4870

Szczegóły
Tytuł 4870
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4870 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4870 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4870 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MAREK ROBERT FALZMANN NOCNY TYGRYS - Panie dyrektorze? - ostro�ny szept sekretarki wyrwa� przedwcze�nie posiwia�ego m�czyzn� z zadumy i wr�ci� do �wiata sztucznych kwiat�w, plastykowych mebli i �ciany pe�nej elektronicznych oczu. - Tak? Co� nowego? - Agent z GBI czeka. - Ten... Daj mi pi�� minut, dwie kawy oraz muffins... - gest d�oni w stron� zawieruchy za oknem. - Nie s�dzisz, �e marzec powinien by� �adniejszy? - To tylko deszcz ze �niegiem. Na Florydzie jest znacznie cieplej - oschle odpar�a sekretarka. Uwa�a�a za nieuzasadnione pretensje do aury, w ustach kogo� szykuj�cego si� do wakacji na po�udniu. - Co racja, to racja - zdoby� si� na zm�czony u�miech - jeszcze tydzie� i... pla�a. Nie mog� sobie wyobrazi� siebie pod s�onecznym parasolem, kiedy tutaj si�pi. �ona dzwoni�a? - Zostawi�a wiadomo��, �e odwiedzi Harrodsa i wraca do pakowania - mrugn�a porozumiewawczo i by�a ju� w drzwiach - Aaa... jak to mo�liwe, �e pan nie mia� wakacji przez trzy lata? - Irma! Popracujesz d�u�ej, odkryjesz, �e my nigdy nie mamy nie tylko wakacji, ale nawet czasu by si� podrapa�. - Powa�nie? Jako� do tego nic... - z niedowierzaniem potrz�sn�a g�ow�, lecz nie komentuj�c, wysz�a. Zatrudniona dopiero od miesi�ca, fachowy zabytek ze stajni Air Force, znajdowa�a prac� osobistej sekretarki dyrektora CIA na dystrykt N. Y. jako wi�cej ni� zaskakuj�c�. M�czyzna w fotelu za masywnym biurkiem rozumia� jej zdumienie, lecz wola�, by to �ycie, a nie on sam, nauczy�y dziewczyn� prawdy o pracy tutaj. "...od cholery bata i �adnej marchewki... a najlepszym przyk�adem tajemniczy pan Andreas Johan Vort, agent GBI. I co my wiemy o GBI? Nic!" Wertuj�c teczk� ze zdj�ciem szczup�ego bruneta w drogim lodenie, dyrektor mia� nieprzyjemne uczucie zagl�dania w mroczn� studni� pe�n� drapie�nik�w. Sukinsyn Vort w�drowa� po �wiecie. Nie tylko w�drowa�. Walczy� te�. Panama, Irak, Kuwejt, Kongo, Argentyna. Macaj�c z niedowierzaniem chud� teczk�, dyrektor znalaz� jedynie podstawowe dane. To, co jego ludzie wykopali z Emigracyjnego oraz Pentagonu. Pan A. J. Vort mia� brzydki zwyczaj zacierania �lad�w. Departament Obrony, kt�ry zwyk� kolekcjonowa� nawet �cinki w�os�w, nie mia� nic na jego temat. By�o nie by�o - kiedy� w�asnego tajniaka. - I c� to jest GBI? - Co� jak FBI, tylko znaczniejsze, bo generalne - spokojny silny g�os wstrz�sn�� zadumanym dyrektorem. - Uuff! Jak pan tu wszed�? Irma... - Drzwiami. Pa�ska sekretarka parzy kaw�, a ja nie mam czasu na normalne procedury. Pozwoli pan, �e si� przedstawi�. Jo Vort, pracownik GBI. Oto legitymacja. Pan przejrza� ju� moje info, wi�c przejd� do rzeczy. - M�czyzna wygrzeba� z wewn�trznej kieszeni sk�rzanego p�aszcza ma�� kopert� i rzuci� na blat. - To jest tajne, Bill. Nie pu�� pary, je�li nie chcesz by� zakr�cony i zaspawany do ko�ca dni swoich. Masz trzy dni, by sprawdzi�, co chc�, i za te trzy dni om�wimy zadania. Dzi�ki za kaw� i ciastka. Nie jadam i nie pijam. Cze��! Dyrektor CIA na dystrykt N. Y. Bill Uplander z niedowierzaniem patrzy� na drzwi zamykaj�ce si� za ekspresowym go�ciem. - Zamek. Automatyczny, szyfrowy zamek - siwow�osy m�czyzna pokaza� palcem na pot�ny blok wprasowany w kuloodporne drzwi - czy� ty to zostawi�a? Sekretarka podnios�a magnetyczn� kart�. - Nie, nie... sk�d. To zawsze jest zamkni�te, a jak nie, to mam ostrzegawczy sygna� na swoim panelu ochrony. - Ale on tutaj... wszed� - dyrektor straci� ochot� na kaw�. Co� paj�czo ostrego �ci�o mu wn�trzno�ci i zacz�o czo�ga� si� do krtani. To nie by� strach. - Cholera! Nast�pne wakacje do ty�u! Wytrzeszczy�a ciel�co niewinne oczy. - Nie rozumiem. - Co tu rozumie�. Pada. Zam�w nam obiad na drug�, tutaj. I sprawd�, czy �atwo si�gasz po browninga pod biurkiem. Najlepiej zacznij go nosi� za paskiem od majtek, a bluzk� jak Murzynka. Na wierzchu. I zacznij m�wi� mi po imieniu. Mamy co� do zrobienia. Razem! Nienawidz� formalno�ci. Kobieta zblad�a - Nam kto� grozi. Znaczy co�? - Zawsze i wsz�dzie. We� t� teczk� i nie odk�adaj, p�ki nie wyci�niesz, co si� da o panu Vort oraz GBI. I naci�nij wszystkie dzwonki z Langley na czele. Oni mog� nie wiedzie�, lecz ja wiem. Mamy k�opoty. - Tak jest, panie dyr... - zobaczy�a marszcz�ce si� brwi. - OK, Bill. Ju� walczymy! Co� wi�cej? - Zapewne tak, ale to dalej i p�niej - Uplander poda� jej teczk� i zmru�y� oko. - Witam w piekle, Irma. - Tak jest - treser z Air Force zostawi� dziewczynie niezatarte nawyki. Nag�a pr�ba salutu, ma�o nie wyla�a kawy. - Id� do diab�a - si�gn�� po kopert� zadzieraj�c nogi na biurko. - Co jeszcze stoisz? My cywile. Tajniacy. Bez rangi. Na luzie. Wysz�a bez s�owa odprowadzana wzrokiem szefa, kt�ry nie by� a� tak stary, by nie zawiesi� oczu na jej biodrach. - Zdrowa dupa - Uplander �a�owa� poprzedniej sekretarki, Kim, porwanej przez wydzia� Azja, buduj�cy zaplecze dla siatki Honkong 2010. Ma�a Chineczka by�a jego d�ugoletni� pociech� tam, gdzie �ona ju� nie. Wyj�� zawarto�� koperty. Fotka p�nagiej modelki id�cej przez molo oraz kartka z imieniem lub mo�e pseudonimem, Sara Bravo... - O cholera! Ta te� nie najgorsza! - Je�li to jest agent, to ja jestem Hindus - zapatrzy� si� na fotografi�. - Ma czym oddycha� i za co. To molo. Europa? Nicea... znam. Drogie miejsce. Idealna pokrywka dla agentki Sara Bravo. Co my wiemy o pani Bravo? Brz�czyk telefonu przerwa� te rozwa�ania. Czerwonego telefonu. Baza ma problem. - Uplander! S�ucham. - Chirez. Jak zdrowie �ony, Bill? - Fuck you, Maria. Ten numer jest zastrze�ony. Tyle razy... - Jedyny bez pods�uchu. Zamknij si� i uwa�aj! Vort! Co� ci brz�czy? - Mo�e - siwow�osy m�czyzna zdj�� nogi z biurka i skuli� si� nad blatem, r�k� zakrywaj�c s�uchawk�. - Mo�e nawet wi�cej ni� du�o. - Bravo? - spyta�a Maria scenicznym szeptem. - Sara... kawa�ek cia�a. O co chodzi? - Te� bym chcia�a wiedzie�. Pani Bravo nie istnieje, lecz jest. Nawet tutaj. - Nielegalny obcy? Twoje poletko. - Co powiesz o agencie Vort? Typ jest z Langley, tak? - Prosz�? - GBI i FBI to nie jest to samo? - Uplander podni�s� g�os - S�dzi�em, �e to od was... wewn�trzna dochodzeni�wka. - Shit! - g�os Marii, dyrektorki lokalnego wydzia�u FBI, by� pe�en niepokoju - GBI jest pod patronatem senackiej komisji do spraw bezpiecze�stwa narodowego. Upiekli to nie dalej jak miesi�c temu. - Ot, tak sobie? Z powietrza i kitu? - Bill Uplander dyrektor CIA, aktualnie tylko kierownik ma�ej bazy i zaplecza przerzutowego dla wydzia�u Europa, penetruj�c pa�stwa G 11 oraz satelitarne obszary starego kontynentu nie by� wcale ma�� szyszk�. Mia� wgl�d w najtajniejsze projekty oraz tajemnice ECU. Co czasem interesowa�o polityk�w z Waszyngtonu. A teraz? - Maria? Czy oni zn�w pr�buj� obci�� nam fundusze? - To nie to. Jest s�owo na ulicy, �e co� �mierdzi na samym szczycie. - OK. Prewencyjna kom�rka. Politycy wol� pra� w�asne brudy bez obecno�ci federales. Normalka. GBI jest duchem. My nie wierzymy w duchy. - Tak, tak. Oraz w smoki, krasnoludki i elfy, ale ju� co do UFO zdania s� podzielone. Mieli�my seri� raport�w o nowych widzeniach i obserwacjach. - Dzwo� Air Force, Virginia, dzia� Specjalne Dochodzenia. Banda mistyk�w. - Ale to w�a�nie od nich, Bill... w�a�nie od nich. I maj� realne g�wno na wideo. - Nast�pna fa�szywka i jaja. Kto daje g�wno? I co maj� Vort i Bravo wsp�lnego? - Ona jest Obca. On poluje na Obcych. Wiemy mniej ni� nic. Vort mnie nacisn�� o ludzi oraz pe�n� inwigilacj� Bravo... - Kiedy? - Tydzie� temu. - Wyniki? - Vort by� u ciebie? - Nie odbiegaj od tematu. - Jak ju� m�wi�am, to wszystko si� klei. Wyniki? Zero. Nul. Czego chcia� Vort? - Chce. Mam trzy dni, by wykopa� wszystko o pani Bravo. Chwila i sam zadzwoni�bym do ciebie. New York jest du�ym miastem. - Zawsze my�la�am, �e to wiocha. Dlaczego do mnie? - Je�li m�j cel by� tutaj, ty go znajdziesz. My zawsze zaczynamy od domu, nim zaczniemy w�szy� za granic�. - Jak jasnowidz�ca! - parskn�a dyrektorka FBI. - Ona tu jest, ale ja nie mam do niej doj�cia. - Co ty gadasz? - Co s�yszysz. Sara Bravo jest osobistym go�ciem prezydenta... - Nadal bez wizy? Paszportu? - Nawet nie zostawia odcisk�w. - Nie wierz�. Dyrektorka Shirez westchn�a. - Wyobra� sobie, �e by�a w Nicei, raptem tydzie� temu, a teraz jest tutaj. - Podobno w�szycie tylko lokalne smrody - burkn�� Uplander. - Mamy przyjaci� - zgasi�a go Maria - co� za co�. Ale to za ma�o. Je�li Vort chce, by� ty wszed� z lup� we w�asne kana�y, to wejd�. Mo�e kto� z kontrwywiadu i wywiadu pa�stw ECU b�dzie mie� dane, �lad, �wiadk�w. - Dane czego? �wiadk�w kogo? �lad gdzie? Nie zadaje si� g�upich pyta� w tym zawodzie. Ja nie b�d� skaka� na pasku senackiego dzyndzla i robi� z siebie po�miewiska. Bravo. UFO. Ha, ha. - Nie mo�esz odm�wi�, Bill. - Wcale. Jak tylko dostan� zielone �wiat�o z Langley, ruszam z grabiami i szukam ig�y w stogu. - Twoja kariera, tw�j problem. Ale po starej znajomo�ci: co� znajdziesz, daj zna�. To wa�ne. - Pewnie. Bu�ka? - Uplander cisn�� s�uchawk� - i do bu�ki... Irmaaa! - interfon wyczarowa� spr�yst� sekretark� - nie, bez pukawki. Schowaj pistolet. Ooo... jakie �adne czarne desusy. Koronkowe? Lubi� koronki... We� t� fotk� i oddaj mi teczk� Vorta. Agent GBI jest nam znany. Ta cycasta p�e�, nie. Zacznij w�szy� za obecn� pani�... Sara Bravo. Przeled�, co mamy w ECU i si�gnij na wsch�d. Czort wie, co w Kazachstanie piszczy. A na Syberii te� podobno widywano. Bo�e, ale obciach! Zielone, marsja�skie... - Mog� zacz�� nosi� bia�e. - Zmie�my temat. Seksizm nie jest w modzie. Co zreszt� jest? Faksuj foto, Irma! Jo kupi� butelk� szkockiej i po namy�le bukiet narcyz�w w naro�nej kwiaciarni. Zielsko kosztowa�o trzy razy tyle co whisky, lecz wydatki by�y z karty, jak� dosta� od ludzi GBI. Z nieba lecia�a mieszanina �niegu i deszczu, a jego d�uga wojskowa sk�ra nale�a�a do typu modelowego, a nie polowego. Sama mokra �lisko�� bez realnego ciep�a czy ci�aru, jaki daje kurtka bombardiera. N.Y. w marcu to kiepskie miejsce do spacer�w. Jo zmarz� i przem�k� na wylot, nim odszuka� adres. - Bardzo mi przykro, ale zamykamy na lunch - brodaty typ z kolczykiem w uchu z daleka zion�� haszem i kwasem - chyba �e co� osobistego. - �rubuj si�. Gdzie znajd� Didi? - Ouu... Daniella jest na zappleeczuu - brodacz si� nie j�ka�. On tylko by� chick. Jo omin�� jego rami� i wkroczy� do jaskini artystycznych lw�w. - Wulgarne. To jest ekspozycyjnie wulgarne - dziewczyna w fioletowym podkoszulku kl�cz�ca mi�dzy rozstawionymi nogami manekina poprawia�a kus� kreacj� letniego wdzianka. Inna pi�kno��, obok, na �ywo, pokazywa�a, jak rzecz ma wygl�da�. Jo w�chaj�c mokre kwiaty zajrza� w wyci�cie podkoszulka kl�cz�cej. - Didi? - Dalej. Trzecie drzwi bez wizyt�wki - pozuj�ca modelka zaborczo po�o�y�a d�o� na g�owie fioletowej kole�anki i Jo wycofa� si� z przepraszaj�cym u�miechem. - Daniela. Wieki ca�e... - Dostawcy i gliny od zaplecza. Spieprzaj! - podstarza�a pi�kno�� wertowa�a z no�yczkami poci�ty ju� �urnal i �mi�a papierosa. - Ja ci� nie znam. Zgrabnie wyci�te kawa�ki modelek na stole nak�ada�y si� na siebie w kilku nowych kombinacjach kolor�w. - No, no... A ja s�dzi�em, �e mod� robi si� od zera i z wyobra�ni. - Konkurencja te� od zaplecza. Ubezpiecze� nie kupuj�. Te kwiaty dla mnie? - Didi Mintburry alias Zina Habroff, alias Aga Umbertini, alias... - Szkocka. Lubi�. D�entelmen detektyw. Ty pijesz kwiaty, ja w�cham d�in. Czym mog� s�u�y�, panie... - Jo. Jo Vort z GBI. G�wnianych Biurokrat�w Informator. - Federalny fajfus. Czy to jest oficjalne? Nie mam adwokata... - Ja nie mam nakazu. Prywatnie. I ja p�ac�, znaczy, m�j pracodawca. - Kawy? Soku? Cola? - Co� suchego. Mam p�aszcz z papieru. - Daiwa Skins. Drogie cielaczki. Prosz� si� rozgo�ci�. Dam to Celinie. Zaraz go odprasuje i wysuszy. Mamy parowy modelmaster. Daniela wsta�a. Nagle by�a wy�sza od m�czyzny i nadal, pomimo wieku, bardzo seksy. Jo otarty pachn�cym ramieniem obliza� wargi. - Rozumiem Edypa. - Kszta�cony kundel - sykn�a odbieraj�c ode� p�aszcz. Jo tylko wzruszy� ramionami. Biurowy pok�j by� pe�en sukienek, majtek, biustonoszy i halek. Oraz kosmetyk�w, peruk, szpilek od pary i wi�zek materia�owych pr�bek zalegaj�cych w kilku przemys�owych rega�ach. W takim miejscu m�czyzna nie czuje si� sob�. Chyba �e nosi kolczyk i wypomadowan� hiszpa�sk� brod�. - Daanieeelllaaa - zakpi� Jo. - To ja - mia�a ju� w d�oniach dwie szklaneczki oraz dwulitrow� butelk� sody. - Na pewno? - Jo nala� dwa pe�ne. - Za zdrowie kosmit�w. - Zaraz! - Starsza atrakcyjna kobieta nagle zrobi�a si� brzydka. - Je�li to nie s� podatki lub narkotyki, to ja nie... - Bravo. Sara Bravo - wyja�ni� Jo. - Powiesz mi, co wiesz. Dam ci sto tysi�cy. Got�wk�. Oszcz�dzi ci dorabiania dup�. Grymas b�lu i nag�e spuszczenie oczu. - Wiem, �e modelarnia to fasada. Od zaplecza s� ��eczka i kilogramy kokainy. Dyskretny burdel dla wybranych. Nikt nie kapuje, ka�dy wdycha, wstrzykuje, wch�ania lub inhaluje. Ooo... kopuluje te�. Na deser. To nie m�j biznes. M�j biznes to Sara Bravo. Wypijmy! - Zdrowie kosmitki? - Daniela si�gn�a po szk�o. Jej palce zda�y si� �y� w�asnym �yciem. Rozdygotane. - Sara... jest... jak tygrys. - To wiemy na sto procent. Czego nie wiem - przechyli� szklaneczk� i jak ona wypi� do dna. - Uf, nie wiem, co tutaj robi, jak tu trafi�a, jak �yje. - Pachniesz grobem. Jak Sara. Twoje oczy... cholera! Mog� nast�pny? - Nie jestem gospodarzem. Sam bym podpar� drug� nog�. Palisz. Ja te�. Niestety, nie zd��y�em kupi�. Pozwolisz, �e wezm� jednego? Kobieta nala�a, lecz tylko sobie i za�o�y�a nog� na nog� nie kryj�c g�adkiego kolana. - G�adko�� podst�pu wkraczaj�ca w ciasnot� zakr�tu do serca... M�j by�y kochanek, kt�ry pu�ci� mnie z torbami, zwyk� recytowa� takie kawa�ki wi���c mnie do ��ka czy fotela i poszerzaj�c mi odbytnic�. Odt�d mam wra�enie, �e ka�dy chce mnie u�y� i uciec. - Przepraszam. Naprawd� jestem prywatnie... i mam pieni�dze. Za informacje... Mam odej��? - Za sto tysi�cy dolar�w? Chyba bym zwariowa�a odrzucaj�c tak� ofert�. Gdzie szmal, panie tajny? Mo�e si� myl�. Mo�e ty... nie. Ale te twoje �lepia! Jo si�gn�� pod gruby golf i wyci�gn�� paczk� owini�t� w plastikow� foli�. - Liczone. Na mnie mo�na polega�... liczy� te�. Nigdy nie k�ami�. Mog� odm�wi� wyznania prawdy, ale nie k�ami� - pocz�stowa� si� jednym camelem i szklaneczk�. Pomimo zapewnie� liczy�a banknoty. Biuro pachnia�o kosmetykami oraz d�inem. Za oknem pada� deszcz. Narcyzy wi�d�y bez wody. - Sara Bravo nie �yje. Ta, kt�ra u�ywa jej obrazu, nie jest ni�. - Zamiast zajrze� w oczy Jo Daniela zajrza�a do kieliszka. - Nie nowina. To wiemy - Jo delikatnie zatrzyma� ruch jej szklaneczki - czego nie wiemy, to jak to si� sta�o. - Na nartach. Ja lubi� sport i kobiety - Daniela mia�a przestraszone oczy zaszczutego kota. - Moje fobie, moje neurozy, alter ego, soma... i bez dzieci. - Na zdrowie. - Powa�nie. Wcze�nie odkry�am, co budzi moje dreszcze, lecz zawsze ko�czy�am na czubku penisa. My, modelki... cholera, na powa�nie nigdy nie by�am. Z wytwornego kurewstwa �yje si� lepiej. Ca�y show biz to ekskluzywny burdel. - A Sara? - Ta pierwsza, czy ta druga? Bo to by�o dawno. I ona mnie kocha... - Oboj�tne, gdzie zaczniemy. Cho� wol� po kolei. - By�y�my na nartach w Bregencji. Alpy... bardzo smakowite sery i mleko. - Sara...? Krwawa Sara. M�wmy o przesz�o�ci. Kiedy? - By�o tak... Opala�am si� razem z ni� i nagle... cie�. Co�, co nas zamgli�o. Tam chmury zwykle chodz� pod szczytami, lecz wtedy by�o s�onecznie. Nic nie widzia�am. B�ysk by� potworny. - Blask czy b�ysk? - Piorun bez d�wi�ku, trwaj�cy pi�� minut. Mo�e kr�cej. Kiedy usta�, Sara by�a tylko zw�glonym zarysem. Mo�e mi si� zdawa�o. Nie pami�tam. Uciek�am. - Co� ci� goni�o? - Strach. Nigdy przedtem tak si� nie ba�am. - By�a� z tym na policji? Zameldowa� wypadek? - Nie, bo... Sara mnie dogoni�a. Nigdy nie je�dzi�a dobrze na nartach. Ja znacznie lepiej, a mimo to ona mnie dogoni�a. - Mo�e mia�a� przywidzenie? - spyta� i odkry� w jej wzroku zapowied� zmiany tonu. - Mo�e dowiem si�, co tu robisz? - nagle spyta�a Daniela. - Dwie�cie tysi�cy... - przebi� brutalnie. - O Bo�e - kobieta zacz�a p�aka�. - Ona mnie zje! Zabije! Wypatroszy! Jo wyczarowa� nast�pn� paczk� tysi�czk�w. - Dlaczego si� boisz? Daniela zgarn�a banknoty i bez liczenia wepchn�a do stoj�cej pod sto�em torby. - Nigdy mi nie uwierzysz. - Trzysta tysi�cy! - OK. Pozwolili mi �y� pod warunkiem, �e nie pisn� s�owa. Mafia. Oni maj� w�adz�. Jej suche oczy kry�y na dnie co� z kamienia - ...Nic nie wiesz. I kim ty jeste�? Federalny skunks? Cuchniesz na kilometr FBI. Wiesz, co oni z tob� zrobi�, jak si� dowiedz�? Wykrwawi�! Jo pokr�ci� g�ow�. - Te� jestem z mafii. Czytaj: GBI. Jeste�my wsz�dzie. W ka�dym kraju. A tw�j prezydent spiskuje z Obcym. To musi by� uci�te. Je�li zajdzie potrzeba, razem z g�ow�. My zabijamy. Nie tylko Obcych - zgasi� peta w przelewaj�cej si� popio�em popielniczce. - Dali ci wi�cej ni� palpitacj� serca. Zadanie. Ta kamienica. Ta pracownia. Tamto zaplecze. Baza! To wszystko jest otoczone przez agent�w FBI. - Nalot FBI?! Czy ja umr�? - Daniela z�o�y�a d�onie i przycisn�a do piersi. - Gwarantowane. Zawsze zacieraj� �lady. Do�� niechlujnie. W sumie z ich technik� co my znaczymy, prawda? Ale... federales zaraz tu b�d�. - Ja nie o nich. Ja o tobie. Ty... mnie... Twoje oczy! Fanatyk i morderca! - Dlaczego - zdziwi� si� Jo - �aden s�d nie wyda takiego wyroku. To Obcy potrafi� manipulowa� naszymi zmys�ami. Zamienia� nas w �ywe marionetki, manekiny. - Tak, to potrafi� - kobieta dotkn�a skroni. - A ty? I co z FBI? Co z tob�? - FBI w�szy narko, ja Obcych - z�apa� �ypni�cie ponurych oczu i odpowiedzia� bezbronnym u�miechem. - Wiem, �e nie by�a� �wi�ta, a teraz jeste� przekl�ta i nawiedzona. Dwa razy klinika w Genewie, raz tutaj i to w s�odkim wieku lat szesnastu. Szalona m�odo�� narkomanki. - To idzie z zawodem i prac�. Nie znam ani jednej, kt�ra... Zaraz, czego w�a�ciwie chcesz? Sary Bravo czy narkotyk�w? - Chc� prawdy. A ty nic nie wiesz. Obcy pozwolili ci �y� i pracowa�, dlatego, �e tw�j m�zg to kupa g�wna. - To nie jest uprzejme. Mam bardzo wp�ywowych przyjaci� z po�udnia. - To s� fakty. Masz wariackie papiery. Z Europy twoja kochanka wys�a�a ci� tutaj do szpitala. Paranoja, halucynacje, rozdwojenie ja�ni, zwidy, depresje, pr�ba samob�jstwa. To dwa lata temu. Ale po roku Sara ci� odwiedza i cud nad cudy, nagle zn�w jeste� sob�. Lekarze do dzi� pytaj�, jak to mo�liwe. A twoi przyjaciele te� ci� robi� w konia. To jest mafia. - K�amca. Powiedzia�e�, �e nic nie wiesz. - Troch�. Chc� wi�cej. Daj� fors� i szans� ucieczki. M�w... kretynko! - A jak nie? Jestem a� tak wa�na? Alkoholiczka i narkomanka? - Jedyny �ywy �wiadek. Wiesz, �e Obcy wtr�caj� si� do polityki? - Sara wspomina�a. Podobno dla naszego dobra. Ta ich walka z ozonem. - Kit i agit. Im ozon nie przeszkadza, ale ich byd�u, tak. Bo oni nas uprawiaj� jak my soj� czy s�onecznik. �ywi� si� lud�mi. Oni jedz�... wiesz? - Wiem - Daniela si�gn�a po szklaneczk� - ale co to zmieni? S�aby przegrywa zawsze. Nawet sobie nie wyobra�asz, co potrafi�. A ja by�am na Marsie. Przechyli�a szk�o i wypi�a bez skrzywienia. Jo czeka�, by�a jak dziurawa grobla. Czas i woda same otworz� tam� powodzi s��w. Oczywi�cie to mog�a by� strata czasu, lecz kto wie. Butelka d�inu by�a pusta w po�owie. Jarzeni�wki dawa�y z�udny nastr�j eksplozji �wiat�a. Deszcz zamieni� si� w grad i b�bni� po szybach. Pachnia�o zwietrza�ymi kosmetykami, zapocon� bielizn� i par� z prasowaczki. Pety i popi� zdawa�y si� wy�azi� z popielniczki. Obco�� z ��tymi kwiatami umieraj�cymi na �urnalu mody. - Przepraszam. Tylko do toalety. - Jo wsta� i wyszed�. Znana kiedy�, s�awna Didi o s�odkim u�miechu, z gorzk� determinacj� zalewa�a w�asne bramy piek�a. Id�c wzd�u� szeregu drzwi odkry� �r�d�o pary. Dziewczyna w fiolecie walczy�a z jego p�aszczem i profesjonaln� prasowaczk�. - To si� kurczy - drobna kobieta latynoskiej karnacji nie mia�a poj�cia, jak usztywni� i wysuszy� drog� sk�r�. Jo zabra� swoje zdewastowane okrycie. - Znacznie lepiej wygl�dasz na kolanach. Fioletowy podkoszulek by� tak wyci�ty, �e p�kule piersi zda�y si� wypada� bokami. - Co ka��, to robi�. Jo po�a�owa�, �e jest dok�adnie odrutowany i nie mo�e na chwil� wy��czy� pods�uchu. - Wierz� - powiedzia�. - I bardzo lubi� fioletowy kolor. - A ten? - latynoska pieszczocha obr�ci�a si� ty�em i podnios�a czarn� sukienk� pokazuj�c niebieskie jak wiosenne niebo figi z zalotnym i zach�caj�cym wykrojem w kroku. W istocie to, co tam wygl�da�o, powinno by�o by�... atrakcyjne. Lecz nie dla niego. - Lewa r�ka ciemno�ci... �adny implant. - Szoker, nieprawda�? - kobieta nie b�d�ca kobiet� parskn�a �miechem. - To jest chore. - Jo klepn�� si� w pier� i powiedzia� g�o�no - Zwijamy! - A co? - zaciekawi�o si� obojnactwo w fiolecie, szczerz�c z�by jak wilk. - Jeszcze nie wiem, ale i do tego dojdziemy - powiedzia� Jo ogl�daj�c zrujnowany p�aszcz. Wbiegli agenci FBI. - Jeste�cie mi winni sze�� tysi�cy za p�aszcz - zawo�a� w ich stron�. - Zg�o� si� do szefa - odkrzykn�� grubas biegn�cy na czele. By� �ysy i mia� obfite w�sy, co robi�o z niego morsa. - Ta melina warta nagrody. Ale gadka... haha! - No tak, tylko co z moimi Obcymi? - Jo zakl��. - Zabezpieczcie �wiadka i fors�! Kobieta w skromnym tweedowym kostiumie wesz�a do gabinetu Uplandera sama. Ju� od progu wyci�ga�a r�k�, u�miechni�ta i emanuj�ca pogodn� �yczliwo�ci�. - Maria Shirez... Doskona�a robota, agencie Vort. Doskona�a. Nawet nie podejrzewali�my, �e pod nosem mamy kwater� g��wn� karteli Omejro oraz ich magazyny. Sze�� ton kokainy! Co� niebywa�ego. Moje gratulacje. - GBI, do us�ug - Jo przyj�� u�cisk i skin�� g�ow� w kierunku ponuro czekaj�cego dyrektora lokalnej kom�rki CIA - Uplander si� martwi, jak ciemniaki z Peru mog�y po�o�y� �apy na jego oprogramowaniu i danych. Kariera do kana�u... - Przecieki by�y, s� i b�d� - kobieta podesz�a do biurka i przewr�ci�a palcem wysoki stos komputerowych dysk�w - Chi�czycy i Japo�czycy maj� silne wtyczki w Andach. Czuj si� zdekodowany... Bill. - Bardziej zdegradowany i wykopany przez Alask� czy do Patagonii - dyrektor by� wi�cej ni� w�ciek�y. By� za�amany, a zarazem got�w do wulkanicznej eksplozji. - Taki geniusz wywiadu... m�j, m�j... Bo�e... - Maria nie mia�a lito�ci. Jo wyczu�, co jest grane i roz�adowa� napi�cie: - Oboje pa�stwo s� od tej chwili delegowani do GBI w uznaniu zas�ug oraz by zaj�� stanowiska nowo powsta�ych dzia��w IIW oraz IIIK. Dw�jka to wywiad. Czyli ty, Bill. A tr�jka to kontrwywiad, czyli ty, Maria. Fundusz roboczy do podzia�u wynosi dwa miliardy dolar�w. Wi�cej, je�li zajdzie taka potrzeba. Dwa wielkie wykrzykniki zjawi�y si� w zdumionych oczach zastyg�ej pary. - Tutaj s� wytyczne, zadania, reszta kitu - Jo rzuci� na blat grub� teczk�. - To jest tajne. Nadal robicie to, co do tej pory, ale jako przykrywka nad tym, co damy wam dalej. Decyzja przesz�a przez wszystkie szczeble i jest ostateczna. Do widzenia. - Lubi� podr�owa� incognito, lecz to nie oznacza, �e jestem kosmitk� - Sara Bravo patrzy�a na Jo, a ten ogl�da� �cian� z obrazem Samuela Duranta "Wielka Niewiadoma". To nie by�o w stylu prezydenta. On wola� lwy. - To jest orygina�. - Zwiewnie pi�kna modelka zda�a si� wtapia� w t�o obrazu: galaktyki pe�nej alegorycznych oczu- gwiazd. - Zap�aci�am �wier� miliona na aukcji. - Sotheby. - Jo obr�ci� wzrok w stron� okna i balkonu. - Czy tutaj musi pada�? - Taka pora roku. Ja podarowa�am ten obraz Zoe. Czemu pan unika moich oczu? - Zoe to �ona prezydenta. Szyja, kt�ra kr�ci g�ow�. Co zasz�o w Bregencji? - To by�o Vaduz. Poznali�my si� z Zoe w Vaduz. Ma�e party baronessy Ebberg. - Kto� j� zabi� i zjad�. Mamy tylko cz�� szkieletu. A Zurych? Gdzie by�a�? - Mo�e wsz�dzie? - zimny b�ysk oczu drapie�nika pod ciemnymi brwiami. - Mo�e. Ty jeste� Obca. Prawdopodobnie uchod�ca. Jak inni czy inne. Obojna. - Mo�esz to udowodni�? - us�ysza� z�e zgrzytni�cie ostrych z�b�w. - I kim ty jeste�?! Jo zamiast odpowiedzi dotkn�� trzech paszport�w. Ameryka�ski, szwajcarski, kanadyjski. Ka�dy pe�en stempli i ka�dy �wiadkiem, �e tu obecna jednak jest tym, kim utrzymuje. Tyle, �e tam s� trzy r�ne nazwiska i trzy fotografie. - To s� klony. Ty masz siostry w kom�rce i genach. Was jest wi�cej. - Ty potrzebujesz opieki psychiatrycznej - pi�kna modelka zn�w wybra�a konwencj� damy. - Bez jaj. To czemu nie dzwonisz po lekarzy? - Wzywa� swoich do swojego? - pytanie w pytaniu. Chwyt intel judo. - Prawo jest prawem. Te� raz siedzia�em za jazd� po kilku piwach. - Skrzynkach - wyrwa�o si� pi�knej i Jo zacz�� si� �mia�, bo by� lepszy w do�kach. Sara zgarn�a swoje dowody to�samo�ci. - Jeden zero dla kretyna - i wysz�a z go�cinnego saloniku. Jo nadal rechota�. Przesta�, gdy wr�ci�a, prawie naga i prawie ubrana. Co� z peniuaru w pierzach i puchu oraz w z�otej gazie. - Polowanie z przyn�t�, ajjj?! - Jo splun�� na �rodek dywanu. - Id� si� utop. - Woda mi szkodzi na cer�. Sk�d wiedzia�e�? - modelowe pytanie niewinnej panny. - Dziki strza�. Kto� mi co� powiedzia�, dopisa�em ci�g dalszy. Nie jeste� ca�kiem cz�owiekiem, prawda? Ale nie klonem. S�dz�, �e orygina�em, tak? - Zn�w ta sama melodia? - Noga na nog�. B�ysk d�ugich ud. Wabienie. - To czemu mnie nie wyrzucisz? Gabrysie prezydenta nie kochaj� si� w ta�cu. To ich poletko i ja tu znacz� mniej ni� g�wno go��bia. Co wy robicie z krwi�? - Jemy, po odwirowaniu Ha i dw�ch O... - g�odny b�ysk mokrych �renic - A ty? - Ja ju� nie musz�. Post�p. Koniec jaski�. Najecha� nas kr�l Ziemniak. Teraz fryty. - Dzi�kuj swoim bogom, �e nie najecha�y was wilko�aki - g�upia uwaga, lecz? - Umieraj� od srebrnej kuli. Dowiedzione - Jo parskn�� - a ty jeste� ostatnia. - Macie idealny wywiad - kalkuluj�ce oczy drapie�nika - kim jeste�, Vort? Jo nadal nie by� pewien, czy si� nie myli. - Gdzie masz czwarty paszport? - Ten z W�gier czy ten z Rumunii? A mo�e ten z Atlantydy? - Wojna, wojna i po wojnie. Przy�o�yli wam r�wno - zarzuci� haczyk z przyn�t�. Modelka nie nabra�a si� na robaka. - Mo�na przegra� bitw�, lecz nadal wygra� wojn�. - Kt�ra trwa... - Teraz spekulujesz - Sara wysz�a z saloniku, a Jo wyj�� rewolwer i odbezpieczy�. - Tego nie zrobisz - Sara Bravo wr�ci�a ubrana, w kapelusz z woalk� i bardzo stylow�, grub�, hiszpa�sk� peleryn� z ciemnego weluru. - Ja doceniam, rozumiem i opuszczam, je�li a� tak zawadzam. Zoe zna m�j adres. Pan chce co� doda�? Jo zaryzykowa�. - O tak, Bangkok. Sze�� trup�w. Delhi, nast�pne dwana�cie. Zurych, tylko dwa, lecz objedzone do ko�ci. Lawina odci�a ci� w narciarskiej kabinie. Nie mia�a� wyboru. Vaduz. Same dzieci. Tym razem karmi�a� klony, wi�c.. zrozumia�e. Berno. Zn�w lawina i tym razem zjad�a� ca�y gasthaus. Nie sama. Mount Albert, Lima, San Juan, Praga, Edynburg, New York... Genewa. Modelka mia�a smutne oczy pod uchylon� na bok woalk�. - Nie wiem, o czym m�wisz, naprawd� nie wiem... co ja mam z tym wsp�lnego? - Wilko�ak musi je��. Raz na rok lub rzadziej. Zale�y, czy jest w stanie mie�... - Zdajesz si� wiedzie� rzeczy, o kt�rych nigdzie nie pisz� - warkn�a basowo. - Co chcia�a� od prezydenta? Podmieni� go na w�asnego klona? Spisek z Zoe? - Absurdalne brudy. Pani prezydentowa to kryszta�owa... - Po wylizaniu. Wyuzdany wilko�ak czy g�odna lesbo? Ja to znam. Dziewice... - modelka zdawa�a si� w�szy� aur� go�cia. - Kim jeste�, panie Vort? - �owc� kanibali z kosmosu. Ile jest tutaj twoich klon�w, Sara? A mo�e Aras? Mia�a podobny problem co Jo i zdecydowa�a si� na fortel. - Wychodz�. - Stoj�c w miejscu? - pytanie mia�o dodatkowy podtekst. Tygrysy zawsze atakuj� z cienia. Zobaczy�a rewolwer, a ten patrzy� jej w oczy. Srebrem. - Czego chcesz? - Prezydent? Spa�a� z nim i jego �on�. Co planujesz? Dlaczego oni? To nie s� kr�lowie z przesz�o�ci. Tutaj si� nie dziedziczy w�adzy... A mo�e to ju� jest klon? - Mo�e czas sko�czy� t� ciuciubabk�? - pod woalk� b�ysn�y �lepia bestii, wi�c Jo nie czekaj�c nacisn�� cyngiel, wysy�aj�c jedn� srebrn� kul�. I Sara Bravo umar�a. - To jest nieprawdopodobne. To jest wr�cz nieprawdopodobne!! - prezydent by� wstrz��ni�ty stoj�c nad martwym tygrysem ubranym w kapelusik z woalk� i peleryn�. - Dzi�ki Bogu, �e mamy taki wspania�y wywiad i takich agent�w. A gdzie jest moja �ona? Gdzie jest ka�dy? Czemu jeste�my sami? - Hej! Jo! Mia�e� racj�. Ona jest w ci��y. I to nie z nim... - Bill Uplander zagl�daj�cy do saloniku pokaza� kciukiem na bledn�cego gwa�townie prezydenta. - Maria ma s�dny dzie�, bo jej jajog�owi za choler� nie daj� si� przekona�, �e nale�y zniszczy� tak p��d jak matk�. M�wi�, �e to jest istny cud natury i milowy krok w dziedzinie bioin�ynierii genetycznej. Klony z kosmosu. Ale numer. Ja pieprz�!! - Wilko�aki zawsze by�y dobrymi chemooperatorami. Podzi�kuj im za AIDS... - Shit! Sam kropn� t� dziwk� - Bill wyszed� trzaskaj�c drzwiami. Prezydent patrzy� z przera�eniem na opartego o �cian� Jo. - Czy to by�o o mojej �onie? My nie... my nie wiedzieli�my, �e ona, �e on, �e... Bo�e, taki wstyd. - Zawsze jest cena zboczenia. Jedni dostaj� parchy, inni kul� w skro�. Srebrn�. - O czym pan m�wi? Na rany Chrystusa! O czym pan m�wi? Morderca! To jest spisek! Mordercy! Ochrona! Ochrona! Twoje oczy... potw�r. Ty jeste� potw�r? - Tylko wampir. I to ziemski. Tubylczy. Johan Dracul, do us�ug. Ale wilko�aki nie s� z Ziemi. To kosmici. Wi�c walcz�, jak umiem. Pan wybaczy. Jo strzeli�. Marek Robert Falzmann MAREK ROBERT FALZMANN Urodzony w 1950 roku w Warszawie. Debiut: "M�ody Technik" (1980), mia� te� teksty w KAW-owskiej antologii "Spotkania w przestworzach"; my drukowali�my "Opowiedz mi o spadaj�cych gwiazdach" ("F" 4/83). Po stanie wojennym wyrusza za morza, obecnie w Kanadzie, gdzie pracuje jako ochroniarz i od niedawna wydaje Kosmopol (Polonijny magazyn SF na dyskietkach EP; szczeg�y: "NF" 3/97 s. 80). Zwolennik twardej fantastyki rozrywkowej. Opowiadanie "Nocny tygrys" napisano sprawnie, ale wed�ug najgorszych wzor�w lat sze��dziesi�tych i siedemdziesi�tych (konwencjonalna awantura bez zwi�zk�w z polskim losem i do�wiadczeniem; miejsce akcji: Ameryka). Jest to wszelako tekst, kt�ry akurat MRF mia� moralne i literackie prawo pope�ni�, z racji swojego usytuowania, zaj�cia, a wi�c i kompetencji. Dawno nie prezentowa�em takich rewolwerowych kawa�k�w; czekam na Pa�stwa werdykt z boja�ni� i dr�eniem.