4932

Szczegóły
Tytuł 4932
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4932 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4932 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4932 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tad Williams Czas Kalibana Przek�ad: Anna Lik Data wydania oryginalnego 1994 Data wydania polskiego 1995 Dedykuj� t� ksi��k� mojej ukochanej Deborze, kt�ra wytyczy�a �cie�ki mojej podr�y. Wcze�niej nie wyobra�a�em sobie nawet, jak dziwna to b�dzie w�dr�wka i jak wspania�e, nowe i stare �wiaty uda mi si� przemierzy�. Jakie� to uniesienie, gdy taka l�dowa dusza mijaj�c domostwa, przyl�dki w g��bok� wieczno�� wyrusza. Chyba tylko marynarz, zrodzony tak jak my po�r�d g�r, uwierzy, �e to boski rausz � taki pierwszy kilometr od wybrze�y! Emily Dickinson Cz�� pierwsza Neapol Wiecz�r OTO PRZYBYWA Co� przemkn�o wzd�u� p�katego kad�uba statku i w�lizgn�o si� niezauwa�alnie do wody. Cie� unosz�cy si� na powierzchni przestraszy� stado mew. Ptaki wzlecia�y z piskiem, zataczaj�c ko�o nad zatok�. Ostatnie promienie s�o�ca zza g�r przemieni�y je na moment w przygaszone ogniki, ta�cz�ce na wieczornym niebie. Po chwili jednak powr�ci�y na fale i podwin�wszy skrzyd�a, zapad�y w czujny, ptasi sen. Nic go ju� nie mog�o zak��ci�. Cokolwiek znajdowa�o si� w pobli�u, odp�yn�o. W zatoce panowa�a cisza. �wiat�o z tawerny sp�yn�o na zab�ocone bruki placu San Ferdinando, gdy tr�jka m�czyzn, z trudno�ci� pokonuj�cych pr�g, wytoczy�a si� na zewn�trz. Ostry blask pobliskich pochodni niebezpiecznie uwydatnia� ich sylwetki. Z tawerny dobiega�y d�wi�ki szanty przepojonej pijack� nadziej�. � Kupa dziwek � rzuci� niedbale jeden z nich, w typowy portowo-neapolita�ski spos�b. � Chod�my lepiej do Cuvo, co? � Ta gruba by�a ca�kiem niez�a � odpar� drugi, przesuwaj�c ostro�nie palec wok� brzegu musztard�wki z winem. Nast�pnie podni�s� go do ust i obliza�. � Dobry rocznik. � To kurwa. Sandro m�wi� mi o niej � odezwa� si� pierwszy, spluwaj�c. Zrobi� kilka niepewnych krok�w. M�czyzna z musztard�wk� zbli�y� si� do niego. � Na pewno istnieje jaki� m�drzejszy spos�b na sp�ukanie si� z forsy ni� wizyta u Cuvo. Sam zobaczysz! � Odwr�ci� si�. � Sebastiano! Co ty tam do diab�a robisz? � Szczam � wymamrota� trzeci, podpieraj�c si� jedn� r�k� o mur tawerny. Drzwi zatrzasn�y si� znowu, po�ykaj�c wydostaj�ce si� na zewn�trz �wiat�o i odg�osy. � Cz�owiek czasami musi si� wyla�, nie? M�czyzna z musztard�wk� za�mia� si�. � Wypi� i wyszcza� � zanuci�. � Tak si� oto traci fors�... � Idziemy do Cuvo � zaproponowa� ponownie pierwszy. � No dalej, chod�cie! Ruszy� chwiejnym krokiem w poprzek placu, ci�gn�c za sob� m�czyzn� z musztard�wk�. Sebastiano, wci�� oparty o �cian�, z upodobaniem przygl�da� si� ka�u�y. Po chwili oderwa� si� od muru, przebieg� kilka krok�w, lecz zaraz zapl�ta� si� w swoje hajdawery. Nagle obok z mroku wy�oni�a si� ciemna posta�. Jaka� szorstka, obmierz�a �apa zacisn�a palce na jego nadgarstku. Pr�buj�c si� wyrwa�, straci� r�wnowag�, lecz �apa nie pozwoli�a mu upa��. Sebastiano skamla�, staraj�c si� jednocze�nie po omacku dosi�gn�� woln� r�k� marynarskiego no�a do przecinania lin, schowanego gdzie� z ty�u za pasem, ale to co� ostrzej zaatakowa�o, kr�puj�c drugie rami�. Sta� si� wi�niem cienia ludzkiej postaci, kt�rej peleryna ocieka�a kroplami deszczu spadaj�cymi na bruk. � Czego chceeesz? � zaj�cza�. � Ja nie mam forsy. M�j kompan... m�j kompan tam... � Pr�bowa� wskaza� r�k� na drug� stron� placu, lecz ta ledwo drgn�a. � On ma moj� sakiewk�! Ciemna posta� warkn�a niewyra�nie co�, czego pijany marynarz nie by� w stanie zrozumie�. Jeszcze raz pr�bowa� wyrwa� si� z u�cisku, ale r�ce mia� jakby w kajdanach. Napi�cie wzrasta�o. Sebastiano wi� si� z b�lu. � Czego chcesz? Aaa... Santa Maria! Dostrzeg� oczy skryte w cieniu kaptura, a jego nogi zacz�y si� powoli ugina�, a� w ko�cu pad� na kolana przed ociekaj�c� wod� postaci�. Stworzenie zapyta�o ponownie � tym razem prawie je zrozumia�, lecz jego serce bi�o tak szybko, i� wydawa�o mu si�, �e p�knie. Nie by� w stanie skupi� my�li. W ko�cu us�ysza� co�, co brzmia�o jak imi� wypowiedziane dwa razy. Ze strachu ca�kiem wytrze�wia�; bezpieczna pobliska tawerna, gdzie siedzieli jego towarzysze, wydawa�a si� teraz beznadziejnie daleka. Sebastiano zadr�a�, po czym przem�g� si� i powt�rzy� imi�, kt�re s�ysza�. Mia�d��cy u�cisk na jego r�kach przybra� na sile i marynarz zacz�� si� obawia� o wytrzyma�o�� swych ko�ci. Zrozumia�, �e powiedzia� co� nie tak. Dzieci�ce modlitwy, b�agalne pro�by o cisz� na morzu wirowa�y w jego g�owie. Po chwili napi�cie opad�o. Sebastiano podni�s� wzrok i dostrzeg� oczy, w kt�rych odbija�o si� �wiat�o pochodni. W�r�d mroku spowijaj�cego reszt� twarzy, l�ni�y nieruchome niczym wisz�ce nad moczarami ogniki. Mara spojrza�a mu w oczy, po czym podnios�a g�ow� w oczekiwaniu, �e si� odezwie. � Tam. � Sebastiano obr�ci� g�ow� w kierunku majacz�cej w oddali ciemnej bry�y zwie�czonej strzelistymi basztami. � Wszyscy to wiedz� � be�kota�. � Wszyscy! Tam. W zamku. Stw�r pu�ci� jedn� r�k� marynarza i podnosz�c swoj�, wykrzywion� i zdeformowan�, wskaza� palcem na Castel Nuovo. � Tak � dysza� Sebastiano, wci�� czuj�c dotyk jego palc�w na swoim ciele � Tam! Tam! � pokiwa� lekko g�ow�. Po chwili by� ju� sam. Trz�s� si�. Nie mog�c usta� na nogach, opar� si� o kamienn� �cian�. P�aka�. Z chwil�, gdy otworzy� wahad�owe drzwi tawerny, narazi� si� na drwiny ze strony towarzyszy rejsu. � My�leli�my ju�, �e poszed�e� do Cuvo z tym starym bufonem! � krzykn�� jeden. � A mo�e zgubi�e� drog�? Sebastiano chwiejnym krokiem zbli�y� si� do ognia i usiad� na �awie obok. Dr��c, gapi� si� na sine odciski palc�w na swoich br�zowych od s�o�ca ramionach. Jego wystraszona, nieobecna twarz sprawi�a, i� w tawernie raptem ucich�o. Oderwa� wzrok od posiniaczonych r�k i zapatrzy� si� w blask ognia, jak gdyby by� sam w ca�ej tawernie. �zy na jego policzkach wysycha�y szybko w �arze p�omieni. � Spotka�em dzisiaj diab�a � powiedzia� chrapliwie. � Bo�e! Ratuj... Jego oczy by�y ��te... i cuchn�� jak ryba. ZAMEK Noc zagnie�dzi�a si� w szczelinach kamiennych mur�w bramy zamkowej. By�o ch�odno i wietrznie. Wartownicy, owini�ci w peleryny, rozmawiali szeptem, podpieraj�c si� o halabardy. Kiedy zzi�bni�ci schronili si� w bramie, z ciemno�ci wy�oni�o si� wielkie, czarne jak aksamit widmo, kt�re w okamgnieniu wdrapa�o si� na zanikowy mur, w miejscu, gdzie baszta styka�a si� z bram�. Po chwili wspi�o si� jak paj�k na jej �uk, pod kt�rym w dole stali trz�s�cy si� z zimna stra�nicy. Jego szponiaste palce zacisn�y si� kurczowo na milcz�cych g�owach p�askorze�b. Tajemnicza posta� zacz�a si� znowu podci�ga�; jej mi�nie kurczy�y si� i napina�y, palce i stopy szuka�y punkt�w zaczepienia w zag��bieniach wypuk�ych ornament�w, ob�apiaj�c szlachetne, kamienne twarze �wi�tych i wojownik�w. W ko�cu dotar�a na sam szczyt sklepienia i stan�a na kraw�dzi. Jej peleryna falowa�a na wietrze, mieni�c si� w �wietle ksi�yca. Stworzenie zastyg�o w bezruchu i spojrza�o na g��wn� wie�� Castel Nuovo. W jego sylwetce, w kszta�cie jego olbrzymich i mocnych r�k, w zgarbionych ramionach, mo�na by�o doszuka� si� cech ma�py. By�o co� zwierz�cego w tym, w jaki spos�b si� pochyla�o, sztywne i zdeterminowane jak drapie�na bestia tropi�ca sw� ofiar�. Okna wie�y, w kt�rych pali�y si� �wiat�a, przypomina�y dwoje niewidz�cych oczu. Nikt bowiem nie zauwa�y�, jak cie� skulonej postaci powoli zacz�� opuszcza� si� po murze na zamkowy dziedziniec. SCENA RODZINNA � Giulietto! Nie chc� ju� o tym wi�cej s�ysze�. Taka jest wola twojego ojca i nic na to nie mog� poradzi�. Le�a�a na �o�u w jedwabnej koszuli nocnej; nie mia�a jednak zamiaru zasypia�. Na jej szczup�ej, poci�g�ej twarzy, miejscami zapadni�tej i pooranej zmarszczkami, malowa�y si� �lady prze�ytych zmartwie�. Jej cienkie palce �ciska�y kurczowo pled. Obok ��ka nerwowo kr��y�a dziewczyna, w�a�ciwie ju� kobieta, kt�rej pukle ciemnych w�os�w rozpuszczonych do snu, falowa�y jak grzywa dzikiego konia na wietrze. � Jestem prawie najm�odsza z rodze�stwa, mamo � jej dziecinny, s�odki g�os przybra� ton pe�en gniewu i �alu. � Wyda�a� za m�� dwie c�rki, zatem Neapol b�dzie mia� swojego dziedzica. Dlaczego wi�c i moje �ycie ma wygl�da� podobnie? � Ale� on jest zdolnym m�odzie�cem i ca�kiem przystojnym. Dobry Bo�e! G�owa mi p�ka! Prosz� ci�, Giulietto, tw�j ojciec dok�adnie to przemy�la�... � Ojciec zastanawia si� tylko nad tym, co jest wygodne dla niego, a nie dla mnie! Co mnie obchodzi m�ody Ursino czy ktokolwiek inny z jego rodziny! Kobieta na ��ku ci�ko westchn�a. � Jak mo�esz tak m�wi� o swoim ojcu! � Jej g�os dr�a�. � �wiat nie zmieni� si� jeszcze tak bardzo... �eby c�rki mog�y bezkarnie obra�a� swoich rodzic�w � przerwa�a na chwil� i spojrza�a na swoje wysmuk�e, zaci�ni�te na narzucie d�onie � kara oczywi�cie powinna pochodzi� od Boga. Grzechem jest szydzi� z w�asnego ojca, kt�ry ci� kocha i troszczy si� o ciebie. � Nie do wiary! Naprawd�? Ju� nawet nie pami�tam, jak wygl�da, tak rzadko tu bywa... � Zawaha�a si� przez chwil�. � Dziwi� si�, i� jeszcze nie zapomnia�a�, �e masz m�a. � Giulietto! Gdybym ja powiedzia�a kiedy� co� takiego o moim... Wszystko jedno... takie rzeczy...! Dziewczyna zatrzyma�a si�. Zaciskaj�c pi�ci, otworzy�a ponownie usta, jak gdyby szykowa�a si� do kolejnej butnej przemowy. Zadr�a�a jednak i rzuci�a si� gwa�townie na �o�e. Wcisn�a g�ow� w po�ciel, przytuli�a si� do matki i wybuchn�a p�aczem. � Dusz� si�! �ni mi si�, �e grzebi� mnie �ywcem! Koszmar! Nie chc� wyj�� za m�� za Renato Ursina! O mamo! Jestem taka nieszcz�liwa! Kobieta wyci�gn�a r�k� i czule dotkn�a ciemnych w�os�w c�rki. � Ale co ci� tak martwi, kr�liczku? Prosz� ci�, powiedz. M�wi� o nim, �e ma �agodne usposobienie. A dzi�ki temu, �e mieszka niedaleko, b�dziesz blisko tych, kt�rych kochasz. � O to w�a�nie chodzi! Niczego jeszcze nie widzia�am, niczego nie dokona�am! A teraz zamieszkam w domu Ursina wraz z jego rodzin�, b�d� mie� dzieci... potem si� zestarzej� i umr�. Matka dziewczyny, zdziwiona, skrzywi�a si� w bolesnym u�miechu. � Ale�, kochanie! �ycie oferuje o wiele wi�cej ni� to, o czym m�wisz. Wychowanie dzieci nie jest niczym strasznym. Moje �ycie niewiele by znaczy�o, gdyby nie ty, moja droga, i reszta mojej gromadki. � Ale ty, zanim wysz�a� za m��, mia�a� co� z �ycia. Ja niczego dot�d nie pozna�am! Ja si� tu dusz�! � S�owa Giulietty, t�umione przez po�ciel, wyra�a�y cierpienie. � To, co wiesz o moim dzieci�stwie, jest wielk� przesad� i wprowadza ci� w b��d. Cz�sto bardzo si� ba�am... Dziewczyna podnios�a zap�akan� twarz, a jej oczy b�ysn�y rado�nie. � Tak bardzo chcia�abym si� czego� ba�! Dziadek zabra� ci� w rejs po oceanie. Widzia�a� Nowy �wiat! Ja umr� tutaj, po�r�d tych samych twarzy, kt�re codziennie przychodzi mi ogl�da�, w ponurym i plotkarskim Neapolu. Nag�e pukanie do sypialnianych drzwi przerwa�o rozmow�. Jedna z dam dworu zajrza�a do �rodka. Zaraz jednak cofn�a si�, by ust�pi� miejsca starszej kobiecie, nios�cej na r�kach ma�ego ch�opca. � Przepraszam, wasza wysoko��. � Zatrzyma�a si� na chwil� i spojrza�a surowym, wymownym wzrokiem na Giuliett�. � Wiem, �e woli pani przebywa� sama wieczorem w sypialni, ale on nie mo�e spa�, ma koszmary. Wci�� o pani� pyta. � Dobrze, Francesco. Dama odda�a dziecko matce. Ch�opiec zmru�y� oczka. W�osy na jego jasnej g��wce by�y potargane i spocone. � Co si� sta�o, m�j malutki Cezarze? � spyta�a, g�aszcz�c go delikatnie po rozpromienionej twarzyczce. � Dlaczego wszystkie moje kurczaczki s� takie niespokojne dzisiejszej nocy? � Pan, pan. � Cezar wymachiwa� swoj� t�u�ciutk� r�czk�. � Wydaje mu si�, �e zobaczy� m�czyzn� w oknie � stwierdzi�a czule piastunka. � Ca�y czas wyci�ga r�czki i p�acze. � Biedne ma�e stworzonko, co� z�ego musia�o ci si� przy�ni�. � Matka ca�owa�a �lady �ez na policzkach ch�opca. � Cezarze, nikogo nie ma za oknem. Jeste�my wysoko nad ziemi�! � Zanuci�a ko�ysank� i po chwili zwr�ci�a si� do Franceski: � Zdaje mi si�, �e usn��. Giulietta podnios�a si�, ukradkiem ocieraj�c �zy. Spojrza�a z�owrogo na piastunk�, a po chwili na matk�. � Spa�by dobrze, gdyby si� tak nie objada� s�odyczami. � Tak � przytakn�a z u�miechem matka, nie zwracaj�c uwagi na nieprzyjemny ton Giulietty. � W istocie jest troch� rozpieszczony. Biedne ma�e stworzonko. � Prosz� spojrze�, wasza wysoko��, zasn��. Jak wiele znaczy ciep�o matki � stwierdzi�a piastunka z dum� alchemika, kt�remu uda�o si� w�a�nie dowie�� jakiej� uniwersalnej prawdy. � Ciep�o matki... Pani domu ju� mia�a zleci� piastunce dalsz� opiek� nad �pi�cym male�stwem, gdy niespodziewanie zwr�ci�a si� do c�rki: � W�a�ciwie to ty mog�aby� go zanie�� do sypialni, kochanie. On ci� tak bardzo lubi. Poza tym, powinna� sama si� ju� po�o�y�, kr�liczku. Giulietta spojrza�a z niezadowoleniem na matk�, ale wzi�a dziecko. � Chcesz raczej powiedzie�, �e to ty si� musisz po�o�y� � burkn�a. � Zaledwie godzin� temu zasz�o s�o�ce. Matka nie zaprzeczy�a. � Ju� wtedy by�am zm�czona. Zabierz go, Giulietto. Pom� Francesce u�o�y� go w ��eczku. To naprawd� wdzi�czne zaj�cie. Dziewczyna skrzywi�a si�, lecz trzymaj�c z nale�yt� trosk� dziecko lekko pochrapuj�ce z otwartymi usteczkami, pod��y�a za piastunk�. Przy drzwiach odwr�ci�a si�. � Nie p�jd� spa� tylko dlatego, �e mi ka�esz � szepn�a do�� g�o�no. � I nie po�lubi� Ursina! Matka pomacha�a jej na po�egnanie. � Prosz�, przeka� Amelii, �e k�ad� si� spa�. Kiedy zamkn�y si� drzwi i komnata opustosza�a, matka Giulietty, wzdychaj�c ci�ko, opad�a na poduszki. Po chwili obr�ci�a si� i zdmuchn�a p�omienie �wiec w kandelabrze stoj�cym na stole obok. Cienkie smugi dymu unios�y si� do g�ry. Blady ksi�yc zagl�da� przez okno tak, jak gdyby kto� namalowa� go na szybie. �OTR Dzwony ko�cielne wybi�y w�a�nie jedenast� i echo ostatniego uderzenia powoli s�ab�o, gdy drzwi do komnaty sypialnej otworzy�y si� cicho. Tajemnicza istota wtargn�a do �rodka, po czym gwa�townie pchn�a �elazne wrota, aby je zamkn��. Wszystko dooko�a l�ni�o czerwonym blaskiem �arz�cych si� w kominku w�gli. Posta� zbli�y�a, si� do �o�a i przez d�ugi czas, w bezruchu, obserwowa�a �pi�c� kobiet�. W ko�cu jej silne spojrzenie wyrwa�o ze snu kobiet�, kt�ra rozchyli�a powieki, rozgl�daj�c si� przez moment nieprzytomnie. Nagle przera�ona otworzy�a szeroko oczy. � Co...? � wykrztusi�a. � Kto...? Ciemna �apa wynurzy�a si� z fa�d peleryny i zakry�a jej usta. Pr�bowa�a j� oderwa�, ale nawet si�� obydwu r�k nie by�a w stanie uwolni� si� od zaci�ni�tych na jej twarzy palc�w. Zjawa pochyli�a si�. Oczy kobiety sta�y si� jeszcze bardziej okr�g�e, a obronne ruchy, kt�re wykonywa�a, przybra�y na sile. � Puszcz� ci� � odezwa� si� przybysz dziwnie niskim g�osem z mediola�skim akcentem. �adne kobiece gard�o nie zrodzi�oby tak g��bokiego charkotu. � Puszcz� ci� � powt�rzy� g�o�no, jak gdyby nie ba� si�, �e kto� go us�yszy. � I mo�esz sobie krzycze� tak g�o�no, jak tylko potrafisz. Ale je�eli kogo� zbudzisz, cho� w�tpi�, by kto� w pobli�u m�g� ci pom�c, wydasz na siebie wyrok. � Szybkim ruchem schowa� pod peleryn� czarn�, w�ochat� �ap�. Kobieta skuli�a si� i wcisn�a w poduszki, aby tylko znale�� si� jak najdalej od nieznajomego. � Jeste� z... Mediolanu? � wykrztusi�a z trudem, gdy� brakowa�o jej powietrza. Za�mia� si�, lecz �miech ten by� pe�en b�lu. � Co, rozpoznajesz sw� rodzinn� mow�, ale mnie sobie nie przypominasz, Mirando? My�l�, �e nie powinienem by� tym zaskoczony. Zsun�� kaptur, ukazuj�c sko�tunione w�osy na wysuni�tej nienaturalnie g�owie, osadzonej nisko na kr�tkiej, mocnej szyi i karykaturalnie umi�nionych ramionach. Jego sk�ra by�a zrogowacia�a i spalona od s�o�ca. Pod g�stymi, nastroszonymi brwiami l�ni�y przera�liwie ��te, sowie oczy. Miranda zakry�a twarz trz�s�cymi si� r�kami. � Kaliban...? Za�mia� si� szorstko, klasn�� w d�onie tak g�o�no, jak gdyby kto� wystrzeli� z muszkietu, po czym ukazuj�c du�e, krzywe z�by, wykona� dziwny taniec, podskakuj�c niczym ma�pka miejscowego w��cz�gi. � A wi�c pami�tasz? Przetrwa�em! Istniej� jako wspomnienie! � przerwa� i pochyli� si� nad ni�. � Jako mara... Miranda wstrz��ni�ta pokiwa�a g�ow�. � Ale dlaczego... dlaczego ty... po tylu latach...? � Dlaczego tu jestem? � U�miechn�� si� szyderczo. � Dlaczego? Oczywi�cie, by ci� zabi�. � Roz�o�y� r�ce, jakby mia� zamiar oklaskiwa� sw� udan� pr�b� zastraszenia. � Dalej, krzycz g�o�no, tak �eby zatrz�s�y si� mury, a tw�j koniec nast�pi szybko! Je�li za� �ycie jest ci drogie i nie chcesz go straci�, to radz� ci, sied� cicho i korzystaj z chwil, kt�re ci jeszcze zosta�y. Mirandzie zapar�o dech w piersiach. � Naprawd� chcesz mnie zabi�? Kaliban zbli�y� si� do niej. � Powoli i nie w taki prosty spos�b, moja kr�lowo. Mog�em ci� zabi� we �nie, gdybym chcia�, zdmuchn�� tak �atwo jak ty co wiecz�r �wiec�. Wyrwa� gwa�townie �wieczk� z kandelabru stoj�cego obok �o�a, podszed� do kominka i zapali�, przyk�adaj�c do roz�arzonych w�gli. Obr�ci� si�, trzymaj�c �wiec� przed sob�. �wiat�o uwypukla�o jego wysuni�te haki brwiowe. � Jeden ma�y ruch i zapadnie ciemno�� � powiedziawszy to, zdmuchn�� p�omie�. � Ale to mi nie odpowiada; tak by by�o zbyt szybko. Wiele wysi�ku w�o�y�em w to, aby tu dotrze�, Mirando. Mo�na �mia�o powiedzie�, �e by�y to czyny heroiczne. Podr�owa�em w �adowniach statk�w �mierdz�cych ryb�, pe�nych wilgoci i szczur�w. Przep�yn��em wiele mil zanurzony w lodowatej wodzie pe�nej rekin�w. Nara�a�em si� na niebezpiecze�stwo ze strony walcz�cych ze mn� mieszczan. Tak, heroizm to chyba by�oby w�a�ciwe s�owo... je�li kiedykolwiek narodzi�by si� drugi taki �bohater�, r�wnie ohydny i m�ciwy jak ja. Musimy zwa�a� na to, co m�wimy; s�owa s� najwa�niejsze. Tak naprawd� to w�a�nie one mnie tu przywiod�y. � S�owa? � Miranda wyprostowa�a si�. � Nie rozumiem. � Nie? Mam ci co� do przekazania. � Chwyci� j� za nadgarstek. � Tw�j ojciec nie �yje. Wstrz�sn�a g�ow� � jego mocny u�cisk sprawia� jej b�l. � Ju� pi�� lat. To �adna nowina. � Dla mnie tak � warkn��, wykrzywiaj�c w grymasie usta. � Dwadzie�cia lat �y�em w n�dzy i w��czy�em si� po bezludnej wyspie bez �adnej nadziei. Dwadzie�cia ponurych lat. Jedyne, o czym wtedy marzy�em, to doczeka� dnia, w kt�rym odnajd� twojego ojca i zwr�c� to, co jestem mu winien. W ko�cu uda�o mi si� wydosta� z wyspy, co nie by�o takie proste, Mirando, i przyby�em do Mediolanu. Ale on nie �yje! Prospero nie �yje! Kto m�g�by przypuszcza�, �e m�j zagorza�y prze�ladowca zestarzeje si� i umrze jak zwyk�y �miertelnik? Nawet si�a mojej za�artej nienawi�ci nie jest w stanie przywr�ci� mu �ycia. Oszuka� mnie. � Zacisn�� mocniej palce. � Ale zosta�a� jeszcze ty. � Oszuka� ci�? To znaczy pozbawi� ci� mo�liwo�ci zemsty? � Tak, tak w�a�nie. Odebra� mi szans� u�ycia s��w, kt�rych mnie nauczy�, w wa�nej dla mnie sprawie. Pozbawi� mnie tej jednej, jedynej godziny, w kt�rej us�ysza�by po raz ostatni o mojej krzywdzie. To ostateczna zdrada. Niech ogie� trawi jego dusz� w piekle, je�eli to miejsce istnieje. Ze wszystkich s��w, kt�rych mnie nauczy�, te jedynie nie s� k�amstwem. Niech dusza jego si� sma�y. Miranda uczyni�a znak krzy�a. Kaliban roze�mia� si�. � Powinna� teraz zwa�a� na swoj� dusz�, pi�kna Mirando. � A wi�c mnie zabijesz? � Nie wydajesz si� tym przera�ona. Czy twoje �ycie jest a� tak beznadziejnie nieszcz�liwe? � Zmru�y� oczy i u�miechn�� si�. � Aa... spogl�dasz w kierunku drzwi. My�lisz, �e stra� przyjdzie ci z pomoc�? Niestety, stary Somnambulo, bo chyba tak brzmi jego imi�, �pi teraz g��biej ni� zazwyczaj. M�g�bym przej�� obok niego gwi�d��c, gdybym chcia�. Da�em mu szturcha�ca w ty� g�owy; do rana na pewno si� ocknie. Wiem te�, o kt�rej zjawi si� jego zmiennik i kto nim b�dzie. Obserwowa�em wszystko przez trzy dni. Znam rytm �ycia tego domu prawie tak dobrze jak rytm przyp�yw�w na pla�ach mojej wyspy... naszej wyspy. � To ciebie widzia� Cezar! Kaliban u�miechn�� si� nieszczerze. � Ten tw�j rozpieszczony dzieciak. Ciekawe na jakiego cz�owieka by wyr�s�, gdyby dane mu by�o wie�� �ycie podobne mojemu: kiedy nie otacza ci� przepych, nikt ci nie dogadza, a twoj� matk� nie jest taka wspania�a dama jak ty. � Nie skrzywdzisz go! � Pr�bowa�a wyrwa� si� z u�cisku, ale by�a zbyt s�aba. Gdy wyczerpana podda�a si�, Kaliban pu�ci� jej r�k�. Na jej nadgarstku odcisn�� si� fioletowy �lad. � To ciebie szuka�em, Mirando � m�wi�, jak gdyby czu� si� lekko ura�ony. � Twojemu ojcu uda�o si� uciec przed sprawiedliwo�ci�, a wi�c ty b�dziesz t�, kt�ra us�yszy moje s�owa. � S�owa... Ty ca�y czas m�wisz... � Tak. S�owa s� darem, kt�ry otrzyma�em od twojego ojca. S� przekle�stwem, kt�re zrujnowa�o moje �ycie, przemieniaj�c je w n�dzny i ubogi �ywot. Jeszcze kilka godzin do zmiany stra�y. Ba... to jak wieczno��. To b�d� moje godziny, Mirando. Teraz otrzymasz swoje s�owa z powrotem; zanim ci� zabij�, us�yszysz moj� opowie��... i dowiesz si�, co uczyni�a�. � Ale... � Cisza! � rykn�� tak g�o�no, i� obydwoje zastygli na moment w oczekiwaniu, a� zamilknie echo. Kaliban u�miechn�� si� pod nosem. � Widzisz? Nie ma nikogo, kto m�g�by nam przeszkodzi�. Stra�nik le�y nieprzytomny, wszyscy mieszka�cy dworu �pi�. Tw�j ma��onek przebywa w innym mie�cie, co nie jest, jak s�ysza�em, niczym nowym. Nie w�tpi�, �e w�a�nie popisuje si� swoj� w�adz� przed najbardziej oczarowanymi nim poddanymi. � Wyszczerzy� z�by. � Prawd� m�wi�c, Mirando, nikt nie jest sam dzisiejszej nocy. Twoja dama dworu, Amelia, jest ze swoim kochankiem, jednym z waszych �o�nierzy. My�l�, �e przymykasz na to oko... m�odzie�cza mi�o�� to wspania�e uczucie, prawda? My dwoje tak�e jeste�my par�. Wi�c b�dziesz s�ucha�, bo inaczej moje �apy pomog� ci si� skupi�. � Sta� nad ni�; pot�ne, przera�aj�ce widmo z b�yszcz�cymi oczami. � Pos�uchaj, Mirando. Zanim ci� zniszcz�, us�yszysz tajemnice mojego serca. I zanim pogr��� ci� wieczne ciemno�ci, b�dziesz ju� wiedzia�a, co mi uczyni�a�. Pos�uchaj... Cz�� druga Opowie�� �otra USTA PE�NE S��W Co powinienem ci powiedzie�, Mirando � teraz, gdy nadesz�a ta chwila. O czym opowiedzie�? Jak? Od czego zacz��? Przez d�ugi czas moje usta nie wypowiedzia�y s�owa, ale teraz chc� wyrzuci� je wszystkie z siebie. Nie potrafi� d�u�ej ich skrywa� i to ty b�dziesz musia�a stawi� im czo�o. Nie mog� ci obieca�, �e nie zmia�d�� ci� one swoj� si��. Czy rozumiesz? To jedna z g��wnych zbrodni, o kt�re oskar�am ciebie i twojego ojca... przede wszystkim twojego ojca. To mia� by� dar, tak wtedy o tym my�la�em. Ofiarowali�cie g�odnemu wspania�y, b�yszcz�cy owoc: nauczyli�cie mnie, �e wszystko dooko�a ma swoje imi�. Dosta�em w prezencie s�owa... j�zyk. Ale owoc ten by� zatruty; owo nazywanie rzeczy... �w j�zyk nauczy� mnie k�amstwa. Pr�no��, podst�p, kuglarstwo � widzisz! Teraz te� potrafi� to wykorzystywa�. Nie ma rw�cego potoku wody, jest tylko to, o czym teraz powiem. Rzeka jest rzek�. Jest mokra, g�o�na; jest domem dla ryb i wir�w, dla unosz�cych si� nad ni� much i chrz�szczy. I tak naprawd� nie sk�ada si� ze s��w. W wielkiej mierze jej pi�knem jest w�a�nie to, i� nie ma w niej ani jednego s�owa. Jednak tw�j ojciec zasia� z�o, jakim jest j�zyk... Sama by�a� �wiadkiem! Wci�� jestem wi�niem jego k�amliwych por�wna�: �Wpierw nazwij, p�niej zastan�w si�, co to wszystko znaczy�. Przed waszym przybyciem �y�em w �wiecie pewnych, niepodwa�alnych prawd, Mirando. Tobie podobni nazywaj� taki �wiat �bestialskim�, ale ja nie mog� si� z tym zgodzi�. Dane mi by�o zobaczy� wasze miasta, ulice, dzielnice portowe pe�ne bladych, wiecznie zagonionych ludzi, kt�rzy wygl�daj� jak termity uwijaj�ce si� w p�kni�tym pniu drzewa. Tak st�oczeni, w ci�gu godziny wypowiadaj� tysi�ce ma�ych k�amstw, ��� ka�dym oddechem i spojrzeniem. Czy mog�aby� powiedzie�, �e moje odosobnienie i naturalno�� by�y czym� gorszym? Na mojej wyspie niew�tpliwie otoczony by�em rzeczami. Olbrzymia ska�a, g�ruj�ca nad pla�� by�a bezimienna, ale ja j� zna�em. Wiedzia�em, czym jest; �e mog� si� na ni� wspi�� i zobaczy� z niej bezkres oceanu. Ma�e br�zowo-��te jaszczurki uwi�y sobie na jej szczycie gniazdo. Mimo i� uciekaj�c przede mn�, chowa�y si� w szczelinach i zastyg�e w niemym strachu, czeka�y, a� odejd�, nigdy nie my�la�em o nich, �e s� w jakikolwiek spos�b bardziej �ywe od kamieni czy innych istot wy�szego rz�du. Nigdy te� nie pomy�la�em tak o sobie. One si� porusza�y, tak jak i ja si� porusza�em; ska�y za� nie. Czasem jednak przez ca�e popo�udnie zar�wno ja, jak i jaszczurki pozostawali�my w bezruchu � wi�c mo�e kiedy� i kamienie chodzi�y, pe�za�y czy nawet fruwa�y, a ja po prostu przeoczy�em ten moment. W moim umy�le ta olbrzymia ska�a by�a rzecz�, tak jak i by�a ni� ka�da z jaszczurek. Nigdy nie pr�bowa�em por�wnywa� ich z czymkolwiek innym. One po prostu by�y. Ja te� po prostu by�em. To, co znajdowa�em na wyspie, by�o po�ywieniem wtedy, gdy mog�em to zje��; by�o cieniem, gdy mog�em pod tym spa�. Pogoda nie by�a oddzielnym zjawiskiem, o kt�rym mo�na m�wi� jak o wojnie w jakim� odleg�ym kr�lestwie. Czasem na �wiecie by�o mokro i wietrznie, a czasem ca�a ziemia pra�y�a si� w nieustaj�cym skwarze. W�a�nie w taki dzie�, kiedy ca�y �wiat by� jak kamie� �arz�cy si� w p�omieniach, wspi��em si� na szczyt owej olbrzymiej ska�y i ujrza�em z�owrogie fatum. Czy by�em w stanie uciec przed tym, co mia�o sta� si� moim przeznaczeniem? Wyspa nie by�a du�a, ale na jej wzniesieniach by�o wiele os�oni�tych miejsc, gdzie m�g�bym si� zaszy� przynajmniej na rok. Gdybym tak zrobi�, mo�e wszystko postrzega�bym w inny spos�b. By�bym o rok starszy i mo�e nabra�bym poczucia odr�bno�ci; obserwuj�c � by�bym �wiadomy swojej inno�ci; ucz�c si� � mo�e wszystko rozumia�bym inaczej. Tak jak owe jaszczurki by�em przestraszony, ale przede wszystkim by�em sko�czonym g�upcem. I tak jak one ucieka�y, kryj�c si� wci�� w tych samych, w�skich szczelinach, tak i ja nie zrobi�em wiele, by ocali� siebie. Ukryty za poszarpanymi bry�ami ska�, obserwowa�em krocz�ce wzd�u� pla�y moje fatum. Od czasu �mierci mojej matki a� do owego dnia by�em panem tej wyspy, lecz w�a�nie wtedy zrozumia�em, i� dni mojej w�adzy s� policzone. Tw�j ojciec skazany na wygnanie musia� odczuwa� ten sam rodzaj bolesnej pora�ki � buntowniczy cios zadany znienacka i fataln� pomy�k� dostrze�on� zbyt p�no. Mimo i� tego do�wiadczy�, jego stosunek do mnie z biegiem czasu wcale nie zmieni� si� na lepszy. Dwie sylwetki: du�a i ma�a. Nie mog� powiedzie�, Mirando, �e widz�c ci�, od razu si� w tobie zakocha�em, cho� �a�uj�, �e tak si� nie sta�o. My�l�, i� by�em za m�ody. Wydaje mi si�, �e kiedy pojawili�cie si� na wyspie, mia�em dziesi�� lat. Nie jestem jednak tego pewien. Jeszcze zanim przyszed�em na �wiat, szansa na poznanie historii mojego dzieci�stwa i dnia moich urodzin przepad�a wraz z wyci�tym j�zykiem mojej matki. To prawda, �e by�em tob� zafascynowany, twoim ma�ym, zm�czonym cia�em, wilgotnymi w�osami, pomys�ow� sukienk� ze szmatek, ale to dostojny, pos�pny wygl�d twojego ojca sprawia�, i� w�osy stawa�y mi d�ba. Gdy go po raz pierwszy ujrza�em, przypomina� czarn� kolumn� na wybielonej s�o�cem pla�y, stoj�c� przy zacumowanej �odzi. Przez moment wydawa�o mi si�, �e owa ��d� jest t� sam�, kt�r� przyp�yn�a moja matka zes�ana na wysp�. By�o to jednak z�udzenie, gdy� dobrze wiedzia�em, �e po tamtej pozosta� tylko spl�drowany, zgni�y szkielet na drugim brzegu wyspy. Prospero. Czy kiedykolwiek wasz B�g objawi� si� swoim wyznawcom tak efektownie? Nigdy przedtem nie widzia�em doros�ego m�czyzny ani innej ludzkiej istoty, z wyj�tkiem mojej matki i w�asnego odbicia w stawach naszej wyspy. Tw�j ojciec, o wiele wy�szy ode mnie, sta� tak odziany w czarn� sukni�, w kt�rej zapewne piek� si� niemi�osiernie w ten upalny dzie�. Jakby dla potwierdzenia magicznego, nadprzyrodzonego majestatu, jego broda wydawa�a si� powleczona siwoczarnym szronem. Przypomina�a sopel lodu, taki sam, jaki czasem uda�o mi si� zobaczy� podczas najzimniejszych miesi�cy w najwy�ej po�o�onych miejscach wyspy, na jej ska�ach i li�ciach drzew. Jego wzrok by� r�wnie lodowaty, gdy przypatrywa� si� pla�y i gdy spogl�da� na ska�y, za kt�rymi ja, naiwny, pr�bowa�em si� kry�. Pod jego wielkimi brwiami l�ni�y ciemniejsze i bardziej jaskrawe od b��kitu nieba oczy. Wydawa� si� po prostu czym� z �elaza, czym� zimnym i twardym, czarnym i ostrym, podobnym do gwo�dzi, kt�re uda�o si� ocali� z naszej �odzi. Istot� z �elaza, i lodu. Ale chyba si� troch� zap�dzi�em. Widz�, �e jeste� zmieszana. Co� si� we mnie odblokowa�o, sta�em si� zbyt wylewny, a powinienem zachowa� umiar. Ka�da cz�� mojej historii ma w�asny, niepowtarzalny charakter. Aby� dowiedzia�a si� o tym, o czym ja wiem, aby� cho�by w najmniejszym stopniu zrozumia�a, co czuj�, musisz us�ysze� wszystko po kolei. Och, Mirando, jak ci�ko jest czeka�. Korek tkwi� w beczce dwadzie�cia lat; wino w �rodku zepsu�o si�, zamieni�o w ocet i ulatniaj�ce si� gazy. Ale musz� by� cierpliwy i stara� si� przedstawi� ca�� histori� jak nale�y. Musz� by� cierpliwy. Ty nie pami�tasz mojej matki, Sykoraks. Nie mo�esz jej pami�ta� � ud�awi�a si� o�ci� dwa lata przed waszym przybyciem na wysp�. Zrobi�a si� wtedy ca�a fioletowa i wyba�uszy�a oczy. Pami�tam j� nadzwyczaj dobrze. Przez wi�ksz� cz�� mojej m�odo�ci jej g�os by� jedynym, jaki zna�em, mimo i� w�a�ciwie tylko do mnie chrz�ka�a; zreszt� pod ka�dym wzgl�dem by�a jedyn� istot� do mnie podobn�. By�a jak wielkie s�o�ce zawieszone nad moim �wiatem i jak z�owieszczy ksi�yc, przed kt�rego blaskiem chowa�em si� dr��cy pod przykrycie z li�ci i ga��zi. Zanim tw�j ojciec pojawi� si� na niebosk�onie mojego rozumowania jako ciemna, przewodnia gwiazda, to w�a�nie ona by�a moj� jedyn� konstelacj�. Wielbi�em j�, ba�em si� jej, nienawidzi�em. Kocha�em j�, a� uczucie to wypali�o moje wn�trze. Ona by�a jedyn� istot�, kt�ra kiedykolwiek darzy�a mnie mi�o�ci�. Ta kobieta, nad�ta jak g�, by�a ob��kana i pe�na sprzeczno�ci. Potrafi�a przez ca�e popo�udnie z mozo�em obiera� i dr��y� �odyg� kopru, by wyja�ni� mi, w jaki spos�b pij� zielone latoro�le Boga. Zaraz potem dostawa�em po uszach. P�aka�em, a� w ko�cu czu�em si� winny zbytniej ciekawo�ci, zanudzania jej swoimi zachciankami, ci�gania jej za r�kaw, by zechcia�a zobaczy� kolejny cud, kt�ry w�a�nie uda�o mi si� odkry�. Czasem patrzy�a w niebo i �mia�a si� bezg�o�nie. Rysowa�a na piasku niesamowicie zawi�e obrazy, po czym szybko zamazywa�a je stopami. Moja sko�nooka, obdarzona d�ugim, ostrym nosem matka by�a czarownic�. Nie zna�em tego s�owa � nie zna�em �adnego s�owa do czasu, kiedy to tw�j ojciec zasia� we mnie te ma�e, twarde nasionka, jakimi s� s�owa � ale zna�em jej marzenia i wiedzia�em, �e nie jest taka jak inni. Matka musi by� dla dziecka uosobieniem si�y, posiada� tajemn� wiedz� o sztukach uzdrawiania i zgubnych kl�twach. Ale nie tylko ja, jej syn, postrzega�em j� w ten spos�b. Wygnali j�, wiesz o tym. Uciszyli na zawsze i wyp�dzili. Musia�a opu�ci� Algier. Nie ma w tym nic dziwnego: by�a przecie� czarownic�. Szczyci�a si� tym � czarn� magi�, kt�r� opanowa�a swoj� walk� w imi� tajemnej wiedzy, a s�siedzi, ze strachu odwracaj�cy od niej wzrok, utwierdzali j� w przekonaniu, i� jest kim� wyj�tkowym. To w�a�nie moc i s�awa s� najbardziej niebezpiecznymi przymiotami. Tw�j ojciec, Mirando, te� mia� okazj� si� o tym przekona�, prawda? One wzbudzaj� zazdro��, rodz� szepty podejrze�. Ci, kt�rzy obawiaj� si� ciebie, a zarazem staraj� si� zjedna� sobie, tylko czyhaj� na tw�j jeden nierozwa�ny krok, by ci� osaczy�, tak jak wilki starego, s�abego jelenia. Moja matka, pomimo swej bystro�ci i roztropno�ci pope�ni�a ten b��d. Wpad�a w pu�apk�. Zosta�a zdemaskowana, przewieziona w kibitce przez g��wny plac miasta i os�dzona przez burmistrza. To ludzie rozsiewaj�cy plotki doprowadzili do tego nieszcz�cia, lecz wszyscy oni wci�� si� jej bali. Tajemna sztuka odkupi�a jej krzywdy. Strach przed kl�tw�, kt�r� mog�aby rzuci� na �o�u �mierci, sparali�owa� mieszka�c�w. Dobrze wiedzieli, czego mog� si� obawia�. Dzi�ki zio�om zbieranym noc�, matka pomog�a kobietom zdoby� serca swoich przysz�ych m��w, obok kt�rych teraz sta�y. Farmerzy nabrali cia�a i si�y, jedz�c mi�so �wi�, kt�re matka wyleczy�a z choroby. Nawet sam burmistrz zawdzi�cza� swoje stanowisko potajemnej wizycie z�o�onej matce pewnej nocy � nast�pnego dnia jego poprzednik nie zdo�a� wywin�� si� �mierci. Hipokryci! Je�eli mog� by� z czego� zadowolony, to jedynie z tego, �e nie sp�dzi�em mojego dzieci�stwa w otoczeniu tych istot. Tak bardzo bali si� jej magicznych s��w i kl�tw, i� wypalili jej j�zyk roz�arzonym �elazem, ale to i tak by�o za ma�o. Obawiaj�c si�, �e mord nawet na niemej czarownicy mo�e wywo�a� plag� nieszcz��, w�o�yli j�, moj� brzemienn� matk�, do ��dki, zaci�gn�li na otwarte morze i pozostawili zdan� na �ask� fal. Tak, brzemienn�, oczekuj�c� dziecka, ale bez m�czyzny, kt�ry przyzna�by si� do ojcostwa. R�norakie pog�oski na temat domniemanego sprawcy przyczyni�y si� do tego, �e z�a s�awa mojej matki roznios�a si� daleko poza miejsce jej zamieszkania. �Je�eli B�g nad tob� czuwa, to pozwoli ci bezpiecznie dop�yn�� do jakiego� dalekiego brzegu�, powiedzia� z�o�liwy karze� burmistrza, siedz�cy na drugiej �odzi, gdy matka odp�ywa�a niesiona przez fale. Sk�d o tym wszystkim wiem, skoro moja matka nie mog�a m�wi�? Tw�j ojciec mi to wyjawi�. Wiedzia� wcze�niej o zes�aniu mojej matki, mimo i� dla niego by�a to plotka, jaka� nic nie znacz�ca historyjka, opowiedziana przez kupca � rybaka zimuj�cego w Mediolanie. I tutaj znowu dotyka mnie przekle�stwo twojego ojca. Wszystko, co wiem o mojej matce, o jedynej istocie, kt�rej na mnie zale�a�o, wszystko to przepuszczone zosta�o przez sito, jakim by� Prospero i jego przekl�ta mowa. Tak samo jest ze s�owami, kt�re teraz wypowiadam do ciebie z g��bi serca. To on odebra� mi przesz�o��, a zarazem przysz�o��. Zaprowadzi� do ciemnej nory, po czym zasypa� oba wyj�cia. Niech jego dusza sma�y si� i wije wiecznie! Ale nie zna� ca�ej prawdy. S� rzeczy, o kt�rych wiedzia�em, zanim us�ysza�em jego s�owa. Pewna cz�� historii mojej matki pozosta�a we mnie, a teraz zmuszony jestem j� zbezcze�ci� za pomoc� owej ska�onej mowy. Matka, pozostawiona na morzu, brzemienna � z nie narodzonym Kalibanem. Nasza ��d� dryfowa�a i dryfowa�a. Jaka� uczynna kobieta ukry�a w �odzi kilka ma�ych bochenk�w chleba i s�oik wody, co pozwoli�o mojej matce i, jak przypuszczam, mnie r�wnie�, utrzyma� si� przy �yciu, gdy tak tu�ali�my si� po oceanie. Na pocz�tku matka wykorzystywa�a koniuszek j�zyka do odprawiania czar�w � rzucania bezg�o�nych kl�tw, kt�re sprawia�y, i� chmury nad naszymi g�owami czernia�y i k��bi�y si� na brzegach, jednak po pewnym czasie nie starcza�o jej ju� si� na walk� za pomoc� zakl��. Po tygodniu mog�a jedynie le�e� na rufie �odzi, os�ania�a przed s�o�cem g�ow�, zakrywaj�c j� chust�. Czeka�a na pewn� �mier�. Jednak nie umar�a, Mirando. Dlatego zaistnia�em. Przeklnij wi�c swojego Boga za to, �e tak pokierowa� twoim losem, i� teraz b�dziesz musia�a rozsta� si� z domem rodzinnym. Ja przeklinam waszego Boga, czy cokolwiek innego, co mog�oby uzurpowa� sobie prawo do jego tronu za to, i� umie�ci� ciebie i twojego przekl�tego ojca w moim �yciu, wywo�uj�c w nim chaos i nieszcz�cie. Wyspa... moja wyspa... wygl�da�a z daleka jak brudna plama na horyzoncie. Matka dop�yn�a do niej, wyczo�ga�a si� z ��dki na brzeg, dotar�a do pla�y i znalaz�a tam, jak gdyby zasadzone przez jak�� my�l�c� istot�, drzewa daj�ce cie� oraz strumyk z wod� deszczow�, sp�ywaj�c� z pobliskich wzg�rz. To w�a�nie cie� i woda j� uratowa�y. Te dwie rzeczy tak�e mi pomog�y przetrwa� w jej brzuchu, mimo i� by�em zaledwie p�drakiem, nic nie znacz�c� p�otk�. Zastanawiasz si� pewnie, sk�d ja o tym wiem, skoro tw�j ojciec nie zna� tych historii. Nauczy� mnie r�nych rzeczy � kilku prawd i wielu k�amstw � ale nie by� pierwszym, kt�ry wpaja� mi sw�j katechizm. Nauczy�em si� wiele, le��c na kolanach mojej matki, i mimo i� nie by�o w tej nauce s��w, to wci�� pami�tam jej wyobra�enia i my�li, jakie k�ad�a mi do g�owy. Nigdy si� do mnie nie odezwa�a, czasami tylko co� chrz�kn�a. Najbardziej utkwi�y mi w pami�ci jej usta, kt�re przypomina�y kieszonk�, nigdy prawie nie otwieran�. Pozosta�y r�ne obrazy. Opowiem ci o nich p�niej. Zanim przyszed�em na �wiat, matka nabiera�a si� w otaczaj�cym j� nowym �wiecie, jedz�c owoce, kraby i owe nieszcz�sne ryby. To samo spo�ywali�my w ci�gu ca�ego mojego dzieci�stwa. Na wyspie znajdowa�o si� wszystko, czego by�o nam trzeba; wszystko w zasi�gu r�ki. Jak tylko nauczy�em si� stawia� pierwsze samodzielne kroki, zaraz rozpocz��em poszukiwania kolczastych owoc�w w zielonej �upinie, s�odkich rajskich fig lub owych czerwonych woreczk�w, wype�nionych sokiem, kt�re tw�j ojciec nazywa� �jab�kami-osami�. Znalezienie i zerwanie ich by�o r�wnie proste jak podniesienie z ziemi ziarenka piasku. Ucztowa�em wi�c, wyrzucaj�c jedynie pestki i kamyki. W ci�gu kilku miesi�cy wszystkie gaje owocowe i drzewa odradza�y si� na nowo. Jad�em, kiedy by�em g�odny, spa�em, kiedy by�em zm�czony, a zapominaj�c o fanaberiach mojej matki, czu�em si� wolny i beztroski jak �adne inne stworzenie. Nie mia�em imienia, podobnie jak moja matka. Tw�j ojciec powiedzia�, i� nazywano j� Sykoraks, lecz imi� to zawsze b�dzie brzmie� dla mnie obco. Matka nie mog�a wo�a� na mnie �ch�opcze� czy cho�by �ty�. By�o jednak pewne spojrzenie, kt�re znaczy�o �chod� tutaj�, kiwni�cie r�k� lub chrz�kni�cie, podobne do tego, jakie wydaje locha ryj�ca w ziemi. Do czasu przybycia twojego ojca �w odg�os stanowi� co� w rodzaju mojego imienia. Zupe�nie mi to wystarcza�o. Istnia�em i zdawa�em sobie z tego spraw�. Kt� inny, jak nie ja, ogl�da� na ska�ach jaszczurki, gdy matki nie by�o w pobli�u? Kto, jak nie ja, zjada� owoce, kt�rych ona nie zjad�a, kto wspina� si� na drzewa, na kt�re ona, wytrwa�a, lecz krucha, nie by�a w stanie si� wspi��? Do kogo, jak nie do mnie kiwa�a r�k� Sykoraks? Istnia�em i nie potrzebowa�em s��w, kt�re by�yby tego dowodem. Odwrotnie ni� ca�y ten kapry�ny mot�och �pi�cy lub snuj�cy si� teraz pod nami po Neapolu, przypominaj�cy r�j jednakowych os, gnie�d��cych si� w szczelinach wielkiego ula. By�em ma�y, ale za to jedyny w swoim rodzaju. O ile matka by�a dla mnie Bogiem, o tyle ja jej jedynym wyznawc�, co by�o nader wa�ne � jaki bowiem po�ytek jest z boga, kt�rego nikt nie wielbi? Zobaczy�em olbrzymie ko�cio�y Neapolu. Mimo i� s�ysza�em o nich od twojego ojca, widzia�em rysunki w jego ksi��kach, to nie mog�em uwierzy�, �e tak wysokie budowle mog� naprawd� istnie�. Teraz wierz�... ale wci�� nie rozumiem. Je�li wasz B�g jest wsz�dzie, je�li ca�y czas was obserwuje, to dlaczego ludzie wznosz� budowle, do kt�rych udaj� si�, by go wielbi�? My�l�, �e maj�c do czynienia z wszechobecnym i wszystkowidz�cym Bogiem, potrzebne jest raczej miejsce, gdzie mo�na by si� przed nim schowa�. Ja musia�em znale�� takie miejsce na mojej wyspie. Matka, b�d�c moim bogiem, cz�sto stawa�a si� zawistnym b�stwem. Tak jak wi�zy krwi nie stanowi�y dla niej wystarczaj�cego powodu, by zainteresowa� si� moj� osob�, gdy po prostu nie mia�a na to ochoty, tak �aden op�r i skargi nie uchodzi�y jej uwagi, mimo i� bardzo tego chcia�em. Niewa�ne czy jad�em, czy spa�em, czy te� wypr�nia�em si�, je�eli matka wzywa�a mnie, musia�em przyj�� i to jak najszybciej. Gdy wydoro�la�em, wydawa�o mi si�, �e istnieje niezliczona liczba rzeczy, kt�rych nie potrafi� zrobi�; zachowa�, kt�rych nie znam; min, kt�rych nie potrafi� przybiera�. Matka bi�a mnie, gdy j� denerwowa�em, ale pow�d, dla kt�rego wpada�a w z�o��, rzadko by� dla mnie oczywisty. Innym razem bra�a mnie na r�ce, �ciska�a kurczowo, mamrota�a co� po swojemu, jak gdybym by� jedynym lekarstwem, kt�re nie pozwoli jej sercu wyrwa� si� z piersi. Czy m�wi�em ci ju�, jak bardzo j� kocha�em? Tak bardzo, �e nawet kary cielesne nie by�y w stanie tego zmieni�. Oczywi�cie by�y chwile, w kt�rych nie mog�em jej znie��, jak gdyby moja wielka mi�o�� do niej by�a przepa�ci� rozwieraj�c� si� pod stopami, kt�ra gotowa jest mnie poch�on��. Im by�em starszy, tym g��d niezale�no�ci stawa� si� coraz bardziej dokuczliwy. Gdy znika�em rano i nie by�o mnie przez ca�y dzie�, wiedzia�em, �e dostan� klapsa, ale tylko jednego. Gdybym za� tak pozosta� u jej boku, by�bym nara�ony na pewn� liczb� niespodziewanych cios�w, a tak�e na r�wnie nieprzyjemne oznaki jej unieszcz�liwiaj�cej mi�o�ci. Jednak matka zna�a wysp� tak samo dobrze jak ja. Nie wystarcza�o znale�� si� poza zasi�giem jej wzroku � gdyby tak by�o, kilka drzew czy ska� spe�nia�oby dobrze funkcj� schronienia. Musia�em wi�c ucieka� tam, gdzie nie by�a w stanie mnie dojrze� i gdzie nie dochodzi�y do mnie odg�osy jej chrz�kania. Mia�a jednak w sobie co� magicznego, co�, co by� mo�e maj� wszystkie matki, ale ja o tym nie wiem � gdy przebywa�o si� blisko niej, czu�o si� potrzeb� bycia pos�usznym. Na wyspie by�o jedno szczeg�lne miejsce, kt�re przykuwa�o moj� uwag� � dolina. Po�o�ona niezbyt daleko od chaty, w kt�rej mieszka�em z matk�, otoczona pier�cieniem wzg�rz, by�a jednym z nielicznych miejsc, do kt�rych nigdy razem nie dotarli�my � Jedyna droga w d� prowadzi�a przez g�szcz ciernistych krzew�w je�yn, kt�rych ga��zie poro�ni�te by�y ig�ami o d�ugo�ci po�owy mojego palca. W rzeczywisto�ci droga by�a nie do przej�cia, ale jej nadzwyczajny obraz by� wytworem mojej wyobra�ni. Cz�sto wi�c w��czy�em si� po wzg�rzu, patrz�c w d� na drog� otoczon� kolczastym �ywop�otem, mimo i� na wyspie by�o sporo miejsc po�o�onych wy�ej, z kt�rych widok na dolin� by� lepszy, a moja matka mia�aby wi�cej problem�w, by si� tam wdrapa�. Pewnego dnia pe�za�em wzd�u� g�rnej cz�ci owej drogi, na�laduj�c spos�b chodzenia robaka, kt�ry przypomina� w�druj�cy patyk. Prawd� m�wi�c, by�em otwarty na wszelkie cuda, wi�c my�la�em, i� jest to patyk, po prostu jaki� nigdy wcze�niej nie spotkany przeze mnie gatunek, kt�ry si� porusza. W ka�dym razie �w patyk nagle zawr�ci� i bez obawy pu�ci� si� w d�, prosto w g�szcz kolczastych je�yn. Patrzy�em na niego z zazdro�ci�, gdy� wiedzia�em, i� dla mnie jest to przeszkoda nie do pokonania. Bardzo pragn��em by� taki ma�y i znika� tak �atwo. Ale gdy tak wpatrywa�em si� w miejsce, w kt�rym straci�em go z oczu, stwierdzi�em, i� cho� ciernie tworz� siatk� nie do przebycia dla czegokolwiek wi�kszego od owego patyka, to jednak nie dotykaj� one ziemi. Ka�dy krzak posiada� jeden g��wny konar, a wszystkich krzew�w, rosn�cych wzd�u� drogi, by�o zaledwie sze��. Popl�tane p�dy sprawia�y wra�enie jednego, ci�gn�cego si� �ywop�otu. Po�o�y�em si� na brzuchu, by zobaczy� przestrze� pomi�dzy kolcami a gruntem, kt�ra jednak okaza�a si� troch� mniejsza od szeroko�ci mojej d�oni. Rozczarowany usiad�em na ziemi. By�em za du�y; nawet le��c p�asko na plecach, by�bym ca�y poobdzierany i podrapany do krwi, zanim zd��y�bym si� posun�� w d� o jard. Po chwili co� kaza�o mi zbiec na d� po stoku. Gdy tylko znalaz�em si� u podn�a g�ry, przyszed� mi do g�owy pomys� na to, jak pokona� kolczast� przeszkod�. Potrzebowa�em dw�ch ga��zi le��cych obok jednego z drzew rosn�cych nie opodal, d�ugich jak ja i w miar� prostych po oderwaniu bocznych p�d�w. Zabra�em je i wr�ci�em do ciernistego �ywop�otu, po czym za pomoc� owych ga��zi podnios�em do g�ry pl�tanin� p�d�w. Wolna przestrze� troch� si� poszerzy�a. Trzymaj�c mocno prowizoryczne tyczki, po�o�y�em si� na plecach i zsun��em si� g�ow� w d�. Je�yny wisia�y nad m� twarz� jak wielkie, czarne chmury, trz�s�c si�, podobnie jak trzymane przeze mnie ga��zie, pod ci�arem spl�tanych krzew�w. Par�em do przodu, przesuwaj�c uwa�nie tyczki, zamykaj�c oczy w momentach, w kt�rych wydawa�o mi si�, i� krzaki prze�ami� op�r i run� w d�, rani�c mnie dotkliwie. Ale tyczki wci�� utrzymywa�y ciernie w bezpiecznej odleg�o�ci i tylko jeden czy dwa musn�y m�j tors nie g��biej ni� szpony mojej matki, kiedy�, gdy spa�em. To by�a �mudna i mozolna praca. Ga��zie w moich spoconych d�oniach stawa�y si� coraz bardziej �liskie, mi�nie s�ab�y, a do nosa, oczu i ust nieprzerwanie sypa� si� z krzak�w py�. Gdy zsun��em si� w d� na d�ugo�� mojego cia�a, zrozumia�em, i� znalaz�em si� w pu�apce. Powr�t by�by fizyczn� niemo�liwo�ci�, je�li krzewy porasta�yby ca�� drog� prowadz�c� w d� doliny. Je�eli odleg�o�� okaza�aby si� zbyt du�a, na pewno opad�bym z si�, je�yny by na mnie run�y i tak le�a�bym, krwawi�c a� do samej �mierci. P�acz utrudnia� poruszanie si�, pr�bowa�em wi�c powstrzyma� �zy. Nawet gdybym zawo�a� moj� matk�, to co ona mog�aby zrobi�? By�a cienka jak sucha ryba, mimo i� silniejsza ode mnie, ale min�oby wiele dni, zanim zd��y�aby wyci�� taki g�szcz kolczastych ga��zi, u�ywaj�c do tego kamiennego no�a. Czo�gaj�c si� powoli, wykonuj�c prawie agonalne ruchy ramionami, �okciami i pi�tami, dotar�em do miejsca, w kt�rym na moj� twarz pad�y ja�niejsze promienie �wiat�a. G�szcz stawa� si� rzadszy! Odzyskana nadzieja przynios�a nowe si�y. Opu�ci�em si� jeszcze kawa�ek i moja g�owa wysun�a si� poza krzewy. Gdy pr�bowa�em wydosta� reszt� cia�a spod ga��zi je�yn, s�o�ce wysusza�o pot i py� zebrany na twarzy, tworz�c na niej mask� z b�ota i szlamu. W ko�cu, gdy ju� oswobodzi�em stopy, podrapane i zakrwawione, obr�ci�em si� na drug� stron� i zastyg�em w bezruchu jak ranna, zastraszona zwierzyna. W naturze m�odych le�y odporno��. Ty tak�e w to wierzysz; czy� nie dlatego kaza�a� zosta� dzi� wieczorem swojej c�rce, b�d�c pewna, �e to, co dzisiaj sprawi jej przykro��, jutro zostanie zapomniane? M�odzi s� �ywotni i wytrzymali... je�li nie wymaga si� od nich zbyt wiele. A zatem up�yn�o niewiele czasu i m�ody Kaliban, czy raczej jeszcze Bezimienny, stan�� z powrotem na nogi, podziwiaj�c nowo odkryty przez niego skrawek l�du, zdobyty dzi�ki wielkiej odwadze. Pami�tasz t� dolin�, Mirando? Raz ci� tam zabra�em. Z pewno�ci� pami�tasz to miejsce, ten dzie�. Z pewno�ci�... Za krzewami je�ynowymi znajdowa� si� miniaturowy raj, kraina szcz�liwo�ci, w kt�rej zar�wno chrze�cijanie, jak i niewierni, radzi byliby si� obudzi�. Ma�y strumyk p�yn�� w d� skarpy, zaraz obok mnie, a jego �r�d�o skryte by�o gdzie� po�r�d ciernistych krzew�w. Wysoka si�gaj�ca kolan trawa, czesana przez wiatr jak zielona grzywa, ros�a wzd�u� brzeg�w strumyka, by przy ko�cu w�skiej doliny utworzy� ma�� ��czk�, wok� kt�rej, jak dobre duszki, sta�y delikatne drzewa o okr�g�ych li�ciach. W �rodku znajdowa�o si� co�, co przewy�sza�o otaczaj�ce dolin� wzg�rza � stara, olbrzymia sosna. Wcze�niej widzia�em jej zje�ony wierzcho�ek z innych wysokich punkt�w wyspy, ale my�la�em, i� wyrasta ona z miejsca na wewn�trznym zboczu kt�rego� ze wzg�rz otaczaj�cych dolin�. Teraz zobaczy�em jej pie�, z tuzin razy wi�kszy ode mnie, jej mocne korzenie, kt�re rozepchn�y ska�y z tak� lekko�ci�, jak �pi�cy niespokojnie cz�owiek zrzuca, z siebie przykrycie. Mimo �e wszystko w dolinie by�o dla mnie tak nowe � s�odki szum wody w strumyku, o ile przyjemniejszy i �agodniejszy od monotonnego buczenia morza, brz�czenie �wietlistych wa�ek, kr���cych ko�o moich uszu � to w�a�nie owa sosna intrygowa�a mnie najbardziej. Jakby na mnie czeka�a. Na sw�j spos�b odczuwa�em co� z jej przesz�o�ci, jak�� cz�� jej tajemnicy. Ma�� jej cz��. Tak... ma�� cz��. Pod��a�em wzd�u� brzegu strumienia, a �odygi traw �askota�y mnie po nogach, wchodz�c mi�dzy palce. Pomimo panuj�cego dooko�a lekkiego szmeru, nad dolin� zdawa� si� zalega� niezm�cony spok�j si� natury. Dreszcz rozkoszy przechodzi� mi po szyi. To, �e znalaz�em takie miejsce, sprawi�o, i� czu�em si� kim� lepszym, bardziej... pe�nym w jaki� spos�b; m�j �wiat si� powi�kszy�, a ja razem z nim. By�a to pierwsza rzecz, kt�ra nale�a�a wy��cznie do mnie i do nikogo innego. Czu�em, i� w pewien spos�b dziedzicz� to wszystko. By� to pierwszy dzie� mojej dojrza�o�ci. Strumie� przechodzi� w kilka mniejszych strumyczk�w, a� w ko�cu gin�� w zbitej trawie. Przedar�em si� przez to mokrad�o i pod��y�em w kierunku sosny. Tam znalaz�em miejsce, do kt�rego dociera�y promienie s�o�ca, a k�py trawy by�y suche. Siedz�c pod ni�, przygl�da�em si� jej pop�kanym ga��ziom, wyobra�aj�c sobie, �e m�g�bym poczu�, jak bije w nich �ycie, podobnie jak krew, kt�rej szum s�ysza�em w uszach przed za�ni�ciem. Jaki� cie� przemkn�� woko�o wzg�rz, otaczaj�cych dolin� i zatrzyma� si� na ga��zi tu� nad moj� g�ow�. To by� ptak w kolorze b��kitu nieba, z szyj� i lotkami skrzyde� nakrapianymi czerwieni� o odcieniu zachodz�cego s�o�ca. Przypatrywa� mi si� z tak wielkim zainteresowaniem, i� nie zdziwi�bym si�, gdyby odezwa� si� do mnie w spos�b, w jaki czyni�a to moja matka: za pomoc� gest�w i chrz�ka�. Siedzieli�my i obserwowali�my si� wzajemnie, ptak i ja, ale po chwili jaka� dziwna my�l zacz�a chodzi� mi po g�owie, �e to wcale nie ten wspaniale ubarwiony ptak badawczo na mnie spogl�da, ale sama sosna. Mimo i� nie mia�a oczu, czy� nie mog�a patrze� na mnie jak na obc� rzecz, jak na intruza w jej s�dziwym kr�lestwie. Ta my�l nasun�a drug�, bardziej przera�aj�c�: mimo i� nie mia�a r�k, czy� nie mog�a zamieni� czego� w powykr�cane palce zako�czone szponami i z�apa� mnie, zanim zdecyduj� si� na jaki� ruch? Podnios�em si� powoli. Ptak przechyli� lekko g�ow�, by m�c patrze� mi wci�� w oczy. Zawr�ci�em ponownie w miejsce, gdzie nie dochodzi�o s�o�ce, a ��ka stawa�a si� mi�kka i b�otnista, po czym ruszy�em w g�r� strumyka, id�c brzegiem w kierunku ciernistych krzew�w. Dolina cich�a � nie by�o s�ycha� wa�ek ani wiatru buszuj�cego w trawie; nawet szum wody prawie zamilk�. Pi��em si� wolnym i ostro�nym krokiem w g�r�, z dziwnym uczuciem, �e co� mnie z ty�u obserwuje; by�o to najtrudniejsze zadanie, jakie przysz�o mi w �yciu wykona�. Czu�em na sobie wz