4898

Szczegóły
Tytuł 4898
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4898 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4898 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4898 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Gierczak Pastwisko Losu Rozdzia� I - Lody z bakaliami Wiosenne popo�udnie - s�o�ce roz�wietla osiedle przy ulicy Hallera. Sielankowy nastr�j. Rodziny wracaj� z niedzielnej mszy, wraz ze swymi pociechami. Niewysoki, szczup�y m�czyzna, kurczowo �ciska r�czk� swego ma�ego synka. Niebiesko-bia�a czapeczka, spoczywaj�ca na jego okr�glutkiej g��wce zakrywa jego zielonkawe oczka. Spokojnie spaceruj�, a min�wszy niedaleko znajduj�c� lodziarnie w dziecku rozbrzmiewa wewn�trzny b�l: zaczyna krzycze� a na policzkach pojawiaj� si� �ezki. - Synku, co si� sta�o? - zapyta� zaskoczony ojciec. - Loda, tato... chc� loda - odpowiedzia�o niepewnie dziecko, podskakuj�c rozgoryczone. - Dobrze. - odpar� bez d�u�szego namys�u tato. Weszli do lodziarni, zat�oczonej w�wczas. - Zaraz kupi� ci to co chcesz. Nie min�� kwadrans a m�czyzna sta� ju� przy ladzie. Dziecko siedzia�o pos�usznie przy bia�ym stoliku, wtopione w szerokie, utrzymane w tej samej barwie, wykonane z grubego plastyku krzes�o. Tato podszed� to swego synka, przykucn�� przy nim, wyci�gn�� z kieszeni chusteczk� i wytar� rozlane r�wnolegle, delikatne �zy. - Prosz�, masz, taki jak lubisz. Dziecko nawet nie podzi�kowa�o, ojciec wprawdzie tego nie wymaga�. Ch�opczyk chwyci� podarunek dosy� niezgrabnie i wsta� powoli z krzes�a. Przed wyj�ciem jeszcze, ojciec poprawi� mu jego czerwony szalik, kt�ry nie dok�adnie okrywa� szyj� malca. - Tylko jed� powoli, dobrze? - Dobrze tatusiu. Wyszli z pomieszczenia i przeszli na drug� stron� ulicy. Ch�opiec liza� loda powoli, tak jak ojciec prosi�, a roztopione partie smako�yku skapywa�y na jego czerwon� kurteczk�. Tato uwa�nie go obserwowa� i zauwa�ywszy incydent, zatrzyma� si�, wyj�� chusteczk� i przykucn�� aby by� na jego wysoko�ci. - Oj, poczekaj, ochlapa�e� si� - stwierdzi� ojciec kr�tko. - Przepraszam... - szepn�o dziecko. - To nic, tylko jed� ostro�nie. Ruszyli prosto do domu. Mijali ulice, pe�ne u�miechni�tych twarzy rodziny wraca�y do dom�w za zapakowanymi ciastami aby po �wi�tecznym obiedzie spo�y� smaczny deser. Dziecko mija�o twarze, wszystko by�o prawdziwie spokojne. - Tato, spa�... - Dobrze, wr�cimy do domku to si� po�o�ysz. Ch�opczyk szed� cierpliwie, jednak nie poznawa� otaczaj�cych go blok�w. Wydawa�o mu si� �e szed� t�dy pierwszy. Dozna� uciechy gdy ujrza� trzepi�c� dywan mam�. - Mama! - krzykn�� g�o�no, tatu� spojrza� na jego twarz. Nie kry� rado�ci. Mama dobrze us�ysza�a i spojrza�a na lew� stron� od trzepaka. Dochodzi�a 13:00 wi�c zgodnie z czasem zjawili si� nieopodal domu. Rodzice przywitali si� ca�usem. Ojciec chwyci� za dywan i zani�s� go do mieszkania. Mama zbli�y�a si� do synka. Dziecko patrzy�o spokojnie i na widok u�miechni�tej twarzy mamy odwzajemni�o zadowolenie. Dziecko okaza�o swe bielutkie mleczaki a podbr�dek jak i wargi okryte by�y resztkami loda. - Chod�, p�jdziemy si� umy� - powiedzia�a mama i chwyci�a ch�opca za r�k� - Spa�... - wysapa�o, zm�czone spacerem dziecko. - Dobrze, zaraz si� po�o�ymy... Udali si� do mieszkania. Postaraj si� zrozumie� m� trosk�, o tw� pami��. Ciesz� si�, �e nareszcie unios�e� ten ci�ki worek, pe�en marmurowych p�yt. Uda�o ci si�. A ja ju� na zawsze z�o�y�em tobie jedyn� obietnic�. Zawodzi�em twe oczekiwania, ty nie pozostawa�e� mi d�u�ny. Dzi� chcesz odej��, jak tch�rz, cz�owiek kt�ry wci�� my�li, �e zna rozwi�zanie. Rozdzia� II - godamn this voice inside your head Szyja to najpi�kniejszy punkt kobiecego cia�a. G�adka, d�uga, nadaje uroku ka�dej istocie poczucie zadowolenia. Dok�adny, miarowy puls, krew delikatnie przep�ywaj�ca przez �y�y t�tnicze. Poddana pieszczot� napr�a si�, zyskuje nowy kszta�t, okazuje jaka jest zadowolona. Czuje. Nie pragnie wydosta� si� z u�cisku przyjemno�ci, chc� (��da) aby trwa�o to mo�liwie jak najd�u�ej. Spogl�da w lustro i wydaje jej si� �e jest doskona�a - mocne, kr�cone, �licznie u�o�one w�osy, d�ugie nogi i pi�kna twarz - jest obiektem po��dania ka�dego m�czyzny. Nigdy nie my�la�a �e zostanie spostrze�ona. W szkole ignorowana, zakochana w swoim ch�opaku i b�d�ca przyjaci�k� jego kolegi dziewczyna, pogr��ona by�a w w�asnym �wiecie, do kt�rego nikt nie mia� dost�pu. Droga by�a kr�ta, pe�na najr�niejszych rozstai, niebezpieczna i d�uga. By�a artystk� i walczy�a ze swymi zjawami nocnymi - upiorami i demonami w cz�owieczych postaciach. Na my�l (widok) o nich strasznie blad�a, �aden makija� nie by� w stanie ukry� tego, co tak naprawd� czu�a. Poobgryzane ze strachu paznokcie, do krwi rozdrapane koniuszki palc�w. Pocz�tkowo nad wszystkim panowa�a, ukrywa�a sw�j b�l. Prawa Murphy'ego nigdy nie zawodz� - j� te� to poch�on�o. Cierpienie narasta�o. Spogl�daj�c na to wszystko z perspektywy czasu, wydaje mi si� �e to nie mog�o trwa� ani chwili d�u�ej - wszak samob�jstwo to tch�rzostwo a lito�� stanowi oznak� s�abo�ci. Wybra�a to drugie - cho� nigdy nie pomy�la�bym �e jest a� tak s�aba. Wielu rzeczy nie wiedzia�em - nie chc� wiedzie�. Chc� odpocz��, zasn��. Nie potrafi� teraz my�le� o niczym innym. Pami�tam jak siedzieli�my kiedy� w hu�tawce - pragn�li�my jeszcze raz poczu� lata m�odo�ci. Unosi� si� i opada�, jak ptaki. Zmusi�a mnie abym j� zabi�, ju� teraz musia�em to z siebie wydusi�. Poszli�my do parku, usiedli�my wygodnie na �awce, zapalili�my papierosa i zacz�li�my zwyczajnie rozmawia�. W pewnym momencie wyci�gn�a no�yczki. By�y �liczne, tak pi�kne �e a� si� pop�aka�em z rado�ci. Czyste, �adnie b�yszcza�y w promieniach popo�udniowego s�o�ca. Powiedzia�a: "Chcesz zazna� czego� nowego? Zabij mnie, to proste, tylko jedno proste pchni�cie. Minimalnie bolesne ukucie i mnie ju� nie b�dzie. A ty wreszcie zrozumiesz �e to przyjemne". To by�y jej ostatnie s�owa. Wcale mi si� to nie podoba�o. Nie wiem co mn� wtedy kierowa�o - dzia�a�em pod wp�ywem impulsu. To trwa�o chwil�, w momencie gdy j� zabi�em, poczu�em dr�enie w d�oniach, dok�adnie tak jakby co� chcia�o si� ze mnie wydosta�. Dusza? Mo�e po prostu nerwy. Wtedy tak nie my�la�em. Przysz�o mi to do g�owy dopiero wtedy kiedy znalaz�em si� Tu. Zawsze uwa�a�em, �e cz�owiek zaczyna wszystko rozumie� w momencie kiedy sam podejmie decyzj� o tym �e ju� spe�ni� sw� rol� - jest gotowy na odej�cie. Ona ju� dawno uwa�a�a si� za osob� o doszcz�tnie wyeksploatowanych mo�liwo�ciach - mia�a 22 lata. Nie potrzeba �y� 60 lat w okrutnych m�czarniach b�lu, zm�czenia i depresji. Ka�dy sam sobie wyznacza czas. Zaczynam sobie wszystko przypomina�. Do m�zgu nap�ywaj� informacje o tym co robi�em przed laty. Pozwolili mi wreszcie wejrze� gdzie� g��biej. Siedz�c i nerwowo chodz�c po pomieszczeniu nie czuj� up�ywu czasu. Dlaczego mia�bym czu�? Przecie� ju� nie �yj�, nie mog� z nikim porozmawia�, niczego dotkn��. Nie widz�, lecz s�ysz�. S�ysz� huk, szum wody, wrzaski ludzi, czuje p�omienie ognia. Wszystko legnie w gruzach, a ja nikomu nie mog� powiedzie�, co czuj�. Z drugiej strony, nikt nie chcia�by s�ucha� g�upot nieudacznika, maj�cego na karku zaledwie 25 lat. Dawniej tylko dwie osoby chcia�y s�ucha�. A jeszcze dawniej trzy. Zawsze wydawa�o mi si�, �e nikt nie jest w stanie mnie zrozumie�, �e stoj� na najwy�szym piedestale. Teraz gdy nie pozostaje mi nic innego jak wspomina�, wiem �e by�em g�upcem. Nie poznaj� siebie, gdy mam przed sob� czarno-bia�e obrazy wspomnie� z dzieci�stwa. G�upkowaty urwis, emanuj�cy g�upot�, operuj�cy wulgaryzmami i chamskimi gestami. Wstydz� si�, lecz ciesz� si� jednocze�nie, �e nie upad�em jeszcze ni�ej. Nigdy nie zastanawia�em si� nad istot� tego miejsca. To miejsce - gdzie ja jestem? To pytanie kt�re zawsze wi��� z my�l� na temat tej "pustki" - bo tak nazywam to miejsce. To pomieszczenie jest przerw� - mi�dzy w�dr�wk�. Tu dusza (zawsze my�la�em �e jestem ca�kowicie wypalony) odpoczywa, ma wystarczaj�co du�o czasu, by kontemplowa�. Przetasowywa� mas� informacji, wyrzuca�, skleja� ze sob� i zmienia� wedle swych marze�. S�o�ce. Chcia�bym jeszcze cho� raz dozna� tego przyjemnego stanu bycia ogrzanym. Wszak tu nie by�o ani zimno jak w niebie, ani te� gor�co niczym w piekle. Kiedy zaczynam my�le� o tym jak si� tu dosta�em, nasuwa mi si� na my�l uczucie, jakbym nie by� tu sam - tysi�ce oczu patrzy�o na mnie z religijnym skupieniem. Kompletna dekoncentracja wyzwala we mnie wra�enie zagubienia. Ka�da chwila nape�nia mnie przekonaniem, �e kiedy� otrzymam nowe mo�liwo�ci. Teraz jednak, musz� poczeka� na swoj� kolej. Czas jest mi dzi� nies�ychanie obcy. Mo�e to do�� dziwne, ale pustka to jedna wielka p�tla czasowa - cho� czas jest tu nieokre�lony. Co jaki� czas zaczynam si� denerwowa�, �e nigdy nie uda mi si� st�d wydosta�, zaczynam czu� opadaj�ce me �zy, kt�re gdzie� tam (daleko w dole) uderzaj� o powierzchni� nast�pnego �wiata, w kt�rym przyjdzie mi zmaga� si�. Jestem wojownikiem, jednak rycerzem bez honoru - splamionego �a�o�ci�. Do tego ma kr�puj�ca brzydota i coraz g��biej ukrywaj�ca si� w moim ego nie�mia�o��. Czy to spowoduje �e pozostan� tu na wieki? Nie! To musz� by� jakie� brednie. Tak by� nie mo�e! To po prostu nie mo�e by� prawda... Pami�tam t� chwil� w kt�rej wszystko wyda�o mi si� jasne. Szed�em przez wysokie pola zb�, w d�oni dzier�y�em kos�. Czy ju� wtedy, uda�em si� na zas�u�on� wojn� ze samym sob�? Czy to by� ten odpowiedni (decyduj�cy) moment? Id�c powoli widzia�em swe odbicie niczym w lustrze. Pulsuj�ca pojedynczo��, g��d zastoju, dezorientacja wzrokowa. Gruby pastuch zatrzyma� si� przede mn� i gestem da� znak abym podszed� bli�ej. Zbuntowany, zapatrzony we w�asne �ycie (egoista?) stan��em przed otch�ani� i przestraszy�em si�. Wyrzuci�em z d�oni sw� bro� i pogna�em z powrotem tam, sk�d przyszed�em. Dosta�em szans�, zmieni� swe �ycie, pe�ne monotonii. By�em zbyt s�aby. Nie by�em gotowy. Gruby nawet nie odwr�ci� si� za mn�, tylko wyplu� z ust �d�b�o trawy i zapali� jointa. Ju� nic co ludzkie nie jest mi obce. Ka�da sekunda nape�ni�a mnie przekonaniem �e me narodziny to b��d. Siedz�c na sali, obserwuj� m�od� blondynk� zapatrzon� w obraz mego wuja. Patrz� uwa�nie, d�onie zaparte mam na brodzie, wygl�dam jak siedmiolatek, siedz�cy na kancie piaskownicy i obserwuj�cy b�jk� dw�ch starszych wiekiem idiot�w. Nie zauwa�a mnie, jestem jej kompletnie obcy. Pozostaje jej oboj�tny. Zaczyna co� szepta�, nerwowo wierci� si� na stalowym krze�le. Chcia�bym cierpie� na to sam� chorob� co ona. Dopiero teraz czuj� jaki mam w�ski zas�b s��w - nie potrafi� nawet okre�li� na co cierpi ta dziewczyna. Dlaczego chcia�bym aby podzieli�a si� ona swym cierpieniem? Poniewa� ten �wiat mnie nie chce - nie potrzebuje mnie. Nie musia�bym si� w�wczas tyle przejmowa�, wszystkim trudnymi sprawami i negatywnymi g�osami. M�g�bym tylko obserwowa� i wszystko rozumowa� wedle w�asnych mo�liwo�ci - nikt nie musia�by podsuwa� mi w�asnych sugestii. Do dzi� marz� o takim �yciu. Mam nadziej� �e tym razem b�dziesz dla mnie o wiele bardziej mi�y... dobrze wiesz jakie mam do ciebie podej�cie tak�e nie przebieraj w �rodkach - wybuchnij, pieprzony k�amco i poka� na co ci� sta�. Wtedy zyskasz respekt, a przez tw� wstrzemi�liwo�� nie mo�esz pe�ni� w mym �yciu roli Mesjasza. Mo�e podobnie jak ja, nie doros�e�? Moje �ycie zosta�o skazane na spe�nienie. Urodzi�em si� ca�kowicie sprawny - bez fobii, w zwyczajnej rodzinie. Mimo �e chcia�em, nigdy nie mog�em zamkn�� si� we w�asnych ba�niach - kt�rych p�niej wys�uchiwa�oby me dziecko w swym bujanym ��eczku. Pewnie ju� po minucie, zag��bi�oby si� we �nie... Posta� mojego przyjaciela - niejakiego Burnsa, prezentuje si� najbarwniej. Otwarty na �ycie, maj�cy aspiracje bycia na wysokim stanowisku, zmar�. Wszyscy Ci, kt�rych kocha�em, zna�em i szanowa�em, odeszli. Przez pewien okres czasu bezsensownie o to obwinia�em - szuka�em dziury w ca�ym. Dopiero p�niej sam zacz��em kopa�... - Kop! - krzykn�� dono�nie naczelnik, odgryz� ko�c�wk� cygara i splun�� w stron� Burnsa. Kaszln��, wyplu� zielon� flegm� i zapali�. Kopi�cy ju� by� na granicy wytrzyma�o�ci. Mi�nie wychud�ego m�czyzny, napina�y si� go granic mo�liwo�ci a pot la� si� z niego strumieniami. - Szybciej! - sypn�� butem nieco g�stego piachu w stron� jego pochylonej nad �opat� twarzy. Burns mia� ochot� wybi� mu z�by ale wiedzia� doskonale �e sko�czy si� to tragicznie. Poza tym, by� zmordowany. - Kopie najszybciej jak mog�... huh... przecie�... - zacz�� nowe zdanie, �cieraj�c d�oni� pot z czo�a. - Co?! Pozosta�o ci niewiele, ruszaj si�, masz jeszcze trzy minuty... je�li za trzy minuty nie dasz znaku �e sko�czy�e�... klatka! Burns zadr�a� w duchu. Chcia� jak najszybciej sko�czy� wykopywanie do�u lecz nie mia� ju� si�y. Nawet gdyby naczelnik da� u kolejne dziesi��, nie zd��y�by, a co dopiero wyr�wna� �cianki. Zlany potem, chwyci� za le��c� na ziemi manierk�. Odkr�ci� zakr�tk�, zdj�� si� i �ykn�� przez chwil� wod�, kt�ra tylko pogorszy�a stan jego samopoczucia. Niemal wrz�tek, nagrzany pod wp�ywem silnych promien s�onecznych, zala� wn�trze jego korpusu. Tyle ile nie wp�yn�o przez krta�, zd��y� bezwarunkowo wyplu�. A przecie� tak bardzo lubi� biega� z Monic� po parku, w �rodku lata, b�d�c na wakacjach w Madrycie. Trzydzie�ci stopni w cieniu. Tam te� tak by�o. Kazano mu wykopa� d� o dok�adnej g��boko�ci 2,5 metrowy g��boko�ci - po co? To ju� niewa�ne, jak stwierdzi� sam naczelnik, zlecaj�cy wszystkie prace fizyczne. Po co mieliby wysy�a� na robot� swych z stra�y skoro mog� wykorzysta� tych silnych, bezm�zgich skurwysyn�w. Zadanie to spe�ni� w 99% - musimy jednak pami�ta� �e liczba 99 to nie 100. Co za pech, te dok�adno�ci co do milimetr�w zna� tu ka�dy. I jak stra�nik powiedzia� �e zobaczy brak po�ysku na kt�rym� skrawku kafelki w kiblu, nie udamy si� na obiad. To dopiero kawa� chama. Burns, by� nieugi�ty, dlatego d� przypad� w�a�nie mu. - Wi�niu, tracisz tylko czas... - westchn�� �ysawy, w�saty m�czyzna z g�ry, patrz�c przed siebie. Zaci�gn�� si�, przygryz� cygaro po��k�ymi z�bami i poluzowa� sobie krawat. Wyci�gn�� chusteczk� i wysmarka� w ni� nos. - Robi si�, szefie. Chwyci� ponownie za �opat� - wbi� g��boko. Podwa�y� go�� stop� i wyrzuci� parti� piachu na g�rk� w g�rze, kt�ra chwili na chwil� stawa�a si� coraz wi�ksza. Naczelnik gdzie� na chwil� znikn��. Zdziwiony tym Burns, podskoczy� i chwytaj�c si� przem�czonymi r�koma ostatkami si� podci�gn�� si�. Jego oczom ukaza�a si� pusta przestrze�, w oddali rysowa� si� budynek g��wny, po lewej dostrzeg� rozci�gaj�ce si� lotnisko. Ucieka�? To przecie� niemo�liwe! To pewnie element wychowania, pr�ba wy��czenia w wi�niu impulsu do ucieczki. Zatarciu tego po��czenia mi�dzy SWOBODA-WOLNO��. Ja sobie tylko wyobra�am jak on si� ba�. - Tw�j czas min��! Przestraszony t� wypowiedzi� Burns spad� w d� uderzaj�c o �ciank� do�u - bliski kontakt z tward� glin� odczu� par� sekund p�niej, gdy poczu� jak co� przeskoczy�o mu nieopodal karku. Co za cholernie uci��liwy b�l. Nie mo�esz si� za swobodnie wygina� bo ju� si� odezwie. Zupe�nie jak z kobietami... - Jaki uzyska�e� wynik? - My�l� �e w miar� pozytywny... - Nie my�l! To ja my�l� nie ty, wiesz co nale�y do twojej roboty! Jeszcze si� nie nauczy�e�? Ale� ty jeste� odporny na wiedz�. Czekaj no, ju� ja ci� naucz�, kupo gnoju! - naczelnik kompletnie nie zwa�a� na pe�n� gniewu twarz wi�nia. Po tym ci�gu blu�nierstw, znikn�� mu z pola widzenia. Odszed�. Nie min�o pi�tna�cie sekund a ju� przy dole pojawi�a si� para stra�nik�w. Barczy�ci, w granatowych uniformach, kamienne twarze. Spogl�dali na niego z pogard�. Jeden splun�� nieopodal niego w d� i krzykn��: - Ruszaj si� wi�niu, inny doko�czy za siebie. Idziesz tam, gdzie sobie zas�u�y�e�. - Do czy��ca? - odpar� ironicznie Burns. - Cwany z ciebie gnojek, zapewniam ci� jednak �e po trzech dniach sp�dzonych w klatce odechce ci si� nawet my�le�... Drugi za�mia� si� chamsko i zapali� papierosa. - �adna pogoda co nie, Charlie? - zapyta� ten ni�szy i ponownie splun��. - Mog�o by� troch� wilgotniej... no ruszaj si�!!! Pracownik wygrzeba� si� z ledwo�ci� Pad� na kolana ze zm�czenia. Stra�nicy podnie�li go i rzucili nieco przed siebie. Jeden z nich wyci�gn�� berett�. - Co ty robisz? - drugi zagai�. - To w razie potrzeby. Cholera wie czy nie udaje. - Fakt - drugi da� znak �e rozumie. Burns podni�s� si� leniwie i szed� nier�wno przed siebie. Chcia� w jaki� spos�b zmusi� stra�nika aby go zastrzeli� lecz nic ni przychodzi�o mu do g�owy. Potworny b�l g�owy nie pozwala� na cho� paro sekundow�, konstruktywn� my�l. Pozosta�o tylko i�� i czeka� na przebieg wydarze�. Nigdy wcze�niej nie zdarzy�o mu si� wyl�dowa�. Pono� ludzie po wyj�ciu stawali si� chodz�cymi warzywami. Kompletnie zanikn�y im zmys�y s�uchu, mowy. To by� chyba g��wny cel tego wi�zienia. Wypaczanie psychiczne wi�ni�w aby zyska� nad nimi bezgraniczn� kontrol�. Burns by� nieugi�ty. Stosowali wiele rzeczy przeciwko niemu. Nie pozwoli� na to aby mu rozkazywano. Teraz wystawili go na najgorsz� pr�b�. Zbli�ali si� coraz bli�ej klatki. Burns wiedzia� �e je�li czego� zaraz nie wymy�li zamkn� go w �rodku tego piekie�ka na cho�by tydzie�. - Wiesz co... - przem�wi� ledwo Burns - zastanawiam si� jakby wygl�da�a twoja morda w �rodku tej klatki. Prowadz�cy go, z petem w d�oni stra�nik tylko za�mia� si�. Drugi jednak odbezpieczy� bro�. - Do kt�rego z nas powiedzia�e� to, �mieciu? - Do ciebie, cieciu. Taki jeste...ekhm, m�dry, skurwielu? My�lisz �e jeste� ���-siln-y gdy trzymasz w gar�ci bro�? �a�osny z Ciebie tch�rz. - Charlie, strzel� mu w ten zakuty �eb i b�dzie po krzyku - stwierdzi� kr�tko i wycelowa� prosto w potylic� Burnsa. Ten szed� prosto w kierunku klatki, niczym zahipnotyzowany - Oszala�e�?! Przecie� jemu tylko o to chodzi. - w tym momencie wi�zie� u�wiadomi� sobie, �e klawisze to wcale nie g�upi kolesie, kumaj� psychik� cz�owieka, pracuj�cego 10 godzin dziennie, z kwadransowym odpoczynkie i manierk� wody na czas pracy. Burns odwr�ci� si� i krzykn��: - Co jest dupku?! Nie potrafisz mnie zabi�, przecie� ja ju� jestem martwy!Skr�� me cierpienie! - wydar� si� na ca�e gard�o. Stra�nik opu�ci� bro�. - Naszym zadaniem jest przed�u�y� twoje cierpienie, nie jego przyspieszenie. Jak mog�e� by� tak g�upi, my�la�e� wi�niu �e dam si� na to nabra�? - Ju� nigdy wi�cej nie pomy�lisz, mo�esz mi wierzy�. - doda� ten drugi. Zbli�yli si� do klatki. Burns upad� przed jej drzwiczkami. Tu�amy kurzu unios�y si� w powietrze. Stra�nik chwyci� go za przet�uszczon� czupryn� i z pomoc� drugiego, wpakowa� jego cia�o do �rodka. Zatrzasn�� drzwiczki, za�o�y� stalow� k�ujk� - Okr�g�y tydzie�. Tego jeszcze nikt nie prze�y�. M�dl si� aby B�g zes�a� tobie deszcze bo inaczej, b�dzie z tob� krucho. Aha, jak b�dziesz grzeczny, mo�e przyniesiemy Ci szczyny psa naczelnika. Zapewniam, �e b�dziesz zachwycony. Drugi ze stra�nik�w, wyra�nie ma�om�wny rzuci� g�o�no: - Na co jeszcze z nim gaw�dzisz?! Idziemy, robi� si� g�odny... - poszatkowany g�os przedar� si� niewyra�nie przez g�ste powietrze wiatru. Odeszli. Burns przez chwil� le�a� nieprzytomny. Po kilku minutach otworzy� oczy. Sytuacja nie prezentowa�a si� interesuj�co. Le�a� (w zasadzie siedzia�) skulony do granic mo�liwo�ci i nie m�g� poruszy� nawet palcem. Wype�nia� klatk� po brzegi, mimo �e sw� postur� nie mia� co konkurowa� z reszt� wi�ziennych byk�w. "Jak oni �aduj� tu tych wi�kszych?, a mo�e chc� si� mnie pozby�, bo stwierdzili �e lepiej b�dzie mie� o jedn� mord� mniej do wykarmienia" Czy to do cholery r�wnie� nale�y zaliczy� do programu resocjalizacji wi�ni�w. Wiedzia� jedno: ju� dzisiaj umrze. Jednak prze�y�, wytrzyma� ten ucisk - jego umys� nie wygas� tak szybko. �y� jeszcze przez okr�g�y tydzie�. Po tych siedmiu dniach, zmar� z przem�czenia. Ta klatka, nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazi�, c� to musia�a by� za m�czarnia. Gor�ce s�o�ce, gor�ca klatka i gor�ca wiatr uderzaj�cy o twe plecy. Chcia�bym aby podzieli� si� z mn� tym b�lem. My�l� �e to ostatnie zdanie wypowiedziane przez stra�nika (o sikach), tylko nap�dzi�o Burnsa do tego, aby prze�y�. Wszystkie swoje wcze�niejsze �ale, b�le i udr�ki oraz relacje z codziennych 8 godzinnych prac przy zawieszaniu ogrodze� (nie wiem ile wynosi�a obj�to��) opisywa� w najdrobniejszych szczeg�ach w swych listach kt�re pisa�. Pisywa� praktycznie codziennie - po dw�ch dniach by�y ju� u mnie, mimo �e spory kawa�ek mia�y do przebycia (Vancouver-Londyn). Op�aca�em w�wczas wszystkiego jego przesy�ki kt�re przychodzi�y na m�j adres - spore by�y to koszta, z czasem, przysz�o mi nawet do g�owy, �ywi� si� stosami tych papier�w, gdy� pieni�dzy na jedzenie normalnie nie starcza�o! W�wczas, gdy pisa�, mieszka�em w Londynie, pracowa�em w miejscowej gazecie. Wtedy r�wnie�, zmarli moi rodzice, podczas katastrofy lotniczej. To by� kolejny szok, wszystko si� rozsypa�o - niczym domek z kart. Lecieli w�a�nie do Londynu aby przyjrze� si� na w�asne oczy, jak ich syn radzi sobie samodzielnie. Prze�ywaj�c bole�nie te dwie sprawy, wci�� pogr��a�em si� w depresjach, za�ywa�em morfin� i pi�em nadmierne ilo�ci alkoholu. Ca�ymi dniami przesiadywa�em przy biurku i rozk�ada�em my�li Burnsa na najdrobniejsze detale. By�y takie szczere, tak prawdziwe. My�l� �e wybaczy� mi i� zosta� oskar�ony za zamordowanie Monicy. Wiedzia� doskonale, i� to jestem morderc�. Wybaczy� mi, �e zabi�em jego przysz�� �on� i zburzy�em wszystko na co pracowa� przez ca�e dwie ostatnie klasy liceum... Czy m�wi� jednak prawd�? Mo�e potrzebowa� oparcia... czuj� jednak jego szczero�� wobec mnie, wiele nas wszak ��czy�o. Mimo �e innych darzy� nienawi�ci�, mi za nawet najgorsze przewinienie nie zrobi� najmniejszej krzywdy. To mnie zawsze zastanawia�o. Ja by�em tylko jego przyjacielem (przynajmniej tak mi si� wydawa�o), czy ka�dy m�g� nim zosta�, czy by� kto� kto m�g� zaj�� moje miejsce? S�dz� �e tak. Nigdy nie zrobi mi si� ju� l�ej na sercu, wci�� pami�tam wyraz twarzy Monicy. Czy ja kiedykolwiek powiedzia� �e czuj�? Przez ostatni list, jaki otrzyma�em od niego przemawia�o wyczerpanie, t�sknota, b�l i...�miech. Odebra�em to jaka zachwianie psychiki. List by� chaotyczny, napisany "na kolanie". Pisa� �e jestem kompletnie za�amany, nie odr�nia widelca od no�a. Jego �wiat skurczy� si� do wielko�ci talerza owsianki. O tym, �e Burns zawsze by� mi bliskim przyjacielem przekona�em si� definitywnie,czytaj�c Post Scriptum: "Nigdy nie walczy�e� o to, aby by� lepszym..." W�chaj�c dzi� twe kwiaty, nie dostrzegam ju� pi�kna, swobody. By�em jednym z tych, kt�rzy si� nie sprawdzili. Chwyci�em za bro�, jak niedojrza�y g�upiec, wytworzy�em wok� siebie zniewalaj�cy, op�ta�czy chaos. Teraz, ukrywaj�c si� z dala od wszystkich, my�l� nad dalszym ci�giem, rozmy�lam nad czym�, co przecie� w og�le nie istnieje... To nie mog�o si� uda�, by�o za ma�o czasu i mo�liwo�ci. Wszyscy to wiedzieli�my. Czuj� wci��, �e gdybym wtedy nie odszed�, wszystko trwa�o by nadal. By�em niesprawiedliwy. Rozdzia� III - Spowied� Prowadz� wojn� ze samym sob� - mo�e to do�� infantylnie zabrzmi, ale nie potrafi� zapanowa� nad sob� w tej Pustce. Nie czuj� przep�ywu krwi w mych �y�ach, nigdy nie poranionych, zawsze czystych, tak samo jak m�j umys�. Sama my�l o tym, �e kiedy� potrafi�em �piewa� i mog�em chodzi�, je��, kocha� nape�nia mnie takim smutkiem jakiego nigdy jeszcze nie czu�em. Co pocz��? Ile mo�na tu czeka�, do jasnej cholery?! �ciskam w sobie tyle niepotrzebnej agresji, kanalizuje w swej duszy tyle negatywnych emocji �e umiera� mi si� chc� na my�l o tym, co utraci�em. Byli�my wszyscy dobrymi przyjaci�mi: Monica Lange, Jason Burns i Ja - Polak, z krwi i ko�ci. Przezywali mnie zawsze Beksa, gdy� bardzo �atwo mo�na mnie by�o doprowadzi� do p�aczu - tak w�a�ciwie to nazywam si� Marcin Kl�ty. Maj�c niespe�na czterna�cie lat (zaraz po uko�czeniu szko�y podstawowej), wyprowadzi�em si� z rodzin� do Stan�w Zjednoczonych. Moja rodzina szuka�a jakie� innej drogi - dobrzy byli z nich ludzie. Mama t�umaczy�a ksi��ki a ojciec pracowa� w serwisie komputerowym. Od ma�ego starali si� wykszta�ci� mnie. Mimo opor�w, po wyj�ciu z podstaw�wki ju� potrafi�em m�wi� po angielsku - na takim poziomie, na kt�rym by�em w stanie si� z cz�ekiem dogada�. Zapad�a decyzja o wyprowadzeniu si�, by�y na to pieni�dze z oszcz�dno�ci, by�y i pieni�dze na op�acenie mieszkania. M�j ojciec doskonale zna� tamtejsze ceny gdy� mia� wiele przyjacielskich kontakt�w z tamtejszych bran�owych firm komputerowych. Migiem spakowali�my rzeczy. Nigdy nie czu�em si� w Polsce dobrze, to okropny, niebezpieczny kraj - szczeg�lnie mieszkaj�c w du�ych miastach. ��d� niew�tpliwie do takich nale�y. Zawsze odrzucany od r�wie�nik�w, �y�em w odosobnieniu, ani rodzice nie mieli dla mnie czasu ani mieszkaj�ca dwie ulice dalej babcia, zapatrzona w Wenezuelskie seriale obyczajowe. By�em jedynakiem, nie sprawiaj�cym k�opot�w, dzieci�stwo mia�em ca�kowicie zwyczajne, nie by�o w nim nic szczeg�lnego. Mog�em zrobi� wiele rzeczy, aby ubarwi� sobie �ycie, wiedzia�em jednak �e w�a�ciwy czas na zabawy i przyjemno�ci jeszcze nastanie. Wiem, �e w�wczas niewiele nastolatk�w my�li o tym w ten spos�b, c�, mia�em szcz�cie. A mo�e pecha? Nasza tr�j osobowa paczka zawsze by�a obiektem kontrowersji - czy to na osiedlach, w szkole. Nasze niekonwencjonalne zachowania na wyk�adach, odchodz�ce od stereotyp�w mody m�odzie�owej ciuchy i spos�b bycia by� bacznie obserwowany przez wyk�adowc�w. Nie zlicz�, ile razy zostali�my wyrzuceni z historii, za ci�g�e �miechy, po tym jak przypalali�my du�e dawki najlepszego towaru marihuany jaki by� w obiegu. Uwielbia�em np. straszy� nauczyciela od filozofii T-Shirt'em "RABIES". Heh, to by�y naprawd� szalone czasy. A wszystko zacz�o si� od Burnsa, kt�ry na swym plecaku wypisa� r�owym sprayem has�o "ALL PEOPLE SUCK". Uwielbiali�my chodzi� do pub�w i pi� nadmierne ilo�� piwa by potem wys�uchiwa� monotonnych, doskona�ych utwor�w muzyk�w, graj�cych na blaszanych instrumentach klawiszowych. Poezja. Muzyka s�czy�a si� przyjemnie a my rozmawiali�my na najbardziej powa�ne (jak i najbardziej banalne) tematy, opowiadali�my dowcipy. To by�y naprawd� bardzo szalone miesi�ce. Ka�dego z nas interesowa�y inne rzeczy - Jason i Monica �yli muzyk� punkow� z wczesnych lat 80. Monica poza tym, lubi�a szkicowa� - stworzy�a mas� szkic�w mych i Jasona profil�w. Do dzi� mam kilka pochowanych po szufladach i wci�� uwielbiam je ogl�da�. Kocha�a malowa�, przelewa�a swe my�li na papierze, b�d�c pod wp�ywem LSD-25. Ja natomiast, zaczytywa�em si� we wszelak� literatur� - pisywa�em nawet pami�tniki, lecz po �mierci Monicy, spali�em wszystkie, uzna�em bowiem ten etap �ycia za zamkni�ty i nie mog�em pozwoli�, aby kto� wtargn�� w me wspomnienia. W pierwszej fazie naszej znajomo�ci nie rozumia�em kompletnie tych ludzi - prezentowali kompletnie inny �wiatopogl�d, traktowali �ycie z przymru�eniem oka. To inna mentalno��, ja, rodowity Polak, wychowany w zupe�nie innych tradycjach nie pojmowa�em obyczaj�w Ameryka�c�w. Wkr�tce jednak, sta�em si� cz�ci� tego jednego wielkiego rozumu. Uzupe�niali�my si� nawzajem, wspierali�my i pomagali�my sobie - pieni�nie b�d� w nauce. Zawsze wiedzia�em �e mog� na nich liczy�, nigdy mnie nie zawiedli. Czy oni, mog� powiedzie� o mnie to samo? Zn�w zaczynam siebie obwinia�. Taki ju� jestem, od��czaj�c si� od tego tr�j osobowego rozumu, sta�em si� jedynie cz�stk� kt�ra potrzebuje uzupe�nienia. Bez niego nie mo�e funkcjonowa�. Opisuje to w ten spos�b, jakby�my razem jako pi�ciolatki, k�pali si� w jednej wannie. Nie, sk�d�e. Pierwszy raz zobaczy�em ich na egzaminach wst�pnych, kt�ry by� zreszt� jednym z najgorszych dni w mym �yciu. Przez wszystko trzeba przej��, prze�y�em wi�c i to. Wszystko zacz�o si� banalnie, podczas czwartego okresu drugiego semestru roku pierwszego. Szed�em przed korytarz g��wny - kierowa�em si� do g��wnych drzwi wyj�ciowych. W domu, w planach mia�em przeczytanie zadane na jutro lektury (zadana by�a ju� tydzie� temu, tyle �e z nawa�u pracy nie by�em w stanie do niej przysi���). Min�� drzwi do ubikacji m�skiej i w tym momencie poczu�em potrzeb�. Bez zastanowienia wszed�em, wszak zale�a�o mi na dobrym rozgospodarowaniu czasu. B�d�c w �rodku, rozejrza�em si� mimowolnie po wn�trzu. Dopiero wtedy u�wiadomi�em sobie �e nigdy przedtem, jak d�ugo ju� chodz�, moja noga wi�cej tu nie postanie (korzysta�em z ubikacji na drugim pi�trze). Ostry fetor rozlanego po pod�odze moczu (kto� nie by� w stanie wcelowa�?) uderzy� w me nozdrza z tak� si��, �e przez chwil� sta�em nieco otumaniony. Podszed�em do pisuaru i ponownie obrzuci�em pomieszczeni wzrokiem - tym razem nieco dok�adniej. Roztrzaskane kafelki, wybite tylnie okno i poro�ni�ty grzybem sufit pozostawia�y, delikatnie m�wi�c, wiele do �yczenia. Wyrwane umywalki? Do tego wulgarne has�a, rozpisane na drzwiach kabin stanowi�y �liczne dope�nienie - has�o "Janet to kurwa" doskonale wsp�gra�o z le��cym na posadzce, zakrwawionym tamponem. Us�ysza�em g�o�ny �miech. Zapi��em rozporek i spostrzeg�em i� za ostatni� kabin� znajduje si� dalsza cz�� pomieszczenia. W tylnej cz�ci kibla rozci�ga�a si� d�uga, prostok�tna sala, pe�na umywalek i zabrudzonych, zbitych luster. Chyba od dawna nikt tu nie sprz�ta�. Na ko�cu sali dojrza�em dw�ch osobnik�w - co ciekawe byli z mojej klasy - nie zna�em ich, jedynie z widzenia i specjalnie nie spieszy�o mi si� aby zmienia� tak ustawion� relacj� mi�dzy na nami. G�o�no rozmawiali o jakim� filmie �miej�c si� op�ta�czo. Opieraj�cy si� o umywalk� kole� wygl�da� �miesznie - kr�tkie, si�gaj�ce do kolan, czarne jeansowe spodnie, do tego T- Shirt z logiem jakiej� kapeli z has�em "NIE PRZEJMUJ SI�, JEZUS WYBACZY CI WSZYSTKO". Trzyma� w dw�ch palcach skr�ta i zaci�gn�� si� mocno. �ykn�� z opakowanej torb� �niadaniow� plastykowej butelki nieco piwa i (jakby) gniewnie spojrza� si� na mnie. Si�gaj�ce do ramion, czarno-br�zowe dready zakrywa�y jego twarz. Po chwili poda� jointa swemu kumplowi, siedz�cemu w rogu sali - blondynowi w kr�tkich kr�conych w�osach, ubranego w kraciast� koszul� i spodnie 3/4. Podszed�em do umywalki. - Ej, ty! - krzykn�� ciemny w moj� stron�. Drugi nawet nie zwr�ci� na mnie uwagi. Milcza�em. Zignorowa�em go. Przynajmniej stara�em si�. Odkr�ci� kurek z zimn� wod�. Zamoczy�em w p�yn�cej z kranu wodzie swe d�onie. - Ty stary, mam do czynienia z g�uchym? - rzuci� upokarzaj�co do swego znajomego. Ten tylko parskn�� �miechem i �ykn�� porz�dnie ze swojej, identycznej butelki. Nie wiedzia�em co odpowiedzie�. Nie przywyk�em do takich sytuacji. Nikt nigdy nie zwraca� na mnie uwagi - zawsze by�em skryty w cieniu - sta�em si� niemal�e niezauwa�alny. A tu nagle kto� si� do mnie pierwszy odezwa�. Mo�na to by�o potraktowa� jako nowe do�wiadczenie. Nie zdoby�em si� na odwag� by odpowiedzie� mu cokolwiek. - Boisz si�? - tym razem zada� w moj� stron�. nie lubi�em takich pr�b nawi�zania kontaktu. Tak w og�le, to nie zna�em �adnych mo�liwo�ci na kt�ry mo�na by�o nawi�za� znajomo��. W ka�dym b�d� razie, ta ju� mi si� nie spodoba�a. "Tak, to prawda boj� si�. Jestem zamkni�ty na sze�� spust�w u musia�by� by� cholernie upierdliwy aby dobrn�� do ostatniego zamka". Na dolne rz�sy oczu nap�yn�y mi �zy. Odwr�ci�em g�ow� o przez za�zawione oczy me widzenia nieco si� rozmaza�o, przez co sta�o si� niewyra�ne. mimo to, wci�� widzia�em ich sylwetki. Nie potrafi�em zebra� si� na odwag� aby podej�� i spontanicznie nawi�za� rozmow�. To wydawa�o si� by� proste - podej��, przedstawi� si� i zagai� zwyczajnie - np. zapyta� o oceny z ostatniego egzaminu zaliczeniowego z historii. Nie by�em z tej oceny zadowolony, a od ponad roku nie pyta�em si� nikogo innego o ocen� jak� ma. Mo�e czas to wreszcie... Z namys�u wyrwa� mnie chrobot otwieranych drzwi. Burza my�li. Kto idzie? Czy to wyk�adowca Halsky z matematyki us�ysza� chichy i wpad� zapozna� si� z panuj�c� tu sytuacj�. Ja te� za to bekn�! Siedz�cy pod oknem kole� panicznie wyrzuci� butelk� za okno a stoj�cy ciemny cisn�� butelk� o stoj�cy pod umywalk� kube� na �mieci. Napi�cie opad�o. gdy do sali wpad�a ko�ysz�cym krokiem dziewczyna z mojego roku. J� r�wnie� dobrze zna�em z widzenia. Trudno by�o jej nie zapami�ta�: D�ugie, kasztanowe w�osy, lu�ny ubi�r i poka�ny tatua� na lewej r�ce zakrywaj�cy przestrze� sk�ry od barku a� po �okie�. Imponuj�co doskona�y, podobnie jak ona w ka�dym calu. Spojrza�a na mnie k�tem oka. Sz�a zdecydowanym krokiem w kierunku ciemnego. - Cholera, Monica, nie mog�a� wej�� delikatniej. Tyle borwaru... - j�kn�� siedz�cy po oknem ch�opaczyna i zapali� papierosa. - O, masz gifty. Pocz�stuj mnie prosz� - uprzejmie go poprosi�a. Nie m�g� odm�wi�. - Jak biologia? - zapyta� ciemny ca�uj�c jej szyj�. - Mog�o by� lepiej. W sumie pewnie nie zalicz� - odsun�a si� od niego i obmy�a twarz nad umywalk�. Blondyn przygasi� na j�zyku papierosa. - Cholernie dzi� gor�co. Suszy mnie strasznie, gdzie dzi� wyskakujemy, skarbie? - ciemny zagai� ponownie. Czy�by nie widzieli si� d�ugo? - Zapewne do HALTu. Mam ochot� na co� przyjemnego a jednocze�nie interesuj�cego. - Mog� z wami? - blondyn wsta� i sw� min� przypomina� dziecko prosz� mam� o swego ulubionego batonika. - Nie. Absolutnie - ciemny wyra�nie odmawia�. Wi�c jednak nie by� mu bliski. Blondyn umilk�. Nawet nie pr�bowa� drugi raz prosi�. Nie mia�o to najwyra�niej sensu. Sta�em, patrzy�em, a oni kompletnie nie zwracali na mnie uwagi. Mo�e zauwa�aj� mnie tylko poszczeg�lne osoby. Nauczyciele - ci wybra�cy, no i ten ciemny... Przys�uchiwa�em si� tej lu�nej rozmowie i zapragn��em by� uczestnikiem podobnych zdarze�. Nudzi�o mnie ci�g�e ucz�szczanie na wszystkie wyk�ady. Zdarza�o si� �e jako jedyny by�em obecny na sali. nie wiedzia� czym innym si� zaj��. Co mog�em zrobi�? P�j�� sam do kina, napi� si� kawy w kawiarni, zajrze� do teatru lub odpr�y� si� w operze. Wszystko sam. by�em zdany na samego siebie. To w�a�nie spowodowa�o �e wytworzy�em wok� siebie barier�, kt�ra otula mnie (wr�cz uwiera) i nie pozwala mi doprowadzi� do zmiany. Umys� podpowiada� mi co innego, sumienie co innego. Dusza cz�owiecza zawsze ma najwi�cej do powiedzenia w momencie kiedy cz�owiek staje przed bardzo istotnym momentem. Wiedzia�em, �e w momencie gdy odezw� si� do nich, przenios� si� do innego �wiata. Bariera opadnie. Nikt nie jest w stanie jej zniszczy�. Tylko ja sam - wy��czaj�c j�. - Dlaczego do mnie przem�wi�e�? - wydusi�em si� siebie jednym tchem. Ciemny ze zdumieniem spojrza� na mnie. - Wi�c jednak zebra�e� si� na odwag�? - zapyta� spokojnie. - Jason, kto to? - zapyta�a Monica. - Kto�, kto jest warty tego, aby go o to zapyta�... - odpar� Jason. W�r�d odm�t�w ciemno�ci zauwa�am pomara�czowe �wiate�ko, pulsuj�ce coraz intensywniej. Zbli�a si� w moj� stron�. To najwa�niejszy znak. Znak �e nareszcie nadesz�a moja kolej. Jak ja d�ugo na to czeka�em. Nic mnie teraz powstrzyma aby po ni� si�gn��, po�kn�� j� i nape�ni� si� nadziej�. Wykluczona jest moja bezradno��. Czy powinienem si� cieszy�? Nareszcie po mnie przyszli. Mo�e wreszcie otrzymam co� bardziej kreatywnego. Przecie� ja nigdy nie chcia�em sta� si� lepszy... Tw�j wzrok pozostawia niezatarty �lad w mej psychice, Kapi�ce zewsz�d brudne powietrze, sprawia �e staje si� inny. Jestem brudny i nieokrzesany, szcz�liwy? Nieustanny szum, m�tlik w g�owie, Oczy anio�a twego spogl�daj� na mnie i odtr�caj� me cia�o, powiadaj�, �e jeszcze nie jestem got�w, nie jestem wystarczaj�co czysty, pewna cz�stka mnie le�y wci�� nienaruszona, a powinna zosta� wyeliminowana, oto ca�a prawda twego m�a. Przysz�a� do mnie kt�rego� dnia aby mi powiedzie� jaki jestem g�upi, u�wiadomi� mi jak bardzo �a�uj�, rozdrapa� me oplute blizny, kiedy wreszcie on zrozumie �e nie pragn� �ycia u twego boku, nigdy tak nie uk�ada�em ta�my, chc� tylko chwil�, takowa z pewno�ci� mi si� nale�y, sekundy, kt�r� b�d� si� cieszy� do momentu w kt�rym to ty mnie przeprosisz. Epilog - to be or not to be, that's the question... Czym by�oby �ycie bez jakichkolwiek problem�w? Niczym. Cz�owiek musi zmaga� si� z ci�g�� przeciwno�ci� losu. To jego zadanie - osi�gn�� apogeum swego rozwoju by p�niej jako spe�niony cz�owiek odej��, pozostawiaj�c po sobie cho�by najmniejszy �lad, lecz ten pozostanie na zawsze. Nigdy nie licz na pierwsz� pomoc, lepiej ukl�knij i przyznaj si� do b��du... Grudzie� 1999 - marzec 2000 go rozwoju by p�niej jako spe�niony cz�owiek odej��, pozostawiaj�c po sobie cho�by najmniejszy �lad, lecz ten pozostanie na zawsze. Nigdy nie licz na pierwsz� pomoc, lepiej ukl�knij i przyznaj si� do b��du... Grudzie� 1999 -