4917
Szczegóły |
Tytuł |
4917 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4917 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4917 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4917 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
W�adimir Grigoriew
W�asne drogi ku S�o�cu
Profesor postukuj�c obcasami zbieg� po trapie na pas startowy i poszed� w �lad
za rulonem. Dywan pop�dzi� niedos�yszalnie. Pop�dzi�, lecz natychmiast
przyhamowa� dostosowuj�c si� do szybko�ci mo�liwej dla cz�owieka, kt�ry odwyk�
od swojego prawdziwego ci�aru wyznaczonego przez ci��enie ziemskie.
- Na prawo, na lewo, naprz�d - dyktowa� z punktu dyspozytorskiego kto�
niewidzialny, a profesor podporz�dkowywa� si� z zadowoleniem, �lizgaj�c si�
w�r�d rozst�puj�cego si� przed rulonem t�umu.
Przyjemnie jest czu� w�asny ci�ar. Przyjemnie si� podporz�dkowywa�! Przez
p�tora roku dowodzi� wszystkimi, t�skni�c do czas�w, kiedy mo�na by�o
rozkazywa� tylko samemu sobie. Och, jak�e mi�o jest rozkazywa� jedynie samemu
sobie! Teraz wszyscy witaj� go tu, na Ziemi. Powr�ci�. Wszyscy pragn�, aby si�
odezwa�, gestykulowa�. On jednak ma w gardle k�ak waty. C� powiedzie�? Jak
przem�wi�? Nie spos�b tego opowiedzie� i opisa�...
(Gdyby widziano jego twarz wtedy, gdy pancerz grawiton�w drgn�� i ugi�� si�. A
od�amki bryzn�y i zawirowa�y wzd�u� linii si�owych. Nikt nie widzia� - to
dobrze!)
Ludzie witali profesora najg��bszym milczeniem.
- �adnych emocji! - nakaza�o konsylium lekarskie. - Nerwy profesora s� u kresu.
Nikt z nich, lekarzy, nie wiedzia� na pewno, czy to nerwy u kresu, czy co�
innego. Ostatnio psychoindykator wysy�a� ca�kowicie niepoj�te wykresy jego
stanu. Krzywe wypisywa�y p�atki, p�ki, kwiaty albo te� wchodzi�y na idealne
plateau, unosi�y si� nad osiami niczym ptaki nad stepem. Lekarze gubili si� w
wykresach, dyskutowali. Wszyscy jednak stawiali si� w jego po�o�eniu i
powiadali: "U kresu". Tak, po p�torarocznej pracy gabinetowej przywyk� do ciszy
absolutnej, pr�niowej. Odg�osy ziemskiej krz�taniny nie przenika�y do g��bin
hermetycznie zamkni�tego gabinetu zawieszonego w przestrzeni kosmicznej gdzie�
mi�dzy Ziemi� a Ksi�ycem. Stamt�d w�a�nie kierowa� ca�� t� wspania��,
pasjonuj�c� i nie ma co ukrywa�, wymagaj�c� takiej inteligencji operacj�, �e
niewielu tylko intelektualist�w Ziemi zdecydowa�o si� podnie�� r�k� w odpowiedzi
na pytanie: "Kto?"...
"Czy�by tak bali si� o moje b�benki? - zastanawia� si� profesor, z niepokojem
wpatruj�c si� w milcz�ce t�umy. - Dlaczego milcz�?"
Zarz�dzenie troskliwych str��w zdrowia profesora by�o oczywi�cie niepotrzebne.
�adne tysi�custe, stadionowe "hura!" nie mog�o dzi� zag�uszy� burzy rado�ci
wznosz�cej si� falami w piersi profesora.
Wielka Po��czona Orkiestra Barwomuzyczna z dziesi�t� cz�ci� si�y pomrukiwa�a
potpourri z marsz�w protonowych. Profesor machn�� r�k�: "G�o�niej!". Dyrygenci z
przestrachem obejrzeli si� na muzyk�w.
- Jeszcze g�o�niej! - profesor zdecydowanie przeci�� d�oni� powietrze.
Jedna z rubinowych tr�b, ryzykuj�c, szczekn�a, i rozla�a strumienie
r�nobarwnych wi�zek laserowych, zawarcza�y samobie�ne b�bny na poduszkach
powietrznych, a w�r�d ludzi wszcz�� si� ruch.
- Hur - r - ra! - jak po trybunach przetoczy�o si� nad obna�onymi z szacunkiem
g�owami.
Profesora uniesiono na r�kach, a dywan potoczy� si� w przeciwnym kierunku.
Odprowadzano go nie tak. Zaciemniony startodrom, tuzin do�wiadczonych
wsp�pracownik�w, ma�om�wni prezesi akademii. Przyt�umione odg�osy rozkaz�w.
"Blok zasilania..." - "Got�w!" - "Czujnik mas krytycznych..." - "Got�w!" Odklei�
kiesze�, wsun�� tam magnetofon, zaklei� na powr�t.
"Mi�o�� ma skrzyd�a jak ptak!" - pobzykiwa�o w kieszeni.
Wtedy, przed startem, plan operacji w og�le mie�ci� si� w g�owie profesora.
Pomocnicze pole si�owe, w jego biegunach - grawitatory do zakrzywiania
przestrzeni, i tak dalej. A on by� chyba spokojniejszy od innych, kt�rzy ani nie
znali tego planu, ani nie mieli swojego. Co� nieco� ju� zrozumia�, zd��y�
skonfrontowa�, por�wna�. Na razie jednak nie zdecydowa� si� o tym m�wi� g�o�no.
Powiedzie�, znaczy�o nap�dzi� stracha wielu ludziom, a w owych dniach biedne
nerwy i tak zaczyna�y odmawia� pos�usze�stwa. "Potem, za miesi�c" - postanowi�
nieodwo�alnie.
Zadanie by�o nast�puj�ce. Przed p�tora rokiem z przypadkowych, jak si�
pocz�tkowo zdawa�o, pozakosmicznych przyczyn wzros�a pr�dko�� obiegu Ziemi
doko�a S�o�ca. I z ka�dym dniem pr�dko�� ta nieustannie wzrasta�a. Obliczenie
tak �atwe jak uczniowskie zadanie domowe wskaza�o, kt�rego dnia i o kt�rej
godzinie Ziemia ko�ysz�c kontynentami porzuci dawn� marszrut� i pomknie - m�wi�c
nienaukowo - gdzie pieprz ro�nie. (P�niej to obliczenie na poziomie zadania
szkolnego znalaz�o si� nawet w normalnych programach zada� domowych, wypieraj�c
z nich szczeg�owsze i rozwi�zywane z mniejszym zapa�em zadania dotycz�ce
ucieczki Ksi�yca.)
Bardziej skomplikowany rachunek zdradzi� trajektori� dalszej podr�y. A zupe�nie
ju� zawi�y zestaw oblicze� ujawni� pewien nader niemi�y szczeg�: przebieg�szy
z�o�on� elipso - spiral� glob ziemski wyr�nie w �rodek odleg�ej planety
"Pi�tak", zwanej tak ze wzgl�du na pewne podobie�stwo do zdawkowej monety.
Wtedy... Wszyscy ju� wiemy, co wtedy nast�pi. Fajerwerk od�amk�w!
Jakie si�y odci�gn�y Ziemi� od jej dawnej, wypr�bowanej gwiazdy? Jakim prawem
trajektoria w podejrzany spos�b przebiega przez samo centrum "Pi�taka"? Komu to
potrzebne?
Podr�czniki fizyki i astronomii znik�y z kontuar�w jak zdmuchni�te. Ojcowie
rodzin ze wzdraganiem si� i dr�eniem podkradali podr�czniki z wypchanych teczek
obiecuj�cej m�odzie�y. Za jeden u�ywany egzemplarz proponowali akwarium z
o�miornic�, p�czek suszonych afryka�skich g��w albo zestaw lewitacyjny o
dzia�aniu zegarowym.
- Komu to potrzebne? A w�a�nie, komu!... - profesor nie chcia� wierzy� w t�
hipotez�, sprawy wiary jednak dawno ju� utraci�y sw�j pierwotny sens. Mie�ci si�
w �wiatopogl�dzie, nie mie�ci si� - trzeba sprawdzi�! Zasiada� do dzia�aj�cych,
funkcjonuj�cych modeli Starego i Nowego Kosmosu.
Tam, w pulsuj�cym mroku przestrzeni, dr�� na swoich orbitach olbrzymy, kar�y,
planety i zwyczajne drobne cia�a, okruchy. Zamro�one i wulkaniczne, spopiela�e i
dopiero wchodz�ce w okres si�y, w tryb zapewniaj�cy maksymaln� pot�g�, lecz w
r�wnej mierze znikome wobec niesko�czonej mnogo�ci podobnych sobie, splataj�
swoje trajektorie i pola oddzia�ywania w jednolity, sprawny, miarowo oddychaj�cy
organizm. Niech kto� spr�buje upilnowa� ka�dej kom�rki, ka�dej kapilary
nieograniczonego, �ywego k��bowiska!
Profesor nie stawia� te� sobie takiego zadania. Poszukiwa� wyrywkowo w�a�nie
tego, co potrzebne by�o zaraz, w tej chwili. Zobaczy� na przyk�ad, �e drobna
"Centavo - prim" uciek�a, nie, jeszcze nie uciek�a, ale tylko czeka�, jak si�
wyrwie, jak opu�ci swego niebieskiego kar�a. Albo "Tugrik": czworok�tny,
spracowany jak seryjna waliza, odp�yn�� od swego czerwonego olbrzyma.
Bezpowrotnie. Wp� drogi do "Pi�taka" ko�ysze si� tak�e przeci�tna, niezdolna do
�ycia "Nocka". Wykryto j� sto lat wcze�niej, sm�tnie umieszczono w katalogu i
natychmiast zapomniano. Krzywa wyka�e! Ale w�a�nie odesz�a...
Obiekt�w, kt�re wyrwa�y si� z orbit, profesor naliczy� z g�r� tuzin. D�ugim,
rozci�gni�tym szeregiem zmierza�y bezradnie w r�wnych odst�pach czasu w jeden
punkt - prosto w serce "Pi�taka".
- Do stu diab��w! Pi�knie id�! - zachwycony wykrzykn�� profesor odrywaj�c si� od
oblicze�. - Pi�knie... - powt�rzy� mi�kn�c. W taki spos�b do�wiadczony zawodnik
dostrzega sam wytworno�� niepospolitego uderzenia partnera, by zaraz pogr��y�
si� w niezbornym stanie nokautu, oszo�omienia.
Sekund� albo dwie profesor sp�dzi� jak w niebycie. Natychmiast jednak zrywem wy
trenowane j woli wzi�� si� w gar��, wyprostowa�...
Nie sami wi�c budujemy. To znaczy, �e co� funkcjonuje, oddzia�ywa, uprowadza.
Jaki� mechanizm - falowy, grawitacyjny. To znaczy... - wypowiedzia� to twardo,
pe�nym g�osem, przez zaci�ni�te z�by.
Zapomnie� o wszystkim, my�le� tylko o jednym. Od tej chwili gimnastyka zaczyna�a
odgrywa� rol� nie mniejsz� ni� r�wnania i obliczenia.
Profesor pierwszy podni�s� r�k� odpowiadaj�c na decyduj�ce w owych dniach
pytanie: "Kto si� podejmie?". Dow�dcy trzeba by�o stanowczego, terminy skraca�y
si� coraz bardziej.
- "Pi�tak" to tarcza strzelnicza. Poligon. Wi�zka fal grawitacyjnych wybiegaj�ca
z planet konstelacji "273EA???...X" otacza Ziemi� i prowadzi j� do tarczy. Cel
eksperymentu mieszka�c�w "273EA???...X" to zbadanie j�dra Ziemi metod�
rozszczepienia wskutek uderzenia o tarcz�. Sygna� zagro�enia do mieszka�c�w
"273EA???...X" wys�ano, kiedy� do nich dotrze. Zaczynamy budow� pancerza
grawitacyjnego. Pancerz jest jedynym rozwi�zaniem - tej tre�ci depesz� nada�
profesor po miesi�cznym milczeniu w swojej hermetycznej celi. R�wno miesi�c,
tyle bowiem wyjedna� profesor na absolutne milczenie.
...Kolumna samochodowa gna�a przez ulice zatarasowane wiwatuj�cymi t�umami.
Komitet amatorskiego stowarzyszenia "Podaj gwiazd�" nacisn��, lekarze ocenili
wi�c sytuacj� na nowo. "Wiwatowa�!" - roznios�a si� obowi�zuj�ca wszystkich
komenda.
Raz po raz przed samochodem wyrasta�y gigantyczne transparenty z ja�niej�cymi
schematami pancerza grawitacyjnego. Na niekt�rych profesorowi udawa�o si�
odr�ni� sw�j w�asny, lekko poprawiony i nieco uszlachetniony profil. Profesor
si� u�miecha�. No to co? Przecie� uczciwie zapracowa� na nowy profil. Promie�
grawitacyjny "273EA???...X" zatrzymany, skuty. Spo�ytkowuje si� go w celach
pokojowych. Ziemia kr��y tam, gdzie dawniej! Chocia� pancerz grawitacyjny tu i
�wdzie si� nadwer�y�, to jednak swoj� rol� spe�ni�.
Teraz, kiedy kryzys by� ju� za�egnany, profesor m�g� s�usznie uwa�a�, �e mu si�
po prostu powiod�o. Operacja "Powr�t do S�o�ca", eksperyment unikalny w dziejach
nauki, hurtowe sprawdzenie wi�kszo�ci istniej�cych teorii (a kt�ry� z oddanych
sprawie specjalist�w nie snuje marze� o takim powszechnym sprawdzeniu!), ogromne
przedsi�wzi�cie przemys�owe. Ale kiedy teoria i praktyka zespoli�y si� ju� na
tyle, wiele ludzi stan�o wobec zagadnienia bez wyj�cia: kt�ra cz�� wysz�a
lepiej na tym zespoleniu? A "273EA???...X" - ee, niech si� wykosztuj�, niech
wysy�aj� bezmiar energii. Zwini�ta przez pancerz grawitacyjny w pier�cienie,
przetransformowana, huczy ona w przewodach wysokiego napi�cia, biegnie do
zak�ad�w wielkiej chemii i na pola kukurydziane.
Po prostu si� poszcz�ci�o. Plakaty z profilem profesora unosi�y si� jak ptaki
nad poboczami dr�g, a triumfalny, lecz nie pozbawiony pewnej ironii u�miech
znaczy� jego twarz pi�tnem niepokoju. Nagle jednak rysy jego twarzy st�a�y,
czo�o za� przeora�y zmarszczki. Gwa�townie porwa� si� z siedzenia, jakby ujrza�
przed sob� nieoczekiwan� przeszkod�, i przechyliwszy si� do kierowcy krzykn�� mu
co� prosto w ucho. Wrzawa t�umu sprawi�a, �e nikt nie dos�ysza�, co w�a�ciwie
wykrzykn�� profesor. Ale kierowca us�ysza�. Przestraszony odwr�ci� si� i
roz�o�y� r�ce odrywaj�c je na chwil� od kierownicy. Nie, powiada, nie mo�na.
W�wczas profesor krzykn�� znowu, rozkazuj�co machaj�c r�k�. Samoch�d profesora
wyskoczy� raptownie z ca�ej kolumny, rozp�dzi� si� i rycz�c rzuci� si� w
uliczki. Orszak sekund� marudzi�, a potem zgrzytaj�c przera�liwie hamulcami z
trudem wstrzyma� rozp�d, zatrzyma� si� i tak�e wpad� tam, w nie daj�ce si�
przewidzie� zau�ki.
- Szybciej, szybciej - nalegaj�co szepta� profesor, cho� samoch�d i tak ju�
ciska�o z jednej strony na drug� jak kuter na sztormowej fali. A ca�y orszak
ciska�o w �lad za nim.
- Podajcie wasze wsp�rz�dne! Podajcie wsp�rz�dne... - rozpaczliwie nawo�ywa�y
punkty dyspozytorskie. Ale wszyscy tylko wzruszali ramionami.
- Tu! - rozkaza� profesor.
Limuzyna przystan�a i zamar�a. Profesor wyskoczy�. Natychmiast z pojazd�w
pod��aj�cego za nim orszaku powyskakiwali inni ludzie. Teraz wszyscy zobaczyli,
dok�d pogna� profesor, �ami�c ca�y porz�dek uroczysto�ci. Do cyklotronu, do
pot�nego naro�nika ze szk�a i mas plastycznych, kt�ry wrzyna� si� w dzielnice
miejskie na kszta�t dziobu okr�tu pruj�cego przestwory m�rz. Wszyscy wiedzieli,
�e tu przed wyruszeniem w kosmos pracowa� profesor. "S�u�ba cz�stek
elementarnych" - widnia�o nad frontowym wej�ciem.
- Koledzy! - g�os profesora przeszed� w falset. - Do G��wnego Wy��cznika!
I wszyscy rzucili si� za nim przestronnymi chodnikami ze szk�a i tworzyw
sztucznych.
- Koledzy! - powiedzia� profesor oddychaj�c z trudno�ci�. Ruchoma r�koje��
wy��cznika wznosi�a si� nad jego g�ow�. - Tutaj bezpo�rednio przed moim odlotem
w komorze cyklotronu kr��y�a cz�stka. Zdumiewaj�ca cz�stka. Najdoskonalsza z
cz�stek elementarnych. Chcieli�my j� rozszczepi� przez uderzenie w tarcz�.
Jednak�e za ka�dym razem podlatuj�c do tarczy, omija�a j�. Jakby sama
decydowa�a. Jakby nie chcia�a zgin��. Zdumiewa�o nas to. Nie mogli�my tego
zrozumie�. S�dzili�my, �e zrozumiemy, kiedy rozbijemy j� na cz�ci. I z ka�dym
dniem przypierali�my j� do celu coraz bli�ej i bli�ej.
S�owa profesora nios�y si� echem po pustej przestrzeni wielkiej sali i ton�y w
mi�kkich ok�adzinach sufit�w. Ludzie stali w milczeniu, nie rozumiej�c jeszcze,
po co profesor przywi�z� ich tu, do poddanego konserwacji p�tora roku wcze�niej
cyklotronu. Sk�d�, z pl�taniny zakurzonych rur wyszed� cz�owiek w zat�uszczonym
fartuchu. Asystent pracowni oddzia�ywa� wzajemnych. W jego lewej r�ce brz�cza�
jeszcze poszukiwawczy czujnik paso�ytniczych wi�zek energetycznych. Asystent
wygramoli� si� z jakiego� w�azu do u�ytku s�u�bowego i zastyg� oparty na grubym,
wypolerowanym d�o�mi trzonku okr�towego szwabi�. Nikt go nie zauwa�y�.
- Przypierali�my j� coraz bardziej - r�ka profesora leg�a na emaliowanej
r�koje�ci G��wnego Wy��cznika - potem wylecia�em w kosmos, do�wiadczanie poddano
konserwacji. Cz�stka kr��y dotychczas. Wszystkie jej manewry dok�adnie
odpowiadaj� naszym manewrom powrotu ku S�o�cu, Zgodnie z tymi samymi r�wnaniami.
Czy rozumiecie?! To cz�stka rozumna. Mo�e i ona wysy�a�a do nas sygna�y
zagro�enia. Trzeba j� uratowa�! Wy��czy� pola przy�pieszaj�ce... - profesor z
determinacj� poci�gn�� d�wigni� r�koje�ci ku sobie.
- Za p�no, profesorze - nieg�o�no odezwa� si� asystent pozostawiony przy
cyklotronie. Wszyscy odwr�cili si� ku niemu. Sta� jak przedtem oparty o sw�j
szwabel. - Komor� pr�niow� cyklotronu wype�ni�o powietrze. Cz�stka przebi�a
�cian�. Wyrwa�a si� na zewn�trz...
Prze�o�y� Boles�aw Baranowski