4898
Szczegóły |
Tytuł |
4898 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4898 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4898 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4898 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jacek Gierczak
Pastwisko Losu
Rozdzia� I - Lody z bakaliami Wiosenne popo�udnie - s�o�ce roz�wietla
osiedle przy ulicy Hallera. Sielankowy nastr�j. Rodziny wracaj� z niedzielnej
mszy, wraz ze swymi pociechami.
Niewysoki, szczup�y m�czyzna, kurczowo �ciska r�czk� swego ma�ego synka.
Niebiesko-bia�a czapeczka, spoczywaj�ca na jego okr�glutkiej g��wce zakrywa jego
zielonkawe oczka. Spokojnie spaceruj�, a min�wszy niedaleko znajduj�c�
lodziarnie w dziecku rozbrzmiewa wewn�trzny b�l: zaczyna krzycze� a
na policzkach pojawiaj� si� �ezki.
- Synku, co si� sta�o? - zapyta� zaskoczony ojciec.
- Loda, tato... chc� loda - odpowiedzia�o niepewnie dziecko, podskakuj�c
rozgoryczone.
- Dobrze. - odpar� bez d�u�szego namys�u tato.
Weszli do lodziarni, zat�oczonej w�wczas.
- Zaraz kupi� ci to co chcesz.
Nie min�� kwadrans a m�czyzna sta� ju� przy ladzie. Dziecko siedzia�o
pos�usznie przy bia�ym stoliku, wtopione w szerokie, utrzymane w tej samej
barwie, wykonane z grubego plastyku krzes�o. Tato podszed� to swego synka,
przykucn�� przy nim, wyci�gn�� z kieszeni chusteczk� i wytar� rozlane
r�wnolegle, delikatne �zy.
- Prosz�, masz, taki jak lubisz.
Dziecko nawet nie podzi�kowa�o, ojciec wprawdzie tego nie wymaga�. Ch�opczyk
chwyci� podarunek dosy� niezgrabnie i wsta� powoli z krzes�a. Przed wyj�ciem
jeszcze, ojciec poprawi� mu jego czerwony szalik, kt�ry nie dok�adnie okrywa�
szyj� malca.
- Tylko jed� powoli, dobrze?
- Dobrze tatusiu.
Wyszli z pomieszczenia i przeszli na drug� stron� ulicy. Ch�opiec liza� loda
powoli, tak jak ojciec prosi�, a roztopione partie smako�yku skapywa�y na jego
czerwon� kurteczk�. Tato uwa�nie go obserwowa� i zauwa�ywszy incydent, zatrzyma�
si�, wyj�� chusteczk� i przykucn�� aby by� na jego wysoko�ci.
- Oj, poczekaj, ochlapa�e� si� - stwierdzi� ojciec kr�tko.
- Przepraszam... - szepn�o dziecko.
- To nic, tylko jed� ostro�nie.
Ruszyli prosto do domu. Mijali ulice, pe�ne u�miechni�tych twarzy rodziny
wraca�y do dom�w za zapakowanymi ciastami aby po �wi�tecznym obiedzie spo�y�
smaczny deser. Dziecko mija�o twarze, wszystko by�o prawdziwie spokojne.
- Tato, spa�...
- Dobrze, wr�cimy do domku to si� po�o�ysz.
Ch�opczyk szed� cierpliwie, jednak nie poznawa� otaczaj�cych go blok�w.
Wydawa�o mu si� �e szed� t�dy pierwszy. Dozna� uciechy gdy ujrza� trzepi�c�
dywan mam�.
- Mama! - krzykn�� g�o�no, tatu� spojrza� na jego twarz. Nie kry� rado�ci.
Mama dobrze us�ysza�a i spojrza�a na lew� stron� od trzepaka. Dochodzi�a
13:00 wi�c zgodnie z czasem zjawili si� nieopodal domu.
Rodzice przywitali si� ca�usem. Ojciec chwyci� za dywan i zani�s� go do
mieszkania. Mama zbli�y�a si� do synka. Dziecko patrzy�o spokojnie i na widok
u�miechni�tej twarzy mamy odwzajemni�o zadowolenie. Dziecko okaza�o swe
bielutkie mleczaki a podbr�dek jak i wargi okryte by�y resztkami loda.
- Chod�, p�jdziemy si� umy� - powiedzia�a mama i chwyci�a ch�opca za r�k�
- Spa�... - wysapa�o, zm�czone spacerem dziecko.
- Dobrze, zaraz si� po�o�ymy...
Udali si� do mieszkania.
Postaraj si� zrozumie� m� trosk�,
o tw� pami��.
Ciesz� si�, �e nareszcie unios�e� ten ci�ki worek,
pe�en marmurowych p�yt.
Uda�o ci si�.
A ja ju� na zawsze z�o�y�em tobie jedyn� obietnic�. Zawodzi�em twe oczekiwania,
ty nie pozostawa�e� mi d�u�ny.
Dzi� chcesz odej��,
jak tch�rz, cz�owiek kt�ry wci�� my�li,
�e zna rozwi�zanie. Rozdzia� II - godamn this voice inside your head Szyja
to najpi�kniejszy punkt kobiecego cia�a. G�adka, d�uga, nadaje uroku ka�dej
istocie poczucie zadowolenia. Dok�adny, miarowy puls, krew delikatnie
przep�ywaj�ca przez �y�y t�tnicze. Poddana pieszczot� napr�a si�, zyskuje nowy
kszta�t, okazuje jaka jest zadowolona. Czuje. Nie pragnie wydosta� si� z u�cisku
przyjemno�ci, chc� (��da) aby trwa�o to mo�liwie jak najd�u�ej.
Spogl�da w lustro i wydaje jej si� �e jest doskona�a - mocne, kr�cone,
�licznie u�o�one w�osy, d�ugie nogi i pi�kna twarz - jest obiektem po��dania
ka�dego m�czyzny. Nigdy nie my�la�a �e zostanie spostrze�ona. W szkole
ignorowana, zakochana w swoim ch�opaku i b�d�ca przyjaci�k� jego kolegi
dziewczyna, pogr��ona by�a w w�asnym �wiecie, do kt�rego nikt nie mia� dost�pu.
Droga by�a kr�ta, pe�na najr�niejszych rozstai, niebezpieczna i d�uga. By�a
artystk� i walczy�a ze swymi zjawami nocnymi - upiorami i demonami w
cz�owieczych postaciach. Na my�l (widok) o nich strasznie blad�a, �aden makija�
nie by� w stanie ukry� tego, co tak naprawd� czu�a. Poobgryzane ze strachu
paznokcie, do krwi rozdrapane koniuszki palc�w. Pocz�tkowo nad wszystkim
panowa�a, ukrywa�a sw�j b�l. Prawa Murphy'ego nigdy nie zawodz� - j� te� to
poch�on�o. Cierpienie narasta�o.
Spogl�daj�c na to wszystko z perspektywy czasu, wydaje mi si� �e to nie
mog�o trwa� ani chwili d�u�ej - wszak samob�jstwo to tch�rzostwo a lito��
stanowi
oznak� s�abo�ci. Wybra�a to drugie - cho� nigdy nie pomy�la�bym �e jest a� tak
s�aba. Wielu rzeczy nie wiedzia�em - nie chc� wiedzie�. Chc� odpocz��, zasn��.
Nie potrafi� teraz my�le� o niczym innym. Pami�tam jak siedzieli�my kiedy� w
hu�tawce - pragn�li�my jeszcze raz poczu� lata m�odo�ci. Unosi� si� i opada�,
jak ptaki. Zmusi�a mnie abym j� zabi�, ju� teraz musia�em to z siebie wydusi�.
Poszli�my do parku, usiedli�my wygodnie na �awce, zapalili�my papierosa i
zacz�li�my zwyczajnie rozmawia�. W pewnym momencie wyci�gn�a no�yczki. By�y
�liczne, tak pi�kne �e a� si� pop�aka�em z rado�ci. Czyste, �adnie b�yszcza�y w
promieniach popo�udniowego s�o�ca. Powiedzia�a: "Chcesz zazna� czego� nowego?
Zabij mnie, to proste, tylko jedno proste pchni�cie. Minimalnie bolesne ukucie i
mnie ju� nie b�dzie. A ty wreszcie zrozumiesz �e to przyjemne". To by�y jej
ostatnie s�owa. Wcale mi si� to nie podoba�o. Nie wiem co mn� wtedy kierowa�o -
dzia�a�em pod wp�ywem impulsu. To trwa�o chwil�, w momencie gdy j� zabi�em,
poczu�em dr�enie w d�oniach, dok�adnie tak jakby co� chcia�o si� ze mnie
wydosta�. Dusza? Mo�e po prostu nerwy. Wtedy tak nie my�la�em. Przysz�o mi to do
g�owy dopiero wtedy kiedy znalaz�em si� Tu. Zawsze uwa�a�em, �e cz�owiek zaczyna
wszystko rozumie� w momencie kiedy sam podejmie decyzj� o tym �e ju� spe�ni� sw�
rol� - jest gotowy na odej�cie. Ona ju� dawno uwa�a�a si� za osob� o doszcz�tnie
wyeksploatowanych mo�liwo�ciach - mia�a 22 lata. Nie potrzeba �y� 60 lat w
okrutnych m�czarniach b�lu, zm�czenia i depresji. Ka�dy sam sobie wyznacza czas.
Zaczynam sobie wszystko przypomina�. Do m�zgu nap�ywaj� informacje o tym co
robi�em przed laty. Pozwolili mi wreszcie wejrze� gdzie� g��biej. Siedz�c i
nerwowo chodz�c po pomieszczeniu nie czuj� up�ywu czasu. Dlaczego mia�bym czu�?
Przecie� ju� nie �yj�, nie mog� z nikim porozmawia�, niczego dotkn��. Nie widz�,
lecz s�ysz�. S�ysz� huk, szum wody, wrzaski ludzi, czuje p�omienie ognia.
Wszystko legnie w gruzach, a ja nikomu nie mog� powiedzie�, co czuj�. Z
drugiej strony, nikt nie chcia�by s�ucha� g�upot nieudacznika, maj�cego na karku
zaledwie 25 lat. Dawniej tylko dwie osoby chcia�y s�ucha�. A jeszcze dawniej
trzy. Zawsze wydawa�o mi si�, �e nikt nie jest w stanie mnie zrozumie�, �e stoj�
na najwy�szym piedestale. Teraz gdy nie pozostaje mi nic innego jak wspomina�,
wiem �e by�em g�upcem. Nie poznaj� siebie, gdy mam przed sob� czarno-bia�e
obrazy wspomnie� z dzieci�stwa. G�upkowaty urwis, emanuj�cy g�upot�, operuj�cy
wulgaryzmami i chamskimi gestami. Wstydz� si�, lecz ciesz� si� jednocze�nie, �e
nie upad�em jeszcze ni�ej.
Nigdy nie zastanawia�em si� nad istot� tego miejsca. To miejsce - gdzie ja
jestem? To pytanie kt�re zawsze wi��� z my�l� na temat tej "pustki" - bo tak
nazywam to miejsce. To pomieszczenie jest przerw� - mi�dzy w�dr�wk�. Tu dusza
(zawsze my�la�em �e jestem ca�kowicie wypalony) odpoczywa, ma wystarczaj�co du�o
czasu, by kontemplowa�. Przetasowywa� mas� informacji, wyrzuca�, skleja� ze sob�
i zmienia� wedle swych marze�. S�o�ce. Chcia�bym jeszcze cho� raz dozna� tego
przyjemnego stanu bycia ogrzanym. Wszak tu nie by�o ani zimno jak w niebie, ani
te� gor�co niczym w piekle. Kiedy zaczynam my�le� o tym jak si� tu dosta�em,
nasuwa mi si� na my�l uczucie, jakbym nie by� tu sam - tysi�ce oczu patrzy�o na
mnie z religijnym skupieniem. Kompletna dekoncentracja wyzwala we mnie wra�enie
zagubienia. Ka�da chwila nape�nia mnie przekonaniem, �e kiedy� otrzymam nowe
mo�liwo�ci. Teraz jednak, musz� poczeka� na swoj� kolej. Czas jest mi dzi�
nies�ychanie obcy. Mo�e to do�� dziwne, ale pustka to jedna wielka p�tla czasowa
- cho� czas jest tu nieokre�lony. Co jaki� czas zaczynam si� denerwowa�, �e
nigdy nie uda mi si� st�d wydosta�, zaczynam czu� opadaj�ce me �zy, kt�re gdzie�
tam (daleko w dole) uderzaj� o powierzchni� nast�pnego �wiata, w kt�rym
przyjdzie mi zmaga� si�. Jestem wojownikiem, jednak rycerzem bez honoru -
splamionego �a�o�ci�. Do tego ma kr�puj�ca brzydota i coraz g��biej ukrywaj�ca
si� w moim ego nie�mia�o��. Czy to spowoduje �e pozostan� tu na wieki? Nie! To
musz� by� jakie� brednie. Tak by� nie mo�e! To po prostu nie mo�e by� prawda...
Pami�tam t� chwil� w kt�rej wszystko wyda�o mi si� jasne. Szed�em przez
wysokie pola zb�, w d�oni dzier�y�em kos�. Czy ju� wtedy, uda�em si� na
zas�u�on� wojn� ze samym sob�? Czy to by� ten odpowiedni (decyduj�cy) moment?
Id�c powoli widzia�em swe odbicie niczym w lustrze. Pulsuj�ca pojedynczo��, g��d
zastoju, dezorientacja wzrokowa. Gruby pastuch zatrzyma� si� przede mn� i gestem
da� znak abym podszed� bli�ej. Zbuntowany, zapatrzony we w�asne �ycie (egoista?)
stan��em przed otch�ani� i przestraszy�em si�. Wyrzuci�em z d�oni sw� bro� i
pogna�em z powrotem tam, sk�d przyszed�em. Dosta�em szans�, zmieni� swe �ycie,
pe�ne monotonii. By�em zbyt s�aby. Nie by�em gotowy. Gruby nawet nie odwr�ci�
si� za mn�, tylko wyplu� z ust �d�b�o trawy i zapali� jointa.
Ju� nic co ludzkie nie jest mi obce. Ka�da sekunda nape�ni�a mnie
przekonaniem �e me narodziny to b��d. Siedz�c na sali, obserwuj� m�od� blondynk�
zapatrzon� w obraz mego wuja. Patrz� uwa�nie, d�onie zaparte mam na brodzie,
wygl�dam jak siedmiolatek, siedz�cy na kancie piaskownicy i obserwuj�cy b�jk�
dw�ch starszych wiekiem idiot�w. Nie zauwa�a mnie, jestem jej kompletnie obcy.
Pozostaje jej oboj�tny. Zaczyna co� szepta�, nerwowo wierci� si� na stalowym
krze�le. Chcia�bym cierpie� na to sam� chorob� co ona. Dopiero teraz czuj� jaki
mam w�ski zas�b s��w - nie potrafi� nawet okre�li� na co cierpi ta dziewczyna.
Dlaczego chcia�bym aby podzieli�a si� ona swym cierpieniem? Poniewa� ten
�wiat mnie nie chce - nie potrzebuje mnie. Nie musia�bym si� w�wczas tyle
przejmowa�, wszystkim trudnymi sprawami i negatywnymi g�osami. M�g�bym tylko
obserwowa� i wszystko rozumowa� wedle w�asnych mo�liwo�ci - nikt nie musia�by
podsuwa� mi w�asnych sugestii. Do dzi� marz� o takim �yciu. Mam nadziej� �e tym
razem b�dziesz dla mnie o wiele bardziej mi�y... dobrze wiesz jakie mam do
ciebie podej�cie tak�e nie przebieraj w �rodkach - wybuchnij, pieprzony k�amco i
poka� na co ci� sta�. Wtedy zyskasz respekt, a przez tw� wstrzemi�liwo�� nie
mo�esz pe�ni� w mym �yciu roli Mesjasza. Mo�e podobnie jak ja, nie doros�e�?
Moje �ycie zosta�o skazane na spe�nienie. Urodzi�em si� ca�kowicie sprawny -
bez fobii, w zwyczajnej rodzinie. Mimo �e chcia�em, nigdy nie mog�em zamkn�� si�
we w�asnych ba�niach - kt�rych p�niej wys�uchiwa�oby me dziecko w swym bujanym
��eczku. Pewnie ju� po minucie, zag��bi�oby si� we �nie...
Posta� mojego przyjaciela - niejakiego Burnsa, prezentuje si� najbarwniej.
Otwarty na �ycie, maj�cy aspiracje bycia na wysokim stanowisku, zmar�. Wszyscy
Ci, kt�rych kocha�em, zna�em i szanowa�em, odeszli. Przez pewien okres czasu
bezsensownie o to obwinia�em - szuka�em dziury w ca�ym. Dopiero p�niej sam
zacz��em kopa�...
- Kop! - krzykn�� dono�nie naczelnik, odgryz� ko�c�wk� cygara i splun�� w
stron� Burnsa. Kaszln��, wyplu� zielon� flegm� i zapali�. Kopi�cy ju� by� na
granicy wytrzyma�o�ci. Mi�nie wychud�ego m�czyzny, napina�y si� go granic
mo�liwo�ci a pot la� si� z niego strumieniami. - Szybciej! - sypn�� butem nieco
g�stego piachu w stron� jego pochylonej nad �opat� twarzy. Burns mia� ochot�
wybi� mu z�by ale wiedzia� doskonale �e sko�czy si� to tragicznie. Poza tym, by�
zmordowany.
- Kopie najszybciej jak mog�... huh... przecie�... - zacz�� nowe zdanie,
�cieraj�c d�oni� pot z czo�a.
- Co?! Pozosta�o ci niewiele, ruszaj si�, masz jeszcze trzy minuty... je�li
za trzy minuty nie dasz znaku �e sko�czy�e�... klatka!
Burns zadr�a� w duchu. Chcia� jak najszybciej sko�czy� wykopywanie do�u lecz
nie mia� ju� si�y. Nawet gdyby naczelnik da� u kolejne dziesi��, nie zd��y�by, a
co dopiero wyr�wna� �cianki. Zlany potem, chwyci� za le��c� na ziemi manierk�.
Odkr�ci� zakr�tk�, zdj�� si� i �ykn�� przez chwil� wod�, kt�ra tylko pogorszy�a
stan jego samopoczucia. Niemal wrz�tek, nagrzany pod wp�ywem silnych promien
s�onecznych, zala� wn�trze jego korpusu. Tyle ile nie wp�yn�o przez krta�,
zd��y� bezwarunkowo wyplu�. A przecie� tak bardzo lubi� biega� z Monic� po
parku, w �rodku lata, b�d�c na wakacjach w Madrycie. Trzydzie�ci stopni w
cieniu. Tam te� tak by�o. Kazano mu wykopa� d� o dok�adnej g��boko�ci 2,5
metrowy g��boko�ci - po co? To ju� niewa�ne, jak stwierdzi� sam naczelnik,
zlecaj�cy wszystkie prace fizyczne. Po co mieliby wysy�a� na robot� swych z
stra�y skoro mog� wykorzysta� tych silnych, bezm�zgich skurwysyn�w. Zadanie to
spe�ni� w 99% - musimy jednak pami�ta� �e liczba 99 to nie 100. Co za pech, te
dok�adno�ci co do milimetr�w zna� tu ka�dy. I jak stra�nik powiedzia� �e zobaczy
brak po�ysku na kt�rym� skrawku kafelki w kiblu, nie udamy si� na obiad. To
dopiero kawa� chama. Burns, by� nieugi�ty, dlatego d� przypad� w�a�nie mu.
- Wi�niu, tracisz tylko czas... - westchn�� �ysawy, w�saty m�czyzna z
g�ry, patrz�c przed siebie. Zaci�gn�� si�, przygryz� cygaro po��k�ymi z�bami i
poluzowa� sobie krawat. Wyci�gn�� chusteczk� i wysmarka� w ni� nos.
- Robi si�, szefie.
Chwyci� ponownie za �opat� - wbi� g��boko. Podwa�y� go�� stop� i wyrzuci�
parti� piachu na g�rk� w g�rze, kt�ra chwili na chwil� stawa�a si� coraz
wi�ksza. Naczelnik gdzie� na chwil� znikn��. Zdziwiony tym Burns, podskoczy� i
chwytaj�c si� przem�czonymi r�koma ostatkami si� podci�gn�� si�. Jego oczom
ukaza�a si� pusta przestrze�, w oddali rysowa� si� budynek g��wny, po lewej
dostrzeg� rozci�gaj�ce si� lotnisko. Ucieka�? To przecie� niemo�liwe! To pewnie
element wychowania, pr�ba wy��czenia w wi�niu impulsu do ucieczki. Zatarciu
tego po��czenia mi�dzy SWOBODA-WOLNO��. Ja sobie tylko wyobra�am jak on si� ba�.
- Tw�j czas min��!
Przestraszony t� wypowiedzi� Burns spad� w d� uderzaj�c o �ciank� do�u -
bliski kontakt z tward� glin� odczu� par� sekund p�niej, gdy poczu� jak co�
przeskoczy�o mu nieopodal karku. Co za cholernie uci��liwy b�l. Nie mo�esz si�
za swobodnie wygina� bo ju� si� odezwie. Zupe�nie jak z kobietami...
- Jaki uzyska�e� wynik?
- My�l� �e w miar� pozytywny...
- Nie my�l! To ja my�l� nie ty, wiesz co nale�y do twojej roboty! Jeszcze
si� nie nauczy�e�? Ale� ty jeste� odporny na wiedz�. Czekaj no, ju� ja ci�
naucz�,
kupo gnoju! - naczelnik kompletnie nie zwa�a� na pe�n� gniewu twarz wi�nia. Po
tym ci�gu blu�nierstw, znikn�� mu z pola widzenia.
Odszed�. Nie min�o pi�tna�cie sekund a ju� przy dole pojawi�a si� para
stra�nik�w. Barczy�ci, w granatowych uniformach, kamienne twarze. Spogl�dali na
niego z pogard�. Jeden splun�� nieopodal niego w d� i krzykn��:
- Ruszaj si� wi�niu, inny doko�czy za siebie. Idziesz tam, gdzie sobie
zas�u�y�e�.
- Do czy��ca? - odpar� ironicznie Burns.
- Cwany z ciebie gnojek, zapewniam ci� jednak �e po trzech dniach sp�dzonych
w klatce odechce ci si� nawet my�le�...
Drugi za�mia� si� chamsko i zapali� papierosa.
- �adna pogoda co nie, Charlie? - zapyta� ten ni�szy i ponownie splun��.
- Mog�o by� troch� wilgotniej... no ruszaj si�!!!
Pracownik wygrzeba� si� z ledwo�ci� Pad� na kolana ze zm�czenia. Stra�nicy
podnie�li go i rzucili nieco przed siebie. Jeden z nich wyci�gn�� berett�.
- Co ty robisz? - drugi zagai�.
- To w razie potrzeby. Cholera wie czy nie udaje.
- Fakt - drugi da� znak �e rozumie.
Burns podni�s� si� leniwie i szed� nier�wno przed siebie. Chcia� w jaki�
spos�b zmusi� stra�nika aby go zastrzeli� lecz nic ni przychodzi�o mu do g�owy.
Potworny b�l g�owy nie pozwala� na cho� paro sekundow�, konstruktywn� my�l.
Pozosta�o tylko i�� i czeka� na przebieg wydarze�. Nigdy wcze�niej nie zdarzy�o
mu si� wyl�dowa�. Pono� ludzie po wyj�ciu stawali si� chodz�cymi warzywami.
Kompletnie zanikn�y im zmys�y s�uchu, mowy. To by� chyba g��wny cel tego
wi�zienia. Wypaczanie psychiczne wi�ni�w aby zyska� nad nimi bezgraniczn�
kontrol�. Burns by� nieugi�ty. Stosowali wiele rzeczy przeciwko niemu. Nie
pozwoli� na to aby mu rozkazywano. Teraz wystawili go na najgorsz� pr�b�.
Zbli�ali si� coraz bli�ej klatki. Burns wiedzia� �e je�li czego� zaraz nie
wymy�li zamkn� go w �rodku tego piekie�ka na cho�by tydzie�.
- Wiesz co... - przem�wi� ledwo Burns - zastanawiam si� jakby wygl�da�a
twoja morda w �rodku tej klatki.
Prowadz�cy go, z petem w d�oni stra�nik tylko za�mia� si�. Drugi jednak
odbezpieczy� bro�.
- Do kt�rego z nas powiedzia�e� to, �mieciu?
- Do ciebie, cieciu. Taki jeste...ekhm, m�dry, skurwielu? My�lisz �e jeste�
���-siln-y gdy trzymasz w gar�ci bro�? �a�osny z Ciebie tch�rz.
- Charlie, strzel� mu w ten zakuty �eb i b�dzie po krzyku - stwierdzi�
kr�tko i wycelowa� prosto w potylic� Burnsa. Ten szed� prosto w kierunku klatki,
niczym
zahipnotyzowany
- Oszala�e�?! Przecie� jemu tylko o to chodzi. - w tym momencie wi�zie�
u�wiadomi� sobie, �e klawisze to wcale nie g�upi kolesie, kumaj� psychik�
cz�owieka, pracuj�cego 10 godzin dziennie, z kwadransowym odpoczynkie i
manierk� wody na czas pracy. Burns odwr�ci� si� i krzykn��:
- Co jest dupku?! Nie potrafisz mnie zabi�, przecie� ja ju� jestem
martwy!Skr�� me cierpienie! - wydar� si� na ca�e gard�o.
Stra�nik opu�ci� bro�.
- Naszym zadaniem jest przed�u�y� twoje cierpienie, nie jego przyspieszenie.
Jak mog�e� by� tak g�upi, my�la�e� wi�niu �e dam si� na to nabra�?
- Ju� nigdy wi�cej nie pomy�lisz, mo�esz mi wierzy�. - doda� ten drugi.
Zbli�yli si� do klatki. Burns upad� przed jej drzwiczkami. Tu�amy kurzu
unios�y si� w powietrze. Stra�nik chwyci� go za przet�uszczon� czupryn� i z
pomoc� drugiego, wpakowa� jego cia�o do �rodka. Zatrzasn�� drzwiczki, za�o�y�
stalow� k�ujk�
- Okr�g�y tydzie�. Tego jeszcze nikt nie prze�y�. M�dl si� aby B�g zes�a�
tobie deszcze bo inaczej, b�dzie z tob� krucho. Aha, jak b�dziesz grzeczny, mo�e
przyniesiemy Ci szczyny psa naczelnika. Zapewniam, �e b�dziesz zachwycony. Drugi
ze stra�nik�w, wyra�nie ma�om�wny rzuci� g�o�no:
- Na co jeszcze z nim gaw�dzisz?! Idziemy, robi� si� g�odny... -
poszatkowany g�os przedar� si� niewyra�nie przez g�ste powietrze wiatru.
Odeszli. Burns przez chwil� le�a� nieprzytomny. Po kilku minutach otworzy�
oczy. Sytuacja nie prezentowa�a si� interesuj�co. Le�a� (w zasadzie siedzia�)
skulony do granic mo�liwo�ci i nie m�g� poruszy� nawet palcem. Wype�nia� klatk�
po brzegi, mimo �e sw� postur� nie mia� co konkurowa� z reszt� wi�ziennych
byk�w. "Jak oni �aduj� tu tych wi�kszych?, a mo�e chc� si� mnie pozby�, bo
stwierdzili �e lepiej b�dzie mie� o jedn� mord� mniej do wykarmienia" Czy to do
cholery r�wnie� nale�y zaliczy� do programu resocjalizacji wi�ni�w. Wiedzia�
jedno: ju� dzisiaj umrze. Jednak prze�y�, wytrzyma� ten ucisk - jego umys�
nie wygas� tak szybko. �y� jeszcze przez okr�g�y tydzie�. Po tych siedmiu
dniach, zmar� z przem�czenia. Ta
klatka, nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazi�, c� to musia�a by� za
m�czarnia. Gor�ce s�o�ce, gor�ca klatka i gor�ca wiatr uderzaj�cy o twe plecy.
Chcia�bym aby podzieli� si� z mn� tym b�lem. My�l� �e to ostatnie zdanie
wypowiedziane przez stra�nika (o sikach), tylko nap�dzi�o Burnsa do tego, aby
prze�y�. Wszystkie swoje wcze�niejsze �ale, b�le i udr�ki oraz relacje z
codziennych 8 godzinnych prac przy zawieszaniu ogrodze� (nie wiem ile wynosi�a
obj�to��) opisywa� w najdrobniejszych szczeg�ach w swych listach kt�re pisa�.
Pisywa� praktycznie codziennie - po dw�ch dniach by�y ju� u mnie, mimo �e spory
kawa�ek mia�y do przebycia (Vancouver-Londyn). Op�aca�em w�wczas wszystkiego
jego przesy�ki kt�re przychodzi�y na m�j adres - spore by�y to koszta, z czasem,
przysz�o mi nawet do g�owy, �ywi� si� stosami tych papier�w, gdy� pieni�dzy na
jedzenie normalnie nie starcza�o! W�wczas, gdy pisa�, mieszka�em w Londynie,
pracowa�em w miejscowej gazecie. Wtedy r�wnie�, zmarli moi rodzice, podczas
katastrofy lotniczej. To by� kolejny szok, wszystko si� rozsypa�o - niczym domek
z kart. Lecieli w�a�nie do Londynu aby przyjrze� si� na w�asne oczy, jak ich syn
radzi sobie samodzielnie. Prze�ywaj�c bole�nie te dwie sprawy, wci�� pogr��a�em
si� w depresjach, za�ywa�em morfin� i pi�em nadmierne ilo�ci alkoholu. Ca�ymi
dniami przesiadywa�em przy biurku i rozk�ada�em my�li Burnsa na najdrobniejsze
detale. By�y takie szczere, tak prawdziwe. My�l� �e wybaczy� mi i� zosta�
oskar�ony za zamordowanie Monicy. Wiedzia� doskonale, i� to jestem morderc�.
Wybaczy� mi, �e zabi�em jego przysz�� �on� i zburzy�em wszystko na co
pracowa� przez ca�e dwie ostatnie klasy liceum... Czy m�wi� jednak prawd�? Mo�e
potrzebowa� oparcia... czuj� jednak jego szczero�� wobec mnie, wiele nas wszak
��czy�o. Mimo �e innych darzy� nienawi�ci�, mi za nawet najgorsze przewinienie
nie zrobi� najmniejszej krzywdy. To mnie zawsze zastanawia�o. Ja by�em tylko
jego przyjacielem (przynajmniej tak mi si� wydawa�o), czy ka�dy m�g� nim zosta�,
czy by� kto� kto m�g� zaj�� moje miejsce? S�dz� �e tak. Nigdy nie zrobi mi si�
ju� l�ej na sercu, wci�� pami�tam wyraz twarzy Monicy. Czy ja kiedykolwiek
powiedzia� �e czuj�?
Przez ostatni list, jaki otrzyma�em od niego przemawia�o wyczerpanie,
t�sknota, b�l i...�miech. Odebra�em to jaka zachwianie psychiki. List by�
chaotyczny, napisany "na kolanie". Pisa� �e jestem kompletnie za�amany, nie
odr�nia widelca od no�a. Jego �wiat skurczy� si� do wielko�ci talerza owsianki.
O tym, �e Burns zawsze by� mi bliskim przyjacielem przekona�em si�
definitywnie,czytaj�c Post Scriptum: "Nigdy nie walczy�e� o to, aby by�
lepszym..."
W�chaj�c dzi� twe kwiaty,
nie dostrzegam ju� pi�kna, swobody.
By�em jednym z tych, kt�rzy si� nie sprawdzili.
Chwyci�em za bro�, jak niedojrza�y g�upiec,
wytworzy�em wok� siebie zniewalaj�cy, op�ta�czy chaos. Teraz, ukrywaj�c si� z
dala od wszystkich,
my�l� nad dalszym ci�giem,
rozmy�lam nad czym�, co przecie� w og�le nie istnieje... To nie mog�o si� uda�,
by�o za ma�o czasu i mo�liwo�ci.
Wszyscy to wiedzieli�my.
Czuj� wci��, �e gdybym wtedy nie odszed�,
wszystko trwa�o by nadal.
By�em niesprawiedliwy. Rozdzia� III - Spowied� Prowadz� wojn� ze samym
sob� - mo�e to do�� infantylnie zabrzmi, ale nie potrafi� zapanowa� nad sob� w
tej Pustce. Nie czuj� przep�ywu krwi w mych
�y�ach, nigdy nie poranionych, zawsze czystych, tak samo jak m�j umys�. Sama
my�l o tym, �e kiedy� potrafi�em �piewa� i mog�em chodzi�, je��, kocha� nape�nia
mnie takim smutkiem jakiego nigdy jeszcze nie czu�em. Co pocz��? Ile mo�na tu
czeka�, do jasnej cholery?! �ciskam w sobie tyle niepotrzebnej agresji,
kanalizuje w swej duszy tyle negatywnych emocji �e umiera� mi si� chc� na my�l o
tym, co utraci�em.
Byli�my wszyscy dobrymi przyjaci�mi: Monica Lange, Jason Burns i Ja -
Polak, z krwi i ko�ci. Przezywali mnie zawsze Beksa, gdy� bardzo �atwo mo�na
mnie by�o doprowadzi� do p�aczu - tak w�a�ciwie to nazywam si� Marcin Kl�ty.
Maj�c niespe�na czterna�cie lat (zaraz po uko�czeniu szko�y podstawowej),
wyprowadzi�em si� z rodzin� do Stan�w Zjednoczonych. Moja rodzina szuka�a jakie�
innej drogi - dobrzy byli z nich ludzie. Mama t�umaczy�a ksi��ki a ojciec
pracowa� w serwisie komputerowym. Od ma�ego starali si� wykszta�ci� mnie. Mimo
opor�w, po wyj�ciu z podstaw�wki ju� potrafi�em m�wi� po angielsku - na takim
poziomie, na kt�rym by�em w stanie si� z cz�ekiem dogada�. Zapad�a decyzja o
wyprowadzeniu si�, by�y na to pieni�dze z oszcz�dno�ci, by�y i pieni�dze na
op�acenie mieszkania. M�j ojciec doskonale zna� tamtejsze ceny gdy� mia� wiele
przyjacielskich kontakt�w z tamtejszych bran�owych firm komputerowych. Migiem
spakowali�my rzeczy. Nigdy nie czu�em si� w Polsce dobrze, to okropny,
niebezpieczny kraj - szczeg�lnie mieszkaj�c w du�ych miastach. ��d� niew�tpliwie
do takich nale�y. Zawsze odrzucany od r�wie�nik�w, �y�em w odosobnieniu, ani
rodzice nie mieli dla mnie czasu ani mieszkaj�ca dwie ulice dalej babcia,
zapatrzona w Wenezuelskie seriale obyczajowe. By�em jedynakiem, nie sprawiaj�cym
k�opot�w, dzieci�stwo mia�em ca�kowicie zwyczajne, nie by�o w nim nic
szczeg�lnego. Mog�em zrobi� wiele rzeczy, aby ubarwi� sobie �ycie, wiedzia�em
jednak �e w�a�ciwy czas na zabawy i przyjemno�ci jeszcze nastanie.
Wiem, �e w�wczas niewiele nastolatk�w my�li o tym w ten spos�b, c�, mia�em
szcz�cie. A mo�e pecha?
Nasza tr�j osobowa paczka zawsze by�a obiektem kontrowersji - czy to na
osiedlach, w szkole. Nasze niekonwencjonalne zachowania na wyk�adach, odchodz�ce
od stereotyp�w mody m�odzie�owej ciuchy i spos�b bycia by� bacznie obserwowany
przez wyk�adowc�w. Nie zlicz�, ile razy zostali�my wyrzuceni z historii, za
ci�g�e �miechy, po tym jak przypalali�my du�e dawki najlepszego towaru marihuany
jaki by� w obiegu. Uwielbia�em np. straszy� nauczyciela od filozofii T-Shirt'em
"RABIES". Heh, to by�y naprawd� szalone czasy. A wszystko zacz�o si� od Burnsa,
kt�ry na swym plecaku wypisa� r�owym sprayem has�o "ALL PEOPLE SUCK".
Uwielbiali�my chodzi� do pub�w i pi� nadmierne ilo�� piwa by potem wys�uchiwa�
monotonnych, doskona�ych utwor�w muzyk�w, graj�cych na blaszanych instrumentach
klawiszowych. Poezja. Muzyka s�czy�a si� przyjemnie a my rozmawiali�my na
najbardziej powa�ne (jak i najbardziej banalne) tematy, opowiadali�my dowcipy.
To by�y naprawd� bardzo szalone miesi�ce. Ka�dego z nas interesowa�y inne
rzeczy - Jason i Monica �yli muzyk� punkow� z wczesnych lat 80. Monica poza tym,
lubi�a szkicowa� - stworzy�a mas� szkic�w mych i Jasona profil�w. Do dzi� mam
kilka pochowanych po szufladach i wci�� uwielbiam je ogl�da�. Kocha�a malowa�,
przelewa�a swe my�li na papierze, b�d�c pod wp�ywem LSD-25. Ja natomiast,
zaczytywa�em si� we wszelak� literatur� - pisywa�em nawet pami�tniki, lecz po
�mierci Monicy, spali�em wszystkie, uzna�em bowiem ten etap �ycia za zamkni�ty i
nie mog�em pozwoli�, aby kto� wtargn�� w me wspomnienia. W pierwszej fazie
naszej znajomo�ci nie rozumia�em kompletnie tych ludzi - prezentowali kompletnie
inny �wiatopogl�d, traktowali �ycie z przymru�eniem oka. To inna mentalno��, ja,
rodowity Polak, wychowany w zupe�nie innych tradycjach nie pojmowa�em obyczaj�w
Ameryka�c�w. Wkr�tce jednak, sta�em si� cz�ci� tego jednego wielkiego rozumu.
Uzupe�niali�my si� nawzajem, wspierali�my i pomagali�my sobie - pieni�nie
b�d� w nauce. Zawsze wiedzia�em �e mog� na nich liczy�, nigdy mnie nie zawiedli.
Czy oni, mog� powiedzie� o mnie to samo? Zn�w zaczynam siebie obwinia�. Taki ju�
jestem, od��czaj�c si� od tego tr�j osobowego rozumu, sta�em si� jedynie cz�stk�
kt�ra potrzebuje uzupe�nienia. Bez niego nie mo�e funkcjonowa�.
Opisuje to w ten spos�b, jakby�my razem jako pi�ciolatki, k�pali si� w
jednej wannie. Nie, sk�d�e. Pierwszy raz zobaczy�em ich na egzaminach wst�pnych,
kt�ry by� zreszt� jednym z najgorszych dni w mym �yciu. Przez wszystko trzeba
przej��, prze�y�em wi�c i to.
Wszystko zacz�o si� banalnie, podczas czwartego okresu drugiego semestru
roku pierwszego. Szed�em przed korytarz g��wny - kierowa�em si� do g��wnych
drzwi wyj�ciowych. W domu, w planach mia�em przeczytanie zadane na jutro lektury
(zadana by�a ju� tydzie� temu, tyle �e z nawa�u pracy nie by�em w stanie do niej
przysi���). Min�� drzwi do ubikacji m�skiej i w tym momencie poczu�em potrzeb�.
Bez zastanowienia wszed�em, wszak zale�a�o mi na dobrym rozgospodarowaniu czasu.
B�d�c w �rodku, rozejrza�em si� mimowolnie po wn�trzu. Dopiero wtedy
u�wiadomi�em sobie �e nigdy przedtem, jak d�ugo ju� chodz�, moja noga wi�cej tu
nie postanie (korzysta�em z ubikacji na drugim pi�trze). Ostry fetor rozlanego
po pod�odze moczu (kto� nie by� w stanie wcelowa�?) uderzy� w me nozdrza z tak�
si��, �e przez chwil� sta�em nieco otumaniony. Podszed�em do pisuaru i ponownie
obrzuci�em pomieszczeni wzrokiem - tym razem nieco dok�adniej.
Roztrzaskane kafelki, wybite tylnie okno i poro�ni�ty grzybem sufit
pozostawia�y, delikatnie m�wi�c, wiele do �yczenia. Wyrwane umywalki? Do tego
wulgarne has�a, rozpisane na drzwiach kabin stanowi�y �liczne dope�nienie -
has�o "Janet to kurwa" doskonale wsp�gra�o z le��cym na posadzce, zakrwawionym
tamponem. Us�ysza�em g�o�ny �miech. Zapi��em rozporek i spostrzeg�em i� za
ostatni� kabin� znajduje si� dalsza cz�� pomieszczenia. W tylnej cz�ci kibla
rozci�ga�a si� d�uga, prostok�tna sala, pe�na umywalek i zabrudzonych, zbitych
luster. Chyba od dawna nikt tu nie sprz�ta�. Na ko�cu sali dojrza�em dw�ch
osobnik�w - co ciekawe byli z mojej klasy - nie zna�em ich, jedynie z widzenia i
specjalnie nie spieszy�o mi si� aby zmienia� tak ustawion� relacj� mi�dzy na
nami. G�o�no rozmawiali o jakim� filmie �miej�c si� op�ta�czo. Opieraj�cy si� o
umywalk� kole� wygl�da� �miesznie - kr�tkie, si�gaj�ce do kolan, czarne jeansowe
spodnie, do tego T- Shirt z logiem jakiej� kapeli z has�em "NIE PRZEJMUJ SI�,
JEZUS WYBACZY CI WSZYSTKO". Trzyma� w dw�ch palcach skr�ta i zaci�gn�� si�
mocno. �ykn�� z opakowanej torb� �niadaniow� plastykowej butelki nieco piwa i
(jakby) gniewnie spojrza� si� na mnie. Si�gaj�ce do ramion, czarno-br�zowe
dready zakrywa�y jego twarz. Po chwili poda� jointa swemu kumplowi, siedz�cemu w
rogu sali - blondynowi w kr�tkich kr�conych w�osach, ubranego w kraciast�
koszul� i spodnie 3/4. Podszed�em do umywalki.
- Ej, ty! - krzykn�� ciemny w moj� stron�. Drugi nawet nie zwr�ci� na mnie
uwagi.
Milcza�em. Zignorowa�em go. Przynajmniej stara�em si�. Odkr�ci� kurek z
zimn� wod�. Zamoczy�em w p�yn�cej z kranu wodzie swe d�onie.
- Ty stary, mam do czynienia z g�uchym? - rzuci� upokarzaj�co do swego
znajomego. Ten tylko parskn�� �miechem i �ykn�� porz�dnie ze swojej, identycznej
butelki.
Nie wiedzia�em co odpowiedzie�. Nie przywyk�em do takich sytuacji. Nikt
nigdy nie zwraca� na mnie uwagi - zawsze by�em skryty w cieniu - sta�em si�
niemal�e
niezauwa�alny. A tu nagle kto� si� do mnie pierwszy odezwa�. Mo�na to by�o
potraktowa� jako nowe do�wiadczenie. Nie zdoby�em si� na odwag� by odpowiedzie�
mu cokolwiek.
- Boisz si�? - tym razem zada� w moj� stron�. nie lubi�em takich pr�b
nawi�zania kontaktu. Tak w og�le, to nie zna�em �adnych mo�liwo�ci na kt�ry
mo�na by�o nawi�za� znajomo��. W ka�dym b�d� razie, ta ju� mi si� nie spodoba�a.
"Tak, to prawda boj� si�. Jestem zamkni�ty na sze�� spust�w u musia�by� by�
cholernie upierdliwy aby dobrn�� do ostatniego zamka". Na dolne rz�sy oczu
nap�yn�y mi �zy. Odwr�ci�em g�ow� o przez za�zawione oczy me widzenia nieco si�
rozmaza�o, przez co sta�o si� niewyra�ne. mimo to, wci�� widzia�em ich sylwetki.
Nie potrafi�em zebra� si� na odwag� aby podej�� i spontanicznie nawi�za�
rozmow�. To wydawa�o si� by� proste - podej��, przedstawi� si� i zagai�
zwyczajnie - np. zapyta� o oceny z ostatniego egzaminu zaliczeniowego z
historii. Nie by�em z tej oceny zadowolony, a od ponad roku nie pyta�em si�
nikogo innego o ocen� jak� ma. Mo�e czas to wreszcie... Z namys�u wyrwa� mnie
chrobot otwieranych drzwi. Burza my�li. Kto idzie? Czy to wyk�adowca Halsky z
matematyki us�ysza� chichy i wpad� zapozna� si� z panuj�c� tu sytuacj�. Ja te�
za to bekn�! Siedz�cy pod oknem kole� panicznie wyrzuci� butelk� za okno a
stoj�cy ciemny cisn�� butelk� o stoj�cy pod umywalk� kube� na �mieci. Napi�cie
opad�o. gdy do sali wpad�a ko�ysz�cym krokiem dziewczyna z mojego roku. J�
r�wnie� dobrze zna�em z widzenia. Trudno by�o jej nie zapami�ta�: D�ugie,
kasztanowe w�osy, lu�ny ubi�r i poka�ny tatua� na lewej r�ce zakrywaj�cy
przestrze� sk�ry od barku a� po �okie�. Imponuj�co doskona�y, podobnie jak ona w
ka�dym calu. Spojrza�a na mnie k�tem oka. Sz�a zdecydowanym krokiem w kierunku
ciemnego.
- Cholera, Monica, nie mog�a� wej�� delikatniej. Tyle borwaru... - j�kn��
siedz�cy po oknem ch�opaczyna i zapali� papierosa.
- O, masz gifty. Pocz�stuj mnie prosz� - uprzejmie go poprosi�a. Nie m�g�
odm�wi�.
- Jak biologia? - zapyta� ciemny ca�uj�c jej szyj�.
- Mog�o by� lepiej. W sumie pewnie nie zalicz� - odsun�a si� od niego i
obmy�a twarz nad umywalk�. Blondyn przygasi� na j�zyku papierosa.
- Cholernie dzi� gor�co. Suszy mnie strasznie, gdzie dzi� wyskakujemy,
skarbie? - ciemny zagai� ponownie.
Czy�by nie widzieli si� d�ugo?
- Zapewne do HALTu. Mam ochot� na co� przyjemnego a jednocze�nie
interesuj�cego.
- Mog� z wami? - blondyn wsta� i sw� min� przypomina� dziecko prosz� mam� o
swego ulubionego batonika.
- Nie. Absolutnie - ciemny wyra�nie odmawia�. Wi�c jednak nie by� mu bliski.
Blondyn umilk�. Nawet nie pr�bowa� drugi raz prosi�. Nie mia�o to najwyra�niej
sensu.
Sta�em, patrzy�em, a oni kompletnie nie zwracali na mnie uwagi. Mo�e
zauwa�aj� mnie tylko poszczeg�lne osoby. Nauczyciele - ci wybra�cy, no i ten
ciemny... Przys�uchiwa�em si� tej lu�nej rozmowie i zapragn��em by� uczestnikiem
podobnych zdarze�. Nudzi�o mnie ci�g�e ucz�szczanie na wszystkie wyk�ady.
Zdarza�o si� �e jako jedyny by�em obecny na sali. nie wiedzia� czym innym si�
zaj��. Co mog�em zrobi�? P�j�� sam do kina, napi� si� kawy w kawiarni, zajrze�
do teatru lub odpr�y� si� w operze. Wszystko sam. by�em zdany na samego siebie.
To w�a�nie spowodowa�o �e wytworzy�em wok� siebie barier�, kt�ra otula mnie
(wr�cz uwiera) i nie pozwala mi doprowadzi� do zmiany. Umys� podpowiada� mi co
innego, sumienie co innego. Dusza cz�owiecza zawsze ma najwi�cej do powiedzenia
w momencie kiedy cz�owiek staje przed bardzo istotnym momentem. Wiedzia�em, �e w
momencie gdy odezw� si� do nich, przenios� si� do innego �wiata. Bariera
opadnie. Nikt nie jest w stanie jej zniszczy�. Tylko ja sam - wy��czaj�c j�.
- Dlaczego do mnie przem�wi�e�? - wydusi�em si� siebie jednym tchem.
Ciemny ze zdumieniem spojrza� na mnie.
- Wi�c jednak zebra�e� si� na odwag�? - zapyta� spokojnie.
- Jason, kto to? - zapyta�a Monica.
- Kto�, kto jest warty tego, aby go o to zapyta�... - odpar� Jason.
W�r�d odm�t�w ciemno�ci zauwa�am pomara�czowe �wiate�ko, pulsuj�ce coraz
intensywniej. Zbli�a si� w moj� stron�. To najwa�niejszy znak. Znak �e nareszcie
nadesz�a moja kolej. Jak ja d�ugo na to czeka�em. Nic mnie teraz powstrzyma aby
po ni� si�gn��, po�kn�� j� i nape�ni� si� nadziej�. Wykluczona jest moja
bezradno��. Czy powinienem si� cieszy�? Nareszcie po mnie przyszli. Mo�e
wreszcie otrzymam co� bardziej kreatywnego. Przecie� ja nigdy nie chcia�em sta�
si� lepszy...
Tw�j wzrok pozostawia niezatarty �lad w mej psychice,
Kapi�ce zewsz�d brudne powietrze, sprawia �e staje si� inny.
Jestem brudny i nieokrzesany, szcz�liwy? Nieustanny szum, m�tlik w g�owie,
Oczy anio�a twego spogl�daj� na mnie i odtr�caj� me cia�o,
powiadaj�, �e jeszcze nie jestem got�w, nie jestem wystarczaj�co czysty,
pewna cz�stka mnie le�y wci�� nienaruszona,
a powinna zosta� wyeliminowana,
oto ca�a prawda twego m�a. Przysz�a� do mnie kt�rego� dnia aby mi powiedzie�
jaki jestem g�upi,
u�wiadomi� mi jak bardzo �a�uj�,
rozdrapa� me oplute blizny,
kiedy wreszcie on zrozumie �e nie pragn� �ycia u twego boku,
nigdy tak nie uk�ada�em ta�my,
chc� tylko chwil�, takowa z pewno�ci� mi si� nale�y,
sekundy, kt�r� b�d� si� cieszy� do momentu w kt�rym to ty mnie przeprosisz.
Epilog - to be or not to be, that's the question... Czym by�oby �ycie bez
jakichkolwiek problem�w? Niczym. Cz�owiek musi zmaga� si� z ci�g�� przeciwno�ci�
losu. To jego zadanie - osi�gn�� apogeum swego rozwoju by p�niej jako spe�niony
cz�owiek odej��, pozostawiaj�c po sobie cho�by najmniejszy �lad, lecz ten
pozostanie na zawsze. Nigdy nie licz na pierwsz� pomoc, lepiej ukl�knij i
przyznaj si� do b��du... Grudzie� 1999 - marzec 2000
go rozwoju by p�niej jako spe�niony cz�owiek odej��, pozostawiaj�c po sobie
cho�by najmniejszy �lad, lecz ten pozostanie na zawsze. Nigdy nie licz na
pierwsz� pomoc, lepiej ukl�knij i przyznaj si� do b��du... Grudzie� 1999 -