4886
Szczegóły |
Tytuł |
4886 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4886 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4886 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4886 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ESTHER M. FRIESNER
Urodziny
Budz� si� pami�taj�c, �e dzi� jest szczeg�lny dzie�. Urodziny Tessy. Sko�czy
sze�� latek. Oznacza to, �e p�jdzie do szko�y i ju� w og�le nie b�d� mog�a
widywa� jej w ci�gu dnia.
Moi przyjaciele wydaj� z tej okazji przyj�cie dla Tessy i dla mnie. Zaproszenie
le�y na moim nocnym stoliku, oparte o telefon, �ebym przypadkiem nie zapomnia�a.
A naprawd� chcia�abym m�c zapomnie�. Na brzegach kartki kozio�kuj� r�owe pandy,
a w �rodku moja przyjaci�ka Paula swoim pi�knym odr�cznym pismem wypisa�a
miejsce i godzin� rozpocz�cia uroczysto�ci. Wstaj�, ubieram si� i przygotowuj�
na czekaj�cy mnie dzie�. Przed wyj�ciem z mieszkania upewniam si�, �e nie
zamkn�am Kwika w szafie, jak mi si� to ju� nieraz zdarza�o. Kwik to m�j kot.
Mog�oby si� wydawa�, �e kotu nie�atwo przyjdzie ukry� si� w maciupe�kiej
kawalerce, ale Kwikowi jako� zawsze udaje si� ta sztuka. Tessa uwielbia koty i
pandy, tak jak ja. Sama mi to powiedzia�a.
Jestem ju� na klatce schodowej, kiedy przypominam sobie o zaproszeniu. Tessa
jeszcze go nie widzia�a. Dzi� b�dzie ostatnia okazja, by pokaza� jej t� �liczn�
kartk�. Wci�� zapominam zabra� j� ze sob�. Nie dlatego, �ebym odmawia�a mojej
c�rce jakichkolwiek rado�ci, ale ze wzgl�du na to, co jej urodziny znacz� dla
nas obu. Nie chc� o tym my�le�. Wk�adam zaproszenie do torebki i udaj� si� do
pracy.
Jestem na miejscu tu� przed dziewi�t�. Mama zawsze narzeka�a, �e nie potrafi�
niczego porz�dnie zaplanowa�, ale teraz to ju� przesz�o��. Na moim biurku stoj�
kwiaty, sze�� �licznych r�owych r�yczek w wysokim wazoniku z r�ni�tego szk�a z
l�ni�c� bia�� wst��k� oplataj�c� jego w�sk� szyjk�. Specjalna okoliczno�ciowa
kartka z napisem WOLNA le�y otwarta na klawiaturze mojego terminalu, podpisana
niemal przez wszystkie kobiety z biura. Zdejmuj� i wieszam �akiet, po czym
sprawdzam moj� przegr�dk� w poszukiwaniu materia��w do pracy, ale niczego w niej
nie znajduj�. Nie mam wi�c �adnego pretekstu, by uruchomi� terminal. Jednak�e
dobry pracownik zawsze wyszuka dla siebie jak�� robot�, nawet je�li nie
przydzielono mu �adnych zada�, a ja przecie� a� p�on� z niecierpliwo�ci, �eby
wreszcie m�c pochyli� si� nad klawiatur�.
Siadam i si�gam po arkusz pr�bnika, aby potrze� o niego kciukiem i wsun�� go do
terminalu. Cholera, bloczek jest pusty! Wiem dobrze, �e wczoraj zostawi�am w nim
jeszcze kilka arkuszy. Co si� sta�o? Nie mog� w��czy� terminalu bez wprowadzenia
pr�bki moich kom�rek nask�rka do systemu, kt�ry inaczej nie b�dzie w stanie mnie
rozpozna�. Ciekawe, kt�ra grzeba�a w moich rzeczach? Zabij� j�, s�owo daj�!
Nie. Nie powinnam a� tak si� unosi�. Musz� dawa� dobry przyk�ad mojej c�reczce.
Kobieta winna by� ostoj� pokoju, zawsze okazywa� gotowo�� do kompromisu. Na
wojnie nie ma zwyci�zc�w. Mo�e ta, kt�ra zabra�a moje ostatnie pr�bniki,
potrzebowa�a ich bardziej ni� ja. Mo�e musia�a zosta� do p�na, pracowa� w
nadgodzinach, a wszystkie inne pozamyka�y swoje bloczki w biurkach, wi�c musia�a
si�gn�� do mojego.
- Dzie� dobry, Lindo. - To m�j szef, pan Beeton. Jego twarz przypominaj�ca
wielki melon promienieje dobrotliwym u�miechem. - Widz�, �e znalaz�a� ju� moj�
ma�� niespodziank�.
- Nie rozumiem, prosz� pana - odpowiadam.
- Och, nie udawaj. Przecie� zdaj� sobie spraw� co to dla ciebie za dzie�, r�wnie
dobrze jak ty sama. Czy my�lisz, �e nasze panie to jedyne osoby, kt�re pragn� ci
�yczy� wszystkiego najlepszego na przysz�o��? To, �e moje biuro ma drzwi, wcale
nie oznacza, �e pozostaj� odci�ty od �wiata, nie�wiadom tego, co dzieje si� w
�yciu moich dziewczyn. - Delikatnie poklepuje mnie po plecach. - Daj� ci p�atny
dzie� wolnego. Zabaw si� troch�. - To m�wi�c, odchodzi - wielki mors w
stalowoszarym garniturze cz�api�cy pomi�dzy d�ugimi rz�dami terminali.
Wcale nie chc� wolnego dnia. Co ja zrobi� z tak� ilo�ci� czasu?
Dok�d p�jd�? Przyj�cie zaczyna si� dopiero o sz�stej wieczorem. Zanim nadejdzie
ta godzina, musz� jej jeszcze powiedzie� tyle rzeczy. My�l�, �e mog�abym uda�
si� do banku, ale to da mi zaledwie dziesi�� sekund. Poza tym to do�� daleko.
Tu, w pracy, �atwo przysz�oby mi znale�� jaki� pretekst, aby...
Pan Beeton przygl�da mi si� bacznie z drugiego ko�ca sali. Pewnie zastanawia
si�, po co jeszcze siedz� tutaj, wpatruj�c si� w pusty ekran. Lepiej b�dzie, jak
ju� sobie p�jd�. Wk�adam �akiet i odchodz� od terminalu. Moje stanowisko wci��
b�dzie tu jutro. Podobnie jak jaka� cz�� mojej osoby.
Id�c w kierunku drzwi, s�ysz� st�umione szepty. Kobiety �miej� si� do mnie,
kiedy je mijam: smutne u�miechy, u�miechy maj�ce doda� mi otuchy, u�miechy,
kt�rym towarzyszy delikatne mu�ni�cie d�oni� mojej d�oni.
- Tak si� ciesz� - s�ysz�. - Jeste� taka silna.
- Modli�am si� za ciebie.
- Baw si� dobrze.
- Szcz�liwego nowego �ycia.
- Do jutra.
Ciekawe, jak b�d� wygl�da� nast�pnego dnia? Zastanawiam si�, ile mam
niewykorzystanych dni chorobowego. Za ma�o. B�d� musia�a wr�ci� tu jutro i
pracowa�, jak gdyby nic si� nie sta�o.
Id�c korytarzem w stron� windy, przechodz� obok damskiej toalety. S�ysz�
dobiegaj�ce stamt�d nieprzyjemne, przejmuj�ce odg�osy.
Tam w �rodku kto� p�acze. Dzisiaj nie musz� pracowa�, mam wi�c czas, �eby wej��
do �rodka i zobaczy�, kto to jest i co mu si� sta�o. Mo�e oka�� si� pomocna.
Mo�e uda mi si� w ten spos�b zabi� troch� czasu.
P�acz dochodzi od strony jednej z kabin.
- Kto tam jest? - wo�am.
�kanie ustaje. Zapada cisza zak��cana jedynie kapaniem wody z nieszczelnego
kurka i nag�ym g��bokim wci�gni�ciem powietrza przez kogo� zamkni�tego w
kabinie.
- Co si� sta�o? - pytam. - Mo�e w czym� pom�c?
- Linda? - Ten g�os jest zbyt w�t�y, zbyt si� �amie, abym mog�a go rozpozna�. -
Czy to ty? My�la�am, �e Beeton da� ci wolne.
- Da� - odpowiadam kobiecie ukrytej za drzwiami kabiny. - W�a�nie wychodzi�am.
- Wi�c nie przeszkadzaj sobie . - Teraz g�os jest mocniejszy, brzmi znacznie
pewniej, kiedy wydaje bezpo�rednie polecenie. - Baw si� dobrze. - Tym razem
dr��cy oddech �agodzi szorstki ton, z jakim s� wypowiadane te s�owa.
Wydaje mi si�, �e ju� wiem, z kim rozmawiam. Zawsze jednak warto si� przekona�,
czy dobrze odgad�am.
- Panna Thayer?
C� ona tutaj robi! Kadra kierownicza ma przecie� osobne toalety.
S�ycha� stuk odsuwanej zasuwki i drzwi kabiny staj� otworem. Panna Thayer jest
osob�, jak� sama bardzo pragn�am zosta�, kiedy jeszcze studiowa�am na pierwszym
roku zarz�dzania: mened�erem, kt�ry nigdy nie zmarnuje swojego �ycia na
podrz�dnym stanowisku w po�owie drabiny wiod�cej na szczyt firmowej hierarchii,
rokuj�c� wielkie nadzieje dynamiczn� kobietk�, kt�ra nieprzerwanie pnie si� w
g�r� dzi�ki uporowi i sile woli twardej jak diament, zdolnej przebi� si� przez
wszystkie szklane sufity, jakie jej zwierzchnicy nieopatrznie umieszcz� na jej
drodze. Elegancka i emanuj�ca profesjonalizmem, wysoka i pe�na wdzi�ku, w
�wietnie dopasowanym kostiumie, kt�ry przy ca�ym swym skromnym kroju nie
pozostawia najmniejszych w�tpliwo�ci, �e kosztowa� tyle, ile wynosi moja
miesi�czna pensja. Panna Thayer to wzorzec perfekcji. Ka�dy kawa�ek kosztownego
materia�u idealnie le�y na ciele, kt�re zosta�o odpowiednio upi�kszone,
uj�drnione i ubarwione wed�ug obowi�zuj�cych kanon�w doskona�o�ci. Tyle �e co�
wydaje si� burzy� jej nienagann� lini� w g�rnej cz�ci w�skiej sp�dniczki.
Zauwa�am tam nieznaczne wybrzuszenie, jakby... jakby...
Och.
- Mo�e potrzebuje pani towarzystwa? - pytam j�. Nie musz� wys�uchiwa� jej
zwierze�. - Oczywi�cie, je�li to dzisiaj. - Je�eli si� myl�, za chwil� na pewno
us�ysz� sprostowanie.
Kiwa g�ow�. Nos ma czerwony, a na g�rnej wardze pozosta�y resztki �luzu z nosa.
Na policzkach wida� czerwone pr�gi, a wp�przymkni�te powieki usi�uj�
powstrzyma� nap�ywaj�ce �zy.
- Ju� dzwoni�am - wyznaje. - Jestem um�wiona na czwart�. Ci na g�rze my�l�, �e
mam wizyt� u dentysty.
- A wi�c spotkamy si� w holu o wp� do czwartej - obiecuj�. I dodaj� s�owa,
jakie najbardziej pragnie ode mnie us�ysze�. - To nic strasznego.
�ciska moj� d�o� i z powrotem chroni si� w kabinie. Zn�w s�ysz� jej szloch, tym
razem nieco mniej dramatyczny. Ju� si� tak nie boi.
Mog�abym uwolni� j� od smutku w podobny spos�b, w jaki uwolni�am j� od strachu.
Mog�abym powiedzie� jej, �e istnieje spos�b na to, by zmieni� czekaj�cy j�
koszmar w czas b�ogos�awiony. Mog�abym, ale tego nie zrobi�. I tak by mi nie
uwierzy�a. Wiem, �e ja w swoim czasie r�wnie� nie uwierzy�abym nikomu, kto by
powiedzia� mi co� podobnego. Poza tym ja by�am jeszcze na studiach. Wiedzia�am
wszystko lepiej ni� ktokolwiek inny przede mn�, a wieczorne wiadomo�ci w owych
czasach obfitowa�y w przyk�ady, kt�rych g��wne zadanie polega�o na przekonaniu
mnie, �e wybra�am czy�ciec zamiast piek�a. Od przeci�tnego cz�owieka mo�na
oczekiwa�, �e b�dzie w stanie prze�y� czy�ciec.
Powinnam to by�a przewidzie�. Prze�y� to wcale nie znaczy �y�. To jest jak
oddech, kt�ry nie ustaje, jak serce, kt�re nie przerywa pracy, odmierzaj�c
kolejne uderzenia jeszcze przez d�ugi czas po tym, jak znikn�y ostatnie powody,
by wci�� jeszcze bi�, i bi�, i bi�. Pope�ni�am b��d. Ale by�am studentk�. Mama i
tato odmawiali sobie tak wielu rzeczy, �eby zarobi� na op�acenie r�nicy
pomi�dzy moim mizernym stypendium a rzeczywistym kosztem czesnego, podr�cznik�w,
stancji i wy�ywienia. M�wili mi: "Spraw, aby�my mogli by� z ciebie dumni".
Kiedy rzuci�am uniwerek na przedostatnim roku i dosta�am t� posad� sekretarki,
nie odezwali si� do mnie ani s�owem.
My�l�, �e musz� napi� si� kawy. Wiem, �e potrzeba mi teraz jakiego� miejsca,
gdzie mog�abym usi��� i pomy�le� o tym, jak wype�ni� te godziny dziel�ce ranek
od trzeciej trzydzie�ci, a p�niej ten czas pomi�dzy trzeci� trzydzie�ci a
sz�st�. Jedn� przecznic� za biurem jest ma�a, przytulna kafejka. P�jd� tam i
rozsi�d� si� przy stoliku. Poranne godziny szczytu ju� si� sko�czy�y - nikt nie
b�dzie mia� nic przeciwko temu.
Kelnerka mnie zna. Na imi� ma Caroline. Ma dwadzie�cia sze�� lat, tylko dwa lata
wi�cej ni� ja. Zazwyczaj przychodz� tutaj na lunch, kt�ry zjadam przy barze.
Wtedy lokal jest pe�en klient�w, ale jako� udaje nam si� znale�� czas na ma��
pogaw�dk�. Ona mnie zna i ja j� znam. R�owy fartuch opina jej wielki brzuch, w
kt�rym nosi swoje sz�ste dziecko. Dziwi si�, �e tak �atwo przychodzi mi
�artowanie sobie z ni� na ten temat.
- Czy ten dzieciak nie ma zamiaru wyj��? - pytam.
- Pewnie to ch�opak - odpowiada Caroline. - M�czy�ni zawsze si� sp�niaj�.
Obie wybuchamy �miechem.
- Wi�c ile ci jeszcze zosta�o?
- To ju� tu�, tu�. Lepiej niech pani nie pyta.
- Naprawd�? Wi�c co ty jeszcze...
- ...tutaj robisz? - �mieje si�. - Jakbym mia�a jaki� wyb�r.
Odbiera ode mnie zam�wienie i przynosi mi tac� z jedzeniem. Zjadam jajecznic� na
boczku i grzank� obficie nas�czon� mas�em. Wypijam trzy fili�anki kawy, czarnej.
Nie chc� �y� wiecznie. Zostawiam Caroline du�y napiwek, bo pi�tka... sz�stka
dzieciak�w do wychowania to nie �arty przy dzisiejszych cenach i m�u, kt�ry
zarabia niewiele ponad najni�sz� p�ac�.
Kiedy rozsmarowuj� truskawkowy d�em na ostatnim kawa�eczku grzanki, przychodzi
mi do g�owy wspania�y pomys�: Centrum Obs�ugi Kobiet. Pracuj� tam w weekendy
jako wolontariuszka, ale nie ma �adnych przeszk�d, abym uda�a si� tam dzisiaj,
�eby sprawdzi�, czy znajd� dla mnie jakie� zaj�cie. W ko�cu mam wolne.
Usi�uj� zatrzyma� taks�wk�, ale wszystkie s� zaj�te, g��wnie przez biznesmen�w.
W ko�cu dostrzegam jedn� woln�, kt�ra przeje�d�a tu� obok, ale kierowca nie
zatrzymuje si� pomimo mojego energicznego machania. By� mo�e jest kr�tkowidzem i
nie jest w stanie dostrzec mnie przez grub�, kuloodporn�, wypuk�� szyb�. Mo�e
zabrak�o mu pr�bnik�w do automatycznego taryfomierza i teraz p�dzi do bazy po
�wie�e arkusze. By� mo�e zak�ada, �e to absolutnie niemo�liwe, aby kobieta w
moim wieku naprawd� chcia�a jecha� taks�wk�.
Id� jedn� przecznic� w kierunku zachodnim i wsiadam do autobusu. W autobusach
nie ma taryfomierzy, poniewa� zawsze p�aci si� tyle samo za ka�d� jazd�, nie
potrzeba wi�c specjalnych terminali do wpisywania nale�nej kwoty. Wystarcz�
�etony. Jad� na przedmie�cia usadowiona naprzeciwko kobiety z dwoma ma�ymi
dzieciakami, ch�opcem i dziewczynk�. Ch�opak ma na oko dwa lub trzy lata, siedzi
mamie na kolanach i bawi si� ma��, plastykow� ci�ar�wk�, g�o�nym "wrrr-wrrr"
na�laduj�c odg�osy silnika. Dziewczynka wygl�da na cztery latka i przygl�da si�
braciszkowi z wyra�n� drwin� w oczach. Zajmuje osobny fotel, na kt�rym siedzi z
r�kami z�o�onymi na kolanach okrytych d�ugim p�aszczykiem w kolorze brzoskwini.
Najwyra�niej chce, aby �wiat dowiedzia� si�, �e jest ju� doros�a i tylko czeka,
aby zostawi� za sob� dzieci�ce sprawy. Zastanawiam si�, czy w przedszkolu
podoba�oby si� jej tak samo jak Tessie. Moja c�reczka wcale nie p�aka�a, kiedy
trzeba by�o tam i��, chocia� oznacza�o to, �e nie b�d� mog�a widywa� jej
rankami.
W Centrum Obs�ugi Kobiet panuje niczym nie zm�cona cisza. W ko�cu jest to
powszedni dzie�, dzie� pracy. �eby �y�, trzeba pracowa�. Ale Oralee jest na
swoim miejscu. Oralee zawsze jest na swoim miejscu: wysoka, czarna i brzydka jak
psie �arcie, �eby zacytowa� powiedzonko mojej mamu�ki. Jest kierowniczk�
Centrum. Nie ma z tego zbyt wielkich pieni�dzy, ale jest to praca, kt�ra daje
jej satysfakcj�. Siedzi przy swoim biurku - starym, drewnianym rupieciu z
jakiej� dawno zburzonej publicznej szko�y - najwyra�niej zaskoczona moim
przybyciem.
W ko�cu jednak przypomina sobie o wszystkim.
- Witaj, Lindo, �ycz� ci szcz�liwej wolno�ci! - Podnosi si� z krzes�a i p�dzi
przez pok�j, by zamkn�� mnie w swoich obj�ciach. Jej mi�ciutka sk�ra pachnie jak
bez. Nie wiem, co mam zrobi� ani co powiedzie�. Oralee mieszka ze swoj�
kochank�, Corinne, tak wi�c czuj� si� troch� niezr�cznie, �ciskaj�c j� w ten
spos�b, niezale�nie od tego, jak bardzo j� lubi� ani jak wdzi�czna jestem jej za
to, co dla mnie zrobi�a przez wszystkie te lata. By�oby mi �atwiej, gdyby nie
podzieli�a si� ze mn� prawd� o sobie. Lesbijka to lesbijka. Nie mam �adnych
opor�w przed obejmowaniem Corinne, ale Oralee budzi we mnie obawy. Kurczowo
trzyma si� Corinne wcale nie dlatego, �e j� kocha, ale dlatego, �e tak jest
bezpieczniej, poniewa� w ten spos�b nigdy nie b�dzie musia�a wystawia� si� na
�adne ryzyko, a przecie� jej cia�o t�skni za pieszczotami. Oralee zawsze
powtarza, �e musimy by� dzielne, ale sama jest tch�rzem, kt�ry udaje, �e jest
kim� innym ni� naprawd�, ze zwyk�ego strachu. Mog� to zrozumie�, ale trudno mi
j� za to lubi�.
Oralee prowadzi mnie do swojego biurka i daje znak, bym usiad�a. Pochyla si� do
przodu z �okciami wspartymi na swym ogromnym zeszycie, obracaj�c w palcach
pi�ro.
- Czemu� to zawdzi�czamy ten zaszczyt? - pyta, a u�miech przecina jej
pobru�d�on� twarz, kt�ra przypomina plastyczn� map� topograficzn� z
wypi�trzonymi g�rami i zapadni�tymi dolinami. Dzisiaj ma niebieskie szklane oko,
zupe�nie nie pasuj�ce do jej zdrowego oka, barwy ciemnego piwa, co na og�
przera�a ludzi, kt�rzy jej nie znaj�.
- M�j szef da� mi wolny dzie� - m�wi� jej. - P�atny.
- Jasne, masz do tego prawo. Pewnie dupek my�li, �e zrobi� ci nie wiedzie� jak�
frajd�.
- Jestem um�wiona o trzeciej trzydzie�ci, ale pomy�la�am sobie, �e do tego czasu
na pewno znajdziesz tu dla mnie co� do roboty.
Oralee odsuwa si� ze swym obrotowym fotelem od biurka. K�ka fotela skrzypi�
niemi�osiernie, pocieraj�c o linoleum pokrywaj�ce pod�og�. Zamy�lona szefowa
Centrum g�adzi si� palcami po wygolonej czaszce.
- Joan i Cruz ju� si� zaj�y papierkow� robot�... Nasza wielka zbi�rka pieni�dzy
zaczyna si� dopiero w nast�pnym tygodniu... do nikogo dzwoni� nie trzeba...
wszystkie listy s� ju� w kopertach i gotowe do wysy�ki...
Serce we mnie zamiera, kiedy Oralee powoli dociera do ko�ca listy rzeczy,
kt�rych ju� nie trzeba robi�. Staram si� nie my�le� o tych d�ugich, pustych
godzinach, z kt�rymi b�d� musia�a si� zmierzy�, je�eli nie znajdzie dla mnie
�adnego zadania. Aby zaj�� czym� uwag� w oczekiwaniu na jej werdykt, spogl�dam
na rzeczy zawalaj�ce blat jej biurka. Jest tam jaka� stara puszka po zupie
oklejona bibu�� w ��te kwiaty, po brzegi wype�niona spinaczami i druga, pe�na
d�ugopis�w i o��wk�w. Obok wida� trzy figurki Bogini le��ce na plecach niczym
opalaj�ce si� kobiety, z olbrzymimi, rozlanymi piersiami i nabrzmia�ymi
brzuchami wystawionymi ku bezwstydnemu niebu. Najwi�ksz� z nich Oralee ulepi�a
sama na kursie ceramiki. U�ywa jej jako przycisku do papier�w. Oralee szczerze
wierzy, i� nale�y cieszy� si� tym, co si� ma. Pan Beeton na pewno wybuchn��by
�miechem na widok jej przedpotopowego terminalu. �eby uzyska� do niego dost�p,
wystarczy�o zwyk�e has�o wklepywane przy u�yciu klawiatury, tak wi�c ktokolwiek,
komu uda�oby si� je odgadn��, m�g� bez trudu dosta� si� do jej plik�w. Ale
przynajmniej w ten spos�b Centrum ogranicza wydatki na zakup pr�bnik�w, cho� to
wcale nie jest prawdziwy pow�d tego technicznego zacofania.
Fotografia stoj�ca na biurku jest w�o�ona w ramk� z autentycznego srebra. Oralee
musi j� nieustannie polerowa�, aby nie pojawi� si� brzydki nalot. Na zdj�ciu
wida� m�od� Murzynk�, kt�ra u�miecha si� szeroko. Ma oboje oczu, jedwabist� cer�
l�ni�c� jak wn�trze morskiej muszli, a jej mi�kkie w�osy przypominaj� czarn�
chmur�, kt�ra stanowi dla jej u�miechu du�o pi�kniejsz� opraw� ni� l�ni�ce
srebro.
W dolnej cz�ci ramki, poni�ej fotografii, znajduje si� wycinek z gazety. Jest
to niewielki nag��wek. Wydarzenie, o kt�rym donosi, nie by�o na tyle niezwyk�e,
by zas�ugiwa� na u�ycie wi�kszej czcionki: WYBUCH BOMBY W KLINICE ABORCYJNEJ.
DWIE OSOBY ZABITE, TRZY RANNE. Wycinek pochodzi� ze specjalnej gazety, a raczej
biuletynu dla tego rodzaju ludzi, kt�rym wiadomo��, �e DWIE OSOBY ZABITE, TRZY
RANNE sprawia�a niek�aman� satysfakcj�. Oralee twierdzi, �e wi�kszo�� prasy
wcale nie u�ywa�a okre�le� nacechowanych emocjonalnie, w powszechnym u�yciu by�y
takie terminy jak: klinika kontroli urodze� lub klinika planowania rodziny, b�d�
po prostu klinika dla kobiet. Tak jakby�my by�y zbyt m�ode, �eby pami�ta�, kiedy
to wszystko si� zmieni�o. Gdy opowiada o tamtych czasach - czasach nasilenia si�
bombowych zamach�w, barbarzy�skich napad�w na kobiety pr�buj�ce dosta� si� do
klinik, wiecznej nagonki, a nawet mord�w pope�nianych na lekarzach albo
cz�onkach ich rodzin - mo�na odnie�� wra�enie, �e ten ponury okres trwa� mniej
wi�cej tyle, ile mroki �redniowiecza, a nie po prostu cztery lata. Na szcz�cie
wszystko si� jako� unormowa�o. W ko�cu jeste�my cywilizowanymi lud�mi. Potrafimy
wypracowa� kompromis.
- Wiem! - Oralee strzela palcami, co sprawia, �e przenosz� wzrok na jej twarz. -
Dzi� mo�esz robi� za go�ca. To znaczy... - Nagle zaczyna mie� w�tpliwo�ci.
- Jasne, mog� to robi� - potwierdzam swoj� gotowo��.
- Jeste� pewna?
- Po prostu daj mi wszystko, co potrzeba i powiedz, dok�d mam si� uda�. To �aden
k�opot. Sama musz� p�j�� do banku, tak czy siak.
- Czy naprawd� jeste� pewna? - pyta mnie ponownie. Dlaczego we mnie nie wierzy?
Czy rzeczywi�cie wygl�dam na przewra�liwion� neurotyczk�? Nie. Dbam o swoje
cia�o, myj� w�osy ka�dego dnia, a nawet czasem u�ywam szminki. Nie jestem ju�
taka jak kiedy�, w tamtych trudnych dniach, gdy po raz pierwszy przyjecha�am do
miasta, gdy by�am jeszcze g�upi� siks�. Wtedy omal nie straci�am pracy przez to,
�e w og�le o siebie nie dba�am. Teraz ju� wszystko wiem. Moim obowi�zkiem jest
dawa� dobry przyk�ad. Dzieci w pewnym wieku zaczynaj� uwa�nie obserwowa�, jak
mamusia wygl�da i jak mamusia si� zachowuje. Czyta�am wszystkie ksi��ki na ten
temat. Ma si� takie dziecko, na jakie si� zas�uguje.
Oralee idzie do pomieszczenia na zapleczu, gdzie trzymaj� lod�wk�. Wraca,
trzymaj�c w r�ku miniaturow� ch�odziark� wielko�ci koktajlowej torebki z
licznymi przegr�dkami w �rodku, fabrycznie nowy bloczek z arkuszami pr�bnik�w i
kartk� papieru.
- Je�li chcesz, mo�esz w�o�y� to do torebki - m�wi, podaj�c mi ch�odziark�. -
Tylko pami�taj, nie zostawiaj jej otwartej zbyt d�ugo i zawsze wyjmuj lub
wk�adaj tylko jedn� pr�bk� naraz. I na mi�o�� bosk�, nie pomieszaj pr�bek!
�miej� si�, widz�c, jaka jest przej�ta.
- Robi�am to ju� wcze�niej, Oralee - przypominam jej.
- Jasne, przepraszam. Tutaj masz nazwiska i adresy. �etony na autobus znajdziesz
w glinianej doniczce na stole przy drzwiach frontowych. Kiedy ju� wszystko
za�atwisz, nie musisz przynosi� ch�odziarki z powrotem. Mo�esz podrzuci� j� przy
nast�pnej wizycie. - Przekrzywia g�ow�, rzucaj�c mi pytaj�ce spojrzenie. - O ile
oczywi�cie planujesz nast�pn� wizyt�?
- Pewnie, �e tak - m�wi� zdziwiona pomys�em, �e mog�abym si� tu ju� nie pojawi�.
- Aha... Bo wiesz, my�la�am, �e... po dzisiejszym dniu... Zreszt�, wszystko
jedno. Powodzenia.
Na li�cie jest pi�� nazwisk. Wi�kszo�� kobiet mieszka w bliskim s�siedztwie
Centrum, tylko jeden z adres�w wskazuje na mieszkanie zlokalizowane na
peryferiach miasta. Mamy prze�liczny, wiosenny dzie�. Zbli�aj� si� �wi�ta. W tym
roku przypadaj� nieco p�niej, niemal w pocz�tkach maja. Maja - to pi�kne imi�
dla dziewczyny, pe�ne nadziei, radosnej obietnicy, pe�ne wiosennego pi�kna. Mo�e
powinnam by�a nazwa� moj� c�reczk� Maja. Odp�dzam t� my�l wybuchem �miechu. Tego
ju� nie da si� odkr�ci�, teraz jest ju� za p�no, by zmienia� Tessie imi�. O
wiele za p�no.
Kiedy docieram pod pierwszy adres, jestem zaskoczona podesz�ym wiekiem kobiety,
kt�ra otwiera mi drzwi. Przedstawiam si� i m�wi�, �e przysy�a mnie Centrum
Obs�ugi Kobiet. Pokazuj� jej ma�� ch�odziark� i bloczek z pr�bnikami,
wyja�niaj�c, co mog� dla niej zrobi� w banku. Jej czarne w�osy s� tak g�sto
poprzetykane siwymi nitkami, �e wydaj� si� szare, a palce ma upstrzone ��tymi
plamami od tytoniu. Stoi w drzwiach, wpatruj�c si� we mnie kamiennym wzrokiem i
zagradzaj�c mi drog� do mieszkania za jej plecami, ka��c mi sta� na korytarzu
przez ca�y czas, jaki zajmuje mi wyja�nienie celu mojej wizyty.
Kiedy ko�cz� swoj� przemow� i wyci�gam w jej stron� arkusz pr�bnika, kobieta
odzywa si� wreszcie:
- Nie jestem Vicky. Jestem jej matk�. B�g was kiedy� os�dzi, podli ludzie. Id�
do diab�a - i zatrzaskuje mi drzwi przed nosem.
Czuj� si� strasznie g�upio, ale uczucie to opuszcza mnie, kiedy docieram pod
nast�pny adres. Tutaj wszystko przebiega znacznie przyjemniej. Kobieta ma na
imi� Maris i mieszka sama. Zaprasza mnie do �rodka na fili�ank� herbaty,
ciasteczka i cokolwiek, na co jeszcze mia�abym ochot�. Jej mieszkanko jest
malutkie, ale bardzo gustowne. Zalane s�onecznym �wiat�em, urz�dzone meblami z
wikliny.
- Niech pani� B�g b�ogos�awi - m�wi do mnie. - By�am ju� bliska szale�stwa.
My�la�am, �e je�li jeszcze raz b�d� musia�a przej�� przez to wszystko, to po
prostu zwariuj�. M�wi�, �e z czasem mo�na si� przyzwyczai�, ale mnie jest z dnia
na dzie� coraz ci�ej. Zosta�y mi jeszcze trzy lata. Nigdy wi�cej, niech mi pani
wierzy, nigdy wi�cej.
Pociera kciukiem arkusz pr�bnika i bacznie przygl�da si�, jak chowam go do
w�skiej, plastykowej koperty. Koperta zostaje umieszczona w przegr�dce
ch�odziarki, kt�r� z kolei wk�adam do torebki.
- Czy na pewno pami�ta pani moje has�o? - pyta, odprowadzaj�c mnie do drzwi.
- Tak, ale dla pewno�ci niech je pani lepiej jutro zmieni - radz� jej.
Trzecia i czwarta kobieta nie s� tak go�cinne jak Maris, ale te� nikt nie wysy�a
mnie do diab�a. Jedna jest artystk�, druga w�a�nie straci�a prac�, a Maris,
je�li dobrze pami�tam, powiedzia�a mi, �e wzi�a sobie dzie� chorobowego,
�ywi�c nik�� nadziej�, �e Centrum znajdzie jakiego� go�ca, kt�ry m�g�by przyj��
jej z pomoc�. W ci�gu tych trzech wizyt wypijam trzy fili�anki kawy, a tak�e
odrobin� d�inu, kt�rym pocz�stowa�a mnie bezrobotna kobieta. G�ow� mam pe�n�
hase� i szczeg�owych instrukcji, w d�oni kurczowo �ciskam pakiecik trzech
br�zowych kopert z naklejonymi znaczkami i adresami zwrotnymi, kiedy chwiejnym
krokiem udaj� si� na poszukiwanie domu ostatniej kobiety.
Wsiadam do autobusu jad�cego na przedmie�cia. Za oknem widz�, jak �wie�e li�cie
na ga��ziach drzew rozp�ywaj� mi si� przed oczyma w plam� wiosennej zieleni.
Wra�enie to, wzmocnione dzia�aniem d�inu, po prostu zapiera mi dech w piersiach.
Nie powinnam by�a pi�, ale dzi�ki temu, �e mog�am patrze� na dno szklanki, nie
musia�am spogl�da� w oczy tamtej kobiety. Decyduj� si� wysi��� na wcze�niejszym
przystanku. Ma�y spacer rozja�ni mi umys�.
Niebieskie, czerwone i bia�e �wiat�a migaj� mi w oczach. Widz� dwa policyjne
radiowozy i ludzi st�oczonych na zewn�trz restauracji urz�dzonej w stylu
paryskiej kafejki ze stolikami rozstawionymi na chodniku. Jaki� m�czyzna
kurczowo trzyma si� fantazyjnego p�otka z kutego �elaza, otaczaj�cego jedno z
drzew przed lokalem. Bladozielony kolor jego twarzy harmonizuje z barw� li�ci
zwieszaj�cych mu si� nad g�ow�. Czuj� kwa�ny i ostry zapach wymiocin. Uwa�nie
patrz� pod nogi, kiedy przeciskam si� przez t�um.
Jeden z policjant�w trzyma w r�ce reklam�wk� i pr�buje zmusi� gapi�w do
cofni�cia si� o par� krok�w. Sp�d reklam�wki jest mokry, najwyra�niej co� z niej
wycieka. Drugi policjant nieprzerwanie powtarza ludziom, �e nie ma tu nic
ciekawego do zobaczenia, ale oni najwyra�niej s� innego zdania.
Trzeci stoi z bloczkiem w r�ku i przes�uchuje kelnera. Kelner jest m�ody i
sprawia wra�enie przestraszonego. W k�ko powtarza urywane zdania:
- Nie wiem, nie spodziewa�em si�, przysz�a i zam�wi�a sa�atk� cesarsk� i
herbat�, potem zap�aci�a rachunek i ruszy�a do wyj�cia. Nie widzia�em, �e
zostawi�a t� siatk� pod sto�em, dop�ki ten facet nie chwyci� jej i nie pobieg�
za ni� - wskazuje na m�czyzn� obejmuj�cego �elazne kraty wok� drzewa. - Sk�d
mog�em wiedzie�...
Czwarty policjant pilnuje dziewczyny. Na oko dziewczyna wygl�da na szesna�cie
lat, ale mo�e by� starsza, tyle �e niedu�a jak na sw�j wiek. Jej twarz jest
nieobecna, pozbawiona wyrazu. W co mo�e si� wpatrywa� tym zawieszonym w pr�ni
wzrokiem? Policjant pomaga jej wsi��� do wi�ziennej karetki i zatrzaskuje drzwi.
- M�wi, �e nie by�a w stanie tego znie��. �e nie mog�a po prostu p�j�� do
kliniki i zarejestrowa� si�, jak ka�da przyzwoita kobieta. Suka - s�ysz� jak
mruczy pod nosem. - Morderczyni.
Kiedy przechodz� obok, przyspieszaj�c kroku jak tylko si� da, lecz staraj�c si�
nie biec, s�ysz� jeszcze piskliwy g�osik kelnera:
- Nie s�dz�, �eby by�o ju� martwe, kiedy tu przysz�a.
Kiedy dzwoni� do ostatniego wyznaczonego mi mieszkania, drzwi otwiera m�czyzna.
- Frances Hughes? - pytam nerwowo. Czy�by jaki� �artowni� zadzwoni� do Centrum,
podaj�c imi� m�czyzny, kt�re brzmia�o ca�kiem jak �e�skie? Oralee m�wi, �e
takie rzeczy ju� si� zdarza�y. Czasami z�o�liwcy podaj� adresy, kt�rych go�cy na
pr�no szukaj� po ca�ym mie�cie, a czasem bywa i tak, �e go�ca oczekuje
specjalny komitet powitalny. Trudy z�amano kiedy� nadgarstek i zniszczono
wszystkie zebrane wcze�niej pr�bki. Takie historie nieuchronnie przypominaj� mi
opowie�ci o japo�skich �o�nierzach zagubionych na ma�ych, odci�tych od �wiata
wysepkach Pacyfiku, kt�rzy wci�� prowadz� wojn�, oficjalnie zako�czon�
kilkadziesi�t lat wcze�niej.
M�czyzna u�miecha si� do mnie.
- Nie, jestem jej m�em - m�wi. - Wejdzie pani?
Frances Hughes oczekuje na mnie w salonie. To jedna z tych kobiet, na kt�rych
twarzach lata prokreacji odcisn�y swoje wyra�ne pi�tno. Mo�na tak�e odnie��
wra�enie, �e urodzi�a si� po to, by z namaszczeniem podawa� herbat� w
kunsztownym serwisie z cieniutkiej porcelany rozstawionym na srebrnej tacy.
Je�li wypij� jeszcze jedn� fili�ank�, mo�e si� to �le sko�czy�, my�l�, lecz mimo
to przyjmuj� kruche naczy�ko wype�nione aromatycznym p�ynem, poniewa� wiem, �e
dla tej kobiety to bardzo wa�ne.
- Nie wiemy, jak pani dzi�kowa� - m�wi jej m��, sadowi�c si� w antycznym fotelu
naprzeciwko mnie. Frances siada na sofie, czuj�c si� bezpiecznie za murem z
fili�anek, spodk�w, cytryny w plasterkach, cukru w kostkach oraz misternych,
srebrnych szczypczyk�w. - Sam chcia�em to zrobi�, ale Frances nalega�a, aby�my
wezwali pani�.
- Wiesz dobrze, �e nie by�by� w stanie, George - przerywa mu Frances. -
Pami�tasz, jak ci�ko prze�y�e� klinik� i to, co dzia�o si� potem?
- Da�bym rad� - upiera si� m��.
- Ale nie musisz - odpowiada mu �agodnie �ona. - Powiniene� oszcz�dza� si� dla
mnie.
Pochyla si�, by pog�adzi� go po r�ku. Wida�, �e ��czy ich bardzo stara mi�o��.
Czuj�, jak p�omienne uczucie falami mocy przep�ywa od niej do niego.
Opuszczam zamieszkiwany przez nich budynek, wci�� trzymaj�c w r�ce trzy br�zowe
koperty. Nie chcieli, �ebym przes�a�a im got�wk�, tak jak pozosta�ym kobietom.
Chc� tylko, �ebym zamkn�a osobisty rachunek Frances i przela�a fundusze na
konto George'a.
W portfelu mam tak�e czek wystawiony przez pana George'a Hughesa na Centrum
Obs�ugi Kobiet. Da� mi go, kiedy zbiera�am si� do wyj�cia i po�o�y�am torebk� na
malutkiej biblioteczce, aby zapi�� �akiet. "Jak�e si� mylili�my" - powiedzia�
wtedy. Nie mia�am poj�cia o co mu chodzi. Lecz gdy si�ga�am po torebk�, m�j
wzrok przyci�gn�� tytu� jednego z tom�w stoj�cych na p�ce: "�adnych wyrzut�w?".
To w�a�nie ta ksi��ka zmieni�a wszystko na dobre, to znaczy na z�e. Wci�� mo�na
j� kupi� w ka�dej ksi�garni. Moja ciotka Lucille podarowa�a jeden egzemplarz
mojej matce. Od tamtego czasu mama nie rozmawia z ciotk�. W szko�ach studiuje
si� j� z tym samym przej�ciem co "Chat� wuja Toma" czy "Mein Kampf". Niekt�rzy
m�wi�: "To ona powstrzyma�a zamachy bombowe. Ocali�a �ycie wielu ludziom". Inni
twierdz�: "Nie powstrzyma�a marszu �mierci. Co z tego, �e zmusza si� je, by
cierpia�y? Wci�� przecie� dokonuje si� morderstw w majestacie prawa". Jedni
odpowiadaj�: "Ta ksi��ka zdo�a�a uspokoi� tych cholernych ekstremist�w. Dzi�ki
niej kobiety odzyska�y prawdziw� wolno��". Inni natomiast: "Prawdziwa wolno��
zosta�a przehandlowana za fa�szywy pok�j. Kobiety sta�y si� niewolnicami
terroru". Ja si� na ten temat nie wypowiadam. Wiem tylko co sama "zawdzi�czam"
tej ksi��ce.
Spojrza�am na m�a Frances, gor�co pragn�c wierzy�, �e ten tytu� znalaz� si� w
ich domu przypadkiem, pozostawiony przez jakiego� go�cia, kt�ry od tamtego czasu
nie bywa mile widziany w tych progach. Ale kiedy zauwa�y�am, jak odwraca wzrok,
jak czerwieniej� mu policzki, od razu domy�li�am si� prawdy. Energicznym ruchem
zabra�am czek. "Id� do diab�a!" - powiedzia�am mu takim samym tonem, jakim
przep�dzi�a mnie matka Vicky.
Nie u�yj� has�a ani pr�bek Frances Hughes, �eby dokona� kradzie�y. Mog�abym, ale
tego nie zrobi�. Nie zdradz� nikogo, w zamian za co spodziewam si�, �e sama nie
zostan� zdradzona. Ale George Hughes nic o tym nie wie. Niech dzwoni do banku,
niech zmienia has�o. Niech przekona si� na w�asnej sk�rze, jak naprawd� wygl�da
system, kt�ry sam pom�g� stworzy�. Niech sam zakosztuje tego upragnionego,
zwyci�skiego, okupionego krwi� pokoju. Niech bezradnie zawi�nie w powietrzu
ch�ostany bezlitosnym wiatrem.
Kolejka w banku jest bardzo kr�tka. To niewielka filia zatrudniaj�ca tylko
jednego �ywego pracownika do obs�ugi bardziej skomplikowanych transakcji. Do
pozosta�ych wystarcz� automaty. Tutaj jest tylko jeden bankomat. M�wi�am ju�, �e
to male�ka filia.
Wol� te ma�e banki. Wi�ksze oddzia�y maj� pracownik�w, kt�rych jedynym zadaniem
jest dbanie o to, by nikt nie u�ywa� bankomat�w dla przeprowadzania transakcji w
imieniu os�b trzecich. Takie dzia�ania traktowane s� jak oszustwo.
Przede mn� stoi jeszcze dwoje klient�w: kobieta i m�czyzna. Ona wygl�da co
najmniej na pi��dziesi�tk�, ale kiedy przychodzi jej kolej, nie bierze pr�bnika
z podajnika bankomatu. Zamiast tego otwiera torebk�, z kt�rej wyjmuje
miniaturow� ch�odziark�, identyczn� jak moja, tyle �e troch� mniejsz�. D�onie
jej dr��, kiedy wyjmuje pr�bnik, wk�ada go do automatu i wklepuje has�o.
Dzieciak nie ma wi�cej ni� dziewi�� miesi�cy. Potrafi ju� grucha� i gaworzy�.
Potrafi ju� przyciska� swoje pulchne, br�zowe d�onie do ekranu.
- Cze��, s�odziutki - odzywa si� kobieta dr��cym g�osem. - To babcia, kochanie,
witaj. To ja, twoja babcia. Twoja mama nie mog�a dzisiaj przyj��, jest bardzo
chora. Ale ju� nied�ugo ci� odwiedzi, obiecuj� ci. Kocham ci�, skarbie.
Kocham...
Ekran ga�nie. Po chwili pojawia si� b�yszcz�cy napis, kt�ry uprzejmie prosi
kobiet� o przeprowadzenie transakcji. Kobieta przez chwil� wpatruje si� w ekran
z zaci�ni�tymi ustami, po czym bierze si� do dzie�a. Banknoty jeden po drugim
wysypuj� si� na specjaln� tack�. Ona zgarnia je bez s�owa, ani przez chwil� nie
spogl�daj�c w d�, wciska zwitek do torebki i wychodzi, staraj�c si� nie
rozgl�da� na boki, z wzrokiem wbitym w drzwi prowadz�ce na zewn�trz.
Stoj�cy przede mn� m�czyzna energicznie pociera kciukiem o arkusz pr�bnika,
wsuwa go do automatu i zabiera si� do swoich spraw. Wygl�da m�odo, pewnie ma
jakie� dwadzie�cia lat. Jest przystojny. Dziewczynom na pewno z trudem
przychodzi oprze� si� jego namowom, zw�aszcza je�li wie, jak u�ywa� swego
wdzi�ku. Najprawdopodobniej potrafi przekona� je, �e szaleje z mi�o�ci do nich,
�e kocha je tak jak wielcy kochankowie z romans�w, spontanicznie, intensywnie i
od pierwszego wejrzenia. �e uczucie to spad�o na� jak wspania�a niespodzianka.
Niespodzianki zdarzaj� si� w �yciu. Niespodzianki mog� to �ycie diametralnie
zmieni�, ale tylko wtedy, je�li si� im na to pozwoli. Czekaj�c, a� bankomat
zrealizuje wszystkie zlecone mu zadania, m�czyzna obraca lekko g�ow� tak, bym
mog�a podziwia� jego profil. Wygl�da jak bohater z komiks�w: sta�y i szlachetny,
lojalny i szczery. Gdyby zdarzy�a si� jaka� niespodzianka, bez wahania poszed�by
ze sw� wybrank� do kliniki. Przez ca�y czas trzyma�by j� za r�k� i zosta� przy
niej tak d�ugo, na ile pozwoliliby mu lekarze. A potem mia�by ju� wszystko z
g�owy. M�g�by wr�ci� do domu i zaj�� si� swoimi sprawami. Nikt nie kaza�by mu
�a�owa� tego, co si� sta�o.
Dla niego nie ma na ekranie �adnego obrazka.
Moja kolej. Wpierw zabieram si� do przeprowadzania transakcji dla innych kobiet.
Maris ma trzyletniego ch�opaczka, niemal identycznego jak ten, kt�rego widzia�am
w autobusie. Potrafi ju� ca�kiem nie�le m�wi� jak na sw�j wiek. Podnosi du�ego
niebieskiego misia w stron� ekranu.
- Dzi�ki, mamusiu! - wo�a. - Nazwa�em go Misior. Misior, daj mamusi du�ego
ca�usa! - przyciska pluszowy pyszczek zabawki do szklanej szyby.
Male�ka dziewczynka artystki ma zaledwie kilka miesi�cy. Tu sprawa jest prosta.
Nigdy nie mia�am �adnych k�opot�w, kiedy Tessa by�a taka malutka. Mog�am przed
sob� udawa�, �e ogl�dam w telewizji reklam� jednorazowych pieluch. Gorzej by�o,
kiedy Tessa nauczy�a si� ju� pewnych rzeczy: obraca� si� na brzuszek, stawa� na
czworaka, raczkowa�, gaworzy�...
Kobieta, kt�ra straci�a prac�, ma jednoroczne dziecko, zupe�nie bez w�os�w, z
wielkimi okr�g�ymi oczami jak u tamtego niebieskiego misia. Nie jestem w stanie
rozpozna�, czy to ch�opak, czy dziewczynka, ale wiem, �e dziecko b�dzie
blondaskiem. Tessa te� ma blond w�oski. Zanim sko�czy�a dwa latka, jej g��wka
tak�e przypomina�a �mieszny, kosmaty �ebek m�odej kaczuszki.
Wiem ju�, dlaczego Frances Hughes nie chcia�a, aby George za�atwia� za ni� te
sprawy. Jej dziecko le�y na plecach, wpatruj�c si� w przestrze� t�pymi oczami.
Po jego rozmiarach poznaj�, �e ma ponad roczek, ale wcale nie pr�buje si�
porusza� czy chocia� obr�ci� g�ow�. Przez chwil� �al mi Frances. Potem
przypomina mi si� ta ksi��ka w ich domu i czuj� prawdziw� pokus�, by uwierzy�,
�e istnieje jaki� sprawiedliwy B�g.
Oczywi�cie wiem, �e to nieprawda.
Teraz kolej na mnie. Ogl�dam si� przez rami�. Kolejka zd��y�a ju� si� wyd�u�y�.
Teraz czworo ludzi czeka za moimi plecami. Wszyscy wygl�daj� na
zniecierpliwionych. W�r�d nich jest jedna sze��dziesi�cioletnia kobieta. Wida�,
�e jest w�ciek�a. Najprawdopodobniej stoj� ju� dostatecznie d�ugo, by
zorientowa� si�, �e za�atwiam nie swoje sprawy.
Odchodz� od bankomatu i id� na koniec kolejki. Kiedy mijam innych czekaj�cych,
mrucz� pod nosem, jak bardzo mi przykro, �e stracili przeze mnie tyle czasu i �e
kiedy podchodzi�am do automatu, nie by�o za mn� jeszcze nikogo. Tr�jka
oczekuj�cych, kt�rym po prostu zaczyna�o si� ju� d�u�y�, teraz odwzajemnia moje
przeprosiny wybaczaj�cymi u�miechami. Sze��dziesi�cioletnia staruszka stoi na
samym ko�cu. Czeka, a� zajm� za ni� miejsce. Wtedy obraca si� i pluje mi w
twarz.
- Dziwka! - wrzeszczy. - Krwio�ercza suka! Ty i tobie podobne dzieciob�jczynie,
przekl�te zdziry, nie macie nawet odwagi spojrze� w prawdzie na swoje ohydne
grzechy! Wynocha st�d, ty...
- Przykro mi, prosz� pani, ale b�d� zmuszony prosi� pani� o opuszczenie budynku.
- Jedyny �ywy pracownik banku staje pomi�dzy nami. To wysoki, pot�nie zbudowany
m�czyzna. Tak, nie�atwo znale�� teraz ma�y oddzia� banku, gdzie jedyny �ywy
pracownik nie mia�by postury ochroniarza. Funkcja wykidaj�y to cz�� jego pracy.
- To j� powiniene� st�d wywali�, nie mnie! - warczy starucha. Rzuca si� do
przodu, staraj�c si� dosi�gn�� mnie torebk�. Cofam si� o krok, przyciskaj�c
koperty mocno do piersi. Boj� si� je upu�ci�. Mog�aby si� do nich dorwa� i
podrze� je na strz�py.
M�czyzna powstrzymuje j�.
- Prosz� mnie nie zmusza� do wezwania policji.
Podzia�a�o. Kobieta opanowuje si�. Wyprostowuje si� z godno�ci� i wychodzi z
banku sztywnym krokiem, obrzucaj�c mnie przekle�stwami na ca�y g�os. M�czyzna
spogl�da na mnie bez cienia �yczliwo�ci na twarzy.
- W przysz�o�ci prosz� si� ograniczy� do w�asnych transakcji - m�wi.
- Dzi�kuj� panu - odpowiadam, chusteczk� ocieraj�c z policzka plwocin� tamtej
wariatki.
Zn�w moja kolej. Chcia�abym poca�owa� arkusz pr�bnika, zanim potr� nim o kciuk,
ale wiem, �e je�li to zrobi�, nie b�d� w stanie dosta� si� do mojego konta.
Zastanawiam si�, ile b�dziemy mia�y dla siebie czasu. Czasami jest to dziesi��
sekund, czasami pi�tna�cie. Mo�e dadz� nam ca�e dwadzie�cia, w ko�cu dzi� s�
urodziny Tessy. Bior� g��boki oddech i wsuwam arkusz pr�bnika, a nast�pnie
wprowadzam moje has�o.
Jest! O Bo�e, jest moje dzieci�tko, moja c�reczka, moja �liczniutka dziewczynka.
�mieje si� i obraca wko�o, �eby pochwali� si� swoj� �liczn�, r�ow�, urodzinow�
sukieneczk� z r�wno zaprasowanymi falbankami. D�ugie blond w�osy opadaj� jej na
ramiona z�ot� chmur�.
- Cze��, mamo! - piszczy weso�o.
- Hej, c�reczko! - Wyci�gam d�o�, aby pog�aska� j� po policzku. Musz� si�
powstrzyma�. Dotykanie ekranu jest surowo zabronione. Powoduje obci�cie
pozosta�ego czasu, jego skr�cenie b�d� wyd�u�enie o nieprzewidywaln� liczb�
sekund. Niewiele kobiet decyduje si� na takie ryzyko. Ja nie mog� tego zrobi�.
Nie dzi�.
Wyjmuj� zaproszenie i podnosz� je wysoko, tak �eby Tessa mog�a zobaczy� kolorowy
kartonik.
- Sp�jrz, kochanie - wo�am. - Pandy!
- Jutro id� do szko�y - m�wi mi Tessa. - Jestem ju� du�� dziewczynk�. Teraz b�d�
prawie doros�a.
- Moje dzieci�tko... - Zaczynam mruga� oczami, coraz szybciej i szybciej. Tessa
rozmywa si� w �liczn� r�owo-z�ocist� plam�. - C�reczko, tak bardzo ci� kocham.
Tak �a�uj�, tak bardzo �a�uj� tego, co zrobi�am, ale by�am taka m�oda, nie
mog�am... Och, kochanie!
Dotkn� jej, musz�! Tak czy siak, wszystko, co nam m�wi�, to stek k�amstw. To
nieprawda, �e dotkni�cie ekranu mo�e skr�ci� czas ogl�dania dzieci. To
nieprawda, �e teraz jeste�my bezpieczne i mamy wolny wyb�r. To nieprawda, �e
nasza zgoda na kompromis wystarczy�a, aby sko�czy� z zamachami na kliniki,
polowaniem na lekarzy i strachem. Nie wierz� im! Musz� obj�� moje dziecko!
Szk�o, g�adkie i ciemne.
- Przykro mi, prosz� pani, ale b�d� zmuszony prosi� pani� o opuszczenie budynku.
Wychodz�, nie za�atwiwszy swoich transakcji. M�czyzna wyci�ga z szuflady
swojego biurka zmywacz do ekranu w aerozolu i czyst� szmatk�, po czym zabiera
si� do usuwania �lad�w moich palc�w i odcisku ust.
We wschodniej cz�ci miasta jest jeszcze jeden ma�y bank, do kt�rego lubi�
chodzi�. Chyba tam p�jd�. Robi si� p�no. Paula pewnie przeprowadza w�a�nie
ostatnie rozmowy telefoniczne w celu uzgodnienia szczeg��w mojego przyj�cia.
Nazywaj� to odzyskaniem wolno�ci. Dla mnie to s�owo ju� nic nie znaczy.
Tak, na pocz�tku szczerze jej nienawidzi�am. Nienawidzi�am w�asnego dziecka.
Towarzyszy�a mi wsz�dzie. Pojawia�a si� na ka�dym urz�dzeniu lampowym, jakiego
u�ywa�am na uczelni, w instytucjach publicznych, w domu. Po zako�czeniu wst�pnej
procedury, uczelniana klinika przekaza�a odpowiednie dane do centralnej
jednostki programuj�cej w celu ustalenia daty jej urodzenia. Razem z
informacjami przes�ano tak�e fragmenty tkanki, aby mo�na by�o wygenerowa�
genetycznie dok�adny obraz mojego dziecka. Potem wszystko ucich�o, a� do daty
urodzenia. I wtedy si� zacz�o!
Nie by�o od niej ucieczki. Nie mog�am si� uwolni� od jej obrazu je�li, rzecz
jasna, chcia�am korzysta� z komputera, bankomatu lub w��czy� nawet najbardziej
staro�wiecki model telewizora. Nienawidzi�am jej. Nienawidzi�am jej w taki
spos�b, w jaki niekt�re kobiety nienawidz� dzieci b�d�cych owocem gwa�tu, kt�re
r�wnie� musz� ogl�da� potem, jak rosn� za szklanym ekranem. Ale one raduj� si�
tym, co zrobi�y, odnajduj� satysfakcj� w tym, �e mia�y ostatnie s�owo, �e to one
�miej� si� ostatnie, s� przekonane, �e to one ostatecznie wystrychn�y swych
gwa�cicieli na dudk�w, uwalniaj�c si� od ostatniego dowodu wyrz�dzonej im
zniewagi. Widywa�am takie kobiety w bankach, przy automatach, a raz tak�e w
pracy. "No i kto jest teraz g�r�?" krzycz� do dzieci, a potem wybuchaj� szalonym
�miechem, kt�ry najcz�ciej w ko�cu przechodzi w szloch. Czasami ograniczaj� si�
do p�aczu.
A ja chcia�am si� ukry� przed moj� c�rk�. Ucieka�am - ze studi�w, z domu, z dala
od wszystkiego, co kiedy� wype�nia�o moje �ycie. Ucieka�am od Tessy. Ustawowy
wyrok sze�ciu lat nieustannego prze�ladowania za jeden b��d, jedn�
niespodziank�, jeden wypadek, wydawa� si� trwa� ca�� wieczno��. Dla mnie
oznacza� on nie tylko kres wymarzonej przeze mnie przysz�o�ci. Doprowadzi� mnie
tak�e do kresu psychicznej wytrzyma�o�ci.
I wtedy, pewnego dnia, wszystko si� zmieni�o. Pewnego dnia spojrza�am na ni� i
przesta�am widzie� w niej nienawistn� kar�. Sta�a si� dla mnie ukochan�
c�reczk�, moj� ma�� Tess� o d�ugich, jedwabistych blond lokach i b�yszcz�cych
niebieskich oczkach, o mi�ciutkich policzkach, kt�re pewnie pachn� jak r�yczki,
jak jab�uszka. Pewnego dnia mia�am ju� do�� nienawi�ci, do�� uciekania. Pewnego
dnia spojrza�am na ni� i poczu�am, jak budzi si� we mnie mi�o��.
A teraz zabieraj� mi moje dziecko.
Nigdy si� na to nie zgodz�.
Wchodz� do pierwszej napotkanej budki telefonicznej.
- Halo, panna Thayer? Bardzo przepraszam, ale wypad�o mi co� bardzo wa�nego. Nie
mog� p�j�� dzi� z pani� do kliniki... Tak, tak, tu Linda... Nie, naprawd� nic
pani nie b�dzie. Nikt nie b�dzie robi� pani wstr�t�w, to wbrew prawu. A potem
jako� da sobie pani z tym rad�... Jasne, �e tak. Ja te� sobie z tym poradzi�am.
- Halo, czy to pan Beeton? Tu Linda. Chyba nie b�dzie mnie jutro w pracy...
Zdaj� sobie spraw�, �e nie mo�e mi pan da� dw�ch p�atnych dni urlopu. Rozumiem,
nie mam do pana �alu.
- Halo, Paula? Pos�uchaj, moja s�siadka, pani Giancarlo, ma dodatkowy klucz do
mojego mieszkania. Trzeba nakarmi� Kwika... Po prostu zr�b to, o co ci� prosz�,
teraz nie mog� rozmawia�. I na mi�o�� bosk�, nie pozw�l mu chowa� si� w szafie.
Musz� ju� i��. Pa!
Id� ku wschodniej cz�ci miasta. Po chwili zdaj� sobie spraw�, �e wci�� �ciskam
w r�ku koperty wype�nione pieni�dzmi, na kt�re czekaj� trzy kobiety. Osobno to
niewielkie sumki, ale razem... Za takie pieni�dze mog�abym kupi� mn�stwo
wspania�ych rzeczy dla Tessy. Na pewno by�abym w stanie j� utrzyma�, gdybym
mia�a tyle forsy, co Frances Hughes.
W okolicach rzeki nie ma �adnej skrzynki pocztowej. C�, chyba sprawi� im
wszystkim wielki zaw�d. Wszystkim pr�cz Frances Hughes i jej m�a. Strasznie mi
przykro. Mo�e powinnam zadzwoni� do Oralee...? Nie. Ona jest tch�rzem. Gardz�
ni�. Je�li teraz zawr�c�, �eby znale�� skrzynk� pocztow�, by� mo�e zawr�c� na
zawsze. Wtedy ja tak�e oka�� si� tch�rzem. A Tessa by�a taka odwa�na, tak pe�na
mi�o�ci, zostawi�am j� sam� na tak d�ugi czas, a ona jednak wci�� �mieje si� do
mnie. Tylko Tessa naprawd� si� liczy.
Opieram si� o balustrad� i patrz� na drugi brzeg. Mewy wrzeszcz� g�o�no i
machaj� skrzyd�ami nad nurtem rzeki. Rachityczne drzewa strzelaj� w g�r�,
wbijaj�c si� w niebo jak szpony. Koperty z �opotem wylatuj� z moich d�oni i
zaraz potem ca�uj� wod�. W pobli�u nie ma �ywej duszy. Zdejmuj� buty, �eby m�c
swobodnie przej�� przez barierk�. Przez po�czochy czuj� ch�odny dotyk betonu.
Jest. Widz� j� tak�, jak� j� zawsze widzia�am - u�miechaj�c� si� do mnie spod
g�adkiej, b�yszcz�cej tafli, kt�ra mnie od niej oddziela. Widz�, jak chichocze,
wyci�gaj�c r�k� w stron� opadaj�cych na dno kopert. Och, ma�a zach�anna
dziewczynko! Mo�esz wyda� ca�� t� fors�. Teraz masz ju� sze�� lat, wi�c b�dziesz
od mamy dostawa� kieszonkowe, jak du�e dziewczyny. W ko�cu jutro zaczynasz
szko��. Ale najpierw mamusia musi ci� poca�owa�.
Padamy sobie w ramiona. Och, Tesso, twoje wargi s� takie ch�odne! Tw�j �miech
wdziera si� w moje uszy. Bior� g��boki wdech, a ty wype�niasz ca�e moje serce.
Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, kochana c�reczko.
Prze�o�y� Rafa� Wilko�ski
ESTHER M. FRIESNER
Urodzi�a si� w 1951 r. Uko�czy�a iberystyk� na Uniwersytecie Yale, nast�pnie
uczy�a tam hiszpa�skiego, by wreszcie zaj�� si� wy��cznie tw�rczo�ci� literack�.
Do tej pory napisa�a 22 powie�ci i kilkadziesi�t opowiada�. W 1986 r. zdoby�a
nagrod� dla najlepszego debiutanta w gatunku fantasy, w 1994 r. otrzyma�a
nagrod� Skylark, w 1994 r. opowiadanie "All Vows" dotar�o do fina�owego etapu
zmaga� o Nebul�, w 1995 r. ta sama sztuka uda�a si� opowiadaniu "Jesus at the
Bat". W my�l zasady "do trzech razy sztuka", w 1996 r. Nebul� zdoby�y
"Urodziny", kt�rymi Esther debiutuje na naszych �amach.
(anak)