4738

Szczegóły
Tytuł 4738
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4738 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4738 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4738 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANNA BRZEZI�SKA �yczenie Graziano mia� sze�� lat, kiedy matka powiedzia�a mu o �yczeniu. Siedzieli na pie�ku tu� przy parni ob�o�onej �wie�ym mchem, a z g��bi ch�odnego le�nego mroku dobiega� miarowy stukot siekiery ojca. Trifone by� ko�odziejem, najlepszym na obu stokach g�ry, a mo�e nawet w ca�ym Czarnym Lesie, kt�ry rozci�ga� si� a� do wielkiego morza na po�udniu, sk�d czasami przybywa�y kupieckie wozy. Budy kryte ci�kim p��tnem nie przyje�d�a�y jednak zbyt cz�sto, poniewa� w Czarnym Lesie ma�o by�o rzeczy zdolnych zainteresowa� kupc�w. Gar�ci biednych osad, nie starcza�o nawet na to, by kt�remu� z wielkich pan�w z dolin chcia�o si� przysy�a� poborc�w podatkowych. Ludzie trwali tu obok paru kierdeli owiec i stad �wi� �ylastych jak ich w�a�ciciele oraz gromady wietrzyc, le�nych bab, gnom�w, streg i wilko�ak�w. Akurat tego ta�atajstwa by�o w Czarnym Lesie pod dostatkiem. Wprawdzie Graziano nigdy nie widzia� �adnego z dziwnych stwor�w, ale jesienny zmierzch pog��bia� si� i tylko ciep�a matczyna chusta z niegr�plowanej we�ny oddziela�a ch�opca od le�nych bab i upior�w, kt�rych w puszczy najwi�cej by�o w�a�nie o tej porze. Mrok rozbrzmiewa� gwarem niezrozumia�ych szelest�w, stuk�w i pohukiwa�, a Graziano ze wszystkich si� pragn��, aby ojciec sko�czy� wreszcie i poprowadzi� ich niemal niewidoczn� ju� �cie�k� w d�, ku wiosce. Nie o�miela� si� prosi� g�o�no, gdy� rozumia�, �e narzekania w �aden spos�b nie ponagl� ojca. Trifone pracowa� w rytmie odziedziczonym po ojcu, dziadku i ca�ej gromadzie przodk�w, z kt�rych ka�dy by� ko�odziejem, dumnym ze swego fachu i najlepszym na obu stokach g�ry. �aden nie zaniedba� jesiennego jarmarku, na kt�ry schodzili si� ludzie z wszystkich pi�ciu wiosek, wi�c Trifone r�wnie� nie odejdzie od parni, dop�ki ruszt nie zape�ni si� najlepszym drewnem, cho�by wszystkie stregi Czarnego Lasu pr�bowa�y odwie�� go od tego zaj�cia. Aby skr�ci� oczekiwanie, matka zacz�a snu� opowie��. By�a wysok� kobiet� o surowej, pobru�d�onej twarzy i orzechowych oczach; czasami spogl�da�a na syna z niepoj�t� zach�anno�ci�. Tamtego wieczoru jej g�os by� mi�kki i �agodny. S�owa zdawa�y snu� si� tu� przy ziemi pokrytej warstw� butwiej�cych li�ci niczym dym z ogniska, niemal nies�yszalne i dziwnie pos�pne, cho� przecie� smok zgin��, a ksi�niczka o w�osach z�otych jak ogie� obdarowa�a zwyci�zc� �yczeniem. - To by�o dawno, dawno temu - m�wi�a matka, jej twarz zdawa�a si� poszarza�a i zm�czona pod r�bkiem chusty. - Zanim panowie pobudowali w dolinach wie�e z bia�ego kamienia i nim wyr�bano pierwszy trakt pomi�dzy uroczyskami Czarnego Lasu. Ju� w�wczas by�o pi�� wiosek na obu stokach g�ry, a samo jej serce kry�o co� jeszcze. Smoka o z�otych skrzyd�ach i �renicy, si�gaj�cej w g��b ludzkiej duszy, kt�ry szybowa� po zimowym niebie jak ognista strza�a i potrafi� spopieli� granitow� ska�� niczym gar�� s�omy. Z�otego smoka tak pot�nego, �e m�g� pojedynczym splotem opasa� ca�� g�r�, a kiedy wspina� si� na szczyt, do swego legowiska, jego brzuch ��obi� w lodzie parowy szersze od dw�ch wo��w. Tak w�a�nie by�o. Dawno, dawno temu. Graziano mia� sze�� lat i wszystko dla�, nawet zesz�oroczne strzy�enie owiec, wydarzy�o si� dawno, dawno temu. Wola� nie ponagla� matki, kt�ra by�a kobiet� milkliw� i niezbyt wylewn�, wiec obawia� si�, �e jego s�owa bezpowrotnie przep�osz� opowie��. Siedzia� w bezruchu, rozmy�laj�c o z�otym smoku, a jego my�li by�y lekkie i bezszelestne jak nietoperze kr���ce wok� parni. - To trwa�o d�ugo, bardzo d�ugo - podj�a Arianna. - Ludzie rodzili si� i marli w cieniu g�ry, a wielu z nich umiera�o z powodu smoka, kt�ry by� z�oty jak s�o�ce i r�wnie niemi�osierny. Umierali z g�odu, bo po�era� stada owiec, a pola j�czmienia i gryki p�on�y od jego oddechu. Umierali na progu swych chat, gdy g�odny sro�y� si� nad wiosk�, albo g��boko w trzewiach g�ry, kiedy usi�owali zabi� smoka w jego w�asnym le�u. I umierali tak�e z rozpaczy, poniewa� g�ra nale�a�a do smoka, a je�li smok raz spojrzy cz�owiekowi w twarz, w ca�ym wielkim �wiecie nie ma miejsca, dok�d mo�na si� schroni� przed jego �renic�. Zna� tajemnice ludzkich serc lepiej ni� oni sami. I zawsze zwyci�a�, czy przychodzili pojedynczo, z mieczem wykutym daleko na skraju morza, czy te� gromad�, uzbrojeni w hartowane ogniem kije i pa�ki nabijane kamieniami. Zawsze potrafi� ich pokona� - ognistym oddechem, przekl�tym z�otem albo obietnic�. A spo�r�d tych rzeczy smocze obietnice by�y najbardziej niebezpieczne. Arianna zn�w zamilk�a, cho� jej wargi porusza�y si� jakby wci�� prze�uwa�a opowie�� i s�owa, kt�re jeszcze nie wybrzmia�y. Jej oczy by�y orzechowe i odleg�e. - A� pewnego razu wysoko na g�rskiej ��ce pasterz us�ysza� piosenk�. By�a jasna jak sople zawieszone u dachu w lutowy poranek, kiedy pierwszy promie� s�o�ca budzi iskry w g��bi lodu. Nie s�ysza� jej nigdy wcze�niej, wi�c pobieg� za piosenk� g�rsk� �cie�k�. Coraz wy�ej i wy�ej, a� wreszcie stan�� w miejscu, gdzie otwiera�o si� wej�cie do le�a smoka i gdzie nie by�o nic pr�cz go�ej ska�y, poniewa� oddech smoka wypali� najdrobniejsze �d�b�o. W�a�nie tam zobaczy� dziewczyn� - matka zapatrzy�a si� w ciemno��, a Graziano wyda�o si�, �e siekiera ojca odezwa�a si� szybszym przestraszonym rytmem - dziecko prawie. Jej w�osy by�y z�ote jak p�omie�, bose stopy bielsze od �niegu, we w�osach mia�a czerwony kwiat dzikiej r�y. Sta�a u wej�cia do smoczej groty, ksi�niczka pi�kniejsza od wszystkich kobiet, wi�c wystarczaj�co pi�kna, aby smok zapragn�� jej dla siebie i porwa� j� z komnaty, kt�rej okna wychodzi�y na morze b��kitne jak niebo, daleko od Czarnego Lasu i podziemnych jaski�. Nie wiedzia�, �e by�a te� wystarczaj�co m�dra, aby pie�ni� przywo�a� kogo�, kto zdo�a j� uwolni�, poniewa� w jej �y�ach p�yn�a magia pot�niejsza od mocy stregi i le�nej baby. Arianna przyciszy�a g�os jeszcze bardziej i s�owa jej zdawa�y muska� uszy Graziano, lekkie i mi�kkie jak skrzyd�a �my. Ba� si� g��biej odetchn��, aby matka nie ockn�a si� z dziwnego oczadzenia i aby na zawsze nie pozosta� wp� opowie�ci, z oczyma pe�nymi z�otow�osej czarodziejki, kt�ra stoi na ciemnej kraw�dzi smoczej groty. - Powietrze na szczycie g�ry by�o pe�ne jadu, a ziemia dygota�a od smoczego oddechu, gdy ksi�niczka w�o�y�a w r�k� pasterza miecz wykradziony ze smoczego legowiska. Zrabowany niegdy� ze skarbca w zamczysku, z kt�rego po napadzie smoka pozosta�a jedynie wypalona skorupa, mia� miecz r�koje�� ukszta�towan� na wz�r smoczej g�owy z wprawionym w ni� diamentem. Zanim zeszli w ciemn� otch�a� g�ry, ksi�niczka skaleczy�a si� w palec spink� od w�os�w i kropla krwi sp�yn�a na kamie�, po kres wiek�w barwi�c go czerwieni�, a ona wyszepta�a nad nim trzy s�owa. Zakl�cie, kt�re mia�o ich ocali� przed pot�g� smoczej �renicy. A potem zabili smoka g��boko pod ziemi�, gdzie jedyn� jasno�ci� by� smoczy ogie� i �wiat�o jej w�os�w. Zabili go mieczem, kt�ry pragn�� zemsty r�wnie mocno jak oni, i wyci�li serce bestii, aby na g�rze nie pozosta�a nawet cz�stka smoczej mocy. Pochowali je w tajemnym miejscu, na skraju lasu, na rozstajnych drogach, a wraz z nim ukryli miecz, poniewa� smocza krew nie ugasi�a jego nienawi�ci, a nie jest dobrze, je�li podobna moc pozostaje w ludzkich r�kach. Potem ksi�niczka nakry�a si� p�aszczem utkanym z ptasich pi�r i odlecia�a na po�udnie, do zamku omywanego przez fale morza b��kitnego jak niebo. Wcze�niej jednak wzi�a r�ce pasterza w swoje d�onie, jej palce by�y mi�kkie jak p�atki r�y, i wypowiedzia�a trzy tajemne s�owa, i dmuchn�a mu je w usta, aby na zawsze pozosta�y przy nim i jego dzieciach, p�ki po obu stronach g�ry �y� b�dzie kto� jego krwi. A s�owa by�y obietnic�. Obietnic�, �e wype�ni jego �yczenie - poniewa� pos�ucha� piosenki, i zszed� w g��b g�ry, i uwolni� j� od smoka. Jedno, jedyne �yczenie w ca�ym jego �yciu, lecz wype�nione co do joty. Jedno, jedyne �yczenie, kt�re �piewa w twojej krwi i kt�re pozostanie przy tobie a� do �mierci. - Tak, kobieto! - tu� nad ich g�owami rozleg� si� szorstki g�os Trifone i oboje podskoczyli z przestrachu. - Opowiedz mu, jak tw�j pradziad zabi� smoka i jak uwolni� ksi�niczk� spod jego mocy. A nie zapomnij i o tym powiedzie�, jak mu zap�acono! Siekiera uderzy�a znienacka i Graziano otworzy� usta do krzyku. Wyda�o mu si�, �e ostrze jest wymierzone prosto w g�ow� matki. Jednak skr�ci�o, jednym ci�ciem od�upuj�c konar najbli�szego d�bczaka. Trifone ociosa� go z pomniejszych ga��zek, bardziej ze z�o�ci, ni� potrzeby, a potem rzuci� na stert� bierwion. Matka siedzia�a z nisko pochylon� g�ow�, jej palce, ciasno splecione na podo�ku, by�y jak w�ze� korzeni. - Chod�my, kobieto - powiedzia� Trifone. - Ma�y jest zm�czony, a i tobie przyda si� lepsze pos�anie ni� gar�� zbutwia�ych li�ci. Potem posadzi� sobie Graziano na ramieniu, na drugie zarzuci� siekier�. Jego koszula by�a przes�czona potem, wilgoci� lasu i zapachem d�bowej kory, wi�c wszystko by�o zn�w jak nale�y, zwyczajne i oczywiste. Nim doszli do wioski, Graziano usn��. W dwa dni p�niej zacz�a si� pora strzy�enia owiec, a kiedy dobieg�a ko�ca, ojciec zabra� Graziano na wspania�y wielki jarmark. Przez ca�� niedziel� ch�opiec siedzia� na wozie pe�nym piast, szprych i k�, a wie�niacy z pi�ciu wiosek podchodzili i ka�dy chwali� sztuk� Trifone ko�odzieja. Pod wiecz�r mieli tyle miedzianych groszy, �e wystarczy�o na pi�kny p�k rzemieni, pude�ko gwo�dzi i now� chust� dla Arianny. Ale �aden z nich nie wspomnia� ni s�owem o smoku z g�ry, ni o �yczeniu. Graziano jednak nie zapomnia� ani tej, ani innych opowie�ci. Cho�by najnowszej o wio�nie pomoru, kt�ry nie zatrzyma� si� na skraju Czarnego Lasu, jak czynili dot�d naje�d�cy, grasanci i poborcy podatk�w. Nie, pom�r zag��bi� si� �mia�o w mrok puszczy, przemkn�� na kupieckim wozie pomi�dzy oci�a�ymi ga��ziami jod�y i przy weso�ym d�wi�ku pasterskiej piszcza�ki pokona� rw�ce g�rskie potoki. Spad� znienacka na pi�� wiosek, przyczajonych po obu stronach g�ry, kt�ra przed wiekiem nale�a�a do smoka o z�otych �uskach. I nic nie mo�na by�o zrobi�. I nic nie mia�o by� ju� takie jak przedtem. W ka�d� niedziel� matka prowadzi�a Graziano w cie� ko�cielnej absydy, ku czterem drobnym pag�rkom, poro�ni�tym traw� i zielem. Jego siostry - Elisena, Orietta, Clarabella i Berenice - umar�y jednego popo�udnia podczas owej ch�odnej wiosny, kiedy czerwona �mier� grasowa�a po obu stokach g�ry. Stawali chwil� przy mogi�ach nas�uchuj�c letniego brz�czenia pszcz� albo zimowego krakania wron. I odchodzili bez s�owa, sk�aniaj�c nieznacznie g�owy przed portykiem opuszczonej �wi�tyni, bo proboszcz umar� rych�o po siostrach Graziano i nikt nie pojawi� si� na jego miejsce, aby rozko�ysa� ko�cielny dzwon. Tylko Graziano zastanawia� si� czasem, jakie te� one by�y, te cztery siostry, kt�rych nie pozna�, poniewa� urodzi� si� rok prawie po tym, jak pogrzebano je na starym wiejskim cmentarzyku. A kiedy podr�s�, pyta� sam siebie, czy i one tak�e puszcza�y korowe ��dki na strumyku i biega�y po trawiastych pag�rkach za stadkiem g�si. Ciekawe, jak by to by�o, gdyby czerwona �mier� nie uprowadzi�a ich w tanecznym korowodzie daleko poza kraw�d� Czarnego Lasu. Jednak przenikliwa melodia pomoru wywiod�a wszystkie dzieci z wioski na zboczu smoczej g�ry. Co do jednego. Jak szczuro�ap z ba�ni. Ale tego samego roku, nim spad� pierwszy �nieg, urodzi� si� Graziano. Dziecko pomoru. Wiedzia�, �e tak wo�aj� go za plecami. Pami�ta�, jak zesz�ej wiosny ciotka Isotta, kt�ra mieszka�a tu� za warsztatem Trifone, rzuci�a si� u studni na Ariann�. Pami�ta� kredow� twarz matki, stru�k� krwi, kt�ra sp�ywa�a powoli po jej policzku, gdzie ugodzi� kamie�. I krzyki ciotki Isotty, kt�ra, zanim inne kobiety odci�gn�y j� precz, nazwa�a go odmie�cem i szata�skim b�kartem. Nie rozmy�la� nad tym nadmiernie, wci�� zakrada� si� do sadu ciotki Isotty, ale nie przyjmowa� ju� od niej drobnych pocz�stunk�w - suszonych jab�ek, leszczynowych orzech�w i podp�omyk�w posmarowanych le�nym miodem. Ona te� przesta�a go zaprasza� pod okna chaty o �cianach oplecionych powojem, bluszczem i dzik� r�. Czasami wychodzi�a na wioskowy plac w przyszarza�ych wdowich sukniach, przykurczona i drobna, mamrocz�c pod nosem gniewne, niezrozumia�e s�owa. Wydawa�a si� coraz bardziej szalona i coraz bardziej podobna do Mirtilli, zaklinaczki, kt�ra �y�a samotnie na szczycie g�ry, w grocie niegdy� nale��cej do smoka. Kiedy Graziano sko�czy� dziesi�� lat, uzna�, �e jest wystarczaj�co doros�y, aby obejrze� miejsce, gdzie jego pradziad spotka� ksi�niczk� o w�osach jasnych jak s�o�ce i walczy� ze smokiem, kt�ry by� ca�y ze z�ota. Smoka nie znalaz�. Za to Mirtilla tkwi�a jak zwykle pod zeschni�tym pniem sosny ze stopami opartymi na grzbiecie �aciatej �wini, kt�ra, jak powiadano, by�a w istocie le�nym demonem uwi�zionym przez zielark� pod postaci� zwierz�cia. Starucha rozgarnia�a kijem kopiec na wp� zbutwia�ych li�ci, kt�re tli�y si� dymi�c obficie, wi�c przez chwil� wierzy�, �e zdo�a uciec niezauwa�ony. Nie zd��y�, Mirtilla podnios�a g�ow�, a jej oczy by�y ciemne i wype�nione dymem. - Uciekaj st�d, dziecko pomoru! - zawo�a�a nieoczekiwanie jasnym i czystym g�osem. - Id� precz, dziecko smoka, tutaj nie znajdziesz swego �yczenia! Ani niczego innego! Zbiega� strom� �cie�k�, oniemia�y ze strachu i z krwi� dudni�c� g�ucho w gardle, s�ysz�c za plecami gromki �miech Mirtilli i radosne pokwikiwanie �wini. Ale mo�e tylko mu si� wydawa�o. Zapad� zmierzch, gdy wreszcie odnalaz� znajom� �cie�k�, i p�na noc, zanim wypad� z lasu na otwarte pole, daleko od wioski. Powietrze by�o ch�odne, przesycone dymn� woni� chwast�w palonych na r�ysku i rzepy pieczonej w popiele. Szed� w�sk� miedz� okolon� krzewami czarnego bzu i malinowymi pn�czami, a zeschni�te badyle czepia�y si� nogawek jego spodni. J�zory lasu wciska�y si� tu g��boko w wykarczowan� przestrze� i miedza gin�a pomi�dzy zagajnikami olchy, brzozy i leszczyny. Wiotkie, m�ode ga��zki smaga�y jego ramiona, a smugi paj�czyny osiada�y na w�osach i policzkach. Graziano nie widzia� ich. Nie widzia� lisa, kt�ry znienacka wypad� na �cie�k� i uciek� w pop�ochu, zamiataj�c kurz rdzawym p�omieniem kity, ani s�w, pohukuj�cych ku niemu trwo�liwie znad skraju lasu. W uszach mia� s�owa Mirtilli, jej ostry, wysoki krzyk, w kt�rym nie by�o strachu ni zaproszenia. Ani �adnej innej z rzeczy, kt�re nauczy� si� rozpoznawa� w g�osach s�siadek, kiedy gwarzy�y z nim przy studni. By� dzieckiem urodzonym w roku czerwonej �mierci i bardzo dobrze zna� g�osy kobiet, w kt�rych komorach puste ko�yski zasnuwa�y si� warstw� py�u i goryczy. W g�osie Mirtilli nie by�o nic pr�cz szyderstwa. Dziecko pomoru. Dziecko smoka. Nie spostrzeg�, �e w zagajniku uczyni�o si� bardzo cicho. Dopiero gdy �cie�ka skr�ci�a skrajem piaszczystego �lebu i wywiod�a go zn�w na pust� przestrze�, przystan�� gwa�townie. Nie rozpoznawa� tego miejsca. Za plecami mia� ciemny obrys puszczy, kt�ra zdawa�a si� odsuwa� od dr�ki i cofa� niepewnie. Owion�� go przemo�ny zapach pio�unu, dzikiego czosnku i jeszcze czego�, czego nie umia� rozpozna�. Nieznana �cie�ka sprowadzi�a go w d�, w g��b kr�gu. Przedar� si� przez zbity g�szcz g�og�w, czarnego bzu i dzikiej r�y. Krzaki zeschni�tych malin i je�yn, tworz�ce wewn�trzny kr�g na dnie niecki, �ama�y si� z chrz�stem pod jego trzewikami. A potem zobaczy� bardzo wyra�nie niewielki, niemal niewidoczny pag�rek poza �anem trawy, kt�rej �d�b�a odchyla�y si� na zewn�trz niczym w jednym z owych zbo�owych kr�g�w, gdzie ta�cz� demony. Nic wi�cej. Tylko pag�rek u zbiegu dw�ch �cie�ek, kt�re w ksi�ycowym �wietle biela�y odkryt� �ach� piasku niczym mi�kkie podbrzusze smoka. Pio�un i badyle dziewanny pokrytej brunatn� �usk� przekwit�ych kwiat�w falowa�y lekko na szczycie pag�rka, lecz powietrze by�o ciche i nieruchome, jakby nawet wicher nie o�mieli� si� zapuszcza� tak daleko. Graziano zrozumia�, �e jest sam, �e nikt opr�cz niego - cz�owiek, czy�yk, wiewi�rka czy polna mysz - nie przekroczy kr�gu r�y, maliny i trawy. Wiedzia� dlaczego. To by�o jego w�asne miejsce. Nie jaskinia na szczycie g�ry ani uroczyska po�rodku Czarnego Lasu, tylko ten skromny pag�rek w potr�jnym kr�gu g�ogu, malin i trawy. Gdzie u�pione pod warstw� piasku i li��mi pio�unu spa�o jego �yczenie. Kiedy przykucn�� i dotkn�� ziemi palcami, us�ysza� je wyra�nie w martwej ciszy. Jego �yczenie, wro�ni�te korzeniami w serce smoka, kt�rego zabito i pogrzebano na rozstajnych drogach. �piewa�o do niego nawet wtedy, gdy jak we �nie, jak w malignie odszed� stamt�d precz i min�� s�siedzkie chaty, p�ot, furtk� i drzwi domu Trifone, ko�odzieja. Jego w�asne �yczenie utkane z matczynej opowie�ci i czar�w. Odt�d wymyka� si� w smocz� dolink�. Nie nazbyt cz�sto, bo orzechowe �renice matki zdawa�y si� �ledzi� ka�dy jego krok, czujne i niestrudzone jak oczy smoka. Graziano nie by� skryty, lecz co� podpowiada�o mu, �e t� jedn� spo�r�d wszystkich tajemnic powinien zatai�. Nie wiedzia� dlaczego. Mo�e z powodu �yczenia, a mo�e z powodu czerwonej �mierci, kt�ra wymiot�a wszystkie dzieci z wioski na zboczu smoczej g�ry. Jednak kiedy ksi�yc wisia� nisko nad polami, ci�ki i ogromny, Graziano przekrada� si� na skraj wioski. Zdarza�o si�, �e nie potrafi� odnale�� �cie�ki, zupe�nie jakby droczy�a si� z nim i ucieka�a spod st�p - w�wczas kluczy� ca�� noc po obrze�u lasu, z�y i rozgoryczony. Naprawd� nigdy nie umia� zgadn��, gdzie j� odnajdzie, czy tu� za op�otkami wioski, czy na jednej z polan, g��boko we wn�trzu Czarnego Lasu. Zazwyczaj szed� na o�lep ku ciemnemu zarysowi smoczej g�ry. To �cie�ka odnajdowa�a go pr�dzej czy p�niej. A potem siedzia� przy kraw�dzi pag�rka, w nieprzeniknionej ciszy nas�uchuj�c podziemnego szeptu. Nie, nie pr�bowa� wypowiedzie� �yczenia. Nie zastanawia� si� nawet, czym jest i czy kiedykolwiek zapragnie ukszta�towa� je w s�owa. Do��, �e �yczenie nale�a�o do niego i czeka�o ukryte tu� obok smoczego serca. Nie by�o w tym jego zas�ugi, rozumia� to bardzo dobrze, ale dopiero w kotlince os�oni�tej potr�jnym kr�giem bz�w, malin i trawy by� naprawd� szcz�liwy. Cisza otula�a go, przezroczysta jak welon i pe�na obietnic. Miesi�c po miesi�cu, rok po roku. Nic si� nie zmienia�o, ani dr�enie srebrnych listk�w pio�unu nad smoczym sercem, ani jesienna czerwie� malin w tym dziwnym miejscu na skraju Czarnego Lasu. I wydawa�o mu si�, �e ju� zawsze b�dzie tak samo. Nie by�o. Mia� niemal czterna�cie lat, jedynie najwy�sze z p�d�w malin si�ga�y wy�ej jego g�owy. Stosowny wiek, aby pow�drowa� ze stadem owiec w d� zboczem g�ry, a potem jeszcze dalej traktem przez Czarny Las, ku jarmarkom w nadmorskich miastach. Ka�dy z wie�niak�w wyrusza� cho� raz w �yciu na podobn� wypraw�, zanim si� o�eni� i osiad� na dobre w jednej z pi�ciu wiosek. Trifone opowiada� synowi o napadzie zb�jc�w po�rodku nieprzebytej puszczy, o miastach, kt�re unosz� si� na nadmorskich ska�ach jak olbrzymie bia�e chmury, o ko�cio�ach, w kt�rych sklepieniu osadzono srebrne gwiazdy i s�o�ce ze szczerego z�ota. A tak�e o w�adcy, kt�ry panowa� nad ca�ym tym obcym �wiatem z pa�acu, wi�kszego ni� targowe miasteczko u podn�a g�ry i otoczonego kr�giem ogrod�w, gdzie za wysokim murem posadzono setki r�anych krzew�w i gdzie z�otow�ose ksi�niczki przegl�da�y si� w sadzawkach z blador�owego marmuru. W�adca mia� czarn� kr�con� brod� i wielki miecz, uniesiony nad g�ow�; takim w ka�dym razie odlano go w pos�gu na wielkim placu przed naj�wietniejsz� ze �wi�ty�. Powiadano, �e kiedy� by� po prostu jednym z najemnych �o�nierzy, kt�rzy przesiadywali w nadmorskich tawernach. Nie najemnikiem, prostowa� gniewnie Trifone, ale il condottiere. I nie ma w tym �adnej ha�by, wywodzi� synowi, cho� p� miasta sp�on�o, gdy jego �o�nierze wdarli si� wreszcie przez bramy. Graziano nie s�dzi� jednak, aby naprawd� by�o to mo�liwe: w ba�niach zdarza�o si� wprawdzie, �e syn wie�niaka zdobywa� r�k� ksi�niczki, ale �aden z nich nie spali� miasta, o kt�rym powiadano, �e jest wieczne jak g�ry. Nie mia� jednak tego wszystkiego zobaczy� - ani miasta, ani morza b��kitnego jak niebo, ani spi�owego pomnika w�adcy. �aden z pasterzy nie chcia� towarzystwa dziecka pomoru w w�dr�wce na po�udnie. Nie, nie odmawiali wprost, kiedy Graziano zachodzi� do ich letnich sza�as�w wysoko na g�rskich ��kach. �uli �d�b�o trawy, mruczeli niezrozumia�e obietnice, lecz ani jeden nie zawita� o zmierzchu do chaty Trifone ko�odzieja, aby zabra� jego syna na wielk� jesienn� wypraw�. Kobiety przy studni by�y bardziej rozmowne, cho� i one szybko milk�y, gdy nadchodzi�a Arianna z dwoma glinianymi dzbanami. I to od nich dowiedzia� si�, �e w �adnej z pi�ciu wiosek na zboczach smoczej g�ry nie ma pasterza, kt�ry bezpiecznie u�o�y si� do snu obok Graziano, dziecka czerwonej �mierci. Nie sprowadz� go w d� traktem poprzez Czarny Las. Nie zaprosz� Graziano pod w�asny dach, gdzie jego uroczne spojrzenie mo�e pa�� na jedn� z ich c�rek, cho�by najbardziej kostropat� czy chrom�, i nie podziel� z nim chleba ni soli. Nigdy. Jak d�ugo s�o�ce b�dzie obraca� si� wok� smoczej g�ry. Poniewa� same narodziny Graziano by�y blu�nierstwem, a jego dotyk kala powierzchni� ziemi. Dlatego w�a�nie nie pozwol� mu odej��. Poniewa� Czarny Las jest wystarczaj�c� zapor�, aby ukry� plugastwo i zatrzyma� je z dala od ludzkich go�ci�c�w i miast z bia�ego kamienia, p�ki nie scze�nie i nie zniknie bez �ladu. Mia� niemal czterna�cie lat, a nie jest to wiek, w kt�rym ch�opcy wybuchaj� p�aczem i uciekaj� przed gromad� starych kobiet w czarnych chustach. Jednak w�a�nie tak zrobi�, nie zwa�aj�c na krzyk g�si, kt�re rozpierzch�y si� z �opotem bia�ych skrzyde�. Bieg� miedz�, ��te wyschni�te trawy zdawa�y si� chwyta� go za kostki i polne kamienie wy�lizgiwa�y si� spod st�p. A� wreszcie poprzez �zy, kt�re uparcie p�yn�y po policzkach, spostrzeg�, �e jest na �cie�ce. Na �cie�ce prowadz�cej do jego w�asnego miejsca, poza potr�jny kr�g bz�w, malin i trawy, gdzie obok serca martwego smoka spa�o jego �yczenie. Nigdy wcze�niej droga nie wyda�a mu si� r�wnie kr�tk�. Nigdy wcze�niej nie zdo�a� r�wnie pr�dko odnale�� �cie�ki. Nigdy wcze�niej nie widzia� jej za dnia. Nie zdziwi� si� nawet - ostatecznie to by�a jego �cie�ka. �cie�ka ku jego w�asnemu �yczeniu. Lato dobiega�o kresu i krzewy malin by�y ci�kie od owoc�w czerwonych jak krew i r�wnie s�odkich. Graziano rozgarn�� je niecierpliwie i przypad� do pag�rka na rozstaju dr�g. Je�li cisza sta�a si� jeszcze g��bsz�, nie us�ysza� tego. W martwym ci�kim powietrzu wyczuwa� jedynie niecierpliwo�� swego �yczenia, kt�re nazbyt d�ugo spoczywa�o pomi�dzy korzeniami pio�unu i dziewanny. Przenikliwa, wibruj�ca obietnica, kt�ra sprawi�a, �e wyrzuci� w g�r� ramiona i wykrzycza� je. W�asne �yczenie. P�niej cisza zacisn�a si�, wype�niaj�c uszy Graziano niczym g�sta ciemna woda i unosz�c echo jego s��w w g��b ziemi. Nie pami�ta� p�niej, co w�a�ciwie wo�a� stoj�c na skraju pag�rka, w kt�rym pogrzebano serce smoka. Wiedzia�, �e by�a w tych s�owach ciekawo�� bia�ego miasta nad brzegiem morza, a tak�e opowie�� o w�adcy, kt�ry siedzia� na spi�owym rumaku z nagim mieczem w d�oni, i z�otow�osa ksi�niczka z opowie�ci matki. By� mo�e jeszcze wiele innych rzeczy. Po prostu nie umia� sobie przypomnie�. Ockn�� si� z gard�em obola�ym od krzyku i oczyma pe�nymi wiruj�cej czerni, jakby zbyt d�ugo spogl�da� w s�o�ce. Podmuch wichru zaszumia� zesch�ymi li��mi malin, przygi�� krzewy czarnego bzu i dzikiej r�y tak nisko, �e wydawa�y si� k�oni� przed Graziano niczym �an zbo�a. Wysoko na niebie krzykn�a pustu�ka, a zaraz p�niej rozleg� si� jeszcze jeden krzyk. Przera�liwy krzyk mordowanej kobiety. Najemnik�w by�o niewielu. Tuzin, mo�e mniej. Dosy�. Kiedy wpad� na podw�rze, Trifone roz�upywa� g�ow� jednego z grasant�w z t� sam� dok�adno�ci�, z jak� przycina� d�bowe pniaki. Jednak od strony kom�rki nadbiega�o dw�ch innych, a koszula ojca by�a czerwona od krwi. Po sadzie nios�o si� zawodzenie ciotki Isotty. Graziano dostrzeg� j� k�tem oka, drobn� i przykurczon� w ci�kich wdowich szatach, jak wczepia si� w rudobrodego m�czyzn�, a jej palce, zakrzywione i podobne szponom pustu�ki, si�gaj� ku jego oczom. M�czyzna odepchn�� j� bez wysi�ku i Graziano wyda�o si�, �e s�yszy chrapliwy �miech, a p�niej jeszcze jedno s�owo, wypowiedziane bardziej z rozbawieniem ni� gniewem: - Suka! - D�ugi jak przedrami� sztylet zanurzy� si� we wdowich sukniach ciotki Isotty. Mia� wra�enie, �e ogl�da ich z ogromnej odleg�o�ci, jakby jaka� cz�� jego przepad�a bezpowrotnie w kopczyku, w kt�rym zachowano serce smoka. M�g� jedynie patrze�. D�wi�ki omywa�y go, niepoj�te i przy�mione, a potem znika�y bez �ladu. Jak kamie� wrzucony w g��bok�, ciemn� wod�. Siekiera Trifone zn�w opad�a i zag��bi�a si� w ramieniu wysokiego najemnika w sk�rzanym kaftanie. Ojciec potrz�sn�� g�ow� z potwornym znu�eniem i kiedy tak sta� na progu swojego domu nad cia�ami czterech martwych najemnik�w, wyda� si� Graziano podobny jednemu z owych gigant�w, kt�rzy dawnymi czasy w�drowali po g�rskich szczytach i wygra�ali poga�skim bogom. Jednak wra�enie zaraz znikn�o bez �ladu. Trifone rozpaczliwie szarpn�� siekier�, lecz ostrze trzyma�o mocno, zaklinowane mi�dzy ko��mi. A Graziano sta� i patrzy�. - Graziano - rozleg�o si� tu� za nim. Tak cicho, �e prawie jej nie us�ysza�. �e prawie si� do niej nie odwr�ci�. Jednak by�a tylko jedna osoba, kt�ra potrafi�a wypowiada� jego imi� w ten spos�b - jak modlitw�, jak sum� wszystkich pragnie� i wszystkich smutk�w. Jego matka. Dziwne, ale dopiero w tej chwili dostrzeg�, jak bardzo zmala�a i wyblak�a przez ostatnie lata. Tylko oczy w pomarszczonej, zapad�ej twarzy wci�� by�y barwy orzech�w. Rozchyli�a usta, lecz zanim wypowiedzia�a to s�owo, wyczyta� je z ruchu jej warg. - �yczenie? Nie zd��y� odpowiedzie�. Ostrze miecza napatnika rozb�ys�o nad g�ow� matki i zatoczy�o kr�tki, oszcz�dny �uk - elegancja tego ruchu uderzy�a Graziano prosto w serce. Kropelki krwi opad�y na jego koszul� z niebielonego p��tna jak gar�� malin i ba�ka ciszy p�k�a wreszcie w jego uszach, zast�piona przez co�, czego nie rozumia�. P�niej jego ludzie nazwali to t�tnem smoka, szale�cz� smocz� furi�, kt�ra ogarnia�a go podczas bitwy. Tym razem jednak by�o zbyt p�no. Zbyt p�no, aby ocali� kt�rekolwiek z bliskich, poniewa� Trifone powoli osun�� si� i przykl�k� na jedno kolano, ze zdumieniem spogl�daj�c na syna. I to by�a ostatnia rzecz, kt�r� Graziano zapami�ta� z tamtej walki. Kiedy sko�czy�, w r�ku wci�� mia� prosty �o�nierski miecz, podniesiony spod p�otu. I kiedy szed� przez wiosk�, w kt�rej ani jeden z najemnik�w nie pozosta� �ywy, wie�niacy pospiesznie kryli si� na swoich podw�rzach i zatrzaskiwali drewniane okiennice. Nie widzia� ich. Nie widzia� te� �cie�ki, kt�ra tego ranka doprowadzi�a do wzg�rka na rozstajnych drogach z �atwo�ci�, kt�ra by�a zdrad�. Teraz jednak nie potrzebowa� ju� �cie�ki, bowiem �yczenie prowadzi�o go na prze�aj, poprzez pole pokryte ostrym �cierniskiem i kolczaste zaro�la miedz. A� do trzech kr�g�w, kt�re strzeg�y serca smoka. Pojedynczym zamachem �ci�� pio�un i wysokie s�upy dziewanny, a potem zag��bi� ostrze w ziemi. Wyda�o mu si�, �e malinowe chaszcze zaszumia�y gro�nie, a pag�rek zadr�a� niczym ranne zwierz� i spr�bowa� wysun�� si� spod jego kolan, ale smok by� martwy i nie m�g� go powstrzyma�. Nawet wtedy, gdy �elazne ostrze z�ama�o si� w d�oniach Graziano na ostrym kamieniu. Opad� na kolana nad smocz� mogi��, tn�c ziemi� poszczerbionym brzeszczotem i dr�c j� pazurami, a� wreszcie zobaczy� ko�ci. Pod pag�rkiem nie by�o smoka. Nawet najmniejszej �uski mieni�cej si� z�otem. Nie mog�a by� od niego wiele starsza. Drobna dziewczyna, kt�rej twarz sta�a si� nag� czaszk�, z d�o�mi ciasno splecionymi na piersi i zaci�ni�tymi wok� r�koje�ci miecza. Le�a�a na boku, skulona, z podci�gni�tymi nogami jak u�pione dziecko. Przez chwil� wyda�o si� Graziano, �e s�o�ce wydobywa z brunatnej darni z�ote pasma jej w�os�w. Ale to jedynie z�udzenie. Nie by�o z�otych w�os�w, tylko w�owy splot kr�g�w, kt�ry otacza� j� niczym poszczerbiony, z�baty owal. I pojedynczy czerwony kamie�, kt�ry po�yskiwa� w r�koje�ci miecza, a r�koje�� mia�a kszta�t smoczej g�owy. - Nawet teraz nie rozumiesz - powiedzia�a Mirtilla. Zaklinaczka sta�a nad do�em z nar�czem chrustu na plecach, wsparta na grubym kiju. Graziano poderwa� si�, a smoczy miecz jakim� sposobem znalaz� si� w jego d�oni, lekki i idealnie wywa�ony. - Mo�esz mnie zabi� - �piewnie powiedzia�a zaklinaczka. - Och, wiem, �e mo�esz. Mo�esz wiele rzeczy, dziecko smoka, ale s�owa zosta�y wypowiedziane i nie zdo�asz powstrzyma� swojego �yczenia. I nie rozumiesz. Nawet teraz. - Ale ty mi powiesz - odezwa� si� chrapliwie i poruszy� mieczem tak, aby s�o�ce zapali�o czerwone iskry w g��bi klejnotu. - Powiem, czy zmilcz� - wzruszy�a ramionami Mirtilla. - Jakie� to teraz ma znaczenie? Wypowiedzia�e� �yczenie, dziecko Arianny, kt�ra uczyni�a tak samo pi�tna�cie lat temu, sprowadzaj�c na nas czerwon� �mier� i rozpacz. Zawsze tak robimy. Na koniec ulegamy smokowi. I tracimy. Tracimy wszystko, co kochamy, poniewa� smocze �yczenie jest zawsze samolubne i niesk�onne do mi�osierdzia. - Opowiedz mi o smoku! - za��da� niecierpliwie. Wargi Mirtilli wykrzywi�y si� w szyderczym u�miechu. - To by�o dawno, dawno temu. W sercu g�ry mieszka� smok o z�otych �uskach. I by�a tak�e ksi�niczka o w�osach z�otych jak s�o�ce. A czasami ksi�niczka zmienia�a si� w z�ocistego smoka i frun�a w d� g�ry, ku pi�ciu wioskom, kt�re nale�a�y do niej i kt�re ogarnia�a wzrokiem smoczej �renicy - Mirtilla roze�mia�a si�, widz�c jego przera�enie. - W�a�nie tak! Smok uwi�ziony pod postaci� dziewczyny, poniewa� by�a okrutniejsza od smoka i bardziej jeszcze szalona. Wie�niacy obawiali si� jej mocniej ni� �mierci, mocniej ni� samego boga na niebosk�onie, poniewa� by�a bli�sza i bardziej bezduszna. I pi�kniejsza - g�os dziewczyny przypomina� srebrne dzwoneczki, oczy za� mieni�y si� wszystkimi kolorami t�czy. Wi�c kiedy wreszcie wie�niacy postanowili j� zabi� i kiedy zranili j� w podziemnych grotach, zdo�a�a im si� wymkn�� pod postaci� smoka i wype�zn�� na jasne s�o�ce. By�a zbyt s�aba, by ulecie� w niebo, zbyt s�aba, by wybuchn�� p�omieniem i ukara� ich za zdrad�. Mog�a jednak odmieni� si� w dziewczyn�, w dziewczyn� o w�osach z�otych jak ogie�. Co uczyni�a. - Nie wierz� ci. - Niepotrzebna mi twoja wiara! - prychn�a Mirtilla. - Niczego od ciebie nie potrzebuj�, a poza tym ju� wypowiedzia�e� �yczenie i nie mo�esz mnie odes�a� pust� gro�b�. - Ale mog� ci� zabi� mieczem - zauwa�y� sucho. - Tak samo jak m�j pradziad zabi� smoka. - Tw�j pradziad nie dotkn�� go nawet! - za�mia�a si� zielarka. - Tak, g�os ksi�niczki odnalaz� pasterza pomi�dzy stadem owiec, by� bowiem zbyt tch�rzliwy, by do��czy� do tych, kt�rzy poszli w g��b g�ry na poszukiwanie smoka. Jej �piew opl�t� go cienk� srebrn� nitk� i doprowadzi� po zboczu g�ry a� do miejsca, gdzie le�a�a z pasmami z�otych w�os�w rozrzuconymi na szarej skale. Nawet wtedy by�a pi�kna, pi�kniejsza od wszystkiego, co widzia� w kr�tkim �yciu, ale jej suknia by�a sztywna od krwi i �ycie uchodzi�o z niej z ka�dym oddechem. Wci�� jednak mog�a ocale�, potrzebowa�a jedynie �wie�ej krwi z jego owiec, krwi, wody i mi�sa, aby smok w niej m�g� nabra� si� i odlecie�. Wi�c podarowa�a mu miecz uczyniony ze smoczego metalu i obieca�a spe�ni� jego �yczenie. Jedno jedyne �yczenie, czymkolwiek si� oka�e, i tchn�a mu w twarz trzy magiczne s�owa, kt�re by�y obietnic� i smocz� magi�, a magia smoka jest pot�niejsza od wszystkich innych. A on przysi�g�, �e jej nie opu�ci i �e przyprowadzi owce, ca�y kierdel, je�li to mo�e j� uzdrowi�. Graziano zacisn�� z�by - teraz potrafi� ju� odgadn�� koniec opowie�ci. Jednak Mirtilla nie zamierza�a przerwa�. - Pobieg� zboczem w d� g�ry, jakby sama �mier� nast�powa�a mu na pi�ty. - I pozostawi� j�, by umar�a - powiedzia� gniewnie Graziano. - Czy tak, wied�mo? - Nie! - roze�mia�a si� Mirtilla. - Nie, dziecko pomoru. Powr�ci�. Powr�ci� do niej, kiedy s�o�ce kry�o si� za zboczem g�ry, czerwone i ci�kie od smoczej krwi. Powr�ci� z gromad� wie�niak�w uzbrojonych w siekiery, no�e i kije. Nie mog�a si� broni�, by�a drobn� dziewczyn� o w�osach z�otych jak s�o�ce i nie zdo�a�a przywo�a� smoka. Nie potrafi�a si� odmieni�, wi�c zabili j� na szczycie g�ry, a potem pogrzebali na rozstajnych drogach, w tajemnym miejscu. A pasterz wraz z ni� pochowa� miecz, poniewa� nie chcia�, aby kt�rykolwiek z ziomk�w wiedzia� o podarunku. Nie umia� jednak zapomnie� o �yczeniu. - Poniewa� �yczenie by�o prawdziwe. - Smok nie zna k�amstwa - Mirtilla zmru�y�a oczy. - Nie na ludzki spos�b. Smok jedynie rozumie tajemnice ludzkich serc, a jego obietnice s� niebezpieczniejsze ni� ostrze miecza i bardziej �mierciono�ne. Dlatego pasterz nie zapomnia� o �yczeniu. O swoim w�asnym �yczeniu, kt�re �piewa�o mu w krwi, p�ki wreszcie nie wypowiedzia� go nad mogi�� smoka. Tak samo jak uczyni�a twoja matka. Jak czyni ka�de z nas. - Czego pragn�a moja matka? - zapyta�, znaj�c odpowied�. - Syna - odpowiedzia�a Mirtilla bez chwili zw�oki. - Pragn�a syna, kt�ry b�dzie mia� oczy niebieskie jak niebo i ramiona silne jak Trifone. Poniewa� kocha�a go ca�ym sercem, a �adna c�rka nie mo�e wype�ni� pustki w sercu m�czyzny. Tak jej si� wydawa�o. Wi�c posz�a na rozstajne drogi, gdzie pochowano smoka, i wypowiedzia�a �yczenie, przywo�uj�c czerwon� �mier� i rozpacz. Smok dotrzymuje s�owa, lecz nie jest mi�osierny. - Sk�d wiesz, stara wied�mo? Sk�d tyle wiesz o smokach, �yczeniach i mojej matce? - zapyta� z�owrogo Graziano, a miecz w jego d�oni zdawa� si� wibrowa�, kamie� osadzony w jelcu b�yszcza� niczym kropla krwi. - Poniewa�... - zawaha�a si� i pierwszy raz zobaczy� w jej twarzy jeszcze co� pr�cz szyderstwa. - Poniewa� by�a kiedy� dziewczyna, kt�ra mia�a orzechowe oczy jak Arianna i krok tak lekki, �e �d�b�a trawy nie ugina�y si� pod jej stopami. Ta�czy�a pomi�dzy trzema kr�gami bz�w, malin i trawy, wok� mogi�y, gdzie jej ojciec pogrzeba� dziewczyn�, kt�ra by�a smokiem uwi�zionym w ciele kobiety, a smocze �yczenie szepta�o do niej spod darni i korzeni pio�unu. Tak d�ugo, a� je wreszcie wypowiedzia�a. Bo tylko w tamtym miejscu, ukrytym poza potr�jnym kr�giem bz�w, malin i trawy, by�a naprawd� wolna. Nie nale�a�a do �adnego z nich. Ani do ojca, kt�ry niemieszanym winem rozcie�cza� pami�� o z�otow�osej ksi�niczce i o tym, jak p�cherzyki krwi rozkwita�y na jej wargach, kiedy zacz�y na ni� spada� ch�opskie pa�ki i kije. Ani do matki, kt�ra my�la�a jedynie o tym, by wyprawi� c�rk� z domu. Ani do Matteo, bednarza, kt�ry by� od niej po dwakro� starszy, lecz wystarczaj�co zasobny, by po�lubi� najpi�kniejsz� dziewczyn� z wioski. Wi�c wypowiedzia�a �yczenie, aby mog�a pozosta� tu na zawsze! - Mirtilla zanios�a si� pos�pnym chrapliwym �miechem. - A smok j� wys�ucha�. Co do joty. - Kim ty jeste�? - zapyta� ze strachem Graziano. - Czy jeste� moj� babk�? - Nie - Mirtilla unios�a nieznacznie brwi. - Twoja babka by�a siln� kobiet� i nigdy nie uleg�a smokowi, lecz na ko�cu i j� zdo�a� dosi�gn��. Poprzez Ariann�, kt�ra tak bardzo pragn�a syna, �e sprowadzi�a pom�r i utraci�a wszystko, co kocha�a. Matk�, cztery c�rki, a tak�e m�a, bo Trifone us�ysza� opowie�� o smoczym sercu i o �yczeniu i nie potrafi� jej p�niej kocha�. Wszystkich, opr�cz swej szalonej ciotki, kt�ra r�wnie� kiedy� wypowiedzia�a �yczenia i kt�ra pozostanie tutaj na zawsze. - Na zawsze? - powt�rzy� bezmy�lnie. - Na zawsze? - Smok nie pozwala mi umrze� - wyja�ni�a sucho. - Sp�ta�am si� w�asnym �yczeniem i pr�dzej g�ry si� rozsypi� w py� i rzeki wyschn�, ni�li smok zwr�ci mi wolno��. Zna moj� krew, krew cz�owieka, kt�ry zdradzi� go dotkliwiej ni� wszyscy inni, a smok nie wybacza. Wi�c b�d� tu na zawsze, stra�niczka smoka i jego niewolnica. Tak d�ugo, p�ki sama nie odbior� sobie �ycia. Ale tego nie uczyni� - u�miechn�a si� w�skimi, bladymi wargami - poniewa� w�wczas smok wygra�by na dobre. - Nigdy wi�cej nie b�dzie smoka! - wykrzykn�� Graziano, a potem uni�s� miecz i uderzy� prosto w czaszk� dziewczyny, kt�ra by�a smokiem. Ko�� p�k�a z chrz�stem i rozsypa�a si� na drobne bia�e drzazgi. A palce Graziano pasowa�y do r�koje�ci miecza, jakby przez ca�e �ycie uk�ada�y si� w�a�nie do tego kszta�tu, wi�c uderzy� jeszcze raz. Siek� i r�ba� ko�ci dziewczyny, kt�ra by�a smokiem, potem za� to, co zdawa�o si� zarysem jej prawdziwej postaci - brunatne, na wp� spr�chnia�e kr�gi i d�ugie, w�skie ko�ci skrzyde�. Mirtilla nie przerywa�a mu. Dopiero gdy znieruchomia�, zadyszany, spyta�a cicho: - Czy s�dzisz, �e to wystarczy? �e zdo�asz j� powstrzyma�? Miecz drgn�� w jego palcach i poderwa� si� do g�ry. Ostrze wibrowa�o nagl�co, niecierpliwie i wyda�o mu si�, �e zna pow�d - miecz rozpozna� smoka, lecz martwe ko�ci nie mog�y ugasi� jego pragnienia. Nie zamierza� jednak pozwoli�, aby miecz zaw�adn�� nim tak samo, jak wcze�niej uczyni� to smok. Nie zamierza� zabi� tej kobiety. - Tak - powiedzia�, opuszczaj�c ostrze na ostatni� z bia�ych ko�ci. - S�dz�, �e to wystarczy. Nie b�dzie wi�cej smoka. P�niej odszed�, cho� czu� na plecach jej wzrok i wiedzia�, �e wci�� tam stoi, z d�ugimi siwymi w�osami, w kt�rych tkwi�y drobne ga��zki i suche malinowe li�cie, wsparta o d�bowy kostur i z wi�zk� chrustu na plecach. Smoczy miecz �piewa� w jego d�oni. W trzydzie�ci lat p�niej Guerrino z Bosconegro, kt�ry kiedy� nosi� imi� Graziano, ale nie pami�ta� o tym nikt, pr�cz niego, sta� oparty o marmurowe okno i patrzy�, jak Filiberto rzuca si� w niespokojnym, gor�czkowym majaku. Jasne w�osy ch�opca by�y zlepione i mokre od potu, suche, rozwarte usta z wysi�kiem chwyta�y powietrze. S�o�ce zachodzi�o, k�ad�c z�ote cienie na spokojnych falach portu, a jego syn umiera�. Byli sami. Odes�a� doktor�w, kt�rzy szarpali siwe brody i umykali spojrzeniem, niezdolni nazwa� choroby i ukry� strachu przed w�adc�, kt�ry w�a�nie traci� jedynego syna. Odes�a� te� s�u�ebne, ksi�dza, a nawet Fiorell�, kt�ra sama wydawa�a si� dzieckiem, kiedy z d�o�mi z�o�onymi do modlitwy kl�cza�a u pos�ania ich syna, drobna i z�otow�osa. Nie widzia� jednak jej twarzy i nie s�dzi�, aby istotnie si� modli�a. W swym niespe�na dwudziestojednoletnim �yciu Fiorella zd��y�a si� ju� nauczy�, �e b�g nie zawsze wys�uchuje modlitw. Fiorella uk�oni�a si� przed nim a� do ziemi i wysz�a z komnaty, a jej twarz by�a bardzo pi�kna i nieruchoma jak kamea. Jak w�wczas, gdy prowadzi� j� g��wn� naw� katedry, aby uczyni� j� swoj� ma��onk�, a ludzie rzucali im pod stopy bia�e kwiaty. Tej samej katedry, gdzie na darmo szuka�a schronienia po tym, jak najemnicy Guerrino zdobywali kolejne bramy miasta jej ojca. W ciemnej sukni i welonie mniszki sta�a przed o�tarzem katedry, kiedy Guerrino z Bosconegro szed� pomi�dzy kolumnami i martwi �wi�ci spogl�dali na ni� z trosk� na kamiennych obliczach. Potem za� kondotier jednym szarpni�ciem zerwa� z niej mnisi welon i jej w�osy rozsypa�y si� jak z�ota prz�dza, poniewa� by�a ksi�niczk�, a c�rki pokonanych w�adc�w nie mog� si� ukry� za klasztorn� furt�. Nawet przed zab�jc� w�asnego ojca. Nawet je�li bardzo tego pragn�. Jej oczy by�y jak po�udniowe morze, b��kitne i nieodgadnione. Czasami wydawa�o mu si�, �e kiedy� umia�by si�gn�� pod ich powierzchni�. Gdyby spotka� j� wcze�niej. Zanim min�o trzydzie�ci lat od dnia, gdy pewien ch�opiec podni�s� si� znad pag�rka, w kt�rym pochowano serce smoka, i zszed� le�nym traktem ku nadmorskim miastom. Zanim zaci�gn�� si� do kompanii Pasquale zwanego Nied�wiedziem, kt�ry ka�dej wiosny najmowa� si� na s�u�b� innego ksi�cia z bia�ych miast p�wyspu i zdradza� go, nim nasta�y mrozy, a� wreszcie zdech� od w��czni ci�ni�tej przez zwyczajnego ch�opa. Zanim Guerrino poprowadzi� jego ludzi po zmarzni�tym b�ocie Campo di Lupo, otwieraj�c im drog� ku pi�ciu nadmorskim miastom, po jednym za ka�d� z wiosek, kt�re zostawi� na zboczach smoczej g�ry. A� do wielkiego placu, gdzie sta� spi�owy pomnik kondotiera, kt�ry nie by� cz�owiekiem nikczemnym ni ma�ym, wi�c wyszed� mu naprzeciw. Walczyli na brzegu marmurowej sadzawki, ale w przejrzystej wodzie nie odbija�a si� �adna z tych rzeczy, o kt�rej �piewaj� pie�niarze, tylko siwobrody starzec w srebrnej zbroi i kondotier, kt�ry w pierwszym zwarciu rozp�ata� mu bok smoczym mieczem. Mieszczanie wiwatowali i rzucali kwiaty z okien kamiennych dom�w, zupe�nie jak czterdzie�ci lat wcze�niej. P�niej za� Guerrino z Bosconegro poszed� pod bram� katedry. Uderzy� w ni� mieczem, na kt�rym nie obesch�a jeszcze krew starego w�adcy, i wrota rozwar�y si� bez chwili zw�oki. Wszyscy na p�wyspie znali t� opowie��. Nie wiedzieli jednak, �e jedyny syn Guerrino z Bosconegro umiera� w�a�nie tego popo�udnia. Filiberto poruszy� si� s�abo i otworzy� oczy: jego wargi by�y pop�kane od gor�czki, lecz u�miechn�� si� do ojca i spr�bowa� unie�� g�ow�. Guerrino usiad� przy nim i niezgrabnie poprawi� poduszki: Fiorella robi�a to znacznie zr�czniej, lecz w tej chwili nie chcia� patrze�, jak w�skie patrycjuszowskie nozdrza jego �ony rozchylaj� si� z odrazy, gdy ich d�onie stykaj� si� omy�kowo nad pos�aniem dziecka. - Opowiedz mi histori� - za��da� ch�opiec, a jego g�os niemal nikn�� w krzyku mew kr���cych wok� wie�y. Guerrino odgarn�� w�osy z jego czo�a. Usi�owa� sobie przypomnie�, ale �adna z opowie�ci bard�w nie nale�a�a do tej komnaty, najwy�szej z pa�acowych komnat. Rozkaza� zanie�� tu Filiberto, kiedy sta�o si� ju� zupe�nie jasne, �e medycy nie zdo�aj� go ocali�. Wok� nich by�o tylko niebo i bia�e smugi mew, kt�re wirowa�y z ostrym krzykiem. Nie umia� uwierzy�, �e to si� w�a�nie tak ko�czy. - To by�o dawno, dawno temu - powiedzia� wreszcie. - Zanim panowie pobudowali w dolinach wie�e z bia�ego kamienia i nim wyr�bano pierwszy trakt pomi�dzy uroczyskami Czarnego Lasu. Ju� w�wczas by�o pi�� wiosek na obu stokach g�ry, a w samym jej sercu by�o co� jeszcze. Smok o z�otych skrzyd�ach i �renicy, si�gaj�cej w g��b ludzkiej duszy... Wydawa�o mu si�, �e z ka�dym s�owem oczy Filiberto staj� si� coraz bardziej niebieskie, a z jego policzk�w ust�puje gor�czkowa czerwie�, wi�c opowiada� mu o z�oto�uskim smoku, kt�ry mieszka� w g��bi g�ry, daleko st�d, i o ksi�niczce, kt�rej w�osy by�y z�ote jak ogie�. M�wi� tak d�ugo, �e niebo �ciemnia�o i w morzu zacz�y si� odbija� pierwsze gwiazdy. Zupe�nie jakby m�g� zatrzyma� Filiberto przy sobie, przynajmniej dop�ki nie doko�czy opowie�ci. Jednak w�a�nie tak si� sta�o. - �yczenie? - spyta� wreszcie ch�opiec. - Moje w�asne �yczenie? - Tylko twoje - odpowiedzia� Guerrino z Bosconegro, kt�ry by� ksi�ciem pi�ciu miast z bia�ego kamienia, lecz nie potrafi� powstrzyma� wiosennej gor�czki. Filiberto roze�mia� si� pogodnym, dzieci�cym �miechem. A p�niej je wypowiedzia�. Jego w�asne �yczenie. Guerrino z Bosconegro us�ysza� jeszcze krzyki i szcz�k mieczy na wysokich, kr�conych schodach, kt�re prowadzi�y do komnaty na wie�y. I wiedzia� wreszcie, co by�o ukryte na dnie oczu Fiorelli. A poniewa� r�wnie� nie by� cz�owiekiem nikczemnym ani ma�ym, wyci�gn�� miecz o r�koje�ci zwie�czonej g�ow� smoka i stan�� w drzwiach. Anna Brzezi�ska ANNA BRZEZI�SKA Urodzi�a si� w 1971 r. w Opolu. Mediawistka po Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i Central European University. Jako fantastka debiutowa�a jesieni� '98 w �p. "Magii i Mieczu" opowiadaniem "A kocha� j�, �e strach", za kt�re dosta�a nagrod� Zajdla na warszawskim Polconie 1999. Drug� nagrod� imienia Janusza A. przynios�a Brzezi�skiej powie�� fantasy "�mijowa harfa" (SuperNOWA 2000). W tak zwanym mi�dzyczasie ukaza� si� jeszcze jej "Zb�jecki go�ciniec" (SuperNOWA 1999), a od grudnia 2002 podbija Brzezi�ska rynek "Opowie�ciami z Wil�y�skiej Doliny" opublikowanymi przez wydawnictwo Runa. (mp)