4742

Szczegóły
Tytuł 4742
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4742 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4742 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4742 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Grzegorz Buchwald Opowie�� o Zenasie Humie - I co?!!! Co ma niby by� dalej? Spodziewasz si�, kurka, czego?!! Mam ci TO opowiedzie�? Sko�cz, jaj nie robi�c... I tak nie uwierzysz... A je�li nie zamierzasz uwierzy�, �e wszystko TO jest prawd� i tylko prawd�, to dla swojego i mojego dobra odpiernicz si� od razu. Patrzy� mi w oczy i czeka�. Ja, milcz�c, r�wnie� czeka�em, dot�d, a� nie spuszczaj�c ze mnie wzroku zacz��:. - By�o to tak: Zna�em ci ja kiedy� go�cia. Mia� na imi� Zenek. Dasz wiar�?! ZENEK! Ludzie, co za imi�!!! Nawet mi, cho� go zna�em, chce si� �mia�! Zenek... - rzuci� jeszcze, jakby chcia� po raz tysi�czny wypr�bowa� brzmienie tego imienia, i po raz tysi�czny ustosunkowa� si� do niego. - Wszyscy na niego m�wili Cham (nie brzmi to dobrze, wi�c dalej b�d� m�wi�: Hum, Zenas Hum), cho� nie wiem dlaczego. A wi�c... - zacz�� jakby od pocz�tku, lecz sko�czy� raptem, bo si� odezwa�em: - Nie wiesz, ko�ku, �e zdania od "wi�c" si� nie zaczyna? Tu spojrza� na mnie lito�ciwie, g�ow� pokiwa�, i zimno patrz�c mi w oczy czeka�, a� zga�nie m�j g�upawy, pe�en triumfu u�mieszek. Zgas�. - Powiniene� go w�a�ciwie zna�, bo... - tu zn�w przerwa�, widz�c moje pe�ne zapa�u, przecz�ce ruchy g�ow�. - Nie zna�e� go? - zapyta� szczerze zawiedzionym g�osem, a ja raz jeszcze szczerze zaprzeczy�em. Widzia�, �e lej� w gacie ze �miechu. - Kurka! Nie opowiadam dalej... - Dej se luz! Ju� wi�cej nie b�d� - po�pieszy�em z zapewnieniem, przera�ony perspektyw�, �e przyjdzie mi si� nudzi� przez najbli�sze dwie godziny. Spojrza� na mnie czujnie, a �e lubi� gada�, nie bardzo chcia� zauwa�y�, �e dalej lej�, tym bardziej, �e si� stara�em, by nie by�o tego po mnie za bardzo wida�. - Jak mog�e� go nie zna�? - zapyta� czujnie i nie czekaj�c na odpowied� ci�gn�� dalej - Niewa�ne... Do��, �e Zenas BY� i widywa�o si� go w Miasteczku. Nikt w�a�ciwie nie wiedzia� sk�d si� wzi��. Pojawi� si� nie wiadomo sk�d, mieszka� nie wiadomo gdzie i �y� nie wiadomo za czego. Menel - rzec by mo�na, lecz z nim ca�y b�l polega� na tym, �e menelem nie by�. - Czemu nie by� ?- wpieprzy�em si� g�upawo w s�owo. - No nie by�... chyba nie by�... nie wiem... W ka�dym razie nie w takim sensie, w jakim si� to rozumie. - Czyli...? - No... - zawaha� si� - ... nie wiem! Menela jak zobaczysz to wiesz, �e to menel, a on... on tylko za pierwszym razem sprawia� takie wra�enie i chyba dlatego ludzie go wzi�li na j�zyki. - ? - A id� w choler�, nie opowiadam...! - O co ci zn�w chodzi? Co ja takiego powiedzia�em? - Jaja sobie robisz! - Jakie zn�w jaja? Nie wiem, kurka, o co ci biega: menel, niemenel... - Dobra! �eby ci�! No, p�ta� si� tu i tam, i jak by� na niego nie patrzy�, i jak go nie w�cha�, nigdy nie �mierdzia�, nigdy pijany nie by�, nigdy nie mia� sino- czerwonej twarzy, i nigdy o nic nie prosi�. Nawet z fajk� nikt nigdy go nie widzia�. Nie budzi� lito�ci, lecz przyci�ga� wzrok, a kiedy ju� na niego spojrza�e�, zaraz ga�y zaczyna�y ci lata� i li��c wzrokiem szare p�yty chodnika odbija�e� w inn� stron�, cho�by ci po drodze nie by�o. Pewnie dlatego ludzie go tak nie lubili, i pewnie st�d ten przydomek Ch... Hum. - To m�wisz, �e u was w Miasteczku taki egzemplarz bywa�? - zapyta�em. - Pf!!!- psykn�wszo-parskn�wszy skonstatowa� m�j wtr�t. - �eby, tylko bywa�! Przez dwana�cie miesi�cy zd��yli pozna� go wszyscy, a szumi po jego znikni�ciu pewnie do dzi�, a to b�dzie ze dwa lata jak wsi�k� bez �ladu. - To co z nim w ko�cu by�o? - Co by�o... co by�o... - przedrze�ni� mnie. - �ebym ja, lub ktokolwiek, to wiedzia�... Dosz�o do tego, �e kiedy rozmawia�o si� ze znajomymi i zabrak�o temat�w do rozm�w, to rozmawia�o si� o Zenasie Humie: "Te, wiesz co? Id� ja sobie wczoraj ko�o �smej do marketa na zakupy, id�, patrz�, a tu na rogu Lipowej i Akacjowej, na pie�ku po Starej Lipie, co to j� wyci�li, kiedy j� dwa lata temu wichura po�ama�a, le�y co� szarego. Odrasta - m�wi� sobie - czy co? Podchodz� bli�ej, a tam siedzi Zenas. Siedzi i patrzy na mnie. A, kurka - m�wi� sobie - dupa, niech patrzy i wal� dalej, a ten dalej si� we mnie wlepia. Id�, id�, ale gdyby nie by�o mi g�upio, to zrobi�bym zwrot na pi�cie, wzi�� nogi za pas, i grza� do chaty ile si� w nogach. Czu�em jednak, �e on tylko na to czeka, wiec nie zwa�aj�c na nic i nie zwalniaj�c, dra�uj� dalej. Ale a� mi si� zimno zrobi�o, kiedy go mija�em. A kiedy przeszed�em, czu�em, jak wierci mi dziur� w karku, i jak co� zimnego leci mi po plecach. A-��, by go... cholernego Huma!" "Ja te� go wczoraj widzia�em - odpowiada drugi. - Kejtrucha na spacer wzi��em i id�. Dochodz� ci ja do Figurki, a tam na pie�ku, co zosta� po Starej Wierzbie, tej co wyci�li dwa lata temu, co to j� wichura w Wielki Pi�tek po�ama�a. No, tej z dziupl� w �rodku, co to�my tatowe �miki pr�bowali... "Wiem, wiem..." "No! Siedzi nie kto inny jak Zenas Hum. Bym go pewnie nie zauwa�y�, ale Kejtruch nagle si� naje�y� i zacz�� tak jazgota�, �e my�la�em, �e smycz zerwie. Wtedy go zauwa�y�em. Siedzia� i patrzy� na mnie. Gdybym nie by� tak blisko, wzi��bym zawr�ci�, ale gupio jako� ni z tego ni z owego robi� zwrot na widok menela. I id�! Ja id� - pies idzie, ja id� - pies staje i skowyczy, wi�c i ja staje, a oczu od Zenasa oderwa� nie mog�..." - No i...- ponagli�em, a on tylko zerkn�� na mnie, a widz�c, �e tym razem "jaj" ju� nie robi�, a g�b� mam w p�sach, ci�gnie dalej: - "No i..." - zacytowa� mnie - okaza�o si� w ko�cu, �e obaj o tej samej godzinie go widzieli. Ba! �eby to tylko im si� to przydarzy�o, by�oby p� biedy, ale w�a�nie na tym polega�o ca�e zamieszanie z Humem, �e nie podlega� �adnym prawid�om rz�dz�cym ma�ymi spo�eczno�ciami, gdzie ka�dy zna ka�dego, i w ka�dej sytuacji wie, czego si� po kim spodziewa�, i kto w jakim miejscu by� mo�e. Zenas Hum zaskakiwa�, niepokoi� i budzi� og�lny l�k, a w ko�cu - przera�enie. Moje zaciekawienie nieco ostyg�o, bo zacz�� przynudza�, wi�c wci��em mu si�: - Mo�e bli�niaka ma i obaj wam grali na nerwach? Wida� nie by� to taki gupi pomys�, bo zastanowi� si� - Nie... - zacz�� niepewnie, po czym bardziej zdecydowanie j�� kontynuowa�: - Nie, na pewno nie! Bo musia�oby by� ich ze czterech. Opowiada� mi Kmitka, no ten z Zagajnikowej... - tu spojrza� na mnie, a ja kiwn��em g�ow�, �e wiem o kogo chodzi, wi�c pewniej podj�� dalej: - ...�e kto� mu opowiada�, �e cztery osoby naraz, w tym samym czasie widzia�y Huma ostatniej jesieni nim znikn��. Wia�o pono� wtedy jak skur...czysyn. M�ode drzewka nad Kana�em gi�y si� w p�, a ga��zie Starych Drzew trzeszcza�y jak sk�ra w "oficerkach" Kaspra. Pami�tasz Kaspra? - kiwn��em potakuj�co g�ow� i u�miechn��em si� do tego, co stan�o mi przed oczyma. "Kasper..." Gada� co�, a ja uciek�em na chwil� we wspomnienia: "Kasper..." - powt�rzy�em w my�lach, by obrazy szybciej zacz�y nap�ywa�. Pami�ta�em go, a jak�e! Trudno by�o zapomnie� kogo�, kto przez dziesi�� lat budzi� podziw i by� wzorem do ziszczenia marze� ka�dego w okolicy ch�opaka, kt�ry nie zd��y� sko�czy� trzynastu lat. "Kasper..." Jeszcze dzi� widz� go, jak kroczy w swoim galowym mundurze g��wn� naw� Ko�cio�a, ze wzrokiem wlepionym w o�tarz, z twarz� tak poci�t� tysi�cami zmarszczek, �e nawet nie wida� by�o blizn po drucie kolczastym, na kt�ry rzuci� si� podczas ostatniej wojny z Grundarianinami, kiedy jego odzia�, ruszywszy do ataku, natkn�� si� na zasieki. Podobno kilku ich wtedy by�o, no takich, co rzucili si� na druty, by pozostali mogli przej�� po ich grzbietach, lecz tylko on prze�y�. I kiedy tak szed� dumny niczym pos�g, rzec o nim mo�na by by�o - B�g Wojny. I mo�na by tak rzec, gdyby nie te buty... Pewnie dlatego nie zosta�em �o�nierzem... Do��, �e jego buty skrzypia�y i to tak, �e - poza ch�opcami do lat trzynastu - ka�dy w �awce la� w galoty, gdy po wielu minutach wyczekiwania, Kasper wchodzi� wreszcie do ko�cio�a. Po latach kapn��em si� wreszcie, dlaczego msza o jedenastej mia�a najwi�ksze wzi�cie. Nawet pod p�otami nikt nie sta�, by na pierdo�ach szybciej zesz�o te sto minut przepisowej mszy... Nikt nie m�g� sobie odm�wi� widoku Kaspra w jego skrzypi�cych oficerkach, i fura�erce za pagonem galowego munduru. - ... kurka! Nie opowiadam i zaraz ci przypierdnikuje!.. - rykn�o mi co� nad uchem. Otrz�sn��em si� i wyostrzy�em wzrok. - Nie s�ucha�e� mnie, kurza twoja papa!! Normalnie mnie nie s�ucha�e�!! - Gdybym go nie zna�, by�bym pewien, �e mi przywali, �e zmieli me liche cia�o, zgarnie na szufelk�, wsypie do reklam�wy i wypierwpapier prosto w pr�nie. Zna�em go jednak na tyle, by wiedzie�, �e nie ma wi�kszego poczciwoty, gadu�y i pozera na pieniacza od niego. Kiedy sobie to u�wiadomi�em, postanowi�em go nie "krzywdzi�" i rzek�em pojednawczo: - Przecie�, kurka, s�ucham ci�! Co, my�lisz, �e nie wiem jak skrzypia�y oficery Kaspra? - i tum sko�czy�, bo kiedy TAKA g�ra mi�ni patrzy na ciebie w TAKI spos�b, to stajesz si� ostro�ny. Zamilk�em wi�c i z niepokojem patrzy�em jak gasn� iskry gniewu w jego oczach. - Sorry... rzuci�em, a on rzek� tylko: - A, spierd...niczaj!!! - po czym rozwali� si� na siedzeniu jak Lord Mord i zamkn�� oczy. Wiedzia�em, �e nie �pi, �e nie sko�czy�. Zna�em go ju� tyle lat... To co, �e nasze drogi rozesz�y si�, �e ka�dy z nas mia� teraz swoje �ycie, swoje sprawy... Byli�my kiedy� najlepszymi przyjaci�mi, cho� �arli�my si� zawsze, jak wizkundy z Grundarii. Taki to by� ten nasz spos�b bycia. A najdziwniejsze by�o to, �e �arli�my si� nie z potrzeby "�arcia si�", ale dla zgrywy i po to, by da� upust tej drugiej stronie. Tej z�ej stronie nas. I patrz� sobie tak na niego i czekam... Odemkn�� jedno oko i szepn��: - Ani kurka s�owa!!! Bo ci� waln���!!!! - Daj spok�j! Gadaj dalej, bo nie zasn�! - powiedzia�em tak bardzo powa�nie jak tylko mog�em. Uwierzy�, bo rozwar� oba �lepia i wpatrzony we mnie j�� si� pochyla�. "Zaraz powie co�, co mi w pi�ty p�jdzie, ale i ja pochyli�em si� zrozumiawszy, �e za chwil� zaszepcze co� nader powa�nego". - M�wi� ci, to by� diabe�... - zasycza� niespodziewanie. "Odpierdoli�o mu" - pomy�la�em i z ca�� powag� na jak� by�o mnie sta� odrzek�em: - Nie denerwuj mnie! - to znaczy�o: "Kurka, powa�nie? We� mnie nie strasz, bo ja sam w strachu". - I to na ful-powaga - powiedzia�em. Wiedzia�em, �e jak nie odpowiem w ten spos�b, to albo p�jdzie nazad spa� i nie odezwie si� ju� wi�cej, albo dostan� w ryja, i ja si� ju� wi�cej nie odezw�. - Powaga! - zacz�� dalej z zapa�em, uwierzywszy w moje szczere zainteresowanie. - Nikt nigdy na to nie wpad�, ale JA zauwa�y�em, �e w kilku miejscach na raz pojawia si� (Zenas, kurka, Zenas... no... tak my�l�, �e o nim ci�gle mowa) zawsze, gdy wieje. Pierdolone wiatry! Pierdoleni Grundarianie i ich bronie, i to, �e przywalili tak blisko nas... - Zaperzy� si�, wyra�nie si� zaperzy�, i dlatego wola�em si� nie odzywa�. - Psia jego krew! - sapn��. - Jeszcze, by by�o �mieszniej, doszed�em do tego, �e pojawia si� zawsze w czterech miejscach, w miejscach po zwalonych drzewach, na czterech naro�nikach kwarta��w naszego Miasteczka i wszystkie z tych drzew zwali�a przed trzema laty wichura. - A m�wi�e�, �e widuje si� go w wielu miejscach... - No... tak, w wielu, ale tylko na pniakach pojawia si� jednocze�nie i tylko wtedy przera�a ludzi tak, �e sk�ra cierpnie i szumi potem o nim ze dwa tygodnie. Raz nawet ludzie chcieli go zar�ba�. Znasz Cwelka Kurdupelka? - A jak�e! Zna�em! Pi�dzielec... Wybi� mi sze�� lat temu dwa z�by. Kutas! Naklejenie protez na pozosta�e pie�ki kosztowa�o mnie ca�� pensj�. Ale c�! By�em m�ody pi�kny i uroda by�a mi potrzebna... Widz�c, �e wiem o kogo chodzi nie czeka� dalej: - No! Zebra�o si� wtedy kilku ch�opak�w u Binkola na piwku i tak se popijali, tak se opowiadali, a� zeszli z "tematami" na Zenasa. I wtedy si� zacz�o! Ka�dy mia� co� do powiedzenia na jego temat. W ko�cu nadmiar piwa wzm�g� nadmiern� produkcje adrenaliny, i zacz�li si� przekrzykiwa� w swych opowie�ciach. No, i wtedy Kurdupel rykn��: "A ja wezm� skur...czysyna zar�bie!" Umilk�o, wszyscy na� spojrzeli, a wtedy Kurdupel wzi�� si� poderwa�, flach� po jabolu ut�uk� i ruszy� nie ogl�daj�c si� na kole�k�w. - I co? Dorwali go? - �-ty gupi? Owszem, Kurdupel przodem, rozchwiana komapanija za nim, i ruszyli wok� miasteczka. I tak szli od pie�ka do pie�ka i... trze�wieli. Gdy w ko�cu dotarli do ostatniego, poza Kurduplem by�o ju� tylko dw�ch. Te� powiniene� ich zna�... - machn�wszy niecierpliwie r�k� nie da�em mu sko�czy�. Poj��, �e bardziej chc� wiedzie� co by�o dalej, ni� wiedzie�, kto by� na tyle nietrze�wy, by wdawa� si� w awantury. - No, i kiedy wreszcie wyszli za r�g Starej Kamienicy, patrz�, a tam na pie�ku po Starej Topoli kto� siedzi. "He!! K... Gnoju jeden, Zenasie Humie! Id� ci� zaj�ba�!!!" - wrzeszczy skurczysyn Kurdupel, a kolesie mu wt�ruj�: "Ja, ja! Zar�biemy ci� kutafonie" - wrzeszcz� i wal� dalej... - Przyspieszaj, przyspieszaj, �ysa pa�o! - ponagli�em, bo mnie zaczyna�o bra� zniecierpliwienie. - I co? Dorwali go? - Ysssssshehe! Pewnie! A jak�e! Id�, id�, dr� si� w niebog�osy, patrz�, a tam na pie�ku siedzi nie kto inny jak... - Zenas! - rykn��em entuzjastycznie, chc�c pokaza�, �e w lot przewiduj� co ma by� dalej. - Chcia�by�... - ? - A tam na pie�ku siedzi Glion Bebas. Siedzi i suszar� macha na boki, jakby nie bardzo wiedzia� nadje�d�aj�cym z kt�rej strony kieszenie wysuszy�. - Glion... Glion... - pr�bowa�em na g�os przypomnie� sobie o kogo to mo�e chodzi�. - No tak, ty ju� wtedy nie mieszka�e� u nas... Glion, to policjant z naszego komisariatu; �cierwo nieprzeci�tne. Miast �apa� gnoi, co i rusz zaczaja� si� na uczciwych obywateli, i tylko patrzy�, kt�ry ze wsp�ziomk�w sunie sto dwadzie�cia przez obszar zabudowany. Tak, jakby te dziesi�� w jedn� lub drug� robi�o jak�� r�nic�... - He-he! - za�mia�em si� porozumiewawczo, bo teraz naprawd� nietrudno by�o si� domy�li�, co b�dzie dalej... - No, i Kurdupel si� drze: "zar�bie ci�...! u! u!", a ten patrzy, suszark� macha, na boki si� rozgl�da, bo chyba nie wierzy�, �e to do niego. No ale w ko�cu otrze�wia� i tamci te�. Stali tak chwil� naprzeciw siebie, i nagle Bebas jak nie ryknie: "DOKUMENTY!!!!". Dobrze kurka wiedzia� kogo widzi, i �e ci dokument�w mie� nie b�d�, wi�c albo to by� odruch, albo Bebas ca�kiem zdurnia�. Kurdupel stoi z obt�uczonym szk�em, gawied� za nim, a naprzeciw nich prawo... - i tu nie wytrzyma� i roze�mia� si�, a ja z nim. I �miali�my si� tak chyba kilkana�cie sekund. - Biilety do kontroli!!! - a my dalej ryjemy, bo�my nie dos�yszeli. Dopiero syk uszczelnianych drzwi wyrwa� nas z b�ogiej beztroski. - Biilety do kontroli!!! - powt�rzono, i dopiero wtedy purpurowi ze �miechu podnie�li�my oczy. Ci�gle chichocz�c podnios�em si� wolno i si�gn��em po neseser, wyj��em z bocznej kieszeni plastik i wsun��em w automat. Brzd�kn�o, j�kn�o, �wiate�ka mrugn�y i rozleg�o si� beznami�tne: "dzi�kuj�". Drzwi si� rozszczelni�y, konduktor zawr�ci� i zn�w zostali�my sami. Posk�ada�em si� i usiad�em. - To co, dorwali go w ko�cu? - Kogo? - No, Zenasa. - Niiie, poszli na czterdzie�ci osiem... - ? - A nast�pnego dnia po areszcie Kurdupel znikn�� - ?!?!?!! - A znikn��. Pojawi� si� po tygodniu, ale to ju� nie by� Kurdupel jakiego znali�my ... "Oj! znali�my, znali�my!" - pomy�la�em. - Dalej chodzi� na piwko do Binkola, zadawa� si� z kole�kami, ale �agodny by� jaki� taki... Nie ON. - A m�wi� co? - W tym rzecz! Gada� jak zawsze, �mia� si� i w og�le, ale to nie by� on. - Jak to? - zaczyna� mnie wkurza�. - Po prostu. Wcze�niej, jak Kurduplowi nie przytakiwa�e� to dostawa�e� po ryju. Odk�d pojawi� si� po znikni�ciu, uspokoi� si�. - A gada� z nim kto... wypytywa�? - A jak�e! Nawet ja sam pr�bowa�em go zagada�. - I...? - I nic! Be�kota� co� do kolejnych flaszek, kt�re mu stawia�em i nic! - Kompletnie nic? - Nic... - ? - No, na ko�cu, nim stoczy� si� pod sto�ek, �ypn�� na mnie przekrwionym okiem (drugie co� nie chcia�o nad��y� za tym od mojej strony) i blubrn��: "K... By�em, �ysy, k... w piekle" i rypn��. Wywlok�em go na zewn�trz, g�b� obt�uk�em, by si� ockn��, a kiedy si� ockn��, uda� przez krzaki do Rygi. Nim si� spostrzeg�em Kurdupel j�� wia�. Dorwa�em go oczywi�cie, chwyci�em za szmatki i pytam: "Co jest?" Zerkn�� na mnie, szarpn�� si� i kiedy stan�� na w�asnych nogach sapn��: "�ysy, wiesz co?.. Spierdalaj!" i tylem si� dowiedzia�. - Trza go by�o r�bn��! - spojrza� na mnie i nic nie odpowiedzia�. - To co, co by�o z tym Humem? Dowiedzia�e� si� czego� w ko�cu? - zapyta�em. - OOO tak! - ? - Sam na niego kiedy� zapolowa�em... - ?!! - Zaraz po tej akcji z Kurduplem. M�wi� sobie: "Do�� tego!" Wzi��em maszyn� mi�dzy nogi i dawaj po Miasteczku. Je�dzi�em tak ze dwa tygodnie i nic. A� tu jednego razu, kiedy postanowi�em sobie da� wreszcie spok�j, id� p�nym wieczorem do Binkola na piwo, id�, patrz�, a tu na pie�ku po Starym Klonie siedzi kto�. A� mi serducho do gard�a podskoczy�o. Ale nic - m�wi� sobie - i id� dalej. "Dobry wiecz�r" - zaczynam grzeczniutko, a tu nic. Dmuchn�o tylko, kurz si� zakr�ci�, a �e ciemnawo ju� by�o, sk�rka mi troch� �cierp�a i nieswojo jako� mi si� zrobi�o. Tamten ani drgnie, tylko kapota mu zafurkota�a. Podchodz� bli�ej, ja wiem, mo�e mia�em jeszcze pi�� krok�w do niego, gdy zacz�o si� nagle ciemno robi�. Ma�o, �e s�o�ce ju� zasz�o, to jeszcze jakie� takie chmurzyska sk�d� si� wzi�y... Ale nic! Twardo id� dalej, i jeszcze raz zagajam: "Dobry wiecz�r" - m�wi� do jego plec�w, bo teraz dopiero zauwa�y�em, �e siedzi do mnie ty�em. Drgn��, odwraca powoli t� swoj� bia�� jak kreda g�b� w moj� stron� i u�miecha si�. Ale, kurka, tak jako� zimno, tak szyderczo, �e ju� mia�em niemal nawalone, ale na dobre nawali�em dopiero za chwil�. Nagle bowiem, jak nie pierdyknie ni z tego ni z owego... To wtedy zapali� si� semafor ko�o Budki �rumola. Omal wtedy nie og�uch�em, a gdy b�yskawica roz�wietli�a niebo, jego g�ba na chwil� znik�a i tak sobie miga�a, pojawiaj�c si� i przygasaj�c w takt, jak kolejne ga��zie pioruna roz�wietla�y si�, rozszczepia�y i gas�y. I ten lodowaty u�mieszek... Anim my�la� czeka� na ci�g dalszy. Jeszcze tak nogami nie przebiera�em, a za mn� tuman �nie�nego py�u pchany lodowatym podmuchem... Nagle dogoni� mnie, otoczy�, a ja gna�em jak szalony, na wp� �lepy i g�uchy, i tak przera�ony, jak nigdy dot�d. Sam nie wiem jak d�ugo bieg�em... Byle dalej i szybciej - byle uciec, byle nie da� si� pochwyci�... zatrzyma�... - Przypadek... - odezwa�em si� cicho, ale nie da� mi doko�czy�. - �adny przypadek! Do dzi� mam �lady po odmro�eniach! Mam ci kurka pokaza�? Uskakiwa�em jak zaj��! I ten �cigaj�cy mnie chichot...! Jeszcze dzi� go s�ysz�: "Tssshoooo? Ch�siiia�by� zajrze� mi do kieszeni? Hh Hh Hhhhhh". Nawet nie mog�em wtedy my�le� ze strachu. Kiedy wpad�em do domu i matka mnie zobaczy�a, prze�egna�a si�. Nawet nie zapyta�a co si� sta�o, porwa�a mnie w ramiona i �ciska�a tak mocno, �e omal mnie nie udusi�a. Pierwszy raz od pi�tnastu lat spa�em u jej boku i trzyma�em j� za r�k�. Strach udzieli� mi si� i siedzia�em z rozdziawion� g�b�, i wlepia�em si� w niego. Ciekawo�� jednak zwyci�y�a i zapyta�em w ko�cu: "I co? Co dalej?" Podni�s� na mnie wilgotne oczy, po�piesznie otar� je r�kawami i jakby dodatkowo chcia� naprawi� t� ma�� "niem�sko��" - u�miechn�� si� blado. Mnie, niestety, nie by�o do �miechu - zaczyna�em mu kurka wierzy�, i... naprawd� si� ba�. - E! - b�kn��. - Wlaz�em na niego nast�pnego dnia. Siedzia� w tym samym miejscu, obr�cony w t� sam� stron� i kiwa� si� w prz�d, i w ty�. - Gada�e� z nim? - A czy z nim kto kiedy pogada�? - Wi�c co? Mo�e, kurka, to wcale nie by� ON? - Nie, wuja, TO BY� ON! By� dzie�, ludzi na oko�o pe�no... Prze�ama�em si� i podszed�em do niego, stan��em naprzeciw jego bladej g�by i patrz�. �lepia mia� zamkni�te, i ani na mnie spojrzy. Sta�em tak �adn� chwile i przygl�da�em mu si�; zebra�em si� w ko�cu na odwag�, by si� odezwa�, ale nie wiedzia�em kompletnie co powiedzie�, od czego zacz��... Co! Mia�em powiedzie�: "Cze�� Zenas, ale� mnie kurka wczoraj nastraszy�?" - By�o zawo�a� policj� - paln��em g�upot�. Oj by�a to g�upota! Ale� na mnie spojrza�! - Policj�... Ty chyba gupkowaty jeste�. I co bym im powiedzia�? "Panowie policjanci, oto Zenas Hum! Wczoraj sprawi�, �e o ma�o nar�ba�em w gacie ze strachu". "Czy grozi� panu?" "Nie, tylko siedzia�, i �eb mu znika� i si� pojawia�! A poza tym, wywo�a� burz� gradow�, i odmrozi� mi dup�". Ty, cz�owieku, my�l czasami, zanim co powiesz. Nie ukrywam, �e zrobi�o mi si� g�upio - M�wi�e�, �e �ydki... Tu zachowa�em si� w�a�ciwie: zrobi�em g��boki unik, ale nie cieszy�em si� d�ugo, bo kiedy ogl�da�em sobie sznurowad�a, co� pacn�o mnie przez potylice. - Zn�w zaczynasz... - Sorka, niechc�cy...- zacz��em si� kaja�. - Tak jako� wysz�o... No i co w ko�cu? Odezwa� si�? - Jeszcze nie... - Co "jeszcze nie"? - zapyta�em, bo pomy�la�em, �e m�wi o sobie, �e jeszcze nie "dojrza�", by ze mn� rozmawia�, ale on ju� ci�gn�� dalej: - Jeszcze si� nie odezwa�. Ju� mia�em da� sobie spok�j, i ju� mia�em si� odwr�ci�, gdy nagle przesta� si� kiwa�. - I odezwa� si� w ko�cu!? - Nie, jeszcze nie... Zatrzyma�em si� w p� kroku, poprawi�em pozycj� i czekam. A ten nic. Ju� mam odej��, gdy naraz otworzy� oczy i u�miechn�� si� do mnie, ale tak, �e mnie wmurowa�o. Ju� wiedzia�em, �e ani ten pi�kny dzionek mi nie pomo�e, ani ci wszyscy ludzie, kt�rzy na dziesi�� metr�w od nas w obie strony, przechodzili na drug� stron� chodnika albo zawracali. Nagle poj��em, �e jestem samiusie�ki, sam na sam z NIM. - I co, i co? - A co? By�e� kiedy� w zoo? - kiwn��em twierdz�co g�ow�, cho� by�o to bardzo, bardzo dawno temu, kiedy w ogrodach �y�o jeszcze par� sztuk zwierzyny. Teraz, to nawet nie bardzo jest po co tam chodzi�... - A kobr� widzia�e�? - ci�gn�� nie czekaj�c a� zbyt wiele sobie przypomn�. O tak! Kobr� pami�tam dobrze. Pami�tam jak sta�em przed grub� szyb� terrarium i patrzy�em, jak gdzie� z g�ry zsun�� si� szczur. Pami�tam, jak p�az poderwa� si� i rozpostar� kapelusz, a szczur znieruchomia�. Nawet nie wiem, czy to by�a pora karmienia, czy gryzo� wpad� tam przypadkiem, bo szczur�w jako� cywilizacja i wojny nie mog�y przerzedzi�, i by�o ich wsz�dzie zatrz�sienie, szczeg�lnie w zoo. Poruszy�em si� w�wczas nerwowo, bo chcia�em zawo�a� ojca, by podszed� i popatrzy�, i w tym momencie kobra odwr�ci�a si� w moj� stron�. Kiwa�a si� na boki wpatrzona we mnie, a ja zamar�em. �wiat�o w pomieszczeniu by�o lekko �ciemnione, a szyba by�a tak czysta, �e w�a�ciwie niewidoczna. Sta�em tam jak zamurowany, gdy naraz podszed� ojciec: "Co chcia�e� synku?" - zapyta� i wyrwa� mnie z hipnozy. Poruszy�em si� i w tym samym momencie z z�b�w jadowych stwora trysn�a mgie�ka, a w u�amek sekundy p�niej co� klapn�o w szyb�. D�ugi i gruby jak r�ka kszta�t odpe�za� wolno w kierunku drgaj�cego szczura. Terrarium by�o ma�e, s�abo wentylowane i mg�a jadu przeznaczona dla mnie opad�a na polnego gryzonia parali�uj�c go na chwil�. O tak!, widzia�em kobr� - No! - Przytakn��em. - A widzia�e� jak si� gotuje do ataku? - A� nazbyt z bliska... - No, to tak si� wtedy poczu�em. Tyle, �e oczy mia� gorsze ni� kobra: bia�e, jak ugotowane z w�skimi, granatowymi, poziomymi szparkami miast �renic. I te usta: fioletowe jak burzowe chmury pod�wietlone �un� zachodz�cego s�o�ca. Cz�owieku! Jeszcze teraz dostaj� g�siej sk�rki na samo jego wspomnienie. Jego wargi poruszy�y si� i us�ysza�em syk, bo tego nikt normalny i przy zdrowych zmys�ach nie nazwa�by mow�: "I tssshoooo? Ch�siiia�by� zajrze� mi do kieszenii? Hh Hh Hhhhhh". I patrzy mi w oczy i ani drgnie, tylko ten martwy u�mieszek... Musia�em wtedy wygl�da� jak sam Bebas, bo czu�em wyra�nie, �e ka�dy w�osek sterczy mi na grzbiecie "na baczno��" i wypycha ubranie. Jak ja si� wtedy ba�em...! No, ale nic si� wi�cej nie dzia�o, wi�c ile mo�na sta� i si� trz���? Zaczyna�em wolniutko odzyskiwa� rozs�dek. W ko�cu sam tego chcia�em. Gdyby nie m�j genialny koncept, by napyta� sobie biedy, nigdy by do tego nie dosz�o. "Kim ty jeste�? Sk�d si� wzi��e�? Czego od nas chcesz?" - wyj�ka�em. G�ba mu si� rozlaz�a jeszcze bardziej, a fioletowe usteczka poruszy�y si�: "Chcesz wiedzie����? Na pewno chcesz to wiedzie����?" Kiedy to m�wi�, k�tem oka dostrzeg�em skupiaj�cych si� wok� nas ludzi. O! O! - uni�s� r�k�, widz�c, �e zaczynam si� wierci�, by co� powiedzie�. Poprawi�em si� wi�c tylko i przymkn��em na wp� otwarte usta. - Nie, wuja, nie! Ludzie stali - owszem; i gapili si� - owszem, ale by przyjrze� si� walcz�cym, w�ciek�ym wizkundom podeszliby bli�ej. Poustawiali si� tak daleko, �e nawet kiepsko da�o si� pozna� kto jest kto. Niemniej poczu�em si� troch� pewniej. Spojrza�em zn�w na niego i zn�w przesta�o mi by� do �miechu. A jemu wida� owszem. Tyle tylko, �e gdybym nie mia� n�g jak z waty, wydar�bym stamt�d szybciej ni� pch�a zmienia pieska. - Co, ugryz� ci�? - wci��em si� jednak. - Pss! Gdybym w tamtej chwili cho�by pomy�la�, �e mo�e mnie ugry�� tym, co pojawi�o si� w jego g�bie, to nie rozmawialiby�my dzisiaj... - ? - ...bo niechybnie dosta�bym zawa�u. Patrz� ci ja na niego, patrz�, i nie mog� si� po�apa�, co w�a�ciwie widz� - nie wierz� w to co widz�! Z�biska! Czarne i ostre jak poustawiane jedna obok drugiej, prze�amane na p� wyka�aczki. Kiedy spojrza�em na� pierwszy raz, by�y tycie - tu lekko rozchyli� dwa palce - jakby si� dopiero zaczyna�y wyrzyna� z bladych dzi�se�. Wygl�da�y jak mikrusia palisada, ale w miar� jak g�ba mu si� rozdziawia�a ros�y, ros�y! ros�y!! a� sta�y si� tak ogromne, �e da�bym si� poci��, �e przegryz�by mnie na p�, gdybym tylko z jakiego� powodu znalaz� si� mi�dzy nimi. Naraz gdzie� daleko hukn�o. Potem si� okaza�o, �e jakich� dw�ch palant�w (na szcz�cie nie miejscowi) zagapi�o si� na t�um, i wjecha�o na siebie. Marmolada! Nie by�o co zbiera�. Daj spok�j! Nawet je�li zwolnili do osiemdziesi�.... - Sko�cz, kurka! Wiem, co mog�o z nich zosta�! - No! I wtedy si� ockn��em. G�ba mu si� z powrotem zamkn�a w fioletow� kreseczk�, ale u�mieszek pozosta�. Nagle wargi zn�w mu zafalowa�y i zn�w si� odezwa�: "To tssschoooo? Ch�siiia�by� zajrze� mi do kieszenii? Hh Hh Hhhhhh". Na "mi�kkich" nogach podszed�em bli�ej i powiedzia�em, staraj�c si� jednocze�nie, by g�os mi nie dr�a�, cho� pewien jestem, �e to mi si� nie uda�o: "Chc�..." A co mia�em zrobi�? Gapi�w na oko�o pe�no... Gupio by�o by si� p�niej t�umaczy�... "Nchooo to podejd� jeszszcze bchhli�ej i zajszszyjyj" -zasapa� i wsta�... Nie, w�a�ciwie - poderwa� si�... Nie, w�a�ciwie - to jak siedzia�, tak nagle sta�. Nie zauwa�y�em momentu, kiedy wstawa�; k��by kurzu zawirowa�y wok� nas, chmury zasnu�y niebo, a mi zrobi�o si� tak zimno, �e ju� w ko�cu nie wiedzia�em, czy trz�s� si� ze strachu, czy z zimna. Z�apa� si� za lew� po�� p�aszcza i uni�s� j� w g�r�, praw� r�k� natomiast chwyci� za wewn�trzn� kiesze� i uchyli� j�. Wyla�o si� z niej seledynowe �wiat�o, i rozla�o si� jak g�sta, fluorescencyjna ciecz wok� rozwartego otworu. Ju� nie mia�em ochoty tam zagl�da�, ale szed�em dalej, i coraz wyra�niej s�ysza�em j�ki, syki, wizgi, jakby g�osy wichur z wszystkich tysi�cy lat naszej cywilizacji naraz ozwa�y si� na nowo. Milcza� przez chwil�. Milczenie przeci�ga�o si�, a ja zaczyna�em nerwowo szura� nogami, i patrze� na niego w oczekiwaniu na ci�g dalszy. - I co?!!! Co ma niby by� dalej? Spodziewasz si�, kurka, czego?!! - No i jak si� to sko�czy�o? - A jak si� mia�o sko�czy�? Znale�li mnie tydzie� p�niej przegryzionego na p�. Trzy dni w szpitalu le�a�em, zanim mnie pozbierali. - Teraz to ty mnie chcesz zdenerwowa�... Nim sko�czy�em, ten ju� sta� na nogach i �apa� si� za lew� po�� kapoty. �eby go jasna i nag�a krew zala�a!!! Zesztywnia�em! Ten patrzy mi w oczy i m�wi: "Chcesz zobaczy� co mam w kieszeni?" �-by go w�ciek�ym wizkundom Grundarianin na po�arcie rzuci�, i to ubranego, by zanim mu bestie bebechy wywlok�! M�g� sobie te pare chwil wyczekiwania urozmaici� wyobra�aniem tego momentu! A-� by go!! Tak wcisn��em si� w oparcie siedzenia, �e w domu koszula od plec�w nie chcia�a mi odej��. A ten stoi nade mn� i si�ga praw� r�k� do wewn�trznej kieszeni. �lepia to mi na wierzch chcia�y wyskoczy�! Patrzy� w tym momencie gdzie si�ga, jednak przez na moment spojrza� na mnie i zamar� z �ap� w kieszeni. - Co ty! Co ci? �le si� czujesz? - zapyta�, a ja �ami�c sw�j sztywny z przera�enia kark zmusi�em g�ow� do kilku przecz�cych ruch�w g�ow�. Wzdrygn�� ramionami i wyszarpn�� z wewn�trznej kieszeni portfel, klapn�� obok mnie i j�� grzeba� w jego zawarto�ci. - Patrz! - powiedzia�, i wyrwawszy z przegr�dki namacany palcami bia�y ro�ek jakiej� kartki, wyszarpn�� j� i podstawi� mi przed oczy. Spojrza�em, a tam jaki� berbe� w koronkach, ze smoczkiem w pulchnej, r�owej g�buli na kolanach u jakiej� kobiety. - A, kurka, to nie to! To ja z mam�, kiedy mia�em roczek. - Gdyby nie to, �e jeszcze g�b� ociera�em z zimnego potu, pewnie co� bym powiedzia�, albo przynajmniej u�miechn�� si�, tymczasem, ze zrozumieniem potakn��em i obserwowa�em, jak tym razem uwa�niej sortuje co� w portfelu. - No! - sapn�� zadowolony z rezultat�w poszukiwa�, wyci�gn�� zdj�cie i podetkn�� mi je pod nos. Tym razem wypada�oby zacytowa� mocne s�owo na "k", kt�re mi si� w�wczas wyrwa�o na widok tego, co by�o na zdj�ciu. Ale po co? A na zdj�ciu by� on. Le�a� na noszach, a w �apach trzyma� swoje flaki. Na samym wierzchu le�a� �o��dek, kt�ry troskliwie przytrzymywa� d�o�mi. "Zawsze lubi� dobrze zje��" - pomy�la�em wtedy. Jedna z n�g dolnej cz�ci cia�a, kt�ra le�a�a oddzielnie, to znaczy nieco ni�ej na noszach od g�rnej cz�ci, wypad�a za nosze i zwisa�a obuta w bia�y, sportowy but. - No i co ty na to? Nie�le si� prezentowa�em, co nie? - zapyta�, a ja dalej mamrota�em pod nosem owo mocne s�owo, i przygl�da�em si� zdj�ciu ze wszystkich si�. - Jakim cudem ty jeszcze �yjesz? -zmieni�em wreszcie p�yt�. - Ba! Sam bym to chcia� wiedzie�. Powiedzia�em im podobno, by mnie pozszywali i koniec. Kto� nawet zdj�cia porobi�, bo wida� te� sobie to pytanie zadawali... - Jak to: "podobno"? - Podobno, bo widzisz, ja nic z tego nie pami�tam. Obudzi�em si� na trzeci dzie�, i kiedy opowiedziano mi co ze mn� by�o, i kiedy pokazano mi nagranie, i zdj�cia, to chcia�em ich obi� za to, �e robi� ze mnie wa�a. Ale wolniutko zacz��em sobie przypomina� wszystko do momentu, kiedy Zenas Hum pokaza� mi, co ma w kieszeni. - I co w ko�cu mia�? - Czy ty mnie s�uchasz? M�wi� przecie�, �e nie wiem. - Jak, kurka "nie wiem"? - No nie wiem! Nie wiem i tyle! Raz jeszcze rzuci�em okiem na zdj�cie i odda�em mu je. - Mo�e to pic i fotomonta�? - Fotomonta�?! To te� jest fotomonta�? - bez namys�u �apn�� si� na krzy� z boku za ubranie, i jednym ruchem podci�gn�� je do g�ry. O ma�o si� nie wyrzyga�em. Na wysoko�ci p�ka jago tu��w obiega�a nier�wna, postrz�piona linia. P�aty r�owego mi�sa gdzieniegdzie wy�azi�y spomi�dzy rozchylonych brzeg�w niezaci�gni�tej sk�ry, i zlewa�y si� z sinymi, pionowymi krechami szw�w. - Schowaj to cz�owieku, bo rzeczywi�cie niezbyt si� czuj�... - st�kn��em p�aczliwie. Pos�ucha�. - Nie mogli ci� poskleja�? Wygl�dasz jak dzie�o artysty: chirurga-maniaka... - Ano nie mogli. Tylko nici trzyma�y. �aden klej nie chcia� "chwyci�", a w restrukturyzatorze podobno zaczyna�em si� gotowa� - odpar�, i wyra�nie zm�czony, i zrezygnowany, wolno przesiad� si� na swoje miejsce. Przez chwil� milczeli�my, po czym odezwa�em si�: - No, a co z Humem? Widzia�e� go jeszcze kiedy�? Dowiedzia� si� kto� czego� o nim? - Zacz��em zn�w dr��y�. Spojrza� na mnie i szepn�� cicho: - By�em w piekle... Co z Humem? A g�wno mnie to obchodzi! Wyprowadzi�em si� z Miasteczka i jeste� pierwsz� osob�, z kt�r� na ten temat rozmawiam. - Czemu m�wisz, �e by�e� w piekle? Co� jednak pami�tasz? - Nie, wuja, nie. Nie pami�tam nic poza b�lem... Popatrzy�em na niego ze zrozumieniem. Ju� wiedzia�em, �e si� niczego wi�cej nie dowiem. Rozpar�em si� we fotelu i my�la�em o wszystkim, czego si� dowiedzia�em. W pewnym momencie zacz��em si� zastanawia�, jak to zrobi�, �e nie skasowa� biletu. Spojrza�em na niego i ju� chcia�em go o to zapyta�, ale spa� tak smacznie... Ja, po chwili, w ko�cu te� przysn��em. Nie min�o nawet p� godziny, kiedy rozstawali�my si� na p�ycie portu. U�ciska�em go. Sykn�� lekko, kiedy "tak po naszemu" wymierzy�em mu markowany cios pi�ci� w brzuch. Nic jednak nie powiedzia�. Rozstali�my si� w ko�cu na dobre i rozeszli�my ka�dy w przeciwnym kierunku. Jednak po kilku krokach obejrza�em si�, by raz jeszcze spojrze� za odchodz�cym przyjacielem, bo wszech�wiat jest ogromny, i kto wie, czy jeszcze kiedy� si� spotkamy... Sta� tam w �wietle l�duj�cego statku, w rozwianym p�aszczu i g�ow� bym da�, �e nie mia� g�owy. Pojawi�a si� dopiero, kiedy smuga o�lepiaj�cego blasku zacz�a ze�lizgiwa� si� z jego twarzy. U�miecha� si� do mnie, a jego usta by�y fioletowe. A mo�e, kurka, mi si� wydawa�o... - I co?!!! Co ma niby by� dalej? Spodziewasz si�, kurka, czego?!! - Wyra�nie by� rozdra�niony. Nie chcia�em go bardziej jeszcze zdenerwowa�, bo w ko�cu nic od niego bym nie wyci�gn��. - No... - odezwa�em si� w ko�cu. - Dobra! - przerwa� mi niespodziewanie. - Powiem ci, bo je�li ja ci tego nie powiem, to, czuj� w ko�ciach, dalej b�dziesz �azi� po Miasteczku i mendzi�, i napytasz biedy nie tylko sobie , ale NAM wszystkim. - Ju� chodzi�em... - Ale nie doszed�e�... I nie pr�buj! - No to jak to w ko�cu by�o? Widzia�e�... by�e� wtedy... tam... - By�em i widzia�em, i nigdy wi�cej nie chcia�bym tego powt�rnie prze�y�. Widzisz? - tu jego palec pow�drowa� do czarnej zakrywaj�cej lewe oko opaski. - By�em w piekle...- S�ysza�em to ju� wcze�niej i a� si� odsun��em. U�miechn�� si� tylko - ... i nie chc� znale�� si� tam powt�rnie. - To co si� w ko�cu wtedy wydarzy�o? - Ano, co si� wydarzy�o... Id� ja sobie chodniczkiem z Kejtruchem, spacerkiem, witryny ogl�dam, a tu naraz jak nie �upnie! Patrz�, a semafor ko�o Budki �rumola w ogniu... - To ju� wiem... - To po kiego pytasz? - Tego dowiedzia�em si� od niego. Ale co by�o p�niej... nast�pnego dnia...? - Spokojnie, dojdziemy. No, i gapi� si� tak na ten semafor, a �e nie bardzo mia�o si� na nim co pali�, to po chwili, kiedy kable i plastiki si� wyjara�y, zosta�a tylko stercz�ca, bia�a od �aru rura. I tak sobie patrz� jak stygnie, i nawet nie wiem, kiedy zerwa� si� wiatr. Chmurzyska takie niebo zasnu�y, �e ciemno si� zrobi�o, jak w najczarniejsz� noc. A zimno...! Brrr! Jeszcze dzisiaj pami�tam... I stoj� tak chwilk�, a tu naraz s�ysz� biegnie kto� chodnikiem. Ale jak biegnie! Ch�opie! By� ty to widzia�! Jeszcze nie wiedzia�em kto to, ale po chwili zobaczy�em go... - Zenasa? - wci��em si�. - Ci...! Je�li jeszcze raz wypowiesz jego imi� na g�os - znikam. Nie, to nie by� ON. - No to kto? - No widzisz? Taki� niby m�dry, a nie wiesz... �ysy! - �ysy? - Ale by� go ch�opie widzia�! "�ysy! - krzycz� - gdzie ci� tak p�dzi? Nag�ej sraczki dosta�e�? Skr�� w krzaki, bo nie doniesiesz..." - pr�bowa�em zagai�, ale kiedy tak bieg� w moj� stron� i nawet na mnie nie spojrzy, to ju� mniej mi by�o do �arcik�w. Po chwili wbieg� w �wiat�a witryn i... - �eb mu znikn�a... - zn�w chcia�em wypr�bowa� bystro�� swojego umys�u. - "�eb mu znikn�a?" - zacytowa� mnie i jako� dziwnie na mnie spojrza�... - Ocipia�e�? "�eb mu znikn�a..." Psss, te� co�! Tobie zaraz zniknie, jak co chwil� b�dziesz mi si� wpieprza�. - Sorka. Wi�c co? "Wbieg� w �wiat�a witryn i..." co? - I gdybym mia� si� wtedy gdzie schowa�, to... bym si� schowa�. Nawet zapa�� pod ziemi� si� nie umia�em... Stoj� wi�c tam i oczy coraz wi�ksze mi si� robi�... - Co, blady by� jak kreda...? - Blady... a sk�d, kurka, wiesz... - I oczy mia� jak ugotowane... - "Ugotowane"? Oci... M�wi�em, �eby� mi si� nie wcina�... - M�w dalej - rzek�em pojednawczo, a on tylko �ypn�� na mnie tym swoim jednym okiem i ci�gn�� dalej: - Blady by� ci on jak skurczysynek, a ga�y to mia� takie, �e ma�o mu z orbit nie wyskoczy�y. I p�dzi na mnie, i sapie jak lokomotywa, a za nim bia�y tuman �nie�nego py�u. Ca�kiem, jakby� sta� na peronie w mro�ny, �nie�ny poranek, i ekspres by ci przed nosem przejecha�. Dopiero kiedy podbieg� jeszcze, zorientowa�em si�, �e nie tylko blady ci on jest, ale, �e jest w og�le ca�y bia�y; bia�y, jakby dopiero co z zamra�arki wylaz�, a strach z niego bi� taki, �e myszy z dziur wyskakiwa�y i p�dzi�y przed nim ca�ym stadem jak og�upia�e. Pewnie nawet d�d�ownice by poucieka�y, gdyby mog�y zd��y�... I wtedy mnie zauwa�y�... Wida� by�o, �e mu ul�y�o, ale biec nie przesta� i tylko wo�a z daleka: "Wiej, cz�owieku, wiej je�li chcesz jutra doczeka�!!!" Nie wiem czemu, ale nie da�em sobie tego drugi raz powt�rzy�, i nie wiem czemu, cho� wydawa�o mi si�, �e �ysy szybko biegnie, dogoni� mnie co� nie m�g�... S�ysza�em, co prawda, jego sapanie na karku, ale stawa�o si� coraz cichsze i cichsze, a� w ko�cu si� urwa�o. Ja gna�em do swojego domu, a on skr�ci� do swojego. - I co? - I nic! - Jak to "nic"? - zapyta�em z lekka skonsternowany. Poprawi�em si� lekko na �awce, bo mi si� jej szczeble zacz�y wrzyna� w ..., odgarn��em ga��zk� wierzby p�acz�cej, kt�r� mi lekki podmuch wiatru wrzuci� przed chwil� na twarz i patrz�c na niego czekam. - Dobieg�em do domu, zatrzasn��em drzwi i czeka�em... - Na co? Na co czeka�e�? - ...czy to ju�, czy jeszcze nie... - Co, kurka, co!!!??? - ... pora wzywa� ambulans... - O rzesz ty...! - Nie patrz tak na mnie! My�la�em, �e zawa�u dostan�! Co ty, kurka! Przyjrzyj mi si�! Czy ja wygl�dam na Vikula Babelu? My�lisz, �e ile ja w moim wieku mog� przebiec szybciej od niego? Ma�o tego, to ten cholerny �ysol nap�dzi� mi takiego strachu, �e a� si� dziwi�, �e gdzie� po drodze nie chlasn��em w krzaki z zawa�em! No, ale tak stoj� w holu i tak powoli do siebie dochodz�, i tak zacz��em si� zastanawia�: "Czy ty gupi ju� ca�kiem jeste�? Co ty robisz cz�owieku? No niech by ci� tak kto po drodze widzia�...I czemu... dlaczego... w ko�cu: czego tak si� przestraszy�e�?" Odsapn��em chwilk� i tak jeszcze, by si� upewni�, podchodz� do okna, odgarniam firanki i patrz�. - No! No! I co! - ponagli�em - A tam za oknem koniec �wiata nadci�ga... - Co ty... - A tak-ty... Niebo na ziemi� zst�pi�o, a chmury lata�y mi�dzy cha�upami, jak szare, brudne prze�cierad�a. Ca�kiem jak wtedy, kiedy Grundarianie zrzucili ko�o Miasteczka t� swoj� pieprzon� bomb�. Tak samo! Ty chyba jeszcze wtedy... Nie, ty m�ody by�e�... nie mo�esz pami�ta�... - Widzia�em na filmach... - Phhh! "Widzia�em na filmach..." Na filmach to gorsze rzeczy mo�esz zobaczy�! Wystarczy p�j�� do pierwszego z brzegu virtualkina i horror sobie obejrze�. Ale cho�by� nie wiem jak si� ba�, wiesz, �e to tylko pic, i �e wyjdziesz stamt�d w jednym kawa�ku. Co ty mo�esz wiedzie� o wojnie... o bombach... Rzeczywi�cie nie wiele wiedzia�em, bo i sk�d? - Mo�e Grundarianie zn�w co� kombinuj�? - Nie. Od lat panuje pok�j i dop�ki nie rozgryz�, co to rozszczepienie atomu, mo�emy by� spokojni... - To mo�e to jakie� anomalie po tamtym... - Mo�e, cho� nie s�dz�... Do��, �e by�o w tym wszystkim co� dziwnego... - W czym? - Czy ty mnie s�uchasz? - przytakn��em. - Chmury burzowe, jak by� je z najbardziej wrednego nieba zdj��, wala�y si�, k��bi�y, przewraca�y, zwiewa�y i rozwiewa�y, ale cicho jako�, bezg�o�nie; i ledwiem to sobie u�wiadomi�, jak nie ryknie!!! Cz�owieku!!! To, co podczas wojny robi�y bomby Grundarian w naszej atmosferze, to by� "piku�" w por�wnaniu z tym. Wy�o tak, �e nie s�ysza�em nawet w�asnych my�li i... wtedy go zobaczy�em... - Kogo, na Boga, kogo?! - A o kim, kurka, rozmawiamy? No jego... - Zenas... - nie doko�czy�em, bo mi przy�okciowa�, �e dech mi zapar�o, i cho�bym nawet chcia� sko�czy�, to nie mog�em... D�ugo nie mog�emmm... Ach! Mmmm! Jeszcze mnie boli... - M�wi�em, �eby� go nie wo�a�, bo, kurka, przyjdzie i ze�re nas obu! M�wi�em? - ...mmm...mhm. - odpowiedzia�em, a on zacz�� dalej, tylko s�abo go jako� s�ysza�em... s�abiu�ko... - No! Stoj�, patrz�, a tu jaka� sina po�wiata przez chmury przebija. Tak, jak �wiat�o chodu przebija przez mg��, tyle, �e to nie by�a mg�a, a TO nie by�o TAKIE �wiat�o. Wi�ksze si� robi i wi�ksze, a w �rodku jaka� posta� majaczy. "Daleko jeszcze" - pomy�la�em i ju� sobie zaczyna�em oblicza� kiedy podejdzie na tyle blisko, by by�o wida� wyra�niej kto zacz. AAAAA!!!!!!!! - jak si� g�upek nie wydrze mi wprost do ucha. No b�cwa� jeden! Gdybym si� trzyma� �awki, a nie w�asnych �eber, mo�e bym i nie spad�, ale si� nie trzyma�em i spad�em. - Ocipia�e�!! Czego, kurka, czego powtarzam si� tak drzesz! - bluzgam go rajdaj�c si� z ziemi. Wsta�em, otrzepa�em si� ze �d�be� trawy i tego, co mi si� poprzylepia�o i siad�em z powrotem obok niego, a ten si� cieszy. - No i z czego? Z czego?! - Fajn� mia�e� mink�... - Zaraz ty b�dziesz mia�... "mink�..." - sapn��em, zamierzywszy si� jednocze�nie, jakbym chcia� go paln��. - Jeszcze raz to zawo�am... - Id�! - powiedzia� i zacz�� si� zbiera�. - ...tat�. - doko�czy�em. Spojrza� na mnie i powiedzia�: - �miejemy si� ze starego? Jaja sobie robimy, tak? �arciki, taak? �mia� by ci si� odechcia�o, gdyby� cho� raz tak� g�b� zobaczy�... - Siadaj - powiedzia�em pojednawczo. Usiad�. - Sk�d wiesz, czy nie widzia�em? - ? - Chyba widzia�em... Z daleka... Dlatego chc� wiedzie�... Musz� wiedzie�! Od p� roku nie sypiam. Ci�gle mi si� wydaje, �e kto� za mn� �azi, �ledzi mnie. Nie wiem czemu, ale czuj�, �e to si� sko�czy dopiero, kiedy dowiem si� kim ON jest. Musia�em wygl�da� jak m�wi�em, a m�wi� jak wygl�da�em, bo po chwili wahania odezwa� si�: - Rozumiem. Przepraszam, �e si� wydar�em... - a po chwili doda�: - Ale zawaliku byli�my bliscy? - Byli�my, ale nie r�b tego wi�cej i gadaj wreszcie co� zobaczy�. - Oj zobaczy�em! Widywa�em go wcze�niej z daleka, jak ka�dy, ale wtedy wygl�da�, przynajmniej z daleka, normalnie, o ile ON w og�le mo�e wygl�da� normalnie. - To sk�d wiesz, �e to by� on? - spojrza� na mnie jako� tak i ju� wiedzia�em, �e wiedzia�... - Ch�opie! Tej g�by nie zapomn� do ko�ca �ycia! Wielka i blada jak ksi�yc w pe�ni. I te �lepia...Zamkni�te, zapadni�te jak u kogo�, kto nie ma ga�ek... Yah! P�ynie tak sobie to jego "popiersie" jak przyklejone do tej plamy seledynowego �wiat�a. Gdyby to por�wnanie nie by�o szkaradne, to powiedzia�bym, �e wygl�da�, jak moja prababka na tej owalnej fotce, co to wisi u mnie w go�cinnym. Pokazywa�em ci je kiedy�... - skin��em g�ow�, �e pami�tam. - No! Ale to kiepskie por�wnanie. Psia jego... - zacz�� i klapn�� d�oni� w usta, jakby chcia� sobie wepchn�� te nieopatrzne s�owa z powrotem do g�by. - Trzeba uwa�a�, co si� m�wi... - zacz�� tonem usprawiedliwienia. - W ka�dym razie... Co to ja m�wi�em? - Co� o odliczaniu... - No! I tak se rachuje, aaaaa... -to by�o to "AAAA!", ale tym razem si� nie wydar� - ... tu bach! Jakby kto� mu odpali� silnik fotonowy w ty�ku. W jednej chwili ta koszmarna morda znalaz�a si� tu� za moim oknem. Blade, martwe oblicze, �lepia zamkni�te i te fioletowe wargi... Patrz� na niego jak zahipnotyzowany. Nagle to �lepska otwar�y si� i wlepi�y we mnie! A� by ... - tym razem zatrzyma� si� wcze�niej. - Pomy�la�em: "Koniec ze mn�", a on w tym momencie pokiwa� g�ow� na boki, jakby zaprzecza� moim my�lom, u�miechn�� si� tak jadowicie, tak szyderczo, �e gdybym nie trzyma� si� parapetu, to le�a�bym w kuwecie z psim g�wnem, co to go nie zd��y�em wynie�� po Kejtruchu. I... znikn��. I co by� powiedzia�? "�e trzeba cz�ciej psie g...uano wynosi�" - jako� tak mi si� pomy�la�o, a na g�os odezwa�em si�: - I co dalej? I ju�? Tak po prostu znikn��? - A znikn��, wsi�k�, przepad�, ale nie tak do ko�ca... - Zaczynasz chrzani�. Jak: "nie do ko�ca"? To znikn�� czy nie? - Tak w og�le, to tak; ale nawet teraz, kiedy zamkn� oczy, to go widz�! Widz� go tak wyra�nie, jak teraz ciebie. Gdzie nie spojrz� to widz� t� blad�, upiorn� paszcz�. Jeszcze troch�, a zaczn� chodzi� z zamkni�tymi oczami, bo boj� si� nawet do szafy zagl�da�. - No nie przesadzaj - powiedzia�em, cho� jako� mi nie wysz�o tak jak chcia�em. W ko�cu rozumia�em go, bo z mojego mieszkania, szafy znikn�y ju� dawno temu... - Nie przesadzaj... �atwo ci m�wi�: "nie przesadzaj". Tej nocy nie zmru�y�em oka. Nawet si� do ��ka nie po�o�y�em, a kiedy Kejtruch zaskroba� do drzwi, to nie wiedzia�em jak ze sufitu zle��...Psia jego matka i ojciec! Ale mnie wtedy wystraszy�. D�ugo skamla� do drzwi zanim go wpu�ci�em. - Musia� by� nie�le wyp�oszony... - Wyp�oszony? Gdyby jeszcze on by� wyp�oszony, to wierz mi, chyba bym poszed� si� pogodzi� z �on�, byle tylko z nim nie zosta� w domu. - No to co z nim by�o? Przecie� by� z tob� kiedy �ysy ci� goni�. - �ysy mnie nie goni�. - ? - �ysy mnie tylko wystraszy�, a p�niej bieg� wolniej ode mnie... - A Kejtruch? - Kejtrucha pu�ci�em wcze�niej, �eby si� wybiega� i wy... robi� przed wieczorem. Lata� gdzie�, kiedy jego pan te� si� wyrabia�, by zd��y� do domu i ... - ... nie nas... po drodze w gacie? - No! Dok�adnie. - A burza? Przecie� kiedy zaczyna si� burza, ka�dy szanuj�cy si� pies zrobi wszystko, byle tylko za�apa� si� w szczelink� zamykaj�cych drzwi. - Nic! - Co: "nic"? - Nic po nim nie by�o wida�. Weso�y by� i szcz�liwy jak nigdy. - Musi by�, �e jak�� psi� dupe�k� po drodze obw�cha�, tudzie� -zaliczy�. - A cholera go wie, tym bardziej, �e to suka... - Kejtruch suka? - zdziwi�em si� nieco, bo dot�d my�la�em, �e ta psia, wielorasowa morda, to "on". - Ano suka. - Przyznasz, �e "Kejtruch", to raczej "ch�opi�ce" imi�. - Ano, dzieciaki mi go popsu�y. - A czemu� to da�e� go popsu�? - A co ty bidoku mo�esz wiedzie�... Zachcia�o si� ch�opcom pieska, to go dostali. �e to suczka, wiadomo by�o od pocz�tku... - No, trudno by by�o inaczej. To� u psa, jak u cz�owieka - nie trza specjalisty... - W�a�nie. "No, to jak jej, ch�opcy, damy na imi�" - zapytuj� si�, trzymaj�c na r�kach ma�ego Kej... No, jak by� jeszcze ma�y, to by� suk�...- zapowietrzy� si� z lekka, a ja zrobi�em uspokajaj�cy gest, wiec nieco podbudowany ci�gnie dalej: - U�miechaj� si�, g�aszcz�, podszczypuj� i nic nie m�wi�. Wi�c ja dalej: "mo�e Kamcia" - proponuj�, a ci nic. "No to mo�e �abcia?" Spojrzeli na mnie tak jako�... "No to damy jej na imi� So�ka". "Mo�e by� So�ka" - odezwa� si� starszy. "Mo�e by�" - potwierdzi� m�odszy, i tak mia�o zosta�. Jednak po paru dniach, kiedy trza by�o sprz�tn��, wyprowadzi�, nakarmi�, wynie��, zacz�y si� odzywa� g�osy: "cholerny kejtruch...". Raz, drugi, trzeci, psisko przywyk�o i tak ju� zosta�o; potem ja zosta�em z Kejtruchem, i tym, jak widzisz, sposobem, z ka�dej porz�dnej suki transwestyt� mo�na zrobi�... - Pies czy suka, wszystko jedno. M�w co dalej by�o. - Dalej? C�. Nim jej otwar�em, chwilk� drepta�em w miejscu zastanawiaj�c si�, czy to b�dzie dobry pomys� - Co? - No otwarcie drzwi. Ale tak skamla�a, �e w ko�cu zlitowa�em si� nad tym biedactwem, bo i sk�d mia�em przypuszcza�, �e to takie zadowolone pod drzwiami stoi. Poza tym doszed�em do wniosku, �e cokolwiek to by�o - no tam, za tym oknem - cokolwiek to by�o, powiadam, nie wygl�da�o na to, by przejmowa�o si� tym, czy ja mam drzwi zamkni�te czy otwarte, czy id� przez cmentarz czy siedz� pod pierzyn�. Drzwi ostro�nie uchyli�em, psa wpu�ci�em i tak sobie siedzieli�my: ja w fotelu, przed tivizorem, a Kejtruch na moich kolanach. I jako�, wsp�lnymi si�ami, doczekali�my poranka. Dobrze... a mo�e �le, �e do roboty ju� nie musz� chodzi�. Poby�bym z lud�mi, mniej bym si� ba�... - Ciesz si�, �e masz spok�j. Jak nie wpadniesz pod moch�d, to po�yjesz jeszcze z pi��dziesi�t lat, bo wcze�niej i tak umrze� ci nie dadz�. - Nie denerwuj mnie! - rozsierdzi� si� niespodziewanie. - Co ci cz�owieku, co? - zapyta�em z trosk� w g�osie. - My�lisz, kurka, �e by� spermogivem to takie przyjemne? - A nie? S�ysza�em, �e laseczki, dupe�ki, u�atwienia... - mrugn��em do niego porozumiewawczo, a ten jak na mnie nie wrza�nie: - Ta! "Laseczki"! Ta! "Dupe�ki"! - Co� tak si� rozz�o�ci�? Powiedzia�em co� nie tak? - Pewnie! Mocno nie tak! - Ale czego wrzeszczysz? Wystarczy, �e p�jdziesz do przychodni, a stercze ci sterczy od samego czytania plakat�w zach�caj�cych... - No, gdybym ja wiedzia�, co sobie narobi�, to by�bym ja poszed�... i przebada� si�... i podpisa�... Psia ich ma�! M�ody by�em i te� my�la�em tym tam... - tu jednoznacznie skin�� na to, o czym mowa by�a. - Przecie� to fajnie musi by�... - dr��y�em atrakcyjny temat - Fajnie jest - na pocz�tku, kiedy to ci robi� "laseczki" i "dupe�ki", ale kiedy przestaje funkcjonowa� toto - tu zn�w skin�� na "toto" - to ju� nie ma ani "laseczek" ani "dupeniek" tylko ig�a prosto do p�cherzyk�w nasiennych, a w dodatku, cho�by� nie wiem jak chcia� zdechn��, to ci� odratuj�. Kura na strusich jajach, pieprzeni Grundarianie, a jeszcze bardziej pieprzeni ci nasi. Nie mogli czym innym? Musieli koniecznie bomb� neutrinow�? - Nie becz, co� tam sobie u�y�e�... - A ch�tnie bym si� z tob� zamieni�! - Nie, chyba jednak podzi�kuj�... - M�dry ch�opiec. A bada�e� si� w og�le? - Nie i nie zamierzam - ze�ga�em g�adko. Bada�em si� niedawno, ale: cicho sza, "prywatnie", z czystej ciekawo�ci. OK by�o, ale tamten lekarz te� mnie ostrzega�. Ja wiem? Mo�e i racja, �e m�j fiut ludzko�ci nie uratuje, ale to oddzielny temat. - Jeszcze lepiej! - I na tym koniec? - Na czym? �e szpil� musz�? Koniec! Do �mierci b�d� mnie doi�, �eby moje b�karty zaludnia�y planet�