�a d�oni� pr�t, kt�ry zabezpiecza� dolny
brzeg kanapy. Na podstawie napi�cia materia�u wywnioskowa�a, �e z�amanie go
spowoduje co najmniej cz�ciowe zawalenie si� mebla.
A je�li kanapa upadnie, ju� po mnie.
A potem us�ysza�a odg�os czego� pe�zn�cego po pod�odze.
O cholera! Tamta nie umar�a!
Drewno p�k�o, kanapa zacz�a si� przewraca� i Vicki widz�c, �e mo�e liczy� tylko
na �ut szcz�cia, trzasn�a w prze��cznik, po czym natychmiast odtoczy�a si� na
bezpieczn� odleg�o��.
Pok�j pogr��y� si� w ciemno�ci.
Vicki zamar�a, jej oczy powoli przyzwyczaja�y si� do mroku. Dopiero wtedy smr�d
dotar� do jej �wiadomo�ci. Czu�a go przez ca�y czas, ale jej zmys�y broni�y si�
przed nim, dop�ki mog�y.
S�o�ce pali.
Vicki st�umi�a odruch wymiotny.
Odg�os pe�zania trwa�.
Do cholery z tym! Nie mia�a czasu czeka�, a� jej oczy naprawi� szkody, jakich
niew�tpliwie dozna�y. Musia�a widzie� zaraz. Na szcz�cie, chocia� wtedy nie
czu�a si� specjalnie szcz�liwa, w dawnym �yciu nauczy�a si� dzia�a� na �lepo.
Rzuci�a si� przez pok�j.
Prze��cznik �wiat�a by� tam, gdzie zwykle, po prawej stronie drzwi.
Stw�r na pod�odze d�wign�� si� na bezpalcych d�oniach i zwr�ci� si� ku niej
poczernia�� ruin� twarzy. Odwr�ci� si� mozolnie, promieniuj�c wyczuwalnymi
falami nienawi�ci, i znowu zacz�� pe�zn�� w jej kierunku.
Vicki wysz�a mu na spotkanie.
Chocia� jej cz�stka pami�taj�ca cz�owiecze�stwo skr�ca�a si� z odrazy, d�onie
obj�y czaszk� stwora i przekr�ci�y j� o 360 stopni. Kr�gos�up trzasn��.
Nast�pny pe�ny obr�t i resztki g�owy zosta�y jej w r�kach.
By�a cz�owiekiem przez trzydzie�ci dwa lata, ale od czternastu miesi�cy by�a
wampirem.
- Nikt nie poluje na moim terenie - warkn�a, kiedy tamta rozsypa�a si� w py�.
Poku�tyka�a do �ciany i wyci�gn�a z gniazdka wtyczk� przewodu od �wietl�wek.
P�niej ca�kowicie je zdemontuje - sam pomys� lamp do opalania przyprawia� j� o
dreszcze.
Kiedy si� odwr�ci�a, stan�a przed lustrem.
Kobieta, kt�ra na ni� spojrza�a przekrwionymi oczami, demonstruj�c
zaczerwienion�, pokryt� p�cherzami sk�r�, by�a �owczyni�. W�a�ciwie od zawsze.
Pozostawa�o pytanie, na kogo teraz mia�a polowa�?
Vicki u�miechn�a si�. Zanim s�o�ce ka�e jej skry� si� w odziedziczonym
sanktuarium, musi wykona� kilka szybkich telefon�w. Pierwszy do Celluciego:
powinna go zawiadomi�, �e prze�y�a t� noc. Drugi do Henry'ego, z tego samego
powodu.
Trzeci telefon pod numer osiemset, obs�uguj�cy sortownik najwi�kszej
alternatywnej gazety w Toronto. To og�oszenie b�dzie troch� inne od
poprzedniego, kt�re zamie�ci�a po odej�ciu z policji. Wtedy prze�ywa�a straszn�
depresj� z powodu zamiany pracy, kt�r� kocha�a, na dzia�alno�� jej zdaniem tylko
marginalnie po�yteczn�. Tym razem niczego nie �a�owa�a.
Victory Nelson, detektyw. Specjalno��: za�wiatowe zbrodnie.
Prze�o�y�a Danuta G�rska
TANYA SUE HUFF
Kanadyjska pisarka (ur. 1957) uprawiaj�ca l�ejsz� odmian� high i low fantasy.
Debiutowa�a opowiadaniem "What Little Girls are Made of" (1986, w antologii
Roberta Adamsa i Andre Norton "Magic in Ithkar 3"). Jej pierwsza powie�� "Child
of the Grove" (1988) wraz z "The Last Wizard" (1989) to historia Crystal,
wychowywanej na czarodziejk�. Inny cykl high fantasy, "Quarters", rozpoczyna si�
powie�ci� "Sing the Four Quarters" (1994). "Stealing Magic" (1999) to cykl
opowiada� o czarodziejce Magdalene i z�odzieju Terazinie. "Brama ciemno�ci, kr�g
�wiat�a" (1989) nale�y do low (urban - "miejskiej") fantasy, podobnie jak
najobszerniejszy cykl "Victory �Vicky� Nelson" o wampirzycy-prywatnym
detektywie: "Blood Price" (1991), "Blood Trail" (1992), "Blood Lines" (1993),
"Blood Pact" (1993), "Blood Debt" (1997). Opowiadanie "To miasto jest za ma�e"
wchodzi tak�e, wraz z trzema innymi, do cyklu o Vicky. Ukaza�o si� po raz
pierwszy w antologii "Vampire Detectives" pod red. Martina H. Greenberga (DAW
Books 1995).
(MSN)
35