4847
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4847 |
Rozszerzenie: |
4847 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4847 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4847 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4847 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Tomasz "Quazarius" Drabik
Nikogo tam nie ma
"Gdy wiatr wieje przez me serce
Ona kocha mnie po raz ostatni
Kiedy wyci�gam d�o� w mroku
Nikogo tam nie ma"
Sentenced - "No one there"
Od dawna ju� tak by�o. Kiedy przera�ony wyci�ga�em r�k� w mrok, okazywa�o si�,
�e nikogo tam nie ma...
***
Nie jestem ju� m�ody i ona te� nie jest. W�a�ciwie to nasza m�odo�� min�a wiele
lat temu i wiek �redni te�. Obydwoje bierzemy leki, ale nie chc� �eby ona
widzia�a, �e ja bior� i chocia� nawet nie wiem czy co� widzi to i tak wol� nie
pokazywa� jej tego. Dlatego te� bior� te leki w kuchni kiedy nie patrzy. O ile
patrzy... Nie chc�, �eby wiedzia�a, �e jestem chory jak ona. Powinna my�le�, �e
chocia� ja jestem silny i zdrowy.
Potem wyjmuj� jej leki z szafki, odstawiam swoje, ale nie chowam ich, bo i tak
nigdy tu nie zagl�da. Chyba nigdzie ju� nie zagl�da. Id� z lekami i szklank�
wody do pokoju.
Ona siedzi tam przykryta kocem tak jak j� zostawi�em. Zawsze tam siedzi. Pok�j
jest ciemny jesieni�. Czasem mam wra�enie, �e jesie� nigdy si� nie sko�czy, a
je�li jednak to nast�pi to tylko po to, �eby nadesz�a zima. Nieko�cz�ca si�
zima.
Naprzeciwko stoi stary, ma�y telewizor. Niewa�ne co pokazuj�, bo ona i tak
patrzy. Nie wydaje mi si� jednak, �eby patrzy�a na to co pokazuj� - sprawia
raczej wra�enie, �e spogl�da o wiele dalej, jakby poza to wszystko. Nie raz
widzia�em jak siedzia�a przed telewizorem, kt�ry nie pokazywa� nic, bo deszcz
uszkodzi� kable doprowadzaj�ce sygna�. Mimo to zawsze jej go w��czam w razie
jakby jednak patrzy�a, bo nie zni�s�bym my�li, �e ona gdzie� tam siedzi
uwi�ziona w swoim umy�le, niezdolna si� poruszy�, ale dostrzegaj�ca otoczenie i
jedyne co jest jej w takiej sytuacji prezentowane to nudna �ciana. Wydaje mi si�
jednak, �e ona niczego nie widzi...
Podchodz� do niej, jak zawsze, jak codziennie, i otwieram opakowanie z lekami,
po czym wyjmuj� tabletki, aby w�o�y� jej do ust. Otwiera je przede mn� jak
automat kiedy czuje, �e co� ich dotyka. Potem bior� szklank� z wod� i
przystawiam jej do ust. Ona po�yka leki razem w wod�. Nic nie m�wi. Patrzy
gdzie� w dal. Jakby niczego nie by�o woko�o niej.
***
Ponownie wkraczam do mrocznych komnat jej umys�u. Id� powoli trzymaj�c w d�oni
miecz swojej mi�o�ci i szukam przeciwnika. Wszystko jest bardzo zakurzone,
niezwykle stare i jakby w bezruchu od wiek�w. Zrywam paj�czyny, kt�re zaraz za
moimi plecami odnawiaj� si� tak szybko jak upada�y na ziemi�, gdy je niszczy�em.
Tyle razy ju� pr�bowa�em, tyle razy si� stara�em. Zawsze ko�czy si� tak samo...
Panuje tu demon, kt�rego wpu�ci�a, gdy sta�o si� to o czym nie chc� m�wi�.
Pozwoli�a mu zamieszka� w swojej g�owie i wprowadzi� tu sw�j porz�dek. Porz�dek
oparty na niezmienno�ci i rozpaczy.
Smutek uderza mnie ze �cian, a mrok stara si� zatrzyma� moje ruchy, zamieni� w
g�az. Mimo to id� powoli przed siebie, tn� paj�czyny i kaszl�, gdy kurz wpada mi
do p�uc.
Wreszcie docieram do sali, w kt�rej jest uwi�ziona. Stoi tam w klatce ze stali i
spogl�da w dal, bez ruchu, bez emocji. Nie zauwa�a mnie chocia� powinna mnie
widzie�, gdy zbli�am si� do klatki, aby j� otworzy�...
Nagle przede mn� pojawia si� bestia - czer�, rozpacz i marazm zmaterializowany w
mrocznej postaci straszliwego stwora. Zamachuj� si� na to mieczem, ale ono
uskakuje. Z�by k�api� na mnie i to skacze pr�buj�c rozszarpa� mi gard�o.
Oto jest i drapie�na Katatonia - bezruch, kt�ry si� rusza, skacze na sw� ofiar�
kiedy ta si� ods�oni i zaciska swe szcz�ki na jej umy�le. Potem nie ma ju� nic
poza wegetacj�.
Uskakuj� przez z�bami tego czego� i tn� to z g�ry mieczem, ale uderzenie
pot�nej �apy powala mnie na ziemi� i wytr�ca mi miecz. Or� przesuwa si� chwil�
po ziemi i zatrzymuje si� tu� przy kratach klatki. Le�� obok, ale nie si�gam
r�k� po bro�.
Stw�r skacze na mnie i przygniata swym ci�arem. Widz� pot�ne szcz�ki tu� nad
swoj� g�ow�. Przera�ony wyci�gam r�k� w stron� klatki w nadziei, �e ona mi poda
m�j miecz, ale za kratami panuje tylko mrok. Nikogo tam nie ma...
Po tym �nie budz� si� zawsze zlany potem. Boj� si�, �e to dopadnie te� mnie.
Coraz mniej mam ju� si�, aby walczy�...
***
Kiedy musz� j� umy� to bior� j� za d�onie i podnosz� na nogi. Gdy ju� j�
postawi� to stoi. Trzymam pod r�k� i prowadz�, zawsze wtedy idzie jako�.
Dochodzimy do �azienki i rozbieram j� tam. Wtedy woda w wannie jest ju�
przygotowana, ciep�a i z solami k�pielowymi.
Zawsze przera�a mnie my�l o tym co zrobi� kiedy stan� si� za s�aby, aby wzi�� j�
na r�ce, ale na razie jednak jestem w stanie w�o�y� j� do wanny. Musz� uwa�a�,
�eby nie zanurzy�a g�owy, bo wcale nie pr�buje wtedy wydosta� si� na
powierzchni� i nie przestaje oddycha�.
Pewnie jest jej wszystko jedno...
Kiedy ju� j� posadz� to siedzi jak nale�y. Wtedy polewam j� wod�, nawet mruga
oczami kiedy lej� na twarz. Kiedy� my�la�em, �e mo�e jako� j� to budzi, orze�wia
i jako� wyci�gnie z tego marazmu, ale potem zrozumia�em, �e to nie jest nic
ponad zwyk�y odruch.
Myj� szamponem jej kr�tkie, s�abe i siwe w�osy. Nadal s� mi�e w dotyku, zawsze
mi si� to podoba�o. U�miecham si� czasem, gdy tak myj� jej g�ow�, bo przypomina
mi to lepszy czas.
Pomagam jej wsta� w wannie i namydlam j� ca��. Zawsze si� boj�, �e nagle si�
przewr�ci, ale jako� nigdy si� to nie sta�o.
Kiedy� wygl�da�a inaczej, ale teraz nadal jest dla mnie, w jaki� spos�b, pi�kna.
Szkoda, �e tak zamkn�a si� w sobie po tym co si� sta�o...
Gdy ju� sko�cz� wycieranie to sadzam j� na krze�le przed lustrem, a potem
ubieram powoli w jej ulubione ubrania, uk�adam jej w�osy tak jak lubi�a je nosi�
i zak�adam jej bi�uteri�. Nawet ostatnio kupi�em jej nowe kolczyki. My�l�, �e
podoba�yby si� jej i powiedzia�aby mi to jakby mog�a. Na koniec bior� jej
ulubion� szmink� i powoli, starannie maluj� jej usta. Zawsze by�o to dla mnie
trudne, ale z czasem nauczy�em si� to robi� prawie tak dobrze jak ona sama sobie
to robi�a. Utrudnieniem jest to, �e nigdy ich nie napina jak to si� robi
normalnie.
Gdy ju� sko�cz� to odwracam j� do lustra, �eby zobaczy�a jak pi�knie wygl�da.
Zawsze mam nadziej�, �e si� do mnie u�miechnie tymi ustami, kt�re jej w�a�nie
umalowa�em...
***
Paj�czyny i kurz. Sala z klatk�. Tak samo jak zawsze. Tyle razy stoczy�em t�
walk� i zawsze ko�czy�a si� tak samo. Zawsze mam nadziej�, �e mo�e tym razem si�
uda.
Stw�r jest taki jak zawsze. Uderzam, ale chybiam, a to mnie powala i przygniata.
Si�gam r�k� ku klatce w przera�eniu i nadziei, kt�ra s�abnie za ka�dym razem.
Nikogo tam nie ma...
***
Zanim to si� sta�o nie umia�em za dobrze gotowa�, ale teraz nauczy�em si� i
radz� sobie jako�. Nie wiem czy dobrze gotuj�, ona mi tego nie m�wi. Mam
nadziej�, �e jej smakuje. Oby tak by�o, bo nie chcia�bym, �eby jako� przeze mnie
cierpia�a. Zreszt� nie wiem czy w og�le ma to dla niej jakie� znaczenie.
Siadam zawsze przy niej z talerzem i �y�k�. Podaj� jej kolejne k�sy, a ona
otwiera usta i powoli gryzie. Czekam przy ka�dym k�sie, a� po�knie i dopiero
podaj� nast�pny. Co kilka k�s�w podaj� jej szklank� do ust, �eby si� napi�a.
Potem kolejna seria k�s�w i ponownie picie. Cykl powtarza si� wielokrotnie, a�
sko�czy si� po�ywienie.
Czuj�, �e trac� nadziej�. Powoli przestaj� wierzy�, �e ona si� kiedy� z tego
wyrwie. Staram si� ci�gle czym� zajmowa�, �eby za wiele o tym nie my�le�, ale
jest mi ci�ko.
Po jedzeniu myj� naczynia. Robi� to bardzo dok�adnie i uwa�nie przygl�dam si� im
czy gdzie� nie pozosta� cho�by najmniejszy kawa�eczek po�ywienia. Myj� g�bk�,
potem szoruj� szczoteczk� do naczy�. Wk�adam w to tak wiele uwagi jakby od tego
zale�a�o jej przebudzenie. Staram si� to jak najbardziej przeci�gn��, �eby tylko
nie my�le�, ale to niemo�liwe.
Zwykle po umyciu naczy� siedz� przy stole w kuchni. Cz�sto wtedy po�era mnie
rozpacz. Ostatnio coraz bardziej. Rozwa�am to czy nie podda� si�. Nie mam ju�
si�y, a w rozpaczy jest jaki� odpoczynek. Przynajmniej wszystko jest ju� w niej
ustalone, nie ma zmian, nie ma niepewno�ci... Nie ma te� nadziei.
Ostatnim razem zachowa�em si� na tyle irracjonalnie, aby powiedzie� jej, �e
mog�aby cho� raz mi pom�c, poda� ten miecz. Powiedzia�em te�, i� nie mo�e tak
ca�y czas si� zachowywa�, bo przecie� to nie wr�ci nam c�rki. Doda�em, �e mnie
te� boli jej �mier�, ale min�y od tego czasu ju� lata, a �y� trzeba dalej. To
by�o g�upie. Poza tym uzna�em, i� i tak pewnie tego nie s�ysza�a.
Najbardziej przera�a mnie to, �e po tylu latach razem ka�de z nas umrze samotne.
Mnie dla niej nie ma. Ona te� jakby nie jest przy mnie obecna...
***
Sen by� taki jak zawsze. Przedar�em si� przez komnaty jej umys�u i doszed�em
wreszcie do sali z klatk�. By�a tam taka jak zawsze. Stw�r te�. Zaatakowa�em to
tak samo jak zawsze, a to tak samo odskoczy�o i powali�o mnie na ziemi�. Miecz
upad� poza zasi�giem mojej r�ki obok krat klatki. To co� skoczy�o na mnie i
przygniot�o swoim ci�arem.
Nie mia�em ju� si�, nie mia�em te� nadziei. Nawet nie zamierza�em si� budzi�
zanim mnie dopadnie. Po prostu czeka�em, a� wgryzie si� w m�j umys�.
I wtedy co� dotkn�o mojej d�oni. To by�a r�koje�� mojego miecza. Spojrza�em w
stron� klatki, a ona tam by�a i podawa�a mi or� trzymaj�c go za ostrze. To by�o
niesamowite - ona tam by�a!
Chwyci�em miecz i z ca�ej si�y d�gn��em w paszcz� stwora. Ostrze przebi�o
potworny �eb tego czego� i nagle to co� rozwia�o si� razem z kurzem i
paj�czynami.
***
Gdy si� obudzi�em zlany potem dotar�o do mnie, �e to i tak nic nie znacz�cy sen.
Le�a�em tak bez ruchu, a potem obr�ci�em si� na bok, aby przytuli� si� do niej,
ale jej tam nie by�o.
Zerwa�em si� na nogi i ods�oni�em zas�ony. By� ju� ranek. Szybko poszed�em do
salonu, aby jej szuka�. By�a tam, sta�a w bezruchu, w swej pi�amie, bez kapci i
wpatrywa�a si� w niebo za oknem. Nie by� to s�oneczny poranek. By�o do�� ciemno
i mroczno na dworze, a i do domu nie wpada�o za wiele �wiat�a. Typowy jesienny
dzie�.
Podszed�em do niej, ale ona nadal si� nie rusza�a. Niepotrzebnie narobi�em sobie
tyle nadziei. Nic si� nie zmieni�o. Po prostu przesz�a sama kilka krok�w, ale
nic wi�cej.
Sam nie wiem czemu spojrza�em na stary gramofon i pu�ci�em p�yt�, przy kt�rej
ta�czyli�my kiedy si� poznali�my. Potem stan��em przed ni� i zapyta�em czy nie
zata�czy�a by ze mn�.
I nagle s�o�ce przebi�o si� przez chmury, a ona przytakn�a, u�miechn�a si� i
poda�a mi swoje r�ce. Przytuli�em si� do niej mocno i ta�czyli�my powoli wzd�u�
pokoju. Ba�em si�, �e to sen. Pi�kny sen.
Ten sen nie chcia� si� jednak sko�czy�. Du�o tego dnia rozmawiali�my. Tyle by�o
do powiedzenia po tych latach ciszy. Poszli�my razem na d�ugi spacer, a potem
razem ugotowali�my obiad. Zjedli�my go ciesz�c si� ka�dym k�sem, a ona
pochwali�a to co ja ugotowa�em. To by� przepi�kny dzie� - dzie�, na kt�ry
czeka�em wiele lat powoli trac�c nadziej�, a kiedy ju� j� straci�em to nagle
nadszed�.
Siedzieli�my bardzo d�ugo w nocy razem. Nawet nie wspomnia�em o tym co dzia�o
si� przez te lata. Ba�em si�, �e to mo�e jako� zepsu� ten cudowny czar i znowu
powr�ci to co by�o.
W ko�cu po�o�yli�my si� spa� i przytulili�my do siebie mocno.
***
Gdyby nast�pnego dnia kto� wszed� do naszego domu i chodzi� po nim szukaj�c
kogokolwiek to znalaz�by nas le��cych razem na ��ku. M�g�by pr�bowa� nas
obudzi�, a gdyby jako� potrafi� m�g�by si�gn�� nawet do naszego wn�trza, ale w
ko�cu musia�by stwierdzi�, �e nikogo tam nie ma.
Albowiem nast�pnego dnia byli�my ju� gdzie indziej, razem...
�mier� przysz�a jednocze�nie po mnie i po ni�. Zabra�a nas w tej samej chwili.
Umarli�my nierozdzielnie i to w�a�nie by�o to o czym marzy�em... Na zawsze
razem...