4693

Szczegóły
Tytuł 4693
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4693 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4693 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4693 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KRZYSZTOF BARTNICKI Galernia Siedzia�em, nie wadz�c nikomu, w Starej Bibliotece, opr�niaj�c z wolna kryszta�owe cyborium, a pierwsze, dawno odcyfrowane �yki umberto z lodem zaczyna�y szumie� w g�owie. - Trzeba to czym� rozrzedzi� - u�miechn��em si� do bibliotekarki. - Albo za dwa kwadranse b�dzie mnie pani cuci�. - Rozrzedzi�? - nie zrozumia�a. Ach, te dzisiejsze roboty. - Zmonoftongowa�. - Dumk�? Sielank�? Limerykiem? - zaproponowa�a. Zabucza� przyzywacz. Z niech�ci� nakaza�em ustom oderwa� si� od naczynia (kubeczki smakowe w�a�nie zacz�y si� uczy� samozaprzedania Lautreamonta). - Co tam znowu? - zapyta�y usta. Przyzywacz wprowadzi� szczeg�y do pami�ci kr�tkotrwa�ej i ucich�. Podnios�em si� z szezlonga, od�o�y�em cyborium na kontuar, z �alem popatrzy�em na robaczka przy dnie: mo�e rezygnowa�em z epileptycznego wspomnienia Dostojewskiego albo smacznego haiku Basho? Zap�aci�em przy wyj�ciu i zawlok�em si� w stron� parkingu. Pilnie potrzebowa� mnie �wie�o mianowany kr�l Szkocji, kilkana�cie wiek�w wstecz. 0005. Przepisy zabrania�y tunelowania pod wp�ywem u�ywek, a umberto z pewno�ci� zaliczano do tej kategorii, ale wierzy�em w swoje do�wiadczenie i orientacj� w Meandrach. S�dziwi praktycy wspominaj�, �e w czasach tu� po Wielkim Prologu tunelowanie okazywa�o si� bajecznie (vel ba�niowo) �atwe i �adnemu z nich krzywda si� nie dzia�a, nawet gdy bywali naprani po pachy. Drogi proste, szerokie i klarowne, ka�dy zakr�t w inn� miedz� semantyczn� sygnalizowano z przynajmniej kilkuakapitowym wyprzedzeniem. Nawierzchnia pachnia�a poczciw� farb� drukarsk�, przy parkingach mo�na by�o zerwa� garmondowego kociaka, a ryby �piewa�y w Ukajali. Potem zacz�y si� eksperymenty i podchody odautorskie. Oto tunelarz dr��y�, por ejemplo, Meandry fantastyki i wpada� w sid�a aluzji politycznych. Porobi�y si� drogi-do-nik�d, fantomy i fatamor-bahny, coraz trudniej by�o ogarn�� ca�o��, sko�czy� si� indywidualizm aktu tworzenia. Wiele biur przewozowych splajtowa�o, tunelarze zacz�li si� specjalizowa�. Niewielu by�o ch�tnych do biografii polityk�w i traktat�w filozoficznych (prawie nieprzejezdne). Jeszcze mniej decydowa�o si� na wycieczki po magmie-syntagmie nawiedzonych formalist�w. Przyk�ad poczciwego Richiego Sukenicka, kt�ry po podw�jnym apresjanie przyj�� zlecenie na futuryst�w, raczej wiar� odstrasza� ni� mobilizowa�. �andarmi dostali cynk, �e Richie wybiera si� w podr� z psychik� roztrzepan� jak wichrowe wzg�rza i huzia w po�cig. Gonili go wytrwale przez kilka godzin, ali�ci zatrzymali si� z piskiem opon, gdy Richie staranowa� szlaban i na pe�nych obrotach wjecha� w recepcje Faulknera. Ju� my�leli�my, �e po nim, i niewiele si� mylili�my. Richie wr�ci� po paru dniach, poparzony pr�dem i zgwa�cony. Zdo�a� wycharcze�, �e zboczy� w Finnegans Wake. To mo�liwe, po podw�jnym apresjanie cz�owieka sta� na najwi�kszy akt g�upoty. Na�ogowcy dodawali sobie otuchy, �e w�a�nie narkotyk uratowa� Richiego, bo trze�wa psyche nie mia�aby szans w Finnegans Wake. Ale kto by tam s�ucha� �pun�w. Sam Richie nic nie m�wi�, do ko�ca �ycia udaj�c marchewk�. C�, jako� zarabia� trzeba. Im bardziej tunelarz oczytany, tym wi�cej ma szans na happy end powrotu. A kto potrafi�by przeczyta� cho�by najwa�niejsze nowo�ci wydawane w post�pie geometrycznym? Zawodowych �uskaczy, kt�rzy czytali podprogowo, co popadnie i oceniali, w co warto si� wgry��, a na co szkoda czasu, by�o niewielu. Trzeba �pa�. Lub pi�. Na szcz�cie, nowa misja nie by�a trudna. Wybra�em Archetyp �otra, przewertowa�em azymuty. W drog�. Szybko, kosz�c harlekiny, w kt�rych m�� zabija z�� �on�, �ona zabija z�ego m�a, kto� zaprasza kogo� pod sw�j dach i knuje, bo chce sp�kowa� z lukrowanym kochankiem. Szarpn�o. Widocznie autor z pretensjami powik�a� fabu��, oto z�y m�� okaza� si� dobry i lukrowany. Skr�t przed Tam� Edypa: m�j klient jest pono� krewnym ofiary. Przy Tolkienie by� skr�t, zawaha�em si� i zrezygnowa�em. A� tak mi si� nie �pieszy�o, nie b�d� g�owi� si�, w kt�rym momencie porzuci� paralele Curunira, Boromira czy innego zdrajcy. Pierwsza pr�dko�� semiczna. Uwa�a�, zwolni�, rozstaje o szesnastu odnogach. Z�y odczyt: to szesna�cie silnia! Mia�bym wi�cej szans, aby wygra� wycieczk� do Sierra Leone! Uwaga, komputer pok�adowy: odrzu� stany nierycerskie, konfrontuj epoki. Nie, nie, zbyt ma�o czasu, nie przetrawi! Ucieka�! Encyklopedia, wyboje, r�ce mi si� zatrz�s�y. Mare Britannica, najwi�kszy akwen pomi�dzy Meandrami. Przesta�o trz���, zacz�o buja�. Niby nic trudnego, wywo�a� has�o i wjecha�, tyle tylko, �e z��cza s� na poziomie leksem�w. Je�eli has�o ma ponad jedno znaczenie, albo w og�le nie uwzgl�dniono go w edycji, albo je�eli jest wi�cej hase� o podobnej ortoepice, bli�niaczej ortografii, do koloru, do wyboru, dryfowa�bym i kona� w samotno�ci, je�li nikt by mnie nie wytropi�. Z lewej strony Macarenko, z prawej Macrobiusz. Za Macrobiusza pob�ogos�awi�em kelnerk� z Central Avenue i jej przepis na zab�jczego drinka Pax Romana, kto zacz Macarenko, nie wiedzia�em. Co� wyr�n�o mnie w z�by, na odlew, hit'n'go, raz a dobrze. Jaki m�e�ski powiat? Sk�d partytury Szostakowicza? Rozgwiazdy przed oczami, zmajaczy�a szara brama zamku. Traci�em przytomno��? Kiedy przed chwil� chodzi�o o �ycie, my�l o utracie �wiadomo�ci wyda�a mi si� o�ywcza jak poranek dnia wyp�aty. 0006. - Puk, puk w imi� czort wie jakiego czorta! W skorup� bramy czyja r�ka wbija taran nowiny lichej dla bramnika, skoro grzmi ponuro: cho� inni �pi�, wstawaj! Oto z�owroga nie�aska wyroku: skaza� furtiana na podnios p�dupk�w, a rzecz jego oczu, by sprawdzi� i to, czy by�o warto. Jak si� zwiesz, przybyszu? - Marlon. Brando Marlon. - Zgrabnie i kr�tko, lecz z dosadnej tre�ci niewiele wnosz� ponad to, �e� mowny. Twojego klanu narz�d mej pami�ci nie umie wcisn�� w stosowny srom �ycia. Zatem twe s�owa, chocia� by�y zwi�z�e, nazbyt rozpustne, skoro nic nie znacz�. Bo mawia� m�drzec: grzech jednego d�wi�ku, kiedy bez sensu, r�wny jest gadulstwu. Mo�e nie by� m�drcem, bo te� nie stroni� od pustego bzyku. Jaka twa profesja? - Prywatny detektyw. - Albo kpisz ze mnie - albo jestem chory, bo nie znam tej misji. Za pierwszym przemawia, �em niski stanem, starczy kr�tkiej nogi, by moj� godno�� wyszydzi� kopniakiem. Drugie popiera wiekiem um�czenie, ucho nie �owi �wie�ych znacze� �wiata. Wpuszcz� ci�, panie, cho� str�j tw�j dziwaczny! Je�li �le czyni�, m�j kr�l mnie obwiesi i �mierci� utnie kpin� lub fatyg�. A je�li dobrze, wr�c� wnet do �o�a, prze�pi� wspomnienie, �e� mnie raczy� dziwi�. 0007. Macbeth sta� przede mn�, rudy, kr�py i szkocki. Zgi��em niezdarnie kolano i pochyli�em kornie kark. Klienci zazwyczaj lubi�, gdy wczuwam si� w ich realizm magiczny. Obliza�em wargi, jak gdybym gotowa� si� do z�o�enia fa�szywych zezna� i wychrypia�em: - B�d� pozdrowiony, Macbecie, kr�lu Alban, Pikt�w i Irlandczyk�w, w�adyko Strathclyde i Nairn, tanie tan�w, panie na Lothian i Wyspach Zachodnich, kwiecie Scone, potomku Loarna i Fergusa, ozdobo Dalriady, wielki namiestniku Argyll, mormaerze Moray i Ross i wszelkich ziem przyleg�ych! Spojrza� na mnie z pomieszaniem zdumienia i podejrzenia o bezw�ad umys�owy. - Pan Brando Marlon, jak przypuszczam? - Uni�s� brwi. - Nie wyg�upiaj si� pan. Prosz� mi m�wi� Big Mac. A s�dzi�em, �e w tej historii to ja mam monopol na kuracj� �miechem. B�d� musia� przeprogramowa� przyzywacz, �eby staranniej przygotowywa� dossier. - �yczenie twe, sire, wype�ni� ochotnie. �wi�ta mi wola chleba mego dawcy - wyrecytowa�em ostro�nie. Macbeth wskaza� wysokie, drewniane krzes�o, sam usiad� na podobnym. - Czy�by przej�� si� pan leksyk� tego gamonia przy bramie? Prosz� o nim zapomnie�, on jest niereformowalny. Stroni od ludzi innych fikcji, nade wszystko przedk�adaj�c towarzystwo buk�aczka. Ale my jeste�my cywilizowani, czytamy gazety, myjemy z�by i tak dalej. Musia�em co� powiedzie�. Nie chcia�em wyda� si� niecywilizowanym. - Czy zna pan moje warunki, sire? - A tak. Niestety, nie mamy dolar�w. - U�miechn�� si� Big Mac. - Na razie. Czy z�oto pana satysfakcjonuje, Marlon? Po przeliczniku nowojorskiej gie�dy surowcowej, rzecz oczywista. Pi��dziesi�tak zaliczki. Kocham s�owo "pi��dziesi�tak". Kocham s�owo "zaliczka". - Zamieniam si� w s�uch, sire. - Pan z grubsza orientuje si� w ca�ej hecy? - Big Mac zatoczy� palcem k�ko wok� g�owy. Wsta�, podszed� do d�ugiego sto�u na �rodku komnaty, wzi�� z blatu pude�ko cygar, zbli�y� si� do mnie. Kiwn��em przecz�co g�ow�. Big Mac wsadzi� cygaro do ust, odgryz� ko�c�wk�, wyplu� j�, wyj�� zapalniczk� ze sporranu, przypali� i wr�ci� na swoje miejsce. - Ka�dy kulturalny cz�owiek zna j� na pami�� - odpowiedzia�em. - Pan, sire, oraz Banko, spotykacie trzy nawiedzone babule�ki wr�ce z fus�w. Bierzecie mamrotania na serio. Madame pomaga panu zag�owoczy� poprzednika na stolcu, zepchn�� win� na jego wartownik�w, jego syn�w, Banka i kto tam si� nawin�� pod srog� r�k�. Gniew oddolny ro�nie, cuda si� zdarzaj�, lasy w�druj�, madame ma problemy z higien�, przybywa wielki brat z po�udnia, za� imi� jego legion, nast�puje og�lna bijatyka, wi�kszo��, wraz z tob�, sire, pardon, ginie. Exeunt, kurtyna, burzliwe brawa. Big Mac wydmuchn�� pod sklepienie k��b dymu. - M�g� to pan przedstawi� nieco subtelniej, ale ja nie nale�� do tych obra�liwych. - Bo i jak�e obra�a� si� na �mier�, kt�r� si� skrytob�jczo zadaje - burkn��em zbyt emocjonalnie. Nie p�ac� mi za emocje. Big Mac spojrza� na mnie jak na wyj�tkowo nieudane rossolis, poczeka�, a� dym rozproszy si�, uleci i wycedzi� g�osem, kt�ry m�g�by zamrozi� Niagar�: - Prosz� nie kpi�, mister. Nikogo nigdy nie zamordowa�em. Przypomnia�em sobie Murzyna jad�cego metrem przez Central Dark, jedn� r�k� trzymaj�cego si� por�czy, drug� mocno przyciskaj�cego do piersi rozdygotanego faficzka, �miesznego psa podejrzanej azjatyckiej rasy, kt�rego panie domu kupuj� pod koniec jesiennej chandry, a potem posy�aj� z nim m��w po nowy krem zwalczaj�cy pomara�czow� sk�rk� lub krem opalaj�cy do pozyskania sk�rki br�zowej. Murzynowi p�k� pasek w spodniach, kt�re, o niefrasobliwy Newtonie, opad�y, ukazuj�c rozbawionej gawiedzi dese� wielkich, rz�sistych oczu Bette Davis na bawe�nianych majtach. Mia�em teraz min� tego Murzyna. - Co w�a�ciwie jest moim zadaniem? - odchrz�kn��em. Big Mac zgasi� cygaro na sporranie i popatrzy� na mnie uwa�nie spod rudych brwi. - Znale�� morderc� Duncana. No pewnie, i Kub� Rozpruwacza przy okazji. - Hmm... Czyli to nie pan, sire? - Pewnie, �e nie. To MacDuff. Zawsze kr��y� wok� sceny i m�ci�. Do komnaty wszed� s�uga. Sk�oniwszy si�, powiedzia�: - Wasza wysoko��, czas nagli. Chc�c czy nie chc�c, musimy nadal gra� w tej nic nie znacz�cej opowie�ci idioty, pe�nej w�ciek�o�ci i wrzasku. - Zamknij si�, Seyton. Po czym oddalili si�, zostawiaj�c mnie z g�ow� pe�n� pyta�. 0008. Pi��dziesi�tak zaliczki w z�ocie, kt�rym obdarzy� mnie kr�lewski skarbnik, nie odpowiedzia� na �adne z nich. - Kawalerze, mam przerw� do pi�tego aktu. Pewnie zechce si� pan wprosi� na kapeczk� d�inu. Ciekawy g�os nale��cy do ciekawej kobiety. Odwr�ci�em si�. Madame Macbeth rzeczywi�cie pauzowa�a na d�u�ej, bo by�a ubrana niezobowi�zuj�co: r�owe pantofelki z bia�ymi pomponikami oraz m�ska koszula si�gaj�ca po�owy ud. I tyle. - Nie lubi� d�inu - mrukn��em. - Zachowuj� si� po nim jak zwierz�. Pani Macbeth u�miechn�a si� figlarnie. Mimo �e nie by�a podlotkiem, niejeden samczyk da�by si� z�apa� na ten rodzaj u�miechu. - Urocze. - Om�wili�my alkohol. A kolejna u�ywka? - zapyta�em. - Nie, nie. - Madame znowu si� u�miechn�a. - Mi�o�� cielesn� wol� uprawia� ni� omawia�. - Z kim, je�li �aska? Wprowadzi�a mnie do pokoju. By� gustownie urz�dzony: kilka olbrzymich luster, komplet salonowy z domu wysy�kowego Seku Hara. Usiad�em na puchowej sofie, raczej z boku. - M�j m�� jest impotentem - rzuci�a od niechcenia pani Macbeth, opuszczaj�c do po�owy story. - To dlatego jego dzieci nigdy nie b�d� kr�lami Szkocji. On po prostu nie b�dzie mia� dzieci. - To chyba smutne - powiedzia�em. - Dlatego si� pocieszam. Czy zechce mnie pan pocieszy�, Marlon? - Prosz� spr�bowa� d�inu. Iskierki kociej z�o�ci w modrych �lepkach. Znam ja was. Rzuci si� na mnie z pazurkami albo spr�buje jeszcze raz. Nie rzuci�a si� na mnie z pazurkami. - Czy�by wierzy� pan w wierno�� ma��e�sk�? Przecie� to tylko konfiguracja napi�� mi�niowych. Moralno�� to jedynie odruch m�zgu. Pan oczywi�cie czytywa� Guthriego i Sieczenowa? - Pasjami - powiedzia�em. - Ale tylko po d�inie. Czy pani kocha m�a? - Kocha, nie kocha, b�azenada. Kto� kiedy� napisa� moj� sztuk�. Nak�ama�, ile wlezie, ale �wi�tym prawem autora jest k�ama�. Czasem nawet �wi�tym obowi�zkiem. Z k�amstwa rodz� si� najpi�kniejsze historie. Moja historia ma brzmie� jak najweselej, jak najprzyjemniej. - Powinna pani podzi�kowa� m�owi, madame. Pieluszki, kupki i ryki po nocach rzadko s� �r�d�em przyjemno�ci. - Jestem kobiet� wyzwolon�. - Lady Macbeth podnios�a dumnie nosek. - Gdyby zafajdane niemowl� przeszkadza�o mi w �yciu, chwyci�abym je za n�ki i strzaska�a czaszk�, b�ogo u�miechni�tymi dzi�s�ami prask! prosto w zimn�, chropowat� �cian�. - Chyba ju� p�jd�. - Podnios�em si� z sofy. - Prosz� sobie poszuka� innego dawcy napi�� mi�niowych. - Jest pan g�upi, Marlon - sykn�a, patrz�c ze z�o�ci�, jak opuszczam jej przybytek. 0009. Potar�em kciukiem czo�o. A wi�c Big Mac nikogo nie zabi�. Bo pono� zabi� MacDuff. Pani Macbeth jest nimfomank� i nie bardzo orientuje si�, czy w og�le kto� kogo� zabija. MacDuff znikn�� i nie wiadomo, gdzie jest. Trup Duncana znikn�� i nie wiadomo, gdzie jest. - Gdzie jest trup Duncana, sire? - zapyta�em Big Maca. - Ch�opie, uwijamy si� tu jak w balii z wrz�tkiem. Tego wys�uchaj, temu odpowiedz, tego wy�lij, tego przyjmij, g��wna rola, przyd�ugie monologi i napuszona angielszczyzna. - A wi�c nie wie pan, sire. Big Mac popatrzy� na mnie z ukosa i wzruszy� ramionami. - Jeszcze jakie� pytania? - Tak, jedno. Dlaczego nagle, po stuleciach, chce pan wiedzie�, kto zabi� Duncana? - Nie p�ac� panu za zadawanie takich pyta�, Marlon. - Pan p�aci, ale to ja nadstawiam karku. Big Mac milcza� przez minut�, pr�buj�c zgadn��, co kryje si� za moj� kamienn� twarz�. Wytrzyma�em jego spojrzenie. - My tu w Dunsinanie - zatoczy� r�k� p�okr�g - przywykli�my do tego, �e historia swoje, a teatr swoje. Je�li zrobiono ze mnie krwawego tyrana, to wiedzia�em, co zyskuj� w zamian: b�d� o mnie uczy� w ka�dej szkole. - I co si� zmieni�o? - Niech pan nie udaje, Marlon. Wypadamy z zestawu lektur obowi�zkowych. Kapitalizm odp�dza ludzi od scen, premier i czytelni. Nie b�d� udawa� Lorda Vadera za friko. Mam zamiar odbi� sobie spadek popularno�ci: zawali� par� dialog�w, upi� si�, p�j�� na dziwki, nie wstawa� skoro �wit i powiedzie� g�o�no, �e z tym morderstwem to nie tak. Podszed�em w stron� drzwi, wyg�adzaj�c rondo kapelusza. Zapyta�em jeszcze z progu: - Czy mo�e mi pan poleci� jak�� dobr� dziwk�, sire? 0010. Lokalik nie wygl�da� szczeg�lnie. Ukryty by� w s�siedniej powie�ci, taniej, nudnej i zapomnianego autorstwa. Powie�ci o nieszczeg�lnym lokaliku. Tunelowa�em tam pieszo, Big Mac da� mi bardzo dok�adne wskaz�wki. - Szukam odpr�enia - zwierzy�em si� barmanowi. Uwiesi� si� na mnie ci�kim spojrzeniem i nala� du�y kufel ciemnego piwa. Postawi� go przede mn�. - Odpr�a w p� godziny. Wykona�em kilka uprzejmych �yczk�w, otar�em piank� z warg kantem d�oni. - Mia�em raczej na my�li tak� jedn� z du�ymi p�atami p�ucnymi. Barman wyciera� szklaneczki i milcza�. Co jaki� czas rzuca� spojrzenie w stron� kuchni, jak gdyby chcia� zwia� z pracy. - Podobno ma wielu klient�w - podpowiedzia�em. - Chutliwa Sorcha, tak j� nazywacie. - Robi� tu od niedawna - mrukn�� barman i odwr�ci� si� do mnie plecami, udaj�c, �e nasta� czas najwy�szy, aby dok�adnie uporz�dkowa� szafki z butelkami s�odowej whisky. - W porz�dku. Nie musisz wytyka� jej palcem. Wystarczy okre�li� azymut. Barman odstawi� szmatk�, odwr�ci� si�, zwin�� d�o� w pi�� i przysun�� j� pod m�j nos. Na serdecznym palcu mia� �liczny pier�cie�. Zupe�nie niebarma�ski. - Azymut, powiadasz? - warkn��. - Nie ma tu �adnych azymut�w, przyb��do. Ani p�ucek na wynos, ani poprawno�ci politycznej, ani nic. Jest tylko piwo, fagasie, jest tylko piwo. - Piwo to ju� mam. - Wskaza�em kciukiem na kufel. - Niejaki Macbeth poleci� mi wasz przybytek. Czy to co� zmienia? Drgn��, prawie niezauwa�alnie. Wzi�� g��boki wdech i powiedzia�: - Chod� za mn�. Porozmawiamy na zapleczu, bez �wiadk�w. Wyszed� zza kontuaru, min�li�my kilka stolik�w, z mendel rozgderanych go�ci, g��wnie Szkot�w, Pikt�w i Irlandczyk�w, zeszli�my na p�pi�terko w stron� ci�kich, metalowych drzwi wiod�cych na ponure podw�rze z kub�ami na �mieci. Pope�ni�em b��d: nie obserwowa�em uwa�nie przewodnika. Zwin�� si� w k��bek i nie wiadomo sk�d wypu�ci� cios w m�j �o��dek. Wyrzyga�em nieco piwa i skuli�em si�, zas�aniaj�c twarz. Podci�� mi kolano, a kiedy pada�em, wzi�� zamach metalowymi drzwiami i potraktowa� mnie w ciemi�. Wi�cej b��d�w nie pope�ni�em, bo zemdla�em. 0011. Ostre pieczenie w dzi�s�ach. Co� si� pali�o. To sk�ra na moim podbr�dku. Barman gasi� na nim papierosa. Chesterfielda pewnie wygrzeba� sobie z mojej marynarki. Wygrzeba� te� moj� armat�, mia� j� za pasem. - Dochodzi do siebie, Sorcha - sykn��. Znajdowa�em si� na le�nej polanie. Nie by�em zwi�zany, ale zuchwale pi�kna kobieta z rozedrgan� reklam� silikonowych implant�w (w czasach, gdy nie wiedziano, jak si� pisze "silikonowy implant") celowa�a do mnie z kuszy. - Nie pytaj, czy ci� zabijemy, ale jak to zrobimy. - U�miechn�a si� do mnie, co mi si� wcale nie spodoba�o. - Chcesz si� z nim pobawi�, Duncan? Duncan? Czy to popularne imi� w Szkocji? Zbieg okoliczno�ci? A mo�e barman z kr�lewskim pier�cieniem? - Czy pan nie jest kr�lem Szkocji, domniemanie zmar�ym? - zapyta�em wprost. - Cwaniaczek. Zanim nas opu�cisz, wyznasz, sk�d Macbeth wie, �e pracuj� w tamtej spelunie. - Nie chodzi�o o pana, sire. Chcia�em si� spotka� z Chutliw� Sorch�. Zuchwale pi�kna kobieta pod�uba�a j�zykiem w z�bach. - No to spotka�e� si� - powiedzia�a. - I co? - I mam pytanie: czy zechce pani ze mn� posp�kowa� tak jak z Macbethem? Chutliwa Sorcha pozwoli�a mi pow�cha� be�t wystaj�cy z �o�a kuszy. - Macbeth to brudny napaleniec. U�ywa sobie, jak gdyby miano go za chwil� zamkn�� w klasztorze. A z tob� nie da rady. Nie przepadam za nekrofili�. - Wredne czasy - warkn�� Duncan. - Sorch� wygniataj� z g�ry i do�u, moi synowie haruj� na czarno, a ja musz� sta� przy ladzie. I jeszcze b�d� cz�owieka �ciga�. A po co ja mam siedzie� w tej historyjce? Zabijaj� mnie na pocz�tku, op�akuj� i spok�j. Mog� sobie dorabia�, bo �ycie ci�kie. A jaka jest twoja historia, szpiclu? Kopn�� mnie w twarz. Jestem prywatnym detektywem i obrywa�em przy r�nych okazjach, r�nymi przedmiotami w r�ne miejsca, ale je�li kto� kiedykolwiek kopa� mnie w twarz, to po uzyskaniu odpowiedzi, a nie przed. Co kraj, to obyczaj. Oplu�em si� krwi�, z nosa i spod �uku brwiowego. - Pracuj� dla Macbetha. Przyzwa� mnie z dalekiej opowie�ci. - Trafi� nam si� zafajdany tunelarz! - prychn�a Sorcha. - Mam si� dowiedzie�, kto zabi� pana Duncana. Podejrzewa pana MacDuffa. Ale skoro pan Duncan �yje... �ywy-nie�ywy kr�l-barman zas�pi� si� przez moment nad tym, co us�ysza� i kopn�� mnie w twarz. Widocznie cyzelowa� technik�. Przesta�em widzie� na lewe oko. Prawe rozr�nia�o jeszcze z grubsza kontury. - Jest tak. Je�li Macbeth o mnie wie, to ty niczego nie zmieniasz. Ale je�li nie wie, to m�g�by� si� wygada�. I dlatego ci� teraz ut�uczem. Sorcha! 0012. Je�eli tak wygl�da raj sponiewieranych detektyw�w, to ja przepraszam. Zamiast wiecznie pe�nej piersi�wki i nadobnych hurys zobaczy�em nad sob� trzy koszmarne g�by rodem z Ulicy Wi�z�w, przyczepione do szpetnych, odzianych w li�cie d�bowe i leszczyn� cielsk p�ci nieokre�lonej z lekkim wskazaniem na �e�sk�. Pachnia�o lasem. - Jeste�my Stuk, Puk i Bulg... - zaskrzecza�a pierwsza szpetota. - ...Trzy kapry�ne wied�my nairne�skie... - doda�a druga. - ...Obecnie zakamuflowane w g�uszach Birnamu - zako�czy�a trzecia. Nie umar�em. Nie by�em tylko pewny, czy jest si� z czego cieszy�. - Twoi prze�ladowcy oddalili si� w po�piechu - powiedzia�a Stuk. - My to, nie chwal�c si�, sprawi�y�my - powiedzia�a Puk. - Wielcy i maluczcy, kr�le mniemane i dziewki wszeteczne, krakowiaki i g�rale, wszystkie one boj� si� naszych czar�w - powiedzia�a Bulg. Podnios�em si� z runa le�nego. Obmaca�em �uchw�, marynark� i spodnie. - Przepraszam panie, ale nie za bardzo znam si� na klechdach magicznych - rzek�em. - Brakuje mi opuchlizny, lugera i woreczka ze z�otymi monetami. - Wykurowa�y�my twe rany - obwie�ci�a Stuk. - Z�oto odebrali�my zbocze�com uciek�ym. - Zatrzymamy je - zachichota�a Puk. - Jako zap�at� za odsiecz i kuracj�. - Broni nie zabierali�my, bo si� brzydzimy. - Bulg skrzywi�a si� w niby-u�miechu. Zdecydowa�em nie bi� si� z babule�koidami. Czu�em si� nie�le, krew ze mnie nie sika�a. Mo�e rzeczywi�cie mnie ocali�y. - Kt�r�dy na zamek? - zapyta�em. - Pi�� mil na p�nocny zach�d - odpowiedzia�a Stuk. - Ale zanim odejdziesz, ods�onimy ci trzy karty z wielkiej talii losu. - Nie odjedziesz st�d, zanim wszystkiego nie wyja�nisz - wychrypia�a po chwili, dramatycznie wymachuj�c r�koma. - Je�li odrzucisz wszystkie k�amstwa pr�cz jednego, to ostatnie k�amstwo, cho� najbardziej niewiarygodne, b�dzie prawd� - wyszemra�a Puk. Bulg podrapa�a si� po �ysiej�cej kostropaciznie czerepu. - Zapomnia�am... - wyzna�a po chwili. 0013. - St�j, ty opoju z piek�a rodem! - To by� g�os nieznany. - Bo wy��opiesz wszystko! - Z wszystkich pijaczk�w ciebie jednego unika�em. - To by� g�os Macbetha. - Du�o gadasz, MacDuffie, i jeszcze wi�cej ch�epczesz. Wbieg�em zdyszany do sali tronowej. - A, jest pan, Marlon - Big Mac zaprosi� mnie do sto�u gestem d�oni. - Co nowego w pa�stwie du�skim? - Niewiele... - Odetchn��em g��boko. - ...je�eli nie liczy�, �e widz� obu pan�w w dobrej komitywie przy jednej... - Poci�gn��em nosem - ...okowicie. - MacDuff w�a�nie wyja�nia� par� rzeczy. - U�miechn�� si� Big Mac. - Wcale nie zabi� Duncana i nie wie, kto to zrobi�. A denerwowa� si� na m�j widok, bo s�dzi�, �e to ja za�atwi�em jego na�o�nic� i syna. - Ale skoro nasz kr�l zakl�� si� na Pismo �wi�te, �e tego nie zrobi� - dopowiedzia� MacDuff - pozostaje nam wymy�li� kto. Masz pan jakie� pomys�y, Marlon? - Nie wiem wprawdzie, kto zabi� rodzin� pana MacDuffa - zacz��em, stopniuj�c napi�cie - ale wiem, kto zabi� Duncana. - Tak? - Big Mac podni�s� wzrok znad glinianego dzbanka. - Nikt. Kr�l Duncan �yje. Szkoci popatrzyli na siebie. - To wiele t�umaczy - zacz�� MacDuff. - Zabi� moich bliskich, rozpu�ci� wstr�tne plotki. A kt� podejrzewa�by trupa? Ciekawe, z kim by� w zmowie. - Hm... - Big Mac poskuba� brod�. - Zajmiemy si� gagatkiem. Ca�kiem nie�le, Marlon. Skarbnik si� z panem rozliczy. - Chocia� ch�tnie spotka�bym si� teraz z mo�ci skarbnikiem, sire - powiedzia�em powoli - a jeszcze ch�tniej zwali�bym wszystko na pana Duncana, z kt�rym dziel� nas pewne animozje, ale... To nie by�oby logiczne. Brak wyrazistego motywu. - Spodziewam si�, �e pan wie, kto ma motyw - chrz�kn�� MacDuff. - Lady Macbeth - obwie�ci�em. - Mam nadziej�, �e umie pan poda� przyczyny, dla kt�rych obra�a pan moj� po�owic� - zachmurzy� si� Big Mac. - Tak, sire. Madame poda�a w w�tpliwo�� pana potencj�, sire, a pani Sorcha zdawa�a si� temu zaprzecza�, kiedy si� z ni� widzia�em. W tym przypadku dziwka wypad�a bardziej przekonuj�co ni� kr�lowa. Zastanowi�em si�, dlaczego madame k�amie. Dlaczego wielki kr�l Szkocji musi korzysta� z us�ug wszetecznicy? Bo �ona... hm... nie dopuszcza go do siebie? Spojrza�em na Macbetha, czy na razie wszystko si� zgadza. Twarz mia� blad�, ale nic nie powiedzia�. MacDuff zabra� mu dzbanek i napi� si�. - A dlaczego �ona nie dopuszcza m�a do �o�nicy? - zacz��em po kr�tkiej przerwie. - Bo jest m�czyzn�. Big Mac porwa� si� na r�wne nogi. Wygl�da� jak je�, kt�remu wyrwano ig�y. - Instynkt macierzy�ski. �adna kobieta, nawet najpodlejsza, nie b�dzie z lubo�ci� opowiada� o rozbijaniu m�zgu nowo narodzonego dziecka o �ciany. A taki tekst s�ysza�em z jej ust, sire. - Ale kawa� - MacDuff prawdopodobnie by� ju� wstawiony, bo sytuacja go bawi�a. - O�eni�e� si� z facetem. - Dlaczego? - wydysza� Big Mac. - Kr�lowa szkocka to niez�a synekura. Nikogo nie zabija w�asnor�cznie, podpuszcza najwy�ej innych, ma du�o wolnego czasu na kochank�w, nikt nie sprawdza, czy naprawd� myje r�ce. - Dlaczego zabi�a... to jest - zabi� moj� rodzin�? - przypomnia� sobie MacDuff. - Gonili panowie za sob�, czyni�c du�o wrzawy. Oczy widz�w by�y zwr�cone gdzie indziej. Nie na madame. Za swoimi plecami us�ysza�em g�os, kt�ry wi�za� si� z przykrymi wspomnieniami. - Dobrze, cwaniaczku. Wszyscy: cofn�� si�! 0014. Duncan trzyma� nas na muszce mojego lugera. Macbeth i MacDuff znieruchomieli na chwil�. Odwr�ci�em si� bardzo powoli. Skupili�my si� za sto�em. Duncan stan�� plecami do �ciany, po prawicy mia� nas, a po lewej wej�cie. - Bardzo dobrze. Pewnie ju� domy�lacie si�, �e to ja spikn��em si� z tym gnojkiem Szekspirem. - Kim? - A wydawa�o si�, �e Big Maca nic ju� nie mog�oby zaskoczy�. - Szekspir William. Vel De Vere Edward Oxford. Autor tego ca�ego g�wna. Angielski gej. Nie za bardzo mu wychodzi�o z Wrothesleyem hrabi� Southampton, to zabra� si� za nas. Napisa� sztuk� i rol� pod siebie. Trzecie prawo go chroni�o: nikt z bohater�w nie podniesie r�ki na swojego autora. M�g� sobie u�ywa�. - U�ywa� z tob�? - poci�gn�� nosem Big Mac. - Wiecie, jak to jest z kr�lami. Potrafi� narobi� du�o d�ug�w. Musz� dorabia�. Nadstawianie si� Szekspirowi nie by�o mo�e uszlachetniaj�ce, ale bardzo pop�atne. - �winia! - porzyga� si� MacDuff. - I wszystko by�oby w porz�dku, gdyby nie ten trzeci, czy tak? - zapyta�em. Duncan spojrza� na mnie z leciuchnym uznaniem. - Banko - obwie�ci�. - Ten te� mia� sk�onno�ci i zaproponowa� si� Szekspirowi za darmo. - Gorszy �wok wypiera lepszego �woka - MacDuff zacytowa� Kopernika. - Zabi�e� i Banka, prawda? - zapyta� Big Mac. A mo�e stwierdzi� to z niew�a�ciw� intonacj�. - Ale nic ci to nie da�o, bo Angol obrazi� si� na ciebie na dobre. Do sali tronowej zajrza� Seyton. - Wasze szkocko�ci, kr�lowa nie �yje - powiedzia�, obserwuj�c uwa�nie bro� w r�ce Duncana, uk�oni� si� i wyszed�. - A jak�e. Kulka mi�dzy oczy. Wyrwa�em chwasta. - U�miechn�� si� Duncan. - Bo to z�a kobieta by�a. - Co teraz? - zada�em pytanie po niezr�cznej ciszy. - Widz� to tak - powiedzia� Duncan. - Macbeth si� nie z�o�ci, bo pozby� si� gaszka. MacDuff si� nie z�o�ci, bo morderca jego rodziny nie �yje. Tunelarz si� nie z�o�ci, bo i czemu�. To z jego broni zastrzelono Szekspira. Trzecie prawo nie zosta�o pogwa�cone. On jest z innej bajki. I dostanie swoje pieni�dze. A my b�dziemy milcze�, ha ha, jak gr�b. Po c� komplikowa� to, co uproszczone? Zbli�y� si� do mnie jak do w�ciek�ego psa. Z wahaniem odda� lugera. - Bez urazy, Marlon. Nie odpowiedzia�em. Niestety, dra� mia� racj�. Po c� komplikowa�. - A dalej b�dzie tak - zachichota� Duncan. - Ja b�d� robi� za madame, wezm� podw�jn� ga��, wykupi� weksle. Szczeg�y techniczne sceny, w kt�rej pani Macbeth ze mn� rozmawia jako� przeskoczymy. Mo�e dubler? - Zaraz, zaraz - zagrzmia� Big Mac. - A kto b�dzie rz�dzi�? - Jak to kto. - Obudzi� si� MacDuff. - El�bieta Druga. Schowa�em bro� tam, gdzie by�o jej miejsce. Zza okien dolatywa� coraz g�o�niejszy, straszliwszy zgie�k. - Angole id�. - Macbeth g�o�no poci�gn�� nosem. - Moja ulubiona scena. Tym razem im dosolimy, panowie. Przy��czy si� pan, Marlon? - Nie - powiedzia�em. Nie mia�em czasu. Musia�em wzi��, co moje, od skarbnika, sprawdzi� samoch�d, umy� r�ce. Przyzywacz meldowa�, �e gliny wzywaj� mnie w charakterze �wiadka w dawno zapomnianej sprawie, dozorca zagrozi� wypowiedzeniem umowy najmu biura, a niejaka pani Aleidis wp�aci�a na moje konto poka�n� sumk�, by zmiennik fryzjera Dimitrios Aleidis wr�ci� do domu. By�em tylko bezpa�skim detektywem z zawodowo nieprzydatnym garbem sumienia i niewygodn� resztk� romantyzmu, kt�rej nigdy nie umia�em przep�uka� burbonem, takim sobie samotnikiem nadrabiaj�cym min� i wicami, grzesz�cym ch�ci� prze�ycia kolejnego dnia w �wiecie, kt�ry robi si� coraz gorszy i ma gdzie� heros�w wczorajszych gazet. Ale musia�em wr�ci� do tego �wiata. Z�oczy�cy, moczymordy i zbocze�cy s� tam tacy sami, jak gdzie indziej.