4705

Szczegóły
Tytuł 4705
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4705 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4705 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4705 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Agata Bieniek Diabe� Morski Autorka pisze o sobie: Kilka zda� o Autorce? Autorka nie lubi pisa� o sobie, zw�aszcza, �e w por�wnaniu z innymi Autorami publikuj�cymi na Waszych �amach, nie ma za bardzo co napisa�. Urodzi�a si� w 1979 roku. Jest zadowolon� z �ycia przeci�tn� dziewczyn�, kt�ra bardzo lubi polskie morze i k�piel po�r�d du�ych fal. "Diabe� Morski" to jej debiut. Gazeta lokalna z 13 lipca 1972 roku: "(...)W�a�cicielka latarni morskiej zosta�a znaleziona martwa na betonowym tarasie przy latarni. Przyczyn� �mierci by� prawdopodobnie nieszcz�liwy wypadek spowodowany nieostro�no�ci� kobiety, kt�ra podczas nocnego sztormu, po spo�yciu nadmiernej ilo�ci alkoholu, ta�czy�a samotnie walca na g�rnym tarasie wie�y (wysokiej na 88,5 m). W pobli�u nie by�o nikogo, kto zd��y�by zapobiec jej upadkowi. M�� zmar�ej znajdowa� si� w�wczas na odleg�ym o 200 mil morskich statku "Diabe� Morski", ich syn przebywa� na obozie studenckim, a nastoletnia c�rka wraca�a rowerem z pobliskiego miasteczka. (...)" Z�o czai si� w zaro�lach, he, he. 1. Wprowadzili si� w czerwcu 2002. Opuszczona i od lat nie u�ywana latarnia morska, kt�r� kupili za �miesznie ma�e pieni�dze, wyr�nia�a si� czerwieni� cegie� na tle b��kitnego nieba. Na kamiennych stopniach wiod�cych do drzwi wie�y mo�na by�o usma�y� jajko. Powietrze sta�o nieruchomo, ci�kie gor�cem i nasycone barwami s�o�ca. Okoliczne zaro�la zdawa�y si� j�cze� i prosi� o cenne kropelki wody. Ka�da obecna, a o�ywiona istota, dotkni�ta zosta�a m�cz�cymi skutkami po�o�enia w klimacie umiarkowanym. Pi�kne zaiste miejsce wypadowe wybrali na lato. Romantyczne niczym w XIX-wiecznych balladach, estetyczne za dnia, mistyczne noc�, o tajemnej aurze zdolnej poruszy� serca wra�liwych dam, a szlachetnych m��w podjudzi� do bohaterskiego czynu. Tylko �e nikt spo�r�d nowych lokator�w latarni nie by� ani wra�liwy, ani tym bardziej bohaterski. Inaczej ich wsp�lne wakacje nie zako�czy�yby si� nieprzypadkow� �mierci� jednego z nich. Ona - zadbana i pon�tna specjalistka od marketingu, na dodatek ca�kiem b��dnie przekonana o du�ej warto�ci swego sukcesu zawodowego. On - adwokat, wymuskany 50- latek, jakie� 10 lat starszy od swej urodziwej �ony. W pracy pewny siebie intelektualista, w domu mi�kki jak poranny pantofel. Pomi�dzy nimi jego nastoletnia c�rka - zapryszczone, grubawe biedactwo o wzroku wci�� skierowanym na swoje ma�o ciekawe palce u st�p. Typowa rodzina, kt�rej los przydzieli� du�o pieni�dzy i znacznie wi�cej potencjalnego szcz�cia, ni� na to zas�ugiwali. Przyjechali wczesnym popo�udniem, po wcze�niejszym remoncie pi�trowego domu, odgrodzonego jedn� pot�n� �cian� od latarni. Wy�adowali stos markowych, specjalnie dobranych mebli z kilku ci�ar�wek oraz postawili ci�kie walizy na jeszcze nie odrestaurowanej, pop�kanej powierzchni tarasu. Jej zalet� by�o to, �e w upalne wakacyjne dni ch�odzi�a rozgrzane stopy. Rozlega�y si� pokrzykiwania tragarzy, a wysoki, m�cz�cy g�os nowej gospodyni z przykr� regularno�ci� rozcina� powietrze i nieprzyjemnie wrzyna� si� w uszy. Pogania�a m�a, zrezygnowanych pracownik�w i ospa�� pasierbic�, kt�ra usi�owa�a skry� si� w cieniu bujnych zaro�li g�ogu. Tacy ludzie, jak pani domu - Viola (zgodnie z tym, jak zwraca� si� do niej m��) - nie znosz� sprzeciwu i zawsze musz� mie� racj�. Viola w dodatku dysponowa�a broni� w postaci swego apetycznego wygl�du do�wiadczonej, zadbanej 35-latki. Idealnie wypiel�gnowana cera, makija� zgodny z najnowszymi trendami lansowanymi przez debilne kobiece magazyny i d�ugie, pomalowane na czerwono paznokcie z pewno�ci� wymaga�y nak�adu czasu, uwagi i pieni�dzy. Zgrabne, opalone nogi, odziane w buciki na modnym ostatnio cienkim obcasiku, plus rzekomo naturalnie wygl�daj�ce br�zowe loki, dope�nia�y ca�o�ci. Istne cacuszko, starannie przyodziane w podkre�laj�c� jej smuk�e kszta�ty firmow� sukienk�. Z pewno�ci� natychmiast postara si� przeistoczy� malownicz� latarni� w luksusow� twierdz� o marmurowych posadzkach i satynowych zas�onach, kt�re nie wpuszczaj� s�o�ca. A� tu nagle - trach!!! Brz�k szk�a i pl�tanina podnieconych g�os�w naraz ucicha. Jaki� przedmiot, pewnie zb��kany kamie� wpada we wnoszone w�a�nie przez tragarzy du�e lustro o bogato zdobionej ramie. Masa drobnych igie�ek szk�a, po�yskuj�cych niczym bursztyny na tle lazurowego morza, wbija si� w czerwone obicie stoj�cej w poprzek tarasu sofy. Co za pech! Taki �adny, nowiutki mebel - ca�kowicie zniszczony, zanim jeszcze ujrza� wn�trze przybudowanego do latarni dwuspadowego domku. Wszyscy obecni, z tragarzami na czele, oniemieli. Cisz� przerwa� po chwili nienaturalnie dono�ny skrzek mewy. A mo�e to szum fal morskich, wnikaj�cych w wilgotny piasek tak koj�co dzia�a� na nerwy? Pierwsza oprzytomnia�a ta cudowna, b�yszcz�ca od olejku do opalania Violetta. - No co si� tak gapicie! - krzycza�a na os�upia�ych tragarzy - Zaraz mi to sprz�tn��! P�ac� wam ci�ko zarobione pieni�dze, a wy jeszcze przynosicie szkody??? Praca ruszy�a wi�c znowu. Viola co chwila w��cza�a telefon kom�rkowy i wydawa�a swym piskliwym g�osikiem w�adcze polecenia, wysy�ane nast�pnie z szybko�ci� �wiat�a w g��b bezpiecznego, zaludnionego l�du. - Co tak stoisz? - Warkn�a na pasierbic� - Wno� swoje baga�e. Tragarzy wynaj�am tylko na trzy godziny. Smutne dziewcz� o du�ych, st�amszonych pod zbyt ma�ym podkoszulkiem piersiach i niezgrabnym ciele, pos�usznie chwyci�o dwie kanciaste walizy i znikn�o wraz z nimi w ciemnym otworze drzwiowym wiod�cym do domu przy latarni. Tymczasem pan domu, przekonany o swej wy�szo�ci prawnik, kt�ry jak zawsze wszystko dok�adnie s�ysza�, gapi� si� teraz z bezmy�lnym, b�ogo nie�wiadomym wyrazem twarzy w spienione morze. Wzrok utkwi� w chaotycznym stadzie niewielkich ptak�w, ko�uj�cym ponad wod�. Pomimo 50-tki na karku, doskonale jeszcze widzia�, zar�wno z dalszej, jak i bli�szej odleg�o�ci. W przesz�o�ci musia� by� uroczym, przystojnym ch�opcem, za kt�rym dziewcz�ta, niczym te ptaki, stadami pod��a�y w poszukiwaniu wra�e�. Tak wi�c nowi pa�stwo powoli zajmowali swoje stanowiska, kt�re by�y im pisane bez wzgl�du na miejsce pobytu. Viola my�la�a, �e dyryguje pozosta�ymi, sama b�d�c niewybaczalnie �lepa, on gapi� si� i niewiele widzia�, a zapryszczona nastolatka kursowa�a pomi�dzy nimi jak pos�aniec. 2. My�leli zapewne, �e kupili sobie raj na ziemi. Co za ironia! - Romantyczne gniazdko dla tego magicznego, trzyosobowego zwi�zku o formie r�nobocznego tr�jk�ta. Ale ka�dy z jego wierzcho�k�w bole�nie k�uje, wpija si�, polaryzuje pozosta�e. Najmniejszy b��dny ruch mo�e zerwa� ten napr�dce i niechlujnie zbudowany tw�r. Latarnia wraz z przyleg�o�ciami by�a wprawdzie malownicza, stare drzewa owocowe pokrywa�y si� na wiosn� bia�ym kwieciem, skalne ro�liny oplata�y nadbrze�ne g�azy, a radosne s�o�ce puka�o rano do okien domu, ale noc potrafi�a by� przera�aj�ca. Zw�aszcza gdy nadchodzi� sztorm, wzmaga� si� wiatr, a okiennice g�ucho dudni�y w wypalone s�o�cem mury. �wist i skowyt p�dz�cego powietrza narusza� wtedy spok�j zas�on i firanek, z parapetu spada�a kamionkowa donica z ledwo rozwini�tymi, malutkimi kwiatuszkami azalii. Huk gin�� gdzie� po�r�d j�k�w wzburzonego morza. Tak w�a�nie by�o pewnego dnia w lipcu, kiedy to z�o czaj�ce si� wok� tajemniczej latarni po raz pierwszy postanowi�o zrobi� psikusa losowi. Zanim jednak niebo przys�oni�y chmury, dzie� zapowiada� si� na tradycyjnie s�oneczny. Viola opala�a si� na tarasie, co podczas tych wakacji sta�o si�, szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci, jej ulubionym zaj�ciem. Mia�a na sobie czerwone bikini z seksownymi falbankami. W�osy trzyma�a upi�te wysoko - tylko dwa fiku�ne loki zalotnie dynda�y w okolicach jej drobnych, zdobionych z�otem uszu. Pomimo �redniego wieku wci�� posiada�a m�odzie�cz� figur�, zakodowan� przez los w dobroczynnych genach. Niestety nie znajdowa�a si� na publicznej pla�y, gdzie jej wdzi�ki zosta�yby zauwa�one przez rozochoconych, podstarza�ych adorator�w lub ich zazdrosne, kr�g�e �ony. W okolicy latarni nie by�o przecie� nikogo, nawet cholernego, zagubionego turysty. Miejscowi ludzie r�wnie� z pewnych wzgl�d�w szerokim �ukiem omijali to pechowe miejsce. W dali, w p�cieniu, na pasiastym le�aku roz�o�ona by�a tylko jej pasierbica, kt�ra nigdy nie mia�a i na pewno ju� mie� nie b�dzie tak zgrabnej figury jak Viola. Wa�eczki t�uszczu widoczne by�y nawet z daleka na bladym, wstydz�cym si� s�o�ca, ciele dziewczyny. Dr��cymi r�koma przegl�da�a kolejny numer kobiecego pi�mid�a, regularnie czytywanego przez wyemancypowan� Viol�. Na ok�adkach widzia�a u�miechni�te panienki, kt�rych jedynym zmartwieniem by� krusz�cy si� tusz do rz�s. G�upie, puste blondyny zosta�y zbyt hojnie obdarowane przez los, cho� na to nie zas�ugiwa�y. Wiod�y pr�ne, bogate i leniwe �ycie, zbieraj�c pieni�dze za co�, co nie wymaga�o z ich strony �adnego wysi�ku, czyli za wygl�d. Dziewczyna opalaj�ca si� w cieniu latarni takiej szansy nie otrzyma�a. A gdyby tak wzi�� gw�d� i nami�tnym poci�gni�ciem wy��obi� rysy na wizerunku g�adkiej cery, poodrywa� p�aty papieru i poci�� t� nieskaziteln� powierzchni�? A potem wyda� z siebie udawany j�k przera�enia, patrz�c na swoje dzie�o destrukcji? Gdzie jest teraz tw�j wystudiowany u�miech, ty pi�kna, pusta dziewczyno z ok�adki? Zniszcze� nikt nie naprawi, a ty b�dziesz do ko�ca �ycia, moje biedactwo, u�ywa� drogich pudr�w do twarzy i instynktownie chowa� si� do p�cienia. W twoich oczach nie zaja�nieje ju� pewny siebie, zalotny p�omyk. Ci�ko ci b�dzie zarobi� na �ycie, na przyk�ad najpierw studiuj�c, potem przechodz�c kolejne etapy wy�cigu szczur�w, w kt�rym niechybnie przegrasz z pierwsz� lepsz� idiotk� o nieskazitelnej twarzy. Pan domu, niewidoczny z tarasu, prawdopodobnie pracowa� w swoim gabinecie, gdzie rozstrzyga� kwesti� obrony jakiego� wielokrotnego mordercy. Zabawne, bo do�wiadczenie m�wi, ze ci wielokrotni zab�jcy znacznie rzadziej s� �apani ni� "jednorazowcy". Wyszed� na chwil� na zewn�trz, spodnie od garnituru mia�y sztywno zaprasowane kanty. Prawnicy tak ju� maj�, �e wierz� w ukryt� moc i si�� oddzia�ywania niewygodnych ubra�. Traktuj� je jako dow�d zawodowego presti�u, wysokiej pozycji spo�ecznej, a zarazem wyraz szacunku dla klienta. Wszystko zreszt� u tych dobrych, pracuj�cych w zawodzie, prawnik�w ju� z dala cuchnie sztuczno�ci� i b�azenad�, kt�r� mami si� kasiastych klient�w. M�czyzna podszed� do �ony i poca�owa� j� delikatnie w policzek. Z jego strony te drobne czu�o�ci by�y naiwnie szczere, tymczasem Viola traktowa�a je jako nale�ny ho�d dla jej wypiel�gnowanego cia�a i rzekomo wysokiej inteligencji. - Zas�ony w du�ym pokoju s� za jasne. Nale�y je wymieni� - stwierdzi�a nagle ich pasierbica. - Kt�ry pok�j uwa�asz za du�y? - spyta�a Viola ze z�o�liwych b�yskiem w oczach. - Wiesz dobrze, o czym m�wi�. Jadalnia jest ewidentnie najwi�ksza. - Phi! Ewidentnie! Masz na my�li ten pok�j, gdzie jadamy obiady czy kolacje, moja ma�a? Musisz nauczy� si� jasno wyra�a� swoje my�li. To pomaga w �yciu. "Ma�a" przygryz�a wargi, staraj�c si� opanowa� z�o��. Viola za� �wietnie si� bawi�a, udaj�c, �e powstrzymuje �miech. - Ju� niewa�ne, moja ma�a. Na szcz�cie twoja macocha ma du�o inteligencji i cierpliwo�ci. A na dodatek si� nudzi. Wi�c czemu uwa�asz, �e s� za jasne? Dziewczyna z powrotem wlepi�a wzrok w zdj�cia modelek z ok�adki. - A nie, nic. Tak sobie pomy�la�am. Takie du�e okna, a w nocy przez zas�oni�te zas�ony wszystko wida� z zewn�trz... - Kto ci� tu b�dzie ogl�da�? My�lisz, �e ka�dy od razu chcia�by si� gapi� na ciebie? - g�os Violi by� mi�kki i uprzejmy, lecz jej oczy z�o�liwie zab�ysn�y. Podoba�a jej si� ta konwersacja. Ma�a machn�a z rezygnacj� r�k�. Chcia�a co� doda�, otworzy�a nawet usta, ale zmieni�a zamiar i szybko je zamkn�a. Rozmowa nie jest przecie� czynno�ci�, bez kt�rej cz�owiek nie mo�e �y�. Mo�na si� �atwo pozby� tego nieprzyjemnego nawyku k�apania j�zorem i mimo to czerpa� z �ycia minimum przyjemno�ci. Gdy niebawem na niebie pojawi�y si� chmury, pan domu zd��y� ju� wyjecha� w interesach do miasta, a Viola zrezygnowa�a z opalania. Wzm�g� si� wiatr, kt�ry z�owieszczo ko�ysa� spr�chnia�ymi ga��ziami, niebo natychmiast pociemnia�o. Dwie opalaj�ce si� kobiety zebra�y po�piesznie swoje manatki i uda�y si� do jadalni. Ma�a usiad�a w rogu pokoju na kanapie z opas�� ksi��k� w r�ku, Viola za� stan�a przy zamkni�tym oknie, rozkoszuj�c si� bezpiecze�stwem i spokojem wn�trza latarni. I wtedy do pokoju wpad�a przez okno u�amana ga���. Rozleg� si� g�uchy brz�k t�uczonego szk�a, kt�rego dwa zab��kane kawa�ki ugodzi�y zdumion� Viol� w udo i nadgarstek. - O, kurwa! - krzykn�a z w�ciek�o�ci�, ogl�daj�c, jak pocz�tkowo cienki i niemrawy, a potem coraz pr�niejszy strumie� krwi s�czy si� w d� po jej nodze, a� ku pod�odze. Ma�a zerwa�a si� w po�piechu z kanapy, ksi��k� rzuci�a w zdenerwowaniu gdzie popad�o. R�ce trz�s�y si� jej ze zdenerwowania, g�os dr�a� w panice. - Rany!!! - pokrzykiwa�a, zupe�nie nad sob� nie panuj�c i d�awi�c si� w�asnymi �zami. - Ju� dzwoni� na pogotowie...! O, Bo�e... szukam telefonu!... ju�...zaraz... - biega�a zrozpaczona po pokoju, a r�ne gazety i papiery sfruwa�y z szumem na posadzk� - Tylko bez paniki! - rozkaza�a jej bardziej przytomna w tej chwili macocha. - Uspok�j si� i podaj mi jaki� materia�. Zatamuj� krew. Ma�a pos�usznie wype�nia�a polecenia i �ci�gn�a z okna zas�ony. �cierk� do wycierania r�k zwi�za�y wsp�lnie niezbyt mocno skaleczony nadgarstek Violi. Ma�a ca�y czas przy tym rycza�a, z trudem �api�c powietrze i trz�s�c spoconymi �apami. Viola tymczasem, co trzeba uczciwie przyzna�, zachowa�a zimn� krew i ani razu nie pisn�a z b�lu. P�niej dopiero, gdy krew ciek�a ju� wolniej, zadzwoni�y na pogotowie. Czekaj�c, a� przyjedzie, obie kobiety siedzia�y na ustawionych naprzeciw siebie kanapach. Viola skupiona, o napi�tym wyrazie twarzy, uparcie stara�a si� nie traci� kontaktu z otoczeniem. W takich chwilach zbawienna jest rozmowa, zwyk�a, nieskomplikowana rozmowa, z kimkolwiek i o czymkolwiek, taka banalna wymiana s��w i odrobina uwagi ze strony obu jej uczestnik�w. Ma�a milcza�a, cz�ciowo na skutek szoku, cz�ciowo z powodu ot�pienia i zm�czenia. Nie by�a zdolna wypowiedzie� ani s�owa, co w podobnej sytuacji mog�o zdarzy� si� przecie� ka�demu. Karetka przyjecha�a bardzo szybko, cho� dw�m oczekuj�cym kobietom ta chwila zdawa�a si� wieczno�ci�. W szpitalu pozszywano Viol�, zapewniono j� o jej niebywa�ym szcz�ciu, gdy� podobny wypadek m�g� sko�czy� si� o wiele gorzej, i nast�pnego dnia odwieziono z powrotem do domu. Le�a�a potem kilka dni w ��ku, piel�gnowana przez troskliwego m�a i obs�ugiwana przez milcz�c� pasierbic�. Jej �o�e, z po�ciel� w tandetne r�yczki, wystawiono na taras, w p�cie� nieopodal krzew�w g�ogu, tak, by mog�a oddycha� wilgotnym w te dni morskim powietrzem. Jej mi�kkie w�osy b�yszcza�y w s�o�cu jak lodowe igie�ki. Rekonwalescencja przebiega�a pomy�lnie, tote� jeszcze w lipcu Viola wyj�a swoje porcelanowe cia�ko z nagrzanej po�cieli. Z�o czyhaj�ce w ka�dym zacienionym zak�tku tylko czeka�o na tak� okazj� do doko�czenia zaplanowanego dzie�a. Ko�o latarni, od strony morza, ros�a bujna k�pa k�uj�cych zaro�li g�ogu. Tu� za nimi ogr�d przylatarniany ko�czy� si�, gdy� zaczyna�o si� ju� ca�kiem strome zbocze, pokryte du�ymi, ostrymi g�azami. Po drugiej stronie latarni po�o�ony by� za� rozleg�y, lecz zaniedbany sad owocowy. Stare drzewa, o ga��ziach dr��cych nawet od oddechu cz�owieka i pniach powykr�canych artretyzmem, stanowi�y naturaln� barier� dla ewentualnych intruz�w. Domownicy czuli si� bezpiecznie w swojej twierdzy. Kt�rego� dnia pan domu zlitowa� si� nad na pr�no dojrzewaj�cymi w sadzie jab�kami i postanowi� przyrz�dzi� z nich jab�ecznik. Lubi� gotowa�, b�d�c na urlopie. W ci�gu roku �adne z ma��onk�w nie traci�o cennego czasu na pichcenie - zamawiali gotowe jedzenie albo chodzili do restauracji. Czasem jednak, w jak�� d�ug� jesienn� sobot�, zdarza�o mu si� upiec ciasto. W tym by� dobry i w�a�nie w wakacje szkoli� swoje umiej�tno�ci. Tym razem zamarzy� mu si� jab�ecznik z zaczarowanego sadu. Zerwa� wi�c odpowiedni� ilo�� jab�ek, nie�wiadomy, biedactwo czekaj�cych go konsekwencji, i po��czy� je z wcze�niej przygotowanym ciastem. Wszystko to czyni� w o�lepiaj�cym s�o�cu, na tarasie, sk�d k�tem oka podziwia� pieni�ce si� fale. Viola, z zabanda�owanym nadgarstkiem, trajkota�a siedz�c na le�aku pod parasolem. A to jej si� brak s�siad�w przesta� podoba�, a to w miasteczku nie ma porz�dnego solarium! A to sobie ma�a wreszcie powinna znale�� jakie� kole�anki. Albo lepiej koleg�w. Ona, Viola, b�d�c w tym pi�knym, nastoletnim wieku ma�ej, mia�a wielu wielbicieli. 'Mog�aby� troch� zadba� o swoje m�ode cia�o.' - m�wi�a z trosk� do ci�gle co� czytaj�cej pasierbicy. A ma�a mrucza�a pod nosem niezrozumia�� odpowied�. Pan domu zapyta� nast�pnie Viol�, czy ciasto ma przyozdobi� na wierzchu lukrem. "Jak chcesz"- odpar�a bez zainteresowania, a potem, gdy pierwsze krople lukru spocz�y na wierzchu ciasta, doda�a: - Oczywi�cie, �e bez lukru! Jest za gor�co, nigdy si� nie zastygnie w tym upale. Wiesz co, ty to jednak masz wi�cej dobrych ch�ci ni� umiej�tno�ci w kuchni. Pan domu zeskroba� wi�c no�em z rogu ciasta nie zastyg�� jeszcze bia�� mazi� lukru. Ma�a g�o�no przewr�ci�a stron� w ksi��ce. Tak mniej wi�cej wygl�da�y codzienne, wakacyjne rozmowy, toczone na rozpalonym upa�em tarasie pechowej latarni. Wbrew pozorom nikt tu nigdy nie krzycza�, nie podnoszono g�osu, nie z�oszczono si� i nie obra�ano na siebie. G�osy ludzkie zawsze by�y spokojne, �agodne, za� nawet nastrojowe s�ownictwo starannie dobrane, nigdy obra�liwe, czy brzydkie. Kiedy ciasto jab�kowe by�o ju� gotowe, a zapach wanilii kusz�co falowa� wok� ogrodowego stolika, ojciec rodziny odkroi� po kawa�ku dla siebie i swej �ony, po czym poda� jej ciasto wraz z przelotnym poca�unkiem w usta. Rozpocz�li jedzenie, g�o�no mrucz�c i mlaskaj�c z zadowolenia. Ma�a musia�a zatem sama siebie obs�u�y�. Od�o�y�a na bok Nietschego, kt�rego w�a�nie czyta�a i zbli�y�a si� do stolika z r�k� wyci�gni�t� w stron� ciasta. Morze by� tak tandetnie lazurowe. - Maj�c twoj� sk�onno�� do tycia, nie jad�abym tego ciasta - powiedzia�a wtedy Viola troskliwie, gryz�c jab�ecznik jedn� po�ow� szcz�ki. Wyci�gni�ta r�ka zamar�a. Dalsze wydarzenia potoczy�y si� zadziwiaj�co szybko: Nadlecia�a mewa - tak niespodziewanie, �e ca�e towarzystwo a� drgn�o z zaskoczenia. Jaki� ukryty trybik w z g�ry w zaplanowanym ci�gu losowych zdarze� nagle przeskoczy�. Lekki, ogrodowy stolik z jab�kowym ciastem gwa�townie run�� na kamienny taras, jakby poderwany niewidzialn� r�k�. Zrobi� to z tak� si��, �e faktycznie m�g� by� celowo wprawiony w ruch energicznym poci�gni�ciem d�oni. Znowu rozleg� si� huk t�uczonej porcelany i szk�a. Ciasto, nagle przekszta�cone w bezkszta�tn�, rozcz�onkowan� melas�, podobn� do rozgniecionego obcasem mi�sa, pokaleczy�o si� ostrymi od�amkami zastawy sto�owej. Ca�a tr�jka ani drgn�a. Viola znajdowa�a si� najbli�ej zdarzenia, roz�o�ona na le�aku, z wci�� nie prze�kni�tym ciastem w ustach. Pan domu sta�, odwr�cony bokiem do pozosta�ych, przy barierce tarasu. Ma�a tkwi�a na �rodku tarasu nienaturalnie wyprostowana, z r�koma bezw�adnie zwieszonymi jak u stracha na wr�ble. By�a taka zdumiona. Nie, te bezradne i wiotkie ko�czyny nie mog�y przewr�ci� stolika. Tu dzia�a� �lepy los, przys�owiowy przypadek, albo si�a czarnych mocy ukrytych w zaro�lach, ko�ataj�cych w okiennice, prze�lizguj�cych si� po nadbrze�nych g�azach - to w�a�nie magia tego miejsca, kt�re raz ju� widzia�o nag�� �mier�. Pierwsza oczywi�cie zareagowa�a Viola. Tym razem do�� nieporadnie usi�owa�a ukry� nasilaj�ce si� uczucie strachu. - Kto� tu usi�uje mnie zagrzeba� w od�amkach szk�a - podsumowa�a i zacz�a si� sztucznie �mia�. I ten jeden raz mia�a racj�. Tymczasem pan domu nawet nie stara� si� ukry� zdenerwowania. Dla niego sytuacja by�a jasna. - Dlaczego przewr�ci�a� stolik? - zwr�ci� si� do c�rki. Ma�a gwa�townie wci�gn�a powietrze. Powstrzymywa�a wybuch p�aczu i inne oznaki nagromadzonych emocji. Nigdy nie umia�a si� broni�, ani s�owem, ani czynem. Biedne, zastraszone zwierz�tko - jej palce by�y kurczowo zgi�te, zastyg�e, jakby zalane betonem. By�a nieprzekonuj�ca i smutnie �mieszna, gdy chaotycznie t�umaczy�a: - Tato, to nie ja...Nawet nie dotkn�am tego sto�u... Naprawd�. Nie ja... Jak mog�abym?... Fale z uspokajaj�cym szumem si�ga�y brzegu. Okolica emanowa�a g��bokim spokojem milcz�cej i oboj�tnej przyrody. Ojciec zatopi� wzrok w dalekim horyzoncie morza. - Teraz przynajmniej to sprz�tnij - rozkaza� po chwili roztrz�sionej c�rce. Ma�a pobieg�a, ca�a w hamowanych konwulsjach, po szufelk�. Potem sinymi palcami zgarnia�a roztrzaskan� o bruk porcelan�. Viola wsta�a, przeci�gn�a si� i �miej�c si� sarkastycznie powiedzia�a do pasierbicy: - Zatem nie b�dziesz ju� mog�a ukradkiem podjada� ciasta... Ma�a zagryz�a wargi, a wzrok jej pad� na ci�kie buty ojca. Zgadza si�, ma�a nie zje ju� tego ciasta, przek�adanego jab�kami z zaczarowanego ogrodu, co si� akurat bardzo dobrze sk�ada. Bo to ciasto by�o zatrute. 3. Pod wiecz�r niebo nabra�o typowego r�owawego odcienia. Morze uspokoi�o si�. Z�otawe odblaski na falach p�yn�y spokojnie, tworz�c jedwabist� drog� ku horyzontowi i wielkiemu, zaczerwienionemu s�o�cu. Zbli�a� si� zach�d s�o�ca, jak zwykle urokliwy i ciep�y. Ogr�d wyludni� si�. Sprz�ty usuni�to z tarasu. Okna i drzwi pozamykano. Zapanowa�a k�uj�ca w uszy, nieprzenikniona cisza. Tak jak przed burz�, cho� nic burzy nie wr�y�o. Na tarasie pustka. Dziwne objawy jak na nasz� spragnion� s�o�ca rodzin�. Od pot�uczenia talerzy z ciastem min�y ju� przecie� dwie godziny i nic nowego si� w tym czasie nie st�uk�o. �aden przypadkowy kamie� nie rozbi� kruchej powierzchni, nikogo nie zrani�a rozbrykana ga���. Tak tu spokojnie. A� si� wierzy� nie chce, �e miejscowi ludzie szerokim �ukiem omijaj� malownicz� latarni�. Pewnie z powodu tych g�upich przes�d�w. W oddalonym o siedem kilometr�w miasteczku m�wi si� od lat, �e latarnia jest miejscem pechowym lub nawet nawiedzonym. Niezliczone barwne historie kr��� w�r�d starych, zacofanych bab i ma�ych dzieci. Wed�ug jednej z nich na g�rze latarni podczas pe�ni straszy bia�a pani, kt�ra zapala �wiat�o dla przep�ywaj�cych statk�w i zab��kanych pla�owicz�w. A latarnia jest przecie� od trzydziestu lat nieczynna. Historie te maj� wi�c, jak wida�, pewien urok, a s� na tyle rozpowszechnione, �e nasza rodzinka musia�a je ju� cho� raz s�ysze�, na przyk�ad robi�c zakupy w najbli�szym sklepie. Teraz wszyscy siedzieli w domku przy latarni, szczelnie oddzieleni od �wiata zewn�trznego. Dom ten mia� jedno pi�tro i nieu�ytkowe poddasze, a od wie�y latarni dzieli�a go gruba na prawie metr �ciana, w kt�rej Edgar Allan Poe bez trudu zdo�a�by zamurowa� zw�oki. Mo�e zreszt� tam by�y, ale jako� nikt nigdy nie kwapi� si�, by to sprawdzi�. Pomi�dzy wie�� latarni a wspomnianym domkiem mieszkalnym nie by�o, niestety, �adnych drzwi, wi�c by dosta� si� na kr�te schody latarni nale�a�o najpierw wyj�� z domu na taras. Inna droga nie wchodzi�a w rachub�, a drzwi prowadz�ce z tarasu do latarni by�y ci�kie, masywne i czasem trudne do pchni�cia, zw�aszcza od wewn�trz. Zamku nikt dawno nie u�ywa�, tote� zapewne ju� zardzewia�. Poniewa� za� nasza pechowa rodzinka nie lubi�a wysi�ku fizycznego (podobnie, jak i umys�owego), przeto nigdy nie spr�bowa�a nawet sprawdzi�, co kryje w sobie wie�a. A szkoda, bo cho� na schodach latarni, ze wzgl�du na poobt�ukiwane �ar�wki i ma�e okienka, by�o wci�� ciemno, to na samej g�rze znajdowa�o si� urocze okno z osobliwym witra�em, przez kt�re mo�na by�o podziwia� bezkresny krajobraz. Witra� ten po�o�ony by� od strony brzegu morskiego i �apczywie chwyta� zar�wno pierwsze, jak i ostatnie promienie s�o�ca, przetwarzaj�c je jak gdyby w kalejdoskopie. Te kolorowe fragmenty szk�a przedstawia�y podobno diab�a morskiego, kt�ry wieczorem nabiera� od wewn�trz krwisto - fioletowego zabarwienia, a dwa czarne punkciki jego oczu �wieci�y jak u kota. Diabe� morski obserwowa� i ocenia� krajobraz. Mia� szerokie pole widzenia. Wieczorem Viola i jej m�� poczuli nasilaj�ce si� objawy zatrucia pokarmowego. Otworzono okna, by wpu�ci� troch� orze�wiaj�cego, morskiego powietrza. 'Co� ty doda� do tego przekl�tego ciasta?' - skamla�a fioletowa na twarzy Viola, siedz�c z m�em po przeciwnych stronach d�ugiego, d�bowego sto�u w jadalni. Powoli zapada� zmrok. �wiat�o z okien zacz�o tworzy� po�wiat�, padaj�c� na chropowat� powierzchni� tarasu. Co� malutkiego b�ysn�o na tle betonu - nie sprz�tni�ty od�amek porcelany z przewr�conego stolika ja�nia� niczym diament. A mo�e to odblask oczu diab�a morskiego zagl�da� w nieprzys�oni�te zas�on� okna? Viola i jej m�� byli naprawd� chorzy. Co chwila biegali do ubikacji, gdzie zapewne �ciskali z czu�o�ci� ch�odn� muszl� klozetow�. Potem wracali do jadalni zniesmaczeni, potargani, z kwa�nymi u�miechami na sinych twarzach. - A tobie nic nie jest? - wycedzi�a s�abo Viola do ma�ej, kt�ra ze spokojem przygotowywa�a herbat�. Dwie paruj�ce szklanki stukn�y o masywny blat sto�u. - Nie - odpar�a dziewczyna oboj�tnie i poprawi�a czerwone spinki wpi�te we w�osy. Niewielkie, owalne lusterko wisia�o przy drzwiach. - Napijcie si� herbaty. Mo�e wam pomo�e. - Oby. Nikt nie wspomnia� nawet s�owem o feralnym cie�cie jab�kowym, co w danej chwili by�o ca�kiem widowiskowe. Ka�dy jednak w g��bi duszy jemu w�a�nie przypisywa� ca�� win�. Ca�kiem s�usznie, je�li by przypomnie� sobie uwa�nie posi�ki spo�ywane bezpo�rednio przed zatruciem oraz osoby bior�ce w nich udzia�. C�, nic w przyrodzie nie dzieje si� bez przyczyny, a nie wszystkie jab�ka bywaj� zdrowe. Niekt�re s� po prostu niedojrza�e, inne za� zatrute. A czas p�yn�� i p�yn��... Godzin� potem ma�a, siedz�c po turecku na swoim w�skim ��ku, oparta plecami o ch�odn� �cian� i czytaj�ca k�tem oka Nietschego, ujrza�a w oknie strumie� �wiat�a, przesuwaj�cy si� w oddali po falach morskich. Zjawisko to zachwyci�o j� sw� trudn� do opisania ciep�� barw�, jak�e dalek� od codziennej bieli. �wiat�o porusza�o si� szybko w lewo, p�niej w prawo, zn�w w lewo, i zn�w w prawo, i zn�w w lewo, coraz szybciej. Zdawa�o si� wydobywa� spod ciemnej linii horyzontu. A mo�e pada�o z g�ry? Nie wiadomo, lecz przykuwa�o wzrok ma�ej, hipnotyzowa�o go, a jej zmys�y wprawia�o w rytmiczny trans. Przez chwil� tkwi�a w nieruchomej pozycji, z oczami martwo skierowanymi w okna. Dopiero ledwo s�yszalny, st�umiony j�k rodzic�w, dochodz�cy z s�siedniej jadalni, wyrwa� j� z ot�pienia. Wsta�a energicznie i zacz�a czego� szuka� na p�lkach. Zajrza�a mi�dzy ksi��ki prawnicze, obmaca�a parapety. Wreszcie wygrzeba�a z walizki ojca jego telefon kom�rkowy. Przy okazji wyrzuci�a z torby zadziwiaj�cy jak na uporz�dkowanego prawnika ba�agan: papiery, d�ugopisy, okulary i inne �mieci wysypa�y si� ze stukiem na ��ko, tworz�c sto�kowate zwalisko. Z telefonem przy uchu przesz�a do jadalni, gdzie na kanapach le�eli jej p�przytomni rodzice. - Poprosz� karetk� do latarni. Dwa przypadki zatrucia. Nie. Nie umieraj� jeszcze. Dzi�kuj�. Rozmowa sko�czona. Potem powolnymi ruchami, niby od niechcenia, zacz�a �adowa� papiery ojca z powrotem do akt�wki. Nagle podnios�a z pod�ogi kartk� papieru, kt�ra j� zainteresowa�a. Zdj�cie. Przysun�a je bli�ej do twarzy, zamar�a. Ca�a jej postawa sygnalizowa�a wzburzenie - od razu widoczne u os�b tak ostentacyjnie oboj�tnych jak nasza ma�a. Zapali�a stoj�ca przy oknie lamp� i usiad�a na parapecie, plecami do szumi�cego morza i ciemno�ci. D�ugo trzyma�a to czarno-bia�e zdj�cie w d�oni. By� na nim jej ojciec, znacznie m�odszy i �adniejszy ni� ten cierpi�cy na niestrawno�� cz�owiek w jadalni. Za nim, po�r�d jasnego nieba i barankowatych chmur, b�yszcz�ca od letniego s�o�ca, sta�a znajoma latarnia. Dok�adnie ta sama, samotna wie�a, kt�rej w�a�cicielami stali si� jej rodzice zesz�ego miesi�ca. Tylko �e pewien nieznany, intryguj�cy szczeg� przykuwa� uwag�. Na g�rze latarni ma�a dostrzeg�a bowiem �w owalny witra� z diab�em morskim - daleki i rozmazany na czarno-bia�ym zdj�ciu, lecz mimo to interesuj�cy. Nigdy wcze�niej go nie widzia�a. 4. Sanitariusze wynie�li na taras dwa z trudem oddychaj�ce cia�a. Wewn�trz latarni zepsu� si� akurat generator pr�du, a mo�e korki wypad�y, i w zwi�zku z tym panowa�y tam zupe�ne ciemno�ci. Taras przed domem o�wietla� za� ob�y, blady ksi�yc, kt�ry wisia� tego dnia nisko i rzuca� na spokojne morze przyt�umion� po�wiat�. Bia�e kitle sanitariuszy i lekarzy widoczne by�y nawet z daleka. Ich g�osy wzburzy�y ci�kie powietrze. - Prosz� si� nie martwi� - pocieszali dziwnie opanowan� ma��. - To tylko lekkie zatrucie. Pani matka znajduje si� w lepszym stanie. Ma�a wyda�a z siebie westchnienie wyra�aj�ce ulg�. - Tak, s�dzimy, �e hospitalizacja w jej wypadku nie b�dzie konieczna. - Jasne, damy jej teraz lekarstwa, wcze�niej dzi� p�jdzie spa� i tyle. - A pani ojca musimy zabra� na badania. Dziewczyna wstrzyma�a oddech. - No c�, zapewne zjad� wi�cej tej niezdrowej potrawy. - A co jedli, czego pani nie jad�a? Cie� u�miechu zawstydzenia przemkn�� po twarzy ma�ej. - Zatem prosz� nam przynie�� resztki tego ciasta, poddamy go analizie. U�miech ma�ej si� rozszerzy�. - Tak, prosz� pani, wiemy, �e nawet najzdrowsza potrawa, wyci�gni�ta z kosza na �mieci, traci swe walory i mog�aby u�mierci� samym swym zapachem kompani� marynarzy. Ale prosz� j� przynie��. Jeden z lekarzy, grubawy trzydziestopi�ciolatek, bez przerwy gada�. Usta mu si� nie zamyka�y ani na chwil�, nawet kiedy wykonywa� trzy r�ne czynno�ci na raz: - To pechowe miejsce, prosz� pani - m�wi�, aplikuj�c Violi jakie� lekarstwo. - Ja wtedy by�em ma�ym dzieckiem, gdy to si� sta�o. Straszna �mier�, kobieta mia�a skr�cony kark i poranione cia�o. Le�a�a dok�adnie tutaj, gdzie teraz nosze z pani ojcem... hmmm...Prosz� wybaczy� to niestosowne por�wnanie. Sytuacja pani ojca jest oczywi�cie o niebo lepsza i, jak ju� m�wi�em, ani jego �yciu, ani zdrowiu nie zagra�a �adne niebezpiecze�stwo. Tamta historia nale�y za� do przesz�o�ci. To by� po prostu nieszcz�liwy wypadek... - prosz� tu potrzyma�, o tak, bardzo dobrze, dzi�kuj� - Chocia� dzieci zmar�ej nie przysz�y nawet na pogrzeb. Nie zap�aka�y nad zmar�� matk�, nie odda�y jej tej ostatniej przys�ugi... - ju� ko�czymy, zaraz b�dziemy mogli odjecha� - nie ma sensu, by pani jecha�a z ojcem do szpitala, a pani matka jest na to za s�aba. Prosz� tu poczeka� do jutra rana i popilnowa� chorej. A w razie czego natychmiast dzwoni�. Ma�a by�a zbyt sko�owana, by m�c si� przeciwstawi�. Grzecznie wykonywa�a wszystkie polecenia gadatliwego lekarza, kt�ry zreszt� wyda� jej si� godny zaufania. Zwraca� si� do niej tak, jak do doros�ej, odpowiedzialnej osoby, co tak rzadko przytrafia�o si� pe�noletniej ju� przecie� 'ma�ej'. Jej �wie�o odebrane �wiadectwo dojrza�o�ci le�a�o dumnie na nieu�ywanym biurku w sypialni. W ko�cu odjechali. Zapanowa�a cisza, bardziej nawet dotkliwa ni� zazwyczaj. Ciemno�� potrafi nie tylko dzia�a� przygn�biaj�co na zmys�y ludzkie, ale tak�e stymuluje do nietypowych zachowa�. Ma�a, na przyk�ad, sta�a teraz w p�otwartych drzwiach, z d�ugim papierosem w d�oni i spogl�da�a nieco m�tnym wzrokiem w ciemne zaro�la. Opar�a si� o futryn�, po czym wprawnym ruchem r�ki strzepn�a na taras wa�eczek popio�u. Wygl�da�a tak, jakby rozkoszowa�a si� pi�knem tej ulotnej, nocnej chwili b�ogiego spokoju. Macocha, ju� przytomna, w znacznie lepszym stanie ni� poprzednio, le�a�a na kanapie, usi�uj�c spa�. Znu�onym g�osem odpowiedzia�a na zapytanie pasierbicy o czarno-bia�e zdj�cie sprzed 30 lat. "- Ojciec by� tu kiedy� w okolicy na wakacjach, kiedy jeszcze by� studentem." Wi�cej ma�a dowiedzie� si� nie mog�a. Swobodnie pali�a papierosa i wlepia�a wzrok w fale. Morze, ksi�yc, gwiazdy, ciemny granat nieba - wszystko to kusi�o zmys�y i napawa�o je ekstatyczn� wr�cz rado�ci�. Ten cholernie daleki horyzont symbolizowa� nieludzkie wyzwania, jakie proponuje ludziom soczysty, �wie�y �wiat. A ka�dy krok naprz�d stwarza� tyle mo�liwo�ci... - Martwi� si� o niego. Jutro rano, jak tylko b�d� mog�a prowadzi� samoch�d, pojedziemy do szpitala. Ty te� mog�aby� wreszcie zrobi� prawo jazdy, ma�a. - Aha... - I wiesz co? Nie chc� ju� tu mieszka�. Potrzebuj� miasta. Wyjad� jak najszybciej - Viola lepiej ju� wygl�da�a. Wsta�a nawet i podesz�a do okna. Jej twarz ja�nia�a ksi�ycowym blaskiem. Spojrza�a na pasierbic�. - Nie wiedzia�am, �e palisz. Ma�a wyd�a wargi. - Wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Nie jestem grzeczn� dziewczynk� - podkre�li�a, patrz�c Violi w oczy. Macocha u�miechn�a si� wyzywaj�co na sw�j stary, cyniczny spos�b. - Oj, ma�a... Znam ci� lepiej, ni� ci si� wydaje. Jeste� grzeczn� dziewczynk� o mi�kkim sercu. Czasem si� zgrywasz, ale przede wszystkim ma�o w tobie odwagi. Musisz uwa�a�, bo jeste� typowym okazem koz�a ofiarnego. Mo�e kiedy� z tego wyro�niesz. Jak si� p�niej okaza�o, Viola zn�w mia�a racj�. I to jak okrutnie. - Zebra�o ci si� na szczero��! Znalaz�a si� wr�ka - fukn�a dziewczyna z narastaj�c� z�o�ci�. - �ebym tylko ja nie powiedzia�a czego� pochopnie o tobie.... - No dalej... Dlaczego milczysz? Mo�e napijemy si� wina? Nie powinno si� pi� alkoholu, b�d�c w rozchwianym �o��dkowym stanie Violi. Ma�a nape�ni�a dwa smuk�e kieliszki. Ca�y czas obie panie sta�y w drzwiach prowadz�cych na taras. - Nie widz� no�y, kt�re wisia�y na �cianie - zauwa�y�a dziewczyna mimochodem. Viola zacz�a wyra�nie dzia�a� na swoj� niekorzy��: - Nie szkodzi, a kto ich teraz potrzebuje? -za�mia�a si� beztrosko - Wiesz co, ma�a, jeste� ostatnio zestresowana. Id� mo�e na jaki� kr�tki spacer po pla�y, albo co. O, wiem! Id� do sklepu przy przystani. Albo we� rower. To tylko 2 kilometry. Kupisz papierosy, bo si� ko�cz�, a przy okazji si� wy�yjesz... Ma�a wypi�a kieliszek wina jednym �apczywym �ykiem. - W�a�ciwie, czemu nie? - sykn�a - Tylko zamknij drzwi, bo tu podobno straszy. - Ja si� nie boj�. Nie wierz� w przes�dy. - Och, jaka twarda - podsumowa�a jadowicie ma�a i wsiad�a na rower. Viola patrzy�a spokojnie, jak pasierbica szybko znika z pola widzenia. Poniewa� nie by�o pr�du, postawi�a na stole tr�jramienny �wiecznik, zapali�a te� du�� r�czn� latark�. Szkoda, �e ciemno�� nie pozwala�a si� pakowa�, bo Viola zapewne nie mog�a si� ju� doczeka� wyprowadzki ze swojej romantycznej latarni. A to by�y ostatnie chwile jej �ycia. Posiedzia�a troch� przy stole w jadalni, gdzie zauwa�y�a rzeczywi�cie brak kolekcji no�y ze �ciany i doko�czy�a kieliszek wina. Ostatni w jej n�dznym, zb�dnym �yciu. Mog�a by� bardziej przezorna, jak na osob�, kt�ra jeszcze dwie godziny wcze�niej zosta�a celowo podtruta pewnym �rodkiem chemicznym. Ja bym bardziej uwa�a�a na jej miejscu. Ale nie by�o jej to pisane, by umrze� tak banalnie, szybko i, w gruncie rzeczy, bezbole�nie. O, nie. Postawi�am obie nogi na tarasie. Troch� mi �cierp�y od tego ci�g�ego chowania si� po krzakach w niewygodnej pozycji. Czu�am podniecaj�ce mrowienie, gdy podchodzi�am cicho do okna, trzymaj�c pod kurtk� pistolet, a w torbie kolekcj� �ciennych no�y . Ka�dy moment tego wieczoru by� przeze mnie szczeg�owo zaplanowany. Ruchy 'ma�ej' by�y wprawdzie trudne do przewidzenia, ale instynktownie wiedzia�am, �e w pewnej chwili oddali si� od koszmarnej Violi na tyle daleko, bym mog�a zbli�y� si� ja. Viola j� zdenerwuje sw� wyrachowan� z�o�liwo�ci�, a s�aba z natury ma�a zamknie si� w swoim pokoju. Rozw�j sytuacji przeszed� jednak moje oczekiwania. Nie mog�am si� te� zdecydowa� czy straszy� d�u�ej rzucanymi kamieniami, t�uczonymi szybami i tego typu sztuczkami, czy mo�e chodzi mi po prostu o �mier� Violi. Bo to, �e ona umrze, wiedzia�am od chwili, gdy postawi�a sw� walizk� na tarasie. Nie wiedzia�am tylko, jak szybko to nast�pi, a z biegiem czasu zacz�am nudzi� si� t� gr�. Wstrzyma�am oddech, bo Viola akurat wsta�a od sto�u i posz�a na chwil� w g��b domu. Czeka�am w skupieniu na odpowiedni moment. Pragn�am zako�czy� ju� t� histori�. Nie ma sensu czeka� na lepsz� okazj�, skoro ta jest ca�kiem dobra. Tak..., ostatnio wci�� by�am zaj�ta przez to wszystko. Nie mia�am nawet czasu zrobi� sobie �niadania, he, he. Czasem w og�le nic nie jad�am przez ca�y dzie�, zgi�ta wp� przez kilka d�ugich godzin bez przerwy. Ale op�aca�o si�, bo ta okrutna zabawa da�a mi sporo rado�ci. Zatem przejd�my do rzeczy. Dzie�o nale�y doko�czy�. Zw�aszcza, �e tyle czasu i energii mu po�wi�ci�am. G�upiutka Viola nie zamkn�a drzwi, wi�c w�lizgn�am si� bez problemu, gdy posz�a do ubikacji. Niestety nie mog�am wymy�li� rozs�dnego sposobu, by wywabi� j� na g�r� wie�y bez zastosowania przymusu. W�a�nie wychodzi�a z ubikacji, gdzie, o ironio, dokona�a ostatniej swobodnej czynno�ci przed �mierci�. Przy�o�y�am jej luf� pistoletu do nagrzanych plec�w. Wiedzia�am, �e si� nie wymknie. - R�ce do g�ry! Spokojnie - rozkaza�am zimno. - O co chodzi, kto to? - krzykn�a przera�ona Viola, usi�uj�c si� obr�ci�. Chcia�am uderzy� j� w twarz, ale mog�aby wtedy straci� przytomno�� i nie zdo�a�abym zaci�gn�� jej na g�r� wie�y. A na pomoc ma�ej liczy� nie mog�am. By�a mimo wszystko zbyt poczciwa. Na dodatek znajdowa�a si� do�� daleko. Zabawne, tak to dok�adnie zaplanowa�am, mia�am by� okrutna, zn�ca� si�, sprawia� stopniowe cierpienia, patrze�, jak moja ofiara b�aga mnie o szybki koniec. A tu m�j zapa� niepokoj�co mala�. - Id� spokojnie, to nie skalecz� ci� no�ami - zapewni�am dobrodusznie i pchn�am Viol� luf� pistoletu w kierunku wyj�cia na taras. - Do wie�y!!! - O co chodzi, kim jeste�? Pu�� mnie... - R�b, co ka��. - Przecie� drzwi do wie�y s� zamkni�te.... Ratunku!!! Aniu!!! Aniu!!! Na pomoc! Pr�bowa�a si� wyrwa�, ale trzepn�am j� po uczniacku w ucho. - Wi�c ona ma na imi� Ania? �adne imi�. Nie us�yszy ci�. A nawet gdyby, to nie jestem przekonana, czy przyjdzie ci na ratunek... K�ama�am. Ma�a mog�a w ka�dej chwili wr�ci�, a ja, przyznam si�, ciekawa by�am jej reakcji. W gruncie rzeczy pozytywnie mnie na koniec zadziwi�a, ale o tym p�niej. Drzwi do latarni wcale nie by�y zamkni�te, bo je wcze�niej otworzy�am. - Masz klucz? - wycedzi�a Viola - Oczywi�cie - odpar�am uprzejmie. - I to znacznie d�u�ej ni� ty. Wchodzi�y�my po stromych stopniach. Oddech mej ofiary przyspieszy� zabawnie, jej cia�o dr�a�o, w�osy przykleja�y si� jej do czo�a. Naprawd� si� ba�a, a o to w�a�nie, do cholery, mi chodzi�o. W pewnym momencie wypi�a sw�j zgrabny ty�ek w ten spos�b, �e prawie straci�am r�wnowag� i run�abym niechybnie w d� schod�w, gdybym nie zdo�a�a oprze� si� o �cian�. Za kar� uderzy�am j� w rami� pistoletem. J�kn�a. - Nast�pnym razem strzel�, idiotko - wysapa�am. - Nie u�atwiasz mi zadania. Wreszcie znalaz�y�my si� na g�rze. Niewiele si� tu zmieni�o od czasu, gdy by�am tu po raz ostatni. Niedu�e pomieszczenie zawiera�o pl�tanin� kabli, przewod�w i urz�dze�, dwa proste krzes�a oraz metalow� szaf�, pozornie tylko zamkni�t� na k��dk�. Pchn�am Viol� w stron� krzes�a stoj�cego pod witra�em. Nie zwr�ci�a w og�le uwagi na pi�kno tego owalnego okna o fioletowawych odblaskach, omiot�a tylko wn�trze latarni przestraszonym wzrokiem i pacn�a ty�kiem na krzes�o. Ca�y czas trzyma�am pistolet wycelowany w jej delikatne cia�ko. Trz�s�o si� nadal ze strachu, cho� pierwszy szok mia�a ju� za sob�. Zapali�am wewn�trzn� lamp� o silnym, bia�ym �wietle, kt�ra ja�nia�a bez wzgl�du na przerwy w dop�ywie pr�du. By�am taka spokojna i pewna siebie, �adna tam galaretowata, rozhisteryzowana panienka, potrz�saj�ca w panice pistoletem. Zachowywa�am si� jak zimnokrwista i ��dna krwi profesjonalistka. Viola �ka�a cichutko. Taka bezbronna, unieruchomiona kobieta naprzeciwko mnie! A gdzie jest teraz pewna siebie kobieta sukcesu, co? - Nie p�acz. Porozmawiajmy - Zach�ci�am ciep�o. Stara�am si� nada� memu g�osowi jak najprzyjemniejsz� barw�. - Dlaczego? Dlaczego? - us�ysza�am w odpowiedzi tendencyjne pytanie, zr�cznie wplecione pomi�dzy s�abn�ce �kania. - Radz� ci nie rusza� si� zbytnio, bo mog� wystrzeli�. P�acz ustawa�. Viola usi�owa�a my�le�, jakby tu si� wykaraska� z tej niekorzystnej dla siebie sytuacji. Jej planem by�o zapewne przeci�ganie rozmowy ze mn� jak najd�u�ej, by jej pasierbica zd��y�a powr�ci� z nocnego spaceru i przyj�� jej z pomoc�. Co za pech! - dok�adnie taki sam plan mia�am aktualnie ja. Rozchyli�am po�y obszernej marynarki, pod kt�r� trzyma�am cztery no�e kuchenne ukryte w specjalnych, bezpiecznych dla mojego cia�a przegr�dkach. Zdj�am je wcze�niej ze �ciany w kuchni mojej ofiary, a ich brak szybko zauwa�y�a spostrzegawcza ma�a - odt�d znana jako Ania. Ka�dy z no�y by� innej wielko�ci, jeden z nich mia� finezyjnie zako�czone ostrze w kszta�cie zakr�tasa - pewnie s�u�y� do patroszenia ryb. Od razu przyku� moj� uwag� i przypad� mi do gustu. A poniewa� wiecz�r ten, tak idealny dla wykonania mojego nikczemnego planu, nadarzy� si� ca�kiem niespodziewanie, da�am si� ponie�� s�odkiej improwizacji. Scen� ko�cow� ca�ego tego beznadziejnego przedstawienia wielokrotnie widzia�am w swojej rozpalonej wyobra�ni - czasem jawi�a mi si� niespodziewanie, podczas spaceru po pla�y czy przy budce z lodami, czasem celowo wywo�ywa�am j� z zakamark�w �wiadomo�ci - ale nigdy nie wyobra�a�am sobie krok po kroku wszystkich szczeg��w. Podstawowym mym zamiarem by�o bowiem w po prostu w bestialski, okrutny spos�b pozbawi� koszmarn� Viol� jej nic nie znacz�cego �ycia i uwolni� biedn� Ani� od ci�g�ego prze�ladowania ze strony macochy. - Zobacz - Pokaza�am Violi no�e. - Sied� spokojnie, nie wier� si�, nie pr�buj ucieka�. Chyba, �e skoczysz samodzielnie z wie�y, he, he... - za�mia�am si� - Nie chcesz chyba zosta� zraniona jednym z tych ostrzy, co? Milcza�a. W jednym r�ku trzyma�am pistolet, w drugim n� do ryb, zas�ania�am sob� drzwi prowadz�ce na schody. Jakby to powiedzie� - s�abe szanse na ucieczk� pozostawi�am pi�knej Violi. - Wiesz, kiedy to planowa�am - m�wi�am spokojnie, a moja ofiara s�ucha�a w napi�ciu - kiedy to planowa�am, widzia�am ciebie poci�t�, ze sk�r� odstaj�c� od szyi i twarzy, tarzaj�c� si� we krwi po posadzce g�rnego tarasu - na d�wi�k moich s��w Viola zatrz�s�a si� spazmatycznie. - Tak wi�c potem zamierza�am doko�czy� dzie�a i wypchn�� ci� z wie�y na dolny taras. Lecia�aby� jak barwny, ranny ptak - spojrza�am w morze. - Chyba jednak si� przeliczy�am. Mam w gruncie rzeczy delikatn� natur�. Bawi�a mnie ta sytuacja, gdzie wreszcie to ja m�wi�am i m�wi�am, i m�wi�am... a cz�owiek naprzeciwko mnie z uwag� s�ucha�. Niecz�sto maj� miejsce podobne sceny. Nie chcia�am powstrzymywa� s��w nareszcie swobodnie p�yn�cych mi z ust. - Pytasz: Dlaczego. Ot� odpowiem ci z przyjemno�ci�. Zadawaj zreszt� wszystkie pytania, jakie przyjd� ci do g�owy. Nie kr�puj si� - u�miechn�am si� zach�caj�co. Nie czeka�am jednak na jej odpowied� i kontynuowa�am grzecznie. - Ot� irytujesz mnie, moja panno, i to ju� od dawna. Od kiedy po raz pierwszy postawi�a� swoj� delikatn� n�k� na dolnym tarasie mojej latarni. Celowo przerwa�am. Od�o�y�am n� na krzes�o obok i wyj�am paczk� mocnych papieros�w. - Zapalisz? Jasne, �e zapalisz - zdecydowa�am za Viol�, kt�ra wpatrywa�a si� we mnie ot�pia�ym wzrokiem. - Dobrze ci zrobi troch� nikotyny, he, he. Rzuci�am jej na kolana otwart� paczk� i zapalniczk�. - Tylko bez �adnych numer�w. Wszystko kontroluj� - zagrozi�am jej, celuj�c luf� pistoletu prosto w jej aksamitne czo�o. Zadziwiaj�ce, lecz nie przejawia�a ju� buntu, a jej cia�o jakby opad�o z si�. Pos�usznie wyci�gn�a z paczki papierosa i zapali�a. Przez chwil� obie delektowa�y�my si� gorzkim dymem. Rzekomo wysoka inteligencja Violi gdzie� zanik�a - ta g�upiutka, pusta kobietka najwyra�niej nie wiedzia�a, �e istnia� prosty spos�b, by zdoby� nade mn� kontrol� nawet bez wstawania z krzes�a. Musia�am jej bowiem powiedzie� to, co mia�am do przekazania, zanim u�y�abym pistoletu. Mog�a si� nawet na mnie rzuci� z pi�ciami, a ja nie strzeli�abym, dop�ki trwa�a nasza rozmowa. Mog�a mnie prowokowa� do strza�u tak�e s�owami, a ja nie wystrzeli�abym, bo nie nadszed� na to jeszcze odpowiedni czas. Tymczasem kiedy ju� durna Viola pozna si� na mojej grze, bo wszystko jej celowo obja�ni�, jej bunt ucieszy mnie i skutecznie sprowokuje do strza�u. B�dzie za p�no. Podoba�o mi si� to �a�osne przedstawienie, ale nawet przyjemne dla cz�owieka chwile musz� kiedy� mie� sw�j koniec. Kontynuowa�am wi�c rozmow�. - Obserwowa�am ci�, Violu. A w�a�ciwie was. Wasz� trzyosobow� "rodzin�". Uprzykrzasz wszystkim �ycie, wiesz? A zw�aszcza biednej Ani. Niszczysz j�, dokuczasz jej z�o�liwie, a ona nie jest w stanie si� obroni�. Tak si� nie post�puje z lud�mi... - w tym momencie Viola zasygnalizowa�a, �e chce mi przerwa�, ale ja musia�am przecie� sko�czy� zdanie. - Pozw�l mi sko�czy�. Ania ci� nienawidzi, mi�o ci z tym? Jeste� na tyle g�upia, �e tego nie widzisz? Doskonale wiem, jak ona si� czuje i do ko�ca �ycia b�dzie to pami�ta�. Nie mog� na to pozwoli�, rozumiesz, ty wstr�tna idiotko? Chc� j� oswobodzi�. Troch� si� unios�am, zupe�nie niepotrzebnie. Nabra�am nag�ej ochoty na uderzenie Violi w twarz, a potem wykonanie pierwotnego, okrutnego planu. Wtedy Viola zada�a pierwsze pytanie. Przewidzia�am je. - Za kogo ty si� uwa�asz, �e mo�esz decydowa� o �yciu i �mierci ludzi??? - jej oczy wpatrywa�y si� we mnie przenikliwie. Wypu�ci�a z ust k��buszek dymu tytoniowego i doda�a ekstatycznie. - Ludziom nie wolno decydowa� o �mierci innej osoby! U�miechn�am si� delikatnie. Ach ta g�upiutka, naiwna Viola! Odzyskiwa�am spok�j wewn�trzny. - Violu, kochanie - odpar�am. - S� dwie kategorie os�b, kt�re mog� decydowa� o �mierci innych. To wariaci i pisarze. Wypowiada�am te s�owa powoli, ciesz�c si� ka�d� kolejn� g�osk� wychodz�c� z mojej krtani. Viola r�wnie� by�a opanowana, dostrzeg�am nawet w jej oczach znajomy, nieco z�o�liwy b�ysk, gdy pyta�a: - A ty do kt�rej z tych dw�ch grup si� zaliczasz? Dobre pytanie. - Nie do mnie nale�y decyzja w tej sprawie - odpowiedzia�am. - Tak? To mo�e ja ci� u�wiadomi�. Dla mnie jeste� wariatk�. Za�mia�am si� triumfalnie, po czym zgasi�am papierosa na nier�wnej powierzchni krzes�a. Przesz�a mi ju� ch�� zrobienia tego na policzkach Violi. - O! Doprawdy? He, he... ale� to oczywiste, �e z twojej perspektywy jestem wariatk�, droga Violu - oznajmi�am. - Nigdy tego nie negowa�am i ju� nie zaneguj�. Stara�am si� wyjrze� przez okno, a jednocze�nie nie spuszcza� z oka Violi. Ania mog�a rzeczywi�cie popsu� mi plany swoim niespodziewanym powrotem. Nie chcia�am jej zabija�, ale nie mog�a mnie przecie� zobaczy�. - Zaraz, zaraz... - kombinowa�a Viola, a na jej czo�o wyst�pi�y kropelki potu. - Ju� wiem, kim jeste�! Czyta�am taki wycinek ze starej gazety, a i miejscowi opowiadali mi t� histori�. To twoja matka umar�a tu przed laty. Mam racj�? - usi�owa�a co� powiedzie�, ale umilk�a. Ba�a si� pope�ni� wobec mnie nietakt. M�g� j� przecie� kosztowa� �ycie. - Skoro tak twierdzisz... Ty to powiedzia�a� - opowiada�am, cedz�c s�owa. To niez�e wyt�umaczenie mojej obecno�ci. Zacz�am wczuwa� si� w rol�. U�miechn�am si�. - Przez ca�e moje pi��dziesi�cioletnie �ycie nikt, nawet najbli�sze osoby... nie mog�y mnie zrozumie� - opowiada�am - Rozmowy dotyczy�y pogody. Nikt mnie nigdy nie s�ucha�...Tw�j m�� by� takim mi�ym ch�opcem, kiedy by� tu pewnego lata na wakacjach - snu�am swoj� �a�osn� opowie�� - Ale to nie dlatego to robi�. - m�wi�am pewnie, bez �ladu emocji w g�osie. Ca�e �ycie przecie� trenowa�am. - To nie ja j� zabi�am. Pope�ni�a samob�jstwo... By�a pi�kn�, inteligentn� alkoholiczk� i tyle. Ale skrycie si� cieszy�am... Hmm... Nie zamierzam stawa� si� sentymentalna, droga Violu. Takie jest �ycie, a raczej �mier�, o czym si� zreszt� zaraz przekonasz. Viola zn�w by�a spokojna. Mia�a pewnie nadziej�, �e skoro gl�dz� o sobie, robi� si� sentymentalna i brn� dalej w rozmow�, to mo�e odejdzie mi ochota na zabijanie. Myli�a si�. Plan jest planem - trzeba go wykona�, skoro tyle wysi�ku w�o�ono w jego realizacj�. - S�uchaj... - zacz�a mi�kko. - Mo�e pu�cimy to wszystko, co tu zasz�o, w niepami��? I tak zamierza�am si� wyprowadzi�. Dosta�aby� swoj� latarni� z powrotem. Nikt by ci nie przeszkadza� w niczym. �adnego pozwu do s�du itd. Znikamy ze swojego �ycia i nigdy si� ju� nie widzimy, ok? Zaci�gn�am si� kolejnym papierosem. Viola nadal niewiele rozumia�a. Moje s�owa brzmia�y pewnie bardziej �ywio�owo, ni� poprzednio, kiedy t�umaczy�am: - Ale� droga Violu. Wierz mi, bardzo mi przykro, ale nie mog� odst�pi� od poprzednich zamiar�w. Ka�da historia rz�dzi si� swoimi prawami i zmierza do pewnego punktu kulminacyjnego. Niezr�cznie jest to zmienia� - palce mi dr�a�y. - Tak zaplanowa�am i ju� ... Ty nawet nie wiesz, z jak� konsekwencj� i wytrwa�o�ci� stopniowo realizowa�am sw�j plan... W�o�y�am w to troch� wysi�ku. Ko�czyny mi dr�twia�y od tego ci�g�ego �ledzenia waszych poczyna�... Przez d�ugie godziny g�odowa�am, poch�oni�ta swoj� wizj� i jej realizacj�. Obserwacja ciebie zajmuje wiele czasu... Viola tymczasem nie rezygnowa�a. - To wymy�l inny punkt kulminacyjny - zasugerowa�a z narastaj�c� energi� w g�osie. - Albo lepiej go nie wymy�laj, tylko poczekaj na naturalny bieg wypadk�w... Wyprostowa�a plecy, wci�� siedz�c na krze�le. Zacz�a si� bacznie przygl�da� wn�trzu latarni. Dojrza�a wreszcie witra�. Udawa�am, �e rozwa�am jej propozycj�. Poczu�am w powietrzu radosne fluidy nadziei, kt�re wyp�ywa�y z serca Violi. - �adny witra� - zauwa�y�a. -A tak...Istotnie - odpar�am w roztargnieniu, - Wiesz co, masz racj� - zdecydowa�am. - mo�e faktycznie znajd� zaraz inny punkt