4777
Szczegóły |
Tytuł |
4777 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4777 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4777 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4777 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ron Collins
SPRAWA HONORU
- Praca dla kogo�, kto pozwala ci si� obija� przez ca�y dzie�, musi by�
przyjemna. -
Komputer przem�wi� zgrzytliwym, gard�owym g�osem, zupe�nie jakby mia� za sob�
trzydzie�ci lat na�ogowego
palenia.
Chris zamamrota� co� z niech�ci�. Na jego biurku tkwi� do po�owy zjedzony
snickers. Odgryz� kolejny kawa�ek i
sp�uka� gard�o �ykiem ciep�ej G�rskiej Rosy.
- Od tego cukru zepsuj� ci si� z�by - skomentowa� komputer.
Chris odchyli� si� do ty�u na krze�le, z r�koma za�o�onymi za g�ow�.
- Niech to diabli - zakl�� cicho pod nosem.
System gada� tak od samego rana i ju� dawno wyczerpa� jego cierpliwo��. Na dobr�
spraw� komputer nie powinien w
og�le generowa� �adnych d�wi�k�w - z wyj�tkiem muzyki z najnowszej p�yty
Kosmicznych Ch�opc�w, kt�r� Chris
wsun�� dzisiaj rano do kieszeni odtwarzacza.
- Mam przer�bane. Totalnie przer�bane - powiedzia� Chris.
- Wirus ci�gle daje ci popali�? - odezwa� si� Kevin Johnson ze swojej kabiny po
przeciwnej stronie sali.
Chris potakn�� ruchem g�owy
- Jestem sko�czony - odpar� ponuro.
- C�, czasem ty �amiesz kod, a innym razem kod �amie ciebie - us�ysza�.
Chris siedzia� wczoraj w biurze do p�nej nocy i korzystaj�c ze sprz�tu firmy
oddawa� si� ulubionemu hobby, kt�re
polega�o na w�amywaniu si� do innych komputer�w, sma�eniu kod�w
zabezpieczaj�cych i zabawianiu si� nowymi
pomys�ami dotycz�cymi szyfrowania. Oczywi�cie post�powa� wbrew wszelkim zasadom,
a teraz przysz�o mu za to
zap�aci�. Wirus, kt�rego �ci�gn�� Chris, by� wieloaspektowy i bardzo
zaawansowany technologicznie. U�ywa�
g�o�nik�w komputera i m�wi�, i mikrofonu, �eby odbiera� d�wi�ki z zewn�trz.
Kiedy Chris od��czy� minikamer�,
wirus utworzy� po��czenie sieciowe umo�liwiaj�ce mu dost�p do kamer systemu
ochrony. Dzi�ki temu m�g� �ledzi�
poczynania Chrisa, gdy ten usi�owa� rozwi�za� sw�j problem.
Tak naprawd� powinien pracowa� teraz nad list� produkt�w i konsolidatorami baz
danych na stronie internetowej
firmy, aby ich wielcy kontrahenci mogli kupowa� lod�wki i zamra�arki
bezpo�rednio w sieci. W zamian kompania
sprzedawa�a ich adresy ca�emu stadu wiecznie nienasyconych spamer�w[1]. Bior�c
pod uwag� nadprogramowe zaj�cia
Chrisa, tylko dwie rzeczy pozwala�y mu wci�� zachowa� posad�. Po pierwsze, jego
koledzy uwa�ali, �e jest niez�ym
hakerem, a po drugie, jego szef nie potrafi� odr�ni� programu komputerowego od
wirtualnej kopii Wojny i pokoju.
- Hej! - Za jego plecami odezwa� si� znajomy g�os. Chris skrzywi� si� i obr�ci�
wraz z fotelem, aby spojrze� w oczy
Bobowi Kelleyowi.
- S�ucham, szefie? - powiedzia� wyczekuj�co.
Bob obdarzy� go u�miechem porcelanowej lalki. Nosi� zielony golf i szare
dokersy. W ten spos�b stara� si� dopasowa�
do ich gromady. Bob zawsze by� typem krawatowca i bez nienagannej koszuli oraz
odpowiednich dodatk�w wygl�da�
raczej niestosownie, nawet je�li by� teraz szefem Dzia�u Rozwoju Sieci.
Korporacja EveryAcc sprzedawa�a sprz�t AGD. Ostatnio Bob wcisn�� wojsku 250 000
suszarek do ubra�,
przedstawiaj�c je jako jednostki podgrzewaj�ce z nap�dem wirowym.
G��wnodowodz�cy by� pod takim wra�eniem, �e
wykupi� r�wnie� dziesi�cioletni serwis. W nagrod� Bob zosta� kierownikiem dzia�u
Technologii Informatycznej. To
by�o do przewidzenia, pomy�la� Chris. Umieszczenie na tym stanowisku cz�owieka,
kt�ry nie mia� �adnego
do�wiadczenia z komputerami i sieci�, by�o bez w�tpienia najg�upsz� rzecz�, jak�
mog�a zrobi� firma.
- Do ko�ca tygodnia dostarczysz mi swoje IPR, dobrze? - powiedzia� Bob.
- Jasne. Oczywi�cie. �wietnie - zapewni� Chris przypominaj�c sobie jak przez
mg��, �e IPR oznacza Indywidualny Plan
Rozwoju.
- ��cznie z list� szkole�, jakie odby�e� w ci�gu ostatnich trzech lat. I jeszcze
spis twoich pomys��w dotycz�cych
kolejnych projekt�w, tak? - kontynuowa� Bob.
- Dwa lata temu sko�czy�em szko��, szefie.
- Racja. - Bob uni�s� jasn� brew. - Ale ja musz� mie� kompletne dane. Czy to
jasne? - doko�czy�.
Chris poczu� ssanie w �o��dku.
- Oczywi�cie - odpowiedzia�. - Koniec tygodnia.
Bob oddali� si�, zapewne po to, �eby wykona� jakie� nast�pne odg�rne zlecenie.
- Ten facet to dyplomowany dupek - powiedzia� komputer.
Chris zignorowa� komentarz i nerwowo potar� koniuszki palc�w.
Ekran promieniowa� szarym poblaskiem, na biurku tkwi�a sterta poradnik�w, a
mi�kkie obicia �cian jego kabiny mia�y
mdl�cy kolor wyblak�ego be�u.
- Zamierzasz co� robi� - spyta� komputer - czy b�dziesz po prostu siedzia� na
ty�ku przez ca�y dzie�?
Najpierw w��czy� firmowy program antywirusowy, jednak jego wr�g by� bardzo
wyrafinowany i najwyra�niej dobrze
uzbrojony. Bez trudu unieruchomi� program i wyczy�ci� pliki. Chris
przeinstalowa� wszystko, ale wirus znowu po�kn��
antywirusa.
- Wet za wet - skomentowa� komputer. Chris s�ysza� rechot, kt�rego �r�d�o
zlokalizowane by�o gdzie� na po�udnie od
p�yty g��wnej. �ci�gn�� z Internetu najnowsz� wersj� biblioteki wirus�w i
spr�bowa� jeszcze raz. Komputer znowu
zniszczy� wszystkie pliki. Chris nie mia� teraz absolutnie �adnej ochrony.
Tego popo�udnia Bob zwo�a� zebranie zespo�u.
- Musicie przyj�� bez wzgl�du na okoliczno�ci - poinformowa� ze swoim
standardowym u�miechem na twarzy.
No i Chris wyl�dowa� w ciasnej sali konferencyjnej wraz z sze�cioma innymi
pracownikami, kt�rzy podobnie jak on,
woleliby robi� zupe�nie co� innego.
Bob oczywi�cie si� sp�nia�.
Kevin Johnson siedzia� na rogu i bawi� si� kijem baseballowym. Pug Weathers,
jeden z programist�w, kt�ry jaki� czas
temu opu�ci� Dolin� Krzemow�, zwyk� by� u�ywa� tego przedmiotu na zebraniach w
celu "pozyskania sympatii dla
jego pogl�d�w". Wszyscy polubili jego rytua� tak bardzo, �e Pug zostawi� w ko�cu
pa�k� w sali konferencyjnej. Od tej
chwili kij baseballowy sta� si� ceremonialnym ber�em Puga Weathersa - symbolem
przyw�dztwa na zebraniach.
- Pewnie kto� potrzebuje pomocy przy sieci - zamrucza�a Gail Francis i zab�bni�a
w pil�niowy blat sto�u
pomalowanymi na odblaskowy r� paznokciami.
Chris u�miechn�� si� ironicznie.
Gail pracowa�a jako pomoc techniczna. Jej stanowisko by�o sennym koszmarem
niemal ka�dego kreatora-informatyka.
Ale praca przy biurku to co innego ni� wyczekiwanie w malutkim pokoiku
konferencyjnym na sp�niaj�cego si� szefa.
Gail mia�a jasne, obci�te na pazia w�osy, a jej niebieskie oczy, zadarty nos
Natalie Imbruglia oraz sk�onno�� do
przemawiania wysokim, lekko zdyszanym g�osem sprawia�y, �e z �atwo�ci� mo�na
by�o uzna� Gail za typow� s�odk�
idiotk�. Chris jednak nie da� si� zwie�� pozorom. W�ama� si� kiedy� do sieci
przedsi�biorstwa i teraz mia� sta�y dost�p
do wszystkich zapisanych tam plik�w. Wiedzia� doskonale, �e Gail u�ywa�a j�zyka
komputerowego z niezwyk��
inteligencj� i precyzj�. Jej kod by� czysty, a logika elegancka. Gail pos�usznie
wykonywa�a skomplikowane procedury
rutynowe. Wola�a raczej wg��bi� si� w szczeg�y, przej�� przez wszystkie etapy
po kolei i wprowadzi� poprawki ni�
wrzuca� lokaln� procedur� protoko�u w obszary z niesko�czonymi rozwi�zaniami
tylko po to, �eby ca�o�� jako tako
gra�a. By�a jedyn� programistk� w firmie, kt�ra wed�ug Chrisa mog�a mie� podobne
zdolno�ci jak on sam. Gdyby mia�
wi�cej odwagi, zaprosi�by j� do restauracji. Jednak natura nie obdarzy�a go
nadmiarem �mia�o�ci, je�li chodzi o
kobiety. To, �e Gail by�a pi�kna, czyni�o j� w oczach Chrisa jeszcze bardziej
niedost�pn�.
Do sali konferencyjnej wkroczy� Bob.
- Przepraszam za sp�nienie - o�wiadczy� tonem, kt�ry wskazywa�, �e wcale nie
jest mu z tego powodu przykro.
Przeciwnie, w jego g�osie pobrzmiewa�a duma, i� jest na tyle wa�n� osobisto�ci�,
�e musi si� sp�nia� na ka�de takie
zebranie. Kreatorzy z u�miechem kiwn�li g�ow� na przywitanie. Kevin po�o�y�
ber�o Weathersa na stole i delikatnie
pchn�� je w stron� Boba. Kierownik dzia�u spojrza� na kij z niewyra�n� min�, ale
mimo wszystko zacisn�� palce na
jego w�skim ko�cu. Bob by� najbardziej niekompetentn� osob� pod s�o�cem i nikt
nie chcia�, �eby odszed� ze swojego
stanowiska. Jego ignorancja oznacza�a bowiem, �e wszyscy pracownicy dzia�u mieli
woln� r�k� - oczywi�cie pod
warunkiem, �e pod koniec dnia dostarczali gotowe wyniki swojej pracy.
- Wiem, �e jeste�cie tylko zwyk�ymi programistami - zacz�� Bob. - Pomy�la�em
jednak, �e powinni�cie wiedzie�, co si�
dzieje.
Chris skrzywi� si�. Zanosi�o si� na jedno z t y c h zebra�.
- Zostali�my pozwani - kontynuowa� Bob. - I tym razem sprawa jest powa�na.
- Pozwani? �wietnie - odezwa�a si� Gail. - Przez kogo?
Bob wykona� kijem p� obrotu.
- Elizabeth Freedan - powiedzia�. - Starsza pani zamieszka�a w East Lansing, w
Michigan. Ostatnio kupi�a u nas jedn� z
zamra�arek.
- I co, wybuch�a? - zapyta�a Gail.
- Nie - odpar� Bob wyra�nie zadowolony z faktu, �e kto� zadaje mu proste
pytania. - Zdaje si�, �e starsza pani uzna�a
zamra�ark� za �wietny kojec dla kotka.
Gail zach�ysn�a si� powietrzem.
- O Bo�e! - wykrztusi�a. - Naprawd�?
- Uchm - potakn�� Bob. - Pani Freedan ma, Bogu dzi�kowa�, dziewi��dziesi�t trzy
lata. Zdaje si�, �e nie chcia�a, aby
Puszek podar� pazurami obicie jej kanapy, wi�c w�o�y�a kotka do zamra�arki i
wyjecha�a na dwa tygodnie wakacji.
Kiedy wr�ci�a, Puszek by� ju� bardzo sztywn� mro�onk�.
Chris roze�mia� si�.
- Nie mo�e nas za to pozwa� do s�du - powiedzia�.
- Ale� mo�e. - Bob nagle spowa�nia�. - I zrobi�a to. Co wi�cej, prawnicy
twierdz�, �e pani Freedan ma ponad
osiemdziesi�t procent szans na wygranie procesu.
- O w mord�! - zakl�� Chris. - Ile ��da?
- Siedemdziesi�t pi�� milion�w.
- B�dzie mog�a za to kupi� par� �adnych kontener�w kocich tuszek - skomentowa�
Kevin.
- Staramy si� i�� na uk�ad. Proponujemy trzy i p� miliona oraz wycofanie
oskar�e� o celowe wyrz�dzenie krzywdy.
- Trzy i p� ba�ki za zamro�onego kota?! - wykrzykn�� Chris.
Bob wzruszy� ramionami.
- Male�stwo by�o prezentem od jej dawno zmar�ej matki, wi�c b�l psychiczny po
jego stracie jest wr�cz nie do
zniesienia.
- Jasne - skomentowa�a Gail.
- Pewnie podniesiemy ceny, �eby wyr�wna� deficyt finansowy - stwierdzi� Chris
tonem m�drca.
- To nie jest takie proste - odpar� Bob. - Jeste�my firm� dzia�aj�c� na rynku
towar�w, a SuperChain wypu�ci� w�a�nie
ca�� now� lini� urz�dze�, na kt�re daje rabat. Nie s�dzimy, aby g��wni klienci
zostali z nami, je�li podniesiemy ceny
naszych produkt�w.
- Wi�c co mamy z tym zrobi�? - spyta�a Gail.
- Och, nic. - powiedzia� Bob. - Chcia�em po prostu, �eby�cie wiedzieli.
Zebranie zako�czy�o si� par� minut p�niej. Wszyscy wstali i zacz�li wychodzi�
jeden po drugim, a ber�o Wearhersa
wyl�dowa�o z powrotem w rogu sali. Chris spojrza� na zegarek. Zebranie trwa�o
czterdzie�ci pi�� minut, je�li
uwzgl�dni� sp�nienie szefa oraz czas, jaki up�ynie, zanim ponownie umys�y
kreator�w powr�c� ca�kowicie do
problem�w, nad kt�rymi obecnie pracowali. Trzy kwadranse produktywnego czasu.
Czterdzie�ci pi�� minut,
pomno�one przez siedem os�b, razy sto dwadzie�cia dolar�w za godzin�. Firma
b�dzie musia�a zap�aci� 630 dolar�w
za informacj�, kt�r� mogli odczyta� w poczcie elektronicznej w ci�gu trzydziestu
sekund.
Ko� by si� u�mia�.
Po po�udniu Chris wypr�bowa� trzy kolejne programy skanuj�ce wirusy i
przetrz�sn�� strony hakerskie w
poszukiwaniu nowych rozwi�za�. �aden nowy program nie poradzi� sobie z
problemem. Nigdzie te� nie by�o
najmniejszej wzmianki o grasuj�cym w jego komputerze szkodniku. Chris przejrza�
rejestr sieciowy w nadziei, �e
znajdzie miejsce, z kt�rego pochodzi wirus, ale nie mia� szcz�cia. W ko�cu
zabrak�o mu pomys��w. M�g� ju� tylko
bezradnie grzeba� w kodzie binarnym. Sama my�l o przeinstalowaniu ca�ego systemu
sprawia�a, �e czu� w ustach
kleisto-gorzki smak pora�ki. Jednak, jak zwyk� mawia� Kenny James, jego
najlepszy przyjaciel z czas�w szkolnych,
"magnes czyni cuda z twardym dyskiem".
Zegar na monitorze wskazywa� 18.26. Chris ziewn�� i przeci�gn�� si�. Nagle zda�
sobie spraw�, �e pracuj�c zapomnia�
o przerwie na lunch. Przeformatowanie i ponowne za�adowanie wszystkiego zajmie
mu ko�o godziny, ale mo�e w tym
czasie skoczy� do w�oskiej knajpki po przeciwnej stronie ulicy i co� przegry��.
Sprawdzi� sterowniki sieci, �eby
upewni� si�, czy ma zapasow� kopi� plik�w, a potem uruchomi� formatowanie i
ruszy� do baru "U Jacka".
Trzy kwadranse p�niej poczu� si� znacznie lepiej. Kr�tki spacer pobudzi�
kr��enie krwi, a �o��dek by� przyjemnie
ci�ki po wch�oni�ciu w�oskiej bu�ki, szczodrze prze�o�onej plastrami salami,
kie�basy i grzyb�w, utopionych w
ogromnej ilo�ci sosu majonezowego - specjalno�ci zak�adu. Knajpka "U Jacka" by�a
najlepsz� rzecz� w ca�ej tej
robocie. W po��czeniu ze szklank� G�rskiej Rosy tworzy�a chyba najwspanialsz�
kombinacj� smak�w znan� we
wszech�wiecie.
Najpierw Chris przeinstalowa� system operacyjny, potem komplet aplikacji
pozasieciowych. Nieprzerwana cisza
brzmia�a w jego uszach niczym �piew ch�r�w anielskich. Wirus zosta�
unicestwiony, a Chris odzyska� pe�n� kontrol�
nad komputerem. Zn�w by� w swoim �ywiole. Kiedy system podstawowy by� stabilny,
Chris za�adowa� swoje pliki z
sieci, a potem "specjalne" programy, kt�re trzyma� na prywatnych dyskietkach.
W�a�nie sko�czy� zgrywa� zapasow�
kopi� pe�nej konfiguracji komputera, kiedy...
- Pewnie my�la�e�, �e mnie wykasujesz... Bitmanku?
Zaskoczony Chris rozbi� kolano o w�asne biurko. Ekran upstrzony ikonami pulpitu
spogl�da� na niego ch�odno. Obiad
podjecha� Chrisowi do gard�a.
- Ty skur... - wyszepta�.
- Chyba nie przypuszcza�e�, �e pozb�dziesz si� mnie tak �atwo, co? - us�ysza�.
Zmarszczy� brwi ze z�o�ci. Nagle to
wszystko przesta�o by� wy��cznie spraw� osobist�. Rozleg� sygna� poczty
elektronicznej. Przysz�a wiadomo�� od Gail.
"JESTE� U SIEBIE?" przeczyta�.
"TAK", odpisa� szybko.
"ZARAZ PRZYJD�", brzmia�a odpowied�.
Zegar wskazywa� 20.03. Co do diab�a Gail Francis robi�a w pracy o tej porze? Na
biurku le�a�y porozrzucane dyskietki
i p�yty kompaktowe, a tak�e sporo wydruk�w na temat technologii konstruowania
wirus�w. Gail by�a �wietna w
sprawach sieci. Gdy zobaczy te graty, zrozumie, �e dzieje si� tutaj co�
dziwnego. Je�eli na niego doniesie, bardzo
szybko dobior� si� do jego rekord�w sieciowych. Chris zacisn�� z�by i wrzuci�
tyle, ile si� da�o do szuflady biurka.
- Cze��. - Us�ysza� jej g�os za plecami w chwili, gdy sko�czy� usuwa� dowody
rzeczowe.
- Cze�� - odpar� zwracaj�c twarz ku Gail. - Co si� dzieje?
Dziewczyna opar�a si� o �cian� jego kabiny. W r�ku trzyma�a plik wydruk�w.
Pos�a�a w jego stron� zm�czony
u�miech. Chris widzia� ten wyraz twarzy ju� tysi�ce razy - szkliste,
zaczerwienione oczy niewyspanego kr�lika i
wymizerowany grymas zaci�ni�tych ust, kt�ry pojawia si� po kilku godzinach
�l�czenia przed monitorem. Ale na
obliczu Gail widnia�o co� jeszcze. W jej b��kitnych oczach migota� p�omie�,
kt�ry wyra�nie �wiadczy� o tym, �e
dziewczyna znalaz�a co� niezwyk�ego.
- Mam par� informacji na temat twojego problemu - powiedzia�a.
- Jakiego problemu? - uda� zdziwienie Chris.
- Mmmm, �wie�e mi�sko - wtr�ci� si� komputer. - Kto to?
- Niez�y towar, co? - stwierdzi�a Gail ura�onym tonem.
- W�a�ciwie to �aden problem. - Chris czu�, �e si� czerwieni. - Pracuj� nad tym
i za chwil� b�dzie po sprawie.
- Odpu�� sobie, Chris - powiedzia�a Gail. - �atwo mo�na dogrzeba� si� r�nych
rzeczy, je�li tylko umiesz si� do tego
zabra�. Wiesz to najlepiej. Jeste� prawdziwym specem.
- Uznam to za komplement - zamrucza� Chris.
- Dobrze - odpar�a. - To mia� by� komplement.
- Tylko si� za bardzo nie roztkliwiajcie nade mn�, ptaszyny - wtr�ci� si�
komputer.
W�oska kanapka od Jacka w �o��dku Chrisa zrobi�a par� fiko�k�w.
- Wi�c nie zamierzasz powiedzie� o tym Bobowi? - zapyta�.
Gail stan�a z za�o�onymi r�kami, czerwona z oburzenia.
- Gdybym mia�a zamiar ci� wsypa�, nie stercza�abym teraz tutaj z informacjami
dla ciebie! - rzuci�a.
Najwyra�niej zdenerwowa� j� swoim oskar�eniem i nie wiedzia� teraz, jak naprawi�
b��d. Podobnie, jak nie mia�
pomys�u na pozbycie si� wirusa.
- Co tam masz? - zapyta�.
Gail przykucn�a, aby pokaza� mu papiery. Jej ramiona i nogi by�y bardzo smuk�e.
Chrisa mimowolnie zachwyci�a
p�ynno�� ruch�w dziewczyny. Nie u�ywa�a perfum, ale mimo to rozsiewa�a wok�
siebie delikatny zapach gumy
mi�towej.
- Prze�ledzi�am twoje wczorajsze harce w sieci i wydoby�am ka�dy kawa�eczek
kodu, jaki za�adowa�e� na dysk -
zacz�a Gail. - Nast�pnie stworzy�am procedur� rozpoznawania wzorca, kt�ra
przeszuka�a kod binarny wirusa pod
wzgl�dem niekt�rych popularnych wywo�a� typu wej�cie-wyj�cie. Gdy pojawia�o si�
co� interesuj�cego, system
drukowa� to w postaci pliku, tak wi�c mo�na zobaczy�, z kim wsp�pracuje.
- S�dzisz, �e wirus wysy�a dane do �r�d�a? - zapyta�.
- W ka�dym razie stwierdzi�am, �e warto to sprawdzi� - odpar�a. - A oto co
znalaz�am.
Kartki by�y usiane r�nymi komentarzami, na kilku widnia�y zaznaczone kolorowo
fragmenty zapisu. Chrisa przeszed�
nagle zimny dreszcz, od kt�rego zje�y�y mu si� w�osy na karku.
- Co do...- zacz��.
Gail milcza�a.
To by�y trzy URLe - wyr�niaj�ce si� d�ugie, skomplikowane ci�gi, kt�re
przeprowadza�y dane przez system zapor
ogniowych i blok�w zabezpiecze�, a potem deponowa�y informacje w poszczeg�lnych
plikach. Wszystkie mia�y jedn�
wsp�ln� cech� - wiersz podkre�lony przez Gail.
Wewn�trzny Wydzia� Dochod�w.
- Cholera! - zakl�� Chris.
- Pomy�la�am, �e to mo�e ci co� podpowiedzie� - stwierdzi�a Gail.
- Jeste� z WWD? - zwr�ci� si� w stron� komputera.
- A co? My�la�e�, �e jestem Czarnoksi�nikiem z Krainy Oz? - us�ysza� w
odpowiedzi.
Umys� Chrisa pracowa� teraz z zawrotn� szybko�ci�.
- Co tutaj robisz? - spyta�. - Tamtej nocy nie rusza�em �adnych plik�w WWD.
Nawet ja nie jestem wystarczaj�co g�upi,
�eby to zrobi�.
- Nie �a�uj sobie, Bitmanku - zazgrzyta� komputer. - W twoim biurze siedzi
napalona babka, a ty nawet si� z ni� nie
um�wi�e� na randk�. Daj spok�j, stary! Czy mo�na by� jeszcze wi�kszym idiot� ni�
ty?
Chris poczu�, jak �o��dek podchodzi mu do gard�a. Siedzia� ruszaj�c ustami
niczym wyci�gni�ta z wody ryba i nie
m�g� wydoby� z siebie ani jednego s�owa. Gail przyjrza�a si� komputerowi i mocno
potar�a policzki.
- Uruchomi�e� procedury antywirusowe? - spyta�a ignoruj�c ostatni� uwag�.
- I jeszcze kilka dodatkowych program�w - przyzna� z niech�ci� Chris.
- I co?
- Nic.
- Wyczy�ci�e� dysk?
- Kiedy wys�a�a� wiadomo��, ko�czy�em w�a�nie reinstalacj�.
Gail westchn�a. Na jej twarzy pojawi� si� wyraz koncentracji. Chris pomy�la�,
�e teraz dziewczyna wygl�da bardziej
atrakcyjnie, ni� to sobie wyobra�a�.
- Zatem musimy go zniszczy� - powiedzia�a po chwili, a k�cik jej ust uni�s� si�
w psotnym grymasie, kt�ry z
pewno�ci� oznacza� podj�cie wyzwania.
- Och, cudownie! - zachichota� komputer. - Bitmanka do��cza do Bitmana!
Postarajcie si� dobrze, dzieciaki. Chocia� i
tak mnie nie dorwiecie!
Chris zap�on�� s�usznym gniewem, a nast�pnie zazgrzyta� z�bami i rzuci�
spojrzenie Clinta Eastwooda patrz�cego na
zach�d s�o�ca w jednym ze spaghetti western�w. Obra�anie go to jedna sprawa, ale
popisy przed pi�kn� programistk�
to co� zupe�nie innego.
- Do dzie�a! - powiedzia�.
Haker potrafi dostrzec doskona�o��. Prawdziwy za� "specjalista" ceni przede
wszystkim funkcjonalno�� i oczywi�cie
efekt. Innymi s�owy, dobry haker wie, kiedy si� w�amywa�, a kiedy po prostu
po�ycza�. Pod tym wzgl�dem Chris by�
prawdziwym fachowcem.
Procedura napisana przez Gail okaza�a si� sprytnie ukr�conym �a�cuszkiem kodu,
dobrze pomy�lanym i �atwym do
zastosowania. Rozdzielili si� i zacz�li modyfikowa� zapis w poszukiwaniu r�nych
specyfik. Gdyby uda�o im si�
znale�� interfejs wej�cia-wyj�cia, b�d� mogli zablokowa� jego dzia�anie
niesko�czon� p�tl� przywo�a�. Kiedy Chris
dowie si�, w jaki spos�b wirus uzyska� dost�p do r�nych obszar�w jego systemu,
napisze program, kt�ry unieruchomi
intruza.
Ca�a procedura przypomina�a �owienie na w�dk� - wypuszczasz wiersz kodu, a potem
pozwalasz mu poskaka� troch�
w ogromnym bloku kodowym wirusa. Je�li program wraca pusty, zmieniasz przyn�t� i
zarzucasz "w�dzisko" jeszcze
raz. By� to frustruj�cy i powolny proces, ale niespodziewane towarzystwo Gail
sprawi�o Chrisowi du�� rado��. D�ugie
palce dziewczyny stuka�y mi�kko w klawiatur�, przyjemnie wype�niaj�c dookoln�
cisz�. Byli teraz dziwnie po��czeni,
jakby ka�de klikni�cie tworzy�o d�wi�ki supertechnologicznej symfonii.
Przez ca�y ten czas wirus rechota� i sypa� dowcipami.
Chris zamamrota� co� pod nosem. By�a 7.15. Przez rolety okienne przes�cza� si�
do pokoju blask s�o�ca. Chris �ykn��
troch� G�rskiej Rosy i wpatrzy� si� w zimn�, pust�, wypuk�� powierzchni� ekranu.
By� zm�czony, w g�owie dzwoni�o
mu od nadmiaru kofeiny i mia� wra�enie, �e warstwa teflonu pokrywa mu z�by. W
fotelu za jego plecami siedzia�a Gail
w nie lepszym stanie.
Na pocz�tku Chris przypuszcza�, �e wirus w�lizgn�� si� do jego komputera
podczepiwszy si� do jakiego� innego pliku.
Teraz jednak przekona� si�, �e ma do czynienia z aktywnym, samodzielnym
programem. To tylko komplikowa�o
spraw�. Wci�� nie m�g� zrozumie�, jak ta przekl�ta rzecz dosta�a si� do jego
systemu, a spos�b pozbycia si� wirusa
pozostawa� nie mniejsz� zagadk� ni� Tr�jk�t Bermudzki. Monitor Chrisa wy�wietli�
sze�cioelementow� instrukcj� i
adresy rejestru.
- Co ty wyprawiasz, kretynie? - wychrypia� wirus.
Chris waln�� pi�ci� w st�.
- Cholera! - zakl��. Nie lubi� traci� gruntu pod nogami.
Gail zerkn�a na niego ponad mi�kk� �cian� kabiny.
- Wszystko w porz�dku? - spyta�a.
- Tak - odpar� zawstydzony. W biurze powoli pojawiali si� ludzie, a on wci��
tkwi� w punkcie wyj�cia.
- W porz�dku - doda�. - Po prostu zaczynam mie� ju� do��.
Gail usiad�a znowu przy swojej klawiaturze.
- Pyta�em, co ty wyprawiasz? - odezwa� si� wirus, g�o�niej ni� poprzednio.
- Szukam twojego cholernego kodu - odburkn�� Chris.
Komputer prychn�� pogardliwie.
- Naprawd� jeste� dupkiem, wiesz?
Ca�a sytuacja nie mog�a si� wprost pomie�ci� Chrisowi w g�owie. Program
komputerowy na�miewa� si� z niego - to
by�a najwi�ksza obraza, z jak� si� spotka�. Skrzywi� si�; kiedy ju� ostatecznie
pokona wirusa, zata�czy na jego
krzemowym grobie. Zacz�� nowe wyszukiwanie. A tak w og�le, to co do diab�a robi
w jego komputerze wirus
stworzony przez WWD?
- Nie spiesz si� - dolecia�o z g�o�nik�w. - Ja tymczasem oblukam sobie struktur�
twoich plik�w i rekordy plik�w
startowych. Czy wiesz, �e w zesz�ym roku zap�aci�e� zbyt wysoki podatek
dochodowy? Tak przynajmniej wynika z
danych finansowych zapisanych w twoim domowym komputerze.
Ostatnie zdanie zmrozi�o krew w �y�ach Chrisa. Poczu� ch�odny dreszcz strachu
przebiegaj�cy wzd�u� kr�gos�upa.
- By�e� u mnie w domu? - spyta�.
- C�, pliki firmowe nie s� zbyt fascynuj�ce, a ja musia�em si� czym� zaj�� -
wyja�ni� komputer. - Poza tym dobrze jest
pozna� swego wroga, gdy ten pr�buje ci� roz�o�y� na �opatki.
- Jak to zrobi�e�?
- Nie jestem zwyk�ym programem.
Chris skurczy� si� w sobie. Co jeszcze mo�e zrobi� ten przekl�ty kod? Sprawa
przekracza�a chyba jego mo�liwo�ci.
Mo�e jego "magnes" by� zbyt s�aby? Mimo to Chris nie ustawa� w wysi�kach.
Wiedzia�, �e w pokoju �niadaniowym
przy termosie z kaw� gromadz� si� ludzie i dyskutuj� na temat wczorajszej
"wielkiej rozgrywki". Na ekranie pojawi�y
si� wyniki ostatniego wyszukiwania. Jest!
Mam ci�, gnojku! pomy�la� przygl�daj�c si� zapisom. Procedura wej�cia
promieniowa�a z ekranu niezwyk�ym wprost
pi�knem. Niewyra�ne, lecz do�� proste boczne drzwi pozostawione przez
programist�, kt�ry uzna�, �e mo�e jeszcze
kiedy� powr�ci do swojego dzie�a. Chris przewin�� do pocz�tku nag��wek i zacz��
kombinowa� - bufory danych,
procedury rozpoznawania g�osu, analizatory sk�adni komend i interpretatory
skryptu. Gdyby nie by� tak bardzo
zm�czony, ca�o�� zrobi�aby na nim du�e wra�enie. Szeroki u�miech rozlu�ni� szar�
twarz Chrisa. Czu� ju� niemal
zapach krwi, kt�r� za chwil� przeleje. Otworzy� nowy plik. Palce przefrun�y nad
klawiatur�. Chris nie rozumia� w
pe�ni technologii tworzenia wirusa, ale to co wiedzia�, powinno wystarczy�.
Wk�ada� podkute buty, dzieciaki! pomy�la�. Taniec zwyci�stwa na grobie krzemowym
ju� bliski.
Gail spojrza�a na niego przez rami�, zaciekawiona nag�ym o�ywieniem kolegi.
- Ca�kiem nie�le - zamrucza�a, ale Chris nie zwraca� na ni� uwagi.
Jego umys� tworzy� algorytm, kt�ry w miar� pisania przekszta�ca� si� w kod i
kontekst. Dziesi�� minut p�niej
powsta�a pierwsza wersja zapisu. Musia� jeszcze poprawi� b��dy kompilacji -
liter�wki by�y nieuniknione. Wkr�tce
jednak jego program antywirusowy by� gotowy.
- �ryj i zdychaj, fajansie - wyszepta� cicho i dramatycznym gestem uruchomi�
program.
- To nie by�o mi�e - wychrypia� wirus po chwili.
- Cooo? - Chris poczu�, jak jego �o��dek zmienia si� w kamienn� bry��.
- Wys�a�e� niewinny programik, �eby wykona� mokr� robot� - us�ysza�. - Co
chcia�e� zrobi�? Da� temu ma�emu
gnojkowi takie skomplikowane zadanie?
- Ja... ja... - j�ka� si� Chris.
- Nie martw si�. - Ton komputera nagle z�agodnia� i zacz�� ocieka� fa�szyw�
s�odycz�. Chris m�g� sobie bez trudu
wyobrazi� paskudny u�miech szale�ca, kt�ry rozlewa si� na nieistniej�cej twarzy
wirusa.
- Pogaw�dzili�my sobie nieco - ci�gn�� komputer. - Ja i tw�j programik. My�l�,
�e si� dogadali�my i wszystko jest w
porz�dku. Tyle �e ten ma�y facecik by� troch� podjarany, wi�c poszczu�em go na
twoje pliki. Mo�e znajdzie w nich
co�, co b�dzie m�g� zabi�.
Chris poczu� ciarki przechodz�ce po plecach. Przeszuka� system. Pliki znikn�y -
jego przegl�darka, prywatne zbiory i
kilka projekt�w strony internetowej dla firmy. Wszystko przepad�o!
- Cholera jasna! - wrzasn�� Chris ile si� w p�ucach. Przywr�cenie plik�w zajmie
godzin�, a kiedy sko�czy, wirus
zapewne znowu je wykasuje.
- Niech to szlag! - Zerwa� si� z fotela zaciskaj�c pi�ci.
Gail cofn�a si�.
Zgromadzeni w pokoju �niadaniowym ludzie gapili si� na niego, ale Chrisa ju� to
nie obchodzi�o. Przegra�! Pozosta�o
tylko jedno wyj�cie. Przemierzy� korytarz ze wzrokiem utkwionym w pod�odze i
chmur� morderczych my�li w g�owie.
Sala konferencyjna by�a pusta, a kij Weathersa sta� tam, gdzie go od�o�ono. By�
ch�odny i g�adki - przewrotne,
nikczemne narz�dzie. Chris uj�� go w d�onie i wyszed�, machaj�c pa�k� jak Mark
McGwire szykuj�cy si� do odbicia.
Koledzy rozst�powali si� przed nim. Sk�d� dobieg� go g�os szefa, ale Chris
zupe�nie zignorowa� wezwanie. Teraz liczy�
si� tylko pewien komputer i cholerny, pieprzony, krety�ski wirus, kt�ry w nim
siedzia�. Chris wkroczy� do swojej
kabiny i zamierzy� si� do ciosu, kt�rego nie potrafi� powstrzyma� �aden kod.
- Ty dupku! - krzykn�� komputer. - U�yj tego kija, a stracisz wszystkie dane,
jakie masz! Firm� straci du�o pieni�dzy, a
ty prac�!
Chris w�o�y� w uderzenie ca�� si��, na jak� by�o go sta�, ale kto� go
powstrzyma�.
- Hej, to by�o ca�kiem niez�e - powiedzia� Bob zaciskaj�c d�o� na grubszym ko�cu
pa�ki.
- Co? - wymamrota� Chris, kt�ry nagle poczu� si� bardzo niepewnie.
Bob u�miechn�� si� promiennie.
- Daj spok�j, Chris - powiedzia�. - Wszyscy wiemy, �e to twoja zas�uga. Jak
zwykle. M�wi�ce systemy ostrzegawcze
mog� sta� si� nasz� kart� przetargow� w procesie pani Freedan. Mo�e w�a�nie
uratowa�e� nasz� firm�.
Chris st�umil j�k.
- Czy mo�esz zrobi� bardziej... przyst�pn� wersj�? - zapyta� Bob u�miechaj�c si�
jeszcze szerzej.
Chris poszed� do domu i przespa� prawie ca�y dzie�. Jednak nast�pnego ranka
pojawi� si� w biurze du�o wcze�niej ni�
inni.
- Dzie� dobry, sraluchu - przywita� go komputer, gdy Chris zacz�� przegl�da�
wiadomo�ci. Bob najwyra�niej po�wi�ci�
ca�y dzie� na promocj� wczorajszego "wspania�ego pomys�u", poniewa� skrzynka
Chrisa by�a wype�niona pro�bami o
informacje wys�anymi przez czo�owych manad�er�w. Dosta� te� zaproszenie na
spotkanie z pracownikami dzia�u
zatrudnienia i akt personalnych. Tylko tego potrzebowa�!
- Brakowa�o mi ci� wczoraj - us�ysza� z g�o�nik�w. - �aden z tych partaczy nie
jest w po�owie tak zabawny jak ty i ta
twoja Bitmanka.
Spojrza� na monitor. Pomys� Boba nie dawa� mu spokoju przez ca�� noc i wtargn��
w jego sny jak kolorowy film.
Teraz, aby zadowoli� Boba i ca�e stado nadzorc�w korporacji, musi jako� z�apa�
tego wirusa - lub cokolwiek to jest - i
zmusi� go do wykonania zadania. Czas kurczy� si� w zawrotnym tempie, a Chris nie
mia� zielonego poj�cia, od czego
zacz��.
- �egnaj, kariero - mrukn��.
- Dlaczego to powiedzia�e�? - wychrypia� wirus.
- W prawdziwym �wiecie ludzie oczekuj� od ciebie pewnych okre�lonych osi�gni�� -
odpar� Chris. - Jestem pewien, �e
tego nie rozumiesz.
- Ach, do diab�a, cz�owieku! - zawo�a� wirus. - Skopa�em ci ty�ek w naszej
zabawie w kodowanie, ale dlaczego s�dzisz,
�e nie rozumiem tych zasra�c�w kieruj�cych firm�?
- Mo�e i rozumiesz - odpar� po zastanowieniu Chris. - W ko�cu jeste� z WWD.
- Ot� to.
Chris zachichota� czuj�c, jak mija nagle �ciskanie w do�ku i klatce piersiowej.
Przypomnia� sobie EveryAcc i jej
nabzdyczonych manad�er�w, knajpk� Jacka naprzeciwko firmy i beztroskie �arty,
jakie stroi� sobie co dzie� z
kolegami. A potem pomy�la� o WWD. Przed oczami stan�y mu niebieskie garnitury i
cienkie krawaty. Gdyby by�
wirusem, te� pewnie by uciek�.
Ta ostatnia my�l sprawi�a, �e wreszcie zacz�� logicznie my�le�.
Na pocz�tku Chris nie m�g� poj��, dlaczego kto� mia�by zap�aci� kilkaset
dodatkowych dolar�w za lod�wk� z
systemem ostrzegawczym, ale szybko otworzy�y mu si� oczy.
Po pierwsze, prawnicy wywalczyli ugod� z pani� Freedan. Stan�o na czterech
milionach dolar�w i oczywi�cie
wycofaniu oskar�e� o celowe wyrz�dzenie krzywdy. Potem zwr�cili si� do rz�du,
wp�ywowych cz�onk�w kongresu i
wszystkich federalnych komisji bezpiecze�stwa, kt�re byli w stanie naci�gn��.
Opowiadali o barbarzy�skich
okoliczno�ciach �mierci Puszka, o straszliwym b�lu psychicznym, spowodowanym
przez niedopracowanie systemu
oraz o g��bokim smutku, kt�ry ogarn�� wszystkich pracownik�w kompanii, kiedy
przysz�o do wypisania
czteromilionowego czeku. Miesi�c p�niej Izba Reprezentant�w uchwali�a projekt
nadzwyczajnej ustawy o
bezpiecze�stwie. Senat przeg�osowa� ustaw� trzy tygodnie p�niej. Od tej chwili
ka�de urz�dzenie sprzedawane w
Stanach Zjednoczonych musia�o by� wyposa�one w system ostrzegania. Roz�o�y�o to
na �opatki konkurent�w
EveryAcc - nie mieli odpowiednich produkt�w. Pieni�dze p�yn�y strumieniem, a
Bob zosta� najm�odszym
wiceprezesem w historii firmy.
Chris dosta� naro�ny pok�j z widokiem na jezioro. Nowe biuro by�o wr�cz zapchane
�wietnym sprz�tem
komputerowym. Chris dopilnowa�, �eby jak najwi�ksz� cz�� zas�ug przypisano
Gail. Wynik: dziewczyna zasiedli�a
pok�j z podobnym wyposa�eniem po przeciwnej stronie budynku.
Chris rozpar� si� w sk�rzanym, luksusowym fotelu. Szum stoj�cych za jego plecami
komputer�w by� prawie
nies�yszalny w wielkim pokoju. Na elegancko zestawionych p�kach le�a�y ksi��ki
i leksykony. P�askie okno
dialogowe wy�wietlacza na biurku pokazywa�o kod procedury wykonawczej wirusa.
Chris si�gn�� po ciep�� G�rsk�
Ros�.
Rozleg�o si� delikatne stukanie i w uchylonych drzwiach pojawi�a si� twarz Gail.
- Masz chwilk�? - spyta�a.
- Jasne. Wejd�. - powiedzia�. Dla Gail zawsze mia� czas.
Dziewczyna opad�a na jedno z wy�cie�anych krzese� ustawionych przy biurku.
- Jak to zrobi�e�? - spyta�a.
- Co?
- W jaki spos�b zmusi�e� wirusa do pracy w twojej aplikacji?
Chris u�miechn�� si�.
- Po prostu jestem niez�y - odpar�.
- Odpu��, Chris. To ja, Gail - rzuci�a. - Pami�tasz? Siedzia�am nad tym wtedy w
nocy i od tamtego czasu ci�gle
pr�bowa�am rozwi�za� problem. Kod jest ciasny i prawie nie do przej�cia.
Chris wy��czy� system operacyjny i usiad� wygodnie z r�kami za�o�onymi za g�ow�.
- Potrafisz trzyma� j�zyk za z�bami? - spyta�.
- Przecie� nigdy ci� nie wsypa�am.
- Co prawda, to prawda. - Chris opar� �okcie na dziel�cym ich blacie. - Dobry
haker potrafi wyczu� kod, prawda? -
zacz��.
- Chyba tak.
- Kiedy ju� si� troch� uspokoi�em, oderwa�em si� od klawiatury i zacz��em my�le�
bardziej globalnie. Najpierw
wraca�em ci�gle do momentu, w kt�rym chcia�em si� dowiedzie�, jak wirus
przenikn�� do systemu.
Gail pokiwa�a g�ow� na znak, �e nad��a.
- Nie dosta� si� do �rodka podczepiony do innego programu, jak to robi wi�kszo��
intruz�w, prawda? - ci�gn�� Chris.
- Uhm.
- Zatem musia� wej�� tu sam. To sk�oni�o mnie do my�lenia, �e albo nasz wirus
zosta� przys�any... wiesz, taki spos�b na
zdaln� rewizj� ksi�g rachunkowych firmy... albo pojawi� si� tutaj na skutek
samodzielnego projektu.
- To brzmi logicznie - powiedzia�a Gail. - Ale je�eli przys�ali go tutaj, �eby
przejrza� podatki kompanii, dlaczego
przyczepi� si� akurat do twojego systemu?
- W�a�nie - rozpromieni� si� Chris. - Spr�bowa�em spojrze� na to od drugiej
strony. Je�eli program sam si� tu dosta� i
zdecydowa�, �e zostanie w kwaterze jednego z kreator�w, wi�c czy aby na pewno
jest wirusem?
- Nie rozumiem - powiedzia�a niepewnie Gail.
- To nie jest wirus.
- Co?
- To odszczepiony kod. Stworzy�o go WWD, to jasne. Przy okazji nadali mu par�
�wietnych procedur SI. Ale on sta�
si� zbyt inteligentny i w ko�cu im prysn��.
Gail unios�a brwi ze zdziwienia.
- Przesta�em wi�c uwa�a� program za zwyk�y kawa�ek kodu, a zacz��em o nim my�le�
jak o kreatorze - ci�gn�� Chris. -
Zreszt� Fred, bo tak ma na imi�, w�a�nie nim jest. To najzdolniejszy programista
i haker �wiata. Kiedy spojrza�em na
niego w ten spos�b, rozja�ni�o mi si� w g�owie.
- To znaczy?
- On ucieka, prawda? Zosta� stworzony przez WWD, a teraz ucieka.
Gail kiwn�a g�ow�, lecz tym razem z mniejszym przekonaniem.
- Ucieka si� zwykle przed czym� i jego przypadek nie jest odosobniony - ci�gn��
z podnieceniem Chris. - Doda�em dwa
do dw�ch i odpowied� by�a gotowa. Zakodowa�o go WWD, prawda?
- A je�eli oni go stworzyli, r�wnie dobrze mog� si� go pozby� - doko�czy�a Gail.
Wreszcie zrozumia�a.
- W�a�nie - potakn�� Chris. - Wiedzia�em, �e sam go nie pokonam, wi�c zawar�em z
nim uk�ad.
- Uk�ad?
Chris kiwn�� g�ow�.
- W�a�nie tak. Pozwoli�em mu tutaj zosta� pod warunkiem, �e stworzy ograniczon�
wersj� samego siebie, kt�ra b�dzie
obs�ugiwa� nasze urz�dzenia.
- A on si� na to zgodzi�? - spyta�a Gail z niedowierzaniem.
- Hej, to naprawd� niez�y uk�ad - odpar� Chris z u�miechem. - Fred dosta�
bezpieczne miejsce, w kt�rym mo�e
przechowa� sw�j kod. Wieczorami ma dost�p do wszystkich wolnych urz�dze� w
firmie, ale najwa�niejsze jest to, �e
nie musi pracowa� dla WWD.
- Zaje�dziliby go - stwierdzi�a Gail i zadr�a�a od zimna, kt�re sp�yn�o po jej
kr�gos�upie.
Szeroki u�miech rozja�ni� twarz Chrisa.
- W�a�nie - przyzna�. - Fred nie znosi dla nich pracowa�. To zmienia troch�
posta� rzeczy, prawda?
Gail z westchnieniem pokiwa�a g�ow�.
- Jednak gdyby�my go pokonali, to by�oby co� - powiedzia�a.
- Jeszcze z nim nie sko�czy�em - odpar� tajemniczo Chris.
- Powiedz mi wi�cej - poprosi�a.
- Wiemy, sk�d pochodzi. Teraz musimy tylko wyszuka� par� baz danych w WWD. W
ko�cu dowiemy si�, kto napisa�
kod, przestudiujemy zapis i poznamy logik� programist�w Wydzia�u. A wtedy
za�atwienie Freda b�dzie tylko kwesti�
czasu. Zrobimy to!
Gail popatrzy�a na niego wielkimi oczami, z niepewnym u�miechem na twarzy.
- My? - spyta�a.
Chrisa ogarn�y dziwne uczucia, kt�re p�ynnie przesz�y w niezr�czne
zak�opotanie. Ca�e �ycie sp�dzi� z nosem
utkwionym w mikrochipach i plikach �r�d�owych. Czy Gail mog�a si� nim
interesowa� tak bardzo, jak on ni�?
Kto� cicho zapuka� do drzwi.
- Prosz� - zawo�a� Chris.
Bob wetkn�� g�ow� przez drzwi i u�miechn�� si� tak, jak tylko on potrafi�.
- Do ko�ca tygodnia masz mi odda� sw�j IPR - powiedzia�.
- Tak, szefie. Do ko�ca tygodnia - potwierdzi� Chris.
Drzwi zamkn�y si� z g�o�nym trza�ni�ciem zamka, a Chris odwr�ci� si� w stron�
Gail. Dziewczyna siedzia�a cicho,
jakby nie pewna co zrobi� dalej. By�a ju� prawie pora lunchu. Chris zaczerpn��
powietrza i postanowi� p�j�� na �ywio�.
- Mia�aby� ochot� na obiad u Jacka? - spyta�.
Gail u�miechn�a si�.
- Jasne! - odpar�a. - Uwielbiam w�oskie knajpki.