4707
Szczegóły |
Tytuł |
4707 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4707 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4707 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4707 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Piotr Biniek
"Kalendarzowa Zima"
Jak rozpocz�� opowiadanie, w dodatku takie, kt�re ma przynie�� literack� nagrod� Nobla? Mo�e tak ?
"W naszym �yciu, pewnego dnia, stajemy twarz� w twarz z nasz� przesz�o�ci�, dzieci�stwem, lub wydarzeniami z dni, kt�re min�y przecie� tak dawno a jawi� si� ci�gle nam jak gdyby zdarzy�y si� wczoraj."
Nie�le, co nie ? Styl zer�ni�ty z tanich powie�ci dla pryszczatych nastolatek, tre�ci �adnej, pewnie s�ynny literat Pan Pilch by�by zachwycony. Dlaczego nie potrafi� po prostu napisa� tego co siedzi we mnie, nie sil�c si� na wyszukan� form�. A propos - pierwotnie moje opowiadanie w�a�nie tak si� zaczyna�o. �a�osne. Tak naprawd� wydarzenia wcale nie "jawi� mi si�" ani nie "staj� twarz� w twarz z nimi". Dosy�!
Doskonale pami�tam ten dzie� poznania naszego poznania, pisz� naszego, ho� w�a�ciwiej by�oby nazwa� je moim, zreszt� czy dzi� ma to jakiekolwiek znaczenie; pewnie nie. W ka�d� noc kiedy le�� w swoim ��ku i tak bardzo boj� si� zasn��, przypominam sobie jej spojrzenie, dotyk, u�miech, ci�gle nie wiem dlaczego w�a�nie do niej moje uczucia rozb�ys�y z tak� si��. Pami�tam, to by� grudniowy wiecz�r, pierwszy dzie� kalendarzowej zimy, dr�czony okropnymi wyrzutami sumienia, �e oczywi�cie jak zwykle znowu nie potrafi�em powiedzie� "nie" mojej narzeczonej Dominice, kt�ra kolejny raz wspi�a si� na wy�yny nieprawdopodobnej umiej�tno�ci wywo�ania u mnie poczucia winy, wymusi�a na mnie zgod� by�my mieli dziecko. Co pewien czas sprawa ta wraca�a w naszych rozmowach, kiedy w tych rzadkich chwilach zapomina�em, �e musz� uwa�a� na s�owa. Tego dnia dosta�a jakiego� ataku nerwowego, histerii, zreszt� pal licho jak to nazwa�, a ja poczu�em si� jak bydle i sam nie wiem dlaczego pad�o to s�owo; OK, masz racj�, przyszed� czas aby�my mieli dziecko. Kochali�my si� potem d�ugo, pewnie nawet gdyby kto� To zobaczy� to uzna�by To za nami�tny sex, ale ja ju� dawno przesta�em wierzy�, �e zdo�am prze�y� co� na kszta�t pe�nej rozkoszy fizycznej i duchowej. Kiedy sobie to przypominam bierze mnie obrzydzenie. Do��! Zostawiam t� nieszcz�liw� kobiet�, lepiej zdecydowanie pisa� o niej. No, o niej - bo czy jest sens nazywa� j� jakimkolwiek imieniem, czy nazwiskiem? Bo przecie� nie tak, jak ja zawsze nazywa�em kobiety - dupa, obrabiarka numeryczna (no to taka, kt�ra co� tam obrabia i robi te� numery, a raczej numerki). Jak j� nazwa� -Kalendarzowa Zima ?
Kalendarzowa Zima - by�o to prawie 26 lat temu, mia�em wtedy oko�o 3 lub 4 lat i jest to jedno z najdawniejszych wspomnie�, kt�re pami�tam. To na pewno by� wiecz�r wigilijny, bo ulotne wra�enie, kt�re pami�tam wraca zawsze, kiedy zbli�a si� gwiazdka, a ja jeszcze nie do�wiadczam przyjemno�ci z zabawy nowymi prezentami. Mieszkali�my wtedy w ma�ej pegeerowskiej wiosce. Moi rodzice byli pracownikami fizycznymi, mama pracowa�a przy krowach, a tata by� traktorzyst�. To by� wielki facet, o twarzy kt�rej prawie nie pami�tam, ale nie by�a ona �adna. Nigdy jednak nie znika� z niej u�miech. To takie du�e dziecko, kt�re ci�gle potrafi bawi� si� zabawkami, a �e nie jest to ma�y drewniany samochodzik, tylko wielki i rycz�cy traktor, to przecie� nie ma to �adnego znaczenia. Zmar� kilkana�cie lat p�niej um�czony przez raka. Tego dnia jednak kiedy sta�em przed nim wpatrzony w unosz�ce si� w powietrzu p�atki �niegu, wydawa� mi si� niezniszczalny i wszech pot�ny. Czu�em na moich plecach jego oddech, zapach i ogromn� si��.
Pad�o wtedy zdanie, kt�re do dzi� ma dla mnie magiczn� moc. Kiedy cz�apa�em przez gigantyczne zaspy �niegu: cz�apu cz�ap, on sta� tu� za mn� patrz�c by� mo�e na mnie, a by� mo�e na to co rozgrywa�o si� przed naszymi oczami. A by�o to z wszechmiar nieziemskie zjawisko, zapieraj�ce dech ma�ego cz�owieka, kt�ry w�a�nie zachwyca� si� pojawiaj�cym si� w jego �yciu �wiatem. Sta�em tam razem z moim Tat� i wpatrywa�em si� w migotaj�ce w blasku lampy ogromne p�atki �niegu. Bo�e, co si� sta�o ze mn�, �e dzi� nie potrafi� tak tego odbiera�, jak wtedy, gdy ka�dy p�atek �niegu by� ma�� niesko�czon� tajemnic�, wywo�uj�c� we mnie dreszcz emocji. Dlaczego tego dnia, gdy o 25 lat starszy cz�apu cz�apa�em przez ogromne zaspy �niegu a p�atki migota�y w moich oczach, nie czu�em tego zachwycenia ma�ego cz�owieka? A jednak kawa�ek tego uczucia pojawi� si� na kr�tko, gdy zobaczy�em j� wtedy. Ale czy tak naprawd� widzia�em j� w swoich oczach, czy by�a tylko ulotnym obrazem zniekszta�conym przez moj� chor� wyobra�ni�. Na ile miejsce, w kt�rym spotka�em j� po raz pierwszy mia�o wp�yw na moje my�li i uczucia.
Od dziecka uwielbia�em chodzi� na cmentarz, czyta� te kr�tkie informacje na nagrobkach; �e kto� �y� 46 lat, albo niech spoczywa w pokoju. Wiele razy powtarza�em - "szkoda, �e nie ma u nas tradycji wypisywania epitafi�w", cho� dzi� wydaje mi si�, �e du�o wi�cej ludzkiego �alu i b�lu mie�ci si� w kr�tkim; "Ave Maryja". Jak�e trudno jest cz�owiekowi nazwa� swoje uczucia z powodu �mierci bliskiej osoby, �e godzi si� na napis s�awi�cy kogo�, kogo si� nawet nie zna�o.
Tego dnia, gdy przeczyta�em kolejne daty urodzin i zgonu, zobaczy�em j�. Sta�a zamy�lona, ze smutnym wyrazem twarzy, w jednej z alei cmentarnej. Jakby zastanawia�a si� w kt�r� stron� skierowa� swoje kroki. Napotka�em jej wzrok w chwili, gdy na kawa�ku ubitego �niegu po�lizn��em si� i wywin��em pi�knego or�a. Kiedy tak le�a�em sobie w �niegu i s�ysza�em przyjemny dziewcz�cy �miech, my�la�em sobie ...- nie tego nie napisz� co my�la�em, bo i pi�kne to my�li nie by�y.
- �yje pan ?
- To g�upie pytanie, pewnie �e nie �yje, bo jak tu �y�, kiedy upada si� na widok pi�knej kobiety.
- To tani komplement, ale w pana sytuacji wybaczam i rozumiem chwilowy brak czego� bardziej wyrafinowanego, prosz� oto moja r�ka.
Zrozumia�em wiele czasu p�niej, �e od pierwszych naszych s��w nie pad�o ani jedno niepotrzebne, jakby�my pisali wsp�lne opowiadanie, kt�rego ka�de s�owo jest dok�adnie zaplanowane. Doskona�e duchowe po��czenie, a mo�e jedno��? A cia�o? Gdy poda�a mi swoj� r�k�, ciep�� mimo sporego mrozu, poczu�em �e... - w�a�nie co poczu�em dotykaj�c j�?
Jest coraz wi�cej pyta�, kt�re pojawiaj� mi si� od czasu gdy widzia�em j� po raz ostatni, zauwa�am, �e by�a kim�, kto sprawia�, �e nie widzia�em, nie analizowa�em, nie zna�em tylko czu�em. Jakby otworzy�a dla mnie drog� do moich uczu�, drog� kt�ra wydawa�a si� mi albo nieistniej�ca albo zamkni�ta na zawsze.
- Dzi�kuj� - wyduka�em. Cholera jaki jestem niezgrabny przemkn�o mi i jeszcze ta krzywa r�ka, wydawa�o mi si�, �e chwila podnoszenia si� trwa wieki.
- Prosz� si� nie kr�powa�, jestem przyzwyczajona do pomagania m�czyznom. - Ci�gle si� �mieje, g�upia krowa - ha, to w my�lach sobie powiedzia�em, bo tak naprawd� to nic m�drego nie przychodzi�o mi do g�owy.
- Nie zas�uguj� chyba na miano m�czyzny skoro nie potrafi� chodzi� - beznadzieja.
- Ach prosz� sobie nie dworowa�.
*
Wracam do tej rozmowy wielokrotnie, wstyd jaki do dzi� mnie ogarnia, nie jest mo�e wielki a zreszt� pal licho wstyd, wa�niejsze co by�o dalej-tak tak, dzi� wa�ne jest to co by�o a nie to co jest, nie jaka� pieprzona chwila obecna, nie ta wspania�a przysz�o�� i te wielkie, radosne wydarzenia, kt�re mnie spotkaj�. Tylko wczoraj jest wa�ne, bo tylko przesz�o�� ma jej u�miech, jej twarz. Przysz�o�� wiem jaka b�dzie, gdzie z kim i tak dalej.
- Mam na imi� Szymon. - To cudowne imi� nadane mi przez kochaj�cych mnie rodzic�w.
- A Ja Hania. - No-no, jej rodzice te� mieli fantazj�.
A wi�c to tak, to tak rodzi si� mi�o�� ? Zawsze by�em ciekaw czy Romea i Julie, lub inne barach�o - zwane wielkimi kochankami, pope�niali gafy, puszczali przypadkowe, niekontrolowane b�ki, czy te� po prostu �mierdzia�o im z ust. Nie wiem dlaczego, ale zawsze zastanawia�em si� co, jak w trakcie mi�osnego uniesienia, ta cudowna chwila zostaje popsuta przez pewien odg�os, odg�os nie daj�cy si� pomyli� z �adnym innym -odg�os zwany pierdem pospolitym
Nasza mi�o��, a raczej moja mi�o�� mia�a co� z tej fizjologii i dlatego, kiedy pewnego dnia poczu�em od niej- no tak niby przykry zapach, zapach potu, strachu mo�e przera�enia ogarn�a mnie tkliwo�� i natychmiastowa ch�� dokonania czynu heroicznego zwanego stosunkiem p�ciowym.
Nazywany by�em przez koleg�w nekrofilem, spotykali�my si� prawie wy��cznie na cmentarzu, prowadz�c d�ugie dysputy o �yciu, �mierci, mi�o�ci. W�a�nie podczas takich rozm�w odkry�em pewnego dnia, �e znam jej tajemnic�. Ja Wielki Psycholog z pegeeru rodem, wpad�em na genialne odkrycie, dlaczego Ona ma ten g��boki smutek gdzie� tam w oczach. No wi�c jako m�ody Freud rozpozna�em u niej syndrom niespe�nionej nadziei rodzic�w na posiadanie ch�opca, (a propos dotar�em nawet do po�owy "Wst�pu do psychoanalizy", da�em sobie spok�j po kolejnej interpretacji snu, kt�r� kolega po fachu -Zygmu� opatrzy� stwierdzeniem, �e jaki� tam sen nawet nie wymaga interpretacji bo jest taki oczywisty, no i zinterpretowa� go w taki spos�b, na kt�ry ja bym nigdy nie wpad�). Wracaj�c do mojej diagnozy to by�o po tym, jak opowiedzia�em jej "bajk� o zaj�czku". Nie znacie ?
Ano to by�o tak. �y�a sobie rodzinka zaj�cza, szcz�liwa i pogodna. Tata zaj�czek, Mama zaj�czek i Male�stwo zaj�czek. No i jak to zaj�ce byli szarzy, to znaczy taki mieli kolor sier�ci. Ca�a rodzinka �y�a sobie cudownie; chrupi�c marchewki, szczaw oraz inne zaj�cze specja�y do dnia, w kt�rym nie zobaczyli u wodopoju �licznego zaj�czka, kt�ry mia� sier�� ca�kiem bia��- zupe�nie. Od tego dnia Tata i Mama, sami nie wiedz�c jak to si� sta�o zacz�li inaczej patrze� na swojego ma�ego zaj�czka, kt�ry by� �liczny, milutki, ale kolor sier�ci u niego zupe�nie nie przypomina� bieli zaj�czka spotkanego przy strumyku. Nigdy ju� nie dotykali go mordkami w te czu�e u zaj�czka uszy oraz inne miejsca. Pewnego dnia Tata zaj�czek powiedzia�:
- Musimy mie� kolejne Male�stwo i ono b�dzie ca�kiem bia�e.
I odt�d ca�a rodzinka, ��cznie z szarym Male�stwem zacz�a stara� si�, aby kolejny zaj�czek by� bia�y. Z jedzenia znik�o wszystkie, kt�re nie by�o bia�e, wi�c jedli ca�� rodzink� bia�� kapust�, bia�� rzodkiewk� i tak dalej. No i przyszed� ten dzie�, w kt�rym pojawi� si� w rodzinie kolejny zaj�czek i jakie by�o rozczarowanie, �e i ten okaza� zupe�nie szary, tak samo jak oni wszyscy. Tata nie kry� swego niezadowolenia, Mama p�aka�a, tylko szare Male�stwo, w skryto�ci zaj�czego serduszka szcz�liwe by�o, �e to nowe nie r�ni si� od niego. Mimo wszystko to by�a dobra rodzina i nie odtr�cili ma�ego zaj�czka, pokochali je nawet, tym bardziej, �e wyj�tkowo rozkoszny by� to zaj�czek, milutki jak �adne inne. Gdyby nie marzenia o bia�ej sier�ci, to by�oby to najlepsze szare male�stwo jakiego mo�na sobie za�yczy�. Zaj�czek r�s� szybko, po Tacie odziedziczy� m�dro��, po mamie pracowito�� i �yliby sobie tak d�ugo i szcz�liwie, gdyby pewnego dnia Malec nie us�ysza� przypadkiem rozmowy o marzeniach Taty i Mamy o bia�ej sier�ci. Od tego dnia zacz�o si� staranie szarego zaj�czka aby sta� si� bia�ym. K�pa� si� codziennie w strumyku, zjada� du�o bia�ej kapusty oraz robi� jeszcze inne rzeczy, aby cho� troch� sta� si� bia�ym. Wszystko bez skutku i pewnego dnia....
Tu sko�czy�o si� moje opowiadanie, bo spojrza�em jej w oczy; pe�ne by�y �ez. Wtedy my�la�em, �e to jest jej Wielka Tajemnica, wsp�czu�em jej rodzicom. Bo�e, jak�e si� myli�em, jak�e by�em za�lepiony! Ju� wtedy mog�em zobaczy�, �e chodzi o co� zupe�nie innego, o co� co ma zwi�zek z nami, �e Ona wiedzia�a, �e ju� nied�ugo b�dzie ten dzie�.
Dzi� wdzi�czny jestem losowi, �e nie tylko ciemne chmury towarzyszy�y naszym spotkaniom i sam nie wiem kiedy na takich spacerowych rozmowach min�a zima i rozpocz�a si� najpi�kniejsza wiosna w moim �yciu
*
By� to p�ny marzec, jeden z tych pierwszych wiosennych dni, gdzie jest tak ciep�o, gdzie s�o�ce �wieci mocno, ogrzewa cia�o, gdzie znowu chce si� �y�, kocha� i tak dalej; same pierdo�y, ale jak�e prawdziwe w takiej chwili. Usiedli�my na �awce obok grobu Witolda jakiego� tam i snuli�my domys�y jakie by�o jego �ycie, czy kogo� kocha�, czy by� kochany, �e pewnie ca�e �ycie chcia� jecha� do Chile i nie pojecha�, bo dr�czy�o go poczucie winy i inne sympatyczne emocje, gdy nagle zobaczy�em zwyczajnego motyla (bielinek kapustnik, czy jako� tak), no kurcze, zwyk�y motyl a ja jakbym po raz pierwszy w �yciu widzia� motyla. Wr�ci�o wtedy na kr�tk� ulotn� chwil� to widzenie oczami tamtego dziecka z kalendarzowej zimy, tamto co�, ach, brak mi s��w niestety.
Mia�em wtedy na tej �awce tak� my�l, �e mo�e tak naprawd� niewiele w moim �yciu zale�y ode mnie, mo�e wtedy widzia�em tak wspania�� zim�, bo by� przy mnie m�j ojciec, kt�ry pewnie mocno mnie kocha� i ja jego mocno kocha�em. A motyl ten, mo�e pojawi� si� tylko dlatego, a raczej ja tylko dlatego go widzia�em, bo blisko mnie by� kto�, by�a ona, tak mocno kochana kobieta.
M�j ojciec -zdradzi�em go my�lami wiele razy, pierwszy raz gdy mia�em 8 lat. To by�o dziwne wydarzenie w naszej rodzinie. Tu nale�y napisa� troch� o naszej sytuacji mieszkaniowej, bo ma ona spore znaczenie w tej historii. Gdy mia�em 5 lat przeprowadzili�my si� do du�ej wioski, w kt�rej dzia�a� pr�nie jeden z wi�kszych pegeer�w w tamtych czasach. Dla robotnik�w wybudowano wtedy niewielkie osiedle blokowe, byli�my jednymi z pierwszych lokator�w, ale to niewa�nie. Nasze mieszkanie mie�ci�o si� na pierwszym pi�trze pod numerem sze��, za� pod nami pi�tro ni�ej na parterze mieszka�a moja ciotka; siostra mojej mamy. Okropne babsko! Ca�a jej wegetacja (niestety jeszcze trwa) polega�a na zatruwaniu �ycia wszystkim ludziom kt�rych spotka�a. Dwa bloki dalej, te� na parterze mieszka� m�j wujek, brat mamy, pijaczyna, ale ogromny talent do uwodzenia kobiet (He-he, pewnie sam nie pami�ta, ile mia� kochanek), sw�j ch�op, mo�na by�o na niego liczy�.
Tego dnia rano gdy wsta�em wiedzia�em, �e co� si� sta�o - co� z�ego. Rodzice szeptali mi�dzy sob� i by� to z�y, tajemniczy szept, potem przysz�a jedna ciotka, potem druga, szepty, szepty...
Z g�o�niejszych westchnie� uda�o mi si� skleci� histori� nieprawdopodobn�, z��; kurcze, ca�e �ycie sk�ada�em takie historie. Szepty powiedzia�y, �e w nocy grasowa� na osiedlu z�odziej i w�ama� si� do dwu mieszka�. No, niestety do mieszkania mojej ciotki i wujka. Ukrad� pier�cionki i inne dobra. To ju� by�o dziwne, akurat rodze�stwo mojej mamy, akurat oni w�a�nie nie spali w tak zwanych sto�owych pokojach. Sk�ada�em sobie wtedy t� histori�, zrozumia�em, �e z�odziej wiedzia� gdzie by�a bi�uteria, wiedzia� gdzie �pi� ci ludzie, wiedzia� du�o o nich. Moja mama po jakim� czasie powiedzia�a, �e to by� kto� z s�siedniej wioski. Strasznie chcia�em w to wierzy�, �e to kto� obcy. Nie wiem jak to napisa�, ale ju� wtedy podejrzewa�em, �e to m�j ojciec, �e to on by� tym z�odziejem, �e to on wszed� po parapetach do dom�w mojej rodziny, otworzy� meblo�cianki, wiedzia�, gdzie trzymaj� pier�cionki, wiedzia� w kt�rych pokojach �pi�, podszed� do drzwi wyj�ciowych, wiedzia�, �e jest w nich klucz, otworzy� je od �rodka i wyszed� na klatk� schodow�. Potem dziewi�cioma schodami do drzwi i by� ju� na dworze, dwie�cie metr�w dalej otworzy� drugi balkon i powt�rzy� wszystko raz jeszcze.
Dzi� jeszcze, kiedy oczami wyobra�ni widz� te sceny, boj� si�, �e to naprawd� by� m�j ukochany ojciec, ten kt�ry da� mi kalendarzow� zim�, kt�ry wozi� mnie WSK-� na jagody do lasu i kiedy nie chcia�o mi przybywa� w kubeczku, dosypywa� mi z wiadra jag�d, abym mia� w kubeczku du�o. Bo�e, a jaki ja musia�em mie� strach, gdy mia�em te osiem lat, strach kt�ry pog��bi� si�, gdy dowiedzia�em si�, �e kto� na osiedlu widzia� tego m�czyzn�, jak szed� noc� pomi�dzy blokami, opisa� jego ubranie, a szczeg�lnie ortalionow� kurk� z kapturem, dok�adnie tak�, jaka wisia�a u nas w przedpokoju i kt�r� nosi� m�j ojciec, a kt�rej zapach zna�em tak dobrze.
Dobre, co nie ? Mam na koncie wiele takich odkrywczych historii, kt�re pojawi�y si� w mojej m�zgownicy. No, a najlepsze, �e kilka lat p�niej dowiedzia�em si�, �e za tak zwane z�e my�lenie, ja jestem winny i odpowiedzialny. T� genialn� my�l przekaza� mi pewien ksi�dz, gdy podczas spowiedzi powiedzia�em, �e �le my�l� o Panu Jezusie. Chodzi�o konkretnie o to, �e podczas lektury Nowego Testamentu wykoncypowa�em sobie, �e Jezus by� homoseksualist�. Tego oczywi�cie nie powiedzia�em, bo pewnie wtedy brr, strach pomy�le�. Powiedzia�em tylko, �e mam z�e my�li, a skoro "zgrzeszy�em my�l�, mow� i tak dalej...", no to przecie� straszny grzech takie my�li. Dokopa�o mi to bydle, przez wiele lat nie potrafi�em uwolni� si� od poczucia winy.
No, wystarczy ju� tych mi�ych wspomnie� wr��my do mojej Hani. Tu kolejny paradoks, bo pisz� moja, a nawet jej nie poca�owa�em. Nasze dotkni�cia by�y jakby dzieci�ce, ukradkowe. Pami�tam, jak pewnego dnia opowiada�a mi o swoich rodzicach, jak poznali si�, jak do dzi� mocno s� za sob� i pokaza�a jak chodz� obj�ci, no i przez jakie� kilkana�cie sekund trzyma�a swoj� r�k� na moich ramionach. A mnie jakby sparali�owa�o, jakbym straci� w�adz� nad swoim cia�em Pami�tam, jak zwolni�em, jak brak�o mi oddechu. Czu�em si� jak uczniak, wtedy dotar�o do mnie, �wiadomo�� jej wielkiej ma nade mn� w�adzy, �e gotowy jestem zerwa� kr�puj�ce mnie wi�zy i wyjecha� z ni� cho�by do Chile. Ten chwilowy dotyk by� pewnie przyczyn� mego snu tego dnia, a przynajmniej tak� mam nadziej�.
*
M�j Sen.
Je�eli by�e� m�j drogi przyjacielu na cmentarzu centralnym w Szczecinie, to pewnie wiesz, jak wygl�da z zewn�trz kaplica, gdzie odbywaj� si� ceremonie pogrzebowe. To w�a�nie jest przyczyna, �e dosy� trudno na spokojnie obejrze� j� od �rodka, bo calutki bo�y dzie� trwa hurtowa grzebanina umarlak�w. Wygl�da to nast�puj�co: przez bram� autobusem lub pieszo dochodzi do kaplicy rodzina i znajomi tego, kt�ry w�a�nie otrzyma� od opatrzno�ci now� dat� do jubileuszy. Wchodzi tak zwany kondukt �a�obny do �rodka, siadaj� zgodnie z testamentem, najbardziej obdarowani najbli�ej, no i zaczyna si� ceremonia. Przy muzyce �a�obnej (najcz�ciej z magnetofonu), przy o�tarzu z dziury, na si�ownikach hydraulicznych (bo s� ciche) wynurza si� trumna z umar�ym. Na �yczenie mo�e by� odkryta, cho� najcz�ciej, tak zwani bliscy, nie bardzo chc� ogl�da� tego, przez kt�rego b�d� jeszcze pewien czas mie� poczucie winy, za czyny kt�re bli�ni pope�niaj� na swych bli�nich. No, a potem to ju� szybko, ksi�dz, czasami rabin odprawia formu�ki, a jak ten kt�ry le�y w trumnie by� kim� wa�nym, to zabiera g�os kto� inny, jeszcze przez jaki� czas wa�ny. I to wszystko, kilku silnych na czarno ubranych facet�w z firmy pogrzebowej, sil�cych si� na powag�, zabiera trupa do samochodu, zawozi do wykopanej tak zwan� bia�oru�k� dziury i zakopuje przy weso�ej piosence "Dobry Jezu a nasz Panie".
Godzinami ogl�da�em te komedie, siada�em na �aweczce przy ja�owcach naprzeciwko fontanny i mija�y mi przed oczami t�umy i t�umiki �miesznych, �a�osnych, tak zwanych �a�obnik�w.
Ach, a m�j sen, i to nie jest zabawne, bo w tym �nie na podno�nikach hydraulicznych w trumnie na podwy�szenie przed o�tarzem wjecha�a trumna, w kt�rej spoczywa�em ja. Czu�em t� wygod� anatomicznie ukszta�towanego kawa�ka drewna, tej oszcz�dnej formy, pasuj�cej wy��cznie dla cia�a. Nie mam niestety zdolno�ci literackich i zdaj� sobie spraw�, �e opis mojego snu bardziej przypomina opis szaletu miejskiego oczami inspektora sanepidu, a przecie� w tej trumnie, w tym moim �nie, czu�em si� tak niezwykle. Wiedzia�em; tak tak, �e jestem zupe�nym umarlakiem i by�o mi ca�kiem nie�le z tego powodu, cho� raczej tak bardzo chcia�bym opisa� to uczucie niezwyk�ego oddalenia od w�asnego cia�a, sztywno�ci i ch�odu, kt�ry nie jest zimny, tego ca�kowitego niepanowania nad ko�czynami, co niesie to dziwne a jednocze�nie fascynuj�ce uczucie, kt�re ogarnia mnie na przyk�ad w nocy, gdy przez z�e u�o�enie cia�a, odp�ynie ca�a krew i w�asne cia�o jest jakby obce w dotyku. Trumna pachnia�a �wie�� sosn�, tym przyjemnie kojarz�cym si� zapachem �ywicy, lasu, beztroski, wakacji, ogniska, a nawet pieczonych ziemniak�w. Hmm, nie pami�tam ju�, czy w moim �nie kojarzy�y mi si� pieczone ziemniaki.
Ca�a ta sceneria by�a metafizyczna, ulotna, tak trudno mi j� opisa�, te kolory zimna, cisze ko�cielnych zakamark�w. By�o tak dziwnie, jak tylko w snach. Le��c, mia�em zamkni�te oczy i bardziej czu�em ni� widzia�em pseudogotyckie �uki, krzy� z cierpi�cym Chrystusem. Nie wiem jak to mo�liwe, to nie tak, �e unios�em si� nad cia�em, ale widzia�em ca�� scen�, raz b�d�c sob� w trumnie a raz obserwatorem.
Us�ysza�em w tym le�eniu kroki, kto� si� zbli�a�, o ceglana posadzk� mi�kko uderza�y bose stopy. By�a to Ona -Kalendarzowa Zima. Czu�em jej obecno��, s�ysza�em jej delikatny oddech w ciszy kaplicy. W ciemno�ci b�ysn�a zapa�ka, to Ona zapala�a stoj�cy z boku pascha�, a potem rz�d �wiec, na d�ugich srebrnych lichtarzach, ustawionych za trumn�. �wiec by�o coraz wi�cej i wi�cej, ale �wiat�o kt�re dawa�y by�o bardziej upiorne ni� jasne.
�ni� mi si� cz�sto r�ne straszne sny, ale w tym by�o tak wiele szczeg��w, tak wiele kolor�w, zapach�w, d�wi�k�w, ale nic a nic si� nie ba�em. Te d�ugie, samotne noce, kiedy zwijam si� z rozpaczy i strachu, to wszystko nic, za ten jeden sen. Bardziej ni� widzia�em, poczu�em jak zbli�y�a si� do mnie, pochyli�a twarz, uwa�nie przygl�daj�c si� mojemu cia�u le��cemu w trumnie. By�em umar�y, czu�em si� umar�y, moje cia�o nie mog�o si� poruszy�, ale czu�em jej obecno��, jej oddech, a po chwili jej dotyk. Uwa�nie, powoli r�k� dotkn�a mojego czo�a, policzk�w i lekko rozchylonych po�miertnie warg. Bardziej widzia�em ni� czu�em jej delikatne palce, b��dz�ce po mojej sk�rze, w �wiat�ach �wiec to jej twarz by�a bardziej upiorna ni� moja, zobaczy�em a mo�e poczu�em jak lekko rozpina sztywno zapi�t� koszul�, a po chwili rozchyla j�. Spod koszuli wystawa�y moje sztywne w�osy, kt�re zacz�a g�adzi� powolnymi ruchami. Po chwili po�o�y�a swoj� g�ow� do mojej piersi i jakby chcia�a ws�ucha� si� serce, kt�re ju� nie bi�o i nigdy nie zabije.
Widz� t� scen�, od tej nocy w snach i marzeniach, t� chwil� gdy odsun�a si� od trumny, gdy w jej twarzy zobaczy�em t� subteln� gr� wzroku i mimiki, kt�r� nazywa si� podnieceniem. Widz� j� w snach, gdy patrz�c na moje cia�o, powoli zaczyna zdejmowa� swoje ubranie, jak mi�kkim ruchem przez g�ow� �ci�ga sweter, gdzie przez kr�tk� chwil� nie widz� jej twarzy a potem wy�ania si� z w�osami w nie�adzie. Jej oczy, gdy ponownie zbli�a si� do mnie, jej oczy demona, kt�re patrz� na mnie w skupieniu pomieszanym z szale�stwem, lekko rozchylone, podniecone wargi. Gdy mocno zacisn� usta, to jest to podobne uczucie, do tego, gdy w moim �nie zbli�y�a si� do moich warg i bardziej ni� poca�owa�a, wgryz�a si� w nie mocno. Pami�tam potem jej taniec, pi�kne, majestatycznie powolne, senne ruchy. Taniec nad moim zmar�ym cia�em, do dzi� widz� jak w ta�czy zupe�nie naga wok� trumny, jak opadaj�ce piersi co chwila mi�kko dotykaj� mojej twarzy, ci�gle widz� jej unosz�ce si� raz w g�r�, raz w d� ramiona, silne r�ce w upiornej walce z pr�dami powietrza coraz mocniej i mocniej ko�ysz�ce si� na jej g�ow�. Widz� oczami wyobra�ni, a mo�e pami�ci� kszta�t wyra�nie zarysowanych bioder, kr�g�e, mocne uda, pomi�dzy kt�rymi wida� ciemne w�osy �onowe. Ca�a ta posta� emanowa�a moc�, kt�r� daje kobiecie ta pierwotna si�a podniecenia, a mo�e bardziej si�a kt�ra pozwala przetrwa�, si�a pragnienia dziecka, tej prawdziwej rozkoszy, kt�r� zna tylko kobieta, wzywana czasem macierzy�stwa.
Nie pami�tam jak sko�czy� si� m�j sen, dla mojej pami�ci zosta� tylko obraz nagiego cia�a, resztki wspomnie� tanecznych ruch�w. I to uczucie sztywno�ci mojego cia�a, kompletnego bezruchu i braku wra�liwo�ci. W tych chwilach przychodzi mi na my�l, �e mo�e to nie by� sen, mo�e to ja jestem �ywym trupem, kt�ry nie czuj� nic, kt�rego cia�o dawno ju� straci�o wra�liwo��, kt�rego ruchy s� ju� tylko mechanicznymi drgawkami zepsutego mi�sa, pod wp�ywem przep�ywaj�cego pr�du. Ca�e to moje �a�osne �ycie, ta beznadziejna pustka, szamotanie i bezgraniczna ch�� ulgi. To przera�aj�ce, ale tak naprawd� boj� si� tego, �e przestan� cierpie�, tak jakby cierpienie by�o jedynym prawdziwym posiadanym uczuciem, kt�re powoduje �e rano podnosz� si� z ��ka, wykonuj� mechaniczne czynno�ci.
*
Nast�pnego dnia byli�my um�wieni na spotkanie przy wiatraku, (ko�o cmentarza stoj� ruiny starego wiatraka), dzi� wiem; by� to pierwszy dzie� gdy zacz�o si� u mnie szale�stwo, gdy zrozumia�em, �e stoj� w obliczu czego�, czego nie rozumiem, co kompletnie mnie przerasta. Ach lepiej b�dzie, kiedy opisze to co si� zdarzy�o.
By� to ciep�y, chyba kwietniowy dzie�, po raz pierwszy przyby�em na spotkanie przed ni�, dopiero po czasie zauwa�y�em, �e prawie zawsze ona czeka�a na mnie. Przy wiatraku, gdzie mieli�my si� spotka�, ko�czy si� typowa dla cmentarza cz�� zadrzewiona a zaczynaj� si� "�wie�e" groby, rz�dami kopane, aby zajmowa�y jak najmniej miejsca. To dziwna cz�� cmentarza, wygl�da raczej jak wystawa u kamieniarza, nagrobek ko�o nagrobku, w�skie alejki, �adnego wysokiego drzewa, tylko gdzie niegdzie �wie�o zakopany nieboszczyk, �atwy do rozpoznania, bo wida� tylko przykryty wie�cami i kwiatami niewielki pag�rek.
Gdy sta�em tak i rozgl�da�em si�, z kt�rej strony nadejdzie ona, zobaczy�em co� bardzo dziwnego. W scenerii grob�w, w malej alejce sta� mo�e o�mioletni ch�opiec, kt�ry w d�oniach trzyma� plastikowe r�czki, do kt�rych przywi�zane by�y sznurki. Wysoko pewnie z trzydzie�ci metr�w nad ziemi�, ko�ysa� si� �agodnie kolorowy latawiec w kszta�cie r�bu. Sta�em jak zauroczony, widok samotnego ch�opca na cmentarzu, bawi�cego si� latawcem, przyznacie nie jest zbyt cz�sto spotykany. Po d�u�szej chwili zauwa�y�em, �e ch�opiec powoli r�wnym krokiem zaczyna si� cofa� - pewnie dlatego, �e wiatr os�ab�. Aby latawiec nie spad� na ziemi�, mo�na go w ten spos�b utrzyma� w powietrzu, czekaj�c na dobry wiatr. Cofaj�c si�, ch�opiec zbli�y� si� do miejsca w kt�rym sta�em, zatrzyma� si� mo�e z pi�� metr�w ode mnie.
- Hej co tu robisz ? - zawo�a�em.
- Puszczam latawca, prosz� pana. - No tak, wyj�tkowo g�upie pytanie.
- Nie wiesz, �e jeste� na cmentarzu ? Chcia�em doda� co� o rzeczach zabronionych, ale ugryz�em si� w j�zyk, ch�opiec pewnie ma rodzic�w, kt�rzy s� odpowiedzialni i tak dalej, co mnie to zreszt� obchodzi.
- Wiem, prosz� pana, chce pan spr�bowa� ? To ca�kiem �atwe.
Wstyd mnie ogarnia, gdy przypominam sobie t� scen�, gdy o�mioletnie dziecko wk�ada mi do r�k k�ka ze sznurkami i powa�nym tonem wyja�nia tajemnic� latania.
- Bo widzi Pan, s� latawce z jednym sznurkiem albo dwoma, te z jednym nie s� dobre, bo nie mo�na nimi sterowa� i wszystko zale�y od wiatru, a te z dwoma s� lepsze, bo mo�e pan robi� r�ne sztuczki i ko�owrotki.
Jak urzeczony s�ucha�em ma�ego ch�opca, kt�ry wyja�nia� mi , �e latawiec tak niezgrabny na ziemi, przeszkadza wszystkim, nawet nie mie�ci si� do samochodu Taty, �e wystarczy troch� wiatru i jego niezgrabno�� w powietrzu okazuje si� wielk� zalet�, mo�e on lata� nawet po�r�d grob�w. Ch�opiec o imieniu Jerzyk zdradzi� mi te� tajemnice sterowania, okazuje si�, �e latawiec poleci tym wy�ej, im wi�cej sznurk�w mu popuszcz�, �e one s� ograniczeniem. Zapyta�em si� ch�opca, czy w zwi�zku z tym, nie lepiej dowi�za� sznurka i latawiec poleci mo�e nawet do chmur. Odpowied�, kt�r� us�ysza�em zawstydzi�a mnie.
- Nie prosz� Pana, jak sznurki s� za d�ugie, to nie mo�na sterowa� latawcem, a poza tym, jak zacznie si� huragan, to nie zd��y Pan �ci�gn�� latawca na ziemi� i wiatr go zniszczy.
*
Do dzi� �a�uj�, �e nie zada�em mu najwa�niejszego pytania. Bo przecie� gdy wieje silny wiatr, czy nie mo�na przeci�� sznurk�w i pozwoli� latawcowi szybowa� wolnemu w�r�d przestworzy? Mo�e wiatr b�dzie tak silny, �e latawiec ju� nigdy nie spadnie na ziemi�? Sam pr�buj� odpowiada� sobie na te pytanie, niestety, w swojej wyobra�ni widz� jak huragan �amie s�ab�, papierow� konstrukcj� latawca, a jego szcz�tki spadaj� mi�dzy kamienne groby. Nie spotka�em tego dziwnego ch�opca ju� nigdy, wiem, �e moja szansa aby nauczy� si� sztuki latania min�a bezpowrotnie, kolejna rzecz po kt�rej pozosta� mi tylko �al.
Nie by� to tego dnia koniec �wiata metafor i niedom�wie�, gdy ujrza�em w ko�cu maj� Hani�, wiedzia�em, �e sta�o si� co� nieodwracalnego, co� ostatecznego. W milczeniu dotarli�my do ulubionego mojego miejsca, do sadzawki w kszta�cie ko�a, dooko�a kt�rego le�� zas�u�eni dla miasta zmarli. Groby s� ciekawe, wi�kszo�� nie ma krzy�y, bo le�� w nich wielcy atei�ci, s�ynni sekretarze KC, pionierzy komunizmu na ziemiach odzyskanych. Ale miejsce jest mi�e, schowane w ma�ej dolince, przez to prawie ca�kiem ciche, od czasu do czasu s�ycha� tylko przeje�d�aj�cy nieopodal poci�g.
Pr�bowa�em opowiada� co� zabawnego, kiepsko mi to sz�o, opowiedzia�em jej lekcje latania, kt�rej udzieli� mi ma�y ch�opiec, u�miechn�a si� delikatnie. W u�miechu zobaczy�em kawa�ek rozpaczy, �miertelnego znu�enia, po chwili z jej oczu pop�yn�a po policzku �za, siedzia�a obok mnie p�acz�c, bez s�owa skargi, bez grymasu. A ja siedzia�em jak sparali�owany, nie potrafi�em zrobi� nic, zupe�nie bezsilny. Wiem, to takie proste przytuli� kochan� kobiet�, pocieszy�, wys�ucha�. Patrza�em tylko na powolne sp�ywaj�ce �zy z zaci�ni�tym gard�em milcz�cy, bezradny. Nawet jej nie dotkn��em, pomimo �e w �rodku, w mnie co� krzycza�o a raczej wy�o. Po porostu p�aka�a, cicho, delikatnie.
- Czy widzia�e� kiedy� czarn� wie�� ? - zapyta�a, po chwili trwaj�cej wieki.
- Je�eli kiedykolwiek spotkasz czarn� wie�� w swoim �yciu, tak�, kt�ra kryje najg��bsz� tajemnic� i us�yszysz g�os, kt�ry powie ci, �e mo�esz wej�� do �rodka.
- Nie rozumiem - g�upio jej przerwa�em.
- Och, s�uchaj, po prostu s�uchaj, wierz� �e zrozumiesz. Kiedy spotkasz na swojej drodze wie�� i zapragniesz pozna� jej tajemnic�, i gdy otworzysz drzwi, za kt�rymi czeka�a b�dzie na ciebie, kusz�c i zapraszaj�c do �rodka. Gdy zaczniesz wchodzi� po kr�tych kamiennych schodach, krok za krokiem, przeczuwaj�c, �e u g�ry czekaj� na ciebie odpowiedzi na wszystkie pytania, gdy z ka�dym schodem ogarnia� ci� b�dzie mi�e podniecenie towarzysz�ce rado�ci poznawania. To wiedz, �e ju� za chwil� ka�dy krok zamieni si� w strach, �e z ka�d� chwil� zaczniesz coraz bardziej ba� si� tego, co zastaniesz u szczytu, wiedz, �e kiedy tw�j strach b�dzie tak wielki , �e zapragniesz ucieczki. Gdy za� odwr�cisz si�, zobaczysz �e za tob� nie ma ju� schod�w, a wida� tylko przera�aj�c� ciemn� otch�a�, zrozumiesz, �e nie ma odwrotu, za� to, czego spodziewa�e� si� u g�ry nie jest ju� mi�� tajemnic�, a wielkim przera�eniem.
*
Ja wiem, to tylko g�wniana powiastka z pseudo uduchowionego almamachu m�dro�ci dalekiego wschodu, i co z tego. Jak nazwa� to, co wtedy poczu�em, pewnie zwyk�y strach, kt�ry, co typowe u mnie, zamieni� si� w z�o��, a potem we w�ciek�o��. Wsta�em z �awki, zacz��em co� m�wi�, krzycze�, jak w amoku bredzi�em, �e mam ju� tego do��, �e wystarczy bajek, historyjek, �e chc� jak normalny cz�owiek p�j�� z ni� do knajpy, do znajomych, �eby przesta�a ukrywa� jakie� tam bzdurne tajemnice, �e jak trzeba, to pojad� nawet do zakichanego Chile, niech tylko nie straszy mnie jakimi� wie�ami.
Tak w�a�nie zachowa�em si�, jak ostatni gnojek, nakrzycza�em na kochan� kobiet�, kt�ra przed chwil� p�aka�a, kt�ra m�wi�a ca�� sob�; po prostu mnie przytul. A ja, kolejny raz w moim �yciu, nie widzia�em cierpienia drugiego cz�owieka, a tylko w�asne egoistyczne nie wiadomo co. Wiem dzi�, �e ta historia o wie�y by�a swego rodzaju pocz�tkiem prawdy, �e moja g�upia reakcja spowodowana by�a strachem przed zobaczeniem tego, czym naprawd� jeste�my dla siebie, �e dzieli nas co� wi�cej ni� tylko to, �e ci�gle by�em zar�czony, �e tak naprawd� nic nie wiedzia�em o �yciu Hani. Nie zna�em nawet jej nazwiska. Ale nie wybacz� sobie nigdy, tego dnia gdy ogarni�ty szale�stwem po prostu uciek�em z cmentarza, �e zostawi�em j� na �awce. Widz� jej oczy pe�ne �ez i b�lu, samotne, przera�one.
Ucieka�em, nie pami�tam ile to trwa�o, to by� po prostu kolejny dzie�, gdy szwenda�em si� po mie�cie, szukaj�c zapomnienia. Nie pami�tam ju� miejsc gdzie by�em, tylko t� bezgraniczn� ch�� ulgi, kt�rej nic nie mog�o da�. Jak zwykle upi�em si� do nieprzytomno�ci prawie, jacy� ludzie lito�ciwie odprowadzili mnie do mieszkania, kt�re wynajmowa�em, zostawili moje cia�o na pod�odze, po czym odeszli. Ja zosta�em, taki kompletnie wycie�czony, chory psychicznie i fizycznie wrak.
Nie dane mi by�o jednak zapomnie� si� tamtej nocy, mimo tego, �e znam fakty, to bardzo chcia�bym mie� cho� nadziej�, �e to co wydarzy�o si� tamtej nocy jest tylko pijack� mar�, a nie rzeczywisto�ci�,. Nie wiem, czy droga, kt�r� widz� w pami�ci jest senn� zjaw�, ale tak wyra�nie pami�tam te puste ulice, kt�rymi w�drowa�em przez noc, trawiony tylko jednym pragnieniem, ujrzenia jej raz jeszcze. Zataczaj�c si� od latarni do latarni wirowa�y mi w g�owie obrazy, kszta�ty, d�wi�ki pomieszane z jej twarz�, jej s�owami. Dotar�em na ulic� Ku S�o�cu, gdzie zaczyna si� cmentarz. Takie drobne fakty, �e nie wszed�em g��wn� bram�, tylko tu� za wiaduktem dziur� w�lizn��em si� na teren cmentarza, przyprawiaj� mie o b�l, bo nadaj� straszliw� moc wiarygodno�ci tego co pami�tam. Widz� do dzi�, jak przedzieram si� przez krzaki, jak co chwil� przewracam si� tarzaj�c si� w zesz�orocznych jeszcze brudnych li�ciach. �awka gdzie zostawi�em nieszcz�sn� kobiet� jest blisko miejsca, gdzie dosta�em si� na nocny cmentarz, ale droga tam trwa�a wieki.
Noc nieprzyjazna, z�a dotyka�a mnie co chwil� swoimi zimnymi mackami. Przyjemny w dzie� zapach kwitn�cych magnolii tej nocy pomieszany by� z trupim odorem rozk�adaj�cych si� cia�. Moje wargi skatowane alkoholem parzy�y, suche i pop�kane, chwilami czo�ga�em si� umorusamy, bezsilny. Pomi�dzy drzewami widzia�em tylko zataczaj�ce si� �wiat�o ksi�yca, pomieszane gdzie niegdzie z pal�cymi si� nieub�aganie zniczami. Pami�tam, gdy z niewielkiego wzniesienia przewr�ci�em si� i sennymi, powolnymi ruchami pijanego cz�owieka spad�em blisko miejsca gdzie zostawi�em moj� Hani�. Spadaj�c bole�nie uderzy�em si� o wystaj�ce korzenie, gdy w ko�cu moje cia�o zatrzyma�o si�, widzia�em tylko ko�ysz�ce si� powoli drzewa, pomi�dzy kt�rymi co chwila obraca� si� do mnie z niemym wyrzutem ksi�yc. Gdy patrza�em tak w g�r� kto� dotkn� mojego czo�a, powoli zacz�� je powoli czy�ci� z li�ci i ziemi.
- Wiedzia�am, �e wr�cisz kochany, wybacz mi.
- To ty, bo�e czy mi si� to �ni?
- Nie b�j si� kochany, zabior� ci� do domu, nie b�j si�, prosz�.
Poczu�em jak delikatnie obj�a mnie ramieniem, jak pomaga�a mi wsta�. Ruszyli�my razem w drog�, dwoje zagubionych dusz w�r�d cmentarnych alei. Zabra�a mie powoli, co chwila matczynym gestem podnosz�c moje cia�o. Blisko kaplicy, gdzie nie ma wielu grob�w, w miejscu, gdzie majestatycznie ko�ysz� si� stare buki, weszli�my w niewielk� alej�. Tam pokaza�a mi sw�j dom, pomi�dzy wiecznie zielonym cyprysem i kar�owatymi sosnami. Tam te� pozwoli�a mi spocz��, po�o�y� moj� zm�czon� g�ow� na jej kolanach, pozwoli�a mi cicho p�aka�; udr�czonemu, zbola�emu. Szepta�a mi d�ugo bajki, tajemnicze s�owa, kt�re zna wy��cznie matka, gdy jej niemowl� budzi si� w nocy przera�one, a tylko ona wie jak je uspokoi�. S�ucha�em ich jak s�odkiej muzyki dalekiego kraju, d�ugo le��c zap�akany, w ko�cu noc, matka, kt�ra zna wszelkie cierpienia ludzi pozwoli�a mi zasn��, snem bezpiecznym bezbronnego dziecka.
*
Dzi� ko�czy si� jesie�, zaczyna si� pierwszy dzie� kalendarzowej zimy, pozwolono mi po raz pierwszy wyj�� na przepustk� ze szpitala w Szczecinie Zdroju. Ca�y ten rok pami�tam jak przez mg��, �ledztwo, policyjne i szpitalne przes�uchania. Setki godzin sp�dzonych w gabinetach psycholog�w i psychiatr�w, zadaj�cych mi te same pytanie. Niech nurtuje to tych baran�w, w jaki spos�b pijany cz�owiek, go�ymi r�koma, by�by w stanie wykopa� dwu metrowa dziur�, otworzy� bez narz�dzi d�bow� trumn�, po czym wyci�gn�� z do�u rozpadaj�ce si� prawie zupe�nie zw�oki. Wiem, �e wielu ludzi zadaje sobie to pytanie od momentu, gdy rano znaleziono mnie obok rozkopanego grobu, wtulonego w dawno ju� roz�o�one szcz�tki m�odej kobiety. Ja sobie tych pyta� nie zadaj�, �yj�, ale tak jakbym ju� dawno umar�, widz� tylko, jak ludzie boj� si� mnie, jak unikaj� mnie osoby, kt�re jeszcze rok temu twierdzi�y, �e mnie kochaj�, cho� nie ma to dla mnie �adnego znaczenia.
Nie ma dzi� �niegu, typowa dla Szczecina szara mglista pogoda, dotar�em w ko�cu w alej�, w kt�rej ostatni raz by�em kilka miesi�cy temu. Bez wi�kszych problem�w znalaz�em jej gr�b, usiad�em na �awce. Na skromnym pomniku, z �a�obnego zdj�cia spogl�da�a na mnie twarz Hani, bez problemu rozpoznawa�em jej u�miech, ten dzieci�cy wyraz twarzy, gdy stara�a si� powiedzie� co� bardzo skomplikowanego. Na pomniku mog�em przeczyta� kr�tkie zdanie, �e "zmar�a �mierci� tragiczn�" i wierzcie mi, nie ma dla mnie �adnego znaczenia, �e by�o to 25 lat temu, a jedynie wa�ne jest to, �e by�o to w pierwszym dniu kalendarzowej zimy.