480
Szczegóły |
Tytuł |
480 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
480 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 480 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
480 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Cyrk Objazdowy S�odkobiodrej Giny
Autor : Neal Barrett Jr.
HTML : Argail
Del by� za k�kiem, obok Ginny.
- Nie �piesz� si�, przyjemniaczki - powiedzia�a Ginny - ni cholery si� nie
�piesz�.
- P�ochliwi s� - potwierdzi� Del. - Ka�dy jest p�ochliwy. Ka�dy chce
prze�y�.
- Uuch! - rzuci�a Ginny z odraz�. - �adna przyjemno�� sma�y� si� tu na
s�o�cu. Moja cena ro�nie z ka�d� minut�. Sam zobaczysz.
- Nie daj si� ponie�� chciwo�ci.
Ginny przebiera�a palcami st�p po tablicy rozdzielczej. S�o�ce pali�o jej
nogi. Byli o nieca�e sto metr�w od muru zwie�czonego drutem kolczastym. Nad
bram� widnia� napis:
Pierwszy Ko�ci� Boga Bezo�owiowego & Rafineria
WITAJCIE
WST�P WZBRONIONY
Budynkom rafinerii przyda�oby si� malowanie. Kiedy� by�y pewnie srebrne,
teraz zyska�y kolor wyblak�ej cyny, i gdzieniegdzie poczernia�ej od rdzy. Ginny
wychyli�a si� przez okno i zawo�a�a do Oposa Darka:
- Co si� dzieje, przyjacielu? Te pojebusy w �rodku poumiera�y, czy co?
- My�l� - odpowiedzia� Opos, - Ustalaj� nast�pny krok. Rozwa�aj�, co robi�.
- Opos Dark siedzia� na krze�le obrotowym przypasanym do dachu ci�ar�wki.
Krzes�o otacza� pier�cie� z uchylnym statywem, na kt�rym l�ni�y czerni� dwie
lufy pi��dziesi�tki. Opos mia� pe�ne pole ostrza�u wko�o. Od s�o�ca chroni� go
czerwony parasol sp�owia�y do r�owo�ci. Obserwowa� ogrodzenie i patrzy�, jak
dr�enie gor�cego powietrza deformuje r�wnin�. Interesowa�o go wszystko, co si�
rusza i �atwo odr�nia� z�udzenie od rzeczywisto�ci.
Podrapa� si� w nos i owin�� ogon wok� nogi. Brama otworzy�a si� i m�czy�ni
ruszyli przez krzaki. Patrzy� na nich prowokuj�co. Mia� nadziej�, �e zrobi�
jakie� natchnione g�upstwo.
Naliczy� trzydziestu siedmiu m�czyzn. Kilku z nich mia�o bro� - na wierzchu
lub ukryt�. Opos natychmiast ich zlokalizowa�. Nie przej�� si� zbytnio.
Wygl�dali na band� nicponi ��dnych raczej uciech ni� rozr�by.
M�czy�ni t�oczyli si�. Ubrani byli w po�atane drelichy i wyp�owia�e
koszule. Widok Oposa ich rozdra�ni�. Dopiero pojawienie si� Dela przywr�ci�o
dobry nastr�j.
Spogl�dali na niego, poszturchiwali si� nawzajem i szczerzyli z�by. Del by�
ko�cisty i �ysy, wyj�wszy k�pki w�os�w wok� uszu. Nosi� za du�y,
zakurzony, czarny p�aszcz. Jego szyja stercza�a z koszuli jak nowo narodzony,
��dny mi�sa jastrz�b. M�czy�ni zapomnieli o Oposie i t�oczyli si� czekaj�c, co
zrobi Del; a� zbierze si� i poka�e to, co przybyli zobaczy�.
Ci�ar�wka by�a w kolorze morskiej zieleni. Z�ote litery informowa�y o
w�a�cicielu i oferowanych grzesznych rozkoszach:
Cyrk Objazdowy S�odkobiodrej Ginny
SEX NALESNIKI
NIEBEZPIECZNE NARKOTYKI
Del majstrowa� tu i �wdzie. Odczepi� przyczep� od ci�ar�wki i roz�o�y�
przeno�n� scenk�. Na to wystarczy�yby trzy minuty, ale Del rozci�gn�� operacj�
do dziesi�ciu. M�czy�ni zacz�li gwizda� i klaska�. Del udawa� zaskoczonego. To
im si� podoba�o. Potkn�� si�, a oni rykn�li �miechem.
- Hej, cz�owieku, masz tam w �rodku dziewczyn�, czy nie? - zawo�a� kt�ry�.
- Lepiej niech co� tam b�dzie opr�cz ciebie - powiedzia� inny.
- Panowie - powiedzia� Del, gestem wzniesionych r�k prosz�c o cisz�. -
S�odkobiodra Ginny pojawi si� zaraz we w�asnej osobie i nie po�a�ujecie
oczekiwania. Wszystkie wasze �yczenia zostan� spe�nione, obiecuj�. Nios� pi�kno
temu pustkowiu. Nag� ��dz�, niepohamowan� nami�tno��. Wyst�pki seksualne, o
jakich nawet nie �nili�cie.
- Sko�cz pan t� gadk� - krzykn�� do Dela m�czyzna o oczach jak pestki
brzoskwini. - Poka�, co tam masz.
Pozostali poparli go, zacz�li tupa� i gwizda�. W�a�nie na to czeka� Del.
Chodzi�o mu o z�o��. O frustracj� i sprzeciw. Nienawi�� ��daj�c� s�odkiego
wy�adowania. Pomacha� r�kami, ale nie uspokoili si�. Po�o�y� d�o� na drzwiach
ci�ar�wki, to uciszy�o ich natychmiast.
Podw�jne drzwi otworzy�y si�. Ods�oni�a si� sfatygowana kurtyna malowana w
serduszka i cherubiny. Del wyci�gn�� r�k�. Zdawa� si� szuka� po omacku za
kurtyn�, jedno oko przymykaj�c w skupieniu. Jakby nie pami�ta�, jak si� robi
ten trik. I nagle ci�cie przerywaj�ce bezruch - Ginny w podw�jnym fiko�ku
zjawi�a si� na scenie jak anio�.
M�czy�ni wybuchneli niepohamowanym wrzaskiem.
Rytmiczne gesty Ginny przemieni�y wrzask w skandowanie. By�a odpowiednio do
tego ubrana: b�yszcz�ca kr�tka sp�dniczka, bia�e trzewiki z kitkami, bia�a bluza
z wielkim czerwonym "G" wyszytym na piersi.
- Panowie, oto S�odkobiodra Ginny - obwie�ci� Del ze znawstwem - w swojej
w�asnej interpretacji Barbary Jean, cheerleaderki z s�siedztwa. Niewinna jak
�nieg, ale figlarka, i ch�tna do nauki, je�li tylko Skrzyd�owy Biff zechce
udzieli� jej lekcji. I co wy na to!?
Gwizdali, wrzeszczeli, tupali. Ginny paradowa�a po scenie z pot�nymi
wymachami n�g do przodu, m�czy�ni sapali z rozkoszy. Trzydzie�ci siedem par
oczu odbija�o nieprzeparte pragnienie. Ich wzrok klei� si� do os�oni�tych cz�ci
cia�a. Odkurzali wspomnienia przemocy i mi�o�ci. Wtedy Ginny znikn�a r�wnie
szybko, jak si� pojawi�a. M�czy�ni naparli na scen�. Del u�miechn�� si�
beznami�tnie. Kurtyna posz�a w g�r� i Ginny by�a tu znowu. Zamiast blond w�os�w
mia�a ciemnorude, kostium zmieniony w mgnieniu oka. Del przedstawi� siostr�
Nor�, anio�a mi�osierdzia, podatn� jak wosk w r�kach Pacjenta Pete'a. Po chwili
w�osy kruczoczarne, to Sally Nauczycielka, zimna jak �r�dlana woda, dop�ki Z�y
Ucze� Steve nie spu�ci z �a�cucha swej nami�tno�ci.
Ginny znowu znikn�a. Grzmot braw przetoczy� si� po r�wninie. Del gestem
dopingowa� klaszcz�cych, a potem roz�o�y� r�ce nakazuj�c cisz�.
- Panowie, czy was ok�ama�em? Czy� nie o niej zawsze marzyli�cie? Czy� to
nie mi�o��, jakiej ca�e �ycie pragn�li�cie? Czy widzieli�cie zgrabniejsz�
figur�, g�adsze cia�o? Bielsze z�by, ja�niejsze oczy?
- Dobra, ale czy ona jest prawdziwa? - wrzasn�� m�czyzna z twarz�
pokiereszowan� jak pocerowana skarpetka.
- Jeste�my lud�mi religijnymi. My tu nie r�niemy �adnych maszyn.
Inni poparli go, pokrzykuj�c zawadiacko i potrz�saj�c pi�ciami.
- Chwileczk�, doskonale pana rozumiem - powiedzia� Del. - Ja sam mia�em
kilka sztucznych lalek. Plastykowa ob�apianka, nic wi�cej, daj� s�owo. To nie
dla takich jak pan, bo g�ow� daj�, �e jest pan m�czyn�, kt�ry ma wyczucie do
kobiet. Nie, prosz� pana, Ginny jest prawdziwa jak deszcz i jest wasza w
wybranej przez was roli. Siedem minut rozkoszy. To wyda si� wieczno�ci�,
obiecuj�. Je�li k�ami�, op�ata wraca do was. I to wszystko za jedyny ameryka�ski
galon benzyny!
Tak jak si� Del spodziewa�, odpowiedzia�y mu j�k zawodu i wycia.
- To zwyk�e oszustwo! �adna kobieta nie jest tego warta!
- Benzyna jest cenniejsza od z�ota i ci�ko na ni� harujemy!
Del przyj�� to ze spokojem. Wygl�da� na rozczarowanego i nieust�pliwego.
- Jestem ostatnim, kt�ry m�g�by was okpi� - powiedzia�. - To nie w moim
stylu wpycha� faceta na si�� w s�odkie obj�cia rozkoszy, zmusza�, by z�o�y� swe
cia�o mi�dzy z�ocistymi udami. Nie, je�li s� jakie� w�tpliwo�ci, czy ta
dziewczyna
jest warta swojej ceny, to nic z tego. Nie robi� interes�w w ten spos�b, nigdy
nie robi�em.
M�czy�ni post�pili naprz�d. Del czu� bij�cy od nich od�r niezadowolenia.
Odczytywa� kr���ce ponad ich g�owami sprytne my�li. Zawsze przychodzi� moment,
kiedy facetom si� wydawa�o, �e mog� dosta� wdzi�ki Ginny za darmo.
- Przemy�lcie to, przyjaciele - powiedzia� Del. - M�czyzna musi zrobi� to,
co ma do zrobienia. I jak b�dziecie podejmowa� decyzj�, rzu�cie okiem na dach
ci�ar�wki, na najbardziej wstrz�saj�cy i absolutnie darmowy pokaz szczyt�w
sztuki strzeleckiej. Takiej okazji ju� nigdy nie b�dziecie mieli.
Zanim Del sko�czy� przemow�, zanim m�czy�ni zacz�li chwyta� w czym rzecz,
pojawi�a si� znowu Ginny i wyrzuci�a w powietrze tuzin porcelanowych spodk�w.
Opos Dark jak zjawa obr�ci� si� z krzes�em o sto czterdzie�ci stopni,
ustawi� karabin na cel i roztrzaska� spodki w py�. Przez r�wnin� przetoczy� si�
grzmot. Na m�czyzn opad� grad porcelanowych okruch�w. Opos wsta� i obdarzy� ich
r�owym u�miechem zab�jcy oraz dyskretnym uk�onem. M�czy�ni ujrzeli dwa metry,
dziewi�� i p� centymetra furii i straszliwej szybko�ci torbacza, czarne agatowe
oczy i pysk pe�en hultajsko wyszczerzonych z�b�w. Pierzch�y w�tpliwo�ci,
szale�stwo kalibru pi��dziesi�t to nie by�o to, o co chodzi. Dzisiaj rozrywki
nie b�dzie za darmo.
- Panowie, grzejcie silniki. - Del u�miechn�� si�. - B�d� tutaj, mo�ecie
wp�aca� honoraria. Cz�stujcie si� pikantnymi nale�nikami, zanim nadejdzie wasza
chwila chwa�y. Rzu�cie te� okiem na wystaw� naszych farmaceutycznych cud�w i
�rodk�w rozszerzaj�cych �wiadomo��.
M�czy�ni wr�cili za ogrodzenie. Wkr�tce byli z powrotem, znosz�c poobijane
puszki z benzyn�. Del w�cha� ka�d� z nich, bo a nu� jaki� pajac chcia�by si�
wykpi� wod�. Ka�dy dostawa� �eton i wraca� na miejsce. Del bra� za nale�niki i
niebezpieczne narkotyki, co tylko mu dawali. �wiece, s�oiki pr�niowe, jaki�
zardzewia�y n�. P� podr�cznika obs�ugi Czo�gu Miejskiego Chrysler Mark XX w
warunkach bojowych. Pigu�ki mia�y r�ne kolory, ale sk�ad jednakowy: dwana�cie
cz�ci oregano, trzy cz�ci kr�liczego g�wna i jedna cz�� �odygi marihuany.
Wszystko to dzia�o si� pod czujnym okiem Oposa.
- Na Boga - powiedzia� pierwszy wychodz�cy z przyczepy. - Ona jest tego
warta, m�wi� wam. Wybierajcie Siostr�, nie po�a�ujecie.
- Nauczycielka lepsza - stwierdzi� nast�pny z obs�u�onych. - Nie widzia�em
nigdy nic podobnego. Nie obchodzi mnie nawet, czy jest prawdziwa.
- Co jest w tych nale�nikach? - spyta� Dela jaki� klient.
- Nikt, kogo by pan zna�.
***********
- To by� d�ugi dzie� - oznajmi�a Ginny. - Ale� jestem ugotowana.
-Zmarszczy�a nos. -Natychmiast walmy do jakiego� miasta i przelecisz tu
dok�adnie w�em, Del. �mierdzi jak w rynsztoku albo nawet gorzej. Del zerkn�� na
niebo i podjecha� w w�t�y cie� rzucany przez krzew mesquite. Wysiad� i kopn��
kontrolnie ka�d� opon�. Ginny te� wysiad�a i przeci�gaj�c si�, przespacerowa�a
par� krok�w.
- Robi si� p�no - powiedzia� Del. - Chcesz jecha� dalej, czy zatrzyma� si�
tutaj?
- S�dzisz, �e ci ch�opcy mog� za��da� powt�rki za benzyn�?
- Mam nadziej� - rzuci� Opos ze szczytu ci�ar�wki.
- Nadgorliwiec z ciebie - Ginny za�mia�a si�. - Tak bym to nazwa�a. Cholera,
ruszajmy w drog�. Marz� o gor�cej k�pieli i miejskim jedzeniu. Co jest przed
nami?
- Wschodnie Z�e Nowiny - powiedzia� Del - je�li ta mapa ma jak�kolwiek
warto��. Ginny, po nocy �le si� jedzie. Nie wiadomo, co czyha po drodze.
- Za to wiadomo, co mamy na dachu - odrzek�a Ginny. - Jed�my. Wszystko mnie
sw�dzi od robactwa i brudu, my�l� tylko o wannie. Jak chcesz, mog� ci� zmieni�
za k�kiem.
- Wsiadaj - burkn�� Del. - Jeste� najkoszmarniejszym kierowc�, jakiego znam.
Ranek przyszed� w purpurowej po�wiacie z metalicznymi poblaskami,
miedzianym, srebrnym, z�otym. Z daleka Wschodnie Z�e Nowiny wyda�y si� Ginny
podobne do �mietniska rozrzuconego bez�adnie po r�wninie. Z bliska wygl�da�y jak
wi�ksze �mietnisko. Blaszane budy, namioty i chaotycznie poustawiane
budynki, posk�adane niezr�cznie z dawnych form. Pali�y si� ogniska z wisz�cymi
kocio�kami, a miejscowi szwendali si�, ziewaj�c i drapi�c. Trzy lokale oferowa�y
posi�ki. Inne nocleg i k�piel. Przynajmniej odrobina wygody. Ginny dostrzeg�a
szyld w dalekim zak�tku miasta:
WARSZTATY MORO
Uzbrojenie Mechanika
Wszelki �mie� Elektroniczny
- Poczekaj! - rzuci�a Ginny. - Podjed� tam. Del zaniepokoi� si�.
- Po co?
- Nie denerwuj si�. Jest co� do naprawienia. Chc� tylko, �eby rzucili na to
okiem.
- Nic mi nie m�wi�a� - powiedzia� Del.
Ujrza�a jego smutne, przymglone oczy, p�czki w�os�w klapni�te p�asko na
uszy.
- Del, nie by�o o czym m�wi� - powiedzia�a �yczliwym tonem. - To nic, o czym
m�g�by� mie� poj�cie. Okay?
- Jak uwa�asz - odpar� Del, wyra�nie nie w sosie.
Ginny westchn�a i wysiad�a. Podw�rko za warsztatem ogrodzone by�o drutem
kolczastym; pokryte po kostki k��bami lin, miedzianego drutu i zardzewia�ych
cz�ci niewiadomego przeznaczenia. �cian� podpiera�a pogruchotana furgonetka.
Poranny upa� wygina� blaszany dach baraku. Kolejne rupiecie przelewa�y si� przez
drzwi.
Opos wyda� zabawny d�wi�k i Ginny ujrza�a wy�aniaj�cego si� z cienia Psa.
Owczarek, pod metr pi��dziesi�t, �ypn�� ��tymi oczami na Oposa Darka. Za
nim wyszed� cz�owiek, wycieraj�c smar na r�kach o spodnie. Nagi do pasa, z
w�osami, kt�re nadawa�yby si� do wypychania foteli. Rysy jak wykute w skale,
kamienne spojrzenie. Niczego sobie, pomy�la�a Ginny. Gdyby go porz�dnie wymy�.
- Dobra - powiedzia� m�czyzna. Zerkn�� na ci�ar�wk�, przeczyta� napis na
jej �cianie, zmierzy� Ginny od st�p do g��w. - Czym mog� s�u�y� pani, m�oda
damo?
- Nie jestem taka m�oda i nie s�dz�, �ebym by�a dam� - odrzek�a Ginny. -
Niech pan sobie nic nie wyobra�a. Chce pan robi� interesy, czy tylko pogada�
sobie?
M�czyzna wyszczerzy� si�.
- Nazywam si� Moro Zysk. Je�li o mnie chodzi, �aden interes nie jest mi
obcy.
- Chodzi o cz�ci elektryczne.
- Mamy. W czym problem?
- Najpierw jedno pytanie. -Ginny potrz�sn�a przecz�co g�ow�. - Robi pan
us�ugi w zaufaniu, czy rozpowiada wszystkim znajomym?
- Na drugie imi� mam Sekret - powiedzia� Moro. - Mo�e by� troch� dro�ej, ale
za�atwione.
- Ile?
- Sk�d mam wiedzie�? - Moro przymkn�� jedno oko. - Masz tam jakie� atomowe
ustrojstwo, czy zepsuty zegarek? Wjedziemy, to rzucimy okiem. - Wycelowa�
zat�uszczony palec w Oposa. - On zostaje na zewn�trz.
- Nie ma mowy.
- �adnej broni w warsztacie. Tak� mam zasad�.
- On nie ma nic przy sobie. Tylko to, co widzisz. - Ginny u�miechn�a si�.
-Mo�esz go przeszuka�. Cho� ja bym chyba tego nie robi�a na twoim miejscu.
- Wygl�da, nie powiem, imponuj�co.
- Nie tylko wygl�da.
- Pal sze��. Wje�d�ajcie.
Pies otworzy� bram�. Opos zszed� na d� i pod��a� za Psem ma�lanym wzrokiem.
- Poszukaj dla nas noclegu - powiedzia�a Ginny do Dela. - Czystego, je�li to
mo�liwe. I zam�w ca�� gor�c� wod� w mie�cie. Jezus Maria! Del, ci�gle si�
d�sasz, czy co?
- Nie przejmuj si� mn� - odpowiedzia� Del. - W og�le na mnie nie zwracaj
uwagi.
- W porz�dku. - Ginny wskoczy�a za kierownic�. Moro zacz�� kopa� drzwi
warsztatu. W ko�cu odskoczy�y, zostawiaj�c do�� miejsca na ci�ar�wk�. Za ni�
wtoczy�a si� przyczepa baga�owa. Moro uni�s� brezent i gapi� si� z wielk�
uwag� na trzydzie�ci siedem puszek bezo�owiowej.
- Macie dziur� w baku, czy jak? - spyta�.
Ginny nie odpowiedzia�a. Wysiad�a z ci�ar�wki. �wiat�o wpada�o przez
powybijane miejscami szyby. W�skie okna przywiod�y Ginny na my�l ko�ci�. Kiedy
jej wzrok przyzwyczai� si� do ciemno�ci, stwierdzi�a, �e nie myli�a si�. �awy
zestawione na boku wype�nia�y sterty cz�ci samochodowych.
Przed o�tarzem, na podno�niku sta� oldsmobile z 1997 roku.
- Przyjemne miejsce - powiedzia�a.
- Dobrze mi s�u�y - odrzek� Moro. - Ale do rzeczy, co to za awaria? Co� z
przewodami? M�wi�a� o elektryce.
- Nie chodzi o silnik. To z ty�u. -Zaprowadzi�a go i otworzy�a drzwi.
- Wielki Bo�e! -j�kn�� Moro.
- Cuchnie tu troch�. Nic si� nie da zrobi�, zanim si� nie sp�ucze. - Ginny
wspi�a si� do �rodka, obejrza�a za siebie i zobaczy�a Moro wci�� tkwi�cego na
ziemi. - Wchodzisz, czy nie?
- Tak si� zastanawiam.
- Nad czym? - Zauwa�y�a wcze�niej, jak obserwuje j� w ruchu i w�a�ciwie nie
musia�a pyta�.
- No wiesz... - Moro zaszura� stopami. - Jak sobie wyobra�asz zap�at�? Za
to, cokolwiek jest do zrobienia.
- Benzyn�. Obejrzysz. Powiesz mi, ile puszek. Ja powiem tak albo nie.
- Mogliby�my si� jako� dogada�.
- Mogliby�my?
- Jasne. - Moro u�miechn�� si� do niej g�upkowato. - Czemu nie?
- Drogi panie, za kogo pan mnie bierze? - Ginny patrzy�a na niego bez
mrugni�cia okiem.
M�czyzna stropi� si� i zostro�nia�.
- Mo�e nie uwierzysz, madame, ale dobrze umiem czyta�. Pomy�la�em sobie, �e
nie jeste� nale�nikiem ani niebezpiecznym narkotykiem.
- �le sobie pomy�la�e� - odpowiedzia�a Ginny. - W seksie zajmuj� si� tylko
softwarem, zapami�taj to sobie. Nie potrzebuj� ca�ego dnia, �eby zauwa�y�, jak
na mnie filujesz. Mog� albo si� rusza�, albo sta� bez ruchu. Jak stoj�, to si�
gapisz. Jak si� ruszam, gapisz si� jeszcze bardziej. Nie mog� mie� o to
pretensji. Jestem jedn� z najpi�kniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek widzia�e�.
Tylko niech to ci nie przeszkadza w pracy.
Moro nie przychodzi�o do g�owy nic, co m�g�by powiedzie�. Zrobi� wi�c
g��boki wdech i wszed� do ci�ar�wki. Do pod�ogi przypasane by�o �o�e. Czerwona,
bawe�niana narzuta, sp�owia�a at�asowa poduszka z napisem DURANGO, COLORADO z
wyszytymi wiewi�rkami i wodospadami. Pulpit, lampa z r�owym aba�urem we
flamingi. Czerwone zas�ony na �cianach. Grafiki ze scenami baletowymi i naga
Myszka Minnie.
- Nic tu nie widz� - powiedzia� Moro.
- To jest tam w g��bi - powiedzia�a Ginny. Ods�oni�a zas�on� z boku
przedniej cz�ci ci�ar�wki. Za ni� by�a gablotka z dykty przymocowana
miedzianymi �rubami. Ginny wyj�a klucz z kieszeni d�ins�w i otworzy�a j�.
Moro przygl�da� si� przez minut�, po czym wybuchn�� g�o�nym �miechem.
- Ta�my sensoryczne? Niech mnie kule bij�. - Spojrza� na Ginny w zupe�nie
inny spos�b. Nie przeoczy�a tej zmiany. - Od lat nie widzia�em takiego sprz�tu.
Nie s�dzi�em, �e jakikolwiek ocala�.
- Mam trzy ta�my - wyja�ni�a Ginny. - Brunetka, ruda i blondynka. Znalaz�am
tego ca�e ukryte zapasy w Ardmore w Oklahomie. Musia�am przejrze� dwie czy
trzy setki, �eby znale�� dziewczyny wystarczaj�co podobne do mnie. Ma�o nie
dosta�am �wira. Ale upora�am si� z tym. Zrobi�am z ka�dej siedmiominutowy
wyci�g.
- Jak ich pod��czasz? -Moro zerkn�� za siebie, na ��ko.
- Ma�a ig�a k�uje ich przez materac w ty�ek. Z mety odlatuj�. Dawka
siedmiominutowa. He�mofon jest tam w pulpicie. Zak�adam i zdejmuj� naprawd�
b�yskawicznie. Przewody przechodz� pod pod�og� i t�dy do nadajnika.
- Jezu - powiedzia� Moro. - Jak ci� na tym z�api�, to jeste� za�atwiona,
madame.
- Po to mam Oposa. Jest bardzo dobry w swoim fachu. No i jak to wszystko ci
si� widzi?
- Z pocz�tku nie by�em pewien, czy jeste� prawdziwa.
- A teraz jak ci si� wydaje? - Ginny parskn�a �miechem.
- My�l�, �e chyba tak.
- S�usznie-odrzek�a Ginny. -To Del jest androidem, nie ja. Cykor Seria IX.
Ale nie szkodzi. Nie mam du�ych wymaga�. Klienci podejrzewaj�, �e to ja i nie
zadaj� sobie trudu, by jemu si� przyjrze�. Ma �wietn� nawijk�, a tak�e dobr�
r�k� do nale�nik�w i narkotyk�w. Jak dla mnie, troch� przewra�liwiony. Ale
m�wi�, �e nikt nie jest doskona�y.
- Te problemy s� zwi�zane z uzwojeniem?
- Chyba tak - powiedzia�a Ginny - strasznie mi daje w ko��. - Przygryz�a
warg� i zmarszczy�a nos. Jej miny wyda�y si� Moro oznak� przychylno�ci. -My�l�,
�e troch� si� zsuwa. Mo�e mam zwarcie, co?
- Mo�liwe. - Moro majstrowa� przy nadajniku, tr�caj�c kciukiem jedn� z
cewek. -Musz� to rozebra� i obejrze�.
- Jest do twojej dyspozycji. B�d� tam, gdzie nas ulokuje Del.
- U Johna Ruby'ego-powiedzia� Moro. -Jedyne miejsce z dobrym dachem. Z
przyjemno�ci� zaprosi�bym ci� na obiad.
- Jasne, �e z przyjemno�ci�.
- Masz paskudne maniery, przyjaci�ko.
- Mam wielkie do�wiadczenie - powiedzia�a Ginny.
- A ja swoj� dum� - odrzek� Moro. - Nie zamierzam ci� prosi� wi�cej ni� trzy
lub cztery razy, i szlus.
Ginny skin�a g�ow�. Na skraju przyzwolenia.
- Masz moj� obietnic� - powiedzia�a. - Nie za wiele, ale zawsze co�.
- To oznacza kolacj�, czy nie?
- To nie oznacza kolacji. Oznacza, �e gdybym mia�a ochot� na kolacj� z
jakim� facetem, to mi przypasujesz.
- Do diab�a z tob�, lady. -Oczy Moro zaiskrzy�y si�. -Nie jestem a� tak
bardzo spragniony towarzystwa.
- �wietnie. - Ginny wci�gn�a nosem powietrze i ruszy�a do wyj�cia. - �ycz�
przyjemnego dnia.
Moro obserwowa� jej ch�d. Patrzy� na nogi opi�te drelichem, studiowa�
hydraulik� bioder. Rozwa�a� kilka rozbie�nych mo�liwo�ci. Umy� si� i poszuka�
czystego ubrania.
Znale�� butelk� i obejrze� ta�my. Co najwy�ej plastykowa ob�apka,
przynajmniej tak s�ysza�, ale przynajmniej nie trzeba tyle zachodu.
Opos Dark patrzy�, jak ci�ar�wka znika we wn�trzu warsztatu. Od razu poczu�
si� nieswojo. Jego miejsce by�o na szczycie. Mia� chroni� Ginny. Modli� si�
dziko o morderstwo do nieobecnych bog�w genetycznych. Nie spuszcza� wzroku z
Psa, odk�d tamten si� pojawi�. Jego zmys�y zaatakowa�y pierwotne zapachy,
archaiczne l�ki i pragnienia. Pies zatrzasn�� bram� i odwr�ci� si�. Nie
podszed�, jedynie si� odwr�ci�.
- Jestem Pies Quick - powiedzia�, pr꿱c ow�osione ramiona. - Nie dbam
zbytnio o Oposy.
- Ja nie dbam zbytnio o Psy - powiedzia� Opos Dark.
Pies zdawa� si� rozumie�.
- Co robi�e� przed wojn�?
- Pracowa�em w skansenie. Nasze Prymitywne Pocz�tki. Ten rodzaj syfu. A ty?
- W ochroniarstwie, a gdzie indziej? - Pies skrzywi� si�. - Troch� si�
uczy�em elektroniki. Du�o wi�cej za�apa�em u Moro. Bywa�o gorzej. - Skin�� g�ow�
w stron� warsztatu. - Lubisz strzela� do ludzi z tej pukawki?
- Jak tylko mam okazj�.
- Grasz czasem w karty?
- Czasem - Opos Dark wyszczerzy� z�by. - My�l�, �e poradzi�bym sobie z Psem.
- O prawdziwe fanty? - Pies odwzajemni� grymas.
- Nowa, nie rozpiecz�towana talia, stawki na stole - powiedzia� Opos.
Moro zjawi� si� w Chacie Ruby'ego Johna ko�o po�udnia. Ginny mia�a p�osobn�
lo�� zas�oni�t� kocem.
Zd��y�a ju� si� wyk�pa�, sple�� w�osy i obci�� nogawki d�ins�w. Moro zapar�o
dech.
- B�dzie na jutro rano - powiedzia�. - Kosztuje dziesi�� galon�w wachy.
- Dziesi�� galon�w? To zdzierstwo, wiesz o tym.
- Kupuj albo olej. Masz zepsut� g�owic� w nadajniku. Wkr�tce pieprznie, jak
tego nie naprawisz. Nie spodoba�oby ci si� to. A ju� twoim klientom zupe�nie
nie.
Ginny zmi�k�a, ale tylko troch�.
- G�ra cztery galony.
- Osiem. Musz� sam dorobi� cz�ci.
- Pi��.
- Sze�� - powiedzia� Moro. - I zabieram ci� na kolacj�.
- Pi�� i p�, i chc� �eby o �wicie nie by�o mnie ju� w tym waszym potniku.
Musz� by� dobrze w drodze, kiedy s�o�ce zacznie przypieka� wasze urocze
miasteczko.
- Cholera, z tob� to jest weso�o.
Ginny u�miechn�a si�. S�odko, niespodziewanie rozbrajaj�co.
- Jestem w porz�dku. Powiniene� mnie lepiej pozna�.
- Ale jak to za�atwi�?
- Nie da rady. - U�miech znikn��. - Nie wchodzi w rachub�.
Wygl�da�o na to, �e na p�nocy pada. �wit by� ponury. Zm�cone, pozbawione
blasku ��cie i czerwienie.
Przynajmniej przez okno, kt�rego umy� nikt nie zada� sobie trudu. Moro
wyprowadzi� ju� ci�ar�wk�. Powiedzia�, �e dola� oleju i sp�uka� w�em ty�. Pi��
i p� galona opu�ci�o przyczep�. Ginny i Del odmierzali pod okiem Moro.
- Naprawd� - powiedzia� Moro - nie musicie tego robi�.
- Wiem - odpowiedzia�a Ginny, zerkaj�c z zaciekawieniem na psa, kt�ry
wygl�da� raczej dziwnie. Nie w sosie, nad�sany. Ginny pod��y�a za jego wzrokiem
i zobaczy�a Oposa na szczycie ci�ar�wki. Opos zademonstrowa� wilgotny, oposi
u�miech.
- Dok�d teraz? - spyta� Moro, pragn�c j� jak najd�u�ej zatrzyma�.
- Na po�udnie - odpowiedzia�a Ginny, jako �e by�a zwr�cona akurat w tym
kierunku.
- Nie radzi�bym - powiedzia� Moro. - Ludzie tam nie s� zbyt przyja�ni.
- Nie mog� grymasi�. Biznes to biznes.
- O nie - Moro potrz�sn�� g�ow�. - Taki biznes to z�y biznes. Na po�udnie i
wsch�d ci�gn� si� Suche Drogi. Potem masz Miasto Zag�ady. Jeszcze troch� i
wpadacie na Trakt. Mo�esz si� te� natkn�� na Fort Pru, band� sfrustrowanych
agent�w ubezpieczeniowych b��kaj�c� si� po r�wninie. Trzymaj si� od nich z dala.
Spotkanie nie jest warte nawet najwi�kszego zarobku.
- Jeste� nieoceniony - powiedzia�a Ginny. Moro przytrzyma� jej drzwi.
- Czy ty kiedykolwiek kogo� s�uchasz, madame? Daj� ci dobr� rad�.
- �wietnie, jestem tak wdzi�czna, jak tylko potrafi�.
Moro patrzy�, jak odje�d�a. Jej widok go zniewala�. Dzie� zdawa� si�
ogniskowa� w jej oczach. Nic z tego, co m�wi�, nie podoba�o si� jej do ko�ca.
Mimo to jej lekcewa�enie by�o dosy� przyjacielskie. Nie wyczuwa� w nim �adnej
z�o�liwo�ci.
Nazwa "Miasto Zag�ady" nie brzmia�a zbyt zach�caj�co. Ginny powiedzia�a
Delowi, �eby odbi� troch� na zach�d. Oko�o po�udnia na rozszala�ym obrze�u
�wiata pojawi�a si� ��ta mg�a, jakby kto� przeci�gn�� przez r�wnin� tani,
brudny dywan.
- Burza piaskowa-zawo�a� Opos z dachu. -Prosto od zachodu. Zupe�nie mi si�
to nie podoba. Lepiej skr��my. Wygl�da na to, �e k�opoty nadchodz� wielkimi
krokami.
Opos nie powiedzia� nic, czego sama by nie wiedzia�a. Mia� zwyczaj m�wi�
albo za ma�o, albo za du�o. Powiedzia�a mu, �eby os�oni� bro� i wszed� do
szoferki, bo piasek zasypie jego stanowisko, a nie ma w okolicy nic do zabicia,
co nie mog�oby poczeka�. Opos Dark marudzi�, ale zszed�. Zgarbiony na tyle
ci�ar�wki, wykonywa� pozorowane ruchy strzelca. �wiczy� w my�lach szybkie serie
i poprawk� na wiatr.
- Za�o�� si�, �e m�g�bym zwia� przed t� burz� - powiedzia� Del. - Czuj�, �e
by�bym w stanie to zrobi�.
- Zwia� dok�d? - spyta�a Ginny. - Nie wiemy, gdzie jeste�my i co jest przed
nami.
- Racja. Tym bardziej trzeba tam dotrze� jak najszybciej .
Ginny wysz�a z szoferki i rozejrza�a si� z pogard� po �wiecie.
- Mam pe�no piasku mi�dzy z�bami i w butach - skar�y�a si�. - Za�o�� si�, �e
ten Moro wie dok�adnie, gdzie najcz�ciej wyst�puj� burze. Dam sobie g�ow�
uci��, �e tak w�a�nie jest.
- Wyda� mi si� przyzwoity - powiedzia� Del.
- I o to chodzi - powiedzia�a Ginny. - Komu� takiemu w og�le nie mo�na ufa�.
Wygl�da�o na to, �e burza potrwa jeszcze par� dni. A Ginny s�dzi�a, �e w
godzin� b�dzie po wszystkim. Niebo wygl�da�o okropnie, jak kapu�niak. Ziemia
wygl�da�a tak, jak wygl�da�a. Ginny nie odczuwa�a r�nicy pomi�dzy piaskiem,
kt�ry w�a�nie odlecia�, a nowo nawianym. Del ponownie uruchomi� ci�ar�wk�.
Ginny pomy�la�a o wczorajszej k�pieli. Wschodnie Z�e Nowiny mia�y swoje zalety.
Kiedy wjechali na najbli�sze wzniesienie, Opos Dark zacz�� tupa� w dach.
- Pojazdy z lewej burty - krzykn��. - Osobowe, furgonetki, platformy i
p�platformy. Autobusy wszelkiej ma�ci.
- Co robi�? - spyta� Del.
- Jad� prosto na nas. Ci�gn� drewno.
- Co? - Ginny zrobi�a zdziwion� min�. - Do cholery, Del, zatrzymasz si�, czy
nie? Og�upia�e� chyba od tej jazdy.
Del zatrzyma� si�. Ginny zaj�a miejsce obok Oposa, �eby popatrze�. Karawana
zachowywa�a prost� lini�. Pojazdy w�a�ciwie nie ci�gn�y drewna... ale ci�gn�y
je. Ka�dy z nich wi�z� fragment �ciany. Powi�zane po kilka, zaostrzone na ko�cu
pale. Samoch�d prowadz�cy zakr�ci�, inne posz�y w jego �lady. Prowadz�cy skr�ci�
jeszcze raz. Po chwili na r�wninie stan�a palisada, tworz�c r�wny jak
odrysowany od linijki kwadrat. Palisada z bram�. Nad bram� widnia� napis:
FORT PRU
Gry Losowe & Rozrywki
�wier� �ycia . Ca�e �ycie . P� �ycia .
�mier�
- Nie podoba mi si� to - powiedzia� Opos Dark.
- Tobie si� nie podoba nic, co jeszcze �yje - powiedzia�a Ginny.
- Maj� bro� kr�tk� i wygl�daj� na band� nerwus�w.
- S� po prostu narwani, Oposie. To samo, co nerwus, w przybli�eniu. -Opos
udawa�, �e rozumie. -Zdaje si�, �e zrobili post�j na noc - zawo�a�a Ginny do
Dela. - Zr�bmy jaki� biznes: Koszta w�asne wci�� rosn�.
Pi�ciu z nich podesz�o do ci�ar�wki. Wygl�dali jak bracia. �yla�ci,
opaleni. Nadzy do pasa, wyj�wszy ko�nierzyki i krawaty w paski. Ka�dy z nich
mia� ze sob� p�ask� walizeczk� nie grubsz� ni� dwie kromki chleba bez mas�a.
Dwaj mieli wetkni�te za pasy pistolety. Ich przyw�dca uzbrojony by� w zgrabnego
obrzyna, dwunastk� Remingtona. Strzelba zwisa�a mu na brzuchu, na pasku od
gitary w barwach ochronnych. Delowi facet zupe�nie nie podoba� si�. Mia�
nieskazitelnie bia�e z�by i �ys� czaszk�. Oczy koloru wyrzuconej na brzeg
meduzy. Przestudiowa� napis na ci�ar�wce i spojrza� na Dela.
- To masz tam w ko�cu kurw�, czy nie?
Del spojrza� mu prosto w oczy.
- Jestem nieco zdegustowany. Co za s�ownictwo.
- Hej. - Facet pu�ci� oko do Dela. - Nie musisz nam wciska� kitu. My te�
robimy w show-biznesie.
- Naprawd�?
- Ko�o fortuny i uczciwe karty. Dreszczyk, jaki na pewno lubisz. Jestem
g��wnym rzeczoznawc� tej za�ogi. Fred. Strasznie niesympatyczny ten zwierzak na
g�rze. Nie ma powodu, �eby mi celowa� w szyj�. Jeste�my przyja�nie nastawieni.
- Nie widz� powodu, dlaczego Opos mia�by sk�pa� okolic� w o�owiu i w sraczce
- powiedzia� Del. - Chyba �e przychodzi ci do g�owy co�, o czym ja nie mam
poj�cia.
Na to Fred u�miechn�� si�. S�o�ce uczyni�o z jego g�owy wielk�, z�ocist�
kul�.
- My�l�, �e spr�bujemy twojej dziewczyny - powiedzia� do Dela. -Oczywi�cie,
najpierw musimy j� obejrze�. Co za to bierzesz?
- Rzeczy r�wnie cenne, co m�j towar.
- Mamy co� takiego. -G��wny rzeczoznawca znowu pu�ci� oko. Ten nawyk
zaczyna� ju� Dela dra�ni�. Fred skin�� g�ow� i jeden z jego ludzi wyci�gn�� z
walizeczki bia�y, czysty papier. - Czerpany - powiedzia�, kartkuj�c papier
kciukiem. - W pi��dziesi�ciu procentach lniany, mamy go na ryzy. Nigdzie takiego
nie znajdziesz. �wietny do pisania, albo mo�esz go zhandlowa�. Si�dma Brygada
Najemnych pisarzy przeje�d�a�a t�dy tydzie� temu. Ka�dy na koniu. Prawie nas
ogolili, ale kilka ryz si� zachowa�o. Mamy te� o��wki. Mirado 2 i 3, nie
zatemperowane, z gumkami na ko�cu.
Kiedy ostatni raz co� takiego widzia�e�? Bracie, to s� fanty na wag� z�ota.
Mamy te� zszywacze i formularze s�dowe. Do skarg, do za�ale�, jakie tylko
chcesz. Powiem ci: mamy z�oty interes na k�kach. A ty masz benzyn� pod plandek�
w przyczepie. Czu� j� a� tutaj. Przyjacielu, mo�emy si� dogada�. Moich
siedemna�cie nienasyconych gruchot�w ma prawie sucho w baku.
Pod czaszk� Dela co� zaiskrzy�o jak uk�ucie komara. Widzia� to w oczach
ubezpieczeniowca. To by�a ��dza benzyny, bez w�tpliwo�ci tamten zawzi�� si� na
co� wi�cej ni� tylko cielesne przyjemno�ci. Del czu� specjalnym androidowym
zmys�em, �e tamci zrobi� swoje, jak tylko b�d� mieli cie� szansy.
- Niestety, benzyna nie jest na handel - powiedzia� najspokojniej, jak
potrafi�. - Sprzedajemy tylko seks, nale�niki i niebezpieczne narkotyki.
- Nie ma sprawy - powiedzia� rzeczoznawca. - Jasne, nie ma sprawy. Tak mi
tylko przysz�o do g�owy. Zawo�aj t� swoj� laseczk�, a ja sprowadz� za�og�. Co
powiesz na p� ryzy za faceta.
- Ca�kiem uczciwa cena - powiedzia� Del, zdaj�c sobie spraw�, �e p� tej
ceny by�oby okey. Mia� przera�liw� �wiadomo��, �e Fred zamierza zabra� z
powrotem wszystko, co zap�aci.
- Ten ca�y Moro mia� racj� - powiedzia� Del. - Te ch�opaki od ubezpiecze� to
syf. Lepiej si� zmywajmy, i to szybko.
- Phi - parskn�a Ginny - tacy w�a�nie s� faceci. Startuj� jak rozjuszone
brytany, a ko�cz� jak kotki ch�epcz�ce �mietank�. Taka jest natura bran�y
ch�do�enia. Sam si� przekonasz. A poza tym nie podskocz� Oposowi.
- Jak staniesz w ogniu, deszcz ci nie pomo�e - mrukn�� Del. - Dobra, nie
odczepiam benzyny. Ustawi� scen� nad przyczep�, tak te� mo�esz wykona� swoje
numery.
- R�b, jak ci wygodnie - powiedzia�a Ginny, ca�uj�c plastykowy policzek i
wypychaj�c Dela za drzwi. -A teraz spadaj, bo musz� zaraz by� milutka.
Wygl�da�o, �e idzie dobrze. Cheerleaderka Barbara Jean obudzi�a lepkie sny,
uczyni�a usta m�czyzn suchymi jak w�e pustynne. Podprowadzi�a pod Nauczycielk�
Sally i Siostr� Nor� tajne zakamarki m�skiej duszy. Mo�e Ginny mia�a racj�,
pomy�la� Del. W obliczu kobiecych wdzi�k�w faceci tracili sw�j normalny,
bandycki wygl�d. Po numerku jeden z drugim nie by� w stanie zniszczy�
czegokolwiek przez godzin� albo i dwie. Nie mia� g�owy do zabijania przez p�
dnia. Del m�g� tylko fantazjowa� na temat dzia�ania tej magii. Dane to jedna
sprawa, przytulanki co� zupe�nie innego.
Napotka� spojrzenie Oposa i poczu� si� bezpiecznie. Czterdziestu o�miu
m�czyzn czeka�o na swoj� kolej. Opos zna� kaliber ich broni, d�ugo�� ostrza
ka�dego no�a. Jego czarna, podw�jna pi��dziesi�tka czuwa�a nad nimi.
Fred rzeczoznawca przysun�� si� do niego i u�miechn�� krzywo.
- Trzeba by pogada� o tej benzynie, najwy�szy czas.
- S�uchaj - powiedzia� Del. - Ju� m�wi�em, �e benzyna nie jest na handel.
Jed� pogada� z ch�opakami z rafinerii, tak jak my.
- Pr�bowa�em. Nie potrzebuj� materia��w biurowych.
- To ju� nie m�j problem - powiedzia� Del.
- Mo�e i tw�j.
Del nie przeoczy� zaostrzenia tonu.
- Chcesz co� powiedzie�, to m�w.
- Po�owa waszej benzyny. P�acimy za dziewczyn� zgodnie z umow� i nie robimy
�adnych trudno�ci.
- Zapomnia�e� o nim?
Fred przyjrza� si� Oposowi Darkowi.
- Mnie bardziej sta� na straty ni� ciebie. S�uchaj, wiem, co ty jeste�,
przyjacielu, wiem, �e nie jeste� cz�owiekiem. Mia�em androida CPA dok�adnie
takiego jak ty przed wojn�.
- Trzeba by pogada� - powiedzia� Del, zastanawiaj�c si�, co robi�.
- I o to chodzi, to w�a�nie chcia�em us�ysze�.
Pierwszy klient Ginny wytoczy� si� na zewn�trz, z dzikim wzrokiem, blady jak
papier.
- O rany, spr�bujcie tej Siostry-j�kn�� do pozosta�ych. - W �yciu nie mia�em
nic takiego!
- Nast�pny - powiedzia� Del i zacz�� gromadzi� czerpany papier. - Grane s�
prawdziwe ��dze, nie m�wi�em?
- Dziewczyna te� jest plastykowa? - spyta� Fred.
- Prawdziwa jak ty - powiedzia� Del. - Zawarli�my co� w rodzaju umowy, sk�d
mam wiedzie�, �e dotrzymasz s�owa?
- O Jezu - powiedzia� Fred - za kogo mnie bierzesz? Masz moj� przysi�g�
Agenta Ubezpiecze� na �ycie!
Drugi klient wypad� przez zas�on�, zadrobi� w miejscu i pad� na twarz.
Podni�s� si� i otrz�sn��. Wygl�da� na ci�ko poszkodowanego, mia� krew w
k�cikach oczu.
- Przepraszam na chwilk� - powiedzia� Del do Freda i w�lizgn�� si� za
kurtyn�. - Co ty tu wyprawiasz? - zapyta� Ginny. - Ci faceci wygl�daj� jak
przepuszczeni przez m�ockarni�.
- Nie mam poj�cia - powiedzia�a Ginny, w po�owie drogi mi�dzy Nor� i Barbar�
Jean. - Ten ostatni rzuca� si� jak w�ciek�y w��. W�osy sobie zacz�� wyrywa�. Co�
tu nie gra. To musz� by� ta�my, Del. Czuj�, �e Moro wpu�ci� nas w maliny.
- To ju� mamy dwa problemy - powiedzia� Del. - Bo szef tej bandy ��da naszej
benzyny.
- Na Boga, nie mo�e jej dosta�.
- Ginny, ten facet a� si� �lini. Powiedzia�, �e spr�buje si� z Oposem.
Lepiej si� zmywajmy, jak jeszcze mo�emy.
Ginny potrz�sn�a przecz�co g�ow�.
- To by ich na pewno wkurzy�o. Daj mi par� minut. Przerabiali�my ju� Nor� i
Sally. Prze��cz� na Barbar� Jean i zobaczymy.
Del wyskoczy� na zewn�trz. Pomys� wydawa� mu si� co najmniej w�tpliwy.
- To musi by� kobitka... - powiedzia� Fred.
- Co� dzi� w ni� wst�pi�o. Twoi ch�opcy od ubezpiecze� nie�le j� nakr�cili.
Fred wyszczerzy� si�.
- Chyba sam spr�buj�.
- Nie radz� - powiedzia� Del.
- Czemu nie?
- Niech si� troch� uspokoi. Mo�e by� wi�cej ni� by� chcia�.
Od razu zobaczy�, �e powiedzia� co� bardzo nie tak. Twarz Freda przybra�a
barw� keczupu.
- O �e� ty plastykowy kawa�ku g�wna! Poradz� sobie z ka�d� kobiet�, �yw�...
albo sklecon� z zestawu.
- Ale� prosz� - powiedzia� Del, czuj�c, �e marnuje czas. - Wolne od op�aty.
- Jasne, kurwa, �e wolne. - Fred wypchn�� pierwszego m�czyzn� w kolejce.
-Hej, panienko, przygotuj si�. Jestem got�w na wszystkie twoje sztuczki.
Pozostali m�czy�ni wznie�li wiwat. Opos Dark, kt�ry rozumia� przynajmniej
trzy pi�te k�opot�w, w jakie popadli, rzuci� Delowi pytaj�ce spojrzenie.
- S� jakie� nale�niki? - kto� spyta�.
- Nie przypuszczam - odpowiedzia� Del.
Del rozwa�a� od��czenie zasilania. Samob�jstwo androida zdawa�o si� w�a�ciw�
reakcj�. Lecz nie min�y trzy minuty, jak z ci�ar�wki zacz�y dobiega�
nienaturalne wrzaski. Potem wrzaski przesz�y w skrzek. Agenci ubezpieczeniowi
zesztywnieli. Wreszcie pojawi� si� Fred, ca�kowicie zdruzgotany. Wygl�da� jak
kto�, kto nast�pi� na odcisk nied�wiedziowi. Jego cz�onki zdawa�y si� wygina� w
przeciwnym ni� zwykle kierunku. Nieprzytomnym wzrokiem szuka� Dela, oszo�omiony
i zdesynchronizowany. Potem wszystko rozegra�o si� w sekundach cienkich jak
ostrze brzytwy. Del spostrzeg�, �e Fred odnalaz� go. Zobaczy� wbite w siebie
oczy ziej�ce pustk�. Uniesienie ur�ni�tej dwururki by�o tak szybkie, �e
elektroniczne stopy nawet nie drgn�y, by usun�� si� z linii strza�u. Rami� Dela
eksplodowa�o. Zostawi� urwan� r�k� i rzuci� si� do ci�ar�wki. Opos by�
bezradny, rzeczoznawca sta� za blisko - poza zasi�giem strza�u. Podw�jna
pi��dziesi�tka przem�wi�a. Ubezpieczeniowcy rzucili si� do ucieczki. Opos
dziurawi� piasek i podrywa� uciekaj�cych w powietrzu, potrzaskanych i martwych.
Del dopad� siedzenia kierowcy, kiedy grad o�owiu spad na ci�ar�wk�. Czu�
si� troch� jak idiota, gdy tak siedzia� bez jednej r�ki, z drug� na kierownicy.
- Przesu� si� - powiedzia�a Ginny. - Nie dasz rady.
- Raczej nie.
Ginny rzuci�a w�z w gwa�towny skr�t.
- Nigdy w �yciu nic takiego nie widzia�am - powiedzia�a przekrzykuj�c
silnik. - Pod��czy�am tego biednego facia i od razu dosta� drgawek, ko�ci
trzeszcza�y jak patyczki. Najcholerniejszy orgazm, jaki widzia�am.
- Co� po prostu dzia�a nie tak.
- Tyle to sama wiem, Del. O Jezu, co to?!
Ginny zakr�ci�a kierownic�, kiedy spora cz�� pustyni unios�a si� pionowo w
g�r�. Dymi�cy piasek obsypa� ci�ar�wk�.
- Rakiety - powiedzia� Del ponuro. - To dlatego uwa�ali �e nasz szybkopalcy
Opos to pestka. Patrz, gdzie jedziesz dziewczyno!
Przed nimi wystrzeli�y dwa s�upy ognia. Del wychyli� si� przez okno i
spojrza� w ty�. Za nimi pod��a�a po�owa �cian Fortu Pru. Opos zasypywa� gradem
kul wszystko w zasi�gu wzroku, ale nie m�g� si� zorientowa�, sk�d nadlatuj�
rakiety. Zaczepne wozy ubezpieczeniowc�w rozjecha�y si� i sz�y na nich ze
wszystkich stron.
- Pr�buj� nas otoczy� - powiedzia� Del. Z prawej wybuch�a rakieta. - Ginny,
naprawd� nie wiem, co robi�.
- Jak tw�j kikut?
- Takie tam elektryczne �askotki. Jak dzwonek do drzwi o kilometr st�d.
Ginny, jak nas otocz�, le�ymy.
- Trafi� w benzyn�, b�dzie po zmartwieniach. O Bo�e, na choler� o tym
pomy�la�am?
Opos trafi� dok�adnie p�platform�. Stan�a i zdech�a, padaj�c na wznak jak
robak. Del m�g� si� przekona�, �e bycie jednocze�nie samochodem i �cian�
stwarza�o problemy, z kt�rych g��wnym by�a r�wnowaga.
- Jed� prosto na nich - poradzi� Ginny - a potem ostro skr�caj. Oni nie mog�
szybko zawr�ci� na tej szybko�ci.
- Del!
Kule zagrzechota�y o ci�ar�wk�. Co� g�ucho hukn�o. Ci�ar�wka przechyli�a
si� i utkwi�a w miejscu. Ginny zdj�a r�ce z kierownicy i zrobi�a ponur� min�.
- Wygl�da na to, �e trafili w opony. Mamy flakajak cholera. Wy�a�my z tego
pud�a.
I co dalej? - zastanawia� si� Del. My�li t�oczy�y si� w jego g�owie.
Przeczuwa� zbli�aj�c� si� awari�.
Pojazdy Fortu Pru zatrzyma�y si� z piskiem. Agenci ubezpieczeniowi
wyskoczyli i jak szaleni p�dzili na nich r�wnin�, strzelaj�c z lekkiej broni i
rzucaj�c kamieniami. W pobli�u wybuch�a rakieta.
Bro� Oposa nagle umilk�a. Ginny skrzywi�a si� z niesmakiem.
- Nie powiesz, �e sko�czy�a si� amunicja. Sk�d we�miemy now�?
Opos zacz�� co� m�wi�. Del pomacha� ocala�� r�k� na p�noc.
- Hej, a co to znowu?
Nagle w szeregach ubezpieczeniowc�w powsta�o zamieszanie. Na wzniesieniu
pojawi�a si� znajoma furgonetka. Kierowca wymachiwa� w�r�d zgie�ku, miotaj�c
granaty. Wybucha�y w wi�zkach jak �wietliste, r�owe bukiety. Odkry� cz�owieka z
wyrzutni� rakiet le��cego p�asko na dachu autobusu. Granaty uziemi�y go.
Ubezpieczeniowcy oddali pole i rzucili si� do ucieczki. Ginny ujrza�a szczeg�lny
widok. Za samochodem zjawi�o si� sze�� czarnych harley�w. Psy Chow-chow
uzbrojone w Uzi pustoszy�y szeregi uciekaj�cych, z rykiem motor�w wzbijaj�c
fontanny piasku. Nie mieli lito�ci, odstrzeliwali maruder�w jak kr�liki.
Tylko nielicznym ubezpieczeniowcom uda�o si� znale�� os�on�. Za chwil� by�o
ju� po wszystkim. Ford Pru pierzch� w rozsypce.
- To si� nazywa w sam� por� - powiedzia� Del.
- Nie cierpi� Chow-chow - powiedzia� Opos. - Maj� czarne j�zyki i w og�le.
- Mam nadziej�, ludziska, �e nic wam si� nie sta�o - powiedzia� Moro. - Oho,
przyjacielu, wygl�da, �e ci r�k� urwa�o.
- To nic powa�nego - powiedzia� Del.
- Jestem ci wdzi�czna - powiedzia�a Ginny. - My�l�, �e powinnam to
powiedzie�.
Jej nieodparty urok, jej spontaniczna niewdzi�czno�� znowu podbi�y Moro. Ta
pon�tna smuga smaru na jej kolanie.
Pomy�la�, �e jest milutka jak szczeniaczek.
- Pomy�la�em, �e powinienem to zrobi�. W zaistnia�ych okoliczno�ciach.
- A c� to za okoliczno�ci? - spyta�a Ginny.
- Ten cholerny Owczarek jest jakby odpowiedzialny za wszelkie mo�liwe wasze
problemy. Troch� si� wkurzy�, jak Opos go obrobi�. My�l�, �e to by� poker.
Oczywi�cie mog�a by� szulerka i znaczone karty, tego nie wiem.
Ginny zdmuchn�a grzywk� znad oczu.
- Nie widz� zbyt wiele sensu w tym, co szanowny pan m�wi.
- Jest mi naprawd� g�upio. Pies si� wnerwi� i jakby spieprzy� tw�j nadajnik.
- Pozwoli�e� Psu naprawi� m�j sprz�t? - spyta�a Ginny.
- To �wietny fachowiec. G��wnie moja szko�a. Okay, tylko si� nie z�o��. To,
jak s�ysza�em, wrodzone u tych Owczark�w. No wzi�� i po��czy� twoje ta�my w
p�tl�, i przy�pieszy� je. Klient dostaje siedem razy wi�cej ni� to, za co
zap�aci�.
Numer z szybko�ci� 7 Mach�w. Mo�e spowodowa� obra�enia cielesne.
- O Bo�e! Powinnam ci� na miejscu zastrzeli� - powiedzia�a Ginny.
- S�uchaj, rzuci�em robot� i przyjecha�em tutaj najszybciej, jak mog�em. I
wzi��em paru przyjaci� do pomocy, koszta bior� na siebie.
- No my�l� - powiedzia�a Ginny. Psy Chow-chow siedzia�y na swoich harleyach
w pewnej odleg�o�ci i gapi�y si� na Oposa, a Opos gapi� si� na nie. Po cichu
podziwia� ich sk�ry z wyszytym na plecach emblematem Whiskasa.
- Koszta podlicz� - powiedzia�a Ginny. - Oczekuj� pe�nej naprawy.
- Jasna sprawa. Oczywi�cie, b�dziesz musia�a troch� poby� w Z�ych Nowinach.
To chwil� zajmie.
Uchwyci�a jego spojrzenie i zebra�o jej si� na �miech.
- Uparty z ciebie skurwiel. Dostaniesz to. A co zrobisz z Psem?
- Potrzebujecie mi�sa do nale�nik�w. Mo�emy si� dogada�.
- Brrr. Chyba na to nie p�jd�.
Del zacz�� si� miota� jak po obwodzie kwadratu lub trapezu. Jego kikut
dymi�.
- Na Boga, Oposie, usi�d� na nim czy jak - powiedzia�a Ginny.
- Mog� to naprawi� - poinformowa� j� Moro.
- Jak dla mnie, do�� ju� naprawi�e�.
- Zobaczysz, �e b�dziemy si� rozumie�.
- My�lisz? - spyta�a Ginny z niepokojem. - Chyba nie powinnam si�
przyzwyczaja� do tego, �e jeste� w pobli�u.
- To si� mo�e zdarzy�.
- R�wnie dobrze mo�e si� n i e zdarzy�.
- Popatrz�, co z t� opon� - powiedzia� Moro. - Trzeba schowa� Dela w cieniu.
A ty pomy�l, w czym p�jdziesz na kolacj�. Wschodnie Z�e Nowiny to szykowne
miejsce.
Prze�o�y� Jacek Suchecki