4686
Szczegóły |
Tytuł |
4686 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4686 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4686 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4686 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RICHARD BAMBERG-DELSTONE
efekt pami�ci
Zeisler przykucn�� za kamiennym ogrodzeniem i czeka�, a� L�d - ch�odna obecno��
rozs�dku - ostudzi jego gniew.
Na szcz�cie uda�o mu si� ca�o przekra�� przez ca�y teren od miejsca, w kt�re go
zrzucili. Dotar� a� tutaj, unikaj�c patroli i wartownik�w. Gdy koncepcja zemsty
zacz�a nabiera� realnych kszta�t�w, M�zg zaaplikowa� strumie� Lodu, by
powstrzymywa� jego gniew od wrzenia przez miesi�ce przygotowa� do tej... wizyty.
Jeszcze nie czas. Jeszcze nie.
Tym razem jednak dostanie opcj� na�o�enia. Technicy Prawa, kt�rzy sporz�dzili
plan tej... wizyty obiecali mu to.
Sekundy mija�y tykaj�c, gdy ustala� wzorce tras patroli �o�nierzy Kreda. Kredo,
czyli Wojownicy Boga. Wymy�lna nazwa dla najnowszej i ciesz�cej si� jak
najgorsz� s�aw� organizacji terrorystycznej, nazwa nies�yszana od czasu
zesz�orocznej masakry na Donovanie. Wed�ug intelowskich informacji przyw�dca
terroryst�w, zarozumia�y morderca nazywaj�cy siebie Vengar�, umie�ci� swoj�
kwater� g��wn� w budynku po drugiej stronie ulicy. Zeisler mia� nadziej�, �e
Vengara jest w domu, pragn�� spotka� si� ponownie z tym cz�owiekiem.
Skuli� si� za ogrodzeniem. Podczerwone i optyczne atrapy na jego kombinezonie
rozb�ys�y czerwieni�, gdy kolejny pojazd patrolowy Kreda przesun�� si� w
milczeniu ko�o niego, wypatruj�c �r�de� ciep�a czujnikami podczerwieni. Lokalna
policja, kt�ra os�ania�a Kredo, rozsy�a�a gro�niejsze patrole ni� terrory�ci,
ale informacje, jakie otrzyma� od Intela, zanim tu wyl�dowa�, dotyczy�y obu
typ�w.
Kr��ownik przesun�� si� wolno nad szerokim bulwarem i znikn�� w bocznej uliczce.
Zeisler zapisa� czas. B�dzie mia� dwadzie�cia minut do pojawienia si� na tej
pozycji kolejnego patrolu. Wychyli� si�, �eby zerkn�� szybko nad murem, obejrza�
budynek po drugiej stronie ulicy i przykucn�� z powrotem.
Dwadzie�cia minut. Wi�cej ni� potrzeba.
Multispektralne Oczy w jego he�mie oznaczy�y sygnatur� promieniowania
otaczaj�cego budynek i przekaza�y j� do wewn�trznego mikrouk�adowego M�zgu,
kt�ry dokona� szybkiej, skr�towej analizy.
Budynek nale�a� do najstarszych na planecie. Intel opisa� go jako siedzib�
pierwszego kolonialnego gubernatora planety, zbudowan� osiemdziesi�t pi�� lat
temu. Dwupi�trowe mury pokrywa� miejscowy granit, w kt�rym b�yszcza�y cienkie
�y�ki z�ota oraz plamy wy�wietlane w diagnostyce na niebiesko - materia�y
izotopowe. Kamienn� �cian� wie�czy�y jasnoczerwone linie, maj�ce utrzyma�
ciekawskich na odleg�o��: ogrodzenie z ukierunkowanej energii, dodaj�ce kolejne
dwa metry do imponuj�cej wysoko�ci �cian. Czujniki Zeislera wykry�y te� dobrze
ukryte pole elektryczne wytwarzane przez wykrywacze dzia�aj�ce na podczerwie� i
ultrad�wi�ki. Przy jedynym wej�ciu, za ekranem ochronnym, sta� pojedynczy ludzki
wartownik.
Zeisler wsun�� d�o� do kieszeni kamizelki i wyci�gn�� hologram, kt�ry nosi� przy
sobie przez ostatnie dziesi�� miesi�cy. S�aby obraz ja�nia� wyra�nie w jego
Oczach... ma�a dziewczynka, jego c�rka Amber w dniu swoich jedenastych urodzin.
Rude w�osy kontrastowa�y ostro z zielonymi oczami, oczami jej matki... oczami
Kaerie.
Zala�y go wspomnienia; fala emocji wys�a�a do krwiobiegu dodatkow� dawk�
endoktryn. M�zg uderzy� w dzwon alarmowy i usi�owa� powstrzyma� ten gwa�towny
atak, ale Zeisler zlekcewa�y� zaprogramowane rozkazy. Pragn�� pami�ta�. Pami�ta�
o przyczynie tej misji.
Uwa�a�, �e powinien przypomnie� sobie swoj� doskonale ukszta�towan� nienawi��.
Kaerie zwyk�a mawia�, �e Zeisler jest typowym Komandosem Prawa - ma serce ze
stali. Z niewyja�nionych nigdy dla Zeislera przyczyn Kaerie kocha�a go. W ko�cu
wysz�a za niego za m��. Gdy urodzi�a si� Amber, Zeisler zmieni� si�; by�a to
drobna zmiana widoczna jedynie dla tych, kt�rzy byli w stanie spojrze� ponad
stalowymi nitami dyscypliny wojskowej i nieust�pliwo�ci. W g��bi bry�y ch�odnego
metalu tworz�cej jego serce zap�on�a iskierka ognia.
Amber nie zna�a matki: Kaerie zgin�a w katastrofie awionetki, gdy dziewczynka
mia�a trzy miesi�ce. Zeislera nie by�o sta� na ubezpieczenie klonowe z
�o�nierskiej pensji. Wi�c zosta� sam z Amber...
Do zesz�ego roku.
W przysz�ym tygodniu Amber sko�czy�aby dwana�cie lat.
Obowi�zki s�u�bowe cz�sto trzyma�y Zeislera z dala od domu przez tygodnie, a
czasem nawet miesi�ce, a zatem zawsze t�sknili do wsp�lnie sp�dzanego czasu. Po
ostatniej dalekiej misji zabra� Amber na d�ugie wakacje.
Donovan jesieni�. Wspania�a pora roku w nadaj�cych si� do zamieszkania rejonach
tej odleg�ej planety. Podobnie jak na starej Ziemi, jesie� na p�nocnej p�kuli
Donovanu by�a pe�na ciep�ych kolor�w przyrody. Gdy planeta obraca�a si� na
swojej ekscentrycznej orbicie, temperatury stawa�y si� ni�sze od straszliwych
upa��w lata. Przez kilka miesi�cy, do nadej�cia d�ugiej, mro�nej zimy, dni by�y
przyjemne.
Wzi�li ze sob� sprz�t biwakowy i pojechali do jednego z nowych park�w
planetarnych.
Nie mogli wiedzie�, �e inni uznali w�a�nie Donovan za ulubion� planet� urlopow�
wojskowych.
Wspomnienia k��bi�y si� jak chmury, kt�re wypu�ci�y w�a�nie k�uj�ce igie�ki
deszczu. Wspomnienia wdar�y si� w my�li Zeislera, rozdzieraj�c �wie�e rany. B�l
powr�ci�, jak za ka�dym razem, gdy cofa� si� pami�ci� do tych wydarze�. L�d
zablokowa� spor� cz�� b�lu, chemiczny ch��d zag�usza� cierpienie.
Teraz jednak b�l zdawa� si� �wie�szy. W k�ciku oka niepokoj�co zakr�ci�a si�
�za, ale Zeisler zacisn�� z�by i wci�gn�� g��boko powietrze. Nie b�dzie p�aka�.
Nie. Nie b�dzie p�aka�.
W g�rnej cz�ci ochronnej szybki kasku zamigota� komunikat: OPCJA NA�O�ENIA
URUCHOMIONA.
Emocje dochodzi�y do wrzenia.
Pokryte elastal� palce Zeislera zacisn�y si�, prawie mia�d��c hologram. Zmusi�
d�o� do otwarcia si� i podni�s� opancerzone palce ku oczom. Wci�� nie m�g� wyj��
z podziwu, jak zdo�ali odtworzy� jego r�ce. Z reszt� te� posz�o im nie
najgorzej.
Spojrza� raz jeszcze na hologram i wsun�� go z powrotem do kieszeni.
Naprawd� nie najgorzej.
Wyjrza� nad ogrodzenie. W polu widzenia pojedyncze krople deszczu opada�y powoli
ku ziemi. Uderzaj�c o bruk rozpryskiwa�y niewielkie pi�ropusze py�u. Zapach nie
by� nieprzyjemny i w innym czasie i miejscu Zeisler m�g�by zatrzyma� si� na
chwil�, by rozkoszowa� si� prostym cudem deszczu. Wszystko jednak uleg�o
zmianie, jego za� wype�nia�a jedna, nie daj�ca wytchnienia potrzeba.
Wartownik. Temperatura jego cia�a by�a ekranowana w strategicznych miejscach, co
wskazywa�o na jakie� uzbrojenie ochronne. M�zg Zeislera przeanalizowa�
prawid�owo�ci i wysun�� hipotez�, �e jest to jomal, nieco starsza wersja jego
w�asnego uzbrojenia. Ciep�o i wzory obwod�w elektrycznych wskazywa�y, i�
m�czyzna ten nie by� elektrycznie wzmocniony. Jako jedyn� bro� mia�
przewieszony przez rami� lekki karabin p�automatyczny.
Zeisler wyci�gn�� z kabury pistolet Assassin Special i uni�s� go do g�ry. Kr�tka
wi�zka podczerwieni z he�mu na�adowa�a bro� szczeg�ami niezb�dnymi do zabicia.
Spr�ony dwutlenek w�gla wystrzeli pocisk neuronowy z pr�dko�ci� zbli�on� do
pr�dko�ci d�wi�ku - b�dzie to cichy strza�, ale dla bezpiecze�stwa Zeisler
ustawi� temperatur� pocisku tak, by zgadza�a si� z ciep�ot� otoczenia.
Wstaj�c, wycelowa� bro� i odbezpieczy� j� kolejn� wi�zk� z he�mu. Jego Oczy
widzia�y, jak pocisk sunie spokojnie ku celowi. Wsun�� bro� do kabury i
przeskoczy� przez ogrodzenie, zanim jeszcze pocisk wbi� si� w szyj� wartownika.
Wartownik wci�� patrzy� na Zeislera, gdy ten si� do niego zbli�a�. Zeisler
zatrzyma� si� i wyci�gn�� pocisk, kt�rego obwody w chwili zetkni�cia si� z
cia�em parali�owa�y wszystkie mi�nie cia�a ofiary, nawet kontrolowane przez
wegetatywny uk�ad nerwowy. Wartownik nie by� jeszcze martwy, ale za minut� czy
dwie b�dzie. Przy jego pasie wisia�y magnetyczne klucze. Zeisler zabra� je i
wyci�gn�� pasuj�cy do zamka w g��wnej bramie.
Sekund� p�niej pokona� zewn�trzne zabezpieczenia. Obrzuci� wzrokiem poro�ni�ty
traw� i ozdobiony krzewami orchidei dziedziniec i wypatrzy� czujniki strzeg�ce
wewn�trznej przestrzeni. Pojedynczy skaner optyczny pilnowa� g��wnej �cie�ki.
Podbieg� do wej�cia. Kolejny z nale��cych do umieraj�cego wartownika kluczy
otworzy� monolityczne drzwi. Zeisler zauwa�y�, �e ich otwarcie uruchomi�o sygna�
elektryczny, co� w rodzaju dzwonka. Nawet je�li ochrona nie zorientowa�a si�
jeszcze, �e wartownik nie �yje, w�a�nie odezwa� si� alarm.
No to co? Tak czy siak nadszed� czas, by tu nieco zamiesza�.
Zdarzy�o si� to w autobusie wycieczkowym trzeciego dnia ich wakacji. Ostatniego
dnia, jak si� okaza�o.
Rozdzieraj�ca metal eksplozja wstrz�sn�a autobusem, spychaj�c go do rowu
biegn�cego wzd�u� drogi. Automatyczne zabezpieczenia zatrzyma�y pasa�er�w w
fotelach, chroni�c przed powa�nymi obra�eniami wi�kszo�� z nich - z wyj�tkiem
siedz�cych w pobli�u kierowcy. Mina wyrwa�a dziur� w miejscu dw�ch pierwszych
rz�d�w siedze�, zabijaj�c kierowc� i czterech pasa�er�w.
Czterech szcz�liwych pasa�er�w.
Zeisler wyci�gn�� n� i przeci�� kr�puj�ce go pasy bezpiecze�stwa. Chc�c przede
wszystkim upewni� si�, �e Amber jest bezpieczna, przedar� si� przez gmatwanin�
cia� i skr�conego metalu ku drzwiom, gdzie wpad� na wdrapuj�cego si� do wn�trza
m�czyzn� z karabinem. Gdy bro� tamtego unios�a si� ku jego twarzy, Zeisler nie
my�l�c uderzy� no�em, kt�ry wszed� w oko napastnika jak w galaret�.
Chwyci� bro� martwego m�czyzny i skierowa� j� na jego towarzyszy, trzymaj�c ich
na odleg�o�� i jednocze�nie usi�uj�c uruchomi� radio. Prawie mu si� uda�o.
Przez drzwi autobusu wpad� granat. I wszystko znik�o w og�uszaj�cym huku i
ogniu.
Zeisler wyci�gn�� granat EMP z os�ony, odbezpieczy� go i rzuci� na dziedziniec.
Wsun�� si� do domu i rozejrza� po holu. Wn�trza strzeg�o kilka czujnik�w.
Uruchomi� laser w he�mie i o�lepi� wszystkie urz�dzenia. Wyci�gn�� miotacz i w
pe�ne dwie sekundy pokona� d�ugie schody. Ochrona wreszcie zacz�a dzia�a�.
Rozleg� si� ryk syreny, ale chwil� p�niej przerwa� go g�uchy grzmot
eksploduj�cego granatu.
Zeisler bieg� korytarzem, otwieraj�c mijane drzwi. Pierwszy m�czyzna ledwie si�
przebudzi�; Zeisler wys�a� mu szybk� �mier� i pobieg� do nast�pnych drzwi.
Wewn�trz siedzieli na ��ku m�czyzna i kobieta, kt�rej obrazu brakowa�o w
danych M�zgu. Zastanawia� si� przez �wier� sekundy, po czym zastrzeli� oboje.
W dziesi�� sekund pokona� ca�y korytarz, zabijaj�c ka�dego, kogo napotka�. Na
ko�cu korytarza ozdobne podw�jne drzwi otwar�y si� pod naciskiem jego r�ki,
ods�aniaj�c g��wn� sypialni�.
Nie by�o tam nikogo.
Ale ��ko nosi�o �lady u�ywania. Oczy dostrzeg�y ciepln� sygnatur� pojedynczego
cia�a. Wykry�y �lady prowadz�ce od ��ka do �azienki.
Zeisler uda� si� za nimi.
Wspomnienia przes�oni�y wizj�. Wspomnienia wybuchu i odzyskanej przytomno�ci
twarz� w twarz z obcym cz�owiekiem. Nie rozpoznawa� tej twarzy, jeszcze nie, ale
brak jakichkolwiek dystynkcji przekona� Zeislera, �e ma do czynienia z
terroryst�. M�czyzna trzyma� w r�ce portfel i hologram.
- Dobrze, �e si� pan wreszcie przebudzi�, majorze Zeisler - odezwa� si�
m�czyzna. Mia� dziwny akcent, kt�rego Zeisler nie potrafi� okre�li�. -
Obawia�em si�, �e nie b�dzie pan m�g� uczestniczy� w zaplanowanej dla pana
rozrywce. - Roze�mia� si�, jakby rozbawi� go jaki� zrozumia�y tylko dla niego
�art.
Zeisler by� wci�� zamroczony i kr�ci�o mu si� w g�owie. B�l zdawa� si� wyp�ywa�
z ka�dej kom�rki jego cia�a. R�ce mia� skr�powane na plecach, a szorstka trawa
ociera�a mu sk�r�, gdy szarpa� si� w wi�zach. Zerkn�� na otoczenie, usi�uj�c
zorientowa� si� w po�o�eniu. Uzna�, �e znajduj� si� nadal w parku. Nad g�owami
konary wielkiego drzewa zas�ania�y ich przed po�udniowym s�o�cem.
- Nazywam si� Vengara - powiedzia� m�czyzna wpatruj�c si� wci�� w twarz
Zeislera.
- I co z tego? - wycharcza� Zeisler.
Vengara bawi� si� no�em.
- Chc�, �eby� wiedzia�, komu dzi�kowa�, gdy sko�czymy tu dzisiaj, t�py wojskowy
dupku. Chc�, �eby twoje ostatnie wspomnienia by�y pe�ne nienawi�ci do mnie, tak
jak moje wspomnienia pe�ne s� nienawi�ci do podobnych tobie. Twoi ludzie
zmasakrowali ca�� moj� wiosk�, majorze Zeisler. Na Thenacie. Pami�tasz? Twoi
ludzie nazwali to akcj� policyjn�. Moi - ludob�jstwem.
Tak. Zeisler pami�ta�.
- �adna mi "wioska"! - sykn�� z w�ciek�o�ci�. - Thenata by�a obozem treningowym
dla tch�rzliwych wymoczk�w, kt�rzy wysadzaj� uwi�zi kosmiczne i wrzucaj�
mikrofagi do zbiornik�w wodnych w koloniach. Ale o to mogliby�my si� spiera� do
ko�ca �ycia. Zabijesz mnie, a wi�c do dzie�a.
M�czyzna roze�mia� si� nag�ym, pozbawionym rado�ci �miechem.
- Nie, jeszcze nie. Najpierw dostaniesz ode mnie prezent. - Skin�� na kogo�
znajduj�cego si� poza polem widzenia Zeislera i po chwili pojawi�o si� dw�ch
m�czyzn. Trzymali mi�dzy sob� Amber.
- Tatusiu! - krzykn�a. - �yjesz! My�la�am...
Zeisler poczu� lodowaty dreszcz strachu. Walczy�, �eby utrzyma� emocje na
uwi�zi. Usi�owa� powiedzie� co� uspokajaj�cego, ale g�os mu si� za�ama�. Amber
p�aka�a. Mia�a potargane w�osy, a z ma�ych zadrapa� sp�ywa�a jej na ramiona
krew.
- Nie chcieli�my, �eby� umiera� samotnie. - Vengara odsun�� si� na krok od
Zeislera.
Uni�s� n�, nie zwa�aj�c na nieartyku�owane krzyki Zeislera, i rozci�� ubranie
Amber. Jego ludzie trzymali j�, Vengara za� zdar� z niej odzienie.
Zeisler przetoczy� si� na kolana i usi�owa� si� podnie��. Vengara by� wci��
odwr�cony do niego ty�em, ale pozostali dostrzegli jego ruchy, pu�ci�
dziewczynk� i si�gn�li po bro�.
Przebieg�szy szybko trzy kroki, Zeisler uderzy� przyw�dc� terroryst�w stop� w
plecy. Trafi� Vengar� powy�ej nerek i popchn�� go na stoj�cego bli�ej jednego z
jego ludzi, przewracaj�c obu na ziemi�.
- Uciekaj, Amber! - wrzasn��, kopi�c trzeciego terroryst� w podbr�dek. Ko��
p�k�a i m�czyzna run�� na traw�.
Amber zawaha�a si� tylko przez moment, po czym obr�ci�a si� i pobieg�a ku
najg�stszej cz�ci lasu.
Zeisler obr�ci� si�, usi�uj�c jednocze�nie oswobodzi� r�ce z wi�z�w. Vengara
zd��y� ju� wsta�. Jego blad� twarz wykrzywia� grymas bezlitosnej z�o�ci.
Zeisler zrobi� krok do przodu, okr�ci� si� na jednej nodze i wymierzy� kopniaka
w lewe kolano Vengary.
Cios chybi� celu.
Vengara zrobi� unik i uderzy� go wierzchem d�oni w skro�.
Zeisler zatoczy� si�. Na moment go zamroczy�o. Nim zd��y� doj�� do siebie,
Vengara uderzy� ponownie. Szybki jak b�yskawica cios wyl�dowa� na �ebrach
Zeislera, zginaj�c go w p�.
Ten cz�owiek by� szybki, niewiarygodnie szybki.
Zeisler z trudno�ci� si� wyprostowa�. Pr�bowa� uderzy� Vengar�. R�ce trafi�y
jednak w pustk�, a kolejny cios wyl�dowa� na jego potylicy. Opad� na kolana.
Zbieraj�c si� w sobie, podni�s� si� zn�w.
Zanim zd��y� wykona� obr�t, tu� przed nim pojawi� si� zamazany obraz Vengary.
Wzmocniony.
Nerwy tego cz�owieka by�y pogrubione, wzmocnione, �eby obni�y� czas reakcji do
u�amk�w sekundy.
- O Bo�e, nie dam rady wygra� - szepn�� w rozpaczy Zeisler, ale mimo to rzuci�
si� na Vengar�. Terrorysta odsun�� si� na bok - dla nie wspomaganych oczu jego
ruchy by�y nienaturalnie szybkie - i wymierzy� kolejny mia�d��cy cios w
potylic�.
Co� trzasn�o i Zeislera ogarn�a ciemno��.
Bogato urz�dzona �azienka by�a r�wnie pusta, jak sypialnia.
Zaisler zauwa�y� w pokoju drugie drzwi. Otworzy� je kopniakiem i rzuci� si� w
bok, gdy tu� ko�o niego rozprysn�� si� pocisk.
Odpi�� od pasa kolejny granat EMP, nastawi� na �wier� sekundy i rzuci� za drzwi.
Gdy wpad� na schody, za jego plecami rozleg�a si� eksplozja i polecia� gruz.
Poni�ej na schodach by�o s�ycha� tupot st�p. Przeskakiwa� po dwa stopnie i
dotar� na d�, gdy Vengara zmierza� do wyj�cia. Zeisler uni�s� miotacz, ustawi�
celownik na prawe kolano tamtego i wypali�. Kula wystrzeli�a z pr�dko�ci� dw�ch
kilometr�w na sekund� i uderzy�a w chwili, gdy Vengara przenosi� ci�ar w�a�nie
na t� nog�. Kolano rozprysn�o si�.
Wykonuj�c szybki obr�t, Vengara zd��y� wyci�gn�� bro�, zanim upad�, ale wzrok
Zeislera namierzy� wcze�niej d�o� z pistoletem.
Nast�pna kula roztrzaska�a nadgarstek Vengary. Nim jego cia�o uderzy�o o ziemi�,
dwa kolejne pociski roztrzaska�y drugie kolano i drugi nadgarstek. Run�� g�ow�
do przodu na mokr� traw� i przejecha� po niej dobry metr.
Vengara zamruga�, �eby strz�sn�� krople deszczu z oczu. Wyraz jego twarzy
oscylowa� mi�dzy gniewem a strachem. Zeisler zauwa�y� brak objaw�w b�lu, ale
spodziewa� si� tego. Wi�kszo�� wzmocnionych zab�jc�w, podobnie jak ich wojskowi
odpowiednicy, wybiera�a obwody t�umi�ce b�l. Post�pi� kolejny krok w kierunku
Vengary, ale w jego g�owie rozleg� si� sygna� alarmowy. Czujniki M�zgu wykry�y w
pobli�u sygnatury elektryczne i podczerwone.
Zeisler obr�ci� si� z niewiarygodn� pr�dko�ci� ku ubranemu w peleryn�
wartownikowi stoj�cemu za drzwiami. Lufa miotacza unios�a si� i w tej samej
chwili r�ka, w kt�rej Zeisler trzyma� bro�, znalaz�a si� w pu�apce
nied�wiedziego u�cisku. Pancerz z elastali wygi�� si� do �rodka, a ko�ci
zatrzeszcza�y, gdy masywna d�o� automatoidu zacisn�a si� na d�oni Zeislera.
Fala b�lu przebieg�a przez jego wzmocnione nerwy, obci��aj�c t�umiki b�lu ponad
ich zdolno�� zmniejszania cierpienia.
Opancerzony automatoid w milczeniu uni�s� Zeislera w powietrze. Vengara zacz��
si� �mia�.
Zeisler odruchowo si�gn�� po przypi�tego do biodra dziewi�ciocalowego stalowego
Randalla. Automatoid pod��y� za tym ruchem, usi�uj�c chwyci� jego woln� r�k�.
Zeisler si�gn�� no�em pod trzymaj�ce go rami� maszyny i wbi� ostrze w szyj�
automatoida, mi�dzy warstwy pancerza, przecinaj�c znajduj�c� si� wewn�trz g��wn�
magistral� komputera. Maszyna natychmiast zamar�a; serwomechanizmy obraca�y si�
bez celu, gdy procesor przeszed� w stan spoczynku.
Zeisler usi�owa� wyswobodzi� swoj� uwi�zion� r�k�, ale u�cisk automatoida by�
zbyt silny. Z w�ciek�o�ci� dostrzeg�, �e Vengara czo�ga si� ku awionetce
stoj�cej na ty�ach budynku.
Zeisler chwyci� swojego Randalla za r�koje�� i wyci�gn�� ostrze. Wbi� je w
nadgarstek automatoida. Wyci�gn�� i znowu uderzy�. Ostrze zag��bia�o si�, ale
niewystarczaj�co. Spojrza� zn�w na Vengar� i zawy� z rozpaczy.
Dra� nawiewa�. Dotrze do awionetki, zanim Zeisler zdo�a przeci�� gruby pancerz
maszyny.
Ockn�� si� na niewielkiej polance. Kark ociera�a mu szorstka kora. By�
przywi�zany do drzewa. Na szyi czu� cienki drut, tors za� okr�cono kilka razy
grubym sznurem. R�ce wykr�cone do ty�u, obejmowa�y pie�; w przeguby wpija� mu
si� drut, kt�rym by�y zwi�zane.
Us�ysza� g�os c�rki.
Dwaj m�czy�ni ci�gn�li j� z lasu. Jej cia�o by�o poranione i krwawi�o.
- Amber... - usi�owa� krzycze� Zeisler, ale z jego ust wydoby� si� tylko cichy
j�k.
Rzucili j� na ziemi� naprzeciwko Zeislera. R�ce i nogi przywi�zali do drzew;
le�a�a rozkrzy�owana. Przez kr�tki moment, w kt�rym zamar�o jego serce, my�la�,
�e zamierzaj� j� zgwa�ci�. Oni jednak odeszli na bok.
Vengara i jeszcze jeden m�czyzna - nie, to by�a kobieta o obci�tych bardzo
kr�tko w�osach i nienaturalnie okrutnym wyrazie twarzy - stan�li nad
dziewczynk�. U�miechaj�c si� do Zeislera, Vengara wzi�� od kobiety urz�dzenie,
ma�y nadajnik ultrad�wi�kowy, i postawi� je na ziemi ko�o Amber. Zeisler nic nie
s�ysza�, ale migaj�ce �wiate�ko by�o wystarczaj�c� oznak�, �e urz�dzenie nadaje
jaki� sygna�.
- To wystarczy. - Vengara obr�ci� si� do Zeislera i zachichota�. - Co za szkoda,
�e nie mo�emy zosta� i popatrze�, ale twoi koledzy komandosi mog� si� tu lada
chwila zjawi�... chocia� nie wcze�niej ni� nacieszysz si� naszym podarkiem. Mam
tak� nadziej�.
Vengara da� pozosta�ym znak do wycofania si�. Potem nachyli� si� tak blisko, �e
Zeisler poczu� ostry zapach jego oddechu, i szepn��:
- Czyta�e�, jak s�dz�, informacje egzobiologiczne w broszurze dla odwiedzaj�cych
t� planet�. Wiesz zapewne o niewielkim insekcie zwanym taratell�...
Amber j�kn�a cicho i zagryz�a wargi.
- Nie? - Vengara za�mia� si� cicho. - Och, co za szkoda. Niech no ci wyt�umacz�.
- U�miechn�� si� do Zeislera i przykucn�� ko�o niego. - W�a�ciwie ta taratella
nie jest owadem. My�l�, �e mo�na by j� okre�li� jako co� w rodzaju skorupiaka,
czy jamoch�ona... to troch� jak l�dowy krab z mackami, troch� jak meduza. Ma
wyj�tkowy spos�b rozmna�ania, cho� trudno by�oby go nazwa� zabawnym dla samicy,
ale na tym w�a�nie polega ca�e pi�kno - powiedzia�, wskazuj�c na urz�dzenie. -
Samica taratelli, widzisz, przyzywa samca wysy�aj�c ultrad�wi�kowy sygna�,
podobny do nadawanego przez ten transponder, kt�ry da�em twojej c�rce. Samiec
kopuluje z samic� k�ad�c macki na jej genitaliach i wstrzykuj�c plemniki
bezpo�rednio do jej cia�a. Te plemniki wydzielaj� zwi�zek chemiczny, kt�ry
jeszcze nie zosta� zanalizowany przez miejscowych egzobiolog�w, ale efekty jego
dzia�ania s� doskonale znane. Plazmolizuje on natychmiast �yw� tkank�,
sprawiaj�c, �e cia�o samicy twardnieje, tworz�c nie daj�c� si� przebi� skorup�
wok� jaja, kt�re ona nosi w sobie. Umiera. �eby jej m�ode mog�y �y�.
Zeisler szarpn�� si� w wi�zach i poczu� nowy b�l, gdy drut przeci�� mu sk�r�.
Zacisn�� mocno oczy, niezdolny patrze� na w�asn� c�rk�.
- Ej�e, ej�e. Nie mo�emy sobie na to pozwoli� - zbeszta� go Vengara.
Palce szarpn�y jego powieki. Zeisler spojrza� Vengarze w oczy.
W polu jego widzenia pojawi�o si� ostrze no�a. Poczu� kr�tki, ostry b�l i
Vengara trzyma� w palcach jego powiek�. Roze�mia� si� i odrzuci� krwawy strz�p.
Czerwona fala zala�a oko Zeislera, a Vengara si�gn�� i odci�� jego drug�
powiek�.
- Thenata. Oko za oko, pieprzony draniu - sykn�� Vengara.
I odszed�.
Zeisler st�umi� �kanie. Gdy Amber zacz�a zawodzi�: "Tatusiu, co oni ci
zrobili...", jego rozpacz ust�pi�a przera�eniu.
- Nie martw si� o mnie - wykrztusi�. Gdy prze�kn�� �lin�, �o��dek skurczy� mu
si� w ciasny w�ze� strachu.
- Jak my�lisz, Amber, zdo�asz si� uwolni�?
- Nie wiem. Boli, gdy ruszam si� w tych drutach.
- Wi�c zaczekaj chwilk�, dziecino. Poszli sobie i nie s�dz�, �eby zamierzali
wraca�.
Amber zacz�a p�aka�.
- Jeste� ranny, tato.
Zeisler odkaszln��, a krew zala�a mu usta. Usi�owa� wyzwoli� z drutu, ale ten
gdy raz wbi� si� w cia�o, dr��y� coraz g��biej.
I wtedy dostrzeg� jaki� ruch.
Nie zorientowa� si�, co to by�o. Co� poruszy�o si� w niskich krzakach. Zeisler
us�ysza� szelest ocieraj�cych si� o siebie li�ci. Wsz�dzie dooko�a le�ne
poszycie jakby o�y�o.
Co� wskoczy�o na polank� i zatrzyma�o si�, zanim zanurkowa�o w k�p� zielska
kilka metr�w od nich. Zeisler zd��y� przyjrze� si� stworzeniu. Mia�o rozmiary
mniej wi�cej ziemskiej langusty i drepta�o na wielu parach odn�y. Wzd�u�
odw�oka wyrasta� wymy�lny wachlarz wij�cych si� macek.
Szybkim truchtem przemkn�o ku jeszcze bli�szej k�pie zielska.
Zeisler poczu� nawr�t paniki. Nie czyta� informacji egzobiologicznych. Ale widok
tego stwora i sadystyczna rado�� Vengary sprawia�y, �e nabra� przekonania, i�
dra� m�wi� prawd� o taratellach.
Kt�re w�a�nie zbli�a�y si� do jego c�rki.
Vengara wymyka� mu si�.
Ca�a z�o�� Zeislera wezbra�a we w�ciek�ym charkocie. Wyci�gn�� ostrze i... wbi�
je we w�asny nadgarstek, przecinaj�c cia�o, a nast�pnie ko��, a� fale b�lu
uderzy�y w jego czaszk�.
Ostatnie, koszmarne ci�cie naderwanego �ci�gna i Zeisler upad� na ziemi�. Wsta�
b�yskawicznie i rzuci� si� za Vengar�.
Chwyci� go i uderzy� wzmocnion� pi�ci�. Vengara przekr�ci� si� na plecy,
napinaj�c mi�nie przed kolejnym atakiem.
Zeisler sta� nad nim, a krwawy deszcz pada� na twarz Vengary.
- Kim, do cholery, jeste�? - wycharcza� Vengara.
Zeisler schowa� n�. Si�gaj�c do kieszeni kamizelki wyci�gn�� hologram i
podetkn�� tamtemu przed oczy.
Vengara popatrzy� na mokry od deszczu hologram, po czym zwr�ci� oczy na
Zeislera. Nic nie pojmowa�.
- Powiniene� pami�ta� swoje ofiary.
- Ofiary? - Vengara spojrza� ponownie na hologram. Tym razem Zeisler dostrzeg�
lekkie napi�cie w k�cikach oczu.
- �wietnie - sykn�� Zeisler. - Przypominasz sobie. Masakra dwudziestu dw�ch
m�czyzn, kobiet i dzieci na Donovanie. Zar�n��e� ich.
- Prawo mia�o szans� uwolni� ich za okupem - warkn�� Vengara. - Odm�wili,
skazuj�c tych przest�pc�w na �mier�. Wina le�y po stronie Prawa.
Zeisler wsun�� hologram pod prawe rami� i otworzy� kolejn� kiesze�. Wyci�gn��
niewielki iniektor.
- Ta dziewczynka... - G�os mu zadr�a�. - Wystawi�e� j� na �er donova�skiego
robactwa. Umiera�a przez wiele godzin.
Gorzkie wspomnienia jeszcze raz powr�ci�y. Wspomnienia i obrazy, kt�re
psychoturdzy z o�rodka rekonstrukcyjnego Prawa usi�owali wymaza�.
- Musisz si� uwolni�, Amber! Myli�em si�! Nie ma du�o czasu!
- Ale tato, to mnie zabija... ten drut mnie zabija!
- Pos�uchaj mnie. Uspok�j si� i pos�uchaj mnie. Niewa�ne, jak bardzo boli.
Musisz si� uwolni�! Prosz�, Amber. Spr�buj, prosz�!
Zeisler szarpn�� si� w wi�zach. Drut wbija� si� g��biej, a po jego nadgarstkach
rozla�o si� ciep�o. Amber wi�a si� i szarpa�a, �kaj�c, gdy drut rozcina� jej
sk�r�.
Krabopodobny stw�r by� tu� przy niej.
- O Bo�e, Amber! Kocham ci�!
- Tato? Tato! Nie m�w tak! Boj� si�...
Amber nie widzia�a taratelli, dop�ki nie wskoczy�y na jej nagie cia�o. Jej
krzyki zmieni�y si� we wrzask, gdy stwory rozpostar�y wachlarze ��de�, a
nast�pnie uderzy�y nimi w jej pier� i brzuch.
Zeisler szarpn�� si� w wi�zach. Drut przeci�� jego cia�o do ko�ci, ale on wci��
usi�owa� si� uwolni�, dop�ki jej krzyki nie zmusi�y go do podniesienia g�owy ku
niebu, odwr�cenia wzroku od jej sztywniej�cego cia�a. S�dzi�, �e b�dzie w
stanie wytrzyma� ka�d� krzywd�, przyj�� ka�de cierpienie, prze�y� ka�dy b�l,
je�li tylko zdo�a si� uwolni� i ocali� swoj� c�rk�. Ale krzyki trwa�y nadal,
cichn�c, a� przesz�y w zawodzenie, kt�re zag�uszy�o wszystkie inne my�li.
Potem straci� przytomno��.
Vengara wpatrywa� si� w pochylonego nad nim Zeislera.
- Sk�d? Sk�d ty to wszystko wiesz?
- Nie domy�lasz si�, kim jestem? - Zeisler rozkaza� M�zgowi odsun�� ekran i
otworzy� cz�� he�mu zas�aniaj�c� twarz. - Obci��e� moje powieki i pozostawi�e�
mnie, �ebym przygl�da� si�, jak moja c�rka umiera... jak umiera, krzycz�c.
Vengara potrz�sn�� g�ow�.
- Nie mam poj�cia, o czym ty, u diab�a, m�wisz.
- Pieprz si�! - Zeisler splun�� na niego. - Ty skurwysy�ski morderco! Nie masz
poj�cia, jak d�ugo czeka�em na t� chwil�.
- Kim jeste�? Pami�tam wszystko z Donovanu, ale ciebie nie pami�tam.
- Mam dla ciebie co� nowego - powiedzia� oboj�tnym tonem Zeisler, zbli�aj�c
iniektor do szyi m�czyzny. - Co� interesuj�cego. Takiemu rze�nikowi jak ty
powinno si� spodoba�.
Nacisn�� spust iniektora, po czym odrzuci� urz�dzenie.
- To paskudny paso�yt znaleziony na planecie zwanej Howler. Gdy dostanie si� do
organizmu �ywiciela, pod��a do m�zgu, �eby si� tam osiedli�. Niemal natychmiast
parali�uje funkcje motoryczne. A potem pozostaje tam jeszcze kilka dni
przegryzaj�c si� przez tkank�. O ile wiem, ofiary b�agaj� o eutan� - co�
dziwnego w sk�adzie chemicznym odchod�w tego paskudztwa pobudza receptory b�lu w
m�zgu. Twoje blokady nerwowe nic ci nie pomog�. No i, oczywi�cie, komu�
wzmocnionemu, �eby reagowa� w milisekundy, kilka dni wyda si� wieczno�ci�...
Zeisler urwa�.
Vengara wykrztusi� ostatnie "Kim jeste�?", po czym jego cia�o rozlu�ni�o si�,
opadaj�c bezw�adnie na traw�. Wydawa�o si�, �e �pi spokojnie, ale Zeisler
wiedzia� swoje.
Sko�czone.
Wreszcie sko�czone.
Psychoturdzy pracowali nad uleczeniem jego umys�u, gdy odbudowywano mu cia�o.
Troch� to pomog�o, aczkolwiek Zeislerowi wci�� zdarza�o si� wpada� w mordercz�
furi� bez ostrze�enia. M�zg zosta� zaprojektowany, �eby dostarcza� mu informacji
o misjach i monitorowa� jego cia�o pod k�tem zagro�e� fizjologicznych.
Wewn�trzne i zewn�trzne zapasy chemikali�w mog�y by� niemal natychmiast
wprowadzone do jego krwiobiegu, by przywr�ci� mu delikatn� r�wnowag�.
W tej jednak misji dano mu mo�liwo�� zduszenia chemicznych ogranicze� na�o�onych
na jego emocje.
Spojrza� raz jeszcze na hologram swojej c�rki. Wspomnienia o Amber sta�y si�
rodzajem mantry. Przez miesi�ce - bolesne, trudne miesi�ce - powtarza� sobie, �e
gdy tylko dokona tego, co sobie postanowi�, ta m�czarnia si� sko�czy.
Ale jej krzyki wci�� d�wi�cza�y w jego wspomnieniach. Nie sko�czy�o si�.
Bynajmniej.
Gdzie zatem znajdzie wytchnienie?
Jakby na zawo�anie poczu� ch��d, gdy M�zg wstrzykn�� mu do krwiobiegu jakie�
chemikalia. Na ekranie he�mu roz�wietli� si� komunikat: OPCJA NA�O�ENIA WYGAS�A.
W jego �y�ach p�yn�� L�d, wr�ci�a ch�odna obecno�� rozs�dku.
A poza Lodem kry�o si�... co� jeszcze. W��czy� si� standardowy podprogram, co�
ukrytego w�r�d oprogramowania narz�dziowego M�zgu, do kt�rego nie mia� dost�pu.
Na ekranie mign�� nowy komunikat, zgas� jednak tak szybko, �e Zeisler nie by�
nawet pewny, czy naprawd� go widzia�:
WY��CZY� PROGRAM AMBER.
Wielki kawa� pami�ci po prostu znikn��.
Spojrza� na hologram. Ma�a dziewczynka. Nigdy wcze�niej nie widzia� tej
dziewczynki. Nie mia� poj�cia, kim mog�a by�.
Wtedy zacz�� dzia�a� kolejny podprogram, a pami�� Zeislera wype�ni�a si�
obrazami brata, kt�ry mia� na imi�... na imi�... ach, tak, mia� na imi� Lufti i
zosta� zabity przez fanatyk�w religijnych, kt�rzy ukrywaj� si� pono� w �wi�tyni
w Paxta na Ghilbrze, a on musi tam lecie�, musi tam natychmiast lecie�... statek
Prawa ju� czeka, by zawie�� go na Ghilbr�.
�eby pom�ci�.
A gdy odchodzi� w noc i jego pami�� zasila�y kolejne, coraz straszniejsze
szczeg�y �mierci jego brata, a b�l przedziera� si� przez mur Lodu, otar� r�k�
krople deszczu sp�ywaj�ce mu po policzkach.
Mimo �e deszcz przesta� ju� pada�.