470

Szczegóły
Tytuł 470
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

470 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 470 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 470 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

470 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Companion - Kompan by Ron Stanions T�umaczy� - �ukasz R�anek B�yskawica czy co? Bacznie przyjrza� si� niebu, hen daleko nad szczytami pobliskich g�r. Nie, to musia�a by� jego wyobra�nia. Kontynuowa� sw�j marsz, kieruj�c si� w�a�nie w g�ry, gdzie przesmyk pomi�dzy dwoma szczytami pozwoli mu przej�� na drug� stron�, do doliny gdzie b�dzie m�g� spotka� si� ze swym plemieniem. Maszerowa� dalej, jego miecz lekko obija� mu bok. Nied�ugo powinien zapa�� zmrok, a on, je�eli si� postara, powinien doj�� przedtem do podn�a g�r. Wtedy znajdzie sobie schronienie przed wszystkimi tymi zwierz�tami, kt�rych mo�na si� w nocy obawia�. By� wojownikiem, �wietnie wyszkolonym w sztuce walki, ale, w przeciwie�stwie do swego ludu, polowa� samotnie, sp�dzaj�c coraz wi�cej i wi�cej czasu od ziemi swych przodk�w. Zna� ich zdanie na ten temat i wiedzia�, �e tylko kwesti� czasu jest uznanie go za wyrzutka, dlatego, �e nigdy nie stosowa� si� do tradycji oraz studiowa� nauki i rzeczy, kt�re mog� zez�o�ci� bog�w. Aczkolwiek bogowie zdawali si� nigdy go zawodzi�, gdy� pomagali mu, ilekro� wzywa� ich imiona. Wr�cz zdawali si� nagradza� go za jego niepoprawny styl �ycia. Tam! Nast�pny b�ysk! Tym razem nie m�g� si� myli�, co� dzia�o si� nad g�rami. Czy mo�e nawet poza nimi? Mo�e w jego wiosce? Zwi�kszy� swoje t�po do lekkiego biegu. G�ry by�y zaledwie godzin� drogi przed nim, je�li utrzyma tempo, a wiedzia�, �e lepiej jest oszcz�dza� si�y, p�ki znajduje si� na otwartej przestrzeni. Utrzymywa� wi�c spokojne tempo, nie przem�czaj�c si� zbytnio. Poza tym pozosta�o mu jeszcze znale�� miejsce do spania i ukrycia si� przed zwierz�tami poluj�cymi w nocy. I tak pozostanie mu co najmniej p� dnia drogi, aby przej�� na drug� stron�. Przy wej�ciu do przesmyku g�ry zacz�y wzrasta� stromo z obu stron, nie daj�c �agodnego wej�cia aby zej�� z drogi aby tam szuka� schronienia na noc. Zbocza nie by�y a� tak niedost�pne, aby nie mo�na si� by�o na nie wspi��, ale wymaga�oby to zbyt wiele wysi�ku i czasu. Wspina� si� na strome ska�y z wpraw� cz�owieka, kt�ry robi to na co dzie�. Wspina� si� tak d�ugo, a� znalaz� si� na wysoko�ci oko�o dwudziestu metr�w. Po kilkuminutowych poszukiwaniach znalaz� ma�y wykop kt�ry pasowa� idealnie na nocn� kryj�wk�. Ska�a, kt�ra go zakrywa�a nie by�a mo�e du�a, ale na pewno powstrzyma zwierz�ta od wspinania si� do niego a nad nim wisia�a ska�a o wiele wi�ksza, co zapobiega�o jakimkolwiek atakom z g�ry. Nie musia� si� tutaj obawia� bandyt�w, poniewa� �cie�ka ta by�a wykorzystywana niezmiernie rzadko i to prawie wy��cznie przez jego ludzi. Jego pozycja umo�liwia�a mu spogl�danie dok�adnie w kierunku, z kt�rego, jak mu si� wydawa�o, widzia� te tajemnicze b�yski. Nie pojawi�y si� jednak po zmroku. Dlatego te� roz�o�y� si� spokojnie, zrobi� sobie zimny posi�ek, gdy� nie chcia�, aby �wiat�o przyci�gn�o uwag� niechcianych go�ci. Poza tym stwierdzi�, �e droga w d� jest zbyt daleka, aby p�j�� na poszukiwania drewna. Po posi�ku spakowa� zapasy i uci�� sobie kilkugodzinna drzemk� tak, aby wsta� i wyruszy� jeszcze porz�dnie przed �witem. Niewiele czasu up�yn�o, kiedy to us�ysza� zsuwaj�ce si� kamienie niedaleko od jego legowiska. Bardzo d�ugo ws�uchiwa� si� w odg�osy nocy, oczekuj�c d�wi�k�w wydawanych przez poruszaj�ce si� zwierz� b�d� cz�owieka, ale wok�, jakby jemu na z�o��, panowa�a martwa cisza. Pocz�tkowo pomy�la�, �e jest to mo�e pocz�tek lawiny kamieni, ale pozby� si� tej my�li. Kilka obluzowanych kamieni tu i tam, to wszystko. Ale... dziwne, wydaje si�, �e jest wok� zbyt cicho. Czasami s�ysza� z daleka samotne piski ptak�w. �aden d�wi�k nie powstawa� wok� niego. Pozostawa� w bezruchu, nas�uchuj�c, wyt�aj�c sw�j wzrok aby wypatrzy� co� w mroku. Nagle, gdzie� ze szczytu g�ry, obsun�a si� do�� du�a ilo�� kamieni, bezpo�rednio nad nim, zmuszaj�c go do wci�ni�cia si� g��boko w dziura z dala od potoku kamieni i kurzu kt�ry zsypa� si� tu� przed nim. Kiedy wszystko si� uspokoi�o, wzi�� sw�j sprz�t, przymocowa� miecz i reszt� rzeczy do plec�w sprawdzaj�c, czy wszystko jest dobrze przymocowane, aby nie ha�asowa�. Wtedy, ostro�nie, wysun�� si� ze swej kryj�wki i zacz�� wspina� si� wy�ej, powoli, cichaczem, wprost na �r�d�o poruszenia. Wspinaczka by�a trudna i mozolna, wydawa�o si�, �e trwa�a ca�ymi godzinami. Dosta� si� w ko�cu do czego�, co pocz�tkowo wygl�da�o jak g�ra zwalonych kamieni, lecz w miar�, jak jego wzrok przyzwyczaja� si� do ciemno�ci zauwa�y�, �e jest to ogromny smok le��cy na ziemi. Stan�� jak wmurowany, ci�ko wpatruj�c si� w le��ce zwierze, nie wa��c si� poruszy�. Nagle poczu� wo� smoka, kt�ra pomimo wcze�niejszych przekona�, nie by�a a� tak odra�aj�ca. Wyczu� tak�e inn� wo� wymieszana z odorem smoka, wo� kt�ra by�a a� za dobrze znana, zapach krwi. Podkrada� si� do istoty, zatrzymuj�c si� i padaj�c p�asko na ziemi� kiedy si� tylko poruszy�o w spazmatycznym oddechu wysy�aj�c na d� kolejne lawiny kamieni. Dobra, to wyja�nia jedn� zagadk�. Skrada� si� tak d�ugo, a� znalaz� si� pi�� metr�w od smoka i m�g� ju� dojrze� rany na jego ciele. Tak, wyja�ni�a si� tak�e zagadka b�ysk�w. Smok mia� na skrzyd�ach wypalone znaki. Najprawdopodobniej, ten i jaki� inny smok wda�y si� w b�jk� i ten przegra�. Sta�o si� jasne, �e smok jest nieprzytomny ale zauwa�y� jego obecno��. W ko�cu lekka bryza przywiewa�a ca�y czas jego zapach w kierunku potwora. "G�upi jestem..." pomy�la� "...powinienem uwa�a�". Uwa�aj�c ca�y czas na to, czy aby smok si� nie rusza, spokojnie podszed� do niego i zacz�� ogl�da� jego rany. Szybko przekona� si�, �e ten jest tak ci�ko ranny, �e nie prze�yje bez opieki. Pierwsz� reakcj� by�a ch�� pomocy umieraj�cemu zwierz�ciu, lecz potem g�r� wzi�� zdrowy rozs�dek. "Zostaw go w spokoju" wyszepta� sam do siebie. "Odejd� teraz, to mo�e prze�yjesz. To nie jest jakie� tam zwyk�e, le�ne zwierz�. Twoje w�asne plemi� pos�dzi�oby ci� o g�upot� i szarlataneri� i wygna�o." Ostatnie zdanie by�o jednak decyduj�ce. Przecie� on zupe�nie nie dba� o to, co my�li jego plemi�. Z czo�em �ci�gni�tym w skrajnym zamy�leniu i determinacji, zacz�� szybko rozpakowywa� swoje rzeczy, wyci�gaj�c lecznicze zio�a i sk�adniki potrzebne do zakl��. Rozpali� ognisko na ma�ej �cie�ynce, gdy� w pobli�u ros�o par� kar�owatych zagajnik�w. Przysiad� tu na ca�� noc, wype�nion� mieszaniem zi� i sk�adnik�w czar�w, zmuszaj�c si� do ci�szej pracy ni� do�wiadczy� kiedykolwiek w �yciu. Do rana uda�o mu si� jednak opatrzy� wi�kszo�� powa�nych ran smoka i m�g� sobie pozwoli� na zas�u�ony odpoczynek. Po�o�y� si� wi�c w kryj�wce potwora u jego boku, aby odpocz�� przez kr�tki czas w cieple, kt�re ten wytwarza�. Obudzi� si� p�niej tego� samego dnia, dziwi�c si�, �e m�g� spa� a� tak d�ugo, w�ciek�y na samego siebie, �e sobie na to pozwoli�. By�o jeszcze tyle do zrobienia, a on powinien wyruszy� na d�ugo, zanim smok si� przebudzi aby nie sta� si� pierwszym posi�kiem, jaki ten spo�yje! Sp�dzi� wi�kszo�� tego dnia ko�cz�c to, co zacz��. Oczy�ci� do ko�ca i opatrzy� rany smoka, sprawdzaj�c od czasu do czasu jego oddech i oczy, aby by� pewnym, �e ten si� nie zbudzi. W toku zaj�� nie zauwa�y�, �e zapada noc, a on jeszcze nie sko�czy� i nie odszed�. Jaki� czas temu sta� si� pewny, �e stan smoka nie wymaga ju� jego obecno�ci. Wiedzia�, �e wystawia si� na niebezpiecze�stwo pozostaj�c tutaj. Kiedy potw�r si� przebudzi nie b�dzie prawdopodobnie w stanie si� porusza�, a co dopiero atakowa�, lecz i tak g�upot� by�o ryzykowa�. Zrobi� wszystko, co by�o niezb�dne, ale i tak pozosta� sprawdzaj�c i kontroluj�c banda�e oraz stan pacjenta. Kolejny raz obudzi� si�, gdy s�o�ce by�o ju� wysoko. Kolejny raz wyzwa� sam siebie od g�upc�w. Nie pami�ta� dok�adnie, o jakiej porze zm�g� go sen ale zgadywa�, �e spa� ju� od d�u�szej pory. By�o ju� prawie po�udnie! Nie zdawa� sobie ju� nawet sprawy, ile� to razy zamierza� ju� rusza�. Teraz zacz�� to sobie wypomina�. Szybko pozbiera� swoje rzeczy i w�o�y� je do plecaka i ju� mia� po raz ostatni sprawdzi� banda�e smoka, kiedy stwierdzi�, �e ten mu si� przygl�da. Zbyt zszokowany, aby si� porusza�, po prostu sta� tak jak sta�, wpatruj�c si� w te czarne �lepia zahipnotyzowany ich g��bi�. Poczu� dziwne md�o�ci i zrozumia�, �e smok w jaki� nieodgadniony dla niego spos�b sonduje jego umys�. Dziwne, pomy�la�, ale nie czu� strachu i przera�enia i nie wyczu� te� �adnych nieokre�lonych b�d� niebezpiecznych uczu� ze strony jego obserwatora. Nie zaj�o mu du�o czasu zrozumienie, �e to smok wp�ywa na jego uczucia. Niespodziewanie, g�os smoka wszed� w jego umys�. To by� g��boki, rozkazuj�cy g�os, zawieraj�cy w sobie si��, rozwag� i inteligencj� m�wcy. "Czemu� mnie wyleczy�" spyta�. Echo przebieg�o przez jego umys�, podobne do s�yszanego z g��bi jaski�. Jego ja�� sama zacz�a odpowiada� na pytanie, pomimo tego, i� on sam w tym kierunku nie uczyni� nic. Rozumia� poza tym, �e nie b�dzie w stanie ukry� swych my�li, nawet gdyba chcia�. "Zawsze le�a�o w mej naturze nie�� pomoc potrzebuj�cym, wi�c kiedy ci� tu odnalaz�em rannego, nie mog�em uczyni� nic innego, jak wyleczy� ci� nawet pomimo tego, �e wiedzia�em o ryzyku jakie ponosz�." Smok nadal skupia� sw� empati� na nim, nie daj�c uj�cia jego emocjom. Nie mia� poj�cia, jak d�ugo trwa� ten kontakt lub co smok wyczyta� z jego my�li. Nagle zda� sobie spraw�, �e ten nie patrzy ju� na niego. Potrz�sn�� energicznie g�ow�, aby j� przeczy�ci�. Wiedzia� ju�, �e smok nie stanowi dla niego zagro�enia, wi�c zacz�� zbiera� sw�j sprz�t gotuj�c si� do odej�cia. Kiedy sko�czy�, podszed� przed pysk smoka. "Opuszczam ci� ju�. Powiniene� szybko wr�ci� do si� bez mej dalszej pomocy." Nie wiedzia�, dlaczego zadaje sobie trud m�wienia tego smokowi, ale wiedzia�, �e nie mo�e odej�� bez s�owa. Patrzy� na niego oczekuj�c odpowiedzi, lecz ten rozgl�da� si� po horyzoncie totalnie go ignoruj�c. W ko�cu obr�ci� si� i zacz�� schodzi� w d� zbocza, kiedy smok si� na niego obejrza�. "Dok�d p�jdziesz" spyta� na g�os tym samym g��bokim g�osem, kt�ry s�ysza� swoim umy�le. Ale g�o�no�� i realno�� tego g�osu porazi�a jego zmys�y. Obr�ci� si� powoli w kierunku jego kierunku. "Do mej wioski." odpowiedzia� w prosty spos�b. Smok popatrzy� na niego jeszcze przez chwil� lecz potem obr�ci� si� powoli aby ponownie rozejrze� si� po linii horyzontu. Wojownik wzruszy� ramionami i powoli si� obr�ci� aby kontynuowa� marsz, kiedy smok znowu przem�wi�. "Zosta�." powiedzia� bez obracania �ba. To nie by� rozkaz lecz szczera pro�ba. Us�ysza� b�agaln� nutk� w jego g�osie. Nutk� samotno�ci w g�osie wiek�w. Po raz kolejny obr�ci� si� w jego stron� i podszed� bli�ej. "Dlaczego" spyta�. "Chcia�em wiedzie�, dlaczego pragniesz towarzystwa takiego kogo� jak ja" Smok ca�y czas wpatrywa� si� w niebo. "Pozna�em wiele rzeczy w mym �yciu. Walczy�em w wielu bitwach i nigdy powa�nie nie ucierpia�em. Widzia�em wiele krain i kontynent�w" smok powiedzia� z nut� samochwalstwa w g�osie. Nast�pi�a chwila cisza podczas kt�rej smok odwr�ci� �eb w jego kierunku. "Ale nigdy nie pozna�em, co to jest przyja��. Jeste� pierwszym, kt�ry okaza� mi wsp�czucie. Pierwszym, kt�ry mi pom�g� w potrzebie, wyleczy�. Zawdzi�czam ci �ycie." doda�. Smok wzdychn��. "Pragn��bym m�c nazywa� ci� moim przyjacielem." Wydawa�o si�, �e powiedzenie tego ostatniego zdania sprawia mu niezmiern� trudno��. Wojownik spojrza� na smoka, nie wierz�c w to co us�ysza�. Smoki nie by�y znane z tej strony! Ale, tu w�a�nie by�, stoj�c twarz� w twarz ze smokiem. Sta� tak w ciszy, patrz�c g��boko w jego oczy i czuj�c narastaj�c� sympati� do niego. Ju� wiedzia�, �e nigdy nie doko�czy swojej podr�y do domu. Znalaz� nowy dom. Z przyjacielem... Stron� stworzy� Wielebny aka �ukasz R�anek wszelkie prawa zastrze�one 1998

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!