4737

Szczegóły
Tytuł 4737
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4737 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4737 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4737 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anna Brzezi�ska Kot Wied�my Kot Wied�my z lubo�ci� wygrzewa�a si� w wiosennym s�onku na brzozowych polanach, nar�banych onegdaj przez wioskowego g�upka i u�o�onych w zgrabny stosik za tyln� �cian� drewutni. Drwa na opa� by�y jednym ze zwyczajowych serwitut�w Babuni Jag�dki i wie�niacy nie pozwalali sobie w tym wzgl�dzie na �adn� opiesza�o��, zzi�bni�ta wied�ma stawa�a si� bowiem nader pop�dliwa i potrafi�a zes�a� mszyce na kapust� albo paskudne liszaje, nim jeszcze �ar na palenisku ostyg� na dobre. Jednak Kot Wied�my znacznie bardziej ceni�a sobie �wie�� �mietank�, kt�ra cudownym sposobem pojawia�a si� przed brzaskiem na przyzbie w czy�ciutkim skopku. Tutaj Kot Wied�my obliza�a si� na wspomnienie kremowej pyszno�ci, wzbudzaj�c nie lada pop�och w�r�d podw�rzowego ptactwa. Stadko kurek pierzch�o ze �cie�ki z dono�nym gdakaniem, kogut za� o cokolwiek wyskubanym ogonie (Babunia czasem potrzebowa�a czarnego pierza do rozmaitych czarownych receptur) podfrun�� na szczyt gumna i pocz�� nieobowi�zuj�co skuba� dziobem pi�ra. Kot Wied�my nawet nie drgn�a. Szcz�kanie z�bami na ptactwo by�o poni�ej jej godno�ci, szczeg�lnie �e ostatnimi czasy Babunia zrobi�a si� okrutnie pop�dliwa i obla�a Kota Wied�my wod� ze studni za zaduszenie g�si. A Kot Wied�my bardzo nie lubi�a wody, postanowi�a wi�c trzyma� si� z daleka od domowego drobiu, p�ki Babunia nie popadnie w przychylniejszy nastr�j. Zreszt� zawsze mog�a si� wybra� w go�cin� do wioski. Z lubo�ci� wspomnia�a sobie gromadk� zdzicza�ych zielonon�ek, co wci�� gnie�dzi�y si� w ruinach folwarku w�adyki, cudem unikn�wszy garnk�w wyg�odzonego ch�opstwa. Na razie jednak zwin�a si� cia�niej i z gracj� u�o�y�a pyszczek na tylnej �apie. Po zmierzchu wioska wydawa�a si� jej o wiele ciekawsza, a i wie�niacy wrzeszczeli dono�niej, kiedy skaka�a im znienacka na karki z ga��zi przydro�nych gruszy. A najg�o�niej dar�a si� piegowata dojarka, kt�ra co rano przychodzi�a do obej�cia Babuni Jag�dki ze skopkiem �mietanki. Co tu du�o kry�, Kot Wied�my by�a zwierz�tkiem dorodnym i obdarzonym �ajdack� fizjonomi�. Z daleka wygl�da�a jak k��b sko�tunionego ry�ego futra - co� w rodzaju mocno wy�wiechtanych resztek starej ko�lej sk�ry, kt�r� od lat wymiatano brudy z k�t�w chaty. Kiedy cz�ek jednak podszed� bli�ej, w owym k��bie futra otwiera�o si� dwoje w�ciek�ych, czerwonawych �lepi, a pojedyncze fukni�cie potrafi�o osadzi� intruza w p� kroku. Nie, Kot Wied�my nie nale�a�a do tych licznych przyjaznych zwierz�tek, kt�re pieszczono na pa�skich dworach i wyczesywano starannie srebrnymi grzebykami. Zwyczaj wymaga�, aby wied�ma mia�a swojego pomocnika, wi�c Babunia Jag�dka dba�a, �eby w domu gnie�dzi�o si� kocisko. Tak si� jednak z�o�y�o, �e jaki� czas temu jej dawny kocur - wielka wylinia�a bestia o po��k�ych ze staro�ci k�ach - zakrad� si� nieopatrznie do obozowiska grasant�w, co obozowali chy�kiem w dolince nieopodal. Niestety, zb�jcy nie mieli nale�ytego szacunku dla miejscowych znakomito�ci i przydybawszy kocura przy resztkach w�dzonego baraniego ud�ca, ut�ukli go na miejscu halabard�. Babunia Jag�dka zadba�a wprawdzie, aby z�oczy�com jeszcze tego samego wieczora �by si� porozp�ka�y jako gliniane garnczki, ale kocurze �cierwo �adnym sposobem nie dawa�o si� o�ywi� - co Babunia uzna�a poniek�d za wyraz po�miertnej z�o�liwo�ci, bo nie lubi�a zmian i przywyk�a do ry�ego kocura tak dalece, �e nie szcz�dzi�a mu przywracaj�cych m�odo�� eliksir�w. Nim jednak przeszed� miesi�c, wybra�a si� do targowego miasta gwoli odnowienia zapasu ja�owc�wki. �e za� czasy by�y szumne i burzliwe, postanowi�a przylgn�� na popas w klasztornych stajniach. Spokojnie przesz�a przez dziedziniec, cokolwiek zdziwiona, �e nie widzi nigdzie pacho�k�w, zwin�a kilka ul�ga�ek, u�o�onych r�wniutko w starym koszu. Zamierza�a si� w�a�nie umo�ci� wygodnie pod ko�sk� derk�, kiedy z poprzecznej belki spad�o na� kud�ate, prychaj�ce w�ciekle stworzenie - i, nim Babunia zdo�a�a skleci� najprostszy czar, przeora�o jej pazurami policzek. Chwil� p�niej przypatrywa�y si� sobie uwa�nie: Babunia z krwi� sp�ywaj�c� po twarzy drobnymi stru�kami i Kot Wied�my, kt�ra wi�a si� i prycha�a zaciekle w jej u�cisku. Wreszcie Babunia fukn�a, jeden raz, ale tak, �e Kot Wied�my, kt�ra mia�a sw�j rozum, ucich�a w jednej chwili. �ysn�a na boki czerwonawymi �lepiami, kiedy twarz Babuni przybli�y�a si� tak blisko, �e nos z nieodzown� kapk� niemal dotkn�� jej pyszczka. Kot Wied�my poczu�a przelotn� ochot�, �eby zasycze� prosto w to pomarszczone oblicze, ale co� podpowiada�o jej, �e nie jest to najlepszy pomys�. Obliza�a si� tylko nerwowo i napi�a mi�nie, zdecydowana jak najszybciej ucieka� od tego dziwacznego rodzaju koniucha, kt�ry kpi� sobie z jej w�ciek�o�ci. Babunia Jag�dka spod przymru�onych powiek przypatrywa�a si� zdobyczy, szacuj�c w�ciek�e, �yskaj�ce po bokach �lepia, rysie k�pki w�osia na stulonych gniewnie uszach i ciche warczenie, kt�re dobywa�o si� z gard�a zwierz�cia. Potem ostro�nie zwolni�a u�cisk. Zamiast ucieka�, kocica z wyra�n� uciech� zatopi�a k�y w Babcinym kciuku. Nie by�a rzecz �atwa, bo Babunia rusza�a si� zwinnie jak jaszczurka, lecz teraz zdo�a�a pochwyci� jedynie koniuszek ry�ego ogona. Kot Wied�my zasycza�a gniewnie na podobn� zniewag�, smyrgn�a w bok, wygi�a si� w powietrzu i odwr�ci�a niby fryga z rozcapierzonymi pazurami; jej sko�tunione, marchewkowe futerko stan�o d�ba, z oczu strzela�y iskry. Zazwyczaj tylko straszy�a pacho�k�w i obsikiwa�a im przyodziewek, kiedy swawolili po stodo�ach z dziewkami kuchennymi, ale teraz mierzy�a prosto w gard�o. Chcia�a zabi�, chcia�a poczu� krew tego bezczelnego stworzenia, kt�re o�mieli�o si� wyzwa� kocic� w jej w�asnej stajni. Tamtego wieczoru Kot Wied�my nauczy�a si� jednej rzeczy - wied�my nie nale�y irytowa� bez wzgl�du na to, jak krucho, staro i niezgrabnie wygl�da. Konkretnie przekona�a si� o tym w chwili, kiedy Babunia, kt�ra przytomnie nie wypu�ci�a z d�oni kociego ogona, wyr�n�a ni� pot�nie w podtrzymuj�c� strop belk�. Zako�czywszy zwyci�sko utarczk�, bez ceremonii zapakowa�a zwierz� do wiklinowego koszyka, dla pewno�ci obwi�zuj�c wieko sznurkiem. Potem u�o�y�a si� wygodnie na sianie, okr�ci�a ko�sk� derk� i zasn�a, uko�ysana dobywaj�cymi si� z koszyka pe�nymi furii pomrukami. By�a zadowolona jako rzadko. W�r�d wymizerowanych wioskowych kocur�w nie trafia� si� podobny szata�ski pomiot i zazwyczaj musia�a niema�o czasu zmitr�y�, nim zwierzak naby� do�� sprytu i z�o�liwo�ci, by pe�ni� trudn� s�u�b� wied�miego pomocnika. A tamtej jesieni Babunia mia�a do�� innych zaj��. Kot Wied�my nigdy wi�cej nie rzuci�a si� na Babuni� Jag�dk�. Nawet w�wczas, gdy odkry�a, �e urok nie pozwala jej uciec z Wil�y�skiej Doliny i cho�by ca�ymi nocami w��czy�a si� po g�rach, o �wicie nieodmiennie powr�ci z�achana na pr�g Babcinej chatki. Wiedzia�a, �e wied�ma jest od niej wi�ksza, silniejsza i bardziej z�o�liwa. Nauczy�a si� darzy� j� rodzajem niech�tnego szacunku i zazwyczaj nie wchodzi�y sobie w drog�. Za to wszelkie inne stworzenia, nie wy��czaj�c wie�niak�w i koz��w, kt�re od czasu do czasu pojawia�y si� w obej�ciu, prze�ladowa�a i dr�czy�a bez �adnego mi�osierdzia. Ostatecznie by�a Kotem Wied�my i zna�a swoje obowi�zki. Siadywa�y z Babuni� Jag�dk� w przeciwleg�ych k�tach izby - wied�ma na wilklinowym fotelu wy�o�onym poduszk� ze sp�owia�ego szkar�atnego aksamitu, kocica na piecu, na dywaniku splecionym z we�nianych ga�gank�w. Ogie� trzaska� w palenisku, a ich czujne, przymru�one �lepia spotyka�y si� czasem nad p�omieniami i szacowa�y bacznie. W pewien spos�b by�y do siebie podobne, obie brudne, wredne i niech�tne obcym. Babunia czu�a nawet swoist� dum�, kiedy odkrywa�a w piwniczce �cierwo kolejnego bazyliszka zakopcowanego na okoliczno�� srogiej zimy albo potyka�a si� o trzy ogniowe koboldy z ukr�conymi �bami, niczym myszy u�o�one na progu w zgrabnym rz�dzie. Lubi�a, gdy po�rodku nocy budzi� j� p�aczliwy skowyt wioskowego psa, czy wrzask z�odzieja, kt�ry nieopatrznie zap�dzi� si� na wied�mie podw�rko. Tylko w wilgotne wieczory przypomina�a sobie niekiedy o starym kocurze, kt�ry sypia� grzecznie w nogach ��ka, aby mog�a ogrzewa� o� zzi�bni�te stopy - a po odmienieniu do cz�owieczej postaci i inne sztuki wyczynia� pod pierzyn�, na kt�rych wspomnienie Babuni Jag�dce krew bi�a na g�b�, cho� by�a niewiasta do�wiadczona. Kot Wied�my pozostawa�a ca�kowicie nie�wiadoma babcinych wspominek i t�sknot. Zmierza�a w�a�nie ku wiosce w�sk� �cie�k� pomi�dzy rdestem, �opianem i nader bujnie rozkrzewionymi pokrzywami, wzbudzaj�c pop�och w�r�d wr�bli, kt�re zwyk�y za�ywa� k�pieli w nagrzanym piachu �cie�yny. Nawet wielki, pr�gowany kocur m�ynarzowej prysn�� r�czo niby jele� na jej widok z rosochatej wierzby, gdzie zaczai� si� chytrze na osobliwie wrzaskliwego skowronka. Zreszt� �aden z wiejskich kot�w nie m�g� si� z Kotem Wied�my r�wna�, bo na magicznych nalewkach Babuni upas�a si� i wyros�a niezmiernie, tak �e si�ga�a wie�niakom grzbietem do po�owy uda, k�y za� mia�a niby �bik. I cho� wok� Kota Wied�my unosi� si� zach�caj�cy, romantyczny zapach, a s�oneczko przygrzewa�o b�ogo, kocurowi nawet nie posta�a w g�owie my�l o amorach. Owszem, by� to zabijaka straszny, lewe ucho straci� w nocnych b�jkach i zanim grasanci spustoszyli Dolin�, nie przepuszcza� nawet koteczce Wisenki, drobnemu z�otookiemu stworzeniu o d�ugiej popielatej sier�ci, kt�rego we dworze strze�ono niczym drogocennej relikwii, bo kosztowa�o nieledwie tyle co rozp�odowa ja�owica. Jednak z Kotem Wied�my inna by�a sprawa. Prawd� powiedziawszy, ch�tniej poszed�by w zaloty do samej Babuni Jag�dki. Jego rejterada pochlebi�a cokolwiek Kotu Wied�my. Pochwyci�a od niechcenia m�odego szpaka, w�t�e kostki strzeli�y w pot�nych z�biszczach. Nie zwalniaj�c kroku, Kot Wied�my otrz�sn�a z w�s�w ciemne pi�rka, przeci�gn�a si� leniwie. W wyschni�tych trawach �wierszcze gra�y jak szalone, gdzie� w oddali owce pobekiwa�y melancholijnie, a powietrze a� falowa�o od upa�u. Przed wioskow� bram� kocica zatrzyma�a si� i skrupulatnie naostrzy�a pazury o pie� pokrzywionej iwy, na kt�rej ch�opstwo zawiesi�o niewielk� kapliczk� o �agodnym daszku, ulubione miejsce wypoczynku wioskowych kot�w. W�a�ciwie nie chcia�o si� jej �ciga� zielonon�ek, nie przed wieczorem, kiedy gor�co zel�eje troch�, a kury do reszty zg�upiej� od mroku. Zgoni�a dwa �aciate kociaki z wiosennych miot�w, nazbyt g�upie, by rozumie�, �e powinny bez zwlekania ust�pi� miejsca podobnej znakomito�ci, i wygodnie u�o�y�a si� na daszku kapliczki. Mia�a st�d �wietny widok na go�ciniec i wioskowy plac, upstrzony par� dzikich gruszek i trzema oparszywia�ymi �liwami. Przed wej�ciem do �wi�tyni gromadka bab jazgota�a rozg�o�nie, ale Kot Wied�my nie przys�uchiwa�a si� im z uwag�. Wioskowe spory nie obchodzi�y jej nadmiernie, jak d�ugo �wie�a �mietanka cudownym sposobem pojawia�a si� o �wicie na progu wied�miej chaty i by�o komu skaka� na grzbiet z przydro�nej wierzbiny. Nie, �eby Kot Wied�my nie rozumia�a, jak wiele trudu kosztowa�o Babuni� Jag�dk� sp�dzenie na nowo wie�niak�w po ostatnim naje�dzie grasant�w. Owszem, pami�ta�a bardzo dobrze, jak wy�uskiwa�y z lasu zaszyte w chaszczach i nieledwie jednym g�osem becz�ce niedobitki bab i owiec. A tak�e, jak si� zasadza�y pospo�u na g�rskich �cie�kach, wyczekuj�c pojedynczych grasant�w, w�drownych handlarzy i wszelakiego lu�nego mot�ochu, co go mo�na by�o czarownym sposobem zwabi� do Wil�y�skiej Doliny i zaprz�c do wie�niaczego rzemios�a. Nawet teraz, wygodnie rozparta na daszku kapliczki, Kot Wied�my rozpoznawa�a czarnobrodego ch�opa z siekier� na ramieniu. Do niedawna znano go w dolinach poni�ej opactwa Cion Cerena pod imieniem Walig�ry, mia� tam bowiem zwyczaj zasadza� si� na kupc�w z pot�n�, nabijan� kamieniami maczug� i gruchota� ko�ci tym, kt�rzy nie chcieli sowicie op�aci� si� na przej�cie przez jego most. I nikt nie wiedzia�, jakim sposobem Babunia Jag�dka zdo�a�a go oczarowa� i zawlec do Wil�y�skiej Doliny. Poniewa� wszystko zdawa�o si� i�� utartym torem, Kot Wied�my przysn�a na s�onku, ostro�nie, z lewym okiem czujnie uchylonym, nas�uchuj�c, czy nie szykuje si� jaka� sposobno�� do burdy. Bo Kot Wied�my bardzo lubi�a, jak si� wie�niacy brali za �by, i z zapa�em rzuca�a si� w sam �rodek bitki, drapi�c i k�saj�c po r�wno, co si� jej nawin�o. Jednak ch�opstwo te� dobrze pozna�o obyczaje wied�miego domowika i mia�o si� na baczno�ci - kiedy dostrze�ono j� rozpart� na daszku kapliczki, baby po�piesznie zebra�y sp�dnice i z piskiem rzuci�y si� do �wi�tyni, zapar�szy dla pewno�ci drzwi solidn� desk�. Dopiero pod wiecz�r, kiedy ch�opi wracali z sianokos�w, Kot Wied�my o�ywi�a si� cokolwiek i, przyczajona w cieniu konaru, wypatrywa�a stosownej ofiary. Ogromnie lubi�a wczepia� si� pazurami w k�dzierzaw� czupryn� Os�ucha, szczerbatego dezertera z wojska ja�nie ksi�cia pana, kt�rego Babunia Jag�dka zdyba�a, jak podbiera� jajca z wiejskich kurnik�w. Ju� zacz�a si� spr�a� do skoku na owego nieszcz�nika, kiedy zza pag�rka dobieg�o j� ra�ne turkotanie k�. Kot Wied�my zasycza�a niech�tnie: nie zna�a tego zapachu, a i �aden z ch�opskich w�zk�w nie terkota� podobnie. Nie podoba�o si� jej to skrzypienie, ani wo� powo��cego, ani g�upawe parskanie konia. I kiedy w�z podtoczy� si� wreszcie pod iw�, Kot Wied�my z radosnym wrzaskiem i pazurami wysuni�tymi niczym rz�d sierp�w zeskoczy�a prosto na grzbiet wo�nicy. *** Wrzask Kaniuka by�o s�ycha� a� w wied�miej chatce po�rodku lasu, gdzie Babunia Jag�dka, kt�ra w szopce z sianem przekonywa�a zwajeckiego najemnika do urok�w wiejskiego �ycia, unios�a g�ow� i westchn�a z uciechy, co Zwajca niezupe�nie s�usznie wzi�� za uznanie dla swego mi�osnego kunsztu. Stado wron poderwa�o si� w pop�ochu z porastaj�cych smyntarz buk�w, niwecz�c polowanie ry�ego kocura m�ynarza, czaj�cego si� na� cierpliwie od po�udnia. W gospodzie Os�uch a� zach�ysn�� si� piwem i na wszelki wypadek obur�cz nakry� czupryn�, po raz kolejny rozwa�aj�c tch�rzliwe, acz roztropne wygolenie czerepu na �yso. Tak�e w�r�d babi�ca, zabarykadowanego na g�ucho w �wi�tyni, uczyni�o si� wielkie poruszenie. Najodwa�niejsza z niewiast, wioskowa ladacznica, ostro�nie odsun�a desk� i wyjrza�a na podw�rzec. Od traktu gna� ku nim rozp�dzony w�z, zaprz�ony do bardzo porz�dnego kasztanka; za wozem, rycz�c rozpaczliwie, bie�a�a �aciata ja�owica i dwie kozy, wszystko przywi�zane solidnymi postronkami do pojazdu. Wo�nica p�dzi� za ca�� mena�eri�, dr�c si� po niebiosa i wymachuj�c bez�adnie r�koma. Na jego karku, wczepiony czterema �apami w ciemn� opo�cz�, siedzia� pot�ny ry�y kot, kt�ry o dziwo wydawa� si� ca�kiem spokojny, by nie rzec: zadowolony z siebie. Kiedy w�z wpad� za dziedziniec i zakr�ci� ko�o studni, kot z gracj� zeskoczy� i bez po�piechu, z zadartym ogonem pomaszerowa� w d�, ku strumieniowi. M�czyzna nie spostrzeg� tego od razu i bieg� jeszcze bez opami�tania, wzywaj�c wszystkich bog�w na pomoc i kre�l�c w powietrzu znaki odp�dzaj�ce z�ego. Wreszcie zatrzyma� si� u studziennego ko�owrotu, dysz�c ci�ko i tocz�c wok� nabieg�ymi krwi� oczami. Wioskowa ladacznica tymczasem pochwyci�a kasztanka i j�a go uspokajaj�co klepa� po szyi, otaksowawszy przybysza jednym zawodowym spojrzeniem zza ko�skiego grzbietu. By� wysoki, po miastowemu chuderlawy, ale uzna�a, �e na wiejskim wikcie rych�o si� odpasie i nabierze t�yzny, m�ody, lecz nieprzesadnie, co te� j� ucieszy�o, bo z m�okosami zawsze by�o za du�o zam�tu. Rys�w twarzy nie umia�a dobrze oceni�, bo pokrywa�a j� krew rozmazana w walce z Kotem Wied�my. Jednak by� naprawd� po pa�sku ogolony, g�adziuchno, i wyda�o jej si� tylko, �e widzi cztery pot�ne ci�cia przez lewy policzek, gdzie kocie pazury omskn�y si� cokolwiek. No, ale co to za ch�op, co na g�bie szramy ni jednej nie ma, pomy�la�a, wci�� gapi�c si� bezwstydnie, jak obcy odwi�zuje z szyi troczki potarganego p�aszcza. Mia� jasne w�osy, w nie�adzie i okrwawione, ale bujne i bez ko�tuna, piwne oczy, kt�re z takim przera�eniem �yska�y na boki, �e wioskow� ladacznic� ogarn�o niespodziane pragnienie, aby przygarn�� go i pocieszy� - najlepiej na ��ce za ruinami m�yna Betki, gdzie ch�opy ko�czy�y uk�ada� w stosy �wie�o skoszone siano. Wreszcie przybysz zerwa� opo�cz�. Wiejska ladacznica zmru�y�a oczy, a jej wargi unios�y si�, prawie jak u kotki, ods�aniaj�c ostre z�by. Nieznajomy nosi� kapic�, obszyt� ��t� lam�wk� szat� kap�ana Cion Cerena. A wiejska ladacznica mia�a o kap�anach dok�adnie takie samo mniemanie, jak Babunia Jag�dka. Po przeciwnej stronie dziedzi�ca ch�opy wysypywa�y si� ra�nie z gospody. - Dzi�kuj� wam, dobra kobieto. - Kaniuk wyprostowa� si� i, najwyra�niej nieco okrzepn�wszy po napa�ci Kota Wied�my, wyj�� lejce z r�ki wiejskiej ladacznicy. - E, to nie �adna dobra kobieta - wtr�ci� myszaty ch�opek, mimo wczesnej pory niemal zupe�nie zamroczony, gdy� do niedawna prowadzi� bujny �ywot koniokrada i nie do ko�ca przywyk� do trud�w pracy na roli. - Przecie to Gronostaj, wasza wielebno��. Gronostaj, znaczy si�, kurwa. Dziwka nasza wioskowa. strona g��wna - bie��cy numer - archiwum fahrenheita - stopka redakcyjna - napisz do nas Palce Kaniuka poruszy�y si� nerwowo, jakby chcia� uczyni� kolejny znak z�e odp�dzaj�cy, ale pohamowa� si� w por�. - A wy�cie, wasza wielebno�� - docieka� myszaty - z przeproszeniem na ko�le z gor�ca przysn�li i czerepem w ga��� jak� zahaczyli? Bo nie wier�, �eby was mia� kto na przywitanie podobnie� poturbowa�. To� zb�jc�w u nas nie masz. - Ani dudu! - przytakn�� Ortyl, kt�ry wesp�ek z Walig�r� kupc�w popod opactwem bija�. - Bestyja! - rykn�� dono�nie Kaniuk. - Bestyja wstr�tna i cuchn�ca a jako smok zajad�a u bramy mnie zdyba�a. Ani chybi czuj�c, piekielnica, �e ja ze �wi�tymi olejami jad�, przyst�pu mi do �wi�tyni broni�a. Drapie�ca przebrzyd�y wystraszy� mnie chcia� i odp�dzi�, aby�cie dalej bez pociechy duchowej w grzechu a n�dzy gnu�nieli. I ledwie tchu ostatniego ze mnie nie wydar�, przekl�tnik, pazurami a k�ami gard�a samego si�ga�, a moc w nim takowa by�a, �e mnie nawet on szkaplerzyk ze �wi�tymi zakl�ciami, od samego opata po�wi�cony, obroni� nie m�g�. Dopiero kiedy my na grunt �wi�ty weszli, popod sam� �wi�tyni� pierzchn�� i w dym si� rozwia�, jako podobne demony we zwyczaju maj�. Czuj� go, bezbo�nika, jak kr��y, jak si� czai, na �ycie moje nastaj�c. - Potoczy� wzrokiem po ch�opach, kt�rzy s�uchali tej perory nieledwie z rozdziawionymi g�bami. - Ale mnie st�d nie wyp�osz� byle piekielne sztuczki, ani demony podst�pne, ani nawet sam z�y! T�um wie�niak�w trwa� jeszcze chwil� w g�uchym milczeniu. Wioskowa ladacznica za�mia�a si� pierwsza. G�osem piskliwym jak zgrzyt metalu po szkle i pe�nym szyderstwa. Myszaty koniokrad do��czy� do niej ciemnym basem, Ortyl skrzekliwym falsetem. Babiny w od�wi�tnych sp�dnicach kolejno zanosi�y si� dobrodusznym gdakliwym rechotem niczym stado barwnych kokoszy. Ch�opi z uciechy bili si� r�koma po kolanach i podrzucali kapelusze, a karczmarz, korzystaj�c z posp�lnej weso�o�ci, chy�o nape�nia� kufle. Kaniuk przypatrywa� si� temu wybuchowi ze szczer� groz� w oczach. A oczy, jak s�usznie zauwa�y�a wioskowa ladacznica, mia� piwne i bardzo �adne. - Kot to by�, nijaka demonica! - zlitowa� si� wreszcie jednooki ch�opina ze �ladami katowskiego �elaza na czole. - Kot wied�my, wasza wielebno��, zwyczajny, cho� po mojemu bestyja z niego takowa, �e z niejednym upierem mo�e i�� w zawody. - M�ody kot jeszcze - rzuci�a po�piesznie jedna z bab, rozgl�daj�c si� z trwog�, czy Babunia Jag�dka nie przys�uchuje si� wygadywaniom na jej domowika. - Tedy biszkunci, psotnik, jak to mi�dzy m�odymi we zwyczaju. - Kot wied�my? - powt�rzy� Kaniuk. - Wied�mi kot, domowik pospolity? To i wied�m� macie, pomiot piekielny, nasienie plugawe? - jego g�os spot�nia�. - Oj, dobrze ojciec opat gadali, �e nie�atwa b�dzie siejba i plon niepewny, skoro si� tutaj z�e r�wnie silnie zal�g�o i zakorzeni�o. No, ale teraz przyjdzie kres wied�mim zbytkom. Niech ona jeno moj� obecno�� obaczy, niech �wi�te oleje poczuje i obrazy cudowne, co od wszelakiej z�ej mocy chroni�, sama precz p�jdzie na zatracenie. A i�� nie b�dzie chcia�a, to si� j� biczem pop�dzi albo w ogie� wrzuci niby chwast pospolity. Ch�opi pospuszczali g�owy i j�li si� z nat�eniem wpatrywa� we w�asne chodaki i zapiaszczony podw�rzec. - W ogie�? - spyta� ostro�nie �ysy Kowlik, kt�ry te� zdezerterowa� z wojska i dobrze pomnia�, jak Babunia Jag�dka krzesa�a kuliste pioruny, przeganiaj�c precz ksi���cych �apaczy, co zap�dzili si� za nim a� do Wil�y�skiej Doliny. - Ogniem to, z przeproszeniem waszej wielebno�ci, trudno b�dzie. - Wied�ma po�yteczna - przytakn�� mu karczmarz, ongi� spichrza�ski browarnik, co po s�awetnym buncie musia� wraz z rodzin� w lasy uchodzi�. - My, wasza wielebno��, w dziczy �yjemy, a wied�ma jest kobieta bywa�a, jak choroba nastanie, to zio�ami cz�ekowi zdrowia przyczyni, jak baba zlegnie, to dzieciaka odbierze. Tutaj byle kramarz z rzadka zagl�da, a przecie sami wiecie, wasza wielebno��. Powiedzcie�, ludziska, ile czasu przesz�o, jak si� tu ostatni w�drowny balwierz pokaza�? - Z p� tuzina lat b�dzie - odezwa�a si� piskliwie kt�ra� z bia�ek. - A jak mojemu ch�opu z�by rwa�, to ledwie go potem Babunia odratowali, bo opuch� jako bania i ca�y na g�bie od zgnilizny sczernia�. - A ile w lasach si� wilko�k�w ostatnimi czasy nal�g�o od tego wojowania! - rozdar�a si� inna. - A upier�w ile i wiaduch�w! To kto nas niby broni� b�dzie, jak wy wied�m� w ogie� rzucicie? - Starowink� - doda� z niesmakiem W�okita, kt�ry nie dalej jak dwie noce wcze�niej spi� si� z Babuni� Jag�dk� skalmierskim winem zaprawionym lubystk� tak okrutnie, �e a� po �wit biegali go�o po po�udniowych zboczach, czyni�c wszelakie mo�liwe spro�no�ci. - To� wstyd. Kaniuk pokra�nia� z lekka na t� uwag� i zak�opota� si�. - To� ja jej nie chc�, dobrzy ludzie, zrazu morzy� - pocz�� si� t�umaczy� - ani ogniem bez dania racji prze�ladowa�. Was tako� nie wini�, bo was samopas zostawiono, bez wsparcia nijakiego i opieki duchownej, nie dziwota tedy, �e�cie pob��dzili. Skoro powiadacie, �e nijakiej krzywdy nie czyni, trzeba j� b�dzie z pocz�tku �agodnymi s�owy napomnie� i przestrzec. Bo mo�e prawdziwie ona jeno niewiasta s�aba, co z u�omno�ci natury swej upad�a, jako si� cz�sto dzieje. Rzecz to pospolicie znana, �e jak bia�og�owie od staro�ci rozum szwankowa� poczyna, a krew j� wci�� upa�ami dr�czy niby m�od�, to my�li j� dziwne, bezrozumne nachodz� - jak si� niby z demonami brata i pospolituje, po powietrzu lata, a czary szkodliwe odprawuje. Z takowymi �agodnie trzeba, trosk� a perswazyj�... - To wy jej perswadujcie! - krzykn�� zapalczywie karczmarz, kt�remu Babunia onegdaj naplu�a na sam �rodek �ysiny, kiedy lata�a nad osad� na swej ulubionej sztachecie. - Perswadujcie jej, wasza wielebno��, ile wlezie. Ale nas do tego nie mieszajcie. Kilkoro wie�niak�w przytakn�o mu pos�pnie. - A wedle wilk�w zda si� z so�tysem naradzi� - ci�gn�� Kaniuk - �eby stra�e wok� wioski naznaczy�. Kt�ry z was jest so�tysem? Myszaty koniokrad wcisn�� g��biej r�ce w kieszenie, Ortyl splun�� niech�tnie na beczk� z nieczysto�ciami, a �ysy Kowlik kopn�� palik do przywi�zywania koni i zakl�� paskudnie. - Jak to? - zdumia� si� Kaniuk. - Wied�m� macie, a so�tysa zbrak�o? Trzeba si� b�dzie zej�� co pr�dzej i wybra� m�a jakiego godniejszego a statecznego i so�tysem naznaczy�. To� mus, �eby kto osadzie przewodzi�. - �aden mus! - rozdar�a si� zza plec�w babi�ca Kordelia, wdowa po m�ynarzu, niewiasta pot�na i w barach tak rozro�ni�ta, �e jeszcze za �ycia starego Betki potrafi�a sama dwa wory z m�k� z wozu zdj�� i do m�yna wtaszczy�. - �aden mus, wasza wielebno��! A niby jakim prawem?! - Przepchn�a si� do przodu i pogrozi�a Ortylowi pi�ci�, bo si� na ni� zanadto �miele popatrza�. - Jakim prawem, ja si� pytam, maj� nam oni przewodzi�? To� oni nawet nietutejsze, roku jeszcze nie b�dzie, jak ich Babunia do Doliny ze �wiata zegna�a. I maj� si� teraz te go�odupce, zb�je i koniokrady do rz�dzenia bra�? A niedoczekanie, wasza wielebno��! A sk�d�e mnie wiedzie�, czy oni ju� tutaj na dobre zostan�, czy jeno z wiosn� jako kukawki precz polec�, dobytku jeszcze nakrad�szy? - �wi�ta racja!- kilka niewie�cich g�os�w potakn�o zapalczywie. - I tyle ja wam, wasza wielebno��, powiadam, �e mnie nikt przewodzi� nie b�dzie - ci�gn�a coraz bardziej zapalczywie krewka wdowa. - Bo tutaj i grunta moje, i byd�o moje, i m�yn i gotowizna. Mnie pod sp�dnic� nie �wierzbi, �ebym mia�a sobie w�asnego parobczaka za gospodarza bra�. - Spojrza�a na baby, z kt�rych kilka zmiesza�o si� wyra�nie. - I niech si� jednemu z drugim nie zdaje, �e jak w izbie mieszka, to rych�o do so�tysowania przyjdzie, bo jeno z naszej �aski tutaj �ywi�! - Sta�a naprzeciw Kaniuka, czerwona na g�bie ze z�o�ci i pot�na w swej czarnej sukni i wdowim welonie. - A wasza wielebno�� niech nie s�ucha, co tam po pr�nicy ozorem miel�. Plebanij� �e�my wyszykowa�y, jak si� patrzy, �ur nagotowany, a i pora na wieczerz� sposobna. - Wyszarpn�a mu z r�ki lejce, a kasztanek ruszy� za ni� pos�usznie. Chc�c nie chc�c, Kaniuk uczyni� to samo. *** Kiedy nakarmiony i wymyty Kaniuk spocz�� wreszcie pod puchow� pierzyn�, u�yczon� �askawie przez m�ynarzow� Kordeli�, dumn� posiadaczk� jednej z dw�ch puchowych pierzyn w osadzie, Kot Wied�my wychyn�a z chaszczy porastaj�cych resztki dworzyszcza. Nie�piesznie, z zadartym ogonem przesz�a g��wn� ulic� wioski ku domkowi przybysza. By�a to male�ka chatynka przytulona do tylnej �ciany �wi�tyni i tak �wie�a, �e drewno wci�� zdawa�o si� �wieci� w ciemno�ci. Kot Wied�my pojedynczym prychni�ciem ostrzeg�a drobnego kundelka, kt�rego z niewiadomych powod�w uwi�zano przy samym wej�ciu, i wskoczy�a na ganek. Drzwi by�y co prawda zaparte na skobel, ale Kot Wied�my nie darmo od lat mieszka�a w obej�ciu Babuni Jag�dki. Miesi�czne �wiat�o zata�czy�o na sosnowych deskach, skobel odskoczy� z g�uchym stukni�ciem. Kot Wied�my ziewn�a wdzi�cznie i przesz�a przez pr�g. Obcy poruszy� si� lekko na stosie poduch w poszewkach z wykrochmalonego p��tna, a przyczajona na szczycie ��ka nocnica zaklekota�a gniewnie, ale ledwo Kot Wied�my podesz�a bli�ej, czmychn�a bez zwlekania przez komin. Ry�a kocica st�pa�a po �cie�ce �wiat�a tak delikatnie, �e s�omiane zabawki zawieszone u powa�y dla odstraszenia z�ego nawet nie drgn�y. Wskoczy�a na wysoki zag��wek, przechyli�a �eb i popatrza�a z g�ry na przybysza. Mia� na twarzy cztery g��bokie, nabieg�e krwi� szramy, kt�re poznawa�a bardzo dobrze. Oddycha� jednak tak spokojnie, �e nawet troch� go po�a�owa�a. Tr�ci�a �apk� jego w�osy, jasne i spotnia�e od snu, a on co� zamamrota� i otar� si� policzkiem o jej futerko. Pachnia� miodem i chmielowymi szyszkami, zupe�nie inaczej ni� parobkowie, kt�rzy odwiedzali nocami Babuni� Jag�dk�. I by� zupe�nie bezbronny, albo g�upi jak szalony Koflik, kt�ry pasa� wioskowe �winie w d�bowym lasku za dworem w�adyki. Rozejrza�a si� po izdebce. Nocnica wci�� kr��y�a ponad kominem, powrzaskuj�c z niech�ci�, �e odp�dzono j� od zdobyczy. Kot Wied�my rozumia�a bardzo dobrze, �e nocnica nie odst�pi tak �atwo, skoro komina nie omotano nawet najmarniejsz� czerwon� nici� dla odstraszenia z�ego, a w oknach i na progu posk�piono ga��zek wilczomlecza. By�a to rzecz dziwna, bo w Wil�y�skiej Dolinie nawet najdurniejsza baba nie zaniedba�aby zakopa� przed bram� pi�tki po�wi�conego chleba i nie u�o�y�aby si� do snu r�wnie lekkomy�lnie. Nie widzia�a ani krzyny soli w k�tach chaty, nie nakre�lono cho�by najmarniejszego zakl�cia na belce stropowej. I zdumiewa�o j� to ogromnie. Zn�w �apk� dotkn�a przybysza i pow�cha�a jego czo�o. Ostro�nie, bo nieraz widzia�a, jak czarownice pod postaci� nietopyrk�w zlatuj� si� do chatki Babuni Jag�dki i ba�a si�, aby si� nagle w co� pokracznego nie przemieni�. Ale on tylko zmarszczy� si� lekko, kiedy kocie w�sy po�askota�y go w nos, i u�miechn�� si� przez sen, zupe�nie jakby nie widzia� mamun�w, kt�re majaczy�y za przes�aniaj�cymi okno b�onami. Kot Wied�my w zamy�leniu zacz�a wylizywa� sobie �apk�, wci�� czuj�c na pazurkach jego krew. Wiedzia�a, �e mamuny dopadn� go przed �witem - je�li nocnica nie uczyni tego wcze�niej. A je�eli mary ju� raz zakosztuj� jego �ywota, b�d� co noc obsysa� go z si�, p�ki nie zemrze z wyczerpania i udr�czenia. Nie, w�a�ciwie nie mia�a zamiaru do tego dopu�ci�. Wrzeszcza� tak zabawnie, kiedy spad�a mu na grzbiet z dachu kapliczki. A poza tym bardzo �adnie pachnia�. Nast�pne dwie godziny Kot Wied�my sp�dzi�a nader pracowicie. Najpierw przep�dzi�a mamuny. Na nocnic� nie mog�a wiele poradzi�, p�ki nie przysiad�a gdzie na gruncie. Obfuka�a j� tylko starannie i zawlok�a do komina kilka ga��zek wilczomlecza, zebranego napr�dce z przy�wi�tynnych mogi�ek. Potem pobieg�a rysi� a� nad rzek�, w ruiny spalonego przez grasant�w m�yna, gdzie gnie�dzi�o si� stadko osieroconych koboldzi�t. Sp�dzi�a je zgrabnie w gromadk�, cho� najstarszy z kobold�w stawia� si� i mrucza� pod nosem, �e nie p�jdzie na s�u�b� na plebani�, bo �aden z jego przodk�w nigdy nie para� si� r�wnie haniebnym rzemios�em. Dopiero kiedy Kot Wied�my wyszczerzy�a ostrzegawczo k�y, koboldy ruszy�y rz�dkiem w kierunku plebanii, ale nadal sarka�y pod nosem. Wola�aby kilka skrzat�w, kt�re by�y stwory porz�dniejsze i bardziej pos�uszne, ale te ostatnimi czasy nie mno�y�y si� nazbyt ochoczo w Wil�y�skiej Dolinie. Zreszt� wszystkie spa�y teraz spokojnie w popielnikach, pod w�asn� strzech�. Na szcz�cie koboldy mimo �al�w i utyskiwa� do�� mia�y obozowania pod go�ym niebem, wi�c zakrz�tn�y si� �ywo wedle gospodarstwa. Kot Wied�my przypatrywa�a si� temu uwa�nie przez chwil� i zn�w podesz�a do ��ka. Obcy wci�� spa� na wznak, a jego pier� porusza�a si� przez sen �agodnym, miarowym rytmem. Nader zach�caj�co. Kot Wied�my ziewn�a, przeci�gn�a si� i ostro�nie, bardzo ostro�nie po�o�y�a na pierzynie jedn�, potem drug� �apk�. Nic si� nie sta�o. Poduma�a jeszcze chwilk�, usadowi�a si� na samym �rodku jego piersi i zacz�a mrucze�. Od dawna mia�a na to ochot�. *** To by� straszliwy majak. �ni�o mu si�, �e zmora usiad�a na jego piersi, wielka i sp�cznia�a od posoki, �ciska�a za gard�o i wysysa�a oddech. Dusi� si� pod jej ci�arem, j�cza� przez sen, lecz nie potrafi� si� uwolni�, poruszy� lub si�gn�� po �wi�te oleje. Nie m�g� nawet uczyni� znaku odp�dzaj�cego piekielne widziad�a. M�czy� si� tylko daremnie, p�ki s�o�ce nie wesz�o wysoko na niebo. W�wczas ockn�� si�, a jego spojrzenie pad�o wprost na wielk� ry�� potwor�, kt�ra rozpiera�a si� na jego piersi. Kolejny wrzask poderwa� wrony znad okalaj�cej �alnik krzewiny. Wrzask by� zreszt� podw�jny, bo wyrwana znienacka ze snu Kot Wied�my te� rozdar�a si� okrutnie, skoczy�a w g�r� na trzy �okcie i wypad�a przez okienn� b�on�, jakby jej pi�� czart�w siedzia�o na ogonie. Tego dnia mieszka�cy Wil�y�skiej Doliny nie pogwarzyli ze swoim plebanem, bo ca�y dzionek przele�a� krzy�em przed figur� Cion Cerena. Wielce podoba�o si� to bia�og�owom, najbardziej Kordelii m�ynarzowej, kt�ra ju� wcze�niej swarzy�a si� z poprzednim plebanem o rozpustne �ycie i pija�stwo nieprzystojne osobie duchownej. Wprawdzie Kaniuk mamrota� co� niesk�adnie o sukkubie, nawiedzaj�cym go nocn� por�, grzesznej niemocy oraz dyabelskich znakach i driakwiach, kt�rymi obwieszono izb�. Ale Kordelia od lat t�skni�a do duchowej opieki i nie zamierza�a �atwo podda� si� zw�tpieniu. - No i dobra rzecz, �e pobo�ny! - ofukn�a co bardziej p�oche z dziewcz�t, kt�re podgl�da�y nowego proboszcza, chytrze podsun�wszy sobie �awk� pod witra�owe okno. - Przynajmniej dziewuch nie b�dzie ba�amuci� i z ch�opami w gospodzie pi�. A �e z wolna do nowego miejsca przywyka, te� nie dziwota. Wida� przecie, �e cz�ek miastowy, pewnikiem w klasztorze chowany. - Albo na umy�le s�aby! - zarechota� Ortyl; sprawy duchowe mu by�y zgo�a oboj�tne, natomiast prawdziwie nienawidzi� m�ynarzowej, kt�ra nigdy nie przepu�ci�a okazji, by go zwyzywa� od grabie�c�w, z�odziei i morderc�w. - S�yszeli�ta, jak o wied�mie powiada�? No, chcia�bym ja widzie�, jak on p�jdzie Babuni Jag�dce gada�, �e jest niewiasta w rozumie u�omna i jeno z urojenia popo niebie je�dzi. strona g��wna - bie��cy numer - archiwum fahrenheita - stopka redakcyjna - napisz do nas - A czas by�by wielki! - odezwa�a si� zjadliwie jedna z niewiast. - Zanadto si� ostatnimi czasy rozbisurmani�a, bezwstydnica, zdo�oby jej nieco swobody ukr�ci� a w�dzid�o w pysk w�o�y�. Bo do czego to podobne, �eby ona co nock� go�a po polu lata�a, jeszcze si� chytrze w m��dk� odmieniwszy. A ci�giem z innym ch�opem! - Ano gadaj� ludzie, �e si� onegdaj z waszym Kowlikiem w stawach rybnych p�awi�a i w tataraku pospo�u okrutnie zbytkowali. - Ortyl u�miechn�� si� wrednie. - Mo�e st�d w�a�nie wasza na Babuni� zaciek�o��, �e�cie swego ch�opa upilnowa� nie potrafili. - A �eby ci�, �cierwo, nag�a zaraz spar�a! - rozdar�a si� kobieta. - �eby� oparszywia�, kozojebco! �eby ci si� chwost w supe� zawi�za�! - Dosy�! - Kordelia nie �yczy�a sobie wrzask�w na �wi�tynnym dziedzi�cu i nie zamierza�a dopu�ci�, aby przeszkadzano proboszczowi w nabo�nym skupieniu. - Trzeba si� by�o pierwej zastanowi�, potem przyb��d� pod pierzyn� bra�. A jake�cie chcieli zwyczajnego drapichrusta w dom wprowadzi� i bez �lubu, bez b�ogos�awie�stwa kap�ana z nim �y�, jakoby z prawowitym ma��onkiem, to si� teraz nie dziwujcie, �e za innymi gania. Co �atwo przychodzi, to i postrada� nie �al. Insza rzecz zgo�a, jak si� z rodzic�w namowy i przyzwolenia w pokrewie�stwo wejdzie z m�em uczciwym a pobo�nym. Bo ja wam powiadam, �e ze �wi�tej pami�ci ma��onkiem mym prze�y�am w spokojno�ci nieledwie trzy tuziny lat i ani razu nie zha�bi� mnie cho�by cie� podejrzenia w jego ma��e�sk� uczciwo�� i ku mnie przychylno��. - Unios�a w g�r� palec i ci�gn�a z namaszczeniem: - Nie chadza� do wied�miej chaty i nie szuka� niegodziwego towarzystwa ladacznic. Dnie wi�d� na pracy, wieczory na modlitwie i rozmowach pobo�nych, uciech lekkich nie po��daj�c. Nawet wied�ma zna�a sta�o�� jego umys�u i nie pr�bowa�a go uwie�� czartowskimi sztuczkami. Niewiasty popatrzy�y po sobie i spu�ci�y wzrok. �adna nie �mia�a przerwa� Kordelii, ani te� napomkn��, �e mo�e Betka m�ynarz istotnie �wieci� wzorem cn�t ma��e�skich, ale by� to cz�ek gruby, mrukliwy, stroni�cy od �a�ni i nazbyt brzydki, by go Babunia mia�a zach�ca� do wiaro�omno�ci. Bo Babunia wielce sobie ceni�a cielesne uciechy, by nie rzec, �e chuciom folgowa�a, jednak z czym�, co cuchn�o niby cap sypia�a jedynie pod postaci� kozy. - A co z Babuni� b�dzie, to si� jeszcze poka�e - rozprawia�a Kordelia. - Bo mnie si� widzi, �e nasz proboszcz, mo�e cz�ek po miastowemu mi�kki i cokolwiek m�ody, ale przecie rozumny. Niech jeno przed Babuni� o ogniu bardzo nie gada, jak �w kleryk Sosisek, co go jeszcze dawnymi czasy z opactwa przys�ali, to si� jako� po trochu utrz�sie. Mo�e b�d� po staremu, jedno w lesie, drugie we �wi�tyni siedzie�. Przecie Babunia jest niewiasta przemy�lna, wiedz�ca, �e nam tutaj duchowna osoba potrzebna. Byle pleban z pocz�tku czym jej nie urazi�... - O co �atwo by� mo�e - mrukn�� Ortyl. - Wyk�adacie sobie, jak on b�dzie Babuni� modlitw� a �wi�tymi olejami do pobo�no�ci nak�ania�? A mo�e si� na jej progu po�o�y? Przecie on od poranka krzy�em le�y, po�niada� nawet zapomniawszy. - No, zawdy jaka� odmiana, bo dawniejszy proboszcz to raczej na Rozalce zwyk� polegiwa� - mrukn�a kt�ra� z bab. - Nie gadajcie! - Kordelia roze�li�a si� na dobre. - Mia� proboszcz swoje u�omno�ci, pierwsza mu to w oczy gada�am, jak mi�dzy nami mieszka�. Ale by� cz�ek z ko��mi dobry i nikt go z Rozalk� w grzechu nie przydyba�. - Bo plebania by�a na noc �elazn� k��dk� zawarta! - Babina w pasiastym fartuchu rozci�gn�a usta w u�miechu, ukazuj�c bezz�bn� szcz�k�. - A nawet je�li! - Kordelia a� posinia�a z oburzenia. - C� st�d? Lepiej z Rozalk� �y� ni�li niejeden ch�op, co przed o�tarzem i bogami �lubowa�. Bo ja pomn�, jak wasz ch�op, upiwszy si� jako wieprz, do naszej Jaros�awny w zaloty chadza� i nocami popod m�ynem wy� niby pies. Ale nie dla psa kie�basa i oskoma podobna, nie dla niego Jaros�awna przeznaczona, jeno dla... - Tego ksi�cia, co�cie nam o nim do znudzenia prawili? - zarechota�a niewiasta. - To powiedzcie� nam jeszcze, cna Kordelio, czemu� wasza Jaros�awna, ta czysta i szlachetna dziewica w rok potem od owego ksi�cia uciek�a, dwoje dziatek precz porzuciwszy? I to z kim jeszcze? Z najemnikiem pospolitym, ch�opem grubym a spro�nym, co j� pewnikiem do tej�e pory zd��y� zostawi� gdzie pode p�otem z bachorem nowym. - O�, ty ma�po! - rykn�a Kordelia. - Ja ci ten j�zor parszywy w�asnymi r�koma wydr�, aby� nim wi�cej oszczerstw nie k�apa�a, przekl�tnico! I wzi�y si� za �by, jako by�o we zwyczaju u bab z Wil�y�skiej Doliny. Kaniuk za�, kt�ry od d�u�szej chwili przys�uchiwa� si� ich wrzaskom, szczelniej przylgn�� do chropawej pod�ogi �wi�tyni. Rozumia� bowiem, �e jego misja b�dzie trudniejsza, ni� si� spodziewa� - i to nie tylko za przyczyn� pop�dliwo�ci wiejskich bab. *** Podczas nast�pnego tygodnia Kaniuka z wolna ogarnia�o straszliwe podejrzenie. Nie, �eby do�wiadcza� szczeg�lnych trudno�ci za przyczyn� wie�niak�w, bo ludek Wil�y�skiej Doliny obserwowa� go bacznie, ale z nale�nym szacunkiem. Jednak rzeczy nie sz�y, jak i�� powinny. O zmroku z k�t�w chaty dobiega�y go dziwne szmery i chroboty; zrazu podejrzewa� myszy, kt�re i w ko�ciele czyni�y harce straszliwe podczas naj�wi�tszych ceremonii, ale nigdy nie zdo�a� ich w izbie przydyba�. Co gorsza, kiedy z kagankiem w r�ku zagl�da� pod skrzynie i inne statki, zdawa�o mu si�, �e w cieniach przy �cianie co� smyrga przy samej ziemi i chichocze z�o�liwie z jego wysi�k�w. A nie by�y to jedyne znaki z�ej mocy, kt�ra nocami szala�a po jego obej�ciu. Rankami znajdowa� sw� izb� uprz�tni�t� do czysta, zamiecion� starannie, z posadzk� wysypan� czy�ciutkim piaskiem i �wie�ym tatarakiem. Z pocz�tku �udzi� si� nadziej�, �e kt�ra� z bia�og��w zakrada si� we �mie na plebani� i czyni babsk� pos�ug� - kt�rej nie �yczy� sobie bynajmniej, podobnie jak niewie�ciej kompanii, gdy� w klasztorze przywyk� sam dba� o swoje potrzeby, a nie by�y one wielkie. Zwierzy� si� nawet z tego podejrzenia Kordelii m�ynarzowej, kt�ra wydawa�a mu si� kobiet� zacn� i stateczn�, cho� s�ysza�, �e c�rka jej pob��dzi�a straszliwie, porzuciwszy �lubnego ma��onka. Kordelia z pocz�tku wyd�a wargi i pocz�a rozwodzi� si� nad wszeteczno�ci� niewiast, pozbawionych m�owskiej troski i nadzoru. Rych�o te� wy�o�y�a Kaniukowi bardzo dobitnie, acz wbrew jego intencji i napominaniu, kt�ra z bab wzi�a sobie za kochanka jednego ze sprowadzonych przez wied�m� huncwot�w, na jego strapienie jednak nic poradzi� nie potrafi�a. Jednej nocki Kaniuk osobi�cie zasadzi� si� w ocieniaj�cej plebani� brzezinie, chc�c na gor�cym uczynku przy�apa� wszeteczn� zalotnic�. Nic jednak nie pomog�o. Noc ca�� dygota� w ch�odzie, przepowiadaj�c pod nosem modlitwy dla odstraszenia z�ej mocy, jednak rankiem izba by�a po staremu wysprz�tana, malowane talerze na �cianach omiecione z kurzu, a poduchy na ��ku wytrzepane starannie i u�o�one w zgrabny stosik. Na stole �wie�o upieczony dro�d�owy placek z jagodami pachnia� tak wspaniale, �e ukroi� sobie kawa�ek. Nie trzeba dodawa�, �e wszystkie garnki i misy l�ni�y jakby ich nikt nigdy na ogniu nie k�ad�, drew nie uby�o nawet o marn� szczap�, a popielnik po�yskiwa� czysto�ci�. Dobr� chwil� siedzia� przy stole z czere�niowego drewna, g�ow� nisko zwiesiwszy, i rozpacza� nad swymi grzechami i u�omno�ciami, co do� moce przekl�te zwabiaj�. I nic, zupe�nie nic nie umia� poradzi�. W stajence nie lepiej si� dzia�o. Krowa i kozy, podarunek starego ojca opata, kt�ry rozumia� dobrze, �e ziemie w G�rach �mijowych straszliwie spl�drowano, by�y zawsze wydojone przed �witem, a mleko czeka�o na Kaniuka w pi�knie malowanych dzbanach. Pi� go nie �mia�, l�kaj�c si� jakowej� zdrady piekielnej, wi�c ni�s� je co rano do �wi�tyni i b�ogos�awi� uroczy�cie. �e za� zdawa�o mu si� grzechem dary bog�w marnowa�, kaza� je szalonemu Koflikowi, kt�ry czasem przychodzi� na plebani� do ci�szej pos�ugi, rozdziela� pomi�dzy najbiedniejsze bia�ki. A przecie� na mleku si� nie ko�czy�o. Jego kasztanek zawsze by� pi�knie zgrzeb�em wyczyszczony, nawet czerwone wst��ki mu kto� we grzyw� wplata�. W ogr�dku za plebani� kapusta i rzepa ros�y jak oszala�e, zdzicza�e r�e, co je w�asnymi r�koma szczepi� i piastowa�, przed czasem pokry�y si� kwieciem tak wonnym, �e z ca�ej wioski niewiasty zbiega�y si� je podziwia�. Ludek Wil�y�skiej Doliny zaczyna� gada�, �e z jakich� powod�w Babunia Jag�dka osobliwie sprzyja nowemu plebanowi. Pos�dzenie owo okrutnie Kaniuka bola�o. Ale najgorsze by�y koszmary, co go nieledwie ka�dej nocy nawiedza�y, cisn�c i gniot�c niby m�y�ski kamie�. Opr�cz tamtej pierwszej nocy nigdy nie uda�o mu si� zmory przydyba�, ale pomnia� �lepia gorej�ce niby piekielne w�gliki i g�os niski, chropawy, jak szepcze mu do ucha plugawe zakl�cia. Odurzony sennym majakiem czu�, jak do� podchodzi, dotyka powoli, ostro�nie, �askocze oddechem w gard�o i szyj�. A, co przera�a�o go najbardziej, we �nie jej dotyk nie by� mu niemi�ym. I kusi�o go, aby przygarn�� mocniej ow� mi�kk�, delikatn� obecno��, kt�ra pochyla�a si� nad nim ka�dej nocy. Budzi� si� ze �witem, z pierwszym pianiem wioskowych kur�w i widzia� na poduszkach zgnieciony odcisk jej cia�a, wci�� ciep�y i zapraszaj�cy. Rozgl�da� si� po izbie, wysprz�tanej i jasnej od porannego s�o�ca, co wpada�o przez uchylone okiennice, cho� pami�ta� bardzo dobrze, �e zamyka� je na skobel przede zmierzchem. I chwyta� go jaki� �al dojmuj�cy za w�asn� s�abo�� i sk�onno�� ku mocy nieczystej. Z wolna zaczyna� si� te� zastanawia�, czy ojciec opat nie przeceni� aby jego �wi�tobliwo�ci i czy nie powinien wr�ci� do klasztoru, gdzie d�wi�k �wi�tych dzwon�w i mod�y posp�lne mnich�w oczyszcz� go i wyzwol� spod omamienia. A� razu jednego ockn�� si� Kaniuk w izbie posrebrzonej miesi�cznym �wiat�em i w pe�nej krasie ujrza� sw� prze�ladowczyni�. Mara siedzia�a na kufrze z nog� za�o�on� na nog�, zalotnie ods�aniaj�c r�bek jedwabnej po�czochy. Wij�ce si�, kruczoczarne w�osy upi�a pojedynczym srebrnym grzebieniem i lu�no pu�ci�a na plecach, usta ukarminowa�a paskudnie, rz�sy ani chybi podkr�ci�a i w�glikiem pomalowa�a, a jej �lepia skrzy�y si� i po�yskiwa�y prze�miewczo. Sukni� z czerwonej kitajki mia�a na gorsie przybran� falbank� i tak wyci�t�, �e Kaniuk, kt�ry czego� podobnego nie ogl�da� nawet na obrazach ze �wi�tymi, co poskramiaj� poga�skie ladacznice, a� pokra�nia� ze wzburzenia. Zmora niezawodnie dostrzeg�a jego spojrzenie, bo u�miechn�a si� z rozbawieniem i obliza�a wargi ostrym j�zyczkiem. Tego by�o ju� za wiele. - Id� precz, maro przekl�ta! - krzykn��, czyni�c znak odstraszaj�cy z�e. - W imi� Cion Cerena wzywam ci�, odst�p, si�o nieczysta! - Co wy tak wszyscy z t� czysto�ci�? - Zmora skrzywi�a si� nieznacznie, lecz w �aden spos�b nie okaza�a strachu czy zawstydzenia. - Myj� si� mnisi najt�ej na rok cztery razy, a i to jak s�onko mocniej przypiecze, ale drze� si� o czysto�ci to zawdy pierwsi. A nie wstyd tak obcym przygania�, h�? A czy ja si� pytam, czemu deszcz�wka na k�piel tak si� wam w beczce zasta�a, �e si� w niej �aby pol�g�y? Kaniuk na podobn� bezczelno�� zaniem�wi� ze szcz�tem. Zreszt� i tak nie bardzo by wiedzia�, co dalej gada�. W przypowie�ciach sukkuby pierzcha�y co si�, kiedy tylko mnich ockn�� si� i wezwa� �wi�tego imienia, nie by� wi�c przygotowany na d�u�sz� konwersacj�. - No, nie gapcie si� na mnie niby bazyliszek - Sukkub wzruszy� ramionami. - To� was nie ze�r� i w capa nie zakln�. Rozm�wi� si� z wami przysz�am. Tak po s�siedzku, wedle obyczaju. Kaniuk poprawi� si� lepiej na poduszkach, usi�uj�c przybra� godniejsz� poz�. Co nie by�o �atwe, zwa�ywszy �e zmora przypatrywa�a mu si� nader nieogl�dnie. - Wy�cie tutejsza niewiasta? - zapyta� ostro�nie. - Wybaczcie�, ale imienia waszego wspomnie� nie potrafi� i chyba wcze�niej was w �wi�tyni nie ogl�da�em... Tutaj Kaniuk wspomnia� przytomnie wioskow� ladacznic� o wdzi�cznym mianie Gronostaj, kt�ra tako� nie zagl�da�a w po�wi�cone progi, na rozmaite sposoby okazuj�c mu swoj� niech��. Nieznajoma by�a co prawda bogaciej przyodziana, lecz gapi�a si� nieprzystojnie i przygadywa�a �wi�tobliwej personie r�wnie bezczelnie jak Gronostaj, a jej suknia by�a nad wyraz nieskromna i wyuzdana. - Pora wprawdzie cokolwiek niestosowna - napomkn�� delikatnie, nie chc�c urazi� nieszcz�snej grzesznicy - ale ja ci jestem wielce rad, moje dziecko. Ogromnie. A jeszcze bardziej rad b�d�, je�li si� zechcesz do nas w modlitwie przy��czy�. I nie l�kaj si�, �e ci w �wi�tyni kto krzyw b�dzie, albo s�owem nieopatrznym przykro�� wyrz�dzi, bo ludzie w Dolinie dobrzy i pobo�ni... - Zawaha� si� cokolwiek, wspomniawszy, jak onegdaj, przechodz�c obok gospody, pos�ysza�, jak si� Ortyl z Walig�r� przechwalali dawnymi przewagami, co je wedle mostku na Krtynie �wiadczyli, kupc�w �upi�c i morduj�c. Jak si� na jego widok porwali ze sto�k�w i pozdrowili z uszanowaniem, kryj�c za plecami ko�ci do gry i kufle z piwskiem, dla wi�kszej mocy spichrza�sk� gorza�k� przyprawionym. - No, w ka�dym razie natura ich ku pobo�no�ci sk�ania, cho� cia�a wci�� md�e i do grzechu nawyk�e - doda� niech�tnie, gdy� by� cz�owiekiem prawdom�wnym i uczciwym, jak rzadko. - Ale w�asnym s�owem r�cz�, �e nie b�d� ci przeciwni. Do��, by� si� wyst�pku wyrzek�a plugawego i do niewie�ciej poczciwo�ci powr�ci�a. Rych�o si� dla ciebie jakie zaj�cie znajdzie i dach nad g�ow�, i strawa. I mi�dzy lud�mi s�awa dobra. Jest te� w Wil�y�skiej Dolinie ziemi do��, co od ostatniego najazdu ugorem le�y, chwastem i tarnin� porasta. Do��, �eby dla ciebie zagon jaki wykroi�. A jeste� m�oda i nadobna, wnet i m�a sobie poczciwego znajdziesz, dziatki mu rodzi� b�dziesz, jad�o warzy�, bydl�tka oporz�dza�... Niewiasta przys�uchiwa�a si� jego perorze z g�ow� przekrzywion� na rami� i dziwnym wyrazem twarzy. Potem roze�mia�a si�. Bez z�o�ci, ciep�ym, gard�owym g�osem. A jeszcze p�niej pochyli�a si� nad Kaniukiem, kt�ry w swej wykrochmalonej, zapi�tej pod sam� szyj� nocnej koszuli tkwi� pod puchow� pierzyn�, sztywno oparty o stos poduch, i nim cokolwiek zdo�a� uczyni�, poca�owa�a go prosto w usta. - A to si� nam dziwo w Wil�y�skiej Dolinie trafi�o! - powiedzia�a, rozbawiona jego konfuzj�. - Od jednoro�ca rzadsze i bardziej p�ochliwe. Uczciwy a nabo�ny pleban. Cho� nierozgarni�ty i w �wiecie nieobyty. Przyzna� trzeba, �e�cie jedno dobrze zgadli. Wedle mego bydl�tka przysz�am. - Bydl�tka? - powt�rzy� og�upia�y Kaniuk. - Ano bydl�tka. - Niewiasta zn�w u�miechn�a si� �licznie. - Kota konkretnie. Kota mi, wasza wielebno�� ba�amucicie, ot co! Ostatnimi czasy ledwie j� ogl�dam, mo�e przed �witem na�re� si� przychodzi, ale po nocy, to ju� ze szcz�tem u was na zapiecku siedzi. Dobytku nie pilnuje, ludzi nie tumani, z�ego nie odstrasza. Mamuny tak si� rozzuchwali�y, �e mi przesz�ej niedzieli p� nocy w ogrodzie ta�cowa�y, lulek i pio�un ze szcz�tem zadeptawszy. Ch�opstwo rozbestwione, nie dalej jak wczoraj sama jakiego� pacho�a nasz�am, jak mnie w k�pieli podgl�da� w tataraku ukryty. No, ten sobie pr�dko na baby nie popatrzy - doda�a m�ciwie, a� Kaniuka ciarki przesz�y - chyba �e mu jaskr� z oczu przed figur� wymodlicie. To� sami rozumiecie, �e tak dalej by� nie mo�e! - Wybaczcie�, dobra kobieto - zdo�a� wreszcie wtr�ci� Kaniuk - ale ja waszego kota na oczy nie ogl�da�em. - A jak wam si� wydaje? - Czarnow�osa a� si� �achn�a i j�a wylicza� na palcach. - Kto wam nocnic� zadusi�, co si� tutaj na dachu nieomal zal�g�a? Kto koboldy ze starego m�yna sprowadzi�, �eby wam w gospodarstwie pomoc czyni�y? Kto skrzaty moje, i to moje w�asne, w kominie hodowane - rzuci�a z pasj� - na wasz �askawy chleb przyn�ci�, �eby koniom grzywy plot�y, a mleko od kwa�nienia chroni�y? Kto was tutaj co noc strze�e i od uroku broni? Przecie nie opat z klasztoru i nie figury wasze, jeno m�j kot! M�j w�asny, na likworach magicznych wypasiony i zbezczelnia�y, bo kot wied�my to nie mo�e by� byle pachru�cie, ale bestia pot�na, gro�na i zajad�a! - Podrzuci�a g�ow�, a srebrne kolczyki zadzwoni�y d�wi�cznie. Kaniuk odczeka� jeszcze chwil�, by upewni� si�, �e wybuch w�ciek�o�ci min�� na dobre, a potem uspokajaj�co po�o�y� d�o� na jej ramieniu - w �aden inny spos�b nie potrafi� okaza� swego zatroskania. Teraz ju� rozumia� dobrze, dlaczego wcze�niej nie ogl�da� jej w �wi�tyni, jednak nie m�g� nic wi�cej uczyni� dla nieszcz�snej, szalonej niewiasty. Musia�a nock� z lasu przyj��, pomy�la� ze smutkiem. Wojna bowiem sro�y�a si� okrutnie w G�rach �mijowych i wci�� jeszcze we kniei kry�o si� sporo luda, zbieg�ego z wiosek albo i dworc�w szlacheckich przed podjazdami rozswawolonego �o�dactwa. By�o mi�dzy nimi niema�o niewiast, cho�by i szlachetnego rodu, kt�re poszala�y od ogl�danych mord�w i okrucie�stw; Kaniuk w�asnymi r�koma wynosi� im po�ywienie popod mur opactwa, ale �adnej nie uda�o si� na d�ugo zatrzyma�, ani tym bardziej do rozumu przywie��. Wci�� d�wi�cza�y mu w uszach przera�liwe krzyki jasnow�osej dziewki, kt�ra przywlok�a si� ku nim zesz�ej zimy. Brn�a przez �wie�y �nieg, nieledwie naga, w poszarpanym gie�le, nawo�uj�c kogo� - m�a, syna, czy brata, nigdy si� nie dowiedzia�. Podobnie jak ani zgadn�� potrafi�, czy ta kruczow�osa niewiasta tylko bredzi o jakim� zwierzaku. - Kota twojego jutro poszukamy - powiedzia� mi�kko. - Na razie prze�pij si� troch� i wypocznij.