4777

Szczegóły
Tytuł 4777
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4777 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4777 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4777 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ron Collins SPRAWA HONORU - Praca dla kogo�, kto pozwala ci si� obija� przez ca�y dzie�, musi by� przyjemna. - Komputer przem�wi� zgrzytliwym, gard�owym g�osem, zupe�nie jakby mia� za sob� trzydzie�ci lat na�ogowego palenia. Chris zamamrota� co� z niech�ci�. Na jego biurku tkwi� do po�owy zjedzony snickers. Odgryz� kolejny kawa�ek i sp�uka� gard�o �ykiem ciep�ej G�rskiej Rosy. - Od tego cukru zepsuj� ci si� z�by - skomentowa� komputer. Chris odchyli� si� do ty�u na krze�le, z r�koma za�o�onymi za g�ow�. - Niech to diabli - zakl�� cicho pod nosem. System gada� tak od samego rana i ju� dawno wyczerpa� jego cierpliwo��. Na dobr� spraw� komputer nie powinien w og�le generowa� �adnych d�wi�k�w - z wyj�tkiem muzyki z najnowszej p�yty Kosmicznych Ch�opc�w, kt�r� Chris wsun�� dzisiaj rano do kieszeni odtwarzacza. - Mam przer�bane. Totalnie przer�bane - powiedzia� Chris. - Wirus ci�gle daje ci popali�? - odezwa� si� Kevin Johnson ze swojej kabiny po przeciwnej stronie sali. Chris potakn�� ruchem g�owy - Jestem sko�czony - odpar� ponuro. - C�, czasem ty �amiesz kod, a innym razem kod �amie ciebie - us�ysza�. Chris siedzia� wczoraj w biurze do p�nej nocy i korzystaj�c ze sprz�tu firmy oddawa� si� ulubionemu hobby, kt�re polega�o na w�amywaniu si� do innych komputer�w, sma�eniu kod�w zabezpieczaj�cych i zabawianiu si� nowymi pomys�ami dotycz�cymi szyfrowania. Oczywi�cie post�powa� wbrew wszelkim zasadom, a teraz przysz�o mu za to zap�aci�. Wirus, kt�rego �ci�gn�� Chris, by� wieloaspektowy i bardzo zaawansowany technologicznie. U�ywa� g�o�nik�w komputera i m�wi�, i mikrofonu, �eby odbiera� d�wi�ki z zewn�trz. Kiedy Chris od��czy� minikamer�, wirus utworzy� po��czenie sieciowe umo�liwiaj�ce mu dost�p do kamer systemu ochrony. Dzi�ki temu m�g� �ledzi� poczynania Chrisa, gdy ten usi�owa� rozwi�za� sw�j problem. Tak naprawd� powinien pracowa� teraz nad list� produkt�w i konsolidatorami baz danych na stronie internetowej firmy, aby ich wielcy kontrahenci mogli kupowa� lod�wki i zamra�arki bezpo�rednio w sieci. W zamian kompania sprzedawa�a ich adresy ca�emu stadu wiecznie nienasyconych spamer�w[1]. Bior�c pod uwag� nadprogramowe zaj�cia Chrisa, tylko dwie rzeczy pozwala�y mu wci�� zachowa� posad�. Po pierwsze, jego koledzy uwa�ali, �e jest niez�ym hakerem, a po drugie, jego szef nie potrafi� odr�ni� programu komputerowego od wirtualnej kopii Wojny i pokoju. - Hej! - Za jego plecami odezwa� si� znajomy g�os. Chris skrzywi� si� i obr�ci� wraz z fotelem, aby spojrze� w oczy Bobowi Kelleyowi. - S�ucham, szefie? - powiedzia� wyczekuj�co. Bob obdarzy� go u�miechem porcelanowej lalki. Nosi� zielony golf i szare dokersy. W ten spos�b stara� si� dopasowa� do ich gromady. Bob zawsze by� typem krawatowca i bez nienagannej koszuli oraz odpowiednich dodatk�w wygl�da� raczej niestosownie, nawet je�li by� teraz szefem Dzia�u Rozwoju Sieci. Korporacja EveryAcc sprzedawa�a sprz�t AGD. Ostatnio Bob wcisn�� wojsku 250 000 suszarek do ubra�, przedstawiaj�c je jako jednostki podgrzewaj�ce z nap�dem wirowym. G��wnodowodz�cy by� pod takim wra�eniem, �e wykupi� r�wnie� dziesi�cioletni serwis. W nagrod� Bob zosta� kierownikiem dzia�u Technologii Informatycznej. To by�o do przewidzenia, pomy�la� Chris. Umieszczenie na tym stanowisku cz�owieka, kt�ry nie mia� �adnego do�wiadczenia z komputerami i sieci�, by�o bez w�tpienia najg�upsz� rzecz�, jak� mog�a zrobi� firma. - Do ko�ca tygodnia dostarczysz mi swoje IPR, dobrze? - powiedzia� Bob. - Jasne. Oczywi�cie. �wietnie - zapewni� Chris przypominaj�c sobie jak przez mg��, �e IPR oznacza Indywidualny Plan Rozwoju. - ��cznie z list� szkole�, jakie odby�e� w ci�gu ostatnich trzech lat. I jeszcze spis twoich pomys��w dotycz�cych kolejnych projekt�w, tak? - kontynuowa� Bob. - Dwa lata temu sko�czy�em szko��, szefie. - Racja. - Bob uni�s� jasn� brew. - Ale ja musz� mie� kompletne dane. Czy to jasne? - doko�czy�. Chris poczu� ssanie w �o��dku. - Oczywi�cie - odpowiedzia�. - Koniec tygodnia. Bob oddali� si�, zapewne po to, �eby wykona� jakie� nast�pne odg�rne zlecenie. - Ten facet to dyplomowany dupek - powiedzia� komputer. Chris zignorowa� komentarz i nerwowo potar� koniuszki palc�w. Ekran promieniowa� szarym poblaskiem, na biurku tkwi�a sterta poradnik�w, a mi�kkie obicia �cian jego kabiny mia�y mdl�cy kolor wyblak�ego be�u. - Zamierzasz co� robi� - spyta� komputer - czy b�dziesz po prostu siedzia� na ty�ku przez ca�y dzie�? Najpierw w��czy� firmowy program antywirusowy, jednak jego wr�g by� bardzo wyrafinowany i najwyra�niej dobrze uzbrojony. Bez trudu unieruchomi� program i wyczy�ci� pliki. Chris przeinstalowa� wszystko, ale wirus znowu po�kn�� antywirusa. - Wet za wet - skomentowa� komputer. Chris s�ysza� rechot, kt�rego �r�d�o zlokalizowane by�o gdzie� na po�udnie od p�yty g��wnej. �ci�gn�� z Internetu najnowsz� wersj� biblioteki wirus�w i spr�bowa� jeszcze raz. Komputer znowu zniszczy� wszystkie pliki. Chris nie mia� teraz absolutnie �adnej ochrony. Tego popo�udnia Bob zwo�a� zebranie zespo�u. - Musicie przyj�� bez wzgl�du na okoliczno�ci - poinformowa� ze swoim standardowym u�miechem na twarzy. No i Chris wyl�dowa� w ciasnej sali konferencyjnej wraz z sze�cioma innymi pracownikami, kt�rzy podobnie jak on, woleliby robi� zupe�nie co� innego. Bob oczywi�cie si� sp�nia�. Kevin Johnson siedzia� na rogu i bawi� si� kijem baseballowym. Pug Weathers, jeden z programist�w, kt�ry jaki� czas temu opu�ci� Dolin� Krzemow�, zwyk� by� u�ywa� tego przedmiotu na zebraniach w celu "pozyskania sympatii dla jego pogl�d�w". Wszyscy polubili jego rytua� tak bardzo, �e Pug zostawi� w ko�cu pa�k� w sali konferencyjnej. Od tej chwili kij baseballowy sta� si� ceremonialnym ber�em Puga Weathersa - symbolem przyw�dztwa na zebraniach. - Pewnie kto� potrzebuje pomocy przy sieci - zamrucza�a Gail Francis i zab�bni�a w pil�niowy blat sto�u pomalowanymi na odblaskowy r� paznokciami. Chris u�miechn�� si� ironicznie. Gail pracowa�a jako pomoc techniczna. Jej stanowisko by�o sennym koszmarem niemal ka�dego kreatora-informatyka. Ale praca przy biurku to co innego ni� wyczekiwanie w malutkim pokoiku konferencyjnym na sp�niaj�cego si� szefa. Gail mia�a jasne, obci�te na pazia w�osy, a jej niebieskie oczy, zadarty nos Natalie Imbruglia oraz sk�onno�� do przemawiania wysokim, lekko zdyszanym g�osem sprawia�y, �e z �atwo�ci� mo�na by�o uzna� Gail za typow� s�odk� idiotk�. Chris jednak nie da� si� zwie�� pozorom. W�ama� si� kiedy� do sieci przedsi�biorstwa i teraz mia� sta�y dost�p do wszystkich zapisanych tam plik�w. Wiedzia� doskonale, �e Gail u�ywa�a j�zyka komputerowego z niezwyk�� inteligencj� i precyzj�. Jej kod by� czysty, a logika elegancka. Gail pos�usznie wykonywa�a skomplikowane procedury rutynowe. Wola�a raczej wg��bi� si� w szczeg�y, przej�� przez wszystkie etapy po kolei i wprowadzi� poprawki ni� wrzuca� lokaln� procedur� protoko�u w obszary z niesko�czonymi rozwi�zaniami tylko po to, �eby ca�o�� jako tako gra�a. By�a jedyn� programistk� w firmie, kt�ra wed�ug Chrisa mog�a mie� podobne zdolno�ci jak on sam. Gdyby mia� wi�cej odwagi, zaprosi�by j� do restauracji. Jednak natura nie obdarzy�a go nadmiarem �mia�o�ci, je�li chodzi o kobiety. To, �e Gail by�a pi�kna, czyni�o j� w oczach Chrisa jeszcze bardziej niedost�pn�. Do sali konferencyjnej wkroczy� Bob. - Przepraszam za sp�nienie - o�wiadczy� tonem, kt�ry wskazywa�, �e wcale nie jest mu z tego powodu przykro. Przeciwnie, w jego g�osie pobrzmiewa�a duma, i� jest na tyle wa�n� osobisto�ci�, �e musi si� sp�nia� na ka�de takie zebranie. Kreatorzy z u�miechem kiwn�li g�ow� na przywitanie. Kevin po�o�y� ber�o Weathersa na stole i delikatnie pchn�� je w stron� Boba. Kierownik dzia�u spojrza� na kij z niewyra�n� min�, ale mimo wszystko zacisn�� palce na jego w�skim ko�cu. Bob by� najbardziej niekompetentn� osob� pod s�o�cem i nikt nie chcia�, �eby odszed� ze swojego stanowiska. Jego ignorancja oznacza�a bowiem, �e wszyscy pracownicy dzia�u mieli woln� r�k� - oczywi�cie pod warunkiem, �e pod koniec dnia dostarczali gotowe wyniki swojej pracy. - Wiem, �e jeste�cie tylko zwyk�ymi programistami - zacz�� Bob. - Pomy�la�em jednak, �e powinni�cie wiedzie�, co si� dzieje. Chris skrzywi� si�. Zanosi�o si� na jedno z t y c h zebra�. - Zostali�my pozwani - kontynuowa� Bob. - I tym razem sprawa jest powa�na. - Pozwani? �wietnie - odezwa�a si� Gail. - Przez kogo? Bob wykona� kijem p� obrotu. - Elizabeth Freedan - powiedzia�. - Starsza pani zamieszka�a w East Lansing, w Michigan. Ostatnio kupi�a u nas jedn� z zamra�arek. - I co, wybuch�a? - zapyta�a Gail. - Nie - odpar� Bob wyra�nie zadowolony z faktu, �e kto� zadaje mu proste pytania. - Zdaje si�, �e starsza pani uzna�a zamra�ark� za �wietny kojec dla kotka. Gail zach�ysn�a si� powietrzem. - O Bo�e! - wykrztusi�a. - Naprawd�? - Uchm - potakn�� Bob. - Pani Freedan ma, Bogu dzi�kowa�, dziewi��dziesi�t trzy lata. Zdaje si�, �e nie chcia�a, aby Puszek podar� pazurami obicie jej kanapy, wi�c w�o�y�a kotka do zamra�arki i wyjecha�a na dwa tygodnie wakacji. Kiedy wr�ci�a, Puszek by� ju� bardzo sztywn� mro�onk�. Chris roze�mia� si�. - Nie mo�e nas za to pozwa� do s�du - powiedzia�. - Ale� mo�e. - Bob nagle spowa�nia�. - I zrobi�a to. Co wi�cej, prawnicy twierdz�, �e pani Freedan ma ponad osiemdziesi�t procent szans na wygranie procesu. - O w mord�! - zakl�� Chris. - Ile ��da? - Siedemdziesi�t pi�� milion�w. - B�dzie mog�a za to kupi� par� �adnych kontener�w kocich tuszek - skomentowa� Kevin. - Staramy si� i�� na uk�ad. Proponujemy trzy i p� miliona oraz wycofanie oskar�e� o celowe wyrz�dzenie krzywdy. - Trzy i p� ba�ki za zamro�onego kota?! - wykrzykn�� Chris. Bob wzruszy� ramionami. - Male�stwo by�o prezentem od jej dawno zmar�ej matki, wi�c b�l psychiczny po jego stracie jest wr�cz nie do zniesienia. - Jasne - skomentowa�a Gail. - Pewnie podniesiemy ceny, �eby wyr�wna� deficyt finansowy - stwierdzi� Chris tonem m�drca. - To nie jest takie proste - odpar� Bob. - Jeste�my firm� dzia�aj�c� na rynku towar�w, a SuperChain wypu�ci� w�a�nie ca�� now� lini� urz�dze�, na kt�re daje rabat. Nie s�dzimy, aby g��wni klienci zostali z nami, je�li podniesiemy ceny naszych produkt�w. - Wi�c co mamy z tym zrobi�? - spyta�a Gail. - Och, nic. - powiedzia� Bob. - Chcia�em po prostu, �eby�cie wiedzieli. Zebranie zako�czy�o si� par� minut p�niej. Wszyscy wstali i zacz�li wychodzi� jeden po drugim, a ber�o Wearhersa wyl�dowa�o z powrotem w rogu sali. Chris spojrza� na zegarek. Zebranie trwa�o czterdzie�ci pi�� minut, je�li uwzgl�dni� sp�nienie szefa oraz czas, jaki up�ynie, zanim ponownie umys�y kreator�w powr�c� ca�kowicie do problem�w, nad kt�rymi obecnie pracowali. Trzy kwadranse produktywnego czasu. Czterdzie�ci pi�� minut, pomno�one przez siedem os�b, razy sto dwadzie�cia dolar�w za godzin�. Firma b�dzie musia�a zap�aci� 630 dolar�w za informacj�, kt�r� mogli odczyta� w poczcie elektronicznej w ci�gu trzydziestu sekund. Ko� by si� u�mia�. Po po�udniu Chris wypr�bowa� trzy kolejne programy skanuj�ce wirusy i przetrz�sn�� strony hakerskie w poszukiwaniu nowych rozwi�za�. �aden nowy program nie poradzi� sobie z problemem. Nigdzie te� nie by�o najmniejszej wzmianki o grasuj�cym w jego komputerze szkodniku. Chris przejrza� rejestr sieciowy w nadziei, �e znajdzie miejsce, z kt�rego pochodzi wirus, ale nie mia� szcz�cia. W ko�cu zabrak�o mu pomys��w. M�g� ju� tylko bezradnie grzeba� w kodzie binarnym. Sama my�l o przeinstalowaniu ca�ego systemu sprawia�a, �e czu� w ustach kleisto-gorzki smak pora�ki. Jednak, jak zwyk� mawia� Kenny James, jego najlepszy przyjaciel z czas�w szkolnych, "magnes czyni cuda z twardym dyskiem". Zegar na monitorze wskazywa� 18.26. Chris ziewn�� i przeci�gn�� si�. Nagle zda� sobie spraw�, �e pracuj�c zapomnia� o przerwie na lunch. Przeformatowanie i ponowne za�adowanie wszystkiego zajmie mu ko�o godziny, ale mo�e w tym czasie skoczy� do w�oskiej knajpki po przeciwnej stronie ulicy i co� przegry��. Sprawdzi� sterowniki sieci, �eby upewni� si�, czy ma zapasow� kopi� plik�w, a potem uruchomi� formatowanie i ruszy� do baru "U Jacka". Trzy kwadranse p�niej poczu� si� znacznie lepiej. Kr�tki spacer pobudzi� kr��enie krwi, a �o��dek by� przyjemnie ci�ki po wch�oni�ciu w�oskiej bu�ki, szczodrze prze�o�onej plastrami salami, kie�basy i grzyb�w, utopionych w ogromnej ilo�ci sosu majonezowego - specjalno�ci zak�adu. Knajpka "U Jacka" by�a najlepsz� rzecz� w ca�ej tej robocie. W po��czeniu ze szklank� G�rskiej Rosy tworzy�a chyba najwspanialsz� kombinacj� smak�w znan� we wszech�wiecie. Najpierw Chris przeinstalowa� system operacyjny, potem komplet aplikacji pozasieciowych. Nieprzerwana cisza brzmia�a w jego uszach niczym �piew ch�r�w anielskich. Wirus zosta� unicestwiony, a Chris odzyska� pe�n� kontrol� nad komputerem. Zn�w by� w swoim �ywiole. Kiedy system podstawowy by� stabilny, Chris za�adowa� swoje pliki z sieci, a potem "specjalne" programy, kt�re trzyma� na prywatnych dyskietkach. W�a�nie sko�czy� zgrywa� zapasow� kopi� pe�nej konfiguracji komputera, kiedy... - Pewnie my�la�e�, �e mnie wykasujesz... Bitmanku? Zaskoczony Chris rozbi� kolano o w�asne biurko. Ekran upstrzony ikonami pulpitu spogl�da� na niego ch�odno. Obiad podjecha� Chrisowi do gard�a. - Ty skur... - wyszepta�. - Chyba nie przypuszcza�e�, �e pozb�dziesz si� mnie tak �atwo, co? - us�ysza�. Zmarszczy� brwi ze z�o�ci. Nagle to wszystko przesta�o by� wy��cznie spraw� osobist�. Rozleg� sygna� poczty elektronicznej. Przysz�a wiadomo�� od Gail. "JESTE� U SIEBIE?" przeczyta�. "TAK", odpisa� szybko. "ZARAZ PRZYJD�", brzmia�a odpowied�. Zegar wskazywa� 20.03. Co do diab�a Gail Francis robi�a w pracy o tej porze? Na biurku le�a�y porozrzucane dyskietki i p�yty kompaktowe, a tak�e sporo wydruk�w na temat technologii konstruowania wirus�w. Gail by�a �wietna w sprawach sieci. Gdy zobaczy te graty, zrozumie, �e dzieje si� tutaj co� dziwnego. Je�eli na niego doniesie, bardzo szybko dobior� si� do jego rekord�w sieciowych. Chris zacisn�� z�by i wrzuci� tyle, ile si� da�o do szuflady biurka. - Cze��. - Us�ysza� jej g�os za plecami w chwili, gdy sko�czy� usuwa� dowody rzeczowe. - Cze�� - odpar� zwracaj�c twarz ku Gail. - Co si� dzieje? Dziewczyna opar�a si� o �cian� jego kabiny. W r�ku trzyma�a plik wydruk�w. Pos�a�a w jego stron� zm�czony u�miech. Chris widzia� ten wyraz twarzy ju� tysi�ce razy - szkliste, zaczerwienione oczy niewyspanego kr�lika i wymizerowany grymas zaci�ni�tych ust, kt�ry pojawia si� po kilku godzinach �l�czenia przed monitorem. Ale na obliczu Gail widnia�o co� jeszcze. W jej b��kitnych oczach migota� p�omie�, kt�ry wyra�nie �wiadczy� o tym, �e dziewczyna znalaz�a co� niezwyk�ego. - Mam par� informacji na temat twojego problemu - powiedzia�a. - Jakiego problemu? - uda� zdziwienie Chris. - Mmmm, �wie�e mi�sko - wtr�ci� si� komputer. - Kto to? - Niez�y towar, co? - stwierdzi�a Gail ura�onym tonem. - W�a�ciwie to �aden problem. - Chris czu�, �e si� czerwieni. - Pracuj� nad tym i za chwil� b�dzie po sprawie. - Odpu�� sobie, Chris - powiedzia�a Gail. - �atwo mo�na dogrzeba� si� r�nych rzeczy, je�li tylko umiesz si� do tego zabra�. Wiesz to najlepiej. Jeste� prawdziwym specem. - Uznam to za komplement - zamrucza� Chris. - Dobrze - odpar�a. - To mia� by� komplement. - Tylko si� za bardzo nie roztkliwiajcie nade mn�, ptaszyny - wtr�ci� si� komputer. W�oska kanapka od Jacka w �o��dku Chrisa zrobi�a par� fiko�k�w. - Wi�c nie zamierzasz powiedzie� o tym Bobowi? - zapyta�. Gail stan�a z za�o�onymi r�kami, czerwona z oburzenia. - Gdybym mia�a zamiar ci� wsypa�, nie stercza�abym teraz tutaj z informacjami dla ciebie! - rzuci�a. Najwyra�niej zdenerwowa� j� swoim oskar�eniem i nie wiedzia� teraz, jak naprawi� b��d. Podobnie, jak nie mia� pomys�u na pozbycie si� wirusa. - Co tam masz? - zapyta�. Gail przykucn�a, aby pokaza� mu papiery. Jej ramiona i nogi by�y bardzo smuk�e. Chrisa mimowolnie zachwyci�a p�ynno�� ruch�w dziewczyny. Nie u�ywa�a perfum, ale mimo to rozsiewa�a wok� siebie delikatny zapach gumy mi�towej. - Prze�ledzi�am twoje wczorajsze harce w sieci i wydoby�am ka�dy kawa�eczek kodu, jaki za�adowa�e� na dysk - zacz�a Gail. - Nast�pnie stworzy�am procedur� rozpoznawania wzorca, kt�ra przeszuka�a kod binarny wirusa pod wzgl�dem niekt�rych popularnych wywo�a� typu wej�cie-wyj�cie. Gdy pojawia�o si� co� interesuj�cego, system drukowa� to w postaci pliku, tak wi�c mo�na zobaczy�, z kim wsp�pracuje. - S�dzisz, �e wirus wysy�a dane do �r�d�a? - zapyta�. - W ka�dym razie stwierdzi�am, �e warto to sprawdzi� - odpar�a. - A oto co znalaz�am. Kartki by�y usiane r�nymi komentarzami, na kilku widnia�y zaznaczone kolorowo fragmenty zapisu. Chrisa przeszed� nagle zimny dreszcz, od kt�rego zje�y�y mu si� w�osy na karku. - Co do...- zacz��. Gail milcza�a. To by�y trzy URLe - wyr�niaj�ce si� d�ugie, skomplikowane ci�gi, kt�re przeprowadza�y dane przez system zapor ogniowych i blok�w zabezpiecze�, a potem deponowa�y informacje w poszczeg�lnych plikach. Wszystkie mia�y jedn� wsp�ln� cech� - wiersz podkre�lony przez Gail. Wewn�trzny Wydzia� Dochod�w. - Cholera! - zakl�� Chris. - Pomy�la�am, �e to mo�e ci co� podpowiedzie� - stwierdzi�a Gail. - Jeste� z WWD? - zwr�ci� si� w stron� komputera. - A co? My�la�e�, �e jestem Czarnoksi�nikiem z Krainy Oz? - us�ysza� w odpowiedzi. Umys� Chrisa pracowa� teraz z zawrotn� szybko�ci�. - Co tutaj robisz? - spyta�. - Tamtej nocy nie rusza�em �adnych plik�w WWD. Nawet ja nie jestem wystarczaj�co g�upi, �eby to zrobi�. - Nie �a�uj sobie, Bitmanku - zazgrzyta� komputer. - W twoim biurze siedzi napalona babka, a ty nawet si� z ni� nie um�wi�e� na randk�. Daj spok�j, stary! Czy mo�na by� jeszcze wi�kszym idiot� ni� ty? Chris poczu�, jak �o��dek podchodzi mu do gard�a. Siedzia� ruszaj�c ustami niczym wyci�gni�ta z wody ryba i nie m�g� wydoby� z siebie ani jednego s�owa. Gail przyjrza�a si� komputerowi i mocno potar�a policzki. - Uruchomi�e� procedury antywirusowe? - spyta�a ignoruj�c ostatni� uwag�. - I jeszcze kilka dodatkowych program�w - przyzna� z niech�ci� Chris. - I co? - Nic. - Wyczy�ci�e� dysk? - Kiedy wys�a�a� wiadomo��, ko�czy�em w�a�nie reinstalacj�. Gail westchn�a. Na jej twarzy pojawi� si� wyraz koncentracji. Chris pomy�la�, �e teraz dziewczyna wygl�da bardziej atrakcyjnie, ni� to sobie wyobra�a�. - Zatem musimy go zniszczy� - powiedzia�a po chwili, a k�cik jej ust uni�s� si� w psotnym grymasie, kt�ry z pewno�ci� oznacza� podj�cie wyzwania. - Och, cudownie! - zachichota� komputer. - Bitmanka do��cza do Bitmana! Postarajcie si� dobrze, dzieciaki. Chocia� i tak mnie nie dorwiecie! Chris zap�on�� s�usznym gniewem, a nast�pnie zazgrzyta� z�bami i rzuci� spojrzenie Clinta Eastwooda patrz�cego na zach�d s�o�ca w jednym ze spaghetti western�w. Obra�anie go to jedna sprawa, ale popisy przed pi�kn� programistk� to co� zupe�nie innego. - Do dzie�a! - powiedzia�. Haker potrafi dostrzec doskona�o��. Prawdziwy za� "specjalista" ceni przede wszystkim funkcjonalno�� i oczywi�cie efekt. Innymi s�owy, dobry haker wie, kiedy si� w�amywa�, a kiedy po prostu po�ycza�. Pod tym wzgl�dem Chris by� prawdziwym fachowcem. Procedura napisana przez Gail okaza�a si� sprytnie ukr�conym �a�cuszkiem kodu, dobrze pomy�lanym i �atwym do zastosowania. Rozdzielili si� i zacz�li modyfikowa� zapis w poszukiwaniu r�nych specyfik. Gdyby uda�o im si� znale�� interfejs wej�cia-wyj�cia, b�d� mogli zablokowa� jego dzia�anie niesko�czon� p�tl� przywo�a�. Kiedy Chris dowie si�, w jaki spos�b wirus uzyska� dost�p do r�nych obszar�w jego systemu, napisze program, kt�ry unieruchomi intruza. Ca�a procedura przypomina�a �owienie na w�dk� - wypuszczasz wiersz kodu, a potem pozwalasz mu poskaka� troch� w ogromnym bloku kodowym wirusa. Je�li program wraca pusty, zmieniasz przyn�t� i zarzucasz "w�dzisko" jeszcze raz. By� to frustruj�cy i powolny proces, ale niespodziewane towarzystwo Gail sprawi�o Chrisowi du�� rado��. D�ugie palce dziewczyny stuka�y mi�kko w klawiatur�, przyjemnie wype�niaj�c dookoln� cisz�. Byli teraz dziwnie po��czeni, jakby ka�de klikni�cie tworzy�o d�wi�ki supertechnologicznej symfonii. Przez ca�y ten czas wirus rechota� i sypa� dowcipami. Chris zamamrota� co� pod nosem. By�a 7.15. Przez rolety okienne przes�cza� si� do pokoju blask s�o�ca. Chris �ykn�� troch� G�rskiej Rosy i wpatrzy� si� w zimn�, pust�, wypuk�� powierzchni� ekranu. By� zm�czony, w g�owie dzwoni�o mu od nadmiaru kofeiny i mia� wra�enie, �e warstwa teflonu pokrywa mu z�by. W fotelu za jego plecami siedzia�a Gail w nie lepszym stanie. Na pocz�tku Chris przypuszcza�, �e wirus w�lizgn�� si� do jego komputera podczepiwszy si� do jakiego� innego pliku. Teraz jednak przekona� si�, �e ma do czynienia z aktywnym, samodzielnym programem. To tylko komplikowa�o spraw�. Wci�� nie m�g� zrozumie�, jak ta przekl�ta rzecz dosta�a si� do jego systemu, a spos�b pozbycia si� wirusa pozostawa� nie mniejsz� zagadk� ni� Tr�jk�t Bermudzki. Monitor Chrisa wy�wietli� sze�cioelementow� instrukcj� i adresy rejestru. - Co ty wyprawiasz, kretynie? - wychrypia� wirus. Chris waln�� pi�ci� w st�. - Cholera! - zakl��. Nie lubi� traci� gruntu pod nogami. Gail zerkn�a na niego ponad mi�kk� �cian� kabiny. - Wszystko w porz�dku? - spyta�a. - Tak - odpar� zawstydzony. W biurze powoli pojawiali si� ludzie, a on wci�� tkwi� w punkcie wyj�cia. - W porz�dku - doda�. - Po prostu zaczynam mie� ju� do��. Gail usiad�a znowu przy swojej klawiaturze. - Pyta�em, co ty wyprawiasz? - odezwa� si� wirus, g�o�niej ni� poprzednio. - Szukam twojego cholernego kodu - odburkn�� Chris. Komputer prychn�� pogardliwie. - Naprawd� jeste� dupkiem, wiesz? Ca�a sytuacja nie mog�a si� wprost pomie�ci� Chrisowi w g�owie. Program komputerowy na�miewa� si� z niego - to by�a najwi�ksza obraza, z jak� si� spotka�. Skrzywi� si�; kiedy ju� ostatecznie pokona wirusa, zata�czy na jego krzemowym grobie. Zacz�� nowe wyszukiwanie. A tak w og�le, to co do diab�a robi w jego komputerze wirus stworzony przez WWD? - Nie spiesz si� - dolecia�o z g�o�nik�w. - Ja tymczasem oblukam sobie struktur� twoich plik�w i rekordy plik�w startowych. Czy wiesz, �e w zesz�ym roku zap�aci�e� zbyt wysoki podatek dochodowy? Tak przynajmniej wynika z danych finansowych zapisanych w twoim domowym komputerze. Ostatnie zdanie zmrozi�o krew w �y�ach Chrisa. Poczu� ch�odny dreszcz strachu przebiegaj�cy wzd�u� kr�gos�upa. - By�e� u mnie w domu? - spyta�. - C�, pliki firmowe nie s� zbyt fascynuj�ce, a ja musia�em si� czym� zaj�� - wyja�ni� komputer. - Poza tym dobrze jest pozna� swego wroga, gdy ten pr�buje ci� roz�o�y� na �opatki. - Jak to zrobi�e�? - Nie jestem zwyk�ym programem. Chris skurczy� si� w sobie. Co jeszcze mo�e zrobi� ten przekl�ty kod? Sprawa przekracza�a chyba jego mo�liwo�ci. Mo�e jego "magnes" by� zbyt s�aby? Mimo to Chris nie ustawa� w wysi�kach. Wiedzia�, �e w pokoju �niadaniowym przy termosie z kaw� gromadz� si� ludzie i dyskutuj� na temat wczorajszej "wielkiej rozgrywki". Na ekranie pojawi�y si� wyniki ostatniego wyszukiwania. Jest! Mam ci�, gnojku! pomy�la� przygl�daj�c si� zapisom. Procedura wej�cia promieniowa�a z ekranu niezwyk�ym wprost pi�knem. Niewyra�ne, lecz do�� proste boczne drzwi pozostawione przez programist�, kt�ry uzna�, �e mo�e jeszcze kiedy� powr�ci do swojego dzie�a. Chris przewin�� do pocz�tku nag��wek i zacz�� kombinowa� - bufory danych, procedury rozpoznawania g�osu, analizatory sk�adni komend i interpretatory skryptu. Gdyby nie by� tak bardzo zm�czony, ca�o�� zrobi�aby na nim du�e wra�enie. Szeroki u�miech rozlu�ni� szar� twarz Chrisa. Czu� ju� niemal zapach krwi, kt�r� za chwil� przeleje. Otworzy� nowy plik. Palce przefrun�y nad klawiatur�. Chris nie rozumia� w pe�ni technologii tworzenia wirusa, ale to co wiedzia�, powinno wystarczy�. Wk�ada� podkute buty, dzieciaki! pomy�la�. Taniec zwyci�stwa na grobie krzemowym ju� bliski. Gail spojrza�a na niego przez rami�, zaciekawiona nag�ym o�ywieniem kolegi. - Ca�kiem nie�le - zamrucza�a, ale Chris nie zwraca� na ni� uwagi. Jego umys� tworzy� algorytm, kt�ry w miar� pisania przekszta�ca� si� w kod i kontekst. Dziesi�� minut p�niej powsta�a pierwsza wersja zapisu. Musia� jeszcze poprawi� b��dy kompilacji - liter�wki by�y nieuniknione. Wkr�tce jednak jego program antywirusowy by� gotowy. - �ryj i zdychaj, fajansie - wyszepta� cicho i dramatycznym gestem uruchomi� program. - To nie by�o mi�e - wychrypia� wirus po chwili. - Cooo? - Chris poczu�, jak jego �o��dek zmienia si� w kamienn� bry��. - Wys�a�e� niewinny programik, �eby wykona� mokr� robot� - us�ysza�. - Co chcia�e� zrobi�? Da� temu ma�emu gnojkowi takie skomplikowane zadanie? - Ja... ja... - j�ka� si� Chris. - Nie martw si�. - Ton komputera nagle z�agodnia� i zacz�� ocieka� fa�szyw� s�odycz�. Chris m�g� sobie bez trudu wyobrazi� paskudny u�miech szale�ca, kt�ry rozlewa si� na nieistniej�cej twarzy wirusa. - Pogaw�dzili�my sobie nieco - ci�gn�� komputer. - Ja i tw�j programik. My�l�, �e si� dogadali�my i wszystko jest w porz�dku. Tyle �e ten ma�y facecik by� troch� podjarany, wi�c poszczu�em go na twoje pliki. Mo�e znajdzie w nich co�, co b�dzie m�g� zabi�. Chris poczu� ciarki przechodz�ce po plecach. Przeszuka� system. Pliki znikn�y - jego przegl�darka, prywatne zbiory i kilka projekt�w strony internetowej dla firmy. Wszystko przepad�o! - Cholera jasna! - wrzasn�� Chris ile si� w p�ucach. Przywr�cenie plik�w zajmie godzin�, a kiedy sko�czy, wirus zapewne znowu je wykasuje. - Niech to szlag! - Zerwa� si� z fotela zaciskaj�c pi�ci. Gail cofn�a si�. Zgromadzeni w pokoju �niadaniowym ludzie gapili si� na niego, ale Chrisa ju� to nie obchodzi�o. Przegra�! Pozosta�o tylko jedno wyj�cie. Przemierzy� korytarz ze wzrokiem utkwionym w pod�odze i chmur� morderczych my�li w g�owie. Sala konferencyjna by�a pusta, a kij Weathersa sta� tam, gdzie go od�o�ono. By� ch�odny i g�adki - przewrotne, nikczemne narz�dzie. Chris uj�� go w d�onie i wyszed�, machaj�c pa�k� jak Mark McGwire szykuj�cy si� do odbicia. Koledzy rozst�powali si� przed nim. Sk�d� dobieg� go g�os szefa, ale Chris zupe�nie zignorowa� wezwanie. Teraz liczy� si� tylko pewien komputer i cholerny, pieprzony, krety�ski wirus, kt�ry w nim siedzia�. Chris wkroczy� do swojej kabiny i zamierzy� si� do ciosu, kt�rego nie potrafi� powstrzyma� �aden kod. - Ty dupku! - krzykn�� komputer. - U�yj tego kija, a stracisz wszystkie dane, jakie masz! Firm� straci du�o pieni�dzy, a ty prac�! Chris w�o�y� w uderzenie ca�� si��, na jak� by�o go sta�, ale kto� go powstrzyma�. - Hej, to by�o ca�kiem niez�e - powiedzia� Bob zaciskaj�c d�o� na grubszym ko�cu pa�ki. - Co? - wymamrota� Chris, kt�ry nagle poczu� si� bardzo niepewnie. Bob u�miechn�� si� promiennie. - Daj spok�j, Chris - powiedzia�. - Wszyscy wiemy, �e to twoja zas�uga. Jak zwykle. M�wi�ce systemy ostrzegawcze mog� sta� si� nasz� kart� przetargow� w procesie pani Freedan. Mo�e w�a�nie uratowa�e� nasz� firm�. Chris st�umil j�k. - Czy mo�esz zrobi� bardziej... przyst�pn� wersj�? - zapyta� Bob u�miechaj�c si� jeszcze szerzej. Chris poszed� do domu i przespa� prawie ca�y dzie�. Jednak nast�pnego ranka pojawi� si� w biurze du�o wcze�niej ni� inni. - Dzie� dobry, sraluchu - przywita� go komputer, gdy Chris zacz�� przegl�da� wiadomo�ci. Bob najwyra�niej po�wi�ci� ca�y dzie� na promocj� wczorajszego "wspania�ego pomys�u", poniewa� skrzynka Chrisa by�a wype�niona pro�bami o informacje wys�anymi przez czo�owych manad�er�w. Dosta� te� zaproszenie na spotkanie z pracownikami dzia�u zatrudnienia i akt personalnych. Tylko tego potrzebowa�! - Brakowa�o mi ci� wczoraj - us�ysza� z g�o�nik�w. - �aden z tych partaczy nie jest w po�owie tak zabawny jak ty i ta twoja Bitmanka. Spojrza� na monitor. Pomys� Boba nie dawa� mu spokoju przez ca�� noc i wtargn�� w jego sny jak kolorowy film. Teraz, aby zadowoli� Boba i ca�e stado nadzorc�w korporacji, musi jako� z�apa� tego wirusa - lub cokolwiek to jest - i zmusi� go do wykonania zadania. Czas kurczy� si� w zawrotnym tempie, a Chris nie mia� zielonego poj�cia, od czego zacz��. - �egnaj, kariero - mrukn��. - Dlaczego to powiedzia�e�? - wychrypia� wirus. - W prawdziwym �wiecie ludzie oczekuj� od ciebie pewnych okre�lonych osi�gni�� - odpar� Chris. - Jestem pewien, �e tego nie rozumiesz. - Ach, do diab�a, cz�owieku! - zawo�a� wirus. - Skopa�em ci ty�ek w naszej zabawie w kodowanie, ale dlaczego s�dzisz, �e nie rozumiem tych zasra�c�w kieruj�cych firm�? - Mo�e i rozumiesz - odpar� po zastanowieniu Chris. - W ko�cu jeste� z WWD. - Ot� to. Chris zachichota� czuj�c, jak mija nagle �ciskanie w do�ku i klatce piersiowej. Przypomnia� sobie EveryAcc i jej nabzdyczonych manad�er�w, knajpk� Jacka naprzeciwko firmy i beztroskie �arty, jakie stroi� sobie co dzie� z kolegami. A potem pomy�la� o WWD. Przed oczami stan�y mu niebieskie garnitury i cienkie krawaty. Gdyby by� wirusem, te� pewnie by uciek�. Ta ostatnia my�l sprawi�a, �e wreszcie zacz�� logicznie my�le�. Na pocz�tku Chris nie m�g� poj��, dlaczego kto� mia�by zap�aci� kilkaset dodatkowych dolar�w za lod�wk� z systemem ostrzegawczym, ale szybko otworzy�y mu si� oczy. Po pierwsze, prawnicy wywalczyli ugod� z pani� Freedan. Stan�o na czterech milionach dolar�w i oczywi�cie wycofaniu oskar�e� o celowe wyrz�dzenie krzywdy. Potem zwr�cili si� do rz�du, wp�ywowych cz�onk�w kongresu i wszystkich federalnych komisji bezpiecze�stwa, kt�re byli w stanie naci�gn��. Opowiadali o barbarzy�skich okoliczno�ciach �mierci Puszka, o straszliwym b�lu psychicznym, spowodowanym przez niedopracowanie systemu oraz o g��bokim smutku, kt�ry ogarn�� wszystkich pracownik�w kompanii, kiedy przysz�o do wypisania czteromilionowego czeku. Miesi�c p�niej Izba Reprezentant�w uchwali�a projekt nadzwyczajnej ustawy o bezpiecze�stwie. Senat przeg�osowa� ustaw� trzy tygodnie p�niej. Od tej chwili ka�de urz�dzenie sprzedawane w Stanach Zjednoczonych musia�o by� wyposa�one w system ostrzegania. Roz�o�y�o to na �opatki konkurent�w EveryAcc - nie mieli odpowiednich produkt�w. Pieni�dze p�yn�y strumieniem, a Bob zosta� najm�odszym wiceprezesem w historii firmy. Chris dosta� naro�ny pok�j z widokiem na jezioro. Nowe biuro by�o wr�cz zapchane �wietnym sprz�tem komputerowym. Chris dopilnowa�, �eby jak najwi�ksz� cz�� zas�ug przypisano Gail. Wynik: dziewczyna zasiedli�a pok�j z podobnym wyposa�eniem po przeciwnej stronie budynku. Chris rozpar� si� w sk�rzanym, luksusowym fotelu. Szum stoj�cych za jego plecami komputer�w by� prawie nies�yszalny w wielkim pokoju. Na elegancko zestawionych p�kach le�a�y ksi��ki i leksykony. P�askie okno dialogowe wy�wietlacza na biurku pokazywa�o kod procedury wykonawczej wirusa. Chris si�gn�� po ciep�� G�rsk� Ros�. Rozleg�o si� delikatne stukanie i w uchylonych drzwiach pojawi�a si� twarz Gail. - Masz chwilk�? - spyta�a. - Jasne. Wejd�. - powiedzia�. Dla Gail zawsze mia� czas. Dziewczyna opad�a na jedno z wy�cie�anych krzese� ustawionych przy biurku. - Jak to zrobi�e�? - spyta�a. - Co? - W jaki spos�b zmusi�e� wirusa do pracy w twojej aplikacji? Chris u�miechn�� si�. - Po prostu jestem niez�y - odpar�. - Odpu��, Chris. To ja, Gail - rzuci�a. - Pami�tasz? Siedzia�am nad tym wtedy w nocy i od tamtego czasu ci�gle pr�bowa�am rozwi�za� problem. Kod jest ciasny i prawie nie do przej�cia. Chris wy��czy� system operacyjny i usiad� wygodnie z r�kami za�o�onymi za g�ow�. - Potrafisz trzyma� j�zyk za z�bami? - spyta�. - Przecie� nigdy ci� nie wsypa�am. - Co prawda, to prawda. - Chris opar� �okcie na dziel�cym ich blacie. - Dobry haker potrafi wyczu� kod, prawda? - zacz��. - Chyba tak. - Kiedy ju� si� troch� uspokoi�em, oderwa�em si� od klawiatury i zacz��em my�le� bardziej globalnie. Najpierw wraca�em ci�gle do momentu, w kt�rym chcia�em si� dowiedzie�, jak wirus przenikn�� do systemu. Gail pokiwa�a g�ow� na znak, �e nad��a. - Nie dosta� si� do �rodka podczepiony do innego programu, jak to robi wi�kszo�� intruz�w, prawda? - ci�gn�� Chris. - Uhm. - Zatem musia� wej�� tu sam. To sk�oni�o mnie do my�lenia, �e albo nasz wirus zosta� przys�any... wiesz, taki spos�b na zdaln� rewizj� ksi�g rachunkowych firmy... albo pojawi� si� tutaj na skutek samodzielnego projektu. - To brzmi logicznie - powiedzia�a Gail. - Ale je�eli przys�ali go tutaj, �eby przejrza� podatki kompanii, dlaczego przyczepi� si� akurat do twojego systemu? - W�a�nie - rozpromieni� si� Chris. - Spr�bowa�em spojrze� na to od drugiej strony. Je�eli program sam si� tu dosta� i zdecydowa�, �e zostanie w kwaterze jednego z kreator�w, wi�c czy aby na pewno jest wirusem? - Nie rozumiem - powiedzia�a niepewnie Gail. - To nie jest wirus. - Co? - To odszczepiony kod. Stworzy�o go WWD, to jasne. Przy okazji nadali mu par� �wietnych procedur SI. Ale on sta� si� zbyt inteligentny i w ko�cu im prysn��. Gail unios�a brwi ze zdziwienia. - Przesta�em wi�c uwa�a� program za zwyk�y kawa�ek kodu, a zacz��em o nim my�le� jak o kreatorze - ci�gn�� Chris. - Zreszt� Fred, bo tak ma na imi�, w�a�nie nim jest. To najzdolniejszy programista i haker �wiata. Kiedy spojrza�em na niego w ten spos�b, rozja�ni�o mi si� w g�owie. - To znaczy? - On ucieka, prawda? Zosta� stworzony przez WWD, a teraz ucieka. Gail kiwn�a g�ow�, lecz tym razem z mniejszym przekonaniem. - Ucieka si� zwykle przed czym� i jego przypadek nie jest odosobniony - ci�gn�� z podnieceniem Chris. - Doda�em dwa do dw�ch i odpowied� by�a gotowa. Zakodowa�o go WWD, prawda? - A je�eli oni go stworzyli, r�wnie dobrze mog� si� go pozby� - doko�czy�a Gail. Wreszcie zrozumia�a. - W�a�nie - potakn�� Chris. - Wiedzia�em, �e sam go nie pokonam, wi�c zawar�em z nim uk�ad. - Uk�ad? Chris kiwn�� g�ow�. - W�a�nie tak. Pozwoli�em mu tutaj zosta� pod warunkiem, �e stworzy ograniczon� wersj� samego siebie, kt�ra b�dzie obs�ugiwa� nasze urz�dzenia. - A on si� na to zgodzi�? - spyta�a Gail z niedowierzaniem. - Hej, to naprawd� niez�y uk�ad - odpar� Chris z u�miechem. - Fred dosta� bezpieczne miejsce, w kt�rym mo�e przechowa� sw�j kod. Wieczorami ma dost�p do wszystkich wolnych urz�dze� w firmie, ale najwa�niejsze jest to, �e nie musi pracowa� dla WWD. - Zaje�dziliby go - stwierdzi�a Gail i zadr�a�a od zimna, kt�re sp�yn�o po jej kr�gos�upie. Szeroki u�miech rozja�ni� twarz Chrisa. - W�a�nie - przyzna�. - Fred nie znosi dla nich pracowa�. To zmienia troch� posta� rzeczy, prawda? Gail z westchnieniem pokiwa�a g�ow�. - Jednak gdyby�my go pokonali, to by�oby co� - powiedzia�a. - Jeszcze z nim nie sko�czy�em - odpar� tajemniczo Chris. - Powiedz mi wi�cej - poprosi�a. - Wiemy, sk�d pochodzi. Teraz musimy tylko wyszuka� par� baz danych w WWD. W ko�cu dowiemy si�, kto napisa� kod, przestudiujemy zapis i poznamy logik� programist�w Wydzia�u. A wtedy za�atwienie Freda b�dzie tylko kwesti� czasu. Zrobimy to! Gail popatrzy�a na niego wielkimi oczami, z niepewnym u�miechem na twarzy. - My? - spyta�a. Chrisa ogarn�y dziwne uczucia, kt�re p�ynnie przesz�y w niezr�czne zak�opotanie. Ca�e �ycie sp�dzi� z nosem utkwionym w mikrochipach i plikach �r�d�owych. Czy Gail mog�a si� nim interesowa� tak bardzo, jak on ni�? Kto� cicho zapuka� do drzwi. - Prosz� - zawo�a� Chris. Bob wetkn�� g�ow� przez drzwi i u�miechn�� si� tak, jak tylko on potrafi�. - Do ko�ca tygodnia masz mi odda� sw�j IPR - powiedzia�. - Tak, szefie. Do ko�ca tygodnia - potwierdzi� Chris. Drzwi zamkn�y si� z g�o�nym trza�ni�ciem zamka, a Chris odwr�ci� si� w stron� Gail. Dziewczyna siedzia�a cicho, jakby nie pewna co zrobi� dalej. By�a ju� prawie pora lunchu. Chris zaczerpn�� powietrza i postanowi� p�j�� na �ywio�. - Mia�aby� ochot� na obiad u Jacka? - spyta�. Gail u�miechn�a si�. - Jasne! - odpar�a. - Uwielbiam w�oskie knajpki.