4968

Szczegóły
Tytuł 4968
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4968 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4968 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4968 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TANYA HUFF to miasto jest za ma�e - Au! Vicki, uwa�aj! - Przepraszam. Czasami zapominam, jakie s� ostre. - No, pi�knie. - Wpl�t� palce w jej w�osy i poci�gn�� dostatecznie mocno, �eby podkre�li� swoje s�owa. - Nie r�b tego. - Nie r�b czego? - U�miechn�a si� do niego, jej z�by zal�ni�y jak ko�� s�oniowa w blasku ksi�yca zalewaj�cym ��ko. - A mo�e nie chcesz, �ebym... Nag�y, natarczywy dzwonek telefonu zag�uszy� dalsz� cz�� jej pytania. Detektyw-sier�ant Michael Celluci westchn��. - Wstrzymaj si� na chwil� - mrukn��, przetoczy� si� na drug� stron� i podni�s� s�uchawk�. - Celluci. - W�a�nie dzwonili z pi��dziesi�tego drugiego oddzia�u. Znale�li cia�o w Richmond i pomy�leli, �e zechcemy je obejrze�. - Dave, jest... - zerkn�� na zegarek - pierwsza dwadzie�cia dziewi�� w nocy i nie mam s�u�by. Po drugiej stronie linii jego partner, teoretycznie r�wnie� nie na s�u�bie, zignorowa� aluzj�. - Zapytaj mnie, kim jest ten sztywniak. Celluci ponownie westchn��. - Kim jest ten sztywniak? - Mac Eisler. - Cholera. - Zabawne, dok�adnie tak samo powiedzia�em. - Nic w g�osie Davida Grahama nie �wiadczy�o o poczuciu humoru. - Przyjad� za dziesi�� minut. - Lepiej za pi�tna�cie. - Przerwa�em ci co�? Celluci spojrza� na Vicki, kt�ra usiad�a i spiorunowa�a go wzrokiem. - Owszem. - Witamy w cudownym �wiecie str��w prawa. D�o� Vicki wystrzeli�a do przodu i chwyci�a nadgarstek Celluciego, zanim detektyw zd��y� cisn�� telefonem przez pok�j. - Kto to jest Mac Eisler? - zapyta�a, kiedy nad�sany Celluci od�o�y� s�uchawk� i spu�ci� nogi z ��ka. - S�ysza�a�? - S�ysz� bicie twojego serca, pulsowanie twojej krwi, pie�� twojego �ycia. - Podrapa�a si� bos� stop� w ty� nogi. - Wi�c chyba potrafi� pods�ucha� n�dzn� rozmow� telefoniczn�. - Eisler to alfons. - Celluci si�gn�� do wy��cznika �wiat�a, ale zmieni� zdanie i zacz�� si� ubiera�. Ksi�yc w pe�ni zagl�da� prosto w okno, wi�c w pokoju nie by�o zbyt ciemno, a znaj�c wra�liwo�� Vicki na ostre �wiat�o oraz jej temperament, wola� si� nie wychyla�. - Podejrzewamy, �e wyko�czy� jedn� ze swoich dziewczyn kilka tygodni temu. Vicki zgarn�a swoj� koszul� z pod�ogi. - Irene MacDonald? - Co? To te� pods�ucha�a�? - S�ysz� r�ne rzeczy. Jak mocno podejrzewacie? - Osobi�cie jestem pewien. Ale nie znale�li�my nic konkretnego, �eby go zapud�owa�. - A teraz on nie �yje. - Podci�gn�a d�insy na biodra i zmarszczy�a brwi w parodii g��bokiego namys�u. - Jejku, ciekawe, czy jest jaki� zwi�zek. - �adne jejku! - warkn�� Celluci. - Nie idziesz ze mn�. - A prosi�am? - Rozpozna�em ten ton. Znam ci�, Vicki. Zna�em ci�, kiedy by�a� glin�, zna�em ci�, kiedy by�a� prywatnym �apsem, i nie obchodzi mnie, jak bardzo zmieni�a� si� fizycznie, znam ci� teraz, kiedy jeste�... - Wampirem. - Jej blade oczy wydawa�y si� bardziej srebrne ni� szare. - Powiedz to na g�os, Mike. Nie zranisz moich uczu�. Krwiopijc�. Upiorem. Stworem ciemno�ci. - Wrzodem na ty�ku. - Starannie unikaj�c jej wzroku, wsun�� r�ce w szelki podramiennej kabury i narzuci� na wierzch marynark�. - To sprawa policji, Vicki, trzymaj si� z daleka. Prosz�. Nie czeka� na odpowied�, tylko ruszy� w p�mroku do drzwi sypialni. Zatrzyma� si� z jedn� nog� na progu. - Raczej nie wr�c� przed �witem. Nie czekaj na mnie. Vicki Nelson, dawniej w Si�ach Policyjnych Toronto, p�niej prywatny detektyw, ostatnio wampir, postanowi�a go pu�ci�. Je�li potrafi� �artowa� z przemiany, widocznie j� akceptowa�. Poza tym zawsze lepiej si� bawi�a, kiedy kaza�a mu p�aci� za przem�drza�e uwagi w najmniej spodziewanej chwili. Patrzy�a z mroku, jak Celluci wsiada do samochodu Dave'a Grahama. Potem, kiedy tylne �wiat�a znik�y w oddali, wygrzeba�a jego zapasowy komplet kluczyk�w i pojecha�a autostrad� spl�tan� jak wn�trzno�ci, prowadz�c� do serca Toronto. Nie potrzebowa�a �adnych nadnaturalnych zdolno�ci, �eby odnale�� miejsce zbrodni. Policja, prasa i niezdrowo zaciekawieni gapie tworzyli spory t�um. Vicki prze�lizn�a si� obok konstabla pe�ni�cego wart� na drugim ko�cu alejki, przemkn�a przez strefy cienia i zatrzyma�a si� tu� za kr�giem policjant�w otaczaj�cych zw�oki. Mac Eisler by� do�� atrakcyjnym, niezbyt wysokim bia�ym m�czyzn� rasy kaukaskiej. Zamiast tradycyjnie krzykliwego stroju swojej profesji nosi� markowe d�insy i oliwkowozielon� marynark� z surowego jedwabiu. W tej chwili nie wygl�da� najlepiej. Dwa zardzewia�e gwo�dzie przebija�y jego wymanikiurowane d�onie, podtrzymuj�c wyprostowane cia�o w tylnym wej�ciu do modnej restauracji. Chocia� spiczaste czubki r�cznie robionych kowbojskich but�w Eislera zadrapa�y drewno w drzwiach, g�ow� mia� ca�kowicie odwr�con� do ty�u, a oczy spogl�da�y w alejk� z widocznym zdumieniem. Zapach �mierci walczy� o lepsze ze smrodem uryny i �mieci. Vicki zmarszczy�a brwi. Wyczuwa�a inny zapach, ostr� wo� drapie�cy, od kt�rej je�y�y jej si� w�osy na karku i z�by wysuwa�y si� zza warg. Zdumiona si�� w�asnej reakcji, bezszelestnie wesz�a w plam� g��bszego cienia, �eby nie zdradzi� swojej obecno�ci. - Dlaczego mam komentowa�, do cholery? Poch�oni�ta swoim niezrozumia�ym gniewem, nie zauwa�y�a Celluciego, dop�ki nie przywita� si� z reporterami. Nieznacznie zmieni�a pozycj� i patrzy�a, jak razem z partnerem weszli w alejk� i po raz pierwszy zobaczyli zw�oki. - Panie Jezu Chryste... - ...na wysoko�ciach - doko�czy� m�odszy z dw�ch detektyw�w obecnych ju� na miejscu zbrodni. - Kto go znalaz�? - Pomywacz, kt�ry wynosi� �miecie. Widocznie mia� zosta� znaleziony: przybito drania na samych drzwiach. - Po drugiej stronie jest kuchnia i nikt nie s�ysza� wbijania? - Powiem panu co� lepszego. Sp�jrz pan na rdz� na g��wkach tych gwo�dzi... ich nie wbito m�otkiem. - Co? Kto� po prostu wcisn�� gwo�dzie przez d�onie Eislera w twarde drewno? - Na to wygl�da. Celluci prychn��. - Chcecie mi wm�wi�, �e Supermen zszed� na z�� drog�? Pod os�on� ich �miechu Vicki pochyli�a si� i podnios�a kawa�ek deski. Na nieod�amanym ko�cu mia�a cztery dziury, w dw�ch tkwi�y jeszcze trzycalowe �wieki. Wyci�gn�a �wiek z drewna i wcisn�a w �cian� najbli�szego budynku. Plamka rdzy zosta�a na opuszce kciuka, ale gw�d� nie zmieni� wygl�du. Potem przypomnia�a sobie ten zapach. Wampir. - ...nie mog� podej�� do telefonu. Prosz� zostawi� wiadomo�� po d�ugim sygnale. - Henry? M�wi Vicki. Je�li tam jeste�, odbierz. - Wpatrywa�a si� w drugi koniec mrocznej kuchni, skr�caj�c w palcach sznur telefonu. - No, Fitzroy, wszystko jedno co robisz, to jest wa�niejsze. - Dlaczego nie siedzia� w domu i nie pisa�? Albo k��ci� si� z Tonym. Albo cokolwiek. - S�uchaj, Henry, potrzebuj� kilka informacji. Jest jeszcze jeden z... z nas, poluje na moim terenie i nie wiem, co powinnam zrobi�. Wiem, co chc� zrobi�... - gniew powr�ci�, przeplatany wiedz� o tamtej - ...ale jestem nowa w tym interesie, mo�e przesadzam. Zadzwo� do mnie. Dalej mieszkam u Mike'a. Od�o�y�a s�uchawk� i westchn�a. Wampiry nie maj� wsp�lnych terytori�w. I dlatego Henry zosta� w Vancouver, a ona wr�ci�a do Toronto. No dobrze, nie tylko dlatego wr�ci�am. Wrzuci�a zapasowe kluczyki od samochodu Celluciego do szuflady stolika z telefonem i zastanowi�a si�, czy powinna mu napisa� notatk�, �eby wyja�ni� tajemnicze opr�nienie baku. Nie. Jest detektywem, niech sam zgadnie. S�o�ce wschodzi�o o pi�tej dwana�cie. Vicki nie potrzebowa�a zegarka, �eby wiedzie�, �e ju� prawie czas. Czu�a mu�ni�cia promieni s�onecznych na kraw�dziach �wiadomo�ci. "To jak ten ostatni u�amek chwili, tu� zanim kto� ci� uderzy z ty�u, kiedy wiesz, co si� stanie, ale za choler� nic nie mo�esz poradzi�". Skrzy�owa�a wtedy ramiona na piersi Celluciego i opar�a na nich g�ow�, dodaj�c: "Tylko to trwa d�u�ej". "I tak si� dzieje ka�dego ranka?" "Tu� przed �witem". "I ty zamierzasz �y� wiecznie?" "Tak mi m�wi�". Celluci parskn��. "Nie zazdroszcz� ci". Chocia� Celluci zaproponowa�, �e zaciemni jedn� z dw�ch nieu�ywanych sypialni, na sam� my�l o tym Vicki czu�a si� nieswojo. W wieku czterech i p� stuleci Henry Fitzroy m�g� sobie pozwoli� na zblazowanie wobec perspektywy zniszczenia, ale Vicki nadal by�a przera�ona t� koncepcj� i nie zamierza�a sp�dza� ca�ego dnia bezbronna, wystawiona na ryzyko. Ka�dy m�g� wej�� do sypialni. Nikt nie m�g� przypadkiem wej�� do zamkni�tej skrzyni z dykty, okrytej zaciemniaj�c� kotar�, na samym ko�cu tunelu pi�ciostopowej wysoko�ci - ale na wszelki wypadek Vicki opu�ci�a grub� �elazn� krat� w wej�ciu. Zgi�ta prawie wp�, spieszy�a do swojego sanktuarium, czuj�c s�o�ce coraz bli�ej, bli�ej. Z trudem powstrzyma�a impuls, �eby si� odwr�ci�. - Niczego za mn� nie ma - mrukn�a, niezr�cznie zrzucaj�c ubranie. Czuj�c, jak wali jej serce, wpe�z�a pod klap� wej�ciow� skrzyni, zamkn�a j� na haczyk od wewn�trz, w�lizn�a si� do �piwora i wyprostowa�a, gotowa na nadej�cie �witu. "Chryste Panie, Vicki", powiedzia� Celluci przykucni�ty przy wej�ciu, kiedy wci�gn�a do �rodka podw�jny materac. "Trumna przynajmniej mia�aby odrobin� historycznej powagi". "Wiesz, gdzie mog� kupi� trumn�?" "Nie pozwol� na trumn� w mojej piwnicy". "Wi�c przesta� k�apa� dziobem". Le��c i czekaj�c na zapomnienie, zastanawia�a si�, gdzie jest tamta. Czy obie odczuwa�y tak� sam� niemal panik� wiedz�c, �e godziny od �witu do zmierzchu ca�kowicie wymykaj� im si� spod kontroli? Czy raczej jak Henry nauczy�y si� akceptowa� dzienn� �mier�, rz�dz�c� nie�miertelnym �yciem? Przypuszcza�a, �e powinno je ��czy� swego rodzaju pokrewie�stwo, jednak czu�a tylko zaborcz� w�ciek�o��. Nikt nie polowa� na jej terenie. - Przyjemnych sn�w - powiedzia�a do siebie, kiedy s�o�ce dotkn�o kraw�dzi horyzontu. - A kiedy ci� znajd�, zrobi� z ciebie grzank�. Celluci by� i znowu wyszed�, zanim ciemno�� powr�ci�a. Zostawi� jej wiadomo�� w sprawie samochodu, niecenzuraln� i tre�ciw�. Vicki dopisa�a kilka s��w, kt�re pomin��, i wsun�a karteczk� pod magnes na lod�wce na wypadek, gdyby detektyw dotar� do domu przed ni�. Odnajdzie zapach i podejmie trop, my�liwy stanie si� zwierzyn� i do �witu ulice znowu b�d� nale�a�y do niej. ��ta policyjna ta�ma nadal zagradza�a wej�cie do alejki. Vicki zignorowa�a zakaz. Owin�wszy si� noc� jak p�aszczem, stan�a przy drzwiach restauracji i bada�a powietrze. Widocznie alfons ukrzy�owany na drzwiach po�arowych nie wystarczy�, �eby zamkn�� lokal, tote� Tex Mex niemal zag�uszy� wo� �mierci sprzed nieca�ych dwudziestu czterech godzin. Zamiast drapie�cy Vicki wyw�szy�a tylko fajity. - Niech to szlag - mrukn�a, podesz�a bli�ej i obw�cha�a drewno. - Jakim cudem mam znale��... Wyczu�a jego �ycie na mgnienie wcze�niej, zanim si� odezwa�. - Co ty robisz? Vicki odwr�ci�a si� z westchnieniem. - Obw�chuj� framug� drzwi. A my�la�e�, �e co robi�? - Sformu�uj� to dok�adniej - warkn�� Celluci. - Co ty tutaj robisz? - Szukam tego, kto wyko�czy� Maca Eislera... - zacz�a Vicki. Nie by�a pewna, czy ma ochot� udziela� wyja�nie�. - Nic z tego. Nie jeste� glin�. Nawet ju� nie jeste� prywatnym �apsem. A jak wyt�umacz� si� za ciebie, je�li Dave ci� zobaczy? Oczy jej si� zw�zi�y. - Nie musisz t�umaczy� si� za mnie, Mike. - Taak? On my�li, �e jeste� w Vancouver. - Powiedz mu, �e wr�ci�am. - Mam mu powiedzie�, �e sp�dzasz dni w skrzyni w mojej piwnicy? I �e p�oniesz w s�o�cu? A co mam mu powiedzie� o twoich oczach? D�o� Vicki unios�a si�, �eby poprawi� mostek okular�w, ale palce dotkn�y tylko powietrza. Pigmentoza siatk�wki, kt�ra zmusi�a j� do odej�cia z policji i pozbawi�a nocy, zosta�a odwr�cona, kiedy Henry j� przemieni�. Teraz ciemno�� nie mia�a przed ni� sekret�w. - Powiem mu, �e wzrok mi si� poprawi�. - Pigmentoza nie cofa si� sama. - Moja tak. - Vicki, wiem, co robisz. - Przegarn�� w�osy obiema r�kami. - Zrobi�a� to ju� przedtem. Musia�a� wyst�pi� z policji. By�a� na wp� �lepa. I co z tego? Twoje �ycie si� zmieni�o, ale wci�� zamierza�a� pokaza�, �e nazywasz si� "Victory" Nelson. I nie wystarczy�o ci, �e zosta�a� prywatnym detektywem. G�upio wpakowa�a� si� w niebezpieczn� sytuacj�, �eby tylko udowodni�, �e wci�� jeste� tym, kim chcesz by�. A teraz twoje �ycie znowu si� zmieni�o i znowu grasz w t� sam� gr�. S�ysza�a bicie jego serca, widzia�a pulsuj�c� �y�k� obramowan� bia�ym "V" rozpi�tego ko�nierzyka, czu�a krew wzbieraj�c� tu� pod powierzchni�, w zasi�gu jej z�b�w. G��d narasta� i musia�a przywo�a� na pomoc ca�� samokontrol�, jakiej nauczy� jej Henry. Teraz nie czas na jedzenie. Odk�d wr�ci�a do Toronto, p�yn�a z pr�dem: jad�a, polowa�a, na nowo poznawa�a noc, na nowo poznawa�a sw�j zwi�zek z Michaelem Cellucim. Tamten telefon nad ranem skrystalizowa� pod�wiadome niezadowolenie, bo - jak jej wytkn�� Celluci - tak naprawd� potrafi�a robi� tylko jedn� rzecz. Cz�ciowo jego diatryba wynika�a z troski. Po tych wszystkich wsp�lnych latach sp�dzonych na zabawie w policjant�w i kochank�w wiedzia�a, w jaki spos�b rozumowa�: je�li co� r�wnie niewinnego jak �wiat�o s�o�ca mog�o j� zabi�, co jeszcze jej grozi�o? Po prostu sama natura ludzka kaza�a mu chroni� ukochan� osob� - kaza�a mu chroni� Vicki. Ale to by�a tylko cz�� prawdy. - Nie b�dziesz ze mn� szcz�liwy, je�li mam tylko obija� si� po domu. Nie umiem gotowa� i nie myj� okien. - Post�pi�a krok w jego stron�. - My�la�am, �e si� ucieszysz, kiedy znowu odnajd� grunt pod nogami. - Vicki... - Ciekawe - zamrucza�a, z ca�ej si�y powstrzymuj�c G��d - jakby� zareagowa�, gdybym si� wtr�ci�a w cudz� spraw�, nie w twoj�. Ostatecznie jestem lepiej przystosowana do nocnych polowa� ni�, hm, detektywi-sier�anci. - Vicki... - Jej imi� zabrzmia�o jak nieartyku�owane warkni�cie. Pochyli�a si� do przodu i musn�a wargami jego ucho. - Za�o�� si�, �e pierwsza znajd� rozwi�zanie. Potem znikn�a; skoczy�a w ciemno�� ruchem zbyt szybkim, by mog�y go zarejestrowa� oczy �miertelnika. - Z kim rozmawia�e�, Mike? - Dave Graham rozejrza� si� po pustej alejce. - Zdawa�o mi si�, �e s�ysza�em... Potem spostrzeg� wyraz twarzy partnera. - Niewa�ne. Vicki nie pami�ta�a, kiedy ostatnio czu�a si� tak pe�na �ycia. Interesuj�ce uczucie, zwa�ywszy, �e nale�� teraz do klubu nieumar�ych krwiopijc�w. Maszerowa�a po Queen Street West, niemal pijana otaczaj�cym j� �yciem, w pe�ni �wiadoma t�um�w rozst�puj�cych si� przed ni� i pe�nych podziwu spojrze�, kt�rymi j� odprowadzano. Wytworzy� si� zwi�zek pomi�dzy jej dawnym �yciem a nowym. "Musisz wyrzec si� dnia", powiedzia� jej Henry, "ale nie musisz si� wyrzeka� niczego innego". "Wi�c chcesz mi wm�wi�", warkn�a, "�e jeste�my zupe�nie normalnymi lud�mi, kt�rzy pij� krew?" Henry tylko si� u�miechn��. "Ilu znasz normalnych ludzi?" Nie znosi�a odpowiadania pytaniem na pytanie, ale teraz rozumia�a jego podej�cie. Uczciwo�� kaza�a jej przyzna�, �e Celluci r�wnie� mia� racj�. Wiecznie musia�a sobie udowadnia�, �e nadal jest sob�. Znowu i znowu. Im bardziej rzeczy si� zmienia�y, tym bardziej pozostawa�y takie same. "No, skoro to ustalili�my..." Rozejrza�a si� za jakim� miejscem, �eby usi��� i pomy�le�. W dawnym �yciu to oznacza�o cukierni� z p�czkami albo stolik przy oknie w taniej restauracji i tyle fili�anek kawy, ile potrzebowa�a. W nowym �yciu zamkni�cie w�r�d ludzi nie sprzyja�o kontemplacji. Poza tym kawa, g��wny sk�adnik dawnego r�wnania, przyprawia�a j� o gwa�towne torsje, nad czym serdecznie ubolewa�a. Kilka lat temu CITY TV, lokalna stacja z Toronto, odremontowa�a budynek deco na rogu Queen i John. Wykonali �wietn� robot� i bia�y sze�ciopi�trowy budynek z ozdobnymi nowoczesnymi oknami sta� si� centralnym punktem okolicy. Vicki w�lizn�a si� w w�skie przej�cie, kt�re oddziela�o go od mniej wytwornego s�siada, i wdrapa�a si� po tym, co przedstawicielom jej gatunku skutecznie zast�powa�o klatk� schodow�. Po kilku sekundach dotar�a na dach, przysiad�a na krenela�owym naro�niku i spojrza�a w d� na serce miasta. Te ulice nale�a�y do niej, nie do Celluciego czy jakiego� zamiejskiego krwiopijcy. Pora je odzyska�. Wyszczerzy�a z�by i zwalczy�a ch�� przybrania dramatycznej pozy. Zwa�ywszy wszystkie okoliczno�ci w�tpi�a, czy Metropolitalny Departament Policji Toronto - w osobie detektywa-sier�anta Michaela Celluciego - zechce udziela� jej informacji. Przelotnie po�a�owa�a rzuconego wyzwania, potem wzruszy�a ramionami. Jak mawia� Henry, noc jest za kr�tka na �ale. Siedzia�a i ogl�da�a t�umy przepychaj�ce si� na chodnikach w dole. Plamy koloru wyr�nia�y turyst�w w�r�d sta�ych bywalc�w Queen Street. W pi�tkowy sierpniowy wiecz�r to by�o jedyne miejsce, gdzie artystyczna spo�eczno�� Toronto ociera�a si� o beztalencia i nieudacznik�w. Vicki zmarszczy�a brwi. Mac Eisler zosta� zabity przed p�noc� w czwartkowy wiecz�r w okolicy, kt�ra nigdy ca�kiem nie zasypia�a. Kto� musia� co� zobaczy� albo us�ysze�. Ale nie uwierzy� i usi�owa� wymaza� zdarzenie z pami�ci. Morderstwo to jedno, stwory nocy - zupe�nie co innego. - No wi�c - mrukn�a - gdzie taka osoba... zwa�ywszy por� dnia zak�adamy, �e chodzi o sta�ego mieszka�ca, a nie o turyst�... gdzie taka osoba sp�dza dzisiejszy wiecz�r? Znalaz�a go w trzecim barze, kt�re sprawdza�a, skulonego w k�cie, rozpaczliwie pr�buj�cego si� upi�, ale bez powodzenia. Oczy mu biega�y na wszystkie strony, obie d�onie �ciska�y szklank�, a j�zyk cia�a dos�ownie krzycza�: "Wdepn��em w straszne g�wno, dajcie mi spok�j". Vicki usiad�a obok niego i na mgnienie pozwoli�a mu zobaczy� �owc�. Zareagowa� dok�adnie tak, jak mia�a nadziej�. Wytrzeszczy� na ni� oczy, skamienia� ze zgrozy i poruszy� ustami, ale nie wyda� �adnego d�wi�ku. - Oddychaj - poradzi�a. Spazmatyczny haust powietrza niezbyt go uspokoi�, ale prze�ama� parali�. Facet odepchn�� krzes�o od stolika i zacz�� wstawa�. Vicki zamkn�a w palcach jego nadgarstek. - Zosta�. Prze�kn�� �lin� i usiad�. Sk�r� mia� tak gor�c�, �e prawie p�on�a, puls uderza� o ni� jak ma�e dzikie zwierz�tko, kt�re walczy, �eby wydosta� si� na wolno��. G��d szarpn�� ni� i jej oddech r�wnie� troch� przyspieszy�. - Jak si� nazywasz? - Ph... Phil. Pochwyci�a i przytrzyma�a jego spojrzenie. - Zobaczy�e� co� wczoraj w nocy. - Tak. - Napi�ty niemal do granic wytrzyma�o�ci, zacz�� dygota�. - Mieszkasz niedaleko? - Tak. Vicki wsta�a i podnios�a go na nogi, m�wi�c na wp� rozkazuj�co, na wp� pieszczotliwie: - Zabierz mnie do siebie. Musimy pogada�. Phil zagapi� si� na ni�. - Pogada�? Ledwie us�ysza�a pytanie, zag�uszane przez zew jego krwi. - No, najpierw pogadamy. "To by�a kobieta. Ubrana ca�a na czarno. W�osy jak tysi�c smug cienia, sk�ra jak �nieg, oczy jak czarny l�d. Zachichota�a gard�owo, kiedy mnie zobaczy�a, i obliza�a wargi. Usta mia�a bole�nie czerwone. Potem znikn�a tak szybko, �e jeszcze przez chwil� zdawa�o mi si�, �e j� widz�". "Widzia�e�, co robi�a?" "Nie. Ale nie musia�a nic robi�, �eby wzbudzi� we mnie przera�enie. Przez ostatnie dwadzie�cia cztery godziny czu�em si� tak, jakbym napotka� w�asn� �mier�". Phil okaza� si� po trosze poet�. Oraz po trosze atlet�. W sumie Vicki uzna�a, �e nie zmarnowali wsp�lnie sp�dzonego czasu. Kiedy zasn��, ostro�nie usun�a siebie z jego pami�ci i przyt�umi�a wspomnienie o spotkaniu w alejce. Przynajmniej tyle mog�a dla niego zrobi�. Opis brzmia� niemal jak tytu� trzeciorz�dnego filmu grozy: "Narzeczona Drakuli zabija alfonsa". W�o�ywszy klucz do zamka, Vicki znieruchomia�a i przechyli�a g�ow� na bok. Celluci by� w domu, wyczuwa�a jego si�� �yciow�, a gdyby wyt�y�a s�uch, us�ysza�aby regularny rytm oddechu, oznaczaj�cy sen. Nic dziwnego, skoro tylko trzy godziny pozosta�y do �witu. Nie mia�a powodu go budzi�, skoro nie zamierza�a dzieli� si� z nim swoim odkryciem i nie potrzebowa�a jedzenia, ale po d�ugim gor�cym prysznicu znalaz�a si� pod drzwiami jego sypialni. A potem obok niego w ��ku. Mike Celluci mia� trzydzie�ci siedem lat. W jego w�osach przeb�yskiwa�y pasma siwizny i chocia� sen wyg�adzi� wiele zmarszczek, g��bokie bruzdy wok� oczu pozosta�y. Mike b�dzie coraz starszy. W ko�cu umrze. I co ona wtedy zrobi? Unios�a prze�cierad�o i przytuli�a si� do niego. Westchn�� i nie ca�kiem rozbudzony przyci�gn�� j� jeszcze bli�ej. - Mokre w�osy - wymamrota�. Vicki przekr�ci�a si�, wyci�gn�a r�k� i odgarn�a mu d�ugi lok z czo�a. - Wzi�am prysznic. - Gdzie zostawi�a� r�cznik? - W ka�u�y na pod�odze. Celluci wyda� nieartyku�owane st�kni�cie i znowu zapad� w sen. Vicki u�miechn�a si� i uca�owa�a jego powieki. - Ja te� ci� kocham. Zosta�a przy nim, dop�ki nie wyp�oszy�a jej gro�ba poranka. Irene MacDonald. Vicki le�a�a w ciemno�ciach i wpatrywa�a si� niewidz�cym wzrokiem w dykt�. S�o�ce zasz�o i mog�a opu�ci� swoje sanktuarium, ale zosta�a jeszcze przez chwil� i obraca�a w my�lach nazwisko, z kt�rym si� obudzi�a. Pami�ta�a, jak �artobliwie zastanawia�a si�, czy zab�jstwa Irene MacDonald i jej alfonsa s� powi�zane. Irene znaleziono pobit� niemal na �mier� w �azience jej mieszkania. Zmar�a dwie godziny p�niej w szpitalu. Celluci powiedzia�, �e osobi�cie jest pewien, �e sprawc� by� Mac Eisler. To wystarczy�o Vicki. Eisler widocznie mia� pecha wpa�� na wampira, kt�ry �ywi� si� strachem tak samo jak krwi� - Vicki posmakowa�a strachu raz czy dwa podczas swojego pierwszego roku, kiedy G��d czasami wymyka� si� spod kontroli, wi�c wiedzia�a, jak mocno ten smak potrafi uzale�nia� - albo zosta� zabity z zemsty za Irene. Vicki zna�a jeden niezawodny spos�b, �eby to sprawdzi�. - Brandon? M�wi Vicki Nelson. - Victoria? - Zdumienie star�o prawie ca�y oksfordzki akcent z g�osu doktora Brandona Singha. - My�la�em, �e przenios�a� si� do Kolumbii Brytyjskiej. - No tak, ale wr�ci�am. - Przypuszczam, �e to t�umaczy popraw� stanu pewnego detektywa, kt�rego oboje znamy, w czasie ostatniego miesi�ca. Nie mog�a powstrzyma� si� od pytania: - Naprawd� tak �le z nim by�o, kiedy odesz�am? Brandon roze�mia� si�. - By� nie do wytrzymania, a jak wiesz, potrafi� wiele wytrzyma�. Wi�c ci�gle pracujesz w tym zawodzie? - Tak, w tym samym. - Tak, pracowa�a. Bo�e, co za wspania�e uczucie. - A ty ci�gle jeste� zast�pc� koronera? - Tak. Chyba mog� bezpiecznie za�o�y�, �e nie dzwonisz do mnie do domu d�ugo po godzinach urz�dowania, �eby powiedzie�, �e wr�ci�a� do pracy, wi�c czego chcesz? Vicki zamruga�a. - Ciekawa jestem, czy rzuci�e� okiem na Maca Eislera. - Tak, Victorio, rzuci�em. I ciekaw jestem, dlaczego nie mo�esz zadzwoni� do mnie w normalnych godzinach urz�dowania. Na pewno wiesz, jak uwielbiam omawia� autopsje przy dzieciach. - O Bo�e, przepraszam, Brandon, ale to wa�ne. - Zawsze jest wa�ne - odpar� tonem suchym jak piaski Sahary. - Ale skoro ju� zak��ci�a� mi wiecz�r, spr�buj ograniczy� moj� cz�� rozmowy do prostych "tak" i "nie". - Zrobi�e� Eislerowi test na ilo�� krwi? - Tak. - Czy du�o brakowa�o? - Nie. Na szcz�cie, pomimo urazu karku, nie naruszono integralno�ci naczy� krwiono�nych. Tyle co do prostych odpowiedzi; wiedzia�a, �e Singh nie utrzyma j�zyka za z�bami. - Bardzo mi pomog�e�, Brandon, dzi�kuj�. - Powiedzia�bym "zawsze do us�ug", ale mog�aby� z�apa� mnie za s�owo. - Roz��czy� si� nagle. Vicki od�o�y�a s�uchawk� i zmarszczy�a brwi. Ona - tamta - nie zaspokoi�a wtedy G�odu. Co przemawia�o na rzecz hipotezy, �e Eisler zgin��, poniewa� zamordowa� Irene. - No, przecie� to Andrew P. Vicki opar�a si� o czarny trans-am i poprawi�a niekorekcyjne okulary, kt�re zdoby�a tu� po zachodzie s�o�ca. Z w�osami sczesanymi do ty�u i soczewkami ze zwyk�ego szk�a zakrywaj�cymi oczy wygl�da�a prawie tak samo jak przed rokiem. Dop�ki si� nie u�miechn�a. Alfons stan�� jak wryty, trac�c rezon, zanim zd��y� wyrzuci� z siebie pierwsze plugawe przekle�stwo. G�o�no prze�kn�� �lin�. - Nelson. S�ysza�em, �e odesz�a�. S�ysz�c galop jego serca, Vicki u�miechn�a si� jeszcze szerzej. - Wr�ci�am. Potrzebuj� kilku informacji. Potrzebuj� nazwiska jednej z pozosta�ych dziewczyn Eislera. - Nie wiem. - Niezdolny odwr�ci� wzroku, zacz�� si� trz���. - Nie mia�em z nim nic wsp�lnego. Nie pami�tam. Vicki wyprostowa�a si� i powoli zrobi�a krok w jego stron�. - Postaraj si�, Andrew. Nagle poczu�a smr�d uryny i z przodu lu�nych bawe�nianych spodni alfonsa pojawi�a si� ciemniej�ca plama. - Ee, D... D... Debbie Ho. Tylko tyle pami�tam. Naprawd�. - Gdzie ona pracuje? - W �rodku trasy. - J�zyk mu si� zapl�ta� z po�piechu, �eby jak najszybciej wyplu� s�owa. - Jarvis i Carlton. - Dzi�ki. Vicki machn�a r�k� w stron� jego samochodu i odst�pi�a na bok. Zanurkowa� obok niej na fotel kierowcy i wbi� kluczyki w stacyjk�. Pot�ny silnik o�y� z rykiem. Rzuciwszy ostatnie przera�one spojrzenie w mrok, alfons z piskiem opon wyjecha� z podjazdu, zgrzytaj�c zmieni� trzy kolejne biegi i osi�gn�� osiemdziesi�tk�, zanim znikn�� za rogiem. Dwaj gliniarze, spokojnie parkuj�cy przed cukierni� na tym samym rogu, w��czyli syren� i ruszyli w po�cig. Vicki wsun�a okulary do wewn�trznej kieszeni tweedowej marynarki, po�yczonej z szafy Celluciego, i wyszczerzy�a z�by. - Parafrazuj�c pewnego nieletniego ziemnowodnego pogromc� zbrodni, kocham by� wampirem - mrukn�a do siebie. - Musz� z tob� pogada�, Debbie. M�oda kobieta wzdrygn�a si�, okr�ci�a na pi�cie i zmierzy�a Vicki podejrzliwym wzrokiem. - Jeste� glin�? Vicki westchn�a. - Nie, ju� nie. - Widocznie �atwiej ukry� wampira ni� policjanta. - Jestem prywatnym detektywem i chc� ci zada� kilka pyta� dotycz�cych Irene MacDonald. - Je�li szukasz gnoja, kt�ry j� zabi�, to si� sp�ni�a�. Kto� ju� go znalaz�. - I w�a�nie tego kogo� szukam. - Dlaczego? - Debbie przenios�a ci�ar cia�a na jedno biodro. - Mo�e chc� mu wr�czy� medal. �miech prostytutki nie brzmia� zbyt weso�o. - Dobrze powiedziane. Mac dosta�, na co zas�u�y�. - Czy Irene obs�ugiwa�a tak�e kobiety? Debbie prychn�a. - Nie za darmo - o�wiadczy�a znacz�co. Vicki poda�a jej dwudziestk�. - Tak, czasami. To bezpieczniejsze, znaczy medycznie, wiesz? Upraszczaj�c ozdobn� frazeologi� Phila, Vicki powt�rzy�a opis kobiety z alejki. Debbie znowu prychn�a. - Rany, kto im patrzy w twarze? - Tej nie zapomnisz, je�li j� zobaczysz. Ona jest... - Vicki rozwa�y�a i odrzuci�a kilka mo�liwo�ci, zanim zdecydowa�a si� - ...mocna. - Mocna? - Debbie zawaha�a si�, zmarszczy�a brwi i ci�gn�a pospiesznie: - Irene cz�sto spotyka�a si� z jedn� osob�, ale za darmo. W�a�nie to mi�dzy innymi wkurza�o Maca, nie �eby ten gn�j potrzebowa� zach�ty. Wiedzia�y�my, na co si� zanosi, to znaczy wszystkie odczu�y�my na w�asnej sk�rze temperament Maca, ale Irene nie chcia�a przesta�. M�wi�a, �e by� z t� osob� to lepszy haj ni� narkotyki. To mog�a by� kobieta. A skoro Irene zgin�a w�a�ciwie przez ni�, no, wiem, �e spotyka�y si� w tym barze na Queen West. Dlaczego syczysz? - Sycz�? - Vicki szybko ukry�a sw�j gniew pod mask� spokoju. Ta druga nie wtargn�a na jej teren tylko po to, �eby zabi� Eislera... nie, ona tutaj polowa�a. - Nie sycz�. Po prostu mam k�opoty z oddychaniem. - Co ty powiesz. - Debbie machn�a d�oni� zako�czon� trzycalowymi szkar�atnymi paznokciami w stron� sznura samochod�w na Jarvis. - Spr�buj sta� tutaj przez ca�� noc i �yka� tlenek w�gla. - Wiesz, w kt�rym barze? - Od kiedy to ja �ledz�, co? Nie wiem, do cholery. Najwyra�niej wyczerpa�y si� informacje kupione za dwadzie�cia dolar�w. Debbie przenios�a uwag� na obiecuj�cego klienta w szarym sedanie. Rozmowa dobieg�a ko�ca. Vicki wci�gn�a wilgotne powietrze pomi�dzy z�by. Na Queen West nie by�o tak wiele bar�w. Poprzedniego wieczoru znalaz�a w jednym Phila. Dzisiaj - kto wie? Teraz, kiedy wiedzia�a, czego szuka�, wyczuwa�a ulotne, wisz�ce w powietrzu �lady innego drapie�cy... rozmyte i rozproszone przez �cie�ki zwierzyny. Tak liczne si�y �yciowe maskowa�y �lad, �e Vicki nie mog�a wytropi� tej drugiej. Warkn�a. Para nastolatk�w z przek�utymi nosami, ogolonymi g�owami i docami martensami zasznurowanymi a� do kolan zrezygnowa�a z pro�by o drobne i pospiesznie przesz�a na drug� stron� ulicy. By� sobotni wiecz�r, do niedzieli pozosta�y minuty. Wkr�tce zaczn� zamyka� bary. Je�li tamta polowa�a, musia�a ju� wybra� ofiar�. Szkoda, �e Henry nie oddzwoni�. Mo�e w ci�gu wiek�w wypracowali... wypracowali�my sposoby, �eby sobie z tym poradzi�. Mo�e najpierw powinny�my porozmawia�. Mo�e to niegrzecznie zedrze� jej twarz i wepchn�� do gard�a, gdyby nie zgodzi�a si� odej��. Stoj�c w cieniu cofni�tej fasady sklepu, tu� poza granic� sztucznego bezpiecze�stwa ofiarowanego dzieciom s�o�ca przez latarni�, rozszerzy�a zmys�y tak, jak j� uczono, i dotkn�a �mierci wewn�trz wiru �ycia. Znalaz�a Phila w chwil� p�niej, le��cego w kolejnej alejce, kt�re za dnia s�u�y�y interesom, a noc� os�ania�y ciemniejsze sprawki. Jego cia�o by�o jeszcze ciep�e, ale serce przesta�o bi� i krew ju� nie �piewa�a. Vicki dotkn�a male�kiej, niemal zasklepionej ranki, kt�r� zrobi�a mu na nadgarstku poprzedniego wieczoru, a potem �wie�ej rany w zgi�ciu �okcia. Nie wiedzia�a, jak umar�, ale wiedzia�a, kto to zrobi�. Phil cuchn�� tamt�. Vicki ju� nie obchodzi�o, co si� tradycyjnie "robi" w takich okoliczno�ciach. Nie b�dzie �adnych rozm�w. �adnych negocjacji. Tamta posun�a si� o jedno �ycie za daleko. - Pomy�la�am sobie, �e je�li go zabij�, nie b�d� musia�a ci� tropi�, bo sama przyjdziesz i oszcz�dzisz mi fatygi. I rzeczywi�cie, przybieg�a� nie zachowuj�c �adnych �rodk�w ostro�no�ci. - Niski g�os nie brzmia� gro�nie, lecz sam stanowi� gro�b�. - Polujesz na moim terenie, dziecko. Wci�� kl�cz�c przy boku Phila, Vicki unios�a g�ow�. Dziesi�� st�p dalej - tylko twarz i d�onie by�y widoczne w ciemno�ciach - sta�a tamta wampirzyca. Nie my�l�c, bo w�ciek�a furia odebra�a jej zdolno�� my�lenia, Vicki rzuci�a si� do �nie�nobia�ego gard�a, z palcami zakrzywionymi jak szpony, z wyszczerzonymi z�bami. Bestia, nad kt�r� panowania Henry uczy� j� przez rok, wydosta�a si� na wolno��. Vicki rado�nie zatraci�a si� w brutalnej pot�dze. Tamta wyczeka�a do ostatniego u�amka sekundy, potem okr�ci�a si� zwinnie i odrzuci�a Vicki na bok. B�l wreszcie przywr�ci� jej rozs�dek. Vicki le�a�a dysz�c w cuchn�cej ka�u�y obok �mietnika, z jednym okiem zapuchni�tym i zamkni�tym. Rozci�cie na jej czole wci�� broczy�o krwi�. Prawa r�ka by�a z�amana. - Silna jeste� - powiedzia�a tamta, przygwa�d�aj�c Vicki do ziemi pogardliwym spojrzeniem. - Za sto lat mia�aby� szans�. Ale teraz jeste� dzieckiem. Oseskiem. Brakuje ci do�wiadczenia, �eby zapanowa� nad sob�. To moje pierwsze i ostatnie ostrze�enie. Wyno� si� z mojego terenu. Je�li znowu si� spotkamy, zabij� ci�. Vicki osun�a si� bezw�adnie na pod�og� za drzwiami i pr�bowa�a unie�� r�k�. Powr�t do mieszkania Celluciego trwa� dwie i p� godziny. W tym czasie ko�ci zacz�y ju� si� zrasta�. Do jutrzejszego wieczoru, pod warunkiem, �e Vicki zdob�dzie po�ywienie jeszcze przed �witem, rami� powinno wyzdrowie�. - Vicki? Drgn�a. Chocia� wiedzia�a, �e by� w domu, za�o�y�a - bez sprawdzania - �e o tej porze ju� �pi. Zamruga�a, kiedy zapali�o si� �wiat�o w holu, i s�uchaj�c st�pania jego bosych st�p po schodach zastanawia�a si�, czy wystarczy jej energii, �eby dope�zn�� do �azienki na dole, zanim j� zobaczy. Wszed� do kuchni zawi�zuj�c pasek szlafroka i zapali� g�rne �wiat�o. - Musimy porozmawia� - o�wiadczy� ponuro, kiedy pierzch�y skrywaj�ce j� cienie. - Chryste Panie! Co ci si� sta�o, do cholery? - Nic takiego. - Krzywi�c si� od �wiat�a, Vicki ostro�nie pomaca�a opuchlizn� na czole. - Powiniene� zobaczy� tego drugiego. Celluci bez s�owa wyci�gn�� r�k� i stukn�� w przycisk odtwarzania na automatycznej sekretarce. - Vicki? Tu Henry. Je�li kto� poluje na twoim terenie, cokolwiek zrobisz, nie rzucaj mu wyzwania. S�yszysz? Nie rzucaj wyzwania. Nie mo�esz wygra�. Tamten okaza� si� starszy, zdolny przezwyci�y� instynktown� furi�, i b�dzie w pe�ni kontrolowa� swoj� moc. Je�li nie chcesz ust�pi� ze swojego terenu... - westchnienie zarejestrowane na ta�mie wyra�nie �wiadczy�o, �e uwa�a� to za ma�o prawdopodobne - ...b�dziesz musia�a negocjowa�. Je�li wyznaczycie granice, z pewno�ci� mo�ecie pozosta� w tym samym mie�cie. - Nagle jego g�os znowu nale�a� do kochanka, kt�rego utraci�a po przemianie. - Prosz�, zadzwo� do mnie, zanim cokolwiek zrobisz. To by�a jedyna nagrana wiadomo��. - Dlaczego - zapyta� Celluci, kiedy ta�ma si� przewija�a, przesuwaj�c spojrzeniem po siniakach, rozci�ciach i smugach brudu - odnosz� wra�enie, �e Fitzroy m�wi� w�a�nie o "tym drugim"? Vicki spr�bowa�a wzruszy� ramionami, ale ani drgn�y. - To moje miasto, Mike. Zawsze nale�a�o do mnie. Odzyskam je. Patrzy� na ni� przez d�ug� chwil�, potem pokr�ci� g�ow�. - S�ysza�a�, co powiedzia� Henry. Nie mo�esz wygra�. Za kr�tko jeste�... tym, czym jeste�. Dopiero od czternastu miesi�cy. - Wiem. - Bogaty zapach jego �ycia obudzi� G��d, wi�c odsun�a si� troch� dalej od niego. Przysun�� si� z powrotem. - Chod�. - Po�o�y� jej r�k� na plecach i skierowa� w stron� schod�w. Zostawmy to na razie, m�wi� ton jego g�osu. Porozmawiamy p�niej. - Potrzebujesz k�pieli. - Potrzebuj�... - Wiem. Ale najpierw musisz si� wyk�pa�. W�a�nie zmieni�em po�ciel. "Ciemno�� budzi nas wszystkich na r�ne sposoby", powiedzia� jej kiedy� Henry. "Wszyscy byli�my dawniej lud�mi i po przemianie zachowujemy dziel�ce nas r�nice". To przypomina�o naci�ni�cie prze��cznika: w jednej chwili jej nie by�o, w nast�pnej by�a. Tym razem, kiedy zbudzi�a si� po ma�ej �mierci za dnia, czeka� na ni� pomys�. Wampir od czterystu pi��dziesi�ciu lat, Henry mia� siedemna�cie lat, kiedy si� przemieni�. Tamta grasowa�a w nocy chyba r�wnie d�ugo - jej spojrzenie d�wiga�o ci�ar kilku �ywot�w - lecz wygl�d sugerowa�, �e jej �miertelne �ycie trwa�o jeszcze kr�cej ni� u Henry'ego. To mia�o sens. Katastrofa spowodowa�a przemian� Vicki, zwykle jednak przyczyn� stanowi�a nami�tno��. A nikt nie prze�ywa takiej nami�tno�ci r�wnie mocno jak nastolatka. I Henry'emu, i tamtej trudno by�oby sobie wyobrazi� reakcj� wynikaj�c� z do�wiadcze� raczej �miertelnika ni� wampira. Oboje mieli za sob� stulecia tych drugich i zbyt sk�p� ilo�� tych pierwszych. Vicki by�a wampirem dopiero od czternastu miesi�cy, ale �y�a jako cz�owiek przez trzydzie�ci dwa lata, zanim Henry ocali� j�, nakarmiwszy w�asn� krwi�. Podczas tych trzydziestu dw�ch lat ods�u�y�a dziewi�� lat w policji - dwa przyspieszone awanse, trzy pisemne pochwa�y i najlepsza �rednia aresztowa� w jednostce. Nie mia�a szans na negocjacje. Nie mog�a wygra� w walce. Pr�dzej szlag j� trafi, zanim ucieknie. Poza tym... - nawet je�li Vicki rozumia�a, w czym tkwi jej si�a, wyraz jej twarzy wcale nie by� ludzki ... musi jej zap�aci� za Phila. Celluci zostawi� jej notatk� na lod�wce: Czy to ma co� wsp�lnego z Makiem Eislerem? Vicki wpatrywa�a si� przez chwil� w wiadomo��, potem dopisa�a pod spodem odpowied�: Ju� nie. Trzy tygodnie zaj�o wy�ledzenie, gdzie tamta sp�dza dnie. Vicki wykorzystywa�a dawne kontakty, kiedy mog�a, i nawi�zywa�a nowe, kiedy musia�a. Ka�dy nowoczesny Van Helsing dzia�a�by tak samo. Na nast�pne trzy tygodnie Vicki wynaj�a kogo�, �eby obserwowa� wyj�cia i powroty tamtej. Surowo nakaza�a mu zosta� w samochodzie z zamkni�tymi oknami i w��czon� klimatyzacj�. �ycie posiada niesko�czon� liczb� odmian, natomiast jedna maszyna pachnie bardzo podobnie do drugiej. Irytowa�o j�, �e sama nie mo�e siedzie� na czatach, ale musia�aby zosta� na zewn�trz po wschodzie s�o�ca, �eby zdoby� potrzebne informacje. - Cholera, jak sobie sparzy�a� r�k�? Vicki dalej smarowa�a ma�ci� p�cherz. W przeciwie�stwie do obra�e�, kt�re odnios�a w alejce, ta rana b�dzie si� goi�a d�ugo i bole�nie. - Wypadek w solarium. - To nie jest �mieszne. Wzi�a z kuchennego blatu rolk� gazy. - Tracisz poczucie humoru, Mike. Celluci prychn�� i poda� jej no�yczki. - Nigdy go nie mia�em. - Mike, chcia�am ci� uprzedzi�, �e nie wr�c� przed wschodem s�o�ca. Celluci obejrza� si� powoli, trzymaj�c w obu r�kach gotowe danie, kt�re w�a�nie wyj�� z mikrofal�wki. - Jak to? Us�ysza�a strach w jego g�osie i przytrzyma�a brzeg tacy, �eby sos nie wyla� mu si� na buty. - To znaczy, �e sp�dz� dzie� gdzie indziej. - Gdzie? - Nie mog� ci powiedzie�. - Dlaczego? Niewa�ne. - Podni�s� r�k�, kiedy jej oczy si� zw�zi�y. - Nie m�w mi. Nie chc� wiedzie�. �ledzisz tego drugiego wampira, prawda? Tego, kt�rego Fitzroy kaza� ci zostawi� w spokoju. - Podobno nie chcesz wiedzie�. - Ju� wiem - prychn��. - Czytam w tobie jak w ksi��ce. Z du�ym drukiem. I z obrazkami. Vicki wyj�a mu tac� z r�k i postawi�a na kuchennym blacie. - Ona zabi�a dw�ch ludzi. Eisler by� gnojem, kt�ry na to zas�u�y�, ale ten drugi... - Drugi? - wybuchn�� Celluci. - Chryste Panie, Vicki, chyba zapomnia�a�, �e morderstwo jest niezgodne z prawem! Kto u diab�a mianowa� ci� cz�onkiem stra�y obywatelskiej wampir�w? - Nie pami�tasz?! - warkn�a Vicki. - By�e� przy tym. Nie ja podj�am t� decyzj�, Mike. Ty i Henry zdecydowali�cie za mnie. Lepiej naucz si� z tym �y�. - Przemoc� narzuci�a sobie spok�j. - S�uchaj, nie mo�esz jej powstrzyma�, ale ja mog�. Wiem, �e to wkurzaj�ce, ale tak ju� jest. Przez chwil� mierzyli si� wzrokiem, nos w nos. Wreszcie Celluci odwr�ci� spojrzenie. - Nie mog� ci� powstrzyma�, prawda? - rzuci� z gorycz�. - Przecie� jestem tylko cz�owiekiem. - Nie umniejszaj swojej warto�ci - burkn�a Vicki. - Jeste� kwintesencj� cz�owieka. Je�li chcesz mnie powstrzyma�, sp�jrz mi w oczy i popro�, a potem pami�taj o tym za ka�dym razem, kiedy sam wystawisz si� na odstrza�. Po d�ugiej chwili Celluci prze�kn�� �lin�, uni�s� g�ow� i wytrzyma� spojrzenie Vicki. - Nie umieraj. Ju� raz my�la�em, �e ci� straci�em, i nie dam rady przej�� przez to od nowa. - Prosisz mnie, �ebym zrezygnowa�a? Prychn��. - Prosz� ci�, �eby� by�a ostro�na. Chocia� i tak nigdy nie s�uchasz. Zrobi� krok do przodu, a ona opar�a g�ow� na jego ramieniu, wtulaj�c si� w bicie jego serca. - Tym razem s�ucham. Studia w przerobionym magazynie na Ring Street nie mia�y by� zamieszkane. Dobre trzy czwarte lokator�w ignorowa�o ten zakaz. Studio, o kt�re chodzi�o Vicki, znajdowa�o si� w g��bi na drugim pi�trze. Ci�kie stalowe drzwi - oczywisty dodatek lokatora - by�y zamkni�te na najlepszy zamek dost�pny w sprzeda�y. Nowe zmys�y i dawne umiej�tno�ci pokona�y go w rekordowym czasie. Vicki pchn�a drzwi stop� i zacz�a wnosi� skrzynie do �rodka. Mia�a du�o roboty przed �witem. "Ona wychodzi co wiecz�r pomi�dzy jedenast� a dwunast�, potem wraca do domu co rano mi�dzy czwart� a pi�t�. Mo�na wed�ug niej nastawia� zegarek". Vicki poda�a mu kopert�. Zajrza� do �rodka, kciukiem sprawdzi� grubo�� pliku banknot�w i wyszczerzy� do niej z�by. "Interesy z pani� to przyjemno��. W ka�dej chwili, gdyby pani potrzebowa�a moich us�ug, zna pani m�j numer". "Zapomnij o tym", poradzi�a mu. Zapomnia�. Poniewa� Vicki spodziewa�a si� tamtej, wyczu�a chwil�, kiedy wesz�a do budynku. Bestia drgn�a, a ona przytrzyma�a j� mocniej. Teraz utrata kontroli oznacza�a katastrof�. Us�ysza�a wind�, potem kroki w korytarzu. Wiesz, �e jestem tutaj, powiedzia�a w my�lach, i wiesz, �e mo�esz mnie pokona�. B�d� zbyt pewna siebie, uwierz w moj� g�upot� i wejd�. - My�la�am, �e jeste� sprytniejsza. - Tamta wesz�a do mieszkania i odwr�ci�a si� niedbale, �eby zamkn�� drzwi na klucz. - Ostrzega�am, �e kiedy znowu ci� zobacz�, zabij�. Vicki wzruszy�a ramionami, maskuj�c tym ruchem wewn�trzn� walk� o zachowanie spokoju. - Nawet nie chcesz wiedzie�, po co tutaj przysz�am? - Zak�adam, �e przysz�a� negocjowa�. - Tamta unios�a d�onie barwy ko�ci s�oniowej i rozpu�ci�a g�ste czarne w�osy. - Okazja min�a, kiedy mnie zaatakowa�a�. Przesz�a przez pok�j i stan�a przed du�ym ozdobnym lustrem, dominuj�cym na jednej �cianie studia. - Zaatakowa�am ci�, bo zamordowa�a� Phila. - Tak si� nazywa�? - Tamta za�mia�a si� g�osem ostrym jak brzytwa. - Nie chcia�o mi si� pyta�. - Zanim go zamordowa�a�. - Zamordowa�am? Naprawd� dziecko z ciebie. Oni s� zwierzyn�, my jeste�my drapie�nikami... ich �mier� do nas nale�y, je�li zapragniemy. Nauczy�aby� si� tego w swoim czasie. - Odwr�ci�a si�, patyna cywilizacji nagle z niej opad�a. - Szkoda, �e nie masz ju� czasu. Vicki warkn�a, ale jako� zdo�a�a powstrzyma� si� od ataku. Lata treningu przekonywa�y j�, �e jeszcze nie pora. Musia�a zosta� dok�adnie w tym miejscu. - Ach tak. Prawie zapomnia�am. Chcia�a�, �ebym zapyta�a, po co tutaj przysz�a�. No dobrze, po co? Maj�c adres i pow�d, Celluci m�g� przyj�� do studia w dzie� i wbi� ko�ek w serce tamtej. Najsilniejsza obrona wampira nie zda�aby si� na nic. Mike Celluci wierzy� w wampiry. - Przysz�am - odpar�a Vicki - bo pewne rzeczy trzeba zrobi� samej. Drut bieg� w g�r� po �cianie, wci�ni�ty za przymocowany na wierzchu kabel po tanim remoncie, i znika� w cieniu skrywaj�cym sufit szesna�cie st�p wy�ej. Prze��cznik przybi�a do pod�ogi obok swojej stopy. Drobny ruch, zbyt nieznaczny, �eby sprowokowa� atak, wystarczy� do uruchomienia. Vicki od pocz�tku zdawa�a sobie spraw�, �e jej plan stwarza wiele problem�w. Pierwszy dotyczy� lokalizacji. W przestrzeni �yciowej ka�dej osoby jest miejsce, w kt�rym owa osoba czuje si� bezpiecznie - ulubiony fotel, okno... lustro. Nast�pny problem: jak zamaskowa� to, co zrobi�a. Chocia� tamta nie wyczuje drut�w i sprz�tu, doskonale wyczuje zapach Vicki na drucie i sprz�cie. Tylko je�li Vicki zostanie w studiu, jej trop zapachowy zginie w silniejszej woni. Trzeci problem bezpo�rednio wi�za� si� z drugim. Skoro Vicki musia�a zosta� w mieszkaniu, jak mia�a prze�y�? Przymocowany do sufitu za pomoc� brutalnej si�y i ustawiony tak, �eby �wieci� prosto na miejsce przed lustrem, wisia� podw�jny rz�d �wietl�wek wyszabrowanych z ��ka opalaj�cego. S�o�ce przedstawia�o podw�jn� gro�b� dla wampira - jego powr�t na niebo oznacza� pal�ce promienie, wobec kt�rych wampir by� bezbronny. Henry mia� okr�g�� blizn� na wierzchu jednej d�oni po zbyt bliskim spotkaniu ze s�o�cem. Wyleczywszy oparzenie, Vicki b�dzie mia�a tak� sam� blizn� po umy�lnym kontakcie z imitacj�. Tamta wrzasn�a w czystej furii, kiedy zab�ys�o �wiat�o; by� to d�wi�k tak nieludzki, �e je�li kto� go us�ysza�, musia� wm�wi� sobie, �e go nie by�o, �eby nie zwariowa�. Vicki zanurkowa�a do przodu, zdar�a ci�k� brokatow� narzut� z kanapy i gor�czkowo zarzuci�a na siebie. Nawet ten przelotny kontakt ze �wiat�em powl�k� jej sk�r� p�omieniem. J�kn�a, kiedy piek�cy b�l zag�uszy� wszelkie inne doznania. Po chwili b�l ustabilizowa� si� na sta�ym poziomie i Vicki zdo�a�a otworzy� oczy. �wiat�o nie mog�o jej dosi�gn��, ona jednak r�wnie� nie mog�a dosi�gn�� prze��cznika, �eby je zgasi�. Widzia�a go w odleg�o�ci trzech st�p, tu� poza zasi�giem cienia kanapy. Przesun�a si� i szereg p�cherzy wyr�s� jej na nodze. T�umi�c krzyk, skuli�a si� w pozycji p�odowej �wiadoma, �e jej schronienie nie jest ca�kiem bezpieczne. Okay, geniuszu, co teraz? Bardzo, bardzo ostro�nie Vicki obj�a d�oni� pr�t, kt�ry zabezpiecza� dolny brzeg kanapy. Na podstawie napi�cia materia�u wywnioskowa�a, �e z�amanie go spowoduje co najmniej cz�ciowe zawalenie si� mebla. A je�li kanapa upadnie, ju� po mnie. A potem us�ysza�a odg�os czego� pe�zn�cego po pod�odze. O cholera! Tamta nie umar�a! Drewno p�k�o, kanapa zacz�a si� przewraca� i Vicki widz�c, �e mo�e liczy� tylko na �ut szcz�cia, trzasn�a w prze��cznik, po czym natychmiast odtoczy�a si� na bezpieczn� odleg�o��. Pok�j pogr��y� si� w ciemno�ci. Vicki zamar�a, jej oczy powoli przyzwyczaja�y si� do mroku. Dopiero wtedy smr�d dotar� do jej �wiadomo�ci. Czu�a go przez ca�y czas, ale jej zmys�y broni�y si� przed nim, dop�ki mog�y. S�o�ce pali. Vicki st�umi�a odruch wymiotny. Odg�os pe�zania trwa�. Do cholery z tym! Nie mia�a czasu czeka�, a� jej oczy naprawi� szkody, jakich niew�tpliwie dozna�y. Musia�a widzie� zaraz. Na szcz�cie, chocia� wtedy nie czu�a si� specjalnie szcz�liwa, w dawnym �yciu nauczy�a si� dzia�a� na �lepo. Rzuci�a si� przez pok�j. Prze��cznik �wiat�a by� tam, gdzie zwykle, po prawej stronie drzwi. Stw�r na pod�odze d�wign�� si� na bezpalcych d�oniach i zwr�ci� si� ku niej poczernia�� ruin� twarzy. Odwr�ci� si� mozolnie, promieniuj�c wyczuwalnymi falami nienawi�ci, i znowu zacz�� pe�zn�� w jej kierunku. Vicki wysz�a mu na spotkanie. Chocia� jej cz�stka pami�taj�ca cz�owiecze�stwo skr�ca�a si� z odrazy, d�onie obj�y czaszk� stwora i przekr�ci�y j� o 360 stopni. Kr�gos�up trzasn��. Nast�pny pe�ny obr�t i resztki g�owy zosta�y jej w r�kach. By�a cz�owiekiem przez trzydzie�ci dwa lata, ale od czternastu miesi�cy by�a wampirem. - Nikt nie poluje na moim terenie - warkn�a, kiedy tamta rozsypa�a si� w py�. Poku�tyka�a do �ciany i wyci�gn�a z gniazdka wtyczk� przewodu od �wietl�wek. P�niej ca�kowicie je zdemontuje - sam pomys� lamp do opalania przyprawia� j� o dreszcze. Kiedy si� odwr�ci�a, stan�a przed lustrem. Kobieta, kt�ra na ni� spojrza�a przekrwionymi oczami, demonstruj�c zaczerwienion�, pokryt� p�cherzami sk�r�, by�a �owczyni�. W�a�ciwie od zawsze. Pozostawa�o pytanie, na kogo teraz mia�a polowa�? Vicki u�miechn�a si�. Zanim s�o�ce ka�e jej skry� si� w odziedziczonym sanktuarium, musi wykona� kilka szybkich telefon�w. Pierwszy do Celluciego: powinna go zawiadomi�, �e prze�y�a t� noc. Drugi do Henry'ego, z tego samego powodu. Trzeci telefon pod numer osiemset, obs�uguj�cy sortownik najwi�kszej alternatywnej gazety w Toronto. To og�oszenie b�dzie troch� inne od poprzedniego, kt�re zamie�ci�a po odej�ciu z policji. Wtedy prze�ywa�a straszn� depresj� z powodu zamiany pracy, kt�r� kocha�a, na dzia�alno�� jej zdaniem tylko marginalnie po�yteczn�. Tym razem niczego nie �a�owa�a. Victory Nelson, detektyw. Specjalno��: za�wiatowe zbrodnie. Prze�o�y�a Danuta G�rska TANYA SUE HUFF Kanadyjska pisarka (ur. 1957) uprawiaj�ca l�ejsz� odmian� high i low fantasy. Debiutowa�a opowiadaniem "What Little Girls are Made of" (1986, w antologii Roberta Adamsa i Andre Norton "Magic in Ithkar 3"). Jej pierwsza powie�� "Child of the Grove" (1988) wraz z "The Last Wizard" (1989) to historia Crystal, wychowywanej na czarodziejk�. Inny cykl high fantasy, "Quarters", rozpoczyna si� powie�ci� "Sing the Four Quarters" (1994). "Stealing Magic" (1999) to cykl opowiada� o czarodziejce Magdalene i z�odzieju Terazinie. "Brama ciemno�ci, kr�g �wiat�a" (1989) nale�y do low (urban - "miejskiej") fantasy, podobnie jak najobszerniejszy cykl "Victory �Vicky� Nelson" o wampirzycy-prywatnym detektywie: "Blood Price" (1991), "Blood Trail" (1992), "Blood Lines" (1993), "Blood Pact" (1993), "Blood Debt" (1997). Opowiadanie "To miasto jest za ma�e" wchodzi tak�e, wraz z trzema innymi, do cyklu o Vicky. Ukaza�o si� po raz pierwszy w antologii "Vampire Detectives" pod red. Martina H. Greenberga (DAW Books 1995). (MSN) 35