4830
Szczegóły |
Tytuł |
4830 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4830 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4830 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4830 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pawe� D�bek
Wszyscy zab�jcy ksi�cia
Pawe� D�bek, student socjologii, publikowa� ju� w "Fantazji" (nr 7/92), "Fenixie" (nr 6/98), "Science Fiction" (nr
4/2001) i "Esensji" (nr 5/2001). Opowiadanie "Wszyscy zab�jcy ksi�cia" jest lu�n� kontynuacj� tekstu "Poezja
w�adzy", pochodz�cego z "Fenixa".
Sowa zni�y�a lot i usiad�a na ga��zi. Nie widzia�a nic niew�a�ciwego w tym, �eby przerwa� polowanie i pos�ucha�
piosenek. W�a�ciwie w og�le widzia�a niewiele i dlatego dopiero po chwili zorientowa�a si�, �e trzej m�czy�ni
siedz�cy przy ognisku nie s� harcerzami. C�, je�li nie b�dzie piosenek, to mo�e przynajmniej trafi si� kolacja przy
ksi�ycu, pomy�la�a i ruszy�a na poszukiwanie myszy, kt�ra mia�aby wolny wiecz�r.
***
- Dobra, ch�opcy. Pora spa� - powiedzia� Gomez.
- Ale szefie, noc jeszcze m�oda... prosiiimyyy!
- Kategorycznie nie! Jutro musicie wcze�nie wsta�. Ko�czy� mleko i do ��ek.
Obydwaj rycerze pos�usznie doko�czyli mleko i ju� mieli odda� si� we w�adanie Tassy, bogini snu, kiedy starszy,
Vorner odezwa� si�:
- Szefie, to mo�e jeszcze na dobranoc poka�esz nam... no wiesz... swojego...
- Vorner - Gomez spojrza� na niego z obrzydzeniem. - Pracujesz dla mnie tyle lat i nigdy nie podejrzewa�em ci� o...
- Mia�em na my�li to, co trzymasz w jukach.
- A, to... - westchn�� Gomez.
Si�gn�� do kuferka i wyci�gn�� z niego pod�u�ny przedmiot owini�ty w at�as. Rozwin�� go tak, �eby Vorner i Horner
mogli mu si� dok�adnie przyjrze�.
- Przypomina mi o czasach m�odo�ci.
- Mnie bardziej o marzeniach m�odo�ci.
- Owszem, patrze� to jedno, a...
- Nie bardzo wiem, czym tu si� zachwyca�, bo nic nie widz�.
Gomez podni�s� g�ow� i przez moment my�la�.
- Jest nas trzech - stwierdzi�.
- Niewykluczone - potwierdzi� Vorner, wci�� przygl�daj�c si� �akomym wzrokiem zawarto�ci at�asu.
- Wi�c sk�d czwarta uwaga?
- Wi�c... wi�c sk�d? - Horner nawet nie stara� si� udawa�, �e w kwestii my�lenia zrobi tym razem wyj�tek.
- Kto� nas obserwuje! - rykn�� Gomez i porywaj�c miecz rzuci� si� w kierunku zaro�li.
Vorner i Horner tak�e chwycili za bro�, ale omy�kowo za t� sam�. Przez moment szarpali si� bezskutecznie, dop�ki
Vorner nie wrzuci� Hornera w ognisko. Dopiero wtedy zorientowa� si�, �e ci�gn�� za nag� kling�. Las wype�ni�y dwa
solidarne ryki.
Gomez wbieg� w krzaki i ruszy� p�dem przez g�ste poszycie. I by�by min�� tajemniczego obserwatora, gdyby nie to, �e
wpad� do tego samego do�u, co on.
***
- Oto on - stwierdzi� tryumfalnie Gomez, wracaj�c z trzymanym za uszy elfem.
- My�la�em, �e nie ma... - zaj�kn�� si� Horner, staraj�c si� dmucha� na po�ladki.
- To bez znaczenia, nie jeste�my rasistami. Dajemy w mord� wszystkim. Wyjaw nam ch�opcze swoje imi�, zanim
zadecydujemy, w jaki spos�b zako�czy� tw�j marny �ywot.
- Nazywam si� Sam - rzek� cichutko elf.
- Dobrze, Samie. Zostaniesz powieszony.
- Ale� szefie, tak nie mo�na - zaoponowa� Vorner. - Taka okazja mo�e si� nie powt�rzy�: usma�my go.
- Nie, nie, nie. Lepiej �ci�� mu g�ow�. - Horner mia� do�� bli�szych kontakt�w z ogniem.
- Sam, co o tym my�lisz? - Gomez, je�li tylko chcia�, potrafi� by� wspania�omy�lny.
- Nie powiem, �eby mnie to uszcz�liwia�o - wyzna� r�wnie cichutko elf.
- A kt�ry spos�b najmniej?
- Chyba sma�enie.
- W takim razie... zr�bcie wi�kszy ogie�, ch�opcy!
Sam rozejrza� si� rozpaczliwie dooko�a. I w�wczas dostrzeg� swoj� jedyn� szans�, kt�ra st�oczona na obrze�u polanki,
wyczekiwa�a odpowiedniego momentu.
- Hej, patrzcie! To orkowie!
- Dobra, dobra. Sprytny jeste� elfie, ale straszy� to my, a nie nas - stwierdzi� Gomez i w tym momencie w�dz ork�w,
Srelek, trafi� go kamieniem, daj�c tym samym znak do ataku.
***
Dziewi�ciu ork�w wtoczy�o si� na polan�, rycz�c nieprzyzwoicie i dziko przewracaj�c bia�kami, czego niestety nikt nie
m�g� zobaczy� w s�abym �wietle ogniska.
- Poddajcie si�! Jestem Srelek, najgro�niejszy ork, jaki kiedykolwiek by� na tej polanie!
- A jam ci jest Gomez y Zemog, okrutny rycerz zza morza! - krzykn�� Gomez, odrzucaj�c elfa i si�gaj�c po miecz.
- To prawda, jest okrutny - potwierdzi� Sam, odlatuj�c w kierunku krzak�w.
- Bij i zabij, r�b i siecz, k�uj i tnij, gry� i kop, pluj i szarp, kupuj i sprzedawaj, m�dl si� i pracuj - zawyli Vorner i
Horner.
- Zaraz, zaraz... - Srelek uspokoi� wszystkich ruchem uszu, po czym pochyli� si� nad ziemi� i zacz�� na niej pisa�
ko�cem maczugi. - Wychodzi�oby na to, �e na jednego z was przypada nas trzech.
- To prawda - zgodzi� si� Gomez, wierz�c orkowi na s�owo.
- Ale... - Srelek pod�uba� maczug� w nosie, - w ka�dej dobrej bitwie wodzowie walcz� tylko ze sob�, jeden na jednego.
- S�usznie - przyzna� Gomez, nie przypominaj�c sobie �eby w czasie kt�rejkolwiek ze swoich bitew by� a� tak
lekkomy�lny.
- A wi�c - ci�gn�� Srelek, - na jednego twojego cz�owieka b�dzie przypada�o czterech moich, �eby�my my mogli
stoczy� pojedynek zgodnie z zasadami.
- Czemu nie? Podoba mi si� ten pomys� - stwierdzi� Gomez, mierz�c wzrokiem dwa razy ni�szego od siebie orka.
- Nie ma mowy! - zaprotestowali Vorner i Horner.
- Ale� panowie, moi ludzie nigdy jeszcze nie �wiczyli manewru czterech na jednego. Trzech, pi�ciu, czy dziesi�ciu, to
tak. Ale nie czterech. Bez obaw - uspokoi� ich Srelek.
- Nooo, chyba, �e...
- Okay, to mo�emy zaczyna�?
- Tak... my�l�, �e tak - Gomez zawadiacko poprawi� kalesony.
***
- Gomez y Zemog to pseudonim, no nie? - pchni�cie.
- Owszem - blok.
- Dok�d podr�ujecie? - zamach.
- Do Tor - Linu - uskok.
- Do Tor - Linu? - strata rundy.
- Chcemy wzi�� udzia� w turnieju rycerskim - przej�cie inicjatywy, cios z obrotu z przysiadem.
- Naprawd� jeste� zza morza? - unik.
- Nie. Urodzi�em si� w Tor - Linie, ale musia�em go opu�ci� - pchni�cie.
- Wi�c teraz wracasz. Na sta�e? - blok z przytrzymaniem.
- Mam nadziej� - kopni�cie w kostk�.
- Z tego, co m�wisz wnioskuj�, �e grasz tu negatywn� rol� - pchni�cie.
- Zgadza si� i dlatego nie mo�esz mnie teraz pokona�. Beze mnie to opowiadanie by�oby jak grzyb bez rynny w czasie
deszczu - blokada i lewy sierpowy. Nokaut.
***
Horner patrzy� jeszcze przez chwil� za orkami, unosz�cymi w mrok swojego szefa.
- Zawsze uciekaj�, kiedy ich w�dz zostaje pokonany- rzek�.
- I zawsze ich w�dz walczy samotnie - doda� Vorner.
- I zawsze przegrywa - uzupe�ni� Gomez. - Prawie �wita. Ze sma�enia elfa i tak ju� nici, wi�c ruszajmy w dalsz� drog�.
Horner sprawnie zwin�� po �o�niersku koc w sze�ciok�t, Vorner spu�ci� powietrze z materaca, a Gomez osuszy� ��ko
wodne. Energicznie zapakowali dobytek i siebie na konie, po czym w��czyli si� do niewielkiego jeszcze o tej porze
ruchu na Trakcie Kr�lewskim.
Z krzak�w obserwowa�a ich para �wiec�cych oczu. Po chwili do��czy�a do nich druga, wi�ksza i odezwa�a si�
chrapliwym g�osem:
- Te, �niadanie, posu� si�...
***
Tor - Lin, ach Tor - Lin... Zobaczy� Tor - Lin i umrze�, jak mawiaj� astmatycy. Ale to w ko�cu nie tylko miasto
zapchanej kanalizacji, podrz�dnych knajp i walcz�cych ze sob� gildii sprz�taczek. To r�wnie� miasto o najmniejszej
ilo�ci zgon�w z przyczyn naturalnych. Je�li wi�c kiedy� znajdziesz w skrzynce zawiadomienie o wygraniu
dwuosobowej wycieczki do Tor - Lin, znaczy to, �e kto� ci� bardzo nie lubi.
***
- Jeste� pewien, �e powiedzia�e� apartament, a nie alkowa? - spyta� Gomez, niepewnie rozgl�daj�c si� po pokoju, w
kt�rym st� musia� mie� wystawion� za okno cz�� blatu, przez co okiennice nie domyka�y si�.
- To najlepszy lokal w mie�cie, szefie.
- I nazywa si� Speluna. Wi�c jak si� nazywa najgorszy? Rynsztok?
- Nie, Speluna 7 - odpar� Vorner.
- Niewa�ne - Gomez pokr�ci� g�ow�. - Je�li wszystko si� powiedzie, ju� wkr�tce b�d� mia� znacznie �adniejsze
sypialnie.
- M�wisz o zwyci�stwie w turnieju? - Horner uni�s� w g�r� sze�ciono�ne stworzonko, kt�re zagnie�dzi�o si� na jego
sienniku.
- Nie, m�wi� o czym� znacznie bardziej intratnym, znacznie bardziej - Gomez roze�mia� si� w spos�b zarezerwowany
wy��cznie dla czarnych charakter�w w niskobud�etowych produkcjach fantasy.
***
A wszystko zacz�o si� dwa miesi�ce wcze�niej i jaki� miesi�c po zako�czeniu "Poezji w�adzy".
- Tatku, nudz� si� - ksi�niczka oderwa�a wzrok od ta�cz�cych r�owych smok�w i przenios�a go na ksi�cia.
- C�reczko, kocham ci�, ale teraz jestem zaj�ty, wi�c porozmawiaj z mam� - odrzek� ksi��� staraj�c si� trafi� lotk� w
�rodek tarczy.
- Mamo!
Z komnat ksi�nej dobieg� odg�os zamieszania, jaki zazwyczaj wydaj� dw�rki, sp�dzaj�ce czas w bardzo
niepo�yteczny spos�b, kt�remu towarzyszy� m�ski okrzyk:
- po�amiesz mi go!
i w oknie ukaza�a si� ksi�na, staraj�c si� poprawi� zsuni�t� na bok peruk�.
- Co si� sta�o, kochanie?
- Nudz� si�, mamo.
- A Landar?
- Poszed� z kumplami na miasto.
- W takim razie wezwij stra� i ka� go sprowadzi�.
- Mamo!
- No dobrze... To mo�e... we�miesz skakank� i pobawisz si� sama?
- Nie! Ja chc� turniej!
- Co! - ksi��� nerwowo wypu�ci� lotk� i rozleg� si� ryk wkurzonego r�owego smoka.
- Hm... to ca�kiem niez�y pomys� - ksi�na podskoczy�a do g�ry, kiedy co� w komnacie uszczypn�o j�. - Mam teraz
wa�ne spotkanie z ambasadorem Wschodniego Ksi�stwa, wi�c zajmij si� wszystkim, kochanie. Dobrze...? Dobrze?!
- Tak, najdro�sza - odpar� potulnie ksi��� i zrezygnowany powl�k� si� do swoich komnat.
***
- Turniej! Turnieju im si� zachcia�o! Ale wszystko na mojej biednej g�owie.
- Je�li chodzi o koron�, to mog� potrzyma� - zaoferowa� si� szef policji, staj�c w gabinecie obok peroruj�cego ksi�cia.
- A najgorsze, �e zaraz b�dziemy tu mieli mn�stwo zbocze�c�w: za honor i ojczyzn�, gi� psie! - ksi��� zrobi�
niewyra�ny ruch r�k�.
- Mo�emy zrezygnowa� z nagrody.
- Tak, tak... a wtedy moja ma��onka za��da rozwodu i b�d� musia� wr�ci� do wypasania �wi�. Ju� trudno. Roze�lij
wie�ci, �e b�dzie turniej rycerski.
- Zwyci�zca bierze ksi�niczk� za �on�?
- Zwariowa�e�?! Czy ja potrzebuj� jakiego� Schwarzeneggera w rodzinie? Nagrod� niech b�dzie jaka� sumka i...
powiedzmy... u�cisk d�oni ksi�cia.
- Hm...
- No dobrze, poklepi� jeszcze zwyci�zc� po plecach. Albo gdziekolwiek b�dzie chcia�.
I w ten spos�b do Tor - Linu zacz�li �ci�ga� na turniej ��dni m�skich pieszczot rycerze.
***
Karczmarka postawi�a przed elfem piwo i przez moment przypatrywa�a mu si� z uwag�, po czy rzuci�a pod nosem:
- Musia�am dzi� za du�o wypi� - i wr�ci�a za kontuar.
Sam s�czy� powoli piwo i obserwowa� drzwi do apartamentu na pierwszym pi�trze. Przyzwyczai� si� ju� do tego.
Wystarczy�o, �e po prostu wysun�� twarz z cienia, a ka�demu �mia�kowi ch�� walki przesuwa�a si� zaraz jelitami w
d�. Sam by� po prostu...
Ale oto drzwi do apartamentu na pi�trze otworzy�y si� i trzech rycerzy zacz�o schodzi�. Szli statecznie, jak przysta�o
wysokiej szlachcie w tak plugawym miejscu, dop�ki ostatni nie po�lizgn�� si� na kocie i ca�a tr�jka stoczy�a si� na sam
d� schod�w. Tam dopiero Gomez przerwa� kr�puj�ce milczenie:
- Vorner, zejd� ze mnie.
- Nie mog�, szefie, bo na mnie le�y Horner.
- Horner, zejd� z niego.
- Nie mog�, szefie, bo na mnie le�y kot.
Sam przyst�pi� do dzia�ania. Wymkn�� si� drzwiami i okr��y� budynek. Pod dok�adnie wyliczonym oknem nasun��
r�kawiczki i sprawnie wspi�� si� po murze. Pchn�� okiennice i wkroczy� do ciemnego wn�trza.
- Kto tu?! - krzykn�� szef policji, zrywaj�c si� z ��ka.
- A co?! - krzykn�a kurtyzana Emma, spadaj�c na pod�og�.
- Eee... - Sam stara� si� dociec, gdzie si� pomyli� w obliczeniach. - Deratyzacja pomieszcze�.
- O w p� do trzeciej w nocy?
- Mieli�my pilne wezwanie. Jaki� karaluch-ludo�erca grasuje w okolicy.
- Tu go nie ma.
- Na pewno?
- Mo�e pan by� spokojny. Bior� go na siebie.
- Ka�dy tak m�wi, a potem kr�c� Szcz�ki IX. No, to do widzenia.
Sam wyszed� i zamykaj�c za sob� okno, us�ysza� jeszcze:
- Je�eli b�dziemy musieli zacz�� wszystko od pocz�tku, policz� ci podw�jnie.
Przesun�� si� po gzymsie i pchn�� okiennice s�siedniego pokoju. Po blacie sto�u wpe�zn�� do wn�trza. Najpierw
przerzuci� wszystkie rzeczy w poszukiwaniu zapa�ek, a potem w poszukiwaniu kuferka, kt�ry by� ju� przerzuci�
podczas pierwszego przerzucania.
Kuferek oczywi�cie by� zamkni�ty, ale Sam by� w ko�cu specjalist� od zabezpiecze�. Rzuci� go par� razy o pod�og�, a�
p�k�o denko. Wtedy podni�s� tajemniczy przedmiot owini�ty at�asem.
I w�wczas drzwi otworzy�y si� i stan�� w nich Horner.
- Ja... - zaj�kn�� si� - przyszed�em po zapa�ki.
- Nie ma sprawy. Naprawd�, nie gniewam si�. Wr�cz przeciwnie: ja tu deratyzuj�. A zapa�ki, o tu...
- Aha. Dzi�kuj�
Horner wzi�� zapa�ki i wyszed�. Zszed� na d� i poda� je Gomezowi.
- Wiesz, na g�rze by� jaki� facet i deratyzowa� tw�j skarb, kt�ry... - zacz��.
- S�ucham? - Gomez bardzo chcia� w tej chwili cierpie� na omamy s�uchowe. - No to �apcie go, to z�odziej! Nie do
pokoju, ba�wany! On jest ju� na zewn�trz. Szybciej, na Termona, boga skradzionych zegar�w �ciennych! Chc� go mie�
martwego lub bez g�owy, wszystko jedno. I macie odzyska� m�j skarb! - Gomez dopiero po chwili zorientowa� si�, �e
Hornera i Vornera ju� nie ma. Za to ca�a sala bardzo uwa�nie go s�ucha�a.
***
Sam ruszy� ciemnymi ulicami Tor - Linu, gdy nagle us�ysza� za sob�:
- St�j, bo b�d� ci� goni�!
Przycisn�� silniej ukradziony skarb i zacz�� biec. Teoretycznie mia� przewag�, poniewa� goni�cy go nie znali miasta.
Tyle tylko, �e on te� ju� zd��y� si� zgubi�. Niespodziewanie jednak, przynajmniej dla siebie, wbieg� pomi�dzy drzewa.
Przystan�� zdumiony:
- Las w mie�cie?
- Nie, to tylko park. To niby takie nowoczesne - poinformowa� go us�u�ny g�os z ciemno�ci i doda�: - kogo goni� ci
dwaj faceci z mieczami?
- Mnie.
- Nawet trudno by�oby ci� dostrzec, gdyby nie ta nalepka fosforyzuj�ca na plecach. Nazywam si� Landar.
- Ja jestem Sam.
- Elf? Nigdy nie widzia�em...
- Je�eli robi ci to r�nic�, to ju� sobie p�jd�.
- Nie, nie. Poza tym ci go�cie ju� tu biegn�.
Zza rogu wynurzy�a si� para zziajanych rycerzy. Zobaczyli elfa i przystan�li, �eby z�apa� tchu. Potem, starannie
ukrywaj�c zadyszk�, ruszyli w jego kierunku.
- Ten elf - rzek� jeden - ma co� naszego.
- Obawiam si�, �e to nie wasze m�zgi, musieli�cie je zgubi� ju� w dzieci�stwie.
- Nie wtr�caj si� ch�opczyku, to nic ci si� nie stanie - warkn�� Vorner i wysun�� do przodu ostrze miecza.
- Gdybym chcia� by� niegrzeczny, powiedzia�bym to samo. Ale nie chc�. Wi�c proponuj� rozs�dzi� sp�r pokojowo.
- Jak...??? - Horner wyba�uszy� oczy.
- Najpierw zobaczmy t� rzecz.
Sam rozejrza� si� czujnie dooko�a, na wypadek, gdyby obok dw�ch, pragn�cych poder�n�� mu gard�o zbir�w, czai�o
si� w pobli�u co� gro�nego i wyci�gn�� zza paska pod�u�ny przedmiot.
Landar wzi�� go i rozpakowa�. Przygl�da� si� przez chwil�, a im d�u�ej to robi�, tym bardziej jego twarz wykrzywia�
grymas, kt�ry w ko�cu osi�gn�� stadium wr�cz masochistycznego obrzydzenia.
- To nasz szef - rzek� Horner.
- I kurtyzana Emma - doda� Vorner.
- To perwersja - przyzna� Sam.
- To absolutnie bezwarto�ciowe - stwierdzi� Landar.
- Co??? - spytali wszyscy.
- To obrazomonta� - Landar wzruszy� ramionami. - Trzeba by� chorym, �eby si� na to gapi�.
- No, no! - pokiwa� mieczem Vorner.
- No w�a�nie - popar� go Horner.
- Tak czy inaczej powinno si� dobrze sprzeda� - rzek� Sam.
- Nic z tego. Zabieramy to.
- Jakim prawem? - Landar bawi� si� sygnetem.
- To zosta�o skradzione, prawnie nale�y do naszego pana - poskar�y� si� Horner.
- Przykro mi. Z racji zajmowanego przez siebie stanowiska na dworze ksi���cym, ja tutaj jestem jedynym
reprezentantem prawa i nie uznaj� waszej skargi - Landar podrzuca� sygnet.
- W taki razie olewamy prawo - rzek� Vorner i uni�s� w g�r� ostrze miecza.
- A to ju� inna para obuwia - stwierdzi� filozoficznie Landar i z krzak�w wy�oni�y si� cztery postacie. - Ale je�eli
przyjmiemy, �e prawo ma ten, kogo jest wi�cej, to w takim wypadku znowu musicie si� pogodzi� z pora�k�.
Vorner, w przeciwie�stwie do Hornera wiedzia�, kiedy nale�y powiedzie� do widzenia.
- Do widzenia - powiedzia�, ci�gn�c za sob� Hornera, - ale ostrzegamy, �e b�dziemy sk�ada� apelacj�.
- Co b�dziemy robi�? - Horner pozwoli� si� odci�gn��.
- Wr�cimy w wi�kszej kupie - wyt�umaczy� koledze Vorner i obydwaj szybciutko znikn�li za rogiem.
- Jestem pod wra�eniem - odezwa� si� Sam. - �adn� gadk� im wcisn��e�.
- Ale� sk�d - zaprzeczy� Landar. - Jestem nadwornym wizjonerem, szefem lokalnego gangu dla nieletnich i jestem
r�wnie� na jak najlepszej drodze, �eby sta� si� nast�pc� tronu przez w�enienie si�. To wszystko prawda.
- Je�eli m�g�bym co� dla ciebie zrobi� - w ciemno�ci b�ysn�� rz�d bia�ych z�b�w Sama, - a w�a�ciwie dla was...
- Och... my po prostu czasami pomagamy zb��kanym turystom. Ale... mo�esz chyba postawi� nam po kuflu piwa.
Szczeg�lnie, �e tu� obok jest taka milutka knajpka, nazywa si�...
***
R�owy smok imieniem Aldu� przebieg� rado�nie przez �cie�k� i zatrzyma� si� na jej skraju, w�chaj�c wysokie
storczyki.
- Jest uroczy, prawda? - spyta�a ksi�niczka.
- Tak, on te� wygl�da �licznie... - potwierdzi� Landar.
- Dzi�kuj�.
- ...na tle tych jasnoniebieskich cudownych storczyk�w.
- Hm.
Aldu� zamerda� ogonkiem i ruszy� truchtem za nimi.
- To najmilszy prezent, jaki otrzyma�am w �yciu.
- Pomy�la�em po prostu, �e skoro i tak ju� trafi� do rze�ni, b�dzie mu wszystko jedno - mrukn�� Landar.
Usiedli na �awce i ksi�niczka zerwa�a koniczyn� szesnastolistn�:
- Kocha, jest bogaty, jest bogatym ksi�ciem, jest bogatym ksi�ciem z perspektywami, jest bogatym ksi�ciem z
perspektywami, kt�ry kocha, zginie w wypadku zanim mnie pozna...
- Co ty wyprawiasz?! - Landar u�wiadomi� sobie, �e wr�ba dotyczy go w bardzo ma�ym stopniu.
- Wr�� sobie. A co, nie wolno mi?
- To bzdury. Je�li chcesz ja ci powr��. Jestem w ko�cu wizjonerem.
- Tak, ale powiedzia�e� mojemu ojcu, �e dzisiaj b�dzie pada�.
- Eeee... dzie� si� jeszcze nie sko�czy�.
- No i m�wi�e�, �e wygra wojn� z piratami w tym tygodniu.
- Tydzie� te� si� jeszcze...
- A wczoraj piraci zatopili ca�� nasz� flot�.
- Chcesz �ebym ci powr�y�, czy nie?!
- Dobra.
Landar wzi�� j� za r�k�, zamkn�� oczy i wtedy z ty�u dobieg� go znajomy g�os:
- Najci�sze kasztany spad�y mi wczoraj na g�ow�.
- Obserwowa�em to z pla�y, po drugiej stronie mostu - odpar� drugi g�os i doda� - Co za ba�wan wymy�la te has�a?
- Pewnie ten sam, kt�ry pisze to opowiadanie - stwierdzi� ten pierwszy i w tym samym momencie Tassa, bogini �mierci
wyznaczy�a dat� pogrzebu dla obydwu na najbli�sz� sobot�.
Ksi�niczka poruszy�a si� nerwowo:
- No?
- Co? - Landar stara� si� my�le�, tymczasem z ty�u dobiega�a go rozmowa:
- Wi�c u pana wszystko jest dopi�te na ostatni guzik.
- Prawie.
- Co to znaczy, prawie?
- M�j rozporek ostatnio... znaczy, kiedy ostatnio...
- Ja si� pytam o pa�ski wycinek planu.
- A, tu w porz�dku. Ale je�eli chodzi o ten �wistek, gdzie wszystko by�o zapisane, to w�a�nie chcia�em powiedzie�, �e
ostatnio w czasie �niadania...
- Pan na pewno odpowiada za policj� w tym mie�cie...?
Landar o ma�y w�os nie spad� z �awki.
- Widzisz tego faceta na �awce za nami? - spyta�.
- Czy to on...? - ksi�niczka wychyli�a si� w kierunku s�siedniej �awki. - Ale� Landar, to jest jaki� facet pod
trzydziestk�. I do tego jest szefem naszej policji.
- A ten, z kt�rym rozmawia?
- Och, daj spok�j. Ten jest jeszcze starszy od niego. W dodatku kogo� mi przypomina... kogo� bliskiego... Je�eli
naprawd� chcesz mi wm�wi�, �e kt�ry� z nich jest moim ksi�ciem, to musisz by� �a�o�nie zazdrosnym...
- Cicho! Musz� pos�ucha� o czym m�wi�.
- No tak. Idziesz ze mn� na spacer, a kiedy chc� pomy�le� o mi�o�ci mojego �ycia, pods�uchujesz rozmowy jakich�
dziadk�w. W takim razie zosta� tu sobie, a ja id� na poszukiwanie mojego jedynego. On mnie zrozumie i b�dzie...
Landar trenowa� kiedy� magi�. Ale pierwsza zasada m�wi: wszelkie zakl�cia parali�uj�ce, uspokajaj�ce i tym podobne
trac� o po�ow� swoj� skuteczno��, kiedy ich obiektem staje si� kobieta. Wobec tego zastosowa� znacznie
skuteczniejszy spos�b.
- Siadaj i zamknij si� - warkn��.
- Poskar�� si�... - zacz�a ksi�niczka, ale wzrok Landara upewni� j�, �e je�li si� nie zastosuje do jego pro�by mo�e nie
mie� okazji do skar�enia si� komukolwiek.
- Wi�c wszystko jest ju� przygotowane? - pyta� nieznajomy.
- Owszem.
- A znalaz� pan kogo� do tej roboty?
- Mam go u siebie.
- Zgodzi� si�?
- Jeszcze nie, ale jeste�my na jak najlepszej drodze.
- Prosz� si� pospieszy�, turniej zaczyna si� za trzy dni.
- Powt�rzmy to jeszcze raz. Pan wygrywa ten turniej, wtedy ten kto� za�atwia tego, o kim wiemy i pan, jako zwyci�zca
okryty chwa�� zajmuje jego miejsce na tronie Tor - Lin.
- Tak w�a�nie wygl�daj� szczeg�y.
- A wtedy ja dostaj� swoj� guberni�.
- S�ucham?
- Moj� guberni�!
- A tak, tak, porozmawiamy jeszcze o tym. To do widzenia. Tylko, �eby ten kto� by� fachowcem. Robota musi by� na
medal.
- To jeden z najlepszych ludzi w swojej bran�y w ca�ej Kalambrii. Aha, mia� mi pan co� pokaza�... To by�o...
- Tak, pami�tam, mam to u siebie w hotelu.
- Tylko �e kurtyzana Emma nie pami�ta�a pana, kiedy ostatnio...
- Kobiety maj� s�ab� pami��. Jak si� spotkamy nast�pnym razem, to poka�� to panu. Do widzenia.
Landar us�ysza�, jak kto� wstaje z s�siedniej �awki i rusza alej� w ich kierunku. Chwyci� ksi�niczk� i zacz�� j�
nami�tnie ca�owa�. Gomez min�� ich i poszed� dalej, pogwizduj�c walczyka.
- Nie wiem, co to mia�o znaczy�, Landar, ale je�eli chcia�e� mnie w ten spos�b przeprosi�, to jeste� gburem.
Grubosk�rnym gburem. Grubosk�rnym g�upim gburem!
- Co m�wi�a�, rybko - Landar oderwa� zamy�lony wzrok od oddalaj�cego si� rycerza. - P�niej odprowadz� ci� do
domu, bo teraz si� strasznie spiesz�. Cze��!
***
Szef policji upewni� si�, �e drzwi wej�ciowe s� zamkni�te, przeszed� do spi�arni, stamt�d sekretnym wej�ciem dosta�
si� do tajnej biblioteki, z kt�rej ukryty w pod�odze w�az prowadzi� do podziemnej sieci tuneli. Po paru minutach
marszu skr�ci� we w�a�ciw� odnog� i stan�� nad brzegiem podziemnej rzeki. Wsiad� do ��dki i sp�yn�� ni� par�na�cie
metr�w, po czym w miejscu oznaczonym w spos�b znany tylko wtajemniczonym zanurkowa� na dno, gdzie odsun��
spory g�az i razem z wodospadem dosta� si� do podziemnego jeziora. Tu przep�yn�� wp�aw na wysp� i wskoczy� do
teleportu, kt�ry zani�s� go do prywatnego wi�zienia.
- Cze�� - odezwa� si� na jego widok L, niemrawo machaj�c przykut� do �ciany r�k�.
Szef policji nala� sobie kawy i usiad� w�ciek�y w fotelu. Z niewiadomych przyczyn podr� do tajnego wi�zienia zawsze
wp�dza�a go w paskudny nastr�j.
- Nadszed� czas wyboru - rzek� ponuro.
- Masz na my�li konkurs dla abonent�w? - spyta� L.
- Mam na my�li moj� ofert�. Zrobisz dla mnie to, o co ci� prosi�em.
- Przykro mi, ale nie preferuj� brunet�w.
- Nie, nie. Chodzi o t� p�niejsz� pro�b�.
- Aaa... chodzi o ksi�cia...
- Ciszej! Mo�e by� pods�uch.
- Przecie� to ty wydajesz pozwolenia na pods�uchy.
- Zgadzasz si�, czy nie?
- Ale bez pierwszego warunku.
- Zgoda. B�dziesz m�g� potem o tym wszystkim napisa� ksi��k�. Za par� dni przyjd� po ciebie. A teraz... musz� wr�ci�
do siebie. T� sam� drog�! Bo�e, za co to wszystko? Tylko dlatego, �e powiedzia�em, �e autor tego opowiadania jest
ba�wanem? Przecie� wszyscy to wiedz� - powiedzia� szef policji i gdyby nie to, �e by� potrzebny do dalszej cz�ci
scenariusza oraz �e znajdowa� si� w podziemiu, pad�by w tej chwili ra�ony piorunem.
***
- Podoba mi si� tu - rzek� Sam i lekko nieprzytomnym wzrokiem powi�d� po go�ciach Speluny.
- Nie powiniene� tyle pi� - stwierdzi� Landar.
- Dlaczego? Przecie� to na kredyt.
- Mam dla ciebie robot�.
Sam spojrza� na niego przekrwionymi oczami.
- Zgodnie z czwart� poprawk� do sz�stej wersji, ju� nie musimy si� wam wys�ugiwa�.
- Nie, nie. Nie o to mi chodzi. To przyjacielska przys�uga.
- Przed t� poprawk� nie mieli�my przyjaci�. A teraz ka�dy bia�y musi mie� jednego kolorowego przyjaciela, bo
inaczej idzie siedzie� na rok.
- Daj spok�j, Sam. To, �e jeste� czarny nie ma tu...
- Ja jestem czarny?!?!?!
***
Sam zakoleba� si�, a� wszystkie butelki na stole niebezpiecznie brz�kn�y. Landar pr�bowa� z�apa� ostatni� pe�n�, ale
w ko�cu uni�s� tylko d�o� w ostrzegawczym ge�cie.
- Wi�c to dlatego w dzieci�stwie wszyscy opowiadali mi bajk� o brzydkim kacz�tku - Sam spr�bowa� donie�� szklank�
do ust.
- Nie przejmuj si�, bajki to bujda.
- Landar?
- Nooo...?
- Upijesz si� ze mn�?
- Jeszcze raz?!
- A co mi zosta�o?
- W�a�nie chcia�em ci o tym powiedzie�.
- My�lisz, �e jak zostan� gwiazd� popu to sk�ra zacznie mi biele�?
- Pami�tasz tego go�cia, co mu zwin��e� ten obrazek?
- On by� bia�y prawda?
- No, nie. �ciany to by�y tam wyra�nie ��te. Ale chcia�bym, �eby� si� czego� o nim dowiedzia�.
- Kto go wykona�?
- Nie, no nie a� tak daleko. Wystarczy, jak ma na imi� i co robi w tym mie�cie. Wiesz, pods�uchasz tu i tam, popytasz
si�. To w ko�cu tw�j fach. Zbierzesz informacje, rozumiesz?
- A co tu jest do rozumienia? Jestem czarny i ju�. B�d� z tym musia� jako� �y�.
- Wiesz, dotychczas ca�kiem dobrze ci sz�o.
***
Wied�ma Aupagia przyjrza�a si� uwa�nie siedz�cemu przed ni� elfowi.
- Da�abym g�ow�, �e jeste�...?
- Tak, ju� to wiem - Sam wzruszy� ramionami i spojrza� na ni� zapuchni�tymi oczami. - Musz� co� wiedzie� o tym
facecie - poda� jej obraz.
- To jest wyra�nie kobieta. A do tego moja c�rka.
- Nie, nie, chodzi o tego go�cia pod ni�.
Wied�ma po�o�y�a obrazek przed sob�, na nim roz�o�y�a tali� kart, ods�oni�a srebrn� kul� i zacz�a miaucze�.
- Musz� mie� co�, co do niego nale�y - powiedzia�a po chwili.
- Mam... ale to...
- Dawaj.
- W�os spod lewej pachy.
- Dobra. Teraz wpadn� w trans i musisz uwa�nie s�ucha�, co b�d� m�wi� - odchyli�a si� do ty�u, przymkn�a oczy i
zacz�a m�wi� falsetem. - Widz� czarne chmury. To kto� wa�ny. Ta kobieta... wiele kobiet... jeszcze wi�cej kobiet...
Niedobrze. To mo�e mu zaszkodzi�. Nie powinien pi� czerwonego wina w drugie pi�tki roku przest�pnego. ... ... ...
Zreszt� w og�le nie powinien pi� wina, to mu te� szkodzi... A tak�e... tak�e... ... ... - Otworzy�a oczy i wr�ci�a do
normalnej pozycji. - To wszystko. Trans sko�czony. Podoba�o ci si�?
- Tak. Wyci�gasz �adne g�rne c.
- Dzi�kuj�. Pracowa�am kiedy� w operze.
- Ale ja nic z tego nie rozumiem.
- No i o to chodzi. Komu dzi� potrzebne dok�adne wr�by.
- Ale ja musz� wiedzie�, kim jest ten facet.
- A to trzeba by�o tak od razu m�wi� - wied�ma unios�a bli�ej �wiecy obraz. - To obrazomonta�.
- Wiem.
- Ten facet ma pi��dziesi�t dziewi�� lat. Pseudonim Gomez y Zemog, ale naprawd� nazywa si� Zertan y Natrez. Jest
siostrze�cem ksi�cia Tor - Lin i przyjecha� tu zaj�� jego miejsce. Ksi��� ma by� zamordowany podczas turnieju, kt�ry
Zertan postara si� wygra�. Wtedy zasi�dzie na tronie.
- Jak rany! To niesamowite! Sk�d to wiesz?
- Rozmawiasz z asem torli�skiego wywiadu.
- O kurcz�.
***
- Nie musz� chyba nikomu t�umaczy�, jak bardzo powa�na jest sytuacja - stwierdzi� Landar.
- Chodzi o to, �e jestem czarny?
- Mamy do czynienia z czym�, co mo�e zaszkodzi� pa�stwu, mojemu ojcu, a mo�e nawet mojej sukcesji - ksi�niczka
poczu�a si� zagro�ona. - Chyba tylko dlatego da�am si� przeprosi�, Landar.
- Twoje problemy s� moimi problemami. Szczeg�lnie gdy chodzi o sukcesj�. Ale do rzeczy. Czy kto� ma jaki� pomys�?
Wobec tego, jako punkt pierwszy naszego zebrania zarz�dzam intensywne my�lenie.
- S�dz�, �e powinni�my co� zrobi� - odezwa� si� Sam.
- Doskonale, kolego Sam. Teraz przynajmniej wiemy, dlaczego �aden czarny nie by� dot�d prezydentem USA.
- Obieca�e�, �e...
- Dobra, ju� dobra. Musimy podzieli� plan na dwie cz�ci. Jedna b�dzie polega� na zapobie�eniu morderstwu. Druga
na uniemo�liwieniu wygrania turnieju przez tego Gomeza, czy jak mu tam.
- Ale jak to zrobimy?
- Chyba mam my�l.
***
Walenie w drzwi obudzi�o kurtyzan� Emm�. Szybko i sprawnie dopi�a rz�sy i paznokcie i narzuci�a na siebie sznur
pere�. Nale�a�a do kobiet, kt�re o ka�dej porze dnia i nocy s� w stanie wsta� do pracy. Zesz�a schodami na d�, gdy
odg�osy dobijania si� stawa�y si� coraz g�o�niejsze.
- Chwila, chwila. Co jest? - otworzy�a drzwi. - Nie widz� wywieszki na drzwiach, �e zapisy tylko w godzinach
popo�udniowych?
- Agenci specjalni do spraw ratowania pa�stwa. Nadszed� czas sp�aci� spo�ecze�stwu d�ug.
- Przecie� go sp�acam codziennie. Beze mnie zamiast �lub�w udzielano by wy��cznie rozwod�w.
- Nie filozofowa� mi tutaj. Kobieta przy pracy nie jest od filozofowania. �adna kobieta nie jest od filozofowania - rzek�
Landar, po czym wszed� do �rodka i zamkn�� za sob� drzwi.
***
Na trzy dni przed turniejem dziwne rzeczy zacz�y si� dzia� w Tor - Linie. Krowy og�osi�y strajk okupacyjny stacji
paszowych, protestuj�c przeciwko dojeniu o godzinie sz�stej rano, co jest ich zdaniem por� zbyt wczesn�. S�o�ce, w
zwi�zku z konkursem Miss bez Podkoszulka, zosta�o o dwa dni d�u�ej na p�kuli po�udniowej. Przez to kierowca
Wielkiego Wozu, kt�ry musia� przez ca�y ten czas prowadzi� zasn�� za kierownic� i o ma�y w�os dosz�oby do wypadku
na Mlecznej Drodze. W Tor - Linie panie z K�ka Marynarek (�on marynarzy) przysi�ga�y, �e mia�y objawienie, w
kt�rym wszyscy bogowie polecili im natychmiast obj�� rz�dy w Tor - Linie, w przeciwnym razie miastu grozi zag�ada.
W noc poprzedzaj�c� turniej na zamku ksi���cym zasz�o jeszcze jedno niecodzienne zdarzenie.
Drzwi do pogr��onej w ciemno�ciach nocy komnaty nadwornego maga uchyli�y si� cichutko. Owini�ta w szary p�aszcz
posta� przekroczy�a pr�g i z koci� zwinno�ci� doskoczy�a do rega�u z magicznymi miksturami.
- Lepiej zaczekaj na w�a�ciciela. W przypadku za�ycia niew�a�ciwego �rodka mog� ci urosn�� czu�ki. I to
niekoniecznie na czole - odezwa�a si� popielniczka.
- Kto tam?! - Landar podskoczy� jak oparzony, o ma�y w�os nie zrzucaj�c butelki z napisem "Szybko rozmna�aj�ca si�
wszystko�erna fasola".
- To ja - powiedzia�a popielniczka i dla pewno�ci doda�a - nazgul.
Landar nerwowym ruchem zapali� zapa�k� i podszed� do sto�u.
- No dobra. Nie jestem nazgulem. Ale zawsze chcia�am by�.
- Jeste� popielniczk�. Gadaj�c� popielniczk�.
- Ka�dy ma jakie� wady. Ja akurat jestem popielniczk�.
- Wi�kszo�� popielniczek, kt�re spotka�em w �yciu, nie prowadzi�o ze mn� konwersacji. Chyba, �e to by�o nad ranem,
po wi�kszej imprezie.
- Czarodziej Merlon nie lubi, kiedy kto� przeszukuje jego rzeczy.
- A kto lubi przeszukiwa� jego rzeczy?!
Landar wr�ci� do rega�u i zacz�� wodzi� po nim wzrokiem.
- "Zminiaturyzowane szalone pomidory", "Eliksir szcz�cia, patrz rozprawa: jak wzi�� rozw�d", "D�in - 40%", o...
jest... "Eliksir inteligencji".
- Krzy��wkowicz, co? Ale oni robi� taki test, wi�c wcze�niej czy p�niej wpadniesz - odezwa�a si� popielniczka. - Nie
przejmuj si�, nie powiem mu. Ten stary kape� nigdy mnie nie czy�ci.
- Dzi�ki, cze��! - rzuci� Landar i skierowa� si� do drzwi.
- Cze��! I nikomu nie m�w, �e nie jestem nazgulem - odpar�a popielniczka.
***
- Witam! Witam ze s�onecznego... Tor - Lin! Pami�tajcie. Jestem tu dla was, �eby�cie wy mogli by� tu ze mn�.
Wszystko dzi�ki firmie GONT - GONTY W KA�DYM KOLORZE! Znajdujemy si� prosz� pa�stwa na placu, jest to
jedyny nie zafajdany przez go��bie plac w tym mie�cie, gdzie za chwil� rozpocznie si�... turniej rycerski! Pami�tajcie.
Tylko u nas bezpo�rednia relacja z tego najbardziej niesamowitego wydarzenia w tym kwadransie. Ale oto zawodnicy
gromadz� si� ju� przy bufecie. Kogo tu nie ma! Prosz� pa�stwa, kogo tu nie ma! Szczerze m�wi�c, nie mam poj�cia,
bo st�d nic nie wida�. Ale przenie�my uwag� na lo�� honorow�, na kt�r� wkracza ksi��� ze swoj� matk� i ma��onk�! ...
... ... Najmocniej pa�stwa przepraszam, to jest �ona i c�rka. Ale i tak b�dziemy si� �wietnie bawi�, ha, ha, ha!
Gromadzi si� ju� publiczno�� i za chwil� wielki start! Pami�tajcie. Tylko u nas bezpo�rednia relacja, dzi�ki GONT -
GONTY W KA�DYM KOLORZE! A teraz przerwa na reklamy. Zosta�cie z nami!
***
- Przesta� obgryza� paznokcie, Sam - powiedzia�a ksi�niczka, przytrzymuj�c si� pewniej ogrodzenia.
- To z nerw�w. Poza tym mo�e kolejne warstwy sk�ry s� bia�e.
- Mam nadziej�, �e wszystko p�jdzie dobrze - stwierdzi� Landar, machaj�c nogami w powietrzu.
- Mo�e powiniene� ju� zaznajomi� ch�opc�w z zadaniami?
- Mamy czas. Oni jeszcze �pi�, a poza tym im mniej b�d� mieli czasu na my�lenie, tym lepiej.
- A je�li co� zawiedzie?
- Sam!
- To przez te sny - usprawiedliwi� si� elf. - �ni�o mi si�, �e wpadam do kot�a ze smo�� i ta smo�a ju� nie chce si�
odklei� i zostaj� czarny do ko�ca �ycia.
Ksi�niczka i Landar popatrzyli na niego tym samym wzrokiem.
- A je�li rzeczywi�cie b��dnie oceni�e� sytuacj�? - ksi�niczka zrobi�a wszystko, �eby w jej g�osie nie uzewn�trzni�o si�
ca�e przera�enie.
- No, to - Landar spr�bowa� si� u�miechn�� - b�dziemy mieli przewr�t polityczny. Miejmy tylko nadziej�, �e w prz�d a
nie w ty�.
***
- Tu g�os ze stadionu w waszym domu. I wracamy do s�onecznego... Tor - Lin! GONT - GONTY W KA�DYM
KOLORZE to nasz sponsor! I to dzi�ki niemu mo�ecie by� tu ze mn� i obserwowa� najwspanialszy turniej rycerski w
tym tygodniu! Prosz� pa�stwa! Oto wstaje ksi���! T�um wiwatuje szalikami. Zawodnicy s� ju� gotowi! Ksi��� daje
znak, dm�c w sw�j z�oty r�g! A oto dwaj zawodnicy, nie mog�c wytrzyma� wyrwali si� z toporami w swoim
kierunku... stra� miejska ju� robi z nimi porz�dek... albo odwrotnie... zdecydowanie odwrotnie... Iiiii! Tak, pierwszy
pojedynek rozstrzygni�ty na korzy�� rudobrodego kar�a, kt�ry przepo�owi� swojego rywala na cztery nier�wne cz�ci!
S�dziowie nie zaliczaj� tego i proponuj� powt�rzenie walki. Druga para to... czy mnie nie myl� oczy! To Brunhilda
von Pomorden! Jej dzicy fani z Puszcz Zachodnich podnosz� dziki wrzask! I nic dziwnego, dzicz to dzicz, ha, ha, ha! A
przeciw niej Krwawy Carl Bez Jednej �ydki! Staj� naprzeciwko siebie, Brunhilda wznosi miecz, Carl unosi tarcz� i...
zapraszamy na reklam�!
***
- Mam przed sob�, prosz� pa�stwa, tabel� rankingow� i nie mo�na mie� ju� �adnych w�tpliwo�ci, szczeg�lnie, gdy si�
spojrzy na nazwiska s�dzi�w. W dw�ch grupach prowadz� Brunhilda von Pomorden z dzikich ost�p�w Puszcz
Zachodnich i Gomez y Zemog, rycerz z Ksi�stwa P�nocnego. Ich pojedynek to b�dzie starcie kolos�w! Wielki fina�
ju� za chwil�. Emocje rosn�, jeszcze mo�na obstawia� zwyci�zc�w! Wszystko si� mo�e zdarzy�! Zosta�cie z nami!
***
Landar zeskoczy� z p�otu.
- Wiecie, co macie robi�?
- Wi�c najpierw idziemy do... jak si� to nazywa? - Ma�y rozejrza� si� bezradnie.
- Stajnia - podpowiedzia� Rudy.
- Lepiej trzymajmy si� ksi�niczki - stwierdzi� Go��b i na wszelki wypadek przysun�� si� w jej kierunku.
- Tylko nie st�ucz - Landar poda� Fajnemu butelk�. - Id�cie ju�, do walki zosta�o niewiele czasu.
- Za mn� - ksi�niczka odwr�ci�a si� na pi�cie.
- Z pewn� tak� nie�mia�o�ci� - rzek� Fajny i czterech ch�opak�w ruszy�o w jej �lady.
- No, to Gomeza mamy z g�owy - powiedzia� Landar, obserwuj�c odchodz�c� pi�tk�.
- Zostaje jeszcze zab�jca - odezwa� si� Sam.
- Wszystko w swoim czasie.
***
Ksi�niczka przedefilowa�a przed stra�nikiem i tu� przy jego nogach upu�ci�a chusteczk�.
- Ojej! - powiedzia�a.
- Bardzo prosz� - odpar� Horner, podnosz�c chusteczk� z ziemi.
- Jaki pan mi�y - zarumieni�a si�.
- Naprawd� tak pani s�dzi?
- Och, i jaki skromny.
- Dzi�kuj�.
- I taki kulturalny.
- Kul-co?
- Oj, a jaki dowcipny. I do tego jeszcze �o�nierz. W mundurze.
- Wi�kszo�� �o�nierzy tak ma.
- Nie zechcia�by pan odprowadzi� mnie kawa�ek. Bo kole�anki z podw�rka to p�kn� z zazdro�ci, jak mnie zobacz� z
takim mi�ym ch�opcem. I do tego �o�nierzem. W mundurze.
- Ale ja tu pilnuj� konia.
- Konia? Kto by tam dzisiaj krad� konia - Ksi�niczka wysun�a rami�.
***
- Ma�y i Go��b, zostajecie na czatach. Je�eli kto� b�dzie szed� udajecie konia - zakomenderowa� Rudy.
- Odg�os kopytami?
- Odg�os paszcz�.
Rudy i Fajny wsun�li si� do �rodka namiotu.
- Wow! - rzek� Fajny. - Czarny, l�ni�cy, nap�d na cztery kopyta. Musi nie�le �re�.
- Nie gadaj, tylko dawaj butelk� - Rudy wyci�gn�� �y�eczk�.
Fajny odkr�ci� butelk� i nala� z niej.
- No, za mamusi�, koby�ko - zach�ci� Rudy.
- To ogier.
- Jaka to r�nica, niech pije. Oooo... tak, bardzo �adnie. To jeszcze jedn� �y�eczk�. �licznie! Dobry konik, �adnie
��opie!
- Mo�e nie powinni�my mu dawa� wszystkiego. Mo�e przedawkowa�. W�a�ciwie, co to jest?
- A co pisze na butelce? E-li-ksi-r ... ... ...In-te... ... ...li-ge-n-cji !!!
- Ty, dawaj, ja te� chc�.
- Sorry, sko�czy�o si�.
***
B�dziemy potrzebowali rewolucji. Tylko w ten spos�b uda si� znie�� r�nic� mi�dzy ko�mi wiejskimi i ko�mi rycerzy.
Z syntezy tych dw�ch klas musi powsta� klasa trzecia. A co z dzikimi ko�mi? Trzeba b�dzie podj�� w�r�d nich misj�
okie�znywania. Oj, kto� po mnie przyszed�. Ludzie. Z lud�mi te� trzeba b�dzie co� zrobi�. Prosz� mnie tak nie szarpa�!
S� brutalni. No i s� barbarzy�cami. Jedz� nas. Po rewolucji role si� odwr�c�. Prosz� poprawi� popr�g. Dzi�kuj�. To
my b�dziemy na nich je�dzi�. Bo�e, co to za bydl� si� tu zbli�a. Chyba na mnie nie wsi�dzie?! Auu...! Wio i wio. Jakby
w ten spos�b mo�na by�o wszystko powiedzie�. Hm, jakie� pole. Mn�stwo klaszcz�cych ludzi. �adnie tu. Nawet ten
pan w koronie do mnie macha. A to co? Tam te� kto� stoi. Czy to nie Bia�a? Nie, podobna. Chocia� nie, z profilu
wygl�da jak konik-garbusek. Bo�e, a ta baba na niej! Dryblaska i w dodatku ma jaki� wielki i ci�ki przedmiot w d�oni.
Znowu wio. Nie musia� mnie tak szturcha�. Szybciej i szybciej. Hej, czekaj! Wpadniemy na nich i b�dzie katastrofa.
Przecie� oni te� p�dz� na nas. A wi�c to walka. Zderzymy si�? O, nie! Ja si� w to nie bawi�. Jestem pacyfist�. Ka�dy,
kto ma cho� troch� oleju w g�owie rozumie, �e walka jest bezsensem.
***
- Prosz� pa�stwa! To niesamowite! Wierzchowiec Gomeza y Zemoga zawraca na �rodku pola bitwy. Je�dziec stara si�
co� zrobi�, ale wyra�nie jest bezsilny. Na trybunach �miech. Brunhilda von Pomorden tryumfuje. Jej ostatni rywal
umyka, a� si� kurzy. A wi�c mamy zwyci�czyni�! To najkr�tszy pojedynek od czasu walk rycerza Go�oty.
***
Sam zacz�� ju� obgryza� paznokcie u st�p.
- Gomeza mamy z g�owy. Ale gdzie jest zab�jca?
- Zastan�w si� - Landar podrzuca� do g�ry sygnet. - Je�eli nie b�dzie go w pobli�u ksi�cia, to sk�d naj�atwiej dokona�
zamachu?
- Wie�a.
- W�a�nie.
- A wi�c szybko! Nie ma czasu do stracenia! Musimy mu przeszkodzi�.
- Bez obaw. M�j plan dzia�a.
***
- W�a�ciwie to nigdy nie pozna�am �adnego hobbita z bliska. Z takiego bliska.
- A ja nigdy nie s�dzi�em, �e poznam s�ynn� kurtyzan� Emm�. Z takiego bliska.
- Och, mogliby�my si� spiera�, kto jest bardziej s�awny. Czy ty zabi�e� wi�cej os�b, czy ja wi�cej...
- Tylko, �e ja tu jestem, �e tak powiem... s�u�bowo.
- Daj spok�j: albo praca albo przyjemno��, nigdy razem - stwierdzi�a kurtyzana Emma i doda�a cicho: - nigdy nie
s�dzi�am, �e to powiem.
- Wobec tego wydaje mi si�, �e jeszcze niejednego faceta w �yciu zabij�.
- S�uszny wyb�r, moja ty... Eleczko.
***
Szef policji rozejrza� si� nerwowo. Gomez przegra�, L zawi�d�, na dodatek dwaj m�odzie�cy zbli�ali si� do trybuny
ksi���cej mierz�c go dziwnym wzrokiem. Szef policji by� realist�, nie mia� cienia w�tpliwo�ci, �e wszystko stracone.
By� jednak cz�owiekiem honoru, postanowi� wi�c uprzedzi� wypadki.
- Niech nikt si� nie rusza - rykn��, wyszarpuj�c sztylet i przyk�adaj�c go do gard�a ksi�cia. - B�d�my rozs�dni - doda� i
poczu� si� troch� niepewnie, kiedy rzeczywi�cie nikt si� nie poruszy� i wszyscy w dalszym ci�gu obserwowali pokaz
po�ykania ogni sztucznych.
- Wszystko jeszcze da si� naprawi� - wybe�kota� niewyra�nie ksi���.
- Przykro mi, szefie. To si� zacz�o ju� w dzieci�stwie.
- Chcesz o tym porozmawia� - ksi��� nie dawa� za wygran�.
- Nie mamy sobie ju� nic do powiedzenia. Odchodzisz.
- Nie r�b mi tego, mam dziecko.
- Wiem i zamierzam si� z nim o�eni�.
Ksi�na pierwsza oderwa�a wzrok od d�awi�cego si� kuglarza.
- Kochanie, mo�e ju�...
- Pani ma��onek nigdzie nie p�jdzie. Powiem wi�cej: nikt st�d nie p�jdzie i nikt tu nie zostanie.
- To jaka� zagadka, szyfr. Pan chce nam w ten spos�b co� przekaza� - ksi�na wyda�a si� zainteresowana.
- ��dam najszybszego wozu w ksi�stwie.
- Wi�c jednak wyjedziesz - ksi��� mia� zamiar odetchn��, ale w ostatniej chwili przypomnia� sobie o no�u na krtani.
- Nie, to wy wyje�d�acie. W najlepszym dla was wypadku - szef policji stara� si� nie pokazywa� po sobie, �e nie wie,
co robi� dalej.
I wtedy, do�� niespodziewanie dla wszystkich sytuacja uleg�a gwa�townej zmianie. Sam skoczy� na szefa policji i
przewr�ci� go, wytr�caj�c mu z r�ki n�. Wtedy doskoczy� do niego Landar i po chwili szef policji le�a� bezbronny,
szukaj�c w pami�ci nazwiska dobrego adwokata.
- Wi�c to by� szef mojej policji - ksi��� rozmasowywa� jab�ko Adama. - Znasz kogo� od p� roku i wydaje ci si�, �e
znasz go dobrze. A� tu pewnego s�onecznego popo�udnia przyk�ada ci n� do gard�a i m�wi, chc� si� o�eni� z twoj�
�on�.
- Naprawd� chcia�? - ksi�na obdarzy�a niedosz�ego terroryst� ciep�ym spojrzeniem.
- W�a�ciwie m�wi� o naszej c�rce, ale chcia�em ci zrobi� przyjemno��.
- Panie - zacz�� Landar.
- Ty jeste�... moim jasnowidzem.
- Tak.
- I to ty przewidzia�e� na tydzie� przed rozbiciem naszej floty, �e pokonam pirat�w.
- Tak, ale...
- Teraz jeste� szefem policji. A ty uratowa�e� mi �ycie. Hm...
- On jest czarny, kochanie. Nie jeste�my rasistami, ale... lepiej go nie eksponowa�. M�g�by zosta� moim osobistym
kamerdynerem do gaszenia nocnej lampki.
- Wydaje mi si� - ksi��� zastanowi� si�, - �e on jest wysportowany. Niech wi�c si� zajmie sportem i turystyk�. Do
twoich pierwszych zada� b�dzie nale�a�o odkrycie, dlaczego u nas nie ma turystyki.
- Dzi�kuj�, ksi���. To wspania�omy�lne, bior�c pod uwag�, �e jestem czarny i niekt�rzy mogliby...
- Chcieliby�my, ksi��� - wtr�ci� si� Landar - opowiedzie� ci o spisku, kt�ry...
- Przecie� ju� was awansowa�em. No, dobra, daj� wam od razu podwy�ki, tylko mnie ju� nie zanudzajcie.
Landar i Sam sk�onili si� nisko i ruszyli za prowadzonym przez stra�nik�w by�ym szefem policji, kt�ry wci��
mamrota�:
- Gdybym tylko nie powiedzia�, �e autor to ba�wan. Ale przecie� i tak wszyscy o tym wiedz�.
- A swoj� drog� - rzek� Landar do Sama - sport i turystyka to ca�kiem dobre stanowisko. Mo�na st�d wysoko zaj��.
***
- I tak ko�czymy to pasjonuj�ce widowisko. Mam nadziej�, �e byli pa�stwo zadowoleni. A je�li nie, to trudno, kasa z
reklam i tak ju� wp�yn�a. Na rozmow� ze zwyci�czyni� turnieju zapraszam do programu "Bardzo normalni,
normalni, nienormalni, politycy". I pami�tajcie, �e byli�my tu dzi�ki GONT - GONTY W KA�DYM KOLORZE.
B�d�cie z nami, za chwil� "Krata - program dla ludzi wolnych inaczej".
***
Zaraz po rewolucji zrobimy porz�dek z pasz�. Najlepszy owies dla wszystkich. I stajnie z basenami. A przynajmniej
dla mnie. Rewolucja przede wszystkim. �wi�ta rewolucja, ko�ska rewolucja, mo�e nawet rewolucja czworono�nych.
Ale z ko�mi na czele. Ze mn� na czele.
- To rzeczywi�cie durne bydl�. Nie dziwi� si�, �e oddaje je pan do rze�ni. Rusza pan w podr�?
- Tak, ale ja tu jeszcze wr�c�. Na pewno.
KONIEC