4697
Szczegóły |
Tytuł |
4697 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4697 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4697 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4697 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PETER S. BEAGLE
Czarodziej z Karakosk
Co, co takiego? Czy teraz moja kolej? Nie, nie spa�em -
nie jestem tak �le wychowany, �eby zasn��, gdy kto� inny
opowiada. Zastanawia�em si� tylko... Zastanawia�em si�, ile to
ju� czasu min�o odk�d siedzia�em z przyjaci�mi tak jak
teraz - och, doprawdy z kimkolwiek - s�uchaj�c przy kominku
na przemian o dziwach i niedorzeczno�ciach. Mia�em osobliwe
�ycie i obawia�em si�, �e niewiele m�g�bym z niego
opowiedzie�, co nie zanudzi�oby obecnych tu m�odych i nie
wzbudzi�o ch�ci sprzeciwu u starszych, a nie chcia�bym tego
za �adne skarby. Prosz� o pob�a�liwo�� - obiecuj� opowiada�
kr�tko i pozostawi� reszt� wieczoru do dyspozycji siedz�cych
tutaj Gri, Chashi i pani Kydry. I r�wnie entuzjastycznie jak
inni powitam koniec mego mamrotania.
A zatem... Pewnego razu, bardzo dawno temu, w kraju, z
kt�rego pochodz�, �y� czarodziej, kt�ry by� zbyt dobry w
czarach. Och, patrzycie zdziwieni, spogl�dacie na siebie
nawzajem, chichoczecie cicho, ale tak - to ca�kiem mo�liwe,
�e jest si� w czym� zbyt dobrym, szczeg�lnie w czarach.
Zastan�wcie si� tylko: je�eli potrzebujecie jedynie
przelotnego deszczyku, kt�ry by przywr�ci� soczyst� ziele�
waszym spragnionym polom, na co m�g�by si� wam przyda�
czarodziej sprowadzaj�cy jedynie burze, kt�re by z ziemi
wszystko wymywa�y? Je�eli prosicie o ma�y zwyk�y urok, aby
m�� pozosta� wam wierny, jaki po�ytek z zakl�cia, kt�re
sprawi, �e b�dzie warowa� przy was niczym pies, przez ca�y
czas nie odst�puj�c ani na krok, tak, �e zaczniecie b�aga�
cho�by o najkr�tsz� chwilk� samotno�ci? Nie, nie, w sprawach
magii najlepsza jest niepozorna przeci�tno��, zawsze.
Uwierzcie mi, wiem co m�wi�.
Ot�, czarodziej, o kt�rym opowiem, by� niepozornym
cz�owiekiem pod ka�dym wzgl�dem. Niskiego stanu, syn
pastucha rishu i chocia� jego zdolno�ci ujawni�y si� w
m�odym wieku, tak jak to bywa u wi�kszo�ci czarnoksi�nik�w,
nigdy nie mia� najmniejszej mo�liwo�ci, �eby je kszta�ci�.
Nawet gdyby w przesz�o�ci zdo�a� dotrze� do zwoj�w Am-Nemil
albo Kirisinja, takich, jakie si� przechowuje we wspania�ej
bibiotece magii w Cheth na'Bata, w�tpi� czy zdo�a�by je
przeczyta�. By� utalentowanym wie�niakiem, nikim wi�cej.
Nazywa� si� Lanak.
Jak wygl�da�? No c�, je�eli wyobra�acie sobie
czarodzieja jako kogo� wysokiego, szczup�ego, wydaj�cego
rozkazy i wymachuj�cego czarn� peleryn�, byliby�cie bardzo
rozczarowani Lanakiem. By� niski i korpulentny, jak wszyscy
m�czy�ni w jego rodzinie, z tendencj� do wczesnego
�ysienia. Ale mia� �adne oczy, tak przynajmniej s�ysza�em,
ca�kiem dobre maniery i du�e, przyjazne opalone d�onie.
Zwr��cie uwag�, poniewa� to wa�ne: Lanak by� skromnym
cz�owiekiem, bez wysokich aspiracji, co jest prawie
niespotykane w�r�d czarnoksi�nik�w, bez wzgl�du na
pochodzenie. Mieszka� w Karakosk, miasteczku znanym jedynie
z koni poci�gowych i ciemnego piwa, co odpowiada�o naszemu
Lanakowi w zupe�no�ci, poniewa� istot� zar�wno jednego, jak
i drugiego zna� doskonale. Prawd� powiedziawszy, pierwsze
skuteczne zakl�cie, jakie wypowiedzia�, mia�o zwi�kszy�
zawarto�� alkoholu w raczej wodnistym piwie warzonym przez
ojca, a drugie, uspokoi� szalej�cego z b�lu ogiera, po tym
jak go ugryz� paj�k �yj�cy na piaskach. Gdyby pozostawi�
Lanaka samego sobie, prawdopodobnie nigdy nie u�y�by czar�w
do niczego bardziej ambitnego. Sp�dzi�by �ycie jako kuglarz
i nie r�ni�oby si� ono od �ycia piekarza czy �atacza obuwia
w tym miasteczku - o tak, to by mu odpowiada�o w zupe�no�ci.
Ale czary ju� takie s� z natury, �e nie pozostawiaj�
nikogo samemu sobie, nawet je�eli czarodziej chce inaczej.
Nasz Lanak �y� sobie szcz�liwie przez wiele lat, lubiany i
szanowany przez wszystkich, kt�rzy go znali. O�eni� si� z
kobiet� z Karakosk, a mog� policzy� na palcach jednej r�ki
tych czarnoksi�nik�w, kt�rzy kiedykolwiek wzi�li �lub. Oni
po prostu si� nie �eni�, �yj� przewa�nie sami, i tak to ju�
jest. Ale widzicie, Lanak nigdy nie uwa�a� si� za
czarnoksi�nika, lecz za m�czyzn� z Karakosk, nikogo
wi�cej.
I gdyby jego zdolno�ci by�y r�wnie skromne jak on sam,
prawdopodobnie sp�dzi�by �ycie w idealnym spokoju, rzucaj�c
zakl�cia z podw�rza za domem na pola, ogrody, piece,
odszukiwa�by zar�wno zb��kane dzieci, jak i �ywy inwentarz,
i tak samo b�ogos�awi�by �o�a nowo�e�c�w, jak i grz�dki z
melonami - o tak, dlaczego by nie? Sprowadzi�by od czasu do
czasu troch� deszczu.
Ale mia�o by� inaczej.
By� po prostu zbyt dobry. Czy teraz zaczynacie mnie
pojmowa�? Gdy k�ad� d�onie na starych szkapach, kt�re mia�y
kolk� i szepta� do nich cicho, nie tylko odzyskiwa�y
zdrowie, lecz stawa�y si� dwakro� silniejsze, a sady, na
kt�re rzuca� urok, rodzi�y tyle owoc�w, �e drobni farmerzy z
Karakosk zacz�li je eksportowa� do takich miast jak Bitava,
Leishai, a nawet Fors na'Shachim, pierwszy raz w historii
miasteczka. Pami�tam, by�a kiedy� ci�ka zima i Lanak rzuci�
zakl�cie, aby z�agodzi� opady �niegu, ze wzgl�du na dzieci,
�eby ich buty nie niszczy�y si� tak szybko - i jaki by� tego
skutek? Wiosna przysz�a do Karakosk co najmniej dwa miesi�ce
wcze�niej ni� do innych zak�tk�w kraju. Tego trudno nie
zauwa�y�.
I rzeczywi�cie zosta�o to zauwa�one, najpierw przez
tamtejszego dygnitarza wojskowego - nie pami�tam, jak si�
nazywa�, zaraz to sobie przypomn� - kt�ry pewnego dnia
zwali� si� do Karakosk wraz ze swoim parszywym oddzia�em.
Znacie ten gatunek ludzi, sami zapewne musieli�cie mie� do
czynienia z tego typu Nieproszonym Nocnym Go�ciem albo
Opiekunem, czy mam racj�? Zatem mo�ecie sobie wyobrazi�, co
si� dzia�o w Karakosk, gdy ten zb�j i jego zgraja
bu�czucznie wjechali na rynek po sw�j coroczny haracz o
kilka miesi�cy wcze�niej ni� zwykle. By�o ich prawie
czterdziestu: wszyscy rozwrzeszczani, brutalni i g�upi,
opr�cz dow�dcy, kt�ry g�upi nie by�, ale wynagradza� to
sobie b�d�c brutalnym w dw�jnas�b. Nazywa� si� Bourjic,
teraz sobie przypominam.
Ot�, ten Bourjic stwierdzi�, �e chce si� widzie� z
wielkim czarnoksi�nikiem, o kt�rym kr��� opowie�ci od
jakiego� czasu, a gdy ludzie z miasteczka oci�gali si� ze
sprowadzeniem Lanaka na ��danie bandyty, ten z miejsca
porwa� na siod�o synka naczelnika i zagrozi�, �e poder�nie
mu gard�o, je�eli w ci�gu najbli�szych pi�ciu minut kto� nie
przyprowadzi czarnoksi�nika. Nie by�o rady. Bourjic ju� w
przesz�o�ci rzuca� podobne gro�by i zawsze je wykonywa�,
wi�c naczelnik sam pobieg� na skraj miasteczka i odszuka�
Lanaka w jego stodole, gdzie ten obmy�la� pokaz ogni
sztucznych na �wi�to Dnia Z�odziei. Mimo �e sztuczne ognie
Lanaka s�yn�y w promieniu dwudziestu mil, ten zawsze
by� pewien, �e przy odrobinie wysi�ku potrafi je jeszcze
ulepszy�.
Kiedy zorientowa� si�, jakie niebezpiecze�stwo grozi
synkowi naczelnika, poczerwienia� z w�ciek�o�ci niczym krzak
taiya. I chocia� z natury mia� raczej r�ow� cer�,
dotychczas nikt nigdy nie widzia� u niego takiego odcienia
czerwieni. Obj�� naczelnika, wym�wi� trzy s�owa - i oto
znale�li si� na rynku, twarz� w twarz z przestraszonym
Bourjiciem, pr�buj�c zapanowa� nad jeszcze bardziej
przestraszonym koniem. Bourjic powiedzia� "hej", ko� zar�a�,
"ichacha...", a Lanak wym�wi� imi� ch�opczyka i jeszcze
jedno s�owo. Ch�opczyk znikn�� z siod�a Bourjica i ponownie
znalaz� si� w ramionach ojca, wychodz�c bez szwanku z ca�ej
przygody, kt�rej jego szkolni koledzy zazdro�cili mu przez
nast�pne p� roku. Lanak opar� r�ce na biodrach i czeka�
a� ko� Bourjica si� uspokoi.
M�wi�em ju�, �e wszyscy ludzie Bourjica byli g�upi jak
os�y? Tak, ot� jeden z nich naci�gn�� kusz� i wypu�ci�
be�t, wycelowawszy wcze�niej prosto w lewe oko Lanaka, akurat
gdy ten nachyla� si� nad ch�opcem, �eby sprawdzi� czy nic mu
si� nie sta�o. Czarodziej, nawet nie podnosz�c g�owy,
schwyci� strza�� w powietrzu, poca�owa� - niewiarygodne,
prawda? - i cisn�� ni� w cz�owieka Bourjica, kt�remu
owin�a si� wok� szyi, niczym stryczek, i zacisn�a bardzo
mocno. Nie na tyle, aby go udusi�, ale wystarczaj�co mocno,
aby si� zwali� z konia i le��c na ziemi rz�zi�.
- W�a�nie tego cz�owieka chcia�em widzie� - stwierdzi�
Bourjic, pokazuj�c bia�e z�by w szerokim u�miechu. Mimo
wszystko otrzyma� staranne wychowanie i potrafi� si�
w�a�ciwie zachowa�, gdy mu to odpowiada�o. Potem doda�: -
Mam dla ciebie wspania�e wiadomo�ci, m�ody Lanaku. Masz
jecha� do zamku i pracowa� dla mnie.
- Nie jestem m�ody - odpowiedzia� Lanak - a tw�j zamek to
wal�ca si� �wi�ska zagroda. Poza tym pracuj� dla ludzi z
Karakosk, dla nikogo wi�cej. Wi�c zostaw nas teraz.
Bourjic si�gn�� po r�koje�� miecza, ale si� opanowa�.
- Porozmawiajmy - powiedzia� z wymuszonym u�miechem. -
Wydaje mi si�, �e gdybym m�g� wybiera� pomi�dzy byciem
osobistym czarnoksi�nikiem jakiego� pana wielkiego rodu, a
ogl�daniem mego miasta, p�l i przyjaci� zw�glonych na
popi�... no c�, musz� przyzna�, �e by�bym nieco bardziej
sk�onny do kierowania si� zdrowym rozs�dkiem. Ale to tylko
moje zdanie.
Lanak skin�� w kierunku m�czyzny wij�cego si� na ziemi.
Bourjic roze�mia� si� g�o�no.
- Ach, widzisz, to sprawia, �e jeszcze bardziej mi na
tobie zale�y. A ja po prostu musz� mie� to, czego chc�,
dlatego jestem tym, kim jestem. Wi�c przenie� si� na moje
siod�o, o tu, za mn�, albo wyczaruj sobie konia, jak wolisz,
i jed�my ju�.
Lanak potrz�sn�� przecz�co g�ow� i odszed�. Dobieg� go
jednak d�wi�k, kt�ry sprawi�, �e zawr�ci�. To czterdziestu
m�czyzn uderza�o krzesiwami. Zap�on�y sztywne od �oju
pochodnie, kt�re mieli przymocowane do siode�. Ludzie z
miasteczka zacz�li lamentowa�. Kilku odwa�nie schyli�o si�
po kamienie, �eby rzuci� nimi w napastnik�w. Czarodziej
utwi� swoje �agodne, bladoniebieskie oczy w Bourjicu i
powiedzia� tylko:
- M�wi�em, �eby� nas zostawi�.
- I tak zrobi� - odpar� weso�o dygnitarz. - Z tob� albo
bez ciebie. Masz dziesi�� minut na podj�cie decyzji.
- Wracajcie spokojnie do swoich dom�w - powiedzia� Lanak
do mieszka�c�w Karakosk.
Ze wszystkich si� starali si� go us�ucha�, cho� nie by�o
to �atwe, bo szczerz�cy w u�miechu z�by �o�nierze Bourjica
wznie�li pochodnie.
Lanak za�o�y� r�ce, sk�oni� si� nisko do samej ziemi i
zacz�� �piewa� co�, co brzmia�o jak niedorzeczny dziecinny
wierszyk.
Bourjic, nagle zaniepokojony, krzykn�� do swoich ludzi.
- Palcie! Teraz!
Ale akurat, gdy wypowiada� te s�owa, ziemia przed nim
zacz�a si� podnosi�, napr�a� i wydawa� pomruki niczym
starzec, kt�ry w ko�cu zdecydowa� si� zrzuci� ko�dr� i wsta�
z ��ka. Tam, gdzie si� najmocniej napr�y�a, rozwar�a si�,
a w pozosta�e szczeliny zacz�y osuwa� si� kamienie. W innych
miejscach powsta�y wybrzuszenia, wygl�daj�ce jak fale
morskie, rozbijaj�ce si� o brzeg w czasie sztormu. Ko�
Bourjica stan�� d�ba i cofn�� si� do przepa�ci, kt�ra
w�a�nie powsta�a pomi�dzy nim a Lanakiem. Bandyci pr�bowali
zapanowa� nad swoimi przera�onymi wierzchowcami. Mieszka�cy
Karakosk przytulali do siebie p�acz�ce dzieci. Ziemia si�
rozst�powa�a na prawo i lewo, jak gdyby zrzuca�a z siebie
sk�r�. Tworzy�y si� wsz�dzie czerwone kaniony, w ich
g��binach rozpe�za� si� ogie�. Domy i sklepy wok� placu
rozpada�y si�, a gniewny pomruk stawa� si� coraz
g�o�niejszy. Nawet Lanak zatka� sobie uszy.
Blady strach pad� na Bourjica i jego zgraj�. Szarpn�li za
ko�skie uzdy i ju� ich nie by�o. Znikn�li znacznie szybciej
ni� si� pojawili na placu. Trudno by�o stwierdzi�, kto
krzycza� g�o�niej - cz�owiek czy natura.
Stopniowo ziemia zacz�a si� ucisza�. Zdumieni mieszka�cy
patrzyli jak straszliwe rany w ziemi bezg�o�nie zamykaj� si�
na ich oczach, blizny goj� si� bez �ladu, budynki z powrotem
wracaj� na swoje miejsce, a rynek w Karakosk znowu staje si�
zakurzonym, swojskim skrawkiem ziemi, jakim by� zawsze. W
�rodku sta� Lanak dogaszaj�c kilka tl�cych si� pochodni,
ocieraj�c pot z czo�a i wysi�kuj�c nos.
- Ju� dobrze - powiedzia�. - To tylko z�udzenie, ale
zdo�a zatrzyma� przyjaci� Bourjica z dala od nas na jaki�
czas. Ciesz� si�, �e mog�em pom�c. Prawd� m�wi�c, gdybym
tego nie zrobi�, i ja nie mia�bym teraz gdzie mieszka�. -
Rozejrza� si� woko�o po oniemia�ych s�siadach i powt�rzy�:
- To z�udzenie. Nic wi�cej. A teraz pora na ognie sztuczne,
te s� prawdziwe.
Ale wszyscy mieszka�cy Karakosk widzieli, jak jeden z
�o�nierzy Bourjica - ten ze strza�� wok� szyi - wpad�
prosto do bezdennej szczeliny, kt�ra otworzy�a si� pod nim i
zamkn�a chwil� p�niej. Czy to te� by�o tylko z�udzenie?
Mo�ecie sobie wyobrazi�, jak to wszystko skomplikowa�o
�ycie biednemu Lanakowi. I chocia� Bourjicowi r�wnie�
musia�o zale�e�, aby si� ta historia nie roznios�a, to
jednak g�o�no by�o o niej w miastach i miasteczkach daleko
od s�yn�cego z ciemnego piwa Karakosk. Wydaje mi si�, �e
Sirit Byar u�o�y� o tym pie��. I Lissi Jair, to wiem na
pewno - co wi�cej, by�a to dobra pie��. �piewali o tym i
inni.
A Kr�lowa w swoim czarnym zamku w Fors na'Shachim
s�ysza�a je wszystkie.
Niewiele wiecie o Kr�lowych z Fors, prawda? Tak my�la�em,
i nie widz� powodu, dlaczego mia�oby by� inaczej. No c�, w
ko�cu zawsze pojawia si� jaka� Kr�lowa, kt�ra w
rzeczywisto�ci jest czym� wi�cej ni� tylko dziedziczn�
w�adczyni� samego Fors na'Shachim i rozrzuconych wok�
prowincji i miasteczek, w��czaj�c w to i Karakosk, a nawet
niekt�re dwory arystokracji. Przez te wszystkie lata
wi�kszo�� Kr�lowych nie szkodzi�a nikomu (dwie okaza�y si�
nawet zadziwiaj�co �askawe i niepraktyczne), a zaledwie
kilka by�o naprawd� niegodziwych. Ta, o kt�rej m�wi�,
niestety, nale�a�a do tych ostatnich.
Co wcale nie oznacza, �e charakteryzowa�a si� g�upot�,
wr�cz przeciwnie - by�a to niew�tpliwie najbardziej
inteligentna Kr�lowa, jaka kiedykolwiek panowa�a w Fors
na'Shachim, a jest to bardzo stare miasto. S�ucha�a nowych
pie�ni z r�wnym zainteresowaniem, co s��w swoich ministr�w i
szpieg�w; m�wiono, �e cz�sto spacerowa�a w�r�d poddanych w
r�nych przebraniach i w ten spos�b dowiedzia�a si� o wielu
sprawach, kt�re inni woleliby przed ni� ukry�. A kiedy
us�ysza�a wystarczaj�co du�o ballad o czarnoksi�niku Lanaku
z ma�ego Karakosk, powiedzia�a do g��wnodowodz�cego, Lorda
Durgha:
- W�a�nie tego cz�owieka chc� widzie�. Przyprowad� go do
mnie.
Durgh nie by� g�upcem i te� s�ysza� pie�ni o Lanaku. I
wcale nie mia� ochoty, aby ludzie �miali si� i �piewali o
poni�eniu go przez jakiego� prostaka czy oszusta, tak jak
�mieli si� z Bourjica. Kiedy wi�c wyruszy� do Karakosk,
pojecha� nie uzbrojony, maj�c za towarzyszy jedynie dw�ch
najbardziej dyskretnych porucznik�w. Poprosi� grzecznie, aby
wskazano mu dom pana o imieniu Lanak i jecha� tam
wystarczaj�co d�ugo, aby pog�oski o jego przybyciu i celu
podr�y dotar�y przed nim. On te� urodzi� si� na wsi, tak,
Lord Durgh.
A kiedy stan�� przed Lanakiem w jego ogrodzie przed
domem, zsiad� z konia, uk�oni� si� uroczy�cie i nakaza�, aby
jego ludzie zrobili to samo.
- Panie, przybywam od Kr�lowej z poselstwem wielkiej wagi
- powiedzia�. - Czy zechce pan s�u�y� W�adczyni?
Tak, oczywi�cie, by�a to sztuczka i ka�de z nas
spostrzeg�oby to od razu. Ale wcze�niej �adna wielka
osobisto�� nie przemawia�a do Lanaka w taki spos�b, zapyta�
wi�c tylko:
- Czy mog� wiedzie�, czego chce ode mnie Jej Kr�lewska
Mo��?
- Nie mam zaszczytu tego wiedzie� - odpar� Lord Durgh, co
by�o z pewno�ci� prawd�.
Wtedy z kolei grzecznie uk�oni� si� Lanak. Potem wszed�
do domu, �eby powiedzie� Dwyli, swojej �onie, �e zosta�
wezwany do pomocy Kr�lowej i �e wkr�tce wr�ci - na pewno na
d�ugo przez Ksi�ycem Kap�an�w, kt�ry ma miejsce, gdy lud
spod Karakosk zaczyna obsiewa� wiosn� pola. Dwyla spakowa�a
mu troch� odzie�y i poca�owa�a go na po�egnanie, wym�g�szy
obietnic�, �e przywiezie z Fors co� �adnego ich ma�ej
c�reczce.
Podr� z rynku w Karakosk do czarnego zamku to trzy dni
uci��liwej jazdy konno. Durgh nie�mia�o pr�bowa� podsun��
my�l, aby czarodziej wezwa� wiatr, kt�ry zani�s�by ich tam w
jednej chwili, ale Lanak odpar�, �e to wystraszy�oby konie.
Jecha� wierzchem za Lordem Durghiem i niezmiernie cieszy� si�
podr�, bez wzgl�du na to, co my�leli o niej inni. Musicie
pami�ta�, �e Lanak w ca�ym swoim �yciu nie oddali� si� od
Karakosk cho�by na pi�� mil.
Jad�c po brukowanych ulicach Fors na'Shachim po raz
pierwszy w �yciu, ten gamoniowaty wie�niak, kt�ry potrafi�
przep�oszy� zim� i sprawi�, by ziemia rozwar�a si� pod
stopami bandyt�w, o ma�o nie zwichn�� szyi, obracaj�c ni� na
wszystkie strony. Tak by� zaj�ty zapami�tywaniem tego, co
zobaczy�, aby m�c to potem opowiedzie� Dwyli - rynek tak
wielki jak ca�e jego miasteczko, legendarny Szklany Sad,
oddzia�y gwardii przybocznej w srebrzystych mundurach, kt�re
odwr�ci�y si� w ich stron� i zasalutowa�y, gdy Lord Durgh
przeje�d�a� cwa�em obok - �e czarny zamek ukaza� si� przed
nim, zanim zda� sobie spraw�, i� ju� przyjechali na miejsce.
Us�ysza� jednak �le skrywane przez Lorda Durgha westchnienie
ulgi, gdy zsiedli z koni i oddali je stajennym.
Czy kto� z tu obecnych w og�le zna Fors? Ach, pani ojciec
zna�, pani Kydro! Ot�, jestem pewien, �e nie zmieni�o si�
bardzo od czas�w Lanaka do chwili, gdy pani ojciec je
widzia�, a i dzi� nie powinno by� w nim wielu zmian. Tak
naprawd� Fors na'Shachim nigdy si� nie zmienia. Jego barwy i
zgie�k, grajkowie, akrobaci i tancerze na ka�dym rogu ulicy,
szalbierze i uliczne dziewki, w�zki z towarami, na kt�rych
mo�na kupi� wszystko od namph, jeszcze mokrych, prosto z
p�l, do paruj�cych pasztecik�w z morskiego minoga (jakie one
smaczne!) - wszystko to wygl�da jak dawniej. Nie mo�na te� -
jak wtedy - tak naprawd� uciec od smaku wojskowego przymusu
i smaku pracy w nadmiarze, maskuj�cych oboj�tne oblicze
w�adzy. Nawet gdyby ta w�adza nie rzuca�a swego cienia poza
mury miasta, zapewniam was, �e jest ona wystarczaj�co silna
w samym Fors na'Shachim. Bywa�em tam cz�sto, �eby si�
wystarczaj�co o tym przekona�.
Ale Lanak nigdy wcze�niej nie przyje�d�a� do Fors, by�
wi�c bardzo podekscytowany, gdy schodami z obsydianu
maszerowa� wraz z Lordem Durghiem, kt�ry podtrzymywa� go
delikatnie powy�ej lewego �okcia, podczas gdy ubrani na
srebrno �o�nierze pod��ali w szeregu za nimi. Nie od razu
stan�� przed obliczem Kr�lowej - nikt nie m�g� nawet marzy�,
by szybko dost�pi� tego zaszczytu. W�a�ciwie na tym polega
istota bycia Kr�low�, �e si� tak wyra��. Zdarzali si�
wprawdzie i tacy, kt�rzy si�� dostawali si� przed jej
oblicze; ale to by� inny rodzaj ludzi, r�ni�cy si� bardzo
od naszego skromnego czarodzieja. Wi�kszo�� z nich
sko�czy�a te� zupe�nie inaczej ni� on.
Lanak by� ca�kiem rad, gdy mu pokazano jego mieszkanie w
wie�y, kt�r� dawniej nazywano Wie�� Wzg�rza, poniewa� z jej
g�rnych okien mo�na dostrzec zarys Ghost Range. Teraz
nazywaj� j� Wie�� Czarodzieja. Czeka�y tam ju� na niego
�ywno��, napitek i gor�ca woda. Umy� si�, zmieni� brudne
podr�ne ubranie na co� bardziej odpowiedniego na spotkanie
z Kr�low� i zacz�� pisa� d�ugi list do Dwyli. Jeszcze go
pisa�, gdy wieczorem Lord Durgh przyszed� po niego.
Jaki jest naprawd� czarny zamek? Ot�, jest tak
wspania�y, jak go sobie wyobra�asz, Hramathu, cho� by� mo�e
niezupe�nie wyobra�asz go sobie we w�a�ciwy spos�b. Z
pocz�tku by� fortec�, poniewa�, jak wiecie, dawno temu Fors
by�o tylko wojskow� forpoczt�; jest czarny, poniewa� w
wi�kszo�ci zosta� zbudowany z ociosanego kamienia almuri z
kamienio�om�w spod Chun. Ka�da Kr�lowa przez ostatnie
pi��set lat pr�bowa�a doda� zamkowi wi�cej przepychu, przez
wgl�d na siebie, lub przynajmniej uczyni� go mniej
odpychaj�cym, z uwagi na swoich poddanych. Dlatego w�a�nie
jest tam ca�e mn�stwo okien, wspania�e dywany i niezliczone
�yrandole, nawet w miejscach, gdzie nie nale�a�oby si�
spodziewa� niczego wi�cej ni� pojedynczej �wieczki. Zawsze
gra muzyka i zawsze s�ycha� j� tu� przy tobie, nawet je�eli
graj�cy s� oddaleni o tuzin arkad - to zas�uga almuri, �aden
inny kamie� nie jest w stanie r�wna� si� z nim pod tym
wzgl�dem. Naturalnie, �ciany ka�dego pokoju i ka�dego
korytarza s� obwieszone prawdziwymi obrazami, a nie
zardzewia�ymi tarczami i cz�ciami zbroi, jak my to robimy;
obrazy s� malowane na prawdziwym p��tnie, a nie na korze i
nie heblowanym drewnie, jak malujemy tutaj. Potrawy i wino
podawane go�ciom Kr�lowej s� niew�tpliwie najlepsze spo�r�d
tych, jakie mo�na spotka� na po�udnie od Wzg�rz Durli. Damy
dworu nosz� na co dzie� jedwab Stimezst. ��ka s� prawie �e
za wygodne - mam nadziej�, �e mnie rozumiecie? Och,
�wietnie Hramathu, wiesz jak �ni� o czarnym zamku w Fors.
Pomimo to zamek, podobnie jak samo miasto, jest przede
wszystkim kamienn� fortec� - i zawsze tak by�o - ze Srebrn�
Stra�� stale w pobli�u. Lanak nie by� a� takim prostakiem,
�eby tego nie zauwa�y�. Nawet nie w tym rzecz, �eby si�
zacz�� jako� szczeg�lnie pilnowa�, gdy Lord Durgh poprosi�
go przed oblicze Kr�lowej. My�l�, �e raczej pr�bowa� od
pocz�tku zobaczy� swoj� zdumiewaj�c� przygod� oczami �ony, a
Dwyla by�a przecie� przenikliw� wiejsk� kobiet�.
Tak, tak, tak, Kr�lowa. Przyj�a go w swoich prywatnych
apartamentach, tylko w obecno�ci Lorda Durgha, kt�rego
odprawi�a z jakim� poleceniem, zanim jeszcze Lanak sko�czy�
si� k�ania�. M�wiono mi, �e by�a raczej ma�� kobiet�,
drobnej budowy, z burz� ciemnych w�os�w, s�odko zarysowanymi
ustami, sk�r� g�adk� jak aksamit i oczami tak b�yszcz�cymi i
zimnymi jak �ciany jej zamku. Wydawa�a si� nie by� starsza
od Lanaka, ale oczywi�cie z kr�lowymi nigdy nic nie wiadomo.
Ot� przywita�a Lanaka bardzo grzecznie, m�wi�c do niego
nawet odrobin� nie�mia�o:
- Panie, nigdy wcze�niej nie go�ci�am w tych komnatach
wielkiego czarodzieja. Prosz� mi wybaczy�, je�eli nie wiem
jak mam si� zachowa�.
Dok�adnie takie by�y jej s�owa, jak mi powiedziano, i
oczywi�cie nie musia�a nic wi�cej m�wi�, licz�c, �e
zdob�dzie serce Lanaka, kt�ry naprawd� by� nie�mia�y. Z
trudem przychodzi�o mu s�uchanie tych pochlebstw, zdoby� si�
jednak na odpowied�:
- Wasza Kr�lewska Mo��, nie jestem wielkim czarodziejem,
lecz czeladnikiem z miasteczka czeladnik�w. Cho� jestem
niezwykle zaszczycony, nie wiem dlaczego mnie wezwa�a�,
Pani, skoro mo�esz wybiera� w�r�d mistrz�w.
I tak my�la� naprawd�, a Kr�lowa spostrzeg�szy to
u�miechn�a si� tak, jak kot u�miecha si� we �nie.
- Rzeczywi�cie, musz� przyzna�, �e poczyni�am pewne
badania na temat czarnoksi�nik�w - powiedzia�a. - Wiem
bardzo dobrze, kto jest w tym kr�lestwie mistrzem, a kto
czeladnikiem - co do jednego - i kto ro�ci sobie prawo do
bieg�o�ci w sztuce, cho� trudno�� mu sprawiaj� najprostsze
rzeczy. Ale �adne pog�oski nie dor�wnuj� temu, co s�ysza�am
o tobie, dobry Lanaku. Nawet nie ruszaj�c si� ze swego
drogiego miasteczka, kt�rego nazwy ci�gle zapominam,
sprawi�e�, �e zazdroszcz� ci czarodzieje, kt�rych imion,
tego jestem pewna, nawet nie znasz. Ciekawa jestem, co mi na
to odpowiesz?
Lanak zupe�nie nie wiedzia� co m�wi�. Popatrzy� na swoje
r�ce, utkwi� wzrok w blador�owym baldachimie wisz�cym nad
��kiem Kr�lowej i w ko�cu wymamrota�:
- Niedobrze, gdy jest si� obiektem czyjej� zazdro�ci.
Je�eli to, co przed chwil� us�ysza�em, jest prawd�, martwi
mnie to bardzo, ale nie mog� w to uwierzy�. Jak taki Rhyssa,
K'Shas czy Tombry Dar mo�e zazdro�ci� Lanakowi z Karakosk?
Wasza Kr�lewska Mo�� musi si� myli�, na pewno.
- Kr�lowe nigdy si� nie myl�, o czym musz� pami�ta� nawet
wielcy czarnoksi�nicy. - U�miecha�a si� �askawie, cho�
wydawa�a si� by� zamy�lona. - A zatem, sprawdz� twoje
umiej�tno�ci, oczywi�cie, aby� ty si� m�g� o nich upewni�,
nie ja. Jak wiesz, woda w moich posiad�o�ciach nie nale�y do
najlepszych.
Lanak istotnie o tym wiedzia�. Ale na pewno nikt z tu
zebranych, nawet najstarsi spo�r�d nas. W czasach, o kt�rych
opowiadam, woda w Fors na'Shachim i pobliskich wsiach by�a
znana z cierpkiego smaku. I cho� nadawa�a si� do picia,
smakowa�a jak miedziane monety, w po��czeniu z past� do
czyszczenia uprz�y z odrobin� wosku. Uprane w nej ubrania
pokrywa�y si� blado��tymi plamami, dzi�ki kt�rym, ku
uciesze obcych, �atwo mo�na by�o zidentyfikowa� ich
w�a�cicieli; rzeczywi�cie mieszka�c�w Fors cz�sto wtedy
nazywano: "zasikane spodnie". Tego okre�lenia u�ywa si� od
czasu do czasu nawet dzisiaj, chocia� nikt w mie�cie ju� nie
wie dlaczego.
- Prosi�am r�nych czarnoksi�nik�w, aby polepszyli wod�
w Fors na'Shachim - powiedzia�a Kr�lowa.- Nie b�d� wprawia�
w zak�opotanie tak skromnego cz�owieka jak pan, wymieniaj�c
ich po imieniu. Do�� powiedzie�, �e �adnemu si� to nie
uda�o, chocia� wszyscy okazali si� zadziwiaj�co utalentowani
w znikaniu, gdy okaza�am swoje niezadowolenie. - Pochyli�a
si� do przodu i dotkn�a szorstkiej, opalonej r�ki Lanaka. -
Jestem pewna, �e zupe�nie inaczej b�dzie z panem.
- Zrobi� co w mojej mocy, Wasza Kr�lewska Mo�� - odpar�
bezradnie Lanak. - Jednak obawiam si� bardzo, �e zawiod�,
tak jak moi koledzy.
- W takim razie mam nadziej�, �e przynajmniej dor�wnasz
im w znikaniu. - Kr�lowa za�mia�a si�, aby da� mu do
zrozumienia, �e to by� tylko �art, po czym wsta�a, co
�wiadczy�o, �e rozmowa by�a sko�czona.
Gdy Lanak wychodzi� ty�em z pokoju (Dwyla przeczyta�a
gdzie� w jaki spos�b nale�y opuszcza� monarch�w), doda�a:
- �pij dobrze, przyjacielu. Je�eli o mnie chodzi, nie
zmru�� oka przez ca�� noc, wyobra�aj�c sobie zdziwienie i
rado�� moich poddanych, gdy b�d� parzy� herbat� jutro po
po�udniu.
Ale Lanak nawet si� nie po�o�y� we wspania�ym, mi�kkim
�o�u, jakie przygotowano mu do snu. Przemierza� pok�j w
�wietle ksi�yca, z ca�ych si� pr�buj�c wyobrazi� sobie,
kt�rzy czarnoksi�nicy pr�bowali ju� swoich umiej�tno�ci i
jakich zakl�� mogli u�y�. Bowiem w magii, jak wiecie,
istnieje wsp�lny j�zyk, jak w muzyce: tylko pewien okre�lony
pie�niarz, pewien okre�lony muzyk graj�cy na chayad, pewien
okre�lony czarnoksi�nik, potrafi zmieni� pie�� czy
zakl�cie. Lanak spaceruj�c zatacza� ko�a, mamrocz�c do
siebie przez ca�� noc, a� w ko�cu stan�� bez ruchu,
utkwiwszy wzrok w pogr��onym w mroku dziedzi�cu poni�ej. A
kiedy nadszed� ranek, zjad� poka�ne �niadanie, kt�re mu
przyni�s� lokaj samej Kr�lowej, popi� je wod� do przemywania
oczu, potem bekn��, przechyli� si� do ty�u na swoim krze�le
i przemieni� wod� w ca�ym Fors, czyni�c j� s�odsz� od tych
wszystkich, na jakie si� mo�na natkn�� a� do oceanu. I taka
jest do dzisiejszego dnia.
Kr�lowa by�a bardzo zadowolona. Wyprowadzi�a Lanaka na
balkon i przedstawi�a swemu ludowi jako cudotw�rc�, kt�ry
uczyni� dla nich to, czego nie zdo�ali, pomimo z�o�onych
obietnic, zrobi� najpot�niejsi czarodzieje, czym wprawi�a
Lanaka w ogromne zak�opotanie. Ludzie wiwatowali na jego
cze��, nie posiadaj�c si� z rado�ci, wys�awiali go ca�y ten
dzie� i nast�pny, i og�lnie rzecz bior�c byli bezu�yteczni
jako poddani, dop�ki Srebrna Stra� nie zap�dzi�a ich z
powrotem do pracy.
- Prosz� - powiedzia�a Kr�lowa - czy teraz nie
przekona�e� si�, �e jeste� na tyle wielkim czarodziejem, aby
mi s�u�y�?
- Wasza Kr�lewska Mo�� - odpar� Lanak - to jedynie
szcz�liwy traf, �e rozumiem wod�. Ma ona tak� natur�, �e
nie lubi cuchn��; wzbrania si� przed zanieczszyczeniami tak
samo, jak my przed piciem brudnej wody. Ja jedynie musia�em
pozwoli� wodzie z Fors na'Shachim by� sob�, wyczu� drog� do
�r�d�a jej gorzkiego smaku i zmieni� je tak, aby r�wnie�
mog�o by� sob�. Inni czarnoksi�nicy z pewno�ci� nie
pochodzili ze wsi, inaczej te� by to wiedzieli. Na wsi
zakl�cia i uroki s� jedynie cz�stk� magii. Zrozumienie i
takie dzia�anie, aby co� mog�o sta� si� sob� - oto prawdziwa
magia. Moja Kr�lowo, potrzebujesz czarnoksi�nika, kt�ry
zrozumie �wiat Kr�lowych, ministr�w, wodz�w i kampanii
wojennych. Wybacz mi, ale ja nie jestem takim cz�owiekiem.
- Nie m�w mi o tym, czego potrzebuj�. - G�os Kr�lowej po
raz pierwszy sta� si� twardy. - M�w mi o tym, czego pragn�,
tak jak ci ka��. - Szybko jednak ukry�a swoje
zniecierpliwienie i znowu poklepa�a r�k� Lanaka. - Dobrze
wi�c, dobrze, pozw�l, �e wyznacz� ci jeszcze jedn�
niepotrzebn�, tym razem ostatni� pr�b�. Wiem ponad wszelk�
w�tpliwo��, �e trzech wysokich rang� oficer�w mojej
nieprzekupnej Srebrnej Stra�y jest na �o�dzie jakiego�
obcego w�adcy, mniejsza z tym jakiego. Nie potrafi� tego
udowodni�, ale to te� nie jest istotne. - U�miechn�a si�
z�owieszczo. - Chc� tylko wiedzie� kim oni s�. Zdemaskuj
tych zdrajc�w, prosty wiejski Lanaku, a na zawsze mo�esz by�
pewien mojej przychylno�ci.
Dotychczas, nawet w Karakosk, Lanak opiera� si� staraniom
tych wszystkich, kt�rzy chcieli wykorzysta� jego
czarodziejskie umiej�tno�ci do pomocy szeryfom,
posterunkowym, czy tropi�cym z�odziei. Nie chcia� spe�nia�
tego �yczenia, ale nawet on nie widzia� �adnego sposobu, aby
grzecznie odm�wi� Kr�lowej, nie obra�aj�c jej jednocze�nie.
W ko�cu wi�c uleg�.
- Niech tak b�dzie - powiedzia� - ale i tym razem
chcia�bym sp�dzi� noc na rozmy�laniach.
W�a�nie to chcia�a us�ysze� Kr�lowa, a nie jakie� gadanie
o zrozumieniu i takim dzia�aniu, aby co� mog�o sta� si�
sob�. U�miechn�a si� najcieplej jak umia�a i zostawi�a
Lanaka samego. Ale owej nocy pozostawi�a r�wnie� dw�ch
zaufanych stra�nik�w, spaceruj�cych tam i z powrotem pod
jego oknem, poniewa� z czarodziejami r�wnie� nigdy nic nie
wiadomo.
I tak min�a kolejna noc naszemu biednemu Lanakowi, kt�ry
by� przyzwyczajony do tego, �e m�g� si� przytuli� do Dwyli,
obj�� j� i wsun�� jej zzi�bni�te stopy pomi�dzy swoje. Tak
jak poprzednio rozmy�la� i rozmy�la�, g�o�no planuj�c, co ma
robi� i za ka�dym razem przerywa�, aby to wy�mia�, traktuj�c
siebie jak niekompetentnego g�upca. Ale w pewnej chwili,
gdzie� pomi�dzy p�noc� a �witem, podobnie jak poprzednio,
zupe�nie znieruchomia�, tak jak potrafi� znieruchomie� tylko
czarnoksi�nicy, i niebawem zacz�� kre�li� dziwne linie i
kszta�ty na zakurzonym parapecie okiennym, a potem
wypowiada� jakie� s�owa. Nie mia�y one wi�kszego sensu ni�
skre�lone przez niego znaki, nie brzmia�y r�wnie�
z�owieszczo. Niebawem przesta� m�wi� i tylko wychyli� g�ow�
przez okno, tak jak dziecko w czasie deszczu, wpatruj�c si�
w milczeniu w dziedziniec. My�l�, �e nawet troch� spa� z na
wp� otwartymi oczyma, bo przecie� by� bardzo zm�czony.
Jak przypuszczacie, co si� wtedy sta�o? Oto rozleg� si�
stukot ko�skich kopyt, szybko uderzaj�cych o bruk, i
je�dziec w b�yszcz�cym uniformie Srebrnej Stra�y przemkn��
galopem przez dziedziniec, min�� str��wk�, z kt�rej si�
nawet nie wychyli� zaspany wartownik i odjecha� w kierunku
bramy ze spuszczan� krat�. Nikt w czarnym zamku na to nie
zareagowa�, zw�aszcza Lanak.
Min�a godzina, mo�e mniej i oto, na wszystkich morskich
bog�w straszliwego ludu Goro, nast�pny je�dziec wyjecha� co
ko� wyskoczy z Fors. Tu� za nim - trzeci, a jego twarz, co w
bladym �wietle ksi�yca zauwa�y� Lanak, by�a zesztywnia�a,
skamienia�a ze strachu. Po nich ju� nikt nie wyjecha�, ale
Lanak nadal wychyla� si� z okna, a� do �witu, by� mo�e �pi�c
nawet w takiej pozycji.
Rano uda� si� do Kr�lowej, kt�ra przyj�a go w sali
tronowej, i oznajmi�, �e powinna zwo�a� Srebrn� Stra� na
inspekcj�. Popatrzy�a na Lanaka z pewnym zdziwieniem,
poniewa� taka inspekcja nie odbywa�a si� cz�ciej ni� raz w
tygodniu, ale zrobi�a tak, jak powiedzia�. A gdy si�
okaza�o, �e trzech najwy�szych rang� oficer�w jest
nieobecnych i �e nigdzie nie mo�na ich znale��, z
niepohamowanym gniewem krzykn�a do Lanaka:
- Ostrzeg�e� ich! Pomog�e� im uciec!
- Nie zrobi�em tego - odpar� spokojnie Lanak. Nawet
nieobyty wie�niak trafnie oceni panuj�cego w�adc�, gdy mu
si� da na to czas, a Lanak zd��y� ju� wyrobi� sobie zdanie o
Kr�lowej. - Pragn�c dowiedzie� si� kim s� zdrajcy, rzuci�em
kl�tw� l�ku na ca�y garnizon, kl�tw� winy i panicznego
strachu przed zdemaskowaniem. Tych trzech przerazi�o si� i w
nocy uciek�o. Na pewno wi�cej nie b�d� ju� szkodzi�.
- Chcia�am ich dosta� w swoje r�ce - sykn�a Kr�lowa.
Twarz mia�a blad�, a g�os bardzo cichy. - Chcia�am ich
widzie� z po�amanymi ko��mi, odartych ze sk�ry, zwisaj�cych
z mego balkonu, ale wci�� jeszcze �ywych, aby mogli czernie�
na s�o�cu. Jestem bardzo zawiedziona, Lanaku.
- No c� - wymamrota� przepraszaj�co Lanak. - M�wi�em
ju�, �e nie jestem odpowiednim czarnoksi�nikiem dla
Kr�lowej. - Wygl�da� na smutnego, nawet przygn�bionego, ale
z trudem hamowa� rado��. Kr�lowa na pewno natychmiast zwolni
go ze s�u�by i sam, nie obarczony niczyim towarzystwem,
wr�ci do domu na drugie �niadanie, b�dzie hu�ta� c�reczk� na
kolanie i opowiada� Dwyli jak si� w czarnym zamku jada
obiad, do kt�rego przygrywaj� muzycy.
Ale Kr�lowa pokrzy�owa�a jego plany.
- Rzeczywi�cie nie jeste� odpowiednim czarnoksi�nikiem -
jej g�os by� ca�kowicie pozbawiony wyrazu. - �aden z was nie
jest. Zrozumia�am to ju� dawno, tak jak zrozumia�am, co
musz� zrobi�, �eby osi�gn�� sw�j cel. - Zamy�lona utkwi�a w
nim swoje ciemne b�yszcz�ce oczy, a Lanak, cho� nie nale�a�
do l�kliwych, przestraszy� si�. - B�dziesz mnie uczy� -
stwierdzi�a. - Nauczysz mnie czar�w: wszystkich, ka�dego
zakl�cia, ka�dego gestu, ka�dego uroku, ka�dego wersu
daj�cego w�adz�. Czy mnie rozumiesz?
Lanak spr�bowa� si� odezwa�, ale ruchem g�owy nakaza�a mu
milczenie.
- Rozumiesz? Nie opu�cisz tego miejsca, dop�ki nie
nauczysz mnie wszystkiego. Wszyst-kie-go.
- Zabierze mi to ca�e �ycie - wyszepta� Lanak. - Nie w
tym rzecz, aby si� nauczy� tego czy innego zakl�cia. Chodzi
o to, czy jest si� czarnoksi�nikiem....
- Wi�c spraw, abym nim by�a - oschle i z pogard�
powiedzia�a Kr�lowa. - Nie chc�, by� mnie uczy� filozofii
magii, pragn� jedynie samej magii i zdob�d� j�, b�d� tego
pewien. - Tu z�agodzi�a ton g�osu i dalej m�wi�a z udanym
spokojem, tak jak wtedy, gdy wita�a go po raz pierwszy. -
Wcale nie b�dzie to tak d�ugo trwa�o, dobry Lanaku. Jestem
dobr� uczennic�, ucz� si� szybko, gdy co� mnie interesuje.
Zaczniemy jutro i obiecuj�, �e zadziwi� ci� ju� pod koniec
pierwszego dnia. I jeszcze jedno, Lanaku - jej g�os znowu
sta� si� stanowczy i twardy - nie pozw�l, aby cho�by cie�
my�li o rozstaniu ze mn� pojawi� si� w twojej g�owie. �ona i
c�rka w ma�ym Karakosk b�d� ci za to bardzo wdzi�czne.
Lanak, kt�ry w�a�nie mia� wypowiedzie� dwa kr�tkie zwroty
i tupn�� nog�, poczu�, �e ogarnia go przera�enie. W�asny
g�os wyda� mu si� bardzo odleg�y i r�wnie beznami�tny jak
jej:
- Je�eli ich skrzywdzi�a�, zniszcz� ten zamek tak, �e nie
pozostanie kamie� na kamieniu i stanie si� on dla ciebie
kurhanem pogrzebowym. Jestem w stanie to zrobi�.
- Mam nadziej� - odpar�a Kr�lowa. - Po co mia�abym uczy�
si� u czarodzieja, kt�ry by tego nie potrafi�? Nie w�tpi�,
�e du�o wcze�niej dotar�by� do swojej ukochanej rodziny ni�
ja zdo�a�abym przes�a� jakikolwiek rozkaz ludziom, kt�rzy
tak �yczliwie ich pilnuj�, odk�d wyjecha�e�. I m�g�by�
unicestwi� tych ludzi jednym ruchem r�ki, gdyby nawet tysi�c
takich jak oni powsta�o przeciwko tobie, i jeszcze tysi�c po
nich. To wszystko wiem, mo�esz mi wierzy�. - Jej u�miech
�pi�cego kota stawa� si� coraz szerszy i cieplejszy w miar�
jak m�wi�a. - Ale jak d�ugo, Lanaku? Jak d�ugo m�g�by�
zapewni� im bezpiecze�stwo, jak my�lisz? Mniejsza o legiony,
nie jestem tak nierozs�dna, aby pok�ada� zaufanie w kopiach
i zbrojach, gdy mam do czynienia z takim cz�owiekiem. M�wi� o
ukradkowym pchni�ciu no�em na placu targowym, o powozie,
kt�rego konie ponios�y na zat�oczonej ulicy, o strzale
wypuszczonej o zmroku w przykuchennym ogr�dku. Czy twoje
czary... nie, czy twoja uwaga jest na tyle pot�na, aby
uchroni� tych, kt�rych kochasz, w ka�dej minucie, do ko�ca
ich �ycia? Lepiej gdyby tak by�o... Cho� mam swoje wady, tak
jak ka�dy cz�owiek, nikt nigdy nie powiedzia� o mnie, �e
brakuje mi cierpliwo�ci. Nie znu�y mnie oczekiwanie na
dogodn� sposobno��, i nie zapomn�. Zastan�w si� nad tym
dobrze, czarnoksi�niku, zanim si� ze mn� po�egnasz.
Lanak d�ugo jej nie odpowiada�. Stali naprzeciw siebie,
twarz� w twarz, sami w wielkiej zimnej sali tronowej,
obwieszonej tarczami i chor�gwiami, u�ywanymi podczas
pa�stwowych uroczysto�ci przez sto poprzedniczek Kr�lowej.
Co m�wi�y ich spojrzenia, nie wiem.
- Niech i tak b�dzie - powiedzia� w ko�cu Lanak. - Naucz�
ci� tego, co wiem.
- Jestem wdzi�czna i bardzo zaszczycona - odrzek�a
Kr�lowa, niemal bez cienia kpiny. - Kiedy wype�nisz swoje
zadanie, b�dziesz m�g� odej�� w pokoju, ob�adowany darami
Kr�lowej dla swojej rodziny. Do jutra wi�c. - I �askawie
pochyli�a g�ow�, aby Lanak k�aniaj�c si� m�g� ju� wyj�� z
sali.
Je�eli nie macie nic przeciwko temu, pomin� co Lanak
my�la� tamtej nocy, co czu� i robi�, gdy zosta� sam. Bardzo
w�tpi�, abym ja, czy ktokolwiek tu z obecnych, m�g� spa� w
takiej sytuacji, ale czarnoksi�nicy bardzo si� od nas
r�ni�. Na tym polega�o nieszcz�cie Kr�lowej, �e cho� by�a
inteligentna, nie potrafi�a poj�� tej r�nicy.
W ka�dym razie wcze�nie rano zjawi�a si� w komnacie
Lanaka, tak jak ka�dy gorliwy student, kt�ry pragnie zrobi�
dobre wra�enie na swoim nauczycielu. I prawd� powiedziawszy,
zrobi�a. Nie przechwala�a si�, gdy nazwa�a siebie poj�tn�
uczennic�: do po�udnia zapozna� j� ju� z Podstawowymi
Regu�ami magii, kt�re z pozoru s� tak proste jak dziecinny
wierszyk i tak niebezpieczne, jak najbardziej �liski l�d.
Wielu czarnoksi�nik�w powie wam, �e nic w ich nauce nie
jest bardziej skomplikowane ni� zrozumienie Podstawowych
Regu�. Samej Kirisinji zaj�o to osiem miesi�cy - tak si�
przynajmniej m�wi.
Kr�lowa tego dnia bardzo zadziwi�a Lanaka, gdy
przedstawiaj�c Sz�st� Zasad� sprawi�a, �e p�nojesienne
jab�ko znik�o, a potem szybko wykonuj�c gesty w odwrotnej
kolejno�ci, przywo�a�a je z powrotem. Sprawa elementarna, z
pewno�ci�; ale poniewa� Sz�sta Zasada wymaga przywo�ania nie
samego przedmiotu, kt�ry znikn��, lecz ostatniej chwili, w
kt�rej ten przedmiot istnia�, �atwo zrozumie�, dlaczego
Lanak by� tak bardzo zdziwiony. Mn�stwo ludzi jest,
przynajmniej do pewnego stopnia, uzdolnionych w kierunku
magii, ale wi�kszo�� z nich umiera nigdy nie dowiedziawszy
si� o tym. Kr�lowa do nich nie nale�a�a.
Ot� powiem wam, �e przera�aj�ce dla Lanaka by�o
odkrycie, �e uczenie jej sprawia mu przyjemno��; co wi�cej,
nawet oczekiwa� tych lekcji z niecierpliwo�ci�. Nigdy
wcze�niej nie naucza� swojej sztuki ani nie mia� zbyt wielu
okazji, aby podyskutowa� na ten temat z innymi
czarnoksi�nikami. Dwyla wiedzia�a jedynie jak na co dzie�
obcowa� z magi�, lecz tak jak Kr�lowa by�a nie�wiadoma tego
wszystkiego, co kry�o si� za narysowanymi kred� ko�ami i
pentagramami, kt�re cz�sto zmywa�a szoruj�c rano pod�og�.
Ale Kr�lowa przynajmniej by�a chciwa wiedzy o ka�dym
elemencie, od kt�rego zale�y urok, czy powodzenie cho�by
najb�ahszego zakl�cia. Czasami Lanak czu� si� wr�cz winny,
�e praca z ni� sprawia�a mu tyle przyjemno�ci.
Nie mia� z�udze�, jaki u�ytek Kr�lowa zrobi z czar�w,
kt�rych si� od niego nauczy. Cz�sto bowiem powtarza�a sobie:
"Ten ca�y obszar na po�udnie do Durlis powinien by�
monarchi�, prawdziwym imperium - a czym jest? Jedynie
zlepkiem rozros�ych ponad miar� maj�tk�w rodowych, kt�rym
brak nawet energii do przeprowadzenia przyzwoitej wojny.
Ot�, kiedy ju� b�d� czarnoksi�nikiem, zmieni� to. Wierz
mi, �e tak uczyni�".
"Wasza Kr�lewska Mo�� nigdy nie b�dzie czarnoksi�nikiem"
- szczerze odpowiada� Lanak. "Gdy sko�czymy, mo�esz mie�
pani takie umiej�tno�ci jak czarnoksi�nik, to prawda. Ale
to nie to samo".
Kr�lowa zazwyczaj �mia�a si� wtedy: wybucha�a dzieci�cym
chichotem, kt�ry jednak nigdy nie zdo�a� w pe�ni ukry� ��dzy
w�adzy, kt�ra si� za nim kry�a. "Pos�u�� mi r�wnie dobrze,
m�j drogi Lanaku. Ka�da z nich, ju� wkr�tce".
To "ju� wkr�tce" mia�o nast�pi� zbyt szybko, z czego
Lanak zdawa� sobie spraw�, gdy� Kr�lowa nadal uczy�a si� w
zadziwiaj�cym tempie. Nie przyswaja�a wiedzy, lecz wr�cz j�
po�era�a, poszerzaj�c o nowe sztuki magiczne, tak jak
zamierza�a poszerzy� swoje kr�lestwo o ma�e miasta, pa�stwa,
prowincje i ksi�stwa, z kt�rych szydzi�a. Nie mia�
najmniejszych w�tpliwo�ci, �e to zrobi. Ka�dy czarnoksi�nik
w pe�nym tego s�owa znaczeniu potrafi�by to zrobi�, ale
czarnoksi�nik�w w og�le nie obchodzi ten rodzaj w�adzy.
Nawet tacy, kt�rzy uosabialiby samo z�o, nie b�d�
zainteresowani podbijaniem terenu cho�by najwi�kszego,
zdobywaniem bogactw czy wielkiej s�awy w �wiecie
�miertelnik�w. To gra w�a�ciwa kr�lom i kr�lowym, a to czego
po��daj� czarnoksi�nicy, to ju� inna historia.
Ta powiastka, by� mo�e, mia�aby zupe�nie inne
zako�czenie, gdyby Lanak nie by� �onatym m�czyzn�. Jak ju�
wspomnia�em, czarodzieje obojga p�ci prawie nigdy nie
wchodz� w zwi�zki ma��e�skie; gdy w nocy nie mog� usn��,
zazwyczaj jest to spowodowane intensywnymi rozmy�laniami nad
etyk� zakl��, logiczn� podstaw� iluzji, wp�ywem gwiazd na
zmian� kszta�t�w. Ale noce Lanaka by�y bezsenne z powodu
niepokoju o Dwyl� i male�stwo. Dwyla musia�a martwi� si� o
niego, gdy� od wielu tygodni nie �mia� przes�a�
jakiejkolwiek informacji, nawet za pomoc� czar�w, z obawy,
�e rozgniewa tym jej str��w. Narasta� w nim gniew.
I tak Kr�lowa nauczy�a si� wi�cej zakl�� ni� ktokolwiek,
z wyj�tkiem prawdziwych czarnoksi�nik�w; co wi�cej,
nauczy�a si� ich szybciej ni� zdo�a�by jakikolwiek to
uczyni� prawdziwy adept sztuki tajemnej. Przenika�a przez
�ciany zamku, strasz�c s�u�b� i �o�nierzy, kt�ry brali j� za
jej ducha; sprawia�a, �e potrawy przygotowane dla niej w
kr�lewskiej kuchni unosi�y si� i szybowa�y uroczy�cie przez
sale wprost na jej st�; czasami pozostawia�a sw�j
u�miechni�ty kr�lewski cie�, aby m�g� debatowa� z ministrami
i doradcami, a sama niepostrze�enie wymyka�a si�, aby z
najwy�szej wie�y przypatrze� si� terenom, kt�re zamierza�a
przej�� pod swoje w�adanie. Istnieje nawet legenda - tylko
legenda - �e gdy naby�a wi�cej umiej�tno�ci, zacz�a o
p�nocy grasowa� po uliczkach miasta, tych od strony
Barrens�w, przybrawszy posta� lourijakha o ludzkiej twarzy.
M�wi si� te�, �e cz�sto w tej postaci zaspokaja�a g��d, ale
w to nie uwierz�. Lanak nigdy by na to nie pozwoli�, tego
jestem pewien.
- Wasza Kr�lewska Mo��, dotrzyma�em umowy - stwierdzi� w
ko�cu Lanak. - Wiecie tyle, co ja, znacie ka�de zakl�cie,
ka�dy gest, ka�dy urok, ka�dy rym. Mo�e z wyj�tkiem... -
Nagle zakaszla� i popatrzy� w bok, pr�buj�c odwr�ci� jej
uwag� od zdradzieckiego s�owa. Ale by�o ju� za p�no.
- Z wyj�tkiem.... - powt�rzy�a Kr�lowa. G�os mia�a
beztroski, zgodnie z etykiet� do pewnego stopnia
zaciekawiony. - Z wyj�tkiem czego, m�j mistrzu?
Lanak milcza� d�u�szy czas, wreszcie westchn�� i nie
patrz�c na ni� wymamrota�:
- Chodzi o przes�ania. Nie uczy�em was o przes�aniach,
poniewa� sam ich nie u�ywam. Nigdy nie pos�uguj� si�
przes�aniami, bez wzgl�du na okoliczno�ci. Nigdy.
- Ale wiesz, jak ich u�y�?
- Tak. - Lanak mocno potar� r�ce i zadygota�, chocia�
dzie� by� gor�cy, jak na t� por� roku. - Przes�anie to
�mier�. To jego jedyny cel. Bez wzgl�du na to, czy dosi�ga
ofiary, jego obecno�� zabija. Mo�e objawi� si� jako
m�czyzna albo kobieta, albo jakie� zwierz�, pocz�wszy od
�mii, a na shukri albo skalistym targu sko�czywszy, ale
naprawd� powstaje z samej istoty czarnoksi�nika, kt�ry je
kontroluje. Jednak nie do ko�ca! - Jego g�os stawa� si�
coraz bardziej niecierpliwy. Patrzy� ju� teraz wprost na
Kr�low�. - Wasza Kr�lewska Mo��, czary same w sobie nie s�
ani dobre, ani z�e, ale przes�anie jest z�em z natury,
zawsze. Jak u�yjecie tego, czego was nauczy�em, to wasza
rzecz, ale nie pytajcie mnie wi�cej o przes�ania. B�agam,
nie pytajcie mnie wi�cej.
- Och, ale ja musz�, po prostu musz� zapyta�. Sam
wzbudzi�e� moj� ciekawo��. Musisz mi powiedzie�, dobry
Lanaku. - W spojrzeniu czarodzieja by�o jednak co�, co
sprawi�o, �e Kr�lowa doda�a: - Oczywi�cie, nie mam
najmniejszego zamiaru ich u�ywa�. Przecie� jeste� moim
mistrzem i to, co powiesz, traktuj� bardzo powa�nie. Dlatego
chcia�abym us�ysze� wszystko. Wszystko.
I tak Lanak nauczy� j� przes�a�.
Zabra�o mu to ponad dwa tygodnie. I znowu nauka trwa�a o
wiele kr�cej, ni� trwa zazwyczaj, nawet gdy si� we�mie pod
uwag� samo zapami�tanie przes�a�, pomijaj�c k�opotliwe
rytua�y, zbieranie zi� i sporz�dzanie z nich cuchn�cych
odwar�w, bezlitosne �wiczenie swego umys�u - a wszystko to w
przypadku ka�dego przes�ania zupe�nie inne! Ale Kr�lowa
poj�a to tak szybko, jak gdyby chodzi�o o przepowiedzenie
p�ci dziecka albo ustalenie najlepszego miesi�ca do
zasiew�w. Naprawd� by�a niezwyk�� kobiet�, co do tego nie ma
najmniejszych w�tpliwo�ci.
- Dobrze, Lanaku, dotrzy�ame� s�owa i ja dotrzymam swego
- powiedzia�a, gdy nauka dobieg�a ko�ca. - Mo�esz wr�ci� do
domu i rodziny ju� teraz, je�eli tego pragniesz, cho�
by�abym wielce zaszczycona, gdyby� wieczorem zechcia� po raz
ostatni zje�� ze mn� obiad. Nie s�dz�, aby�my si� kiedy�
znowu spotkali, wi�c je�eli si� zgodzisz, chcia�abym ci
okaza� swoje uznanie. Mo�liwe, i� czasami troch� wy�miewa�am
si� z ciebie, ale nie wtedy, gdy nazywa�am ci� mistrzem.
I wygl�da�a tak m�odo, kiedy to m�wi�a, i by�a tak
przekonuj�ca i pe�na zapa�u, �e Lanakowi nie pozosta�o nic
innego, jak tylko si� zgodzi�.
Tego wieczoru sama Kr�lowa podawa�a do sto�u, a obiad by�
taki, �e Lanak nigdy potem, w ca�ym swoim �yciu, nie jad�
r�wnie wspania�ego, cho� do�y� p�nej staro�ci i zdoby�
wi�ksz� s�aw� ni� sobie tego �yczy�. Oboje pili mn�stwo wina
- tak, ma pani racj�, pani Chasi, winnice tej prowincji
zawsze zaopatrywa�y czarny zamek w wino - i oboje �mieli si�
du�o wi�cej ni� przypuszczacie. Lanak za�piewa� nawet kilka
takt�w starej pie�ni, kt�r� lud w Karakosk �piewa o swoich
w�adczyniach w Fors na'Shachim, co wprawi�o Kr�low� w tak
dobry nastr�j, �e �miej�c si� w ko�cu rozla�a wino. Niemniej
jednak, gdy czarodziej wraca� do swego pokoju, by�
ca�kowicie trze�wy i wiedzia�, �e Kr�lowa r�wnie�.
- Przede wszystkim nie wolno zapomnie� ostatniego s�owa
przes�ania - powiedzia�, odwracaj�c si� w progu. - To
niezawodne zabezpieczenie, gdyby co� posz�o �le.
- Pami�tam je doskonale - rzek�a Kr�lowa. - Cho� w�tpi�,
abym kiedykolwiek go potrzebowa�a.
- Nie wolno zapomnie� r�wnie� i o tym - doda� Lanak - �e
przes�ania nie maj� pana. Nigdy.
- Tak. Dobranoc, Lanaku.
Czarodziej jednak nie po�o�y� si� spa� tej nocy. Przy
�wietle �wiecy pieczo�owicie z�o�y� ubrania, kt�re Dwyla mu
przygotowa�a - jak�e dawno temu! - i spakowa� je do torby
podr�nej, razem z prezentami i pami�tkami, kt�re kupi� jej
i c�reczce albo kt�rymi obdarowa�a je Kr�lowa. Kiedy
sko�czy�, ksi�yc znajdowa� si� nisko na wschodzie i s�ycha�
by�o zmian� warty id�c� ci�kimi krokami na swoje posterunki
na murach zamku.
Gdyby�cie tam wtedy byli, obserwowaliby�cie ze zdumieniem
jak krzy�uje przedramiona na piersi i k�adzie r�ce na
barkach, r�wnie skrupulatnie jak wcze�nie
pakowa� torb�. Nawet gdyby�cie nie us�yszeli tego, co m�wi
p�g�osem, zobaczyliby�cie jak staje na palcach - troch� za
wysoko, pomy�leliby�cie pewno - a potem zaczyna obraca� si�
w dziwny spos�b, coraz szybciej, wreszcie unosi si�
w powietrzu, a� do �ukowego sklepienia i znika, gdzie nie
dochodzi �wiat�o �wiecy. W jaki spos�b uda�o mu si� tam
pozosta� i jak d�ugo, nie wiem.
Wkr�tce, gdy wszystkie �wiece pr�cz jednej wypali�y si�,
a ka�dy inny d�wi�k w czarnym zamku dawno ju� znik� w k�tach
komnat, da�o si� s�ysze� s�abe skrobanie pazur�w o kamienn�
posadzk� korytarza tu� za drzwiami. Nie by�o s�ycha� ani
szcz�ku ga�ki, ani zamka, w kt�rym Lanak nie przekr�ci�
klucza, ale co� wesz�o do pokoju. Na pocz�tku skrywa� to
cie� drzwi i cho� nie by�o widoczne, czai�o si� tam.
Zrobi�o krok do przodu i znalaz�o si� bli�ej drgaj�cego
p�omienia �wiecy. Sta�o na dw�ch ko�czynach, ale wygl�da�o
tak, jak gdyby w ka�dej chwili gotowe by�o z powrotem opa��
na cztery. Nogi by�y zbyt d�ugie i zgina�y si� w
niew�a�ciwych miejscach, podczas gdy r�ce - czy przednie
nogi, cokolwiek to by�o - sprawia�y wra�enie grubych. To co�
by�o pokryte rdzawo-zielon� b�yszcz�c� �usk�, a na brzuchu i
piersi znajdowa�a si� wielka naro�l - jak u sheknatha, tak
Gri - ale da�o si� w niej zauwa�y� jak�� niezdrow� mi�kko��,
jakiej nikt nigdy nie widzia� u �ywego sheknatha. To co� nie
by�o martwe ani �ywe i mia�o zapach mokrych, gnij�cych
li�ci.
Zrobi�o nast�pny krok i �wiat�o �wiecy zadrga�o mu na
twarzy. By�a to twarz Kr�lowej.
Niezupe�nie jej twarz, nie, gdy� delikatne rysy zamaza�y
si�, wygl�da�o to tak, jak gdyby zosta�y przykryte warstw�
starej paj�czyny. Rdzawa sk�ra wydawa�a si� odp�ywa� spod
oczu, jak woda goniona przez wietrzyk. Wida� by�o �zy, kt�re
przybiera�y z�ocisty kolor, gdy pada�o na nie �wiat�o.
- Zrobi�em straszn� rzecz - odezwa� si� w ciemno�ci
bardzo cicho Lanak.
Kr�lowa (albo to, co z niej zosta�o), odwr�ci�a si� ci�ko
w kierunku, sk�d dobiega� g�os, szukaj�c go pustymi czarnymi
oczyma.
- Ale nie mia�em innego wyj�cia - doda� czarodziej.
Stw�r uni�s� sw� nieszcz�sn� g�ow� w jego kierunku i
wtedy Lanak po raz pierwszy zobaczy�, co sta�o si� z w�osami
Kr�lowej. Usta wykrzywi�y si� strasznie, ukazuj�c br�zowe
�upliwe z�by, a oczy na d�wi�k g�osu nagle otworzy�y si�
szeroko i rozb�ysky jak u umieraj�cego.
- Niepotrzebnie wspomia�em o przes�aniach - m�wi� Lanak.
- Mog�em si� spodziewa�, �e rozka�ecie, abym nauczy� was je
przywo�ywa� i skorzystacie z tej umiej�tno�ci, jak t