4814
Szczegóły |
Tytuł |
4814 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4814 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4814 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4814 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Erich von D�niken
WSZYSCY JESTE�MY DZIE�MI BOG�W
Gdyby groby mog�y m�wi�.
I. By�o sobie raz dwoje kr�lewskich dzieci
Na zwiadach w Jemenie
Ba�� jest mostem prowadz�cym do
prawdy.
przys�owie arabskie
Starozytny Rzym zalozono okolo 733 roku prz. Chr., sto lat wcze�niej
powstalo slynne miasto Maj�w - Tikal. Pocz�tki Aten datuje si� mniej
wiecej na rok 1500 prz. Chr. Jerycho zbudowano najprawdopodobniej
okolo 6000 prz. Chr. Czy s� jeszcze starsze miasta na naszej planecie?
To mo�liwe, kronikarze arabscy bowiem zapewniaj�, ze Sana, lez�ca
2500 m n.p.m. na p�askowyzu jeme�skiego masywu g�rskiego, jest najstarszym
miastem swiata - zalozono je podobno zaraz po splynieciu w�d potopu.
Dotychczas pozna�em Rzym, Ateny, Tikal i Jerycho. Powinienem wi�c pozna�
jeszcze San�. Nie lezy ona wprawdzie w poblizu najwazniejszych szlak�w
komunikacyjnych, dojad� tam wi�c bocznymi drogami - te zas oferuj�
zazwyczaj podr�znemu mn�stwo przyg�d. Takich, jakie b�d� i naszym udzialem.
Jemen, czyli Jeme�ska Republika Arabska, lezy w poludniowej cze�ci P�lwyspu
Arabskiego. S� to tereny zamieszkane przez ludzi juz od prehistorycznych
czas�w. Nierzadko powstawala tu wysoka kultura - zdarzylo sie tak na
przyklad okolo 1200 roku prz. Chr., w czasach kr�lestwa Saby. Byl to w�wczas
kraj niezwykle bogaty, posiadal bowiem - o czym wspomina kazda encykiopedia
- system irygacyjny, wspanialy jak na �wczesne czasy. St�d eksportowano
znaczne ilosci kadzidla -jest ono nadal towarem bardzo poszukiwanym.
Zdarzylo si� w 1951 roku.
"Wyrzucili�my z ci�ar�wek wszystko, Co sie da�o i ruszyli�my przez wadi.
Ludzie znajduj�cy sie na platformach ci�ar�wek trzymali si� ze wszystkich
si�, wypatruj�c jednoczesnie na r�wninie wielb��dnikdw z Maribu... gdy
Chester kt�ry w jednej chwili zrozumia� ogrom groy�cego nam
niebezpieczenstwa.. skreci� ostro w lewo z trudem jednak udalo mu sie uciec
przed zbli�aj�cymi sie Jemenczykami I utrzymac ciezar�wke poza zasiegiem
strzat�w."
Prze�ycia z tego napadu, kt�ry mia� miejsce trzydzie�ci sze�� tat temu, byly
udziaiem m�odego amerykanskiego paleontologa Nwendella Phillipsa, ktdry wraz
ze swoim koleg�, Williamem Frankiem Aibrightem, prowadzi� prace wykopaliskowe
180 kilometr�w na wschdd od Sany.
Pozwolenia na podjecie prac przez badaczy z American Foundation for the Study
of Man udzielil dwczesny kr�l Jemenu imam Ahmed. O istnieniu w okolicy
Maribu zespolu �wi�ty� Amerykanie dowiedzieli sie z relacji niemieckich
uczonych: Carla Rathjensa i Hermanna von Wissmanna, przebywaj�cych w tamtym
rejonie w 1928 roku. Chodzilo jakoby o tajemnicz� swiatynie kr�lowej Saby.
Mimo a moze na skutek obecno�ci �o�nierzy i urzednik�w, kt�rych imam
przydzieli� do ekspedycji, po kilku miesi�cach pracy atmosfera w obozie stala
sie prawie nie do zniesienia. Jemenczykom nie podobalo sie, �e niewierni
- a za niewiernego jest tu uznawany kazdy, kto nie wierzy w Allaha - szukaj�
w ich kraju ukrytych skarb�w.
Zarz�dzenia archeolog�w byly udaremniane przez rozkazy urzednik�w
kr�lewskich. Pierwsze rozruchy spowodowal nieszcz�liwy wypadek. Jeden
z robotnikdw potr�ci� przez nieuwag� drewniany stempel, co spowodowa�o upadek
sze�ciu antycznych kolumn, niewielkie obrayenia odni�st jeden robotnik
egipski i jeden jeme�ski. Urzednicy imama natychmiast za��dali wydania
lateksowych odbitek, kt�re w trakcie wielomiesiecznej �mudnej pracy zdj�to ze
starych inskrypcji znalezionych na �cianach �wi�ty�.
Powr�ciwszy z kr�tkiego pobytu w Ameryce dok�d uda� si�, �eby zdoby�
pieni�dze na dalsze prowadzenie prac Phillips zastal w obozie atmosfere tak
wybuchow�, �e nie bylo ju� mowy o kontynuowaniu wykopalisk. Podczas
potajemnej nocnej rozmowy archeolodzy postanowili podj�� pr�b�
natychmiastowej ucieczki. Rozpu�ciii pog�osk�, �e nast�pnego dnia bed� kreci�
film z pobliskich wzg�rz.
Oszustwo to podziatalo tym skuteczniej, �e wsiadaj�c wraz z egipskimi
pomocnikami do ci�ar�wek pozostawili w obozie prawie cale wyposa�enie
ekspedycji, majace warto�� ponad 200 tys. dolar�w. Urz�dnicy i �olnierze
imama wyra�nie sie ucieszyli - nareszcie bed� mogli bez przeszk�d robi� to
z czym dotychczas musieli sie kry�, czyli kra��.
Trzydzie�ci Sze�� lat p�niej
Dzisiaj miejscowo��, kt�r� Phillips opuszczal w takim po�piechu, jest jedn�
z atrakcji turystycznych Jemenu - w 1984 roku Marib pol�czono asfaltowa drog�
ze stolica. W czasie stusiedemdziesieciopieciokilometrowej trasy m�j
wsp�lpracownik Raif Lange podziwia� wraz ze mna wspaniale widoki przesuwaj�ce
sie przed naszymi oczami. Land-Cruisera prowadzi� m�ody Jeme�czyk
z zakrzywionym sztyletem (dyambia), obowiazkowo zatkni�tym za pas. Gdy
jeme�ski chiopiec ko�czy czterna�cie lat, o jego m�sko�ci swiadczy posiadanie
takiego sztyletu. Od pojemnosci sakiewki natomiast zale�y, czy sztylet
b�dzie szeroki, wielki, czy nieco skromniejszy; czy r�kojes� b�dzie
z bogato zdobionego srebra, czy tylko z rze�bionego drewna b�d� mniej
szlachetnego metalu; pochwa ze sk�ry l�ni�cej od srebnych nit�w czy po prostu
zwyczajny futeral. Najwayniejszy jest sztylet! Obok kierowcy pra�y sie
w slo�cu nasz przewodnik. Jest w marynarce - ubi�r zdradza cziowieka z awansu
spotecznego. Jak mielismy sie wkr�dce przekona�, wiedza oraz inteligencja nie
byly najmocniejsz� stron� tego osobnika.
Urzednik biura turystyki, znajduj�cego sie w centrum miasta, bo w�a�nie tam
wydaje sie zezwolenia na podr�owanie po kraju, polecil ml zaangayowa�
jeme�skiego kierowce. Byla to niez�a rada. Samodzielne prowadzenie wynaj�tego
samochodu bowiem byloby dla nas rodzajem cichego samob�jstwa. W tym kraju nie
liczy sie fakt, czy kto� jest winny, czy nie, bo i tak przepisy drogowe s�
nadal uzale�nione od praw religijnych i plemiennych, uszkodzenie cia�a
traktowane jest na r�wni z morderstwem. Jesli kto� wed�ug przepis�w
zachodnich bedzie nawet zupelnie bez winy, to wedlug praw islamu musi
zap�acid rodzinie rannego czy zabitego stosowne odszkodowanie. W roku 1986
wynosilo ono 50 tysi�cy marek za zabicie m�czyzny, po�owa za� tej sumy za
kobiet�. W okresie pielgrzymki i ramadanu kwoty ulegaja podwojeniu.
A poza tym mo�e to mie� jeszcze znacznie gorsze nast�pstwa - na przyklad
w�wczas, gdy rodzina poszkodowanego bedzie chcia�a sie zem�ci� na sprawcy
wypadku. Wedlug naszego prawa byloby to po prostu morderstwo - tu jednak
przepisy podporzadkowane s� zwyczajom lub prawom plemiennym, a samo
morderstwo jest uznawane za czyn na wskros honorowy.
Na wszelki wypadek wolalem juz nie pyta�, czy jako towarzysz podr�zy
nie zostane r�wniez w razie wypadku poproszony do kasy.
Drug� dobr� rad� dal mi portier hotelu. Powiedzial, zebym zrobil sobie przede
wszystkim dostateczn� ilo�� fotokopii zezwolenia na podr�. I mial po
stokro� racj�! Juz w trakcie pierwszej kontroli, kt�r� przeprowadzili
uzbrojeni mlodzi ludzie, pozbawiono mnie oryginalu. Posterunek wl�czy� go po
prostu do akt. Nast�pna kontrola odeslalaby mnie z powrotem.
W oddali, lecz jakby zblizone przez wizjer kamery, l�ni� w slo�cu g�ry,
rysuj�c si� jasnym br�zem na tle czarnych cieni. Droga, wij�ca sie po�r�d
zapieraj�cych dech w piersi przepa�ci, prowadzi przez prze��cz Bin-Ghaylan,
wznosz�c� si� 2315 m n.p.m. Od przeleczy Al-Fardah mijamy prehistoryczne
rumowiska kamienne - czworok�tne monolity skalne ogromnej wielkosci
wznosz� sie ku niebu niczym drapaeze chmur. C�z za widok! Kamienne bloki
jakby zawisly nad spi�trzonymi sze�cianami. Barwne szczyty skalne l�ni� w
dali roz�wietlone sloncem, jak gdyby dopiero co pomalowali je kolorysci. Z
prze��czy roztacza si� widok na wadi, suche doliny ci�gn�e si� w
z�ltobr�zowej pustyni. Po przejechaniu wielu zakret�w, wykutych w litej
skale, ujrzeliomy rozci�gaj�c� si� 1000 m pod nami r�wnin�, na kt�rej
znajduje sie Marib. z kazd� chwil� zblizaj�c� nas do dna doliny - a lezy ona
i tak 1300 m n.p.m - robi sie coraz gor�cej. Skraj drogi porastaj� nieliczne
krzewy i karlowate drzewka. Dalej jest juz tylko piach, pustynia, na kt�rej
widok czlowiek zadaje sobie pytanie, czym zywi� si� Beduini oraz ich
zwierz�ta i jak w og�le udaje im sie przezy�. Niemal nie do przebycia s�
czarne jak smola wulkaniczne rumowiska kamienne przy drodze - czer� prawie
piekielna, ksi�ycowy krajobraz G�ry wyrastaj� ze� jak gigantyczne ha�dy
wegla. Wspania�y spektakl natury w poludniowym sio�cu. Migotliwe swiatlo.
Cienie czerni Wszechowiata. Srebne blyski antracytu.
Po dw�ch i p� godzinach jazdy docieramy do starej wsi Marib, w kt�rej stoj�
kilkupi�trowe budynki. w poblizu wydobywa si� rop� naftow�. W piek�cym
sloncu na zaladunek czekaj� samochody-cysterny.
Nigdzie jednak nie wida� starozytnych ruin.
Tylko ci�ki upal poludnia pohamowal moj� ciekawo�� - poza tym nadszedl juz
czas na posilek dla moich towarzyszy. Idziemy do hotelowej restauracji,
kt�rej czysto�� pozwala domniemywa�, ze firma wydobywaj�ca rop� naftowa
zbudowa�a j� dla swoich gosci.
Dochodzi do groteskowej pantomimy. Moi Jemenczycy, poza okre�leniem
money, nie znaj� oczywi�cie zadnego s�owa po angielsku, zapraszam ich wi�c na
posilek za pomoc� gest�w. Na szcz�cie jadlospis jest i po angielsku, i po
arabsku. Ralf i ja zamawiamy omlet ze swiezymi pieczarkami, nasi towarzysze
powiedzieli co� po arabsku, co kelner nagryzmoli� w bloczku. Zjedli�my juz
nasz "omlet" - dwa jajka sadzone z pieczarkami z puszki gdy przed
Jeme�czykami pojawily si� dwa soczyste steki. Ani drgn�li. Zn�w spr�bowalem
wiecj�zyka gest�w. Tak jak zach�ca si� dzieci do jedzenia pokazuj�c rek� na
usta powiedziaiem "chap, chap". Nic. Jak zahipnotyzowani tkwili nad brylami
miesa, nad talerzami i nad sztu�cami. Modl� sie po cichu, czy co? Moze nie
trzeba im przeszkadza�. Nagle pewna mysl jak blyskawica przebiegia mi przez
glow�. Z�apalem za ko��, wystaj�c� z jednego ze stek�w, i przysun��em j�
sobie zach�caj�co do ust. Tamy run�y. U�miechn�wszy sie z ulg�, siegneli
palcami po jedzenie - po pewnym czasie kilkoma pot�nymi bekni�ciami dali
nam zna�, �e ju� nic nie stoi na przeszkodzie w kontynuowaniu podr�zy.
Tajemnicza kr�lowa Saby
Mielismy zamiar obejrze� tame, kt�ra ju� przed tysi�cami lat byla uwa�ana za
niezwykle osi�gni�cie techniki, a w literaturze okre�lana jest mianem cudu
staro�ytno�ci.
Tylko kto postanowil j� tu zbudowa�? Przedsiewziecie to przypisuje sie
legendarnej kr�lowej Saby. Kim byla kr�lowa? Nawet Stary Testament
wspomina o jej odwiedzinach u kr�la Salomona - archeolodzy jednak nie trafili
dotychczas na zaden �lad jej istnienia. Fascynuj�ce jest, jak mgliste
kszta�ty tej tajemniczej postaci przenikaj� do rzeczywisto�ci. Szukajmy wiec!
Arabski poeta Semeida ibn Allaf napisal:
"Hadhad (pot�ny kr�l) udal sie pewnego dnia na polowanie. Po pewnym
czasie wypad� na niego wilk, kt�ry zapedza� w�a�nie gazele w w�w�z bez
wyj�cia. Radhad ruszy� na wilka, sp�oszyi go i uratowa� gazel�, a potem
poszedl jej �ladem. Oddalal sie coraz bardziej od swojej swity, az nagle
ujrzal wielkie, wspaniaie miasto - przed jego oczami roztoczyl sie widok
swietnych budowli, licznych stad wielbi�ddw i koni, g�stych las�w palmowych
i urodzajnych p�l. Naprzeciw wyszedl do� jaki� cz�owiek, kt�ry rzekl, iz
podobnie jak jego rezydencja r�wniez miasto nazywa sie Ma'rib, ale
mieszkaj�cy tu lud zwie sie Arim i jest plemieniem dzinn�w - on sam natomiast
jest ich kr�lem I wladc�, zw�cym si� Ieleb I Sa'b. Gdy rozmawiali, obok
przeszla dziewczyna tak nadzwyczajnej pi�knooci, ze Hadhad nie potrafil
oderwa� od niej wzroku. W�wczas kr�l dzinn�w rzekl: 'Dziewczyna ta jest moj�
C�rk�, jesli wi�c chcesz, dam ci j� za �on�, albowiem uratowa�e� jej zycie.
To ona wiasnie byla gazel�, kt�ra ocali�e� od wilka, i calego jej zycia nie
starczy, by ci sie za to odwdzi�czy�. Przyb�d� wi�c za dni trzydzieoci na
uroczysto�ci weselne wraz ze swoj� rodzin� i ksi���tami.'
Hadhad zawr�cil i wkr�tce miasto duch�w znikn�lo mu z oczu. Po dniach
trzydziestu jednak �ci�gn�� wraz ze swoj� �wit� na weselne gody. Tymczasem
d�inny zbudowaly palace z fontannami i zalozyly ogrody. Kr�l Ieleb przyjmowal
ich i goscil w najwspanialszy spos�b przez trzy dni i trzy noce, dop�ki jego
c�rki Harury nie wprowadzono w komnaty Hadhada.
Palac stal si� teraz jego rezydencj�. A Harura zostala matk� Bilkis".
(Bilkis jest arabskim imieniem kr�lowej Saby.)
Jakby nie doo� bylo owych cudownosci, historyk i leksykograf Nashwan ibn
Sa'id, zmarly okolo 1195 roku, pisal, ze miasto, kt�re wynurzylo si�
z nicosci, bylo zbudowane z metalu, sta�o na czterech pot�znych kolumnach ze
srebra, a woda plyn�la przez nie metalowymi kanalami. Ba�� z "Tysiaca
i jednej nocy" czy starozytna science fiction?
Nieco bardziej pomocny jest tu stary Semeida ibn Allaf, kt�ry wie, ze kr�lowa
Saby alias Bilkis mia�a dwa ogrody nawadniane przez dwa �r�dla, wytryskuj�ce
z ogromnej zapory wodnej. W�asnie tam kieruje si� moja ciekawoo�.
Co bylo niegdy�, a co pozosta�o
Gdyby istniala w�wczas Ksiega Rekord�w Guinessa, to znalazlaby si� w niej
na pewno zapora wodna z Maribu! Starozytni autorzy pisali o niej,
przedstawiaj�c ten cud techniki jako najwspaniaisze osi�gni�cie arabskiej
sztuki inzynierskiej i kamieniarskiej. Mur zapory mial u podstawy 70 m
szeroko�ci, a jego dlugo�� wynosila 615 m - wielkosci te s� por�wnywalne
z dzisiejszymi zaporami. Rozci�gaj�c si� mi�dzy wzniesieniami g�rujacymi
nad doIin� zapora zatrzymywala coroczne okresowe powodzie nadchodz�ce z Wadi
Adana. Przy zboczach g�r budowniczowie wznie�li z dok�adnie obrobionych
cios�w kamiennych �luzy i kanaly odp�ywowe - kierowano tamt�dy drogocenne
strumienie wody do p�lnocnego i poludniowego ogrodu kr�lowej. Wykonane tu
prace kamieniarskie przywodz� mi na my�l inkaskie budowle, znajduj�ce sie na
odieglej wyzynie Peru. Zar�wno tam, jak i tu w spojenia mi�dzy kamieniami nie
da si� wcisn�� nawet ostrza scyzoryka.
Najlepiej zachowa�a sie sluza poludniowa. Monolityczne mury wpuszczono w
kamienne pod�o�e. Mi�dzy ska�ami a murem zapory dawni in�ynierowie
zbudowali wia�ciw� �luz� - sk�adaj� si� na ni� prostok�tne ciosy kamienne
l�czone na krzy�. Sciana �luzy przetrwa�a, mog�em j� wi�c zmierzy�. Jej
szerokoo� wynosi 4,63 m, najci�sze najnizej le��ce bloki kamienne maj�
dlugooc 3,54 m i gruboo� 51 cm. Z w�a�ciwych wr�t �luzy nie pozostalo
niestety ani �ladu.
W razie powodzi masy wody wpada�y najpierw do specjalnej niecki wypadowej,
rozpraszajacej impet wynikaj�cy z r�znicy poziom�w, a nast�pnie wplywa�y do
kana�u g��wnego, sk�d licznymi kana�ami bocznymi kierowano je na pola, le��ce
na po�udniu. �wcze�ni budowniczowie bardzo chytrze rozwi�zali problem
chwilowego przepe�nienia kanalu gl�wnego - zaopatrzyli go w specjalny upust,
przejmuj�cy nadmiar wody i kieruj�cy go w d� wadi.
Od budowli po stronie poludniowej zapora ci�gnie sie w poprzek doliny przez
prawie 600 m do budowli po stronie p�lnocnej. Takze i tu sluza zachowala sie
w calkiem niezlym stanie, takze i tu woda trafiala najpierw do niecki
wypadowej, dopiero potem za� kanalem gi�wnym do "ogrodu p�lnocnego". Ogromne
masy usypanej ziemi pomagaly murom wytrzyma� nap�r wody; tutaj te� zbudowano
zeby by� przygotowanym na kazd� sytuacj� - wznosz�cy sie stopniowo mur
przelewowy, reguluj�cy poziom wody w jeziorze zaporowym.
Cud z Maribu
W 1982 roku na Uniwersytecie Zuryskim Ulrich Brunner przedstawil
rozprawe doktorsk� na temat starej oazy Marib; w swojej pracy przytoczy�
miedzy innymi wyniki badan przeprowadzonych w tamtym rejonie przez firm�
EIektrowatt z Zurychu, kt�ra buduje zapory wodne na calym swiecie. Firma ta
zreszt� zaprojektowala na zlecenie rz�du jemejskiego r�wniez now� zapore w
okolicach Maribu.
W studium tym przedstawiono tez�, ze w czasach kr�lestwa Saby w okolicach
Maribu nawadniano sztucznle okolo 9 tys. ha p�l uprawnych i ze najwi�kszy
przeplyw wody w okresie dwuletnim wynosil 950 m3 na sekunde. "Przecietnie
raz na dziesi�� lat mozna bylo oczekiwa� najwi�kszego przeplywu w granicach
3750 m3 na sekunde, a w przypadku stuletniej najwiekszej wody nalezalo sie
spodziewa� przep�ywu wynosz�cego 7250 m3 na sekunde." Oznaczalo to, �e zapora
mogla sie w�wczas napelni� "w czasie nieco dluzszym niz dwie godziny" -
zaprojekowanie muru przelewowego zapobiegalo katastrofie runiecia zapory.
Wedlug najswie�szych oblicze� kazdy kanal gl�wny zapewnial odplyw wody z
szybkooci� okolo 30 m3 na sekunde, zapas wody zgromadzony w jeziorze m�g�
tym samym pokry� dwunastodniowe zapotrzebowanie obu ogrod�w na wod�
tzn. okolo 60 mln m3. Ulrich Brunner reasumuje: "Najgenialniejsza w systemie
nawadniaj�cym z Maribu byla prawdopodobnie prostota cakego projektu,
zapewniaj�ca mu przetrwanie prawie dw�ch tysiecy lat".
Ogrom zastosowanej tu techniki mozna zrozumie�, jesli cz�owlek u�wiadomi
sobie, �e przecie� sto lat prz. Chr. starozytni Rzymianie zbudowali w G�rnej
Bawarii zapore, kt�ra moglaby funkcjonowa� do dzi�!
Ale �adna budowla staro�ytnooci nie jest chroniona przed kl�skami
zywiolowymi. Zapewne wiec i system irygacyjny z Maribu by� kilkakrotnie
uszkadzany. Dotyczy to jednak tylko samej zapory - �luzy pozostaly
nienaruszone. Legenda m�wi, �e pierwsz� zapore wodn� w Maribie zbudowano
z ziemi i z kamieni ju� w 1700 roku prz. Chr. dopiero Sabejczycy wybudowali
tame murowan� i wyposa�on� w �luzy, kt�re mo�na podziwia� po dzi� dzie�.
Zachowal sie te� przekaz m�wi�cy o zawaleniu sie zapory okolo 500 roku prz.
Chr. - naprawa wymagala pracy 20 tys. ludzi. W ko�cu nast�pilo
najpowa�niejsze przerwanie zapory. Ogromne masy wody porwaly ze sob� to, co
zbudowano przed tysi�cami lat, niszcz�c przy okazji pola i ogrody. M�wi o tym
XXXIV sura Koranu, "Sabejczycy" (w. 16 n.):
"Oni jednak odwr�cili sie / Pos�alismy wtedy na nich pow�d� z Al-Arim /
i zamienilismy ich dwa ogrody / na dwa inne ogrody, posiadaj�ce gorzkie
owoce: / tamaryszki i kilka drzew lotosu. / Tak zaplacili�my im za to, /
i� oni nie uwierzyli",
Tylko dlaczego zapore te zbudowano w�asnie w Maribie, znajduj�cym sie na
r�wninie tu� obok pustyni? Urz�dzenia irygacyjne budowano wprawdzie w
ca�ym staro�ytnym Jemenie, r�wnie� zapory ma�e - wszystkie one razem
nie gromadzi�y jednak tyle wody, co zapora w Maribie, kt�ry dzi�ki temu
wyr�s� na wielkie miasto handlowe, otoczone bujnymi ogrodami i polami
daj�cymi obfite pplony.
Dzi� ropa naftowa - wozoraj kadzid�o
Rozwi�zaniem zagadki jest kadzidlo.
Historia biblilna zawiera wzruszaj�c� opowie�� o Dzieci�tku Jezus,
kt�remu trzej krolowie ze Wschodu przynie�li do betlejemskiej stajenki
mirr� i kadzidlo. Kadzidlo bylo hojnym darem - mialo warto�� z�ota. Grecki
historyk Herodot (ok. 490-425 prz. Chr.), podr�uj�cy po Bliskim
Wschodzie pisze �e w Babilonie wydawano rocznie tysi�c talent�w srebra
na kndzid�o palone na cze�� boga Baala.
Egipcjanie - kt�rzy kadzid�em poprawiali jako�� powietrza w �wi�tyniach i
dodawali go jako substancji zapachowej do smo�y ziemnej uzywanej przy
muminkowaniu zw�ok - pokrywali swoje zapotrzebowanie na kadzidlo robiac
wyprawy nad Morze Czerwone.
W trakcie pogrzebu swojej dlugoletniej kochanki a p�niejszej zony, Poppei
Sabiny, cesarz Neron urz�dzi� w Rzymie prawdziw� kilkudniow� kadzidlan�
orgi� - w niebo wznioslo sie wiecej kadzidia, niz zbierala go w ciagu roku
cala Arabia - sp�nione pachnace zado��uczynienie za kopniaki, kt�rymi j�
obdarzy� i z kt�rych powodu zmarla.
Ale kadzidlo bylo nie tylko balsamicznym i narkotycznie pachn�cym �rodkiem
platniczym i kosztown� ofiar� dla bog�w. Grecki lekarz Hipokrates (ok. 460-
375 prz. Chr.) odkryl jego lecznicze w�asciwosci w przypadku astmy i chor�b
macicy oraz jako dodatku do balsam�w kosmetycznych. Ten cudowny �rodek
przepisywany przez jego uczni�w byl prawdziwym przebojem �wczesnej
medycyny.
To, Co Hipokrates uwa�al za nowos�, Moj�esz i jego lud stosowali ju� w
trakcie exodusu, 800 lat wcze�niej, do dezynfekcji zapobiegaj�cej zarazom.
"I rzek� Moj�esz do Aarona: We� kadzielnic�, w�� w ni� ogien z o�tarza,
nasyp kadzidla i udaj sie �piesznie do zboru, i dokonaj za nich przeblagania,
gdyz Pan rozgniewai si� i zacz�a sie plaga. Aaron wzi�l kadzielnic�, jak mu
powiedzial Moj�esz, i pobieg� w sam �rodek zgromadzenia, gdzie ju� zaczela
si� plaga w�r�d ludu. Nasypal kadzidia i dokonal przeblagania za lud. Stanal
pomi�dzy umarlymi, �ywymi, i plaga zostala powstrzymana". (IV Moj�. 17, 11
- 13)
Mo�na wiec stwierdzi� bez przesady - a wcale nie bedzie to kolejna ba�� z
"Tysiaca i jednej nocy" - �e tym, czym dla wsp�czesnych Arab�w jest ropa
naftowa, przynosz�ca stale duze dochody, w zamierzchlych czasach bylo
kadzidlo, zasilaj�ce finansowo wladc�w.
Kadzidlo pozyskuje sie z aromatycznej zywicy kadzid�owca (Boswelha carteri)
te dziko rosn�ce drzewka czy raczej krzewy, osi�gaj�ce do trzech metr�w
wysokosci, udaj� sie najlepiej na suchych wapiennych wybrze�ach Hadramaut,
nad dzisiejsz� Zatok� Adensk�, a� po Zufar w Omanie. Ich kora jest szorstka i
pstrokata, czym przypomina nieco kore naszych brz�z. Pod spodem znajduje sie
warstwa bardziej miekka, zawieraj�ca - podobnie jak drzewo gumowe - kleist�
�ywic� o barwie mleka. Wczesn� wiosn� �ywica pulsuje w pniu, kt�ry nacina
sie w wielu miejscach, �eby da� jej odplyw. W cieplym powietrzu krople
�ywicy zastygaj� w grudki, kt�re po tygodniu zeskrobuje si� i wyrzuca. Po
miesi�cu czynno�� te sie powtarza. �ywice, plyn�c� teraz ze zranionego drzewa
i szybko wysychaj�c�, sprzedaje sie jako kadzidlo po�ledniejszej jako�ci.
Dopiero trzecie nakuwanie drzewa podczas gor�cych miesi�cy letnich pozwala
na otrzymanie kadzid�a najwy�szej jakosci. Niewolnicy ugniataj� zebrany
surowiec w grudy, potem nast�puje proces oczyszczania i w koncu kadzidlo
dostarcza sie w koszyczkach na miejsce magazynowania i rozdzialu.
Tak, przyroda laskawie post�pila z Arabami - czy to pozwalaj�c im uprawia�
kadzidlo, czy wydobywa� rope naftow�. Nie bez powodu geografowie rzymscy
nazywali zawsze P�lwysep Arabski Arabia frux, Arabia szcze�liwa.
Nastepnie kadzidlo transportowano wielkimi karawanami do miejsc, gdzie
towar ten ceniono na wag� srebra, a niekiedy zlota. Najwieksze zyski z handlu
kadzidlem czerpal w�a�nie Marib.
Wyja�nialoby to zar�wno problem finansowania tak ogromnych budowli... jak i
upadku kwitn�cego miasta i kr�lestwa Sabejczyk�w. Ostatnie zawalenie sie
zapory, kt�rej nie da�o sie ju� odbudowa�, spowodowalo po prostu zanik
dochod�w. Potem kadzidlo transportowano droga morsk�. Gdy w Ameryce
Srodkowej d�ungla zarasta�a �wi�tynie i palace Maj�w, ruchome piaski pustyni
zasypywaly Marib i plantacje kadzidtowca. Wkr�tce ju� tylko historycy
staro�ytnosci, jak Herodot, Strabon (63 r. prz. Chr. -26 r. po Chr.)
i Pliniusz (24 - 79), pisali jeszcze o szcz�liwym kr�lestwie Saby. Gdyby
w Starym Testamencie i w Koranie nie bylo tak konkretnych informacji o tym
bogatym kraju i jego wladczyni, owianej mgl� tajemnicy, to zapewne epoka ta
zosta�aby zupelnie niezauwazona i zapomniana - i nikt nie pr�bowalby jej
nawet bada�.
Zaskoczenie i zdziwienie s� pocz�tkiem zrozumienia
Ortega y Gasset (1883- 1955)
Jad�c z Hadramaut do Sany w roku 1589, jezuita Pero Pais przejezdzal przez
Marib - zwiedzal to miejsce z szacunkiem, a potem napisal o pot�nych blokach
z kamienia i nieznanych napisach, kt�rych nikt nie potrafi odczyta�.
Prawie dwie�cie lat p�niej, w roku 1762, po Jemenie je�dzila du�ska
ekspedycja pod kierownictwem niemieckiego podr�nika-badacza, Carstena
Niebuhra (1733 - 1815). Niebuhr jako jedyny cz�onek wyprawy powr�ci� do
Europy, gdzie w wielu swoich ksi�zkach ukazal nauce arabskie skarby -
wspania�e pomniki przeszlo�ci i nie daj�ce si� odczyta� inskrypcje.
W 1843 roku ta malo znana cze�� swiata wyra�nie zbli�yla si� do Europy -
Francuz Thomas Joseph Arnaud przywi�z� w swoim baga�u do Paryza 56 kopii
sabejskich inskrypcji. Niemiecki baron Adolph von Wrede (1807 - 1863),
wr�ciwszy z podr�y po Jemenie, m�wil o grobach, budowlach oraz
inskrypcjach - nie znalazl jednak wydawcy dla swojej ksi�zki Podr�z do
Hadratnaut, mi�dzy innymi dlatego, ze Aleksander von Humboldt zarzucil mu
przesad� w opisach. Praca Wredego ukazala si� dopiero w trzyna�cie lat po
smierci autora
- dzi� wszyscy wiedz�, �e Wrede opisywal wyi�cznie fakty. W 1870 roku
Francuz Joseph Halevy (1827- 1917) w�lizn�l si� podst�pem do jeme�skiej
ekspedycji i udalo mu si� skopiowa�, nierzadko z nara�eniem �ycia, ponad 600
starozytnych inskrypcji.
Ale naprawd� problemem zainteresowali si� Europejczycy dopiero
po powrocie Austriaka Eduarda Glasera (1855-1908), kt�ry podr�zowal Po
Jemenie od 1882 do 1889 roku. Przebrawszy si� za Araba, m�gl przez blisko
sze�� miesi�cy mieszkac u jednego z szejk�w w okolicach Maribu.
Posluchajmy wi�c, co przed ponad stu laty zobaczyl i opisal Glaser:
"Ruiny �wi�ty� maj� kszta�t elipsy, kt�rej dlu�sza o� przebiega dok�adnie z
p�lnocy na poludnie... Dok�adnie w kierunku p�nocnego wschodu, patrz�c od
centrum budowli, stoj� cztery kolumny...". W swiatyni opisanej przez Glasera
uczeni zacz�li podejrzewa� pomnik religii nawiazuj�cej do astronomii. W 1904
roku Ditlef Nielsen poddal pod dyskusj� swoj� wizi� staroarabskiego kultu
Ksi�zyca:
"Astronomiczne ukierunkowanie wedlug okreslonych stron
nieba... oraz caly kompleks wydaje si� slu�y� celom astronomicznyrn...
Wszystkie obrz�dy byly w najdrobniejszych szczeg�lach zwiazane z
obserwaejami astronomicznymi, albowiem bieg cial niebieskich po firmamencie
byl zarazem drog� istot boskich."
Jest to opinia obowi�zuj�ca po dzi� dzien. Od pewnego czasu jednak zaczyly
si� nasuwa� nastepuj�ce pytania: Czy kr�low� Saby otacza� kult kosmiczny? Czy
jej nie daj�ce si� okre�li� tajemnicze pochodzenie nie wykazuje by� moze
jakiego� zwi�zku z Wszech�wiatem i bogami?
W kazdym razie Jemen stal si� teraz centrum zainteresowania. Wyruszali tam
podrdznicy-badacze, archeolodzy oraz zwykli poszukiwacze przyg�d.
W 1928 roku dwaj Niemcy, Hermann von Wissmann i Carl Rathjens, odkopali
tu� za granicami Sany ruiny �wi�tyni. W 1936 roku Anglik Harry St. John B.
Philby opisal tajemnicze budowle i nie daj�ce si� odczyta� inskrypcje z
krainy Asir, ztajduj�cej si� dzi� na granicy Jemenu, a podj�ta w latach 1948
- 1949 ekspedycja Ryckmannsa, Philby'ego i Lippensa wprawila wszystkich w
zdumienie odkryciem w poludniowej Arabii monolitycznych kr�g�w kamiennych
zorientowanych astronomicznie - podobnie jak europejskie (Stonehenge). W roku
1952 William Frank Aibright I Wendell Phillips rozpocz�li szeroko zakrojone
prace wykopaliskowe w okolicach Maribu.
Od tego czasu nie prowadzi si� tam �adnych poszukiwan. Wprawdzie
Niemiecki Instytut Archeologiczny ma fili� w Sanie oraz plac�wk� w Maribie,
zajmuj�c� si� zabezpieczaniem i katalogowaniem pozostalosci historycznych, to
jednak prace wykopaliskowe na wielk� skal� b�d� mo�liwe dopiero w�wczas,
gdy Jemen jako panstwo b�dzie na tyle silny, �eby jego prawa zdo�a�y
zdominowa� prawa poszczeg�lnych plemion, rod�w, uwa�aj�cych ka�dy
przedmiot znaleziony na swoim terenie za prywatn� wlasno��.
Wizja lokalna
Rozczarowany i zdezorientowany zwiedzalem miejsca, o kt�rych archeolodzy
napisali tyle zdumiewaj�cych rzeczy. C� pozostalo po Haram Bilkis, �wi�tyni
Kr�lowej Saby? Wielkie elipsoidalne rumowisko z piasku wznosi siy tylko kilka
niewielkich kolumn. Za nieistotnymi resztkami mur�w stoi rz�d o�miu slup�w.
Pary z�om�w kamienia. To wszystko. Ale nawet te kilka kolumn pozwala
zrozumie� dokladno�� sztuki in�ynierskiej stosowanej przez budowniczych.
Zeby zapewni� mo�liwie du�� stateczno�� kamiennym poprzecznicom,
spoczywaj�cym niegdy� na samej g�rze, w szczytach kolumn wykuto jakby
trzpienie, a w poprzecznicach otwory, kt�re pasowaly dokiadnie do trzpieni.
Dzi�ki temu "sufit" byl mocno pol�czony z podporami. Tak samo powstaj� dzi�
betonowe mosty z prefabrykat�w.
Kilka kilometr�w od miejsca, w kt�rym znajdowala siy niegdy� �wi�tynia
kr�lowej, mamiej� resztki �wi�tyni Ksi�yca. Pi�� pi�tnastometrowych
monolit�w wznosi si� w b��kitne niebo, sprawiaj�c wrazenie pi�ciu palc�w
olbrzymiej skar��cej si� r�ki: Gdzie� jest, o bogowie, wasza �wietno��, gdzie
wasza wspaniaio��? Boki kamiennych s�up�w s� jak wypolerowane, kanty
ostre. Na ziemi lez� boki wapienia, na kt�rych przy odrobinie szcz�cia da
si� jeszcze odkry� sabejskie inskrypcje. Niezale�nie od kierunku padania
promieni s�onecznych pi�� kolumn wznosz�cych si� w niebo zawsze rzuca na
piach pustyni ogromne i czarne jak smo�a r�wnolegle cienie. Cienie te, jak
gigantyczne wskaz�wki zegara Slonecznego, raz dziennie w�druj� wok�
kamiennego kwintetu. Czas plynie.
Tego dnia bylismy jedynymi zwiedzaj�cymi nie licz�c siedmio- czy
osmioletmego chiopca, kt�ry zjawi� si� tu zupelnie nagle i nie wiadomo sk�d.
Stan�l mi�dzy dwiema kolumnami, o jedn� opar� siy nogami, o drug� plecami, i
jak akrobata, bez pomocy r�k, zacz�l si� wspina�. Najpierw ruch kolan i st�p,
potem siedzenia i plec�w - i ju� wzni�s� si� o pi�tnascie centymetr�w
utrzymuj�c r�wnowag� r�kami. Nie bylo tam ani wyst�pu, ani najmniejszego
zagl�bienia, gdzie m�g�by si� wesprze� bosymi stopami. Nagle poczulem strach:
czy w razie wypadku nie spotka mnie krwawa zemsta plemienia tylko z powodu
mojej tu obecnosci? "Ach, co tam!" - powiedzia�em sobie, gdy szczuplutki
ch�opiec przeskakiwal z jednego monolitu na drugi, klaniaj�c si� nam machaj�c
r�koma. Robi to zapewne od dawna - podobnie jak jego ojciec - skoro tylko
zobaczy turyst�w. po spektaklu - a na d� zszed� jak wiewi�rka - otrzymawszy
obfity bakszysz znikn�� r�wnie szybko, jak si� pojawil. Nie wiadomo gdzie.
Dziennikarz telewizyjny Volker Panzer, kt�ry wraz z dr. Gottfriedem
Kirchnerem stworzy� dokumentacj� TERRA X, pisze: "Ostatnie badania
prowadzone przez Niemiecki Instytut Archeologiczny wykaza�y, �e Marib by�
zasiedlony z ca�� pewnoscia oko�o 1500 r. prz. Chr. - o ile nie wcze�niej".
Dzi� od tego czasu min�o prawie 3500 lat, a slady znajduj� si� tylko 15
metr�w pod moimi stopami. Rozbijam si� nami�tnie po r�nych dziedzinach
wiedzy - korcilo mnie wi�c, �eby zacz�� rozgrzebywa� piach golymi r�koma.
Nie moglem patrze�, jak pustynia nieublaganie pochiania plony ekspedycji
Aibrighta i Phillipsa, kt�re, prawie wyrwane przeszlo�ci, zn�w zapadaj� si�
w nico��.
�amig��wka z kr�low� Saby
Je�eli czego� nie udaje si� odkryc z pomoc� archeologii, to nale�y si�gn��
do starych inskrypcji, uk�ada� �amig��wk� z legend, podejrzanych przekaz�w,
odnajdowa� zamierzch�� przeszlo�� id�c drogami, kt�rymi nie uda si� p�j��
historykom.
poniewa� trzeba b�dzie tu si�ga� do Starego Testamentu, przytoczmy wi�c
legendy z I Ksi�gi Kr�lewskiej (10, 110, 93):
,,A gdy kr�lowa Saby us�ysza�a wie�� o Salomonie opart� na chwale Pana,
wybrala si� do niego, �eby go do�wiadczy� przez stawianie trudnych pytan.
Przybyla do Jeruzalemu z nadzwyczaj wspania�ym orszakiem na wielb��dach
objuczonych wonnosciami, wielk� ilo�ci� z�ota i drogimi kamieniami, i
przyszed�szy do Salomona rozmawiala z nim o wszystkim, co miala na sercu.
Salomon zas odpowiadal na wszystkie jej pytania i nie bylo takiego pytania,
na kt�re kr�l nie umia�by da� jej odpowiedzi. Gdy wi�c kr�lowa Saby poznala
cal� m�dro�� Salomona i obejrzala palac, kt�ry zbudowa�, potrawy na jego
stole i stanowiska jego dostojnik�w, i sprawno�� w uslugiwaniu jego slug, ich
stroje, podawane napoje oraz jego ofiar� ca�opaln�, jak� z�o�y� w przybytku
Pana, nie mogla wyj�� z podziwu i rzek�a do kr�la:
Prawd� okaza�o si� to, co o twoich sprawach i o twojej m�dro�ci slyszalam w
mojej ziemi, lecz nie wierzylam tym slowom, az przybylam i zobaczylam na
w�asne oczy; a i tak nie powiedziano mi ani po�owy tego, bo znacznie
przewy�szyle� m�dro�ci� i zacno�ci� to, co o tobie slyszalam [...]. po czym
podarowala kr�lowi sto dwadzie�cia talent�w z�ota i ogromn� ilo�� wonnosci
i drogich kamieni. Nigdy ju� nie nadeszlo tyle wonnosci, ile wtedy podarowala
kr�lowa Saby kr�lowi Salomonowi [...]. Kr�l Salomon za� podarowal
kr�lowej Saby wszystko, czego zapragn�la [...]. potem ona wybrala si� w
drog� powrotn� i pojechala do swojej ziemi wraz ze swoimi dworzanami".
Kiedy mog�o mie� miejsce owo kr�lewskie spotkanie na szczycie?
Kr�l Salomon zyl podobno okolo 965 -926 r. prz. Chr. Teoretycznie wi�c moglo
si� ono odby� w�a�nie w tym czasie, kt�ry pokrywa si� zreszt� z okresem
rozkwitu Maribu. Swiadectwa jednak s� sprzeczne.
Wed�ug Zyd�w do Starego Testamentu nale�� r�wnie� midrasze, zawieraj�ce
wyjasnienia i komentarze. Byly one odczytywane wraz z fragmentami Pisma w
czasie slu�by bo�ej. Midrasze stanowi� kopalni� wiedzy o religli zydowskiej.
Z tego zbioru pochodzi r�wniez drugi chaldejski targum (tlumaczenie z
komentarzem) Ksi�gi Estery. Nie da si� okre�li�, kiedy powsta�a ta nowela
historyczna. specjalisci datuj� j� na VII wiek prz. Chr., autorzy
jednak, kimkolwiek byli, powoluja si� na �r�dia jeszcze wcze�niejsze, juz nie
istniej�ce. W drugim targumie znajduj� si� nawet opisy tulaczek Salomona,
informacje o wyp�dzeniu Zyd�w (ok 597 r. prz Chr.) za czas�w
Nabuchodonozora II, wiadomosci o tronie Salomona i wizycie kr�lowej Saby na
dworze kr�la. Mozna tu znale�� wi�cej szczeg��w niz w Starym
Testamencie. W drugim targumie kr�l Salomon przesy�a nawet kr�lowej Saby
groznie brzmi�ce poslanie, w kt�rym donosi, ze oczekuje jej bezzwlocznej
wizyty.
Kr�lowa przeczytala wiadomosc, kt�ra przerazila j� do tego stopnia, ze
zacz�la rwac na sobie kosztowne szaty i rozpaczliwym krzykiem wezwa�a
swoich doradcow. M�drcy ci odrzekli: Nie znamy kr�la Salomona i nie
obchodz� nas jego rz�dy. Ale kr�lowa nie posluchala ich rady.
"Wyposa�y�a jednak wszystkie morskie statki w perly i kamienie szlachetne
jako dary dla Salomona, a nadto przes�a�a mu szes� tysiecy chlopc�w i
dziewcz�t, zrodzonych o tej samej godzinie, tego samego dnia, miesi�ca i
roku, wszystkich jednakiego wzrostu i wygl�du, wszystkich odzianych w
purpurowe suknie. Dala im list do Saloniona, w kt�rym prosi, ze choc ma
je�dzi� ze swego kraju do jego co pe�ne siedem lat, to zeby jednak mogla
pojawi� si� za lat trzy. Gdy przybyla po uplywie tego terminu, Salomon
zasiad� w szklanej komnacie. Jej zdalo si� jednak, ze siedzi w wodzie,
podniosia wi�c swoje suknie, zeby do niego doj��. W�wczas zobaczy�, ze ona
ma ow�o�ione nogi, i rzekl: "Pi�kno�� twa jest pi�kno�cia kobiety, ale twe
owlosienie jest owlosieniem m�zczyzny. Owlosienie jest ozdoba m�zczyzny,
lecz szpeci kobiet�."
Sze�� tysi�cy ch�opc�w i dziewcz�t, podobnych do siebie jak sze�� tysi�cy
kropli wody, bylo zapewne wytworem fantazji arabskich bajarzy. Husein ibn
Muhammed ibn al Hasan, biograf Mahometa, redukuje te liczb� do pieciuset,
twierdzi jednak - podobnie jak kronikarz perski Mansur, autor arabskiej
kroniki, obejmuj�cej historie ca�ego swiata, kt�ry m�wi juz tylko o stu
ch�opcach i dziewczetach - ze wszyscy wygl�dali tak samo. Zadziwiaj�ce.
Niewa�ne, ile m�odych os�b znalazlo sie w ekspedycji, nalezaloby raczej
zada� pytanie, co w�asciwie mieli oni robi� u Salomona. M�wi o tym Husein
ibn Muhammed ibn al Hasan:
"Na potrzeby misji. przebra�a pieciuset m�odzienc�w za dziewice,
a pie�set dziewic za mlodzie�c�w, polecaj�c pierwszym zachowywa�
sie jak dziewczeta, drugim za� jak chlopcy. Razem z nimi przeslala
Salomonowi zamkniet� skrzynk� z nie przewiercon� per�� i kr�to
przewierconym diamentem, wreszcie puchar, kt�ry kr�l mia� nape�ni� wod�,
kt�ra ani nie spadla z nieba, ani nie wytrysn�a z ziemi".
Nadzwyczaj sprytne, chciala bowiem podej�� w ten spos�b krola Salomona,
kt�ry mia� opini� niezwykle m�drego. Nie uda�o sie jej to jednak - Salomon
przewiercil perle cudownym kamieniem, przez diament przewlekl jedwabn� ni� z
pomoc� jedwabnika, a puchar wypelnil ko�skim potem. Odkry� r�wniez
tajemnic� pieciuset chlopc�w i dziewcz�t obserwuj�c, jak sie myj�. Ch�opcy
zawijali r�kawy, dziewczeta nie.
Tajemnicza jest tez sama misja Bilkis do kr�lewskiego kolegi - na podr�z
do jego kraju zuzyla pelne siedem lat. Odteg�o�� dziel�ca Marib od Jerozolimy
wynosila w�wczas - i nadal wynosi - oko�o 2500 kilometr�w. Za��my wiec, ze
karawana - podr�owano bowiem wtedy na wielb��dach - poruszala sie z
predko�cia 30 kilometr�w dziennie: podr�z trwa�aby wi�c trzy miesi�ce. Ale
gdyby kr�lowa - jak chce drugi targum - u�yla do tego "morskich statk�w",
wsiad�szy na nie w kt�rym� z port�w Morza Czerwonego, a wysiad�szy na l�d
w dzisiejszej Akabie, to droga trwalaby znacznie kr�cej.
W tym samym zr�dte mozna znale�� informacje, ze kr�lewscy partnerzy w
ko�cu si� pobrali i ze od tej chwili Salomon "co miesi�c spedza� przy niej
trzy dni w stoticy - Maribie". Przy takiej odleglosci i takim czasie podr�y?
Salomon chyba naprawd� chowa� w zanadrzu jak�� tajemnic�, bo fakt
comiesi�cznej wizyty w Maribie zaakceptowali nawet intelektuali�ci swiata
arabskiego.
Opieraj� sie oni m.in. na komentarzach do Koranu, kt�re napisali w XI w.
arabscy uczeni al-Kisa'i oraz ath-Tha'lab. Wedlug tych komentarzy Salomon
przebywa� w Mekce - w czasach przedislamskich bylo to swiete miejsce
Abrahama. Nie ma o tym wprawdzie ani slowa w Starym Testamencie, ale to
jeszcze o niczym nie �wiadczy, bo Zydzi unikaj� w swoich pismach wszelkich
nawiaza� do �wi�tych miejsc staroarabskich.
Bed�c w Mekce, kr�l postanowil pojecha� do Jemenu, �eby obejrze� kwitnace
ogrody kr�lowej Saby. Gdyby podr�z miala przebieg� wedlug za�o�onego
planu, to na mi�osn� wycieczk� nalezaloby przeznaczy� co najmniej miesi�c:
"Ale z pomoca wiatr�w, kt�rymi w�ada�, Salomon wraz ze swoj� armia przebyl
cal� drog� w czasie od wschodu do zachodu [gwiazdy] Canopus".
Wedlug przekaz�w udalo si� kr�lowi pokona� �w odcinek drogi
w tak rekordowym czasie dzieki pomocy demon�w i wiatr�w...
I "nadprzyrodzonego �rodka transportu". Bez samolot�w, smiglowc�w, a co
najmniej bez balon�w na gor�ce powietrze, romantyczne
comiesieczne weekendy, jakie kochankowie spedzali w altanie w Maribie, nie
bylyby przecie� zupe�nie mo�liwe... "Nadprzyrodzony �rodek transportu"?
Salomon mia� powa�ne problemy z dam� swego serca! Kronikarze arabscy
przysiygaj� na wszystkie swietosci, �e kr�lowa miala owlosione nogi, uznaj�c
zarazem ten zwierz�cy defekt urody za dow�d jej pozaziemskiego,
demonicznego pochodzenia. Mi�o�� jednak jest bardzo pomyslowa - swojemu
nadwomemu lekarzowi kaza� Salomon spreparowa� pierwszy w historii �rodek
do depilacji!
Calkowicie zmechanizowany, zwariowany tron kr�lewski
Autorzy Biblii obdarzyli Salomona pi�knym przydomkiem "m�dry".
"Salomonowe wyroki" oglaszano z wy�yn tronu, kt�ry nie mia� sobie r�wnego
na calym swiecie. Byl to cudowny mechanizm, kt�rego zadziwiaj�cy opis
przekazano w targumie do Ksiygi Estery. Z nie ko�cz�cych si� partii tekstu
zaczerpn��em informacje dotycz�ce funkejonowania tronu. Opisy te wprawiaj�
czytelnika w najwy�sze zdumienie:
"Nigdy jeszcze na �adnego kr�la nie stworzono takiego dziela...
A tak zbudowany byl �w cud:
Obok tronu sta�o naprzeciwko siebie dwana�cie zlotych lw�w i dwana�cie
z�otych or��w tak, �e prawa �apa lwa znajdowala si� naprzeciw lewej �apy
orla. W sumie byly 72 zlote lwy i 72 z�ote orly. W g�rnej cz�ci oparcia
tronu znajdowala si� okr�g�a kopu�a, do kt�rej prowadzi�o sze�� z�otych
stopni... Na pierwszym stopniu le�a� byk a naprzeciw niego lew, na drugim
nied�wied� a naprzeciw niego jagni�, na trzecim orzel a naprzeciw niego anka,
na czwartym orze� a naprzeciw niego paw, na pi�tym kot a naprzeciw niego
kogut, na sz�stym jastrz�b a naprzeciw niego go��b - wszystkie te zwierz�ta
by�y ze szczerego z�ota. Nad tronem przymocowano dwadzie�cia jeden z�otych
skrzydel, daj�cych Salomonowi cie�.
Od kt�rejkolwiek strony zechcial Salomon wej�� na tron, m�gl to zrobi� za
pomoc� mechanizmu. Gdy tylko kr�l postawil nog� na najni�szym stopniu,
zloty lew podnosil go wnet na stopie� drugi, lew z drugiego stopnia na trzeci
i tak dalej na czwarty, pi�ty a w koncu na sz�sty stopie�. Potem sfruwaly
orly, chwytaly kr�la i unosily na g�ry tronu. W mechanizimie tym umieszczono
r�wnie� srebrnego smoka...
A kiedy kr�l spocz�l ju� na tronie, wielki orzel bra� koron� i wkladal mu j�
na glow�. Potem smok powt�rnie wyzwala� mechanizm - teraz wstawaly lwy i
orly i ocienialy glowy kr�la Salomona... Jesli przed kr�lem stawali
�wiadkowie, wtedy ruszal mechanizm k� z�batych - byk porykiwal, lwy rycza�y,
nied�wied� pomrukiwal, owca beczala, pantera wy�a, anka zawodzila, kot
miauczal, paw krzycza�, kogut pial, jastrz�b kwilil, ptaki �wierkaly...
Gdy jednak przepelnila si� miara grzech�w Izraela, w pot�g� ur�sl
Nabuchodonozor II, wyst�pny kr�l Babilonu... Kaza� sprowadzi� sobie r�wnie�
tron kr�la Salomona, a gdy, nie znaj�c mechanizmu, zacz�l na� ws�powa� i
postawil nog� na pierwszym stopniu, lew przetr�cil mu prawe biodro I uderzy�
w lewe, na skutek czego Nabuchodonozor okula� na cale zycie. Po nim tron
kr�la Salomona zdobyl Aleksander Macedo�ski i przywi�zl do Egiptu. Gdy
Szyszak, kr�l Egiptu, ujrzal tron tak wspanialy, najpiykniejszy ze wszystkich
tron�w kr�lewskicb, te� zapragn�l na� wst�pi� i usi��� na nim, nie wiedzial
jednak, te mechanizm sam zacznie go podnosi�, gdy wi�c postawil nog� na
pierwszym stopniu, lew przetr�cil mu prawe biodro, uderzyl w lewe, diatego
te� Szyszak byl p�niej przez cale �ycie zwany Faraonem Kulawym".
,,Dopiero oko stwarza �wiat" - powiedzial Christian Morgenstem (1871 -
1914). To, co ujrzeli i opisali kronikarze staro�ytno�ci, bylo niepojytym
cudem.
Kto go jednak wymy�li�? Kto nakaza� urzeczywistni� pomys�? Kto wreszcie
skonstruowa� ten szczeg�lny rodzaj robota? Do poruszania zwierz�t
pomagaj�cych kr�lowi niezb�dna by�a bez w�tpienia jaka� energia. Jaka
energia?
M�dry kr�l musia� ni� dysponowa�. Ten zadziwiaj�cy czlowiek byl przecie�
"wladc� wiatr�w" oraz posiadal "nadprzyrodzone �rodki transportu". To
troch� za wiele jak na tamte czasy. C� to byl za swiat?
Dar Salomona - pojazd powietrzny
Najstarsz� etiopsk� legend� jest epos Kebra Nagast, Co znaczy "Chwala
Kr�l�w Abisynii" - jej najwcze�niejsze wersje datuje si� mniej wi�cej na
800 rok prz. Chr., czyli blisko czas�w Salomona.
Przekladu na niemiecki podj�� si� asyriolog Carl Bezold (1859 - 1922)
na zlecenie Kr�lewsko-Bawarskiej Akademii Nauk. Przek�ad opiera si�
na tekstach Etiopczykdw Izaaka i Jemharany-Aba, kt�re pochodz� z
1409 r. prz. Chr. - te powo�uj� si� zn�w na wersje jeszcze starsze. Kebra
Ncigast ukazuje wizyty kr�lowej Saby u kr�la Salomona. Kr�lowa nosi
tu etiopski wariant sabejskiego imienia Bilkis - Makeda. I zn�w przedstawia
si� czytelnikowi buchatteryjne wyliczenia ilosci zjedzonego chleba,
przyprowadzonych przez orszak kr�lowej wo��w tucznych, owiec itd,. - tak�e
tu dochodzi do gwaltownych amor�w Makedy i Salomona; kronika opowiada
jednak i o innych jego kochankach. Przed Maked� kr�lewski ba�amut roztacza
ca�� sw� sztuk� uwodzicielsk�, chce kr�low� nie tylko zaci�gn�� do l�ka,
lecz r�wnie� proponuje jej mal�e�stwo, a nawet godno�� kr�lewsk�. Makeda
uprawia z nim milo��, pragnie jednak, co latwo zrozumie�, powr�ci� do swego
pi�knego zielonego kraju. Monarcha pozwala jej odjecha�, a na po�egnanie
obdarowuje naprawdy po kr�lewsku - jak utrzymuj� kronikarze jednym z
prezent�w byl pojazd powietrzny:
"I [...] dal jej wszystkie, jakie mo�na bylo zapragn��, wspanialosci
i bogactwa, i pi�kne szaty poci�gaj�ce oczy, i wszystkie wspaniatosci,
kt�rych zapragn�� mogla Kraina Etiopil, wielbl�dy i wozy oko�o sze�ciu
tysi�cy, ob�adowane drogocennym sprz�tem, kt�rego mo�na
bylo zapragn��, i pojazdy, kt�rymi jedzie si� po l�dzie, jeden pojazd, kt�ry
jedzie po wodzie, i jeden pojazd, kt�ry p�dzi w powietrzu, a kt�re zbudowa�
dzi�ki m�dro�ci, jak� B�g go obdarzyl". (KN, r. 3o)
Niebia�ska podr�z kr�lewskiego syna
W dziewi�� miesi�cy po powrocie - jak wida�, czas trwania ci��y nie zmienil
si� od tamtej pory - kr�lowa Makeda wydaje na swiat owoc tej milosci. Gdy syn
nieco dorasta, ojciec odwiedza go w Jerozolimie. Tam chlopaczek, obmywany
wszelkiini wonnosciami Arabji, kradnie ojcu �wi�t� Ark� Przymierza, ktor�
Moj�esz wedle wskaz�wek Jahwe kazal zbudowa� na cze�� Boga Izraela. Byla
to tajemnicza skrzynia z drewna akacjowego, wy�o�ona z�otem wewn�trz i na
zewn�trz. Miala 1,75 m diugosci, 1 m szeroko�ci i 1 m wysoko�ci. Poza tym
przedmiotem, najbardziej chronionym przez Salomona, synalek przywlaszczy�
sobie jeszcze z wyposa�enia ekspedycji ojca jeden - a mo�e wi�cej - lataj�cy
w�z. W Ketra Nagast opisano i ten przypadek. podr� z Etiopii do Jerozolimy
odbywa en gros i en detail poruszaj�ca si� oci�ale w promieniach pal�cego
slonca bogata karawana - podr� powrotn� za� kr�lewski syn odbywa szaiej�c
na pok�adzie wozu niebieskiego.
,,Wszystko p�dzilo na wozie, jak okr�t na morzu, kt�ry ponosi wiatr [...]
i jak orzel, gdy Iekko unosi si� na wietrze (KN, r. sz) [...] odpowiedzieli
im [zolnierzom kr�la Salomona] mieszka�cy Egiptu:
Dawno temu przeszli [t�dy] ludzie Etiopii, p�dz�c na wozie jak anioty, szybsi
od orl�w na nieble [...]. Tojest trzeci dzien, jak odszedl. A gdy zaladowali
swoje wozy, nie posuwaly si� one po ziemi, lecz zawieszeni byli w powietrzu,
i szybsi byli od or��w na niebie, i caly ich dobytek posuwal si� z nimi w
powietrzu na wozie." (KN, r. s8)
W ten spos�b kr�l i wszyscy, co byli pos�uszni jego rozkazom, lecieli na
wozie bez cierpie� I chor�b, bez glodu i bez pragnienia, bez potu i bez
zm�czenia, przebywaj�c jednego dnia drog�, na kt�r� trzeba trzech miesi�cy.
W�a�nie to mo�e by� wyjasnieniem comiesi�cznych wizyt kr�la u kr�lowej -
w�z niebia�ski Salomona skracal trzymiesiyczn� drog� do jednego dnia!
Czy zamek moze znikn��?
Gdyby� to Koran i Biblia byly tylko zbiorami basni Wschodu, nad kt�rymi
mo�na z przymru�eniem oka przej�� do porz�dku dziennego! De facto s�
to jednak wielkie ksi�gi zawieraj�ce histori� ludzko�ci. Tresci biblijne
akceptuje 1,6 mid chrze�cijan, 850 mln mahometan tresci Koranu. Sk�dkolwiek
pochodzi�yby niezwyk�e przekazy, czy ze starych �r�de�, czy z inspiracji
boskiej - to przecie� Koran (Sura XXX IV, w. 12 n.) podaje informacje
o tym, �e Allah przydzieli� Kr�lowi Salomonowi posluszne mu duchy:
,,A Salomonowi podporz�dkowali�my wiatr [...] / A w�rod dzinn�w byly
takie, / kt�re pracowaly dla niego, / za pozwoleniem Boga. [...] /I robili
dla niego, co on chcial: / sanktuaria I pos�gi, I misy jak sadzawki [...]"
Wszyscy kronikarze staroarabscy byli zgodni Co do jednego - �e Salomon za
pomoc� "demon�w" i "geniusz�w" kazal zbudowa� dla kr�lowej trzy ogromne
zamki - po jednym mialy pozosta� ruiny w Baalbek. Zagadk� natomiast
pozostaje, co wsp�lnego mialo Baalbek, lez�ce w dzisiejszym Libanie, z
mocarstwem jemenskiej kr�lowej. Jak podkre�lano, Salim oraz Gumdan, czyli
drugi i trzeci zamek, zostaly zbudowane nie przez robotnik�w Salomona, lecz
przez "istoty widmowe". Zamek Gumdan, pierwsza budowla powstala po
potopie, zostal uznany przez wszystkich archeolog�w jemenskich za jedyny,
kt�ry istnial naprawd� - Cho� po dzi� dzien brak na to niezbitych dowod�w.
Zamku trzeba szuka� na wschodnich krancach dzisiejszej Sany, tam gdzie stoi
teraz cytadela. Byloby dobrze, gdyby zezwolenie na prace wykopaliskowe
otrzymal Niemiecki Instytut Archeologiczny - mozna by zacz�� grzeba�
w ziemi przed drzwiami budynku zajmowanego przez t� plac�wke.
Arabski historyk al-Hamdani pozostawil po sobie wiele prac. W yIII
Ksi�dze jednego ze swych dziel zapewnia ze ruiny pote�nego zamku Gumdan
widzial na wlasne oczy. Ogledziny te musialy sie odbyc okolo 930-940 r.
Wypowiedz dziejopisa pokrywa sie z opini� jego afga�skiego kolegi
Biruniego, kt�ry �y� w tamtym okresie i opisal olbrzymie ruiny znajduj�ce si�
w poblizu Sany. R�wnie� wspomniany ju� Carsten Niebuhr przywiozl ze swojej
wyprawy opis zamku Gumdan.
"Miasto Sana lezy na 15�21' szeroko�ci p�nocnej u podn�a g�ry zwanej
Nikkum lub Lokkum, na kt�rej wida� jeszcze ruiny niezwykle starego kasztelu,
zbudowanego jakoby przez Sema, najstarszego syna Noego."
Z lat siedemdziesi�tych naszego wieku pochodza informacje, zdobyte przez
w�oskiego archeologa i orientalist� Gabriela Mandela. Przejrza� on wiele
�r�del w Jemenie - na ich podstawie stwierdzil, ze palac Gumdan mial jakoby
okolo 200 m wysokosci, byl wiec najwy�sza budowl� swiata po wiezy Babel.
Ai-Hamdani scharakteryzowal Marib jako "miasto o podniebnych wie�ach".
Po dzis dzie� tury�ci zwiedzaj�cy Sane podziwiaj� stare wielopietrowe
budynki. Tylko dlaczego stawiano w Jemenie budowle tak wysokie, skoro
naprawde nie brakowalo tam miejsca? Czyzby opierano si� na wzorach z
Muribu Gumdan?
Nawet jesii kronikarze arabscy nie zgadzaj� sie w opisie szczegu��w,
to jednak caly czas zapewniaj� unisono: Sana by�a najstarszym miastem swiata,
zalozonym przez Sema, najstarszego syna Noego, zaraz po sp�yni�ciu w�d
potopu. Nam, ludziom Zachodu wcale nie jest tak powszechnie znane, ze
zar�wno Arabowie jak i Zydzi s� Semitami - wywodz� si� w�asnie od Sema.
W wiele pokole� po Semie Arabowie podzielili si� na dwa podstawowe rody:
jedna linia miala wywodzi� si� od Izmaela, syna Abrahama, druga za� od
Quahtana, kt�ry w Starym Testamencie pojawia si�jako Joktan. Bezpo�rednim
potomkiem Qahtana byl Abd-Szams, przez Arab�w zwany Szeba - w Europie Saba.
Abd-Szams znaczy "czciciel gwiazd", tym samym znalezli�my sie zn�w przy
Sabejczykach, kt�rzy holdowali kultowi gwiazd.
Historycy arabscy przekazali nam dok�adne genealogie, z kt�rych mozna sie
dowiedzie�, kto byl czyim dzieckiem. Czy s� one bezb��dne, mo�na
stwierdzi� w rownie niewielkim stopniu, jak w przypadku starotestamentowych
list dziedzicznych. W poszczegolnych przypadkach arabskie drzewa
genealogiczne wywodzily si� bezposrednio od gwiazd, ktore czcili panuj�cy:
"Himyar modlil si� do Slonca.
Kinanah czcil zw�aszcza Ksi�yc.
Misam modlil si� do pi�ciu gwiazd Byka.
Lachm i D�uzam czcili planete Jowisz.
Tasm modli� si� do konstelacji Canopusa.
Kajs czcil Psi� Gwiazd� Syriusza.
Asad czcil planet� Merkury."
W istocie owe nie koncz�ce si� listy imion s� juz dzis nie do sprawdzenia,
bezsprzeczne jest tylko to i� istniej�