4743
Szczegóły |
Tytuł |
4743 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4743 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4743 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4743 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KIR BU�YCZOW
Nowe opowiadania
guslarskie
Wyboru dokona�a i prze�o�y�a Ewa Sk�rska
ROZUM ZNIEWOLONY
Je�li m�wi� o pechu, to mia�em potwornego, tragicznego pecha. Je�li m�wi� o
szcz�ciu, to mo�na mnie nazwa� szcz�ciarzem.
Mia�em pecha, bo ju� na drugiej p�tli zrozumia�em, �e b�d� musia� gdzie�
wyl�dowa�.
Silnik, kt�ry niepokoi� mnie ju� od dawna, znowu da� o sobie zna�. Nie mo�e by�
nic
gorszego ni� nie dzia�aj�cy silnik, gdy mi�dzy tob� a domem rozpo�ciera si� p�
Galaktyki.
Moje szcz�cie, mo�na powiedzie�, nies�ychane szcz�cie, polega�o na tym, �e na
planecie by�a atmosfera, kt�ra pozwala�a mi normalnie oddycha�. A to nape�nia�o
mnie
nadziej�, �e je�li kiedy� uda mi si� naprawi� silnik, znowu wzbij� si� w kosmos
i zobacz�
swoich bliskich.
Planeta wygl�da�a na zniszczon� kataklizmami. G��bokie p�kni�cia ��obi�y jej
pokryw�, niewiarygodnej wysoko�ci szczyty i �a�cuchy g�rskie wznosi�y si� nad
atmosfer�.
G�ry owiewa� kosmiczny ch��d.
Nie mia�em kiedy przyjrze� si� dok�adniej mojemu tymczasowemu, a mo�e nawet
sta�emu schronieniu. Na to jeszcze b�dzie czas. Teraz najwa�niejsze by�o
znalezienie
dogodnego do l�dowania i mo�liwie bezpiecznego miejsca. Znalaz�em je na
powierzchni
wielkiego p�askowy�u i w�a�nie podj��em decyzj�, �e tam wyl�duj� podczas
nast�pnej p�tli,
gdy silnik zamilk� zupe�nie.
By�em zmuszony przelecie� nad ciemn� stron� planety, nad niskim �a�cuchem
g�rskim, nad olbrzymim p�askowy�em, kt�ry tak wysoko wznosi� si� nad
powierzchni�
planety, �e upa�� tam oznacza�o skaza� siebie na pewn� �mier�. Atmosfera, a
raczej jej resztki
w tej cz�ci planety tai�a si� jeszcze w niezbyt g��bokich szczelinach i
zapadlinach. Je�li
spud�uj� - zgin��em.
W ostatnim momencie przed katastrof� odczyta�em z przybor�w, �e na kursie jest
kotlina. Jak meteor przelecia�em nad opustosza�� g�rsk� krain�, statek wbi� si�
w g�st�
atmosfer�, iluminatory zasnu�a mg�a. Spada�em coraz wolniej. W ko�cu znalaz�em
si� na
powierzchni planety. �y�em. Statek by� rozbity. Jestem tu sam, czy mo�e
obserwuje mnie
obcy rozum? Chce mi przyj�� z pomoc�? Szykuje bro�, �eby mnie zabi�?
Przywar�em do iluminatora. W��czy�em sondy. Statek naje�y� si� ig�ami i
szlauchami,
otworzy�y si� oczy czujnik�w i uszy radio-lokator�w. Nast�pi� moment nawi�zania
pierwszego kontaktu.
Do momentu gdy zamigota� �wit - nie�mia�y, b��kitny - wiedzia�em ju� sporo o tej
kotlinie. Rozumnego �ycia w niej nie by�o, za to wrza�o �ycie nierozumne,
niebezpieczne i
krwio�ercze. Wszyscy mieszka�cy tego �wiata byli ze sob� w stanie wojny: silni
z�erali
s�abych, a s�abi czyhali na jeszcze s�abszych.
Nie mog�em tak siedzie� i nic nie robi�. Najwy�szy czas porzuci� bezpieczne
�ciany
statku, spotka� si� twarz� w twarz z nowym �wiatem. Wzi��em blaster i otworzy�em
luk.
Powietrze by�o zat�ch�e, nieruchome, ale zdatne do oddychania. Musia�em okr��y�
statek,
dosta� si� do dysz i sprawdzi�, w jakim s� stanie. Przybory mog�y k�ama�: zbyt
d�ugo
wymagano od nich prawdy i tylko prawdy.
Posuwa�em si� powoli, przez ca�y czas staraj�c si� mie� za plecami pewny korpus
statku. Nie zrobi�em nawet dw�ch krok�w, gdy musia�em si� zatrzyma�. Z mi�kkiej,
zdradzieckiej gleby wychyn�a okr�g�a g�owa wielkiego robala. Unios�em blaster,
ale g�owa
zanurkowa�a w ziemi�. W niemym zdumieniu patrzy�em, jak z ziemi wy�azi�y coraz
to nowe
segmenty r�owego cia�a, pr�y�y si� i znowu znika�y w ziemi. Robal nie by� du�y
- m�g� mi
si�ga� do pasa, ale poniewa� widzia�em tylko jego fragment, to wydawa�o mi si�,
�e jest
niesko�czenie d�ugi i straszny.
Musz� wzi�� si� w gar��, pomy�la�em. Je�li dam si� ponie�� nerwom, mo�e zdarzy�
si� nieszcz�cie. W ko�cu czym m�g� mi grozi� ten gigantyczny robak? Nawet nie
mia� ust.
Nade mn� przemkn�� cie�. Rzuci�em si� do ty�u i przywar�em do ch�odnego metalu
statku. Wielka lataj�ca kreatura, z�owieszcza i elegancka w lekko�ci ruch�w,
wygi�a si� i
rzuci�a si� na mnie z g�ry. Otworzy�a si� ogromna paszcza wype�niona mn�stwem
ostrych
z�b�w, dolecia� mnie okropny smr�d...
Zd��y�em wyszarpn�� blaster i w�adowa� kul� w jej gard�o. Ci�kie cia�o zbi�o
mnie z
n�g, przeturla�em si� po ziemi. D�ugie, zielonkawe, plamiste cia�o lataj�cego
smoka wi�o si�
na ziemi w konwulsyjnych drgawkach. Nie o�mieli�em si� zbli�y� do potwora.
Staraj�c si�
przem�c sp�nione dr�enie, wsta�em i zobaczy�em, �e mam odci�t� drog� na statek.
Nie
spiesz�c si�, jakby wiedz�c, �e nic nie zdo�a mu przeszkodzi�, zbli�a�o si� do
mnie inne
zwierz�. Mn�stwo segmentowych n�g podtrzymywa�o ci�ki, brudny tu��w. Oczy,
wysuni�te
daleko wprz�d, lekko hu�ta�y si� na wyrostkach, a po obu stronach ko�ysa�y si�
wielkie,
mordercze kleszcze. Zwierz� unios�o si� na �apach i rozwar�o kleszcze.
Nie chcia�em, aby moje wej�cie w ten �wiat znamionowa�y krwawe jatki - by�o ich
tu
wystarczaj�co du�o i bez mojego udzia�u. Cofn��em si�. Zwierz� przewraca�o
oczami, chcia�o
mnie przestraszy�, ale nie atakowa�o. Spr�bowa�em obej�� je tak, �eby wr�ci� pod
os�on�
statku. Nie opuszcza�o mnie nieprzyjemne uczucie niebezpiecze�stwa czyhaj�cego z
ty�u.
Wydawa�o mi si�, �e uwa�ne spojrzenia mieszka�c�w kotliny obserwuj� ka�dy m�j
krok.
Nie spuszczaj�c oczu ze zwierz�cia, zrobi�em jeszcze dwa kroki w bok i wtedy co�
b�ysn�o pod moimi nogami. Na ziemi le�a� dziwny przedmiot z bia�ego metalu.
Tylko r�ce
rozumnego stworzenia mog�y nada� metalowi kszta�t lekko zw�aj�cej si� na
ko�cach elipsy.
Przedmiot by� p�aski, jego powierzchnia zosta�a poddana starannej obr�bce. Tylko
istoty
znajduj�ce si� na wysokim szczeblu drabiny ewolucji mog�y tak dobrze opanowa�
metalurgi�.
Podnios�em ten przedmiot. By� ci�ki. Po�a�owa�em, �e nie uda mi si� go
przenie�� na
statek - na drodze do niego zwierz� przez ca�y czas gro�nie ko�ysa�o kleszczami.
Nie
chcia�em si� niepotrzebnie obci��a� - mog�o si� okaza�, �e musz� wykorzysta�
ca�� moj�
zr�czno��, �eby przedrze� si� na statek.
I w tym momencie co� pod�ugowatego znowu rzuci�o na mnie cie�. Zd��y�em
pomy�le�, �e to pewnie jeszcze jeden smok, i spojrza�em w g�r�. Ale to nie by�
smok.
M�g�bym przysi�c, �e zobaczy�em lataj�cy statek. By� wielki, nie mniejszy od
mojego, lecia�
powoli. Nie mog�em si� zorientowa�, co sprawia, �e si� porusza. Zbyt regularny
kszta�t,
zbytnia nieruchomo�� poszczeg�lnych jego cz�ci - to nie mog�a by� �ywa istota.
Mo�liwe,
�e to ekspedycja ratunkowa - kto� m�g� zauwa�y�, jak l�dowa�em. Min�o troch�
czasu i
rozpocz�to poszukiwania. Ale jakie by�y ich zamiary?
Lataj�cy statek zawis� nade mn�. Czuj�c, �e co� jest nie w porz�dku, zwierz� z
kleszczami zacz�o si� powoli wycofywa� w zaro�la znajduj�ce si� w pobli�u
miejsca awarii.
Nie wypuszcza�em metalowego przedmiotu, kt�ry by� pierwszym sygna�em, �e na
planecie s�
istoty rozumne. Statek powietrzny lecia� w g�rnej granicy atmosfery. Podnios�em
metalowy
przedmiot, �eby zwr�ci� na siebie uwag� - niech b�dzie, co ma by�. Rozum, mimo
�e nie
spotkany przez nas do tej pory na �adnej z planet, m�g� mie� pokojowe zamiary.
Na statku zauwa�ono mnie. Opuszczono sztormtrap. Ko�ysze si� ju� obok mnie. Na
jego brzegu pob�yskuje urz�dzenie do mocowania przedmiot�w. Zapraszano mnie na
g�r�.
No c�, zaryzykujmy. Wzi��em ze sob� metalowy przedmiot. M�g� go zgubi� kto� z
mieszka�c�w planety. Gest dobrej woli zostanie pozytywnie zrozumiany przez ka�d�
rozumn� istot�. Spojrza�em po raz ostatni na m�j osierocony statek, obj��em
sztormtrap i
ostro�nie poci�gn��em za niego trzykrotnie, daj�c sygna�, �e mog� mnie ju�
wci�gn��. W
odpowiedzi na m�j sygna� sztormtrap zacz�� si� szybko podnosi�.
- Ach, wi�c to on odgryz� moj� b�ystk� - powiedzia� rozgniewany, ale i ucieszony
Korneliusz Uda�ow, wyci�gaj�c w�dk�.
- Patrzysz nie na to, co trzeba, cz�owieku ma�ej ciekawo�ci -odpowiedzia� mu
Aleksander Grubin, jego przyjaciel, z kt�rym o �wicie pojechali nad jezioro
Kopenhaga
pow�dkowa�. -Widzia�e� kiedy� w naszym jeziorze o�miornice?
* * *
Ostatnie metry sztormtrap pokonywa� w zawrotnym tempie. Zrozumia�em, �e za
chwil� wylec� poza atmosfer�. A skafander zosta� na pok�adzie mojego statku!
Mog�em
zgin��! Spr�bowa�em zeskoczy� ze sztormtrapu - ju� lepiej zaryzykowa� rozbicie
si� o
ziemi�, ni� si� udusi�, ale ostry hak na ko�cu sztormtrapu wbi� mi si� w cia�o.
Jeszcze
sekunda i trac�c przytomno��, wylecia�em poza atmosfer�. Wielkie potwory - by�y
dwa -
wyci�gn�y w moj� stron� swoje ogromne ko�czyny.
- S�oik! - krzykn�� Grubin do Uda�owa, kt�ry zupe�nie straci� g�ow�. - S�oik z
wod�!
Albo wiadro! Nie masz poj�cia, jakiego dokonali�my odkrycia!
- A mo�e o�miornice jednak tu �yj�? - zapyta� Uda�ow z pow�tpiewaniem. - Mo�e s�
ostro�ne i rzadko mo�na je spotka�?
- Sk�d niby, o�le?! - krzycza� Grubin. - Wiadrem nabierz wody! O�miornice �yj�
tylko
w morzach i oceanach!
- Ciszej - powiedzia� Uda�ow. -Wszystkie ryby wyp�oszysz. Co teraz zrobimy?
- Nie ma ju� mowy o �adnych rybach. - Grubin ostro�nie zdj�� o�miornic� z
haczyka.
- Napisz� o nas w czasopi�mie naukowym.
- Akurat, o niczym innym nie marz�. A przysz�o ci do g�owy, �e mo�e te
o�miornice
s� pod ochron�? Wypu�cili je, �eby si� rozmno�y�y, a my k�usujemy.
- Niemo�liwe - sprzeciwi� si� Grubin. - Powiesiliby jakie� og�oszenie. A
widzia�e� na
brzegu jakie� og�oszenia?
- Widzia�em. Nie pali� ognisk, chroni� las przed po�arami.
- Co tu ma po�ar do rzeczy? O o�miornicach widzia�e�?
- O o�miornicach nie widzia�em. Ale jestem przekonany, �e ono tu sobie gdzie�
wisi.
Tylko go nie zauwa�yli�my, bo ciemno.
- Nie - rzek� Grubin, wk�adaj�c o�miornic� do wiadra z wod�, kt�re podstawi�
pe�en
w�tpliwo�ci Uda�ow. - Gdyby w naszym jeziorze mieli zamiar hodowa� o�miornice,
wiedzia�oby o tym ca�e miasto. Poza tym zwr�� uwag�, �e ta o�miornica ma
dziesi�� n�g i
jest do�� spora. Ca�kiem mo�liwe, �e to jaki� nieznany gatunek. Na to w�a�nie
licz�.
- S�awy mu si� zachcia�o - westchn�� z wyrzutem Uda�ow. -Daj Bo�e, �eby si� to
sko�czy�o na mandacie.
O�miornica bez �ycia opad�a na dno wiadra. Jedna z macek ci�gle �ciska�a
upuszczon�
przez Uda�owa b�ystk�.
- Sasza - powiedzia� Uda�ow. - Zabierz jej b�ystk�. - Dlaczego ja?
- Mo�e jest jadowita.
- Dla ciebie jadowita, a dla mnie nie?
- Zaczep co�. Szkoda b�ystki.
Spoza �wierk�w na brzegu wysun�� si� fragment s�o�ca. Zacz�y �piewa� ptaki,
zasrebrzy�o si� wiadro. O�miornica zacz�a rusza� mackami, przychodzi�a do
siebie.
- Wspaniale - ucieszy� si� Grubin. - Ju� si� ba�em, �e zdech�a.
- A co to za r�nica - irytowa� si� Uda�ow.
B�ystka ci�gle by�a w wiadrze i w�dkowanie stan�o pod znakiem zapytania. Nie
powie przecie� �onie Kseni, �e obiecanych leszczy nie b�dzie i trzeba zadowoli�
si� po�ow�
o�miornicy, w dodatku mo�e niejadalnej i jadowitej. Nie, po�owy Grubin nie odda
- b�dzie
chcia� przeprowadzi� badania, a pewnie nawet zacz�� hodowa� o�miornice w
akwarium.
- B�d� przyjacielem, wyjmij b�ystk� - poprosi� Uda�ow. - Mo�e co� jeszcze uda
si�
z�apa�. Szkoda wraca�.
- By�e� i b�dziesz g�upcem. Natychmiast wracamy!
- Przecie� nic si� jej nie stanie!
- Mo�e zdechn��.
- A nawet je�li, b�dziesz j� trzyma� w spirytusie.
Ale Grubin chwyci� ju� za wios�a i zacz�� p�yn�� do brzegu.
- Jak sobie chcesz - powiedzia� bardzo stanowczo - ale ja wracam do miasta.
Odzyska�em przytomno��. Metalowy cylinder, w kt�rym mnie umieszczono, ko�ysa�
si� powoli. Cylinder by� otwarty z wierzchu, ale atmosfera ko�czy�a si� u jego
g�rnego
brzegu - ka�da moja pr�ba ucieczki sko�czy�aby si� tragicznie. Wewn�trzne �ciany
cylindra
by�y g�adkie i ch�odne.
Tak g�upio da� si� z�apa�! Nie mog�em sobie darowa� ufno�ci. Istoty
zamieszkuj�ce
planet� okaza�y si� podst�pne i okrutne. By�y rozumne, temu nie mo�na zaprzeczy�
-
budowa�y statki powietrzne i umia�y obrabia� metal. Ale najwidoczniej idee
mi�dzyplanetarnego braterstwa, a nawet idee zwyk�ego braterstwa
wewn�trzplanetarnego
jeszcze nie znalaz�y drogi do ich serc.
Ostro�nie postuka�em koniuszkiem palca w �cian� cylindra. D�wi�k by� s�aby,
mogli
go nie us�ysze�. Namaca�em blaster. Nie dostan� mnie tak �atwo.
Okr�g�a g�owa jednego z moich stra�nik�w pojawi�a si� nad brzegiem cylindra. By�
ogromny. Sama jego g�owa by�a du�o wi�ksza ode mnie, a co dopiero m�wi� o
ko�czynach.
Jego oczy, poros�e na brzegach szczoteczk� sier�ci, rzadko mruga�y. Paszcz�
otacza� pasek
czerwonej sk�ry, wewn�trz wida� by�o ��tawe p�askie z�by. Nawet w tak
tragicznym
momencie ci�gle �y� we mnie badacz. Dokona�em szokuj�cego odkrycia: to
stworzenie
znajdowa�o si� poza atmosfer� i by�bym got�w przysi�c, �e nie mia�o na sobie
skafandra. A
przecie� wiadomo, �e �aden organizm na wy�szym stadium rozwoju ni� bakteria nie
mo�e
przebywa� poza atmosfer�.
Potw�r mi si� przygl�da�. Podnios�em obie r�ce w powszechnym ge�cie pokoju, i
przyja�ni.
- Grozi - o�wiadczy� Uda�ow. - Macha mackami. Gdyby nie b�ystka, w og�le bym si�
z ni� nie zadawa�.
Paszcza potwora rozwar�a si� gro�nie i w jej wn�trzu zamajaczy� jaki� czerwony
organ. Pomy�la�em, �e przecie� mogli mnie wyci�gn�� na zewn�trz, ale pewnie
zrobi�o im si�
szkoda i w�o�yli mnie do cylindra z powietrzem. A mo�e po prostu chcieli
przed�u�y� moje
cierpienia?
Nad brzegiem cylindra pojawi�a si� ko�czyna zako�czona pi�cioma ohydnymi,
poruszaj�cymi si� niemrawo odrostkami. Odrostki zanurzy�y si� w atmosfer�,
zbli�aj�c si� do
mnie. Chcia� mnie udusi�! A ja, naiwny, przynios�em im metalowy przedmiot,
chcia�em ich
ucieszy�. Wyci�gn��em m�j ma�y blaster. Nast�pi�a krytyczna i, by� mo�e,
ostatnia chwila
mojego �ycia. Przed moimi oczami przemkn�y obrazy z dzieci�stwa, minuty
pierwszej
mi�o�ci, pierwsza praca naukowa, d�ugie dni sp�dzone w kosmosie... �apa zbli�a�a
si�,
szpony ju� dotyka�y mojego bezbronnego cia�a. Wyj��em blaster i wystrzeli�em w
t� �ap�.
Atmosfera w cylindrze si� wzburzy�a...
* * *
- A to gad! - krzykn�� Uda�ow. - Zadusi� go to ma�o! Ojejej, jak to pr�dem
uderzy�,
�obuz jadowity!
- Uprzedza�em ci� - powiedzia� Grubin, nie przestaj�c wios�owa� do pobliskiego
brzegu. -Tylko si� broni�a. Nawet mr�wki si� broni�, gdy taki dure� jak ty
wdepnie w
mrowisko.
- Mo�e mi jeszcze powiesz, �e komary te� si� broni�.
- O komarach nie m�wi�, one si� �ywi� ludzk� krwi�.
- To mo�e te� si� �ywi ludzk� krwi�.
- Niewykluczone.
��dka uderzy�a w piasek, z wiadra wyplusn�a woda. O�miornica zacz�a si�
rusza�.
- Niewykluczone - powt�rzy� Grubin, wyskakuj�c i wci�gaj�c ��dk� wy�ej, w
krzaki. -
Ale czy mo�emy wini� stworzenie za to, �e takie stworzy�a je natura? Nie mo�emy.
Daj mi
tutaj wiadro, tylko uwa�aj, nie uszkod� jej.
- Znalaz� si� m�drala - odpowiedzia� Uda�ow, sk�adaj�c w�dki. - A mo�e ja tu
zostan�,
jeszcze troch� po�owi�?
- Boisz si�?
- Akurat. Wiadro jest metalowe. A metal jest najlepszym przewodnikiem, jeszcze w
szkole o tym uczyli.
- Owi� czym� r�k�.
Ale Uda�ow ju� go nie s�ucha�, szed� szybko brzegiem, op�dzaj�c si� woln� r�k�
od
dolatuj�cych do niego s��w Grubina, Dopiero gdy dzieli�a ich solidna przestrze�,
odwr�ci� si�
i zawo�a�:
- Jak b�dziesz tego gada wyci�ga�, to we� m�j b�ysk! W naszym sklepie takich nie
ma. Specjalnie sobie przywioz�em z Wo�ogdy.
Grubin dotkn�� palcem wiadra. Wiadro nie uderza�o pr�dem. Uda�owowi mog�o si�
co� przywidzie� ze strachu.
- B�dziesz tego �a�owa�, Korneliuszu! - krzykn�� Grubin do przyjaciela, zarzuci�
plecak na plecy, do jednej r�k� wzi�� w�dki, do drugiej wiadro i poszed� przez
las na
przystanek autobusowy, staraj�c nie wylewa� wody i nie niepokoi� zwierz�cia.
Ta podr� b�dzie mnie prze�ladowa� w koszmarach, je�eli oczywi�cie s� mi jeszcze
s�dzone koszmary. Cylinder hu�ta� si�, atmosfera wichrowa�a si� w turbulentnych
potokach,
nie mog�em z�apa� tchu, musia�em przytrzymywa� si� g�adkich �cian cylindra, �eby
nie
upa��. Mdli�o mnie. Got�w by�em b�aga� o lito�� - ale jak, kogo?
Moja sytuacja wygl�da�a coraz gorzej. Jeszcze niedawno wydawa�o mi si�, �e
gorzej
ju� by� nie mo�e. Ale by�o. Przede wszystkim nie mia�em �adnej nadziei na
odnalezienie
drogi powrotnej do swojego statku. M�j ciemi�zca ni�s� cylinder nad nie
zamieszkanym
p�askowy�em i z ka�dym krokiem oddala� si� od kotliny. W��czy�em wszczepiony w
moje
cia�o kompas-szybko�ciomierz i przyrz�d zacz�� automatycznie rejestrowa�
pokonywan�
przez nas tras�. Zrobi�em to odruchowo, nie wierzy�em, �e ta informacja mo�e mi
si�
kiedykolwiek przyda�.
Zrobi�o si� ja�niej. Ciemne, twarde, zas�aniaj�ce niebo kszta�ty znikn�y.
Przesta�o
trz���. Czekali�my na co�- Zastanawia�y mnie rozmiary tych istot, najwidoczniej
�ycie w
rozrzedzonej atmosferze, prawie bez powietrza, pozwala�o im osi�gn�� tak
fantastyczn�
wielko��. Ach, gdyby uda�o mi si� wr�ci� do domu - jak� sensacj� by�aby moja
informacja o
okrutnej rozumnej rasie zamieszkuj�cej pogranicza kosmosu!
Poprzez warstw� powietrza dobieg� mnie niezrozumia�y �oskot. Dno cylindra
zadr�a�o. Stra�nik podni�s� cylinder i weszli�my do jakiego� pomieszczenia, a
mo�e pojazdu.
Znowu zacz�o trz���, jeszcze silniej ni� poprzednio.
- Co wieziesz? - zapyta� znajomy z wytw�rni mas�a. - Czy�by� a� tyle z�apa�?
Poka�.
Grubin usiad� na wolnym miejscu i postawi� wiadro na kolanach, �eby mniej
trz�s�o.
- Zajrzyj.
Autobus jecha� szybko, sosny znika�y w tyle, ale Grubinowi wydawa�o si�, �e jad�
zbyt wolno. O�miornica mog�a zdechn��.
- Poj�cia nie mam - przyzna� si� znajomy. - Co ty tam masz, Sasza? Kijanek
na�apa�e�
czy co?
- Nie. O�miornic�. -Co?
- O�miornic� z�apa�em.
- Aha - powiedzia� znajomy. - Rzadkie zwierz�.
I przesta� si� interesowa� o�miornic�. Grubin poczu� si� ura�ony.
- Widzia�e� ju� kiedy� o�miornic�? - zapyta�.
Autobus zahamowa� gwa�townie na .przystanku. Woda wyplusn�a z wiadra,
o�miornica zamota�a si�, jakby chcia�a zaprotestowa�.
- Na obrazkach. Nigdy nie �apa�em.
- I nie b�dziesz mia� okazji - powiedzia� ostro Grubin.
- A dlaczego? - zdziwi� si� znajomy, rozk�adaj�c gazet�. - Dzisiaj ty z�apa�e�,
jutro
mo�e mnie si� uda. Ale mnie w�dkarstwo nie za bardzo interesuje.
Zwariowa� mo�na, pomy�la� Grubin. Z�apa�em o�miornic�, a jego to zupe�nie nie
dziwi. Tak jakby w naszych wodach roi�o si� od o�miornic.
- Dzieciom wieziesz? - odwr�ci� si� do niego s�siad z przedniego siedzenia. -
Dzieci
lubi� takie rzeczy. Niedawno swoim przynios�em szpaka. Skrzyd�o mu podwi�zali�my
i �yje.
Zabawny ptaszek.
- Szpaka - powiedzia� z pogard� Grubin. - A ja z�apa�em o�miornic�.
- Gdzie? - zapyta� s�siad z przedniego siedzenia.
- W naszym jeziorze, w Kopenhadze.
- Pierwsze s�ysz�, �eby tam �y�y o�miornice.
- Nikt o tym nie s�ysza� - powiedzia� Grubin.
- A ja widzia�em o�miornic� - powiedzia� stoj�cy obok ch�opak. - Nawet jad�em.
By�y
w sklepie rybnym. Mro�one. Kalmary.
- Konserwy z nich robi� - zgodzi� si� s�siad z przodu.
Go za ludzie, oszale� mo�na! - oburza� si� w my�li Grubin. A gdybym wi�z�
tygryska
i powiedzia�, �e z�apa�em go w lesie, czy te� by si� nie zdziwili?
O�miornica zwija�a i rozwija�a macki. Nie podoba�o jej si�, �e trz�sie.
- Ja tam bym nigdy nie przywioz�a dzieciom o�miornicy - powiedzia�a babcia z
workiem. Siedzia�a z ty�u i przys�uchiwa�a si� rozmowie. - Korale mecyje! A mo�e
jest
jadowita?
- Nie - odpowiedzia� Grubin. - Tylko kopie pr�dem.
- Kto jadowity? - zapytano z odleg�ego ko�ca autobusu.
- A jeden typ tu jadowit� �mij� wiezie - odpowiedziano z przodu.
- Nie �mij�, tylko o�miornic� - poprawi� g�o�no Grubin. -Bardzo rzadkie zwierz�.
- Wszystkich pogryzie! Panie kierowco, niech pan zatrzyma autobus! - krzykn�li z
ty�u.
- Siedzi w wiadrze - uspokoi� ich Grubin. - Prosz� si� nie ba�.
- �mij� wioz�! - hucza� autobus.
Ludzie odsuwali si� od Grubina. Kierowca odwr�ci� si�, przyhamowa�.
- Co si� tam dzieje? - zapyta�.
- Niech pan go wysadzi - powiedzia�a staruszka, kt�ra nigdy nie przynios�aby
dzieciom o�miornicy. - Wszystkich pogryzie.
- Obywatelu, niech pan przestrzega przepis�w - powiedzia� kierowca, zatrzymuj�c
si�
na poboczu. - Materia��w wybuchowych, substancji �r�cych i tak dalej przewozi�
nie wolno.
- To jest cenne, zupe�nie niegro�ne zwierz� - zdenerwowa� si� Grubin. - Muzealna
rzadko��, nikomu nic z�ego nie zrobi. S� tu nawet towarzysze, kt�rzy jedli je w
charakterze
mro�onek. Prawda?
Ale ch�opak, kt�ry jad� mro�one kalmary, zaprzeczy�.
- Takich nie jad�em. Takich u nas nie sprzedaj�.
.- Ka�da minuta zw�oki mo�e kosztowa� �ycie jedyn� wyst�puj�c� w naszym
wojew�dztwie s�odkowodn� o�miornic�! - krzycza� Grubin. - Kto we�mie na siebie
tak�
odpowiedzialno��?
- J� - powiedzia� kierowca. - Mam pasa�er�w.
I Grubina wysadzono na samych przedmie�ciach Wielkiego Guslaru.
To straszne, zdawa� sobie spraw�, �e wok� ciebie rozgrywa si� jaki� dramat, i
nie
wiedzie� o co chodzi. Mieszka�cy planety huczeli, to przestawa�o trz���, to
znowu zaczyna�o,
m�j ciemi�zca wydawa� g�o�ne d�wi�ki. Najprawdopodobniej cz�onkowie ekspedycji
wys�anej, �eby mnie schwyta�, spierali si�, z jakiej planety pochodz�. A mo�e
bali si�, �e ju�
zaatakowali�my ich planet�, albo s�dz�, �e jestem zwiadowc�, kt�ry ma
przygotowa� najazd.
A ja nie mam �adnej mo�liwo�ci, �eby opowiedzie� im o powszechnie znanej
pokojowo�ci
moich rodak�w.
M�j stra�nik porzuci� hucz�c� maszyn� i ni�s� cylinder dalej. S�o�ce
pob�yskiwa�o na
powierzchni atmosfery. Mdli�o mnie. Powietrze zrobi�o si� zat�ch�e. Zaczyna�em
si� dusi�.
Na tej planecie na ka�dym kroku czyha�a na mnie �mier�.
* * *
S�o�ce przypieka�o. Ka�dy krok Grubina wzbija� w powietrze ob�oczek py�u, kt�ry
ci�gn�� si� za nim. Woda w wiadrze zm�tnia�a, zacz�a nieprzyjemnie pachnie�.
Grubin
postawi� wiadro na ziemi i zaczai si� przygl�da� zwierz�ciu. Chyba si� jeszcze
rusza�o. Na
szcz�cie po drodze znalaz� studni�. Woda w niej by�a zimna i Grubin dolewa� jej
po trochu
do wiadra, �eby nie przezi�bi� o�miornicy. Przecie� prawie wszystkie o�miornice
to dzieci
tropikalnych m�rz.
Oblewaj�c si� potem i oddychaj�c z trudem, Grubin docz�apa� na podw�rko domu
numer szesna�cie. Podw�rko by�o puste, nawet mi�o�nicy domina, zajmuj�cy w
sobotnie
ranki miejsca wok� sto�u pod bzem, pochowali si� przed upa�em. Grubin, nie
wchodz�c do
swojego mieszkania, poszed� na pierwsze pi�tro do starego �o�kina, znanego
przyrodnika i
mi�o�nika ptak�w.
�o�kin by� w domu.
- O co chodzi? - zapyta� surowo, bo uwa�a� Grubina za dyletanta i cz�owieka
lekkomy�lnego.
- Dzie� dobry - powiedzia� Grubin. - Nie ma pa� mo�e zapasowego akwarium?
- A po co?
- A, z�apa�em jedn� tak� sztuk� - powiedzia� skromnie Grubin. - Nie wiem, czy
pana
zainteresuje.
Grubin by� przebieg�y. Bardzo chcia� us�ysze�, co powie �o�kin. Mo�e naprawd�
istnieje jeziorny gatunek o�miornic.
�o�kin niespiesznie wyci�gn�� z komody futera�, wyj�� okulary, kaza� podnie��
wiadro do �wiat�a i w milczeniu ogl�da� jego zawarto��. Trwa�o to do�� d�ugo.
Grubina
skr�ca�o z niecierpliwo�ci, ale nic nie m�wi�.
W ko�cu �o�kin westchn��, roz�o�y� �ylaste r�ce, podrapa� si� po koszulce na
piersiach, poskroba� po �ysinie i powiedzia�:
- Zdaje si�, �e to nowy gatunek. -Co?
- Nowy gatunek o�miornicy - wyja�ni� �o�kin, nie odrywaj�c oczu od je�ca. - Albo
mutant genetyczny. Dziesi�� n�g. Taak. Mo�esz j� u mnie zostawi�, w wolnym
czasie
poczytam Brehma i dam ci wyczerpuj�c� odpowied�.
- Nie, lepiej niech b�dzie u mnie. - Grubin si� nie myli�. Zwierz� okaza�o si�
unikatem. - Czy one w og�le u nas wyst�puj�?
- Zdarzaj� si�. Kupi�e� j� w sklepie zoologicznym?
- Z�apa�em.
- Ciekawe. Zostaw j� tutaj. Napisz� do Moskwy. A u ciebie jeszcze kot j� zje.
- Kot nie zje, o�miornica kopie pr�dem. Uda�ow oberwa�.
- Uda�owa to nawet s�owik by pr�dem kopn��. �aden argument. Ale je�li si�
upierasz,
to dam ci akwarium. Na jaki� czas. A list do Moskwy sam napisz�. Ciebie tam nie
znaj�, a
mnie owszem. Do wielu os�b ju� pisa�em.
Gdybym prowadzi� dziennik, napisa�bym w nim: �Moja sytuacja sta�a si� nieco
lepsza. Gdyby nie g��d, kt�ry zacz�� mnie m�czy�, gdy tylko min�� pierwszy szok,
powiedzia�bym, �e w ko�cu trafi�em w r�ce prawdziwych naukowc�w. Mo�liwe, �e s�
to
specjali�ci do spraw kontakt�w z cywilizacjami kosmosu. Mo�e to nawet jaka�
komisja. Z
ciemnego cylindra przeniesiono mnie do przezroczystego, wype�nionego �wie�ym
powietrzem sze�cianu. Powietrze �cieka po jakiej� rurce, a wi�c o to nie musz�
si� ju�
martwi�".
Ale nie pisa�em dziennika. Rozgl�da�em si�. Otaczaj�ce moje wi�zienie ogromne
pomieszczenie wype�nia�y dziwne przedmioty i instrumenty. Na dole bez przerwy
kr��y�o
jakie� zwierz�, wi�ksze ode mnie i pokryte sier�ci�. Zwierz� otwiera�o paszcz� i
oblizywa�o
si� czerwonym j�zykiem. Patrzy�o po��dliwie na moje wi�zienie. Nasuwa�y si� dwa
wnioski:
moje wi�zienie by�o przedtem jego mieszkaniem, zwierz� zosta�o z niego
wyeksmitowane i
teraz chcia�o je odzyska�, albo te�, co okaza�oby si� mniej przyjemne, zwierz�
by�o moim
stra�nikiem i mia�o mnie pilnowa�. Niewykluczone, �e by�o rozumne.
Zg��bianiem mnie i pr�bami kontaktu zaj�y si� dwie miejscowe istoty. Jedna z
nich
by�a tym aborygenem, kt�ry ni�s� mnie w cylindrze. Drugi, najwidoczniej
szanowany
specjalista, do��czy� do niego dopiero tutaj, w centrum badawczym. Ich paszcze
otwiera�y si�
i zamyka�y - najwidoczniej w taki spos�b wymieniali informacje. Teraz moim
zadaniem by�o
udowodnienie, �e mam nad nimi intelektualn� przewag�, nie ura�aj�c przy tym ich
godno�ci.
By�em g�odny. '
- Czym �ywi� si� o�miornice? - zapyta� Grubin �o�kina, kt�ry przyni�s� z g�ry
tom
Brehma. - Jeszcze go, nie daj Bo�e, zamorzymy g�odem.
�o�kin czyta� na g�os:
- �Najbardziej rozpowszechniona jest o�miornica zwyczajna, Octopus vulgaris. Jej
cia�o ma zwykle szary kolor, kt�ry w chwilach rozdra�nienia zwierz�cia zmienia
si� na
br�zowy, czerwony lub ��ty, przy czym sk�ra na stronie grzbietowej pokrywa si�
nier�wnomiernymi, przypominaj�cymi brodawki p�cherzykami".
- Ale to drapie�nik czy ro�lino�erca?
- Drapie�nik - powiedzia� �o�kin. - We� jaki� kijek, spr�buj go troch�
podra�ni�,
popatrzymy na p�cherzyki.
W czasie gdy Grubin szuka� pa�ki, �o�kin upewni� si�, �e o�miornice to
drapie�niki, i
dowiedzia�, jak si� rozmna�aj�. Ale na to by�o jeszcze za wcze�nie - najpierw
trzeba by�o
z�apa� dla o�miornicy partnera.
- Nie b�d� jej za mocno szturcha� - powiedzia� Grubin, podchodz�c z pa�k�.
- Nie ma potrzeby. Chcemy tylko zobaczy�, czy zmieni kolor.
- Ale ona ju� nie jest szara.
- To niewa�ne.
Grubin wsun�� pa�k� do akwarium i poszturcha� o�miornic�.
Po d�ugich naradach i studiowaniu grubego folia�u wprowadzili do atmosfery jak��
tyczk�. Pierwsza pr�ba kontaktu. Nawet zaczerwieni�em si� z zadowolenia. Moja
przys�owiowa nie�mia�o�� znowu zrobi�a mi kawa�. Z�apa�em koniec tyczki i trzy
razy
szarpn��em. Tyczka zosta�a natychmiast zabrana. Zrozumieli czy nie?
- Zmieni�a kolor na czerwony - powiedzia� �o�kin. - Wszystko si� zgadza. A wi�c
to
nie nowy gatunek, ale po prostu potworek. Jak cielak z dwoma g�owami.
Grubin poszed� do kuchni, wr�ci� z kawa�kiem mi�sa. Za nim w podskokach bieg�
kot,
s�dz�c, �e mi�so jest dla niego, wiernego przyjaciela.
Mi�so wpad�o do akwarium.
- Umy�e�? - zapyta� �o�kin.
- W zimnej wodzie.
Wstr�tny kawa�ek krwawi�cego cia�a spad� na mnie z g�ry. Co to ma by�?
Prowokacja? Czy pr�ba nakarmienia mnie? A je�� si� chce coraz bardziej. Ale
przecie� ja,
wegetarianin z przekonania, nie b�d� tego jad�. Z�apa�em mi�so i wyrzuci�em je z
mojego
wi�zienia.
- Grymasi - uzna� �o�kin. - Znaczy si�, g�odna nie jest W Brehmie stoi wyra�nie:
drapie�nik. �limaki lubi, ryby i tak dalej.
- No tak, mi�sa nie chce. Wyrzuci�a je z akwarium.
Kot wzi�� si� za mi�so, szarpa� i obgryza� je na pod�odze. O�miornica wpatrywa�a
si�
w niego swoimi bezmy�lnymi oczami.
- B�dziesz musia� p�j�� po ryb� - powiedzia� �o�kin do Grubina.
- P�jd�. Tylko najpierw zr�bmy jeszcze jedno do�wiadczenie.
Wystukiwa�em po powierzchni mojego domu kolejne liczby. Nie reagowali. Wtedy
zacz��em pokazywa� po kolei moje ko�czyny. Najpierw jedn�. Potem dwie, trzy,
potem od
razu cztery. To te� nie zrobi�o na nich �adnego wra�enia. Podnios�em z pod�ogi
kamyczek i
zacz��em stuka� nim w �cian�. W ko�cu, wierz�c, �e podstawy geometrii powinna
zna� ka�da
rozumna istota, pr�bowa�em rysowa� na �cianie tr�jk�t r�wnoramienny.
- Wierci si� - powiedzia� �o�kin. - Nie podoba jej si� w niewoli. Jak ka�demu
stworzeniu.
- Popatrz, w macki zapl�ta� si� jej kamyczek. �eby sobie tylko krzywdy nie
zrobi�a.
- Nic jej nie b�dzie. Co� mi si� wydaje, �e nie uda si� jej dowie�� �ywej. Tym
bardziej
�e odmawia jedzenia. Trzeba b�dzie j� u�pi�.
- Szkoda, zawsze to �ywe stworzenie - powt�rzy� Grubin sw�j jedyny argument.
- �ywe, ale bezm�zgie - powiedzia� kategorycznie �o�kin. -Bardzo niski poziom
rozwoju, umieszczona w pierwszym tomie Brehma. Tam gdzie pierwotniaki. Nie ma
nawet
kr�gos�upa.
- Sasza, jeste� tu? - odezwa� si� Uda�ow, wchodz�c do pokoju. - Nie przyszed�em
sam.
Jest ze mn� Misza Standal z gazety.
- M�wi�, �e z�apa� pan w naszym jeziorze o�miornic�. To prawda? - zapyta� Misza.
-
�yw�?
- �yw� - odpowiedzia� Grubin. -A ty co, Korneliuszu, czemu nie zosta�e� na
rybach?
- Kiepsko mi sz�o. Zrobi�o si� p�no. Nie bra�y. Twoja o�miornica pewnie wy�ar�a
wszystkie ryby w naszym jeziorze. Je�li si� rozmno�� - to �egnaj, w�dkarstwo.
Nie zdech�a
czasem?
- Nie - odpowiedzia� �o�kin. - Prowadzimy badania.
- Zachwycaj�ce stworzenie - powiedzia� Misza Standal, poprawiaj�c okulary i
robi�c
si� bardzo podobny do m�odego Gribojedowa. - Ile ona ma tych macek! To b�dzie
sensacja.
Pierwsza o�miornica w wojew�dztwie. Damy to w dziale �Sobotnie r�no�ci". Kto j�
z�apa�?
- Razem j� z�apali�my - odpowiedzia� Uda�ow.
- Wobec tego napiszemy tak: �W�dkarze amatorzy z naszego miasta...".
Standal zapisywa�, Uda�ow wyja�nia�, a Grubin wr�ci� do akwarium. O�miornica,
kt�ra najwidoczniej zg�odnia�a, miota�a si�, sk�ada�a i rozk�ada�a macki,
podnosi�a okr�g��
g�ow� i wodzi�a okr�g�ymi bezmy�lnymi oczami.
Wyczerpa�em ca�y arsena� moich �rodk�w przekonywania. Nie rozumieli. Nigdy
przedtem nie my�la�em, �e nawi�zanie kontaktu mo�e by� tak trudne. Oto ja,
istota rozumna,
znany uczony, mam przed sob� przedstawicieli innej rozumnej rasy. To prawda,
�yli�my w
odmiennych �rodowiskach, r�nili�my si� rozmiarami i wygl�dem. Ale dlaczego ja
rozumiem, �e oni s� istotami rozumnymi, i pr�buj� wej�� z nimi w kontakt, a oni
uparcie nie
reaguj� na moje znaki, rzucaj� we mnie kawa�kami mi�sa i morz� mnie g�odem?
* * *
Zajrza�a Ksenia, �ona Uda�owa, i zacz�a si� gapi� na potworka w akwarium.
- Widzia�am tak�. W ksi��ce �Dary morza". Tam jest napisane, jak j� przyrz�dzi�.
Standal pobieg� do redakcji. Grubin wybiera� si� do sklepu po ryby, �eby
nakarmi�
je�ca. Ksenia Uda�owa ze z�o�liw� satysfakcj� przysun�a do akwarium obrazek z
ksi��ki
�Dary morza" i powiedzia�a:
- Widzia�a�, co robi� z takimi jak ty? Widzia�a�?
- Zabierz to - powiedzia� Grubin.
Uda�o mi si� wydrapa� na �ciance tr�jk�t r�wnoramienny. Musieli go zauwa�y�.
Wskaza�em tr�jk�t ko�czyn�. W odpowiedzi jeden z obecnych otworzy� ogromn�
ksi�g� i
pokaza� mi jaki� obrazek. Na obrazku widnia�a istota podobna do mnie pod
wzgl�dem
anatomicznym. Nad ni� wzniesiony by� n�.
Wszystko sta�o si� jasne.
Nie by�em pierwszym kosmonaut�, kt�ry rozbi� si� na rym martwym p�askowy�u. No
c�, czego innego mo�na by�o si� spodziewa� po istotach �yj�cych w tak
niedogodnych
warunkach, w �rodowisku bez powietrza. Nie mog�em ich pot�pia�.
** *
- Dobrze, Korniusza - powiedzia�a Ksenia. - Bierz ksi��k�, idziemy na �niadanie.
Obejdziemy si� bez o�miornicy.
�o�kin zosta� sam. Czyta� Brehma, wci�gn�o go to, przeszed� do meduz i innych
mieszka�c�w morza. Grubin ci�gle nie wraca�. �o�kin si� zdrzemn��.
** *
Jeden z tych monstr�w zosta�, �eby mnie pilnowa�. Pozostali si� rozeszli.
Najwidoczniej przygotowywali si� do uczty. Ale nie mog�em przecie� zda� si� na
�ask�
zwyci�zcy. Tym bardziej �e raczej nie mo�na by�o na ni� liczy�.
Pr�by nawi�zania kontaktu zawiod�y. Ale czy�bym mimo to nie umia� znale��
wyj�cia? By�aby to ha�ba dla istoty rozumnej. Walczy� do ostatniego tchnienia,
do ostatniego
naboju w blasterze! Tak w�a�nie zrobi�.
Zamy�li�em si�. Ostatni nab�j w blasterze zachowam dla siebie. Zabi� ich nie
mog� -
m�j wystrza� sprawia tylko, �e czuj� b�l. Nic wi�cej. Ale blaster mo�e mi si�
przyda�.
Musia�em si� pospieszy�.
Obmaca�em �ciany i pod�og�. �ciany by�y wykonane z kruchego materia�u. Co innego
pod�oga. By�a z metalu, z mi�kkiego metalu. Za�wita�a mi nadzieja.
W��czy�em blaster na pe�n� moc i wymierzy�em go w pod�og�. Powietrze zawrza�o,
parzy�o mnie, W pod�odze zrobi� si� otw�r. Nie zwracaj�c uwagi na b�l, zatka�em
otw�r
jedn� z moich dziesi�ciu ko�czyn. Spojrza�em na mojego str�a. Spa�. Bardzo
dobrze.
Wywierci�em jeszcze jeden otw�r, kt�ry r�wnie� zatka�em ko�czyn�. Zd��y�em
wywierci�
sze�� otwor�w - powinno wystarczy�. W tym momencie do pomieszczenia wszed� m�j
g��wny ciemi�zca. Ni�s� co� owini�tego w bia�y materia�. Po�o�y� to co� obok
mojego domu i
rozwin�� materia� z szelestem. W �rodku by� fragment istoty podobnej do tej,
kt�ra napad�a na
mnie niedawno w nieszcz�snej kotlinie. Stra�nik oderwa� kawa�ek i rzuci� mi.
** *
- Nie chce, no i co poradzisz! - zmartwi� si� Grubin. �o�kin obudzi� si�,
powiedzia�,
�e idzie teraz pisa� list do Akademii Nauk. Przyjdzie p�niej.
- A ja musz� i�� do pracy - powiedzia� Grubin. - Postaram si� wr�ci� jak
najszybciej.
Mo�e nad rzek� znajd� �limaka.
- Daj sobie spok�j - powiedzia� �o�kin. - Zawieziemy j� w spirytusie.
Ledwie doczeka�em si� chwili, gdy wszyscy, opr�cz pokrytego sier�ci� stworzenia
z
ostrymi z�bami, kt�re ze�ar�o mi�so, wyszli. Stworzenie nie zwraca�o na mnie
uwagi.
Wsun��em do otwor�w sze�� ko�czyn. Czterema pozosta�ymi przytrzymywa�em g�rne
brzegi
otwartego od g�ry przezroczystego domu. By�em przygotowany na ci�k�,
prawdopodobnie
tragiczn� drog�.
Ko�czyny dotkn�y wzniesienia, na kt�rym sta�o moje wi�zienie. Wyt�y�em
wszystkie si�y, wsun��em ko�czyny jeszcze dalej i podnios�em si� razem z
wi�zieniem.
Znowu mog�em chodzi� - zrobi�em z mojego wi�zienia co� w rodzaju niewygodnego
skafandra. Podszed�em do kraw�dzi wzniesienia. Daleko w dole by�a pod�oga
pokoju.
Musia�em zeskoczy� - innego wyj�cia nie by�o.
Pokryte sier�ci� ostroz�be stworzenie podnios�o si�, widz�c moje poczynania i
wygi�o grzbiet. Prze�o�y�em blaster do jednej z moich swobodnych macek. Poradz�
sobie z
nim.
Decyduj�ca chwila! Odbi�em si� sze�cioma ko�czynami i skoczy�em w d�, staraj�c
si� nie straci� r�wnowagi. Moje ko�czyny zetkn�y si� z tward� pod�og�
pomieszczenia.
Przeszy� mnie okropny b�l. Z trudem utrzyma�em si� na nogach. Zacisn��em z�by,
przemog�em md�o�ci i ruszy�em do wyj�cia.
Nie musia�em u�ywa� blastera. Widz�c, �e razem z przezroczystym domem
zeskoczy�em ze wzniesienia i kieruj� si� w jego stron�, pokryty sier�ci� i
uzbrojony w ostre
z�by stra�nik podni�s� puszysty ogon, spanikowa� i wybieg� z pomieszczenia,
wydaj�c g�o�ne
d�wi�ki. U�miechn��em si� w my�li. Okrutne stworzenia s�, zawsze najbardziej
tch�rzliwe.
Liczy�em przede wszystkim na zaskoczenie i na swoj� doskona�� pami��. Drog� do
kotliny, do mojego statku, zna�em. �ebym tylko zd��y�, zanim sko�czy si�
powietrze. �ebym
tylko zd��y�!
Pokona�em d�ugi korytarz i wi�ksze ode mnie schody. Zszed�em na r�wnin� otoczon�
ze wszystkich stron domami potwor�w. W jednym miejscu mi�dzy domami by�a
przerwa.
Tam w�a�nie pobieg�em.
Nie zd��y�em pokona� nawet po�owy drogi przez r�wnin�, gdy dobieg� mnie g�o�ny
krzyk. Odwr�ci�em si�. W jednym z okien pojawi�a si� g�owa istoty, kt�ra
pokazywa�a mi
okrutny obrazek. Istota krzycza�a i wskazywa�a mnie palcem. Trac�c oddech z
wysi�ku, na
uginaj�cych si� od potwornego ci�aru ko�czynach, bieg�em dalej.
- O Jezu, Jezu! - krzykn�a Ksenia nie swoim g�osem. - Co to-to wyprawia!
- Co si� sta�o? - zapyta� Uda�ow, nie odrywaj�c si� od zupy. By� przyzwyczajony,
�e
jego �ona zawsze wyolbrzymia�a wa�no�� i dramatyzm wydarze�.
- Ojej! - zawodzi�a Ksenia. - Biegnie na sze�ciu nogach! Ratuj si�, kto mo�e!
Tego ju� Uda�ow nie wytrzyma�. Podszed� do okna, wyjrza� na zewn�trz i jego
oczom
ukaza� si� niesamowity widok. Po podw�rku, kieruj�c si� w stron� bramy, bieg�o
akwarium.
Spod akwarium wysuwa�y si� macki o�miornicy, pozosta�ymi przytrzymywa�a brzegi,
�eby nie wylewa� wody. O�miornica bieg�a z szybko�ci� trzyletniego dziecka. Jej
oczy
gro�nie b�yszcza�y.
Uda�ow przygryz� �y�k�, kt�r� mia� w ustach, i o ma�o nie z�ama� sobie z�ba.
Z okna na g�rze wysun�� si� �o�kin. Z innych okien wyjrzeli pozostali mieszka�cy
domu - i ci, kt�rzy wiedzieli o o�miornicy, i ci, kt�rzy nie mieli o niej
poj�cia. Podni�s� si�
zgie�k. Jedni si� przestraszyli, drudzy, nie rozumiej�c, co si� dzieje, zacz�li
dopingowa�
akwarium: �Dawaj gazu!".
W bramie akwarium omal nie zderzy�o si� ze Standalem, kt�ry zapomnia� zapisa�
dane o �yciu o�miornic na wolno�ci i wraca� do �o�kina, �eby zajrze� do Brehma.
Misza Standal, mimo �e nie nale�a� do ludzi strachliwych, na widok biegn�cego
akwarium podskoczy�, z�apa� za skrzyd�o bramy i zawis�, podci�gaj�c do g�ry
nogi.
Akwarium zatrzyma�o si� na chwil� pod Standalem, jedna z macek unios�a si� i
wystrzeli�a
male�k� b�yskawic�, kt�ra trafi�a Standala z ty�u.
Akwarium wybieg�o z bramy i pomkn�o wzd�u� ulicy.
Mieszka�cy domu numer szesna�cie oprzytomnieli, wyskakiwali z okien i drzwi,
zacz�li goni� zbiega. Przechodnie na ulicach zatrzymywali si�, przywierali do
dom�w,
krzyczeli albo zanosili si� �miechem, s�dz�c, �e to nie o�miornica, tylko
dzieci�cy psikus.
Akwarium o ma�y w�os nie wpad�o pod autobus, ale kierowca zd��y� zahamowa�. Na
drodze
sta� milicjant Siemionow i akwarium pr�bowa�o go omin��. Ale nic z tego!
Siemionow sta�
jak wmurowany. Wtedy akwarium, a raczej o�miornica wystrzeli�a w niego
b�yskawic�.
Siemionow ani drgn��. Ze wszystkich stron biegli ludzie.
Gdy na mojej drodze pojawi� si� jeden z nich, ubrany w co� szarego z
b�yszcz�cymi
guzikami, zrozumia�em, �e to koniec.
Rzuci�em si� w bok, strzeli�em do niego z blastera. Nie mog�em i�� dalej. To by�
koniec. Co gorsza, nie mia�em ju� naboj�w. I nie mog�em si� zastrzeli�.
Ze wszystkich stron bieg�y potwory. Dla nich to by�a rozrywka, dla mnie -
tragedia.
Wtedy wysun��em ko�czyny z otwor�w w pod�odze domku. Powietrze szemrz�c
wyciek�o na zewn�trz. Kurz wok� pociemnia�. �ywego mnie nie wezm�.
Gdy Grubin podbieg� do o�miornicy, w akwarium niemal nie by�o ju� wody. Ludzie
patrzyli na to wszystko z zak�opotaniem i nie rozumieli, �e o�miornica chce
pope�ni�
samob�jstwo.
- Wody! - krzykn�� Grubin. - Niech kto� natychmiast przyniesie wod�! Ona umrze
bez
wody!
- Wody! - powiedzia� milicjant Siemionow.
O�miornica le�a�a nieruchomo na mokrej, dziurawej pod�odze akwarium. Wygl�da�a
jak kupka �luzu.
Kto� przyni�s� garnek, kto� wiadro, kto� inny fili�ank� czy szklank�. Grubin
wybra�
najczystsze wiadro i ostro�nie w�o�y� do niego o�miornic�. W drug� r�k� wzi��
akwarium.
Tak w�a�nie wygl�da� na zdj�ciu zrobionym przez Misze Stan-dala. Zdj�cie to
obieg�o
potem ca�y niemal �wiat.
Pisz� te s�owa specjalnie dla mnie skonstruowanym d�ugopisem, na bia�ych
plastikowych kartkach. Pisz� du�ymi literami, �eby akademik Po�osow m�g� mnie
rozczyta�
bez mikroskopu.
Jak tylko sko�cz� rozmawia� z Po�osowem i Masze�k�, nasz� sekretark�, przyjdzie
Ksenia Uda�owa i przyniesie mi wi�nie. Cudowne wi�nie rosn� w mie�cie Wielki
Guslar. Nie
mam poj�cia, jak sobie bez nich poradz� w Moskwie. Ale Sasza Grubin, m�j stary
przyjaciel i
zbawca, przyrzek�, �e we�mie ze sob� do Moskwy ze dwa kilo. Wierz� mu, to
przemi�y
cz�owiek. Nie taki wykszta�cony jak akademik Po�osow, nie sko�czy� przecie�
studi�w. Ale
nic to, pomog� mu zdoby� tytu� doktora. Nale�y mu si�, cho�by za to, �e mnie
odkry�.
1971
DESANT KOSMICZNY
Wydarzy�o si� to w sierpniu, w pewn� gor�c� i wietrzn� sobot�.
Miko�aj �o�kin, emeryt, nam�wi� swoich s�siad�w - profesora Lwa Chrystoforowicza
Minca i Korneliusza Uda�owa, �eby sp�dzi� ten dzie� nad jeziorem Kopenhaga,
gdzie
mogliby odpocz�� od miejskiego zgie�ku, od rodziny i pracy.
Jezioro Kopenhaga le�y dwadzie�cia kilometr�w od miasta. �eby si� do niego
dosta�,
trzeba jecha� autobusem, a potem i�� na piechot� przez las mieszany. '
Nazwa jeziora ma do�� proste wyt�umaczenie. Kiedy� by�a tam posiad�o��
ziemianina
Gulia (Gulkina), wielkiego anglomana, kt�ry twierdzi�, �e Kopenhaga to angielski
genera�.
Nazwa przyj�a si� ze wzgl�du na niezwyk�e dla okolicznych mieszka�c�w
brzmienie.
Korneliusz Uda�ow zabra� ze sob� sprz�t, �eby troch� pow�dkowa�, profesor Minc -
walizeczk� ze sk�adanym laboratorium. Chcia� pobra� pr�bk� wody: planowa�
zaprowadzi� w
jeziorze hodowl� omu�k�w dla gospodarki narodowej. Miko�aj �o�kin pragn�� opali�
si�
wed�ug systemu jog�w. Na pocz�tku wybrali miejsce w cieniu, pod przysadzist�
sosn� i
zorganizowali tam ob�z - roz�o�yli pled, po�o�yli na nim prowiant, przek�sili co
nieco i
zacz�li rozmawia� o r�nych rzeczach. Nad jeziorem by�o troch� ludzi, ale nikt
nie �owi� ryb -
by�o za gor�co. Odpoczywano.
- Co� dawno nic si� nie wydarzy�o - powiedzia� Uda�ow. Rozebra� si�, mia� na
sobie
tylko niebieskie slipki z kwiatuszkiem z boku i tr�jk�tn� czapeczk� z gazety,
�eby nie
poparzy� �ysiny.
- Musi si� co� wydarzy� - zapewni� go stary �o�kin. � Pogod� mamy pi�kn�. Czego�
takiego nie by�o u nas od 1878 roku. - Dla wi�kszej wyrazisto�ci napisa� na
piasku dat�,
przeci�gn�� strza�k� i obok napisa� drug� dat�: 1978. - Sto lat.
W tym momencie pojawi� si� nad nimi statek kosmiczny. Bezszelestnie zawis� nad
jeziorem, tak jakby oblecia� ca�� Galaktyk� w poszukiwaniu takiego �adnego
jeziora i teraz
nie m�g� si� na nie napatrze�.
- Patrzcie - pokaza� Uda�ow. - Przybysze z kosmosu.
- Przecie� m�wi�em - powiedzia� �o�kin.
- Tacy jeszcze do nas nie przylatywali - powiedzia� Uda�ow, podnosz�c si� i
zsuwaj�c
czapeczk� na ty� g�owy. Wygl�da� powa�nie.
Profesor Minc, kt�ry jeszcze si� nie rozebra�, polu�ni� tylko krawat, te� si�
podni�s� i
rozstawi� palce w okre�lonej odleg�o�ci od oczu, �eby ustali� rozmiary statku.
- Takich jeszcze nie widzieli�my - przytakn�� �o�kin. - To co� nowego.
- Z daleka przylecieli - stwierdzi� profesor Minc po zako�czeniu pomiar�w. -
Piu-
mezonowe akceleratory zu�yte zupe�nie.
Uda�ow i �o�kin zgodzili si� z Mincem. Piu-mezonowe akceleratory wymaga�y
remontu.
Statek powoli obni�a� si�, przesuwaj�c w stron� brzegu. W ko�cu zawis� nad sam�
kraw�dzi� wody, rzucaj�c cie� na piasek.
- Zaraz zaczn� wychodzi� - o�wiadczy� Uda�ow.
Tak, pomy�la� �o�kin. Zaraz otworzy si� luk i na piasek wyjdzie nieznana
cywilizacja. Najprawdopodobniej jest przyja�nie nastawiona, ale nie mo�na
wykluczy�, �e
wybra�a si� do nas z�a i obca si�a kosmiczna w celu podbicia Ziemi. A my nawet
nie
b�dziemy mogli nic zrobi�. Do miasta dwadzie�cia kilometr�w, autobus chodzi
rzadko.
Ze statku wysun�y si� liczne sondy i analizatory.
- Badaj� warunki - powiedzia� Uda�ow. Minc tylko kiwn�� g�ow�. To by�o
oczywiste.
Analizatory si� schowa�y.
Wtedy wydarzy�o si� co� nieoczekiwanego. Otworzy� si� inny luk, dolny. Na brzeg
zamiast kosmonaut�w, zupe�nie jak ze zbiornika silosowego, wypad� k��b zielonej
masy,
przypominaj�cej konserwowy szpinak - takie konserwy przywie�li ostatnio do
spo�ywczego,
u�ywano ich do zup! Zaraz potem luk zosta� zamkni�ty. Zielona masa rozpe�z�a si�
po piasku
jak g�sty kisiel i zbli�y�a si� do wody. Statek wzbi� si� w powietrze i znikn��.
- Wygl�da to - powiedzia� Minc - na cywilizacj� wodn�.
�o�kin, jako spo�ecznik i cz�owiek o sporym do�wiadczeniu �yciowym, przygotowa�
ju� w my�lach mow� powitaln�. Zielona masa nie mia�a �adnych organ�w, do kt�rych
mo�na
by�oby zwr�ci� si� z przem�wieniem. �o�kin powiedzia� szeptem, tak �eby
ki�lowaty
przybysz nie us�ysza�:
- Zwyk�e chuliga�stwo. Ca�e jezioro zapaskudzi, a przecie� ludzie si� tu k�pi�.
- Trzeba b�dzie na razie zrezygnowa� z k�pieli - odpowiedzia� Korneliusz Uda�ow.
-
Mo�liwe, �e przybysz ma delikatne narz�dy i mo�na by je uszkodzi�.
- To ple��, a nie przybysz - doszed� do ostatecznego wniosku �o�kin.
- Mo�e jest radioaktywny? - zapyta� Uda�ow.
- Zaraz sprawdzimy.
Minc otworzy� walizeczk�, w kt�rej znajdowa� si� sk�adany mikroskop,
spektrograf,
licznik Geigera, prob�wki, chemikalia i inne przybory.
�o�kin, nie dowierzaj�c zielonemu przybyszowi, kt�ry cz�ciowo wpe�z� ju� do
wody
i pokry� jej powierzchni� jak zielona folia, wyj�� o��wek chemiczny i na kawa�ku
dykty
napisa� drukowanymi literami:
K�PIEL .
�OWIENIE RYB PRANIE ODZIE�Y
WZBRONIONE. NIEBEZPIECZE�STWO!
Potem przymocowa� dykt� do pnia sosny. Ludzie, kt�rzy schodzili si� na miejsce
zaj�cia znad ca�ego jeziora, zatrzymywali si� i czytali.
Minc zszed� do wody i nachyli� si� nad zielonym kisielem. Licznik promieniowania
milcza�. To by�o pocieszaj�ce.
- Niewykluczone - powiedzia� do Uda�owa, kt�ry sta� nad nim, ubezpieczaj�c ty�y
- �e
to desant kosmiczny.
- Szkoda - zmartwi� si� Uda�ow. - Zawsze mia�em nadziej� na przyja�� mi�dzy
cywilizacjami kosmosu.
- Je�li ta zielona ple�� zacznie si� szybko rozmna�a� i pokryje ca�� nasz�
planet�, to
agresorom z kosmosu nietrudno b�dzie wzi�� nas go�ymi r�kami.
- Mogli wymy�li� du�o prostszy spos�b.
- Co my mo�emy wiedzie� o ich psychologii? - zapyta� Minc. -A je�li oni zawsze
tak
podbijaj� obce planety?
Jeden z w�dkarzy powiedzia�:
- Jad� do domu. Musz� zebra� pomidory w ogrodzie. Jeszcze mi je kosmici zatruj�.
Za jego przyk�adem posz�o kilku w�dkarzy i mi�o�nik�w k�pieli. Ale sporo ludzi
zosta�o. Dla przeci�tnego mieszczucha nie ma wi�kszej przyjemno�ci od kontaktu z
niewiadomym, styczno�ci z tajemnicami kosmosu.
- A teraz - o�wiadczy� profesor Minc - nale�y zbada� zachowanie ple�ni w
�rodowisku
wodnym.
Pobra� pr�bki i zacz�� ogl�da� kosmit� pod mikroskopem.
Uda�ow r�wnie� nie marnowa� czasu. Najpierw narysowa� w powietrzu ko�o i
tr�jk�t,
odwo�uj�c si� do wsp�lnej dla wszystkich rozumnych istot wiedzy geometrycznej, a
potem
poszed� po spodnie, �eby na tym przyk�adzie wyt�umaczy� przybyszowi twierdzenie
Pitagorasa o spodniach. Ple�� nie zwr�ci�a uwagi na wysi�ki Uda�owa. W tym
momencie
Minc og�osi� swoje wyniki:
- Absolutnie nieszkodliwa substancja. Mikroskopijne wodorosty, organizmy
prymitywne, wyst�puj� na Ziemi. Nierozumne.
- To jeszcze nie dow�d - zaprotestowa� Uda�ow, ale przesta� macha� spodniami i
je
w�o�y�. Mo�liwe, �e gdyby zebra� je do kupy, to otrzymaliby�my kolektywny rozum.
- Nawet gdyby�my zebrali do kupy ca�e pole kapusty, to otrzymamy tylko wielk�
stert� kapusty i nic wi�cej - powiedzia� Minc.
- A je�li one si� rozmno�� i podbij� Ziemi�? - zapyta� �o�kin. - Sam pan o tym
m�wi�,
profesorze.
- Mieli wystarczaj�co du�o czasu, �eby to zrobi�. Te wodorosty �yj� na Ziemi od
miliard�w lat.
- Wytruj� wszystkie ryby - wysun�� przypuszczenie m�ody cz�owiek w podkoszulku w
paski.
- Ryby ju� je jedz� - powiedzia� Minc.
Tak upad�a teoria o desancie kosmicznym. Zaprzepaszczone zosta�o przygotowane
przez �o�kina przem�wienie, a wysi�ki Uda�owa zwi�zane z twierdzeniem Pitagorasa
zako�czy�y si� fiaskiem. Minc wiedzia�, co m�wi. Je�li jego zdaniem statek
kosmiczny
wyrzuci� na brzeg jeziora Kopenhaga zwyczajn� stert� drobnych wodorost�w, to
znaczy, �e
tak by�o.
Rozczarowani widzowie rozeszli si�, a Minc z s�siadami usiedli pod sosn� z
przymocowan� dykt� i zacz�li si� zastanawia�. Niemo�liwe, �eby przys�ano statek
kosmiczny
tylko po to, �eby przywie�� wodorosty.
Pozostawione na brzegu wodorosty szybko sch�y, czernia�y i wsi�ka�y w piasek.
- Zadali nam zagadk� logiczn� - zasugerowa� Uda�ow. - Poddaj� nas pr�bie.
Przestraszymy si� czy nie.
- I obserwuj�? - zapyta� �o�kin.
-I obserwuj�. ,
Minc wsta� i przeszed� si� po brzegu, �eby okre�li� granice wyrzutu wodorost�w.
Jezioro �y�o swoim spokojnym, cichym, sobotnim �yciem i nic nie przypomina�o o
niedawnej
wizycie statku kosmicznego. Minc potkn�� si� o co� twardego. My�l�c, �e to
kamie�, kopn��
go. Ale przeszkoda nie podda�a si�. Za to Minc, kt�ry by� w sanda�ach, st�uk�
du�y palec.
- Oj! - wykrzykn��.
Uda�ow ju� spieszy� mu z pomoc�.
- Co si� sta�o?
- Kamie�. Pod wodorostami.
Intuicja podpowiedzia�a Uda�owowi, �e to nie kamie�. Szybko przykucn��,
rozgrzeba�
wodorosty, jeszcze mokre i lepkie. Jego starania zosta�y wynagrodzone. Niedu�y
z�ocisty
cylinder, kt�rego g�rna cz�� wystawa�a z piasku, powoli wkr�ca� si� ziemi�.
- A oto i nasz przybysz - powiedzia� Uda�ow, rozgarniaj�c piasek obiema r�kami
jak
pies, �eby wyj�� cylinder.
Cylinder by� niewielki, za to ci�ki. Minc szybko wyj�� z walizeczki radio,
kt�re
znalaz�o si� tam tylko dlatego, �e w walizce by�o wszystko, co mog�o si�
przyda�, nastawi� je
i powiedzia�:
- Tak jak my�la�em. Cylinder nadaje na sta�ej fali.
- Tu jest co� napisane - zauwa�y� Uda�ow. Rzeczywi�cie, na cylindrze by� jaki�
napis.
Cylinder rozkr�cono. W �rodku by� zwini�ty w tr�bk� zw�j metalowej folii
pokrytej
takimi samymi literami jak jego pow�oka.
- Wygl�da mi to na esperanto - my�la� na g�os Minc, ogl�daj�c tekst. -Tylko �e
to inny
j�zyk. I nieznana grafika. Ale to nic, prefiksy