472

Szczegóły
Tytuł 472
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

472 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 472 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

472 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Klatka Pe�na Anio��w Autor : Andrzej Zimniak wklepa� : Argail Naplu�em mu w p�pek . Jasne �e wymaga�o to pewnej zr�czno�ci , ale w tym te� by�em dobry . Czyn stanowi� obraz� jeszcze uchodz�c� p�azem wobec prawa . W jego nastepstwie poszkodowany uzyskiwa� mo�liwo�� fizycznej odpowiedzi , w tej sytuacji r�wnie� bezkarnej . Dalsza eskalacja urasta�a do rangi pojedynku i nie obejmowa� jej ju� �aden kodeks , mo�e z wyj�tkiem moralnego . Zawsze dba�em o stron� formaln� i dotychczas dobrze na tym wychodzi�em . Ostatnimi czasy odwiedza�em wiele barwnych , nijakich albo ca�kiem strupiesza�ych miast w poszukiwaniu Murzyna . Jego z�ota legenda sz�a za nim i przed nim , ale mnie si� nie �pieszy�o . Wiedzia�em , �e pr�dzej czy p�niej spotkamy si� i �e to spotkanie b�dzie zar�wno weso�e jak i po�yteczne . Dla mnie napewno , a mo�e i dla niego . S�ysza�em o nim wiele . Gadali , �e m�g� nie z�azi� z baby przez dwa dni , jednym pstrykni�ciem zabija� psa , a ude�eniem kraw�dzi d�oni , nie bior�c zamachu , ucina� g�owy pyskaczom . Nawet po podzieleniu tego przez dziesi�� , warto by go mie� na zgreda . No i dopad�em wreszcie cz�owieka w bia�ym jak muszla nadmorskim kurorciku . gdzie po prmenadach przechadza�y si� ulizane pary , a na pla�ach wyczekiwa�y ch�tne hurysy . Po�owa tego towarzystwa zbieg�a si� wieczorem do knajpy , w kt�rej odbywa�y si� popisy . Murzyn okaza� si� Bia�ym o �niadej cerze i torsie b�yszcz�cym od oliwy . Wyst�powa� p�lnago , to znaczy nosi� tylko nabijan� �wiekami kamizelk� i buty z cholewami . Przed nim ustawiono bateri� butelek piwa , kt�re kolejno katapultowa� w rozbawiony t�umek za pomoc� gargantuicznego cz�onka . Jasne �e pochwycona w locie flaszka kosztowa�a wi�cej ni� w barze . Go�� do pomocy mia� nie�le zbudowan� nastolatk� . Biedak musia� si� inspirowa� , pfuj ! - Publicznie obra�asz t� m�od� dam� - odezwa�em si� spokojnie , lecz wystarczaj�co g�o�no - nawet jak na ciebie jest to przefdstawienie w z�ym gu�cie . Murzyn przesta� sie u�miecha� , a w�a�ciwie grymas u�miechu zastyg� na jego bokserskiej szcz�ce . Rozmydlone oczy zdradza�y stymulacj� narkotyczn� . Zd��y�em pomy�le� , �e chyba niewiele na nim skorzystam , zanim z�apa� butelk� i cisn�� j� we mnie . Tym razem normalnie , r�k� . Poczeka�em a� pocisk nadleci i odchyli�em sie raptownie do ty�u , chwytaj�c flaszk� u nasady , po czym bez po�piechu powr�ci�em do wyprostowanej postaci . Odbi�em kapsel , poci�gn��em spory �yk i odrzuci�em butelk� w bok . Skaka�a po pod�odze , zostawiaj�c po sobie pienisty szlak . - Mnie tam wystarcz� go�e r�ce - powiedzia�em unosz�c swoje drobne d�onie . Wyst�powa�em pod postaci� szczup�ego s�owia�skiego ch�opaczka o nieforemnym nosie , nijakiej twarzy i g�stwie s�omkowych w�os�w . Wtedy w�a�nie podszed�em i naplu�em mu na p�pek . Murzyn mia� jednak klas� . Nie obsypa� mnie stekiem obelg ani nie rzuci� si� na mnie ze �lep� furi� . Da�em mu ma�y pokaz sprawno�ci , kt�ry stanowi� zwyczajowe ostrze�enie . Resztki Fair Play tak naprawd� nie przeszkadzaj� , je�li przekroczy sie pewien poziom wprawy . M�j przeciwnik rozci�gn�� teraz twarz w u�miechu , kt�ry powinien przyprawia� o g�si� sk�r� . Zrobi�o sie tak cicho , �e s�ychac by�o bulgni�cia piwa , wci�� wyciekaj�cego z mojej butelki . Jedn� r�k� odsun�� stolik z flaszkami , drug� sto�ek z dziewczyn� , kt�ra ba�a sie poruszy� . Kr�bny cz�onek wci�� w niez�ym wzwodzie pl�ta� mu si� pomi�dzy fr�dzlami kamizelki . - Przepro� , dziecko , przepro� bardzo grzecznie , to daruj� ci �ycie - odezwa� sie wreszcie . G�os mia� zszargany , najwidoczniej niewiele dba� o siebie . C� , jego psie prawo . Ale dlaczego mia� mnie za gnojka ? - Poca�uj si� w dup� , je�li potrafisz zrobic mostek - powiedzia�em tak g�o�no , �e nie mia� wyboru . Niecierpliwi�em si� troch� . Wtedy poprawi� kamizelk� , ni� r�kami , ale jakim� dziwnym ruchem ramion i przegi�ciem plec�w , jakby chcia� wyczu� twardo�� wrzeciona zaszytego sztyletu . Ty �o��dny dupku , pomy�la�em , co teraz chcesz zrobi� ? Albo jeste� beznadziejny , albo usi�ujesz by� zbyt prawy . A mo�e zwyczajnie nie doceniam twojej przebieg�o�ci ? Szed� ci�ko jak maszyna . Gdy znalaz� si� w zasi�gu wymiany cios�w , podni�s� nog� , ale na tyle niepewnie , �e chyba ka�dy widzia� w tym blef . Uwa�a�em na jego unosz�ce si� ramiona i wtedy dosta�em kopniaka , od kt�rego wylecia�em w powietrze i uderzy�em w stolik , rozbijaj�c go na drobne kawa�ki . By�em zachwycony ! Murzyn okaza� si� mistrzem pi�trowych zawod�w . Warto by�o d�ugo i�� jego ciep�ym tropem , aby dzi� nauczy� sie czego� nowego . Jeszcze w locie prze�ledzi�em jego technik� , odtworzy�em ka�dy ruch i prze�wiczy�em go w my�lach . Tak , to by�o naprawd� dobre ! Tymczasem zwalisty tors zawis� nade mn� . Murzyn nie �pieszy� si� , licz�c na oszo�omienie przeciwnika . Przeliczy� si� , bo nie wiedzia� nic o zgredach , pracuj�cych pe�n� par� . Mia�em ich w sobie doborow� dwudziestk� i w�a�nie dzi�ki nim przez ca�y czas zachowywa�em czysto�� umys�u i sprawno�� mi�ni . Dzi�ki nim prawie nie m�czy�em si� i by�em szybszy ni� inni . Pochyli� si� , chc�c wymierzy� sw�j s�ynny cios kantem d�oni bez zamachu , ale ubieg�em go . B�yskawicznie wyprowadzi�em r�wnoleg�e uderzenie pi�ci� i kolanem . Obydwa si�gne�y celu , cho� pi�� jako� pewniej ugrz�z�a w podbr�dku , ni� kolano w kroczu . Odsun�� si� , a ja paln��em go jeszcze w czo�o , a w�a�ciwie w �ci�le okre�lone miejsce czo�a . Powinno go�cia zamroczy� , ale on okaza� si� twardy . Wyprostowa� si� , a potem przechyli� w taki spos�b , aby bez trudu si�gn�� za swoje plecy . Druga r�ka swobodnie zwisa�a w kierunku wysokiej cholewy . Naprawd� by� mistrzem zwod�w . Nie potrafi�em wskaza� kt�re z jego zagra� stanowi�o prawdziwy atak . Kopn��em w nadgarstek d�oni , si�gaj�cej buta , szykuj�c sie do odparcia ataku z drugiej r�ki . Dobrze zrobi�em , bo zal�ni�o ostrze w�skiego sztyletu . Ukryty by� nie z ty�u , lecz w przedniej cz�ci kamizelki , a wyci�ga�o sie go przez jeden z �wiek�w . Zd��y�em da� nura pod kling� i uderzy�em dwa razy w zbroj� r�k� , niezbyt silnie , ale za to precyzyjnie . Potem wykr�ci�em j� na plecy , a� chrupn�o , i zada�em cios w szyj� . A potem mog�em ju� za�o�y� klasyczne duszenie. Tak , to naprawd� by�a ciekawa walka . - Teraz udusz� ci� i nikt nie powie mi z�ego s�owa - cedzi�em mu wprost do ucha - Ale mo�esz si� uratowa� , wci�� jeszcze mo�esz. Rzuci� si� ze dwa razy , usi�owa� kopa� i zak�ada� d�wigni� nogami . Nic z tego si� nie uda�o , bo uda� si� ju� nie mog�o . Rz�zi� , oczy wchodzi�y mu na wierzch . - To nic - kontynuowa�em g�o�nym szeptem - �e nie rozumiesz . Wystarczy jak pomy�lisz , �e zgadzasz si� by� moim zgredem , a wszystko b�dzie dobrze . Ja ju� wiem jak mam to zrobi� . Wolny wyb�r wolnego cz�onka wolnej spo�eczno�ci . Sta�o sie to co sta� si� musia�o . To , co zdarza�o si� zawsze . Cia�o Murzyna wiotcza�o , kurczy�o si� , traci�o witalno�� i wigor , uchodzi�a z niego tre�� materialna . Zmniejszy�o si� do rozmiar�w lalki , k�ka z fajkowego dymu , a� wreszcie sta�o si� r�ow� istotk� bez wyra�nej postaci kt�ra wskoczy�ado mnie do �rodka . Zakr�ci�o mi si� w g�owie , a po sekundzie poczu�em przyp�yw si� . Przychodzi� czas na kolejne przeistoczenie . Zostawi�em oniemia�y t�umek z butelkami w d�oniach i pobieg�em na zaplecze . Wpad�em w bia�e drzwi do bia�ego pomieszczenia . M glazurze odbija�a si� moja - nie moja twarz , rozci�gana konwulsjami , szarpana drgawkami . Ca�e cia�o piek�o i bola�o , co� przemieszcza�o si� wewn�trz, przelewa�o , rozpuszcza�o i narasta�o . Za�yczy�em sobie by� wysokim , szczup�ym brunetem . D�insy i podkoszulek zamieni�em na cienki tweedowy garnitur o stalowym odcieniu . Do tego krawat z grubo tkanego materia�u , niebieski . Dobrze . Koszula szara z domieszk� b��kitu . W porz�dku . Czu�em si�� , dwidziestu jeden malc�w dobrze wykonywa�o swoj� prac� . Do toalety wpad�o kilku zdyszanych m�czyzn . Pootwierali kabiny . - Nie widzia� pan takiego blondyna w d�insach ? - spyta� jeden z nich . - Zajrza� , ale na m�j widok wyszed� . Spieszy�o mu si� . - poinformowa�em ciep�ym barytonem i bez po�piechu op�ci�em lokal . Rozleg�o si� pukanie do drzwi , ostro�ne i nie�mia�e , a wi�c podejrzane . Anonsowa�a si� si�a mierna , zawsze niepotrzebnie komplikuj�ca sprawy . W�o�y�em n� za ko�nie� , chwyci�em gnata , stan��em w najdalszym k�cie i pilotem otworzy�em drzwi . Wszed� t�gawy m�czyzna o rozbieganym wzroku . Jego lewa r�ka nieco odstawa�a , musia� taska� pod pach� niez�y kaliber . Praw� nogawk� mia� d�u�sz� , wi�c za pasem te� by� na co� miejsce . Widocznie nie wygl�da�em jak anio�ek , bo wyci�gn�� r�ce w uspokajaj�cym ge�cie . - Przychodz� w pokojowych zamiarach ! - Zje�d�aj cwaniaku . Je�li sp�dzisz tu wi�cej ni� dziesi�� sekund , nie r�cz� za twoj� sk�r� . Podszed�em i dopiero wtedy od�o�y�em bro� . By�em ju� zbyt blisko aby m�g� mnie zaskoczy� . - Jeste� Enkel , dobrze o tym wiemy - powiedzia� troch� niepewnie . Wszystko robi� jako� niepewnie . Teraz sprawa by�a jasna . Moim go�ciem okaza� si� kapu� rz�dowy . Na dziewi�dziesi�t dziewi�� procent . Rzuci�em si� na niego , ale w ostatniej chwili wychamowa�em , z zakrzywionymi palcami tu� przy grubej szyi . Tamten odruchowo si�gn�� pod pach� . By�em got�w , aby wytr�ci� mu dowoln� maszynk� , zanim zd��y cho�by musn�� spust . lecz by� to zbytek ostro�no�ci . Facet mia� pod pach� pusta kabur� . Skin��em na obci��ony pas . Odchyli� po�� marynarki i pokaza� p�k kluczy . Nawet kajdanki zostawi� kolesiom za drzwiami . - No dobra - westchn��em - strzeszczaj si� . - Mathias , agen rz�dowy - przedstawi� si� . Wyg�adzi� ubranie i usiad� jak panienka zak�adaj�c noga na nog� . - Czego chcesz ? - spojrza�em na zegarek . Mia�em serdecznie do�� tych wszystkich lalusi�w z rz�du i innych wa�nych organizacji . Nie wiadomo jakim sposobem odnajdywali mnie i rozpoznawali . - Przynosz� propozycj� wsp�pracy . Bardzo ... - Wiem . Zadania specjalne , niebezpieczne , ale doskonale p�atne . Do tego miesi�czny rycza�t r�wny p�sji ministerialnej . Oczywi�cie najlepsze panienki gratis . Co dorzucisz tym razem ? - Luksusow� will� nad morzem w g�rach czy gdziekolwiek indziej . Sam wybierzesz lokalizacj� , do nas nal;e�y reszta . - Emerytura i opieka lekarska ? - To chyba zrozumia�e . - oczy mu rozb�ys�y , ju� wyobra�a� sobie czek z niebotyczn� sum� za ob�askawienie bestii . Tfu ! - Zje�d�aj ! - wsta�em i otworzy�em drzwi - Ino chy�o ! - Ale ... Nie rozumiem ... - Nie rozumiesz , co znaczy s�owo zje�d�aj ? Zaraz ci wyt�umacz� , kochasiu ... Przedziera�em si� przez zaro�la , byle dalej od wrzaskliwego t�umu na pla�y . Tutaj , pod tymi drzewami , jeszcze nie tak dawno bawi� si� ma�y ch�opiec , kt�ry marzy� o czym� wielkim i pi�knym . Potem okaza�o si� �e �wiat ma respekt tylko przed �otrami i zabijakami . W�a�ciwie to by�o troch� inaczej . Wtedy ten ma�y ch�opiec marzy� tylko o tym , aby dobrze si� naje�� i nabawi� , mo�e jeszcze troch� napsoci� . Chcia� tak�e by� silny , tak silny , aby nie ba� si� nikogo . Strach zapami�ta� jako bolesny ch��d w piersiach . Prawd� m�wi�c , to wszystko pozosta�o w nim do dzi� , mo�na by�oby jedynie u�y� innych okre�le� . Wchodzi�em coraz g��biej w las . Tego dnia by�em piekielnie trze�wy i nie chcia�o i sie bab , i mo�e dlatego opad�y mnie sentymenty . Zawsze uwa�a�em , aby stale pozostawa� wobec innych twardym facetem , ale tutaj , na odludziu , poczu�em si� samotny czyli bezpieczny . Gdzie s� moi przyjaciele , towarzysze zabaw dziecinnych ? A jak�e , pozostali ze mn� , pracujemy razem . Gdy wyro�li�my na m�odzie�c�w , pozabija�em ich wszystkich , jednak nie do ko�ca , bo jaki bym wtedy mia� z nich po�ytek ? Od kiedy pozna�em Sekret , wiedzia�em �e mo�na zrobic z nich zgred�w , wi�c teraz s� we mnie w �rodku i spe�niaj� wszystkie rozkazy . Musz� s�u�y� , a za jedyn� odpowie� maj� "Tak jest" - Su�tan , jeste� tam ? - spyta�em ich przyw�d� . - Tak jest ! - Chcesz pogada� ? - Tak jest ! - Pozwalam ci m�wi� . - Tak jest ! Z mojego poziomu zgredy by�y p�g��wkami , w gromadzie bardzo u�ytecznymi , ale zawsze p�g��wkami . Musia�em wypu�ci� Su�tana , mojego najlepszego przyjaciela , inaczej z rozmowy nici . Wypu�ci� ? Nie , ju� lepiej sam do nich zejd� . Tylko na chwil�. �atwo jest zosta� zgredem . Pomy�la�em �e chc� nim zosta� , i ju� tam by�em , we wn�trzu samego siebie , wkomponowany w niebiesko - r�ow� sceneri� , otoczony wiwatuj�c� grup� cielistych stwor�w . Sam by�em prze�roczysty , wszak moje cia�o pozosta�o gdzie indziej . Su�tanowi narobi�o si� zmarszczek , ale to by� naprawde on . Jego �obuzerska g�ba pa�a�a niek�aman� rado�ci� gdy bra� mnie w obj�cia i �ciska� coraz mocniej . - Daj spok�j , stary , bo mnie udusisz - powiedzia�em wzruszony , usi�uj�c si� wyswobodzi� . Nie pami�ta�em ju� przyjacielskich uchwyt�w . Wtedy zwolni� chwyt , ale tylko po to by znienacka i precyzyjnie uderzy� w szyj� i raz w skro� . Jaki by�em g�upi ! Gdy zesz�em do nich , przestali mnie uwa�a� za pana . Da�em si� zaskoczyc jak g�wniarz . Zesztywnia�em , cho� nadal widzia�em do�� wyra�nie . Su�tan za�o�y� duszenie i �wiat posza�a� jak marny pergamin . Inne zgredy skaka�y dooko�a i skandowa�y : Su�tan , Su�tan . - Je�li nie mo�esz m�wi� , wystarczy �e pomy�lisz " Oddaj� ci w�adz� " - s�czy� mi do ucha . Wszak pozwoli�em mu m�wi� . Nie wiedzia�em czy mo�na udusi� dusz� , wizytuj�c� Incognito w�asne cia�o , ale czu�em si� naprawd� kiepsko , wi�c pomy�la�em co chcia� . Wtedy p�ci� mnie i ur�s� , wyr�s� gdzie� poza r�owo - niebieskie sklepienie i znikn�� , a ja stwierdzi�em , �e moje cia�o wraca do mnie , jakby wnika�o do �rodka . Zabarwi�em sie na cielisty kolor i sta�em si� zwyk�ym zgredem . Mog�em m�wi� tylko "Tak jest" , musia�em pomaga� ile si� naszemu Panu , ale my�le� mog�em co chcia�em . I naprawd� sobie nie �a�owa�em . Su�tan by� g�upi . Ju� pierwszego wieczora da� si� tak nafaszerowac o�owiem , �e ledwo mad��ali�my z �ataniem . Co prawda w ko�cu udusi� tewog pijaczyn� , ale c� nam po zgredzie , kt�ry tylko wymachuje r�kami i udaje ze sie przejmuje ? Su�tan by� po prostu kiepski . Nie nadawa� si� na przyw�dc� , nie mia� do�� ambicji , a mo�e tylko nie stawia� sobie zada� odpowiedniego formatu , bo zwyczajnie by� tch�rzem. Wstydzi�em si� za niego , mojego by�ego przyjaciela , kt�ry unika� spotka� z przeciwnikami , a potem przed nimi ucieka� . W�cieka�em si� , kiedy ludzie zacz�li m�wi� o zmierzchu Wielkiego Enkela . Po jakim� czasie ju� nic nie m�wili tylko spluwali , a Su�tan kluczy� , zaciera� �lady i wci�� zmienia� posta� , dusz�c jekie� cherlawe pokraki , kt�re ba�y si� jeszcze bardziej ni� on sam . A ja nie mia�em innego wyboru , ni� odpowiada� "Tak Jest !" i we wszystkim podporz�dkowa� si� temu n�dznemu robakowi . Nie usz�o mojej uwagi , �e od pewnego czasu ucieczki Su�tana sta�y si� jeszcze bardziej zdesperowane i chaotyczne ni� poprzednio . Zorientowa�em sie , �e kto� wytrwale nast�puje mu na pi�ty . M�j Pan nie na �arty l�ka� sie o swoj� sk�r� . Kiedy� le�a� ukryty po�r�d rupieci na opuszczonym strychu , dusz�c si� od kurzu , i obserwowa� droge przez szpar� w �cianie . J�kn�� : - On jest dla mnie za szybki ! - Tak jest ! - odpowiedzia�em uznaj�c , �e zwr�ci� sie do mnie . - Zamknij sie ty cholero - warkn�� . Mia� chybazamiar p�ci� normaln� wi�zank� , ale przerwa� i zastanowi� si� . Szkoda �e tak p�no . Jednak teraz jego my�l sz�a w dobrym kierunku . - Przecie� jeste�my przyjaci�mi , Enkel . Masz jaki� pomys� ? Cssssss !! Drog� zbli�a� sie s�usznej postury m�czyzna w jasnym odprasowanym garniturze . Nosi� much� w czerwone grochy , kt�re przypomina�y krople �wie�ej krwi . By� brodaty i opalony , nie pierwszej m�odo�ci . Przystan�� i spojrza� w g�r� , w nasz� stron� . - On wie ... - dysza� Su�tan zaciskaj�c wielkie , spocone pi�ci . M�czyzna oddala� si� niespiesznie . - On wie , �e tu jestem ! Powiedz , co robi� !? - Tak jest ! Su�tan rykn�� w�ciekle , poczym uwolni� mnie . Wylaz�em mu z szyi r�owym b�blem , zeskoczy�em na pod�og� i rozros�em si� , przybieraj�c swoj� pierwotn� posta� rudego , przetr�conego irlandczyka . - Tylko - pogrozi� mi t�ustym paluchem - bez kawa��w . Jestem od ciebie silniejszy o trzydziestu . - Dziesi�ciu z nich mo�esz sobie wsadzi� - prychn��em - Te ��jzy to tw�j w�asny nab�r . - Dobrze , ju� dobrze , m�j przyjacielu - roz�o�y� �apska gestem anielicy . - Razem go za�atwimy , inaczej obaj przepadli�my , Enkel . - Nic z tego cwaniaku . Twoja pomoc jest na dzyndzel , jak zwykle tylko spaprzesz robot� . Sam go za�atwi� . Pod warunkiem �e oddasz mi zgred�w . Cofn�� si� , otar� spotnia�� twarz . - Nigdy . Nie pr�buj si� nawet przymierza� ! - W porz�dku . Odchodz� z tego interesu . - Nie pozwoli�em ci - sykn�� . - Tutaj mo�esz mi zrobi� - wystawi�em d�o� - Chcesz mnie zatrzymac to uderzaj pierwszy . Obcy zn�w pojawi� si� na drodze , jego jasny garnitur by� dobrze widoczny w �wietle latarni . Nie �pieszy� si� . Su�tan dysza� ci�ko . Przybra� , frajer , postac pot�nego ch�opa , silnego jak nied�wied� , ale powolnego . Zwa�y t�uszczu przeszkadza�y mu nawet w oddychaniu . �a�osny frajer . Ale m�g� mnie jeszcze za�atwi� . Nie zrobi� tego , bo zabardzo si� ba� . To ja odchodz� . Dasz s�owo �e zostawisz mnie w spokoju ? Mam do�� . Chc� ... si� ustatkowa� , mie� zwyk�� �on� i dupczy� j� po ciemku pod ko�dr� , je�� codziennie obiad , ruga� dzieci . Rozumiesz ? - Nic a nic . Masz moje s�owo . Dawaj zgredy ! Gdzie� w sieni skrzypn�y drzwi . Su�tan zwija� sie jak w ukropie : r�owe lalki migiem wskoczy�y we mnie, ca�a dwudziestka . - Dawaj wszystkich ! - Ale ... - On jest ju� na schodach . Pozosta�a n�dza przelaz�a nie bez trudu . Nawet na s�u�bie nie potrafili wytrze�wie� . Jak ju� mia�em ich w sobie , bez zbednej zw�oki rzuci�em sie na Su�tana , swojego drogiego przyjaciela . - Przecierz obieca�e� ! - jego nalan� twarz zniekszta�ci�o przera�enie . Zamierzy�em sie do ciosu w czo�o , wi�c pos�usznie postawi� podw�jn� gard� . Mog�em metodycznie i spokojnie kopa� ko w �o��dek i krocze , a potem za�o�y� duszenie . Odczeka�em z p� minuty i spyta�em przymilnie : - Chcesz zostac moim zgredem ? Pstrykn�o i ju� by� m�j . Zawsze do czego� mo�e si� przyda� . Pozosta�em rudy lecz przyj��em lepsz� postur� . By�em teraz got�w do akcji maszyn� do zabijania , g�r� przyczajonych mi�ni . - Chcesz zgin�� ? spokojnie spyta�em obcego , k�try sta� u wej�cia , lekko schylony pod nisk� powa�� . Nie mia�em broni , wi�c zbli�y�em sie do niego , wyczulony na jego najmniejszy ruch . - Wol� porozmawia� - u�miechn�� si� - W pobli�u jest ca�kiem sympatyczna knajpa . Daj� s�owo , to by� prawdziwy u�miech , nie jakie� szczerzenie z�b�w czy maska idioty . Facet musia� by� genialnym mistrzem od zwod�w , wi�c pomy�la�em , �e spr�buj� co� od niego wyci��gn�� , zanim zako�cz� spraw� . Poszli�my na w�dk� , lecz pozosta�em czujnieszy ni� zwykle . Zaj�li�my wykusz w po�owie schod�w . Z szarej czelu�ci w dole co chwila wynurza� sie kelner i mkn�� ku jasno�ci g�rnych poziom�w , pozostawiaj�c za sob� mieszanine potu i sma�onego oleju . Rozpiera�a mnie energia , gromada czujnych zgred�w czeka�a na sygna� . Gotowa�a si� we mnie ca�a z�o�c na Su�tana , na wszystkich przyjac� , na ca�y �wiat . Tak�e na tego fircyka w letnim garniturze i muszce w kropy . Przypominasz mi lalusia rz�dowego , ale cuchniesz troche inaczej - zagai�em - Wydzielasz co� takiego od czego wieje po plecach . Tamten trzyma� kieliszek elegancko , w dw�ch palcach . Zatrzyma� go w p� drogi . Wyobrazi�em sobie , �e uderzam w naczynie , ale nie za mocno , w sam raz tak by nie naruszy� szk�a , i obserwuj� jak prze�roczysty pocisk rozpryskuje si� na �cianie w chmurze kropli . - St�j ! - ostrzeg� Gab . Gab , co za smieszny pseudonim . Nies�uchane ten lalu� o�miela� sie podnosi� g�os ... - Powstrzymaj si� , Enkel . Mam nad tob� podw�jn� przewag� . - Niby ...ty? - prychn��em z pogard� , wci�� wywa�aj�c ude�enie . Musi by� akurat nie za mocne i nie za silne . - Po pierwsze to ja uwolni�em ci� od Su�tana . Zdziwienie okaza�o si� wi�ksze ni� z�o�� . - Co takiego ? - Obserwowa�em ci� od dawna . Wasz zesp� pracowa� znacznie gorzej pod Su�tanem ni� pod tob� , wi�c postraszy�em go troch� . To nie by�o trudne . Rzecz trzyma�a si� kupy . Je�li by chcia� wyko�czy� Su�tana , m�g� to zrobi� wcze�niej . Poczeka� . Poczeka� na mnie . Nie ma co gada� , zaimponowa� mi tym troch� . - Hodowa�e� sobie przeciwnika ? Wi�c go masz - powiedzia�em uroczy�cie i wreszcie waln��em w to szk�o . Dobrze wyliczy�em , bo polecia� ca�y i rozbi� si� o �cian� . - Szkoda gorza�ki - spokojnie zauwa�y� Gab - Na przysz�o�� uwa�aj bo mam drugi argument . Nie wiadomo sk�d w jego d�oni pojawi� si� n� srebrny . Posrebrzane ostrze wyskoczy�o z r�koje�ci z cichym trzaskiem . Wzdrygn��em si� . - Stokro� bardziej wol� mie� doczynienia z gnatem - Wiem . Jestes uczulony na srebro . Zdarza si� . - Chcesz bi� si� tutaj? - spyta�em bez przekonania . Z�o�� wywietrza�a , a bez z�o�ci trudniej macn�� przeciwnika . - Nie chc� si� bi� . Mam propozycj� . Za�mia�em si� , a potem roze�mia�em si� g�o�no . Pozna�em wielu lalusi�w i ich propozycje ; wszystkie mia�y na ceplu przysposobienie mnie do jakiej� paskudnej roboty , kt�ra najmniej korzy�ci przynios�a by wykonawcy . �adnej nie przyj��em, wi�c dlaczego mia�bym si� dogada� z tym przebiera�cem ? Tylko dlatego �e zawi�za� much� ? Te� co� ! Od�o�y� n� , ale mia� go w zasi�gu r�ki . Szybka akcja , rozpoczynaj�ca si� od wywr�cenia stolika , mia�a szanse powodzenia . Wszystko zale�a�o od refleksu tamtego . - Zobacz - powiedzia� i wyci�gn�� w moj� stron� �a�cuszek z medalikiem . Wszystko by�o srebrbe , cholera . - Chc� ci to podarowa� . Mo�esz to nosi� na szyi . - Zwariowa�e� - wykrztusi�em z trudem . Czu�em jak gard�o mi puchnie a sk�ra zaczyna sw�dzie� . Chcia�em ucieka� , ale by�o ju� za p�no : taka ilo�� srebra z niewielkiej odleg�o�ci mo�e skuteczniej obezw�adni� ni� podw�jny nelson . - Je�li nie mo�esz m�wi� - Gab nachyli� sie i s�czy� mi jad prosto du ucha - to tylko pomy�l " Od dzi� bij� si� pod innym sztandarem" . Niczego nie musisz zmienia� opr�cz znaku , pozostajesz wolnym cz�owiekiem z woln� wol� . Ko�czy�em si� . Gard�o zapuch�o mi w jedn� kluch� , �o��dek wype�ni�a kloaczna zawarto�� , m�zg szarpa�y robaki . W brzuchu zapiek�o , mia�e wytrusk jak przy agonii . Co powiedzia� ten palant ? �e nie musz� niczego zmienia� ? No to niech mu b�dzie ! Kleszcze powoli ust�powa�y , wyg�odnia�e p�uca chwyci�y pierwszy haust , mr�wki przesta�y dr�czyc cia�o . Po d�u�szej chwili wyprostowa�em si� , Przep�uka�em gard�o . Na szyi mia�em �a�cuszek . - Oddaj go - powiedzia� Gab Dotkn��em piersi . - Dlaczego ? - Przysi�gi z�o�one pod przymusem s� niewa�ne , przynajmniej u nas . Znowu jakie� "u nas" . Tfu ! Zdj��em medalik i wa�y�em go w d�oni . Bezkarnie trzyma�em ca�� uncj� srebra ! Do tego czu�em sie zupe�nie nie�le . To by�o nawet zabawne . Wi�cej : dawa�o poczucie bezpiecze�stwa . Z tej strony ju� nikt mnie nie zajdzie ! - M�wi�e� , �e nic nie musz� zmienia� , mog� �y� jak dawniej . Niczego nie ��dasz ? - Niczego . Mo�esz �y� jak chcesz . Zamyka�em i otwiera�em d�o� . - A wi�c zatrzyzmam go . Chc� mie� jeszcze n� . Do kompletu . - Jest tw�j - schowa� ostrze i popchn�� bro� w moj� stron� . Uj��em z obaw� posrebrzan� bro� ale nic si� nie sta�o . Wtedy , mi�dzy jednym a drugim przej�ciem kelnera , kropn��em go w czo�o i za�o�y�em duszenie . Troch� wierzga� , ale ju� po minucie mia�em z niego swojego zgreda . Zmieni�em si� w ciemnego chudzielca i wyszed�em . Na ulicy uwolni�em go . Przecie� nawet z nim nie walczy�em , wi�c niech idzie w choler� . Otrzepa� garnitur i powiedzia� �e wszystko jest w porz�dku . Mia�em ochote przy�o�y� mu za to jeszcze raz , ale tylko spyta�em : - Dlaczego ja ? - Bo by�e� najgorszy . I jednocze�nie najlepszy . Wzruszy�em ramionamii poszed�em sobie . Za zakr�tem uwolni�em Su�tana . Przecie� mu obieca�em . Niech sie statkuje i wzorowo obcuje z prawowit� �on� .Tch�rz i skurwiel , ale przecie� to nic nie zwyk�ego . Nie my�lcie tylko , fiuty , �e cokolwiek zmieni� w swoim �yciu . W ko�cu po co� trzymam tych paru zgred�w . Kto jak kto , ale ja nie zamierzam si� ustatkowa� . Nadal musze walczy� z w�asnym l�kiem , a m�wi� mog� rozmaicie , nawet tak jak wszyscy lubi� . A dop�ki pozostan� sprawny , racja i tak jest po mojej stronie . Warszawa , maj 1994 =============================================== - Zbi�r opowiada� o Enkelu "Klatka pe�na anio��w" mo�na kupi� w: http://www.merlin.com.pl/ - Strona autorska Andrzeja Zimniaka: http://zimniak.art.pl/ ===============================================